niedziela, 18 października 2020

Rozdział 20

 

09.02.2021


Po dostarczeniu z pogodnym uśmiechem zamówienia do stolika kolejnym podczas tego popołudnia gościom kawiarni, którzy od dobrych kilku już dni z wielką przyjemnością masowo na nowo odwiedzali jej świeżo wyremontowane wnętrze, które zgodnie z obietnicą pani Anne rzeczywiście prezentowało się teraz w iście wspaniały i przytulny sposób. Nie pozostawiający na całe szczęście nawet najmniejszego śladu tego, czego dopuścił się Max z Matthiasem tamtej koszmarnej nocy podczas włamania. Wracam nieśpiesznie za wciąż błyszczącą nowością ladę, z dużą dozą niecierpliwości odliczając minuty ostatniej godziny mojej zmiany, chcąc jak najszybciej zakończyć swoją dzisiejszą pracę i resztę popołudnia poświęcić realizacji moich porannych założeń oraz Effiemu. Biedak od rana znajdował się sam w mieszkaniu Stefana, nie mogąc się zapewne doczekać, aż któreś z dwójki jego właścicieli w końcu się zjawi i poświęci mu trochę swojej uwagi, której niemal nieustannie się domagał, uwielbiając znajdować się w centrum czyjegoś zainteresowania. Z każdym następnym wspólnym dniem wieź między naszą trójką, stawała się coraz silniejsza, a ja wprost kochałam czas spędzony z tą małą kulką szczęścia, która wprowadziła mnóstwo radości do mojego często dosyć ponurego życia.


Opieram się lekko o kontuar lady, mimowolnie przymykając na chwilę oczy. Byłam mocno wykończona pobudką o świcie i przedpołudniowymi zajęciami na Uniwersytecie oraz ilością zaserwowanego nam przez wykładowców materiału do przyswojenia. Ledwie skończyły się niezwykle wymagające egzaminy, a już narzucono nam szaleńcze tempo przekazywania niezbędnej do zaliczenia tego roku wiedzy. Drugi semestr zapowiadał się jeszcze ciężej od swojego poprzednika, wprawiając przez to większość z nas w niemałe zwątpienie w swoje umiejętności. Nawet taki lekkoduch jak Katinka straciła większość swojego optymizmu i wyluzowania, zaczynając się poważnie obawiać i panikować, przez co wraz z Domenico musieliśmy przywołać ją dzisiaj  stanowczo do porządku. Ja jednak tym razem starałam się nie zamartwiać na zapas, dobrze wiedząc, że w niczym mi to nie pomoże. Wolałam skupiać się na innych rzeczach, jak choćby moja wciąż rozwijająca się relacja ze Stefanem, w którą z każdym dniem angażowałam się coraz bardziej i bardziej. Czując, że to jest właśnie ten brakujący element, którego od dawna mi brakowało. Dzięki temu, co nas łączyło miałam nieodparte wrażenie, że rozwiązanie każdego problemu stało się nagle o wiele prostsze, a na dodatek napełniało mnie takim szczęściem, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Mimo że starałam się w miarę możliwości zachować zdrowy rozsądek, to i tak zaczynałam widzieć świat przez te przysłowiowe różowe okulary. Miałam tylko nadzieję, że to źle się kiedyś dla mnie nie skończy i nie pożałuję, że odważyłam się tak bardzo otworzyć na drugą osobę i obdarzyć ją dotychczas nieznanymi dla mnie uczuciami. Kochałam Stefana całą sobą, mimo że wciąż nie zawsze potrafiłam to właściwie okazać, nie wspominając już o wyartykułowaniu w jego kierunku tych dwóch najważniejszych słów. Wierzyłam jednak, że to wszystko przyjdzie z czasem i wkrótce przestanę być taką związkową ignorantką. Krok po kroku cierpliwie ucząc się okazywania odczuwanych przez siebie uczuć.


Znaczące chrząknięcie Olivii przywołuje mnie gwałtownie do rzeczywistości. Dziewczyna, która dotychczas zajmowała się wszystkim innym tylko nie pracą, patrzyła na mnie z grymasem niezadowolenia, że w ogóle śmiałam zrobić sobie minutową przerwę, wskazując na stolik, przy którym czekali nowo przybyli klienci na złożenie zamówienia. Biorę swój notesik i podążam w ich kierunku bez słowa, nawet nie próbując wdawać się z nią w większą dyskusję. Woląc nie wywoływać niepotrzebnego zamieszania przy takiej ilości osób. To było nikomu niepotrzebne, zwłaszcza po tylu dniach, gdy lokal był zamknięty.


Na nieszczęście to właśnie Olivia podczas dzisiejszego dnia zastępowała Louise, co było dla mnie wyjątkowe trudne do zniesienia. Od pierwszego dnia mojego zatrudnienia w tym miejscu, nie umiałam odnaleźć z tą wyjątkowo próżną dziewczyną wspólnego języka. Obydwie nie przypadłyśmy sobie do gustu i starałyśmy się unikać swojego towarzystwa najbardziej, jak tylko się dało. Tym bardziej pragnęłam, aby nasza dzisiejsza współpraca, o ile dało się to w ogóle tak nazwać, jak najszybciej dobiegła końca. Podejrzewałam, że gdyby nie wparcie Stefana, którego udzielał mi w formie zabawnych wiadomości i świadomości, że to właśnie dziś wracał nareszcie z zawodów z odległej Japonii. Nie byłabym taka opanowana i prędzej czy później doszłoby między mną a Olivią do niezbyt przyjemnej scysji, która byłaby prawdziwą gratką dla wszystkich obecnych gości.


- Heidi, nie uwierzysz, co się stało! Chodź szybko na zaplecze, mam ci mnóstwo do opowiedzenia! - gdy kończę czyścić ekspres do kawy, nieoczekiwanie Louisa wpada do kawiarni niczym huragan, odrywając gwałtownie od pracy i ciągnąc mnie za sobą w stronę pomieszczenia dla personelu. 
- Poczekaj moment, co ty tutaj w ogóle robisz? - staram się czegoś dowiedzieć od mojej niezwykle podekscytowanej przyjaciółki. 
- Zaraz się wszystkiego dowiesz, tylko chodźmy w bardziej ustronne miejsce. Tutaj jest za dużo wścibskich par uszu - Louisa rzuca znaczące spojrzenie w kierunku Olivii, na co reaguję cichym śmiechem. Dobrze wiedziałam, że nie lubi jej równie mocno, jak ja. 
- Dobrze, daj mi tylko to dokończyć. Minutę chyba wytrzymasz? - nie chciałam zostawiać nieskończonej przez siebie pracy. 
- Moment! Louisa przypominam ci, że Heidi jest w pracy. To, że się z tobą przyjaźni, nie upoważnia jej do specjalnych względów, wiesz? Wasze pogaduszki możecie sobie uskuteczniać w wolnym czasie i po zakończonych obowiązkach - wyniosły ton głosu Olivii dociera do naszej dwójki. Mogłam się spodziewać, że będzie miała jakieś aluzje. 
- I kto to mówi? Naprawdę myślisz, że nikt nie wie, jak przez większość czasu po prostu się obijasz? Moja mama również świetnie zdaje sobie z tego sprawę i ma do ciebie coraz mniej cierpliwości, moja droga. Poza tym Heidi na pewno nie wykorzystała jeszcze przysługującej jej przerwy, prawda? - kiwam niepewnie głową na potwierdzenie, co Louisa kwituje jedynie pełnym dezaprobaty spojrzeniem w moim kierunku. - Tak myślałam. Dlatego od teraz masz już wolne. To polecenie służbowe, a ty weź się w końcu do uczciwej pracy, jeśli nie chcesz jej jeszcze dziś stracić, księżniczko - zwraca się swoim autorytarnym tonem do Olivii, wprawiając ją tym samym w lekki szok. Ostatkiem sił powstrzymuję się przed głośnym wybuchnięciem śmiechu. Moja przyjaciółka czasami potrafiła być naprawdę przerażająca.

- To, co jest, aż tak pilne, że nie mogło poczekać do końca mojej zmiany? - pytam, opierając się lekko o blat biurka. Chcąc nareszcie poznać główną przyczynę tego zamieszania. 
- Max został dziś rano aresztowany. Mama dopiero co wróciła z komisariatu, aby dopełnić ostatnich formalności w związku z zakończeniem śledztwa. To koniec całej tej farsy. Nareszcie możesz być w pełni spokojna - dziewczyna przekazuje mi radosne nowiny, a ja mam wrażenie, że ważący tonę głaz spada mi po tak długim wyczekiwaniu z serca. 
- Naprawdę? - nie dowierzam. Ostatnio zaczynałam coraz bardziej wątpić, że Max odpowie za swoje czyny. Dni mijały, a po nim nie było żadnego śladu. - To wspaniała wiadomość. Jak do tego w ogóle doszło? - dopytuję, licząc na poznanie jakichś niezwykle interesujących mnie szczegółów. 
- Nie wiem wszystkiego, ale policja kilku dni temu wpadła na jego trop. Odkryli, że ukrywał się w jakiejś norze swojego kumpla na obrzeżach Salzburga. Namierzyli w końcu adres i zaserwowali im niezbyt miłą pobudkę. Max poddał się bez żadnego słowa sprzeciwu. Podobno wyglądał na zupełnie z tym pogodzonego, jakby tylko czekał na to zatrzymanie. Widocznie to ukrywanie go wykończyło i stracił nadzieję na wyjście z tego bez szwanku. Dobrze mu tak! - przekazuje mi entuzjastycznie, ciesząc się niemniej ode mnie z takiego obrotu sprawy. - Najlepsze jest jednak to, że niemal od razu wyśpiewał cały ich misterny plan i przebieg tego włamania, jak na jakiejś spowiedzi. Oczyszczając ciebie z tych wszelkich absurdalnych podejrzeń. Wystarczyło, że przesłuchujący policjant lekko go przycisnął i zagroził, że odmawianie wyjaśnień i dalsze mataczenie wyłącznie pogorszy jego sytuację. Wtedy już całkowicie zmiękł. Przyznał się do wszystkiego, tłumacząc że potrzebował pieniędzy, bo narobił sobie długów u niewłaściwych osób. Podobno planował ten napad od kilku miesięcy. Dlatego też obserwował naszą kawiarnię od dłuższego czasu, chcąc lepiej poznać nasze zwyczaje, okolice, a przede wszystkim znaleźć wewnątrz nas pomocnika, i teraz uważaj, którym miałaś być ty - ostatnie słowa Louisy wprawiają mnie w niemałą konsternację. O co tutaj w ogóle chodziło? To miał być jakiś żart?
- Słucham? Co to niby ma znaczyć? - pytam, nie umiejąc sobie tego racjonalnie wytłumaczyć. Max nie mógł być chyba, aż tak głupi, sądząc że mogłabym mu kiedykolwiek pomóc w czymś tak okropnym i bezprawnym. 
- Heidi, myślę że wasze poznanie się nie było przypadkowe. Max to wszystko od samego początku ukartował. Wiedział pewnie, że mama chce zatrudnić nową osobę. Kiedy już się jakoś dowiedział, że to ty. Liczył pewnie, że cię uwiedzie i tak omota, że zrobisz dla niego wszystko, a kiedy się nie udało, spróbował sam uzyskać potrzebną mu gotówkę. Nie mając pojęcia, że tutaj jej nie znajdzie. Policjant prowadzący tę sprawę powiedział dodatkowo mamie, że to podobno nie pierwsza taka próba tego duetu. Wcześniej próbowali ze stacją benzynową. Co najgorsze w tamtym przypadku jakaś dziewczyna dała się namówić i im pomóc. Coś jednak poszło nie tak i wpadli, ale jakimś cudem wzięła całą winę na siebie, a oni uniknęli większej odpowiedzialności - nie mogłam zwyczajnie uwierzyć w te rewelacje. To po prostu nie mogła być prawda! On nie mógł być, aż tak podłym i bezwzględnym człowiekiem. 
- Mam rozumieć, że od początku byłam tylko instrumentem mającym na celu ułatwienie włamania tutaj? Max chciał mnie jedynie wykorzystać, a ja przez tyle czasu niczego nie zauważyłam? Co za idiotka ze mnie - kręcę z niedowierzaniem głową, wściekła na samą siebie. Jak mogłam być taka naiwna i się w niczym nie zorientować? Przecież to powinno być oczywiste. Nawet ktoś taki, jak Max nie zainteresowałby się mną w tak szybkim czasie. Strach było również pomyśleć, jak to wszystko mogło się zakończyć, gdybym rzeczywiście zaangażowała się w relację z nim, jak na początku planowałam, a co gorsza zaczęła żywić do niego jakieś pozytywne uczucia. 
- Przepraszam, Heidi. Ja i mój beznadziejny takt. Powinnam ci to przekazać delikatniej. W końcu się z nim spotykałaś i coś was na pewno łączyło - Louisa spogląda na mnie przepraszającym spojrzeniem, ale ja nie miałam jej niczego za złe. Sama byłam sobie winna, że mimo wewnętrznych ostrzeżeń, zadawałam się z Maxem. Chcąc tym samym udowodnić wszystkim nie wiadomo co. 
- Nic się nie stało. To przecież nie twoja wina, że byłam totalną kretynką. Najważniejsze, że Max został zatrzymany i poniesie odpowiedzialność za swoje czyny. A ja mam tylko jeszcze jedną nauczkę, żeby nie zadawać się z niewłaściwymi osobami - posyłam jej znikomy uśmiech. Starając się nie dopuścić do siebie przygnębiających myśli. Czasu i tak nie byłam już w stanie cofnąć. Rozpamiętywanie popełnionych błędów nic dobrego mi nie przyniesie. 
- Nie przejmuj się tym. Ja również zadawałam się z wieloma złymi facetami. Najważniejsze jednak, że po tym błądzeniu w końcu trafiłyśmy na tych właściwych, prawda? - bez wahania kiwam głową na potwierdzenie, chcąc wierzyć, że to rzeczywiście prawda i tym razem na pewno się nie zawiodę. - Głowa do góry. Ten koszmar już za nami. Od teraz wszystko będzie dobrze. Przed nami same pozytywne dni.
 

- Na pewno nie chcesz gdzieś pójść i się trochę zrelaksować? Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie chcę, abyś dołowała się przez tego idiotę Maxa i jego chore zamiary. Powinnaś być dumna z siebie, że nie dałaś się nabrać na jego chore gierki i dawno temu się go pozbyłaś ze swojego życia. Praktycznie od razu się na nim poznałaś w przeciwieństwie do innych dziewczyn, które nie miały tyle szczęścia - gdy opuszczamy kawiarnię, Louisa przypatruje się mi ze sporym zmartwieniem. Wyraźnie obawiając się, że prawda o mojej relacji z niedoszłym chłopakiem w jakimś stopniu mnie jednak załamie. 
- Nic mi nie jest. Wiesz, że nigdy i tak nie traktowałam naszej relacji na poważnie. Po prostu wciąż nie mogę jedynie uwierzyć, że można być tak podłym i próbować wykorzystywać innych jedynie dla swoich korzyści. Jedyne czego bym chciała, to wygarnąć Maxowi prosto w twarz, co o nim myślę. Ogromnie żałuję, że ktoś taki stanął na mojej drodze - wzruszam obojętnie ramionami, nie odczuwając większego smutku, czy poczucia zranienia. Przywykłam do tego, że ludzie kochali mnie wykorzystywać. Złościłam się wyłącznie na swoją wieczną naiwność. Zapewne sytuacja wyglądałaby teraz zgoła inaczej, gdybym cokolwiek do niego kiedykolwiek poczuła. Dlatego tym bardziej dziękowałam losowi, że coś takiego nigdy nie miało miejsca. - Poza tym Stefan dzisiaj wraca. Mamy spędzić wspólny wieczór, także nie będę sama - dodaję, mimowolnie uśmiechając się sama do siebie, mimo nie najlepszego humoru. Nie mogłam się wprost doczekać, aż znowu będziemy razem. 
- No tak, to całkowicie zmienia postać rzeczy. Już on na pewno się tobą zajmie i skutecznie poprawi ci nastrój - mruga do mnie dwuznacznie, a na policzkach czuję lekkie uderzenie gorąca z powodu zawstydzenia na te insynuacje, które i tak na pewno nie będą miały miejsca. Stefan zachowywał się jak największy dżentelmen pod słońcem i nie pozwalał sobie na nic innego poza niekiedy trochę bardziej zachłannymi pocałunkami. O upojnych nocach, które wyobrażała sobie Louisa, mogłam na razie tylko pomarzyć. - Wiesz, jak ja wam zazdroszczę, że macie tyle prywatności? My z Domenico możemy o tym zapomnieć przez jego upierdliwego współlokatora i moich rodziców. Nie mogę się dlatego doczekać, aż zamieszkamy razem. Jeszcze tylko kilka tygodni i będzie nas na to stać - zaskakują mnie te niespodziewane wieści. W życiu bym nie podejrzewała, że ta dwójka już teraz snuła tak poważne plany na wspólną przyszłość. 
- Naprawdę chcecie ze sobą zamieszkać? - dziwię się lekko. 
- Oczywiście. Po co mamy czekać? Domenico raczej zdecydował się zostać w Austrii na dłużej i dokończyć tu studia, więc nic już nie stoi nam na przeszkodzie. Heidi, życie jest krótkie i szkoda go marnować na jakieś wątpliwości, a ja jestem pewna, że to z Domenico chcę być - czasami zazdrościłam Louisie tej beztroski, z jaką podchodziła do nawet najbardziej gruntownych zmian w swoim życiu. Ja tak chyba już nigdy nie będę potrafiła.

- Udanego wieczoru ze Stefanem i jeszcze lepszej nocy wam życzę - słyszę na pożegnanie od Louisy, na co gromię ją wzrokiem. Oczywiście ona nic sobie z tego nie robi. Chichocząc lekko pod nosem. 
- Jesteś czasami nie do zniesienia, wiesz?- kręcę z dezaprobatą głową. 
- Za to właśnie mnie uwielbiasz. Do zobaczenia - posyła mi ostatni niewinny uśmieszek i udaje się niemal w podskokach w stronę swojego domu.

Kończę nakrywać do stołu, dokonując na nim ostatnich delikatnych poprawek, gdy słyszę zgrzyt zamka, oznaczający że właściciel mieszkania nareszcie do niego dotarł. Na mojej twarzy od razu pojawia się szeroki uśmiech radości. Im moja relacja ze Stefanem stawała się bliższa, tym gorzej radziłam sobie z tęsknotą za nim. Czasami wystarczyło, że nie kontaktowaliśmy się ze sobą zaledwie kilka godzin, a ja już nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Moje reakcje zaczynały mnie coraz bardziej zaskakiwać, a niekiedy i lekko przerażać. Zawsze starałam się być niezależna, a tymczasem za sprawą jednego Austriaka cały mój światopogląd i przekonania zostały wywrócone do góry nogami.


- Stefan, jesteś w końcu! - pokonuję ostatnie dzielące nas od siebie kroki w iście sprinterskim tempie, wyprzedzając nawet Effiego, co było nie lada sztuką. Mocno wtulam się w tak uwielbiane przeze mnie ramiona, a następnie inicjuję wyjątkowo długi pocałunek między nami, w którym zawieram całą swoją tęsknotę. 
- Wszystko w porządku? - gdy odsuwamy się od siebie, Stefan patrzy na mnie z lekką dezorientacją i zaskoczeniem. 
- Oczywiście, dlaczego miałoby być inaczej? - nie rozumiałam, skąd brały się u niego te nagłe wątpliwości. 
- Po prostu nie wiem, czym sobie zasłużyłem na takie wylewne powitanie z waszej strony. To do ciebie nad wyraz niepodobne - bierze na ręce Effiego, który od dłuższego momentu domagał się poświęcenia mu większej uwagi. - Czyżbyś się za mną trochę stęskniła? - pyta zuchwale niezwykle zadowolony z takiego obrotu sprawy. 
- Powiedzmy, że odrobinę bardziej niż zazwyczaj, ale przypadkiem sobie za bardzo nie zacznij schlebiać - przytulam się do niego na powrót, nie potrafiąc sobie tego zwyczajnie odmówić. 
- Nawet bym nie śmiał - całuje mnie w czubek głowy ze śmiechem. - Muszę chyba jednak zacząć wyjeżdżać na dłużej, skoro potem czekają na mnie takie wylewne powitania - dodaje ze śmiechem. 
- Nie radziłabym ci, bo wtedy się inaczej policzymy - ostrzegam go. - Dosyć tych pogawędek, dokończymy je przy jedzeniu. Przynajmniej przestaniesz mi marudzić, że masz już serdecznie dosyć japońskich przysmaków - pociągam go za sobą w głąb mieszkania, gdzie czekała już na nas romantyczna kolacja, nad którą pracowałam z niezwykłą starannością przez całe popołudnie.

Stefan staje jak wmurowany na środku salonu, przypatrując się z niedowierzaniem przygotowanej przeze mnie niespodziance. Uśmiecham się z poczuciem satysfakcji, bo tak jak się domyślałam ostatnią rzeczą, jaką by się po mnie spodziewał, była romantyczna kolacja przy świecach. Miło było go, choć raz czymś w tak ogromny sposób zaskoczyć.


- Heidi, to twoje dzieło, czy pomyliłem mieszkania? - udaje mu się z siebie wykrztusić po dłuższej chwili szoku. 
- Oczywiście, że moje. Po prostu pomyślałam sobie, że ostatnio mieliśmy trochę powodów do świętowania. Twoje dobre wyniki w zawodach, moje zdane egzaminy, to że chyba Nelle sobie odpuściła i dała nam spokój, a na dodatek dzisiaj dowiedziałam się, że Max został zatrzymany. Powinniśmy to wszystko w jakiś sposób uczcić. Chciałam też spędzić z tobą miło czas, to wszystko - wymieniam kolejne powody, dla których zadałam sobie ten trud. 
- Naprawdę go aresztowali? - Stefan szuka potwierdzenia podobnie do mnie, gdy się o tym dowiedziałam. 
- Tak. To koniec. Max to definitywnie zamknięty rozdział w moim życiu - ogromnie się cieszyłam, że mogłam to w końcu powiedzieć. 
- To wspaniale. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak długo czekałem na tę świadomość, że ten idiota już nigdy więcej ci nie zagrozi - przygarnia mnie do siebie, opiekuńczo do siebie przytulając.

- Przez to wszystko zapomniałabym o najważniejszym powodzie tej kolacji. Postanowiłam nauczyć się trochę tego osławionego romantyzmu, dlatego doceń moje starania i spędźmy ze sobą ten tak długo wyczekiwany wieczór tylko we dwoje. Możemy to również zaliczyć do listy naszych randek. To już będzie dziesiąta - przypominam mu z nadzieją, że pamięta, co takiego się po niej odblokowywało na stworzonej przeze mnie z przymrużeniem oka liście. 
- Nie zrozum mnie tylko przypadkiem źle. Ogromnie doceniam tę niespodziankę i trud, jaki w to wszystko włożyłaś. Nie chcę jedynie, abyś robiła cokolwiek wbrew sobie. Nie musisz się dla mnie zmieniać, bo uwielbiam cię taką, jaką jesteś - zapewnia, co było dla mnie niezwykle ważne. Świadomość, że ktoś akceptuje cię ze wszystkimi wadami i słabościami, była niezwykle budująca. 
- Ale ja się nie zmieniam, a wyłącznie ewoluuję. Nadal nie lubię ckliwych romansów, zakupów i różowego koloru. Jestem tą samą złośnicą, co zawsze - uspokajam go, całując przelotnie w usta. 
- Wcale nie jesteś złośnicą. Co najwyżej tylko troszeczkę, gdy nie masz humoru. 
- Zapraszam do stołu, bo wszystko zaraz naprawdę wystygnie.

Następne minuty upływają nam w wyśmienitej atmosferze. Bez reszty zatracamy się w rozmowie o wszystkich interesujących nas tematach, starając się nadrobić ostatnie tygodnie, gdy nie mieliśmy dla siebie praktycznie w ogóle czasu. Czerpałam garściami z takich chwil, jak te doskonale wiedząc, że stanowiły one fundamenty naszego bycia ze sobą. W końcu to właśnie od tego nie za często spotykanego porozumienia wszystko się między nami zaczęło. Tylko tyle było mi potrzebne do szczęścia, niczego więcej nie potrzebowałam.


- Mam nadzieję, że ci smakowało - szukam potwierdzenia, gdy zaczynam zabierać się za sprzątanie po naszym niezwykle udanym posiłku, przy którym doskonale się bawiliśmy. 
- Jeszcze pytasz? Wszystko było wyśmienite. Z wielką chęcią jadałbym z tobą codziennie takie kolacje - puszczam tę uwagę mimo uszu, zanosząc talerze do kuchni. Doskonale wiedząc, że była aluzją do naszego wspólnego zamieszkania, stanowiącego ostatnio kość niezgody między nami.

Resztę wieczoru postanawiamy spędzić na kanapie, ciasno do siebie przytuleni i udający, że staramy się skupić na oglądaniu filmu wyświetlanego na ekranie telewizora, choć w rzeczywistości większą część naszej uwagi pochłaniała wymiana pocałunków i coraz odważniejsze badanie swoich ciał lekko drżącymi z powodu targającymi nami emocji dłońmi. Było mi tak dobrze, że w mig zapomniałam o swoim postanowieniu powrotu do mieszkania przyjaciół, w którym przecież nadal mieszkałam, choć w ostatnim czasie spędzałam w nim o wiele mniej nocy niż w tym.


- Powinnam się zbierać. Zrobiło się późno - odsuwam się niechętnie od Stefana, mimo jego wyraźnych protestów.
- Zostań. Chcę się tobą nacieszyć. Ostatnio ciągle się mijamy. To kolejny argument za tym, że powinnaś się tutaj przenieść na stałe. Uszczęśliwiłabyś tym nie tylko mnie, ale również Effiego. Zastanów się jeszcze nad tym. Czy ta perspektywa naprawdę jest dla ciebie taka straszna? - mimowolnie spoglądam na zwiniętego w kłębek pieska, śpiącego na drugim końcu kanapy, uważając że to wyjątkowo nie fair zagrywka. 
- Stefan, nawet nie zaczynaj od nowa tego tematu. Rozmawialiśmy już o tym i na razie wszystko zostaje tak, jak jest. Jesteśmy ze sobą kilka tygodni, a to stanowczo za wcześnie na wspólne zamieszkanie. Niektórzy nawet po latach bycia ze sobą nie decydują się na taki krok - wyrażam swoją niezmienną opinię. 
- Ale my znamy się o wiele dłużej niż kilka tygodni, a inni mnie nie obchodzą. Heidi, przecież obydwoje wiemy, że chcemy być ze sobą. W dodatku to wiele by ułatwiło. Zyskalibyśmy o wiele więcej wspólnego czasu - stara się mnie namówić. 
- Powiedziałam, że nie ma na razie takiej mowy. Zostaję u Inge i Michaela. Wrócimy do tego tematu za kilka miesięcy o ile nadal będzie do czego - upieram się, odpowiadając mu ostrzej, niż zamierzałam. Podnosząc się  przy okazji do pozycji siedzącej. 
- O ile będzie do czego? Z góry zakładasz więc, że nam nie wyjdzie, tak? To dlatego nie chcesz ze mną zamieszkać? Czy ty w ogóle myślisz o nas poważnie? - pyta z ze sporym wyrzutem, a ja zaczynam ogromnie żałować tego niefortunnego doboru słów. Z drugiej strony Stefan powinien chyba wiedzieć, że traktuję naszą relację równie poważnie, co on. 
- Jasne, że nie. Dla mnie to tylko taka zabawa - odpowiadam mu sarkastycznie. - Doskonale wiesz, że na zamieszkanie razem jest dla mnie po prostu za wcześnie. Przypominam, że w przeciwieństwie do ciebie nie byłam dotychczas w żadnym poważnym związku. To wszystko jest dla mnie nowe i nie mam dlatego zamiaru rzucać się od razu na głęboką wodę. Szkoda tylko, że ty tego nie rozumiesz. Zapomniałeś, chyba że nie jestem Nelle. Mogłeś o tym pomyśleć, zanim zdecydowałeś się ze mną być - posyłam mu pełne rozczarowania spojrzenie, kierując się do kuchni z zamiarem pozmywania naczyń. Musiałam się czymś zająć i opanować swoje emocje, aby nie powiedzieć stanowczo za dużo. Zwyczajnie nie chciałam, abyśmy się przypadkiem niepotrzebnie pokłócili przez moją impulsywność i nieprzemyślane słowa.

- Przepraszam, nie powinienem był zaczynać tego tematu. Proszę cię, nie psujmy sobie tego wieczoru jakąś niepotrzebną sprzeczką. Nie znoszę, gdy są między nami jakieś nieporozumienia - nie mija nawet minuta, gdy Stefan pojawia się za moimi plecami. Po czym obejmuje mnie pewnie w talii, wsuwając nieśpiesznie swoje dłonie pod moją bluzkę. Gdy jego chłodne palce zaczynają błądzić po moich żebrach i brzuchu, stykając się z rozgrzaną skórą. Przymykam oczy, odchylając lekko głowę do tyłu, czując niemałą przyjemność płynącą z tego w założeniu niewinnego gestu. Jak mogłam dłużej się na niego złościć?
- Ja też przepraszam. Niepotrzebnie się uniosłam. Wiem, że nie chciałeś niczego złego - przyznaję się do błędu. Mogłam przecież rozegrać to dużo spokojniej. 
- Obiecuję, że nie będę na ciebie więcej naciskał. To ty zdecydujesz, kiedy będziesz gotowa na wspólne zamieszkanie - dodaje, odgarniając moje włosy na jedną stronę. Torując sobie w ten sposób drogę do mojego karku i szyi, zaczynając składać na nich lekkie pocałunki przypominające muśnięcia, które wywołują dreszcze ekscytacji. Zdecydowanie potrzebowałam dać upust swojemu skumulowanemu od dłuższego czasu pragnieniu jego bliskości i to jak najszybciej. Dłużej nie byłam już w stanie czekać. Dlatego też odwracam się do niego, racząc go wyjątkowo gwałtownym pocałunkiem pełnym niecierpliwości i prośby o zdecydowanie więcej. Tej nocy nie planowałam położyć się grzecznie spać, licząc że Stefan w pełni podziela w tej kwestii moje zdanie i myśli teraz dokładnie o tym samym.

Oddaję z pełnym zaangażowaniem kolejne jego pocałunki jeden za drugim. Starając się w nich zawrzeć wszystkie swoje uczucia z nadzieją, że odzwierciedlą to, czego nadal nie potrafiłam wyrazić słowami. W pewnym momencie niespodziewanie czuję, że za sprawą Stefana unoszę się nad ziemią, w mgnieniu oka zgrabnie trafiając na blat szafki kuchennej stojącej obok zlewu. Tak było o wiele lepiej. Oplatam więc jego szyję swoimi ramionami, przybliżając go jeszcze bliżej do siebie z kolejnym westchnieniem zadowolenia, wynikającym z następnego wyjątkowo namiętnego pocałunku zapierającego niemal dech w piersiach. Nasze języki tańczyły wspólny wyjątkowo zmysłowy taniec, walcząc o dominację, coraz mocniej pobudzając wszystkie moje zmysły. Doskonale znajome mrowienie w podbrzuszu, coraz bardziej rozbudzało moje pożądanie i domagało się jak najszybszego jego zaspokojenia. Dłużej nie byłam w stanie go tamować, to było zdecydowanie silniejsze ode mnie. 

- Stefan... - z moich ust wydobywa się przeciągły jęk, gdy jego usta zasysają się na mojej wrażliwej szyi, przyprawiając mnie o spore uderzenie gorąca. 
- Przepraszam, już się odsuwam. Trochę mnie poniosło - błędnie odczytuje moją reakcję, uważając że chcę to przerwać. Zapewne myślał, że dla mnie to wciąż za wcześnie na ponowne przekroczenie akurat tej granicy w naszej relacji od której się w ogóle rozpoczęła. 
- Nawet się nie waż kolejny raz tego przerywać! Jedyne, co chciałam ci powiedzieć to to, że mamy zdecydowanie wygodniejsze miejsca na kontynuację niż ten niezbyt wygodny blat kuchenny - ponownie łącze nasze usta, ani myśląc tym razem pozwolić, aby się wycofał. Ufałam mu bezgranicznie i doskonale wiedziałam, że ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależało, to zaciągnięcie mnie do łóżka. W przeciwieństwie do innych mężczyzn zależało mu na mnie, a nie na wyłącznym zaspokojeniu swoich potrzeb. Dłużej nie musiał mi tego udowadniać. 
- Jesteś pewna? Wiesz, że nie musimy się z niczym spieszyć - szuka potwierdzenia mojej decyzji. Jakby wciąż nie będąc zbyt przekonanym. 
- Jestem. Od dawna już tego chcę, a ty nie? A może ja nie jestem dla ciebie w ogóle atrakcyjna? To dlatego tak ode mnie ostatnio stronisz? - gdy tylko sobie przypomnę o tym, jaką urodą mogła się poszczycić Nelle, moja chwilowa pewność siebie odlatuje daleko stąd. 
- Już ja zaraz ci pokażę, jak bardzo nieatrakcyjna dla mnie jesteś, głuptasku - bierze mnie bez zastanowienia na ręce, zaczynając znowu całować. Po czym w jak najszybszym tempie stara się przemieścić do sypialni, przez co o mały włos, a strąciłby wazon stojący na komodzie w salonie, który łapię dosłownie w ostatniej chwili.
- Spokojnie. Mamy dla siebie całą noc. Kilka sekund nas nie zbawi - śmieję się z jego niecierpliwości, choć sama znajdowałam się w identycznym stanie. Chciałam nareszcie przejść do sedna i poddać się temu, co już dawno temu nami zawładnęło.

- Wiesz, że obydwoje jesteśmy fatalni w dotrzymywaniu słowa? To miała być tylko tamta jedna noc, a zobacz, do czego doprowadziliśmy - przypominam z uśmiechem Stefanowi, wskazując na naszą dwójkę. Następnie skutecznie i z pełną satysfakcją pozbawiam go koszulki. 
- Jakoś w tym przypadku nie jest mi przykro z powodu niedotrzymania tej obietnicy. Właściwie marzę o jej złamaniu od tamtego poranka, kiedy się obudziłem, a ciebie już przy mnie nie było - zdradza pomiędzy pozbawieniem mnie górnej części garderoby a przeniesieniem z niezwykłą delikatnością na łóżko, gdzie bardzo szybko skutecznie odświeża mi wspomnienia tamtej pamiętnej nocy, przebijając je kilkukrotnie. Wszystkie myśli jedna po drugie ulatują z mojej głowy. Skupiam się jedynie na otrzymywaniu i dawaniu bezgranicznej przyjemności, za którą kryło się niezwykle silne uczucie łączące naszą dwójkę. Po raz pierwszy doświadczam wszystkiego z taką intensywnością, o czym świadczyły moje reakcje na każdą otrzymywaną pieszczotę, czy pocałunek. Każdy kolejny dotyk Stefana doprowadzał mnie niemal do szaleństwa. Tym razem to nie był dla mnie tylko niezobowiązujący seks, mający na celu odreagowanie jakiegoś kolejnego niepowodzenia, czy ulotna próba zapomnienia o swoich problemach, a pełne oddanie się drugiej osobie. Ukazanie przed nią bez żadnego wstydu prawdziwej siebie. Tej nocy nie uprawialiśmy ze sobą tylko seksu, a naprawdę się kochaliśmy. To było połączenie nie tylko ciał, ale przede wszystkim dusz. Byliśmy najprawdziwszą jednością. On i ja wraz z naszym uczuciem, które tak niespodziewanie i wbrew jakiejkolwiek logice się między nami narodziło.

Osiągając niezwykle satysfakcjonujące spełnienie, dociera do mnie świadomość, jak niezwykle mocno byłam zakochana w tym idealnym dla mnie mężczyźnie. Pragnęłam, aby już zawsze był przy mnie i nigdy więcej nie opuszczał, bo tylko przy nim mogłam być tak naprawdę i bezgranicznie szczęśliwa.


- Opowiesz mi w końcu, jak było w Japonii? Coś ciekawego udało ci się tym razem zobaczyć? - gdy tylko normuję swój oddech do zadowalającego poziomu, zadaję mu pytanie, które nurtowało mnie, od kiedy wrócił, co kwituje głośnym wybuchem śmiechu. 
- Naprawdę chcesz właśnie teraz o tym rozmawiać? - mruczy mi do ucha, przejeżdżając delikatnie opuszkami palców po moich wciąż nagich plecach. 
- A dlaczego nie? - układam się wygodniej w jego ramionach. Wpatrując wprost w błyszczące radością i zadowoleniem oczy, czekam na jakieś szczegóły. Strasznie zazdrościłam mu, że miał możliwość tak częstego odwiedzania kraju kwitnącej wiśni, który od zawsze ogromnie mnie intrygował swoją kulturą i niekiedy wprost mistyczną historią. 
- Było zwyczajnie. Tak samo, jak rok temu i jeszcze rok wcześniej. Tam nie ma dla mnie niczego ciekawego - odpowiada mi zdawkowo, na co przekręcam jedynie z niezadowoleniem oczami.
- Cóż za wyczerpująca i elokwentna wypowiedź. Niezwykle dużo się dowiedziałam - ironizuję. 
- Wybacz, kochanie, ale po uniesieniach, które mi przed momentem zaserwowałaś, mój mózg jeszcze nie działa tak, jak należy. Zresztą, nie ma sensu, abym ci opowiadał o Japonii. Po prostu kiedyś cię tam zabiorę, dobrze? - zaczyna bawić się moimi włosami, co ma na mnie niezwykle kojący wpływ. 
- Naprawdę, aż tak byś się poświęcił? - nie dowierzam, doskonale wiedząc, że nie przepadał za azjatyckimi krajami. Za każdym razem niezwykle się dziwiąc moim zachwytom. 
- Tylko dla ciebie, ale pod warunkiem, że nie każesz mi kosztować ich przysmaków - krzywi się na samo wspomnienie. - I wcześniej odpowiednio mi to wynagrodzisz. Najlepiej jak zaczniesz już teraz - dodaje cwanie, zbliżając swoją twarz do mojej. 
- Jesteś niewyżyty! Chcesz mnie wykończyć? - żartuję, a chwilę potem z moich ust wydobywa się przeciągły jęk, gdy czuję jego palce na moim najwrażliwszym miejscu, co skutecznie odbiera mi ochotę na jakieś większe dyskusje.  
- Wręcz przeciwnie. Ja tylko pomagam ci się zrelaksować - to ostatnie słowa, jakie słyszę, zanim na powrót nie pogrążamy się w upajających swoją intensywnością uniesieniach.

Zasypiając zmęczona i w pełni usatysfakcjonowana, jedyne czego chciałam, to aby ta towarzysząca mi beztroska i spokój nigdy więcej już mnie nie opuszczały. To było właśnie życie, o jakim od zawsze marzyłam. 



💗💗💗💗


10.02.2021


Delikatne drapanie do drzwi wraz z coraz głośniejszym szczekaniem, funduje mi niezbyt pożądaną pobudkę z samego rana. Wzdycham cicho z niedowierzaniem na swojego pecha, niechętnie otwierając oczy, marząc przy tym o przynajmniej jeszcze kilku dodatkowych minutach snu, zwłaszcza po ostatniej fantastycznej nocy, przez większość której myśl o spaniu była jedną z ostatnich w mojej głowie. Effi jednak ani myślał się nade mną zlitować. Od samego początku upodobał sobie spacery bladym świtem, do których chcąc nie chcąc musiałem się bardzo szybko dostosować. Od pierwszego dnia swojego pobytu tutaj bez większego wysiłku przejął nad wszystkim rządy i przeorganizował cały rozkład mojego dnia. Warto było się jednak poświęcić dla zobaczenia szczęścia i radości w jego oczach z powodu znalezienia schronienia oraz prawdziwego domu. Chyba nie było osoby na tej świecie, której nie udałoby się skraść mu serca i ja na pewno nie byłem w tym wyjątkiem ku ogromnemu zadowoleniu Heidi, której Effi był prawdziwym oczkiem w głowie.


Starając się rozbudzić, mimowolnie spoglądam na śpiącą w moich ramionach Heidi, a uśmiech zadowolenia od razu wpływa na moje usta. Odgarniam z dużą delikatnością kilka kosmyków włosów błąkających się po policzkach dziewczyny. Z niemym uwielbieniem przypatrując jej twarzy. Tym wprost idealnym rysom, lekko zadartemu noskowi, kilku pieprzykom rozsypanym po policzkach oraz pełnym ustom, które obłędnie całowały, o czym niejednokrotnie miałem okazję się przekonać. Kochałem ją do szaleństwa, choć wciąż nie mogłem uwierzyć, że to właśnie mi udało się zdobyć jej tak trudno dostępne serce. Byłem niezwykle szczęśliwy, że po tych wszystkich przeciwnościach i moim długotrwałym błądzeniu oraz licznych nierozważnych wyborach z mojej strony, udało się nam znaleźć drogę do siebie. Miałem tylko nadzieję, że od teraz już nic nas nie rozdzieli i będziemy się cieszyć wspólnym oraz przede wszystkim szczęśliwym życiem. Niczego innego bardziej nie chciałem. Doskonale wiedząc, że dopóki miałem przy sobie Heidi, nikt nie był w stanie odebrać mi radości z życia, bo absolutnie nic nie mogło równać się z tym rodzajem szczęścia, jakie odczuwałem właśnie przy niej.


To dlatego tak bardzo uwielbiałem wracać do mieszkania, gdy wiedziałem, że ona już w nim na mnie czeka. Z wielką przyjemnością wsłuchiwałem się wtedy w jej wspaniały śmiech, który nieodłącznie towarzyszył jej przy zabawach z Effim. Lubiłem również zapach wanilii, ktory od niedawna unosił się we wszystkich pomieszczeniach mieszkania, dzięki zapachowym świeczkom, których była wielką miłośniczką. A kolorowe notatki i opasłe podręczniki, których niekiedy zapominała po tych dniach, gdy opiekowała się naszym psem pod moją nieobecność, zaczynałem traktować, jak nieodłączny wystrój wnętrz. Kochałem również zasypiać i budzić się przy Heidi. Oddałbym naprawdę wiele, aby stało się to dla nas rutyną, dlatego ani myślałem zaprzestać prób przekonywania jej do wspólnego zamieszkania, mimo że zdawałem sobie sprawę, że będzie to jeszcze trudniejsze zadanie od tego dotyczącego dania szansy naszym uczuciom. Sądząc choćby po jej wczorajszej reakcji. Musiałem dlatego rozegrać to niezwykle rozważnie i krok po kroku kruszyć ten mur uprzedzeń do tego pomysłu, jaki w sobie posiadała.


- Stefan, obudź się. Effi chce wyjść, a teraz twoja kolej na wyprowadzenie go. Słyszysz? - Heidi szturcha mnie lekko, mrucząc cicho i niezbyt wyraźnie kolejne słowa. Po czym wtula się we mnie mocniej, starając się na powrót zapaść w głęboki sen. 
- A może byś mnie wyręczyła? Ten jeden raz? Effi na pewno by się ucieszył. Dobrze wiesz, że dużo bardziej woli spacerować z tobą. Przypominam, że to ty jesteś jego ulubionym człowiekiem - szepczę do jej ucha zachęcająco, zaczynając składać lekkie pocałunki na jej szyi. Licząc, że się zgodzi na tę małą przysługę, a ja będę mógł pospać trochę dłużej. - Jesteś mi to zresztą winna po tym, jak w nocy mnie porządnie wymęczyłaś. 
- Ja ciebie? Coś ci chyba pomyliło, dlatego zapomnij, nie wymigasz się. Czas nauczyć się odpowiedzialności. Kiedyś do naszego dziecka też będziesz musiał wstawać na jego zawołanie, bo chyba nie myślisz, że to rola tylko kobiety - odpowiada mi nad wyraz przytomnie, kompletnie zbijając przy tym z tropu niespodziewanym nawiązaniem do posiadania przez nas dzieci. Dotyczas nigdy nie poruszyliśmy między sobą takiego tematu. Nie miałem nawet pojęcia, jaki jest prawdziwy stosunek Heidi do macierzyństwa i założenia rodziny. 
- Nie wiedziałem, że planujemy już wspólne potomstwo. Ale w porządku, jak dla mnie możemy zacząć starania nawet od teraz. Wiesz, to wcale nie jest głupi pomysł. Po co czekać? - żartuję, obejmując ją mocniej w talii. W głębi duszy ciesząc się z usłyszanych słów. Oznaczały one, że Heidi naprawdę traktuje naszą relację niezwykle poważnie i uważa ją za coś trwałego i wyjątkowo przyszłościowego. 
- Głupek! Najpierw sam musisz przestać być dzieckiem, żeby w ogóle można było zacząć o tym myśleć, a do tego, jak na razie bardzo daleka droga - odgryza się mi w swoim standardowym stylu. 
- Wiesz co? To zabolało. Wcale nie zachowuję się, jak dziecko. Jestem aż nad wyraz dojrzały. Dlatego obrażam się - mówię z udawanym oburzeniem, starając się wstać z łóżka, słysząc że Effi coraz bardziej się niecierpliwi. Wyjście z nim i tak mnie nie ominie, nie było więc sensu dalej zwlekać. Przychodzi mi to jednak z niemałym trudem. 
- Jasne, na pewno ci uwierzę, że się na mnie obraziłeś. Ciekawe, kto inny by się wtedy z tobą męczył - nie daje się nabrać. - Miłego spaceru. Dobranoc - Heidi stanowczo kończy naszą konwersację, przekręcając się na drugi bok i nakrywając głowę poduszką. Jak można było nie kochać tej złośnicy?

- Chodź, Effi najwyższy czas na spracer. Jak widzisz wyłącznie na mnie możesz liczyć o tak wczesnej porze. Doceń to. Przy okazji może wstąpimy do piekarni i zrobimy twojej ukochanej pani śniadanie? Niech pozna nasze dobre serca - pytam szczeniaka, zapinając mu smycz. W odpowiedzi otrzymując tylko pomaglające szczeknięcie, abym w końcu otworzył drzwi i ruszył się do wyjścia. To by było na tyle z czyjejkolwiek wdzięczności za moje liczne poświęcenia.


Po dłuższym spacerze po okolicznym aktualnie dosyć opustoszałym parku, który pomógł mi się na dobre rozbudzić i małych zakupach w piekarni, która od zawsze mogła poszczycić się wprost obłędnymi wypiekami. Wracamy usatysfakcjonowani do mieszkania, a ja niemal od razu zabieram się za przygotowanie iście królewskiego śniadania do łóżka w ramach odwdzięczenia się za wczorajsze starania Heidi i przywitanie mnie przepyszną kolacją. Czasami mogliśmy sobie przecież pozwolić na trochę lenistwa i odrobinę szaleństwa. Wznoszę się więc na wyżyny swoich zdolności kulinarnych starając, aby wszystko wyglądało, jak najlepiej i okazało się przede wszystkim zjadliwe. Nie mogłem się przecież skompromitować! Następnie układam jedzenie na tacy i zanoszę ją do sypialni, gdzie Norweżka nadal smacznie sobie spała niczego nieświadoma.


- Budzimy się, kochanie. Dosyć tego spania. Szkoda dnia - odstawiam tacę na szafkę, całując lekko dziewczynę na przywitanie. Starając się mimo wszystko zafundować jej, jak najdelikatniejszą pobudkę. Doskonale wiedząc, że w innym przypadku mógłbym porządnie oberwać. - Dzień dobry - dodaję z uśmiechem, gdy widzę, że powoli otwiera oczy. 
- Dzień dobry. Która godzina? - uśmiecha się do mnie promiennie, podnosząc lekko na łokciach. Nawet tuż po przebudzeniu wyglądała ślicznie. Mógłbym wpatrywać się w nią godzinami. 
- Nieważne. Jest jeszcze wcześnie. Nigdzie nie musisz się śpieszyć. Poza tym tak sobie pomyślałem, że może ten jeden raz zrobisz sobie małe wagary i spędzimy cały dzisiejszy dzień razem? Tylko ty, Effi i ja? W kawiarni i tak masz wolne, a nic się chyba nie stanie, jak ominiesz te dwa wykłady, prawda? Ostatnio w ogóle nie mieliśmy czasu dla siebie. Właściwie się mijaliśmy wymieniając jedynie opieką nad Effim -  kończę z proszącym wyrazem twarzy. Wierząc, że na to przystanie, mimo że była niezwykle pilną studentką. 
- Nie wiedziałam, że tak dobrze znasz mój rozkład zajęć - przygląda się mi z niemałym zdziwieniem. 
- Powinnaś już wiedzieć, że zawsze dokładnie przyswajam ważne dla mnie informacje - odpowiadam z dumą. - To jak będzie? Zostajemy calutki dzień w łóżku?- kładę się obok niej, przygarniając lekko do siebie. 
- Kusząca propozycja, ale nie jestem do końca przekonana. To jednak aż dwa wykłady. Wiesz, ile można z nich zrobić notatek? - przekomarza się ze mną z uśmiechem błąkającym przekornie po jej ustach. - Musisz się zdecydowanie bardziej postarać. 
- Katinka albo Domenico na pewno z chęcią pożyczą ci swoje. W dodatku mam coś, co ostatecznie cię przekona. Po tym już na pewno nie odmówisz - sięgam po tacę ze śniadaniem, na widok której oczy Heidi zaczynają niemal błyszczeć. 
- Naprawdę zrobiłeś nam śniadanie? - ponownie ogromnie ją zaskakuję tym dosyć zwyczajnym gestem. 
- Oczywiście. Przecież to nic takiego - wzruszam ramionami. Nie uważając, że zrobiłem coś wyjątkowego. 
- Może dla ciebie. Mnie jeszcze nikt nigdy nie zaserwował śniadania do łóżka. Dziękuję, jesteś taki kochany - w ramach podziękowań całuje mnie lekko w policzek. 
- Cieszę się, że znowu jestem w czymś pierwszy - łączę ze sobą nasze dłonie. Przez dłuższą chwilę zatapiamy się w swoich spojrzeniach, które obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że wyrażały więcej niż jakiekolwiek słowa.

- Po takich staraniach chyba nie mam wyjścia i jestem rzeczywiście zmuszona przystać na twoją propozycję. Urządźmy więc sobie dzień lenistwa - Heidi kończąc swojego tosta, decyduje się w końcu dać mi odpowiedź, na którą wyczekiwałem z niecierpliwością od dobrych kilku minut. 
- Wspaniale, zapewniam cię, że na pewno nie pożałujesz. Nie będziesz się też ani przez moment nudzić. Już ja się o to postaram - zbliżam swoją twarz do jej. Po czym łącze nasze usta w czułym pocałunku, który z każdą sekundą przybierał na swojej intensywności, dosadnie przypominając nam wydarzenia sprzed paru godzin, które miały między nami miejsce. Widocznie, wciaż jednak było nam mało. Nie zdążamy się przez to nawet dobrze spostrzec, a Heidi już znajdowała się pode mną. Za to moje usta sprawnie błądziły po jej szyi i obojczykach, a dłonie badały fakturę skóry skrytą jeszcze pod górą od jej piżamy, co przyjmowała z cichymi pomrukami zadowolenia. Kiedy mam już sam zostać pozbawiony koszulki, głośny dźwięk telefonu dziewczyny skutecznie niszczy naszą wspólną chwilę. Wzdycham z niezadowoleniem, lekko się od niej odsuwając, nie mogąc uwierzyć, że nawet z samego rana ktoś postanowił nam przeszkadzać.

- Nie odbieraj. Właśnie po to zrobiliśmy sobie od całego świata wolne. Mieliśmy dzisiaj być tylko my - proszę Heidi, próbując ją do tego przekonać kolejnym pełnym pasji pocałunkiem. Bojąc się, że coś albo ktoś zniweczy całe nasze plany. 
- Masz rację. Ten jeden raz świat może sobie poczekać - ignoruje połączenie, nawet nie sięgając po swój telefon. - To na czym skończyliśmy? - przygląda się mi z wyczekiwaniem, przygryzając lekko swoją wargę, czym do ostateczności rozbudza moje i tak ogromne już pożądanie względem jej osoby. 
- Może ty mi przypomnisz? - pochylam się nad nią, ale zamiast wrócić do szaleńczego całowania, składam jedynie lekki całus na jej czole, co przyjmuje z prawdziwym wyrazem niezadowolenia. Widocznie nie tylko ja byłem zniecierpliwiony. 
- Nawet nie próbuj się ze mną teraz droczyć! - posyła mi stanowcze spojrzenie, zgrabnie pozbawiając mnie koszulki z nadzieją, że taki sam los podzieli tą należącą do niej. I gdy ma się nareszcie tego doczekać, nieszczęsny telefon znowu daje o sobie znać. 
- Poczekaj chwilę. Odbiorę ten głupi telefon. To może być coś ważnego, skoro ktoś jest taki niecierpliwy - Heidi niechętnie sięga po urządzenie, marszcząc przy tym lekko czoło. - Dziwne, to jakiś zupełnie nieznany mi numer - informuje mnie, a następnie niepewnie odbiera połączenie.

- Słucham? - zaczyna, będąc lekko zdezorientowaną. Za to ja opadam na poduszki po swojej stronie łóżka, licząc że ta rozmowa nie potrwa przesadnie długo. - Tak, to ja. Zgadza się - dodaje po chwili, a następnie z każdą sekundą na jej twarz wpływa coraz większe przerażenie. - Przecież to niemożliwe. Ale... Oczywiście, rozumiem. Postaram się być, jak najszybciej. Do widzenia - Heidi kończy rozmowę drżącym głosem, a oczy coraz szybciej zaczynają się jej szklić. Byłem już pewien, że stało się coś bardzo złego. Ta reakcja mówiła sama za siebie.


- Heidi, co się dzieje? - próbuję się dowiedzieć, gdy brunetka po zakończeniu rozmowy milczy niczym zamurowana, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę naprzeciwko. Niemal cała się trzęsąc. - Proszę cię, odezwij się do mnie - nalegam, dotykając lekko jej ramienia, zaczynając się coraz bardziej bać. 
- Dzwonili ze szpitala w Oslo. Chodzi o... - urywa, kręcąc przecząco głową i zaczynając głośno płakać. Bez zastanowienia przytulam ją mocno do siebie. Zdając sobie sprawę, że los po raz kolejny zaserwował nam bardzo przykrą niespodziankę. - Moja mama została w nocy do nich przywieziona. Niewiele wiem. Jedynie, że jej stan jest podobno krytyczny - wybucha jeszcze głośniejszym płaczem, a jej szloch roznosi się po całym mieszkaniu. Czegoś takiego nie spodziewałbym się nawet w najgorszych koszmarach. Ta wiadomość była po prostu czymś niezwykle strasznym i tragicznym. 
- Wszystko jakoś się ułoży. Ona z tego wyjdzie. Nie płacz - gładzę dziewczynę lekko po plecach, starając się ją jakoś uspokoić. Choć doskonale wiedziałem, że to były tylko puste słowa bez żadnego pokrycia. 
- Nic nie będzie dobrze. Lekarze nie dają jej większych szans na przeżycie. Jest naprawdę bardzo źle - po tych słowach wpada w prawdziwą histerię. Nie mogąc się uspokoić. - Muszę jak najszybciej znaleźć się w Norwegii, aby przynajmniej spróbować się z nią pożegnać. Inaczej sobie tego nigdy nie wybaczę. To wszystko przeze mnie. Dlaczego ten świat, aż tak bardzo mnie nienawidzi? - pyta jakby samą siebie, a ja mogę jedynie bezradnie milczeć. Będąc zupełnie bezradnym. Samemu z wielką chęcią poznałbym na to odpowiedź