czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 4




04.09.2020


Jak zamurowana stoję w jednym miejscu bez żadnego ruchu, wpatrując się w nieznajomą brunetkę, niczym ostatnia wariatka. Za nic nie mogąc przestać tego robić. To było po prostu silniejsze ode mnie i wszelkich obietnic o zachowaniu spokoju, czy też obojętności wobec tego, co wydarzyło się z moją i Stefana relacją oraz powodów, które doprowadziły do jej końca. Zamiast tego czułam jak z każdą sekundą ogromne i nie do końca wytłumaczalne poczucie zawodu i rozczarowania coraz bardziej wypełniają moje poranione serce. Dodając kolejny bolesny cios do wyjątkowo długiej listy tych już otrzymywanych od najmłodszych lat życia.


Zwyczajnie nie potrafiłam otrząsnąć się z szoku, który został mi zaserwowany na samą przystawkę tej nieszczęsnej i tak bardzo niechcianej przeze mnie kolacji. Spodziewałabym się po niej wszystkiego, ale na pewno nie czegoś takiego. Przecież to wydawało się być jakimś totalnym absurdem. Nie umiałam zrozumieć, dlaczego Stefan nie mógł mi wcześniej tego wszystkiego po ludzku wytłumaczyć. Miał przecież pełne prawo się w kimś zakochać i ułożyć sobie życie. Szczerze mu nawet tego życzyłam. My niczego sobie nigdy nie obiecywaliśmy. Nie był wobec mnie też w żaden sposób zobowiązany. Mało tego, nas tak naprawdę nic nie łączyło poza zwykłymi rozmowami, które jedynie od czasu do czasu wędrowały w rejony, w jakie nigdy nie powinny. To mogło się jednak raz na zawsze skończyć. Wystarczyło wyłącznie powiedzieć. Mogliśmy zacząć trzymać w naszej relacji stosowny dystans zwykłej sympatii, jaki powinien zachować ktoś w związku. Dlaczego więc, zamiast się po prostu przyznać do uczucia, jakie połączyło go z tą dziewczyną, najpierw ciągnął naszą relację jak gdyby nigdy nic, a potem znikł z dnia na dzień? Czy naprawdę byłam dla niego, aż tak mało ważna, że nie zasłużyłam sobie nawet na krótką rozmowę z wyjaśnieniami? Czy te wszystkie miesiące rzeczywiście nic dla niego nie znaczyły? Czym były więc zapewnienia, że możemy na sobie polegać, które okazały się zupełnie bez pokrycia. Dawno już na nikim się tak nie zawiodłam, jak właśnie na nim.


Patrzyłam więc na tę raczej niczego do tej pory nieświadomą dziewczynę. Podziwiając jej nieskazitelną i niemal porcelanową twarz, pokrytą idealnym ledwie zauważalnym makijażem. Smukłą i wysportowaną sylwetkę okrytą doskonale dopasowaną sukienką, za jaką niejedna dałaby się zabić. Czy ten olśniewający uśmiech niczym u jakiejś gwiazdy Hollywood. Miałam nieodpartą ochotę uciec z powrotem do pokoju, aby tylko przestać się przy niej czuć, jak brzydka i nic niewarta siostra Kopciuszka. Nawet nie próbowałam się dziwić, że Stefan związał się właśnie z kimś takim. Brunetka stanowiła w końcu idealny materiał na życiową partnerkę. Mało kto nie zakochałby się w takiej dziewczynie jak ona. Stefan także nie mógł okazać się dlatego wyjątkiem. Nikt nie mógł mieć pretensji, że stracił dla niej głowę. W dodatku zapewne pochodziła z dobrego domu i od zawsze była istną chodzącą doskonałością. Podejrzewałam, że też ogromnie ambitną i pewnie z jakimś szanowanym zawodem. Już z kilometra dało się wyczuć, że była cholerną kobietą sukcesu, do której mi brakowało setek lat świetlnych.


Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak źle w czyimś towarzystwie, jak właśnie przy niej. Głównie z powodu tego, że byłam jej chodzącym zaprzeczeniem, które nie mogłoby konkurować z nią na żadnym polu, co naprawdę ogromnie bolało. Zwłaszcza że aktualnie tonęła w objęciach osoby, która była mi jeszcze do niedawna niezwykle bliska, a którą w całości tak po prostu mi odebrała. Bez najmniejszego problemu pozbyła się mnie na zawsze z ich już teraz wspólnego życia. Nie musiała właściwie nic robić. Wystarczyło tylko, że się pojawiła, a moja osoba kompletnie straciła na znaczeniu.


- Wszystko w porządku? - Inge jako pierwsza postanawia przerywać ten moment konsternacji, który zapanował między całą naszą piątką. Patrząc na mnie z lekkim zmartwieniem.
- Oczywiście - natychmiast ją zapewniam. Biorąc się w końcu w garść. Radziłam sobie przecież z gorszymi przykrościami niż koniec znajomości ze Stefanem. - Jestem Heidi. Miło mi cię poznać - silę się na wymuszony uśmiech i uprzejmość, podchodząc następnie bliżej do drugiej dziewczyny. Ignorując przy tym najbardziej jak to tylko możliwe Stefana stojącego tuż obok, który wydawał się być w jeszcze większym szoku ode mnie. Jakby zupełnie się mnie tutaj nie spodziewał, co wydawało się czymś niemożliwym. Michael na pewno powiedział mu o moim przyjeździe. Nie było innej możliwości.
- Nelle. Przyjemność również po mojej stronie - odpowiada mi w podobny sposób. W jej oczach dostrzegam jednak świetnie znajomy mi już błysk zdegustowania, który widziałam u tysięcy innych osób, jakim zawsze obdarzali moją osobę, a przede wszystkim pokaźną ilość tatuaży i dość wyrazisty makijaż oczu podkreślonych czarnym eyelinerem oraz ust pokrytych ciemną pomadką, goszczący niezmiennie od lat na mojej twarzy. Nelle zapewne uważała mnie za niewychowaną dziewuchę żyjącą na granicy prawa, członkinię mafii, satanistkę albo jakąś narwaną Gotkę, czy depresyjną przedstawicielkę kultury Emo. Ewentualnie wymyśliła coś nowego. Wyobraźni ludziom nigdy nie brakowało. Do takich określeń i mocno niepochlebnych opinii byłam od dawna przyzwyczajona. Większość od zawsze wolała oceniać mnie z góry, zamiast spróbować najpierw poznać. Już na wstępie zakładając, że doskonale mnie przejrzeli i wiedzą o mnie dosłownie wszytko. Skreślając przy tym na samym starcie. Tak było zarówno w szkole, jak i na późniejszym etapie życia. To głównie dlatego jeszcze do niedawna nie miałam przyjaciół, a znajomi zawsze pochodzili z tych samych nizin co ja.


- Stefan, może byś się przedstawił? Gdzie twoje dobre maniery? - szturcha go lekko, przywracając tym samym do rzeczywistości. Upewniając mnie przy okazji w tym, że nie ma nawet znikomego pojęcia o naszej znajomości.
- Nie trzeba. Mieliśmy okazję się już kiedyś poznać - informuję Nelle z obojętnością. Mimo że miałam nieodpartą ochotę opowiedzieć jej ze szczegółami o wszystkim, a przede wszystkim o naszej wspólnej nocy. Wtedy na pewno nie byłaby już taka pewna siebie. Szybko odrzucam jednak ten pomysł. Nie mając pojęcia, co się ze mną w ogóle działo. Nigdy nie chciałam przecież mieszkać innym w życiu. Do tej dziewczyny byłam jednak już na wstępie wyjątkowo uprzedzona. Choć nie miałam do tego, jak na razie większych podstaw. Byłam po prostu okropna i tak samo zawistna, jak ludzie, którymi w żadnym wypadku nie chciałam się stać.
- To prawda. Już się znamy - Stefan potwierdza moje słowa, posyłając nieodgadnione spojrzenie w moim kierunku, które z premedytacją ignoruję. Skoro on mógł traktować mnie jak powietrze przez cztery miesiące, ja teraz również mogę. Nie mieliśmy sobie już nic do powiedzenia.
- W życiu bym się tego nie spodziewała. Mocno mnie zaskoczyliście - Nelle uśmiecha się sztucznie, patrząc na nas z niemałą podejrzliwością, choć przecież nie daliśmy jej jeszcze do tego żadnego powodu. Doskonale jednak widziałam, jak nerwowo zaciska swoje usta i mruży oczy. Być może kobieca intuicja zaczęła już działać i podświadomie wyczuwała, że łączyło nas o wiele więcej niż przypadkowe zapoznanie na weselu u wspólnych znajomych. To już nie był mimo wszystko mój problem.


- Może usiądziemy? Inaczej wszystko w końcu wystygnie. Zapraszam - Inge stara się zapanować nad całą tą niezręcznością, która unosiła się nad nami wszystkimi i była doskonale wyczuwalna.
- Świetny pomysł - Michael w pełni ją popiera. Wyraźnie oddychając z ulgą, gdy wszyscy zgodnie zajmujemy swoje miejsca.


Kolejne minuty należą do niezwykle męczących i dłużących się w nieskończoność. Dłubałam widelcem w swoim talerzu, udając że cokolwiek jem. Marząc jedynie o końcu tej żałosnej farsy. Rozmowa ani myślała się nam kleić, choć wszyscy poza mną naprawdę starali się ją podtrzymać na wszelkie możliwe sposoby. Niestety z marnym skutkiem. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że Inge nie dogaduje się zbyt dobrze z Nelle, mimo jej szczerych chęci, których Austriaczka nie zamierzała doceniać. Miały też zupełnie inne poglądy w bardzo wielu kwestiach, co było niezwykle widoczne. Natomiast między Michaelem a Stefanem panowało jakieś niewytłumaczalne napięcie. Dołączając do tego mnie, uciekającą się jedynie do lakonicznych odpowiedzi oraz wtrąceń i to wyłącznie do tematów poruszanych przez Inge lub Michaela. Ignorując zwłaszcza wszelkie słowa wypływające z ust Stefana. Będąc na nie zupełnie głucha. Ten wieczór po prostu nie mógł być udany. Za dużo wyrzutów i niewypowiedzianych pretensji wisiało w powietrzu. Dziękowałam przynajmniej za to, że Stefan siedzący dokładnie naprzeciw mnie, miał na tyle przyzwoitości, że nie próbował zadawać mi żadnych bezpośrednich pytań. Chociaż dobrze wiedziałam, iż z wielką ochotą by to zrobił. Ciekawość niemal go zżerała. Zapewne bał się jednak, że nasz mały sekrecik wyjdzie na jaw i jego cudowny związek popadnie jeszcze w jakieś kłopoty.


Ściskam mocniej widelec trzymany w dłoni, gdy mimowolnie spoglądam na splecione dłonie Nelle i Stefana leżące na blacie, jak jakiś niezbędny element dekoracyjny stołu. Miałam już serdecznie dość oglądania ich nieustannego okazywania sobie bliskości na każdym możliwym kroku. Inge i Michael jakoś nie musieli być przez cały czas do siebie przyklejeni. Widok tej przesadnej czułości przyprawiał mnie o ogromne pokłady zazdrości, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam w takim nasileniu w stosunku do nikogo ani niczego. To nawet nie chodziło o ich związek, bo przecież ja na pewno nie byłam zakochana w Stefanie. Nigdy w nikim nie byłam i on nie był żadnym od tego wyjątkiem. Chodziło mi bardziej o fakt, że Nelle odebrała mi najbliższą osobą, która rozumiała mnie tak, jak nikt inny. Choćbym zaserwowała mu najbardziej pokręcony tok myślenia na świecie. Obydwoje od początku nadawaliśmy na tych samych falach. Zabrała mi też powiernika i przyjaciela. A przede wszystkim kogoś, kto stanowił dla mnie pewien rodzaj opoki i stabilności w najtrudniejszych momentach. Ich związek bezpowrotnie zniszczył naszą niepowtarzalną więź, która napawała mnie spokojem i złudnym poczuciem, że naprawdę zawsze mam na kogo liczyć.


- Heidi, może powiesz nam coś o sobie? Co takiego przygnało cię z Norwegii aż do Austrii? Nasz kraj raczej nie jest typowym kierunkiem dla mieszkańców Skandynawii - nieoczekiwanie Nelle przerzuca całą swoją uwagę na moją osobę. Co nie wróżyło niczego dobrego. Nienawidziłam być w centrum zainteresowania osób, którym za grosz nie ufałam.
- Studia. Zamierzam wykorzystać roczne stypendium, które otrzymałam z tutejszego Uniwersytetu - odpowiadam bez większych emocji. Wzbudzając olbrzymie zdziwienie u dziewczyny. Jakby było dla niej czymś dziwnym, że ktoś taki jak ja może się w ogóle ubiegać o wyższe wykształcenie.
- Gratuluję. Jaki więc kierunek może poszczycić się taką wyjątkową studentką? - miałam nieodparte wrażenie, że pyta z lekką ironią, a wściekłość na twarzy Inge tylko to potwierdzała. Widocznie i ona przejrzała Nelle, która z niewiadomego powodu próbowała mi dyskretnie dopiec. Mimo że nic jej przecież nie zrobiłam.
- Historia sztuki - spuszczam ze wstydem wzrok na blat stołu. Nieoczekiwanie zamiast dumy z powodu spełnienia swojego największego marzenia i dostania się na wymarzony kierunek, czułam że to bardzo mało ambitne w porównaniu z dziennikarstwem. W końcu nie będę miała możliwości osiągnięcia tylu zawodowych sukcesów, co ona.
- Mamy więc artystyczną duszę przy stole. To by wyjaśniało twój, wybacz za szczerość, dość ekscentryczny sposób wyrażania się. Kto jednak zrozumie artystów, chyba tylko drugi artysta - Nelle cicho chichocze, coraz lepiej sobie poczynając. Była wprost mistrzynią dyplomatycznego obrażania innych.
- Bliżej mi raczej do historyków lub znawców sztuki niż do samych twórców. Mój sposób wyrażania się, nie ma więc nic wspólnego z moją drogą kształcenia. Taka już po prostu jestem. Lubię swój styl - wzruszam ramionami. Wiedziałam, że powinnam odpuścić i zignorować wszelkie przytyki ze strony Nelle, aby ta rozmowa nie przybrała jeszcze gorszego tonu. Słowa same cisnęły się mi jednak na usta.
- Chcesz więc powiedzieć, że lubisz po prostu prowokować swoim wyglądem i zawsze być w centrum uwagi? Czy cena trwałego oszpecenia swojego ciała za buntowniczość nie jest przypadkiem zbyt wysoka? Podziwiam cię za odwagę. Ja bym się na to nie zdobyła - dziewczyna znowu przekręca moje słowa. Próbując postawić w jak najgorszym świetle. Zrobić ze mnie kogoś szukającego na siłę atencji, która w rzeczywistości była ostatnią rzeczą, na jakiej mi zależało.


- Wystarczy, Nelle! - Stefan próbuje wpłynąć na swoją ukochaną. Ona jednak zupełnie go ignoruje. Nic sobie nie robiąc z tego ostrzeżenia.
- Przecież ja nie powiedziałam niczego złego. Chcę tylko bliżej poznać Heidi i ją zrozumieć - udaje niewiniątko. - Sami zresztą przyznajcie, czy coś takiego jest naprawdę atrakcyjne? Podoba wam się to? - swoje pytanie kieruje do Michaela i Stefana. Wyprowadzając mnie jeszcze mocniej z równowagi i pogarszając poczucie własnej wartości.
- To indywidualna sprawa i nie nam to oceniać, Nelle. Heidi ma prawo wyglądać, jak tylko sobie chce. Poza tym to tylko kilka tatuaży na ręku, które akurat jej wyjątkowo pasują. Zmień więc w końcu temat, bo jest bezsensowny - Michael staje w mojej obronie. Za to Stefan uparcie milczy, co przelewa czarę goryczy. Widocznie podzielał on zdanie Nelle. W końcu poznałam jego prawdziwą opinię na mój temat. To ostatecznie mnie dobija.


- Może dla ciebie to oszpecenie i nic nieznaczące bohomazy będące nieprzemyślaną decyzją, ale dla mnie tak nie jest i nigdy nie było. Każdy tatuaż ma dla mnie duże znaczenie i przypomina o ważnym momencie w życiu do twojej wiadomości. Nie znasz mnie i dlatego przestań oceniać, bo ja nie twierdzę, że jesteś zarozumiałą i rozpuszczoną córeczką rodziców, choć na taką wyglądasz - nie wytrzymuję i zaczynam mówić wszystko, co tylko myślę. Mając gdzieś, czy ktoś poczuje się dotknięty. - Inge, naprawdę wspaniale się dzisiaj spisałaś. Dziękuję za kolację. Szkoda tylko, że towarzystwo niektórych okazało się wyjątkowo niezjadliwe. Wybaczcie, ale pójdę już do siebie. Miłego wieczoru - wstaję gwałtownie od stołu. Nie będąc w stanie dłużej znosić ani oburzonej moimi słowami Nelle, ani tym bardziej Stefana, który milczał jak zaklęty, zupełnie na nic nie reagując.
- Heidi, poczekaj - Inge próbuje mnie zatrzymać, ale kręcę tylko przecząco głową. Idąc w pośpiechu do swojego pokoju. Chciałam się znaleźć jak najdalej od wszystkich, a najlepiej od całego świata.


Wciąż będąc ogromnie wzburzoną. Otwieram na całą szerokość okno i siadam na parapecie. Przyglądając się spokojnemu i skompanemu w odcieniach nocy miastu. Próbując uspokoić swoje emocje trzymanym w dłoni papierosem. Za wszelką cenę staram się też powstrzymać łzy, które coraz mocniej cisnęły się mi do oczu. Myślałam, że przynajmniej tutaj będzie inaczej niż w Norwegii. Łudziłam się, że ludzie przestaną być dla mnie w końcu tacy podli i bezwzględni. A przede wszystkim, że przestaną mnie niesprawiedliwie oceniać. Jak widać nic się jednak w tej kwestii nie zmieniło, a to był dopiero początek. Jedna Nelle była niczym w porównaniu z konfrontacją z możliwymi pracodawcami, czy też osobami, z którymi przyjdzie mi studiować. Może naprawdę powinnam coś w sobie zmienić? Chociażby ożywić na początek trochę swoją szafę i wpuścić do niej zdecydowanie więcej kolorów niż właściwie sama czerń. Nie miałam i tak nic do stracenia. 


💗💗💗💗


Z całych sił próbuję powstrzymać się przed pobiegnięciem za Heidi bez względu na konsekwencje i przeprosić za wszystko. Dobrze wiedząc, że niczym nie zasłużyła sobie na taką przykrość, jaka przed chwilą ją spotkała. Zaciskam schowane pod stołem dłonie w pięści. Starając się uspokoić, co było karkołomnym zadaniem, ponieważ nie umiałem patrzeć z obojętnością na smutek i pojawiające się w oczach łzy Norweżki. Zwłaszcza że odpowiadała za nie Nelle, w którą nie miałem bladego pojęcia, co takiego wstąpiło. Nigdy przecież nie zachowywała się w tak okropny i bezwzględny sposób. To nie było zachowanie tej życzliwej i dobrej dziewczyny, którą pokochałem. Byłem wściekły zarówno na nią, jak i na siebie. W końcu to przeze mnie Heidi znowu musiała mierzyć się z niesprawiedliwą opinią o jej osobie. Gdyby nie ja, Nelle też by tutaj dzisiaj nie było.


- Zadowolona jesteś z siebie? Poniżanie innych sprawia ci przyjemność? Czy może ja czegoś nie rozumiem? - Inge dłużej nie wytrzymuje i z ogromnym zdenerwowaniem zaczyna oskarżać Nelle. Co wcale mnie nawet nie dziwiło. Tym razem sobie na to po prostu zasłużyła. Nie mogłem mieć żadnych pretensji do blondynki.
- Słucham? Chyba trochę się zagalopowałaś. Jedyną pokrzywdzoną osobą jestem tutaj ja. To w końcu twoja przyjaciółeczka mnie obraziła i sobie poszła. Ja nic nie zrobiłam poza zadaniem jej kilku prostych pytań. Taka już jednak moja ciekawska natura - moja dziewczyna ani myśli jej być dłużna. Zapowiadało się więc na porządną kłótnię między nimi, której nikt nie byłby w stanie powstrzymać. Obydwie były zbyt uparte, aby ustąpić. Kochały też stawiać na swoim.
- Przestań udawać niewiniątko, dobrze? Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? Od samego początku wieczoru probowałaś wyprowadzić naszą trójkę z równowagi różnymi docinkami, aż w końcu osiągnęłaś swój cel. Gratuluję. Jesteś mistrzynią wprowadzania fatalnej atmosfery i psucia relacji międzyludzkich - Norweżka dolewa sobie pokaźną ilość wina do kieliszka. Wypijając wszystko niemal na raz. Tego się po niej akurat nie spodziewałem.
- Przystopuj trochę, bo jeszcze się roztopisz od nadmiaru emocji, Królowo Śniegu - patrzę z niedowierzaniem na Nelle, która uśmiechała się z niemałą satysfakcją. Zwyczajnie nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedziała.


- W tym momencie przestańcie! - staram się zainterweniować, bo sytuacja zaczynała się wymykać spod kontroli.
- Inge, odpuść. Nie warto. Proszę cię - Michael również stara się uspokoić nastrój między naszymi dziewczynami. Niestety z wyjątkowo marnym skutkiem.
- Nie ma mowy. Przytyki w swoją stronę mogłabym jeszcze zignorować. Na pewno jednak nie pozwolę, aby ktokolwiek obrażał ciebie albo Heidi. Dopóki więc Nelle jej nie przeprosi. Nie ma czego tutaj szukać. Kolacja skończona - Norweżka wstaje od stołu nie mniej gwałtownie niż Heidi przed chwilą. Jakby się do tego zmówiły. - Dlaczego tak milczysz, Stefan? Jak w ogóle możesz akceptować coś takiego? Co się z tobą dzieje? Zupełnie cię nie poznaję. Zmieniłeś się i to niestety na gorsze. Naprawdę świetny z ciebie ostatnio przyjaciel. Człowiek zresztą też - dostaje się w końcu także mojej osobie. Po czym Inge odchodzi w kierunku pokoju Heidi, posyłając mi na odchodne pełne rozczarowania i złości spojrzenie, na które mimo wszystko zasługiwałem. Tylko tego mi brakowało, abyśmy popadli w konflikt.


- Idziemy. Chyba słyszałeś Inge. Ona nie życzy sobie naszej obecności w swoim mieszkaniu - Nelle z niemałym oburzeniem nalega na nasze wyjście. Czując się okropnie dotknięta, choć sama doprowadziła do tego wszystkiego.
- Poczekaj w samochodzie. Ja za chwilę do ciebie dołączę - podaję jej kluczyki. Mając zamiar później sobie z nią wszystko porządnie wyjaśnić. Najpierw musiałem wyjaśnić jednak sprzeczkę z przyjaciółmi, którą bezsensownie wywołała. Coś takiego nie mogło nas poróżnić.
- Jak sobie chcesz - z grymasem niezadowolenia opuszcza pośpiesznie mieszkanie. Nie siląc się na żadne pożegnanie z kimkolwiek.


- Widzisz, do czego doprowadziłeś? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to właśnie Heidi u was zamieszka? Co ty sobie myślałeś? - pytam z wyrzutem Michaela, który zaczyna zbierać talerze ze stołu. Po części obwiniając go za całą tę farsę.
- A co by to zmieniło? Heidi prędzej czy później i tak o wszystkim by się dowiedziała. Stefan to ty zawaliłeś i dobrze o tym wiesz - odpowiada mi ze złością. Jeszcze w komplecie tylko tego brakowało, abyśmy i my się ze sobą pokłócili.
- Wiele by właśnie zmieniło. Gdybym wiedział, jak się mają sprawy. W życiu nie przyszedłbym tu dzisiaj z Nelle. Najpierw porozmawiałbym z Heidi i wszystko jej wytłumaczył. To musiał być dla niej szok, gdy zobaczyła nas razem - próbuję się tłumaczyć. Nie chcąc przyznać, że najzwyczajniej w świecie to wszystko jest moją winą.
- Wytłumaczyć powinieneś jej wszystko już dawno temu, a nie skończyć bez żadnego słowa wasz wirtualny romans. Wiesz, jak ją to pewnie dotknęło? Zachowałeś się jak ostatni cham. Wykorzystałeś ją - Michael ani myślał przestać mi wypominać mojego fatalnego zachowania. Przy okazji tylko powiększając już i tak ogromne wyrzuty sumienia.
- To nie był żaden romans! My się tylko przyjaźniliśmy - bronię się mimowolnie przed jego insynuacjami.
- Tak się przyjaźniłeś z Heidi, jak ja przyjaźnię z Inge. Pomijając już sam początek waszej znajomości. Przecież ty miesiącami nie potrafiłeś rozstać się ze swoim telefonem. Ciągle się do niego szczerzyłeś jak jakiś ostatni głupek. Rozmawialiście ze sobą z Heidi godzinami. Niekiedy niemal całymi nocami. Tak na pewno nie wygląda przyjaźń. Poza tym myślisz, że nie widziałem, jak na nią dzisiaj patrzyłeś? Ty ją od dawna już kochasz. Dlaczego się tak oszukujesz? Gdyby nie pójście na łatwiznę z Nelle. Szalałbyś z radości, że Heidi właśnie tu będzie teraz studiować i znajdzie się tak blisko ciebie - patrzę na Michaela, jak na kogoś nienormalnego. Zupełnie nie zgadzając z tym że mógłbym pomylić się z wyborem swojej życiowej partnerki.
- Kocham tylko i wyłącznie Nelle - upieram się. Będąc pewnym swoich uczuć do dziewczyny.
- Stefan, masz wyjątkową tendencję do błędnego odczytywania swoich uczuć i wybierania najprostszych rozwiązań dotyczących związków. Kiedyś jeszcze się na tym niestety przejedziesz. Oby tylko nie było wtedy za późno 
- kręci z dezaprobatą głową nade mną. - Gdybyś jeszcze nie wiedział, to jest zdecydowana różnica między ślepym zauroczeniem, a prawdziwą miłością. Przemyśl to sobie wreszcie. Tyle razy cię już prosiłem. Więcej nie mam zamiaru. 
- Michi, przestań robić mi jakieś psychoanalizy. Sam chyba najlepiej wiem, co czuję. Jestem z właściwą dziewczyną i nic tego nie zmieni - staram się usilnie przekonać do tego także siebie i zagłuszyć te lekkie wątpliwości, które od czasu do czasu się we mnie z niewiadomego powodu pojawiały. 


- Dokąd idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy - Michael patrzy na mnie z niezrozumieniem, gdy podnoszę się z zajmowanego krzesła bez słowa uprzedzenia.
- Muszę przeprosić Heidi i z nią porozmawiać. Nie mogę tak tego zostawić - wiedziałem, że czeka mnie trudna przeprawa z dziewczyną, ale dłużej nie mogłem uciekać przed konsekwencjami swoich wyborów. Ona zasługiwała na sensowne wyjaśnienia z mojej strony.
- To raczej nie jest najlepszy pomysł. Daj jej trochę ochłonąć. Obecnie jedyne co zrobi, to pośle cię do diabła - radzi mi życzliwie.
- Czas nic nie zmieni. Heidi i tak zbyt długo czekała - zbieram się na odwagę. Po czym idę pod pokój Norweżki, pukając niepewnie w drzwi. Nie czekam następnie na zaproszenie i przekraczam jego próg. Natrafiając już na wstępie na wciąż mocno zagniewaną Inge.


- Co ty tutaj robisz? To raczej Nelle powinna się tu z łaski swojej pofatygować - pyta, stając przede mną ze skrzyżowanymi ramionami. Zasłaniając sobą brunetkę.
- Chciałbym porozmawiać z Heidi. Możemy? - wychylam się zza Inge. Mając nadzieję, że mimo wszystko się zgodzi.
- W porządku. Nie martw się, Inge. Nic mi nie będzie. Już się uspokoiłam - blondynka posyła jej ostatnie pełne troski spojrzenie, po czym zostawia nas z lekkim zawahaniem samych. Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że moje pierwsze spotkanie z Heidi na żywo po tylu miesiącach, będzie się odbywało w takiej okropnej atmosferze. Podchodzę z lekką obawą bliżej okna, przy którym się znajdowała. Nie mając pojęcia, jak mam w ogóle zacząć z nią rozmawiać. Ironią losu było to, że nigdy wcześniej nie mieliśmy z tym żadnych problemów.


- Czego jeszcze ode mnie chcesz? Wszystko jest chyba dostatecznie jasne - Heidi odzywa się jako pierwsza. Będąc wyjątkowo nieprzychylnie do mnie nastawiona. Czego innego mogłem się zresztą spodziewać.
- Chciałem cię bardzo przeprosić - zaczynam, próbując lekko dotknąć jej dłoni, ale natychmiast ją zabiera. Sam już nie wiedziałem, czy zrobiła to z powodu złości, czy może z powodu nabytej od najmłodszych lat nieufności?
- Za co? Za swoją wspaniałą dziewczynę, czy może za swoje kłamstwa i zabawę moją osobą? Jesteś zwykłym tchórzem, Stefan. Zwyczajnym, pospolitym tchórzem - odwraca swój wzrok ode mnie. Zaczynając od nowa wpatrywać się w widoki zza oknem.
- Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, że zachowałem się fatalnie. Nigdy jednak nie chciałem cię skrzywdzić. Ja tylko...
- Dość. Nie chcę tego słuchać! Nie obchodzą mnie już twoje marne tłumaczenia. Po prostu stąd wyjdź. Nie mogę na ciebie patrzeć - wskazuje mi ręką na drzwi.
- Heidi, proszę cię. Porozmawiajmy spokojnie - niemal już błagam. Tęskniłem za nią i chciałem, aby nasze relacje wróciły do jako takiego stanu normalności. Przede wszystkim, teraz gdy tu zamieszkała. Nie wyobrażałem sobie, że zostaniemy wrogami.
- Powiedziałam, wyjdź! - Heidi podnosi swój głos, dając mi stanowczo do zrozumienia, że nie miałem czego tu szukać. Wyglądało na to, że zraniłem ją za mocno, aby mogła mi kiedykolwiek wybaczyć. A już na pewno nie w najbliższym czasie.


Opuszczam pokój, czując się wprost fatalnie. Zaczynałem coraz bardziej żałować, że zerwałem z Norweżką wszelki kontakt. W dodatku, gdy na własne oczy widziałem, jak bardzo ją to dotknęło. Mogłem to przecież rozwiązać na tysiąc innych sposobów. Aktualnie było już na to niestety za późno. W okropnym humorze zmierzam więc do wyjścia z mieszkania. Po drodze wchodząc jeszcze do salonu z zamiarem pożegnania z Michaelem i przeproszenia Inge. Nie chcąc rozstawać się z nią w gniewie. Widząc jednak minę przyjaciela, który mocno przytulał do siebie dziewczynę odwróconą do mnie plecami. Jasno sugerując mi, że dziś na pewno nie dojdę z nią do porozumienia. Po prostu wychodzę. Mając wszystkiego serdecznie dość. Ten wieczór zwyczajnie nie mógł się gorzej potoczyć.


- Nareszcie. Ile można na ciebie czekać - gdy tylko wsiadam do samochodu. Nelle od razu na mnie naskakuje. Była wściekła jak chyba jeszcze nigdy. - Ugłaskałeś już swoich cudownych przyjaciół? Zapanowała między wami zgoda?
- Dzięki tobie niestety nie. Co to wszystko miało w ogóle znaczyć? - żądam jakichś wyjaśnień. Dogłębnie rozczarowany jej zachowaniem.
- Ty też mnie obwiniasz? Naprawdę nie widzisz, że Inge mnie od samego początku nie cierpi. Teraz jeszcze ta jej okropna przyjaciółeczka. Duet marzeń normalnie - na samo wspomnienie dziewczyn na jej twarzy pojawia się spory grymas. - Chcę wiedzieć, co cię łaczyło z tą dziewuchą niemającą w sobie ani za grosz kultury - Nelle nieoczekiwanie zadaje mi zaskakujące pytanie, którego w życiu bym się nie spodziewał usłyszeć. Skąd się u niej wzięły w ogóle takie przypuszczenia? Nie mogła przecież o niczym wiedzieć.
- Po pierwsze ona ma na imię Heidi i przestań ją w tym momencie obrażać. Po drugie nic nas ze sobą nie łączyło - kłamię, dobrze wiedząc, że prawda nie wchodziła w grę. Nelle w życiu by tego nie zrozumiała.
- Masz mnie za jakąś kretynkę? Myślisz, że nie widziałam, jak na nią patrzysz? Takimi spojrzeniami na pewno nie obdarza się obcych sobie osób - Nelle po raz kolejny wykazuje się niezwykłą bystrością. Zaczynałem również podejrzewać, że to ze zwykłej zazdrości, starała się uprzykrzyć ten wieczór Heidi.
- Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi - idę w zaparte. Skupiając się na prowadzeniu samochodu. - Myślę, że powinnaś przeprosić Heidi oraz Inge i to jak najszybciej.
- Świetnie! Kłam dalej. W dodatku znowu to ja jestem tą winną - obraża się. Nie odzywając przez resztę drogi ani słowem. Szczerze wątpiłem, że kiedykolwiek zrozumiem kobiety. Skoro w ciągu kilkunastu minut, aż trzy zdążyły się na mnie śmiertelnie obrazić.


Zamykam oczy i opieram głowę o pokrytą kafelkami ścianę prysznica. Z nadzieją, że zimna woda skutecznie ostudzi moje emocje, a myśli o Heidi przestaną być tymi dominującymi. Na nic się to jednak nie zdawało. Wciąż przed oczami miałem jej uśmiechniętą twarz, którą tak często wirtualnie widywałem. Jakby tego było mało, niespodziewanie powracały też uporczywe wspomnienia naszej wspólnej nocy. Dotyk jej dłoni, smak jej ust. Zupełnie nie rozumiałem, co się ze mną do cholery działo. Przecież byłem szczęśliwy z Nelle i niczego mi przy niej nie brakowało.


- Przepraszam. Miałam ciężki dzień i wypiłam chyba za dużo wina, przez co lekko mnie poniosło. Jutro je obydwie szczerze przeproszę - nieoczekiwanie Nelle dołącza do mnie. Przytulając do moich pleców. - Wybacz mi, proszę. - mówi. Zmuszając, abym się do niej odwrócił.
- Obiecujesz, że już nigdy czegoś takiego nie zrobisz? - pytam z lekkim uśmiechem, który wkrada się mi na usta z powodu jej przeprosin.
- Obiecuję. To się nigdy więcej nie powtórzy - całuje mnie lekko z zadowoleniem. Po czym z każdą sekundą zdecydowanie pogłębia ten w założeniu niewinny pocałunek. Dobrze wiedziałem, do czego dziewczyna zmierzała, ale ja nie potrafiłem się poddać jej pragnieniu bliskości. Zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty. Jestem zmęczony - odsuwam się lekko od niej. Całując delikatnie w czoło. - Kocham cię - zapewniam. Po czym zostawiam ją mocno zdezorientowaną. Byłem jednak w stanie skupić się wyłącznie na tym, jak mam skutecznie przeprosić Heidi i sprawić, aby mi wybaczyła. 

niedziela, 26 kwietnia 2020

Rozdział 3



04.09.2020


Wciąż nie do końca obudzony. Wchodzę do kuchni, nalewając sobie do szklanki zimnej wody, po czym wysyłam z szerokim uśmiechem wiadomość do Nelle z przypomnieniem o dzisiejszej kolacji u Inge i Michaela. Mając nadzieję, że o niej nie zapomniała i nie zmieni naszych planów w ostatniej chwili, jak to dosyć często miało ostatnio miejsce w związku z jej wymagającą pracą początkującej dziennikarki, w której za wszelką cenę chciała się wykazać. Inge tym razem na pewno by mi tego nie wybaczyła, a wolałem się jej nie narażać. Dobrze wiedząc, że i tak porządnie zaniedbywałem ostatnio naszą przyjaźń. Czas wspólnie spędzony z moją ukochaną i wspaniałą dziewczyną był jednak ważniejszy od wszystkiego innego. To panna Lisberg była dla mnie od kilku miesięcy najważniejsza. Mój świat kręcił się praktycznie wyłącznie dookoła niej.


Kochałem upór i determinację Nelle, z jakimi dążyła do wyznaczonych sobie celów, choć niekiedy nasz wciąż dosyć świeży związek poważnie na tym cierpiał, a wspólnych chwil, które mogliśmy ze sobą spędzić, mieliśmy jak na lekarstwo. Jej ambicja była jednak na tyle nieposkromiona, że nic nie mogłem z tym zrobić, a wyłącznie ją wspierać w spełnianiu aspiracji zawodowych i chęcią zostania wybitną w swojej dziedzinie. Poza tym świetnie ją rozumiałem. W końcu sam także robiłem wszystko, aby stawać się nieustannie lepszym i lepszym. To chyba głównie dlatego od samego początku tak świetnie się ze sobą dogadywaliśmy, już na starcie odkrywając jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Wystarczył nam przecież tylko jeden krótki wywiad, którego jej udzieliłem, aby wybrać się po nim na wspólną kawę, a potem już do reszty przepadłem. Zatracając się w jej prześlicznym uśmiechu i niepowtarzalnym spojrzeniu błękitnych oczu. To był niczym grom z jasnego nieba, który sprawił, że nic nie było od tego momentu ważniejsze od mojej kochanej Nelle. Oszalałem na jej punkcie, jak ostatni wariat i nic nie zapowiadało tego, że kiedykolwiek może się to zmienić. Byliśmy ze sobą ogromnie szczęśliwi, a świetlana przyszłość stała przed nami otworem.


Odkładam swój telefon na blat stołu, starając przy tym nie patrzeć na numer, który wciąż znajdował się na samym szczycie listy najczęściej wybieranych kontaktów i należał do Heidi. Kolejny raz mocno kusząc, abym do niej zadzwonił, choćby tylko po to, aby usłyszeć jej wyjątkowo przyjemny głos, który jeszcze nie tak dawno niemal codziennie utulał mnie do snu, a potem był dość często bolesną pobudką, gdy setny raz z rzędu zapomniałem nastawić budzik po mimowolnym zaśnięciu w czasie naszej rozmowy toczącej się do późnych godzin nocnych. Heidi zawsze jednak dbała, abym nigdzie przypadkiem nie zaspał. Dzwoniąc za każdym razem o odpowiedniej godzinie. Będąc przy tym ogromnie rozbawioną z powodu mojej rannej nieporadności i braku zorganizowania. Wracając pamięcią do tych momentów tylko zwiększałem swoje pragnienie ponownej rozmowy z nią. Byłem nawet gotowy wysłuchać, jak obrzuca mnie najgorszymi obelgami, na które w pełni zresztą zasługiwałem po tym, co zrobiłem. Zrywając z nią kontakt nagle z dnia na dzień. Uważałem wtedy jednak, że to najlepsze, co mogłem zrobić, aby jak najmniej przeze mnie cierpiała. Co okazało się być pewnie jednym z najgorszych pomysłów, na jakie wpadłem. Przez zupełny brak kontaktu z Heidi. Martwiłem się o nią i bałem, że zrezygnowała z walki o siebie i swoją lepszą przyszłość. Może więc po tym, jak usłyszałbym teraz, że nie chce mnie znać i świetnie sobie beze mnie radzi w końcu by mi ulżyło? Równocześnie dobrze wiedziałem, że strach przed poznaniem jej zapewne dość gorzkiej i wyjątkowo krytycznej opinii na mój temat był zbyt duży, abym się na to odważył.


Mimo upływu czasu i ogromnego poczucia szczęścia, które odczuwałem z powodu bycia z Nelle. Nadal nie było dnia, abym nie tęsknił za Norweżką i nie czuł ogromnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że bez żadnego wyjaśnienia zerwałem nasze wszelkie kontakty. Nie mogłem jednak postąpić inaczej, jeśli chciałem być fair w stosunku do Nelle, gdy nasza znajomość robiła się coraz bardziej zażyła. Ona w życiu nie zaakceptowałaby mojej relacji z Heidi. Żadna dziewczyna by zresztą czegoś takiego nie zaakceptowała. Tym bardziej że w ostatnim okresie coraz bardziej wymykała się nam ona spod kontroli. Między innymi w naszych rozmowach coraz częściej mimowolnie pojawiały się nam nie do końca świadome wymsknięcia, wyjątkowo pieszczotliwych określeń siebie nawzajem i choć zawsze szybko obracaliśmy je w żarty, to obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że te wszystkie "Skarbie", "Kochanie" i inne "Misie", "Słoneczka", czy "Kotki" wcale nimi nie były, a to był tylko wierzchołek góry lodowej naszych grzeszków. Mówiliśmy sobie w końcu niemal o wszystkim i nie potrafiliśmy wytrzymać nawet godziny bez napisania do siebie. Zaczynaliśmy snuć nawet wspólne plany. Obiecując, że za wszelką cenę je zrealizujemy. Byłem więcej niż przekonany, że się w niej po prostu powoli zakochiwałem. Heidi w końcu fascynowała mnie od momentu naszego pierwszego spotkania, a im lepiej ją poznawałem, tym to uczucie tylko przybierało na sile. Podziwiałem ją za wytrwałość i radzenie sobie z całą tą beznadziejną sytuacją, w której tkwiła, za bystrość i sporą wiedzę. Nigdy nie udało mi się jej przecież zagiąć w żadnym temacie. Lubiłem jej pasję i miłość do sztuki oraz minionych epok. Imponowała mi jej skromność, a przede wszystkim dobroć. Heidi nie potrafiła przejść obojętnie obok krzywdy drugiego człowieka, mimo że sama cierpiała każdego dnia. Uwielbiała pomagać potrzebującym i niechcianym zwierzętom. Ogromnie żałując, że nie może przygarnąć, choćby jednego. Kochałem też jej śmiech, który tak rzadko się u niej pojawiał, a nawet ten cięty język, którego nie bała się używać, gdy coś się jej nie podobało. To wszystko sprawiało, że stanowiła mocną mieszankę wybuchową, pełną sprzeczności, ale chyba właśnie to w niej tak bardzo uwielbiałem. A potem poznałem Nelle i okazało się, że to ona zdecydowanie szybciej i gwałtowniej zawładnęła moim sercem. Stając się jedyną tajemnicą, jaką miałem kiedykolwiek przed Heidi. Nie potrafiłem się jej zwyczajnie przyznać, że zacząłem się z kimś spotykać i to prawdopodobnie coś naprawdę poważnego. Podświadomie wiedząc, że to by ją ogromnie zraniło. Tak samo, jak mnie raniła jej pokręcona relacja z tym kretynem Leo, z której od czasu do czasu się mi zwierzała. 
Odbierając często tym samym nadzieję, że mam w ogóle u niej jakiekolwiek szanse. 


W momencie, gdy dokonałem ostatecznego wyboru i staliśmy się z Nelle parą. Starałem się wmówić samemu sobie, że było już zdecydowanie za późno na przyznanie się do wszystkiego Heidi. Ona nie zniosłaby tej gwałtownej lawiny z mojej strony i poczucia, że znowu ktoś okazał się od niej ważniejszy. A już na pewno nie wybaczyłaby mi tego, że zataiłem przed nią coś takiego. Mieliśmy być w końcu ze sobą szczerzy. Dlatego uznałem, że najmniej boleśnie przede wszystkim dla niej będzie, gdy o niczym się nie dowie. Z dnia na dzień przestałem się więc do niej odzywać, a ona odpuściła po trzech dniach. Zapewne znienawidziła mnie przy tym na zawsze. Tak miało być jednak dla nas zdecydowanie łatwiej. Szkoda tylko, że wcale nie było, a ja nadal niczym nie potrafiłem wypełnić pustki po naszej relacji.


Niekiedy jeszcze zastanawiałem się, jak wszystko potoczyłoby się między nami, gdybym nie poznał Nelle i szaleńczo się w niej nie zakochał. Za każdym razem dochodziłem niestety do tej samej odpowiedzi, którą była pewność, że odważyłbym się w końcu i walczył tak długo, aż Heidi dałaby nam szansę. Zrobiłbym wszystko, aby pozbyła się tego idioty raz na zawsze ze swojego życia i uwierzyła w prawdziwą miłość, a potem zapewniłbym nam życie, o jakim od zawsze marzyła. Doskonale wiedziałem, że tak by właśnie było. Skoro nawet teraz na dnie mojego serca, wciąż jeszcze tliło się powoli przygasające uczucie do niej.


Z ponurych myśli wyrywa mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. W mig wraca mi dobry humor, gdy tylko zauważam, kto próbuje się do mnie dodzwonić.
- Cześć, kochanie - witam się ze swoją dziewczyną z olbrzymią radością.
- Cześć. Dzwonię, aby się upewnić, czy naprawdę musimy iść na tę kolację? Dużo bardziej wolałabym spędzić ten wieczór tylko z tobą. Stęskniłam się. Stefan, proszę przełóżmy to - Nelle nalega, stawiając mnie w niekomfortowej sytuacji. Znowu byłem rozdarty między nią a przyjaciółmi. - Przecież i tak spędzasz mnóstwo czasu z Michaelem na zawodach, treningach i wszystkim innym. Nic się nie stanie, jak trochę od siebie odpoczniecie - wytacza kolejny argument, który trudno mi było odeprzeć.
- Ale z Inge już praktycznie się w ogóle nie widuję. Nie chcę jej znowu zawieść - tym razem lojalność wobec przyjaciół okazuje się mimo wszystko silniejsza. - Poza tym poznamy dziś tę znajomą Inge, która z nimi ostatnio zamieszkała. Kto wie, może akurat z nią odnajdziesz wspólny język - ogromnie ciekawiła mnie tożsamość tej tajemniczej dziewczyny. Michael nie zdradził mi do tej pory żadnych szczegółów, a ja nie nalegałem. Zwyczajnie nie uważając tego za istotne. Inge jednak nigdy nie należała do osób, które wpuszczają niezbyt związane z nią osoby do swojego prywatnego życia. Zapewne był to więc dla niej ktoś wyjątkowo bliski.
- Jeśli też pochodzi z Norwegii, to szczerze wątpię. Wszyscy stamtąd są strasznie oziębli. Przykro mi, ale ja nie potrafię się z nimi porozumieć. - zaczynam się cicho śmiać, zupełnie nie zgadzając z tą opinią. Mógłbym wiele powiedzieć o Inge, ale na pewno nie była oziębła. To w końcu istny chodzący wulkan emocji. Nikt zresztą z jej znajomych, których dotychczas poznałem, nie był oziębły. To był tylko absurdalny stereotyp. Nelle za nic nie potrafiła jednak nawiązać bliższej relacji z Norweżką. Darzyły się jedynie uprzejmym dystansem i wymuszoną sympatią. - Skoro jednak tak stawiasz sprawę, niech już będzie. Obiecaj mi tylko, że dość szybko stamtąd wyjdziemy. Naprawdę chcę spędzić trochę czasu tylko we dwoje.
- Dobrze. Na pewno nie będę przeciągał naszego pobytu. Obiecuję - godzę się na ten kompromis. Ciesząc niezmiernie na nadchodzący wieczór.
- Świetnie! Wracam więc do pracy. Do zobaczenia około siedemnastej. Kocham cię - zaczyna się ze mną w pośpiechu żegnać.
- Ja ciebie też - mówię z pełnym przekonaniem, a uśmiech ani myśli zejść mi z twarzy. Wystarczyło mi tylko ją usłyszeć, aby wszystkie zmartwienia odpłynęły daleko stąd.


Przez cały dzień mam świetny humor, a pozytywna energia wprost mnie rozpiera. Nie mogąc się doczekać Nelle, która zaczynała się lekko spóźniać. Postanawiam rozpocząć przygotowania do wyjścia. Nie chcąc, abyśmy też się przypadkiem spóźnili. Po czym słyszę w końcu odgłos otwierania drzwi. Ogromnie ciesząc, że Nelle postanowiła skorzystać z kluczy, które niedawno ode mnie otrzymała. Miałem nadzieję, że niedługo przeprowadzi się tutaj na stałe i będzie używała ich codziennie.


- Przepraszam za spóźnienie, ale zebranie w redakcji się nam trochę przyciągnęło - podchodzi do mnie, witając długim pocałunkiem, który sprawia, że byłbym w stanie wybaczyć jej niemal wszystko.
- Nic się nie stało - przytulam Nelle do siebie. Jak zawsze wyczuwając charakterystyczny zapach jej ulubionych perfum.
- W nagrodę mogę za to zostać dziś u ciebie na noc. Chcesz? - patrzy na mnie z delikatnym zapytaniem i wahaniem.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak - odpowiadam z nieukrywaną ekscytacją. W końcu nie codziennie mieliśmy okazję do spędzenia ze sobą, aż tylu godzin i w dodatku wspólnego poranka.


- Masz serdeczne pozdrowienia od Chrisa i Melindy. Liczą, że niedługo znowu do nich wpadniemy. Ostatnio było bardzo miło, nie sądzisz? - słyszę lekko stłumiony głos dziewczyny, gdy przebiera się w łazience. Lubiłem dwójkę jej najbliższych przyjaciół, ale o wiele bardziej wolałem towarzystwo Inge i Michaela. Czy nawet moich dalszych znajomych. Z Chrisem nie miałem zbyt wielu wspólnych tematów, a Melinda wydawała się mi zbyt poważna, a czasami nawet lekko nadęta. Nigdy nie widziałem, aby choć na chwilę się uśmiechnęła. Nelle za to po prostu ich uwielbiała. Znali się jednak od wielu lat. Być może i ja z czasem odkryję ich walory, które musieli posiadać.
- Jeśli tylko znajdziemy czas, to nie mam nic przeciwko. Możemy jednak teraz już iść? - zaczynam się lekko niecierpliwić, gdy wskazówki zegara zaczynają niebezpiecznie przesuwać się w kierunku dziewiętnastej.
- Minuta. Chyba nie chcesz, żeby twoja dziewczyna straszyła na tej kolacji - mówi ze śmiechem.
- Ty zawsze wyglądasz olśniewająco i dobrze o tym wiesz - komplementuję ją bez zbytniej przesady. Była w końcu niezwykle piękną kobietą. Musiała mieć tego świadomość.


Gdy Nelle w końcu wychodzi z łazienki. Mam wrażenie, że zapominam języka w buzi. Prezentowała się wprost oszałamiająco w swojej czarnej i mocno przylegającej do ciała sukience.
- I jak? - pyta, podchodząc do mnie z nieukrywanym zadowoleniem, gdy dostrzega spojrzenie, jakim ją obdarzam.
- Genialnie - wykrztuszam w końcu z siebie. Obejmując ją lekko.
- Ogromnie mnie to cieszy. Bardzo ją lubię, ale nie mogę się już doczekać, aż zdejmiesz ją dzisiaj ze mnie - szepcze mi uwodzicielsko do ucha. Przez co mam olbrzymią ochotę zapomnieć o wszystkim i zrobić to już teraz. - Ale sam chciałeś spotkać się z przyjaciółmi, dlatego teraz chodźmy - odsuwa się ode mnie z niewinnym uśmiechem. Po czym łapie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia. Dobrze wiedziałem, że to była jej mała zemsta za brak uległości w sprawie odwołania naszej obecności na kolacji. Nelle od zawsze doskonale wiedziała, jak na mnie działa i często z ogromną premedytacją lubiła to wykorzystywać. Byłem więc pewien, że czekał mnie dosyć wymagający cierpliwości wieczór.


💗💗💗💗


Staram się przemknąć niezauważona do drzwi wejściowych mieszkania. Dobrze wiedząc, że Inge jest od kilku godzin pochłonięta bez reszty pracą, a Michael jeszcze nie wrócił. Zamierzałam spędzić dzisiejsze popołudnie na zwiedzaniu miasta, a przy okazji wymigać się w ten sposób z zaplanowanej kolacji i spotkania ze Stefanem, który zapewne zdawał sobie już świetnie sprawę z tego, że znajduję się w Austrii. Nie reagował jednak na to w żaden sposób, jakby zupełnie go to nie obchodziło. Być może nawet rzeczywiście tak było, skoro przyjął zaproszenie bez najmniejszego sprzeciwu, a co więcej nadal milczał, nie podejmując próby ustalenia ze mną, jak mamy wytłumaczyć przede wszystkim Inge, że nasza znajomość wcale nie poprzestała na tym jednym wspólnym wieczorze w Norwegii. Ja niestety nie potrafiłam być taka obojętna, dlatego próbowałam najbardziej, jak tylko się dało odciągnąć w czasie moment naszej konfrontacji. Obawiając się, że zdradzi mnie byle drobnostka i Inge wszystkiego się domyśli. Co równocześnie spowoduje, że ogromnie zawiedzie się na mojej osobie, a tego za nic nie chciałam.


- Wybierasz się gdzieś? - nieoczekiwanie słyszę głos blondynki za sobą. Jakim cudem mnie usłyszała? Wydawała się przecież do reszty pochłonięta tworzeniem w swoim własnym świecie.
- Chciałam iść trochę pozwiedzać - mówię zgodnie z prawdą. Przemilczając jedynie, że zwiedzanie miało się przedłużyć do późnych godzin nocnych. Kiedy będę już miała pewność, że Stefan sobie poszedł.
- A mogłabyś to przełożyć na jutro? Już wcześniej chciałam cię prosić o drobną pomoc w przygotowaniach. Miałam dziś pełno pracy, którą musiałam skończyć i nie zaczęłam jeszcze niczego robić. Sama mogę nie zdążyć, a to dla mnie naprawdę ważne. Nie chcę się skompromitować - posyła mi błagalne spojrzenie, którego nie mogłam zignorować. Zbyt wiele już dla mnie zrobiła, abym mogła odmówić.
- Jasne, nie ma sprawy. To, co takiego zaplanowałaś podać i od czego zaczynamy? - odkładam swoje rzeczy. Kierując swoje kroki do kuchni. Widocznie nasze ponowne spotkanie ze Stefanem było po prostu nieuniknione.


Wspólne gotowanie z Inge zdecydowanie poprawia mój nastrój. Pomaga mi się też odprężyć i skupić na czymś innym niż ciągłe rozmyślanie o możliwym przebiegu dzisiejszej kolacji, na którą już jednak nie miałam żadnego wpływu. Unoszące się po całym mieszkaniu zapachy, wzbudzają we mnie nawet lekki apetyt, którego brakowało mi od samego rana.
- Tylko spróbujcie nie wyrosnąć - spoglądam z ostrzegawczym spojrzeniem na drzwi od piekarnika, za którymi znajdowały się czekoladowe suflety, będące od zawsze moimi ulubionymi.
- Gdyby była z nami Sophie, nie musiałybyśmy się o to martwić - Inge była równie co ja sceptycznie nastawiona do naszych zdolności cukierniczych.
- Oby jej wskazówki tym razem wystarczyły - sama się nie spodziewałam, że podczas swojej pracy w restauracji, aż tyle rzeczy udało mi się podpatrzeć, czy zapamiętać.


- Pomóc ci z nakryciem do stołu? - zastanawiam się, gdy z ogromną niecierpliwością czekamy na upieczenie się deseru.
- Nie trzeba. Wystarczająco się już i tak napracowałaś. Michael za to porządnie oberwie. Miał być ponad godzinę temu! Jestem pewna, że specjalnie opóźnia swój powrót, aby wymigać się tylko od pomocy - kręci z dezaprobatą głową nad poczynaniami swojego ukochanego.
- Ale jesteś z nim szczęśliwa, prawda? - chciałam się upewnić.
- Oczywiście. Kocham go jak nikogo innego, nawet pomimo tego, jak mnie od czasu do czasu denerwuje. W życiu bym go na żadnego innego nie wymieniła. Zresztą, który by ze mną wytrzymał? Tylko Michael ma nieskończone pokłady cierpliwości do mnie - odpowiada mi z zupełną pewnością i lekkim rozmarzeniem. Widocznie właśnie na tym polegała prawdziwa miłość. Na akceptacji zalet jak i wad drugiej osoby. Na wzajemnym znalezieniu w tym wszystkim kompromisu. Wątpiłam szczerze, że przyjdzie mi kiedyś czegoś takiego samej doświadczyć.


Po tym, jak ponad godzinę wcześniej Inge niemal siłą wypchnęła mnie z kuchni po naszym nieoczekiwanym sufletowym sukcesie. Nadal przeglądam zawartość swojej szafy, mimo że jej zdecydowana większość znajdowała się już na łóżku. Nie mając pojęcia, co takiego powinnam na siebie włożyć. Czas zbliżający mnie do niezwykle niezręcznej kolacji nieubłaganie dobiegał końca, a ja wciąż znajdowałam się w proszku, coraz bardziej się przy tym denerwując. Choć było to wyjątkowo głupie, za wszelką cenę chciałam wyglądać dzisiaj olśniewająco, mimo że to było tylko życzeniowe myślenie z mojej strony. Dobrze wiedziałam przecież, że nie byłam chodzącą pięknością i wiele mi do takiej brakowało. Nie wiedziałam też do końca, co takiego próbowałam tym osiągnąć, ale sama świadomość, że po takim czasie miałam znowu stanąć twarzą w twarz ze Stefanem, wywoływała we mnie masę przeciwstawnych uczuć. Od złości po głęboko ukryte pokłady radości. Chciałam udowodnić mu, że świetnie sobie radzę i przesadnie nie obeszło mnie to, co się między nami wydarzyło, a równocześnie miałam cichutką nadzieję, że być może uda nam się jeszcze odbudować naszą relację. Zwłaszcza teraz, gdy mieliśmy się niemal na wyciągnięcie ręki i nie było żadnego problemu z dzielącą nas odległością. Łudziłam się, że nasz zerwany kontakt jest jakimś kompletnym nieporozumieniem albo, że można było to bardzo łatwo wytłumaczyć. Wystarczy do tego wyłącznie spokojna i szczera rozmowa. Żadne z nas nie zrobiło przecież niczego złego, a przynajmniej nic mi nie było o tym wiadomo. Byłam dlatego przepełniona mnóstwem sprzeczności, które stawały się coraz bardziej męczące.


Po wyjątkowo długim zastanowieniu decyduję się w końcu na jedną z niewielu letnich sukienek znajdujących w mojej garderobie. Mając nadzieję, że swoim kremowym odcieniem złagodzi mój zazwyczaj dość ostry i bezkompromisowy wizerunek, a także pomoże przetrwać ten wyjątkowo upalny dzień. Gdy zaczynam debatować nad tym, co powinnam zrobić z włosami. Czy związać je, czy jednak zostawić rozpuszczone. W całym mieszkaniu rozbrzmiewa głośny dźwięk dzwonka, który gwałtownie przyśpiesza bicie mojego serca. W jednej sekundzie miałam ochotę uciec jak najdalej stąd. Nie było jednak dla mnie żadnej drogi ucieczki. Z okna trzeciego piętra przecież się nie wymknę. Biorę dlatego głęboki uspokajający oddech i staram wmówić samej sobie, że wszystko będzie dobrze, a to tylko zwykła kolacja, z której w każdej chwili będę mogła wrócić do pokoju. Nikt nie będzie mnie tam na pewno trzymał na siłę.


- Heidi, dołącz do nas. Wszyscy już są - mrużę lekko oczy, gdy Inge zaczyna mnie wołać. Co niby oznaczali wszyscy? Myślałam, że zaprosili jedynie Stefana. Widocznie mieliśmy spędzić jednak ten czas w większym gronie, co było mi nawet na rękę. Być może nasza dwójka dzięki temu nie będzie, aż tak rzucać się w oczy. Łatwiej się też będzie wzajemnie ignorować. Gdybym tylko wtedy wiedziała, jak bardzo się pomyliłam ze swoją przedwczesną radością.


Wychodzę niepewnie na korytarz ze świadomością, że za chwilę znowu go zobaczę po tych wszystkich miesiącach, które minęły od wesela. Znowu spojrzę w jego w oczy i usłyszę na żywo głos, który znałam przecież od dawna na pamięć. Krok za krokiem zbliżał mnie do salonu i tego, o czym jeszcze do niedawna tak bardzo marzyłam. Gdy w końcu wszyscy znajdują się w zasięgu mojego wzroku, nic nie jest jednak niestety takie, jak powinno, a co więcej zostaje mi zaserwowane coś, czego bym w życiu się nie spodziewała. Na co w żadnym wypadku nie byłam przygotowana. To było jak spełnienie jednego z najgorszych koszmarów. Nie mogłam się tylko z niego obudzić. Natychmiast poznaję też odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie przez ostatnie ponad cztery miesiące pytania. Jak on mógł zataić przede mną coś takiego? Tyle razy się przecież zarzekał, że w jego życiu nie ma żadnej dziewczyny. Dlaczego nic nigdy mi o tym nie powiedział i pozwolił robić jakąś złudną nadzieję, że wcale sobie tego wszystkiego nie uroiłam i przez ostatnie miesiące naszego kontaktu rzeczywsiście coś między nami się wyraźnie zmieniło. Ogromnie nas do siebie zbliżając. Teraz już jednak wiedziałam, że coś takiego nigdy nie miało miejsca, a długonoga i piekielnie śliczna brunetka w jego objęciach, stojąca naprzeciw mnie była tego najlepszym dowodem. 


💗💗💗💗


Dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania najlepszych przyjaciół. Ściskajac mocniej dłoń należącą do towarzyszącej mi dziewczyny. Czekając, aż łaskawie ktoś raczy nam otworzyć. Po dłuższej chwili zjawia się w końcu Michael. Zapraszając nas serdecznie do środka.
- Cieszę się, że już jesteście. Miło was obydwoje widzieć - wita się z nami radośnie. Dostrzegam jednak na jego twarzy też spore poddenerwowanie. Zupełnie nie mając pojęcia, z czego może ono wynikać.
- Wzajemnie - Nelle odpowiada mu uprzejmie, ale bez zbytniego entuzjazmu. Jakby wcale nie cieszyła jej ta wizyta.
- Gdzie Inge? Nie spaliła jeszcze kuchni? - żartuję. Dobrze wiedząc, że jej zdolności kulinarne wcale nie były takie najgorsze.
- Jakoś udało się tego uniknąć. Może jednak dlatego, że miała zdolną pomocnicę - przyjaciel posyła mi dziwne spojrzenie. Przez moment mam nawet wrażenie, że probuje mi coś powiedzieć, ale bardzo szybko z tego rezygnuje. - Chodźcie się przywitać i kogoś poznać. Zwłaszcza ty, Nelle - prowadzi nas do salonu, gdzie Inge wprowadzała ostatnie poprawki przy stole. Zapewne chcąc, aby wszystko było idealnie.


- Stefan! W końcu raczyłeś nas odwiedzić. Trochę ci to zajęło - Inge patrzy na mnie z udawaną obrazą, gdy przytulam ją do siebie na powitanie.
- Tak jakoś wyszło. Obiecuję, że od teraz się poprawię - miałem zamiar dotrzymać tego postanowienia.
- Trzymam cię więc za słowo - posyła mi przyjazny uśmiech. - Cześć, Nelle. Jak tam w pracy? - blondynka wita ze szczerą życzliwością moją dziewczynę. Zapewne chcąc, aby ten wieczór upłynął nam wszystkim w miłej atmosferze.
- W porządku - wzrusza ramionami. Rozglądając się dookoła. Zapewne w poszukiwaniu jeszcze jednej osoby, która miała nam towarzyszyć. Sam także zastanawiałem się, gdzie ta dziewczyna się podziewa. Myślałem, że będzie razem z Inge i Michaelem.


- Heidi, dołącz do nas. Wszyscy już są - słysząc wołanie Inge, zamieram w jednym miejscu z przerażeniem. To przecież nie mogła być prawda! To musiała być jakaś totalna pomyłka. Kilka sekund później pojawia się jednak przy nas świetnie znajoma mi dziewczyna, która obdarza mnie wyłącznie pełnym złości spojrzeniem, a potem tak samo, jak ja zastyga w jednym miejscu, wpatrując się z niedowierzaniem w Nelle, którą obejmuję lekko w talii. Zapewne zaczynając już wszystko rozumieć. To był jakiś koszmar. Gorzej być po prostu nie mogło.

środa, 22 kwietnia 2020

Rozdział 2




29.08.2020


Bladym świtem próbuję wytaszczyć swoją piekielnie ciężką walizkę, ledwie mieszczącą się w drzwiach opuszczanego przeze mnie pokoju, któremu przyglądam się ostatni raz, pełna różnorakich emocji. Pośród nich dominująca była jednak najzwyklejsza w świecie ulga, że zostawiam to koszmarne miejsce. Staram się narobić jak najmniej hałasu swoim wyjściem. Nie chcąc obudzić swojej matki, która zasnęła raptem trzy godziny wcześniej, znowu kompletnie upojona alkoholem. W dodatku z tym samym facetem, który nagabywał mnie wczoraj w kuchni. Widocznie miał zamiar zostać tu na dłużej, przez co jeszcze mocniej dziękowałam losowi za możliwość tego wyjazdu. Nie wytrzymałabym z typ podłym typem pod jednym dachem ani dnia dłużej.


Przez swoją kolejną pijacką imprezę z rzędu wraz z jakimiś przypadkowymi osobami zafundowali mi następną nieprzespaną noc. Byłam dlatego ledwo przytomna i wprost nie mogłam się doczekać, aż znajdę się w końcu w samolocie i będę w stanie w spokoju zasnąć na kilka zbawiennych godzin, po których miałam przywitać się z nowym i zdecydowanie lepszym okresem w moim życiu. Usilnie licząc, że nie trafiam z deszczu pod rynnę i rzeczywiście tak będzie.


- A ty dokąd? - przeklinam swojego pecha, gdy zza pleców dobiega mnie ledwo przytomny głos rodzicielki, która pewnie wstała z zamiarem skorzystania z łazienki.
- Wyjeżdżam do Austrii. Będę tam przez rok studiować, zapomniałaś? Mówiłam ci o tym tyle razy - odwracam się za siebie. Wpatrując w niemal identyczne co moje oczy. Od zawsze byłyśmy do siebie ogromnie podobne. Przez co nikt nigdy nie miał problemów z natychmiastowym zauważeniem, że na pewno jesteśmy spokrewnione.
- To już? Chyba sobie kpisz. Kto teraz będzie płacił czynsz i rachunki? Mnie na to przecież nie stać! - pyta głupio. Jak zawsze martwiąc się wyłącznie o siebie. - Heidi, nie możesz mnie tak zostawić! Przez tyle lat cię utrzymywałam i chowałam. Jesteś mi teraz coś za to winna. Powinnaś spłacić swój dług i zostać. Dobrze wiesz, że nie jestem w stanie pójść do żadnej pracy - jej słowa przyprawiają mnie o kolejne bolesne ukłucia w sercu. Zupełnie nie liczyła się ze mną. Od zawsze chodziło jej wyłącznie o materialne korzyści, które mogła ode mnie uzyskać. Ta kobieta nigdy nie obdarzyła mnie, nawet gramem jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Byłam dla niej po prostu nikim. Dlaczego dopiero teraz to sobie uświadomiłam? Okropna naiwność nigdy mi nie popłacała.
- Przykro mi, ale nie jestem ci nic winna. Ja na świat się nie prosiłam. Mogłaś to sobie przemyśleć, zanim zdecydowałaś się mnie urodzić. A teraz najlepiej będzie jak każda zajmie się swoim życiem. To od zawsze wychodziło nam przecież najlepiej - mówię stanowczo. Zmierzając w kierunku wyjścia. Doskonale wiedząc, że nic tu po mnie.


- Heidi, poczekaj! - idzie za mną. Przez ułamek sekundy mam złudną nadzieję, że się ze mną pożegna albo usłyszę od niej przynajmniej jakieś dobre słowo na drogę. Chyba o niczym bardziej nie marzyłam. - Daj mi jakieś pieniądze, chociaż za ten miesiąc. W końcu przez niemal cały tutaj mieszkałaś. Myślisz, że cokolwiek jest w tym świecie za darmo? Ja też muszę za coś żyć, a ty sobie poradzisz. Z taką buźką mogłabyś pławić się zresztą w luksusach, gdybyś tylko chciała. Coś o tym wiem - wystawia w moim kierunku rękę w oczekiwaniu, pozbawiając mnie resztek złudzeń. W dodatku nie mogłam zrozumieć, jak mogła mi zasugerować, że miałabym się sprzedawać za pieniądze. Mam wrażenie, że chyba nigdy bardziej jej tak nie nienawidziłam, jak w tym momencie.
- Proszę bardzo. Bierz - wyciągam z torebki portfel, wręczając jej na oślep kilka banknotów, które z satysfakcją ściska w swojej dłoni. W pośpiechu znikając z nimi bez słowa w swoim pokoju. Byłam bardziej niż pewna, że wszystkie przeznaczy na alkohol. To już jednak nie była moja sprawa. Najlepiej niech się nimi wszystkimi udławi!


Z zaszklonymi od łez oczami i przepełniającym mnie smutkiem. Opuszczam mieszkanie, trzaskając z całej siły drzwiami. Przynajmniej na nich mogłam się minimalnie wyżyć. Następnie rzucam należące do mnie klucze pod nie. Decydując, że przenigdy moja noga już tutaj nie postanie. Wolałam mieszkać pod mostem niż z kobietą, która niby mnie urodziła, a traktowała gorzej niż obcą osobę. Pomiatając mną od najmłodszych lat życia. Byłam taka głupia, że nie wyprowadziłam się stąd w dniu osiemnastych urodzin, a co gorsza kryłam ją przez wszystkie lata dzieciństwa. Udając, że zawsze wszystko u nas jest w jak najlepszym porządku. Tysiące razy sprzątałam całe mieszkanie przed wizytą kogoś z pomocy socjalnej, starałam się mieć zawsze odrobione lekcje, czyste ubranie i jako takie oceny, aby nikt niczego się nie domyślił i myślał, że jedynie jesteśmy biedne, a mama wyjątkowo zapracowana. Ona też zawsze była sprytna i potrafiła doprowadzić swój stan do normy na te kilka dni w miesiącu, gdy musiała coś załatwić. To dlatego przez tyle lat nikt się w niczym nie zorientował. Z tym już jednak definitywny koniec. Od teraz będzie skazana wyłącznie na siebie i kolejnych sponsorów pokroju jej osoby. Odpychając od siebie wspomnienia z bolesnej przeszłości, zaczynam żmudną walkę z walizką i niekończącymi się schodami. Dobrze wiedząc, że nie mogę liczyć na niczyją pomoc z zamieszkałych tu osób.


Opieram głowę o niewielkie okno samolotu, przymykając lekko oczy. Zaczynając odczuwać ogromne zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Nie mogłam się już doczekać zobaczenia z Inge, a równocześnie okropnie bałam swojej reakcji na ponowny widok Stefana, którego prędzej czy później będę musiała gdzieś spotkać. Nie wiedziałam, czy mam udawać, że się nie znamy, czy może lepiej wygarnąć mu, jak bardzo się na nim zawiodłam i zażądać wyjaśnień odnośnie tego, co takiego zrobiłam, że nie zasłużyłam sobie nawet na najmniejsze wyjaśnienia jego decyzji. Mimo że trudno mi było przyznać się do tego nawet przed samą sobą, to bardzo za nim tęskniłam. Za naszymi rozmowami albo milczeniem, gdy nie miałam na nią po prostu ochoty. Jego śmiechem, którym zawsze mnie zarażał, choćbym była w fatalnym nastroju. Poczuciem humoru, które pomagało mi przetrwać najgorsze wieczory. A najbardziej tęskniłam za jego ogromnym wsparciem i motywacją, którymi mnie obdarzał w największych chwilach zwątpienia i załamania podczas nauki do kolejnych zaliczeń i egzaminów, które miały otworzyć mi drogę do tego stypendium. To właśnie on był zawsze przy mnie mentalnie, gdy płakałam nad notatkami i książkami, starając się cokolwiek z nich zrozumieć, a piekielnie głośna muzyka rozbrzmiewała w całym mieszkaniu. Byłam pewna, że bez niego nie byłoby mnie dzisiaj w tym miejscu, za co mimo wszystko byłam mu ogromnie wdzięczna. Dobrze wiedziałam, że znajomość z nim sprawiła, że stałam się o wiele lepszym człowiekiem. Zawsze uważałam naszą relację za dokończenie procesu mojej przemiany, którą zapoczątkowało spotkanie na mojej drodze Sophie i wielu innych życzliwych osób. Pokazujących mi, że wcale nie musimy biernie przyjmować życia takim, jakie jest, a starać się je właśnie zmienić na takie, jakiego chcemy.


Czując coraz bardziej ogarniającą mnie senność. Uśmiecham się lekko sama do siebie, mimowolnie wracając myślami do momentu, gdy po naszej wspólnej nocy ze Stefanem i porządnym jej odespaniu. Znalazłam na drzwiach swojego pokoju hotelowego karteczkę z numerem telefonu i krótką informacją, że mogę zadzwonić albo napisać, kiedy tylko będę chciała. Co było dla mnie wyjątkowo miłym zaskoczeniem. Byłam w końcu przekonana, że Stefan zniknie na zawsze z mojego życia bez słowa. Jak sobie to wcześniej ustaliliśmy. W życiu się też nie spodziewałam, że tak szybko ulegnę pokusie wykorzystania otrzymanej możliwości. Rozpoczynając tym samym wielomiesięczną i wyjątkowo specyficzną relację, której do końca nie potrafiłam określić nawet teraz, gdyż wyłamywała się z każdych przyjętych ram znajomości czy przyjaźni. Równocześnie nigdy nie znalazła się przy tym, choćby na początkowej drodze do związku. Myśl o tym, że ta pamiętna karteczka mająca ogromną wartość sentymentalną ma nadal specjalne miejsce w moim portfelu, jest ostatnią, którą pamiętam, zanim zapadam w głęboki i uspokajający mnie sen.


Idę niepewnie przed siebie, pokonując kolejne metry austriackiego lotniska, na którym panował dość spory ruch. Co zresztą nie było niczym dziwnym. Nadal w końcu panował sezon urlopowy i wszyscy z niego korzystali, jak tylko mogli. Rozglądam się uważnie w poszukiwaniu dobrze znajomej mi pary. Mając nadzieję, że nie stało się nic niespodziewanego, co mogłoby uniemożliwić im dotarcie tutaj.


- Heidi! - zauważam w końcu biegnącą w moją stronę Inge, za którą nawet Michael nie był w stanie nadążyć, a moment później znajduję się już w jej mocnym uścisku. - Jak ja się za tobą stęskniłam. Myślałam, że już się ciebie nie doczekam. Wspaniale wyglądasz - chwali mój wygląd, choć to ona wyglądała olśniewająco. Pobyt w Austrii wyraźnie jej służył.
- Za mną? Czy może jednak za tym? - żartuję. Machając jej przed oczami tabliczką norweskiej czekolady, którą wprost uwielbiała. Pokaźny zapas takich samych tabliczek znajdował się dodatkowo w mojej walizce. Spodziewałam się, że ogromnie ucieszą one blondynkę.
- Pamiętałaś! Kocham cię po prostu za to - bierze ode mnie swój podarunek. Przytulając mocno do siebie, co kwituję jedynie cichym śmiechem. Uwielbienie Inge do słodyczy nie zmieniło się nic a nic. - Powiedz jeszcze, że udało ci się przemycić Sophie w walizce, a chyba oszaleję ze szczęścia.
- Aż tak wszechmocna niestety nie jestem, ale coś tam słyszałam, że nasze ulubione małżeństwo planuje złożyć wam niedługo wizytę - dzielę się z nią radosną wiadomością, na którą byłam pewna, że czeka z upragnieniem. Dobrze wiedziałam w końcu, jak tęskni za swoją najlepszą przyjaciółką.
- Chyba zaraz zrobię się zazdrosny. Mnie z takim entuzjazmem nigdy nie witasz. Nieważne skądkolwiek wracam - Michael także w końcu do nas dołącza. Przyglądając się nam z niemałym rozbawieniem.
- Na takie powitanie trzeba sobie zasłużyć, mój drogi. Na przykład tym - Inge wskazuje entuzjastycznie na trzymane przez siebie słodkości. - Tutaj ta czekolada jest nie do zdobycia!
- To faktycznie zmienia postać rzeczy, mój kochany łasuszku - kiwa głową z udawaną aprobatą. - Pomińmy już, że jedna kuchenna szafka, aż ugina się pod ciężarem słodyczy - droczy się z nią. Nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Inge. Mimo że byli ze sobą od przeszło już roku, to nadal widziałam w ich oczach tę samą iskrę, gdy tylko na siebie patrzyli. Miałam wrażenie, że teraz była nawet jeszcze wyraźniejsza, choć wydawało się to być zwyczajnie niemożliwe. Bez dwóch zdań ta dwójka do siebie idealnie pasowała. Wzajemnie się doskonale uzupełniając.
- Jeszcze słowo i twój kochany łasuch odeśle cię dzisiejszej nocy na kanapę - Michael nic sobie nie robi z tej groźby. Kwitując ją wyłącznie głośnym śmiechem.
- Dobrze wiem, że i tak tego nie zrobisz - przyciąga ją do siebie, całując lekko w policzek. - W innym przypadku nocowałbym tam niemal codziennie.
- Żebyś się kiedyś przypadkiem nie zdziwił. Stałeś się ostatnio za bardzo pewny siebie.


- Tak w ogóle to, cześć krasnalu - Austriak przerzuca całą swoją uwagę na mnie. Przytulając lekko do siebie na powiatnie i uraczając znienawidzonym określeniem, którym zawsze mnie witał. Od kiedy się zorientował, że nie znosiłam swojego niskiego wzrostu.
- Cześć, wielkoludzie. Mniejszych ode mnie nadal nie widziałeś? - odgryzam się w standardowym stylu.
- Raczej mi się nie zdarzyło. Znam tylko jednego takiego, który mógłby z tobą konkurować. Obydwoje możecie starać się zresztą o angaż w jakiejś nowej produkcji Królewny Śnieżki. Jestem pewien, że w przedbiegach pokonacie konkurencje - miałam doskonałą świadomość, o kim mówi. Nie miałam tylko pojęcia, czy Michael wspomniał o nim, ot tak, czy chciał jednak sprawdzić moją reakcję. Wciąż nie wiedziałam, ile Stefan mu na nasz temat zdradził i czy w ogóle to zrobił. Liczyłam tylko, że akurat w tym przypadku nie był przesadną paplą i zachował szczegóły naszej znajomości dla siebie. Postanawiam dlatego zbyć tę uwagę. Nie odpowiadając na nią w żaden sposób.


- Biedny Stefan. Ciekawe, czy wie, jakie jego najlepszy przyjaciel ma pomysły i co o nim mówi, gdy tego nie słyszy - Inge dołącza do naszej dyskusji. - Pamiętasz go, prawda? Przecież się już poznaliście, a nawet dobrze ze sobą bawiliście - kieruje do mnie w założeniu niewinne pytanie, które wprawia mnie w ogromną niezręczność. Wiedziałam, że tak będzie. Nie spodziewałam się jednak, że niewygodny temat Austriaka zostanie tak szybko poruszony.
- Coś kojarzę. Ale to było tak dawno temu - odpowiadam niemrawo, natrafiając na nieszczęście na spojrzenie Michaela, które jasno mi sugerowało, że wie, jak ogromnie kłamię. Nie czułam się z tym dobrze, ale nie mogłam przecież opowiedzieć o wszystkim Inge na lotnisku. O ile w ogóle kiedykolwiek będę w stanie.
- Dosyć tych pogawędek tutaj. Dokończymy je sobie w mieszkaniu. Chodźmy - na całe szczęście Austriak ratuje mnie z niemałej opresji. Następnie mimo moich protestów bierze ode mnie walizkę i całą trójką podążamy w stronę wyjścia z lotniska.


Z niemałym zainteresowaniem i zachwytem wyglądam zza okna samochodu, podziwiając architektoniczny kunszt Salzburga. Będący niemal mekką barokowej architektury. Nie mogłam się już wprost doczekać, aż wybiorę na samodzielne zwiedzanie wąskich uliczek pokrytych staromodną kostką, czy też będę mogła dotknąć tych wszystkich fascynujących mnie murów i odkryć tajemnice, które w sobie kryją. Moja dusza studentki historii sztuki, cała się radowała z wielką niecierpliwością czekając na zwiedzenie wnętrz pałaców, których w okolicy nie brakowało, zobaczenia zabytkowego centrum miasta, a przede wszystkim odwiedzenia najstarszej jeszcze istniejącej kawiarni w Europie, w której według Inge podobno serwują najlepszą kawę pod słońcem. Ten przedsmak zaserwowany mi przez drogę do mieszkania Inge i Michaela wystarczył, abym przestała żałować, że na razie nie zobaczę swojej wymarzonej Marsylii. Przyszłość wciąż była jednak otwarta. Zaczynałam się też cieszyć, że przede mną jeszcze ponad miesiąc do rozpoczęcia zajęć na Uniwersytecie. Dzięki czemu będę miała mnóstwo czasu do przejścia Salzburga wzdłuż i wszerz i na porządne zaaklimatyzowanie się w tym miejscu.


Rozglądam się z nieukrywanym podziwem po mieszkaniu moich, chyba mogłam już powiedzieć przyjaciół. Będąc pod sporym wrażeniem z jakim gustem i pomysłowością zagospodarowali ten wcale niezbyt duży metraż. Miałam wrażenie, że wszystko zostało tu dokładnie przemyślane i każdy mebel, czy dodatek był po coś. Wciąż też nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu z nimi zamieszkam. Zwłaszcza że o takich luksusach przez całe życie mogłam sobie tylko pomarzyć.


- A tutaj jest twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba, gdyby jednak było inaczej, zawsze możesz coś zmienić - naciskam niepewnie na klamkę. Po czym mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie śnię i jeszcze się nie obudziłam. Wnętrze prezentowało się wprost genialnie, a co więcej było urządzone dokładnie w moim wymarzonym stylu. Minimalizm połączony z lekkim nawiązaniem do poprzednich epok za pomocą mebli stylizowanych na te pochodzące z przeszłości. Nawet kolor ścian był w moim ulubionym błękitnym kolorze. Wszystko przygotowane było z niezwykłą dbałością. Co jasno mi sugerowało, że to w żadnym wypadku nie mógł być zwykły przypadek.
- Inge, chyba nie chcesz mi wmówić, że tak na co dzień wygląda wasz pokój gościnny, czy cokolwiek innego tu wcześniej było - patrzę na blondynkę z niezwykłą uwagą. Dobrze wiedząc, że zrobili to wszystko specjalnie dla mnie.
- A ty chyba nie myślałaś, że przez rok będziesz mieszkać w zimnych i pozbawionych wyrazu ścianach. Masz się tutaj czuć, jak w domu - Inge dopiero po fakcie orientuje się, jak to zabrzmiało. - Przepraszam, to było nie na miejscu. W każdym razie wiesz dobrze, o co mi chodzi.


- To jednak stanowczo za wiele. Nie dość, że pozwoliliście mi z wami zamieszkać, to teraz jeszcze to - wskazuję na pokój. Nie mając słów, aby opisać swoją wdzięczność wobec tego, co już dla mnie zrobili.
- To przecież nic takiego. Ostatnio trochę się mi nudziło, więc pobawiłam się w dekoratora wnętrz. Wielka mi sprawa. W dodatku spodobało mi się to na tyle, że kto wie, może się kiedyś nawet przekwalifikuję - wzrusza ramionami, umniejszając swoim czynom. Nie mając nawet pojęcia, że mimowolnie spełniła jedno z moich największych marzeń z dzieciństwa o posiadaniu wymarzonego pokoju. - Powiedz lepiej, czy ci się podoba - przygląda mi się z lekkimi wątpliwościami. Jakby się obawiała mojej oceny.
- Oczywiście, że tak. Jest wspaniale. Chyba nigdy się za to wam nie odwdzięczę - uśmiecham się do Inge ze szczerą radością. - Obiecuję też, że gdy tylko znajdę jakąś dorywczą pracę, będę się sumiennie dokładać do wszelakich opłat - znalezienie jakiejś posady było dla mnie priorytetowe. Nie mogłam pozwolić, aby mnie zwyczajnie utrzymywali, a comiesięczne skromne wypłaty kwoty ze stypendium będą na pewno niewystarczające.
- Chyba sobie żartujesz. Jesteś naszym gościem - protestuje z oburzeniem.
- Gościem mogłabym być maksymalnie tydzień - ani myślałam w tej kwestii ulec.
- Wrócimy do tego kiedy indziej. Teraz lepiej się tutaj rozgość i odpocznij. Przede wszystkim jednak czuj się jak u siebie. Ja pójdę sprawdzić, gdzie podział się Michael. Już teraz zapamiętaj, że zawsze gdy jest tak cicho, to prawdopodobnie coś kombinuje - Inge posyła mi ostatni uśmiech. Po czym zostawia samą. Lekko oszołomiona tym wszystkim, siadam na niezwykle wygodnym łóżku. Uśmiechając sama do siebie. Czując się po raz pierwszy tak po prostu szczęśliwą, a to przecież był dopiero początek mojej przygody w tym miejscu.


Późnym popołudniem, gdy udało mi się rozpakować i jako tako zadomowić w tym miejscu. Opuszczam swój pokój, wchodząc niepewnie do salonu połączonego z kuchnią, gdzie trwała ożywiona dyskusja Inge i Michaela podczas wspólnego przygotowywania obiadu.
- Może zaprosimy Stefana na kolacje w przyszłym tygodniu? Dawno się z nim nie widziałam. Ostatnio zupełnie nie ma na nic czasu. Zaczyna się to robić lekko irytujące - Inge podsuwa Michaelowi pomysł, który wprawia mnie w prawdziwe przerażenie. Nasza czwórka przy jednym stole? To będzie totalna katastrofa.
- Zapytam go w poniedziałek. Może się zgodzi, o ile znowu nie będą mieć innych planów. Wiesz, jak to ostatnio z nim jest - mrużę lekko oczy, nie wiedząc, dlaczego Michael użył liczby mnogiej. A może tylko źle coś zrozumiałam, bo tak pewnie było. Poza tym nie powinno mnie to zupełnie obchodzić.
- Pomóc wam w czymś? - ujawniam swoją obecność. Nie mając zamiaru podsłuchiwać ich dalszej rozmowy.
- Nie trzeba. Wszystko jest już zresztą praktycznie gotowe - słyszę natychmiastowe zapewnienia. - Lepiej opowiedz nam, co ciekawego słychać w Norwegii - Inge czeka z wyczekiwaniem, aż zacznę mówić. Opierając się lekko o kontuar wyspy kuchennej. Wciąż była ogromnie związana z naszym krajem, a zwłaszcza z mieszkającymi w nim osobami. Nie mając więc wyjścia na długie minuty pogrążam się w opowieściach, które zdążyły jej umknąć po przeprowadzce do Austrii na początku tego roku.


Po wspólnie spędzonym we trójkę wieczorze. Michael dyskretnie się ulatnia. Postanawiając zostawiać nas same, jakby się domyślając, że są tematy, o których byłam w stanie rozmawiać wyłącznie z Inge, która podświadomie chyba też wyczuwała, że nie wszystko jest takie wspaniałe, jak usilnie próbowałam jej wmówić. 


- Jak twoja mama zniosła fakt wyjazdu? - podaje mi kubek gorącej czekolady, zajmując z powrotem obok mnie miejsce na kanapie.
- Nijak. Było jej to zupełnie obojętne. Jak zresztą wszystko, co mnie dotyczy. Zdążyłam już do tego przywyknąć - silę się na spokój, obejmując mocniej dłońmi otrzymany kubek. Starając ukryć, jak bardzo mnie zabolało nasze poranne pożegnanie.
- Nieprawda. Heidi, widzę przecież, że coś jest nie tak. Nie musisz udawać, że jest inaczej. Sama mam nie najlepszy kontakt z rodzicami i wiem, jakie to niekiedy bywa bolesne. Możemy okłamywać samych siebie, że nic nas to nie obchodzi, ale tak nie jest - Inge nie daje się nabrać na moje zapewnienia.
- Uwierzysz, że kazała mi zapłacić za ostatni miesiąc pobytu w naszym wspólnym mieszkaniu? Po czym nie wysiliła się nawet na głupie do widzenia. Zupełnie nic dla niej nie znaczę. Niby wiedziałam to od dawna, ale to wciąż tak cholernie boli. Najgorsze jest jednak to, że ona nawet w chwilach swojej trzeźwości traktowała mnie obojętnie. Skupiając tylko i wyłącznie na sobie. Dziś sobie uświadomiłam, że tak naprawdę ja już nie mam matki, a może nigdy jej nie miałam. Jestem zupełnie sama - nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać swoich łez, które zaczynają płynąć po policzkach jedna za drugą.
- Przykro mi, naprawdę. Niektórzy ludzie niestety nie zasługują na miano rodziców. Nie zgodzę się jednak z tym, że jesteś sama, bo wcale tak nie jest. Jest mnóstwo osób, dla których masz olbrzymie znaczenie i na pewno nie pozwolimy, abyś jeszcze kiedykolwiek musiała przechodzić przez takie piekło, jak przez ostatnie lata. Nie zasługujesz na coś takiego i nigdy nie zasługiwałaś - zapewnia. Przytulając mnie do siebie. Być może los właśnie takimi osobami, jak Inge, które postawił na mojej drodze, próbował mi wynagrodzić lata cierpień i przykrych wydarzeń, których doświadczyłam. Jeśli rzeczywiście tak było, to miał naprawdę dobry plan i byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Rozdział 1




28.08.2020


Znienawidzony do granic możliwości dźwięk budzika stojącego przy łóżku, wybudza mnie z doskonale znanego mi już na pamięć snu, a właściwie wspomnienia, bo przecież to wszystko wydarzyło się naprawdę, choćbym nie wiem ile razy, próbowała to przed samą sobą wypierać. Tamta zaskakująca i niepowtarzalna noc rzeczywiście miała miejsce i to był niepodważalny fakt, czy to mi się podobało, czy też nie.


Ogromnie sfrustrowana przecieram swoje zaspane oczy, starając się unormować przyśpieszony oddech i pozbyć lekkiego mrowienia całego ciała, a już zwłaszcza tego niedającego się niczym zaspokoić pragnienia rodzącego w dolnej części mojego brzucha, którego niekiedy wprost nienawidziłam. Nie mogłam uwierzyć, że mózg, wciąż robi sobie ze mnie jawne żarty i w najmniej spodziewanych momentach wyciąga na wierzch coś, do czego nie chciałam już w żadnym wypadku wracać. Uznając za definitywnie zakończoną historię. Będącą mocno przyjemnym, ale wciąż wyłącznie jednonocnym wybrykiem dwójki pijanych i niemających ze sobą nic wspólnego osób.


Byłam przekonana, że to na dobre minęło i głupi rozum nigdy więcej nie podsunie mojej uległej podświadomości tamtych zdarzeń, mających miejsce podczas wesela Sophie i Halvora. Zakopując je głęboko w swoich najodleglejszych zakamarkach wraz z ich głównym bohaterem, dla którego równo od trzech miesięcy i dwudziestu siedmiu dni, tak po prostu z dnia na dzień przestałam istnieć. Bez żadnego, nawet najmniejszego słowa wyjaśnienia wyrzucił do kosza miesiące naszych długich rozmów i tysiące codziennie wymienianych między sobą wiadomości, kiedy to myślałam, że naprawdę możemy na siebie liczyć. Łudziłam się, że udało się nam nawet zaprzyjaźnić, bo przecież na tym to chyba polega. Na wzajemnym wspieraniu się i byciu dla kogoś, gdy właśnie tego potrzebuje ta druga osoba. Rozczarowałam się jednak dość porządnie po raz kolejny. Przestało mnie to już nawet dziwić. W końcu od niepamiętnych lat zostawałam odrzucana w kąt jak popsuta zabawka, gdy tylko przestałam być komuś potrzebna. Bardzo szybko się wszystkim nudziłam. Nie miałam przecież zupełnie nic do zaoferowania, a już na pewno nie austriackiej gwieździe skoków narciarskich, który kolejny raz okazał się w minionym sezonie najlepszy ku mojej ówczesnej ogromnej radości.


Głównie dlatego nie chciałam znowu przechodzić tego samego, co przez pierwsze parę miesięcy po tamtej nocy, gdy nie było tygodnia, abym nie budziła się z palącym niemal pragnieniem powtórzenia między nami tego wszystkiego i ponownego zaznania tej upragnionej czułości, które wraz z rozwojem naszej znajomości nauczyłam się jako tako kontrolować. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie poruszyliśmy ze sobą tematu tego incydentu. Jasno mi sugerując, że możemy zostać wyłącznie znajomymi i nikim więcej, co jak najbardziej mi zresztą wtedy odpowiadało. Nie szukałam głębszych relacji, a miłość dla mnie była wyłącznie definicją, którą można było odnaleźć, co najwyżej w słowniku albo jakiejś innej encyklopedii. Nigdy nikogo nie kochałam, bo niby jak, skoro nikt nie nauczył mnie tego uczucia, a tym bardziej mnie nim nie obdarzył. Dlaczego więc teraz, gdy nasza relacja została zakończona, wszystko wróciło? Widocznie było ze mną gorzej, niż podejrzewałam, a defekty systemu emocjonalnego tylko postępowały na sile.


Nie mając jeszcze ochoty na wstanie z łóżka. Rozglądam się po wysłużonych i mocno zniszczonych meblach pokoju, którego właściwie nigdy nie uważałam za swój. Nie dowierzając, że to naprawdę mój ostatni dzień w tych obdrapanych ścianach i przynajmniej prawie na rok będę mogła się z nimi pożegnać. Choć miałam cichą nadzieję, że znajdę jakiś sposób na uwolnienie się z tego miejsca raz na zawsze i już nigdy więcej nie będę musiała tu wracać. Patrzę przez dłuższą chwilę na swoją walizkę wypakowaną po brzegi ubraniami, zastanawiając czy rzeczywiście dobrze robię. Jeszcze do niedawna roczny pobyt w Austrii, na rzecz której zrezygnowałam ze stypendium w wymarzonej od dawna Francji, wydawał się być genialnym pomysłem. Oferta naukowa Uniwersytetu w Salzburgu, wcale nie była w końcu gorsza, a co więcej miało być mi łatwiej się odnaleźć w nowej rzeczywistości ze względu na obecność znajomych osób, dzięki którym nie byłabym sama w obcym kraju. Wszystko się jednak drastycznie zmieniło w momencie, gdy Stefan zerwał ze mną wszelkie kontakty. To przecież głównie ze względu na niego podjęłam taką, a nie inną decyzję, mającą być dla niego ogromną niespodzianką i okazją do spędzenia ze sobą wspólnego czasu, o którym przecież tak wiele razy marzyliśmy podczas naszych nocnych rozmów. Wymyślając coraz to nowsze miejsca, które moglibyśmy zobaczyć. Szkoda tylko, że niecałe dwa miesiące po dokonaniu przeze mnie ostatecznego wyboru, tak po prostu nasza znajomość się skończyła. Stawiając mnie w sytuacji bez wyjścia. Za nic nie mogłam zrezygnować z tego stypendium, na które wprost harowałam przez cały ostatni rok akademicki, a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie zamieszkać u Inge i Michaela ze świadomością, że będę zmuszona niemal na okrągło widywać się tam ze Stefanem, który był przecież ich najlepszym przyjacielem. Obydwoje na pewno będziemy się czuć w takich momentach mocno niezręcznie. Zwłaszcza że, przynajmniej Inge nadal nic nie wiedziała o naszej dość zażyłej relacji, bo przecież jakoś nie było okazji do wyznania tego. Teraz skłaniałam się raczej ku temu, że Austriak zwyczajnie wolał, aby nikt o tym nie wiedział. Pewnie wstydził się zadawania z kimś takim jak ja. Czemu nie potrafiłam się zresztą dziwić.


Nie chcąc się spóźnić podczas ostatniego dnia do pracy. Zmuszam samą siebie do wstania i opuszczenia jedynego bezpiecznego w tym mieszkaniu pomieszczenia. Przekręcam po cichu klucz w drzwiach. Wychodząc na niewielki korytarz, wyczuwam jak zawsze nieprzyjemny zapach stęchlizny. Mimowolnie zaglądam do pokoju, gdzie wciąż jeszcze spała moja rodzicielka wraz ze swoimi dwoma kompanami, którzy wczoraj do późnych godzin nocnych urządzili sobie huczną posiadówkę. Butelki po tanim winie walały się po podłodze wraz z puszkami po piwie, co stanowiło dość przykry widok. Patrzyłam jednak na to z obojętnością. Zbyt długo go po prostu widywałam, aby mi nie spowszedniał. Jako dziecko i tak wylałam zbyt wiele łez nad podobnymi dekoracjami naszego mieszkania. Nie mogąc zrozumieć, dlaczego nie mogę mieć takiego samego domu jak inne dzieci ze szkoły, których rodzice codziennie odbierali po zajęciach, troszczyli się o nie i zapewniali wszystko, co tylko mogli.


Nastawiam czajnik z wodą na kawę, próbując pozbyć się z kuchennego blatu kolejnych pustych butelek po alkoholu, których wcale nie było tu mniej niż w pokoju. Przeklinając pod nosem własną matkę, która znowu nie trzeźwiała od ponad tygodnia. Widocznie tym razem znalazła wyjątkowo hojnych adoratorów. Wątpiłam, że w ogóle pamiętała o moim jutrzejszym wyjeździe. Skoro czasami zapominała, choćby o moim istnieniu. Miałam to jednak gdzieś. Dwa miesiące temu miarka się przebrała, gdy po kolejnych fałszywych obietnicach o zerwaniu z nałogiem i podjęciu leczenia, wytrzymała niecałe dwa tygodnie, a potem bez żadnych skrupułów ukradła wszystkie pieniądze przeznaczone i zarobione przeze mnie na czynsz i rachunki, znikając z nimi na przeszło cztery dni. Bawiąc się za nie z podobnymi do niej w najlepsze. To wtedy wyzbyłam się resztek złudzeń, że kiedykolwiek się opamięta i nasze życie będzie jeszcze normalne. Zrozumiałam też, że jeśli nie chcę skończyć jak ona. Musiałam przestać ją w końcu niańczyć i jak najszybciej się stąd wynieść.


- Też z chęcią napiłbym się jakiejś kawy albo najlepiej czegoś mocniejszego. Zwłaszcza z taką ślicznotką. W życiu bym się nie spodziewał, że Trine ma tak wspaniałą córkę - niespodziewanie w progu kuchni staje jeden z nieznanych mi mężczyzn w podeszłym już wieku. Patrząc na mnie z obrzydliwym uśmiechem zainteresowania. Przez co przechodzi mnie lekki dreszcz strachu, że traumatyczna sytuacja z przeszłości może się znowu powtórzyć.
- To proszę sobie zrobić - staram się go wyminąć, ale jest zbyt potężny. Swoim ciałem zasłaniał dosłownie całe wejście.
- Wolałbym, abyś dotrzymała mi towarzystwa - przejeżdża pożądliwym wzrokiem po mojej sylwetce, łapiąc mocno za nadgarstek. Patrzyłam na zaciśnięte na nim mięsiste palce, a przed oczami staje mi tamta noc, mój pokój i ten szyderczy śmiech, gdy rozpaczliwie próbuję wyrwać się z łapsk podobnego typa.


- Puść mnie, bo pożałujesz! - mówię z ostrzeżeniem. Mając nadzieję, że to poskutkuje. Już nie miałam trzynastu lat. Teraz byłam dużo bardziej uodporniona na zło tego świata.
- Jaka ostra. Lubię takie - śmieje się ohydnie, a smród alkoholu, którym był przesiąknięty, powoduje we mnie mdłości.
- Zostaw ją i chodź tu, Janne. Natychmiast! - stanowczy głos matki przywołuje do porządku tego oślizłego typa, który zostawia mnie na szczęście w spokoju. Oddycham z olbrzymią ulgą, niemal biegnąc do swojego pokoju bez słowa. Uświadamiając sobie, że nadal byłam cholernie słaba i bezbronna w takich momentach. Opieram się o drzwi, zaciskając dłonie w pięści. Starając się nie wybuchnąć głośnym płaczem bezradności. Obiecuję sobie, że dam radę wytrzymać tutaj do jutra. To jeszcze tylko kilkanaście godzin i zostawię to wszystko za sobą. Będę nareszcie wolna od mojej matki i wszystkiego, co związane z jej nałogiem.


Wciąż lekko roztrzęsiona wydarzeniami sprzed kilkunastu minut. Czeszę w pośpiechu swoje włosy, które już kilka miesięcy temu wróciły do swojego naturalnego ciemnego odcienia. Dobrze wiedziałam, że skończyłam z eksperymentowaniem kolorami pod wpływem jednej z rozmów ze Stefanem, który upierał się, że w takich mi najładniej. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok takiego komplementu. Uznając, że w sumie może mieć rację i tak już po prostu zostało. Przez co miałam teraz olbrzymią ochotę przefarbować je jakkolwiek, aby tylko zrobić mu na złość i pokazać, jak niewiele znaczy dla mnie jego opinia.


Spoglądam z niedowierzaniem na zegarek. Informujący, że pozostało mi niewiele czasu do przyjazdu autobusu, a musiałam jeszcze dotrzeć na przystanek. Zbieram więc w pośpiechu swoje rzeczy, wychodząc na równie mocno zniszczoną klatkę schodową, co cały ten budynek, który gościł w swoich murach samych przegranych. Życie bardzo szybko ich doświadczyło i pokonało. Spychając na samo dno.


Nie zdążam nawet dobrze zamknąć za sobą drzwi, gdy zauważam Leo opierającego się nonszalancko o przeciwległą ścianę. Jeszcze tylko jego mi tutaj brakowało. Ten poranek chyba nie mógł być gorszy.
- Cześć, skarbie. Gdzie ci tak śpieszno? Myślałem, że spędzimy ten dzień razem. Stęskniłem się za tobą. - podchodzi do mnie, przyciągając mocno do siebie. Następnie zaciskając obscenicznie swoje dłonie na moich pośladkach, za co mam ochotę uderzyć go z całej siły w twarz. Miałam serdecznie dość przedmiotowego traktowania i sprowadzania mnie przez wszystkich tu obecnych do zwykłej rzeczy, która służy im wyłącznie do zaspokajania ich seksualnych potrzeb.


- Zostaw mnie. Śpieszę się do pracy. Od dawna nie jestem też twoim skarbem - o ile kiedykolwiek nim byłam, dodaję w myślach.
- Do pracy? Żartujesz sobie? Twoja świętoszkowata szefowa nie dała ci wolnego nawet ostatniego dnia? Nieźle cię tam wykorzystuje - znowu próbuje obrażać Sophie, nie mając o niczym pojęcia, co wywołuje we mnie prawdziwą wściekłość. Kogo jak kogo, ale jej nie miał żadnego prawa atakować, chociażby słownie. - Olej ją i tak więcej nie będziesz tam pracować. Mam ochotę się porządnie zabawić - próbuje mnie pocałować, ale się wyrywam. Nie życząc sobie jakiejkolwiek bliskości z jego strony.
- Na pewno nie ze mną. Jutro z samego rana mam lot, a muszę się jeszcze spakować - uciekam się do marnej wymówki. Mając nadzieję, że da mi spokój. Leo już od dawna wzbudzał we mnie jedynie same najgorsze odczucia. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Towarzystwo tutejszych facetów przestało mnie bawić dawno temu. Właściwie od momentu, gdy postanowiłam się opamiętać i wziąć poważnie za swoje życie. Za wszelką cenę chcąc zmienić je na lepsze. Na początku skończyłam więc z zabawą, a w późniejszym okresie i z marnowaniem swojego czasu na relację bez większych zobowiązań z blondynem nie mającym do mnie żadnego szacunku, a stojącym teraz naprzeciw. Nareszcie dostrzegając, że to najgorszy możliwy wybór na życiowego partnera, jakiego tylko mogłam dokonać.



- Widzę, że nadal nie zrezygnowałaś z tego głupiego wyjazdu. Kiedy ty w końcu zmądrzejesz? - śmieje się mi kpiąco prosto w twarz.
- O co ci chodzi, co? Zazdrościsz, że próbuję się stąd wyrwać i mieć normalne życie? Gdybyś tylko odrobinę się wysilił, też wyszedłbyś na ludzi. To tylko od nas zależy, jak nasz los się potoczy - nie rozumiałam, jak mógł tak biernie naśladować życie swoich rodziców, którzy byli dokładnie tacy sami, jak moja matka. Chociaż nie, Leo był nawet gorszy od nich razem wziętych. Oni przynajmniej nie mieli problemów z narkotykami w przeciwieństwie do niego. Od dawna już podejrzewałam, że był poważnie uzależniony od tego świństwa. A przeczucia bardzo rzadko mnie zawodziły.
- Ty naprawdę wierzysz, że ci się uda? Przestań być taką cholerną naiwniaczką. Tacy jak my już na starcie mają przejebane. Jesteśmy odpadkami i skutkiem ubocznym naszego systemu państwa. Nigdy nie wygrzebiemy się z tych nizin. Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej. Zamiast więc zajmować się tymi durnymi studiami, które nic ci nie dadzą, stypendium którego pewnie nikt poza tobą nie chciał i żebraniem o jałmużnę u tych twoich cudownych znajomych, pewnie śmiejących się z ciebie po kątach, którzy podbudowują sobie wyłącznie ego na pomaganiu ci. Licząc, że otrzymają za to zbawienie. Tacy jak oni nigdy nie robią niczego bezinteresownie, a my do nich nie pasujemy i nie będziemy nigdy pasować. Skupiłabyś się lepiej na naszym związku i pomyślała o jakimś wspólnym mieszkaniu. Zejdź na ziemię z łaski swojej i przestań się łudzić! To nie żadna pierdolona bajka! - zaczyna się wydzierać, aż echo słów odbija się od ścian. Staram się tego po siebie nie dać poznać, ale ogromnie zabolały mnie jego słowa. Może on rzeczywiście miał rację i tylko naiwnie się łudziłam, że cokolwiek mogę zmienić w swoim życiu? Może już z góry skazana byłam na taki sam los jak wszystkich otaczających mnie dookoła osób? Próbuję mimo wszystko walczyć z tym pesymistycznym myśleniem. Nie mając zamiaru poddać się bez walki.


- Związku? Z tego, co pamiętam, to łączył nas jedynie seks i to wyjątkowo kiepski, jak już musisz wiedzieć - uderzam w jego najczulszy punkt. - Myślisz, że kiedykolwiek tak naprawdę mnie zaspokoiłeś? Uważasz, że marne trzy minuty w porywach do czterech na to wystarczą? - śmieję się mu prosto w twarz, odpłacając za wszystko, co przed momentem powiedział. Doprowadzając go tym do furii.
- A co, masz lepszego ode mnie? - chwyta mnie mocno za ramiona, potrząsając z całej siły za nie.
- Może - prowokuję go. Nie bacząc na konsekwencje. - Jeśli więc liczysz na urocze gniazdko, powiedz to lepiej Marii. Przyda wam się. Nie będziecie musieli się wtedy pieprzyć ukradkiem po kątach.
- Skąd ty o tym w ogóle wiesz? - Leo był w niemałym szoku, że jego pilnie strzeżony sekret jak pewnie sobie myślał, wyszedł na jaw. Był taki żałosny i po prostu głupi.
- Tacy jak my uwielbiają plotkować, zapomniałeś? - parafrazuję jego słowa sprzed kilku sekund. - Odpieprz się więc ode mnie raz na zawsze. Wolałabym być do końca życia sama niż z kimś takim jak ty - wymijam go, zaczynając schodzić z pośpiechem po schodach.
- Jesteś zwykłą dziwką! Taką samą jak twoja matka - słyszę od niego na odchodne. Co kwituję wyłącznie środkowym palcem, posłanym w kierunku Leo. W tym środowisku nie było miejsca na grzeczność ani tym bardziej sentymenty. Jeśli chciało się przetrwać, trzeba było nauczyć się być twardym i wypranym z emocji. I choć opanowałam tę sztukę do perfekcji. Byłam tym coraz bardziej wykończona. Tak bardzo marzyłam o zwyczajnym życiu, gdzie sąsiad powie ci dzień dobry, a nie wyzwie od najgorszych.


Czekając na autobus. Szukam w torebce paczki z papierosami. W trybie natychmiastowym potrzebowałam uspokajającej dawki nikotyny. W innym przypadku za chwilę zwyczajnie eksploduję z szalejącej we mnie wściekłości. Porządnie zaciągam się trzymanym w dłoni papierosem. Kręcąc z dezaprobatą głową nad swoimi marnymi poczynaniami. Przecież praktycznie udało mi się rzucić tę paskudną truciznę. Jednak wszystkie ostatnie wydarzenia spowodowały, że stopniowo wracałam do swojego nałogu. Coraz częściej popalając. Byłam beznadziejnym przypadkiem, a skłonność do używek widocznie odziedziczyłam w genach.


- Już jestem! Przepraszam za spóźnienie - wpadam do restauracji mocno zdyszana. Przez opóźniony autobus. Biegłam całą drogę od przystanku, co kosztowało mnie mnóstwo wysiłku. Przynajmniej jednak oczyściłam umysł z negatywnych emocji zaserwowanych mi z samego rana.
- Daj spokój. Nic się przecież nie stało - Sophie posyła mi uspokajający uśmiech. Patrząc na mnie życzliwie - Mówiłam ci, że możesz sobie spokojnie odpuścić ten dzień i porządnie przygotować do wyjazdu. Praca powinna być dziś ostatnią rzeczą dla ciebie.
- Wszystko mam spakowane i załatwione. Nie mam nic do zrobienia. Poza tym chciałam spędzić z wami jeszcze trochę czasu. Będę strasznie tęsknić, nawet za marnym poczuciem humoru Malcolma. Dobrze wiesz, że jesteście najbliższymi mi osobami - mówię szczerze. Nie mając zamiaru tego ukrywać przed dziewczyną.
- My też będziemy za tobą bardzo tęsknić, Heidi. Pamiętaj jednak, że zawsze będzie czekało tutaj na ciebie miejsce. Tak samo, jak dach nad głową - wskazuje dłonią do góry. Sophie, od kiedy tylko dowiedziała się prawdy o mojej mamie i wszystkim innym, co związane z życiem w najgorszej części miasta. Wielokrotnie nalegała, abym przeprowadziła się do mieszkania nad restauracją. Ja jednak nie mogłam na to przystać, to byłaby stanowczo za duża pomoc. W dodatku wciąż miałam wtedy nadzieję, że mogę jeszcze uratować swoją rodzicielkę. Jeszcze do niedawna nie potrafiłam jej zwyczajnie zostawić.
- Dziękuję - tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić, starając nie rozkleić. Choć dobrze wiedziałam, że tutaj nie musiałam udawać, ani twardej, ani niczego innego.
- Dobrze wiesz, że nie masz za co - zapewnia jak zawsze. Nie miałam pojęcia, skąd brało się tyle bezinteresownej dobroci w tej dziewczynie. Zwłaszcza że także wiele przeszła w swoim życiu. Jak choćby tę na całe szczęście zwycięską walkę ze swoją chorobą.


- Heidi, możesz mi pomóc? Trzeba przygotować stoliki. Zaraz otwieramy - Malcolm przerywa naszą rozmowę.
- Już idę. Tylko się przebiorę - informuję go. Po czym zabieram się za pracę, którą naprawdę bardzo lubiłam. Głównie z powodu osób, z którymi od dłuższego już czasu współpracowałam.


Po skończeniu swoich obowiązków. Z lekką melancholią i nostalgią przyglądam się wnętrzu restauracji. Będąc pewną, że od jutra będzie mi tego wszystkiego bardzo brakować. Tego panującego gwaru, niekiedy sporego zamieszania, czy stałych bywalców, którzy zawsze obdarzali mnie serdecznością i hojnym napiwkiem. Starając się pozbyć łez pojawiających w moich oczach. Kieruję swoje kroki do restauracyjnej kuchni z zamiarem pożegnania ze wszystkimi. Zatrzymuję się jednak w jej progu z prawdziwym szokiem, gdy zauważam sporej wielkości tort, przy którym z wyczekiwaniem stoją Therese, Sophie i Malcolm. Przez moment boję się nawet, że zapomniałam o urodzinach któregoś z nich. Zwyczajnie nie dowierzając, że mógłby być on dla mnie. Dotychczas takiej niespodzianki nie doczekałam się nigdy ze strony bliskich nawet na swoje osiemnaste urodziny.


- W końcu! Myślałem, że już tutaj nie przyjdziesz - Malcolm marudzi w swoim standardowym stylu. Na co przekręcam tylko oczami.
- Chyba nie myślałaś, że nie urządzimy ci porządnego pożegnania. Uważaj na siebie w tej Austrii, dziecko - Therese zamyka mnie w swoim mocnym uścisku, który natychmiast odwzajemniam. Ciesząc, że mam kogoś takiego jak ona. Całą naszą obecną trójkę traktowała jak swoje wnuczęta. Dzięki czemu mogłam w końcu poczuć, jak to jest mieć babcię.
- Spokojnie. Inge już o nią porządnie zadba - Sophie była o tym niemal przekonana. Sama też nie miałam co do tego wątpliwości. - Teraz jednak zabieraj się za krojenie. Inaczej biedny Malcolm umrze nam jeszcze z głodu - nie potrafię powstrzymać śmiechu z wiecznego apetytu chłopaka.
- Wcale nie jestem głodny. Nie moja jednak wina, że ten tort tak apetycznie wygląda - próbuje się bronić.


Następna godzina upływa nam na wspólnej i niekończącej się rozmowie, wspomnieniach, czy głośnym śmiechu rozbawienia, gdy nawzajem wytykamy sobie żartobliwie i liczne wpadki. Dawno już z nikim tak dobrze się nie bawiłam. Po raz pierwszy poczułam też, że naprawdę mam rodzinę, nawet jeśli nie byliśmy ze sobą spokrewnieni i mocno specyficzni. Uwielbiałam jednak tę naszą odmienność, która mimo wszystko nie przeszkadzała nam w doskonałym porozumieniu. Przez co, jeszcze trudniej było mi się z nimi pożegnać.


- Sophie, jesteś pewna, że Inge i Michael naprawdę chcą, abym u nich zamieszkała? Może lepiej, gdybym jednak została przy akademiku? Na pewno można to jeszcze załatwić - wypowiadam w końcu na głos wątpliwości, które męczyły mnie od rana przez durnego Leo i jego podłe słowa.
- Co takiego? Heidi, oczywiście że tego chcą. Inaczej by ci tego nie zaproponowali. Przecież Inge już nie może się ciebie wprost doczekać - nie mogłam temu zaprzeczyć. W końcu dzwoniła do mnie niemal codziennie, rozmawiając następnie przez długie minuty i podtrzymując na duchu, gdy znowu musiałam znosić głośne odgłosy imprezy zza ściany. Była mi teraz niemal tak samo bliska, jak Sophie. Z Michaelem też darzyliśmy się sympatią, mimo zaledwie kilku spotkań. To jednak mnie nie uspokajało.
- A co jeśli zrobili to, bo tak wypada? Albo ze zwykłej litości? - drążę dalej uparcie temat.
- Ile znasz Inge? Co jak co, ale ona nigdy nie robi czegoś wbrew sobie, czy też na pokaz przed innymi. Dlatego albo u nich zamieszkasz, albo nigdzie cię nie puszczę. Muszę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Wybij więc sobie z głowy te wszystkie głupoty. Od tego są przyjaciele, aby sobie nawzajem pomagać - stara się mnie przekonać.
- Nic mi nie będzie. Przypominam, że jestem od ciebie tylko dwa lata młodsza. Nie jestem dzieckiem - buntuję się dla zasady.
- Nic mnie to nie obchodzi. Dla mnie i tak zawsze będziesz, jak młodsza siostra, o którą muszę dbać - przytula mnie mocno do siebie.


- Sophie, nie chcę nic sugerować, ale chyba rodzi się w tobie spory instynkt macierzyński. Może powinnaś o tym porozmawiać z Halvorem? - uśmiecham się do niej mocno rozbawiona. - Naprawdę do twarzy byłoby ci z dzieckiem. W dodatku z takimi rodzicami na pewno daleko zajdzie. Co ty na to? - proponuję, starając odwrócić swoją uwagę od wszystkich męczących mnie obaw.
- Jeszcze słowo i się poważnie pogniewamy. Już ja wiem, kiedy mam rodzić dzieci - grozi mi żartobliwie. Po czym obydwie wybuchamy głośnym śmiechem, który nie znika przez dłuższą chwilę. To właśnie była prawdziwa przyjaźń i żadne czcze gadanie Leo tego nie zmieni. 



☆☆☆☆

Obecna sytuacja wpływa dobrze na moją wenę (przynajmniej jeden plus), dlatego pierwszy rozdział, który trochę wszystko wyjaśnia, pojawia się tak szybko. 😁