środa, 10 lutego 2021

Rozdział 25

 

03.03.2021


Przez następne kilka, wyjątkowo długich sekund, które trwały dla mnie niemal wieczność, staram się za wszelką cenę otrząsnąć z olbrzymiego szoku, jaki wywołały usłyszane przed momentem od tego tajemniczego mężczyzny słowa i zachować tak niezwykle potrzebny mi w tej sytuacji spokój. Przecież to na pewno była jakaś kompletna pomyłka, jaka zostanie za chwilę w pełni i raz na zawsze wyjaśniona. Nie było nawet najmniejszej mowy, aby cokolwiek z tego, co mówił, okazało się prawdą. Byłam przekonana, że te serwowane przez niego insynuacje o naszym pokrewieństwie, to jakiś absurd stulecia, który bez dwóch zdań nie miał żadnego pokrycia w rzeczywistości. Zwyczajna bzdura wyssana z palca, stworzona na potrzeby osiągnięcia jakiegoś nieznanego mi jeszcze celu przez tego mężczyznę, na którą jednak w żadnym wypadku nie miałam zamiaru się nabrać. Tak naiwna na pewno jeszcze nie byłam, co to to nie.


Już dawno temu pogodziłam się z faktem, że nigdy nie poznam swojego drugiego rodzica i nie dowiem się ani kim był, ani jaki był mój ojciec. Latami starałam się nauczyć żyć z tą niczym niewypełnioną luką, na którą składały się setki domysłów i pytań bez żadnych odpowiedzi oraz zaakceptować właśnie taki stan rzeczy, a ten zupełnie obcy mi człowiek nie miał teraz zwyczajnie prawa burzyć tego, co udało mi się tak mozolnie i z trudem osiągnąć w tej niezwykle trudnej dla mnie kwestii. Nikt nie upoważnił go do rozdrapywania moich nigdy w pełni niezagojonych ran i poczucia niezrozumienia, dlaczego nie zasługiwałam na pełną i kochającą rodzinę, a już na pewno nie w dniu pogrzebu mojej rodzicielki, gdy i tak musiałam sobie radzić z wystarczająco dużą ilością przytłaczających mnie zewsząd negatywnych emocji. Nie miałam również zamiaru pozwolić, aby ktokolwiek jeszcze kiedykolwiek rozbudził we mnie tę złudną i bezsensowną nadzieję, jaka towarzyszyła mi nieodłącznie każdego dnia w dzieciństwie, gdy liczyłam, że któregoś dnia w drzwiach naszego mieszkania jakimś cudem stanie w końcu ten wymarzony i tak bardzo utęskniony nigdy niewidziany tatuś, który sprawi, że mamusia się zmieni i zacznie zachowywać, tak jak inne mamy, a następnie we trójkę stworzymy tak upragnioną przeze mnie od zawsze szczęśliwą rodzinę, jaką posiadały inne dzieci, z którymi chodziłam do szkoły. Aktualnie na coś takiego było o wiele lat za późno. Mama nie żyła, a mi nikt nie zwróci lat dzieciństwa i wychowywania się w takich, a nie innych warunkach. Z biegiem czasu doszłam zresztą do wniosku, że wolę nie znać swojego ojca, niż doznać jeszcze jednego gorzkiego rozczarowania w życiu. Nie wiedząc, kim on jest, o wiele łatwiej było mi sobie wyobrażać, że to naprawdę porządny człowiek, a nie jakiś nieudacznik pokroju tych wszystkich wstrętnych facetów, którzy przewijali się w olbrzymiej ilości przez nasze mieszkanie na przestrzeni wielu lat mojego życia. Zdolnych bez żadnych skrupułów do zrobienia komuś krzywdy, albo co gorsza wykorzystania w celu zaspokojenia swoich chorych żądz. Najistotniejsza w całej tej trwającej sytuacji była jednak posiadana przeze mnie świadomość, że ten stojący przede mną człowiek na pewno kłamie i w żadnym wypadku nie może być tym za kogo się podaje, bo jakim niby cudem dowiedziałby się o moim istnieniu, skoro nawet moja mama nie miała bladego pojęcia, kim był facet, z którym zaszła w ciążę? Doskonale wiedziałam, że spotkała go tylko raz w swoim życiu. Kojarzyła jedynie mgliście jego imię, a i co do tego nigdy nie miała zupełnej pewności. Taka była smutna prawda o moim poczęciu, którą musiałam zaakceptować. Po jej ostatnim wyznaniu tuż przed śmiercią zaczynałam też nareszcie rozumieć, że moje nieplanowane pojawienie się na świecie, było wynikiem ogromnej rozpaczy po utraceniu przez nią tej jedynej i niepowtarzalnej miłości, a następnie oddaniu się przez jej osobę w wir nieodpowiedzialnych zachowań, aby tylko zapomnieć o całym tym bólu i rozczarowaniu. To tamten człowiek, który ją tak skrzywdził, odpowiadał w największym stopniu za taki, a nie inny los, jaki ją spotkał. To przez niego zniszczyła całe swoje życie i przyszłość. Za co szczerze go nienawidziłam i z wielką przyjemnością bez żadnych skrupułów wykrzyczałabym mu prosto w oczy, co o nim sądzę, gdybym tylko wiedziała, kim on jest i gdzie mam go zacząć w ogóle szukać. 



- Przykro mi, ale to jakaś pomyłka. Nie wiem, dlaczego pan tak uważa, ale zapewniam, że nie jestem pańską córką. To wprost niemożliwe - odpowiadam w końcu temu dziwnemu mężczyźnie ze sporą pewnością w głosie, wpatrując uważnie w jego pełną napięcia i wyczekiwania twarz. Mimowolnie dostrzegając tak bardzo niechciane, ale dobrze widoczne podobieństwo między nami. To jednak jeszcze niczego nie oznaczało. Pewnie znajdowałam się jedynie pod wpływem perswazji jego słów i widziałam to, co chciał mi tak usilnie przed chwilą wmówić. Poza tym, ile to już razy spotykałam na swojej drodze kogoś podobnego do siebie? To pewnie jedynie zwykły zbieg okoliczności.
- Rozumiem, że jesteś w szoku i nie możesz w to uwierzyć. Zdaję sobie sprawę, że nie codziennie ktoś serwuje nam takie rewelacje. Sam również zareagowałem identycznie, gdy się o tym wszystkim dowiedziałem, ale obiecuję, iż wszystko ci zaraz wyjaśnię. Wtedy łatwiej będzie ci to zrozumieć i zaakceptować. Zgódź się tylko na krótką rozmowę. Proszę - robi kilka niepewnych kroków w moją stronę, przez co mam nieodpartą ochotę rzucić się do ucieczki. Nie dopuszczając do siebie, choćby najmniejszej możliwości, że cokolwiek z tego co mówi jest prawdą. - Wiem, że to nie najlepszy moment. W końcu właśnie pożegnaliśmy Trine. Nadal nie mogę zaakceptować, że już jej z nami nie ma. Tak bardzo mi przykro. To coś okropnie niesprawiedliwego. Ona nie zasłużyła na taki los - miałam wrażenie, że przemawia przez niego spory smutek i żal, jakby moja mama naprawdę była dla niego kimś bliskim i ważnym. Co wydawało mi się jakąś absolutną niedorzecznością. Gdyby tak było, już dawno bym go przecież poznała. Zresztą, czy wtedy pozwoliłby jej sięgnąć dna?


- Strata mamy na pewno bardzo cię boli. Ja jednak nie mogę dłużej już czekać, zwłaszcza że udało mi się nareszcie z tobą spotkać. Zmarnowaliśmy zbyt wiele lat, abym mógł pozwolić sobie na kolejne. Heidi, poświęć mi jedynie kilka minut. Tu niedaleko jest kawiarnia, gdzie będziemy mogli na spokojnie porozmawiać. Niezwykle mi na tym zależy - usilnie mnie namawia. Ja jednak nie chciałam wiedzieć, co ten człowiek ma więcej do powiedzenia. Za grosz mu nie ufałam i nie wierzyłam w ani jedno wypowiedziane przez niego słowo.
- Nie sądzę, że mamy o czym ze sobą rozmawiać. Jesteśmy obcymi sobie ludźmi. Poza tym właśnie pochowałam mamę i mógłby pan to łaskawie uszanować, zamiast przedstawiać mi ten stek bzdur bez żadnego pokrycia. Pojawia się pan tu znikąd i oznajmia, że jest moim ojcem, a ja mam w to niby uwierzyć? Szanujmy się, naprawdę. Nie wiem, co pan sobie ubzdurał, ale ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Nigdy nie miałam ojca, nie mam i nie będę go mieć. Proszę to sobie raz na zawsze zapamiętać. Dlatego zupełnie nie interesuje mnie, co takiego ma pan do powiedzenia. Nie dam się nabrać na żadne podłe gierki. Żegnam - posyłam mu pełne irytacji i złości spojrzenie, a następnie łapię zdezorientowanego Stefana za rękę, który na pewno niewiele zrozumiał z naszej wymiany zdań w moim ojczystym języku, ruszając w pośpiechu w stronę wyjścia z cmentarza. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca i człowieka.


- Heidi, kto to był i czego od ciebie chciał? Niczego z tego nie rozumiem. O czym rozmawialiście? - Stefan zasypuje mnie pytaniami, gdy tylko lekko oddalamy się od tego mężczyzny, którego nawet imienia nadal nie znałam.
- Nikt ważny. Jedynie nachalny facet, który ubzdurał sobie, że jest moim ojcem - wzruszam ramionami, owijając się szczelniej szalem. Byłam okropnie przemarznięta i potwornie zmęczona tym całym trwającym dniem.
- Co takiego? To jakiś żart? Jak to jest w ogóle możliwe? Przede wszystkim jednak, dlaczego mówisz o tym tak spokojnie? - nie dowierza, zatrzymując się gwałtownie. Następnie wpatrując we mnie z niemałym szokiem i niezrozumieniem malującym się na jego twarzy.
- Jestem spokojna, ponieważ on kłamie. Mój prawdziwy ojciec nawet nie wie o moim istnieniu i nigdy się nie dowie. Nie ma takiej możliwości. Sam o tym doskonale wiesz - ostudzam entuzjazm Stefana, który pewnie z góry założył, że to wszystko najprawdziwsza prawda. Jego ślepa wiara w uczciwość ludzi była czasami przeze mnie nie do zrozumienia.
- Jesteś tego zupełnie pewna? Wiem, że to pewnie mało prawdopodobne, ale zawsze istnieje szansa, że to jednak właśnie on. Przecież przez całe życie chciałaś poznać odpowiedzi na dręczące cię pytania odnośnie twojego taty. Może warto jednak wysłuchać, co on ma do powiedzenia. Nic nie tracisz, a nie chcę, abyś kiedyś żałowała, że zmarnowałaś tę być może niepowtarzalną okazję - namawia usilnie do zmiany mojej decyzji, ale ja ani myślałam tym razem go posłuchać. Nie byłam gotowa na kolejną porcję przykrych i trudnych do zaakceptowania dla mnie wydarzeń.
- Nie będę niczego żałować, obiecuję. Chodźmy stąd, proszę. Ten człowiek na pewno nie ma nic mądrego do przekazania, a stek bzdur mnie mad wyraz nie intersuje - uderzam w swój błagalny ton. Licząc, że Stefan dzięki temu odpuści. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym dziwnym spotkaniu, pogrzebie, a najlepiej o tych wszystkich ostatnich niezwykle koszmarnych dniach.


- Powinnaś posłuchać swojego przyjaciela. Mówię prawdę i za chwilę ci to udowodnię, jeśli tylko mi pozwolisz - niespodziewanie zza pleców dochodzi do nas zdeterminowany głos tego samego mężczyzny, od którego chciałam się znaleźć, jak najdalej stąd. Widocznie jak na złość nie miał zamiaru tak łatwo sobie odpuścić.
- Nie dość, że pan kłamie, to jeszcze podsłuchuje teraz czyjeś rozmowy. A tak na marginesie to Stefan nie jest tylko moim przyjacielem, ale również ukochanym, jak już musi pan wiedzieć - obruszam się, przechodząc płynnie na angielski, z którym jak zauważyłam, nie miał najmniejszych problemów. Przynajmniej nie będę musiała potem od nowa tłumaczyć wszystkiego Stefanowi. - Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że w to wszystko za nic nie uwierzę, panie... - robię krótką pauzę, przypominając sobie, że wciąż nie znałam jego tożsamości.
- Mów mi po prostu Rasmus. Po imieniu chyba na razie będzie dla nas najlepiej - prycham wyłącznie w odpowiedzi, patrząc jak następnie ten człowiek, przedstawia się Stefanowi, witając z nim z lekką rezerwą. Jeśli on myślał, że cokolwiek może się w naszej relacji kiedykolwiek zmienić, to był w olbrzymim błędzie. - Heidi, to od twojej mamy dowiedziałem się, że mamy córkę, którą jesteś ty. To również mam od niej. Czy teraz zgodzisz się ze mną porozmawiać?- podaje mi kilka dobrze znanych zdjęć, które przedstawiają mnie w różnych okresach życia oraz kopię aktu mojego urodzenia, co wprawia mnie w niemałe zdumienie. Tych rzeczy rzeczywiście nie mógł sobie, ot tak zdobyć. Co oznaczało, że faktycznie prawdopodobnie otrzymał je od mojej rodzicielki. To wszystko zaczynało mi się coraz mniej podobać, a ja już sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.
- Heidi, chyba rzeczywiście powinnaś tego wysłuchać - Stefan włącza się do naszego dialogu, posyłając mi pełne otuchy i zachęcenia spojrzenie.
- W porządku. Niech będzie. Ma pan kwadrans, panie Rasmus - kapituluję ku jego ogromnej uciesze. W gruncie rzeczy i tak nie miałam nic do stracenia. Tak samo, jak pojęcia, z czego on się tak cieszył. W żadnym wypadku nie zamierzałam też na razie przechodzić z nim na ty i przesadnie się spoufalać.
- Dziękuję, Heidi. Chodźmy więc do tej kawiarni. Jest strasznie zimno - wskazuje dłonią właściwy kierunek, a następnie cała nasza trójka pogrążona we własnych myślach i milczeniu rusza w wyznaczone miejsce. 



Gdy znajdujemy się pod zachęcającym, a na pewno wyjątkowo ciepłym wnętrzem lokalu. Ściskam mocniej dłoń należącą do Stefana, zaczynając odczuwać ogromne zdenerwowanie i ogarniający mnie dosłownie całą strach. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co bym zrobiła, gdyby to wszystko, co mówił ten mężczyzna, okazało się prawdą.
- Idź i na spokojnie porozmawiajcie. Ja tutaj na ciebie poczekam - Stefan przytula mnie lekko do siebie. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - szepcze, składając czuły pocałunek na moim przemarzniętym policzku.
- Nie ma takiej mowy. Sama na pewno tam nie wejdę. Albo więc idziesz razem ze mną, albo w tym momencie się stąd ulatniam. Potrzebuję cię - bez jego obecności na pewno nie byłabym w stanie zmierzyć się z opowieścią tego całego Rasmusa.
- Nie wolisz porozmawiać z nim w cztery oczy? - próbuje się upewnić.
- Oczywiście, że nie. Wiesz, że nie ma mam przed tobą niczego do ukrycia. Poza tym wtedy będę o wiele spokojniejsza - mówię zgodnie z prawdą. Obecność Stefana zawsze miała na mnie wyjątkowo kojący wpływ. Przy nim o wiele łatwiej było mi kontrolować swoje emocje, które w przeszłości niestety niejednokrotnie doprowadziły do porządnego wybuchu z mojej strony w starciu z nieprzychylnymi mi osobami.
- W takim razie chodźmy. Pan Rasmus zaczyna się chyba denerwować, że jednak zrezygnowałaś z tej rozmowy i uciekłaś - wskazuje przez witrynę na siedzącego przy stoliku mężczyznę, który aktualnie nerwowo obracał w swoich dłoniach kartę z menu kawiarni. 



Siadam z narastającą coraz bardziej niepewnością naprzeciwko mojego potencjalnego ojca, co nawet w myślach brzmi kompletnie niedorzecznie. Po czym całą swoją uwagę skupiam na wyborze czegoś ciepłego do picia, chcąc jak najdłużej odciągnąć w czasie rozpoczęcie tej rozmowy, która mogła po raz kolejny wywrócić moje życie do góry nogami. Jakby ono już teraz nie było wystarczająco skomplikowane i pokręcone.


- Dobrze, nie ma sensu tego przedłużać. Niech pan powie, co ma do powiedzenia i będzie po sprawie - gdy uprzejmy kelner przyjmuje nasze zamówienie, nie wytrzymuję i jako pierwsza zabieram głos. Lepiej chyba było mieć to już za sobą i zakończyć całą tę farsę.
- W porządku. Nie wiem tylko od czego mam zacząć. Tak wiele mam ci do opowiedzenia...- urywa na chwilę, wpatrując się uparcie w widok zza okna, gdzie panował dość spory ruch. - Już teraz jednak proszę cię, abyś wysłuchała mnie do końca, choć pewnie nie będzie to najłatwiejsze zadanie.
- Postaram się. Najlepiej zacząć też od początku. Skąd w ogóle takie przypuszczenie, że cokolwiek nas ze sobą łączy? - dopytuję.
- Tak jak już mówiłem, twoja mama zaserwowała mi tę niczym grom z jasnego nieba wiadomość kilka tygodni temu, gdy złożyła mi po bardzo wielu latach niespodziewaną wizytę. Na początku nawet jej nie poznałem. Tak bardzo się przez te lata zmieniła - w oczach pojawia się mu znowu nutka smutku i jakiegoś niewytłumaczalnego żalu. - Jeśli mam być szczery, w życiu bym nie przypuszczał, że jeszcze kiedykolwiek się z Trine spotkamy. Sądziłem, że od dawna jest szczęśliwą mężatką i kobietą sukcesu. Żyjącą gdzieś z dala od Oslo, z którego zawsze pragnęła się wyprowadzić. Kiedyś wspólnie marzyliśmy o zamieszkaniu w jednej z tych malutkich miejscowości tuż nad Morzem Norweskim - wspomina ze świetnie widoczną nerwowością, wprawiając mnie w nie lada zdezorientowanie. On i moja mama mieli wspólne plany? Kim do cholery był ten człowiek? - Podczas naszego spotkania Trine nie wdawała się w większe szczegóły. Oznajmiła jedynie, że mamy córkę. Wprawiając mnie tym samym w olbrzymi szok i niedowierzanie. W życiu nie spodziewałabym się usłyszeć od kogokolwiek, że mam dziecko. W dodatku, o którym przez tyle lat nie miałem żadnego pojęcia. Na dowód swoich słów przekazała mi jedynie te zdjęcia i akt urodzenia. Potem dodała, że jest śmiertelnie chora i nie chce zabierać tej skrzętnie skrywanej przede mną tajemnicy do grobu. Wolała odejść z tego świata z czystym sumieniem. Poza tym zrobiła to w głównej mierze dla ciebie. Podobno zawsze chciałaś poznać prawdę na temat swojego ojca, ale ona nigdy nie potrafiła się nią z tobą podzielić. Następnie zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, nie dając mi żadnych innych informacji ani o sobie, ani tym bardziej o tobie. Twierdząc, że jeśli mi rzeczywiście zależy na poznaniu córki, to muszę się trochę wysilić i sam poszukać - uśmiecham się niezauważalnie pod nosem. To była cała mama. Uwielbiała grać na nerwach komuś, kto zaszedł jej z jakiegoś powodu za skórę. A tak pewnie musiało być w przypadku pana Rasmusa. - Uwierz mi, że odnalezienie czegokolwiek na wasz temat było nie lada sztuką. Dopiero przedwczoraj udało mi się zdobyć wasz adres, a od sąsiadki dowiedziałem się o śmierci Trine i dzisiejszym pogrzebie. Wciąż ogromnie trudno mi się pogodzić, że już jej z nami nie ma. To brzmi tak niewiarygodnie.
- I pan tak po prostu uwierzył jej na słowo w kwestii swojego ojcostwa? Proszę wybaczyć, ale to niezwykle naiwne. Moja mama nie należała w ostatnich latach do wzorów moralności i bez żadnego problemu mogła skłamać. Zapewne padł pan ofiarą jej misternie zaplanowanej intrygi. Przykro mi, ale taka jest prawda. Tracimy tylko czas na roztrząsanie czegoś, co nie ma żadnej racji bytu - byłam o tym święcie przekonana. Mama zapewne nie chciała, abym została sama. Postanowiła więc znaleźć kogoś, kto bez większego problemu nabierze się na takie gierki i zostanie jej zastępstwem w moim życiu. Ot, cała historia. Musiałam przyznać, że znacząco mnie to uspokoiło. 


- Mylisz się, Heidi. Jestem pewien, że Trine nie kłamała w tej kwestii. Mogłem nie widzieć jej ponad dwadzieścia lat, ale i tak bez problemu rozpoznałbym, kiedy kłamie. Od samego początku naszej znajomości umiałem to doskonale dostrzec. Poza tym jesteś łudząco do mnie podobna, a twój wiek i okres kiedy zaszła w ciążę zgadza się z czasem, gdy byłem z twoją mamą, rozumiesz? Tu nie ma mowy o żadnej pomyłce, czy kłamstwie. Teraz również już w końcu wiem, co takiego chciała mi powiedzieć tamtego dnia, gdy podjąłem najgorszą decyzję w swoim życiu. No i najważniejsze z tego wszystkiego. Masz na imię Heidi, prawda? - kolejne argumenty, którymi mnie zasypuje, sieją ogromny mętlik w mojej głowie. O czym on w ogóle mówił? Jaki związek? Tego było po prostu dla mnie za wiele.
- Co moje imię ma tutaj w ogóle do rzeczy? - usilnie łapię się tego, chcąc w rozpaczliwy wręcz sposób obalić jego teorię. Za nic nie chciałam dopuścić do siebie tego, co zaczynało składać się w bardzo logiczną i wyjątkowo bolesną całość.
- Bardzo wiele. Kiedyś ustaliliśmy sobie z Trine, że właśnie tak nazwiemy naszą pierwszą córkę. Planowaliśmy wiele takich szczegółów na przyszłość. Uwielbialiśmy snuć wspólne plany i marzenia. Wiele z nich przeze mnie nie doczekało się jednak niestety realizacji. Mimo tego, co się z nami stało, odziedziczyłaś to imię po mojej babci, a swojej prababci. Gdybym nie był twoim ojcem, Trine za nic by cię tak nie nazwała - uśmiecha się lekko do mnie, a ja mam wrażenie, że zaczynam się po prostu dusić, gdy dochodzi do mnie ta straszna świadomość, że siedzę właśnie naprzeciwko człowieka, który dogłębnie zrujnował życie mojej mamy.
To właśnie on musiał być tym mężczyzną, o którym opowiedziała mi tuż przed śmiercią, a co gorsza wszystko wskazywało na to, że w dodatku jest on moim ojcem. To było dla mnie, jak spełnienie najgorszego z koszmarów. Dlaczego to musiał być akurat on?


- Więc to ty jesteś tym, który skrzywdził i przyczynił się w znacznym stopniu do sprowadzenia mojej mamy na dno, tak? To przez ciebie miałam takie, a nie inne dzieciństwo, mam rację? - podnoszę głos, czując, jak gniew zaczyna przejmować nade mną kontrolę. Kończę dlatego z kurtuazyjną kulturą i uprzejmością. To żywa nienawiść zaczynała przeze mnie aktualnie przemawiać i nawet Stefan nie był tym razem w stanie mnie powstrzymać.
- Więc znasz naszą historię? - spuszcza głowę, jakby się tego najzwyczajniej w świecie wstydził.
- Poza niewielkimi szczegółami nic niestety nie wiem, ale z wielką chęcią ją poznam. Przynajmniej to jesteś mi winny - żądam, aby ujawnił całą prawdę. Chciałam w końcu po tylu latach poznać całą tę historię i zrozumieć, co takiego, aż tak drastycznie wpłynęło na życie mamy, a potem i moje. 
- Masz rację. Wiedz jednak, że nie ma dnia, abym nie żałował tego, co wówczas zrobiłem. Gdybym tylko wtedy wiedział, jak to wszystko się potoczy... - kręci zrezygnowany głową, pogrążając się we własnych wspomnieniach i poczuciu winy. Ja za nic nie umiałam mu mimo wszystko współczuć. Zasługiwał na te wyrzuty sumienia. To i tak było nic w porównaniu z piekłem, jakie zostało zgotowane mojej osobie. - Poznałem twoją mamę przed prawie dwudziestoma pięcioma laty, kiedy byliśmy jeszcze bardzo młodzi i niezbyt dojrzali, a przynajmniej ja taki byłem. Pracowała wtedy od niedawna w kwiaciarni, która znajdowała się niemal naprzeciwko naszego rodzinnego warsztatu stolarskiego. Nasza znajomość rozpoczęła się w momencie, gdy Trine uratowała mojego ojca i mnie w dniu urodzin mojej mamy od całkowitej kompromitacji. Przez nawał pracy zupełnie zapomnieliśmy o tym święcie. Niczego nie przygotowaliśmy, a ja doznałem olśnienia dopiero gdy wszystko było już niemal zamknięte i o zakupie jakiegokolwiek prezentu nie było praktycznie mowy. Liczyłem, że przynajmniej uda mi się zdobyć jakieś ładne kwiaty, ale godziny otwarcia kwiaciarni także dobiegały końca. Twoja mama postanowiła jednak mi pomóc i została dłużej, poświęcając swój wolny czas na stworzenie najpiękniejszego bukietu kwiatów, jaki w życiu widziałem. Od zawsze miała cudowną rękę do wszelakich roślin - musiałam mu przyznać rację. Nasze mieszkanie mogło być zabałaganione, zniszczone i przestarzałe, ale zawierało w sobie ogromną ilość doniczkowych kwiatów zawsze zadbanych i wypielęgnowanych. Miłość do kwiatów, to jedyne co pozostało w mojej rodzicielce niezmienne. - W dodatku, gdy dowiedziała się o moim kłopocie, podarowała mi swój świeżo zakupiony tomik poezji Sylvii Plath. Licząc, że w ten sposób zadowolę swoją mamę. Tak to się właśnie między nami zaczęło. Pech i zapominalstwo przyniosło mi tamtego dnia ogromne szczęście - uśmiecha się z nostalgią, przywołując tym razem szczęśliwe wspomnienia.


- Wystarczyła nam jedynie krótka rozmowa z Trine, aby wiedzieć, że świetnie się rozumiemy i czujemy w swoim towarzystwie. Mieliśmy ze sobą naprawdę wiele wspólnego. W ramach rekompensaty za ten pełen wyrozumiałości gest zaprosiłem ją na kawę. Potem zaś nie było dnia, abym nie zajrzał choćby na moment do tamtej kwiaciarni. Spędzaliśmy ze sobą każdą przerwę od naszych prac, coraz lepiej się poznając i mimowolnie w sobie zakochując. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy, jak w tamtych miesiącach pełnych naszej rozwijającej się miłości - nie tego spodziewałam się usłyszeć. Skłaniałam się raczej ku pełnej burzliwości i toksyczności relacji z tragicznym finałem. - Szczęśliwa przyszłość stała przed nami otworem. Chcieliśmy być ze sobą na dobre i złe. Z każdym dniem angażowaliśmy się w ten związek bardziej i bardziej. Moi rodzice wprost uwielbiali Trine, a i jej mama nie miała nic przeciwko mojej osobie. W pełni popierali nasz związek i gotowi byli pomóc, gdybyśmy chcieli się w pełni usamodzielnić i wspólnie zamieszkać - ciągnie dalej swoją opowieść jak z bajki, a ja powoli przestaję cokolwiek z tego rozumieć. Skoro było tak świetnie, a wszyscy ich wspierali, co doprowadziło do tak okrutnego końca, z którego mama nie potrafiła się już otrząsnąć, aż do śmierci?
- Co się więc stało? Dlaczego się rozstaliście? Co takiego niby zrobiłeś, że mama zataiła przed tobą nawet swoją ciążę? Czego nie potrafiła ci wybaczyć? - potrzebowałam konkretów i odpowiedzi na pytania, które za nic nie dawały mi spokoju.
- Tego, że najpierw ją perfidnie zdradziłem, a potem porzuciłem dla swojej poprzedniej dziewczyny - zamieram z zaciśniętą dłonią na otrzymanej niedawno filiżance, a wypowiedziane słowa odbijają się raz po raz echem w mojej głowie.
- Słucham? - wyduszam z siebie, przerywając okrutną ciszę, jaka zapanowała przy stoliku. Zresztą nie tylko ja wydawałam się być w szoku. Stefan również kręcił z niedowierzaniem głową.
- Gdy poznałem Trine byłem krótko po burzliwym rozstaniu z moją wielką szkolną miłością, która chciała spróbować innego życia. Nie za bardzo potrafiłem się po nim pozbierać. Myślałem, że Anne to ta jedyna i żadna mi jej nie zastąpi. Przynajmniej do czasu, aż nie zakochałem się w Trine - przypatruję się Rasmusowi z niezwykłą przenikliwością, zastanawiając czy rzeczywiście kochał moją mamę. W końcowym rezultacie okazała się przecież jedynie marnym zastępstwem dla tej całej Anne. Nic dziwnego, że poczuła się przez to olbrzymie zraniona i wykorzystana. - Moja przeszłość od zawsze stanowiła jedyne źródło konfliktu między mną a twoją mamą. Trine bała się, że tak naprawdę nigdy nie przestałem kochać Anne, a nasz związek to wyłącznie marna próba zapomnienia o niej. Zawsze mi to zarzucała w naszych sprzeczkach. Na nic zdawały się moje zapewnienia, że to dla mnie zamknięta przeszłość i liczy się tylko ona. Mam wrażenie, że widmo Anne prześladowało ją każdego dnia. Z biegiem czasu okazało się zresztą, że słusznie. Jej złe przeczucia się w końcu spełniły. Nasze szczęście zniszczyłem w dniu imprezy u mojego najlepszego przyjaciela. Trine tamtego dnia źle się czuła, zapewne zaczynała odczuwać już pierwsze objawy ciąży i nie było mowy, aby ze mną poszła. Gunnar jednak tak bardzo nalegał, abym się pojawił, że wybrałem się tam sam. Gdybym tylko wiedział, jak to się skończy... Nigdy sobie nie wybaczę, że nie zostałem tamtego wieczoru z twoją mamą. Jak pewnie się domyślacie na imprezie spotkałem Anne, która gdy tylko mnie zauważyła, nie odstępowała mnie na krok. Zaczęła wspominać nasze wspólne czasy, przymilać się, doszedł do tego jeszcze alkohol, odżyły wspomnienia i stało się! Spędziłem z nią tamtą noc, nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego, co robię. Na te kilka godzin liczyło się dla mnie jedynie, że znowu mam ją przy sobie. Znowu poczułem to, co przez te wszystkie  szkolne lata. Jakby tego było mało. Anne cały czas usilnie nalegała, abyśmy dali sobie jeszcze jedną szansę. Zapewniała, że nadal mnie kocha i nasze rozstanie było błędem. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło i dlaczego jej uległem. Byłem taki głupi - chowa twarz w swoje dłonie.
- Jak mogłeś to zrobić? - wyrzucam z olbrzymim żalem. - Po co w ogóle mieszałeś w głowie mojej mamie, skoro dla ciebie i tak liczyła się wyłącznie ta druga? To chyba najpodlejsza rzecz, jaką mogłeś zrobić. Ona nigdy się po tym nie otrząsnęła. Zniszczyłeś ją, zabrałeś całą radość życia i marzenia.
- Heidi, przysięgam na wszystko, że kochałem twoją mamę. Tak naprawdę nadal ją kocham i już zawsze będę. To ona była moją miłością życia, a nie Anne. Zbyt późno to jednak zrozumiałem - stara się bronić.
- Przestań bezczelnie kłamać! Miej, chociaż teraz odwagę się przyznać! - w środku niemal płonęłam z poczucia złości i gniewu.
- Nie kłamię. Cały następny dzień po tym wydarzeniu, zastanawiałem się, co mam z tym wszystkim zrobić. Byłem jednak tak pogubiony, że nie potrafiłem podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Nie odróżniałem już, co czuję i do kogo.  Jednego byłem jednak pewien, że muszę do wszystkiego przyznać się Trine. Nie umiałbym spojrzeć jej w oczy, gdybym zataił tę zdradę. Wiedziałem, że to prawdopodobnie będzie oznaczało nasz koniec, ale nie miałem innego wyjścia. Tamtego wieczoru, kiedy widziałem ją po raz ostatni na bardzo długie lata, wprost promieniała szczęściem. Była taka radosna w przeciwieństwie do mnie. Pamiętam, że chciała mi coś powiedzieć, twierdząc że na pewno bardzo szybko poprawi mi humor. Ale ja wolałem zacząć pierwszy i mieć to już zwyczajnie za sobą. Gdy tylko Trine dowiedziała się o zdradzie z Anne wykrzyczała mi, że między nami nastąpił definitywny koniec i od samego początku się właśnie tego spodziewała. Uważała, że była dla mnie jedynie zabawką. Nie chciała żadnych wyjaśnień, przeprosin, niczego. Wyrzuciła mnie za drzwi ze szczerą nienawiścią w oczach. Byłem już pewien, że nigdy mi tego nie wybaczy. Nie było na to najmniejszych szans. Jedną złą decyzją zaprzepaściłem naszą wspólną przyszłość. A potem popełniłem następny błąd i z całej tej rozpaczy i poczucia zagubienia dałem kolejną szansę Anne, utwierdzają wyłącznie Trine w mylnym przekonaniu, że nic dla mnie nigdy nie znaczyła. O naszym powrocie do siebie z Anne, dowiedziała się od mojej matki, gdy przypadkiem się kiedyś spotkały. To musiało ją ostatecznie dobić i upewnić, że od samego początku miała we wszystkim rację. Po jakimś czasie ożeniłem się nawet z Anne, ale nasze małżeństwo nie przetrwało nawet trzech lat. Dosadnie mi pokazując, jak źle i beznadziejnie postąpiłem, dokonując takiego wyboru. Mogłem w końcu się tak łatwo nie poddawać i walczyć o danie mi jeszcze jednej szansy przez Trine. Od rozwodu jestem sam i tak już pewnie pozostanie. Żadnej nie jestem w stanie pokochać tak, jak twojej mamy. Gdybym tylko pozwolił wtedy mówić Trine pierwszej... wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Niczego bardziej nie żałuję, jak tamtej decyzji - kończy mówić, a w oczach pojawiają się mu łzy, które jedynie jeszcze bardziej mnie rozsierdzają.
- Co by to niby zmieniło? Zostałbyś z nami z litości, spotykając po kryjomu z tą całą Anne? Przecież byłeś taki zagubiony i nie wiedziałeś, którą z nich kochasz bardziej. Zdradzałbyś więc mamę dalej, licząc że nigdy się nie zorientuje? A może byłbyś weekendowym tatusiem i próbował przekonywać, że mimo iż masz inną żonę niż moja mama, to i tak jestem dla ciebie najważniejsza? - odpowiadam mu ironicznie. - Nigdy ci nie wybaczę tego, co nam zrobiłeś - podnoszę się gwałtownie ze swojego miejsca, nie umiejąc tu dłużej zostać. Nie mogłam na niego patrzeć.
- Córeczko, proszę cię nie wychodź - łapię mnie za dłoń, którą natychmiast wyrywam. Nie potrafiłam znieść jego dotyku.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów! To, że mamy wspólne geny zupełnie nic dla mnie nie znaczy. Jesteś dla mnie nikim, rozumiesz? Nienawidzę cię - ostatnie słowa wykrzykuję z płaczem. Następnie opuszczam kawiarnię, biegnąc bez celu przed siebie. Nie potrafiąc poradzić sobie z całą tą nową wiedzą i niezrozumieniem, dlaczego los potrafił być tak okrutny i wyjątkowo bezwzględny.



💖💖💖💖

03.03.2021


Zaszokowany tym wszystkim, co przed chwilą usłyszałem i czego byłem świadkiem. Spoglądam to na załamanego pana Rasmusa, to na drzwi od kawiarni, przez które przed kilkunastoma sekundami wybiegła rozgniewana i zrozpaczona przez usłyszaną od niego historię Heidi. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to właśnie ją na każdym kroku spotykają takie przykre i niezwykle bolesne sytuacje. Czy życie kiedyś przestanie w końcu dawać jej w kość? Czy nie dość jej już na przestrzeni ostatnich lat doświadczyło? Jakby mało było tego, że właśnie straciła i pochowała swoją mamę, to teraz musiała się jeszcze mierzyć z dość przykrą historią jej rodziców, która zdeterminowała niemal całą jej przyszłość od samego urodzenia. Nic dziwnego, że była pogubiona i nie umiała się w tym wszystkim właściwie odnaleźć. Ja na jej miejscu poradziłbym sobie pewnie jeszcze gorzej z takimi rewelacjami, jakie jej serwowano na przestrzeni ostatnich dni. To musiało być dla niej istne emocjonalne piekło, a co gorsza nikt z nas nie znał złotego środka na rozwiązanie tych wszystkich problemów i zmartwień, które mnożyły się w iście zastraszającym tempie. 


- Przepraszam pana, ale powinienem poszukać Heidi. Lepiej, żeby nie była teraz sama - doskonale wiedziałem, że dziewczyna mnie niezwykle mocno potrzebuje i nie mogłem jej w żadnym wypadku zawieść. 
- To oczywiste. Na pewno czuje się teraz okropnie. Może powinienem oszczędzić jej tego wszystkiego i wcale się nie ujawniać? Sam już nie wiem - pan Rasmus kręci ze zrezygnowaniem głową. Wcale nie znajdował się w lepszym stanie niż Heidi. Ta rozmowa kosztowała ich obydwoje bardzo wiele. 
- Myślę, że Heidi mimo wszystko zasługiwała na poznanie prawdy. Całe życie zastanawiała się, kim jest jej ojciec. To ją strasznie dręczyło. Dzięki pana wyznaniu może zazna teraz upragnionego spokoju i zyska kolejną bliską jej osobę. Proszę się tak łatwo nie poddawać - byłem pewien, że gdy tylko emocje trochę opadną, Heidi spojrzy na to wszystko z innej strony. Być może nawet da szansę panu Rasmusowi na kolejne spotkanie i dużo spokojniejszą rozmowę między nimi. 
- Podejrzewam, że nie tego ode mnie oczekiwała i jest mną wyłącznie rozczarowana. Ma zresztą do tego pełne prawo. Nie jestem dobrym człowiekiem - mężczyzna moim zdaniem oceniał się zdecydowanie zbyt surowo. 
- Proszę tak nie mówić. Przecież żałuje pan błędów, które popełnił i stara się jakoś je naprawić, a to najważniejsze. Trzeba być dobrej myśli, że to wszystko uda się jeszcze jakoś sensownie poskładać. Może zostawi pan jakiś kontakt do siebie na wypadek gdyby Heidi chciała się z panem skontaktować? - zaczynam na pożegnanie, wychodząc z inicjatywą. Nie mając zamiaru dopuścić, aby to skończyło się w taki sposób. 
- Z wielką chęcią - podaje mi bez żadnego zawahania swoją wizytówkę. - Wątpię jednak, że to kiedykolwiek nastąpi. Heidi odziedziczyła pamiętliwość po Trine i jak widzę okropną upartość po mnie. Raczej nie będzie chciała utrzymywać ze mną kontaktów. Nie po tym, czego się dowiedziała, a ja muszę to zaakceptować - mężczyzna nie miał w sobie większej nadziei na nawiązanie jakiejś głębszej więzi z córką. 
- To się jeszcze okaże. Trzeba jedynie dać jej trochę czasu - pocieszam go. - Liczę, że jeszcze się spotkamy. Do widzenia. 
- Też mam taką nadzieję, Stefanie. Proszę cię, opiekuj się Heidi. Do zobaczenia - to ostatnie co słyszę, zanim opuszczę ciepłe wnętrze kawiarni. 


Idę w pośpiechu przed siebie, rozglądając się uważnie na wszystkie strony w poszukiwaniu Heidi. Zaczynając się obawiać, że niestety nie ma jej nigdzie w pobliżu i udała się w tylko sobie znane miejsce. W przeciwieństwie do mnie znała przecież to miasto, jak własną kieszeń. Na całe szczęście, gdy tracę powoli wiarę w odnalezienie dziewczyny, zauważam ją opierającą się o frontową ścianę jednego z budynków. Już z daleka dostrzegając, w jak niestety złym stanie się znajdowała. 


- Heidi, co ty najlepszego wyprawiasz? - wskazuję z dezaprobatą na papierosa trzymanego przez nią w dłoni, którym porządnie się następnie zaciąga. Wydmuchując nieśpiesznie przed siebie dym w milczeniu. 
- Palę, nie widzisz? Czy to naprawdę dla ciebie coś tak niezwykłego? - rzuca arogancko, ocierając łzy ze swojej twarzy, co i tak na niewiele się zdaje, ponieważ kolejne bardzo szybko zajmują miejsce swoich poprzedników. - Zapomniałeś już, że wcale nie jestem taka krystaliczna, jak ci się wydaje? Palenie to akurat pikuś przy moich innych nałogach albo wybrykach. Jeśli chcesz, z chęcią poopowiadam ci o moich najbardziej spektakularnych wyczynach. Poza tym i tak wszyscy kiedyś umrzemy, a na coś przecież trzeba, prawda? Po co mamy się więc ograniczać? To cholerne życie i tak jest wystarczająco beznadziejne. 
- Błagam cię, nie rób znowu tego samego. To nie ma sensu - zabieram jej papierosa, wyrzucając daleko przed siebie. Na co gromi mnie wyłącznie wzrokiem. 
- Niby czego? - zastanawia się, patrząc wprost w moje oczy. Od razu zauważam, że w tych należących do niej krył się olbrzymi ból i żal do całego otaczającego nas świata. 
- Nie odgradzaj się ode mnie swoim pancerzem złośliwości, wrogości i udawania, że na niczym ci nie zależy. Dobrze wiesz, że czegokolwiek byś nie powiedziała i tak mnie od siebie nie odstraszysz, bo znam prawdziwą ciebie. Wiem, jaka jesteś naprawdę. Możesz dlatego sobie mówić i robić, co tylko chcesz, ale ja i tak będę przy tobie. Nie zostawię cię z tym wszystkim samej, rozumiesz? Kocham cię i nic tego nie zmieni - odpowiadam jej stanowczo, przygarniając do siebie. Uśmiechając się lekko samemu do siebie, gdy Heidi się w końcu poddaje i wtula mocno we mnie. 
- Stefan, mam tego wszystkiego tak serdecznie dość. Czego jeszcze się dowiem o swoim życiu? Ile mam jeszcze znieść? - szlocha, zdając sobie sprawę, że nie jestem w stanie udzielić żadnej satysfakcjonującej dla niej odpowiedzi. - Czy ja naprawdę nie zasługuję na odrobinę normalności i szczęścia?
- Zasługujesz jak nikt inny, a ja zrobię wszystko, aby ci to zapewnić - deklaruję, całując ją czule. 


- Chodź - niespodziewanie Heidi pociąga mnie za sobą w tylko sobie znanym kierunku. 
- Niby dokąd? - liczyłem, że udzieli mi jakichś większych informacji o celu naszej niespodziewanej wycieczki.  
- Niedługo się przekonasz. Prosiłeś, abym się od ciebie nie odgradzała, dlatego chcę ci coś pokazać. Jeśli coś ma mi teraz pomóc, to tylko tamto miejsce - kończy tajemniczo, a ja postanawiam o nic więcej nie dopytywać i po prostu jej zaufać. 


Gdy po dość szybkim marszu, który trwał grubo ponad kwadrans, udaje się nam nareszcie dotrzeć do centrum Oslo. Zatrzymujemy się przed piekielnie wysokim budynkiem, który okazuje się eleganckim i dość luksusowym hotelem Oslo Plaza. Zupełnie już nic z tego nie rozumiałem. Zwłaszcza gdy Heidi tak po prostu przekracza jego próg, a potem jak gdyby nigdy nic zmierza w kierunku wind, ciągnąc mnie przez cały czas za sobą. Bez żadnych problemów omijając przy tym recepcję. Nie miałem pojęcia, jakim cudem się nam to udało. Przecież szansa powodzenia czegoś takiego w takim miejscu graniczyła niemal z zerem. 
- Ale jak? - opieram się o ścianę windy, nie potrafiąc tego zrozumieć. Heidi za to wciska przycisk na panelu z najwyższym piętrem. 
- Normalnie. Tutaj znajduje się trzydzieści siedem pięter i sześćset siedemdziesiąt trzy pokoje. Nikt nie byłby w stanie zapamiętać wszystkich aktualnych gości. Wystarczy jedynie wyglądać na pewnego siebie i bez trudu przemknie się przez hol. Mam w tym spore doświadczenie i uwierz, że za każdym razem mi się udawało - wzrusza ramionami, jakby to była jakaś oczywistość. 
- Nadal jednak nie rozumiem, po co tutaj jesteśmy - co ten hotel miał takiego w sobie, że wzbudził tak żywe zainteresowanie w Heidi? Raczej nie było tu żadnego muzeum, a i wyposażenie nie składało się z antyków. 
- Trochę więcej luzu. Nie robimy niczego złego. Za moment wszystko będzie jasne. Chwila cierpliwości. A podobno to zawsze ja jestem tą niecierpliwą - dogryza mi z premedytacją. 
- Bo jesteś i wszyscy doskonale o tym wiemy - wcale nie pozostaję jej w tej kwestii dłużny. 


Kiedy winda w końcu dociera na miejsce, wychodzimy na całe szczęście na opustoszały korytarz z mnóstwem drzwi do pokoi. Heidi jednak wydaje się świetnie w tym wszystkim orientować. Sprawnie zmierza do metalowych drzwi ukrytych w jednej z wnęk, za którymi kryją się dość wysokie schody, a następnie otwiera klapę prowadzącą na zewnątrz, którą również niezwykle szybko pokonuje. Miała w tym nadzwyczaj dobrą wprawę. 


- Witam na szczycie najwyższego budynku Oslo. Możesz się tu trochę rozgościć - wskazuje z wyraźnym zachwytem na przestrzeń dookoła, podchodząc bliżej krawędzi dachu. 
- Tu jest... - brakuje mi słów, aby opisać ten niewiarygodny widok na znaczącą część wyjątkowej panoramy miasta, będącego stolicą Norwegii, który wprost zapierał dech w piersiach.
- Magicznie? - Norweżka kończy za mnie z dobrze zauważalnym uśmiechem, błąkającym się jej po ustach, czego za nic nie spodziewałem się dzisiaj ujrzeć w jej wykonaniu. - Usiądź - wskazuje na miejsce obok siebie, a następnie całą sobą pogrąża się we wpatrywaniu w otwartą przestrzeń przed nami.  


- To właśnie tutaj przychodzę od lat, gdy chce uciec przed całą przytłaczającą mnie rzeczywistością. Tylko tutaj jestem w stanie przestać, przynajmniej na moment myśleć i zapomnieć o wszystkich problemach, z którymi sobie nie radzę - zwierza się mi, opierając ufnie swoją głowę na moim ramieniu. 
- Jak w ogóle odkryłaś drogę do tego miejsca? - zastanawiam się, nadal będąc pod olbrzymim wrażeniem towarzyszącym nam widokom i tej nienaturalnej ciszy, która nas otaczała, mimo że wciąż znajdowaliśmy się w jednej z najbardziej ruchliwych dzielnic miasta. 
- Dawno temu zabrał mnie tutaj taki jeden znajomy. Chyba chciał mi czymś z jakiegoś niewiadomego powodu zaimponować. Dla niego było to zwykłe miejsce, ale ja od razu przepadłam - rumieni się lekko na to wspomnienie, a mi zaczyna się ono coraz mniej podobać. 
- Znajomy mówisz? - mimo starań nie udaje mi się powstrzymać od nutki zazdrości, która towarzyszy moim słowom. 
- Tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosny o Jana Erica, dla którego liczyły się tylko dobra whisky i filozofia. Błagam - była wyraźnie rozbawiona moją reakcją. - Zapewniam, że nigdy nas nic ze sobą nie łączyło. To nie był zupełnie mój typ faceta. On wprost uwielbiał snuć wielogodzinne dysputy na tematy, które nikogo właściwie nie interesowały. Za to ja lubiłam, gdy nie musiałam zbyt wiele mówić w czyimś towarzystwie. Idealnie się dlatego uzupełnialiśmy. On miał kogoś, kto słuchał jego często bezsensownych wywodów bez żadnych protestów, a ja nie musiałam się tłumaczyć, dlaczego za nic nie chcę wrócić do siebie na noc. Jego to i tak nie interesowało. Mieszkał przez krótki czas piętro nade mną. Byłam wtedy jeszcze w szkole średniej, a Jan Eric wolnym słuchaczem na drugim roku studiów. Był niegroźny, no i w każdy weekend miał pod ręką butelkę porządnego alkoholu oraz stos gier planszowych, które uwielbiałam. Zwłaszcza że zawsze przegrywał ze mną z kretesem. Byłam prawdziwą mistrzynią w planszówkach. Takie coś na kształt złudnego schronienia wiele w tamtym czasie mi ułatwiało. Nasza znajomość się jednak mimowolnie zakończyła, gdy się wyprowadził. Nie było mi przesadnie żal. Niezbyt go chyba nawet lubiłam, choć i tak był najnormalniejszym ze wszystkich znajomych, których wtedy miałam - kończy z nutą lekkiego żalu po raz kolejny udowadniając, jak wiele musiała przejść, aby znaleźć się tu, gdzie teraz jest. 


- Myślisz, że potraktowałam Rasmusa trochę za ostro? - Heidi po dłuższej chwili milczenia, jakie między nami zapanowało, porusza temat, którego za nic bym się nie spodziewał. Sądziłem, że za wszelką cenę będzie chciała go unikać. Tymczasem ogromnie mnie zaskoczyła. 
- Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Nie mam pojęcia, jak sam bym zareagował na twoim miejscu. To wyjątkowo trudna sytuacja - szczerze wątpiłem, czy ktokolwiek chciałby się znaleźć na miejscu Heidi. 
- Naprawdę starałam się zachować spokój, ale po tym co opowiedział, zwyczajnie nie wytrzymałam. Gdyby nie zdradził wtedy mojej mamy, wszystko byłoby teraz inaczej. Może ona wcale by nie zachorowała i nadal by żyła? Na pewno miałabym jednak normalną rodzinę i spokojne dzieciństwo. Rodziców, o jakich zawsze marzyłam. Bezpieczny dom, do którego miałoby się ochotę wracać, a on to wszystko mi nieświadomie odebrał jedną nieprzemyślaną i głupią decyzją. Wiem, że nie tylko on jest winien. Moja mama nie musiała przecież stać się tym, kim się stała. Mogła poszukać pomocy, zamiast popaść w alkoholizm. Mogli również spróbować to jakoś naprawić, jeśli rzeczywiście się kochali. Ale to jedynie moje przypuszczenia. Nigdy nie dowiem się, jak to wszystko mogło się inaczej potoczyć. Nadal nie mogę jednak uwierzyć, że wiem, kim jest mój ojciec. To jak jakiś nierealny sen. Choć pewnie widzieliśmy się ostatni raz. Szkoda, że praktycznie nic o nim nie wiem poza samym imieniem - kręci głową z niezadowoleniem. 
- Ale możesz się tego wszystkiego wkrótce dowiedzieć, jeśli tylko będziesz chciała. Mam coś dla ciebie - wyciągam z kieszeni otrzymaną wizytówkę. - Dam ci ją, ale pod warunkiem, że nie porwiesz jej za chwilę w drobny mak. 
- Nie zrobiłabym tego, ale na razie to ty ją zachowaj. Tak będzie lepiej. Dla mnie jest za wcześnie na jakiś kontakt z nim, ale za jakiś czas, kto wie. Obecnie chcę jednak skoncentrować się na innych rzeczach. Muszę w końcu zamknąć za sobą definitywnie przeszłość i pójść naprzód. Skoro poznałam już całą prawdę, to pozostało mi tylko ją zaakceptować i się z nią jakoś pogodzić. Trwanie w nienawiści i złości do całego świata, nic mi nie da. Powinnam skupić się na przyszłości. Na studiach, pracy, czy przede wszystkim na nas. Ostatnie wydarzenia mocno odbiły się na naszym związku. Nie chcę, aby to dłużej tak wyglądało. Marzę jedynie o jak najszybszym powrocie do Salzburga, zobaczeniu się nareszcie z Effim i spędzeniu spokojnego wieczoru wyłącznie we trójkę. Kocham Norwegię, ale to z wami w Austrii jestem o wiele szczęśliwsza. Więc jeśli mam znowu stanąć na nogi, to tylko i wyłącznie tam - kończy z uśmiechem pełnym nadziei, że nadejdą jeszcze dla nas zdecydowanie lepsze dni. Sam również wierzyłem, że wszystko jeszcze będzie dobrze. Musiało być. 



💖💖💖💖

06.03.2021


Z ogromem sprzecznych emocji, staję przed drzwiami mieszkania, w którym się wychowałam i spędziłam większą część swojego życia. Bojąc się ten ostatni raz przekroczyć jego próg, choć wiedziałam, że to nieuniknione. Musiałam zabrać stąd te kilka ważnych dla mnie rzeczy, zanim oddam klucze jego prawowitemu właścicielowi, który zapewne w mgnieniu oka wciśnie je kolejnej osobie albo rodzinie, której nie było stać na nic lepszego. Nieoczekiwanie nadszedł czas mojego definitywnego pożegnania z tym miejscem, które niosło za sobą tak wiele złych i przykrych wspomnień, o których nie chciałam już jednak pamiętać. Tak wiele razy marzyłam, że raz na zawsze opuszczam to straszne miejsce, a teraz stawało się to rzeczywistością. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach i niestety bez mojej mamy.


Wkładając klucz do, jak zawsze zacinającego się zamka. Spoglądam mimowolnie na towarzyszącego mi Stefana, który ani myślał puścić mnie tu samej i uparł się, że pomoże mi w przejrzeniu rzeczy i zdecydowaniu, co się z nimi dalej stanie. W ostatnich dniach nie opuszczał mnie nawet na krok. Starając na każdym kroku we wszystkim wspierać i wspólnie radzić z moimi momentami słabości, które nadal zdarzały się dosyć często. Dzięki niemu było mi o wiele łatwiej z tym wszystkim radzić, za co byłam mu niewyobrażalnie wdzięczna. Na pojutrze mieliśmy zaplanowany lot do Salzburga, na który już teraz wyczekiwałam z utęsknieniem. Chciałam nareszcie znaleźć się w Austrii i wrócić do dobrze znanej mi normalności. Z nadzieją, że nadrabianie zaległości na studiach, czy praca w kawiarni pomoże mi skutecznie skupić się na teraźniejszości oraz uporać ze stratą rodzicielki. Zdawałam sobie również sprawę, że w najbliższej przyszłości czekały mnie poważne wybory, które miały zaważyć na dalszym życiu. Po zakończeniu roku akademickiego nie mogłam przecież nadal tkwić na głowie Inge i Michaelowi. Musiałam powoli zacząć się rozglądać za innym lokum, a przede wszystkim postanowić, w którym kraju będzie się ono ostatecznie znajdować. Podanie, o którym nikt z moich bliskich nie wiedział, dotyczące przeniesienia się na Uniwersytet w Salzburgu od końca pierwszego semestru tkwiło na biurku dziekana nadal nierozpatrzone. Wciąż wyczekiwano, jakie wyniki osiągnę na zakończenie stypendium i czy warto dać mi szansę. Ostatnie zawirowania w moim życiu nie zapowiadały jednak optymistycznych ocen z końcowych egzaminów, a to mogło wszystko niezwykle mocno skomplikować w moich planach. Powrót do Oslo równałby się przecież z rozłąką ze Stefanem, czego nawet nie chciałam sobie wyobrażać. Wręcz rozpaczliwie potrzebowałam go obok siebie. W tej kwestii nie było nawet sensu się okłamywać. 


- Zapraszam - przepuszczam Stefana w drzwiach od mieszkania, nie do końca do tego przekonana. Mimo że doskonale wiedziałam, że nie mam do tego większych powodów, to i tak wstydziłam się przed Stefanem tego, w jakich warunkach mieszkałam i funkcjonowałam. To było niczym zderzenie dwóch bardzo odległych światów w porównaniu z jego rodzinnym domem, co jeszcze mocniej ukazywało te wszystkie różnice między nami.
- Całkiem tu ładnie - mówi zaskakująco, a ja patrzę na niego z politowaniem.
- Możesz sobie darować. Mam jeszcze oczy i widzę, jak to tutaj wygląda - i tak było lepiej, niż się spodziewałam. Zaskakująco schludnie i czysto. Nawet zapach wilgoci był o wiele mniej wyczuwalny od tego, co zapamiętałam. Widocznie mama w ostatnich dniach przed pobytem w szpitalu, zabrała się za gruntowne porządki. Choć nie miałam pojęcia, jak w tak złym stanie zdrowia tego dokonała.
- Bez przesady. Wcale nie jest jakoś najgorzej - wzrusza ramionami, nie rozumiejąc mojego krytycyzmu. - To, od czego zaczynamy? Od twojego pokoju? - uśmiecha się cwanie. Nie mogąc się wprost doczekać jego zobaczenia.
- Chciałbyś. Tam naprawdę nie ma niczego ciekawego do oglądania. Nie wiem skąd ta twoja ekscytacja - tonuję jego entuzjazm.
- Może dla ciebie. Mnie za to od zawsze niesamowicie interesowało, co takiego skrywa królestwo mojej złośnicy.
- W takim razie idź i się przekonaj. To ostatnie drzwi. Tylko uważaj, żeby coś cię tam przypadkiem nie pożarło. Mój pokój gryzie i to dosyć mocno - śmieję się cicho, pozwalając mu się tam udać. Nie mając niczego do ukrycia.


Pakuję album ze zdjęciami do kartonowego pudełka, a następnie otwieram kolorową teczkę w celu przejrzenia jej zawartości, które wprawia mnie w niemałe zaskoczenie i wściekłość. Tego było już po prostu za wiele. Co ta dziewczyna sobie najlepszego wyobrażała?
- Stefan, chodź tutaj szybko. Nie uwierzysz, co znalazłam! - czytam kolejne zdania świetnie sporządzonej umowy, mającej na celu ostateczne pogrążenie mojej osoby przez Nelle, która tylko czekała na podpis mamy.
- Co się stało? - zjawia się przy mnie w mgnieniu oka.
- Byliśmy wyjątkowo naiwni, myśląc że Nelle sobie odpuściła i dała nam spokój. Tylko popatrz! Wraz z jakimś dziennikarzem próbowała przekupić moją mamę, aby podzieliła się historią naszego życia na łamach jakiejś plotkarskiej gazety i to za wyjątkowo duże pieniądze! Wiesz, co by się stało, gdyby ona na to przystała? Przecież wybuchłby olbrzymi skandal. To zniszczyłoby moje życie, a ty nie miałbyś spokoju nawet przez chwilę. Jak ona mogła w ogóle wpaść na tak perfidny pomysł? - to nie mieściło się mi zwyczajnie w głowie. Dlaczego Nelle nie potrafiła pogodzić się z tym rozstaniem? Przecież ona i tak nigdy nie kochała Stefana. Co chciała tą zemstą osiągnąć? 


- Dlaczego nic nie mówisz? - patrzę na dziwnie milczącego Stefana, wpatrującego się uważnie w kolejne strony tej nieszczęsnej umowy rozsypane aktualnie po stoliku. - Nie wyglądasz też na przesadnie zaskoczonego. Wiedziałeś coś o tym? - rzucam oskarżycielsko, obawiając się, że mogę mieć w tym przypadku rację.
- Heidi, ja... chciałem ci oszczędzić dodatkowych zmartwień. Myślałem, że sam jakoś poradzę sobie z tym szantażem Nelle i nic się nie stanie. Liczyłem, że da sobie po prostu spokój - przyznaje się do zatajenia przede mną prawdy ze sporym wstydem.
- Szantażu? O co w tym wszystkim do cholery chodzi?! - niczego już z tego nie rozumiałam.
- Tamtego dnia, gdy poznałem prawdę na temat prawdziwych intencji Nelle i jej relacji z Chrisem, zaszantażowała mnie, że albo skończę z tobą znajomość, albo ona namówi twoją mamę na ten wywiad - przyznaje się w końcu, ogromnie mnie tym samym rozczarowując.
- Słucham? I ty nic mi o tym nie powiedziałeś? Jak mogłeś? Przecież to w głównej mierze dotyczyło właśnie mnie. Miałam prawo wiedzieć! - nie miałam pojęcia, jak mógł się tak egoistycznie zachować. Tyle razy sobie obiecywaliśmy, że będziemy ze sobą szczerzy i nic nie będziemy przed sobą ukrywać.
- Zrozum, że chciałem cię tylko chronić. Bałem się również, że w obawie przed spełnieniem gróźb Nelle, zakończysz naszą relację. Ja nie mogłem na to pozwolić. Zbyt mocno mi na tobie zależy - próbuje się tłumaczyć, ale to absolutnie do mnie nie trafia. Dawno już się na nikim tak okrutnie nie zawiodłam.
- Chciałeś mnie chronić? Kłamiąc za każdym razem w żywe oczy, gdy pytałam cię, czy Nelle się przypadkiem znowu z czymś nie naprzykrza. Z czym jeszcze mnie okłamywałeś? Co takiego jeszcze przede mną ukrywasz? - za nic nie uwierzę, że to był tylko ten jeden raz. Między nami było pewnie wiele kłamstw, niedomówień i sekretów.
- Przysięgam, że nic. To jedyna tajemnica, którą przed tobą miałem. Więcej nie było i nigdy nie będzie - zarzeka się. - Musisz mi uwierzyć - próbuję złapać mnie za rękę, ale od razu się wyrywam. Za nic nie byłam w stanie tak po prostu mu odpuścić.
- Nie, Stefan. Ja już nic nie wiem i nic nie muszę. Ufałam ci bezgranicznie, a ty to z premedytacją wykorzystałeś. Strasznie się na tobie zawiodłam - czułam się zraniona i dogłębnie oszukana. W życiu bym się nie spodziewała, że będzie to zasługą akurat Stefana.
- Przepraszam. Wybacz mi. To się nigdy więcej nie powtórzy - stara się mnie za wszelką cenę przekonać, ale ja już niczego nie byłam pewna. Wiedziałam jedynie, że muszę natychmiast znaleźć się, jak najdalej od Stefana i trochę ochłonąć, a potem wszystko sobie na spokojnie poukładać. W innym przypadku nasza kłótnia za parę sekund mogła skończyć się w o wiele gorszy sposób.


- Dokąd idziesz? - Stefan był ogromnie zdezorientowany moimi poczynaniami, gdy wkładam na siebie nerwowo kurtkę.
- Muszę się przewietrzyć. Sama. Szkoda, że  nawet tobie nie można ufać - na odchodne obdarzam go wyłącznie smutnym i pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Cieszyłam się, że przynajmniej nie próbował mnie zatrzymać. Widocznie zdawał sobie doskonale sprawę, co takiego nawyprawiał. 


Zatrzaskuję za sobą drzwi z głośnym hukiem. Chcąc jak najszybciej opuścić ten przygnębiający mnie do cna budynek. Niestety ktoś mi to bardzo skutecznie uniemożliwia. Jeszcze tylko jego mi tutaj brakowało. 


- Proszę, proszę. Któż to zaszczycił nas nareszcie swoją obecnością - ze szczytu schodów dobiega mnie ironiczny głos Leo, który był chyba ostatnią osobą, jaką miałam ochotę jeszcze kiedykolwiek spotkać.
- Czego chcesz? Nie jestem w nastroju do pogawędek - ani myślałam silić się na jakąkolwiek uprzejmość. Byłam na to stanowczo zbyt mocno wzburzona.
- Widzę, że milutka jak zawsze. Powiedz mi Heidi, jakie to uczucie wpędzić własną matkę do grobu? Zadowolona jesteś z siebie? Zostawiłaś ją tak samo, jak mnie i to wyłącznie dla własnej wygody - podchodzi do mnie bliżej z wyjątkowo prześmiewczym uśmieszkiem. Z kilometra dało się też wyczuć od niego nieprzyjemną woń alkoholu. Bez żadnych wątpliwości Leo był porządnie wstawiony. - Ty się ustawiłaś, a twoja matka zostawiona sama sobie umarła. Zawsze każdy z nas wiedział, że niezłe z ciebie ziółko, ale kilkukrotnie przebiłaś nasze oczekiwania względem ciebie. Jesteś skończoną egoistką gorszą od nas wszystkich razem wziętych - oskarża mnie, celowo próbując wpędzić w poczucie winy. Od zawsze był w tym mistrzem. Za nic nie mogłam jednak tym razem mu na to pozwolić.
- Pieprz się, Leo. Nic nie wiesz ani o mnie, ani o mojej mamie. Twój rozumek jest za mały, aby cokolwiek z tego zrozumieć - staram się go wyminąć, ale zagradza mi skutecznie drogę.
- Sam jakoś nie mam ochoty się pieprzyć, ale z tobą? Z wielką chęcią. Nie wiem tylko, czy stać mnie teraz na twoje usługi. Ile bierzesz sobie za numerek? Pewnie sporo, skoro tak dobrze ci się zaczęło powodzić. A może ustawiłaś się jeszcze lepiej i znalazłaś sobie sponsora? Zawsze wiedziałem, że nadajesz się tylko do jednego. To dlatego wolałem Marię od ciebie - wybucha głośnym śmiechem, a ja próbuję go spoliczkować za te wszystkie ohydne i obraźliwe słowa. W pełni mu się należało. Poza tym podświadomie próbowałam wyżyć się na Leo i wyładować na nim swoją ogromną złość, którą wciąż odczuwałam na Stefana. Leo jednak mimo stanu porządnej nietrzeźwości na nieszczęście orientuje się w moich zamiarach i szybko je udaremnia.


- Nawet nie próbuj! Za kogo ty się masz? - łapie mnie mocno za nadgarstek. Wyginając do tyłu rękę.
- Puść mnie! - syczę z bólu, zaczynając się z nim szarpać. Był jednak dla mnie za silny. W końcu Leo łapie mnie gwałtownie za ramiona i odpycha z całej siły od siebie. Ten niespodziewany ruch powoduje utratę przeze mnie równowagi. Nie udaje mi się złapać poręczy, przez co ani się spostrzegę, a zaczynam spadać na sam dół z tych niezwykle stromych schodów, na które wszyscy nieustannie złorzeczyli. Wszystko dzieje się w zastraszającym tempie. Wielokrotne uderzenia różnymi częściami ciała o kolejne betonowe stopnie, kosztują mnie mnóstwo bólu. Najgorsze przychodzi jednak na sam koniec, gdy z całą mocą uderzam o jeden z ostatnich głową. W sekundę tracę świadomość, a jedynym co zapamiętuję, to wrażenie, że coś rozsadza moją czaszkę niemal od środka.


💖💖💖💖

06.03.2021


Słysząc jak Heidi opuszcza mieszkanie. Wpatruję się w jeden punkt znajdujący na ścianie, nie mogąc uwierzyć w to, co się tu przed momentem wydarzyło. Chyba nigdy nie żałowałem niczego w swoim życiu bardziej, jak zatajenia przed Heidi tego perfidnego szantażu Nelle, który na całe szczęście nigdy nie doszedł do skutku. To jednak było wyjątkowo marne pocieszenie przede wszystkim teraz, gdy Norweżka poznała w końcu prawdę, tracąc przy tym do mnie ogrom zaufania. Nie miałem pojęcia, co się z nami po tym stanie i czy Heidi zdecyduje się mi wybaczyć. Dlaczego, gdy wszystko zmierzało ku lepszemu, musiało wydarzyć się właśnie coś takiego? Nelle mogła nie uczestniczyć czynnie w moim życiu, a i tak nadal potrafiła je idealnie niszczyć. Była w tym po prostu mistrzynią. Znowu nie do końca świadomie osiągnęła swój cel i wprowadziła niemałe zamieszanie. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas i nigdy nie dopuścić do naszego poznania.


Moje użalanie się nad sobą przerywa niespodziewanie odgłos czegoś, co przypominało kłótnię dochodzącą z klatki schodowej. Mimo że Heidi ostrzegała mnie, że w tym miejscu to norma, nie potrafiłem przejść obok tego obojętnie, a już na pewno nie wtedy, gdy słyszę głośny odgłos jakiegoś upadku. Zaniepokojony podążam do drzwi wejściowych, wychodząc ostrożnie  z mieszkania. Najpierw zauważam jakiegoś zakapturzonego mężczyznę, który zdecydowanie przed czymś uciekał. Zbiegając z kolejnych pięter, jakby się co najmniej paliło. Sekundę potem mam wrażenie, że moje serce przestaje zwyczajnie bić. Patrząc na bezwiednie leżące ciało Heidi na półpiętrze, nie mogę się niemal ruszyć z miejsca. Byłem jak sparaliżowany. To nie mogła być ona! To musi być jakiś koszmar, z którego za chwilę się obudzę. Nic takiego jednak nie następowało. 



Z ogromnym trudem i niemal na oślep pokonuję więc te kilkanaście schodków, stając z przerażeniem przy niej. Dziewczyna była nieprzytomna, a jej ciało wygięte pod dziwnym kątem. Za to plama krwi tworząca się tuż przy jej głowie, która coraz szybciej zwiększała swoją objętość, doprowadza mnie niemal do łez. Nie musiałem być lekarzem, aby wiedzieć, że znajdowała się w tragicznym stanie. 



- Heidi, błagam cię, obudź się. Heidi, proszę... - pochylam się nad nią, wybierając na telefonie numer alarmowy. Po zawiadomieniu pogotowania o wypadku osuwam się z bezsilności na podłogę tuż przy Heidi, czując że mój świat właśnie w tym momencie rozsypuje się w drobny mak.