piątek, 21 kwietnia 2023

Epilog

 


Kilkanaście miesięcy później 



Z niemałym zadowoleniem przyglądam się idealnie zaparkowanemu przeze mnie przed momentem samochodowi, zakładając na ramię torbę wypełnioną po brzegi opasłymi podręcznikami i notatnikami. Następnie pokonuję parking spokojnym marszem z przepełniającą mnie dumą z samej siebie, że wbrew obawom mojego ukochanego chłopaka w żaden sposób nie uszkodziłam dzisiaj jego oczka w głowie, które traktował niczym swój najcenniejszy skarb, co wytknęłam mu zresztą o poranku kilka razy, gdy pełen obaw i strachu oddawał mi z niemałymi wątpliwościami kluczyki. Dając przy tym setkę rad, jak powinnam się właściwie obchodzić z jego autem.


Z każdym dniem czułam się coraz pewniej i swobodniej za kierownicą, mimo że tuż po odebraniu prawa jazdy przed ponad już miesiącem, wcale się na to nie zanosiło. Stopniowo przełamywałam jednak swoją niepewność i nabierałam tak potrzebnego mi doświadczenia na drodze. Zwłaszcza że posiadanie prawa jazdy było niczym zbawienie w ostatnich dniach, gdy niekiedy ogromnie trudno było mi pogodzić początkową fazę studiów doktoranckich z uwielbianym, ale równocześnie niezwykle wymagającym stażem, gdzie z każdym dniem skrupulatnie uczyłam się swoich, miałam nadzieję przyszłych obowiązków, licząc na zatrudnienie po jego ukończeniu w miejskim muzeum jako renowatorki obrazów i eksponatów. Choć czasami było naprawdę ciężko, nie zamierzałam zbyt łatwo się poddawać i z uporem dążyłam do osiągnięcia założonych sobie kilka miesięcy temu celów i spełnienia posiadanych w sobie ambicji o dokonaniu czegoś zasługującego na warte wyróżnienia.


Mimo sporego zmęczenia dzisiejszymi kilkugodzinnymi wymagającymi zajęciami na uniwersytecie i pracą nad dość ambitnym i mocno angażującym projektem, jaki tworzyliśmy wspólnie z Domenico, który również postanowił kontynuować swoją dalszą naukę i powalczyć o tytuł doktora ku mojej ogromnej radości, bo z nim u boku było mi o wiele raźniej. Dzięki temu mogliśmy się wzajemnie wspierać i motywować, co czasami było na wagę złota. Z szerokim uśmiechem otwieram drzwi od mieszkania, odliczając sekundy do pojawienia się przy nich Effiego, który wprost rzuca się na mnie z euforią po tych kilku godzinach naszej rozłąki, jakby minęły co najmniej lata. Wprost uwielbiałam wracać do mieszkania, czy to z kolejnych wykładów, czy po ciężkim dniu pracy w muzeum ze świadomością, że dwie najbliższe mi istoty na tym świecie już na mnie czekają, z niecierpliwością oczekując wspólnie spędzonego popołudnia, czy też wieczoru w iście harmonijnej rodzinnej atmosferze. Nasza trójka już dawno temu stworzyła sobie szczelną bańkę szczęścia, której przebicie graniczyło w ostatnich miesiącach z prawdziwym cudem. Wszystko układało się niemal perfekcyjnie i miałam nadzieję, że tak już pozostanie. Po tym, przez co musieliśmy przejść, aby być razem, zdecydowanie się nam to należało.



- Proszę, oddaję twoje "dziecko" całe i zdrowe. Bez ani jednej ryski. Możesz odetchnąć z ulgą - wręczam Stefanowi kluczyki od samochodu z nieukrywanym śmiechem, całując go przy tym krótko na przywitanie, co przyjmuje ze sporą aprobatą. Choć nasz związek trwał już od dłuższego czasu, nadal byliśmy w sobie ślepo zakochani, a pod wieloma względami miał się on nawet o wiele lepiej niż na początku. Głównie ze względu na to, że z biegiem czasu zaczęło mi być o wiele łatwiej rozmawiać o uczuciach, a przede wszystkim je okazywać. Wciąż daleko mi było do przesadnej wylewności, ale i tak uczyniłam w tej kwestii ogromne postępy ku uciesze Stefana. Nasza komunikacja również stanowczo się poprawiła. Już nie tłumiliśmy w sobie problemów, a dyskutowaliśmy o nich, starając się wspólnie znaleźć ich rozwiązanie. Dzięki czemu skończyły się niedomówienia, czy absurdalne nieporozumienia o jakieś błahostki.
- Wcale się tym nie martwiłem. Wiesz przecież, że bardzo wierzę w twoje umiejętności na drodze - przytula mnie do siebie, gdy spoglądam na niego z wyrazem sporego powątpiewania w usłyszane słowa.
- Czyżby? Ciekawe więc, dlaczego rano wyglądałeś, jakbyś miał dostać zawału, gdy poprosiłam o kluczyki. Gdybyś wtedy widział tylko swoją minę, gdy uświadomiłeś sobie, że pierwszy raz będę prowadzić bez twojej asysty. Była bezcenna - nawiązuje do naszej przezabawnej wymiany zdań o poranku. Chichocząc z jego namacalnego przerażenia.
- Widocznie ci się wydawało. Jesteś głodna, czy możemy od razu przejść do głównej niespodzianki dnia? - usilnie stara się zmienić temat, a ja przyglądam się mu z nieukrywanym niezrozumieniem. Cóż on znowu wymyślił?
- O jakiej niespodziance mówisz? - dopytuję, bojąc się, co takiego mogło na mnie czekać. - Myślałam, że wczoraj wystarczająco uczciliśmy moje urodziny. Przecież byliśmy na kolacji i dostałam od ciebie wystarczający prezent. Stefan, obiecałeś mi, że nie będzie w tym roku żadnych szaleństw z powodu głupiej zmiany cyferki w moim wieku. Moje urodziny są co roku, to żadne wielkie wydarzenie, które wymagałoby hucznego świętowania, wiesz?
- Ile razy jeszcze będę ci powtarzał, że akurat dla mnie to jest wielkie wydarzenie. Chyba nie sądziłaś więc, że naprawdę poprzestanę na tej kolacji. To była dopiero przystawka. Wiem, że nie lubisz niespodzianek, ale zaufaj mi, że ta na pewno przypadnie ci do gustu. Rozchmurz się - stara się nastawić mnie optymistycznie. - Kochanie, trochę więcej wiary we mnie. Zazwyczaj trafiam w twój gust i dobrze się bawimy, prawda?
- Jesteś niemożliwy - kręcę głową, wzdychając lekko pod nosem wyraźnie pokonana. Gdy Stefan się na coś uprze, nic nie jest w stanie go powstrzymać. Mogłam więc zapomnieć o spokojnym piątkowym wieczorze spędzonym na kanapie.
- Bierzmy Effiego i się zbierajmy. Szkoda marnować czasu - ta informacja jeszcze bardziej mnie zadziwia.
- Effi wybiera się z nami? Co ty tym razem wymyśliłeś? - zastanawiam się, nie mając nawet mglistego pojęcia, gdzie możemy się udać razem z naszym kochanym pupilem.
- Oczywiście, że wybiera. Jestem pewien, że on również będzie zadowolony z miejsca, do którego zmierzamy - Stefan uśmiecha się tajemniczo, podążając w stronę wyjścia z mieszkania. Będąc wyraźnie podekscytowanym.


Droga w nadal zupełnie nieznaną mi lokalizację upływa nam w spokojnej i przyjemnej atmosferze. Kiedy Effi wygląda z zadowoleniem przez lekko uchylone okno z tyłu samochodu, ja opowiadam Stefanowi o tym jak minął mi dzień, a on słucha tego w skupieniu i z jawnym zainteresowaniem, jak zresztą wszystkiego, co dotyczyło mojej osoby, niekiedy wtrącając jakieś pomocnicze pytania. To nie zmieniło się nic a nic od początku naszej znajomości. Interesowanie się tą drugą osobą mimo upływu czasu nadal pozostawało na takim samym poziomie zaangażowania.
- Daleko jeszcze? - pytam w końcu z lekką niecierpliwością. Zauważając, że znajdowaliśmy się już niemal na obrzeżach miasta. To wprawiło mnie tylko w jeszcze większą dezorientację. Czego moglibyśmy tutaj szukać?
- Za chwilę będziemy na miejscu. Zamknij oczy i nie podglądaj - prosi, a ja spełniam jego prośbę bez żadnych protestów. Doceniając to, że na pewno zadał sobie sporo trudu w przygotowanie tego czegoś, co za chwilę miałam nareszcie odkryć.



Wysiadam z samochodu na oślep, trzymając kurczowo Stefana, aby przypadkiem się nie wywrócić. Będąc coraz bardziej zaciekawiona całą tą tajemniczą otoczką i brakiem jakichkolwiek wskazówek. Jedyne co wiedziałam to, że mogłam się spodziewać dosłownie wszystkiego.
- Jesteś gotowa? - stara się upewnić, a ja kiwam na potwierdzenie szybko głową. Po czym otwieram oczy, wpatrując w przepiękny dom, który miałam przed sobą z jeszcze piękniejszym ogrodem, jaki go otaczał. Spoglądam to na naprawdę sporej wielkości budynek, to na Stefana niczego z tego nie rozumiejąc. Co on takiego wykombinował, że znaleźliśmy się akurat tutaj i w jakim celu?
- Czyj to dom i co my tutaj w ogóle robimy? - próbuję uzyskać jakieś wyjaśnienia. Będąc coraz mocniej skonfudowaną. To stawało się coraz dziwniejsze.
- Tak właściwie, to my jesteśmy jego właścicielami. Od ponad dwóch miesięcy to nasz dom. Chciałem, żebyś dostała na te urodziny niezapomniany prezent. Będący ukonorowaniem tego pełnego sukcesów dla ciebie roku i szczerze liczę, że mi się udało - tłumaczy niewzruszony, a ja mam wrażenie, że zwyczajnie śnie. To nie mogła być przecież prawda. Nierealne było to, że mieliśmy niby tutaj zamieszkać.
- To jakiś żart? Wkręcasz mnie, prawda? - starając się wyjść z szoku, szukam u Stefana oznak rozbawienia, ale wyglądał na całkowicie poważnego. - Nie mogłeś kupić tego domu. To niemożliwe. 
- Ale go kupiłem. Już dawno zgodnie przecież uznaliśmy, że mamy trochę za mało miejsca w obecnym mieszkaniu, a Effiemu przydałby się jakiś większy plac do samodzielnego wybiegania niż ten często kompletnie zatłoczony park, teraz ma więc ogród. Poza tym od zawsze marzyłaś o rodzinnym domu z kominkiem. Chciałem spełnić to marzenie, a skoro nadarzyła się do tego okazja, to dlaczego jej nie wykorzystać? - przytula mnie do swojego boku, a ja nadal nie potrafię przyswoić tej nowej rzeczywistości, którą właśnie mi serwował. Jak niby miałam zmierzyć się z tą nagłą bombą, którą tak gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia mi przedstawił.
- Ja nie wiem, co mam powiedzieć. Jestem w kompletnym szoku. Nie dociera do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Zaraz się pewnie obudzę - mówię szczerze, co przyprawia go o lekki śmiech. - Jesteś najbardziej nieobliczalnym człowiekiem pod słońcem, przysięgam. Ten dom wygląda wspaniale i  przekracza sobą jakiekolwiek wyobrażenia, ale to stanowczo za wiele, jak dla mnie. Coś ty najlepszego zrobił? Jak ja mam się do tego w ogóle ustosunkować?
- Po raz pierwszy doprowadziłem cię do stanu, gdy nie wiesz, co powiedzieć. To dopiero sukces. Chyba osiągnąłem swój życiowy cel - gromie go wzrokiem, ale niewiele sobie z tego robi. - Heidi, zasługujesz na o wiele więcej niż ten dom, a ja jestem tym kimś, kto ma ci to nareszcie uświadomić. Chcę, żebyśmy to właśnie tutaj przeżyli swoje życie i stworzyli najpiękniejsze wspomnienia. Marzę, aby zestarzeć się z tobą w tym domu i za pięćdziesiąt lat pić każdego dnia poranną herbatę albo kawę na tej werandzie lub przy kuchennym stole. Pragnę wychować tutaj z tobą nasze dzieci i być po prostu szczęśliwym. Kocham cię i gdybym tylko mógł, to przychyliłbym ci nieba - słucham tego wyznania, patrząc mu prosto w oczy. Starając nie rozpłakać się ze wzruszenia. Czasami nadal trudno było mi uwierzyć, że Stefan to właśnie ze mną chciał dzielić swoje życie, wybierając z setek innych zapewne o wiele lepszych kandydatek.
- Nie chcę nieba, wystarczy mi, że ty zawsze będziesz obok mnie - ściskam mocniej jego dłoń. - Tak bardzo cię kocham. Nigdy nie odwdzięczę ci się za to wszystko, co dla mnie robisz - ocieram lekko łzę z policzka.
- Z wzajemnością. Uznajmy więc, że jesteśmy kwita.



- To jeszcze nie koniec niespodzianki. Czas, żebyś zobaczyła wnętrze. Kto wie, czy wtedy ten cały magiczny czar nie pryśnie. Modlę się tylko, abym nie przesadził z ilością zaserwowanych ci zaskoczeń. Chodźmy do środka - całuje mnie lekko w czoło, a następnie pociąga delikatnie za sobą. Byłam pewna, że za moment znowu nie będę mogła wyjść z zachwytu przez bardzo długie minuty. Jednak to, co zastaję w środku, przekracza dosłownie wszystko.



- Wszystkiego najlepszego, Heidi! - nie zdążam nawet dobrze wejść do pomieszczenia, w którym prawdopodobnie mieścił się salon, gdy słyszę całkiem spory komitet powitalny złożony z najbliższych mi osób i przyjaciół. Przyglądam się tym wszystkim znajomym twarzą, zatykając sobie dłonią usta, absolutnie nie wiedząc, co mam powiedzieć i jak zareagować na ten ogrom przytłaczających mnie rewelacji.
- Nie wierzę, że naprawdę tu jesteście - kieruję swoje słowa w przestrzeń, nie wiedząc na kim, najpierw powinnam skupić swój wzrok. Były tu niemal wszystkie tak ważne dla mnie osoby. Do tej pory uważałam, że spotkanie ich wszystkich w jednym miejscu, graniczyło niemal z cudem. Jednakże dla osoby stojącej obok mnie i uśmiechającej się z wyraźną dumą, nie było rzeczy niemożliwych.


- Tak się cieszę, że was widzę - jako z pierwszymi witam się z niemałą radością z dawno niewidzianymi Sophie i Halvorem, których w Austrii niekiedy ogromnie mi brakowało. To właśnie dzieląca nas odległość była jedyną wadą moich niektórych przyjaciół, porozrzucanych po różnych częściach Europy. Kiedy to nie raz przez długie miesiące nie miałam okazji ich widywać, mocno odczuwając brak ich namacalnej obecności. Po krótkiej  rozmowie dość niechętnie zostawiam uwielbianą przeze mnie dwójkę w towarzystwie Inge i Michaela oraz Stefana z obietnicą, że niedługo do nich dołączę. Miałam w końcu jeszcze kilka osób, z którymi bardzo chciałam się przywitać.


- Katinka, jak ja się za tobą stęskniłam! - wpadam w ramiona swojej przyjaciółki, która tuż po zakończeniu wymiany, wróciła do swojego ojczystego kraju na ostatni rok edukacji. Teraz po długich miesiącach rozłąki znów mogłam stanąć z nią twarzą w twarz, uświadamiając sobie, że nic się nie zmieniła. Utrzymywanie kontaktu na odległość często nie było łatwe, ale jakoś dawałyśmy radę. Zobaczenie jej jednak na żywo było dzisiaj kolejnym wspaniałym prezentem.
- Na pewno nie bardziej niż ja. Poza tym nie mogłabym odpuścić sobie takiego wydarzenia i okazji na spotkanie z wami - mimowolnie spogląda rownież na Louise i Domenico, którzy odpowiadają nam serdecznymi uśmiechami. Zastanawiałam się jak to możliwe, że wtajemniczona pewnie we wszystko od dawna Louisa z niczym się nie wydała. Była przecież największą paplą, jaką znałam.


- Cześć, Mądralo - niespodziewanie dołącza do nas Thomas, który jakimś cudem umknął mi do tej pory w tym sporym tłumie. - Jak się czujesz z tym, że młodość zaczyna ci przemijać? Zegar tyka - żartuje w swoim standardowym stylu. Przytulając mnie lekko do siebie.
- Thomas? - patrzę na niego z niedowierzaniem. - Nie miałeś być teraz przypadkiem w Londynie na tym wernisażu, który tak bardzo chciałeś zobaczyć?
- Może i miałem, ale nie mogłem zmarnować takiego zaproszenia. Urodziny i parapetówka w jednym? Jak mogłoby mnie zabraknąć na takiej imprezie i to jeszcze na twoją cześć? Zresztą twojemu Stefanowi nie da się odmówić - mimowolnie spoglądam na swojego ukochanego. W życiu nie podejrzewałabym, że zaprosi nawet Thomasa. Mimo ich kilku spotkań nadal podejrzewałam, że nie do końca ufał zapewnieniom Norwega, że jestem dla niego wyłącznie jak siostra. Tym bardziej doceniałam ten gest.
- Nie sposób się tym razem z tobą nie zgodzić - przyznaję mu rację. - Och, wy się jeszcze nie znacie - przypominam sobie o obecności Katinki, przedstawiając ich sobie.


Wystarczył mi tylko krótki rzut oka na przestronną i w pełni wyposażoną kuchnię, aby zrozumieć, że wszystko tu jak i wszędzie indziej zostało urządzone stuprocentowo w moim guście. Co więcej, uświadamiam sobie, że były to dokładnie te same meble, które jeszcze kilka tygodni temu przeglądałam ot tak w naszej obecnej kuchni pod pretekstem odświeżenia wnętrz w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości.
- To po to były te wszystkie dziwne pytania o moje preferencje, co do wystroju albo umeblowania pomieszczeń, tak? Nieźle to sobie wykombinowałeś, spryciarzu. Jakim cudem ja nie wpadłam na to, że coś knujesz? - dziwię się samej sobie. To wydawało się teraz tak oczywiste. - Pytałeś o tyle szczegółów, a ja się nie zorientowałam.
- Łatwo nie było nie naprowadzić cię na jakiś trop, ale się na szczęście udało. Mam więc rozumieć, że ci się podoba? - chce się upewnić.
- Więcej niż podoba. Jest cudownie - odpowiadam, zanim nie złącze naszych ust ze sobą. To wszystko wydawało się takie nierealne. Ten dom, wizyta moich przyjaciół i całe to przepełniające mnie szczęście. Za nic nie chciałam, aby to kiedykolwiek się skończyło. Za to naszą wymianę czułości przerywa dopiero głośny dzwonek do drzwi.
- To pewnie nasi ostatni goście. Chodźmy otworzyć - łapię ufnie za dłoń Stefana, podążając w stronę drzwi wejściowych, zaciekawiona kto taki postanowił się tutaj jeszcze pojawić.



- Melduję wykonanie zadania - jako pierwszą dostrzegam Helen wprost promieniującą entuzjazmem, a za chwilę obok kobiety pojawia się mój tata we własnej osobie.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, córeczko - życzy mi z zupełną szczerością, a ja moment później tonę w jego opiekuńczych ramionach, ucieszona że znowu mamy okazję być razem. Wciąż skrupulatnie nadrabialiśmy stracone lata, ale obecnie mogłam już z pewnością stwierdzić, że udało się nam nawiązać więź, jaka powinna istnieć na linii rodzic dziecko.
- Nie sądziłam, że tak szybko wpadniesz w ponowne odwiedziny - byłam naprawdę mocno zaskoczona jego obecnością. W końcu ostatni weekend spędziliśmy wspólnie wraz z rodzicami Stefana, kiedy to nareszcie mieli okazję się lepiej poznać i na całe szczęście polubić. Ogromnie zależało mi na wzajemnej akceptacji z obydwu stron.
- Obiecałem ci, że więcej nie opuszczę już twoich żadnych urodzin. Nie mogłem cię dlatego zawieść - tłumaczy, a ja w ramach wdzięczności jeszcze mocniej się w niego wtulam. Od dłuższego już czasu skutecznie rekompensował mi na wiele sposobów swoją nieobecność w przeszłości. Doceniałam jego starania i byłam ogromnie wdzięczna, że nie poddał się na samym początku w walce o utrzymywanie przez nas kontaktu, kiedy to byłam tak temu przeciwna.
- Zapraszamy do środka - zgodnie przepuszczamy przybyłą dwójkę przed sobą.
- Nie wiem, jak ja mam ci za to wszystko podziękować. Pomyślałeś dosłownie o wszystkim - szepczę do Stefana. To były najlepsze urodziny, jakie mogłam przeżyć. O lepszych nie mogłabym nawet nigdy śmieć marzyć.
- Na pewno znajdzie się jakiś sposób, ale tym zajmiemy się później - śmieje się żartobliwie.
- Stefan, mam nadzieję, że zgodnie z moim zaleceniem, oczyściłeś ten dom białą szałwią, prawda? - ciocia Stefana przerywa naszą małą konwersację. - W drodze z lotniska wyjaśniłam nawet Rasmusowi, jakie to ważne i w końcu przyznał mi rację.
- Oczywiście, ciociu jakbym mógł cię nie posłuchać w tak ważnej kwestii - Stefan dyskretnie przekręca oczami, a ja śmieję się ukradkiem. Za nic nie zamieniłabym ich wszystkich na kogoś innego.


- Jeszcze raz dziękuję za życzenia, Eileen. Odzywajcie się gdy tylko będziecie mieć taką możliwość i uważajcie na siebie z Martinem. Po waszym powrocie na pewno musimy się spotkać - żegnam się z dziewczyną przyjaźnie, doceniając że pamiętała o moich urodzinach, mimo aktualnego przebywania w najgłębszych zakątkach Afryki, gdzie spontanicznie wybrała się ze swoim chłopakiem już ponad miesiąc temu. Gdyby ktoś kilkanaście miesięcy temu powiedział mi, że będę miała tak dobre stosunki z Eileen za nic bym w to nie uwierzyła i uznała za wyjątkowo kiepski żart. Tymczasem po wyjaśnieniu sobie wszystkich niesnasek w szczerej i bezkompromisowej rozmowie, darzyłyśmy się teraz sporą sympatią i o dziwo okazało się, że miałyśmy ze sobą wiele wspólnego. Lubiłam od czasu do czasu pobyć w jej towarzystwie i nie miałam już nic przeciwko temu, aby uczestniczyła w naszym życiu.
- Bez wątpienia. Już nie mogę się doczekać zobaczenia waszego nowego domu. Jestem pewna, że prezentuje się idealnie. Muszę niestety kończyć, Heidi. Pozdrów od nas Stefana. Do usłyszenia niedługo - zanim zdążę jej odpowiedzieć w podobnym tonie, połączenie zostaje przerwane.


Po dłuższej chwili przebywania w ogrodzie jedynie z Effim. Słyszę odgłos otwierania tarasowych drzwi, odwracam się w ich stronę, uśmiechając czule do stojącego w ich progu Stefana. Wciąż nie mając słów nad tym, jak wiele dziś dla mnie zrobił. Nadal nie dochodziła do mnie także świadomość, że naprawdę tutaj zamieszkamy i mogę nazywać to miejsce swoim nowym domem. To wykraczało po stokroć ponad moje najbardziej skryte marzenia.
- Goście odprawieni, wszystko posprzątane, a twój tata zadomawia się w pokoju gościnnym. W końcu tylko my, cisza i spokój - obejmuje mnie ramieniem, siadając obok na bujanej ławeczce, a ja od razu się do niego przytulam. To w końcu jego ramiona były dla mnie najlepszym miejscem na świecie.
- Tak szybko? Myślałam, że jeszcze z nami trochę posiedzi.  - dziwię się, doskonale wiedząc, że tata nie należał do osób, które zbyt szybko chodzą spać. - Mogłeś mnie też zawołać, pomogłabym ci sprzątać.
- Mówił, że jest zmęczony po podróży. Poza tym umówił się skoro świt na zwiedzanie tych tajemnych ruin za miastem z ciocią Helen - uśmiechamy się porozumiewawczo w swoją stronę. Obydwoje od razu zauważyliśmy, że nieoczekiwanie w te kilka godzin złapali ze sobą sporą nić porozumienia. - Chyba się ze sobą polubili. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio ciocia tak uważnie kogoś słuchała, gdy temat rozmowy nie dotyczył astrologii albo zielarstwa. To było godne podziwu zjawisko.
- Też to dostrzegłam. Kto wie, może okażą się bratnimi duszami i ze sobą zaprzyjaźnią? Obydwoje są dosyć samotni i przydałaby im się taka osoba, na którą mogą liczyć - nie miałam nic przeciwko ich powstającej relacji, a nawet trzymałam za nią kciuki. Tacie zdecydowanie przyda się jakieś towarzystwo, choćby telefoniczne. Mógł zaprzeczać do woli, ale ja i tak wiedziałam, że samotność niekiedy mocno daje mu w kość.
- Czas pokaże. Oby tylko karty tarota okazały się przychylne dla twojego taty, bo ciocia już pewnie je stawia w każdej możliwej konfiguracji. Och i jeszcze to dopasowanie numerologiczne. Bez tego ani rusz, aby mogła kontynuować znajomość - obydwoje wybuchamy głośnym śmiechem rozbawienia, gdy tylko to sobie wyobrażamy.


- Heidi? Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym cię dzisiaj zapytać - nieoczekiwanie Stefan przerywa nasze przyjemne milczenie, gdy prawie już zapadałam w płytką drzemkę pod wpływem niezwykle przyjemnego dotyku jego palców, bawiących się moimi włosami. Otwieram leniwie oczy, podnosząc lekko głowę z jego kolan. Zauważając, że wygląda na autentycznie zdenerwowanego. Nie rozumiałam jedynie powodu tak dziwnego zachowania z jego strony.
- Śmiało. Wykrztuś to w końcu z siebie. Przecież nie gryzę - uśmiecham się zachęcająco, chcąc nareszcie dowiedzieć się, o co może mu chodzić.
- Już od dawna się do tego zbieram. Pewnie przegapiłem setki lepszych okazji na to i bez wątpienia zasługujesz na o wiele lepsze okoliczności, ale nie chcę już dłużej zwlekać. Miałem zamiar zrobić to dziś przy wszystkich, ale uznałem, że pewnie to byłoby dla ciebie za dużo. Poza tym wolę jak poślesz mnie do diabła na osobności - milknie, nieoczekiwanie klękając przede mną, co wprost odejmuje mi mowę. - Heidi, wiesz że kocham cię najbardziej na świecie i to z tobą chcę spędzić swoje życie. Jestem takim szczęściarzem, że cię mam. Dlatego czy zgodzisz się zostać kiedyś moją żoną? - pyta wyjątkowo niepewnie, a przed moimi oczami pojawia się najpiękniejszy pierścionek pod słońcem z malutkim diamencikiem. Był idealny i jakby stworzony wprost dla mnie, co wywołuje we mnie kolejną już dzisiaj autentyczną falę wzruszenia. Nigdy bym też nie przypuszczała, że odpowiedź na tak poważne pytanie, może być tak banalnie prosta. Nie musiałam się wahać nad odpowiedzią ani sekundy. Była ona jak najbardziej oczywista.
- Oczywiście, że tak, głuptasie. Naprawdę myślałeś, że mogłabym się nie zgodzić? - przyjmuję pierścionek ze śmiechem radości i przepełniającym mnie wewnątrz szczęściem. Przyglądając, jak pięknie prezentuje się na mojej dłoni.
- A od kogo nasłuchałem się, że zaręczyny są strasznie przereklamowane? - patrzy na mnie z przekorą, zbliżając swoje usta do moich.
- Chodziło mi o te wszystkie wymyślne okoliczności, a nie sam fakt zaręczyn. Prześciganie się, kto zrobi to w bardziej wymyślnym miejscu albo w oryginalnym sposobie - poprawiam go. Nasze zaręczyny za to uważałam za idealne. Skromne, proste i po prostu nasze. Przede wszystkim ten moment mogliśmy dzielić tylko ze sobą. - Kocham cię, Stefan i jeśli kiedykolwiek mam zawrzeć z kimś małżeństwo, to tylko z tobą. Jesteś jedyną osobą, z którą mogę popełnić takie szaleństwo - zapewniam go, zanim nie zatracimy się w pocałunkach pełnych miłości i wzajemnego oddania. Zapominając przy tym o całym otaczającym nas świecie.
- Trzeba jakoś uczcić tę wiekopomną chwilę. Poza tym musimy jeszcze przetestować, czy nasze łóżko w sypialni jest wygodne - szepcze mi uwodzicielsko do ucha, znacząc sobie od niego ścieżkę mokrymi pocałunkami do mojej szyi.
- Zapomniałeś, że mój tata jest z nami? - przypominam przytomnie ostatkiem rozsądku, zanim poddamy się wzajemnemu pożądaniu i zatracimy w tej niesłabnącej ani trochę między nami namiętności.
- A myślisz, że kto zadbał o to, aby pokój gościnny znajdował się dokładnie na drugim końcu korytarza niż nasza sypialnia? - patrzy na mnie z dumą, przyprawiając o kolejny głośny wybuch śmiechu.
- Jak zawsze przebiegły - kiwam głową z uznaniem, całując go w nagrodę.
- Próbuję ci tylko dorównać - bierze mnie na ręce, mimo moich protestów co do noszenia mnie, idąc w kierunku domu. Nie zaprzestając przy tym ani na sekundę swoich coraz bardziej gorących pocałunków. Byłam tak ogromnie wdzięczna losowi, że postanowił spleść ze sobą nasze drogi i połączyć w jedną, którą będziemy podążać razem aż do końca, o czym byłam przekonana. Najbardziej jednak byłam wdzięczna, że Stefan nie nauczył mnie tylko kochać drugiej osoby, ale całe życie. To dzięki niemu z radością czekałam na każdy nowy dzień i zrozumiałam, co to znaczy być naprawdę szczęśliwą.

__________

Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną podczas tworzenia tej "skoczkowej trylogii", jak to ktoś kiedyś ładnie nazwał. 

Rozdział 33

 

04.07.2021


Kiedy to tak bardzo upragnione przeze mnie od kilkudziesięciu już minut miejsce, do którego uparcie i pełna niesłabnącej determinacji zmierzałam, zaczyna majaczyć nareszcie w niezbyt dalekiej już oddali. Mrużę lekko oczy pod wpływem niemal oślepiających promieni słońca, które od wczesnego poranka ogrzewało dzisiaj wyjątkowo mocno całe miasto, z czego wielu mieszkańców Salzburga postanowiło skorzystać, ciesząc się w pełni tym upalnym letnim niedzielnym popołudniem na świeżym powietrzu. Dość licznie tłocząc w pełnych zieleni parkach, kawiarnianych ogródkach, czy też w okolicy najpopularniejszych miejskich atrakcji. Z nieukrywanym uśmiechem zadowolenia i aprobaty mijałam te wszystkie radosne rodziny z dziećmi, grupki przyjaciół, czy zakochane pary, mając nadzieję, że ja również odzyskam dziś swoje szczęście, a moje życie po tygodniach zawirowań na nowo stanie się w pełni kompletne. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak pozytywnego zakończenia tej tak potrzebnej i nieuniknionej rozmowy, która miała się za chwilę odbyć i otrzymania jeszcze jednej szansy na wspólne życie z kochaną przez siebie osobą, choć zdawałam sobie przy tym również doskonale sprawę, że będzie ona jedną z tych najtrudniejszych, jakie odbyłam w swoim dotychczasowym życiu.


Mówienie o uczuciach wciąż pozostawało moją największą piętą Achillesową, a to przecież właśnie one stanowiły klucz do odzyskania Stefana i udowodnienia mu, że mimo tych wszystkich fatalnych decyzji, które podjęłam tuż po wybudzeniu się ze śpiączki. Po odzyskaniu pamięci, z mojej strony nic się nie zmieniło w kwestii naszej relacji i nadal chcę budować naszą wspólną przyszłość. On po prostu musiał ode mnie w końcu usłyszeć, co do niego czuję i że jest tym jedynym, najważniejszym, którego nikt nie będzie w stanie nigdy zastąpić. Zasługiwał na to od bardzo dawna i świetnie o tym wiedziałam. Może gdybym nie była takim tchórzem i powiedziała mu, że go kocham, zanim przydarzył mi się ten upadek i straciłam pamięć, teraz wszystko nie byłoby tak bardzo skomplikowane i pełne niedomówień między nami. Stefan nie musiałby w tamtych strasznych chwilach niepewności i strachu, przynajmniej wątpić w szczerość moich uczuć do niego i sensu istnienia kiedykolwiek naszego związku. Być może gdyby miał pewność, że również go kocham, nie poddałby się tak łatwo podczas naszej ostatniej rozmowy w szpitalu i nie pozwolił tak kategorycznie postawić mi na swoim. Poza tym chciałam w końcu ostatecznie zostawić za sobą te ostatnie pełne stresu i frustracji miesiące oraz wszystkie przykre doświadczenia, jakie przyniósł za sobą ten feralny wypadek i w konsekwencji amnezja. Dużo bardziej wolałam czerpać z nich jedynie te dobre i niezwykle mocno pouczające momenty, które wielokrotnie udowodniły, że nie jestem już na tym świecie sama i w każdej nawet wydawać by się mogło sytuacji bez wyjścia, mam grono osób, na którym mogę bezgranicznie polegać. Lepszego dowodu na posiadanie najlepszych przyjaciół na świecie, nie mogłam już zwyczajnie dostać. Z niewiadomego powodu spotkało mnie naprawdę wyjątkowe szczęście, które powinnam doceniać w każdej sekundzie swojego dalszego życia.


Wesoły chichot przywraca mnie do rzeczywistości, a ja z lekką niechęcią odrywam wzrok od dwójki dzieci wesoło bawiących się z małym psiakiem na niewielkim skwerku, uświadamiając sobie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, że od bardzo dawna skrycie marzyłam o posiadaniu w przyszłości kochającego męża, szczęśliwej rodziny i dzieci, dla których każdego dnia starałabym się być jak najlepszą mamą, a uśmiechy na ich twarzach byłyby dla mnie najlepszą nagrodą za trud włożony w zapewnieniu im wszystkiego, co najlepsze. Szybko uciekam jednak od takich wizji sielankowej przyszłości, skupiając w zupełności na teraźniejszości, bo to ona była teraz przecież priorytetem, a ja niestety już trochę spóźniona, co idealnie wskazywały coraz szybciej przesuwające się wskazówki zegarka zapiętego na moim nadgarstku. Przyśpieszam dlatego jeszcze lekko kroku, chcąc znaleźć się na tym mającym dla nas w szczególności sentymentalne znaczenie moście, a przede wszystkim w końcu zobaczyć Stefana. Od kilku już dni wprost odliczałam godziny do jego powrotu do Salzburga, skrupulatnie z najmniejszymi szczegółami planując tę lekką konspirację, w którą wciągnęłam naszych przyjaciół. Nie miałam zresztą innego wyjścia, jak czynne zaangażowanie ich w to małe i niegroźne kłamstwo. Musiałam mieć przecież pewność, że Austriak pojawi się na spotkaniu ze mną. Byłam niemal pewna, że gdybym to ja osobiście mu je zaproponowała, za wszelką cenę szukałby jakiejś wymówki, aby do tego nie dopuścić. O jego niechęci do zobaczenia się ze mną najlepiej świadczyło, choćby to zaszycie się w Alpach i nieustanne odciąganie powrotu pod pretekstem najdziwniejszych i bezsensownych wymówek, które serwował na przemian Inge i Michaelowi. Dopiero w założeniu niewinne minięcie się z prawdą Michaela, że wróciłam dziś rano do Norwegii, zmotywowało Stefana do błyskawicznego powrotu do domu. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, jak bardzo go skrzywdziłam tak nagłym zakończeniem naszego związku i całkowitym zerwaniem kontaktu. Bolało go to na tyle, że sam widok mojej osoby był pewnie dla niego nie do zniesienia. Żal i niezrozumienie musiały być silniejsze od innych jego uczuć czy pragnień. Wciąż jednak naiwnie liczyłam, że nie jest za późno na otrzymanie tak upragnionego wybaczenia oraz szansy naprawy wszystkiego, co wyjątkowo głupio zepsułam.



Wchodzę niezbyt pewnie na ten kryjący w sobie tak wiele cudownych wspomnień most, natychmiast czując, jak serce gwałtownie przyśpiesza swoje bicie, a stres przybiera jeszcze bardziej na sile. Idę jednak mimo wszystko dzielnie przed siebie, dokładnie się rozglądając, aby odszukać w tym sporym tłumie osób tę jedną jedyną. Jednak im więcej osób mijałam, tym strach tylko się wzmagał. Co jeśli Stefan zorientował się w moim podstępnie i nie przyszedł? Albo co gorsza nie będzie chciał ze mną rozmawiać i dać szansy wyjaśnienia? Miał do tego pełne prawo po tym, co mu zafundowałam. Nie miałam jednak przekonania, czy byłabym w stanie uszanować jego decyzję i po prostu pozwolić mu odejść, tak po prostu na zawsze znikając z jego życia. Samo wyobrażenie sobie takiego scenariusza zbyt mocno bolało i przyprawiało mnie niemal o atak histerii.


Kiedy tracę powoli nadzieję, że Stefan w ogóle się tutaj znajduje, a łzy rozgoryczenia i przygnębiającego smutku są coraz bliższe zagoszczenia w moich oczach, dostrzegam go z niemałym zaskoczeniem i niedowierzaniem na samym skraju mostu, opierającego się kurczowo o jedną z barierek, wpatrującego ze sporym zamyśleniem w dal. Tyle mi wystarcza, aby rzucić się niemal biegiem w jego kierunku, ogarnięta na wskroś przepełniającą mnie tęsknotą i potrzebą usłyszenia jego głosu. Swój szaleńczy bieg zatrzymuję dopiero tuż za nim, powstrzymując ostatkiem sił przed objęciem go albo zrobieniem czegoś jeszcze głupszego. Najpierw rozmowa, a dopiero potem będę mogła pomyśleć o innych rzeczach, jeśli będę w ogóle miała na nie okazję.


- Nie miej za złe Inge i Michaelowi, że nie przyjdą, ale to ze mną miałeś się tutaj od samego początku spotkać - po wzięciu wyjątkowo głębokiego oddechu, słowa niepewnie opuszczają moje usta, zdradzając tym samym obecność mojej osoby, co wprawia Stefana w olbrzymi szok. Odwraca się w moją stronę niczym poparzony. Wyglądało na to, że jakimś cudem naprawdę niczego nie podejrzewał i za nic nie spodziewał się naszego spotkania. Kolejne sekundy milczenia z jego strony tylko to podkreślały. Stefan sprawiał wrażenie, jakby zobaczył przed sobą jakiegoś ducha. Czy naprawdę porzucił już wszelką nadzieję w odzyskanie przeze mnie pamięci i szczęśliwe zakończenie dla naszej dwójki? Gdzie podziała się jego niezłomna wiara i walka do samego końca? - Porozmawiamy? Mam ci naprawdę wiele do powiedzenia i chciałabym, abyś mnie wysłuchał - proponuję zachęcająco, zmniejszając jeszcze o odrobinę dzielącą nas przestrzeń. Zwyczajnie bojąc się, że za sekundę odejdzie stąd bez słowa.
- Heidi? Co ty tutaj robisz? - Stefan wykrztusza z ledwością ze swojego zaciśniętego gardła, wciąż pozostając w olbrzymim szoku. - Jeśli to Inge i Michael cię do tego namówili, to bardzo cię za nich przepraszam. Ja naprawdę nie miałem z tym nic wspólnego i o nic ich nie prosiłem. Na pewno czujesz się teraz wyjątkowo niekomfortowo. Nie wiem, co oni sobie myśleli, że postanowili cię narazić na tak niepotrzebny stres, zamiast uszanować  twoją decyzję o niekontynuowaniu znajomości ze mną - zupełnie na opak interpretuje nasze spotkanie. Będąc święcie przekonanym, że nadal go nie pamiętam. W innych okolicznościach jego zakłopotanie byłoby nawet urocze i lekko zabawne, ale aktualnie za nic nie było mi do śmiechu. Stefan wyglądał jak emocjonalny wrak dawnego siebie. Zacięta mina i pustka w spojrzeniu, to zdecydowanie nie to, co chciałam ujrzeć po tylu tygodniach rozłąki.
- Spokojnie. Nikt mnie do niczego nie namawiał. To bardziej ja zaangażowałam ich w pomoc w zorganizowaniu naszego spotkania. Zapewniam, że jestem tu z własnej i niczym nieprzymuszonej woli. Chciałam cię zobaczyć - uspokajam go, posyłając lekko pokrzepiający uśmiech. Próbując jakoś rozładować tę napiętą atmosferę między naszą dwójką. Tak niezręcznie jeszcze nigdy między nami nie było.
- Ale przecież... Jak? Dlaczego? - kręci głową z niezrozumieniem, starannie unikając mojego spojrzenia. - Po co miałabyś chcieć się ze mną widzieć? Przecież obydwoje wiemy, że nie czujesz się przy mnie komfortowo. Jestem dla ciebie obcym człowiekiem - wyczuwałam niemal namacalny ból płynący z jego słów. To jeszcze bardziej mi uświadamiało, jak trudne musiały być dla niego ostatnie miesiące. Nie tylko ja przechodziłam przez prawdziwe piekło. Być może pod pewnymi względami Austriak miał nawet o wiele gorzej. On w przeciwieństwie do mnie wszystko pamiętał, a z dnia na dzień cały świat wywrócił się mu do góry nogami.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, w jak wielkim błędzie jesteś. Stefan, od pierwszego dnia kiedy tu przyleciałam, chciałam się z tobą zobaczyć. Skutecznie mi to jednak utrudniłeś, za wszelką cenę próbując mnie unikać. Nie masz nawet pojęcia, jak się za tobą stęskniłam. W ostatnich dniach myślałam, że zwariuję z powodu oczekiwania na twój powrót i niepewności, co będzie dalej. To czekanie było, jak wieczność - zalewam nas potokiem słów, które przyprawiają go o jeszcze większe niedowierzanie i powątpiewanie. Wydawał się taki bierny i obojętny na usłyszane słowa.
- Tęskniłaś za mną? Wybacz, ale ja naprawdę nic z tego nie rozumiem - odsuwa się ode mnie do tyłu, próbując zdystansować. Nie mogłam go za to winić. W pełni należał mi się ten chłód i nieufność z jego strony. - Heidi, uznałaś że nasza znajomość nie ma żadnego sensu. Tygodniami nie wykazywałaś żadnej chęci na kontynuowanie naszej relacji. Z jakiego powodu się to niby teraz zmieniło? To nie ma żadnego sensu.
- Stefan, ja pamiętam - wyszeptuję niepewnie, jakby to było powodem do wstydu. A może właśnie było? Może nie powinnam  zakładać, że pokonanie amnezji wszystko naprawi. Przecież ludzie to nie maszyny i posiadają uczucia, a ja dostarczyłam Stefanowi wystarczająco dużo tych negatywnych i bolesnych. Czy mogłam wymagać od niego, aby ot tak przeszedł do codzienności po tym, co wydarzyło się między nami w ostatnich miesiącach, bo sobie o nim przypomniałam? Czy nie prosiłam o za dużo? - Pamiętam wszystko. Każdą naszą wspólną chwilę, wymianę spojrzeń, czy rozmowę. Terapia jakimś cudem pomogła i niedawno wszystkie puzzle, wskoczyły na odpowiednie miejsca w mojej głowie. To znowu jestem ja.
- Heidi... - urywa nie wiedząc, jak powinien zareagować na moje wyznanie. Przez kilkanaście długich sekund milczy, jakby walczył sam ze sobą. - To wspaniała wiadomość, że cały ten koszmar się skończył. Ogromnie się z tego cieszę. Nikt nie zasługuje na życie bez swoich wspomnień. Twoje życie w końcu wróci na normalne tory - mimo wypowiedzianych przez niego słów, odczuwałam że wcale nie pałał optymizmem czy radością z tego powodu. Stefan wciąż wydawał się przygaszony i pogodzony z tym, że dla naszej dwójki nastąpił koniec. Co się z nim działo? Zupełnie go nie poznawałam. Czy to przeze mnie stał się tak kompletnie inną osobą od tej, którą pamiętałam.
- Wiem, że dogłębnie cię zraniłam i moja amnezja była dla ciebie równie przytłaczająca, co dla mnie, ale czy jest jakaś szansa, że kiedyś mi wybaczysz? Niczego nie żałuję bardziej niż tego, że tamtego dnia w szpitalu kazałam ci odejść. Myślałam jednak, że tak będzie dla nas lepiej. To nie tak, że po utracie wspomnień zupełnie nic dla mnie nie znaczyłeś. Powodowałeś we mnie wszelakie emocje, ale ignorowałam je i tłumiłam w sobie. Podświadomie czułam, że jesteś mi kimś niezwykle bliskim. Nie potrafiłam jednak temu zaufać, bo to wydawało się być takie nierealne. Nie wierzyłam, że mogłam się w kimś zakochać i być z tą osobą naprawdę szczęśliwa. Wolałam więc udawać, że jesteś mi obojętny, zamiast cię posłuchać i próbować na nowo poznać. Widziałam też, że cała ta sytuacja coraz bardziej cię przytłacza, a z tym już nie umiałam sobie zupełnie poradzić. Wybrałam więc łatwiejszą drogę i nakazałam ci odejść. To było prostsze niż patrzenie na to, jak cierpisz. Od zawsze byłam egoistką, ale tym razem przeszłam wszelkie granice. Przepraszam cię za to, co nam zrobiłam. Za nic na to nie zasługiwałeś - urywam swój niezwykle szczery monolog, bo głos zaczynał się mi łamać. To było takie trudne i bolesne. Wracanie do tamtych momentów, ponownie otwierało nasze nadal niezabliźnione rany.
- Mógłbym określić cię na milion sposobów, ale w życiu nie nazwałbym cię egoistką - posyła mi lekki uśmiech pocieszenia, który przyprawia mnie o ponowne szybsze bicie serca. To była pierwsza jakaś żywsza reakcja z jego strony, a to dawało mi minimalną nadzieję. - Nie mam ci, czego wybaczać, Heidi. Jak mógłbym cię winić za coś, na co nie miałaś wpływu? To zrządzenie losu zdecydowało za nas. Jedynym, który powinien prosić o przebaczenie, jestem ja. To przeze mnie omal nie zginęłaś na tamtych schodach, a potem musiałaś się mierzyć z kolosalnymi konsekwencjami tego wypadku - ponownie odwraca wzrok, a do mnie dochodzi przytłaczająca świadomość, że z jakiegoś absurdalnego powodu uważał się za winnego mojego upadku.
- Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, aby za cokolwiek cię obwiniać. To nie była twoja wina, rozumiesz? - niewiele myśląc chwytam go za dłoń, mocno ją ściskając, a potem wtulam się w niego z całej siły. Stawiam wszystko na jedną kartę, licząc się z możliwym odrzuceniem. - To prawda, że los sobie zakpił z naszej dwójki, zresztą nie po raz pierwszy, ale mimo to znowu jesteśmy tu razem na przekór wszystkiemu. Wiem, że pewnie jest o wiele za wcześnie na takie pytania, ale nie dam rady dłużej trwać w tej niepewności i po prostu muszę wiedzieć. Stefan, czy myślisz, że jest jeszcze dla nas szansa? Czy byłbyś w stanie ponownie mi zaufać i ten ostatni raz spróbować być ze mną? Przysięgam, że zrobię wszystko, aby się nam udało. Potrzebuję cię. Bez ciebie moje życie nie jest kompletne - nie obchodziło mnie, że brzmię pewnie jak największa desperatka pod słońcem, czy też to, że po raz pierwszy pod względem emocjonalnym otwierałam się tak dogłębnie przed drugą osobą. Liczyła się wyłącznie walka o odzyskanie najcenniejszego dla mnie skarbu w postaci osoby, w którą wciąż się uparcie wtulałam, bojąc że stracę go na zawsze, gdy tylko się odsunę.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, prawda? Powiedziałem ci wtedy, że nasze rozstanie nie ma znaczenia w kwestii moich uczuć do ciebie i będę czekał - podnoszę lekko głowę, spoglądając na niego, czekając na dalszy ciąg. - Nic się w tej kwestii nie zmieniło, choć będę szczery, że przez krótki moment wahałem się, czy ma to jakiś sens. Były chwilę, gdy chciałem o tobie zapomnieć - kiwam ze zrozumieniem głową, nie mogąc mieć do niego o to żadnej pretensji. - Na nic się to jednak nie zdawało. Nie umiałem wyrzucić cię ze swoich myśli albo serca i pójść dalej. Byłaś i nadal jesteś tą jedyną. Dni bez ciebie były niekończącym się koszmarem, a z każdym kolejnym miałem wrażenie, że tylko było gorzej. W dodatku czułem, że zamiast godzić się z brakiem szans na naszą wspólną przyszłość, kochałem cię jeszcze bardziej. Niczego nie pragnąłem bardziej niż tego, abyś odzyskała pamięć i wróciła do mnie.
- Dlaczego więc gdy to się dzieje, wydajesz się wcale tym nie cieszyć? W dodatku mówisz o tym wszystkim w czasie przeszłym. Co takiego się wydarzyło, że wydajesz się tak inny  - musiałam poznać całą prawdę. Być może na krótko przed naszym spotkaniem coś się zmieniło, a Stefan nie wie, jak ma mi to teraz przekazać. Czułam, że ta rozmowa, to nie szczęśliwe połączenie dwójki zakochanych, a bardziej ich ostateczne pożegnanie.
- Heidi, wiem że w twoim życiu ostatnio ktoś się pojawił - zamieram w jednym miejscu, obrzucając go pełnym niezrozumienia spojrzeniem. O kim on do cholery mówił i skąd wziął takie absurdalne informacje. Taki obrót sprawy był ostatnim, jaki wpadłby mi do głowy. - Nie chcę, abyś przez wzgląd na odzyskanie pamięci, czuła się zobowiązana do powrotu do mnie, czy tego, co było przed twoim wypadkiem. Nie może być tak, że przez moje uczucia do ciebie zrezygnujesz ze swojego szczęścia, czy zaczniesz oszukiwać swoje prawdziwe odczucia. Miałaś pełne prawo zakochać się w innym. Jedyne czego chcę, to abyś była szczęśliwa. Nieważne z kim. Nie pozwolę, abyś przez poczucie wdzięczności czy obowiązku, utkwiła do końca życia ze mną. Nie zniósłbym świadomości, że latami zastanawiasz się, co było gdybyś nie wybrała tego, co wszyscy dookoła uważają za słuszne i właściwe - mimo że słowa ledwo przechodziły mu przez usta, to dzielnie parł naprzód. Zdobył się nawet na mały uśmiech na koniec tej przytłaczającej mnie przemowy, choć wewnętrznie pewnie rozpadał się na kawałki. Co on sobie w ogóle najlepszego ubzdurał?
- Stefan, zupełnie nie wiem, o czym ty mówisz. Nie ma i nigdy nie było nikogo poza tobą. Myślisz, że byłabym w stanie pokochać kogoś innego? Skąd ci przyszedł do głowy tak absurdalny pomysł? - jak najszybciej staram się wyprowadzić go z tych mylnych założeń. - Poza tym, czy naprawdę uważasz, że byłabym z kimkolwiek z litości albo poczucia obowiązku. Ile mnie znasz? Do każdej romantycznej relacji podchodziłam z awersją, jedynie dla ciebie zrobiłam wyjątek. Podkreślam, wyjątek na skalę światową. To byłby czysty absurd, jeśli ot tak zaczęłabym wplątywać się teraz w związek za związkiem, wiesz?
- Kim więc jest dla ciebie ten facet, z którym spędzałaś ostatnio mnóstwo czasu? - pyta z ledwie, ale jednak dla mnie widoczną zazdrością, a ja powoli zaczynam rozumieć całe to nieporozumienie. W naszej relacji tak kuriozalnych pomyłek i niedomówień przecież nigdy nie brakowało.
- Mówisz o Thomasie? - wybucham histerycznym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, mimo że atmosfera między nami nadal pozostawała niezwykle ponura i mój śmiech był absolutnie nie na miejscu.
- Jeśli dobrze pamiętam, to właśnie tak miał na imię. Nie wiem jednak, co jest tak zabawnego w twojej relacji z tym całym Thomasem - wypowiada imię chłopaka ze sporym grymasem. Obawiałam się, że Norweg przez przypadek wypracował sobie sporego wroga w postaci Stefana. Musiałam to jak najszybciej odkręcić. Zwłaszcza że liczyłam na wzajemne zaakceptowanie się tej dwójki. Obydwaj stanowili ważną część mojego życia i lepiej, aby nie skakali sobie do gardeł przy każdej możliwej okazji.
- Śmieję się, bo Thomas to jeden z ostatnich mężczyzn, z którym mogłabym kiedykolwiek, choćby spróbować stworzyć coś takiego, jak związek. Ten chodzący bawidamek, chyba nigdy się nie ustatkuje. Zapewniam cię, na co tylko chcesz, że nic mnie z nim nie łączy. Thomas to wyłącznie mój dobry kolega, który pomógł mi zebrać się do kupy podczas terapii i walki o odzyskanie dawnej siebie - wyprowadzam Stefana z błędu, a jego mur tej uprzejmej obojętności zaczyna się powoli kruszyć. Nareszcie udało się mi wywołać w nim jakąś większą reakcję. - Kto ci w ogóle nagadał takich głupot na nasz temat? Myślałam, że trochę lepiej mnie znasz i nie zawierzysz pierwszym lepszym pogłoskom - zastanawiałam się, kto mógł być sprawcą tej manipulacji. Przecież każdy doskonale wiedział, że Thomas i ja to żadna romantyczna relacja.
- Sam to wywnioskowałem, gdy dowiedziałem się, jak blisko ze sobą jesteście. Heidi, przecież ty zwykle nie dopuszczasz do siebie tak szybko nowo poznanych osób. Myślałem dlatego, że coś między wami zaiskrzyło, tak jak to było w naszym przypadku. Inge i Michael starali się zmienić moje postrzeganie, ale ich nie słuchałem. Sądziłem, że wiem lepiej - tłumaczy się zawstydzony, uświadamiając sobie powoli, jak głupio na własne życzenie katował się czymś, co nigdy nie miało potwierdzenia w rzeczywistości.
- On nawet nie jest w moim typie. Nie wiesz, że nie gustuję w artystach, głuptasie. Niemal każdy jeden z nich to chodzący Casanova - kręcę głową nad tą wyjątkową abstrakcją, jaką było połączenie mnie i Thomasa w parę. Mimo wszystko ciesząc, że przynajmniej to mamy wyjaśnione.
- To jaki jest twój typ? Zawsze wykręcałaś się od odpowiedzi na to pytanie. Chciałbym ją w końcu poznać - Stefan patrzy na mnie z lekką przekorą, a jego spojrzenie zaczyna odzyskiwać dawny błysk i żwawość. Tak bardzo się cieszyłam, że powoli wracał prawdziwy on. 

- Stoi przede mną - odpowiadam bez zastanowienia. - Ty jesteś moim wymarzonym ideałem. Ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Nikogo poza tobą nie chcę. Kocham cię, Stefan i zdaję sobie sprawę, że już dawno powinieneś to ode mnie usłyszeć - wypowiadam w końcu te dwa słowa, przed którymi do niedawna miałam taką olbrzymią blokadę, zupełnie nie rozumiejąc aktualnie, z jakiego powodu. Powiedzenie, że go kocham, wydawało się teraz takie proste i właściwe. Skończyłam z byciem tchórzem, co napawało mnie olbrzymią dumą.
- Przepraszam, ale czy mogłabyś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem - wyglądał na oniemiałego moim wyznaniem. Widocznie za nic się go nie spodziewał.
- Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie i będę ci to powtarzać codziennie, jeśli mi tylko pozwolisz - mówię odważnie, patrząc wprost w jego oczy. - To jak będzie? Pozwolisz mi znów stać cię częścią twojego życia?
- A jak myślisz? O niczym innym bardziej nie marzę. Kocham cię, Heidi - zbliża się do mnie coraz bardziej z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, aż nasze usta prawie się ze sobą stykają. Za to oddechy zaczynają mieszać się ze sobą, a spojrzenia wyrażają o wiele więcej niż nawet najpiękniejsze słowa. Ta chwila sprawiła, że czas stanął dla nas w miejscu.
- Pocałujesz mnie w końcu, czy ja mam to zrobić? - niecierpliwię się. Skąd ciągle brała się u niego taka samokontrola, której ja za grosz już nie miałam.
- Jak sobie życzysz - spełnia nareszcie moją prośbę z wyrazem bezgranicznego szczęścia wypisanym na twarzy, łącząc w mgnieniu oka ze sobą nasze usta w tak upragnionym i wyczekiwanym pocałunku. W jednej sekundzie w całym moim ciele rozlewa się fala ciepła, której od tak dawna nie czułam, wymieszana z przyjemnością i tęsknotą za bliskością tej konkretnej osoby. Ten pocałunek był jak powrót do domu po długiej i męczącej podróży. Starałam się włożyć całą swoją tęsknotę w każde muśnięcie, czy ruch naszych warg, aby nareszcie zniknęła daleko stąd wraz z tą dominującą pustką, która tkwiła głęboko we mnie po odzyskaniu wspomnień. W końcu czułam się w pełni kompletna, a układanka zyskała swój najważniejszy element. Swoim szczęściem i ulgą, że dano mi szansę na odzyskanie starego życia, mogłabym obdzielić pewnie cały Salzburg.


Nie mam pojęcia, ile staliśmy na tym moście, szaleńczo się całując, jakby otaczająca nas rzeczywistość wcale nie istniała. Liczyło się wyłącznie to perfekcyjne zgranie naszych warg i przyjemność, jaka płynęła z wymiany tej czułości, jakiej nie oddałabym za nic innego.
- Nie pozwólmy, aby jeszcze kiedykolwiek coś nas rozdzieliło - Stefan opiera swoje czoło o moje, gdy obydwoje zaczerpujemy głębokie oddechy. - Nie chcę cię nigdy więcej stracić.
- Nie stracisz. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Razem poskładamy to wszystko w całość. Kto, jak nie najlepszy duet na świecie? - zaczynamy się równocześnie śmiać, a ja upewniłam się ostatecznie w tamtym momencie, że nie ma takiej siły na tym świecie, która byłaby w stanie nas pokonać i na stałe poróżnić.



Bez zastanowienia łącze dłoń Stefana ze swoją, rozpoczynając powolny spacer po naszym moście zakochanych, który przez przypadek albo za sprawą swojej ukrytej magii za każdym razem okazywał się przełomowym miejscem dla naszej dwójki. To on był świadkiem kolejnych etapów naszej niezwykle pogmatwanej relacji, która mimo wszystko nadal szczęśliwie zmierzała we właściwym kierunku.


- Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę wszystko sobie przypomniałaś. Boję się, że to tylko piękny sen, z którego za moment się obudzę w tej paskudnej rzeczywistości bez ciebie - Stefan mocniej ściska należącą do mnie dłoń, gdy przez dłuższą chwilę milczenia podziwialiśmy spokojną toń wody otaczającej most.
- To żaden sen. Jeśli nie wierzysz, że z moją pamięcią już na dobre w porządku, możesz mnie zapytać, o co tylko chcesz. Pamiętam każdy najdrobniejszy szczegół - lekko się przechwalam, będąc pewną swoich wspomnień.
- Nie muszę, widzę to w twoich oczach, gdy na mnie patrzysz. Znów mają ten sam blask i iskierki, co przed wypadkiem - całuje mnie lekko, odsuwając się z przebiegłym uśmieszkiem. - Za to skoro już wyjaśniamy sobie wszystko, możesz mi powiedzieć, w którym momencie naszej znajomości poczułaś do mnie coś więcej niż zwykłą sympatię. Głowię się nad tym od dawna i wciąż nie potrafię znaleźć właściwego momentu. Jesteś dla mnie w tej kwestii nieodgadnioną zagadką, Heidi.
- Naprawdę się nie domyśliłeś? - odpowiedź na to pytanie, wydawała się być taka banalna. Do tej pory byłam święcie przekonana, że Stefan nie miał żadnego problemu z domyśleniem się jej już dawno temu. - Już od tamtej nocy, gdy się poznaliśmy, czułam do ciebie zdecydowanie coś więcej niż zwykłą sympatię, a to uczucie tylko kiełkowało wraz z rozwojem naszej znajomości. Myślę, że kochałam cię na długo przed naszym pierwszym zerwaniem kontaktu, dlatego to tak bardzo mnie wtedy bolało. Być może kochałam cię nawet od momentu, kiedy odpowiedziałeś poprawnie na moje pytanie o ten słynny już obraz, przyprawiając mnie o nie lada zaszokowanie. Oczywiście wypierałam to przed sobą przez bardzo długi czas, sądząc że nie ma nawet najmniejszej mowy o naszej wspólnej przyszłości. Byliśmy z dwóch różnych światów - wzruszam ramionami, uważając to za oczywistość.
- Mówisz poważnie? - Stefan wyglądał na totalnie zaskoczonego. - W życiu bym nie pomyślał, że już wtedy mogłaś do mnie coś czuć. Zakładałem, że nie mam u ciebie żadnych szans. Gdybym tylko wtedy wiedział... - kręci z politowaniem nad sobą głową. - Byłem pewien, że dopiero pobyt w Salzburgu otworzył twoje serce przede mną.
- I uważałeś, że wybrałam Austrię, na swój roczny pobyt, ot tak? Dlaczego ty czasami jesteś aż tak niedomyślny? - zastanawiam się, choć ja sama również nie byłam w tym przypadku bez winy. Skrupulatnie ukrywałam przed nim swoje uczucia, grając niewzruszoną na każdy jego krok poczyniony w moją stronę. -  Wiesz, o ile byłoby nam łatwiej, gdybyśmy od początku byli ze sobą szczerzy? Jak obydwoje mogliśmy być tacy głupio uparci? 
- Widocznie tak musiało być. Dzięki temu, przez co przeszliśmy, obecnie doceniamy o wiele bardziej to, co mamy, a koniec końców i tak skończyliśmy ze sobą. To musi być przeznaczenie - Stefan przytula mnie do siebie, a ja, choć za nic nie wierzyłam w te wszystkie paranormalne zrządzenia, tym razem musiałam się z nim w pełni zgodzić.



- Powinniśmy wracać, chyba powoli nadciąga burza - spoglądam na mocno zachmurzone już niebo. Powietrze również stawało się coraz bardziej parne i gęste. Ten wyjątkowo upalnym dzień, nie mógł się zresztą inaczej skończyć niż gwałtowną ulewą.
- Zanim pójdziemy, chciałabym, abyśmy zrobili jeszcze jedną rzecz - wyciągam w pośpiechu z torebki małą zieloną kłódkę. - Myślę, że powinniśmy dopiąć ją do tej pierwszej, tak na dobrą wróżbę w nowym etapie naszego związku. Tamta pieczętowała naszą przyjaźń, a ta niech będzie talizmanem i strażnikiem naszej miłości. Co ty na to? - chciałam tym symbolicznym gestem zamknąć pewne drzwi, a inne otworzyć.
- Jestem jak najbardziej za - zgodnie podążamy w stronę naszej poprzedniej kłódki, doskonale znając jej położenie. Mogłabym trafić do niej nawet z zamkniętymi oczami. - Na trzy?
- Na trzy - wspólnie odliczamy, a następnie dopinamy jedną kłódkę do drugiej, wyrzucając kluczyk od niej do wody, który bardzo szybko ginie nam z oczu, osadzając się na jej dnie.


Stoimy pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania Stefana, przemoczeni do ostatniej suchej nitki, śmiejąc się z samych siebie. Byliśmy w tak wyśmienitych humorach, że nawet długa wycieczka w niesamowitej ulewie, nie była w stanie wpłynąć na nasz wspaniały nastrój.
- Co ty robisz? Puść mnie, wariacie - piszczę głośno, gdy nieoczekiwanie Stefan bierze mnie na ręce, wchodząc w głąb mieszkania ani myśląc puścić. - Czy tobie się, aby coś nie pomyliło? To pannę młodą przenosi się przez próg, a nie swoją dziewczynę. Raczej nie zawarliśmy jeszcze małżeństwa.
- To, co się dzisiaj wydarzyło, znaczy dla mnie o wiele więcej od ślubu, czy czegokolwiek innego. Odzyskałem cię, a to najważniejsze. Nic innego się nie liczy - wyznaje z powagą, która trwa jedynie przez kilka sekund. - Choć szybkim ślubem też bym nie pogardził, co ty na to? Może jeszcze zdążymy?
- Jesteś nienormalny, przysięgam - śmieję się z tej absurdalnej propozycji. Tęskniłam nawet za takimi głupotami, których w naszych rozmowach nigdy nie brakowało. - Zamiast planować nasz ślub, lepiej zajmij się wysuszeniem ubrań. Wyglądamy jak zmokłe kury.


- Nic się tutaj nie zmieniło. Jest dokładnie tak, jak zapamiętałam - biorę ze szklanki kolejny łyk schłodzonej wody, starając się ugasić swoje pragnienie. Przyglądając przez okno, szalejącej na zewnątrz nawałnicy. Cieszyłam się z widoku znajomych wnętrz, w których od samego początku czułam się niezwykle komfortowo.
- A dlaczego miałoby się zmienić? - Stefan staje obok mnie, patrząc z lekkim niezrozumieniem na moją twarz.
- Myślałam, że może Eileen namówiła cię na jakieś zmiany wystroju. Mieszkaliście ze sobą dość długo, prawda? - mimowolnie poruszam temat dziewczyny, nie umiejąc się powstrzymać.
- Widzę, że ktoś jest tu o wszystkim świetnie poinformowany - kiwa z uznaniem głową. - Jedyną osobą, której pozwoliłbym cokolwiek zmienić, jesteś ty, a z Eileen wyjaśniłem sobie wszystko i jakoś tak się złożyło, że została jeszcze na jakiś czas, ale to tyle. Ona naprawdę bardzo żałuje tego, co zrobiła - stara się ją tłumaczyć.
- Chętnie usłyszę to z jej ust. Czas, abyśmy niedługo nareszcie się poznały, prawda? - pytam przymilnym tonem głosu, mając zamiar uciąć sobie szczerą pogawędkę z Eileen i przekonać się, czy rzeczywiście coś zrozumiała, a jej intencje co do nas są tym razem szczere.
- To będzie iście spektakularne wydarzenie. Heidi, tylko błagam, daj jej trochę fory, dobrze? To dość wrażliwa dziewczyna - prosi mnie z lekko przestraszoną miną. Jakbym co najmniej planowała jej publiczny lincz.
- Przecież jej nie zjem. Nie jestem aż taką złośnicą, aby się nad nią pastwić, mimo że porządnie zaszła mi za skórę tymi insynuacjami o waszych kolacyjkach albo wypadach do kina - za nic nie umiem pozbyć się nutki zazdrości ze swojego tonu głosu, gdy tylko sobie o tym przypomnę.
- Uwielbiam czasami twoją zazdrosną wersję. Jesteś wtedy taka zadziorna - Stefan przyciąga mnie do siebie, całując delikatnie po szyi.
- Wcale nie jestem zazdrosna! - sprzeciwiam się dla zasady, mimo że żadne z nas w to za grosz nie wierzyło.


Tłumię swoje kolejne w ciągu ostatnich minut spore ziewnięcie, dzielnie przysłuchując się opowieści Stefana o jego licznych przygodach w Alpach, jakich doświadczył ostatnio ze swoim dziadkiem. Ogromnie żałując, że nie było mnie tam razem z nimi. Miałam jedynie nadzieję, że wkrótce nadarzy się kolejna okazja na taki wypad.
- Jesteś zmęczona? Powinnaś się położyć - Stefan patrzy na mnie z troską, gdy opieram lekko swoją głowę na dłoni, przymykając na chwilę oczy.
- To nic nie da i tak nie zasnę. Od wypadku nie najlepiej sypiam, czasami w ogóle. Mój mózg nie potrafi się wyłączyć. Nieustannie pracuje na najwyższych obrotach, uniemożliwiając mi normalne zaśnięcie. Niekiedy muszę nie lada się natrudzić, aby go wyciszyć i powstrzymać przed ciągłym analizowaniem wszystkiego, chociaż na parę godzin. Chyba jestem na najlepszej drodze do bezsenności. Podobno to się czasami zdarza po takich urazach głowy, a już przede wszystkim po utracie pamięci - dzielę się z nim swoją przypadłością, którą lekarze ostatnio zgodnie uznali za powikłanie powypadkowe, proponując przepisanie leków na sen. Ja jednak na razie wolałam nie sięgać po ostateczność i poszukać jakiegoś innego rozwiązania niż stała farmakologia. Nie zamierzałam również narzekać, że akurat coś takiego mnie w następstwie moich obrażeń dotknęło. Z puli innych wszelakich powikłań i tak wylosowałam jedno z najmniej uciążliwych, za co byłam niezwykle wdzięczna.
- To takie niesprawiedliwe, że jedna nieprzemyślana decyzja tego idioty Leo, naznaczyła cię taki bólem i nieprzyjemnymi następstwami na całe życie - nadal nie mógł pogodzić się z tymi paskudnymi wydarzeniami. To wciąż w nim siedziało i jątrzyło się niczym otwarta rana.
- Musisz pogodzić się z tym, co się stało i pójść dalej. To już przeszłość, której nie zmienimy. Koniec końców i tak cały ten dramat skończył się najlepiej, jak tylko mógł - nie chciałam niszczyć naszego idealnego wieczoru roztrząsaniem tamtych momentów, czy też zamartwianiem się rzeczami, na które nie mieliśmy najmniejszego wpływu.
- Skąd u ciebie taki niespotykany optymizm? - dziwi się, dobrze wiedząc, że z natury byłam okropną pesymistką.
- Ostatnie doświadczenia wystarczająco pokazały mi, jak życie może być nieprzewidywalne. Zrozumiałam, że muszę żyć teraźniejszością, a nie tkwić w przeszłości albo zamartwiać się o przyszłość, która równie dobrze może nigdy nie nadejść. Chcę w końcu naprawdę żyć, a nie wyłącznie na coś czekać albo czegoś innego żałować.


- A może ty spróbujesz pomóc trochę zmęczyć mój uparty umysł? - przysuwam się lekko w stronę Stefana z figlarnym spojrzeniem, kładąc swoje dłonie na jego torsie, rozpoczynając nimi małą wędrówkę w górę i w dół. - Co powiesz na logiczno - matematyczne zagadki? Ja w ostatnich miesiącach bardzo je polubiłam, a ty podobno od zawsze jesteś w nich dobry - szepczę mu do ucha, następnie śmiejąc się na widok jego miny. To było chyba ostatnim, czego spodziewał się ode mnie aktualnie usłyszeć.
- Jesteś niemożliwa, Heidi - kręci głową, czekając na moje dalsze poczynania.
- Nie lubisz matematyki? Przecież rzekomo miałeś z niej niemal same piątki - pytam niewinnie z uwodzicielskim spojrzeniem, rozpuszczając swoje włosy z lekko roztrzepanego już koka.
- To jakiś test mojej samokontroli? - zastanawia się. Byłam pewna, że siedział niby niewzruszony, ostatkiem jego silnej woli, zamiast poddać się temu, na co obydwoje mieliśmy ogromną ochotę.
- Och, zapomniałeś już, że uwielbiam się z tobą droczyć? Będziesz musiał się chyba do tego na nowo przyzwyczaić - intencjonalnie przygryzam swoją dolną wargę, doskonale wiedząc, jak to na niego od zawsze działało. - Mogę więc liczyć na twoją pomoc w moim małym problemie? - wstaję z zajmowanej przez nas sofy, rozsuwając suwak od swojej sukienki, zostawiając ją za sobą, gdy powolnym tempem zmierzam w kierunku sypialni. Odgłos szybkich kroków za mną utwierdza mnie jedynie w przekonaniu, że czekała nas niezwykle gorąca noc i to wcale nie tylko ze względu na panującą dookoła wysoką temperaturę. 


💖💖💖


05.07.2021


Ciepłe promienie słońca wraz z lekkim powiewem wiatru wpadającym przez szeroko otwarte okno, wybudzają mnie z przyjemnego i odprężającego snu. Otwieram oczy, a uśmiech od razu wkrada się na moje usta, co było tak ogromną odmianą od ostatnich pustych i szarych poranków. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Heidi wczoraj do mnie naprawdę wróciła i odzyskałem swój największy powód do szczęścia. Jej ponowna obecność tutaj wydawała się nadal taka nierealna. Zapewne oswojenie się z faktem, że wszystko wróciło do właściwego stanu rzeczy, zajmie mi jakiś czas. To jednak nie miało najmniejszego znaczenia, liczyło się jedynie to, że od teraz wszystko już będzie dobrze i wspólnie odbudujemy naszą małą rzeczywistość, którą próbowano nam tak bezwzględnie odebrać. Dopóki ona była obok, nic nie było mi straszne. Razem z nią mógłbym podbić cały świat.


Spoglądam na jej pustą stronę łóżka, wcale nie będąc zdziwiony nieobecnością Heidi. Zawsze była przecież rannym ptaszkiem, a zwłaszcza teraz gdy doszły te problemy ze snem. O dziwo tej nocy zasnęła jednak w miarę szybko po naszych kilkukrotnych fantastycznych uniesieniach, które mocno pokazały, jak bardzo byliśmy siebie stęsknieni i spragnieni bliskości drugiej osoby.


Nie wiem, z czego cieszyłem się bardziej, czy z ponownego wyczuwania zapachu jej perfum, którymi przesiąknięta była cała pościel, a może z tej krzątaniny dziewczyny po kuchni, którą tak wiele razy mnie w przeszłości budziła. A może to świadomość, że znowu mogę z nią rozmawiać w dowolnym momencie, czy patrzeć jak uroczo się uśmiecha, były tymi najważniejszymi kwestiami. Obecnie nic nie liczyło się bardziej od tego, że Heidi odzyskała pamięć i znowu jest tylko moja. W dodatku jej wczorajsze wyznanie uczuć dobitnie mi uświadomiło, jak wielkim kretynem się okazałem z tymi podejrzeniami o obdarzenie przez nią uczuciem kogoś innego. Nadal nie mogłem zrozumieć swojej głupoty i dostarczenia na własne życzenie zupełnie niepotrzebnych powodów do zamartwiania, czy użalania nad samym sobą. Na pewno jeszcze przez długi czas będę się wstydził sam przed sobą za te niczym niepoparte insynuacje. 


Kieruję swoje kroki do kuchni, gdzie Heidi ubrana tylko w moją koszulkę, starała się zapewne przyrządzić nam jakieś śniadanie, wesoło nucąc coś sobie pod nosem.
- Dzień dobry, kochanie - przytulam się do jej pleców z uśmiechem, obejmując lekko w pasie.
- Dzień dobry. Pobudka o takiej godzinie? - odwraca się w moją stronę, całując słodko na przywitanie. - To nie za wcześnie dla ciebie? - wytyka mi moją skłonność do późnego wstawania.
- Szkoda marnować czasu na sen, skoro ty tutaj jesteś - zdradzam otwarcie. - Liczę, że dzisiejszy dzień masz zarezerwowany tylko dla mnie - ani myślałem dzielić się dziś towarzystwem Heidi z kimkolwiek innym. Za bardzo mi jej brakowało, abym tak szybko zdążył się nacieszyć jej ponowną obecnością.
- Bardzo bym chciała, ale za trzy godziny mam ostatni, a zarazem najtrudniejszy egzamin. To być albo nie być dla mnie - moje plany szybko zostają sprowadzone na ziemię.
- Myślałem, że masz już za sobą sesję - widocznie i w tej kwestii Michael rozminął się z prawdą w naszej ostatniej rozmowie.
- Niestety. Obiecuję jednak, że po egzaminie jestem tylko do twojej dyspozycji. Chwilę beze mnie na pewno wytrzymasz, zwłaszcza że Inge na pewno ci nie odpuści, dopóki nie odpowiesz na wszystkie jej pytania. Nie może się nas doczekać od wczoraj. Nudzić się więc nie będziesz - bierze do ręki szklankę ze swoją ukochaną owocową herbatą. - Stefan, gdzie się podział mój ulubiony kubek? Nigdzie nie mogłam go znaleźć - zamieram po usłyszeniu tego pytania, czując że Eileen za chwilę dołoży sobie u Heidi jeszcze jednego ogromnego minusa na liście jej sporych grzeszków.
- Jakby ci to powiedzieć... Eileen jest trochę niezdarna i zupełnie niechcący go potłukła, ale obiecuję, że kupię ci nowy. O wiele ładniejszy - staram się jakoś ugłaskać Norweżkę, widząc jej nietęgą minę.
- Jeśli jeszcze raz wpadniesz na genialny pomysł posiadania współlokatorki, to przysięgam, że nie ręczę za siebie - ostrzega z udawaną powagą.


Jedząc wspólnie śniadanie przy stole, oddajemy się niezbyt wymagającej rozmowie na błahe tematy, wzajemnie się rozśmieszając. Cieszyłem się nawet z tak prozaicznej czynności, która znowu mogła być wspólną. Czas upływał nam w leniwym tempie, a ja doceniałem każdą sekundę, którą ponownie mogłem dzielić z Heidi.
- Wiem, że pewnie znów będziesz na razie chciała zamieszkać u Inge i Michaela, ale czy mogłabyś zostać tutaj, przynajmniej na tydzień? Effi byłby szczęśliwy pewnie niemniej ode mnie - zbieram się w końcu na odwagę ze swoją prośbą, lekko obawiając reakcji dziewczyny. Dobrze pamiętając, jak często sprzeczaliśmy się na temat dotyczący wspólnego zamieszkania.
- Właściwie to zdecydowałam, że nie będę dłużej siedzieć na głowie naszym przyjaciołom. Dość już czerpania z ich gościnności. Należy im się pełna swoboda - patrzę na Heidi z niemałym zaskoczeniem. Nie tego spodziewałem się od niej usłyszeć. - Pomyślałam więc, że może ty byś mnie przygarnął do czasu, aż sobie czegoś nie znajdę. Co ty na to? - pyta z wyczekiwaniem, a ja mam ochotę wprost skakać ze szczęścia.
- Oczywiście, że się zgadzam. Udam jednak, że nie słyszałem tej drugiej części zdania. Niczego nie będziesz sobie szukać. Zostajesz z nami na stałe - upieram się, czując że nigdy nie byłem bliżej w kwestii przekonania Norweżki do wspólnego zamieszkania.
- Jesteś pewien, na co się piszesz? Myślisz, że wytrzymasz ze mną pod jednym dachem? - uśmiecha się przekornie, siadając na moich kolanach. - Co jeśli okażę się upierdliwą współlokatorką?
- To niemożliwe - zapewniam ją. - Zgodzę się na wszystko, aby tylko mieć cię przy sobie.
- Zapamiętam tę obietnicę na przyszłość. Może się kiedyś przydać - wychwytuje przebiegle, czasami powinienem ugryźć się w język.
- To znaczy, że się zgadzasz? - szukam potwierdzenia.
- Chyba nie mam wyjścia, skoro tak ładnie prosisz. Poza tym za bardzo rozpieściłeś Effiego. Ktoś musi was pilnować - śmieje się radośnie, a ja zwyczajnie nie mogę uwierzyć w swoje dzisiejsze szczęście,  gdy składam kolejne pocałunki na jej idealnych ustach.


- Stefan, mój egzamin...- Heidi przypomina nam obydwojgu, kiedy nasze pocałunki stają się coraz bardziej namiętne, a moje dłonie mimowolnie wkradają się pod jej koszulkę, gładząc aksamitną skórę.
- Zdążymy. Jest jeszcze czas. Poza tym przyda ci się porządne odstresowanie. Im bliżej do egzaminu, tym bardziej stajesz się kłębkiem nerwów. Pozwól, że odwrócę na moment twoją uwagę od niego - proponuję z zamiarem pozbawienia jej koszulki.
- Jak ty dobrze mnie znasz - to ostatnie, co wypowiada zanim nie porwie nas wir wzajemnego pożądania.


- Powodzenia. Jestem pewien, że świetnie sobie poradzisz - dodaję otuchy Heidi, zanim nie uda się w drogę na Uniwersytet.
- Stefan ma rację, zdasz śpiewająco - Inge popiera mnie w pełni, gdy żegnamy się z brunetką.
- Obyście mieli rację. Widzimy się za niedługo - głaszcze delikatnie Effiego, a mnie całuje przelotnie w policzek na pożegnanie. Kiedy znika za drzwiami, uśmiecham się sam do siebie, będąc pewnym, że przed nami same dobre dni. 


💖💖💖

05.07.2021


Opuszczam duszną i pełną aury grozy aulę, opierając się o jej wiekowe masywne drzwi z ogromnym poczuciem ulgi i wrażeniem, jakby kilkutonowy kamień właśnie spadał mi z serca. Ostatnie półgodziny były tak stresujące i wyczerpujące, że za nic nie chciałabym przechodzić przez to ponownie. Dbałość o każde wypowiedziane słowo i błyskawiczne przetwarzanie znanych faktów w głowie, aby tylko niczego nie pomieszać i nie popełnić tym samym przekreślającej wszystko gafy, wyssały ze mnie mnóstwo sił.


- I jak? Zdałaś? Mów nam szybko, bo oszalejemy - Katinka i Domenico otaczają mnie z obu stron. Patrząc z niemałym wyczekiwaniem na moją osobę.
- Zdałam i to na czwórkę! - zdradzam im radośnie z nieukrywaną dumą z samej siebie. Żaden egzamin nie był tak wymagający, jak ta w założeniu niewinna pogadanka o nurcie ekspresjonizmu w sztuce z najbardziej surową profesorką na całym uniwersytecie.
- Wiedziałam, że ci się uda. Gratuluję - cieszą się razem ze mną. - Cała nasza trójka zasługuje na oklaski. Jesteśmy w dziesięciu procentach osób, które przetrwały spotkanie z tą jedzą i nie muszą drzeć o wynik egzaminu poprawkowego. Dalej nie wierzę, że mi również się to udało. Miałam takiego farta - dziewczyna wciąż nie dowierzała, że zdała. Katinka czasami zbyt mocno wątpiła w siebie.
- Kwestia zadawania się z geniuszami. Coś nie coś od nas po prostu przejmujesz - Domenico wzrusza ramionami, śmiejąc się z Węgierki, która patrzy na niego z jawnym mordem w oczach.
- Jak już o geniuszach mowa, to szczerze gratuluję. Byłeś ode mnie o wiele lepszy. Masz najlepszą średnią na roku - uznaję wyższość Domenico w naszym przyjacielskim wyścigu o miano najlepszego studenta na roku. Ja ze swoją czwartą średnią mogłam się co najwyżej schować przy nim w kąt.
- To się nie liczy. Zbyt wiele czynników sprawiło, że nie było mowy o równych i sprawiedliwych warunkach. Za rok dopiero się okaże, kto rzeczywiście jest lepszy - macha lekceważąco dłonią, przy okazji zdradzając istotny fakt.
- Czy to oznacza, że zostajesz w Austrii? - dopytuję, próbując poznać jego decyzję, nad którą lekko się wahał od długiego już czasu.
- Louisa nawet nie chciała słyszeć o moim powrocie do Włoch, a ja też nie mógłbym jej zostawić. Za bardzo mi na niej zależy. Poza tym przez ostatni rok jakoś polubiłem tę Austrię. Ma w sobie jakiś urok - zdradza nareszcie swoje zamiary, które niesamowicie mnie uszczęśliwiają.
- Tak się cieszę, że zostajesz tu ze mną - niemal rzucam się na niego z radością. Z nim u boku będzie mi o wiele raźniej wkroczyć w ostatni rok naszych studiów.
- Szkoda, że ja nie jestem taka mądra i uzdolniona, jak wy i też nie mogę zostać, tylko muszę wracać do tego nudnego Budapesztu. Wiecie jak będzie mi was brakować? - Katinka szybko nam przypomina, że niestety nie wszystko potoczyło się po naszej myśli i nasze trio będzie musiało się rozstać.
- Nam ciebie też, ale na pewno o tobie nie zapomnimy. Nasza przyjaźń wcale się tutaj nie kończy - pocieszam ją. - Będziemy w stałym kontakcie, obiecuję.
- Ja również ci obiecuję, że będę się odzywał. Oczywiście w granicach rozsądku - Domenico przygarnia Katinkę do siebie w opiekuńczym uścisku, widząc jej szklące się powoli oczy.
- Nie martwcie się. Na pewno nie dam wam o sobie tak łatwo zapomnieć - śmieje się przez łzy.


Praktycznie w podskokach pokonuję ostatnie schody dzielące mnie od chodnika, na którym czekał już na mnie Stefan z Effim, oparty o bok swojego samochodu. Nasza rozłąka w ostatnich miesiącach była na tyle długa, że nie miałam zamiaru rozstawać się z nim ani na moment przez następne dni. Musieliśmy sobie w pełni wynagrodzić ten utracony i zmarnowany czas.
- Po twojej minie wnioskuję, że wszystko poszło zgodnie z planem, prawda? - Stefan zaczyna na powitanie. Chcąc poznać wynik mojego egzaminu.
- Oficjalnie ukończyłam ten rok. Przede mną została ostatnia prosta - dzielę się z nim swoją radością i lekką dumą, że mimo przeciwności udało mi się tego dokonać bez większych perturbacji.
- Wiedziałem, że ci się uda. Jesteś przecież najlepsza - patrzy na mnie z pełnym uznaniem i niemałym podziwem. - Musimy to jakoś porządnie uczcić. Życzysz sobie podwózkę? - kiwam głową na potwierdzenie.
- To dokąd zmierzamy? - słyszę, gdy znajdujemy się wewnątrz samochodu.
- Przed siebie - odpowiadam bez żadnego zawahania. Doskonale wiedząc, że przed naszą dwójką świat stał w pełni otworem z masą wszelakich możliwości.