29.08.2020
Bladym świtem próbuję wytaszczyć swoją piekielnie ciężką walizkę, ledwie mieszczącą się w drzwiach opuszczanego przeze mnie pokoju, któremu przyglądam się ostatni raz, pełna różnorakich emocji. Pośród nich dominująca była jednak najzwyklejsza w świecie ulga, że zostawiam to koszmarne miejsce. Staram się narobić jak najmniej hałasu swoim wyjściem. Nie chcąc obudzić swojej matki, która zasnęła raptem trzy godziny wcześniej, znowu kompletnie upojona alkoholem. W dodatku z tym samym facetem, który nagabywał mnie wczoraj w kuchni. Widocznie miał zamiar zostać tu na dłużej, przez co jeszcze mocniej dziękowałam losowi za możliwość tego wyjazdu. Nie wytrzymałabym z typ podłym typem pod jednym dachem ani dnia dłużej.
Przez swoją kolejną pijacką imprezę z rzędu wraz z jakimiś przypadkowymi osobami zafundowali mi następną nieprzespaną noc. Byłam dlatego ledwo przytomna i wprost nie mogłam się doczekać, aż znajdę się w końcu w samolocie i będę w stanie w spokoju zasnąć na kilka zbawiennych godzin, po których miałam przywitać się z nowym i zdecydowanie lepszym okresem w moim życiu. Usilnie licząc, że nie trafiam z deszczu pod rynnę i rzeczywiście tak będzie.
- A ty dokąd? - przeklinam swojego pecha, gdy zza pleców dobiega mnie ledwo przytomny głos rodzicielki, która pewnie wstała z zamiarem skorzystania z łazienki.
- Wyjeżdżam do Austrii. Będę tam przez rok studiować, zapomniałaś? Mówiłam ci o tym tyle razy - odwracam się za siebie. Wpatrując w niemal identyczne co moje oczy. Od zawsze byłyśmy do siebie ogromnie podobne. Przez co nikt nigdy nie miał problemów z natychmiastowym zauważeniem, że na pewno jesteśmy spokrewnione.
- To już? Chyba sobie kpisz. Kto teraz będzie płacił czynsz i rachunki? Mnie na to przecież nie stać! - pyta głupio. Jak zawsze martwiąc się wyłącznie o siebie. - Heidi, nie możesz mnie tak zostawić! Przez tyle lat cię utrzymywałam i chowałam. Jesteś mi teraz coś za to winna. Powinnaś spłacić swój dług i zostać. Dobrze wiesz, że nie jestem w stanie pójść do żadnej pracy - jej słowa przyprawiają mnie o kolejne bolesne ukłucia w sercu. Zupełnie nie liczyła się ze mną. Od zawsze chodziło jej wyłącznie o materialne korzyści, które mogła ode mnie uzyskać. Ta kobieta nigdy nie obdarzyła mnie, nawet gramem jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Byłam dla niej po prostu nikim. Dlaczego dopiero teraz to sobie uświadomiłam? Okropna naiwność nigdy mi nie popłacała.
- Przykro mi, ale nie jestem ci nic winna. Ja na świat się nie prosiłam. Mogłaś to sobie przemyśleć, zanim zdecydowałaś się mnie urodzić. A teraz najlepiej będzie jak każda zajmie się swoim życiem. To od zawsze wychodziło nam przecież najlepiej - mówię stanowczo. Zmierzając w kierunku wyjścia. Doskonale wiedząc, że nic tu po mnie.
- Heidi, poczekaj! - idzie za mną. Przez ułamek sekundy mam złudną nadzieję, że się ze mną pożegna albo usłyszę od niej przynajmniej jakieś dobre słowo na drogę. Chyba o niczym bardziej nie marzyłam. - Daj mi jakieś pieniądze, chociaż za ten miesiąc. W końcu przez niemal cały tutaj mieszkałaś. Myślisz, że cokolwiek jest w tym świecie za darmo? Ja też muszę za coś żyć, a ty sobie poradzisz. Z taką buźką mogłabyś pławić się zresztą w luksusach, gdybyś tylko chciała. Coś o tym wiem - wystawia w moim kierunku rękę w oczekiwaniu, pozbawiając mnie resztek złudzeń. W dodatku nie mogłam zrozumieć, jak mogła mi zasugerować, że miałabym się sprzedawać za pieniądze. Mam wrażenie, że chyba nigdy bardziej jej tak nie nienawidziłam, jak w tym momencie.
- Proszę bardzo. Bierz - wyciągam z torebki portfel, wręczając jej na oślep kilka banknotów, które z satysfakcją ściska w swojej dłoni. W pośpiechu znikając z nimi bez słowa w swoim pokoju. Byłam bardziej niż pewna, że wszystkie przeznaczy na alkohol. To już jednak nie była moja sprawa. Najlepiej niech się nimi wszystkimi udławi!
Z zaszklonymi od łez oczami i przepełniającym mnie smutkiem. Opuszczam mieszkanie, trzaskając z całej siły drzwiami. Przynajmniej na nich mogłam się minimalnie wyżyć. Następnie rzucam należące do mnie klucze pod nie. Decydując, że przenigdy moja noga już tutaj nie postanie. Wolałam mieszkać pod mostem niż z kobietą, która niby mnie urodziła, a traktowała gorzej niż obcą osobę. Pomiatając mną od najmłodszych lat życia. Byłam taka głupia, że nie wyprowadziłam się stąd w dniu osiemnastych urodzin, a co gorsza kryłam ją przez wszystkie lata dzieciństwa. Udając, że zawsze wszystko u nas jest w jak najlepszym porządku. Tysiące razy sprzątałam całe mieszkanie przed wizytą kogoś z pomocy socjalnej, starałam się mieć zawsze odrobione lekcje, czyste ubranie i jako takie oceny, aby nikt niczego się nie domyślił i myślał, że jedynie jesteśmy biedne, a mama wyjątkowo zapracowana. Ona też zawsze była sprytna i potrafiła doprowadzić swój stan do normy na te kilka dni w miesiącu, gdy musiała coś załatwić. To dlatego przez tyle lat nikt się w niczym nie zorientował. Z tym już jednak definitywny koniec. Od teraz będzie skazana wyłącznie na siebie i kolejnych sponsorów pokroju jej osoby. Odpychając od siebie wspomnienia z bolesnej przeszłości, zaczynam żmudną walkę z walizką i niekończącymi się schodami. Dobrze wiedząc, że nie mogę liczyć na niczyją pomoc z zamieszkałych tu osób.
Opieram głowę o niewielkie okno samolotu, przymykając lekko oczy. Zaczynając odczuwać ogromne zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Nie mogłam się już doczekać zobaczenia z Inge, a równocześnie okropnie bałam swojej reakcji na ponowny widok Stefana, którego prędzej czy później będę musiała gdzieś spotkać. Nie wiedziałam, czy mam udawać, że się nie znamy, czy może lepiej wygarnąć mu, jak bardzo się na nim zawiodłam i zażądać wyjaśnień odnośnie tego, co takiego zrobiłam, że nie zasłużyłam sobie nawet na najmniejsze wyjaśnienia jego decyzji. Mimo że trudno mi było przyznać się do tego nawet przed samą sobą, to bardzo za nim tęskniłam. Za naszymi rozmowami albo milczeniem, gdy nie miałam na nią po prostu ochoty. Jego śmiechem, którym zawsze mnie zarażał, choćbym była w fatalnym nastroju. Poczuciem humoru, które pomagało mi przetrwać najgorsze wieczory. A najbardziej tęskniłam za jego ogromnym wsparciem i motywacją, którymi mnie obdarzał w największych chwilach zwątpienia i załamania podczas nauki do kolejnych zaliczeń i egzaminów, które miały otworzyć mi drogę do tego stypendium. To właśnie on był zawsze przy mnie mentalnie, gdy płakałam nad notatkami i książkami, starając się cokolwiek z nich zrozumieć, a piekielnie głośna muzyka rozbrzmiewała w całym mieszkaniu. Byłam pewna, że bez niego nie byłoby mnie dzisiaj w tym miejscu, za co mimo wszystko byłam mu ogromnie wdzięczna. Dobrze wiedziałam, że znajomość z nim sprawiła, że stałam się o wiele lepszym człowiekiem. Zawsze uważałam naszą relację za dokończenie procesu mojej przemiany, którą zapoczątkowało spotkanie na mojej drodze Sophie i wielu innych życzliwych osób. Pokazujących mi, że wcale nie musimy biernie przyjmować życia takim, jakie jest, a starać się je właśnie zmienić na takie, jakiego chcemy.
Czując coraz bardziej ogarniającą mnie senność. Uśmiecham się lekko sama do siebie, mimowolnie wracając myślami do momentu, gdy po naszej wspólnej nocy ze Stefanem i porządnym jej odespaniu. Znalazłam na drzwiach swojego pokoju hotelowego karteczkę z numerem telefonu i krótką informacją, że mogę zadzwonić albo napisać, kiedy tylko będę chciała. Co było dla mnie wyjątkowo miłym zaskoczeniem. Byłam w końcu przekonana, że Stefan zniknie na zawsze z mojego życia bez słowa. Jak sobie to wcześniej ustaliliśmy. W życiu się też nie spodziewałam, że tak szybko ulegnę pokusie wykorzystania otrzymanej możliwości. Rozpoczynając tym samym wielomiesięczną i wyjątkowo specyficzną relację, której do końca nie potrafiłam określić nawet teraz, gdyż wyłamywała się z każdych przyjętych ram znajomości czy przyjaźni. Równocześnie nigdy nie znalazła się przy tym, choćby na początkowej drodze do związku. Myśl o tym, że ta pamiętna karteczka mająca ogromną wartość sentymentalną ma nadal specjalne miejsce w moim portfelu, jest ostatnią, którą pamiętam, zanim zapadam w głęboki i uspokajający mnie sen.
Idę niepewnie przed siebie, pokonując kolejne metry austriackiego lotniska, na którym panował dość spory ruch. Co zresztą nie było niczym dziwnym. Nadal w końcu panował sezon urlopowy i wszyscy z niego korzystali, jak tylko mogli. Rozglądam się uważnie w poszukiwaniu dobrze znajomej mi pary. Mając nadzieję, że nie stało się nic niespodziewanego, co mogłoby uniemożliwić im dotarcie tutaj.
- Heidi! - zauważam w końcu biegnącą w moją stronę Inge, za którą nawet Michael nie był w stanie nadążyć, a moment później znajduję się już w jej mocnym uścisku. - Jak ja się za tobą stęskniłam. Myślałam, że już się ciebie nie doczekam. Wspaniale wyglądasz - chwali mój wygląd, choć to ona wyglądała olśniewająco. Pobyt w Austrii wyraźnie jej służył.
- Za mną? Czy może jednak za tym? - żartuję. Machając jej przed oczami tabliczką norweskiej czekolady, którą wprost uwielbiała. Pokaźny zapas takich samych tabliczek znajdował się dodatkowo w mojej walizce. Spodziewałam się, że ogromnie ucieszą one blondynkę.
- Pamiętałaś! Kocham cię po prostu za to - bierze ode mnie swój podarunek. Przytulając mocno do siebie, co kwituję jedynie cichym śmiechem. Uwielbienie Inge do słodyczy nie zmieniło się nic a nic. - Powiedz jeszcze, że udało ci się przemycić Sophie w walizce, a chyba oszaleję ze szczęścia.
- Aż tak wszechmocna niestety nie jestem, ale coś tam słyszałam, że nasze ulubione małżeństwo planuje złożyć wam niedługo wizytę - dzielę się z nią radosną wiadomością, na którą byłam pewna, że czeka z upragnieniem. Dobrze wiedziałam w końcu, jak tęskni za swoją najlepszą przyjaciółką.
- Chyba zaraz zrobię się zazdrosny. Mnie z takim entuzjazmem nigdy nie witasz. Nieważne skądkolwiek wracam - Michael także w końcu do nas dołącza. Przyglądając się nam z niemałym rozbawieniem.
- Na takie powitanie trzeba sobie zasłużyć, mój drogi. Na przykład tym - Inge wskazuje entuzjastycznie na trzymane przez siebie słodkości. - Tutaj ta czekolada jest nie do zdobycia!
- To faktycznie zmienia postać rzeczy, mój kochany łasuszku - kiwa głową z udawaną aprobatą. - Pomińmy już, że jedna kuchenna szafka, aż ugina się pod ciężarem słodyczy - droczy się z nią. Nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Inge. Mimo że byli ze sobą od przeszło już roku, to nadal widziałam w ich oczach tę samą iskrę, gdy tylko na siebie patrzyli. Miałam wrażenie, że teraz była nawet jeszcze wyraźniejsza, choć wydawało się to być zwyczajnie niemożliwe. Bez dwóch zdań ta dwójka do siebie idealnie pasowała. Wzajemnie się doskonale uzupełniając.
- Jeszcze słowo i twój kochany łasuch odeśle cię dzisiejszej nocy na kanapę - Michael nic sobie nie robi z tej groźby. Kwitując ją wyłącznie głośnym śmiechem.
- Dobrze wiem, że i tak tego nie zrobisz - przyciąga ją do siebie, całując lekko w policzek. - W innym przypadku nocowałbym tam niemal codziennie.
- Żebyś się kiedyś przypadkiem nie zdziwił. Stałeś się ostatnio za bardzo pewny siebie.
- Tak w ogóle to, cześć krasnalu - Austriak przerzuca całą swoją uwagę na mnie. Przytulając lekko do siebie na powiatnie i uraczając znienawidzonym określeniem, którym zawsze mnie witał. Od kiedy się zorientował, że nie znosiłam swojego niskiego wzrostu.
- Cześć, wielkoludzie. Mniejszych ode mnie nadal nie widziałeś? - odgryzam się w standardowym stylu.
- Raczej mi się nie zdarzyło. Znam tylko jednego takiego, który mógłby z tobą konkurować. Obydwoje możecie starać się zresztą o angaż w jakiejś nowej produkcji Królewny Śnieżki. Jestem pewien, że w przedbiegach pokonacie konkurencje - miałam doskonałą świadomość, o kim mówi. Nie miałam tylko pojęcia, czy Michael wspomniał o nim, ot tak, czy chciał jednak sprawdzić moją reakcję. Wciąż nie wiedziałam, ile Stefan mu na nasz temat zdradził i czy w ogóle to zrobił. Liczyłam tylko, że akurat w tym przypadku nie był przesadną paplą i zachował szczegóły naszej znajomości dla siebie. Postanawiam dlatego zbyć tę uwagę. Nie odpowiadając na nią w żaden sposób.
- Biedny Stefan. Ciekawe, czy wie, jakie jego najlepszy przyjaciel ma pomysły i co o nim mówi, gdy tego nie słyszy - Inge dołącza do naszej dyskusji. - Pamiętasz go, prawda? Przecież się już poznaliście, a nawet dobrze ze sobą bawiliście - kieruje do mnie w założeniu niewinne pytanie, które wprawia mnie w ogromną niezręczność. Wiedziałam, że tak będzie. Nie spodziewałam się jednak, że niewygodny temat Austriaka zostanie tak szybko poruszony.
- Coś kojarzę. Ale to było tak dawno temu - odpowiadam niemrawo, natrafiając na nieszczęście na spojrzenie Michaela, które jasno mi sugerowało, że wie, jak ogromnie kłamię. Nie czułam się z tym dobrze, ale nie mogłam przecież opowiedzieć o wszystkim Inge na lotnisku. O ile w ogóle kiedykolwiek będę w stanie.
- Dosyć tych pogawędek tutaj. Dokończymy je sobie w mieszkaniu. Chodźmy - na całe szczęście Austriak ratuje mnie z niemałej opresji. Następnie mimo moich protestów bierze ode mnie walizkę i całą trójką podążamy w stronę wyjścia z lotniska.
Z niemałym zainteresowaniem i zachwytem wyglądam zza okna samochodu, podziwiając architektoniczny kunszt Salzburga. Będący niemal mekką barokowej architektury. Nie mogłam się już wprost doczekać, aż wybiorę na samodzielne zwiedzanie wąskich uliczek pokrytych staromodną kostką, czy też będę mogła dotknąć tych wszystkich fascynujących mnie murów i odkryć tajemnice, które w sobie kryją. Moja dusza studentki historii sztuki, cała się radowała z wielką niecierpliwością czekając na zwiedzenie wnętrz pałaców, których w okolicy nie brakowało, zobaczenia zabytkowego centrum miasta, a przede wszystkim odwiedzenia najstarszej jeszcze istniejącej kawiarni w Europie, w której według Inge podobno serwują najlepszą kawę pod słońcem. Ten przedsmak zaserwowany mi przez drogę do mieszkania Inge i Michaela wystarczył, abym przestała żałować, że na razie nie zobaczę swojej wymarzonej Marsylii. Przyszłość wciąż była jednak otwarta. Zaczynałam się też cieszyć, że przede mną jeszcze ponad miesiąc do rozpoczęcia zajęć na Uniwersytecie. Dzięki czemu będę miała mnóstwo czasu do przejścia Salzburga wzdłuż i wszerz i na porządne zaaklimatyzowanie się w tym miejscu.
Rozglądam się z nieukrywanym podziwem po mieszkaniu moich, chyba mogłam już powiedzieć przyjaciół. Będąc pod sporym wrażeniem z jakim gustem i pomysłowością zagospodarowali ten wcale niezbyt duży metraż. Miałam wrażenie, że wszystko zostało tu dokładnie przemyślane i każdy mebel, czy dodatek był po coś. Wciąż też nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu z nimi zamieszkam. Zwłaszcza że o takich luksusach przez całe życie mogłam sobie tylko pomarzyć.
- A tutaj jest twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba, gdyby jednak było inaczej, zawsze możesz coś zmienić - naciskam niepewnie na klamkę. Po czym mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie śnię i jeszcze się nie obudziłam. Wnętrze prezentowało się wprost genialnie, a co więcej było urządzone dokładnie w moim wymarzonym stylu. Minimalizm połączony z lekkim nawiązaniem do poprzednich epok za pomocą mebli stylizowanych na te pochodzące z przeszłości. Nawet kolor ścian był w moim ulubionym błękitnym kolorze. Wszystko przygotowane było z niezwykłą dbałością. Co jasno mi sugerowało, że to w żadnym wypadku nie mógł być zwykły przypadek.
- Inge, chyba nie chcesz mi wmówić, że tak na co dzień wygląda wasz pokój gościnny, czy cokolwiek innego tu wcześniej było - patrzę na blondynkę z niezwykłą uwagą. Dobrze wiedząc, że zrobili to wszystko specjalnie dla mnie.
- A ty chyba nie myślałaś, że przez rok będziesz mieszkać w zimnych i pozbawionych wyrazu ścianach. Masz się tutaj czuć, jak w domu - Inge dopiero po fakcie orientuje się, jak to zabrzmiało. - Przepraszam, to było nie na miejscu. W każdym razie wiesz dobrze, o co mi chodzi.
- To jednak stanowczo za wiele. Nie dość, że pozwoliliście mi z wami zamieszkać, to teraz jeszcze to - wskazuję na pokój. Nie mając słów, aby opisać swoją wdzięczność wobec tego, co już dla mnie zrobili.
- To przecież nic takiego. Ostatnio trochę się mi nudziło, więc pobawiłam się w dekoratora wnętrz. Wielka mi sprawa. W dodatku spodobało mi się to na tyle, że kto wie, może się kiedyś nawet przekwalifikuję - wzrusza ramionami, umniejszając swoim czynom. Nie mając nawet pojęcia, że mimowolnie spełniła jedno z moich największych marzeń z dzieciństwa o posiadaniu wymarzonego pokoju. - Powiedz lepiej, czy ci się podoba - przygląda mi się z lekkimi wątpliwościami. Jakby się obawiała mojej oceny.
- Oczywiście, że tak. Jest wspaniale. Chyba nigdy się za to wam nie odwdzięczę - uśmiecham się do Inge ze szczerą radością. - Obiecuję też, że gdy tylko znajdę jakąś dorywczą pracę, będę się sumiennie dokładać do wszelakich opłat - znalezienie jakiejś posady było dla mnie priorytetowe. Nie mogłam pozwolić, aby mnie zwyczajnie utrzymywali, a comiesięczne skromne wypłaty kwoty ze stypendium będą na pewno niewystarczające.
- Chyba sobie żartujesz. Jesteś naszym gościem - protestuje z oburzeniem.
- Gościem mogłabym być maksymalnie tydzień - ani myślałam w tej kwestii ulec.
- Wrócimy do tego kiedy indziej. Teraz lepiej się tutaj rozgość i odpocznij. Przede wszystkim jednak czuj się jak u siebie. Ja pójdę sprawdzić, gdzie podział się Michael. Już teraz zapamiętaj, że zawsze gdy jest tak cicho, to prawdopodobnie coś kombinuje - Inge posyła mi ostatni uśmiech. Po czym zostawia samą. Lekko oszołomiona tym wszystkim, siadam na niezwykle wygodnym łóżku. Uśmiechając sama do siebie. Czując się po raz pierwszy tak po prostu szczęśliwą, a to przecież był dopiero początek mojej przygody w tym miejscu.
Późnym popołudniem, gdy udało mi się rozpakować i jako tako zadomowić w tym miejscu. Opuszczam swój pokój, wchodząc niepewnie do salonu połączonego z kuchnią, gdzie trwała ożywiona dyskusja Inge i Michaela podczas wspólnego przygotowywania obiadu.
- Może zaprosimy Stefana na kolacje w przyszłym tygodniu? Dawno się z nim nie widziałam. Ostatnio zupełnie nie ma na nic czasu. Zaczyna się to robić lekko irytujące - Inge podsuwa Michaelowi pomysł, który wprawia mnie w prawdziwe przerażenie. Nasza czwórka przy jednym stole? To będzie totalna katastrofa.
- Zapytam go w poniedziałek. Może się zgodzi, o ile znowu nie będą mieć innych planów. Wiesz, jak to ostatnio z nim jest - mrużę lekko oczy, nie wiedząc, dlaczego Michael użył liczby mnogiej. A może tylko źle coś zrozumiałam, bo tak pewnie było. Poza tym nie powinno mnie to zupełnie obchodzić.
- Pomóc wam w czymś? - ujawniam swoją obecność. Nie mając zamiaru podsłuchiwać ich dalszej rozmowy.
- Nie trzeba. Wszystko jest już zresztą praktycznie gotowe - słyszę natychmiastowe zapewnienia. - Lepiej opowiedz nam, co ciekawego słychać w Norwegii - Inge czeka z wyczekiwaniem, aż zacznę mówić. Opierając się lekko o kontuar wyspy kuchennej. Wciąż była ogromnie związana z naszym krajem, a zwłaszcza z mieszkającymi w nim osobami. Nie mając więc wyjścia na długie minuty pogrążam się w opowieściach, które zdążyły jej umknąć po przeprowadzce do Austrii na początku tego roku.
Po wspólnie spędzonym we trójkę wieczorze. Michael dyskretnie się ulatnia. Postanawiając zostawiać nas same, jakby się domyślając, że są tematy, o których byłam w stanie rozmawiać wyłącznie z Inge, która podświadomie chyba też wyczuwała, że nie wszystko jest takie wspaniałe, jak usilnie próbowałam jej wmówić.
Przez swoją kolejną pijacką imprezę z rzędu wraz z jakimiś przypadkowymi osobami zafundowali mi następną nieprzespaną noc. Byłam dlatego ledwo przytomna i wprost nie mogłam się doczekać, aż znajdę się w końcu w samolocie i będę w stanie w spokoju zasnąć na kilka zbawiennych godzin, po których miałam przywitać się z nowym i zdecydowanie lepszym okresem w moim życiu. Usilnie licząc, że nie trafiam z deszczu pod rynnę i rzeczywiście tak będzie.
- A ty dokąd? - przeklinam swojego pecha, gdy zza pleców dobiega mnie ledwo przytomny głos rodzicielki, która pewnie wstała z zamiarem skorzystania z łazienki.
- Wyjeżdżam do Austrii. Będę tam przez rok studiować, zapomniałaś? Mówiłam ci o tym tyle razy - odwracam się za siebie. Wpatrując w niemal identyczne co moje oczy. Od zawsze byłyśmy do siebie ogromnie podobne. Przez co nikt nigdy nie miał problemów z natychmiastowym zauważeniem, że na pewno jesteśmy spokrewnione.
- To już? Chyba sobie kpisz. Kto teraz będzie płacił czynsz i rachunki? Mnie na to przecież nie stać! - pyta głupio. Jak zawsze martwiąc się wyłącznie o siebie. - Heidi, nie możesz mnie tak zostawić! Przez tyle lat cię utrzymywałam i chowałam. Jesteś mi teraz coś za to winna. Powinnaś spłacić swój dług i zostać. Dobrze wiesz, że nie jestem w stanie pójść do żadnej pracy - jej słowa przyprawiają mnie o kolejne bolesne ukłucia w sercu. Zupełnie nie liczyła się ze mną. Od zawsze chodziło jej wyłącznie o materialne korzyści, które mogła ode mnie uzyskać. Ta kobieta nigdy nie obdarzyła mnie, nawet gramem jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Byłam dla niej po prostu nikim. Dlaczego dopiero teraz to sobie uświadomiłam? Okropna naiwność nigdy mi nie popłacała.
- Przykro mi, ale nie jestem ci nic winna. Ja na świat się nie prosiłam. Mogłaś to sobie przemyśleć, zanim zdecydowałaś się mnie urodzić. A teraz najlepiej będzie jak każda zajmie się swoim życiem. To od zawsze wychodziło nam przecież najlepiej - mówię stanowczo. Zmierzając w kierunku wyjścia. Doskonale wiedząc, że nic tu po mnie.
- Heidi, poczekaj! - idzie za mną. Przez ułamek sekundy mam złudną nadzieję, że się ze mną pożegna albo usłyszę od niej przynajmniej jakieś dobre słowo na drogę. Chyba o niczym bardziej nie marzyłam. - Daj mi jakieś pieniądze, chociaż za ten miesiąc. W końcu przez niemal cały tutaj mieszkałaś. Myślisz, że cokolwiek jest w tym świecie za darmo? Ja też muszę za coś żyć, a ty sobie poradzisz. Z taką buźką mogłabyś pławić się zresztą w luksusach, gdybyś tylko chciała. Coś o tym wiem - wystawia w moim kierunku rękę w oczekiwaniu, pozbawiając mnie resztek złudzeń. W dodatku nie mogłam zrozumieć, jak mogła mi zasugerować, że miałabym się sprzedawać za pieniądze. Mam wrażenie, że chyba nigdy bardziej jej tak nie nienawidziłam, jak w tym momencie.
- Proszę bardzo. Bierz - wyciągam z torebki portfel, wręczając jej na oślep kilka banknotów, które z satysfakcją ściska w swojej dłoni. W pośpiechu znikając z nimi bez słowa w swoim pokoju. Byłam bardziej niż pewna, że wszystkie przeznaczy na alkohol. To już jednak nie była moja sprawa. Najlepiej niech się nimi wszystkimi udławi!
Z zaszklonymi od łez oczami i przepełniającym mnie smutkiem. Opuszczam mieszkanie, trzaskając z całej siły drzwiami. Przynajmniej na nich mogłam się minimalnie wyżyć. Następnie rzucam należące do mnie klucze pod nie. Decydując, że przenigdy moja noga już tutaj nie postanie. Wolałam mieszkać pod mostem niż z kobietą, która niby mnie urodziła, a traktowała gorzej niż obcą osobę. Pomiatając mną od najmłodszych lat życia. Byłam taka głupia, że nie wyprowadziłam się stąd w dniu osiemnastych urodzin, a co gorsza kryłam ją przez wszystkie lata dzieciństwa. Udając, że zawsze wszystko u nas jest w jak najlepszym porządku. Tysiące razy sprzątałam całe mieszkanie przed wizytą kogoś z pomocy socjalnej, starałam się mieć zawsze odrobione lekcje, czyste ubranie i jako takie oceny, aby nikt niczego się nie domyślił i myślał, że jedynie jesteśmy biedne, a mama wyjątkowo zapracowana. Ona też zawsze była sprytna i potrafiła doprowadzić swój stan do normy na te kilka dni w miesiącu, gdy musiała coś załatwić. To dlatego przez tyle lat nikt się w niczym nie zorientował. Z tym już jednak definitywny koniec. Od teraz będzie skazana wyłącznie na siebie i kolejnych sponsorów pokroju jej osoby. Odpychając od siebie wspomnienia z bolesnej przeszłości, zaczynam żmudną walkę z walizką i niekończącymi się schodami. Dobrze wiedząc, że nie mogę liczyć na niczyją pomoc z zamieszkałych tu osób.
Opieram głowę o niewielkie okno samolotu, przymykając lekko oczy. Zaczynając odczuwać ogromne zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Nie mogłam się już doczekać zobaczenia z Inge, a równocześnie okropnie bałam swojej reakcji na ponowny widok Stefana, którego prędzej czy później będę musiała gdzieś spotkać. Nie wiedziałam, czy mam udawać, że się nie znamy, czy może lepiej wygarnąć mu, jak bardzo się na nim zawiodłam i zażądać wyjaśnień odnośnie tego, co takiego zrobiłam, że nie zasłużyłam sobie nawet na najmniejsze wyjaśnienia jego decyzji. Mimo że trudno mi było przyznać się do tego nawet przed samą sobą, to bardzo za nim tęskniłam. Za naszymi rozmowami albo milczeniem, gdy nie miałam na nią po prostu ochoty. Jego śmiechem, którym zawsze mnie zarażał, choćbym była w fatalnym nastroju. Poczuciem humoru, które pomagało mi przetrwać najgorsze wieczory. A najbardziej tęskniłam za jego ogromnym wsparciem i motywacją, którymi mnie obdarzał w największych chwilach zwątpienia i załamania podczas nauki do kolejnych zaliczeń i egzaminów, które miały otworzyć mi drogę do tego stypendium. To właśnie on był zawsze przy mnie mentalnie, gdy płakałam nad notatkami i książkami, starając się cokolwiek z nich zrozumieć, a piekielnie głośna muzyka rozbrzmiewała w całym mieszkaniu. Byłam pewna, że bez niego nie byłoby mnie dzisiaj w tym miejscu, za co mimo wszystko byłam mu ogromnie wdzięczna. Dobrze wiedziałam, że znajomość z nim sprawiła, że stałam się o wiele lepszym człowiekiem. Zawsze uważałam naszą relację za dokończenie procesu mojej przemiany, którą zapoczątkowało spotkanie na mojej drodze Sophie i wielu innych życzliwych osób. Pokazujących mi, że wcale nie musimy biernie przyjmować życia takim, jakie jest, a starać się je właśnie zmienić na takie, jakiego chcemy.
Czując coraz bardziej ogarniającą mnie senność. Uśmiecham się lekko sama do siebie, mimowolnie wracając myślami do momentu, gdy po naszej wspólnej nocy ze Stefanem i porządnym jej odespaniu. Znalazłam na drzwiach swojego pokoju hotelowego karteczkę z numerem telefonu i krótką informacją, że mogę zadzwonić albo napisać, kiedy tylko będę chciała. Co było dla mnie wyjątkowo miłym zaskoczeniem. Byłam w końcu przekonana, że Stefan zniknie na zawsze z mojego życia bez słowa. Jak sobie to wcześniej ustaliliśmy. W życiu się też nie spodziewałam, że tak szybko ulegnę pokusie wykorzystania otrzymanej możliwości. Rozpoczynając tym samym wielomiesięczną i wyjątkowo specyficzną relację, której do końca nie potrafiłam określić nawet teraz, gdyż wyłamywała się z każdych przyjętych ram znajomości czy przyjaźni. Równocześnie nigdy nie znalazła się przy tym, choćby na początkowej drodze do związku. Myśl o tym, że ta pamiętna karteczka mająca ogromną wartość sentymentalną ma nadal specjalne miejsce w moim portfelu, jest ostatnią, którą pamiętam, zanim zapadam w głęboki i uspokajający mnie sen.
Idę niepewnie przed siebie, pokonując kolejne metry austriackiego lotniska, na którym panował dość spory ruch. Co zresztą nie było niczym dziwnym. Nadal w końcu panował sezon urlopowy i wszyscy z niego korzystali, jak tylko mogli. Rozglądam się uważnie w poszukiwaniu dobrze znajomej mi pary. Mając nadzieję, że nie stało się nic niespodziewanego, co mogłoby uniemożliwić im dotarcie tutaj.
- Heidi! - zauważam w końcu biegnącą w moją stronę Inge, za którą nawet Michael nie był w stanie nadążyć, a moment później znajduję się już w jej mocnym uścisku. - Jak ja się za tobą stęskniłam. Myślałam, że już się ciebie nie doczekam. Wspaniale wyglądasz - chwali mój wygląd, choć to ona wyglądała olśniewająco. Pobyt w Austrii wyraźnie jej służył.
- Za mną? Czy może jednak za tym? - żartuję. Machając jej przed oczami tabliczką norweskiej czekolady, którą wprost uwielbiała. Pokaźny zapas takich samych tabliczek znajdował się dodatkowo w mojej walizce. Spodziewałam się, że ogromnie ucieszą one blondynkę.
- Pamiętałaś! Kocham cię po prostu za to - bierze ode mnie swój podarunek. Przytulając mocno do siebie, co kwituję jedynie cichym śmiechem. Uwielbienie Inge do słodyczy nie zmieniło się nic a nic. - Powiedz jeszcze, że udało ci się przemycić Sophie w walizce, a chyba oszaleję ze szczęścia.
- Aż tak wszechmocna niestety nie jestem, ale coś tam słyszałam, że nasze ulubione małżeństwo planuje złożyć wam niedługo wizytę - dzielę się z nią radosną wiadomością, na którą byłam pewna, że czeka z upragnieniem. Dobrze wiedziałam w końcu, jak tęskni za swoją najlepszą przyjaciółką.
- Chyba zaraz zrobię się zazdrosny. Mnie z takim entuzjazmem nigdy nie witasz. Nieważne skądkolwiek wracam - Michael także w końcu do nas dołącza. Przyglądając się nam z niemałym rozbawieniem.
- Na takie powitanie trzeba sobie zasłużyć, mój drogi. Na przykład tym - Inge wskazuje entuzjastycznie na trzymane przez siebie słodkości. - Tutaj ta czekolada jest nie do zdobycia!
- To faktycznie zmienia postać rzeczy, mój kochany łasuszku - kiwa głową z udawaną aprobatą. - Pomińmy już, że jedna kuchenna szafka, aż ugina się pod ciężarem słodyczy - droczy się z nią. Nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Inge. Mimo że byli ze sobą od przeszło już roku, to nadal widziałam w ich oczach tę samą iskrę, gdy tylko na siebie patrzyli. Miałam wrażenie, że teraz była nawet jeszcze wyraźniejsza, choć wydawało się to być zwyczajnie niemożliwe. Bez dwóch zdań ta dwójka do siebie idealnie pasowała. Wzajemnie się doskonale uzupełniając.
- Jeszcze słowo i twój kochany łasuch odeśle cię dzisiejszej nocy na kanapę - Michael nic sobie nie robi z tej groźby. Kwitując ją wyłącznie głośnym śmiechem.
- Dobrze wiem, że i tak tego nie zrobisz - przyciąga ją do siebie, całując lekko w policzek. - W innym przypadku nocowałbym tam niemal codziennie.
- Żebyś się kiedyś przypadkiem nie zdziwił. Stałeś się ostatnio za bardzo pewny siebie.
- Tak w ogóle to, cześć krasnalu - Austriak przerzuca całą swoją uwagę na mnie. Przytulając lekko do siebie na powiatnie i uraczając znienawidzonym określeniem, którym zawsze mnie witał. Od kiedy się zorientował, że nie znosiłam swojego niskiego wzrostu.
- Cześć, wielkoludzie. Mniejszych ode mnie nadal nie widziałeś? - odgryzam się w standardowym stylu.
- Raczej mi się nie zdarzyło. Znam tylko jednego takiego, który mógłby z tobą konkurować. Obydwoje możecie starać się zresztą o angaż w jakiejś nowej produkcji Królewny Śnieżki. Jestem pewien, że w przedbiegach pokonacie konkurencje - miałam doskonałą świadomość, o kim mówi. Nie miałam tylko pojęcia, czy Michael wspomniał o nim, ot tak, czy chciał jednak sprawdzić moją reakcję. Wciąż nie wiedziałam, ile Stefan mu na nasz temat zdradził i czy w ogóle to zrobił. Liczyłam tylko, że akurat w tym przypadku nie był przesadną paplą i zachował szczegóły naszej znajomości dla siebie. Postanawiam dlatego zbyć tę uwagę. Nie odpowiadając na nią w żaden sposób.
- Biedny Stefan. Ciekawe, czy wie, jakie jego najlepszy przyjaciel ma pomysły i co o nim mówi, gdy tego nie słyszy - Inge dołącza do naszej dyskusji. - Pamiętasz go, prawda? Przecież się już poznaliście, a nawet dobrze ze sobą bawiliście - kieruje do mnie w założeniu niewinne pytanie, które wprawia mnie w ogromną niezręczność. Wiedziałam, że tak będzie. Nie spodziewałam się jednak, że niewygodny temat Austriaka zostanie tak szybko poruszony.
- Coś kojarzę. Ale to było tak dawno temu - odpowiadam niemrawo, natrafiając na nieszczęście na spojrzenie Michaela, które jasno mi sugerowało, że wie, jak ogromnie kłamię. Nie czułam się z tym dobrze, ale nie mogłam przecież opowiedzieć o wszystkim Inge na lotnisku. O ile w ogóle kiedykolwiek będę w stanie.
- Dosyć tych pogawędek tutaj. Dokończymy je sobie w mieszkaniu. Chodźmy - na całe szczęście Austriak ratuje mnie z niemałej opresji. Następnie mimo moich protestów bierze ode mnie walizkę i całą trójką podążamy w stronę wyjścia z lotniska.
Z niemałym zainteresowaniem i zachwytem wyglądam zza okna samochodu, podziwiając architektoniczny kunszt Salzburga. Będący niemal mekką barokowej architektury. Nie mogłam się już wprost doczekać, aż wybiorę na samodzielne zwiedzanie wąskich uliczek pokrytych staromodną kostką, czy też będę mogła dotknąć tych wszystkich fascynujących mnie murów i odkryć tajemnice, które w sobie kryją. Moja dusza studentki historii sztuki, cała się radowała z wielką niecierpliwością czekając na zwiedzenie wnętrz pałaców, których w okolicy nie brakowało, zobaczenia zabytkowego centrum miasta, a przede wszystkim odwiedzenia najstarszej jeszcze istniejącej kawiarni w Europie, w której według Inge podobno serwują najlepszą kawę pod słońcem. Ten przedsmak zaserwowany mi przez drogę do mieszkania Inge i Michaela wystarczył, abym przestała żałować, że na razie nie zobaczę swojej wymarzonej Marsylii. Przyszłość wciąż była jednak otwarta. Zaczynałam się też cieszyć, że przede mną jeszcze ponad miesiąc do rozpoczęcia zajęć na Uniwersytecie. Dzięki czemu będę miała mnóstwo czasu do przejścia Salzburga wzdłuż i wszerz i na porządne zaaklimatyzowanie się w tym miejscu.
Rozglądam się z nieukrywanym podziwem po mieszkaniu moich, chyba mogłam już powiedzieć przyjaciół. Będąc pod sporym wrażeniem z jakim gustem i pomysłowością zagospodarowali ten wcale niezbyt duży metraż. Miałam wrażenie, że wszystko zostało tu dokładnie przemyślane i każdy mebel, czy dodatek był po coś. Wciąż też nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu z nimi zamieszkam. Zwłaszcza że o takich luksusach przez całe życie mogłam sobie tylko pomarzyć.
- A tutaj jest twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba, gdyby jednak było inaczej, zawsze możesz coś zmienić - naciskam niepewnie na klamkę. Po czym mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie śnię i jeszcze się nie obudziłam. Wnętrze prezentowało się wprost genialnie, a co więcej było urządzone dokładnie w moim wymarzonym stylu. Minimalizm połączony z lekkim nawiązaniem do poprzednich epok za pomocą mebli stylizowanych na te pochodzące z przeszłości. Nawet kolor ścian był w moim ulubionym błękitnym kolorze. Wszystko przygotowane było z niezwykłą dbałością. Co jasno mi sugerowało, że to w żadnym wypadku nie mógł być zwykły przypadek.
- Inge, chyba nie chcesz mi wmówić, że tak na co dzień wygląda wasz pokój gościnny, czy cokolwiek innego tu wcześniej było - patrzę na blondynkę z niezwykłą uwagą. Dobrze wiedząc, że zrobili to wszystko specjalnie dla mnie.
- A ty chyba nie myślałaś, że przez rok będziesz mieszkać w zimnych i pozbawionych wyrazu ścianach. Masz się tutaj czuć, jak w domu - Inge dopiero po fakcie orientuje się, jak to zabrzmiało. - Przepraszam, to było nie na miejscu. W każdym razie wiesz dobrze, o co mi chodzi.
- To jednak stanowczo za wiele. Nie dość, że pozwoliliście mi z wami zamieszkać, to teraz jeszcze to - wskazuję na pokój. Nie mając słów, aby opisać swoją wdzięczność wobec tego, co już dla mnie zrobili.
- To przecież nic takiego. Ostatnio trochę się mi nudziło, więc pobawiłam się w dekoratora wnętrz. Wielka mi sprawa. W dodatku spodobało mi się to na tyle, że kto wie, może się kiedyś nawet przekwalifikuję - wzrusza ramionami, umniejszając swoim czynom. Nie mając nawet pojęcia, że mimowolnie spełniła jedno z moich największych marzeń z dzieciństwa o posiadaniu wymarzonego pokoju. - Powiedz lepiej, czy ci się podoba - przygląda mi się z lekkimi wątpliwościami. Jakby się obawiała mojej oceny.
- Oczywiście, że tak. Jest wspaniale. Chyba nigdy się za to wam nie odwdzięczę - uśmiecham się do Inge ze szczerą radością. - Obiecuję też, że gdy tylko znajdę jakąś dorywczą pracę, będę się sumiennie dokładać do wszelakich opłat - znalezienie jakiejś posady było dla mnie priorytetowe. Nie mogłam pozwolić, aby mnie zwyczajnie utrzymywali, a comiesięczne skromne wypłaty kwoty ze stypendium będą na pewno niewystarczające.
- Chyba sobie żartujesz. Jesteś naszym gościem - protestuje z oburzeniem.
- Gościem mogłabym być maksymalnie tydzień - ani myślałam w tej kwestii ulec.
- Wrócimy do tego kiedy indziej. Teraz lepiej się tutaj rozgość i odpocznij. Przede wszystkim jednak czuj się jak u siebie. Ja pójdę sprawdzić, gdzie podział się Michael. Już teraz zapamiętaj, że zawsze gdy jest tak cicho, to prawdopodobnie coś kombinuje - Inge posyła mi ostatni uśmiech. Po czym zostawia samą. Lekko oszołomiona tym wszystkim, siadam na niezwykle wygodnym łóżku. Uśmiechając sama do siebie. Czując się po raz pierwszy tak po prostu szczęśliwą, a to przecież był dopiero początek mojej przygody w tym miejscu.
Późnym popołudniem, gdy udało mi się rozpakować i jako tako zadomowić w tym miejscu. Opuszczam swój pokój, wchodząc niepewnie do salonu połączonego z kuchnią, gdzie trwała ożywiona dyskusja Inge i Michaela podczas wspólnego przygotowywania obiadu.
- Może zaprosimy Stefana na kolacje w przyszłym tygodniu? Dawno się z nim nie widziałam. Ostatnio zupełnie nie ma na nic czasu. Zaczyna się to robić lekko irytujące - Inge podsuwa Michaelowi pomysł, który wprawia mnie w prawdziwe przerażenie. Nasza czwórka przy jednym stole? To będzie totalna katastrofa.
- Zapytam go w poniedziałek. Może się zgodzi, o ile znowu nie będą mieć innych planów. Wiesz, jak to ostatnio z nim jest - mrużę lekko oczy, nie wiedząc, dlaczego Michael użył liczby mnogiej. A może tylko źle coś zrozumiałam, bo tak pewnie było. Poza tym nie powinno mnie to zupełnie obchodzić.
- Pomóc wam w czymś? - ujawniam swoją obecność. Nie mając zamiaru podsłuchiwać ich dalszej rozmowy.
- Nie trzeba. Wszystko jest już zresztą praktycznie gotowe - słyszę natychmiastowe zapewnienia. - Lepiej opowiedz nam, co ciekawego słychać w Norwegii - Inge czeka z wyczekiwaniem, aż zacznę mówić. Opierając się lekko o kontuar wyspy kuchennej. Wciąż była ogromnie związana z naszym krajem, a zwłaszcza z mieszkającymi w nim osobami. Nie mając więc wyjścia na długie minuty pogrążam się w opowieściach, które zdążyły jej umknąć po przeprowadzce do Austrii na początku tego roku.
Po wspólnie spędzonym we trójkę wieczorze. Michael dyskretnie się ulatnia. Postanawiając zostawiać nas same, jakby się domyślając, że są tematy, o których byłam w stanie rozmawiać wyłącznie z Inge, która podświadomie chyba też wyczuwała, że nie wszystko jest takie wspaniałe, jak usilnie próbowałam jej wmówić.
- Jak twoja mama zniosła fakt wyjazdu? - podaje mi kubek gorącej czekolady, zajmując z powrotem obok mnie miejsce na kanapie.
- Nijak. Było jej to zupełnie obojętne. Jak zresztą wszystko, co mnie dotyczy. Zdążyłam już do tego przywyknąć - silę się na spokój, obejmując mocniej dłońmi otrzymany kubek. Starając ukryć, jak bardzo mnie zabolało nasze poranne pożegnanie.
- Nieprawda. Heidi, widzę przecież, że coś jest nie tak. Nie musisz udawać, że jest inaczej. Sama mam nie najlepszy kontakt z rodzicami i wiem, jakie to niekiedy bywa bolesne. Możemy okłamywać samych siebie, że nic nas to nie obchodzi, ale tak nie jest - Inge nie daje się nabrać na moje zapewnienia.
- Uwierzysz, że kazała mi zapłacić za ostatni miesiąc pobytu w naszym wspólnym mieszkaniu? Po czym nie wysiliła się nawet na głupie do widzenia. Zupełnie nic dla niej nie znaczę. Niby wiedziałam to od dawna, ale to wciąż tak cholernie boli. Najgorsze jest jednak to, że ona nawet w chwilach swojej trzeźwości traktowała mnie obojętnie. Skupiając tylko i wyłącznie na sobie. Dziś sobie uświadomiłam, że tak naprawdę ja już nie mam matki, a może nigdy jej nie miałam. Jestem zupełnie sama - nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać swoich łez, które zaczynają płynąć po policzkach jedna za drugą.
- Przykro mi, naprawdę. Niektórzy ludzie niestety nie zasługują na miano rodziców. Nie zgodzę się jednak z tym, że jesteś sama, bo wcale tak nie jest. Jest mnóstwo osób, dla których masz olbrzymie znaczenie i na pewno nie pozwolimy, abyś jeszcze kiedykolwiek musiała przechodzić przez takie piekło, jak przez ostatnie lata. Nie zasługujesz na coś takiego i nigdy nie zasługiwałaś - zapewnia. Przytulając mnie do siebie. Być może los właśnie takimi osobami, jak Inge, które postawił na mojej drodze, próbował mi wynagrodzić lata cierpień i przykrych wydarzeń, których doświadczyłam. Jeśli rzeczywiście tak było, to miał naprawdę dobry plan i byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.
Jest w końcu ta Austria 🙆♀️ a Stephena brak w dodatku chyba znalazł osobę towarzyszącą (wnioskuje po liczbie mnogiej), smutnooooo
OdpowiedzUsuńHeidi nie miała najlepszej podróży. Chodzi mi o pozegnanie z matką, chociaż ta kobieta nie zasługuje na takie określenie! Jak mogła chcieć pieniędzy od córki!? Gdyby wszystkiego nie przepijała to by je miała! Boże, co za wkurzające babsko. Współczuję Heidi czasu, którego musiała spędzić z "mamusia" 🙁 ale teraz spokojnie może zostawić to w przeszłości i głowa do góry!
Inge super przyjęła Heidi, naprawdę ekstra się nią zajęła i przywitała. Urządziła jej nawet pokój 😀 ciekawe co bedzie jak dowie się o historii Heidi i Stephana? Bo Michael zdaje się o wszystkim wiedzieć 🤔
Ale będzie ciekawie 😁 wow
Pozdrawiam
N
Tak bardzo żal mi Heidi. Żadne dziecko nie zasługuje na taką okrutną obojętność ze strony matki. Również miałam nadzieję, że choć na koniec ta kobieta wykona jakikolwiek ruch ze swojej strony, który da dziewczynę nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Że może matka z powodu jej utratu jakoś się opamięta, ale na chwilę obecną wydaje się być to niemożliwe. Jakby tego było mało, potraktowała swoje własne dziecko jak niechcianego lokatora, który ma wobec niej dług wdzięczności. Za co? Za lata życia w patologicznej atmosferze? I jeszcze śmiała wyciągnąć rękę po ostatnie oszczędności dziewczyny, które mogłyby być jej bardzo potrzebne na początku nowego życia. Cóż za egoistka! Po prostu brak mi słów na takie zachowanie. Na całe szczęście Heidi opuściła to miejsce i mam nadzieję, że raz na zawsze. Zasługuje na coś o wiele lepszego. Na całe szczęście są ludzie, którzy potrafili ją docenić i wyciągnąć do niej pomocną dłoń.
OdpowiedzUsuńMichael i Inge ^^ jak ja się cieszę, że nie musiałyśmy się z nimi rostawać. Jak widać, miłość kwitnie. Chociaż nie! Słowo dojrzewa jest tu o wiele bardziej trafne :) Przekomarzają się ze sobą jak stare, dobre małżeństwo :) Widać wspólne życie im bardzo służy. Po za tym, sam fakt iż przyjęli do siebie Heidi, bardzo dobrze o nich świadczy. Dzięki nim, dziewczyna nie będzie sama w nowym miejscu. Jestem pewna, że z ich wsparciem wszystko będzie o wiele lepsze. Inge nawet przygotowała nowej lokatorce własne lokum, wkładając w to wiele serca :) Kto wie, może rzeczywiście rola dekoratora jest dla niej stworzona ^^ Po raz pierwszy w życiu ktoś zrobił coś tak miłego dla Heidi, więc nie jestem zdziwiona że dziewczyna jest tym wszystkim przytłoczona i czasami po prostu czuje się niezręcznie. Po prostu uwielbiam Inge i jej dobre serduszko :) Heidi jest dla niej i dla Sophie taką młodszą siostrą, którą się opiekują i starają się, aby nie działa jej się krzywda. Wesprą, wysłuchają. Dobrze, że Heidi ma na kogo liczyć w swoim życiu :)
Dzięki niewinnej rozmowie pomiędzy Michim, a Inge, dowiedzieliśmy się iż w ostatnim czasie chłopak nie miał dla przyjaciół zbyt wielu czasu. Nie sądzę również, że Heidi coś źle zrozumiała. Od początku podejrzewam, że stoi za tym jakaś dziewczyna. Prawdopodobnie Stefan jest w związku, ale czy to był powód nagłego zaprzestania kontaktowania się z Heidi? Hmm coś mi tu nie pasuje. Jestem zniecierpliwiona oczekiwaniem na szczegóły :) Wspólne spotkanie zbliża się wielkimi krokami ^^ aż zacieram ręce!
Buziaki :*:*:*
Początek rozdziału jeszcze raz pokazuje , że niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci. Bo po prostu tak zwyczajnie na to nie zasługują. Matka Heidi jest właśnie takim typem. Jak można być tak bezduszna osoba? Naprawdę nie mogła się wysilić choć na kilka słów pożegnania? Zamiast tego zażądała jeszcze kasy za mieszkanie . Ja prdl. Skąd się biorą tacy ludzie. Mam nadzieję , że Heidi nie będzie musiała już nigdy więcej jej oglądać.
OdpowiedzUsuńDobrze , że nasza bohaterka jest już w Austrii. Tam na pewno będzie mogła odpocząć. I przynajmniej przez rok( A sądzę, że nawet dłużej 😉) prowadzić spokojne życie.
Inge już na pewno się o to postara.
Jedyne co mnie nie pokoi. To Stefan. Czy on naprawdę sobie kogoś znalazł? Bo liczba mnoga w wypowiedzi Michaela, właśnie na to wskazuje.
No nic pozostaje mi jak zawsze z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam.
Ugh! Nie mam słów, by opisać karygodne zachowanie matki Heidi. Dziewczyna miała stuprocentową racją! Pewne osoby w ogóle nie powinny decydować się na macierzyństwo, skoro później jedyne, co mogą zapewnić swojemu dziecku to ból i cierpienie. Heidi nie miała łatwego dzieciństwa, wszystko było objęte łzami i zapewne modlitwami o lepszy los, byleby trwający na ścianami koszmar się kończył. Heidi jako dziecko ciągle wierzyła, że jej matka się zmieni i zainteresuje jej losem, ale jak widać dla niej liczyła się jedynie butelka oraz faceci, którzy godzili się być jej sponsorami. Takie warunki zdecydowanie nie sprzyjały wychowaniu dziecka! Co ja mówię zresztą... Jakie wychowanie? Heidi była zdana wyłącznie na siebie i podziwiam ją, że dała sobie z tym radę. Naprawdę, nawet nie wyobrażam sobie jak musiała się czuć ukrywając prawdę przed osobami z zewnątrz. Sprytnie wszystko ukrywała, tak by nikt nie dowiedział się, co tak naprawdę dzieje się w ich mieszkaniu. To musiało być nie do zniesienia! Dlatego ogromnie się cieszę, że postawiła na swoim i opuściła to pomieszczenie, z którym nic już ją nie wiązało. Matka dziewczyny przeszła samą siebie. Myślałam, że wykrzesze z siebie choć odrobinę emocji, ale jedyne, na co było ją stać to bezczelne poproszenie Heidi o pieniądze i robienie jej wymówek... Masakra! Wierzę, że Norweżce było ogromnie ciężko słuchać tego wszystkiego, ale na szczęście wyszła i rzuciła klucze pod drzwi na pożegnanie. Oby już więcej nie musiała znosić tej kobiety!
OdpowiedzUsuńHeidi w końcu mogła odetchnąć pełną piersią, czy to w samolocie czy już na lotnisku. Będąc na pokładzie rozpamiętywała chwile spędzone ze Stefanem, które naprawdę bardzo dobrze rokowały na przyszłość. W końcu to sam skoczek na tej karteczce, która ma ogromną wartość dla dziewczyny zaproponował kontakt, który rozkwitł, a później za jego sprawą się posypał. Co on sobie najlepszego myślał? Miał kojący wpływ na dziewczynę, a później jak gdyby nigdy nic postanowił usunąć się z jej życia. Panie Kraft, tak się nie robi!
Inge już nie mogła doczekać się Heidi, o czym świadczy wylewne powitanie na lotnisku :) W dodatku ta czekolada! ^^ Jak czasami niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia haha :D Oczywiście już na samym wstępie musiał zostać poruszony temat Stefana. Heidi do pewnego momentu dzielnie dawała radę, jednak Michi rozwiał jej wątpliwości. Na pewno wie znacznie więcej, tylko ile faktycznie Stefan mu przekazał? Te chłopy! Ale do łez rozbawiła mnie ich wymiana zdań odnośnie krasnali i angażu w Królewnie Śnieżce hahahaha :D
Heidi z pewnością w mieszkaniu Inge i Michaela odżyje! Inge sprawiła jej ogromną niespodziankę przygotowanym pokojem :) W takich chwilach naprawdę można poznać, ile ktoś znaczy dla drugiej osoby. Heidi z pewnością zazna tutaj tego wszystkiego, co nie było jej dane w rodzinnym domu. I na pewno będzie miała wiele czasu, aby dokładnie poznać miasto, które zrobiło na niej niebotyczne wrażenie :)
Kolacja we czwórkę? Ale już, tak szybko? To dopiero będzie! ^^ Ale moment... Czy ja dobrze zrozumiałam i Stefan z kimś się spotyka? Jemu to się chyba jakieś przewody w mózgu popaliły!
Inge i Michi na pewno zadbają o to, by Heidi czuła się z nimi swobodnie i aby niczego jej nie brakowało :)
Czekam na nowość z niecierpliwością :)
Pozdrawiam ;*