wtorek, 26 maja 2020

Rozdział 9



18.10.2020

Budzi mnie potworny ból głowy i lekkie mdłości, które męczyły mnie chyba przez większość nocy, a przynajmniej tak podejrzewałam po jakiś mglistych przebłyskach wspomnień znad samego już rana, powoli pojawiających się w mojej nadal fatalnie pracującej głowie. W ustach za to czułam wyłącznie obrzydliwy smak kwaśnego i piekącego alkoholu. Miałam nieodparte wrażenie, że po prostu umieram i to ostatnie minuty mojego życia. Byłam wyczerpana i bolały mnie dosłownie wszystkie wnętrzności. Nigdy dotąd nie znajdowałam się raczej w gorszym stanie. Żadnej imprezy sprzed lat nie przypłaciłam takim fatalnym samopoczuciem o poranku, a przede wszystkim tak ogromnym moralnym kacem i cholernymi wyrzutami sumienia. Dobrze też wiedziałam, że wyłącznie na własne życzenie urządziłam sobie przeżywanie tego obecnego fizycznego i mentalnego piekła. Do nikogo innego poza sobą nie mogłam mieć żadnych pretensji.


Zdecydowanie wczoraj przesadziłam z ilością wypitych drinków, shotów i kto wie czego jeszcze. Po co mi to w ogóle było? Teraz gdy emocje po wczorajszym spotkaniu z przeklętą Nelle lekko opadły, zaczynałam żałować swojej próby szukania pocieszenia w alkoholu i towarzystwie Maxa, które i tak nic mi w konsekwencji nie dały. Usłyszane od niej słowa, wciąż bolały identycznie, jak za pierwszym razem. Osłabiając skutecznie moją i tak nikłą wiarę w samą siebie. Nic nie było w stanie zmienić tego, że czułam się gorsza od takich osób, jak na przykład, chociażby właśnie ona. Mających pozycję i szacunek wśród wszystkich znanych im osób. Nie miałam też wpływu na to, że Stefan okazał się zupełnie kimś innym, niż dotychczas myślałam. Nie mogłam żadnego z tych faktów zmienić, a swoim zachowaniem tylko potwierdzałam, że Nelle miała niestety rację i rzeczywiście jestem dziewczyną z najgorszych nizin społecznych. Żadna szanująca się kobieta nie poniżyłaby się tak, jak ja przed paroma godzinami. Co ja w ogóle chciałam przez to osiągnąć?


Kierowana jednak niedającym się niczym powstrzymać amokiem, w który wpadłam przez Nelle. Nie myślałam racjonalnie, co w konsekwencji doprowadziło mnie do popełnienia olbrzymiego błędu i to pewnie nie jednego. Na samą myśl o tym, co wczoraj zapewne wyczyniałam, znając moje możliwości, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Niczego nie ułatwiał też fakt, że od pewnego momentu wieczoru niewiele pamiętałam z toczących się wydarzeń. Wszystko mi się mieszało i zlewało w jedną nieskładną plątaninę obrazów i słów, których nie mogłam do niczego logicznie dopasować. To był po prostu jakiś koszmar! Nie miałam pojęcia, jak spojrzę samej sobie w oczy po czymś takim. Złamałam w końcu wszystkie dane sobie dawno temu obietnice dotyczące tego, że już nigdy w życiu nie będę poniżać swojej osoby i sprowadzać jej z premedytacją na samo dno. Nic jednak z tego nie wyszło i znowu w iście spektakularny sposób się na nim znalazłam. Wielkie brawa dla mnie i moich nieskończonych pokładów głupoty. Byłam najbardziej żałosną osobą pod słońcem. Nie umiejącą wyciągnąć żadnych wniosków z popełnianych przez siebie nieustannie jednych i tych samych błędów.


Przekręcam się na wznak, panicznie wprost bojąc otworzyć oczu. Byłam pewna, że gdy tylko to zrobię, ujrzę obce sobie i w dodatku pewnie zapuszczone mieszkanie oraz Maxa leżącego obok mnie, albo znajdującego się gdzieś w pobliżu. Z jego dorywczymi pracami i lenistwem nie mogłam liczyć na nic innego. Akurat to, że obiecałam mu nareszcie ulec w kwestii naszego współżycia ze sobą, pamiętałam jak na ironię doskonale. Na pewno więc skorzystał z tej możliwości i ubiegłej nocy dostał to, czego od dawana tak bardzo ode mnie pragnął. Zastanawiałam się, czy fakt, że absolutnie nic z tego nie pamiętam, nawet nie jest dla mnie w obecnej sytuacji lepszy. Przynajmniej łatwiej mi będzie o tym nie myśleć, mimo że już okropnie żałowałam, iż w ogóle do czegoś takiego dopuściłam. Przecież wcale tego nie chciałam, a już na pewno nie z nim. Głównie dlatego, że w pewnym momencie swojego życia nareszcie zrozumiałam, że coś takiego nie ma żadnego sensu bez jakichkolwiek uczuć, czułości, czy przede wszystkim zaufania.


Od zawsze jednak w chwilach załamania i największego zwątpienia robiłam rzeczy, których normalnie się brzydziłam albo gorliwie wyrzekałam. W ten sposób próbując udowodnić samej sobie, jak bezwartościowa i słaba jestem oraz przede wszystkim, że nie zasługuję na lepsze życie od tego, które wiodła moja matka. W niczym się od niej w końcu w takich momentach nie różniłam. Byłyśmy wtedy niemal identyczne. Tak samo upojone alkoholem, bez jakichkolwiek zahamowań, większych skrupułów, bezwzględne, a przy tym łatwe i zadowalające się jednonocnymi przygodami z kim tylko popadnie. Na całe szczęście to ostatnie zdarzało mi się najrzadziej i dotychczas spotkało tylko raz dawno temu. Wyłącznie to choć trochę mnie od mojej rodzicielki rozróżniało. Szkoda tylko, że nie tym razem przez cholernego Maxa. Co mnie w ogóle podkusiło, aby wplątywać się w jakąkolwiek znajomość z nim? Czy już zawsze będę wbrew swoim przekonaniom i poglądom zadawać z takimi osobami jak właśnie on? Zdecydowanie było ze mną coś nie tak. Byłam najzwyczajniej w świecie totalnie szurnięta.


Najczęściej po takim, czy innym incydencie brałam się natychmiast w garść i zaczynałam wszystko od nowa. Z olbrzymią wiarą, że to już był naprawdę ostatni raz. Starałam się potem jeszcze uparciej dążyć do osiągnięcia postawionych sobie celów i normalności. Trwało to tylko jednak do kolejnego punktu zapalnego, który prowadził w konsekwencji do podobnego wieczoru, jak ten poprzedni. To było jak błędne koło, z którego nadal nie potrafiłam się uwolnić. Mimo że jeszcze do wczoraj byłam przekonana, że to już od dawna za mną i nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobię. Wmawiałam sobie, iż wystarczająco się zmieniłam, aby do czegoś takiego więcej nie dopuścić. Chciałam być ponadto, a upływ czasu dawał mi do tego nadzieję. W końcu od prawie dwóch lat jakoś sobie radziłam i ani razu nie dałam się złamać jakiemuś przykremu wydarzeniu, aż nadszedł wczorajszy przeklęty dzień. Przez co mój zawód samą sobą był większy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaprzepaściłam tak niepowtarzalną szansę na definitywne poradzenie sobie ze swoją najgorszą słabością, jakim były takie bezsensowne i wyjątkowo wstydliwe występki, pojawiające się w momentach, gdy nie mogłam sobie poradzić z szalejącymi we mnie negatywnymi emocjami.


Zbieram się w końcu na odwagę i podnoszę powieki do góry. Przeżywając niemały szok, gdy zauważam, że znajduję się w swoim pokoju, ubrana grzecznie w piżamę, a wszystko dookoła mnie wygląda normalnie. Jakim cudem się w nim znalazłam? Czyżby ten wieczór jednak nie skończył się tak katastrofalnie, jak do tej pory myślałam? Oddycham chwilowo z niewyobrażalną ulgą. Po czym z delikatnym uśmiechem nakrywam twarz poduszką, starając cokolwiek przypomnieć. Zaczynając rozważać przeróżne opcje mojego dotarcia tutaj. Czy w przypływie jakiegoś chwilowego logicznego myślenia zrobiłam to sama? A może Inge z Michaelem wrócili wcześniej i mnie jakimś cudem odnaleźli? Byłam gotowa znieść nawet fakt, że ich okropnie zawiodłam, jeśli tylko powstrzymało mnie to przed wspólną nocą z niedawno poznanym Austriakiem. Musiałam zakładać też niestety najgorszą opcję, że to z Maxem wróciłam i wciąż, gdzieś tu się pałęta. Czego absolutnie sobie nie życzyłam. Nieoczekiwanie przed oczami stają mi też krótkie migawki z osobą Stefana w roli głównej. Jakieś zamieszanie w barze, w którym brał chyba udział, czy jak prowadzi mnie po schodach do mieszkania. To jednak było niemożliwe i pewnie tylko się mi przyśniło. Wprost modliłam się, aby tak było. Po tym, czego się o nim dowiedziałam, nie chciałam mieć z nim więcej niczego wspólnego. Bardzo szybko przestaję zresztą prowadzić te rozważania, czując że głowa zaczyna jeszcze mocniej mnie od tego boleć. Bez pomocy przeciwbólowych tabletek na pewno się dziś nie obejdzie. Na całe szczęście na tę niedzielę przypadał mój wolny dzień w kawiarni, bo za nic nie dałabym rady się w niej pojawić w aktualnym stanie.


Kierowana niedającą mi spokoju niepewnością, kto tak naprawdę znajduje się jeszcze w mieszkaniu oprócz mnie. Po kilku minutach zmuszam się do wstania z łóżka, aby rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Miałam wrażenie, że każdy postawiony przeze mnie krok przypominał ekstremalny wysiłek. Kara za moją wczorajszą głupotę chyba nie mogła okazać się większa. Otwieram po cichu drzwi od pokoju, nasłuchując jakichś podejrzanych odgłosów. Towarzyszy mi jednak zupełna cisza, sugerująca że jestem sama, co wprawia mnie w lekkie odprężenie i coraz bardziej utwierdza w przekonaniu, że minionej nocy nie zrobiłam niczego gorszego od upojenia się alkoholem, co było wyjątkowo mocno pocieszającą wiadomością.


Kieruję swoje kroki do kuchni z zamiarem napicia się wody i znalezienia potrzebnych mi tabletek przeciwbólowych. Mina bardzo szybko mi jednak rzednie, gdy zauważam krzątającego się po jej wnętrzu Stefana. Dosadnie mi tym uświadamiając, że wydarzenia z jego udziałem, wcale nie były zwykłym snem. Zatrzymuję się gwałtownie w progu, nie mając pojęcia, jak w ogóle powinnam się zachować. Dlaczego to właśnie on musiał być świadkiem mojego jednego z największych moralnych upadków? Dałam mu tylko tym sposobem kolejne powody do prześmiewczego traktowania mojej osoby.


- Witam wśród żywych, Szalona Imprezowiczko - odwraca się do mnie z poważnym wyrazem twarzy. Zupełnie niepasującym do wypowiedzianych słów. - Jak się czujesz? - pyta z udawaną troską. Czy on naprawdę myślał, że cokolwiek tym ugra?
- Czułabym się o wiele lepiej, gdybym nie musiała patrzeć na ciebie - mrużę gniewnie oczy, nie zamierzając udawać miłej. Niczym sobie na to nie zasłużył.
- Przykro mi, ale będziesz musiała się w takim razie trochę przemęczyć, bo nie wyjdę stąd, dopóki ze sobą normalnie nie porozmawiamy - informuje mnie z niespotykaną często u niego determinacją.
- My nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Wszystko jest jasne. Nelle wczoraj rozwiała wszelkie moje złudzenia odnośnie ciebie. Więcej już mnie nie omamisz - sięgam po butelkę z wodą, zaczynając łapczywie pić, a poczucie zranienia znowu daje o sobie porządnie znać. Naprawdę nie rozumiałam, jak można było być tak podłym człowiekiem, aby bez żadnych skrupułów bawić się uczuciami innej osoby.


- Widziałaś się wczoraj z Nelle? - dziwi się. - Heidi, zaszła jakaś ogromna pomyłka. Co takiego ci ona powiedziała, że wprost mnie nienawidzisz? - próbuje się usilnie dowiedzieć. Zapewne obawiając, że poznałam prawdę, która miała pozostać pewnie ich małą tajemnicą.
- Nic wielkiego. Opowiedziała wyłącznie o tym, czym dla ciebie była nasza relacja. Kim ja dla ciebie byłam, a potem upokorzyła do granic wszelkich możliwości, bo przecież tylko na to zasługuje podrzędna kelnerka z patologicznej rodziny - streszczam pokrótce, zaczynając następnie opowiadać wszystko z najmniejszymi szczegółami. Wprawiając Stefana raz po raz w prawdziwy szok. Kończę mówić drżącym z emocji głosem i ze łzami w oczach, które mimowolnie się pojawiły po powrocie do tego niezwykle bolesnego wydarzenia.


- To niemożliwe. Nelle nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Ona się tak nie zachowuje. Co w nią do cholery wstąpiło? Jak mogła tak okropnie postąpić? - kręci przecząco głową, starając się usilnie zaprzeczać samemu sobie. - Heidi, mogę przysiąc ci na wszystko, co tylko zechcesz, że nic z tego, co powiedziała, nie jest prawdą. Nigdy jej nie opowiadałem o naszej relacji. Tak samo nigdy bym cię nie wykorzystał. Od naszego pierwszego spotkania, zależało mi na tobie. Jesteś dla mnie ważna i nie mogę znieść tego, że przez moją jedną głupią decyzję, wszystko między nami jest teraz w takim stanie. Musisz mi uwierzyć. To się nie może tak skończyć - podchodzi do mnie bliżej, wyglądając na niezwykle poruszonego. Brzmiał naprawdę szczerze, ale ja tym razem nie miałam zamiaru się nabrać. Dobrze wiedząc, że tak po prawdzie w ogóle nie znałam człowieka stojącego naprzeciw mnie. Mógł znowu wczuć się po prostu w rolę, którą przede mną od początku odgrywał.
- Skąd więc Nelle tyle wiedziała? Gdybyś nic jej nie powiedział, zwyczajnie nie mogłaby znać takich szczegółów z mojego życia. Dlaczego nawet teraz kłamiesz? To wyjątkowo podłe z twojej strony - przypominam sobie o tym dość istotnym fakcie, patrząc na Stefana oskarżycielsko. Austriaczka nie mogła sobie tego wszystkiego zwyczajnie zmyślić. Jedynie, co najwyżej lekko podkoloryzować pewne kwestie. Tylko w to mogłam ostatecznie uwierzyć przy wyjątkowo dobrych chęciach.


- Wiadomości. Jestem skończonym kretynem - uderza się lekko w czoło w geście politowania dla swojej osoby. Ja jednak nic z tego zupełnie nie rozumiałam.
- Słucham? - żądam jakichś sensownych wyjaśnień. - Jeśli to znowu jakaś gierka z twojej strony, to sobie daruj - zaczynam się coraz bardziej denerwować.
- Nelle musiała się o wszystkim dowiedzieć z naszych wiadomości. Ostatnio przyłapałem ją dwukrotnie z moim telefonem w ręku. Pewnie szukała w nim czegoś na potwierdzenie swoich przypuszczeń odnośnie tego, że coś nas ze sobą jednak łączy - tłumaczy ze wstydem i złością na Nelle czającą się w jego oczach. Rzucając nowe światło na ostatnie zdarzenie. - Jak mogłem być taki głupi i na to wcześniej nie wpaść?
- Chcesz mi powiedzieć, że przez tyle czasu się ich nie pozbyłeś? Ile w ogóle zachowałeś tych wiadomości? - byłam pewna, że wraz z naszym urwanym kontaktem, pozbył się wszystkiego, co ze mną związane. Dlatego byłam teraz wyjątkowo mocno zaskoczona.
- Wszystkie. Są dla mnie zbyt cenne, aby się ich pozbyć - uśmiecha się nikle w moim kierunku, a ja mam ochotę po raz kolejny zapaść się pod ziemię. Nelle dzięki temu odkryciu wiedziała o każdej mojej słabości. Często wolałam się w końcu zwierzać Stefanowi w formie pisemnej. Wtedy było mi o wiele łatwiej się przed nim otworzyć. Zaczynałam już rozumieć, dlaczego wczoraj doskonale wiedziała, gdzie uderzyć, aby zabolało mnie najmocniej.


- Świetnie! Po prostu wspaniale! Twoja cudowna dziewczyna zna więc każdy aspekt mojego życia, jeśli rzeczywiście nie kłamiesz i naprawdę je przeczytała. Boże, przecież ja pisałam w nich o wszystkim - zaczynam robić mu wyrzuty, choć mój telefon również zawierał każdą naszą wymianę zdań. Nie potrafiłam tego po prostu skasować. Zwłaszcza że od czasu do czasu lubiłam wracać do tych wiadomości. To jednak nie zmieniało tego, że czułam się okropnie z faktem, że zostałam obnażona przed Nelle z nawet najbardziej intymnych przemyśleń.
- Przepraszam. Nigdy bym nie przypuszczał, że Nelle jest zdolna do czegoś takiego - Stefan wyglądał na ogromnie zagubionego i bezradnego. Przez co, moja złość na niego powoli zaczynała się przekształcać w zwykłe współczucie. Kochał kogoś, o kim tak naprawdę niczego nie wiedział. To na pewno musiało być niezwykle trudne.


- Uwierz mi, że naprawdę tego wszystkiego nie chciałem. Ostatnią rzeczą, jaką mógłbym pragnąć, jest twoje cierpienie. Wczoraj wprost nie mogłem patrzeć na to, co się z tobą działo. To było coś okropnego. Heidi, zrobię wszystko, aby odzyskać naszą przyjaźń. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - dotyka niepewnie mojej dłoni. Patrząc głęboko w oczy. Ja jednak szczerze wątpiłam, że potrafię mu jeszcze raz zaufać.
- Stefan, jak mam uwierzyć w twoje szczere intencje, skoro już raz z dnia na dzień zerwałeś ze mną kontakt? Wiesz, jak się wtedy poczułam? Jak mam ci zaufać, że nigdy więcej tego nie zrobisz? Ja nie mam nawet stuprocentowej pewności, że Nelle nie mówiła wczoraj prawdy i rzeczywiście nie jestem dla ciebie tylko zwykłą zabawką - odzieram go ze złudzeń. Nie potrafiąc inaczej.
- Udowodnię ci, że wszystkie jej słowa to zwykłe brednie - zapewnia. - Niczego też bardziej nie żałuję jak zerwania z tobą kontaktu. Ale to wszystko przeze to, że na początku nie wiedziałem, jak mam ci powiedzieć, że się z nią spotykam i w niej zakochałem. A potem zrobiłem to, bo chciałem być w porządku w stosunku do Nelle. Myślałem też, że tak będzie dla nas łatwiej. Nie chciałem cię skrzywdzić. Wybacz mi - spuszcza swój wzrok na nasze dłonie, które wciąż były ze sobą lekko złączone.
- Łatwiej? Wiesz, jak się poczułam, gdy po kilku miesiącach naszej niezwykle zażyłej znajomości przestałeś się odzywać? Tysiące razy zastanawiałam, co takiego zrobiłam, że nie chcesz mieć ze mną więcej nic wspólnego. Nie mogłam spać, nieustannie szukając tego jednego cholernego powodu, a każdy dźwięk mojego telefonu wiązał się ze złudną nadzieją, że to ty się odezwałeś. Stefan, byłeś jedną z najbliższych mi osób. Chyba nikomu tak nie ufałam, jak tobie, a ty mimo to zrobiłeś coś takiego - głos zaczyna mi się lekko łamać. A potem rozpłakuje się jak małe dziecko. Chcąc w ten sposób wyrzucić z siebie cały ból, który tkwił tam od tylu już miesięcy. - Próbowałam sobie wmówić, że cię nie potrzebuję. Myślałam, że sobie świetnie bez ciebie poradzę, ale to nieprawda, bo nikt nie potrafi mnie zrozumieć, tak jak ty - mówię w końcu szczerze. Mając dość udawania i zgrywania twardej. Nie miałam już na to siły.


- Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko, a przede wszystkim za to, że jestem totalnym kretynem - Stefan przyciąga mnie do siebie. Zamykając w swoich silnych objęciach, pozwalając się w nich do końca wypłakać. Łzy smutku, cierpienia, czy powolnego ukojenia tych wszystkich wątpliwości, z którymi się dotychczas zmagałam, mieszały się ze sobą. Przynosząc tak upragnioną od dawna ulgę.
- Może pocieszę cię trochę tym, że spotykałam już gorszych kretynów na swojej drodze - śmieję się cicho. Za chwilę jednak tego żałując, bo ból głowy ponownie daje mocno o sobie znać.
- Faktycznie, lekko mi ulżyło - dołącza do mnie, również wybuchając śmiechem. Następnie przez dłuższą chwilę nie potrafimy się opanować. Zdecydowanie obydwoje byliśmy równie mocno pokręceni. Może to właśnie dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. - Heidi, zaufasz mi jeszcze raz? Tęsknię za tobą i naszą przyjaźnią. Chcę, aby było, choć trochę jak dawniej - prosi ze sporą powagą malującą się na jego twarzy.
- Spróbuję ci zaufać, ale jeśli znowu mnie zawiedziesz, to nie ręczę za siebie - po dłuższym zastanowieniu, postanawiam zaryzykować, choć dobrze wiedziałam, że to wcale nie będzie łatwe ze względu na moje dziwne odczucia, co do jego osoby. Wolałam jednak mieć go znowu jako przyjaciela niż w ogóle. To było po prostu silniejsze ode mnie.
- Na pewno drugi raz do tego nie dopuszczę - obiecuje, a ja miałam nadzieję, że tym razem rzeczywiście dotrzyma słowa.


- Co powiesz na jakieś śniadanie? - Stefan oferuje, gdy siadam przy wyspie kuchennej. Opierając swoją obolałą głowę na dłoni. Licząc, że tabletki zaczną szybko działać.
- To chyba ja powinnam zaproponować je tobie - mówię, przymykając lekko oczy. Czując się okropnie zmęczona. - Poza tym dziękuję, ale wciąż mi niedobrze i na pewno niczego teraz nie przełknę. Umieram. Nigdy już nie tknę alkoholu - zarzekam się.
- O tym też chciałem z tobą porozmawiać, ale najpierw wypij to - podaje mi kubek z dziwnie pachnącym gęstym naparem.
- Co to jest? Chcesz mnie otruć? - krzywię się, odsuwając kubek z podejrzaną substancją daleko od siebie.
- Przejrzałaś mnie. Co ja teraz zrobię? - żartuje. - Pij, mdłości powinny ci po tym szybko minąć. To sprawdzona od wielu lat mikstura mojej ciotki. Zawsze działa, przynajmniej na mnie - nalega, co w końcu mnie przekonuje. Po czym ze sporymi trudnościami wypijam to ohydztwo. Z nadzieją, że faktycznie pomoże.


- Heidi, ile pamiętasz z wczorajszego wieczoru? - Stefan siada obok mnie, zaczynając niepewnie, co wzbudza u mnie sporą nerwowość. Czyżbym jednak zrobiła coś kompromitującego?
- Sporo, ale pewne zdarzenia są jakby za mgłą i trochę się mi mieszają. Wiem, że bawiłam się z Maxem. Pamiętam też, że do ciebie dzwoniłam, a potem jak kłóciłeś się o coś z nim. Pomogłeś mi chyba także z położeniem się do łóżka, prawda? - potwierdza skinięciem głowy. Przez co było mi strasznie głupio. - Przepraszam, jeśli plotłam jakieś głupoty, ale byłam tak wściekła i załamana, że nie kontrolowałam tego.
- Nie martw się. Mogło być dużo gorzej. Głównie chodzi mi jednak o to, czy pamiętasz zachowanie Maxa względem ciebie? Wiesz, że jemu chodzi wyłącznie o jedno, prawda? Chce cię jedynie wykorzystać. To nie jest ktoś odpowiedni dla ciebie. Zasługujesz na kogoś dużo lepszego od tego prostaka - widziałam zaciętą minę Stefana, gdy tylko wspominał o drugim Austriaku. Nawet się mu zresztą przesadnie nie dziwiłam. Max rzadko kiedy wzbudzał sympatię u kogokolwiek.
- A co, jeśli właśnie nie zasługuję? Może ktoś taki, jak on powinien być szczyt moich marzeń? - zwierzam mu się otwarcie ze swoich wątpliwości.


- Żartujesz? Heidi, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Jesteś piekielnie inteligentna. Przynajmniej z dziesięć razy bardziej ode mnie. W dodatku mądra, oczytana, zaradna, samodzielna, dobra, miła, kulturalna, wyrozumiała, życzliwa, piękna. Mam wymieniać dalej? - kręcę przecząco głową z uśmiechem. Miło było posłuchać czegoś takiego o sobie, zamiast nieustannej krytyki czy wyśmiewania. - Dlaczego tak bardzo w siebie nie wierzysz? Jesteś przecież wspaniałym człowiekiem - wzruszam ramionami, sama tak do końca tego nie wiedząc. Od najmłodszych lat tkwiłam jednak w przekonaniu, że wszyscy są lepsi ode mnie.
- Gdybyś tak samo, jak ja codziennie przez wiele lat słuchał, że jesteś do niczego i na starcie praktycznie wszyscy by cię skreślali. Co byś o sobie myślał? - zadaję pytanie, na które obydwoje świetnie znaliśmy odpowiedź.
- Jednak nie jesteś do niczego. Zobacz, czego już teraz dokonałaś. Sama wszystko sobie wywalczyłaś albo zdobyłaś ciężką pracą. Niczego nie miałaś podane na tacy jak tysiące innych osób. Prowadzisz samodzielne życie, studiujesz na jednej z lepszych uczelni w Europie, a świetlana przyszłość stoi przed tobą otworem. Czy naprawdę uważasz, że ktoś taki jak Max jest ci do czegoś w ogóle potrzebny? - pyta z niedowierzaniem, że w ogóle mogłabym kiedykolwiek tak pomyśleć.
- Nie jest i obiecuję, że z nim skończę. Taki wieczór jak ten wczorajszy, także już się nie powtórzy - daję słowo Stefanowi, a zwłaszcza samej sobie.
- Cieszę się, to słysząc, Małpko - zwraca się tak dawno niesłyszanym przeze mnie pieszczotliwym określeniem mojej osoby. - A skoro trudne tematy mamy już omówione, to teraz lepiej mi opowiedz, jak w ogóle ci się tutaj podoba? Austria już okazała się lepsza od Norwegii? - śmieje się. Nawiązując do naszych dawnych przekomarzań.
- Chyba w twoich snach - szturcham go lekko w bok. Po czym zamienia się w słuch, gdy zaczynam dzielić się z nim swoimi odczuciami odnośnie Salzburga, Uniwersytetu, czy mojej pracy. Z łatwością wracamy na świetnie znajome nam tory naszych pogawędek. Czego tak bardzo nam brakowało.


W mgnieniu oka tracimy ze Stefanem poczucie czasu. Tocząc niekończące się dyskusje na mnóstwo ważnych dla nas tematów. Dzięki czemu zapominam nawet o swoim złym samopoczuciu. Staramy się odzyskać stracone miesiące i nauczyć na nowo odnaleźć w tej relacji. Tym razem pamiętając o zachowaniu stosownego dystansu w niektórych kwestiach przymusowo wynikającego z jego związku z Nelle. Nie cierpiałam tej dziewczyny i zupełnie nie rozumiałam, co Stefan w niej widzi, ale nie zamierzałam nigdy ingerować w ich relację, skoro był z nią szczęśliwy. W dodatku na jakiś sposób byłam jej wdzięczna. W końcu, gdyby nie jej podła intryga nie pogodziłabym się ze Stefanem. Jej działania przyniosły odwrotny skutek do zamierzonego, co sprawiało mi obecnie ogrom satysfakcji.


- Wciąż nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego Nelle urządziła to przedstawienie? - kompletnie nie umiałam pojąć motywacji tej dziewczyny.
- To akurat proste. Kierowała nią czysta zazdrość. Od tamtej kolacji była pewna, że nie mówię jej całej prawdy odnośnie znajomości z tobą. Potem przeczytała wiadomości, które mogła bardzo różnie zinterpretować. To po części więc także moja wina. Mogłem już wcześniej wszystko jej wytłumaczyć - próbuje się niepotrzebnie obwiniać. Choć to w mojej ocenie, wyłącznie Nelle była wszystkiemu winna.
- A miała powód być o mnie w ogóle kiedykolwiek zazdrosna? - pytam prosto z mostu. Ogromnie ciekawa odpowiedzi, na którą się niestety nie doczekuję z powodu dosyć zaskakującego odgłosu otwierania drzwi od mieszkania.


- Cholera. To pewnie Inge i Michael - zaczynam panikować. Dobrze wiedząc, że nadal nie znajdowałam się w najlepszym stanie. W dodatku, jak wytłumaczymy im obecność Stefana? - Co oni tutaj robią? Mieli przecież wrócić dopiero po południu. Błagam, tylko nie mów im nic o moim wczorajszym wybryku - proszę go. Nie chcąc, aby zaczęli o mnie przez to źle myśleć albo co gorsza stracili do mnie zaufanie.
- Spokojnie. Nie zrobię tego - zapewnia. Siadając po drugiej stronie wyspy kuchennej. Byłam mu ogromnie za wszystko wdzięczna. - Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.


- Heidi? Gdzie jesteś? - słyszę mocno zmartwiony głos Inge, pojawiającej się kilka sekund później w zasięgu mojego wzroku. - Całe szczęście - podchodzi do mnie w pośpiechu, mocno do siebie przytulając.
- Wszystko w porządku? - pytam zdziwiona jej reakcją i przesadnie wylewnym powitaniem.
- Od wczorajszego popołudnia nie odbierałaś telefonu i nie odpisywałaś na wiadomości, a dzisiaj od samego rana jest wyłączony. Bałam się po prostu, że coś się stało. - czułam się okropnie z tym że dałam jej tyle niepotrzebnych powodów do zmartwień w ciągu ostatnich godzin. - Stefan? Co ty tutaj robisz? - pyta ogromnie zaskoczona, gdy tylko go dostrzega. Michael też wyglądał na zdziwionego widokiem swojego najlepszego przyjaciela. Nawet nie chciałam dlatego przypuszczać, co takiego mógł sobie teraz pomyśleć.


- Chciałem się z wami zobaczyć. Byłem przekonany, że wróciliście wczoraj. Heidi ugościła mnie więc śniadaniem, które akurat przygotowywała i się trochę zasiedzieliśmy - Stefan kłamie z lekkim trudem. Wskazując na talerze i jedzenie, które sam przygotował. Miałam tylko nadzieję, że nikt poza mną nie zauważył jego niezręczności i zakłopotania.
- Widzisz, Inge. Mówiłem, że na pewno wszystko jest w porządku i nie masz czym się martwić - Michael przytula blondynkę, która wyraźnie zaczyna się w końcu uspokajać.


- Heidi, dlaczego przez tyle czasu nie odbierałaś? - Inge drąży temat. Zadając mi niewygodne pytanie, na które musiałam niestety skłamać. - Dobrze się w ogóle czujesz? Nie najlepiej wyglądasz.
- Zostawiłam przez przypadek telefon w kawiarni. Chyba też lekko się przeziębiłam. Wczoraj było strasznie zimno i trochę zmokłam - wymyślam na poczekaniu. Nie mając pojęcia, gdzie w ogóle mam telefon i czy znajduję się jeszcze w jego posiadaniu. Liczyłam, że prawda odnośnie wczorajszego dnia nigdy nie wyjdzie na jaw. To miało być też ostatnie kłamstwo wobec moich przyjaciół. Nie zamierzałam nigdy więcej ich już okłamywać. - Przepraszam, że popsułam wam plany - dodaję po chwili ze sporymi wyrzutami sumienia.
- Nic się nie stało. To nie twoja wina. Każdemu może się zdarzyć czegoś zapomnieć - obydwoje z Michaelem mnie uspokajają, przez co zaczynam czuć się jeszcze gorzej ze swoim wczorajszym postępowaniem.


- Ktoś chce kawy? - ożywiam się w końcu. Podchodząc do kuchennej szafki. Próbując, jak najszybciej zmienić tok naszej rozmowy.
- Ja z chęcią poproszę. Wyruszyliśmy bladym świtem i strasznie się nie wyspałem - Michael zaczyna ostentacyjnie ziewać, na co Inge przekręca tylko oczami w jawnym politowaniu.
- Ja za to będę się zbierał. Nelle pewnie na mnie już czeka - Stefan próbuje się ulotnić, a ja mimowolnie zaciskam mocniej dłoń na trzymanej przez siebie łyżeczce, słysząc o jego dziewczynie. Wiedząc, że będę musiała, jak najszybciej oduczyć się takich reakcji i przyzwyczaić, że ona zawsze będzie obecna w jego życiu.
- Już? Zostań jeszcze chociaż chwilkę - Inge go zachęca, a ja do niej dołączam, co ostatecznie go przekonuje. Dzięki czemu po raz pierwszy we czwórkę spędzamy tak miło czas, a ja stopniowo zaczynam odzyskiwać wewnętrzną równowagę, która została ogromnie mocno zachwiana podczas ostatnich kilkunastu godzin.


- Telefon masz w torebce, która wisi pod kurtką. Zadzwonię później, sprawdzić jak się masz - gdy odprowadzam Stefana do drzwi, szepcze do mnie cicho na pożegnanie mocno pocieszającą informację.
- Dziękuję ci. Za wszystko - uśmiecham się szczerze w jego kierunku.
- Idziesz? - Michael, który uparł się, że odprowadzi swojego przyjaciela do samochodu, zagląda ponownie do mieszkania. Wyraźnie go pośpieszając.
- Idę - Stefan przekręca lekko oczami. - Do zobaczenia niedługo - przytula mnie do siebie, wcale nie mając tak samo, jak ja przesadnej ochoty się jeszcze rozstawać.
- Do zobaczenia - zamykam w końcu za nim drzwi. Zauważając, że dawno nie czułam się bardziej radosna. Chciałam też wierzyć, że nic ani tym bardziej nikt nie popsuje już mojej odnowionej relacji ze Stefanem, mimo że byłam pewna, iż Nelle zrobi wszystko, aby właśnie tego dokonać.


💗💗💗💗

18.10.2020

Niemal w podskokach, zbiegam po schodach opuszczanego przez siebie budynku. Wprost uradowany z przebiegu dzisiejszego poranka i tego, że Heidi postanowiła dać jeszcze jedną szansę naszej przyjaźni. Tak długo na to czekałem i powoli nawet traciłem wiarę, że uda mi się przekonać tę niezwykle upartą Norweżkę do ponownego zaufania mojej osobie. Ku mojej radości stało się jednak inaczej, co napełniało mnie wyjątkowo pozytywną energią. Jedyną rysą na tym odczuwanym przeze mnie szczęściu była świadomość, że to Nelle odpowiadała za stan, w który Heidi się wczoraj wprawiła, ku mojemu przerażeniu. Nigdy dotąd nie byłem taki zły i rozczarowany zachowaniem mojej dziewczyny. Zwłaszcza że dochodził jeszcze fakt czytania przez nią tych wyjątkowo osobistych wiadomości, co było całkowitym brakiem poszanowania przez nią mojej, ale również i Heidi prywatności. Czekała nas przez to niezwykle poważna i pewnie niezbyt miła rozmowa, której wyniku nawet teraz nie byłem w stanie przewidzieć. Obawiając się niestety samych najgorszych rzeczy.


- Stefan, proszę cię. Powiedz mi tylko, że nie zrobiliście z Heidi niczego głupiego - Michael patrzy na mnie mocno podejrzliwym wzrokiem, gdy w końcu go doganiam. Wprawiając tym samym w sporą konsternację.
- Michi, o czym ty w ogóle mówisz? - niczego z tego nie rozumiałem.
- Daj spokój. Dobrze widziałem, jak na siebie z Heidi patrzyliście, albo te wasze uśmieszki. Podejrzewam też, że spędziłeś z nią ubiegłą noc w naszym mieszkaniu i to przez to Heidi zapomniała nawet o braku swojego telefonu. Może się mylę? - wykazuje się niemałą spostrzegawczością. Co niestety dobrze nie wróżyło zachowaniu w sekrecie tego, co naprawdę się wydarzyło.
- Mylisz. Przyszedłem dzisiaj rano, bo chciałem wykorzystać szansę na normalną rozmowę z Heidi. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko i pogodziliśmy. Ot, cała historia. Do niczego między nami jednak w żadnym wypadku nie doszło. Mam dziewczynę do cholery! - bronię się. Lekko modyfikując prawdziwą wersję wydarzeń. Nie mogłem jednak inaczej. W końcu obiecałem Heidi. Miałem tylko nadzieję, że zaraz znowu nie posprzeczamy się z Michaelem o jakąś głupotę. Dopiero co doszliśmy przecież do jako takiego porozumienia po ostatniej kłótni związanej z Nelle.
- Dobrze. Wierzę ci - podnosi ręce w obronnym geście. - Naprawdę udało ci się przekonać Heidi? - wyglądał na ogromnie zaskoczonego.
- Oczywiście. Nie było łatwo, ale się na szczęście udało - na samo wspomnienie o tym, uśmiech ciśnie mi się na usta.
- To wspaniale. Gratuluję. Więc, jak to teraz będzie wyglądać? Wasza relacja wcześniej była w końcu mocno specyficzna - usilnie docieka.
- Normalnie. Znowu będziemy się z Heidi po prostu przyjaźnić, bo właśnie tylko i wyłącznie to od zawsze nas łączyło - nie uważałem, że cokolwiek innego się w jakiejkolwiek kwestii zmieni.
- A Nelle? Myślisz, że ci na to pozwoli? - na wspomnienie o mojej dziewczynie, tracę kolejny ułamek dobrego humoru.
- Nie będzie miała wyjścia - odpowiadam mu zdawkowo. Nie chcąc wdawać się w szczegóły.
- Stefan, naprawdę myślisz, że to będzie takie bezproblemowe do pogodzenia? - Michael szczerze wątpił w moje wyobrażenia o jednoczesnych relacjach z obiema dziewczynami. - Przecież obydwaj wiemy, że masz do Heidi sporą słabość. Kiedyś pokusa może stać się nie do opanowania. Co wtedy zrobisz? - ostrzega mnie życzliwie zawczasu. Z czego też zdawałem sobie doskonale sprawę. Wierzyłem jednak w swoje samoopanowanie i w to, że pociąg do Heidi sam z siebie w końcu zniknie, gdy nie będzie niczym podsycany.
- Dam radę. Może zresztą nie będzie tak źle. Czas pokaże. Do zobaczenia jutro, Michi - żegnam się. Starając jeszcze przekonać Michaela do swoich racji, gdy wsiadam do samochodu. Nie wydawał się jednak ani trochę uspokojony. Miałem jednak nadzieję, że tym razem jego obawy okażą się stworzone lekko na wyrost i nigdy nie znajdą swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości. 


Wracam do swojego mieszkania ze sporym zdenerwowaniem, które z każdą minutą coraz bardziej tylko narastało. Jakby tego było mało. Nie zdążam nawet zamknąć za sobą dobrze drzwi, gdy natrafiam na wzburzoną do granic możliwości Nelle.
- Gdzie byłeś przez całą noc? Dobrze się bawiłeś? - podnosi głos, zaczynając robić mi niemałe wyrzuty.
- Wspaniale, wiesz? Zwłaszcza gdy szukałem Heidi w jakimś podejrzanym miejscu, bo swoim potwornym zachowaniem doprowadziłaś ją niemal na sam skraj załamania. Co ty sobie w ogóle myślałaś? - nie pozostaję jej dłużny. Zasypując licznymi oskarżeniami.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Nie wiem, co ta dziewucha ci nagadała, ale nieźle cię wkręciła. Naprawdę ma niezły tupet - Nelle kłamie bez mrugnięcia okiem, co jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi. Dlaczego nie miała odwagi przyznać się do swoich błędów?
- Czyżby? Nie byłaś więc wczoraj z Melindą w kawiarni, w której pracuje? Nie pokłóciłaś się ze swoją przyjaciółką, właśnie o swoje podłe i karygodne zachowanie w tym miejscu? I przede wszystkim chcesz mi powiedzieć, że nie czytałaś moich wiadomości? - po raz pierwszy w życiu widzę, jak Nelle odejmuje mowę. Przez dłuższy moment naprawdę nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć. Widocznie nie była na to zupełnie przygotowana i brakowało jej pomysłu, jak teraz z tego wybrnąć. Jej plan nie przewidywał zapewne, że czegokolwiek się kiedyś dowiem. 


- Stefan, to nie tak. Heidi wszystko wyolbrzymiła. Ja tylko chciałam z nią spokojnie porozmawiać i upewnić, że niczego przypadkiem do ciebie nie czuje. Przepraszam też, że przeczytałam twoje wiadomości, ale ty nie chciałeś mi niczego powiedzieć. Musiałam więc znaleźć inny sposób. - nieporadnie się tłumaczy. - Ona robi to wszystko specjalnie, aby nas ze sobą skłócić i ponownie się do ciebie zbliżyć. Nie widzisz tego? Udaje ofiarę i świetnie jej to wychodzi. Zobacz, ile już dokonała. Spędziłeś z nią całą noc - stara się mnie usilnie przekonać. Ukazując po raz kolejny, jak wszelkie kłamstwa przychodziły jej z olbrzymią łatwością. Co zaczyna dawać mi do myślenia. Ile razy wcześniej Nelle mogła mnie już okłamać?
- Nie wierzę ci, Nelle. Heidi nie robi z siebie ofiary i niczego nie wyolbrzymia. Na własne oczy widziałem, jak bardzo twoje słowa były dla niej krzywdzące - mówię wprost, co doprowadza ją do wściekłości.
- Wspaniale! Nie ma to, jak zaufanie w związku. Lepiej wierzyć obcej osobie niż swojej dziewczynie - oburza się.
- Przypominam, że to ty sama je ostatnio wielokrotnie nadszarpnęłaś. Najpierw kłótnią z Inge na tej kolacji, potem ten artykuł, a teraz jeszcze to. Czasami mam wrażenie, że w ogóle cię nie znam - zaczynałem mieć coraz większą pewność, że wszystko między nami potoczyło się zdecydowanie za szybko. Od razu rzuciliśmy się na głęboką wodę, jaką był poważny związek, zamiast dokładnie się poznać. Tak samo, jak wszystkie swoje zalety i wady. Być może, gdybyśmy się tak nie śpieszyli, nie dochodziłoby aktualnie do takich sytuacji, jak ta.


- Stefan, każdy posiada wady. Ja również. Nikt nie jest idealny. Wszyscy popełniamy błędy. To jednak nie może rzutować na przyszłości naszego związku. Przepraszam za to, co wczoraj zrobiłam. Owszem, może lekko przesadziłam. Nie chciałam jednak niczego złego. Przysięgam, że to się więcej nie powtórzy - podchodzi do mnie bliżej, starając pocałować, ale się odsuwam. Nie potrafiąc jej od razu wybaczyć. Nie po tym, gdy widziałem, w jakim stanie była Heidi. - Cudownie. Najlepiej obraź się teraz na mnie na wieczność. To wszystko przez tę cholerną Norweżkę. Od kiedy tylko się zjawiła, między nami zaczęło się psuć. Masz się z nią nie widywać. Nie życzę sobie tego, rozumiesz? - rozczarowanie moim odrzuceniem, stara się powetować sobie atakiem na niczemu winną w tym przypadku dziewczynę.
- Nie zabronisz mi tego, Nelle. To moja przyjaciółka i będę się z nią widywał oraz kontaktował, kiedy tylko będę chciał. Już raz popełniłem błąd. Drugiego na pewno nie zrobię. Oczekuję także, że ją przeprosisz i to tym razem naprawdę szczerze, a potem zostawisz nareszcie w spokoju i nigdy więcej nie będziesz próbowała w jakikolwiek sposób uprzykrzać życia - nie pozostawiam jej żadnych złudzeń. Po czym wymijam zszokowaną moimi słowami dziewczynę i udaję się do salonu.


- Więc co teraz niby z nami będzie? - idzie za mną ani myśląc odpuścić i pozwolić, aby nasze emocje trochę opadły.
- Nie wiem. Powinniśmy chyba zrobić sobie krótką przerwę. Zastanowić się w spokoju nad nami i przede wszystkim naszym związkiem. Przemyśleć niektóre kwestie. Znaleźć jakiś kompromis na pogodzenie ze sobą pewnych spraw. To nie może dłużej tak wyglądać - proponuję jej to, o czym myślałem od wczorajszego wieczoru, gdy tylko Heidi zasnęła.
- Co takiego? Jaka przerwa? Stefan, zwariowałeś do reszty? Kochasz mnie jeszcze w ogóle? - zasypuje mnie pytaniami, a oczy zaczynają się jej lekko szklić.
- Nelle, oczywiście że kocham. Nie wiem tylko, czy kocham ciebie, czy mylne wyobrażenie o tobie - odpowiadam jej zgodnie z prawdą. Mając w głowie mnóstwo wątpliwości i okropny mętlik.


- Wiesz co? Ja chyba też nie wiem, bo myślałam, że jesteś kimś zupełnie innym. Rzeczywiście kilka dni odpoczynku od siebie dobrze nam zrobią - wyraźnie zraniona, zaczyna zbierać swoje rzeczy w pośpiechu. Raz po raz ocierając łzy, spływające jej po policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie mogę na to patrzeć - nie chciałem, aby cierpiała. Mimo tego, do czego się ostatnio posunęła.
- Sam do tego doprowadziłeś. Przemyśl sobie wszystko dokładnie, Stefan. A przede wszystkim zastanów, czy znajomość z twoją pseudo przyjaciółką jest ważniejsza od naszego związku, bo jeśli tak, to nic z tego nam nigdy nie wyjdzie - wyrzuca mi, a potem po prostu wychodzi. Na do widzenia rzucając klucze od mojego mieszkania na pobliską komodę. Choć wiedziałem, że postąpiłem w jedyny słuszny sposób, mogący być najlepszym ratunkiem dla naszego związku, to wciąż było to ogromnie bolesne. Nelle w końcu nadal była dla mnie niezwykle ważna i nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją stracić. Liczyłem dlatego, że w końcu się opamięta i zrozumie swoje błędy, stając na powrót tą samą dziewczyną, jaką była, gdy się poznaliśmy.


Dość późnym już popołudniem z ponurych rozmyślań na temat mojego związku i kryzysu, jaki teraz przechodził oraz tępego wpatrywania w telewizor. Odrywa mnie dźwięk nadejścia wiadomości, która powoduje, że od razu się porządnie rozchmurzam.


"Miałeś zadzwonić... Wszystko w porządku? Dziękuję też za ten potwornie smakujący napar. Dzięki niemu czuję się już o wiele lepiej".


"Cieszę się. Przepraszam, że się nie odezwałem, ale miałem dość trudną rozmowę z Nelle i nie jestem w najlepszym nastroju"
- żalę się mimowolnie Heidi.

"Przykro mi, naprawdę. Nie chciałam przyczynić się do waszego konfliktu" - odpisuje niemal natychmiast.

"To w żadnym wypadku nie twoja wina" - zapewniam ją. Po czym bez zastanowienia wybieram numer Norweżki. Będąc pewnym, że rozmowa z nią jest właśnie tym, czego teraz najbardziej potrzebuję. Tylko ona mogła mi pomóc zapomnieć chwilowo o Nelle i naszych nieoczekiwanych problemach.

czwartek, 21 maja 2020

Rozdział 8



17.10.2020


To sobotnie dość wczesne i leniwe przedpołudnie, kiedy to niemal zawsze w kawiarni panował znikomy ruch. Otaczając jej wnętrze dość przyjemną ciszą, zakłócaną lekko jedynie przez cicho grającą muzykę z radia. Spędzam standardowo za ladą kawiarni, poświęcając czas oczekiwania na pojawienie się jakichś klientów na dokładne czytanie swoich notatek z ostatniego tygodnia zajęć i przygotowanie wstępnego zarysu eseju, który musiałam niedługo napisać na jeden z obowiązkowych przedmiotów w tym semestrze. Od samego początku chciałam być ze wszystkim na bieżąco i przykładnie wywiązywać się ze wszystkich zadanych nam prac, aby nie zawieść tym samym pokładanych we mnie nadziei osób, dzięki którym w ogóle mogłam się tutaj znaleźć.


Umilałam sobie ten naukowy obowiązek przerwami na wymienianie się wiadomościami z Katinką, strasznie narzekającą na przytłaczającą ją podczas dzisiejszego dnia nudę oraz Inge, która już wczoraj wybrała się z Michaelem w odwiedziny do jego rodziców. Chcącą upewnić się, że wszystko u mnie było na pewno w porządku. Jako jedna z nielicznych osób dobrze w końcu wiedziała, że zostawanie na noc samej w pustym mieszkaniu, przyprawiało mnie często o irracjonalny i bezpodstawny lęk powodujący niemal za każdym razem bezsenność. Podejrzewałam, że wiązał się on zapewne z moim dość traumatycznym dzieciństwem, gdy moja wspaniała matka wielokrotnie zostawiała mnie samą na całe noce z okropnymi awanturami dochodzącymi zza ściany mieszkania obok, które mocno mnie przerażały i pogłębiały brak poczucia bezpieczeństwa. Mieszkanie przez tyle lat w tamtym potwornym miejscu, mimo usilnej walki i starań, odcisnęło na mnie niestety spore piętno i to na wielu płaszczyznach obecnego dorosłego życia.


Odrzucam od siebie przykre wspomnienia, dobrze wiedząc, że powrót do nich niczego mi nie da. Czasu nie dało się przecież żadnym sposobem cofnąć. Po czym odpisuję Inge zgodnie z prawdą, że zadziwiającym trafem przespałam całą ubiegłą noc i to nad wyraz spokojnie. Następnie skupiam się ponownie na uważnym czytaniu pierwszych rozdziałów podręcznika dotyczącego odpowiednich metod konserwacji i renowacji obrazów w zależności od czasu ich powstania, co pochłania mnie bez reszty i całkowicie odrywa od rzeczywistości.


- Heidi, jak myślisz, mam kupić tę torebkę, czy może jednak tamtą? - Louisa odrywa mnie nieoczekiwanie od nauki, podając swój telefon, na którym ukazują się zdjęcia dwóch od dawna upatrzonych przez nią cacek. Jej miłość do posiadania niezliczonej ilości różnorakich torebek była znana chyba już wszystkim pracownikom kawiarni. Podejrzewałam też, że Louisa posiadała ich już przynajmniej setkę w swojej garderobie.
- Obydwie są bardzo ładne. Kupiłabym jednak tę drugą. Jej morski kolor dodaje tego czegoś. Na pewno będzie świetnym dodatkiem - radzę dziewczynie, choć to zdecydowanie ona dużo bardziej znała się na rzeczy. Moda była podobno przecież jej wielką pasją.
- Też tak myślę, a więc postanowione - w sekundę podejmuje decyzję. - W związku z tym miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Mogłabym na chwilę wyskoczyć do tego centrum handlowego, które jest niedaleko? Dzisiaj ten sklep, który ją posiada w swoim asortymencie ma podobno sporą wyprzedaż. Może udałoby mi się zaoszczędzić trochę pieniędzy. Proszę, zgódź się. To zajmie mi dosłownie chwilkę - patrzy na mnie proszącym wzrokiem, który bardzo szybko mnie zmiękcza. Louisa miała w sobie coś takiego, że nikt nigdy nie potrafił jej odmawiać.
- Idź, tylko wracaj szybko. Za niedługo zacznie się tutaj pewnie prawdziwe szaleństwo. Sama w życiu tego nie ogarnę - dobrze już wiedziałam, że po chwilowym przestoju w rannych godzinach, zawsze dostawałyśmy potem spory nawał pracy i czasami nawet dwie osoby ledwie się wyrabiały.
- Dziękuję, jesteś najlepsza - posyła mi pełen wdzięczności uśmiech. Po czym w mgnieniu oka wkłada na siebie swój płaszcz i opuszcza ciepłe wnętrze lokalu na rzecz spaceru do centrum handlowego, pośród skąpanych w deszczu salzburdzkich ulic. Czego się jednak nie robiło dla zakupu nowej torebki.


Głośny dźwięk dzwoneczków zawieszonych nad drzwiami kawiarni informuje mnie o czyimś zjawieniu. Od razu kieruję swój wzrok w tamtym kierunku, niemal zastygając z szoku i niedowierzania na widok dwóch kobiet. Jedna z nich była mi już niestety bardzo dobrze znana. Wprost nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Czy naprawdę Nelle i jej nieznana mi jeszcze towarzyszka musiały wybrać spośród setek dostępnych kawiarni w mieście akurat tę? Przeklinam fakt, że zgodziłam się na wyjście przed kilkoma minutami Louisy, przez co byłam teraz zmuszona sama obsłużyć stolik zajęty w połowie przez jędzowatą dziewczynę Stefana, która ze sporym zainteresowaniem i zniecierpliwieniem rozglądała się dookoła. Jakby czegoś, a może kogoś szukała. Byłam pewna, że nasze spotkanie nie skończy się niczym dobrym.


Dobrze wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę udać się do tego przeklętego stolika. Nelle była taką samą klientką, jak wszyscy inni i moim nadrzędnym obowiązkiem było ją obsłużyć. Osobiste antypatie nie miały w tej kwestii żadnego znaczenia. Dlatego też biorę głęboki uspokajający wdech i z głośno bijącym sercem, podążam w stronę roześmianej dwójki dziewczyn żywo o czymś dyskutujących.


- Dzień dobry. Mogę już przyjąć zamówienie? - zaczynam uprzejmie. Zmuszając się do życzliwego uśmiechu, co przychodzi mi naprawdę ze sporym trudem.
- Nareszcie! Myślałam, że już się na nikogo nie doczekamy. Zawsze tak wolno obsługujecie swoich gości? - słyszę jawny przytyk od Nelle, choć nie minęła nawet minuta od ich pojawienia się w tym miejscu. Jej koleżanka wydawała się być również zaskoczona usłyszanymi słowami. - Heidi? Cóż za zbieg okoliczności. W życiu bym się nie spodziewała, że tutaj pracujesz - mityguje się z udawanym zaskoczeniem. Obdarzając mnie fałszywym uśmieszkiem. Tyle mi wystarczyło, aby zrozumieć, że to nie był żaden zbieg okoliczności, a Nelle celowo wybrała to miejsce. Zapewne w jakiś sposób musiała się dowiedzieć, że jestem tutaj zatrudniona i postanowiła po raz kolejny uprzykrzyć mi życie.


- Mnie także miło cię widzieć - odpowiadam jej z ironią, od której nie dałam rady się powstrzymać. To było dużo silniejsze od chęci zachowania pełnego profesjonalizmu. - Zdecydowałyście się więc na coś? - ponawiam swoją próbę przyjęcia zamówienia. Stukając lekko długopisem w trzymany przeze mnie notesik w oczekiwaniu na ich decyzję.
- Poproszę tylko orzechowe Latte - druga dziewczyna w końcu się odzywa. Posyłając w moją stronę zaskakująco sympatyczny uśmiech, co było miłą odmianą. Widocznie Nelle nie miała za przyjaciół samych wiedźm jej pokroju.
- Dla mnie za to niech będzie Flat white - byłam pewna, że Nelle celowo wybrała jedną z najmniej popularnych w naszym menu kaw. Być może liczyła, że nie będę miała pojęcia, czym to w ogóle jest, albo jak ją odpowiednio przyrządzić. - Ale z odtłuszczonym mlekiem i najlepiej bez laktozy. Chyba macie tutaj takie? - pyta z wyniosłością, jakby przebywanie w tej kawiarni w czymkolwiek jej umniejszało. Arogancja tej dziewczyny czasami wykraczała poza wszelką możliwą skalę.
- Oczywiście. Za chwilę zamówienie będzie gotowe - odchodzę od stolika z kamienną miną, nie mając zamiaru tym razem dać się wyprowadzić z równowagi. Drugi raz nie dam jej tej satysfakcji.


Z niezwykłą starannością próbuję przyrządzić zamówione ciepłe napoje. Nie chcąc, aby którakolwiek mogła się do czegoś przyczepić. Odwracam się od ekspresu z zamiarem postawienia filiżanki na tacy, gdy zauważam Nelle stojącą tuż przy ladzie. Widocznie za wszelką cenę próbowała wystawić moją cierpliwość na poważną próbę.


- W czymś jeszcze mogę pomóc? - pytam. W myślach błagając o szybki powrót Louisy i przejęcie przez nią obsługi tej dwójki.
- Właściwie to chciałabym się tylko dowiedzieć, jak można być taką naiwną i głupią, aby uwierzyć, że ktoś taki jak Stefan mógłby zainteresować się na poważnie jakąkolwiek relacją z podrzędną kelnerką i to w dodatku pochodzącą wprost z samych nizin społecznych. Mającą patologiczną niepełną rodzinę - dziewczyna patrzy na mnie z jawnym rozbawieniem, a mi wprost odejmuje z szoku mowę. Czegoś takiego za nic nie spodziewałabym się nigdy od niej usłyszeć. To był jakiś koszmar. Skąd Nelle w ogóle o tym wszystkim wiedziała?
- Słucham? Nie mam pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz. Nie mam żadnej relacji ze Stefanem i nigdy nie miałam - staram się grać obojętną, choć każde wypowiedziane przez nią słowo było niczym sztylet idealnie trafiający w moje serce. Dawno już nic tak bardzo mnie nie zabolało, jak jej krzywdzące, ale mimo wszystko niezwykle też trafne określenia mojej osoby. W końcu właśnie tym kimś byłam. Zwykłą kelnerką z matką alkoholiczką.
- Przestań bezczelnie udawać, bo wiem o wszystkim. Stefan dokładnie mi nie tak dawno opowiedział, jak to znajomość z tobą była doskonałym sposobem na jego nudę, przynajmniej dopóki mnie nie poznał. Na początku umilałaś mu czas, niczym żywa zabawka, która była zawsze pod ręką, gdy tylko tego potrzebował. Przez jakiś czas się mu to nawet podobało, ale wszystko ma swoje granice i z każdym tygodniem coraz bardziej robił się tobą zmęczony, jeszcze na długo przed rozpoczęciem naszego związku. Chciał się w jakiś sposób wykręcić od dalszych nic nieznaczącyh dla niego kontaktów z tobą. Gdyby nie moja osoba kwestią czasu byłby i tak wasz koniec, ale dzięki mnie przynajmniej znalazł dobry pretekst. Zjawiłaś się jednak tutaj, co wprawiło go w ogromną niezręczność. Zrobiło się mu głupio i z litości teraz udaje, że cokolwiek dla niego znaczysz. Mówię ci o tym z czystej życzliwości, abyś nie robiła sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Czas zejść na ziemię, kelnereczko - wypowiedziane przez nią słowa raz po raz od nowa niczym echo rozbrzmiewają w mojej głowie. Nie mogłam tego wprost znieść, że okazałam się ofiarą takiej perfidnej intrygi. Nelle miała rację. Byłam taka głupia i żałosna. Przecież to miało w sobie mnóstwo sensu. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłam pomyśleć, że taka gwiazda jak Stefan chciałaby zadawać się akurat ze mną. Od samego początku powinno dać mi to do myślenia. Jakby tego było mało, ostatnio prawie mu uwierzyłam, że naprawdę żałuje zerwania ze mną kontaktu. Naiwniaczka stulecia to nic w porównaniu ze mną. Najgorsze było chyba jednak to, że Stefan bez najmniejszych skrupułów chwalił się tym teraz wszystkim na prawo i lewo. Nelle w końcu musiała dowiedzieć się od niego. Znała zbyt wiele szczegółów naszej znajomości, aby to wszystko sobie po prostu zmyślić. Nie było sensu się nawet łudzić.
- Ja już od dawna nie mam z nim nic wspólnego i nawet nie chcę mieć. Jest cały twój i od samego początku zapewniam, że był. Chcesz czegoś jeszcze ode mnie? - staram się powstrzymać swój głos od drżenia. Austriaczka miała już i tak wystarczającą satysfakcję z mojego ogromnego upokorzenia. Więcej nie potrzebowałam.
- Kawałek jakiegoś ciasta, jeśli łaskawie można - mówi jak gdyby nigdy nic. Zaciskam lekko dłonie w pięści, wiedząc że muszę to wytrzymać. W innym przypadku stracę tę pracę. - Trzymam cię też za słowo, że naprawdę będziesz się trzymała od Stefana z daleka. Nie życzę sobie, abyś się przy nim kręciła. Inaczej zamienię twoje beznadziejne życie w jeszcze większe piekło, przysięgam. Taka znajomość to za wysokie progi, jak na ciebie - nie czekając na jakąkolwiek reakcję 
z mojej strony. Odchodzi dostojnym krokiem do swojego stolika. Zostawiając mnie w całkowitej rozsypce. Ten dzień był już teraz jednym z najgorszych, jakie dane było mi przeżyć, a nie dotrwałam choćby do południa. 


Z tacą, którą trzymałam w drżących od nerwów dłoniach. Staję przy stoliku zajmowanym przez Nelle i jej znajomą. Starając się jakoś składnie podać zamówione przez nie wcześniej kawy. Zauważając, że blondynka posyła mi dość zaniepokojone spojrzenie. Zapewne orientując, że znajduję się w fatalnym stanie. Nelle na pewno we wszystko ją już wtajemniczyła. W jakimś celu z nią tu w końcu przyszła.
- Mogę prosić o cukier trzcinowy, a nie biały? - Nelle wskazuje na cukierniczkę ani myśląc przestać się nade mną po prostu znęcać.
- Oczywiście. Zaraz przyniosę - odpowiadam, znajdując się na granicy płaczu. Czułam się jak zwykła służąca, zresztą pewnie tylko na tyle było mnie stać. 


Wracam z cukierniczką, do której wsypałam ten cholerny brązowy cukier, podając ją bez słowa Nelle. Nie marzyłam o niczym więcej niż tylko o jej natychmiastowym zniknięciu z kawiarni. Swoją obecnością z każdą minutą tylko pogarszała moją wiarę w siebie samą i swoje umiejętności. Czułam się przy niej, jak nic nieznacząca popsuta rzecz, którą można było wyrzucić na śmietnik przy pierwszej lepszej okazji.


Nie zdążam zrobić więcej niż pięciu kroków, gdy słyszę głośny huk spotkania się szklanych naczyń z podłogą. Odwracam się gwałtownie za siebie, widząc że filiżanka z kawą Nelle znajduje się w kawałkach rozsypanych po sporej powierzchni parkietu kawiarni, taki sam los spotkał zresztą podaną przed momentem przeze mnie cukierniczkę. Wylana kawa i rozsypany cukier stanowiły koszmarny widok.
- Ups, straszna niezdara ze mnie - panna Lisberg patrzy na mnie z jawną prowokacją. Licząc, że tym razem na pewno wybuchnę. Jak można było być tak podłą osobą?


- Nelle, co ty do cholery jasnej wyprawiasz? Zwariowałaś? - jej towarzyszka patrzy na nią z jawnym potępieniem. Widocznie również miała dość dzisiejszych wybryków swojej koleżanki.
- Melinda, to był zwykły wypadek. Sama przecież widziałaś - wzrusza tylko ramionami. Nic sobie nie robiąc z upomnień.
- Wcale nie. Zrobiłaś to celowo - kręci z dezaprobatą głową. Mocno zdenerwowana. - Bardzo przepraszam za przyjaciółkę. Zupełnie nie wiem, co się z nią dzisiaj dzieje. Mogłabym prosić o jakąś ścierkę? Posprzątam to - oferuje się, co ogromnie mnie zaskakuje. Dlaczego ktoś taki w ogóle zadawał się z Nelle?
- Nie trzeba. Poradzę sobie - odmawiam. Jedyne czego chcąc, to aby sobie stąd nareszcie poszły.


- Trzeba, ale posprząta to ta druga pani, która celowo narobiła tego bałaganu - Louisa staje przy moim boku ze skrzyżowanymi ramionami. Od kilku minut znajdowałam się w takim szoku, że nawet nie zauważyłam, iż już zdążyła wrócić.
- Raczej wątpię. Musimy już iść. Żegnam - Nelle wstaje z zajmowanego przez siebie miejsca. Kierując się wprost do wyjścia. Nie zważając przy tym na żadne protesty wściekłej Louisy. Dając tym samym pokaz kompletnego braku kultury.
- Naprawdę bardzo za nią przepraszam. Przykro mi - Melinda była wyraźnie zawstydzona. Na odchodne wciska mi banknot o pokaźnym nominale, który zdecydowanie przeważał swoją wartością nad zamówionymi przez nie rzeczami. Zapewne próbowała nam tym zrekompensować wszystkie nieprzyjemności. Słów usłyszanych od Nelle nie dało się jednak niczym wynagrodzić.


- Co za wariatka! Co to w ogóle miało znaczyć? Heidi, znasz te kobiety? - Louisa wprost nie mogła uwierzyć w wydarzenia, które miały miejsce przed momentem.
- Jedną z nich miałam niestety przyjemność poznać - patrzę na nią z lekko załzawionymi oczami. Znajdowałam się na granicy załamania.
- To dlaczego jej od razu stąd nie wyprosiłaś? Pozwalając, aby cię tak okropnie potraktowała - dziwi mi się.
- Louisa, ona była klientką jak każdy inny i należał się jej odpowiedni szacunek - wzruszam ramionami.
- Słucham? Jak możesz okazywać szacunek komuś, kto nie ma go do ciebie? Heidi, tak po prostu nie można. Musisz się nauczyć walczyć o siebie. Nikt nie ma prawa tobą pomiatać, rozumiesz?
- Posprzątam ten bałagan - próbuję zająć się czymkolwiek, aby się tylko na dobre nie rozkleić.
- Ja to zrobię, a ty idź trochę ochłonąć. Zajmę się też klientami - wskazuje dyskretnie na stolik, który zajęła młoda para przed dosłownie kilkoma sekundami.
- Dziękuję - Louisa w odpowiedzi posyła mi tylko pełne troski i zmartwienia spojrzenie.


W łazience pozwalam sobie na kilkuminutowy bezgłośny płacz. Czując się wykorzystana i zraniona, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie rozumiałam, jak Stefan mógł mi zrobić coś takiego. Dlaczego tak podle zabawił się moimi uczuciami. W dodatku jeszcze ten ostatni nasz niedoszły pocałunek na samo wspomnienie, o którym cała niemal wrzałam ze złości i upokorzenia. Co on chciał tym osiągnąć? Udowodnić samemu sobie, że może mieć każdą? Z Nelle dobrali się po prostu idealnie. Obydwoje byli tak samo podli i zupełnie nieliczący się z drugą osobą. Zakłamani, egoistyczni, myślący że wszystko im wolno. Życie mimo wszystko to ich stawiało w uprzywilejowanej pozycji. To oni mieli wszystkich po swojej stronie. Ktoś taki jak ja w ogóle nie miał znaczenia. Mogłabym dziś zniknąć, a nikt nawet by się tym specjalnie nie przejął. Byłam tylko zbędnym i nikomu niepotrzebnym elementem tego świata. Balastem dla kogoś takiego jak Sophie czy Inge.


Spoglądam na swoje żałosne odbicie w lusterku. Zaczynając wierzyć w to, że moja matka i wszyscy jej pokroju mieli zupełną rację, gdy wyśmiewali się z moich prób odbicia od dna i osiągnięcia czegoś znaczącego. Takie osoby, jak ja powinny tam na zawsze zostać, a nie próbować głową przebić szklany sufit. Nie pasowałam do normalnego życia. Nie byłam go warta i nadszedł najwyższy czas się z tym pogodzić. Jedyne co wzbudzałam u ludzi, którym chciałam dorównać to zwykła litość.


Osuwam się po ścianie na podłogę, czując jak wewnątrz mnie coś pęka. Wpędzając mnie tym w prawdziwą falę histerii. Dochodzi do mnie świadomość, że nigdy nie powinnam była tu przyjeżdżać. Nigdy nie powinnam była starać się o to przeklęte stypendium. Tak samo, jak nie powinnam była w ogóle starać się o przyjęcie na studia. Trzeba było zadowolić się pracą sprzątaczki albo kasjerki w supermarkecie jak inne sąsiadki. To w końcu od samego początku było moje miejsce. Tylko na to zasługiwałam i to właśnie powinno być szczytem moich marzeń. Nikt nie sprowadzałby mnie wtedy raz po raz boleśnie na ziemię.


Niewiele pamiętam z reszty godzin swojej pracy. Byłam jak jakiś chodzący robot, wykonujący automatycznie kolejne czynności. Wcale ich zresztą nie było za wiele, ponieważ Louisa widząc, w jakim stanie się znajdowałam, przejęła bez słowa większość obowiązków ku mojej ogromnej wdzięczności. Bez niej za nic nie dałabym rady wytrwać do końca.


Gdy tylko opuszczam kawiarnię, od razu wybieram numer Maxa z zamiarem zgodzenia się na towarzyszenie mu na tej imprezie, na którą się dzisiaj wybierał i nalegał na moją zgodę na nią od wczoraj. Do tej pory wolałam unikać takich wyjść, dobrze wiedząc, że Max bawił się identycznie, jak ja w nastoletnich latach, gdzie często przekraczałam wszelkie granice. Kiedy to swoją nienawiść do alkoholu i całego życia, leczyłam jak ostatnia kretynka właśnie alkoholem i znajomościami z niewłaściwymi osobami. Jeszcze do dzisiaj nie chciałam do tego zwyczajnie wracać. Teraz było mi to już jednak obojętne. Nic nie miało większego znaczenia. Jedyne czego chciałam to się porządnie znieczulić i zapomnieć o całym tym popieprzonym świecie.


Bez najmniejszych skrupułów wkładam na siebie czarną obcisłą sukienkę na cieniutkich ramiączkach, sięgającą mi z ledwością do połowy uda, której od dawna nie miałam na sobie i właściwie chyba tylko przez przypadek, wciąż ją posiadałam, zamiast wyrzucić do kosza przy okazji jakichś porządków. Miałam gdzieś, że wyglądam w niej niezwykle wyzywająco. Skoro i tak od zawsze brano mnie za puszczalską i taką, którą może mieć każdy, to niech teraz mają przynajmniej do tego powód. Całość swojego wyglądu doprawiam mocnym makijażem i butami na platformie. Ogromnie się ciesząc, że Inge i Michaela nie ma. Byłam pewna, że dziewczyna zrobiłaby wszystko, aby mnie zatrzymać i nigdzie nie wypuścić w takiej rozsypce emocjonalnej. Z drugiej strony pewnie wyżalenie się jej byłoby dużo rozsądniejsze od topnienia swoich smutków w alkoholu w jakimś podejrzanym miejscu. Na wycofanie się było już jednak za późno.


- Proszę, proszę, jak ty wspaniale wyglądasz - Max obdarza mnie pełnym pożądania spojrzeniem, co jawnie mi sugeruje, że w pełni trafiłam w jego gust swoim dzisiejszym strojem. - Od początku podejrzewałem, że gdzieś w środku kryje się w tobie niemała diablica. Ostatnio zaczynałem już jednak myśleć, że się jednak pomyliłem. Przez cały czas byłaś taka grzeczna i ułożona. Niemal mdła - przyciąga mnie mocno do siebie. Zaczynając namiętnie całować i bezczelnie ściskać moje pośladki niemal na środku chodnika, a ja się temu po prostu poddaję. Przestając nawet walczyć z jawnym uprzedmiotowianiem mojej osoby przez Maxa, co tak ogromnie mnie od początku naszej znajomości irytowało. Widocznie każdy mężczyzna uważał, że na nic innego nie zasługuję, niż na zostanie co najwyżej jego chwilową zabawką.
- Jedziemy? - odrywam się od niego, pytając z wyczekiwaniem i wymuszonym uśmiechem zadowolenia, że cieszę się na ten wspólnie spędzony wieczór.


Gdy tylko przekraczamy próg klubu, a raczej podrzędnego baru. Od razu orientuję się, że to nie za ciekawe miejsce. Tak samo, jak osoby w nim przebywające. Pełno tu było podejrzanych typów, wyglądających na zwyczajnych osiłków i dziewczyn ubranych w podobny sposób do mnie. Chichoczących po kątach i wszelkimi sposobami próbujących zwrócić na siebie uwagę facetów. Przynajmniej mogłam się dzięki temu wtopić w tłum. Powinnam się też nareszcie przyzwyczaić, że to było właśnie moje środowisko. W niczym nie byłam w końcu lepsza od innych przebywających tu osób.


Max obejmuje mnie mocniej w talii, gdy stajemy przed barową ladą, czekając na swoją kolej obsłużenia.
- Czego się napijesz? - pyta z wyraźną radością, że naprawdę tu z nim jestem i sprawiam wrażenie podekscytowanej.
- Obojętnie, byle było naprawdę mocne - chciałam już dostać tak potrzebną mi w tym momencie dawkę procentów. Mającą pomóc mi zapomnieć o wszystkich słowach Nelle, cholernym Stefanie, czy zwyczajnie przetrwać w tym miejscu w towarzystwie Maxa i reszty jego znajomych.


Za jednym zamachem wypijam swój i Maxa shot, a potem niemal od razu chwytam za szklankę ze swoim drinkiem, zaczynając go łapczywie sączyć. Czując w gardle tak dobrze mi znane i pamiętne pieczenie po wypiciu mocnego alkoholu. To wciąż jednak było za mało, aby chociaż zaszumiało mi w głowie. Potrzebowałam do tego znacznie więcej.
- Heidi, wszystko z tobą w porządku? - Max przygląda mi się przez chwilę ze sporym zdziwieniem.
- Oczywiście. Mamy się przecież dziś bawić. To gdzie są ci twoi znajomi? - patrzę na niego z ponagleniem, aby nas w końcu ze sobą poznał i zamówił kolejny alkohol. 


Kolejne minuty, a może już godziny spędzam, siedząc przy stoliku ze znajomymi Maxa. Słuchając głównie w milczeniu ich beznadziejnych i przygłupich wywodów o wszystkim i niczym, racząc się kolejnymi drinkami, których skutki zaczynałam powoli coraz wyraźniej odczuwać. W normalnych okolicznościach na pewno nie zniosłabym tego towarzystwa, a już na pewno nie na trzeźwo. Ale w obecnej sytuacji było mi wszystko jedno. Ignorowałam ich, tak samo, jak dłoń Maxa zaciśniętą na moim kolanie i jego palce od czasu do czasu wkradające się pod materiał mojej przykrótkiej sukienki. Zaznaczając tym samym, że należę tylko do niego.


Kręciło mi się porządnie w głowie, wszystko wydawało śmieszne, a co więcej myśli zaczynały się łączyć w jedną wielką plątaninę, z której nie dało się niczego racjonalnego wywnioskować. Straciłam logiczną zdolność oceny faktów i słów, które do mnie kierowano. O taki efekt mi w zresztą od początku chodziło. Dławiący mnie jednak od środka ból ani myślał zostać stłumionym. Nic na niego nie działało. Tkwił więc sobie wewnątrz i zachęcał do popełniania coraz większych głupstw. Mających na celu poniżanie samej siebie.
- Zatańczymy? - proszę Maxa, zaczynając się nudzić w tym nieciekawym i ohydnym towarzystwie jego kumpli, którzy byli jeszcze gorsi od niego. Czego towarzyszące im dziewczyny ani myślały dostrzec.
- Jasne. Dla ciebie wszystko, mała - łapie mnie za dłoń. Pociągając za sobą w stronę prowizorycznego parkietu, gdzie niektórzy pląsali w rytm żałośnie dudniącej w uszach fatalnej muzyki.


- Heidi, przystopuj trochę z tym alkoholem. Już jesteś pijana, a ja naprawdę chcę się tobą dzisiaj wreszcie nacieszyć. Nie mogę się doczekać, aż w końcu znajdziemy się u mnie i zedrę z ciebie tę sukienkę. Wyglądasz w niej tak seksownie i kusząco - Max niemal krzyczy mi do ucha, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Przyciskając mnie do siebie mocniej, choć i tak stykaliśmy się już niemal całymi ciałami w tym dość nieprzyzwoitym wspólnym tańcu. Po czym niemal przyssywa się do mojej szyi, co przyprawia mnie o cichy jęk bólu wymieszanego z lekką przyjemnością.
- Po co więc czekać? Nie możemy iść już teraz? Zróbmy to w końcu, Max - nie miałam zamiaru dłużej zwlekać z daniem mu tego, czego tak bardzo od dawna pragnął. To i tak było bez żadnego sensu. Zresztą, do niewielu rzeczy poza tym się przecież nadawałam. Max był cholernym draniem, ale dzisiaj dosadnie zrozumiałam, że o nikim lepszym nie powinnam nawet marzyć.
- Z chęcią, ale Matthias chciał o czymś ze mną porozmawiać. Z innymi znajomymi też nie spędzam ostatnio za wiele czasu. To jedna z niewielu takich okazji. Wytrwasz jeszcze trochę? - kiwam głową z niezadowoleniem. Zaczynając bez powodu głośno chichotać. Zaraz też zapominam, o co w ogóle prosiłam Maxa. Skupiając się jedynie na obserwowaniu tańczących do kolejnej piosenki osób.
- Świetnie. Zamów więc sobie coś bezalkoholowego i wróć do nas, dobrze ? - prosi mnie, gdy po raz kolejny zmierzam w kierunku baru, a brunet w stronę naszego stolika.
- Jasne, kochanie - kłamię bez najmniejszego zawahania. Prosząc barmana o kolejnego z rzędu drinka. Nie mając bladego pojęcia, ile ich już wcześniej było. Byłam tylko pewna, że stanowczo zbyt mało.


Opieram się o drzwi obskurnej łazienki, starając zapanować nad zawrotami głowy, czując się naprawdę wyjątkowo fatalnie. Byłam okropnie zmęczona i taka bezsilna. Nachylam się nad umywalką i ochlapuję lekko twarz zimną wodą. Po czym przymykam na chwilę oczy. Starając wziąć w garść. Następnie kierowana przypływem odwagi za sprawą ogromnej ilości wypitego alkoholu, wybieram numer, który nawet teraz pamiętam bez najmniejszego problemu z zamiarem wygarnięcia jego właścicielowi, jaką jest podłą i ohydną kanalią. Licząc, że dzięki temu, choć trochę mi w końcu ulży i przestanę się czuć taka bezwartościowa i pusta w środku, niczym jakaś wydmuszka.


💗💗💗💗

17.10.2020


Przykrywam lekko kocem, opierającą się na moim ramieniu śpiącą Nelle. Ściszając znacząco telewizor, na którego ekranie, wciąż rozgrywała się akcja filmu, który mieliśmy wspólnie obejrzeć. Nie chciałem jej czymkolwiek przypadkiem obudzić. Dobrze wiedząc, że obecnie sen był dla niej zbawieniem. Patrzyłem z ulgą na odprężoną twarz kochanej przeze mnie dziewczyny, ciesząc, że udało się jej w końcu uspokoić. Nigdy wcześniej nie widziałem, aby była tak roztrzęsiona, jak przed kilkoma godzinami, gdy przyszła wprost do mnie po spotkaniu z Melindą, z którą podobno okropnie się pokłóciła. Za nic nie chciała jednak zdradzić mi powodu jej nieporozumienia z najlepszą przyjaciółką. Zapewniając, że jedynym czego teraz potrzebuje, to moja obecność przy niej. Miałem tylko nadzieję, że konflikt z Melindą zostanie szybko przez nich zażegany. Nie chciałem, aby Nelle musiała zmagać się z jakimikolwiek zmartwieniami, a już na pewno nie tymi dotyczącymi jej najlepszych przyjaciół. Wystarczyło już, że z naszej dwójki, to ja zmagałem się z lekkim kryzysem w relacji z moimi i wiedziałem, jak niekiedy bywa to nieprzyjemne, a nawet mocno bolesne. 
 

Wzdrygam się lekko, słysząc mój głośno dzwoniący telefon, leżący na szklanym stoliku obok kanapy. Biorę go do ręki, ze zdziwieniem zauważając, że to właśnie Heidi próbuje się ze mną skontaktować. Była chyba ostatnią osobą, którą spodziewałbym się dzisiaj usłyszeć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze ostatnie fatalne stosunki, a właściwie ich nieistnienie. Podnoszę się delikatnie z kanapy, podkładając poduszkę pod głowę Nelle. Po czym odbieram w pośpiechu połączenie w drodze do sypialni, gdzie mogłem w spokoju porozmawiać z dziewczyną.


- Halo - zaczynam, ale po drugiej stronie nie słyszę niczego innego poza głośną muzyką. - Heidi, jesteś tam? - pytam, zaczynając się powoli martwić.
- Jestem. Witam wielkiego pana gwiazdora, to niemal zaszczyt rozmawiać z kimś takim jak ty - mówi ledwie dla mnie zrozumiale, zaczynając się ironicznie śmiać. Wprawiając mnie w lekkie osłupienie. Brzmiała na kompletnie pijaną, co było przecież do niej zupełnie niepodobne. Dobrze w końcu wiedziałem, że w ostatnich latach niezwykle rzadko sięgała po alkohol. Nie wspominając już o samym chodzeniu na imprezy. Wielokrotnie twierdziła, że zdążyła się już w pełni wybawić w okresie młodzieńczego buntu.
- Co takiego? Gdzie ty w ogóle jesteś? - próbuję się dowiedzieć. Chcąc upewnić, że jest na pewno w pełni bezpieczna.
- Nie twój interes. Dzwonię właściwie tylko po to, aby powiedzieć ci, jak żałosnym i tchórzliwym jest wysługiwanie się własną dziewczyną w rozwiązywaniu swoich problemów. Nie miałeś nawet odwagi, aby powiedzieć mi tego wszystkiego prosto w twarz? Dobrze się w ogóle bawiłeś? Spotykałam na swojej drodze różnych podłych typków, ale ty jesteś gorszy od nich wszystkich razem wziętych, bo po nich przynajmniej wiedziałam, czego mogę się spodziewać, a ty od samego początku bezczelnie grałeś. Udając, że rzeczywiście ci na mnie zależy. Nienawidzę cię, Stefan, jak nikogo innego, rozumiesz? - zaczyna płakać, a ja kompletnie nic z tego nie rozumiem. Skąd się jej w ogóle wzięły te bezpodstawne oskarżenia i co Nelle miała do tego wszystkiego?
- Heidi, o czym ty w ogóle mówisz? Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie niezwykle ważna i od samego początku byłaś. Proszę cię, powiedz mi, gdzie jesteś. Spotkajmy się i porozmawiajmy spokojnie w cztery oczy - proponuję. Zaczynając się o nią cholernie bać. W dodatku przypominam sobie, że jak na złość Inge i Michaela nie było w mieście, a to oznaczało, że także jej nie pomogą.
- Przestań w końcu kłamać! - niemal już krzyczy. - Chcę tylko, żebyś raz na zawsze zniknął z mojego życia. Ty i ta twoja cholerna Nelle. Jesteście siebie warci - szlocha. Była załamana, a ja wciąż nie miałem najmniejszego pojęcia z jakiego powodu. Czułem się przez to okropnie bezradny. Nie wiedząc, jak mógłbym jej chociaż spróbować pomóc.
- Spotkaj się ze mną. Wtedy wszystko sobie na spokojnie wyjaśnimy. Zdradzisz mi miejsce, w którym teraz jesteś? - próbuję na nią wpłynąć. Wypowiadając słowa spokojnym i zachęcającym tonem głosu.
- Nie ma mowy. Świetnie się bawię i do niczego cię nie potrzebuję. Nigdy nie potrzebowałam. Max się mną odpowiednio zaopiekuje. Mam zamiar spędzić z nim dzisiejszą noc i wiesz co? Jestem na tysiąc procent pewna, że będzie o wiele lepsza od tej spędzonej z tobą - śmieje się prześmiewczo. Chcąc mnie wyraźnie sprowokować. Tym bardziej musiałem ją jak najszybciej odnaleźć. Nie mając zamiaru pozwolić, aby zrobiła coś, czego będzie potem żałować.


- Albo w tej chwili powiesz mi, gdzie jesteś, albo się rozłączę i zadzwonię do Inge lub Michaela. Powiem im w jakim stanie się teraz znajdujesz. Myślisz, że nadal będą ci ufać czy że będą chcieli, abyś z nimi w ogóle mieszkała? Z kimś, kto upija się na umór i zadaje z podejrzanym towarzystwem? - uciekam się do szantażu, którego i tak nigdy bym nie zrealizował. Licząc, że groźba dużo lepiej podziała na Heidi niż nawet najbardziej błagalne prośby z mojej strony.
- Słucham? Nie zrobisz tego - odpowiada mi stanowczo, ale już bez przesadnej pewności. Na całe szczęście nie było z nią tak źle, skoro wciąż zależało jej na opinii naszych przyjaciół. Coś wciąż miało dla niej znaczenie.
- Chcesz się przekonać? - gram dalej. Modląc się, aby to rzeczywiście podziałało.
- Jesteś skończonym dupkiem! I tak nie będę z tobą rozmawiać! Stracisz tylko swój czas na przyjazd tutaj - myśli, że mnie skutecznie czymś takim zniechęci. Ja jednak nie miałem zamiaru z nią dzisiaj rozmawiać, a jedynie zadbać, aby znalazła się bezpiecznie w swoim łóżku. Po kilku dodatkowych przekomarzaniach w końcu podaje mi ten upragniony adres. Natychmiast się po tym rozłączając.


Biorę kluczyki od samochodu z zamiarem jak najszybszego zobaczenia się z Heidi. Dobrze wiedząc, że każda minuta była niezwykle cenna. Nawet nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że mogłem nie zdążyć i ten przeklęty Max zabierze Heidi w tylko sobie znane miejsce. W takim stanie ona przecież zrobi wszystko, o co ten idiota ją tylko poprosi. Jak on w ogóle mógł pozwolić się jej tak urządzić? Od początku wiedziałem, że z tej znajomości nie wyniknie dla Heidi nic dobrego.


- Stefan, co ty wyprawiasz? Wybierasz się gdzieś? - na nieszczęście Nelle zdążyła się obudzić. Jeszcze tylko tego brakowało.
- Muszę coś załatwić - patrzę na nią z podejrzliwością, przypominając sobie słowa Heidi. Coś musiało być na rzeczy. Norweżka na pewno tego wszystkiego sobie nie wymyśliła.
- O tej porze? Co takiego niby jest ważniejsze ode mnie? Dobrze wiesz, że miałam fatalny dzień - zaczyna się denerwować i dziecinnie obrażać.
- Nieważne. Później ci wszystko wyjaśnię - wymijam ją, dobrze wiedząc, że nie mam czasu na nasze dalsze przekomarzanie.
- Cudownie! Nie wiem tylko, czy będziesz miał jeszcze okazję. Mam dość, że zawsze wszystko jest ważniejsze ode mnie. To ja powinnam być dla ciebie najważniejsza w każdej kwestii, a jest wprost na odwrót! - ignoruję jej słowa. Po prostu wychodząc z mieszkania.


Niecałe dwadzieścia minut później, wchodzę do dość mocno podejrzanego lokalu, znajdującego się w jednej z gorszych dzielnic Salzburga, a lęk o Heidi tylko we mnie wzrasta. To absolutnie nie było miejsce dla niej. Zaczynam z ogromną uwagą przyglądać się każdej napotkanej dziewczynie. Chcąc jak najszybciej ją znaleźć i przede wszystkim zabrać daleko stąd. Będąc już na granicy rezygnacji, dostrzegam ją w końcu na parkiecie w towarzystwie jakiegoś wysokiego faceta, który wprost zaborczo trzymał ją blisko przy sobie, co ogromnie mi się nie podobało. Dlaczego pozwalała w ogóle na takie traktowanie?


- Heidi, idziemy. Odwiozę cię do mieszkania. Słyszysz? - podchodzę do nich w pośpiechu. Starając dotrzeć do dziewczyny, która wydawała się być pogrążona w swoim własnym świecie. - Heidi, to ja - nie zważając na towarzyszącego jej typa. Łapię ją delikatnie za rękę. Starając zwrócić na siebie uwagę.
- Koleś, odpieprz się od niej! To moja panna. Znajdź sobie własną. Chętnych tutaj nie brakuje - towarzyszący jej, jak podejrzewałem Max, patrzy na mnie z jawnym ostrzeżeniem. Miałem to jednak gdzieś. Liczyła się tylko Heidi.
- To lepiej ty zważaj na słowa, koleś. Ona ma imię - byłem wściekły na to, z jakim brakiem szacunku mówił o Heidi. Co tylko dodatkowo mnie utwierdzało, że powinna trzymać się od niego z daleka.
- Będę mówił o niej, jak tylko się mi podoba. Jest moja - patrzy lubieżnie na jej ciało, okryte zdecydowanie zbyt krótką sukienką. Doprowadzając mnie tym samym do ostateczności.
- Trzymaj się od niej z daleka! - nie zastanawiając się ani chwili nad konsekwencjami, czy też faktem, że ten kretyn był dwa razy wyższy ode mnie. Popycham go na stolik stojący nieopodal, a wypity przez niego alkohol tylko mi w tym pomaga. Huk potłuczonego szkła zwraca na nas uwagę sporej ilości osób. Także Heidi w końcu wraca, przynajmniej na moment do rzeczywistości.
- Stefan? - pyta ze sporym niedowierzaniem. Patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Pożałujesz tego! - nie zdążam jej odpowiedzieć, gdy Max z całym impetem probuje się na mnie rzucić. W ostatniej chwili ktoś go jednak powstrzymuje.
- Daj spokój, Max. Niepotrzebne ci są kłopoty. Ta laska nie jest tego warta, rozumiesz? - jakiś facet próbował przemówić mu do rozsądku. Ja mimo wszystko byłem przygotowany na otrzymanie w każdej chwili jakiegoś ciosu. Na pewno nie miałem  jednak zamiaru uciekać. 
- Może i nie jest, ale nikt nie będzie próbował mi sprzątnąć sprzed nosa mojej zdobyczy. Wystarczająco już czekałem na przelecenie jej. Dlatego nie wtrącaj się, Matthias - odpycha go od siebie. Co pozwala mi na wymierzenie Maxowi idealnego uderzenia prosto w twarz. Na które w pełni sobie zasłużył wypowiedzianymi słowami i sposobem, w jaki chciał potraktować Norweżkę.
- Już nie żyjesz! - próbuje mi oddać, ale robię zgrabny unik, a Max ląduje na przypadkowym mężczyźnie, któremu bardzo się to nie podoba. Przez co zaczynają się nieudolnie ze sobą szarpać. Byłem dlatego pewien, że jest zbyt pijany, aby cokolwiek groziło mi z jego strony. 



- Heidi, chodźmy - korzystając z zamieszania, wyciągam dłoń w kierunku dziewczyny. Chcąc ją stąd jak najszybciej zabrać. Zanim konflikt jeszcze bardziej się nie zaogni. Nie mogłem dopuścić, aby cokolwiek jej się stało.
- Niech sama zdecyduje, z kim chce iść. Nie wiem, co ty za jeden i skąd się tutaj wziąłeś, ale niech wybiera - przeklinam w myślach Maxa, który znowu postanowił się wtrącić. - Kochanie, pamiętasz że mieliśmy jechać do mnie? Już czas - mówi do brunetki z udawaną słodkością. Przez co miałem nieodpartą ochotę znowu się na niego rzucić. Dobrze wiedziałem, że stałem na przegranej pozycji. Przecież Heidi na pewno wybierze jego. Zwłaszcza po tym, że z jakiegoś powodu uważała, że nasza znajomość była zwykłą grą z mojej strony. W dodatku wyglądała jakby zupełnie nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje. Musiałem i tak jakoś ją powstrzymać od wyjścia z tym nie mającym ani za grosz do niej szacunku bydlakiem, który był zdolny do zrobienia jej krzywdy, nawet bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko spróbowała odmówić spełnienia jakiejś jego chorej żądzy.



- Odwieź mnie. Jestem zmęczona i chcę spać - nieoczekiwanie Norweżka kieruje swoje słowa do mnie. Szokując nimi chyba wszystkich zainteresowanych. Nikt się tego nie spodziewał, a już na pewno nie ja. Tym bardziej dziękowałem opatrzności czuwającej nad nami.
- Co takiego. Mieliśmy przecież plany - Max nie mógł się pogodzić z doznaną porażką.
- Chyba słyszałeś, co powiedziała - wyręczam Heidi w odpowiedzi. Instynktownie zasłaniając ją sobą. Widząc, że patrzy na nią z szalejącą w oczach wściekłością.
- Weź ją sobie i tak jest bezużyteczna. Nie licz dlatego na żaden numerek, bo jedyne co ona potrafi, to zgrywać cnotkę. Na już znajdę sobie setki lepszych od niej. Co za chodząca porażka - macha lekceważąco dłonią, znikając w pośpiechu w tłumie. Co ogromnie mnie cieszy, bo tego już na pewno bym mu nie darował. 


Spoglądam na Heidi, której łzy spływają po policzkach. Rozmazując calutki makijaż. Bez zastanowienia więc mocno ją do siebie przytulam. Nie mogąc patrzeć, jak znowu cierpi.
- Zostaw mnie. Wcale nie jesteś lepszy od niego. Wszyscy jesteście tacy sami - szlocha, wyrywając się mi. Widocznie przypomniała sobie o tajemniczym powodzie, który sprawił, że do reszty mnie znienawidziła.
- Zabiorę cię stąd, dobrze? - miałem nadzieję, że nic się jej nie odwidziało. Na szczęście nie protestuje. - Gdzie masz swoje rzeczy? - pytam, na co wzrusza tylko ramionami. Wzdycham głośno, a następnie zaczynam przeszukiwać stoliki w poszukiwaniu jej torebki i kurtki. Przy okazji podtrzymując dziewczynę i pomagając utrzymać jako taką równowagę. Gorzej nie mogła się chyba urządzić. Odnajduję w końcu zguby pod jednym ze stolików. Po czym w szybkim tempie kieruję się w stronę wyjścia z tej speluny. Z ogromnym poczuciem ulgi, że Heidi jest razem ze mną.


Droga do mieszkania Inge i Michaela upływa nam w przytłaczającej ciszy. Przerywanej jedynie cichym szlochaniem Heidi, odwróconej w stronę okna. Wyglądała, jak jedna wielka chodząca kupka nieszczęścia, co wprost łamało mi serce. Nie dopuszczałem dlatego nawet do siebie myśli, że Nelle mogła mieć jakikolwiek wpływ na obecny stan Norweżki. Gdyby okazało się to jednak prawdą, nie miałem najmniejszego pojęcia, co z tym w konsekwencji zrobić.


Nigdy chyba nie żałowałem bardziej, że Michael zdecydował się na zakup mieszkania na tak wysokim piętrze i to w dodatku w budynku bez cholernej windy. Prowadzenie Heidi po tych niekończących się schodach było karkołomnym wyzwaniem, biorąc pod uwagę jej buty i ciągłe usilne odpychanie mnie od siebie. Ze stwierdzeniem, że sama sobie świetnie poradzi, choć chwiała się przy każdym, nawet najmniejszym kroku.
- Daj te klucze. Otworzę - proszę ją, gdy odnajduje je po dłuższych poszukiwaniach w tej niemającej dna torebce.
- Sama mogę to zrobić. Po co tu jeszcze w ogóle jesteś? Idź sobie! Nie chcę, żebyś tu był - znowu próbuje się mnie pozbyć. Ani myślałem jednak zostawić ją w takim stanie. Sekundę później klucze lądują na podłodze zamiast w zamku. Bez słowa podnoszę je, otwierając następnie drzwi. Ogromnie ciesząc, że znajdowaliśmy się już tak blisko celu. Zapalam światło, rozpraszając tym samym panujące w mieszkaniu ciemności. Odwieszam torebkę Heidi i kurtkę, którą uprzednio pomagam jej zdjąć z zamiarem odprowadzenia dziewczyny do pokoju i położenia spać. Nie mogło być jednak tak łatwo, jak sobie zakładałem.


- Niedobrze mi - łapie się nagle za brzuch z grymasem bólu na twarzy.
- Nic dziwnego - mówię w drodze do łazienki, gdzie następnie Heidi przez dłuższą chwilę pozbywa się treści swojego żołądka. W akompaniamencie ponownego płaczu i jęków bólu. Opieram się lekko o ścianę, przyglądając jak uważnie, szczotkuje swoje zęby. Wyglądała na kompletnie wykończoną i załamaną. Rozmazany makijaż, z którym nie potrafiła sobie poradzić, jeszcze bardziej to uwydatniał. Zaczynałem się obawiać, że to wcale nie był kilkugodzinny stan, a jej emocjonalny dołek może trwać nawet po jutrzejszym obudzeniu. Musiała dziś otrzymać prawdziwy cios, który tak nią wstrząsnął. Nie było innej możliwości. Heidi nigdy w końcu nie załamywała się nad jakimiś błahostkami, a już na pewno nie w taki sposób.


- Powinnaś się przebrać - wątpiłem, aby było jej wygodnie spać w tej mocno przylegającej sukience.
- Daj mi spokój. Nie mam na to siły. Chcę tylko zasnąć - protestuje. Siadając z impetem na swoim łóżku.
- Pomogę ci - bez zastanowienia otwieram jej szafę w poszukiwaniu jakiejś piżamy. Przyglądając się następnie, jak nieudolnie próbuje się jednak pozbyć swojego ubrania. Przekręcam tylko oczami, po czym sam zabieram się za jego zdjęcie. Starając następnie nie zwracać uwagi na to, że Heidi znajdowała się teraz w samej wyjątkowo zmysłowej koronkowej czarnej bieliźnie. Prezentowała się w niej niesamowicie, nawet w jej obecnym stanie. Szybko odrzucam od siebie te niestosowne myśli, skupiając na czymś zupełnie innym.


- Nie udawaj takiego dżentelmeńskiego zawstydzenia. Widziałeś już w końcu o wiele więcej. Miałeś mnie wtedy całą, trzeba było korzystać, bo teraz możesz sobie co najwyżej popatrzeć - gdy zakładam na nią koszulkę ze śmieszną podobizną małpki, stara się mnie kolejny raz sprowokować i wyprowadzić z równowagi. Sprawiało jej to widocznie olbrzymią satysfakcję. - Będziesz tak milczał? - reaguje z niezadowoleniem na brak odpowiedzi z mojej strony na te zaczepki.
- Porozmawiamy rano, jak wytrzeźwiejesz. Aktualnie nie ma to żadnego sensu - na całe szczęście sama przebiera się już w spodenki. Prezentując o wiele lepiej w tym stroju niż w tamtej sukience nie pozostawiającej zbyt wiele miejsca dla wyobraźni. Przynajmniej zaczynała powoli przypominać siebie.


W mgnieniu oka kładzie się posłusznie do łóżka i przykrywa kołdrą po samą szyję. Wtulając mocno w otrzymaną ode mnie maskotkę. Sam za to siadam na jego brzegu, wpatrując w Heidi, która powoli zaczyna zasypiać ku mojej olbrzymiej radości i uldze. Dawno żaden wieczór mnie tak nie wykończył, jak ten. Norweżka jak niewiele innych znanych mi osób potrafiła dać porządnie popalić.


- Dlaczego, Stefan? Co ja ci takiego zrobiłam, że tak sobie ze mnie zakpiłeś? - gdy jestem pewien, że już śpi. Słyszę jej pełne rozpaczy pytanie wypowiedziane na granicy jawy i snu. Będąc już zupełnie pewnym, że zaszło jakieś ogromne nieporozumienie. Nie było innego wytłumaczenia na to wszystko.
- Dobranoc, Heidi. Śpij dobrze - nachylam się nad nią. Odgarniając jej włosy z twarzy i całując lekko w czoło. Rano czekała nas niezwykle poważna rozmowa. Musiałem naprostować te bzdury, w które z jakiegoś powodu uwierzyła. Mając nadzieję, że mi zaufa i wszystko się jakoś wyjaśni.


Ostatni raz spoglądam na śpiącą dziewczynę i jej pokój. Dobrze wiedząc, że to tutaj zawiera się prawda o niej. To ta kolorowa pościel, równe stosiki książek i notatników na biurku, ogólny ład i porządek, czy przeróżne dodatki nadającemu temu miejscu indywidualnego charakteru, definiowały jej osobę. To była prawdziwa Heidi, a nie ta stworzona przez nią postać, którą próbowała grać podczas dzisiejszego wieczoru. Dlaczego tylko za wszelką cenę chciała sobie umniejszyć i wręcz robiła wszystko, aby się upodlić? Myślałem, że tendencję do ranienia siebie samej miała już za sobą i pokonała tkwiące w niej demony, które usilnie próbowały prowadzić ją do autodestrukcji. Podsycając w niej nieustannie irracjonalne wątpliwości, czy naprawdę zasługuje na normalne życie.


Kładę się na kanapie w salonie przyjaciół. Opierając głowę na dekoracyjnej poduszce i okrywając się leżącym nieopodal kocem. Nie chcąc, aby Heidi została sama, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej dolegliwości, które wywołał wypity przez nią alkohol. Nie czułem się też na siłach, aby widzieć się teraz z Nelle, czy choćby z nią rozmawiać. Dlatego ignoruję jej wszystkie nieodebrane połączenia. Dobrze wiedząc, że jeśli maczała palce w tym, co stało się dzisiaj z Heidi, to na pewno nie przepuszczę jej tego płazem. Zrobienie czegoś takiego było po prostu karygodne. Nikt nie miał najmniejszego prawa zrobić czegoś tak potwornego. Nawet moja wyrozumiałość w stosunku do Nelle miała swoje granice w takim przypadku, jak ten. 

niedziela, 17 maja 2020

Rozdział 7


05.10.2020


Szybkim krokiem przemierzam kolejne korytarze Salzburdzkiego Uniwersytetu, szukając właściwej auli, w której miał się rozpocząć mój pierwszy wykład w tym sprawiającym naprawdę ogromnie pozytywne wrażenie miejscu. Co gorsza, miał on dotyczyć genezy impresjonizmu w sztuce, który nigdy nie był lubianym przeze mnie nurtem i zawsze sprawiał mi ogrom problemów. Za nic nie chciałam się dlatego spóźnić na te zajęcia i już na samym początku czymś komukolwiek podpaść. Zwłaszcza że od zawsze nienawidziłam, gdy znajdowałam się pod ostrzałem spojrzeń wszystkich już wcześniej zgromadzonych studentów, a przede wszystkim jakiegoś zirytowanego wykładowcy, który nie znosił nawet najmniejszych spóźnień, jakich to osobistości przynajmniej w Oslo nigdy nie brakowało. Czułam się wtedy ogromnie niezręcznie i dosłownie z każdej strony oceniana. Za każdym razem miałam w takich momentach nieodparte wrażenie, że jestem wyjątkowo niepasującym puzzlem do całej tej akademickiej układanki.


Dlatego też niczym burza pokonywałam kolejne korytarze tego mające setki lat zabytkowego gmachu wykonanego z niezwykle trwałego i niemal niezniszczalnego muru wraz z porozmieszczanymi w nim w równych odstępach barokowymi oknami, które pewnie nigdy dotąd nie były wymieniane, co tylko dodawało sporego uroku i należytej powagi, na które to miejsce w pełni sobie zasługiwało. Dosadnie każdemu przypominając, jak wiele przeróżnych wydarzeń miało tu miejsce na przestrzeni, choćby ostatnich dziesięcioleci. To samo tyczyło się zresztą porozwieszanych portretów zasłużonych profesorów, które jasno wskazywały na prestiż tego miejsca, nawet jeśli gdzieniegdzie wymieszane były z nowymi tablicami informacyjnymi. Z każdą następną sekundą coraz bardziej się mi tutaj podobało, co utwierdzało mnie wyłącznie w przekonaniu, że ten rok naprawdę będzie udany. Miałam jednak nadzieję, że nie tylko pod względem edukacyjnym. Chciałam zabrać stąd ze sobą
do Norwegii jedne z najlepszych wspomnień w życiu. 


Będąc już niemal zrezygnowaną i pogodzoną z tym że sama w życiu nie znajdę poszukiwanej sali wykładowej. Niemal zderzam się z prowadzącymi do niej drzwiami. Uśmiecham się tylko pod nosem z politowaniem dla samej siebie, dobrze wiedząc, że mijałam to miejsce już minimum trzy razy. Po czym bez wahania wchodzę do środka, zaczynając od razu szukać wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca, gdzie mogłabym wtopić się w bez większych przeszkód w tłum. Od razu zauważając, że jedną część sali zajmują tutejsi studenci tworzący między sobą liczne kilkuosobowe grupki a drugą ci z wymiany, którzy stanowili znakomitą mieszankę i przekrój najróżniejszych osób z całego świata. Podążam więc mimowolnie w ich kierunku, zajmując miejsce obok dość kolorowo ubranej rudej dziewczyny oraz elegancko wyglądającego chłopaka w identycznym swetrze niczym studenci z najlepszych światowych uczelni, którzy aktualnie nad czymś entuzjastycznie dyskutowali. Posyłam tej dwójce lekko przyjazny uśmiech, wyciągając z torby swój nowiutki kolorowy zeszyt, który miał mi porządnie służyć w nadchodzących miesiącach do tworzenia odręcznych notatek, których od dawna byłam wierną zwolenniczką. Z takich lubiłam się też najbardziej uczyć.


- Cześć. Jestem Katinka, a ten mruk siedzący obok mnie to Domenico - nieoczekiwanie dziewczyna wychodzi z inicjatywą. Przedstawiając się z szerokim uśmiechem. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że z ogromnym optymizmem podchodzi do życia i do wszystkiego ma spory dystans, a już na pewno do swojej osoby.
- Heidi. Miło mi was poznać - odwzajemiam jej zaraźliwy uśmiech. Kiwając lekko głową w stronę chłopaka, który widocznie nie był zbyt rozmowny z nowo poznanymi osobami.
- Wzajemnie. Skąd jesteś, bo ja z Węgier, a mój kochany Domenico z Włoch, mimo że wcale na takiego nie wygląda - szturcha go lekko łokciem w bok. Zapewne, aby zmusić do jakiejś żywszej reakcji.
- W żadnym wypadku nie jestem twoim kochanym. Znamy się ledwie tydzień i to w dodatku ty się do mnie z niewiadomego powodu przyczepiłaś. Uważaj, Heidi, bo ciebie spotka teraz pewnie to samo - brunet odzywa się w końcu lekko nieskładnym angielskim i z jawnym zawstydzeniem. Podejrzewałam, że to właśnie z powodu nieśmiałości jest tak małomówny.
- Wypraszam sobie. Gdyby nie ja już dawno byś tutaj zginął. Potrzebujesz mnie, więc okazałbyś trochę wdzięczności, drogi przyjacielu - Katinka obraża się żartobliwie. - To skąd pochodzisz? - ponawia swoje pytanie w moim kierunku.
- Z Norwegii - odpowiadam zgodnie z prawdą. Wzbudzając tym samym u dziewczyny jeszcze większe zainteresowanie.
- Świetnie! Nasza trójka stanowi więc idealny przekrój całej Europy. Północ, środek i południe. Na pewno od razu idealnie się ze sobą zgramy. Takiej paczki znajomych, każdy będzie nam mógł tylko pozazdrościć. Będziemy jedyni w swoim rodzaju - była ogromnie podekscytowana, nawet z tak błahego powodu.
- Skandynawka, przedstawicielka środka Europy i Włoch mają rozumieć się bez słów, będąc na dodatek w Austrii? Skąd ty bierzesz te pomysły? - Domenico marszczy lekko czoło, patrząc z politowaniem na Katinkę, która zbywa go jedynie machnięciem ręki. Była wprost niemożliwa. Nie dało się jednak nie obdarzyć jej nutką sympatii już nawet przy pierwszym kontakcie.
- Nie znasz się, więc się nie odzywaj. Jeszcze się jednak przekonasz, że mam rację, a wtedy mi podziękujesz - Węgierka upiera się przy swoim. - Heidi, powiedz mi, czy u was naprawdę wszędzie jest tak piekielnie zimno i nawet w lecie macie śnieg? - pyta z pełną powagą, co wyjątkowo mnie rozbawia.
- Nie przejmuj się tymi głupotami Katinki. Mnie zapytała, czy każdego dnia jemy pizzę albo spaghetti na obiad - wtrąca Domenico, przekręcając dodatkowo lekko oczami.
- Bez przesady. To nie biegun północny. Da się bez problemu wytrzymać w zimę, a latem jest naprawdę ciepło - rozwiewam wątpliwości Katinki ze śmiechem. Czasami stereotypy o naszym regionie były przezabawne. Nie miałam pojęcia, skąd ludzie je w ogóle brali.
- Cudownie! Z chęcią więc kiedyś się tam wybiorę. Zawsze chciałam zwiedzić północ Europy. Wiecie, że decyzja o studiowaniu tutaj była chyba najlepszą w moim życiu? Za jednym zamachem mogę poznać przedstawicieli kilkudziesięciu krajów i jeszcze tyle się dowiedzieć. To na pewno będzie wspaniała zabawa!
- Bez wątpienia - dodaje z przekąsem nasz towarzysz, co jeszcze dodatkowo mnie rozśmiesza. Zdecydowanie już polubiłam tę dwójkę. Byłam też pewna, że dostarczą mi oni w tym roku nie lada rozrywki.


- Jakie ekstra tatuaże! - Katinka przygląda się z nieukrywanym zachwytem mojej ręce z podwiniętym lekko rękawem swetra. - Sama też zawsze chciałam sobie jakiś zrobić, ale panicznie boję się igieł. Dlatego już teraz cię podziwiam - wzdryga się na samo ich wspomnienie, a pojawienie się w końcu wykładowcy, skutecznie przerywa naszą dalszą konwersację. Następnie jedynym co przyciąga bez reszty naszą uwagę przez następne minuty, są informacje dotyczące wymagań profesora wobec nas i nawet dość interesująca pogawędka o początkach występowania impresjonizmu na świecie, która wciągnęła także moją osobę.


Podczas przerwy między kolejnymi czekającymi nas jeszcze tego dnia wykładami. We trójkę z moimi nowymi znajomymi wybieram się do uczelnianej kawiarni. Z zamiarem wykorzystania tych kilkunastu wolnych minut na lepsze poznanie siebie nawzajem. Nawet jeśli to Katinka miała skraść swoją osobą ponad trzy czwarte czasu, co na pewno się stanie. Innej możliwości po prostu nie było.


- Heidi, prawda że Francuzi są cholernie przystojni? Wyobraź sobie mieć jednego z nich za męża. To byłoby coś! Jeszcze ten ich boski akcent - Katinka robi maślane oczy do dwójki chłopaków z państwa Napoleona siedzących nieopodal naszego stolika. Nie podzielałam jednak gustu mojej koleżanki. Żaden nie był w moim typie. Kochałam Francję, ale na pewno nigdy nie wzdychałabym po kątach do jej mieszkańców.
- Cóż, rzeczywiście są niczego sobie - odpowiadam dyplomatycznie.
- Błagam, czy nie możemy porozmawiać na jakiś normalny temat? - Domenico patrzy na mnie błagalnie. Licząc, że uda się nam skutecznie zmienić temat.
- Z Katinką, to chyba raczej niemożliwe - wybucham głośnym śmiechem. Dopijając powoli swoją zamówioną kawę.
- Wiecie co? Jesteście okropni i zaraz znajdę sobie milszych znajomych od was - oburza się, niedługo potem sama zaczynając się z tego wszystkiego śmiać.


Wczesnym popołudniem po skończeniu na dziś wszystkich zaplanowanych dla nas zajęć. Całą trójką opuszczamy uniwersytet w doskonałych humorach. W pełni zadowoleni i usatysfakcjonowani z dzisiejszego dnia spędzonego ze sobą w tym miejscu.
- Mamy w planach iść dziś wieczorem do kina. Może chcesz się wybrać z nami? - gdy mamy się już żegnać, Katinka proponuje wspólne wyjście, które ze sporą przykrością musiałam niestety odrzucić.
- Z chęcią, ale innym razem. Dzisiaj akurat pracuję. Właściwie to już jestem prawie spóźniona. Muszę iść. Do jutra - macham im na pożegnanie, udając się szybkim krokiem w kierunku kawiarni, w której z każdym dniem czułam się coraz pewniej na stanowisku jednej z kelnerek.
- Do zobaczenia, Heidi - odkrzykują mi. Cieszyłam się, że tak szybko udało mi się nawiązać nowe znajomości z tak przemiłymi osobami. Tutaj było to o wiele łatwiejsze niż w Norwegii, gdzie na każdym kroku musiałam się mierzyć ze swoją nieciekawą sytuacją rodzinną, która znacząco mnie często ograniczała.


- Przepraszam za spóźnienie, ale ostatnie zajęcia się trochę przyciągnęły - zaczynam, gdy tylko wchodzę na zaplecze kawiarni. Z zamiarem przygotowania do swojej zmiany.
- Jesteś nareszcie! Widzisz, mamo mogę spokojnie już iść do domu i przygotować się do czekającej mnie randki - Louisa od razu się rozpromienia. Zapewne ciesząc się, że będzie miała okazję na spotkanie z kolejnym facetem z portalu randkowego. To się jej chyba nigdy nie znudzi. Co i rusz znajdowała kolejnego potencjalnego księcia z bajki, a potem rezygnowała z niego po pierwszym spotkaniu.
- Znowu masz randkę? Przecież w tym tygodniu byłaś już na przynajmniej dwóch - dziwię się. Kompletnie nie rozumiejąc podejścia Louisy do szukania swojego życiowego wybranka. To przecież nie miało żadnego sensu.
- Popatrz, dziecko nawet Heidi uważa za dziwne, to co robisz, a jest niewiele od ciebie starsza. To wcale nie są uprzedzenia starszego pokolenia. Czy ty się kiedyś w ogóle zamierzasz ustatkować? - pani Anne po raz kolejny pomstuje nad poczynaniami swojej najmłodszej córki.
- Mamo, ja tylko prowadzę rekonesans w terenie. Chyba nie chcesz za zięcia jakiegoś nieudacznika? Trzeba sprawdzić wszystkie opcje, skoro jest na to taka okazja - próbuje przekonać ją do swojego zdania. - Muszę lecieć, bo inaczej się spóźnię, a to nie będzie za dobrze wyglądać. Nie czekaj na mnie. Kocham cię, pa - Louisa całuje swoją mamę w policzek. - Na razie, Heidi. Prawie bym zapomniała, trzeba wyczyścić ekspres do kawy - uśmiecha się do mnie niewinnie. Po czym rzuca fartuszkiem w moją stronę. Czasami miałam ochotę coś jej zrobić. Zawsze robiła tak, aby zrzucić na innych najgorszą robotę.


- Nie mam siły do tej dziewczyny. Jest po prostu nie do wytrzymania- pani Anne kręci z dezaprobatą głową, wzdychając ciężko. - Ona się chyba nigdy nie zmieni. Gdzie ja popełniłam błąd?
- Kiedyś na pewno dorośnie. Nic jej zresztą nie będzie. To mądra i mimo wszystko rozsądna osoba. Jestem pewna, że ktoś za jakiś czas zmieni jej podejście - pocieszam ją. Dobrze wiedząc, że Louisa miała głowę na karku i tylko sprawiała wrażenie takiej roztrzepanej. Przy bliższym poznaniu niezwykle wiele zyskiwała.
- Oby tak rzeczywiście było. Dość już jednak o niej. Powiedz lepiej, jak tam pierwszy dzień na uczelni? - pyta z prawdziwym zainteresowaniem, co było dla mnie niezwykle miłe. Pani Anne była naprawdę świetną szefową, a o lepszej nawet nie miałabym śmiałości marzyć.


Następne godziny upływają mi w mgnieniu oka. Byłam zupełnie skupiona na powierzonej pracy. Przygotowywanie różnego rodzaju kaw, herbat, czy też przyjmowanie kolejnych zamówień od klientów z uśmiechem, pochłania mnie bez reszty. Mimo że pracowałam tu zaledwie od kilku tygodni, to zdążyłam się już na dobre zadomowić w tym miejscu. Lubiłam swoich współpracowników oraz panującą dookoła przyjazną atmosferę. Za każdym razem przychodziłam tutaj z prawdziwą przyjemnością. Zadowolona, że aż tak mi się poszczęściło. Cieszyłam się również, że na nowo wpadałam w znajomy sobie rytm dnia, w którym miałam dokładnie zaplanowany każdy moment, co nie pozwalało mi zagłębiać się w rozważania na temat spraw, które od czasu do czasu jedynie późną nocą nie dawały mi spokoju. Studia, praca, czy spotkania z Maxem pozwalały mi nie myśleć tak często o Stefanie, a już tym bardziej o tych dziwnych uczuciach, jakie wobec niego wciąż próbowałam usilnie stłumić. Nadal nie będąc tak do końca pewną, czym one naprawdę są. Czy tylko sporą sympatią i zwykłym pociągiem, czy też tym cholernym czymś, czego ani myślałam kiedykolwiek więcej rozważać.


Kilka minut po dwudziestej mocno zmęczona zamykam w końcu opustoszałą kawiarnię, sprawdzając przy tym kilkukrotnie, czy na pewno wszystko jest w porządku. Nie lubiłam, kiedy przypadała moja kolej na ten obowiązek, na którym ciążyła olbrzymia odpowiedzialność. Zwłaszcza teraz, gdy panująca od kilku już godzin ciemność, porządnie opustoszyła wszystkie pobliskie ulice, zostawiając po sobie jedynie przytłaczającą ciszę.


Chowam klucze do torby, oplatając się szczelniej ciepłym szalem, czując jak zimny powiew wiatru, przeszywa mnie na wskroś. Po czym kieruję się w stronę skrzyżowania z zamiarem rozpoczęcia powolnego spaceru w stronę mieszkania. Marząc aktualnie wyłącznie o ciepłym kubku herbaty i swoim wygodnym łóżku.


- Może życzy sobie pani podwiezienie do domu? - niemal podskakuję ze strachu, gdy słyszę za sobą głos Maxa, którego za nic bym się tutaj nie spodziewała. Nie byliśmy przecież umówieni.
- Wystraszyłeś mnie! Musisz zawsze skradać się jak duch? - odwracam się do niego mimo wszystko z lekkim uśmiechem błąkającym się mi po ustach.
- Taki już mój urok, skarbie. Stęskniłaś się choć trochę za mną, bo ja za tobą ogromnie - przyciąga mnie do siebie, obdarzając następnie gwałtownym pocałunkiem, który mimowolnie odwzajemniam. Choć nie wywołuje on we mnie większych emocji. Tak po prawdzie nigdy nie potrzebowałam żadnej większej czułości od Maxa. Była mi ona zupełnie obojętna, tak samo, jak ta Leo w przeszłości. Zgadzałam się na nią, bo on tego chciał i od samego początku naszej znajomości liczył na coś więcej niż koleżeństwo czy przyjaźń. O żadnej romantyczności nie było tu jednak mowy. Max nie należał do takich mężczyzn. Dla niego liczyła się zabawa i brak większych zobowiązań, a mi to również pasowało. Tak może już musiało być. Czasami podejrzewałam, że po prostu nie byłam w stanie odczuwać głębszych uczuć w stosunku do kogokolwiek. Być może nawet urodziłam się już taka, biorąc pod uwagę bezuczuciowość mojej matki. Ojciec, którego nigdy nie poznałam i nawet nie wiedziałam, kim on jest pewnie też wcale nie był lepszy od niej. Z takimi genami musiałam być po prostu wybrakowana. - Heidi, słuchasz mnie w ogóle? - Max przywraca mnie do rzeczywistości. Patrząc z lekką irytacją. Nie znosił być w końcu ignorowanym, a już na pewno nie przeze mnie.
- Przepraszam, po prostu jestem zmęczona. To był długi i wykańczający dzień - próbuję się tłumaczyć. Sama nie wiedząc do końca po co. Skoro on z niczego mi się nigdy nie spowiadał.
- Może więc pojedziemy do mnie? Na pewno pomógłbym ci się odpowiednio zrelaksować - szepcze mi zachęcająco do ucha. Co wywołuje u mnie tylko delikatną niechęć. Znowu zaczynało się to samo.
- Nie mogę. Jutro od samego rana mam zajęcia, a potem muszę zastąpić Louisę w pracy - grzecznie odmawiam. Nie mając na to najmnieszej ochoty. Z niewiadomego powodu unikałam naszego zbliżenia jak ognia, na które Max niestety coraz bardziej naciskał. Czułam jednak jakąś aktualnie nie do przeskoczenia barierę między nami, która skutecznie powstrzymywała mnie przed pójściem z nim na całość.
- Jasne, rozumiem. Ile każesz mi jednak jeszcze czekać? Spotykamy się przecież od kilku tygodni. Heidi, nie jesteśmy nastolatkami, aby czekać z tym nie wiadomo ile. To przecież tylko zwykła i obopólna przyjemność - delikatnie mi wyrzuca. Pogłębiając wyłącznie moją niepewność, co do jego osoby. Może nasza relacja nie miała żadnego sensu i wcale nie powinnam była jej zaczynać? Na początku przynajmniej dobrze się nam rozmawiało, ale obecnie nawet już na to nie mogłam tak często liczyć.
- Max, przestań tak nachalnie nalegać, dobrze? My nawet nie jesteśmy tak do końca parą. Seks to nie wszystko, wiesz? - bronię się. Mając dość, że wszystkie nasze ostatnie rozmowy kluczyły wyłącznie wokół jednego. Stawało się to powoli niezwykle męczące i jeszcze bardziej drażniące.
- Przepraszam, nie chciałem. Też po prostu miałem ciężki dzień. Zapomnijmy o tym. Poczekam, ile będziesz chciała - przytula mnie lekko do siebie. - Odwiozę cię, dobrze? - kiwam głową na zgodę. Chcąc nareszcie znaleźć się w ciepłym wnętrzu mieszkania przyjaciół.


Przez całą drogę nie odzywamy się do siebie z Maxem ani słowem. Atmosfera między nami była na to zbyt gęsta. Zastanawiałam się dlatego, czy już do końca życia będę tkwić właśnie w takich bezuczuciowych relacjach, jak ta. Przez to, że panicznie bałam się samotności. 
Czy rzeczywiście tak trudno było nauczyć się mi kogoś szczerze kochać albo przynajmniej poczuć namiastkę tego uczucia? Dlaczego to akurat ja musiałam mieć z tym tak duży problem? W końcu, gdybym potrafiła obdarzyć Maxa dużo cieplejszymi uczuciami, wszystko byłoby między nami o wiele łatwiejsze.  



💗💗💗💗


10.10.2020

Spoglądam na zegarek coraz bardziej zniecierpliwiony i znudzony do granic niekończącym się oczekiwaniem. Zauważając, że Michael spóźniał się już dobre piętnaście minut. Nie dość, że podstępnie wrobił mnie w prowadzenie samochodu do samego Hinzenbach, to teraz jeszcze ani myślał się pojawić, czy też poinformować mnie o swoim późniejszym łaskawym zjawieniu. Czasami nie miałem już do niego po prostu siły. Nigdy nie trzymał się ustalonej wcześniej godziny, choć to przecież ja zawsze uchodziłem w oczach wszystkich za tego, który wiecznie się gdzieś spóźnia albo jest dosłownie na ostatnią chwilę. Z naszego duetu z niewiadomego dla mnie powodu od samego początku, to właśnie Michael był uważany za tego dużo dojrzalszego i odpowiedzialnego, co często nijak miało się do rzeczywistości. Takich przypadków jak ten dzisiejszy była wprost nieskończona ilość. 


Z westchnieniem sporego niezadowolenia odwracam się lekko w bok, spoglądając na powoli otwierające drzwi budynku, w którym mój przyjaciel zamieszkiwał z nadzieją, że ujrzę w nich jego osobę, co oczywiście się nie wydarza, wyłącznie pogłębiając tym samym moją frustrację. Następnie mimowolnie podnoszę swój wzrok na wyższe piętra. Patrząc prawdopodobnie wprost na okno znajdujące się w pokoju Heidi, a poczucie bezsilności i rezygnacji z ostatnich kilkunastu dni wraca do mnie z potężnym uderzeniem.


Nie potrafiłem tak po prostu pogodzić się z tym, że od czasu naszego niedoszłego pocałunku zaczęła mnie jeszcze bardziej ignorować i robić wszystko, aby tylko się ze mną gdzieś przypadkiem nie spotkać. Byłem przez to wściekły na samego siebie i swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Zamiast poczynić zdecydowane kroki do przodu w naprawie naszej relacji i naprowadzić ją ponownie na właściwe i znajome nam tory przez swoje nieprzemyślane poczynania tylko się cofałem. Skutecznie coraz bardziej zniechęcając tym samym Heidi do siebie. Nic jednak nie mogłem na to poradzić, że w obecności dziewczyny zupełnie traciłem głowę i zapominałem o logicznym, a przede wszystkim trzeźwym myśleniu. Co gorsza, w takich sytuacjach, jak ta ostatnia, która miała miejsce między nami, potrafiłem nawet zapomnieć na krótki moment o Nelle i naszym związku, a to było po prostu czymś niedopuszczalnym i ogromnie nie w porządku. Przecież to w końcu ona powinna być dla mnie najważniejsza. Od kilku dobrych miesięcy w moim sercu powinno być miejsce tylko dla niej. Nie rozumiałem dlatego samego siebie i swoich uczuć w stosunku do Heidi. Jeszcze do niedawna byłem niemal pewien, że zauroczenie nią dawno minęło i pozostał jedynie sentyment do tych paru momentów, gdy nasza relacja znajdowała się na granicy przekroczenia przyjaźni. Wystarczyło jednak, że ponownie ją spotkałem, a nic nie było już tak oczywiste, co dołowało mnie jeszcze bardziej i stawiało w bardzo niekomfortowym położeniu. 


Chciałem być fair w stosunku do Nelle i w żadnym wypadku jej nie skrzywdzić, a równocześnie nie potrafiłem trzymać się z daleka od Heidi, co pewnie byłoby najlepszym rozwiązaniem dla nas wszystkich, a już na pewno najuczciwszym wobec Nelle. Potrzebowałem jednak jej obecności w moim życiu, naszych dawnych niezwykle szczerych rozmów i poczucia, że czegokolwiek bym nie zrobił, ona zawsze będzie po mojej stronie. Wspierając mnie w każdej sytuacji. Z każdym dniem tęskniłem za nią coraz mocniej i pragnąłem, aby między nami wszystko było jak dawniej, zanim tak okrutnie jej nie skrzywdziłem, bo nic nie było w stanie zastąpić mi naszej relacji z Heidi, nawet dość udany związek z Nelle. Choć Austriaczka była najbliższą mi osobą, nigdy nie potrafiła tak dobrze mnie zrozumieć, jak właśnie dziewczyna, która mieszkała na trzecim piętrze tego wysokiego budynku, w który wpatrywałem się niczym skończony idiota. 


Przez cały ten chaos, który gromadził się w mojej głowie. Ogromnie cieszyłem się z nadejścia następnych letnich zawodów, które miały mi pomóc nabrać tak potrzebnej chwili wytchnienia i pomóc skupić jedynie na oddaniu jak najlepszych skoków oraz zajęciu dobrego miejsca w zbliżającym się konkursie. Miałem nadzieję, że ten weekend będzie wytchnieniem od tego, co ostatnio działo się ze mną na co dzień i otrząsnę się z tego nieustannego błądzenia oraz szukania rozwiązania na odzyskanie, a następnie pogodzenie mojej znajomości z Heidi oraz związku z kochaną Nelle. 


Nieoczekiwanie moje natrętne rozmyślania przerywa widok Heidi, która w pośpiechu opuszcza zamieszkiwany budynek, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Musiałem wykorzystać tę sytuację i spróbować z nią porozmawiać. W końcu taka okazja mogła się już długo nie nadarzyć. Dlatego bez żadnego wahania w szybkim tempie podążam za nią. 


- Heidi, poczekaj! - doganiam ją, łapiąc lekko za rękę i odwracając w swoją stronę. Od razu zauważając na jej twarzy grymas sporego niezadowolenia. Widocznie wcale nie była zadowolona z mojego widoku. Na nic innego zresztą nie powinienem liczyć. Głupia nadzieja znowu była jednak silniejsza od zdrowego rozsądku. 
- Michael zaraz zejdzie. Spóźnia się, bo nie może się po prostu rozstać z Inge - informuje mnie z ledwie zauważalnym uśmiechem, wynikającym zapewne z lekkiego rozczulenia nad związkiem naszych przyjaciół. Od dawna dobrze wiedziałem, że w Norweżce tkwiła dusza sporej romantyczki, choć za nic by się do tego nikomu nie przyznała. 
- U nich to od dawna normalne. Poczekaj, aż nadejdzie sezon zimowy. Wtedy się dopiero zacznie prawdziwy melodramat pożegnań - informuję na przyszłość ze śmiechem. Dobrze już wiedząc, do czego są w takich momentach zdolni. Dla nich kilka dni bez siebie było ostatnio niczym lata. Czasami nawet lekko żałowałem, że mój związek z Nelle nie jest, aż na takim poziomie zaangażowania jak ten Inge i Michaela. My nigdy nie mieliśmy większego problemu z pożegnaniem się na jakiś czas. Nigdy też nie były one, aż tak wylewne i czułe. 


- Muszę iść. Naprawdę się śpieszę - brunetka próbuje mnie zbyć. Nie mając najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę ze mną. 
- Dlaczego mnie unikasz? - pytam wprost. Mimo że doskonale znałem odpowiedź na to banalne pytanie. 
- Nie unikam cię, Stefan. Po prostu ty masz swoje życie, a ja swoje. W dodatku, jak już pewnie zauważyłeś, nie mają one ze sobą zbyt wiele wspólnego. Jesteśmy od siebie kompletnie różni - odpowiada mi wyjątkowo gorzkim tonem, który nie często u niej słyszałem. 
- Obydwoje wiemy, że to nieprawda i chodzi o coś zupełnie innego. Heidi, tamten incydent był ogromnym błędem i bardzo za niego przepraszam. Obiecuję także, że więcej się już nie powtórzy - zapewniam, mając nadzieję, że to trochę wszystko załagodzi. 
- Idealnie to ująłeś. To tylko głupi i nic nieznaczący błąd. Dokładnie tak samo zresztą, jak cała nasza relacja - Heidi gwałtownie ode mnie odchodzi. Na koniec zauważam jeszcze tylko w jej oczach żal i smutek. Widocznie moje słowa ogromnie ją zabolały, co wydawało mi się czymś niemożliwym, ponieważ oznaczałoby to, że chciała tego pocałunku równie mocno, jak ja. Szybko odrzucam jednak od siebie tę absurdalną myśl. Nie wierzyłem, że Heidi kiedykolwiek czuła do mnie coś więcej poza zwykłą sympatią. To byłoby czymś niedorzecznym. Przez tyle miesięcy nie dała mi do takich podejrzeń, nawet jednego najmniejszego znaku. Nie mogłaby też, aż tak świetnie się z tym do tej pory kryć. 


- Kolejna próba przeproszenia Heidi nie wyszła? Która to już będzie? - słyszę za sobą głos Michaela, który pojawił się nie widomo skąd. Jeszcze tylko tego mi brakowało, aby był świadkiem mojej kolejnej kompromitacji. 
- Daj spokój. Znowu wszystko jeszcze bardziej popsułem. Chyba naprawdę powinienem zostawić ją w spokoju. To nie ma żadnego sensu - ostatnią rzeczą, jaką chciałem, było cierpienie Norweżki, a już zwłaszcza z mojego powodu. Dałem jej do niego i tak za dużo powodów w ostatnim czasie. 
- Źle się do tego po prostu zabierasz. Przede wszystkim, dopóki sam nie będziesz wiedział, czego tak naprawdę chcesz, niczego nie uda ci się naprawić - posyłam Michaelowi pełne złości spojrzenie. Mając dość słuchania w kółko tego samego. Przecież ja już od dawna byłem pewien dokonanych przez siebie wyborów. 
- Skończ! Właśnie, że doskonale wiem, czego chcę - upieram się przy swoim. Chodziło mi przecież jedynie o dobre stosunki z Heidi i szczęśliwe życie u boku Nelle. Czy to naprawdę musiało być takie skomplikowane i trudne do pogodzenia?
- Oczywiście. Ty zawsze wiesz wszystko najlepiej. Jakby mogło być inaczej - odpowiada mi kpiąco, wsiadając do samochodu po uprzednim zapakowaniu swojego bagażu. 


- Tak właściwie to gdzie Heidi się śpieszyła z samego rana? - zastanawiam się, nie mogąc opanować swojej ciekawości. Mimo kilku usilnych prób. 
- Do pracy, bo chce z niej dziś wcześniej wyjść. Podobno jest umówiona z Maxem. Przynajmniej tak powiedziała Inge - odwracam gwałtownie głowę w stronę Michaela. Nie mając pojęcia, o czym on w ogóle do mnie mówi. 
- Z jakim znowu Maxem? - żądam jakichś wyjaśnień. Czując, że bardzo mi się one nie spodobają. 
- Takim jednym facetem, z którym się niedawno przypadkiem poznała. Niewiele o nim wiem poza tym, że jest sporo od niej starszy. Heidi niezwykle rzadko o nim wspomina - zaciskam mocniej dłonie na kierownicy. Czując ogromną zazdrość, która dobrze wiedziałem, że absolutnie nie powinna mieć nigdy miejsca. Za nic nie umiałem się jej jednak pozbyć. Na samą myśl, że Heidi spędzała czas w towarzystwie jakiegoś podejrzanego typa, aż się we mnie gotowało. 
- I mówisz o tym tak spokojnie? Dlaczego w ogóle jej na to pozwalacie? Czemu też ja nic o tym nie wiem? - zaczynam robić wyrzuty przyjacielowi, nie mogąc się opanować. Złość przejęła nade mną całkowitą kontrolę. 
- Uspokój się. Heidi jest dorosła i może się spotykać, z kim tylko chce, a my nie jesteśmy jej rodzicami, żeby czegokolwiek jej zabraniać. Za to ciebie w ogóle to nie dotyczy, a ja nie jestem twoim informatorem w sprawie Heidi tylko przyjacielem, a to spora różnica - sprowadza mnie gwałtownie na ziemię. - Stefan, weź się w garść. Nie masz prawa być zazdrosnym, skoro jesteś zakochany w Nelle. Sam tego chciałeś. Nie licz dlatego, że Heidi będzie teraz do końca życia sama. 
- Nie jestem zazdrosny. Ja tylko się o nią martwię. Nie chcę, aby ktokolwiek ją skrzywdził. Wystarczająco się już wycierpiała - zaprzeczam żałośnie. Dobrze wiedząc, że i tak mi nie uwierzył. 
- Zatrzymaj się. Lepiej ja poprowadzę, bo jeszcze nas pozabijasz w takim stanie, w jakim teraz jesteś - bez zastanowienia na to przystaję, zatrzymując się na poboczu. Uznając, że Michael ma rację. Musiałem się jak najszybciej uspokoić. Dobrze też wiedziałem, że nici z moich planów dotyczących spokojnego i poświęconemu tylko skokom weekendu. Wieść o tym tajemniczym Maxie skutecznie wyprowadziła mnie po raz kolejny z równowagi. 


Oddycham z ulgą, gdy po zakończeniu kwalifikacji, w których zająłem wcale niezadowalające mnie miejsce przez to, że na niczym nie potrafiłem się skupić, a następnie indywidualnej rozmowie z trenerem, który nie mógł uwierzyć, że podczas odbicia popełniłem tyle niemal dziecinnych błędów. Mogłem nareszcie wrócić do pokoju z zamiarem spędzenia spokojnego wieczoru w towarzystwie wyłącznie najlepszego przyjaciela. Cieszyłem się, że będziemy mieli okazję spędzić trochę wspólnego czasu, jak dawniej, co w ostatnich miesiącach miało miejsce niezwykle rzadko z takich, czy też innych powodów. 


Po przekroczeniu progu pokoju od razu zaczynam jednak wątpić, że moje plany będą mogły się zrealizować. Michael już na wstępie obdarza mnie pełnym wyrzutów i niemej nagany spojrzeniem, a ja nie mam bladego pojęcia, o co tym razem może chodzić. Nie przypominałem sobie, abym w ostatnich godzinach zrobił coś, co mogło go doprowadzić do takiego stanu. Dlaczego cały świat sprzysiągł się dziś akurat przeciw mnie? 


- Stefan, wytłumaczysz mi, co to do cholery jest? - Michael podsuwa mi niemal pod nos swojego otwartego laptopa. 
- Artykuł na portalu internetowym, gdzie zatrudniona jest Nelle - mówię głupio. Domyślając się już, co takiego jest powodem jego złości. 
- Brawo, geniuszu! Powiesz mi tylko, dlaczego treść tego artykułu zawiera informacje o zmianach w naszym sztabie szkoleniowym, o których media miały dowiedzieć się dopiero w przyszłym tygodniu? - rzuca oskarżycielsko w moim kierunku. Bardzo szybko łącząc ze sobą wszystkie fakty. 
- Nie wiem. Pewnie jakimś cudem dowiedzieli się wcześniej. Wiesz, jacy są dziennikarze. Zawsze znajdą dostęp do jakichś przecieków - staram się grać na zwłokę. Licząc, że Michael mi uwierzy. 
- A może to Nelle znalazła ten przeciek i chyba nawet wiem, kto nim był. Co ty najlepszego wyprawiasz? - był ogromnie rozczarowany. Mimo że nie pozwolił mi nawet dojść do głosu i wszystkiego wyjaśnić. Z góry zakładając, że z premedytacją przekazałem te informacje mojej dziewczynie. 
- Michael, to wcale nie tak, jak pewnie sobie umyśliłeś. Po prostu kilka dni temu podczas rozmowy z Nelle przez przypadek się mi to wymsknęło. Przecież to nic złego. Ty też na pewno rozmawiasz z Inge o wszystkim i wcale nie kontrolujesz tego, co do niej mówisz - próbuję się bronić. Nie uważając, że zrobiłem coś godnego potępienia. 
- Oczywiście. Inge jednak nie pisze po tym na ten temat artykułów. To się po prostu nie mieści w głowie. Jak Nelle mogła coś takiego wykorzystać - Michael jawnie krytykuje moją dziewczynę. 
- Inge nie robi tego, bo nie jest dziennikarką! Skąd wiesz, jakby to wyglądało gdyby nią była? - podnoszę mimowolnie głos. Stając w obronie Nelle. - Wiem, że nie zachowała się do końca w porządku, ale jej ostatni materiał z Wiednia nie przypadł do gustu przełożonym i chciała się jakoś zrehabilitować. Ta praca jest dla niej ogromnie ważna i każdym o tym wie. To się już zresztą nigdy więcej nie powtórzy, a drobna jednorazowa pomoc nikomu w niczym jeszcze nie zaszkodziła.
- Naprawdę tak myślisz? Nie dość, że to jawna faworyzacja i brak jakiegokolwiek profesjonalizmu z waszej strony. To w dodatku znając Nelle zaraz okaze się, że to dopiero początek. Teraz będzie chciała więcej i więcej. Przecież to najprostsza droga do awansu. Po co się w ogóle wysilać? - kręci z dezaprobatą głową. Będąc nieprzejdnanym. - Może niech każdy z nas zacznie pomagać swoim dziewczynom, żonom, czy dalszej rodzinie? Ktoś w końcu jest dziennikarką, ktoś fotografem, a ktoś inny prowadzi sklep, czy pracuje w szpitalu. Zacznijmy promować wszystkich, tak jak ty obecnie robisz to z Nelle. Niech oni wszyscy mają równe szanse. 


- Gdyby na miejscu Nelle był ktoś inny, na pewno nie robiłbyś teraz takiej afery. Jestem coraz bardziej zmęczony tym, że jej nie akceptujesz i nie potrafisz zrozumieć, że jestem z nią szczęśliwy. Jak ona ma się do was przekonać, skoro ani ty, ani Inge nie wykazujecie nawet odrobiny dobrej woli. Z góry się do niej uprzedzając - nie wytrzymuję i wyrzucam z siebie wszystko, co nie dawało mi spokoju już od dłuższego czasu. 
- My nie wykazujemy? Zacznij może lepiej od swojej wspaniałej dziewczyny, która szuka konfliktów na każdym możliwym kroku. Nie widzisz, co już zrobiła? Oddaliła cię od wszystkich przyjaciół, rodziny, znajomych. Tolerowałem to, licząc że w końcu się opamiętasz, ale mam już serdecznie dość twojego zaślepienia. Nelle jedyne co robi, to cię jawnie wykorzystuje, a ty jesteś albo tak głupi, albo tak zakochany, że tego nie widzisz - nie mogłem wprost słuchać tych bredni. 
- Mam co do tego inne zdanie. Poza tym to moje życie i przeżyję je, z kim tylko będę chciał i jak chciał. Uważam też, że nasza dalsza rozmowa nie ma aktualnie zupełnie żadnego sensu. Obydwaj powinniśmy trochę ochłonąć - nie czekając na jego odpowiedź. Po prostu wychodzę z pokoju, trzaskając głośno drzwiami. 
- Zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak, ale jak sobie chcesz - dobiega mnie głos Michaela zza drzwi. Dawno się już tak ze sobą nie pokłóciliśmy. Właściwie chyba od czasu, gdy wyznałem mu prawdę o tym cholernym incydencie z Lisą. Jak na ironię losu teraz to on nie znosił Nelle, jak ja lata temu jego ówczesnej dziewczyny. 


11.10.2020



Po zakończeniu zawodów, w których udało mi się nawet wedrzeć na najniższe miejsce na podium, mimo koncertowo zepsutego w pierwszej serii konkursu skoku. Udaję się powoli w miejsce, gdzie miała się odbyć dekoracja. Kiedy nieoczekiwanie słyszę tak przekochany i ogromnie potrzebnej mi w tym momencie głos osoby. 


- Gratuluję, kochanie. Chociaż to trzecie miejsce, to dla mnie jesteś najlepszy - z olbrzymią radością zamykam w swoich objęciach uśmiechniętą Nelle. Nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jest teraz przy mnie. 
- Co ty tutaj w ogóle robisz? - pytam, wciąż będąc ogromnie zaskoczonym jej obecnością. 
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Trochę to kosztowało, aby akurat mnie tutaj wysłali, ale dla sprawienia ci przyjemności było naprawdę warto - obdarza mnie słodkim pocałunkiem, nie zważając na tłum dookoła, co było do niej niepodobne. Zwykle nie okazywała mi żadnej czułości przy postronnych osobach. Tym razem postanowiła mnie jednak miło zaskoczyć. 
- Chyba czytasz mi w myślach. Strasznie dzisiaj potrzebowałem twojej obecności - ponownie ją do siebie przytulam. Czując spore pokłady szczęścia. 
- Dlatego jestem. Od tego mnie w końcu masz, abym cię wspierała - uśmiecha się promiennie. - Czekają na ciebie. Idź odebrać swoją zasłużoną nagrodę, a ja tutaj grzecznie poczekam - zapewnia, popychając mnie lekko do przodu. 
- Kocham cię, Nelle - odwracam się za siebie, czując sporą potrzebę zapewnienia jej o swoich uczuciach. 
- Wiem o tym. Nie musisz mi tego codziennie powtarzać - śmieje się. Posyłając mi całusa w powietrzu. 


Wieczór postanawiamy spędzić z Nelle w przytulnej knajpce. Zadowoleni z chwili tylko dla siebie i kameralnej atmosfery panującej we wnętrzu lokalu. Po zamówieniu przez nas czegoś do picia. Spoglądam na brunetkę, która mocno zamyślona wyglądała przez okno.


- Wszystko w porządku? - pytam lekko zmartwiony. Mając wrażenie, że zmagała się z jakimś problemem. 
- Oczywiście - zapewnia z nikłym uśmiechem, który miał pewnie mnie uspokoić. - Michael nie miał nic przeciwko, że swoim pojawieniem pewnie pokrzyżowałam wasze plany?
- Jasne, że nie - w sekundę tracę swój dobry nastrój. Od naszej wczorajszej kłótni z blondynem. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Obydwaj byliśmy zbyt uparci, aby wyciągnąć do siebie rękę na zgodę. 
- To dobrze. Co się więc dzieje? Jesteś dziś strasznie ponury. Stało się coś? - Nelle na nieszczęście zauważa, że nie byłem w najlepszym nastroju. Zresztą obydwoje raczej nie byliśmy. 
- Nic takiego. Nie masz się czym martwić - nie chciałem, aby wiedziała, że stała się przyczyną konfliktu z moim najlepszym przyjacielem. Tym bardziej nie mógłbym się jej przyznać, że dołują mnie także inne zmartwienia związane tym razem z Heidi, na którą reagowała wprost alergicznie. 
- Skoro tak mówisz - wzrusza ramionami. Nie mając zamiaru dłużej drążyć. - Powiedz mi w takim razie, czy rozmawiałeś już z kimś z drużyny odnośnie tego wywiadu na wyłączność? Naprawdę ogromnie mi na tym zależy. To by mi niezwykle mocno pomogło - przypominam sobie o prośbie Nelle sprzed kilku dni, dotyczące tej w jej mniemaniu niewinnej przysługi. 
- Nie było do tego jeszcze okazji - odpowiadam zdawkowo. Nie mając pojęcia, jak ktokolwiek z naszej drużyny zareagowałaby na coś takiego. Sądząc jednak po reakcji Michaela, nie byłem w tej kwestii przesadnym optymistą. To w końcu na kilometr pachniało jawną faworyzacją i pójściem na zwykłą łatwiznę. 
- Rozumiem. Mógłbyś jednak postarać się to załatwić w najbliższych dniach? Redaktor naczelny nie będzie czekał w nieskończoność. Proszę - nalega, ani myśląc odpuścić. 
- Spróbuję zrobić wszystko, co w mojej mocy - obiecuję bez przesadnego entuzjazmu. Nie wiedząc, jak się do tego zabrać i do kogo udać się w pierwszej kolejności. - Zaraz wracam. Pójdę tylko sprawdzić, co z naszym zamówieniem. Ile można czekać? - rozpaczliwie szukam wymówki i sposobu na zmianę tego dość niezręcznego dla mnie tematu. 


Niecałe dziesięć minut później wracam do naszego stolika z zamówionymi wcześniej napojami. Zauważając, że Nelle przegląda coś nerwowo w moim telefonie, który nieopatrznie zostawiłem na blacie. Po czym z prędkością światła odkłada go na miejsce, gdy tylko mnie dostrzega. 
- Musiałam coś sprawdzić w internecie, a mój telefon się rozładował - zaczyna się nerwowo tłumaczyć. - Nie chcę, żebyś sobie przypadkiem pomyślał, że cię kontroluję - podnosi ręce w obronnym geście. 
- Spokojnie. Przez myśl mi to nawet nie przeszło - ufałem Nelle i byłem przekonany, że obydwoje w pełni trzymamy się zasady o prywatności naszych telefonów, którą zresztą sama na początku ustaliła. 


Na całe szczęście reszta wieczoru spędzonego z Nelle pomaga mi się trochę rozluźnić i zdecydowanie poprawić humor. Przysłaniając tym samym fatalną całość ostatnich dni, kiedy wszystko sypało się mi jedno po drugim. Miałem nadzieję, że to jakiś przełom i od teraz będzie już tylko lepiej.