piątek, 26 czerwca 2020

Rozdział 13


21.12.2020

Dość późnym popołudniem, które można było właściwie bez zbędnej przesady nazwać już wyjątkowo mroźnym wieczorem. Skąpanym pod osłoną ciemności i tym razem zaskakująco czystym niebem z tysiącem gwiazd rozpostartymi na nim. Siadam w końcu wygodnie na kanapie w salonie, pozwalając swoim plecom na chwilę tak potrzebnego im teraz wytchnienia, pośród tych wszystkich niezwykle miękkich poduszek, które od samego początku były jednymi z moich ulubionych rzeczy w całym mieszkaniu. Zwłaszcza po takim dość męczącym dniu, kiedy to w kawiarni panował prawdziwy młyn i obydwie z Louisą przez całą naszą zmianę, nie wiedziałyśmy, w co mamy włożyć ręce. Wprost tonąc pod niezliczoną ilością zamówień, z przygotowaniem których ledwo nadążałyśmy. Okres przedświąteczny naprawdę dawał nam niezwykle mocno w kość, a kawiarnię każdego dnia odwiedzały prawdziwe tłumy. Miałam wrażenie, że wszyscy z powodu zbliżającego się Bożego Narodzenia, masowo chcieli spotykać się ze swoimi znajomymi. Dzieląc opowieściami o gorączkowych przygotowaniach albo własnych planach na spędzenie tych kilku, niemal dla każdego magicznych dni w roku. Często widziałam też, jak składali sobie również przedwczesne życzenia, czy obdarowywali niewielkimi podarunkami. Podkreślając tym samym swoją wzajemną sympatię.


Mimo tych wszystkich niedogodności nie miałam zamiaru w żadnym wypadku narzekać na zmęczenie, czy cokolwiek innego. Dobrze wiedząc, że ta praca była dla mnie niezwykle ważna. Stanowiła przecież nieocenioną pomoc w osiągnięciu założonych sobie dawno temu celów. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że w myślach mimo wszystko odliczałam dni do wielkimi krokami zbliżających się świąt. Ogromnie marząc o tych paru momentach wytchnienia od pracy i studiów, na które miałam wrócić dopiero w drugim tygodniu stycznia, ku radości chyba każdego studenta, a już na pewno tych, którzy wracali do swoich domów, jak choćby Katinka i Domenico. Obydwoje wprost nie mogli się już doczekać spotkania z dawno niewidzianymi rodzinami, a im bliżej tego było, tym ich tęsknota za bliskimi była coraz bardziej widoczna. W takich momentach jeszcze mocniej żałowałam, że ja właściwie nie miałam za kim ze swojej rodziny tęsknić, a już na pewno nikt z niej nie czekałby na mnie z otwartymi ramionami, gdybym postanowiła się zjawić w domu. Jak to na pewno będzie miało miejsce w przypadku moich przyjaciół.


Obejmuję kubek z ciepłą herbatą dłońmi, próbując je lekko przy tym rozgrzać. Od powrotu do mieszkania były cały czas skostniałe, a w dotyku przypominały żywy lód. Co było jedną z najbardziej charakterystycznych dla mnie przypadłości. Niezależnie od pory roku królującej za oknami. Przyglądam się ze sporym uśmiechem niezwykle starannym instrukcjom wydawanym przez Inge, dotyczących ubrania sięgającej niemal do samego sufitu salonu choinki, które kierowała do Michaela. Byłam pełna uznania dla Inge, która od kilku już dni w wolnych chwilach ze sporym poczuciem stylu i bez zbędnego przepychu ozdabiała całe mieszkanie najprzeróżniejszymi świątecznymi ozdobami, doskonale się zresztą przy tym bawiąc. Dzięki czemu to miejsce powoli zmieniało się w prawdziwie bajkową zimowo-świąteczną krainę, która nawet we mnie wywoływała masę dziecięcej radości i po raz pierwszy dawała okazję na poczucie na własnej skórze magii, jaką niosło za sobą Boże Narodzenie, którego moja matka, od kiedy tylko pamiętam, szczerze nienawidziła i nigdy tak właściwie nie obchodziła, odbierając tym sposobem również mnie taką możliwość. Bez mrugnięcia okiem pozbawiła mnie pielęgnowania tej mającej znaczenie dla milionów osób tradycji, zresztą tak samo, jak masy innych rzeczy, które według niej nie miały żadnego znaczenia.


- Michi, przewieś tamtą bombkę trochę niżej, a tę umieść na jej miejscu - Inge czujnym okiem zauważa coś, co w jej mniemaniu psuło idealność tworzonej od długich już minut przez nią układanki. Jej ukochany kwituje to wyłącznie głośnym westchnięciem niezadowolenia. Po czym nie mając wyjścia, po raz kilkunasty wchodzi na niewielką drabinę. Zamieniając ze sobą miejscami kolorowe szklane ozdoby.
- Skarbie, wiesz że nikomu nie zrobi większej różnicy, jeśli te bombki będą sobie wisiały w zupełnie przypadkowy sposób? I tak będzie ładnie - Austriak podobnie do mnie kompletnie nie rozumiał, dlaczego Inge, aż z taką czasami wprost przesadną dokładnością dbała o dosłownie każdy szczegół.
- Nieprawda. Mnie to zrobi ogromną różnicę. To nasza pierwsza tak prawdziwie wspólna choinka i ma być idealna. Tak samo, jak całe święta. Zrobię wszystko, aby nic nam ich nie zepsuło - dziewczyna uśmiecha się do nas ze sporym szczęściem wypisanym w oczach. Wieszając na jednej z wolnych gałązek kolejną bombkę. Wiedziałam, że blondynka od zawsze wprost kochała Boże Narodzenie, a teraz, gdy wszystko w jej życiu się w pełni ustabilizowało, entuzjazm wobec tych świąt wyłącznie jeszcze wzrósł.
- Będą takie. Wszyscy się o to na pewno postarają - zapewniam ją, a Michael mi w tym wtóruje. Przytulając następnie Inge lekko do siebie z tajemniczym uśmiechem błąkającym się mu ukradkiem po ustach. Co jasno mi sugerowało, że planował dla niej jakąś wyjątkową niespodziankę.


- Heidi, dasz się nam w końcu namówić na spędzenie, przynajmniej Wigilii u rodziców Michaela? Nie bądź taka uparta i po prostu się zgódź. Proszę - Norweżka jak praktycznie codziennie porusza temat, będący ostatnio sporą kością niezgody między nami. - To w końcu mają być idealne święta, prawda? A na pewno takie nie będą, gdy zostaniesz tutaj sama - stara się mnie podejść tym razem od tej strony, ale ja zamierzałam trzymać się konsekwentnie swojej decyzji. Uznając ją za najlepszą z możliwych dla nas wszystkich. Absolutnie nie chcąc zostać niechcianym gościem przy stole należącym do kogokolwiek.
- Mówiłam wam już, że serdecznie dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę go przyjąć. Nikt nie czułby się w takim układzie komfortowo - od dawna miałam świadomość, że Inge i Michael nie chcieli dopuścić, abym spędziła te święta sama, ale ja byłam już zdecydowana. Lata temu przyzwyczaiłam się do samotnego przeżywania podobnych wydarzeń. Nie byłam nawet pewna, czy potrafiłabym spędzić te dni w tak zupełnie inny od tego sposób, który mi usilnie wciąż proponowali. Poza tym towarzystwo zupełnie obcych mi osób, którzy na pewno zadawaliby pytania, odnośnie powodu nie spędzania świąt przeze mnie z moją rodziną wszystko by popsuły. Nikt nie miałby pewnie ochoty słuchać przy wigilijnym stole, o tym kim jest moja matka i jak się zachowuje, a ja spaliłabym się przy tym chyba ze wstydu.
- To nieprawda. Moja rodzina z wielką chęcią cię ugości. Mama zawsze wychodzi z założenia, że im nas więcej tym lepiej - tym razem to Michael stara się na mnie wpłynąć. Pozbawiając najważniejszego argumentu. - W dodatku wszyscy chcą cię bardzo poznać. W końcu słyszeli od nas o tobie wiele dobrego.
- Nie próbujcie mnie znowu przekonywać, proszę. Ja naprawdę lubię być sama i spędzać święta tylko w swoim towarzystwie. Nic mi dlatego nie będzie. Nie martwcie się o mnie - staram się ich przekonać. Mając ogromną nadzieję, że w końcu postanowią dać sobie spokój i zaakceptują moją decyzję.
- W Boże Narodzenie nikt nie powinien być sam. O to między innymi właśnie w tym wszystkim chodzi - Inge ani myślała odpuścić i pogodzić z moim postanowieniem. Była na to po prostu za bardzo uparta.
- Przynajmniej przełóżmy więc ten temat na inny dzień. Aktualnie jest na to zdecydowanie zbyt miło. Nie psujmy sobie tego - próbuję zmienić taktykę i odciągać w czasie prowadzenie tej rozmowy najdłużej jak to tylko możliwe. Licząc, że tak będzie mi łatwiej postawić na swoim w starciu z niezwykle zdeterminowanymi przyjaciółmi.
- Niech ci będzie, ale w zamian za to nam teraz pomożesz. To w końcu nasza wspólna choinka - Inge ze śmiechem ściąga mnie niemal siłą z kanapy, wręczając do ręki figurkę szklanego aniołka. Nic sobie nie robiąc z moich protestów, czy narzekań.
- To będzie naprawdę długi wieczór - Michael posyła mi współczujące spojrzenie. Następnie posłusznie wraca do dekoracji góry drzewka, gdzie wyłącznie on miał szansę sięgnąć. A ja ze szczerym uśmiechem również daję się porwać tej otaczającej nas dookoła iście rodzinnej atmosferze. Zaczynając ze sporym zaangażowaniem wyciągać kolejne świecidełka z pudełka w rytm doskonale nam znanych świątecznych przebojów, rozbrzmiewających w tle.


Nieoczekiwanie do całej naszej trójki dobiega niezwykle głośne pukanie do drzwi, które wzbudza w nas spore zdziwienie. Niezapowiedziane odwiedziny o takiej porze, raczej nikogo z nas nie cieszyły. Patrzymy po sobie, czekając aż ktoś pierwszy zdecyduje się pofatygować, aby sprawdzić kto to. Choć nikt z nas nie miał na to przesadnej ochoty.


- Dobrze, ja pójdę otworzyć. Pewnie znowu ktoś pomylił numer mieszkania. Od kiedy obok wprowadziło się to młode małżeństwo, nieustannie się to zdarza. Zaraz będę z powrotem - Inge podnosi się z dywanu, gdzie była otoczona plątaniną bombek i łańcuchów choinkowych, których rozwieszenie miało stanowić ostatnią część naszej pełnej zaangażowania pracy w ostatnich godzinach. Miałam ogromną nadzieję, że to rzeczywiście jakaś pomyłka, bo powtórne pukanie, przypominające już niemal walenie do drzwi, zaczynało napawać mnie jakimś nieuzasadnionym niepokojem.


Zastanawiam się, gdzie umieścić imitację uroczo wyglądającego bałwanka, gdy Inge z mocno zmartwioną miną pojawia się ponownie przy nas.
- Heidi, ktoś do ciebie - przekazuje mi informację, która wprawia mnie w spore zdezorientowanie.
- Do mnie? Niby kto? - pytam z niezrozumieniem. Rzadko kto mnie w ogóle tutaj odwiedzał, a już na pewno nie bez zapowiedzi.
- Max - dziewczyna wypowiada jego imię ze sporą dozą odrazy. Dobrze w końcu wiedziała, co to był za podły typek. A ja wprost nie mogę uwierzyć, że był na tyle bezczelny, aby odważyć się tutaj przyjść.
- Mam z nim porozmawiać? - Michael patrzy na mnie ze sporą troską. Gotowy w każdej chwili pozbyć się stąd natrętnego Austriaka. Wystarczyło tylko jedno moje słowo.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - posyłam mu lekki uśmiech wdzięczności. Doskonale wiedząc, że sama musiałam sobie poradzić z problemem, jaki niewątpliwie stanowił Max. - Zaraz wracam. Dajcie mi maksymalnie kwadrans. Nie zapalajcie przypadkiem beze mnie lampek - udaję się pośpiesznie w stronę wyjścia z mieszkania. Z zamiarem definitywnego rozprawienia się z moim niedoszłym chłopakiem. Po drodze biorąc z wieszaka kurtkę. Miałam serdecznie dość, że bez żadnego pozwolenia nadal pałętał się w moim życiu.


Otwieram ze sporym impetem drzwi, stając naprzeciw ogromnie zadowolonego z siebie bruneta, przypatrującego się mi z niemałą satysfakcją.
- Heidi, jak miło cię widzieć. Nie masz nawet pojęcia, jak się za tobą stęskniłem, kochana - lustruje mnie od góry do dołu. Zapewne poddając wewnętrznej ocenie mój dzisiejszy wygląd. To powierzchowne traktowanie jeszcze powiększa moją wściekłość na niego. - Nie zaprosisz mnie? - zastanawia się zdziwiony. Jakby był tu niemal stałym gościem, choć nigdy nie przekroczył nawet progu. Naprawdę miał niezły tupet.
- Oczywiście, że nie. Wychodzimy na zewnątrz. Natychmiast - nie zważając na Maxa, w błyskawicznym tempie zbiegam na dół, a następnie wychodzę przed budynek, opierając się o jego ścianę. Czekając, aż mój rozmówca raczy do mnie dołączyć.


- Czego znowu ode mnie chcesz? Ostatnio sobie chyba wszystko wyjaśniliśmy - zaczynam ze złością, patrząc na niego z jawną dezaprobatą. Czy tak trudno mu było zaakceptować czyjąś decyzję o końcu znajomości?
- Pamiętam tylko, że próbowałaś zdecydować za nas oboje. Chociaż ostrzegałem, że na pewno tak łatwo się nie poddam - podchodzi do mnie bliżej, co wcale mi się nie podoba. - Heidi proszę, skończmy te dziecinne przepychanki i wróć do mnie. Doskonale wiem, że też tego chcesz. Na pewno tęsknisz za mną równie mocno, jak ja za tobą - zniża lekko swój głos, przejeżdżając nieśpiesznie opuszkami palców po moim policzku. Natychmiast się jednak od niego odsuwam. Nie życząc sobie jego bliskości w jakiejkolwiek formie.


- Wrócić do ciebie? Max coś ci się chyba pomyliło, bo my nigdy nie byliśmy ze sobą - przypominam mu dosadnie, niszcząc jego dalsze plany na tę rozmowę.
- Od teraz jednak możemy. Jestem gotowy się w pełni zaangażować. Tym razem wszystko będzie inaczej. Uwierz mi - deklaruje się, usilnie pewnie licząc, że mnie na to nabierze. - Jesteś pierwszą dziewczyną, jaką spotkałem, która naprawdę myśli poważnie o życiu. Inne chciały się ze mną wyłącznie bawić, ale przy tobie mógłbym się zmienić, stać w końcu kimś. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - patrzy na mnie błagalnie. Pewnie, gdybym cokolwiek do niego czuła, dałabym się złapać na tę nieoczekiwaną zmianę. Max miał jednak pecha, bo praktycznie od samego początku był mi zupełnie obojętny.
- Jeśli naprawdę chcesz się zmienić, to możesz tego dokonać sam. Wystarczą jedynie dobre chęci. Nikt ci nie jest do tego potrzebny - radzę mu. - Życzę ci powodzenia, ale na mnie niestety nie licz. To by się nie udało. Między nami nie ma żadnych uczuć i obydwoje doskonale o tym wiemy - wypowiedziane przeze mnie słowa, sprawiają że oczy Maxa wyraźnie ciemnieją, a twarz cała się spina. Powoli zaczynał przestawać nad sobą panować, przez co ogarnia mnie lekkie poczucie strachu.
- A kto tu mówi o uczuciach? Związek bez nich też może być udany. Wystarczy, że będzie nam dobrze ze sobą w łóżku, a gdy już ze sobą zamieszkamy w prowadzeniu codziennego życia, znajdziemy jakieś minimalne porozumienie. Połączenie przyjemnego z pożytecznym często wychodzi o wiele lepiej od relacji, gdzie do głosu dochodzą uczucia - kręcę z niedowierzaniem głową, słuchając tych rewelacji, które udowadniały, że Max miał jeszcze mniejsze pojęcie o związkach ode mnie, co wydawało się wprost czymś niemożliwym.


- Wiesz, co sobie myślę? Ty wcale nie szukasz swojej drugiej połówki, a niańki, która się tobą zajmie i będzie rozwiązywała za ciebie wszystkie problemy, abyś mógł się dalej beztrosko bawić. Trafiłeś jednak pod zły adres, bo ja na pewno nią nie zostanę - patrzę z niezachwianą pewnością wprost w jego oczy. Dobitnie mu po raz kolejny uświadamiając, że nie zamierzam się przed nim ugiąć.
- Za kogo ty się masz? Myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy i umiesz czytać mi w myślach? - złość Maxa jedynie potwierdzała, że niestety trafiłam w dziesiątkę. Od samego początku naszej znajomości chciał mnie jedynie wykorzystać i to dosłownie pod każdym możliwym względem.
- Nie muszę. Sam się ze wszystkim zdradzasz, a podobno jesteś inteligentny. Jak to zawsze się chwaliłeś - uśmiecham się do niego ironicznie. Mając coraz bardziej dość jego towarzystwa i tej bezsensownej rozmowy.
- Uważaj sobie i posłuchaj mnie teraz uważnie - ściska z ogromną siłą moje ramię, co przyprawia mnie o głośny jęk bólu. - Mnie się nie odrzuca, a już tym bardziej nie lekceważy, rozumiesz? To ja decyduję, że z kimś kończę, a nie na odwrót. Inne wprost by błagały, aby być na twoim miejscu i żebym na nie chociaż spojrzał. Tym bardziej twoja niewdzięczność zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, a ja nie będę się dłużej przed tobą płaszczyć. Naprawdę nie rozumiesz, że i tak będziesz moja? Zawsze prędzej czy później dostaję, to czego chcę, a im coś jest bardziej niedostępne, tym jeszcze mocniej się nakręcam - śmieje się głośno, zaciskając swoją rękę na moim ramieniu jeszcze bardziej. Będąc pewnym, że ma nade mną całkowitą władzę. Następnie wpija się gwałtownie w moje usta, mimo moich głośnych protestów. Z całych sił staram się mu wyrwać, co jakimś cudem w końcu się mi udaje ku jego wyraźnemu niezadowoleniu.


- Nie jestem jakąś rzeczą, którą możesz sobie zdobyć. Nigdy ci nie ulegnę. Choćbyś był ostatnim facetem na ziemi. Brzydzę się tobą, słyszysz? - wykrzykuję mu prosto w twarz. Niech sobie nie myśli, że może mnie zastraszyć. W swoim życiu miałam do czynienia już z dużo gorszymi ludźmi od niego. Nie mając zamiaru dłużej z nim dyskutować, otwieram drzwi z zamiarem wejścia do środka.
- To się jeszcze okaże. Obyś wkrótce nie przekonała się, że mogą cię spotkać o wiele gorsze rzeczy od związku ze mną - na odchodne Max uracza mnie w założeniu niewinną wizją przyszłości. Czułam jednak, że za tymi słowami kryła się groźba. Mimo to wątpiłam szczerze, że była realna. Bardziej traktowałam ją, jako czcze gadanie Maxa, w którym był po prostu mistrzem.
- Nie boję się ciebie - informuję go odważnie. Traktuje to jednak prześmiewczo. Zupełnie nie przyjmując do wiadomości.
- Do zobaczenia niedługo, kwiatuszku - żegna się ze mną w wyjątkowo ironiczny sposób. Idąc następnie przed siebie w tylko sobie znanym kierunku.


Zatrzaskuję za sobą z niezwykłą dokładnością drzwi, aby żadna nieuprawniona osoba nie mogła przypadkiem znowu przemknąć do środka. Zaczynam wspinać się do góry po schodach, starając przy tym uspokoić. Nie chcąc martwić Inge i Michaela. Max był problemem, który na własne życzenie sobie stworzyłam i teraz sama musiałam znaleźć sposób na jego rozwiązanie. To była jeszcze jedna nauczka, aby w przyszłości o wiele lepiej dobierać sobie znajomych, a przede wszystkim kolejny dowód, że w żadnym wypadku nie powinnam się zadawać z osobami pokroju Maxa. Może i wywodziliśmy się z podobnych środowisk, ale byliśmy od siebie kompletnie różni. Podczas gdy ja starałam się odbić od dna, on robił wszystko, aby na nim pozostać, a nawet spaść jeszcze niżej.


- Wszystko w porządku? - gdy wracam do mieszkania. Inge przygląda mi się ze zmartwieniem, jakby przeczuwała, że moja rozmowa z Maxem była wyjątkowo nieprzyjemna.
- Jasne - mówię z lekko wymuszonym uśmiechem.
- Na pewno? - dopytuje, widocznie nie do końca mi wierząc. Na co kiwam jedynie potwierdzająco głową.
- Możemy rozpocząć nasz mały pokaz iluminacji? - staram się odwrócić od siebie uwagę, wskazując na w pełni już ubraną choinkę. Mając olbrzymią ochotę zobaczyć efekt końcowy z zapalonymi lampkami, który okazuje się wprost powalający. Przez długie minuty nie mogę oderwać wzroku od wspaniale prezentującego się drzewka. Skupiając na podziwianiu niemal każdego jego elementu. Zapominam przy tym nawet o nieprzyjemnej scysji z Maxem i wszystkim innym, co z nim związane. Będąc do reszty pochłonięta magiczną atmosferą, jaką wyczuwałam dosłownie na każdym kroku. 


22.12.2020


Po dłuższym spacerze w to słoneczne i dość mroźne popołudnie, opieram się w końcu lekko o barierkę mostu Makartsteg, zapatrując z niemałym podziwem na widoki rozpostarte przede mną. Wspaniale prezentujące się w oddali Alpy, doskonale znane mi już najsłynniejsze budowle Salzburga, czy też na zamarzniętą taflę rzeki Salzach, która w tej formie prezentowała się jeszcze lepiej. To było kolejne przepiękne miejsce, które miałam właśnie okazję odkrywać. Już teraz nie mając wątpliwości, że dołączy do listy moich ulubionych, które jeszcze nie raz odwiedzę w najbliższych miesiącach. Stefan niemal jak zawsze doskonale trafił w mój gust w wyborze lokalizacji naszego spotkania. Nie przykładałam dlatego nawet większej wagi do tego, że spóźniał się już od paru dobrych minut. Za takie widoki byłam mu w stanie wszystko wybaczyć.


Kiedy myślałam, że mój przyjaciel już niczym nie będzie w stanie mnie zaskoczyć podczas naszej małej zabawy w wybieranie przez nas na przemian innego miejsca na nasze spotkanie. Za każdym razem wyciągał asa z rękawa w postaci czegoś takiego, jak na przykład ten most zakochanych, który od lat służył im do manifestacji swojego uczucia w postaci tysięcy kłódek, którymi był obwieszony od początku do samego końca i to z obydwu stron. Kłódki o najprzeróżniejszym wykonaniu i kolorach mieniły się w słońcu, będąc namacalnym symbolem potęgi miłości i przypomnieniem, że każdy ma szansę na jej doświadczenie. Jeszcze kilka miesięcy temu coś takiego wzbudziłoby we mnie jedynie rozbawienie, ale dziś patrzyłam na cały ten most z sentymentem i nadzieją, że może i dla mojej osoby nie jest jeszcze za późno i nadejdzie taki moment, gdy nauczę się kochać tę właściwą i przeznaczoną właśnie mnie osobę.


- Widzę, że ci się podoba. Kolejny punkt dla mnie - Stefan pojawia się niespodziewanie przy mnie. Całując w policzek i obdarzając jak zawsze swoim szerokim uśmiechem, a ja bez żadnego słowa wtulam się mocno w jego ramiona. Odczuwając ten doskonale mi znany przypływ szczęścia, który zawsze pojawiał się wyłącznie przy nim. Jeszcze mocniej uświadamiając, jak bardzo się za nim stęskniłam. Nie widzieliśmy się na żywo zaledwie tydzień, a ja miałam wrażenie, że minęły całe wieki.
- Spóźniłeś się - wypominam mu, kiedy z niechęcią się w końcu od niego odsuwam. Ze świadomością, że nasze powitanie i tak trwało zbyt długo i zawierało w sobie za dużo czułości.
- Przepraszam, ale wszystko się trochę przeciągnęło. Ta cała masa formalności doprowadza mnie niekiedy do szału - krzywi się na samo wspomnienie o spotkaniu z przedstawicielami jednego ze swoich sponsorów. - Na całe szczęście na dłuższy czas znowu mam spokój.
- Przejdziemy się? - proponuję. Zastanawiając, czy z drugiej strony mostu też jest tak świetny widok.
- Z chęcią - zgadza się od razu, a potem ramię w ramię ruszamy przed siebie. Pogrążając jak zawsze w niekończącej się rozmowie, której nigdy nie mieliśmy dość.


- Cieszę się, że jak na razie dzielnie dotrzymujesz obietnicy - z uśmiechem zadowolenia wskazuję na szalik zaplątany na jego szyi. Ten sam, który otrzymał ode mnie.
- Powiedzmy, że mam motywację. W końcu zaraz zaczyna się Turniej Czterech Skoczni. Muszę być w pełni zdrów. Tym razem naprawdę chcę powalczyć o zwycięstwo - Stefan był wyraźnie zdeterminowany, aby powetować sobie minione lata, kiedy to zawsze coś stawało na przeszkodzie jego włączeniu się do walki o Złotego Orła.
- Na pewno będę trzymać mocno za ciebie kciuki - zapewiam. - Pamiętaj też, że niezależnie od końcowego wyniku i tak będę z ciebie dumna - dodaję.
- Nawet jeśli w Nowy Rok standardowo wszystko popsuję? - przez sekundę dostrzegam w jego oczach zwątpienie i cień rezygnacji.
- Nawet. Chyba że wyniknie to z powodu zbyt hucznego świętowania w Sylwestra. Wtedy to zdecydowanie zmieni postać rzeczy - ostrzegam go zawczasu. - Obydwoje wiemy, że masz słabą głowę. Dlatego lepiej trzymaj się tym razem na baczności - widząc jego groźną minę. Wybucham głośnym śmiechem rozbawienia.
- I kto to mówi, Szalona Imprezowiczko? - wypomina mi moją ostatnią dość kompromitującą wpadkę. Za co nagradzam go solidnym kuksańcem w bok.


- To jedno z moich ulubionych miejsc w tym mieście - zdradza mi, gdy przystajemy na chwilę, co wzbudza we mnie lekkie zdziwienie. Sama raczej w życiu bym na to nie wpadła.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk. Nelle była pewnie wniebowzięta, gdy ją tutaj po raz pierwszy zabrałeś. Wasza kłódka też gdzieś tu jest? - pytam z nieukrywaną ciekawością, starając się zapanować nad swoim nieoczekiwanym lekkim uczuciem zazdrości. W końcu nie można sobie było wymarzyć bardziej romantycznego miejsca na jedną z pierwszych randek.
- Nigdy tu razem nie byliśmy. Nelle nie znosi tego miejsca. W dodatku uważa, że powinno się zabronić wieszania tych kłódek, bo tylko oszpecają most i to czysty wandalizm. Uwierzysz, że właściwie nigdy nie byliśmy ze sobą na takiej prawdziwej randce? Czasami mam wrażenie, że nie ma w niej za grosz romantyzmu - żali się mimowolnie, a mnie ogarnia spory smutek. Nie mogłam zrozumieć, jak Nelle mogła nie doceniać, że jest z kimś takim jak Stefan. Co takiego jej jeszcze brakowało, że wiecznie chodziła niezadowolona?
- Zaczęło się wam przynajmniej lepiej układać? - naprawdę liczyłam, że tak się stało. Zwłaszcza że ostatnie problemy, jakie mieli wynikały głównie przeze mnie.
- Nie i raczej się już to nie zmieni. Praktycznie się ze sobą nie widujemy. Rozmowa też się nam specjalnie ze sobą nie klei - Stefan spuszcza głowę, jakby pogodzony, że między nimi nie dało się już niczego uratować.
- Przykro mi. Może jednak jeszcze nie jest za późno i da się wszystko naprawić. Jeśli naprawdę się kochacie, to jest to jak najbardziej możliwe - ściskam lekko jego dłoń w geście pocieszenia. Nie chcąc, aby się smucił. Szczęście Stefana było dla mnie równie ważne, jak moje własne. - Zaraz Wigilia. To będzie doskonała okazja do waszego pojednania.
- Wątpię. Nie spędzamy świąt razem. Nelle jutro tradycyjnie wyjeżdża z rodzicami na narty do Włoch. O Wigilii w gronie mojej rodziny nawet nie chciała słyszeć - ogarnia mnie niemal wściekłość na tę egoistyczną dziewczynę. Czy ona naprawdę nie rozumiała, jak ważna dla Stefana jest jego rodzina? Ten jeden raz mogła się poświęcić i spędzić Boże Narodzenie razem z nim, zamiast znowu wybrać własne potrzeby i zachcianki.


- Koniec tematu Nelle. Lepiej nie psujmy sobie humoru - zarządzam. - Kto pierwszy dobiegnie do końca mostu, ten wybiera, gdzie spędzimy resztę naszego spotkania - zaczynam biec już, zanim skończę mówić, aby zyskać trochę przewagi. Dobrze wiedząc, że w uczciwym pojedynku ze Stefanem nie miałam żadnych szans. Staram się wykrzesać z siebie maksimum energii i skupiać wyłącznie na coraz bardziej zbliżającym się celu. Nie odnoszę jednak sukcesu.
- Dałbym ci tym razem fory, ale stawka jest zbyt duża. Nie zaciągniesz mnie znowu do herbaciarni. Nie ma nawet takiej mowy - ku mojemu niezadowoleniu, wyprzedza mnie bez najmniejszego trudu dosłownie na ostatnich metrach. Krzyżując tym samym w całości mój mały plan, który jakimś cudem przejrzał. Cieszył się z tego niczym, jak gdyby zdobył właśnie olimpijski złoty medal. - Wygrałem. Jakakolwiek kawiarnio czekaj na nas - wznosi ręce ku niebu. Na co wybucham głośnym śmiechem. Przynajmniej nastrój zdecydowanie się mu poprawił.


Czekając na realizację naszego zamówienia. Postanawiam w końcu wręczyć mu świąteczny prezent, który stanowił główny cel naszego spotkania. Wątpiłam, abyśmy mieli okazję się jeszcze przed Nowym Rokiem zobaczyć. Dlatego to była praktycznie ostatnia do tego okazja. Chyba z wyborem żadnego innego podarunku nie miałam większego problemu, choć szukanie ich dla bliskich mi osób dawno nie sprawiało mi, aż tak dużej frajdy. Liczyłam dlatego, że Stefan również będzie zadowolony. Zwłaszcza że w przygotowanie jednej z rzeczy włożyłam mnóstwo serca i zaangażowania.
- To dla ciebie. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, choć pewnie powiemy to sobie jeszcze z jakieś tysiąc razy - przesuwam w jego stronę średniej wielkości pudełko, starannie przeze mnie zapakowane w śliski srebrny papier ozdobny z przesłodkimi reniferami.
- Dziękuję. Ostatnio strasznie mnie rozpieszczasz - chce już zabrać się do otwierania prezentu, gdy go powtrzymuje.
- Masz go otworzyć dopiero po Wigilii. W innym przypadku nie będzie już tak wyjątkowy i niczym nie będzie się różnił od zwykłych prezentów, jakie dostajesz na co dzień - miałam nadzieję, że zastosuje się do mojej prośby.
- Niech będzie, chociaż nie będzie mi łatwo powstrzymać ciekawości. Co to może być? - potrząsa lekko pudełkiem, a ja tylko wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru naprowadzić go nawet na najmniejszy trop.


Jak zawsze w swoim towarzystwie standardowo tracimy poczucie czasu. Nie zauważając mimowolnie upływających godzin. Gdy jednak za oknami kawiarni dostrzegamy, że powoli zaczyna zapadać zmrok. Obydwoje dobrze wiemy, że nieubłaganie nadchodzi czas naszego pożegnania i to najprawdopodobniej na długie dni, co już teraz wywoływało we mnie ogromną tęsknotę. Przez drogę do mieszkania Inge i Michaela niewiele ze sobą dlatego rozmawiamy. Obydwoje byliśmy pogrążeni we własnych myślach, choć moje mimo usilnych chęci skupienia się na czymś innym i tak w całości zdominowane były przez osobę siedzącą obok.


- Do zobaczenia niedługo. Będziemy w kontakcie - w przeciwieństwie do mnie Stefan nie wyglądał na takiego, który przejmowałby się zbytnio brakiem możliwości naszego spotkania w najbliższym czasie. Widocznie nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Do zobaczenia - całuję go lekko w policzek. Po czym opuszczam ciepłe wnętrze samochodu. Z poczuciem lekkiego zawodu, który na dobrą sprawę wcale nie powinien się pojawić. Żaden przyjaciel nie będzie przecież z powodu braku mojego widoku umierać z tęsknoty. To byłoby niedorzeczne.


Z tych absurdalnych rozważań wyrywa mnie mój telefon, który informował o nadejściu połączenia. Zatrzymuję się dlatego na chodniku, uśmiechając sama do siebie. Przeczuwając już, co będzie głównym tematem tej rozmowy.
- Cześć, Sophie - zaczynam na powitanie. - Od wczoraj naprawdę nic się nie zmieniło. Nie przylecę do Norwegii, bo to zupełnie nieopłacalne, a wy macie spędzić święta tradycyjnie z rodziną Halvora. Na pewno nie zmienicie w ostatniej chwili swoich planów przeze mnie. Therese też ma się wybrać do swojej córki - nie daję przyjaciółce nawet dojść do głosu. Doskonale wiedząc, że znowu próbowałyby mnie przekonać do przyjazdu na święta. Od kiedy Sophie dowiedziała się, że stanowczo odmawiam Inge i Michaelowi w kwestii wybrania się z nimi do jego rodziny. Robiła wszystko, aby namówić mnie na Boże Narodzenie w Norwegii. Gotowa była nawet sama wszystko przygotować, abyśmy spędzili te święta wyłącznie we trójkę. Ewentualnie Therese mogła mnie przygarnąć, jak już to zadeklarowała. Nie mogłam jednak dopuścić, aby ktokolwiek czuł się przeze mnie pokrzywdzony.
- Heidi, musisz być taka uparta? Przecież to jest świetny pomysł. Stęskniliśmy się wszyscy za tobą. Te kilka dni razem na pewno by się nam przydały - upiera się niemal tak samo, jak Inge.
- Będę miała przerwę zimową po sesji. Wtedy ostatecznie wpadnę w odwiedziny. Poza tym za kilka miesięcy będziecie mieć mnie z powrotem. Jeszcze zdążę się wam znudzić - przypominam. Wielkimi krokami zbliżałam się w końcu do połowy trwania mojego stypendium.
- Czyli cię nie przekonam? - Sophie pyta z doskonale słyszalnym zrezygnowaniem w głosie.
- Nie tym razem. Tak naprawdę będzie dla wszystkich lepiej, a tobie przyda się kilka dni odpoczynku od kuchni. Therese również. Mną się nie przejmujcie - zaangażowanie jacy wszyscy wkładali w to, abym przystała, na któreś z ich licznych zaproszeń, było naprawdę godne podziwu. To tylko pokazywało mi, jak z jakiegoś niezrozumiałego do końca dla mnie powodu ważna się dla nich stałam.
- Jak mamy się nie przejmować? Jesteś naszą rodziną, czy ci się to podoba, czy nie - Sophie mówi to z taką oczywistością, że oczy, aż zaczynają się mi szklić ze wzruszenia. Przynajmniej raz miałam naprawdę niewiarygodne szczęście, że na mojej drodze stanęły takie osoby, jak między innymi ona. - Na pewno się tak łatwo nie poddamy. Gwarantuję ci, że nie spędzisz tych świąt sama. Nigdy na to nie pójdę. Już ja się postaram, abyś zaniemówiła z wrażenia - ten jeden, jedyny raz chciałam, aby Sophie okazała się być niesłowna.


Wchodzę nieśpiesznie do mieszkania, w którym panuje absolutna cisza. Widocznie musiałam wrócić jako pierwsza. Udaję się dlatego do kuchni z postanowieniem przygotowania dla naszej trójki jakiejś obiadokolacji, gdzie natykam się jednak na Michaela, który był czymś tak zaoferowany, że nawet mnie nie zauważył.
- Co tam chowasz? - podchodzę bliżej z zapytaniem, na co cały się wzdryga, a trzymana przez niego rzecz upada na kuchenną podłogę.
- Heidi, dlaczego skradasz się jak duch? - wzruszam tylko ramionami z niewinnym uśmiechem. Swój wzrok kierując na niewielkie pudełeczko pokryte czerwoną satyną. Jego zawartością mogła być tylko jedna rzecz. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce.
- Czy to jest to, o czym ja myślę? - wskazuję z ekscytacją na wciąż leżące na podłodze pudełeczko. Jako pierwsza po nie sięgając.
- Jeśli masz na myśli pierścionek zaręczynowy, to tak - uśmiecha się z dumą.
- Tak się cieszę. Inge na pewno oszaleje ze szczęścia. Mogę zobaczyć? - Michael kiwa lekko głową na zgodę. Podnoszę wieczko do góry, a moim oczom ukazuje się przepiękny pierścionek z niewielkim szmaragdem. Ulubionym kamieniem szlachetnym Inge. - Jest przepiękny - chwalę jego wybór. Lepszego chyba nie mógł dokonać.
- Myślisz, że się jej spodoba? - Michael wydawał się być nie do końca przekonany. - Może powinienem jednak wybrać taki z tradycyjnym diamentem? Sam już nie wiem.
- Ten jest idealny. Nie próbuj dlatego niczego zmieniać. Zaufaj mi. Inge będzie zachwycona - byłam pewna, że żaden inny pierścionek nie pasowałby lepiej do Norweżki.


- To kiedy zamierzasz się oświadczyć? - dopytuję. Już nie mogąc się doczekać tej wyjątkowej dla nich chwili.
- Myślałem o nadchodzących świętach. Inge od zawsze mówiła, że jeśli miałaby kiedyś doczekać się oświadczyn, to jedynie w Boże Narodzenie. Nie wiem tylko, czy aby nie jest na to jeszcze za wcześnie - patrzę na niego z politowaniem. Nie miałam pojęcia, skąd brały się u niego takie absurdalne wątpliwości.
- Oczywiście, że nie jest. Obydwoje świata poza sobą od dawna nie widzicie. Na co więc czekać? Szkoda marnować czasu - zupełnie nie rozumiałam niepotrzebnego wahania Michaela.
- A co jeśli Inge się nie zgodzi? Obydwoje dobrze wiemy, że jest zagorzałą przeciwniczką instytucji małżeństwa. Jeszcze pomyśli, że tymi zaręczynami chcę ją ograniczyć albo kto wie, co jeszcze wymyśli - zaczynam się cicho śmiać na samo wspomnienie o tych wszystkich tyradach Inge na temat tego, że nigdy nie da się zaobrączkować, czy komukolwiek w jakiś sposób podporządkować, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu nieustannie nam wszystkim serwowała.
- Była zagorzałą przeciwniczką, ale za twoją sprawą się to jakiś czas temu zmieniło. Jej poglądy w wielu kwestiach ostatnio zdecydowanie złagodniały. Poza tym nie masz nic do stracenia - zachęcam go, aby przypadkiem nie zrezygnował z tych oświadczyn wyłącznie z tak błahego powodu. Byłam święcie przekonana, że odpowiedź Inge może być w tym przypadku tylko jedna.


Naszą dalszą rozmowę przerywa powrót Inge, a ja w ostatniej chwili orientuję się, że pierścionek nadal znajdował się na blacie jednej z szafek. Jeszcze moment i cały plan zaręczyn zostanie udaremniony.
- Schowaj to. Biegiem - wciskam pudełko z pierścionkiem w dłoń Michaela, a on nie wiedząc co z nim zrobić. Chowa go do pobliskiego piekarnika, co przyprawia mnie o głośny wybuch śmiechu. Co to w ogóle była za kryjówka? Miałam wrażenie, że zaraz popłaczę się ze śmiechu.
- Co to za śmiechy? Przeciw komu dziś spiskujemy? - Inge sekundę po zamknięciu przez nas drzwiczek od piekarnika, pojawia się w progu pomieszczenia. Wyraźnie z czegoś zadowolona. Witając się z nami serdecznie. - Heidi muszę ci coś koniecznie pokazać. Kupiłam w końcu te buty, o których ci tyle opowiadałam. Są po prostu prześliczne. Chodź. Dokupiłam też ostatnie prezenty. Pomożesz mi je ładnie zapakować? - ciągnie mnie za sobą w stronę sypialni, co nawet było nam z Michaelem bardzo na rękę. Przynajmniej będzie miał trochę czasu na schowanie przed Inge pierścionka, którego absolutnie nie mogła zobaczyć przed oświadczynami. 


24.12.2020


Kładę na stolik obok kubka z gorącą czekoladą, jedną z najnowszych książek Stephena Kinga, którego wprost uwielbiałam, zwłaszcza za stworzenie "Lśnienia", które po dzisiejszy dzień ubóstwiałam. Doskonale wiedząc, że ta książka na zawsze pozostanie na szczycie moich ulubionych literackich pozycji. Następnie przykrywam się szczelnie mięciutkim kocem w gwiazdki z zamiarem spędzenia pod nim reszty dnia na czytaniu. Przerwanym jedynie na obowiązkowe wieczorne obejrzenie Grincha, co było moją coroczną wigilijną tradycją. Bez której absolutnie nie mogłam się również w tym roku obejść. 


- Będziemy się powoli zbierać. Heidi, czy ty na pewno chcesz zostać? - Inge postanawia się ostatecznie upewnić.
- Na pewno. Nawet już wszystko sobie dokładnie zaplanowałam - wskazuję na stolik i kanapę będące moim dzisiejszym punktem dowodzenia.
- W porządku. Niech już ci będzie. Prezenty od nas masz pod choinką. Tylko odtwórz je dopiero wieczorem, zgoda? - kiwam posłusznie głową. Mając zamiar się do tego zastosować.


- Udanej podróży - przytulam lekko blondynkę do siebie. Postanawiając odprowadzić ją do drzwi. Ciesząc, że w dosyć zaskakujący dla mnie sposób, postanowiła odpuścić naleganie na zabranie się z nimi. Być może magia świąt rzeczywiście zaczęła już działać.
- Widzimy się pojutrze. W lodówce masz swoje ulubione ciasto. - zdradza mi, co wywołuje we mnie spore zadowolenie. - Wieczorem zadzwonimy z życzeniami. Trzymaj się.
- Dziękuję. Jesteś kochana.


- Powiedzenia. Liczę, że wrócicie tutaj już jako narzeczeni. Pamiętaj, że nie masz czego się bać - ostatni raz motywuję Michaela, gdy Inge jako pierwsza opuszcza mieszkanie.
- Dzięki za słowa otuchy. Obyś miała rację. Do zobaczenia pojutrze - żegna się ze mną.
- Na razie - zamykam za nim dokładnie drzwi. Z uśmiechem podążając z powrotem na wygodną kanapę. Po drodze jeszcze włączając choinkowe lampki. Teraz mogłam już bez żadnych przeszkód zacząć świętować po swojemu.


Następne godziny upływają mi na czytaniu. Bez reszty zatracam się w wykreowanym świecie oraz problemach, z którymi borykali się bohaterowie czy zagadkami, jakie mieli do rozwiązania. Będąc w połowie tego wyjątkowo opasłego tomiska. Nieoczekiwanie słyszę dzwonek do drzwi mieszkania, który wprawia mnie w niemałą konsternację i rozdrażnienie. Spoglądam na zegarek, który miałam na nadgarstku pokazujący kilkanaście minut przed siedemnastą. O tej porze wszyscy powoli powinni siadać do wspólnej kolacji. Byłam dlatego wprost przekonana, że to jacyś spóźnieni goście, którzy się pomylili z trafieniem w odpowiednie miejsce. Niechętnie podążam w kierunku korytarza, aby jak najszybciej wyjaśnić tę pomyłkę i wrócić do czytania. Jednakże po otwarciu drzwi wprost zamieram z zaszokowania na widok mojego gościa, który był ostatnią osobą, jaką spodziewałabym się ujrzeć. 

wtorek, 16 czerwca 2020

Rozdział 12


01.12.2020


Opieram się lekko o ścianę znajdującą dokładnie naprzeciwko przymierzalni w jednym z niezliczonych sklepów mieszczących się w tym centrum handlowym, do którego Katinka niemal siłą zaciągnęła mnie tuż po zakończeniu naszych dzisiejszych zajęć trwających od samego rana do późnego popołudnia. Upierając się, że jak najszybciej musi uzupełnić w jej mniemaniu pokaźne braki w swojej garderobie i zdecydowanie ją odświeżyć. Jakby już teraz nie miała mnóstwa rzeczy, które i tak podobno stanowiły tylko niewielką część jej prawdziwej ilości ubrań pozostawionych w rodzinnym domu na Węgrzech, za którymi nieustannie ogromnie tęskniła. Pomstując przy tym na okrągło, że nie mogła ich wszystkich ze sobą zabrać.


Spoglądam ze znudzeniem na drzwi, za którymi dziewczyna przed momentem zniknęła z pokaźną liczbą kolorowych bluzek, sukienek, swetrów i kto wie czego jeszcze. Mając ogromną nadzieję, że kupiła już na tyle, iż zbliżamy się do końca tych wyjątkowo spontanicznych zakupów, które zdążyły mnie porządnie zmęczyć. Nigdy nie byłam przesadną fanką chodzenia po sklepach, a gdy już się w nich pojawiałam, to jedynie dla zakupu absolutnie niezbędnych dla mnie rzeczy. Wiedziałam, że wynikało to po części z nieustannego braku pieniędzy, który towarzyszył mi od najmłodszych lat życia i przekonania, że powinnam się liczyć nawet z najdrobniejszą wydaną kwotą, która o wiele bardziej mogła się mi przydać w przyszłości. Nawet teraz starałam się jak najwięcej zaoszczędzić ze swojej wypłaty za pracę w kawiarni. Ograniczając się do niezbędbego minimum. Dobrze wiedząc, że gdy moje stypendium dobiegnie końca i nastanie czas powrotu do Norwegii, będę potrzebowała sporej ilości gotówki, jeśli naprawdę chciałam raz na zawsze odciąć się od mojej matki i życia, jakie dotychczas wiodła ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu. Musiałam być w pełni przygotowana na prowadzenie całkowicie samodzielnego życia i wszystkich kosztów, jakie się z tym wiązały.


Mimowolnie po raz kolejny podczas tego dnia moje myśli podążają w stronę niezbyt miłej porannej rozmowy telefonicznej z rodzicielką, która raczyła odezwać się do mnie po raz pierwszy od mojego wyjazdu i to tylko wyłącznie z roszczeniami o przesłanie jej przeze mnie jakichś pieniędzy, których podobno niezwykle pilnie potrzebowała na zapłacenie rachunków. W co szczerze wątpiłam, doskonale wiedząc, że i tak w głównej mierze przeznaczyłaby je na alkohol, robiąc tym samym kolejne zaległości w opłatach. Była zbyt słaba, aby potrafić się oprzeć takiej pokusie. Dlatego też tym bardziej nie miałam zamiaru jej tym razem ulec, choć sporo mnie to kosztowało. Zamierzałam jednak raz na zawsze skończyć z pomaganiem jej i ułatwianiem trwania w tym niszczącym od zawsze nasze życie nałogu. To nie miało żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wysiliła się, choćby o zapytanie, jak w ogóle sobie radzę. Udowadniając dobitnie, że zupełnie nic jej to nie obchodzi. Byłam dla niej całkowicie obojętna i mimo że to niezwykle bolesne uczucie, musiałam nauczyć się z nim w końcu żyć oraz przestać zadręczać poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zasłużyłam sobie na to bezwarunkowe uczucie, jakim każda matka powinna darzyć swoje dziecko od chwili narodzin. Coraz częściej zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje podejście do tego świata, gdybym wychowywała się w normalnej i kochającej rodzinie, jaką mieli otaczające mnie osoby. Uważałam również, że byli ogromnymi szczęściarzami i powinni być wdzięczni za taki dar od losu.


- I jak? - z ponurych rozmyślań na temat moich relacji z rodzicielką, odrywa mnie Katinka, która pojawia się w drzwiach przymierzalni w sukience w kwiatowe wzory, która leżała na niej wprost idealnie. Wspaniale się komponując z jej długimi włosami w ognistym kolorze.
- Bardzo ładnie. Zresztą ładnej osobie pasuje wszystko i dobrze o tym wiesz - Węgierka absolutnie nie mogła narzekać na swoją urodę.
- W takim razie ją wezmę. A ty właśnie dlatego przymierzysz tę sukienkę - próbuje wręczyć mi miękki i przyjemny w dotyku materiał w kolorze pudrowego różu.
- Nie ma mowy. To absolutnie nie jest mój styl i jeszcze ten kolor - kręcę przecząco głową. - Poza tym nie przyszłam tutaj z zamiarem kupowania dla siebie ubrań. Mój miesięczny budżet mógłby tego nie wytrzymać, a muszę jeszcze zainwestować w nowe okulary, które są dla mnie zbawieniem przy czytaniu.
- Nie daj się prosić. Heidi, wykrzesz z siebie, choć odrobinę entuzjazmu. Jesteśmy na zakupach, a ty wyglądasz, jakbym stosowała na tobie jakieś tortury. Poza tym trochę koloru w twojej szafie nikomu nie zaszkodzi - nalega z dobrze mi znaną upartością.
- A to nie jest kolorowe? - wskazuję na swój musztardowy sweter, do zakupu którego parę tygodni temu namówiła mnie Inge, która w kwestii zakupów idealnie dogadałaby się z Katinką. Obydwie wprost je po prostu kochały i mogłyby chodzić po sklepach niemal codziennie. Dodając do nich jeszcze Louisę i mielibyśmy trio marzeń w kwestii opróżniania kont bankowych do zera.
- To tylko niewielki wyjątek potwierdzający regułę. Wiem, że jesteś królową czerni i granatu, ale czasami warto coś zmienić - ani myśli mi odpuścić. - No weź ją. Przymierzenie nic cię przecież nie kosztuje. Zrób to dla mnie - wzdycham głośno z niezadowoleniem, po czym dla świętego spokoju zgadzam się włożyć na siebie tę cukierkową sukienkę. Niemal identyczną jak ta, którą miała moja ulubiona lalka z dzieciństwa.


- Heidi, jak ty ślicznie wyglądasz. Wiedziałam, że ta sukienka będzie na ciebie idealnie pasować. Moje czujne oko mnie tym razem także nie zawiodło. Musisz ją wziąć. Nie ma innej opcji - słucham zachwytów Katinki nad moim wyglądem, których absolutnie nie podzielałam. Uważałam, że jak zawsze wyglądam przeciętnie. Może jedynie odrobinę bardziej dziewczęco.
- I po co mi ona? Wątpię, aby w najbliższej przyszłości nadarzyła się mi okazja na jej założenie - protestuję. Uważając, że byłby to zupełnie nieprzydatny zakup, zajmujący jedynie zbędne miejsce w szafie.
- Na pewno przyda ci się, chociażby na randkę z twoim idealnym Stefanem - rozmarza się, gdy tylko wspomina o Austriaku, który wywarł na niej ostatnio ogromne wrażenie.
- On nie jest mój i nigdy nie będzie. O żadnej randce nie ma więc mowy. Przypominam też, że ma dziewczynę, którą ja na pewno nie jestem - przekręcam tylko oczami nad tymi absurdalnymi insynuacjami Katinki.
- Może i jest w związku z inną, ale to nie przeszkadza mu w traktowaniu ciebie jak prawdziwej księżniczki. Mnie jakoś przyjaciele nigdy nie odsuwają krzesła, gdy siadam do stolika, albo nie czekają, aż pierwsza złożę zamówienie. Nie mówiąc już o masie innych rzeczy - nawiązuje do naszego ostatniego spotkania w jednej z kawiarni przy Uniwersytecie, gdzie to Stefan poznał się w końcu z Katinką i Domenico. Wprawiając przy tym Węgierkę w zachwyt nad swoją osobą.
- Jest po prostu dobrze wychowany. To wszystko. Wielkie mi rzeczy - bagatelizuję jej zachwyty, mimo że sama także byłam pod olbrzymim wrażeniem takiego szarmanckiego traktowania przez niego mojej osoby.
- Heidi, przestań. To wcale nie chodzi jedynie o dobre maniery - stara się mnie przekonać do swojego zdania.
- Możemy skończyć ten bezsensowny temat? - wolałam nie zagłębiać się w głębszą analizę zachowania Stefana, aby nie robić sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Oferowana przez niego przyjaźń powinna być dla mnie szczytem marzeń i doskonale o tym wiedziałam.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że kupisz tę sukienkę. Zobaczysz, że prędzej czy później założysz ją na randkę z miłością swojego życia. Niech to będzie taki talizman i zapowiedź szczęścia - znowu zaczyna mnie namawiać, a ja w końcu kapituluję. Sukienka była w dosyć rozsądnej cenie, którą warto było zapłacić za zakończenie nalegań i niekończącego się marudzenia Katinki.
- Pewnego dnia naprawdę z tobą nie wytrzymam - ostrzegam ją, gdy kieruję się do kasy, co kwituje wyłącznie głośnym śmiechem.


- Domenico wrócił już z obiadu w domu Louisy. Koniecznie musimy pójść do niego i zmusić do zdania relacji z tego wydarzenia - gdy ku mojej sporej radości opuszczamy nareszcie centrum handlowe. Katinka po raz kolejny ogromnie się ożywia. Nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości. Ja natomiast nadal nie mogłam wyjść z podziwu, że Louisa rzeczywiście postanowiła przedstawić Domenico swoim rodzicom i zaprosić go do ich domu. Pani Anne przez kilka dni nie mogła wyjść z szoku, gdy jej córka zapodziewała wizytę tak niespodziewanego gościa. Zwłaszcza że taka sytuacja do tej pory nigdy nie miała miejsca.
- Z chęcią, ale obiecałam już Stefanowi, że do niego wpadnę. Jest okropnie przeziębiony i ledwo żyje. Do tego strasznie się mu podobno dziś nudzi. Ktoś zresztą musi postawić go na nogi, bo Nelle woli na razie go nie odwiedzać, aby się przypadkiem nie zarazić - zdradzam jej mimowolnie swoje plany na resztę tego wieczoru. Kompletnie nie rozumiejąc dziewczyny Stefana. Na jej miejscu na pewno nie przejmowałabym się czymś takim jak minimalne ryzyko nabawienia się kataru. Kto jednak zrozumie tok myślenia tej złośliwej jędzy.
- I to nie jest miłość? - pyta niewinnie.
- Katinka! Jeszcze słowo - ostrzegam ją, starając się zachować powagę, co wyjątkowo marnie mi wychodzi. Po czym obydwie wybuchamy głośnym śmiechem. - Idź lepiej pomęczyć Domenico. Ja już swoje dzisiaj z tobą wycierpiałam - mówię żartobliwie na pożegnanie.
- Jesteś okropna. Mam nadzieję, że o tym wiesz - w odpowiedzi macham jej tylko lekko, przechodząc na drugą stronę ulicy.


Dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania. Po czym czekam niemal całą wieczność, aż jego właściciel raczy mi łaskawie otworzyć. Kiedy tylko staje naprzeciwko mnie z widocznym na twarzy zmęczeniem i grymasem udręczenia dostrzegalnym w oczach. Zaczynam mu nawet lekko współczuć. Szybko jednak przypominam sobie, że sam jest sobie winny obecnego stanu.
- Nieźle się urządziłeś. Trzeba było do tej Finlandii wyprawić się w jeszcze cieńszych ubraniach. Przecież tam jest gorąco jak na jakichś Karaibach, prawda? Kiedy ty w końcu trochę zmądrzejesz? - kręcę z dezaprobatą głową nad jego nieodpowiedzialnym zachowaniem.
- Cześć. Mnie też miło cię widzieć - odpowiada mi okropnie zachrypniętym głosem, a następnie przyglądam się porządnemu atakowi kaszlu, z którym walczy. - Heidi, chyba umieram. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek gorzej się czuł - narzeka, gdy w końcu wchodzę do środka. Zachowywał się dosłownie jak każdy facet, który był przeziębiony i miał choćby lekką gorączkę. W tej kwestii nie był niestety żadnym wyjątkiem.
- Testament już spisałeś? - pytam z lekką ironią. Nie mogąc się powstrzymać.
- To wcale nie jest zabawne - broni się. Przytulając mnie lekko do siebie, czego nie potrafię nie odwzajemnić.
- Oczywiście, że nie jest. Dlatego daj mi chwilę i pełny dostęp do kuchni, a obiecuję, że w mig poczujesz się o wiele lepiej - oferuję się. Nie mogąc patrzeć na to, jak marnie wygląda.
- Czuj się jak u siebie - zaprasza mnie bez żadnego zawahania w głąb mieszkania, gdzie podążam z zakupionymi wcześniej potrzebnymi mi zakupami. Z zamiarem przyrządzenia mu jakiegoś porządnego jedzenia i sprawdzonego domowego lekarstwa Therese, które nie raz nas wszystkich w Norwegii uratowało od piekielnego bólu gardła. Miałam dlatego nadzieję, że i Stefanowi pomoże.


- Jakie to jest pyszne. Warto było się nawet przemęczyć z tą obrzydliwą płukanką na gardło i kolejną porcją leków - krzywi się na samo wspomnienie. Wprost zajadając ciepłą zupą, którą przed momentem skończyłam gotować.
- Widocznie mam nieodkryty talent kulinarny - odpowiadam mu na ten niespodziewany komplement. - Przynajmniej wrócił ci normalny głos. Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie - sięgam po niewielki podarunek. Następnie mu go wręczając, przez co Stefan cieszy się jak małe dziecko z powodu otrzymania tego niespodziewanego prezentu.


- Szalik? - dopytuje ze zdziwieniem. - Dziękuję, ale wiesz, że mam ich całe mnóstwo?
- Szkoda tylko, że żadnego nie nosisz, a skoro ten jest ode mnie, to będziesz miał dużo większą motywację, aby go zakładać - wskazuję na granatowy kawałek materiału, nad wyborem którego spędziłam dziś naprawdę długie minuty. Nie mogąc się zdecydować na żaden kolor, który najlepiej by do niego pasował. - Powinieneś dużo bardziej dbać o swoje zdrowie. A zacząć mógłbyś od położenia się do łóżka, zamiast siedzenia tutaj - przekręcam oczami nad jego nieposłuszeńtwem i uparciem się, że będzie mi towarzyszył podczas gotowania.
- Obiecuję, że nie będę wychodził bez niego z domu, jeśli to ma cię zadowolić. Zgoda? - zapewnia, ku mojej uciesze. - Do łóżka jednak nie pójdę, bo już się wystarczająco wyleżałem. Chyba, że chcesz mi potowarzyszyć, wtedy może zmienię zdanie - droczy się ze mną, za co obrywa jabłkiem leżącym na blacie.



- To też dla mnie? - nieoczekiwanie sięga po torbę z zakupioną przeze mnie sukienką. Zaglądając do środka, zanim zdążę go przed tym powstrzymać.
- Jesteś stanowczo za bardzo ciekawski, wiesz? - mówię, gdy przygląda się ubraniu ze sporym zdziwieniem. Całe szczęście, że to była tylko sukienka.
- Bardzo ładna. Kiedy będę mógł cię w niej zobaczyć? Szykuje się jakaś okazja, o której nie wiem? - dopytuje. Chcąc poznać jakieś większe szczegóły.
- To na randkę - zaczynam się śmiać na widok jego miny po usłyszeniu moich słów.
- Jaką znowu randkę? Heidi, chyba nie dałaś się przeprosić temu kretynowi Maxowi? - pytam z jawnym niezadowoleniem i obawą.
- Oczywiście, że nie. To już dawno skończone - uspokajam go. Nie mając jednak zamiaru od razu zdradzać mu wszystkiego.
- Więc kto cię zaprosił? Poznałaś kogoś nowego? Kim on jest? - Stefan niespodziewanie wcale nie wyglądał na ucieszonego z tej perspektywy, co mocno mnie zaskakuje. Myślałam, że cieszyłby się, gdybym kogoś sobie znalazła.
- Stafan, to na przyszłą randkę z moim potencjalnym ideałem i kandydatem na tego jedynego. To taki głupi żart Katinki. Zresztą nieważne - postanawiam go dłużej nie męczyć i wyjawiam prawdę, która go wyraźnie uspokaja. - Ta sukienka na pewno powisi sobie w szafie przez bardzo długi czas. Jest kompletnie niepraktyczna.
- To się jeszcze okaże. Kto wie, czy niespodziewanie nie nadarzy się okazja do jej założenia. Zawsze trzeba być dobrej myśli - ponownie się rozwesela.


- To jakie cechy musi mieć ten twój ideał? - nieoczekiwanie nasza rozmowa znowu schodzi na temat poruszony przez nas mimowolnie przed kilkunastoma minutami.
- Nie wiem tak do końca. Chcę tylko, aby był dobrym człowiekiem. Kimś w kim będę miała zawsze wsparcie i przy kim będę czuła się po prostu szczęśliwa. To chyba tyle - wzruszam ramionami. Starając się wyrzucić z myśli odpowiedź, która cisnęła się mi na usta, że to właśnie Stefan mógłby być moim ideałem. Czego absolutnie nie mogłam mu przecież powiedzieć.
- To chyba niezbyt wielkie wymagania - dziwi się.
- Czy ja wiem? Znalezienie na tym świecie dobrych ludzi, wcale nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać, a przynajmniej na mojej drodze nie stawali oni zbyt często - uśmiecham się smutno w jego kierunku. 


Po namowach Stefana na zostanie przeze mnie u niego trochę dłużej, czego nie potrafiłam mu za bardzo odmówić. Zwłaszcza ze względu na jego chorobę. Resztę wieczoru postanawiamy poświęcić na obejrzenie jakiegoś filmu i swobodną rozmowę, czy tak lubiane przez nas przyjazne przekomarzanki. Mogliśmy spędzać ze sobą czas godzinami, a i tak wzajemne towarzystwo ani na chwilę się nam nie nudziło. Lubiłam to, że tak dobrze się uzupełnialiśmy i zawsze liczyliśmy się ze zdaniem tego drugiego. Dzięki czemu łączyła nas nić porozumienia, która nie zdarzała się między dwoma osobami zbyt często.


Nieoczekiwanie naszą rozmowę dotyczącą wydarzeń rozgrywanych na ekranie telewizora, przerywa ponowny dzwonek do drzwi. Obydwoje patrzymy na siebie zdziwieni. Dobrze wiedząc, że to nie była właściwa pora na żadne odwiedziny.
- Spodziewałeś się kogoś? - pytam Stefana, który wydawał się nie mniej zdezorientowany ode mnie.
- Raczej sobie nie przypominam. Otworzysz? Ja raczej nie prezentuje się najlepiej - prosi na co się zgadzam. Podążając pośpiesznie w stronę drzwi wejściowych.


- Muszę w końcu wziąć z powrotem od ciebie te klucze - słyszę tak znienawidzony przez siebie głos, gdy tylko otwieram drzwi. - Co ty tutaj do cholery robisz? - Nelle patrzy na mnie z nieukrywaną odrazą, żądając natychmiastowych wyjaśnień. Zapowiadało się na kolejną nieprzyjemną rozmowę między nami.
- Dotrzymuję towarzystwa Stefanowi, bo ty nie masz na to chyba czasu - odpowiadam jej odważnie. Patrząc wprost w oczy, które zionęły w moją stronę prawdziwą nienawiścią.
- Słucham? To są po prostu jakieś kpiny. Naprawdę masz niezły tupet. Czego ostatnio nie zrozumiałaś, gdy kazałam ci się od niego trzymać z daleka? - pyta wściekła. Nie mogąc się pogodzić z tym, że nie zastosowałam się do jej rozkazów.
- To Stefan decyduje, z kim chce się zadawać, a nie ty. Musisz się z tym pogodzić. Przykro mi - uśmiecham się do niej z udawaną słodkością.
- Pożałujesz jeszcze tego, kelnereczko - grozi mi, ale ja tym razem nie miałam zamiaru dać się zastraszyć. - Gdzie on w ogóle jest? - Nelle próbuje mnie wyminąć.


- Heidi, kto to? - Stefan w końcu pojawia się przy nas. Ogromnie zaskoczony widokiem swojej dziewczyny. - Nelle, co ty tutaj robisz? - nie wydawał się specjalnie ucieszony jej widokiem.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Zająć się tobą, ale widzę, że świetnie się bawisz w towarzystwie kogoś takiego, jak ona - spogląda na mnie z pogardą. - Czy ja ostatnio nie wyraziłam się dostatecznie jasno, że masz zakończyć tę znajomość? - zarzuca Stefanowi. Przy okazji dobitnie mi uświadamiając, że on także doskonale wiedział, że Nelle nie życzy sobie naszych kontaktów, a mimo wszystko postępował wbrew jej.
- A ja powiedziałem, że tego nie zrobię - odpowiada jej z niespotykaną u niego często stanowczością.


- Pójdę już sobie. Zrobiło się dosyć późno - czułam się strasznie niekomfortowo, będąc świadkiem ich sprzeczki. Nie chciałam się też w to w żadnym wypadku mieszać.
- Tak będzie najlepiej. Mam też nadzieję, że więcej nie zaszczycisz nas swoją obecnością - Austriaczka znowu daje popis swojej wredności i bezczelności.
- Nelle! W tym momencie przestań! To moje mieszkanie i będę w nim gościł, kogo tylko będę chciał - Stefan staje w mojej obronie. - Heidi, zostań - prosi mnie, gdy zaczynam zbierać się w pośpiechu do wyjścia.
- Nie powinnam. Musicie sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. Ja będę tylko przeszkadzać - nie wyobrażałam siebie przebywać w towarzystwie Nelle ani minuty dłużej.
- Teraz dopiero odkryłaś, że przeszkadzasz? Bawi cię niszczenie czyjegoś związku? Czego ja zresztą mogłam się spodziewać po takiej patologii - na do widzenia słyszę kolejne przykre słowa pod swoim adresem od dziewczyny. Po czym zaczynam niemal zbiegać po schodach. Za wszelką cenę starając powstrzymać od płaczu. Obiecałam w końcu samej sobie, że już nigdy nie dam tej podłej wiedźmie satysfakcji. Nie mogłam jednak zrozumieć, co takiego jej zrobiłam, że aż tak mnie nienawidziła.


💗💗💗💗


01.12.2020



Gdy tylko Heidi wychodzi. Czując się na pewno fatalnie po usłyszeniu kolejnych niesprawiedliwych i krzywdzących słów pod swoim adresem z ust mojej dziewczyny. Nie zważając ani przez moment na oburzoną Nelle, która posyłała w moją stronę niemal mordercze spojrzenia z powodu tego, że stanąłem po stronie Heidi. Czy też na to, iż w obecnym stanie, jeśli chciałem szybko wyzdrowieć absolutnie nie powinienem wychodzić na zewnątrz, gdzie temperatura i siąpiący deszcz wcale nie zachęcały do opuszczenia ciepłego wnętrza. Bez słowa wkładam niedbale na siebie jedynie kurtkę, opuszczając następnie w pośpiechu mieszkanie z zamiarem jak najszybszego dogonienia Norweżki. Nie mogąc tak tego wszystkiego między nami po prostu zostawiać. Nie miałem zamiaru pozwolić, aby Nelle po raz kolejny spowodowała u dziewczyny jakieś absurdalne poczucie, że jest od nas w czymkolwiek gorsza, albo aby zaczęła się niepotrzebnie obwiniać o nasze sprzeczki, co przecież absolutnie nie było jej winą, nawet w najmniejszym stopniu. Ogromnie obawiałem się również, że dzisiejsza nieprzyjemna scysja z Nelle w konsekwencji doprowadzi ją do podobnego stanu, co poprzednio. Czułem się także ogromnie winny, że to głównie ze względu na moją osobę spotykają ją ostatnio same nieprzyjemności i przykre sytuacje. To pośrednio ja od samego początku pobytu dziewczyny w Austrii, przyczyniałem się do wszystkich jej cierpień. Co było wyjątkowo podłym uczuciem. 


- Heidi, zaczekaj - doganiam ją w końcu, gdy w wyjątkowo szybkim tempie zamierza przed siebie, ku jej kompletnemu zaszokowaniu i wyraźnemu niezadowoleniu na moje niezbyt rozsądne zachowanie. 
- Stefan, czy ty zwariowałeś? Kto ci w ogóle pozwolił wyjść z gorączką? Chcesz się jeszcze bardziej doprawić i nabawić zapalenia oskrzeli albo i płuc? - karci mnie gorzej niż nadopiekuńczy rodzic, co jednak wyłącznie mnie rozczula. To w końcu był kolejny dowód, że naprawdę mocno jej na mnie zależy. W innym przypadku na pewno, aż tak by się nie martwiła. - Nie po to starałam się przyśpieszyć stawianie cię na nogi, abyś wszystko tylko teraz pogorszył. Naprawdę jesteś czasami gorszy niż małe dziecko! - złości się. Kręcąc z dezaprobatą głową nade mną. 
- Wybacz, ale musiałem to zrobić, aby cię przeprosić. Nelle nie miała żadnego prawa znowu cię tak paskudnie potraktować. Strasznie mi przykro - zaczynam się ze wstydem tłumaczyć za swoją dziewczynę. Czując się do tego zobowiązany, bo ona na pewno się na to nigdy nie zdobędzie. Nie miałem już co do tego większych złudzeń. 
- Nie musisz przepraszać, bo nie masz za co. Zdążyłam już do tego przywyknąć, że ma o mnie takie, a nie inne zdanie. Każde nasze spotkanie z nią kończy się w taki sam sposób i nic pewnie tego nie zmieni - wzrusza ramionami z obojętnością. Dobrze jednak wiedziałem, że to tylko pozory, bo w jej oczach był wyraźnie widoczny ból. - Ona nigdy nie zaakceptuje naszej przyjaźni. Nie mamy po co się nawet łudzić - dodaje po chwili ze sporą rezygnacją. Jak gdyby pogodzona z przegraną. 
- Nikt jej nie każe. Nasza relacja to wyłącznie sprawa między tobą a mną - zapewniam ją ani myśląc ulec w tej kwestii Nelle. Drugi raz na pewno nie zrezygnuję ze znajomości z Heidi, aby tylko sprawić jej tym jakąś chorą przyjemność odniesienia wygranej w tym absurdalnym pojedynku. 


- Nieprawda. Jesteście razem i wasz związek będzie nieustannie cierpiał przez takie wydarzenia jak przed chwilą. Będziesz musiał na okrągło dokonywać między nami wyboru. To się nigdy nie uda. Dlatego myślę, że powinniśmy ograniczyć nasz kontakt. To jedyne dobre rozwiązanie dla nas wszystkich - bardzo nie podobały mi się usłyszane od Heidi słowa. W żadnym wypadku nie zamierzałem też na nie przystać. To było przecież niedorzeczne. 
- Co takiego? Nie ma nawet takiej mowy. Nie stracę cię znowu - upieram się, ściskając lekko jej zimną dłoń. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że mógłbym z nią więcej nie rozmawiać, nie widzieć jej uśmiechu, czy ot tak przestać się spotykać. Nie zniósłbym czegoś takiego. Bez obecności Heidi w moim życiu, nie umiałem już normalnie funkcjonować. 
- Chcę, abyś był szczęśliwy, a na pewno tak się nie stanie, gdy przeze mnie, wciąż będziesz się kłócić z Nelle. Kochasz ją, a wasz związek jest o wiele ważniejszy od naszej przyjaźni i ja to doskonale rozumiem. Na pewno nie będę więc miała do ciebie żadnych pretensji, jeśli nie będziemy się już mogli widywać. Stefan, nie pozwolę ci czegokolwiek dla mnie poświęcać, rozumiesz? - spuszcza swój wzrok. Będąc gotową, choćby na nasze ostateczne pożegnanie. W tym momencie zaakceptowałaby pewnie każdą moją decyzję. Za to Nelle w przeciwieństwie do niej nigdy by się na coś takiego nie zdobyła. To była kolejna cecha, która ich od siebie znacząco różniła. 
- Heidi, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? Bez twojej obecności w moim życiu nigdy nie będę w pełni szczęśliwy. Potrzebuję cię i nic ani tym bardziej nikt tego nie zmieni. Jesteś dla mnie zbyt ważna, abym potrafił z dnia na dzień o tobie zapomnieć. Już raz próbowałem i niewiele z tego wyszło - bez zastanowienia mocno ją do siebie przytulam. Mając nadzieję, że zmienię jej zdanie w kwestii naszej dalszej znajomości. 
- Ja też cię potrzebuję, ale sam widzisz, do czego to prowadzi. Nie wiem, jak mamy to pogodzić, aby wszyscy byli zadowoleni - odsuwa się ode mnie z lekko zaszklonymi oczami. Wyraźnie zmęczona całą tą sytuacją z Nelle, która z każdym dniem coraz bardziej się komplikowała.
- Obiecuję, że coś wymyślę, dobrze? - niezbyt przekonana kiwa w końcu głową. Po czym na powrót przygarniam ją do siebie. Zamykając szczelnie w swoich objęciach. Nic poza nią nie miało dla mnie w tym momencie znaczenia. Świat mógł się skończyć, a ja byłbym i tak szczęśliwy, że mimo wszystko to właśnie przy niej się znajdowałem. Nie mam pojęcia, przez ile czasu tkwimy bez słowa w swoich objęciach, pogrążeni we własnych często ogromnie skomplikowanych myślach. Chłonąć jedynie tak potrzebną nam teraz swoją wzajemną obecność. 


- Pójdę już, a ty masz natychmiast wracać do mieszkania i najlepiej położyć się do łóżka - Heidi jako pierwsza wraca do rzeczywistości i zdrowego rozsądku. 
- Dobrze, tak zrobię. Obiecaj jednak, że napiszesz, jak tylko dotrzesz do domu - nalegam. - Nie powinnaś o tej porze wracać sama. 
- Poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką, a to podobno bezpieczne miasto - uśmiecha się lekko w moim kierunku. - Zdrowiej szybko i chyba do zobaczenia? - mówi z lekkim zapytaniem w głosie. 
- Bez żadnych wątpliwości. Do zobaczenia niedługo, Małpko. Przestań się też zadręczać sprawami, na które nie masz wpływu - całuje ją lekko w policzek. Walcząc z wprost nieodpartą ochotą, aby zamiast tego złożyć pocałunek na jej idealnie skrojonych ustach, które kusiły mnie od dłuższego już czasu. Niemo zachęcając do ich posmakowania. Jednak świadomość, że nadal pozostawałem w związku z inną, okazuje się od tego silniejsza. Taki pocałunek mógłby wszystko wyłącznie skomplikować do niewyobrażalnych rozmiarów. Nie chciałem też łamać swoich wewnętrznych przekonań i dopuszczać się czegoś tak niewybaczalnego, jak zdrady. Choćby w tak niewinnej postaci. To nie byłoby w porządku ani wobec Nelle, ani też Heidi. Ona zasługiwała na o wiele więcej niż jakieś ulotne chwile, trzymane przed całym światem w tajemnicy. 


Zamykam za sobą nieśpiesznie drzwi od mieszkania. Czując, jak przechodzi mnie spory dreszcz z zimna, a upierdliwy kaszel znowu daje o sobie znać. W myślach przygotowuje się za to na kolejną porcję wyrzutów Nelle, których na pewno sobie nie odmówi. To w końcu w żadnym wypadku nie było w jej stylu, a taryfa ulgowa w postaci takiej choroby dla niej absolutnie nie wchodziła w grę. Dla Nelle przeziębienie nie było czymś poważnym i ani myślała się nade mną przez nią litować. 


- Ugłaskałeś już swoją kochaną przyjaciółeczkę? - pyta z jawną ironią, nawet nie odrywając się od swojego telefonu. - A może przyciągnąłeś ją za sobą? Zawsze możemy spędzić uroczy wieczór we trójkę, prawda? - rozgląda się ostentacyjnie dookoła w udawanym poszukiwaniu Norweżki. Z wprost wylewającą się z jej ust zazdrością. 
- Daruj sobie to przedstawienie, dobrze? Jak mogłaś znowu się tak podle zachować? Na co były te twoje wszystkie ostatnie obietnice o zmianie? - oczekuję jakichś wyjaśnień od Nelle. Będąc coraz bardziej zmęczony jej nagannym zachowaniem. 
- Słucham? Niewystarczająco się ostatnio staram? Robię wszystko, aby tylko cię zadowolić, ale tobie wciąż mało. Na wszystko, co zrobię dobrze, reagujesz z obojętnością, a ja mam dosyć chodzenia na paluszkach i znoszenia twojego ośmieszającego mnie zachowania z pokorą. Nie jestem twoją służącą, czy opiekunką, a partnerką i oczekuję należnego mi szacunku. Podczas gdy ty nie potrafisz być nawet wdzięczny - wyrzuca. - Jeśli uważasz, że kiedykolwiek zaakceptuję tę twoją chorą relację z tą prostaczką, to jesteś w wielkim błędzie. Nikt by czegoś takiego nie zaakceptował - podnosi znacząco głos. Zaczynając na dodatek obrażać Heidi, czego absolutnie nie zamierzałem tolerować. 
- Nie masz prawa się o niej w taki sposób wyrażać. Tyle razy ci już to mówiłem. Kompletnie jej nie znasz, a takie ocenianie z góry nie przystoi komuś takiemu jak ty - upominam ją. Nic sobie jednak z tego nie robi.
- Będę mówić, co tylko mi się podoba. Myślisz, że nie potrafię rozróżnić hołoty od normalnych ludzi? Otóż doskonale potrafię, a ona właśnie do niej należy. Naprawdę tego nie widzisz? - odpowiada mi prowokacyjnie. 


- Nie, Nelle. Właśnie, że nie będziesz. Coś sobie chyba też ustaliliśmy. Nie mieszamy się w relacje, jakie mamy ze swoimi przyjaciółmi - przypominam jej. - Ja toleruję twoje spotkania z Chrisem, więc ty naucz się akceptować moją znajomość z Heidi. Mieliśmy nauczyć się chodzić na kompromis, zapomniałaś? - silę się na spokój. Dobrze wiedząc, że krzyki i kłótnie nie rozwiążą naszych problemów. 
- Jak w ogóle możesz porównywać to ze sobą? To są dwie odmienne kwestie. Nie moja wina, że Melinda nie chce się ze mną przyjaźnić i spotykam się dlatego tylko z Chrisem. Przypominam ci jednak, że on jest żonaty. Za chwilę zostanie pewnie ojcem. A twoja wspaniała Heidi jest sama i w dodatku obrała sobie ciebie za wyraźny cel. Naprawdę jesteś tak ślepy i tego nie widzisz? Przecież to dla niej idealna szansa. Dzięki tobie wybije się, zdobędzie pieniądze i będzie wieść życie, jak w bajce. Właśnie na tym zależy takim jak jej osoba. Ona tylko udaje takie niewiniątko przed wami wszystkimi, a w rzeczywistości ma jasno ustalony plan działania. Nie sądziłam jednak, że ty masz taki kiepski gust i zadowalasz się kimś pochodzących z samych nizin społecznych - śmieje się prześmiewczo. Przekraczając swoją bezczelnością wszelkie granice. 
- Dość tego, Nelle. Nie mogę słuchać tych bredni i bezpodstawnych oskarżeń wobec Heidi. Do twojej wiadomości ona jest ostatnią osobą, jaką znam, którą interesowałyby czyjeś pieniądze. Czego nie mogę powiedzieć, chociażby niestety o tobie - staram się przywołać ją do porządku. 


- To nie są żadne brednie! Ona jest o wiele sprytniejsza, niż myślisz. Omotała cię, abyś robił, co tylko zechce. Masz coś w ogóle w zamian? - patrzy na mnie z prawdziwą wściekłością i nieukrywaną podejrzliwością. - Po co ja w ogóle pytam. Przecież to oczywiste. Takie jak ona nadają się tylko do jednego. Jak śmiesz mnie też w ogóle obrażać? Spójrz najpierw na siebie.
- Powiedziałem, abyś przestała. Powinnaś zdecydowanie ochłonąć - w obecnym stanie nie było nawet najmnieszej szansy na dojście z Nelle do jakiegokolwiek porozumienia. 
- Ochłonę, gdy w końcu zakończysz znajomość z tą dziewuchą, która już prawie zniszczyła nasz związek. Naprawdę chcesz mnie stracić na rzecz kogoś takiego? - dziwi się. 
- Nie zrobię tego i doskonale o tym wiesz. Żaden szantaż z twojej strony tego nie zmieni - odpowiadam jej stanowczo. Nie mając zamiaru pozwolić sobą dłużej manipulować. Nelle musiała się w końcu nauczyć, że jej zachcianki nie będą za każdym razem spełniane. 
- To się jeszcze okaże - grozi, podążając z jawną obrazą do wyjścia. Zapewne licząc, że będę próbował ją zatrzymać. Czego oczywiście nie robię. Chcąc właśnie, aby sobie poszła. Dłuższe przebywanie w swoim towarzystwie, nie skończyłoby się dla nas niczym dobrym. - Najlepiej zaproś sobie swoją cudowną przyjaciółkę na noc. Na pewno odpowiednio się tobą zajmie, bo przecież moją chęć pomocy masz gdzieś. To, co robisz jest po prostu żałosne. Kiedyś jeszcze będziesz tego gorzko żałował - wykrzykuje mi na pożegnanie. Po czym opuszcza moje mieszkania z głośnym hukiem trzaśnięcia drzwiami, którego echo towarzyszy mi przez kilka dobrych sekund. To by było na tyle, jeśli chodzi o chęć odbudowania naszego związku, a przede wszystkim zaufania. 


Z każdą kolejną kłótnią z Nelle, których w ostatnim czasie niestety nie brakowało. Utwierdzałem się tylko w przekonaniu, że popełniłem ogromny błąd, dając jej drugą szansę. Nie dość, że nabierałem coraz większego przekonania, że wcale już jej nie kocham, to na dodatek ona pokazywała się z jak najgorszej strony. Ukazując swoje prawdziwe oblicze zupełnie innej osoby, niż ta za jaką ją na samym początku naszej znajomości miałem. 


Nie miałem tylko najmniejszego pojęcia, jak teraz to wszystko odkręcić. Wizja rozstania z Nelle wydawała się być z każdym dniem coraz bliższa. To było praktycznie jedyne racjonalne rozwiązanie dla naszej relacji. Obawiałem się jedynie, że to wszystko wcale nie będzie takie łatwe i bezproblemowe, a Nelle tak łatwo na pewno nie odpuści. W końcu niczego bardziej nie znosiła od doznania jakiejś porażki. Nieważne na jakiej płaszczyźnie życiowej.  


03.12.2020


Przemierzam nieśpiesznie lotnisko. Ogromnie się ciesząc, że wczoraj dostałem ostateczną zgodę na udział w najbliższych zawodach i nie musiałem uznać zbliżającego się weekendu za stracony. Na całe szczęście czułem się już o wiele lepiej niż w ciągu ostatnich dni. Choroba praktycznie ustąpiła, pozostawiając po sobie jedynie lekki ból gardła. Żałowałem tylko, że wraz z nią nie odeszły, także inne moje problemy, czy zmartwienia, a miałem wrażenie, że jedynie nabawiłem się nowych. Nie dość, że Nelle najpierw nieprzestanie grała pokrzywdzoną i obrażoną, strojąc niezliczoną ilość fochów, które dzielnie ignorowałem, a potem postanowiła zmienić taktykę i starała się mnie przepraszać. Licząc, że to przyniesie zamierzony skutek. Zapewniając przy tym o swojej ogromnej miłości do mojej osoby. To jakby tego było mało, Heidi zaczęła mnie unikać i stronić od naszych kontaktów, tłumacząc się mnóstwem nauki oraz brakiem czasu, co wcale do mnie specjalnie nie przemawiało. Obawiałem się, że postanowiła po prostu wcielić swój plan w życie i usunąć w cień, aby Nelle przestała mieć powody do wywoływania kolejnych sprzeczek ze mną. Przez co zaczynałem strasznie za nią tęsknić. Jak nigdy potrzebowałem jej wsparcia. Tylko ona potrafiła odciągnąć myśli od wszystkiego, co złe i nieukładające się ostatnio w moim życiu. 


- Stefan, na pewno dobrze się czujesz? Coś niewyraźnie wyglądasz - Michael również się w końcu zjawia. Zajmuje miejsce obok i przypatruje się mi z jawnym zmartwieniem.
- Nic mi nie jest - odpowiadam zgodnie z prawdą. Fizycznie nic mi już praktycznie nie dolegało. - Powiedz mi lepiej, czy u Heidi na pewno wszystko w porządku? - próbuję się czegoś konkretnego dowiedzieć.
- Chyba tak. Dlaczego pytasz? - zastanawia się. - Powinieneś być chyba najlepiej poinformowany z nas wszystkich.
- Byłem, ale od kilku dni Heidi wyraźnie unika ze mną wszelkich kontaktów. Udaje, że niby wszystko jest bezzmian i nie ma jedynie czasu, ale ja jestem pewien, że coś jest na rzeczy - zwierzam się mu. Licząc, że znajdę u niego jakieś wsparcie i radę.
- Czyli jednak zdecydowała się to zrobić - mówi jak gdyby do siebie. Wprowadzając mnie w niemałą kon
sternację. 
- Co takiego? - dopytuję. Chcąc nareszcie poznać prawdę.
- Ostatnio przypadkiem usłyszałem, jak Heidi żaliła się Inge na jej ostatnie spotkanie z Nelle. Powiedziała też, że nie będzie jej łatwo, ale powinna się od ciebie trochę zdystansować. Dla waszego dobra - przymykam na chwilę oczy. Było niestety tak jak podejrzewałem. Po powrocie musiałem, jak najszybciej się z nią z tego powodu zobaczyć i wybić jej z głowy te wszystkie głupoty, przy których się tak usilnie upierała. - Mówiłem ci, że połączenie związku z Nelle i przyjaźni z Heidi nie wyjdzie. Oczywiście ty się upierałeś jak zawsze przy swoim.
- Czy to naprawdę musi być takie skomplikowane? - chowam twarz w dłonie, powoli wykończony powinnościami wobec Nelle i niewiedzą, kim tak naprawdę jest dla mnie Heidi. Nie miałem pewności, czy to tylko sympatia, zauroczenie, a może prawdziwa miłość. Obawiałem się, że być może to po prostu powtórka ze związku z Austriaczką. W niej też byłem przecież pewien, że jestem do pewnego momentu zakochany.
- Takie relacje międzyludzkie nigdy nie są łatwe. Chyba że patrzy się na nie z boku. Tyle razy ci to mówiłem, gdy sam błądziłem jak we mgle na początku znajomości z Inge. Wtedy miałeś jednak na wszystko gotową odpowiedź - wypomina mi moje liczne umoralnianie jego osoby.
- To było co innego. U was wszystko było jasne i proste - przypominam sobie z cichym śmiechem.
- Czyżby? W takim razie w twoim przypadku też jest. Zakończ związek z Nelle i powiedz Heidi, że ją kochasz. Co w tym trudnego? - odpłaca mi się z nawiązką za poprzedni w jego opinii wkurzający komentarz.
- Michi, gdzie podziała się twoja empatia?
- Wciąż jest na swoim miejscu, dlatego się poświęcę i wysłucham od początku do końca wszystkiego, co cię gnębi. Może czas trwania lotu na to wystarczy, a ja jakoś to przeżyję - mówi z udawanym poświęceniem, gdy wraz z resztą stajemy w kolejce do odprawy.
- Świetny z ciebie przyjaciel, naprawdę. O lepszym nie mógłbym nawet sobie pomarzyć - narzekam, co kwituje jedynie śmiechem.
- Stefan, nikt inny i tak by z tobą nie wytrzymał. Chyba że Heidi. 




04.12.2020


Po zwycięskich dla mnie kwalifikacjach, które były doskonałą zapowiedzią na resztę weekendu i nadzieją na osiągnięcie kolejnego dobrego wyniku. Kładę się nareszcie porządnie zmęczony na łóżku z zamiarem wyłącznie odpoczynku. Krzywię się przy okazji z bólu, gdy sięgam po telefon i urażam się w swój lekko stłuczony nadgarstek, stanowiący pamiątkę po upadku w treningu przed paroma godzinami. Następnie zauważam lakoniczną wiadomość od Nelle, w której pytała, czy na pewno wszystko ze mną w porządku i że liczy na powtórkę dzisiejszego wyniku w jutrzejszych zawodach. Ledwo zdążam odpowiedzieć jej w podobnym stylu, że nic poważnego mi nie dolega, a na ekranie wyświetla się oczekujące połączenie od Heidi, co przyprawia mnie o spory uśmiech radości. Cieszyłem się, że mimo swojego postanowienia postanowiła odezwać się do mnie jako pierwsza.


- Stafan, na pewno nic ci nie jest? Ten nadgarstek powinno się jak najszybciej prześwietlić. To nie są żarty - dopytuje przerażonym i mocno zdenerwowanym głosem. - Wiedziałam, że powinieneś odpuścić sobie te zawody i dojść w pełni do siebie. Na pewno nadal jesteś osłabiony. To się mogło skończyć tragicznie.
- Spokojnie, wszystko ze mną jest w jak najlepszym porządku. Jestem cały. Gdyby było inaczej, nie wystartowałbym w tych kwalifikachach, a już na pewno bym w nich nie zwyciężył - uspokajam ją. Nie chcąc, aby się niepotrzebnie martwiła.
- Więc na pewno dobrze się czujesz? - próbuje się kolejny raz upewnić.
- Przysięgam, że tak. Czułbym się zresztą jeszcze lepiej, gdybyś przestała unikać kontaktu ze mną - mimowolnie poruszam ten niezręczny temat.
- Wcale cię nie...
- Heidi, obydwoje wiemy, że unikasz i nie próbuj zaprzeczać. Brak czasu to tylko marna wymówka - nie pozwalam jej dokończyć i brnąć w te absurdalne tłumaczenia. - A coś mi przecież obiecałaś - przypominam.
- Wiem, przepraszam. Ja tylko myślałam, że tak będzie lepiej - była wyraźnie zawstydzona.
- Ale wcale nie jest. Dlatego widzimy się po moim powrocie i wszystko sobie wyjaśnimy, dobrze? - nie miałem zamiaru odpuścić.
- Zgoda. Niech będzie - po chwilowym wahaniu przystaje na moją propozycję.
- Nie mogę się już doczekać - uśmiecham się sam do siebie. Po czym na szczęście zaczynamy ze sobą swobodnie rozmawiać, a ja w mgnieniu oka zapominam o całym zmęczeniu. Głos Heidi jak zawsze miał na mnie niezwykle kojący wpływ. 

środa, 10 czerwca 2020

Rozdział 11



04.11.2020


Po niemającym swojego końca przez wyjątkowo długie minuty staniu w korku, który jak na złość ciągnął się dziś z niewiadomego dla mnie powodu, niemal przez cały Salzburg. Znacząco utrudniając tym samym moje dotarcie na miejsce o umówionej wcześniej porze. Parkuję samochód w jednej z ładniejszych dzielnic, położonej lekko na obrzeżach miasta, gdzie w otoczeniu sporej ilości różnorakiej zadbanej zieleni i równomiernie posadzonych rabatek kwiatowych w masywnych doniczkach, których na chodnikach absolutnie nie brakowało, mieściło się mieszkanie Nelle, które dostała w prezencie od rodziców zaraz po ukończeniu swoich dziennikarskich studiów. Będąc dzięki temu niezwykle szczęśliwą z powodu pełnego usamodzielnienia oraz dumną z gustownie prezentującego się wnętrza jej nowego lokum, które podobno niemal w całości sama urządziła i to od najmniejszych podstaw.


Prawie za każdym razem uwielbiała się chwalić tą dość zaskakującą ciekawostką przy okazji wizyt różnorakich gości, jakich bardzo często mogło się u niej spotkać. Zwłaszcza w weekendy, kiedy to z wielką chęcią zapraszała swoich znajomych. Towarzyskie spotkania od zawsze były dla niej codziennością, bez której po prostu nie mogła się obejść. Nelle wprost kochała dzielić się swoim życiem z innymi, co niekiedy bywało naprawdę mocno męczące, a przynajmniej ja tak się z tym często czułem. Głównie przez to, że od zawsze o wiele bardziej ceniłem sobie spokojny odpoczynek i prywatność, niż nadal jakby nie było moja obecna dziewczyna, która powinna być dla mnie najważniejszą osobą na tej planecie, a od kilku dni chyba nie do końca tak niestety było, co mimowolnie wprawiało mnie w liczne powody do zmartwień i niedające spokoju spore wyrzuty sumienia. Mimo usilnych starań nic nie mogłem jednak poradzić na swoje nieoczekiwane negatywne odczucia względem jej osoby.


Opieram dłonie o kierownicę, wpatrując się przez dłuższą chwilę bez większego celu przed siebie. Starając, choć na moment wyciszyć szalejący w mojej głowie nawał różnorakich myśli, niedający mi już od dawna spokoju, co przynosi i tak wyjątkowo marny skutek. Musiałem sam przed sobą nareszcie się przyznać, że ostatnio niezwykle mocno pogubiłem się w swoich uczuciach i ich adresatkach. Dłużej nie dało się temu zaprzeczać. Nigdy dotąd nie czułem się tak zagubiony i bezsilny, jak właśnie w ciągu ostatnich tygodni z całym tym emocjonalnym galimatiasem, który towarzyszył mi dosłownie w każdej sekundzie. Przez co po raz pierwszy kompletnie nie wiedziałem, jak mam to wszystko rozwiązać, a przede wszystkim, jakiego ostatecznego wyboru powinienem dokonać, aby mieć poczucie, że na pewno postąpiłem słusznie i niczego potem przypadkiem w przyszłości nie żałować.


Było to o tyle trudne, że z każdym następnym dniem miałem coraz mniejszą pewność, co tak naprawdę czuję, a już na pewno do kogo. W jednej chwili potrafiłem być prawie pewien, że nadal mimo wszystko kocham Nelle i chcę zawalczyć o nasz związek, aby w następnej mieć nieodpartą ochotę na rzucenie wszystkiego i pobiegnięcie do Heidi. Wyznając jej, że jest dla mnie tą najważniejszą i żadna inna się nie liczy. Choć doskonale przy tym wiedziałem, że szanse na odwzajemnienie przez nią tego są praktycznie równe zeru. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej stosunek do miłości i mojej osoby. Byłem wprost przekonany, że uważała mnie jedynie za swojego przyjaciela i nikogo więcej. Na każdym kroku to przecież zaznaczała w naszych licznych rozmowach. Heidi od zawsze była dla mnie nieodgadnioną zagadką w sferze swoich uczuć. Wątpiłem jednak, abym tym razem się mylił w kwestii jakichkolwiek szans u niej. Lepiej nie było sobie robić niepotrzebnej złudnej nadziei, a potem gorzko się rozczarować. Dlatego wciąż nie miałem pojęcia, jak nasza rozmowa z Nelle ma się za chwilę w ogóle potoczyć. Czy miałem dać jej jeszcze jedną szansę, czy może wszystko między nami definitywnie zakończyć? Przez tę towarzyszącą mi nienawidzę i wewnętrzne rozdarcie wolałem nieustannie przekładać nasze spotkanie, uciekając się przy tym do najprzeróżniejszych wymówek. Tak było przynajmniej do dzisiaj, kiedy to wyczerpał się mi wachlarz uników i chcąc nie chcąc musiałem przystać na nalegania Nelle, odnośnie przeprowadzenia między nami poważnej rozmowy na temat naszej dalszej przyszłości, na którą już od dłuższego czasu wyczekiwała.


Dzwonię niepewnie dzwonkiem do drzwi od mieszkania brunetki, zaczynając ogromnie żałować, że jej uległem i zgodziłem się na spotkanie tutaj, a nie na jakimś neutralnym gruncie, gdzie byłem przekonany, że byłoby o wiele łatwiej prowadzić naszą konwersację. Chcąc opanować swoje zdenerwowanie, biorę głęboki wdech, po czym staram się wykrzesać z siebie, choć odrobinę entuzjazmu. To w końcu była Nelle. Moja kochana Nelle. Ta sama, poza którą nie widziałem świata przez ostatnie długie miesiące i nie mogłem wytrzymać dnia bez zobaczenia się z nią, czy przynajmniej naszej krótkiej rozmowy. Jakim cudem to wszystko mogło tak szybko ulec, aż tak drastycznej zmianie? To wprost nie mieściło się mi w głowie. Po raz pierwszy w życiu zaczynałem się też na własnej skórze przekonywać, jak relacje międzyludzkie mogą być niesamowicie skomplikowane i nieprzewidywalne, a jedno niefortunne wydarzenie może wywrócić, całe wydawać by się mogło zaplanowane życie do góry nogami.


- Stefan, jednak przyszedłeś. Tak strasznie się cieszę, że cię widzę. Zaczynałam już powoli myśleć, że znowu ci coś wypadło - Nelle po trwającym dla mnie wieczność oczekiwaniu, staje w końcu w drzwiach z ledwie zauważalnym i miałem nieodparte wrażenie, że mocno wymuszonym uśmiechem na ustach. Jakby tego było mało, znajdowała się w wyjątkowo fatalnym stanie z czerwonymi i lekko zapuchniętymi oczami, co wywołać mógł tylko i wyłącznie wielogodzinny płacz. Na dodatek na twarzy nie miała ani grama makijażu, a jej strój składał się z dość wypłowiałego już dresu. Było to do niej zupełnie niepodobne. W końcu lepsze ubrania wkładała na siebie, chociażby do ćwiczeń. Na co dzień prezentowała się zawsze nienagannie i elegancko. Choćby nawet miała spędzić cały dzień sama w domu. - Wejdź, proszę - uchyla szerzej drzwi. Zapraszając mnie do środka z ogromną nadzieją rysującą się na jej twarzy, zapewne dotyczącą naszego pogodzenia.
- Przepraszam za spóźnienie, ale były straszne korki. Myślałem, że już tu nie dojadę - tłumaczę się niezbyt składnie. - Coś się stało? - pytam niepewnie, zaczynając się coraz bardziej martwić o Nelle, gdy zauważam, że oczy zaczynają się jej coraz bardziej szklić. Znajdowała się praktycznie na granicy płaczu.
- Poza tym, że całe życie się mi sypie, to wszystko jest w jak najlepszym porządku - odpowiada mi z drżącym od emocji głosem, wybuchając następnie głośnym płaczem pełnym bezradności. Nigdy jeszcze nie widziałem dziewczyny w takiej emocjonalnej rozsypce. To zupełnie nie było w jej stylu. Doprowadzenie Nelle do płaczu było w końcu nie lada sztuką.
- Już dobrze. Nie płacz. Spokojnie - niewiele myśląc, przyciągam ją do siebie. Mocno przytulając z nadzieją, że to pomoże się jej uspokoić. Do tej pory nawet największe niepowodzenia potrafiła przyjmować z niezachwianym spokojem i niesłabnącą pewnością w swoje możliwości. Co więc sprawiło, że wszystko się tak drastycznie zmieniło?
- Jak mam nie płakać, skoro cały świat sprzysiągł się przeciw mnie? Wszystko się mi wali, jak jakiś domek z kart - szlocha z poczuciem ogromnej goryczy, wprawiając mnie w spore zdziwienie. Kompletnie nie miałem pojęcia, co takiego mogło tak bardzo zdołować brunetkę. Do niedawna nie miała w końcu żadnych większych problemów. Jej życie było praktycznie bezproblemowe.


- Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie, dobrze? - zachęcam ją. Chcąc, aby wyrwała się z tej rozpaczy, w której kto wie, od jakiego już czasu się znajdowała.
- To będzie raczej długa historia. Wątpię, abyś miał ochotę tego słuchać - próbuje zrobić wszystko, aby tylko uniknąć prawdopodobnie trudnych dla niej zwierzeń.
- Mam czas - zapewniam, choć w głowie kołatała się mi myśl, że wstępnie byłem przecież umówiony wieczorem z Heidi. Nie mogłem jednak w żadnym wypadku zostawić Nelle w takim stanie. Ona jak nigdy potrzebowała teraz obecności drugiego człowieka.
- Jeśli tak mówisz - udaje się w stronę kanapy, sięgając po pudełko chusteczek. Czekając cierpliwie, aż do niej dołączę. Po czym na powrót się we mnie wtula, a ja jej na to bez żadnego słowa pozwalam. Nie potrafiąc odtrącić, gdy znajdowała się w tak złym stanie. Zapominam nawet o całej tej złości, którą jeszcze kilkanaście minut wcześniej na nią odczuwałem.


- Nelle, co się dzieje? - patrzę jej prosto w oczy, oczekując jakichś sensownych wyjaśnień.
- Wszystko. Zaczynając od tego, że Melinda nie chce mnie znać. Nawet interwencja Chrisa na niewiele się w tym przypadku zdała. Z dnia na dzień wyrzuciła mnie z ich życia i jest głucha na jakiekolwiek moje prośby, a przecież ja po prawdzie nic jej nie zrobiłam. Dlaczego ona jest wobec mnie taka okrutna? - kręci ze zrezygnowaniem głową, nie umiejąc tego zrozumieć. I choć współczułem Nelle, to rozumiałem też w pełni decyzję jej przyjaciółki. Bycie naocznym świadkiem tego, jak Nelle okrutnie potraktowała Heidi, na pewno było wyjątkowo nieprzyjemnym przeżyciem. Trudno było przejść obok czegoś takiego obojętnie i udawać, że nic się nie stało. Nelle sama była sobie winna. Dlatego zło, które chciała wyrządzić, wracało do niej teraz ze zdwojoną siłą.
- Daj jej trochę czasu, aby emocje między wami opadły. Wtedy na pewno będzie łatwiej dojść z nią do jakiegoś porozumienia - radzę. Czując, że to jedyne dobre rozwiązanie w tej aktualnie mocno skomplikowanej między nimi sytuacji.
- Wątpię. Melinda jest strasznie zasadnicza. Gdy coś sobie postanowi, bardzo rzadko zmienia zdanie, a mi naprawdę ich bardzo brakuje. To byli w końcu moi najlepsi przyjaciele - rozumiałem jej żal. Sam też nie wyobrażałbym sobie stracić swojej przyjaźni z Inge i Michaelem. - W dodatku jakby tego było mało, w pracy narzucają na mnie ogromną presję, z którą nie daje sobie powoli rady. Przez to nie mogę się na niczym skupić i popełniam błąd za błędem. Ostatnio redaktor naczelny zagroził mi nawet zwolnieniem - znowu zaczyna głośno płakać, chowając swoją twarz w moją bluzę.
- To na pewno przejściowy kryzys. Musisz się tylko wziąć w garść i w pracy koncentrować wyłącznie na niej. Każdemu zdarzają się gorsze dni, czy jakieś potknięcia. Nikt nie jest ideałem - gładzę ją delikatnie po włosach. Nie mogąc patrzeć na jej smutek i wyraźne cierpienie.


- Jak mam to zrobić, gdy nieustannie zadręczam się tym, że ze sobą nie rozmawiamy? Stefan, tęsknota za tobą mnie dobija. Ja tak bardzo cię kocham i nie mogę znieść faktu, że wszystko między nami tak teraz fatalnie wygląda. To jakiś koszmar. Nie mogę znieść twojego odtrącenia - przemawia przez nią prawdziwa desperacja. - Zdecydowałeś już, co będzie z nami dalej? Ja naprawdę nie mogę Cię stracić. Nikt nie jest dla mnie tak ważny, jak ty - zadaje mi w końcu pytanie, na które sam nie znałem dobrej odpowiedzi. Mimo że poszukiwałem jej nieustanie od kilku już dobrych dni.
- Nie wiem, Nelle. Nie mam pojęcia, czy będę w stanie zapomnieć o tym, co się stało. To, co zrobiłaś było wyjątkowo podłe - po dłuższej chwili milczenia odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie chcąc w żadnej kwestii okłamywać dziewczyny.
- Błagam cię, wybacz mi moje ostatnie fatalne zachowanie. Wiem, że przesadziłam. Przysięgam, że się zmienię. Zacznę się dużo bardziej starać. Zrobię wszystko, co zechcesz. Tylko daj mi jeszcze jedną szansę - nalega, a ja zaczynałem mieć coraz większy mętlik w głowie. Jak powinienem postąpić? Czego ja w ogóle chcę?


- Potrzebuję cię, Stefan - brzmi niemal rozpaczliwie, zbliżając swoją twarz coraz bardziej do mojej, a sekundę później zaczynamy się nieśpiesznie całować. Jakbyśmy robili to po raz pierwszy. Nic już jednak nie było takie same jak za pierwszym razem. Nie miałem nawet najmniejszej pewności, że dobrze robię, ale nie umiałem odtrącić Nelle, gdy była taka pogubiona. Przecież gdybym to zrobił, to do reszty by się załamała, a do tego nie mogłem w żadnym wypadku dopuścić. Byłem w końcu w jakiejś części za nią odpowiedzialny i musiałem teraz wyciągnąć jakoś z tego dołka, w którym się niespodziewanie znalazła. To dlatego nie protestuję, gdy znacznie pogłębia nasze w pierwotnym założeniu niewinne pocałunki, przesuwając się przy tym zgrabnie na moje kolana. Natychmiast znacząco rozbudzając moje pożądanie względem jej osoby. Komuś takiemu jak Nelle niezwykle trudno było się oprzeć. A ja nie byłem w tym wyjątkiem. - Chcę się z tobą kochać. Teraz - szepcze mi do ucha, przygryzając lekko jego płatek. Ściągając w pośpiechu ze mnie bluzę i swoją koszulkę.
- Nelle, zaczekaj. Powinniśmy najpierw dokończyć naszą rozmowę. Nie możemy tego zostawić w takim stanie - chcę lekko ostudzić jej entuzjazm. Obawiając się, że znowu wszystko robimy nie tak. Za bardzo się z pewnymi sprawami śpiesząc. Nie rozwiązując ówcześnie do końca poważnych problemów, jak powinni to robić dorośli ludzie.
- Później. Proszę cię, nie psujmy tego. Niczego teraz bardziej nie potrzebuję jak twojej bliskości. Chcę o wszystkim przynajmniej na moment zapomnieć. Tak bardzo mi tego brakowało - sięga do mojego paska od spodni ani myśląc ustąpić. W końcu więc jej ulegam, biorąc na ręce i zanosząc do sypialni. Która przez następne długie minuty jest świadkiem naszych uniesień i na nowo rozbudzonej między nami namiętności. Mającej na celu przypieczętowanie naszego pogodzenia.


Po wszystkim wpatruję się w sufit z mocno mieszanymi uczuciami. Będąc po prostu skołowanym. Zamiast błogości i szczęścia, zaczynam odczuwać tylko jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia i rozgoryczenie. Czując się na pewien sposób nie w porządku w stosunku do Heidi, choć przecież to Nelle była moją dziewczyną i nie robiłem niczego złego. Dlaczego więc miałem wrażenie, jakbym zdradził z nią właśnie Heidi? Mimo że była wyłącznie moją przyjaciółką? Zdecydowanie coś było ostatnio ze mną mocno nie tak. To absolutnie nigdy nie powinno w taki sposób wyglądać.


- Co się dzieje? - Nelle opiera się lekko na łokciu, patrząc na mnie z troską. Wolną dłonią zaczynając kreślić jakieś tylko sobie znane wzory na moim ramieniu.
- Nic. Wszystko jest w porządku. Próbuję się jedynie oswoić z myślą, że znowu mam cię obok - staram się ją przekonać. Całując lekko w czoło. - Od teraz wszystko będzie dobrze, prawda? - szukam u niej jakiegoś zapewnienia. Naiwnie się łudząc, że rzeczywiście tak będzie.
- Oczywiście. Już ja o to na pewno zadbam. Razem dokonamy wielkich rzeczy. Kocham cię, Stefan - wyznaje mi kolejny raz podczas tego dnia. Całując czule na potwierdzenie.
- Ja ciebie też - odpowiadam jej. Starając upewnić w tym także samego siebie. Mimo licznie odczuwanych wątpliwości.


- Powinienem się powoli zbierać - staram się wstać z łóżka, gdy Nelle zaczyna zasypiać. Z zamiarem opuszczenia jej mieszkania. Wcale za dobrze się w nim nie czując. To miejsce od zawsze za bardzo mnie przytłaczało. Dlatego o wiele bardziej wolałem spędzać czas z brunetką u siebie.
- Zostań na noc, proszę. Nie chcę być sama. Marzę też o pierwszym od dawna naszym wspólnym poranku - wtula się we mnie mocniej. Po raz kolejny stawiając przed dość trudnym wyborem.
- Dobrze. Skoro tego właśnie chcesz - po krótkiej walce z samym sobą, decyduję się przystać na jej prośbę. Układając się wygodniej na tym ogromnym łóżku. Spychając w głąb siebie zawód z powodu nie zobaczenia się dzisiaj z Heidi. W obecnej sytuacji nie miałem wyjścia i musiałem odwołać nasze zaplanowane spotkanie. Miałem tylko nadzieję, że Norweżka zrozumie i nie będzie miała mi tego za złe. Liczyłem również, że w pełni zaakceptuje moją decyzję o pogodzeniu się z Nelle.


18.11.2020

Pakuję ostatnie potrzebne mi rzeczy do walizki. Zaczynając coraz mocniej cieszyć się na jutrzejszy wyjazd i rozpoczęcie nowego sezonu, na który już od kilku tygodni czekałem z narastającą niecierpliwością. Nie mogłem się już doczekać zaznania ponownego uczucia tak uwielbianej przeze mnie rywalizacji i walki o zdobycie kolejnych założonych sobie ambitnie celów. Chociażbym się do tego nikomu nie przyznał, to perspektywa życia przez następne miesiące w nieustannych rozjazdach napawała mnie także sporą ulgą. Miałem nadzieję, że rozłąka z Nelle pozwoli mi za nią skutecznie zatęsknić i rozbudzi we mnie na nowo pragnienie nieustannego przebywania w jej towarzystwie, czego przez ostatnie tygodnie próżno było u mnie szukać. Identycznie było zresztą z radością z naszego pogodzenia, czy też tym wszystkim, co wiązało się ze szczęśliwym zakochaniem w drugiej osobie.


Mimo naszego powrotu do siebie wciąż trzymałem Nelle na spory dystans, którego ona albo nie dostrzegała, albo po prostu udawała, że nie widzi. Licząc pewnie, że wkrótce się to zmieni i wszystko będzie jak dawniej. Nie mogłem jej odmówić chęci i usilnych starań odnośnie naprawienia wszystkiego między nami. Następnego dnia po tym, jak z nią zostałem, natychmiast wzięła w garść i przestała niepotrzebnie rozpaczać. Znowu była dawną sobą. Pewną siebie kobietą, za którą na ulicy oglądali się niemal wszyscy. W dodatku niemal każdego dnia starała się na swój sposób wynagrodzić nam wszystko to, co doprowadziło do naszego ostatniego kryzysu. Nie odnosiło to jednak większych rezultatów i nadal nie umiałem jej na nowo zaufać. Nieustannie patrzyłem na nią z często pewnie kompletnie nieuzasadnioną podejrzliwością. Liczyłem się z każdym słowem, jakie do niej wypowiadałem, a telefonu pilnowałem jak oka w głowie. Często też walczyliśmy o wypracowanie kompromisu, na razie z marnym skutkiem, w kwestii mojej znajomości z Heidi, czego Nelle nadal nie chciała zaakceptować. Ja jednak byłem nieugięty i nic nie było w stanie zmienić mojej decyzji.


- Na pewno wszystko spakowałeś? - Nelle pojawia się przy mnie. Przytulając lekko do moich pleców. Takie gesty ostatnio stały się dla niej czymś na porządku dziennym.
- Praktycznie - odpowiadam jej zdawkowo. Spinając się lekko pod wpływem jej bliskości. To także stanowiło ostatnio nasz spory problem.
- W takim razie przyjdź zaraz na kolację. Jest prawie gotowa - całuje mnie lekko w policzek. Po czym zostawia na powrót samego. Dzięki czemu bez żadnych przeszkód sięgam do szuflady komody, wyciągając z niej niewielką figurkę prześmiesznego Trolla, będącego podobno dość popularnym talizmanem na szczęście w Norwegii, który otrzymałem wczoraj od Heidi. Bez żadnego zawahania umieszczam go w najmniejszej kieszonce walizki. Nie mając go zamiaru stamtąd wyciągać przez najbliższe miesiące. Tak jak obiecałem to jego poprzedniej właścicielce, która bywała mocno przesądna i wierzyła w moc takich rzeczy oraz ich dobrą energię.


- Stefan, idziesz? - pospieszanie Nelle odrywa mnie od radosnych rozmyślań na temat Norweżki i naszego ostatniego spotkania. Nawet w zwykłej kawiarni przy filiżance kawy, potrafiliśmy się świetnie ze sobą bawić. Nie mając wyjścia, podążam w stronę swojego salonu. Natrafiając w nim na stół ze stojącą na nim wyjątkowo romantyczną kolacją, której przygotowanie na pewno wymagało ogromu trudu.
- Naprawdę nie musiałaś się tak fatygować - zaczynam czuć się strasznie głupio z tym, jak ostatnio nie doceniam starań Nelle. Powinienem być dla niej o wiele milszy i dużo wylewniejszy w swoich uczuciach. Miliony innych mężczyzn chciałoby być na pewno na moim miejscu.
- Musiałam. Zasługujesz na porządne pożegnanie, choć nie ukrywam, że wcale się nie cieszę z naszego ponownego rozstania na kilka dni. Będę strasznie za tobą tęsknić - patrzy na mnie z jawnym smutkiem wymalowanym na twarzy. Przez co zaczynam czuć się naprawdę fatalnie, bo ja wprost się cieszyłem z tego, że będziemy mogli od siebie trochę odpocząć, a co więcej, że w końcu będę miał dużo więcej czasu na swobodne rozmowy z Heidi. Nawet jeśli miało nas znowu od siebie dzielić tysiące kilometrów.
- W takim razie usiądźmy - zmuszam się do uśmiechu. Powstrzymując nieodpartą ochotę ucieczki daleko stąd. Staram się jak najszybciej zmienić obecny temat. Doskonale wiedząc, że byłem skończonym draniem dla Nelle, na co ona sobie w żadnym wypadku nie zasłużyła. Jak najszybciej musiałem dlatego coś ze sobą zrobić. To nie mogło dłużej w taki sposób wyglądać. Ona zasługiwała na o wiele więcej, niż obecnie ode mnie otrzymywała. 


💗💗💗💗

19.11.2020

Wiedząc, że mam jeszcze sporo czasu do udania się na dzisiejsze zajęcia na Uniwersytecie. Kończę nieśpiesznie jedzenie drugiej wyjątkowo smacznie smakującej kanapki, które wraz z ulubioną owocową herbatą stanowiły moje dzisiejsze śniadanie. Starając przy tym usilnie powstrzymać się od zbyt głośnego śmiania wynikającego z coraz większego rozbawienia z powodu trwających już od kilku minut przekomicznych przekomarzań Inge i Michaela, dochodzących z korytarza, gdzie nawzajem zrzucali na siebie winę z powodu swojego dość znacznego zaspania, co mocno komplikowało ich wszystkie dzisiejsze plany i przede wszystkim rzetelne wywiązanie z obowiązków.


Gdy zdziwiona brakiem czyjekolwiek obecności o poranku w kuchni, postanowiłam obudzić w końcu tę dwójkę śpiochów. Ich miny były po prostu bezcenne. W dodatku zapewniali mi teraz sporą porcję darmowej rozrywki, gdy w dość nieporadny sposób starali się nadrobić stracone minuty i nigdzie przypadkiem nie spóźnić. Powoli zaczynałam nawet żałować, że nie ma z nami Stefana, który byłby wprost w siódmym niebie, gdyby mógł na własne oczy podziwiać takie niezorganizowanie przyjaciół, jakie nie zdarzało się im zbyt często. W myślach już słyszałam te wszystkie stworzone przez niego na szybko przytyki, które tylko dodatkowo by ich rozjuszały.


- Michael, wyjdź w końcu z tej łazienki! Siedzisz tam już tyle czasu, a ja jestem praktycznie spóźniona - Inge puka z całej siły w drzwi, będąc coraz mocniej zirytowana oczekiwaniem. - Mówiłam, że nie mam czasu i wejdę pierwsza. Słyszysz mnie w ogóle? - dodaje zdenerwowana.
- Wtedy wszystko trwałoby trzy razy dłużej, a ja muszę zdążyć na samolot. Nikt nie opóźni lotu specjalnie dla mnie - odpowiada jej ze stoickim spokojem, co przyprawia mnie o cichy chichot.
- Na mnie też nikt nie będzie czekał, a dobrze wiesz, że dzisiejsze spotkanie z przedstawicielami tej firmy, dla których mam tworzyć wizualizację jest dla mnie cholernie ważne. To naprawdę zapowiada się na duże zlecenie, którego nie mogę wypuścić z rąk, tylko dlatego, że nie nastawiłeś wczoraj budzika - niecierpliwi się jeszcze bardziej. W dodatku pod nosem zaczynała się wyrażać niezbyt cenzuralnie po norwesku, a to nie oznaczało niczego dobrego.
- Kochanie, przypominam ci, że ty również tego nie zrobiłaś - Michael nic sobie nie robił ani z nieustannego pospieszania go przez Inge, ani z jej wyrzutów.
- Gdybyś nie rozproszył mojej uwagi i pozwolił zasnąć o wiele wcześniej niż dopiero w środku nocy, to na pewno bym nie zapomniała! - broni się, a ja chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, że to mieszkanie posiada naprawdę grube ściany, a mój pokój nie sąsiaduje z ich sypialnią.
- Wczoraj jakoś na to nie narzekałaś, a wręcz przeciwnie - Michael skutecznie wyrywa Inge z ręki kolejny argument. - Obydwoje więc jesteśmy tak samo winni. Zawsze zresztą mogło być gorzej. Nie jest jeszcze tak późno - opuszcza w końcu łazienkę ze śmiechem ku olbrzymiej radości Inge.
- Chciałbyś, ale jak zamówisz mi taksówkę, to może ci wybaczę to niedopatrzenie, ale tylko może - słyszę, jeszcze zanim to tym razem dziewczyna nie zajmuje tak obleganego dziś przez nich pomieszczenia, a jej ukochany na kolejne kilkanaście minut nie znika za drzwiami od ich sypialni.


- Podziwiam za odwagę. Chyba nikt inny nie odważyłby się tak droczyć z Inge i to jeszcze z samego rana - mówię z uznaniem, gdy w końcu Michael wchodzi do kuchni, po czym podaję mu kubek z jeszcze dość ciepłą kawą. Drugi natomiast czekał na Inge, stojąc sobie na blacie. Dobrze w końcu wiedziałam, że bez jej wypicia żadne z nich nie wyjdzie nigdy z domu. Postanowiłam więc pomóc im nadrobić trochę minut tak cennego dla nich dziś czasu.
- Nie mógłbym sobie tego odmówić. Za bardzo to lubię, a ona zbyt uroczo się przy tym złości - mruga do mnie porozumiewawczo.
- W końcu się wydawało, że zawsze robisz to specjalnie. Teraz już się nie wykręcisz. Mam niezbity dowód. Ja się jeszcze zemszczę, zobaczysz. Za dzisiejszy poranek także - jego ukochana dołącza do nas, odgryzając się mu w standardowy dla nich sposób. Zakładając przy tym równocześnie kolczyki i walcząc z suwakiem od swojej sukienki. - To kawa dla mnie? - pyta mnie z ogromną nadzieją. Na co kiwam tylko ze śmiechem głową.
- Jesteś przekochana. Co ja bym bez ciebie zrobiła? - sięga po swój ulubiony kubek, delektując się jego zawartością z nieukrywaną przyjemnością. 


- Dlaczego włożyłaś dzisiaj sukienkę i to jeszcze taką niezwykle elegancką? Przecież zawsze ubierasz się do pracy w dużo luźniejszy sposób, aby było ci wygodnie. Coś się teraz zmieniło? - Michael natychmiast zauważa tę niespodziewaną zmianę wyglądu, patrząc z podejrzeniem na Inge i jawnym błyskiem zazdrości w oczach, które nawet ja świetnie dostrzegam.
- Mam przyjąć swoich potencjalnych zleceniodawców w bluzie z kolorowym nadrukiem i trampkach? To byłby idealny pokaz profesjonalizmu, zazdrośniku - ironizuje, przekręcając oczami z dezaprobatą.
- Więc to spotkanie z samymi mężczyznami? - Michael dopytuje ani myśląc odpuścić. Chciał poznać dosłownie każdy szczegół.
- A nawet jeśli, to co w tym złego? - Inge podchodzi bliżej niego, wyraźnie zaczynając się z nim droczyć.
- To zdecydowanie powinnaś poprosić Fridę, aby też wam towarzyszyła. Może wideokonferencja? We dwie na pewno będzie wam łatwiej prowadzić negocjacje - propnuje niewinnie. Co przyprawia nas obydwie o głośny wybuch śmiechu.
- Dziękuję za radę, Michi. Ale trochę się spóźniłeś, bo od dawna jest już ona w naszych planach. W końcu Frida jest współwłaścicielką i wspólnie podejmujemy wszystkie decyzje - informuje go. - Poza tym, żebyś się niepotrzebnie już nie stresował, to zdradzę, że ci mężczyźni mogliby być moimi dziadkami, a mnie od dawna i tak interesuje tylko jeden Austriak. Czasami bywa lekko nieznośny, ale i tak za nim szaleję. Może znasz? - całuje go przelotnie w usta, co skutecznie przekonuje Michaela, że absolutnie nie ma czego się bać. Inge w końcu od dłuższego już czasu była w nim na zabój zakochana, co nawet taka ignorantka w kwestii uczuć, jak ja dostrzegała na pierwszy rzut oka. Przyglądając się tej dwójce właśnie w takich momentach, jak obecny. Nabierałam z każdym dniem coraz większego przekonania, że miłość do drugiej osoby naprawdę może być czymś niezwykle pięknym i sprawiającym, że każdy dzień staje się o wiele piękniejszy. Zaczynałam też powoli rozumieć, że miłość nie musi wiązać się jedynie z cierpieniem i rozczarowaniem, a przede wszystkim, że niesie za sobą ogromną dawkę niekończącego się szczęścia.


- Życzę wam obydwojgu powodzenia i trzymam mocno za was kciuki - zaczynam na pożegnanie, gdy Inge i Michael zbierają się do wyjścia. - Napisz, jak tylko będziesz już po tym spotkaniu. Chcę wiedzieć, czy wszystko poszło zgodnie z planem - proszę dziewczynę. Mając ogromną nadzieję, że dostanie to zlecenie. Swoją ostatnią ciężką pracą w pełni sobie na to zasłużyła.
- Ja tak samo od razu chcę wiedzieć. Choć jestem pewien, że doskonale sobie poradzisz - Michael przytula do siebie mocno blondynkę. Wiedziałam, że nie było łatwo się im ze sobą rozstać, nawet na te kilka dni. Zwłaszcza teraz, gdy dopiero zaczynał się sezon, a przez ostatnie miesiące znacząco od tego odwykli. - Najwyższy czas na mnie. Tylko bądźcie grzeczne. Do zobaczenia w poniedziałek. - upomina nas z rozbawieniem.
- Zapomnij, zrobimy z Heidi szaloną imprezę i zaprosimy na nią połowę Salzburga, prawda? - śmieję się wraz z blondynką. Fałszywie o tym zapewniając. - Zresztą, to ty masz być grzeczny, bo jeśli będzie inaczej, na pewno się o tym dowiem - posyła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Kocham cię - Michael ponownie przytula do siebie Inge.
- Ja ciebie też i to bardzo, bardzo, bardzo - odpowiada mu bez najmniejszego zawahania. - Powodzenia. 


Gdy w końcu zostaję sama w mieszkaniu. Zaczynam sprzątać w kuchni po tym dość szalonym poranku. Po czym powoli pakuję do torby przydatne mi podczas dzisiejszego dnia rzeczy. Usilnie próbując powstrzymać od napisania jako pierwsza do Stefana, który na pewno znajdował się już w drodze na lotnisku. Tak po prostu tęskniąc za nim, choć nie rozmawialiśmy ze sobą zaledwie od wczoraj. Mimo że od kiedy pogodził się z Nelle, robił wszystko, aby nasza relacja ponownie na tym nie ucierpiała. Siłą rzeczy i tak nie mógł poświęcać mi tyle czasu, co przedtem. W pełni to rozumiałam, ale widocznie potrzebowałam trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do tego, że nasz kontakt nie mógł być takim, do jakiego się kiedyś przyzwyczaiłam. Żadna przyjaźń tak po prawdzie nigdy nie wyglądała właśnie w taki sposób i my też musieliśmy się do tego nareszcie dostosować. Łatwiej było jednak powiedzieć, a o wiele trudniej wcielić to w życie, zwłaszcza mojej osobie. Stanowczo za mocno uzależniłam się od kontaktowania z nim. Nic nie mogłam już na to niestety poradzić.


Opuszczam zamieszkiwany przeze mnie budynek, czując jak lekki dreszcz zimna, przechodzi mnie na wskroś. Zima zbliżała się wielkimi krokami, a jej pierwsze oznaki zaczynały być coraz bardziej widoczne, co akurat mnie napawało sporą radością. Od niepamiętnych lat ogromnie lubiłam tę porę roku i zawsze czekałam na jej nadejście ze sporym zniecierpliwieniem. Wprost uwielbiałam podziwiać norweskie krajobrazy skąpane pod sporą ilością białego puchu. Liczyłam dlatego, że zima i tutaj także dopisze, a austriackie widoki wcale nie będą gorsze od tych z ojczystego kraju.


- Heidi, zaczekaj! - słyszę głośny krzyk, dochodzący zza moich pleców. Odwracam się za siebie, zauważając Maxa biegnącego w moją stronę. Co od razu drastycznie psuje mój dobry nastrój. Czego on jeszcze ode mnie chciał? Między nami wszystko było jasne.
- Co ty tutaj robisz? - pytam z nieukrywanym niezadowoleniem. Nie miałam najmniejszej ochoty go nigdy więcej oglądać. Znajomość z nim była jedną z największych pomyłek w moim życiu.
- Czekam na ciebie. Nie odbierasz ode mnie telefonu, więc musiałem znaleźć inny sposób - mówi z uśmiechem, który powoduje u mnie wyłącznie obrzydzenie. - To dla ciebie. Na przeprosiny za tamten wieczór. Trochę głupio wyszło, ale zapomnijmy o tym - próbuje mi wręczyć bukiet żółtych tulipanów, których szczerze nie cierpiałam. Udowadniając po raz kolejny, jak bardzo mało o mnie wie. Nie mogło to zresztą dziwić. Max nigdy specjalnie nie był zainteresowany tym, co mam do powiedzenia.


- Żartujesz sobie? Myślisz, że kwiatki i fałszywe przeprosiny na cokolwiek się zdadzą po tym, jak mnie potraktowałeś? Nie jestem twoją zabawką i na pewno nigdy nie będę, rozumiesz? - oburzam się. Nie mogąc uwierzyć, że Max naprawdę sądził, że cokolwiek może jeszcze tutaj ugrać.
- Już nie przesadzaj. Nic się przecież wielkiego nie stało. Trochę mnie poniosło przez tego gościa, z którym sobie po prostu wyszłaś. Tak właściwie to ja powinienem być przez to zły na ciebie. Nie dość, że byłaś kompletnie pijana, to jeszcze mnie wystawiłaś do wiatru. Tak się nie robi - próbuje zrzucić na mnie całą winę za przebieg tego koszmarnego wieczoru.
- To sobie bądź zły. Ja i tak nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - po raz kolejny dosadnie mu to uświadamiam. - A teraz przepraszam, ale się śpieszę - próbuję od niego odejść, ale łapie mnie mocno za nadgarstek.
- Nie bądź taka. Ja naprawdę za tobą tęsknię. Brakuje mi ciebie. Polubiłem twoje towarzystwo, nawet jeśli to tylko wspólne rozmowy. Żadna dziewczyna przed tobą nie była taka interesująca. W dodatku dobrze się przy tobie czuję - brzmiał na naprawdę szczerego, ale ja mu ani za grosz już nie ufałam. To pewnie była jedynie kolejna gra z jego strony. - Nie moglibyśmy się dlatego od czasu do czasu spotkać nawet jako zwykli znajomi? - nieoczekiwanie proponuje. Lekko mnie tym zaskakując.
- Wątpię. Raczej nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów do rozmów - nie pozostawiam Maxowi większych złudzeń. Nie byliśmy dla siebie dobrym towarzystwem, co już na samym początku powinnam była zauważyć. Oczywiście zrozumiałam to dopiero po fakcie.
- Ja się tak łatwo nie poddam i jeszcze ci udowodnię, że jest inaczej. Czy tego chcesz, czy nie, ale jesteśmy do siebie bardzo podobni. Pasujemy do siebie idealnie. W głębi siebie też o tym doskonale wiesz. Dlatego wkrótce za mną zatęsknisz, skarbie. Przekonasz się jeszcze - mówi mi na odchodne. Całując odważnie w policzek, nic sobie nie robiąc z moich protestów. Po czym oddalam się od niego szybkim krokiem. Starając ze wszystkich sił nie dopuszczać do siebie myśli, że Max w ostatnich kwestiach mógłby mieć choćby kilka procent racji.


Przez kilka następnych godzin skupiam się wyłącznie na zdobywaniu nowej wiedzy i robieniu skrupulatnych notatek, co sprawia mi sporą satysfakcję. Miałam świadomość, że nauka była jedną z przepustek do prowadzenia życia, o jakim od najmłodszych lat, wciąż nieustannie marzyłam. Dlatego też chciałam zrobić wszystko, aby w pełni wykorzystywać otrzymane możliwości. Nie mając zamiaru zmarnować otrzymanej od losu szansy. 


W połowie ostatniego wykładu dostaję wiadomość od Inge, która zawiera same pozytywne i niezwykle cieszące mnie informacje, odnośnie otrzymania przez nią tego upragnionego zlecenia. Dzięki czemu w zupełności już zapominam o niefortunnej rozmowie z Maxem i skupiam się wyłącznie na radości z kolejnego sukcesu bliskiej mi osoby, która w bardzo szybkim tempie świetnie zawojowała nie tylko norweski, ale i austriacki rynek.


- Naprawdę nie możesz iść ze mną do tej biblioteki? - słyszę narzekania Katinki, gdy zbieram swoje rzeczy z zamiarem opuszczenia auli. - Twoja pomoc przy napisaniu tego koszmarnego eseju byłaby nieoceniona. Jakim cudem w ogóle zdążyłaś go już oddać?
- Czasami przytrafiająca mi się bezsenność była w tej kwestii bardzo pomocna. Jestem też pewna, że świetnie sobie z nim sama poradzisz - motywuję ją. Dziewczyna była w końcu bardzo zdolna. Musiała tylko pokonać swoje lenistwo i skłonność do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę. Wtedy ma szansę na odniesienie sporego sukcesu.
- Heidi ma rację. Będziesz miała nareszcie okazję wykazać się swoją kreatywnością. W poszukiwaniu potrzebnych naukowych materiałów - Domenico posyła jej krzywy uśmieszek. Zadowolony, że także miał już ten przykry obowiązek z głowy.
- Dzięki za radę, jak zawsze można na was polegać - złości się.
- Nie ma za co. Owocnej wizyty w bibliotece - żegnamy się z mocno niepocieszoną Węgierką, która udaje się w przeciwną stronę niż my.


- Jak układa się wasza znajomość z Louisą? - próbuję podpytać chłopaka, ponieważ ona milczała ostatnio w tej kwestii jak grób.
- Wspaniale. Louisa jest naprawdę cudowną osobą. Świetnie się rozumiemy - zdradza mi z rozanielonym wyrazem twarzy. Austriaczka bez dwóch zdań zakręciła mu w głowie. Nie sposób było tego ukryć.
- Cieszę się - posyłam mu szczery uśmiech. Starając stłumić w sobie wszelkie wątpliwości odnośnie ich relacji. Być może Louisa tym razem naprawdę będzie w stanie się zaangażować.
- Nie martw się o mnie. Wiem, jakie ma ona podejście do facetów. Na samym wstępie to zaznaczyła - stara się mnie uspokoić. - Wychodzę jednak z założenia, że co ma być, to będzie. Czasami warto zaryzykować. Zdecydowanie jest tego warta.
- Ja bym tak chyba nie potrafiła. Za bardzo bym się bała zaufać - zdradzam mu mimowolnie.
- Kiedyś może zmienisz zdanie. Do jutra. Udanej reszty dnia - macham mu na pożegnanie, gdy dochodzimy do przystanku. Następnie postanawiam wstąpić do pobliskiego sklepu i kupić ulubione czekoladki Inge. Zdecydowanie było co dziś świętować.


Późnym popołudniem korzystając z okazji, że jesteśmy same. Wraz z blondynką jednogłośnie podejmujemy  decyzję o zrobieniu sobie babskiego wieczoru z kieliszkiem niezwykle smacznie smakującego różowego wina i ulubionego serialu. Przy okazji rozmawiając ze sobą na najprzeróżniejsze tematy dotyczące różnych sfer naszych żyć. Lubiłam te nasze lekkie pogaduszki, które z Inge zawsze przychodziły mi z niezwykłą łatwością. Korzystając z tej swobodnej atmosfery, postanawiam wyznać w końcu prawdę o mojej znajomości ze Stefanem, gdy rozmowa mimowolnie schodzi na jego osobę i niespodziewaną decyzję odnośnie pogodzenia się z Nelle, z którą Inge do tej pory nie mogła się pogodzić. Chcąc mieć to nareszcie ze sobą.


- Muszę ci się do czegoś przyznać. Obiecaj tylko, że nie będziesz zła - zaczynam niepewnie, nie mając już żadnego odwrotu.
- Dlaczego miałabym być zła? O co chodzi - patrzy na mnie z niezwykłą uwagą, oczekując jakichś większych szczegółów.
- Tak naprawdę wcale nie złapaliśmy ze Stefanem dopiero teraz świetnego kontaktu. My go już od dawna mieliśmy - mówię ledwo słyszalnie. Spuszczając wzrok na swoje dłonie. Bojąc się po prostu spojrzeć Inge w oczy.
- Ale jak to? - nie za bardzo rozumie, w czym rzecz. Postanawiam więc zacząć od początku i przez następne minuty opowiadam jej krok po kroku, jak ta nasza relacja wyglądała naprawdę. Co wprawia ją w niemałe zdumienie. Zwłaszcza gdy z rumieńcami ogromnego zawstydzenia zdradzam jej, jak potoczyła się noc po weselu Sophie i Halvora.


- Wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że intuicja mnie wtedy nie zawiodła. Michael jednak mnie przekonywał, że obydwoje tak gorliwie zapewnialiście, iż do niczego nie doszło, że na pewno mówicie prawdę, aż dałam sobie spokój - mówi z nieukrywaną satysfakcją. - Więc to ty byłaś tą tajemniczą dziewczyną, za którą Stefan przez kilka miesięcy świata nie widział. Jak ja na to mogłam wcześniej nie wpaść? Nieźle się z tym kryliście - dziwi się. Wprawiając mnie w ogromne niedowierzanie swoimi słowami.
- O czym ty mówisz? - niczego z tego nie rozumiałam.
- O tym, że jestem prawie pewna, że Stefan był w tobie zakochany. Pewnie nadal jest, ale przez związek z tą wiedźmą Nelle skutecznie to wypiera. Kiedyś pociągnęłam go za język, będąc ciekawa z kim tak wiecznie pisze. Zdradził tylko, że z wyjątkową dziewczyną, która ogromnie go fascynuje na każdym możliwym kroku. Nie chciał jednak zapeszać i uparł się, że zdradzi mi jej tożsamość dopiero wtedy, gdy będzie pewien, iż wszystko jest na dobrej drodze. Niestety potem poznał tę cholerną egoistką, która go do reszty omotała. Jak on w ogóle śmiał się wobec ciebie tak zachować? Zerwać bez słowa kontakt i to przez nią? - nie mogłam uwierzyć, że to była prawda. Stefan nie mógłby mnie w żadnym wypadku obdarzyć jakimiś głębszymi uczuciami. Na pewno nie moją osobę. To było czymś nierealnym.


- To niemożliwe. Na pewno chodzi o kogoś innego. Inge, pomyśl sama. On i ja? - kręcę z olbrzymim powątpiewaniem głową. Nawet nie dopuszczając do siebie takich myśli.
- Ty i on ogromnie do siebie pasujecie. Naprawdę tego nie widzisz? - dziwi mi się. - Jedyną przeszkodą jest ta paskudna Nelle. Ale gdyby się jej tak pozbyć? - podsuwa mi niewinnie.
- Inge, chyba wino za bardzo zaszumiało ci w głowie. Nikogo nie będziemy się pozbywać. Stefan jest z nią szczęśliwy - upieram się przy swoim.
- Jakoś tego ostatnio nie widać. Z tobą na pewno byłby o wiele bardziej - kręcę z niedowierzaniem głową. - Przecież on jest za dobry dla tej intrygantki i manipulantki. Wolałabym się chyba już zaprzyjaźnić z Lisą niż w ogóle przebywać w jednym pomieszczeniu z tą panną doskonałą - krzywi się niemiłosiernie.
- Dajmy temu spokój i skupmy się lepiej na oglądaniu - wskazuję na telewizor. Próbując zmienić ten niezręczny dla mnie temat. Ogromnie ciesząc, że Inge nie ma mi za złe, iż przez tyle czasu pozostawała w niewiedzy odnośnie tego, co działo się tuż obok niej.


Niewiele przed północą, gdy leżę grzecznie w łóżku. Odpisuję na wcześniej przegapioną wiadomość Stefana. Będąc pewną, że już od dawna śpi. Życzę mu dobrej nocy i jeszcze lepszego dnia oraz powodzenia w jutrzejszych kwalifikacjach, które miały stanowić oficjalne otwarcie nowego sezonu, obfitującego w wiele przeróżnych niezwykle ważnych i emocjonujących wydarzeń, na które sama też czekałam z niemałym wyczekiwaniem. Nie dało się w końcu nie zacząć mimowolnie uczestniczyć w tym świecie, gdy nie było choćby dnia, aby nie słyszeć rozmów o treningach, zawodach, czy innych przeróżnych różnościach. Przy okazji mimowolnie wracam w myślach do słów Inge, o których nie dało się tak łatwo zapomnieć.


Nieoczekiwanie mój telefon zaczyna dzwonić, a ja bez zastanowienia go odbieram.
- Nie możesz spać? - zaczynam na powitanie Stefana ze szczerym zdziwieniem.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - odpowiada mi niemal szeptem. Zapewne nie chcąc obudzić przy tym Michaela. - Tak właściwie chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc.
- Zawsze można to było napisać, głuptasie - śmieję się cicho.
- Może i tak, ale wolałem usłyszeć twój głos. Strasznie mi go dziś brakowało - słysząc to, po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Takich słów mogłabym słuchać od niego codziennie.
- W takim razie dobranoc, Stefan. Tylko wyśpij się porządnie - radzę mu życzliwie.
- Tak zrobię. Dobranoc, Małpko. Kolorowych snów - odpowiada mi. Po czym rozłączam się, a szeroki uśmiech z niewiadomego powodu towarzyszy mi, aż do zaśnięcia.