17.09.2020
Związuję włosy na czubku głowy w luźnego koka. Po czym biorę ulubioną niewielką torebkę z łóżka, w której znajdują się już wszystkie potrzebne mi rzeczy. Ostatni raz oceniając swoje odbicie w lustrze. Dużo lżejszy niż zwykle makijaż wraz z ciemnymi jeansami i bordowym lekkim sweterkiem miałam nadzieję, że sprawią, iż będę wyglądać na tyle przyzwoicie i schludnie, że zrobię dobre wrażenie podczas decydującej rozmowy o pracę w jednej z miejscowych kawiarni. Ogromnie mi zależało, aby zatrudniono tam właśnie moją osobę. Zwłaszcza że po wielu dniach poszukiwań ta posada wydawała się wprost idealna i jakby stworzona specjalnie dla mnie.
Doskonała lokalizacja kawiarni, z której miałam blisko zarówno do mieszkania, jak i na Uniwersytet była tylko jednym z wielu atutów tego miejsca. Tak samo, jak przyjemna dla oka okolica, która ją otaczała i atmosfera w niej panująca, nadająca jej niemal rodzinnego klimatu. Nad wszystkim przeważył jednak fakt, dość elastycznego czasu pracy, który prawdopodobnie stworzony był właśnie specjalnie dla studentów, chcących sobie dodatkowo zarobić podczas trwania roku akademickiego.
Pośpiech w znalezieniu jakiejś pracy wynikał także z moich coraz bardziej topniejących skromnych oszczędności, a wprost nie wyobrażałam sobie prosić o jakąkolwiek pożyczkę Inge albo Michaela do czasu otrzymania pierwszej części z kwoty stypendium, która i tak pewnie nie będzie wystarczająca. W pełni wystarczało już, że obydwoje zapewniali mi dach nad głową. Za co do końca życia będę im dozgonnie wdzięczna. Nawet w najlepszym akademiku na pewno nie byłoby mi lepiej niż tutaj. Nie mówiąc też o codziennym wsparciu i trosce jakimi mnie obdarzali.
Przed wyjściem postanawiam jeszcze wziąć z kuchni butelkę wody na drogę. Ze świadomością, że tak prędko na pewno nie wrócę. Na progu zauważam już jednak Inge i Michaela namiętnie się całujących tuż przy lodówce, co przyprawia mnie o spore zawstydzenie i lekki dyskomfort. Zwykle staraliśmy się unikać takich jednoznacznych sytuacji. Nie za każdym razem było to mimo wszystko możliwe. Z czym musieliśmy nauczyć się jakoś żyć.
- Wcale nie patrzę. Biorę tylko wodę i już mnie nie ma. Nie przeszkadzajcie sobie - zakrywam żartobliwie dłonią oczy, sięgając na oślep po butelkę z ogarniającym mnie lekkim rozbawieniem. - Życzcie mi powodzenia w sprawie pracy - mówię na odchodne.
- Powodzenia - odkrzykują mi obydwoje ze śmiechem. Następnie wracając pewnie do swojej poprzedniej czynności.
Wchodzę do niewielkiej, ale gustownie urządzonej kawiarni. Rozglądając się ze sporym uznaniem po jej wnętrzu, starając przy okazji opanować lekką tremę przed decydującą rozmową z właścicielką tego miejsca, która siedziała przy jednym ze stolików. Rozmawiając z kimś z delikatnym zniecierpliwieniem przez telefon. W powietrzu dało się wyczuć przyjemny zapach kawy i świeżo upieczonego ciasta, który ogromnie zachęcał do spędzenia tu trochę czasu. Byłam pewna, że gdy tylko kawiarnia otworzy się dla klientów. Wszystkie stoliki w mgnieniu oka się zapełnią.
- Mamy jeszcze zamknięte. Proszę przyjść za jakąś godzinę - informuje mnie kobieta w średnim wieku, gdy kończy swoją telefoniczną rozmowę.
- Wiem o tym. Przyszłam tu jednak na rozmowę w sprawie pracy. Byłyśmy umówione - mówię z należytą grzecznością.
- Och, całkowicie zapomniałam, że to już dziś. W takim razie zapraszam - uśmiecha się uprzejmie w moim kierunku, wskazując na miejsce naprzeciwko swojego. - Na początek proszę powiedzieć mi coś więcej o sobie. O swoich atutach, umiejętnościach, a przede wszystkim oczekiwaniach wobec tej pracy - spogląda ukradkiem na mój wcześniej przysłany kwestionariusz osobowy. Zdecydowanie licząc na więcej szczegółów z mojej strony. Następnie rozpoczynamy trwającą niemal godzinę rozmowę o potencjalnych obowiązkach jakie by na mnie ciążyły, gdybym została zatrudniona; moim doświadczeniu zdobytym podczas pracy w restauracji Sophie; czy zapewnieniu, że nie będę miała żadnego problemu z językiem na poziomie komunikowania się z klientami.
- Dziękuję, to chyba już wszystko. Teraz muszę odbyć rozmowy z pozostałymi chętnymi na to stanowisko. Wtedy ostatecznie zdecyduję kogo z państwa zatrudnić. Na pewno jednak poinformuję panią o swojej decyzji, jaka ona by nie była - zapewnia uczciwie, co zdarzało się niewielu. Najczęściej przecież pozostawało się bez odpowiedzi, gdy nie było się wybranym.
- Rozumiem - staram się ukryć lekkie rozczarowanie, które odczuwałam. W głębi siebie liczyłam, że już dzisiaj dowiem się, na czym stoję. To niekończące się oczekiwanie było okropnie dobijające.
- Proszę się nie martwić i być dobrej myśli. W sekrecie zdradzę, że na razie jest pani moją faworytką - kobieta próbuje dodać mi otuchy. Wiedziałam jednak, że mam sporą konkurencję.
- Dziękuję za miłe słowa. Przede wszystkim jednak żadna pani. Proszę mówić mi po prostu Heidi - nigdy nie czułam się dobrze z takimi formalnymi zwrotami, które kierowano w moim kierunku, zwłaszcza przez starsze ode mnie osoby. Właścicielka kawiarni mogłaby być przecież moją mamą.
- Niech więc tak będzie. W takim razie mam nadzieję, że jeszcze do zobaczenia Heidi - obdarza mnie ostatnim życzliwym uśmiechem na pożegnanie.
- Do widzenia pani - wstaję nieśpiesznie od stolika. Po czym opuszczam kawiarnię. Ogromnie przy tym licząc, że wkrótce tu wrócę i to nie jako zwykła klientka.
Idę przed siebie po dość wąskim chodniku, zastanawiając gdzie udać się w pierwszej kolejności. Miałam w końcu sporo ambitnych planów na ten dzień, a cały Salzburg stał przede mną otworem. Kusząc swoimi licznymi zabytkami i zapierającymi dech w piersiach widokami. Pogrążona we własnych myślach, nie zwracam zbytniej uwagi na otoczenie, aż do momentu, gdy jakiś zidiociały motocyklista oblewa mnie brudną wodą z powstałych w wyniku padającego w nocy deszczu kałuży. Moje ukochane trampki pokryte były teraz niemal w całości błotnistą breją, tak samo zresztą, jak nogawki spodni. W środku, aż gotowałam się ze złości.
- Niech to szlag! Przeklęty idiota! Jak można być takim bezmyślnym! - mówię sama do siebie. Złorzecząc na sprawcę mojej obuwniczej katastrofy, na czym tylko świat stoi.
- Najmocniej przepraszam. Naprawdę nie chciałem, ale cię po prostu nie zauważyłem. Lekko się zamyśliłem, a ty jesteś taką kruszynką - wychodząc zza zakrętu, natykam się na tego drogowego imbecyla, który nonszalancko opiera się o swoje najcenniejsze w życiu cacko. Ważniejsze pewnie od czegokolwiek innego. W dodatku mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie kpi sobie z mojego niskiego wzrostu.
- To może zakup sobie okulary, jak niedowidzisz. Przynajmniej nie będziesz narażał innych na materialne straty - odpowiadam nieprzyjemnie, będąc po prostu wściekłą.
- Pomyślę o tym - kwituje lekkim śmiechem moje oburzenie. Nic sobie z niego nie robiąc. - Jestem Max - przedstawia się, wyciągając w moją stronę dłoń.
- Heidi - niepewnie ją ściskam po dłuższym zastanowieniu. Zaczynając się uważniej przyglądać mężczyźnie, od razu zauważając, że był dobre kilka lat starszy ode mnie. Być może nawet lekko po trzydziestce. Nie można mu było jednak odmówić atrakcyjności. Wysoki, dobrze zbudowany i z zadziornym błyskiem w oczach, wyraźnie miał w sobie to coś. Na pewno podobał się bardzo wielu kobietom.
- Miło mi cię poznać, Heidi. Może w ramach rekompensaty za doznane straty dasz się po prostu zaprosić na kawę? - nieoczekiwanie proponuje. W dodatku wyglądał na niemal przekonanego, że się zgodzę. Zapewne rzadko mu odmawiano.
- Przykro mi, ale nie umawiam się z nieznajomymi. Taką już mam zasadę - swoją odpowiedzią wprawiam go w niemały szok. Max chyba jeszcze nie wiedział, że zbytnia pewność siebie nie popłaca. Ktoś musiał go dlatego sprowadzić na ziemię.
- To może, chociaż dasz się podwieźć do domu? - wskazuje na swój motor zachęcająco. Na co prycham cicho śmiechem.
- I tym samym zdradzić swój adres? Zapomnij - nie byłam taka głupia, aby ufać pierwszemu lepszemu facetowi napotkanemu na swojej drodze. Doskonale wiedziałam, do czego niektórzy z nich byli zdolni.
- A numer telefonu mogę poprosić? No nie bądź taka - nalega. Stając się coraz bardziej irytującym. - To tylko numer. Zawsze możesz nie odebrać, czy też nie odpisywać - próbuje mnie usilnie przekonać.
- A dasz mi wtedy święty spokój i sobie stąd odjedziesz? - kiwa pokornie głową z zadowoleniem, gdy zaczynam dyktować mu znajome na pamięć cyfry.
- Dziękuję. Obiecuję, że tego nie pożałujesz - zapewnia. Śmiałam w to jednak wątpić. Max nie wyglądał mi na grzecznego i statecznego faceta, a ja na nieszczęście do takich typów mężczyzn jak właśnie on od zawsze miałam ogromną słabość.
- Oby. Muszę już iść - kończę tę niespodziewaną pogawędkę. Widząc zbliżający się powoli do przystanku autobus miejski. Mający zabrać mnie wprost na słynną starówkę tego przepięknego miasta Mozarta.
- Do zobaczenia - słyszę jeszcze z daleka od Maxa, gdy zastanawiam się, jakim cudem mam doprowadzić swoje buty do jako takiego porządku.
Gdy tylko znajduję się pośród wąskich uliczek i wiekowych murów zabytkowych kamieniczek, będących prawdziwą mieszanką stylu gotyckiego, romańskiego, renesansowego, barokowego czy klasycystycznego. Od razu tracę poczucie czasu. Przenosząc do świata sztuki i swoich wyobrażeń przeszłości. Będąc w stanie skupić się wyłącznie na prawdziwej skarbnicy wiedzy, jaką miałam przed oczami. Następnie przechodzę przez całą ulicę Getreidegasse, podziwiając kunszt znajdujących się na niej zabytków. Zachwycając doskonałym wykonaniem i zdobnictwem tutejszych budynków. Najwięcej czasu poświęcając jednak domu, w którym urodził się niegdyś Mozart.
Kilka godzin spędzam też przy fontannie św. Floriana, wygrzewając się w popołudniowym słońcu i popijając wyśmienitą kawę. Chcąc skorzystać z ostatnich podrygów lata. Nic więcej nie było mi aktualnie potrzebne do szczęścia. W pełni wystarczyło mi to wspaniałe miejsce i swoje własne towarzystwo. Od niepamiętnych czasów uwielbiałam spędzać czas sama ze sobą. Wyciszyć przy tym myśli i poddać porządnej refleksji niektóre niedające spokoju sprawy. To w takich warunkach miałam najbardziej otwarty umysł i najczęściej podejmowałam kluczowe decyzje, czy też snułam plany na dalszą przyszłość.
Wczesnym wieczorem w dość pozytywnym nastroju wracam w końcu do mieszkania. Od samego progu orientując się, że mamy gościa, o czym świadczyły głośne głosy dochodzące z salonu. Odkładam swoje rzeczy na pobliską komodę, przygotowując się psychicznie na spotkanie ze Stefanem, który najwidoczniej postanowił skorzystać z zażegnania ostatniego konfliktu i spędzić trochę czasu z przyjaciółmi.
- Heidi, jesteś nareszcie - Inge, która sama zapewne dopiero wróciła z pracy, sądząc po lekkim zmęczeniu, które nadal widoczne było na jej twarzy. Odrywa się od rozmowy z dwójką Austriaków. Patrząc na mnie z wyczekiwaniem. - Opowiadaj, jak poszło. Dostałaś tę pracę? - była wcale niemniej podekscytowana niż ja podczas dzisiejszego poranka.
- Jeszcze nic niestety nie wiem. Właścicielka kawiarni ma do mnie niedługo zadzwonić - zdradzam, wzbudzając tym samym zainteresowanie u całej trójki znajdującej się w salonie.
- Na pewno się odezwie. Nie ma innej opcji. W innym przypadku będzie stratna o świetną pracownicę - niekiedy chciałabym mieć taki optymizm jak Inge, która zawsze starała się zakładać najlepsze scenariusze, zamiast tych najgorszych.
- Też mam taką nadzieję - uśmiecham się nikle w jej kierunku. Po czym podążam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie swojej ukochanej herbaty. Wolałam też jak najmniej przebywać w towarzystwie Stefana.
- Ktoś też chciałby coś do picia? - pytam uprzejmie.
- Z chęcią - deklaruje Michael wraz z Inge niemal równocześnie. - Poprosimy dwie herbaty.
- Stefan, a ty? - zwracam się z przymusu do bruneta, który od czasu mojego pojawienia dziwnie umilkł. Co dla takiej chodzącej gaduły było nadzwyczaj niepodobne.
- Nie, dziękuję. Właściwie muszę się zaraz zbierać. Nelle lada chwila powinna skoczyć nareszcie pracę - spuszczam wzrok na kubki z herbatą, udając przesadne skupienie na jej zaparzeniu. Nie mając najmniejszej ochoty na rozmowę o tej dziewczynie. Było to nadal dla mnie zbyt bolesne.
- Oczywiście. Przecież wierna kopia Mirandy Priestly nigdy na nikogo nie czeka. To uwłaczałoby jej świetności - z całej siły powstrzymuję się przed wybuchnięciem śmiechem, gdy Inge porównuje Nelle do jędzowatej bohaterki z "Diabeł Ubiera się u Prady". Każdego dnia stawała się coraz kreatywniejsza w określaniu panny Lisberg nowymi określeniami. Musiałam też przyznać, że to było akurat nad wyraz wyjątkowo trafne.
- Inge, proszę cię... - Michael patrzy błagalnie na swoją dziewczynę. Rozbawienie, które chciał ukryć, błąkało się mu jednak po twarzy. Widocznie dobrze wiedział, do kogo nawiązuje jego ukochana.
- Kim jest ta Miranda...jakaś tam? - Stefan wydawał się zdezorientowany. Zupełnie nie wiedząc, co blondynka miała na myśli. Gdyby było między nami jak dawniej, zapewne poleciłabym mu uzupełnienie wiedzy w pewnych gatunkach filmowych i literackich, z których Inge czerpała garściami. Może nawet obejrzałabym parę tytułów razem z nim w celu lepszej edukacji jego osoby.
- Świetną dziennikarką. Zresztą nieważne. Tak sobie tylko powiedziałam - Inge wymienia ze mną porozumiewawcze spojrzenie, gdy podaję jej kubek z parującą herbatą. Niekiedy była ona po prostu niemożliwa.
Kilka minut później udaje mi się wymknąć do pokoju pod pretekstem zmęczenia. Uchylam lekko okno, aby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza, po czym wyciągam z kieszeni swój telefon, zauważając jedną nieprzeczytaną wiadomość, otrzymaną od nieznanego numeru.
Doskonała lokalizacja kawiarni, z której miałam blisko zarówno do mieszkania, jak i na Uniwersytet była tylko jednym z wielu atutów tego miejsca. Tak samo, jak przyjemna dla oka okolica, która ją otaczała i atmosfera w niej panująca, nadająca jej niemal rodzinnego klimatu. Nad wszystkim przeważył jednak fakt, dość elastycznego czasu pracy, który prawdopodobnie stworzony był właśnie specjalnie dla studentów, chcących sobie dodatkowo zarobić podczas trwania roku akademickiego.
Pośpiech w znalezieniu jakiejś pracy wynikał także z moich coraz bardziej topniejących skromnych oszczędności, a wprost nie wyobrażałam sobie prosić o jakąkolwiek pożyczkę Inge albo Michaela do czasu otrzymania pierwszej części z kwoty stypendium, która i tak pewnie nie będzie wystarczająca. W pełni wystarczało już, że obydwoje zapewniali mi dach nad głową. Za co do końca życia będę im dozgonnie wdzięczna. Nawet w najlepszym akademiku na pewno nie byłoby mi lepiej niż tutaj. Nie mówiąc też o codziennym wsparciu i trosce jakimi mnie obdarzali.
Przed wyjściem postanawiam jeszcze wziąć z kuchni butelkę wody na drogę. Ze świadomością, że tak prędko na pewno nie wrócę. Na progu zauważam już jednak Inge i Michaela namiętnie się całujących tuż przy lodówce, co przyprawia mnie o spore zawstydzenie i lekki dyskomfort. Zwykle staraliśmy się unikać takich jednoznacznych sytuacji. Nie za każdym razem było to mimo wszystko możliwe. Z czym musieliśmy nauczyć się jakoś żyć.
- Wcale nie patrzę. Biorę tylko wodę i już mnie nie ma. Nie przeszkadzajcie sobie - zakrywam żartobliwie dłonią oczy, sięgając na oślep po butelkę z ogarniającym mnie lekkim rozbawieniem. - Życzcie mi powodzenia w sprawie pracy - mówię na odchodne.
- Powodzenia - odkrzykują mi obydwoje ze śmiechem. Następnie wracając pewnie do swojej poprzedniej czynności.
Wchodzę do niewielkiej, ale gustownie urządzonej kawiarni. Rozglądając się ze sporym uznaniem po jej wnętrzu, starając przy okazji opanować lekką tremę przed decydującą rozmową z właścicielką tego miejsca, która siedziała przy jednym ze stolików. Rozmawiając z kimś z delikatnym zniecierpliwieniem przez telefon. W powietrzu dało się wyczuć przyjemny zapach kawy i świeżo upieczonego ciasta, który ogromnie zachęcał do spędzenia tu trochę czasu. Byłam pewna, że gdy tylko kawiarnia otworzy się dla klientów. Wszystkie stoliki w mgnieniu oka się zapełnią.
- Mamy jeszcze zamknięte. Proszę przyjść za jakąś godzinę - informuje mnie kobieta w średnim wieku, gdy kończy swoją telefoniczną rozmowę.
- Wiem o tym. Przyszłam tu jednak na rozmowę w sprawie pracy. Byłyśmy umówione - mówię z należytą grzecznością.
- Och, całkowicie zapomniałam, że to już dziś. W takim razie zapraszam - uśmiecha się uprzejmie w moim kierunku, wskazując na miejsce naprzeciwko swojego. - Na początek proszę powiedzieć mi coś więcej o sobie. O swoich atutach, umiejętnościach, a przede wszystkim oczekiwaniach wobec tej pracy - spogląda ukradkiem na mój wcześniej przysłany kwestionariusz osobowy. Zdecydowanie licząc na więcej szczegółów z mojej strony. Następnie rozpoczynamy trwającą niemal godzinę rozmowę o potencjalnych obowiązkach jakie by na mnie ciążyły, gdybym została zatrudniona; moim doświadczeniu zdobytym podczas pracy w restauracji Sophie; czy zapewnieniu, że nie będę miała żadnego problemu z językiem na poziomie komunikowania się z klientami.
- Dziękuję, to chyba już wszystko. Teraz muszę odbyć rozmowy z pozostałymi chętnymi na to stanowisko. Wtedy ostatecznie zdecyduję kogo z państwa zatrudnić. Na pewno jednak poinformuję panią o swojej decyzji, jaka ona by nie była - zapewnia uczciwie, co zdarzało się niewielu. Najczęściej przecież pozostawało się bez odpowiedzi, gdy nie było się wybranym.
- Rozumiem - staram się ukryć lekkie rozczarowanie, które odczuwałam. W głębi siebie liczyłam, że już dzisiaj dowiem się, na czym stoję. To niekończące się oczekiwanie było okropnie dobijające.
- Proszę się nie martwić i być dobrej myśli. W sekrecie zdradzę, że na razie jest pani moją faworytką - kobieta próbuje dodać mi otuchy. Wiedziałam jednak, że mam sporą konkurencję.
- Dziękuję za miłe słowa. Przede wszystkim jednak żadna pani. Proszę mówić mi po prostu Heidi - nigdy nie czułam się dobrze z takimi formalnymi zwrotami, które kierowano w moim kierunku, zwłaszcza przez starsze ode mnie osoby. Właścicielka kawiarni mogłaby być przecież moją mamą.
- Niech więc tak będzie. W takim razie mam nadzieję, że jeszcze do zobaczenia Heidi - obdarza mnie ostatnim życzliwym uśmiechem na pożegnanie.
- Do widzenia pani - wstaję nieśpiesznie od stolika. Po czym opuszczam kawiarnię. Ogromnie przy tym licząc, że wkrótce tu wrócę i to nie jako zwykła klientka.
Idę przed siebie po dość wąskim chodniku, zastanawiając gdzie udać się w pierwszej kolejności. Miałam w końcu sporo ambitnych planów na ten dzień, a cały Salzburg stał przede mną otworem. Kusząc swoimi licznymi zabytkami i zapierającymi dech w piersiach widokami. Pogrążona we własnych myślach, nie zwracam zbytniej uwagi na otoczenie, aż do momentu, gdy jakiś zidiociały motocyklista oblewa mnie brudną wodą z powstałych w wyniku padającego w nocy deszczu kałuży. Moje ukochane trampki pokryte były teraz niemal w całości błotnistą breją, tak samo zresztą, jak nogawki spodni. W środku, aż gotowałam się ze złości.
- Niech to szlag! Przeklęty idiota! Jak można być takim bezmyślnym! - mówię sama do siebie. Złorzecząc na sprawcę mojej obuwniczej katastrofy, na czym tylko świat stoi.
- Najmocniej przepraszam. Naprawdę nie chciałem, ale cię po prostu nie zauważyłem. Lekko się zamyśliłem, a ty jesteś taką kruszynką - wychodząc zza zakrętu, natykam się na tego drogowego imbecyla, który nonszalancko opiera się o swoje najcenniejsze w życiu cacko. Ważniejsze pewnie od czegokolwiek innego. W dodatku mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie kpi sobie z mojego niskiego wzrostu.
- To może zakup sobie okulary, jak niedowidzisz. Przynajmniej nie będziesz narażał innych na materialne straty - odpowiadam nieprzyjemnie, będąc po prostu wściekłą.
- Pomyślę o tym - kwituje lekkim śmiechem moje oburzenie. Nic sobie z niego nie robiąc. - Jestem Max - przedstawia się, wyciągając w moją stronę dłoń.
- Heidi - niepewnie ją ściskam po dłuższym zastanowieniu. Zaczynając się uważniej przyglądać mężczyźnie, od razu zauważając, że był dobre kilka lat starszy ode mnie. Być może nawet lekko po trzydziestce. Nie można mu było jednak odmówić atrakcyjności. Wysoki, dobrze zbudowany i z zadziornym błyskiem w oczach, wyraźnie miał w sobie to coś. Na pewno podobał się bardzo wielu kobietom.
- Miło mi cię poznać, Heidi. Może w ramach rekompensaty za doznane straty dasz się po prostu zaprosić na kawę? - nieoczekiwanie proponuje. W dodatku wyglądał na niemal przekonanego, że się zgodzę. Zapewne rzadko mu odmawiano.
- Przykro mi, ale nie umawiam się z nieznajomymi. Taką już mam zasadę - swoją odpowiedzią wprawiam go w niemały szok. Max chyba jeszcze nie wiedział, że zbytnia pewność siebie nie popłaca. Ktoś musiał go dlatego sprowadzić na ziemię.
- To może, chociaż dasz się podwieźć do domu? - wskazuje na swój motor zachęcająco. Na co prycham cicho śmiechem.
- I tym samym zdradzić swój adres? Zapomnij - nie byłam taka głupia, aby ufać pierwszemu lepszemu facetowi napotkanemu na swojej drodze. Doskonale wiedziałam, do czego niektórzy z nich byli zdolni.
- A numer telefonu mogę poprosić? No nie bądź taka - nalega. Stając się coraz bardziej irytującym. - To tylko numer. Zawsze możesz nie odebrać, czy też nie odpisywać - próbuje mnie usilnie przekonać.
- A dasz mi wtedy święty spokój i sobie stąd odjedziesz? - kiwa pokornie głową z zadowoleniem, gdy zaczynam dyktować mu znajome na pamięć cyfry.
- Dziękuję. Obiecuję, że tego nie pożałujesz - zapewnia. Śmiałam w to jednak wątpić. Max nie wyglądał mi na grzecznego i statecznego faceta, a ja na nieszczęście do takich typów mężczyzn jak właśnie on od zawsze miałam ogromną słabość.
- Oby. Muszę już iść - kończę tę niespodziewaną pogawędkę. Widząc zbliżający się powoli do przystanku autobus miejski. Mający zabrać mnie wprost na słynną starówkę tego przepięknego miasta Mozarta.
- Do zobaczenia - słyszę jeszcze z daleka od Maxa, gdy zastanawiam się, jakim cudem mam doprowadzić swoje buty do jako takiego porządku.
Gdy tylko znajduję się pośród wąskich uliczek i wiekowych murów zabytkowych kamieniczek, będących prawdziwą mieszanką stylu gotyckiego, romańskiego, renesansowego, barokowego czy klasycystycznego. Od razu tracę poczucie czasu. Przenosząc do świata sztuki i swoich wyobrażeń przeszłości. Będąc w stanie skupić się wyłącznie na prawdziwej skarbnicy wiedzy, jaką miałam przed oczami. Następnie przechodzę przez całą ulicę Getreidegasse, podziwiając kunszt znajdujących się na niej zabytków. Zachwycając doskonałym wykonaniem i zdobnictwem tutejszych budynków. Najwięcej czasu poświęcając jednak domu, w którym urodził się niegdyś Mozart.
Kilka godzin spędzam też przy fontannie św. Floriana, wygrzewając się w popołudniowym słońcu i popijając wyśmienitą kawę. Chcąc skorzystać z ostatnich podrygów lata. Nic więcej nie było mi aktualnie potrzebne do szczęścia. W pełni wystarczyło mi to wspaniałe miejsce i swoje własne towarzystwo. Od niepamiętnych czasów uwielbiałam spędzać czas sama ze sobą. Wyciszyć przy tym myśli i poddać porządnej refleksji niektóre niedające spokoju sprawy. To w takich warunkach miałam najbardziej otwarty umysł i najczęściej podejmowałam kluczowe decyzje, czy też snułam plany na dalszą przyszłość.
Wczesnym wieczorem w dość pozytywnym nastroju wracam w końcu do mieszkania. Od samego progu orientując się, że mamy gościa, o czym świadczyły głośne głosy dochodzące z salonu. Odkładam swoje rzeczy na pobliską komodę, przygotowując się psychicznie na spotkanie ze Stefanem, który najwidoczniej postanowił skorzystać z zażegnania ostatniego konfliktu i spędzić trochę czasu z przyjaciółmi.
- Heidi, jesteś nareszcie - Inge, która sama zapewne dopiero wróciła z pracy, sądząc po lekkim zmęczeniu, które nadal widoczne było na jej twarzy. Odrywa się od rozmowy z dwójką Austriaków. Patrząc na mnie z wyczekiwaniem. - Opowiadaj, jak poszło. Dostałaś tę pracę? - była wcale niemniej podekscytowana niż ja podczas dzisiejszego poranka.
- Jeszcze nic niestety nie wiem. Właścicielka kawiarni ma do mnie niedługo zadzwonić - zdradzam, wzbudzając tym samym zainteresowanie u całej trójki znajdującej się w salonie.
- Na pewno się odezwie. Nie ma innej opcji. W innym przypadku będzie stratna o świetną pracownicę - niekiedy chciałabym mieć taki optymizm jak Inge, która zawsze starała się zakładać najlepsze scenariusze, zamiast tych najgorszych.
- Też mam taką nadzieję - uśmiecham się nikle w jej kierunku. Po czym podążam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie swojej ukochanej herbaty. Wolałam też jak najmniej przebywać w towarzystwie Stefana.
- Ktoś też chciałby coś do picia? - pytam uprzejmie.
- Z chęcią - deklaruje Michael wraz z Inge niemal równocześnie. - Poprosimy dwie herbaty.
- Stefan, a ty? - zwracam się z przymusu do bruneta, który od czasu mojego pojawienia dziwnie umilkł. Co dla takiej chodzącej gaduły było nadzwyczaj niepodobne.
- Nie, dziękuję. Właściwie muszę się zaraz zbierać. Nelle lada chwila powinna skoczyć nareszcie pracę - spuszczam wzrok na kubki z herbatą, udając przesadne skupienie na jej zaparzeniu. Nie mając najmniejszej ochoty na rozmowę o tej dziewczynie. Było to nadal dla mnie zbyt bolesne.
- Oczywiście. Przecież wierna kopia Mirandy Priestly nigdy na nikogo nie czeka. To uwłaczałoby jej świetności - z całej siły powstrzymuję się przed wybuchnięciem śmiechem, gdy Inge porównuje Nelle do jędzowatej bohaterki z "Diabeł Ubiera się u Prady". Każdego dnia stawała się coraz kreatywniejsza w określaniu panny Lisberg nowymi określeniami. Musiałam też przyznać, że to było akurat nad wyraz wyjątkowo trafne.
- Inge, proszę cię... - Michael patrzy błagalnie na swoją dziewczynę. Rozbawienie, które chciał ukryć, błąkało się mu jednak po twarzy. Widocznie dobrze wiedział, do kogo nawiązuje jego ukochana.
- Kim jest ta Miranda...jakaś tam? - Stefan wydawał się zdezorientowany. Zupełnie nie wiedząc, co blondynka miała na myśli. Gdyby było między nami jak dawniej, zapewne poleciłabym mu uzupełnienie wiedzy w pewnych gatunkach filmowych i literackich, z których Inge czerpała garściami. Może nawet obejrzałabym parę tytułów razem z nim w celu lepszej edukacji jego osoby.
- Świetną dziennikarką. Zresztą nieważne. Tak sobie tylko powiedziałam - Inge wymienia ze mną porozumiewawcze spojrzenie, gdy podaję jej kubek z parującą herbatą. Niekiedy była ona po prostu niemożliwa.
Kilka minut później udaje mi się wymknąć do pokoju pod pretekstem zmęczenia. Uchylam lekko okno, aby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza, po czym wyciągam z kieszeni swój telefon, zauważając jedną nieprzeczytaną wiadomość, otrzymaną od nieznanego numeru.
"Moja propozycja odnośnie rekompensaty za poniesione straty jest nadal aktualna".
Widocznie Max był mocno zdeterminowany, aby osiągnąć założony sobie cel. Ja jednak w żadnym wypadku nie zamierzałam niczego mu ułatwiać. Poza tym wciąż jeszcze nie widziałam, czy rzeczywiście chciałabym go bliżej poznać i angażować się w jakąś nową znajomość. Przecież ostatnia taka relacja z mężczyzną aktualnie znajdującym się zza ścianą, nie skończyła się dla mnie niczym dobrym.
Z uśmiechem błąkającym się mi nadal po ustach z powodu otrzymanej przed momentem wiadomości od dość mocno intrygującego mnie swoją osobą dzisiaj poznanego Maxa. Kieruję swoje kroki do łazienki z zamiarem zmycia w końcu z twarzy makijażu i przebrania w dużo wygodniejsze ubrania, gdy na nieszczęście natykam się na Stefana, który właśnie ją opuszczał. Natychmiast przybieram dlatego na twarz maskę obojętności z nadzieją, że nie będzie próbował podejmować jakiejkolwiek próby bezpośredniej rozmowy ze mną, na którą w żadnym przypadku nie byłam przygotowana. Co oczywiście okazuje się życzeniem nie do spełnienia. Musiałam pogodzić się z tym, że kochany pech ani myślał mnie opuszczać. Od zawsze zresztą lubił mnie na tyle, że aktualnie byliśmy ze sobą wprost zaprzyjaźnieni i niemal nierozłączni.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin oraz spełnienia wszystkich, nawet tych najskrytszych marzeń. Wybacz, że trochę spóźnione te życzenia, ale wcześniej nie było jakoś okazji, a chciałem to zrobić osobiście - zaczyna się z lekką niezręcznością tłumaczyć, niemal tak samo, jak Inge przed kilkunastoma minutami. Wyłącznie potwierdzając, że Nelle nie była zwolenniczką odwiedzin przez Stefana naszej trójki, a już na pewno nie mnie. Musiałam jednak przyznać, że w takich momentach jak ten z miną poważnego zakłopotania, wyglądał strasznie uroczo. Uśmiech niemal sam cisnął się mi na usta. Szybko jednak karcę samą siebie, dobrze wiedząc, że nie powinnam tak nigdy o nim myśleć.
- Dziękuję. Za prezent jeszcze raz również. Był bardzo miły i niezwykle trafiony. Nie musiałeś mi jednak niczego dawać - naprawdę byłam mu za niego bardzo wdzięczna. Dostarczył mi tymi na pozór błahymi rzeczami mnóstwa radości.
- Może nie musiałem, ale na pewno chciałem. Poza tym nie masz za co dziękować, to drobiazg - zapewnia. Uśmiechając się lekko w moim kierunku.
- Na pewno nie książka. Jestem pewna, że zadałeś sobie ogrom trudu, aby ją zdobyć - wciąż byłam pod olbrzymim wrażeniem tego, że poświęcił swój wolny czas, którego wcale nie miał za wiele, na poszukiwania akurat tego wydania. Mógł przecież zawsze kupić to popularne wydanie w miękkiej okładce, które było dostępne praktycznie wszędzie.
- Dla sprawienia ci radości, byłbym gotowy na o wiele większe poświęcenia niż to - słyszę nieoczekiwanie. Mając nieodparte wrażenie, że po prostu się przesłyszałam. Stefan nie miał prawa mówić czegoś takiego i przyprawiać mnie tym samym o odczuwanie niekontrolowanych i mocno sprzecznych ze sobą emocji wobec jego osoby.
- Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na Austrię? Tak długo przecież marzyłaś o studiowaniu we Francji. Heidi, co takiego się wydarzyło, że nastąpiła taka zmiana planów? - pyta nieoczekiwanie. Wprawiając mnie po raz kolejny w lekkie zmieszanie.
- Widocznie nie byłam dość dobra, aby sobie na nią zasłużyć - uśmiecham się gorzko, wymyślając na szybko w założeniu dość dobrą wymówkę. Prawda nie wchodziła przecież w grę. Jak niby miałabym się mu przyznać, że to głównie jego osoba była kluczowa w podejmowaniu tej szalonej decyzji? Zwłaszcza teraz, gdy ostatecznie między nami wszystko było tak, a nie inaczej. Ani myślałam do czegokolwiek się przyznawać.
- To niemożliwe. Byłaś przecież jedną z najlepszych na swoim kierunku. Niemal z każdego przedmiotu miałaś najwyższe oceny. Nikt też nie wykazywał takiej pasji ani zaangażowania jak ty - przytomnie sobie przypomina. Drążąc dalej usilnie temat.
- Widocznie to nie miało większego znaczenia i zdecydowały oceny z ostatnich egzaminów, które niestety lekko zawaliłam z takich, czy też innych powodów - kłamię. W końcu i one poszły mi bardzo dobrze. Doskonale też wiedziałam, że liczyła się średnia z całego roku, a ostateczny wybór kraju i uczelni należał wyłącznie do mnie. Stefanowi nie musiałam jednak tego uświadamiać.
- Przykro mi, że nie udało ci się spełnić swojego największego marzenia. Byłem pewien, że na pewno osiągniesz swój cel. Tak bardzo na to liczyłaś - wydawał się autentycznie poruszony. Nie mając pojęcia, że dobrowolnie zrezygnowałam z realizacji swojego pragnienia. Jak na ironię losu odrzuciłam tę niepowtarzalną szansę na rzecz naszej znajomości i lekko pokręconej od samego początku relacji. Zostając w ostateczności z niczym.
- Nie zawsze dostajemy, to czego chcemy. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić - gram obojętną i niewzruszoną. Próbując zdusić w sobie ogaraniający mnie smutek i wciąż żywą tęsknotę za Stefanem. Tak łatwo podczas naszej rozmowy było zapomnieć, że między nami już nigdy nie będzie tak jak wcześniej i wrócić na znajome tory naszych niekończących się pogawędek.
- Heidi, wiem że pewnie jest na to stanowczo za wcześnie, ale czy jest szansa, abyś kiedyś mi wybaczyła, że jestem totalnym kretynem i czasami nie myślę, co robię? Strasznie tęsknię za tobą i naszymi rozmowami. Naprawdę ogromnie mi zależy na naszej znajomości - pyta wprost o coś, na co sama nie znałam niestety odpowiedzi.
- Gdyby ci rzeczywiście zależało, nie zerwałbyś ze mną kontaktu. Z jakiegoś powodu dokonałeś jednak takiego wyboru. Dlatego teraz najlepiej, jak nie będziemy niczego zmieniać. Poza tym obydwoje doskonale wiemy, że Nelle by ci na pewno nie pozwoliła na jakieś bliższe kontakty ze mną - sama także wątpiłam, czy będę kiedykolwiek w stanie bez żadnych emocji podchodzić do ich związku. Po co się więc niepotrzebnie męczyć i dodawać zbędnego cierpienia?
- Sam decyduję o swoich znajomościach. Nelle nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia - patrzę na Stefana z lekkim politowaniem. Kompletnie nie wierząc w jego zapewnienia.
- Czyżby? A Nawet jeśli tak jest, to ty już i tak dawno zdecydowałeś o losie naszej relacji. Podjąłeś świadomą decyzję, której powinieneś się trzymać. Stefan, skup się na swoim związku, a o mnie po prostu zapomnij. To najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich - radzę mu. Dobrze wiedząc, że dla naszego własnego dobra powinniśmy trzymać się od siebie z daleka.
- Problem w tym, że nie chcę o tobie zapominać. A nawet gdyby było inaczej, to i tak bym nie potrafił - kiedy chcę go już wyminąć i zakończyć tę dziwną i niepotrzebną rozmowę między nami. Stefan przyciąga mnie niespodziewanie gwałtownie do siebie, co wprawia mnie w ogromny szok. Przez dłuższą chwilę mierzymy się bez słowa wzrokiem, a ja wprost boleśnie pragnę go pocałować i zapomnieć o Nelle oraz wszystkich tych miesiącach braku kontaktu między nami. Będąc tym totalnie przerażona, zwłaszcza że byłam całkowicie pewna tego, iż co gorsza, on myśli dokładnie o tym samym. Tego spojrzenia, które już kiedyś u niego widziałam, nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Stefan, nie rób czegoś, czego będziesz potem żałował. Przypominam, że jesteś w szczęśliwym związku. Przestań więc mieszać mi w głowie z łaski swojej - gdy nasze usta praktycznie się ze sobą stykają. Ostatkiem swojej silnej woli odsuwam go od siebie. Nie mogłam pozwolić, aby chęć pozbycia się poczucia winy, czy wyrzutów sumienia z jego strony, popchnęła go do czegoś tak zakazanego. Sobie też nie miałam zamiaru dawać jakiejś głupio złudnej nadziei, że w tej sytuacji kierowały nim jakieś głębsze uczucia. To była wyłącznie chwila zapomnienia, która nigdy nie powinna była się wydarzyć.
- Co to za jakieś konspiracje? Też chcę wiedzieć - niespodziewane pojawienie się przy nas Inge, wprawia moje serce w gwałtowne bicie. Przecież gdybym się przed chwilą nie opamiętała, nakryłaby nas pewnie teraz szaleńczo się całujących. To byłby mój ostateczny koniec. Co Inge by sobie o mnie pomyślała? Stefan był w cholernym związku! To było po prostu niedopuszczalne.
- Żadne konspiracje - wykrztusam tylko z siebie. Po czym zamykam się w łazience na trzy spusty. Opierając o drewniane drzwi, biorę kilka uspokajających wdechów. Wciąż nie mogąc uwierzyć, do czego przed momentem o mało co nie doszło. Jak najszybciej musiałam przestać reagować na bliskość Austriaka w taki sposób. To nie mogło w taki sposób dłużej wyglądać. Czy tego chciałam, czy też nie musiałam pozbyć się tej słabości wobec niego, jaką miałam od początku naszej znajomości. Tak samo, jak tych wszystkich dziwnie ciepłych uczuć ukrytych pod postacią złości, które pojawiały się, gdy tylko o nim myślałam.
Jeśli tak rzeczywiście wyglądało zakochanie, co było niestety jedynym logicznym wytłumaczeniem dla moich reakcji, to byłam po prostu skończona. Chyba nie mogło być nic gorszego niż poczucie czegoś takiego po raz pierwszy i to akurat do zajętego mężczyzny, który był szczęśliwie zakochany w innej kobiecie. Za wszelką cenę musiałam to w sobie zwalczyć, a najlepszym sposobem na to będzie przerzucenie swojego zainteresowania na zupełnie kogoś innego. Co więcej, na kogoś kto już na pierwszy rzut oka dużo bardziej do mnie pasował. Nie zamierzałam czekać i swój pomysł chciałam wcielić w życie najszybciej, jak to tylko możliwe. W innym przypadku skończy się to wszystko jakąś totalną katastrofą.
Z uśmiechem błąkającym się mi nadal po ustach z powodu otrzymanej przed momentem wiadomości od dość mocno intrygującego mnie swoją osobą dzisiaj poznanego Maxa. Kieruję swoje kroki do łazienki z zamiarem zmycia w końcu z twarzy makijażu i przebrania w dużo wygodniejsze ubrania, gdy na nieszczęście natykam się na Stefana, który właśnie ją opuszczał. Natychmiast przybieram dlatego na twarz maskę obojętności z nadzieją, że nie będzie próbował podejmować jakiejkolwiek próby bezpośredniej rozmowy ze mną, na którą w żadnym przypadku nie byłam przygotowana. Co oczywiście okazuje się życzeniem nie do spełnienia. Musiałam pogodzić się z tym, że kochany pech ani myślał mnie opuszczać. Od zawsze zresztą lubił mnie na tyle, że aktualnie byliśmy ze sobą wprost zaprzyjaźnieni i niemal nierozłączni.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin oraz spełnienia wszystkich, nawet tych najskrytszych marzeń. Wybacz, że trochę spóźnione te życzenia, ale wcześniej nie było jakoś okazji, a chciałem to zrobić osobiście - zaczyna się z lekką niezręcznością tłumaczyć, niemal tak samo, jak Inge przed kilkunastoma minutami. Wyłącznie potwierdzając, że Nelle nie była zwolenniczką odwiedzin przez Stefana naszej trójki, a już na pewno nie mnie. Musiałam jednak przyznać, że w takich momentach jak ten z miną poważnego zakłopotania, wyglądał strasznie uroczo. Uśmiech niemal sam cisnął się mi na usta. Szybko jednak karcę samą siebie, dobrze wiedząc, że nie powinnam tak nigdy o nim myśleć.
- Dziękuję. Za prezent jeszcze raz również. Był bardzo miły i niezwykle trafiony. Nie musiałeś mi jednak niczego dawać - naprawdę byłam mu za niego bardzo wdzięczna. Dostarczył mi tymi na pozór błahymi rzeczami mnóstwa radości.
- Może nie musiałem, ale na pewno chciałem. Poza tym nie masz za co dziękować, to drobiazg - zapewnia. Uśmiechając się lekko w moim kierunku.
- Na pewno nie książka. Jestem pewna, że zadałeś sobie ogrom trudu, aby ją zdobyć - wciąż byłam pod olbrzymim wrażeniem tego, że poświęcił swój wolny czas, którego wcale nie miał za wiele, na poszukiwania akurat tego wydania. Mógł przecież zawsze kupić to popularne wydanie w miękkiej okładce, które było dostępne praktycznie wszędzie.
- Dla sprawienia ci radości, byłbym gotowy na o wiele większe poświęcenia niż to - słyszę nieoczekiwanie. Mając nieodparte wrażenie, że po prostu się przesłyszałam. Stefan nie miał prawa mówić czegoś takiego i przyprawiać mnie tym samym o odczuwanie niekontrolowanych i mocno sprzecznych ze sobą emocji wobec jego osoby.
- Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na Austrię? Tak długo przecież marzyłaś o studiowaniu we Francji. Heidi, co takiego się wydarzyło, że nastąpiła taka zmiana planów? - pyta nieoczekiwanie. Wprawiając mnie po raz kolejny w lekkie zmieszanie.
- Widocznie nie byłam dość dobra, aby sobie na nią zasłużyć - uśmiecham się gorzko, wymyślając na szybko w założeniu dość dobrą wymówkę. Prawda nie wchodziła przecież w grę. Jak niby miałabym się mu przyznać, że to głównie jego osoba była kluczowa w podejmowaniu tej szalonej decyzji? Zwłaszcza teraz, gdy ostatecznie między nami wszystko było tak, a nie inaczej. Ani myślałam do czegokolwiek się przyznawać.
- To niemożliwe. Byłaś przecież jedną z najlepszych na swoim kierunku. Niemal z każdego przedmiotu miałaś najwyższe oceny. Nikt też nie wykazywał takiej pasji ani zaangażowania jak ty - przytomnie sobie przypomina. Drążąc dalej usilnie temat.
- Widocznie to nie miało większego znaczenia i zdecydowały oceny z ostatnich egzaminów, które niestety lekko zawaliłam z takich, czy też innych powodów - kłamię. W końcu i one poszły mi bardzo dobrze. Doskonale też wiedziałam, że liczyła się średnia z całego roku, a ostateczny wybór kraju i uczelni należał wyłącznie do mnie. Stefanowi nie musiałam jednak tego uświadamiać.
- Przykro mi, że nie udało ci się spełnić swojego największego marzenia. Byłem pewien, że na pewno osiągniesz swój cel. Tak bardzo na to liczyłaś - wydawał się autentycznie poruszony. Nie mając pojęcia, że dobrowolnie zrezygnowałam z realizacji swojego pragnienia. Jak na ironię losu odrzuciłam tę niepowtarzalną szansę na rzecz naszej znajomości i lekko pokręconej od samego początku relacji. Zostając w ostateczności z niczym.
- Nie zawsze dostajemy, to czego chcemy. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić - gram obojętną i niewzruszoną. Próbując zdusić w sobie ogaraniający mnie smutek i wciąż żywą tęsknotę za Stefanem. Tak łatwo podczas naszej rozmowy było zapomnieć, że między nami już nigdy nie będzie tak jak wcześniej i wrócić na znajome tory naszych niekończących się pogawędek.
- Heidi, wiem że pewnie jest na to stanowczo za wcześnie, ale czy jest szansa, abyś kiedyś mi wybaczyła, że jestem totalnym kretynem i czasami nie myślę, co robię? Strasznie tęsknię za tobą i naszymi rozmowami. Naprawdę ogromnie mi zależy na naszej znajomości - pyta wprost o coś, na co sama nie znałam niestety odpowiedzi.
- Gdyby ci rzeczywiście zależało, nie zerwałbyś ze mną kontaktu. Z jakiegoś powodu dokonałeś jednak takiego wyboru. Dlatego teraz najlepiej, jak nie będziemy niczego zmieniać. Poza tym obydwoje doskonale wiemy, że Nelle by ci na pewno nie pozwoliła na jakieś bliższe kontakty ze mną - sama także wątpiłam, czy będę kiedykolwiek w stanie bez żadnych emocji podchodzić do ich związku. Po co się więc niepotrzebnie męczyć i dodawać zbędnego cierpienia?
- Sam decyduję o swoich znajomościach. Nelle nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia - patrzę na Stefana z lekkim politowaniem. Kompletnie nie wierząc w jego zapewnienia.
- Czyżby? A Nawet jeśli tak jest, to ty już i tak dawno zdecydowałeś o losie naszej relacji. Podjąłeś świadomą decyzję, której powinieneś się trzymać. Stefan, skup się na swoim związku, a o mnie po prostu zapomnij. To najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich - radzę mu. Dobrze wiedząc, że dla naszego własnego dobra powinniśmy trzymać się od siebie z daleka.
- Problem w tym, że nie chcę o tobie zapominać. A nawet gdyby było inaczej, to i tak bym nie potrafił - kiedy chcę go już wyminąć i zakończyć tę dziwną i niepotrzebną rozmowę między nami. Stefan przyciąga mnie niespodziewanie gwałtownie do siebie, co wprawia mnie w ogromny szok. Przez dłuższą chwilę mierzymy się bez słowa wzrokiem, a ja wprost boleśnie pragnę go pocałować i zapomnieć o Nelle oraz wszystkich tych miesiącach braku kontaktu między nami. Będąc tym totalnie przerażona, zwłaszcza że byłam całkowicie pewna tego, iż co gorsza, on myśli dokładnie o tym samym. Tego spojrzenia, które już kiedyś u niego widziałam, nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Stefan, nie rób czegoś, czego będziesz potem żałował. Przypominam, że jesteś w szczęśliwym związku. Przestań więc mieszać mi w głowie z łaski swojej - gdy nasze usta praktycznie się ze sobą stykają. Ostatkiem swojej silnej woli odsuwam go od siebie. Nie mogłam pozwolić, aby chęć pozbycia się poczucia winy, czy wyrzutów sumienia z jego strony, popchnęła go do czegoś tak zakazanego. Sobie też nie miałam zamiaru dawać jakiejś głupio złudnej nadziei, że w tej sytuacji kierowały nim jakieś głębsze uczucia. To była wyłącznie chwila zapomnienia, która nigdy nie powinna była się wydarzyć.
- Co to za jakieś konspiracje? Też chcę wiedzieć - niespodziewane pojawienie się przy nas Inge, wprawia moje serce w gwałtowne bicie. Przecież gdybym się przed chwilą nie opamiętała, nakryłaby nas pewnie teraz szaleńczo się całujących. To byłby mój ostateczny koniec. Co Inge by sobie o mnie pomyślała? Stefan był w cholernym związku! To było po prostu niedopuszczalne.
- Żadne konspiracje - wykrztusam tylko z siebie. Po czym zamykam się w łazience na trzy spusty. Opierając o drewniane drzwi, biorę kilka uspokajających wdechów. Wciąż nie mogąc uwierzyć, do czego przed momentem o mało co nie doszło. Jak najszybciej musiałam przestać reagować na bliskość Austriaka w taki sposób. To nie mogło w taki sposób dłużej wyglądać. Czy tego chciałam, czy też nie musiałam pozbyć się tej słabości wobec niego, jaką miałam od początku naszej znajomości. Tak samo, jak tych wszystkich dziwnie ciepłych uczuć ukrytych pod postacią złości, które pojawiały się, gdy tylko o nim myślałam.
Jeśli tak rzeczywiście wyglądało zakochanie, co było niestety jedynym logicznym wytłumaczeniem dla moich reakcji, to byłam po prostu skończona. Chyba nie mogło być nic gorszego niż poczucie czegoś takiego po raz pierwszy i to akurat do zajętego mężczyzny, który był szczęśliwie zakochany w innej kobiecie. Za wszelką cenę musiałam to w sobie zwalczyć, a najlepszym sposobem na to będzie przerzucenie swojego zainteresowania na zupełnie kogoś innego. Co więcej, na kogoś kto już na pierwszy rzut oka dużo bardziej do mnie pasował. Nie zamierzałam czekać i swój pomysł chciałam wcielić w życie najszybciej, jak to tylko możliwe. W innym przypadku skończy się to wszystko jakąś totalną katastrofą.
💗💗💗💗
23.09.2020
Coraz bardziej sfrustrowany walczę z zawiązaniem krawata, którego wprost nienawidziłem zakładać na jakąkolwiek okazję. Byłem też niemal doprowadzony do szału kolejną nieudaną próbą stworzenia z niego jakiegoś sensownego wiązania, z którym będę w stanie normalnie oddychać. Od zawsze wprost nie znosiłem tego upierdliwego ucisku, który pojawiał się u mnie po kilku godzinach noszenia tego zbędnego w mojej opinii kawałka materiału. Unikałem go dlatego w większości przypadków jak ognia. Nelle się jednak uparła, abym wyglądał jak najbardziej elegancko, a ja nie chcąc robić jej przykrości w dniu urodzin, w końcu po prostu uległem. Tak samo zresztą, jak w kwestii romantycznej kolacji w jednej z ekskluzywniejszych restauracji w mieście, która niespodziewanie dzisiaj rano okazała się zwykłym spotkaniem we czwórkę z Chrisem i Melindą, co przyprawiło mnie o sporą dozę rozczarowania.
Liczyłem w końcu na spędzenie tego wieczoru albo tylko we dwoje, albo na jakąś kameralną imprezę w gronie naszych najbliższych znajomych. Nelle nie chciała jednak nawet słyszeć o zaproszeniu Inge z Michaelem, upierając się że to jej dzień i sama zdecyduje, z kim go spędzi. Jej niechęć do moich przyjaciół była coraz bardziej widoczna, co przyprawiało mnie o spory ból głowy. W końcu nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że takie wzajemne przepychanki między nimi staną się naszą codziennością, a ja będę zmuszony do nieustannego wyboru między przyjaźnią a miłością. Coś takiego na dłuższą metę stałoby się po prostu nie do zniesienia. Nie zamierzałem jednak rezygnować z żadnej z ważnych dla mnie osób. Choćbym musiał ich kiedyś zamknąć w jednym miejscu i zmusić do jakiegoś kompromisu.
- Stefan, mówiłam ci, abyś założył ten drugi krawat. Prezentujesz się w nim o wiele lepiej - Nelle pojawia się przy mnie w swojej długiej czerwonej sukni, w której wyglądała rewelacyjnie, patrząc na mnie ze sporą dezaprobatą.
- Czy naprawdę komuś to zrobi różnicę? Obydwa są i tak czarne - zupełnie nie rozumiałem w czym rzecz. Były niemal identyczne. - To zresztą na pewno nie jest najważniejsza rzecz podczas dzisiejszego wieczoru.
- Właśnie przez takie podejście nigdy nie staniesz się bardziej rozpoznawalny. Zamiast pójść za ciosem i wykorzystać swój najlepszy czas, choćby po to, aby przyciągnąć do siebie potencjalnych reklamodawców. Ty wolisz się upierać głupio przy swoim. Marnujesz swój cały potencjał, a wystarczyłyby niewielkie zmiany wizerunkowe i odrobina dobrej woli - patrzę na dziewczynę z niedowierzaniem. Mając wrażenie, że to jakiś kiepski żart. Próżno było jednak szukać na jej twarzy, choćby cienia uśmiechu.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Przypominam ci, że skupiam się na karierze sportowej, a nie modela, czy jakiegoś podrzędnego aktora. To w sporcie mam zamiar wykorzystywać swój potencjał - nie miałem zamiaru udawać, że kiedykolwiek było inaczej. Nelle od samego początku świetnie o tym wiedziała.
- Rozumiem doskonale. Nie oznacza to jednak, że nie można wykorzystać nadarzających się okazji, choćby aby pozyskać dodatkowych sponsorów. Kariera w końcu przeminie, ale można się zawsze odpowiednio zabezpieczyć. Powinieneś to sobie przemyśleć. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - upiera się i zamienia mój krawat na ten wybrany przez siebie, po czym idealnie go zawiązuje.
- Nie będę nad niczym myślał. W zupełności wystarczy mi to, co aktualnie posiadam. Nie mam zamiaru zamieniać się w jakiegoś kiepskiego celebrytę i marnować czasu na bzdury - nie pozostawiam Nelle złudzeń. Nie rozumiałem też, skąd u niej w ogóle wziął się taki pomysł.
- Jak sobie chcesz, to była tylko luźna propozycja. Przestań się dlatego niepotrzebnie na mnie złościć, dobrze? To twoje życie i sam decydujesz - całuje mnie lekko, a mi przed oczami natychmiast staje niedoszły pocałunek z Heidi. Gdyby nie zdrowy rozsądek Norweżki na pewno by do niego doszło. Ja za nic nie potrafiłbym się powstrzymać, to było zwyczajnie silniejsze ode mnie. Przez co moje wyrzuty sumienia z każdym dniem tylko przybierały na sile. Nie powinienem w końcu do czegoś takiego dopuścić, będąc w związku. Jak najszybciej musiałem się nauczyć nad sobą panować.
- Nie rozmawiajmy już dzisiaj na takie tematy, dobrze? To nie jest odpowiedni moment. Chodźmy. Taksówka pewnie już czeka - łączę ze sobą nasze dłonie. Po czym obydwoje podążamy w stronę wyjścia z mieszkania. Miałem nadzieję, że ten wieczór okaże się naprawdę udanym i nic go nam nie zepsuje.
Witam się uprzejmie z Melindą i Chrisem, którzy nie zwracają na mnie specjalnej uwagi. Skupiając się niemal tylko i wyłącznie na Nelle. Zasypując ją ogromem urodzinowych życzeń nie mających końca i prezentami. Po czym zajmujemy z brunetką miejsce przy wspólnym stoliku, a jedynym tematem rozmów przez następne minuty okazuje się coraz prężniej rozwijająca redakcja, w której pracowali Nelle z Chrisem. W głównej mierze dlatego milczę, nie bardzo mając jak włączyć się w toczoną dyskusję. Od czasu do czasu dodatkowo zastanawiając się, co ja w ogóle tutaj robię. To absolutnie nie były moje towarzyskie kręgi. Powoli traciłem też nadzieję, że kiedykolwiek będę w stanie się do nich dopasować. W końcu Melinda nigdy nie zrozumie mojego poczucia humoru i zawsze będzie patrzeć na mnie ze zdegustowaniem po kolejnym w jej mniemaniu bezsensownym żarciku. Nie wybuchnie śmiechem jak Inge, nawet gdy inni będą na nas patrzeć z kompletną niewiedzą, o co mi chodziło. Chrisa za to w żadnym wypadku nie obdarzę takim zaufaniem jak Michaela. Nie było o tym najmniejszej mowy. Mało tego ja w ogóle mu nie ufałem, a już na pewno nie w momentach, gdy patrzył na Nelle jak na ósmy cud świata, myśląc że nikt tego nie widzi. Coraz mniej zaczynało mi się to podobać.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak, że bez większego problemu mógłbym wyobrazić sobie Heidi na miejscu mojej ukochanej. Choć Norweżka na pewno najpierw wyśmiałaby cały ten przepych tego miejsca, a potem czym prędzej namówiła na zmianę lokalu, choćby na jakąś pizzerię. Uważając, że takie lokale to czyste marnotractwo pieniędzy, z czym nawet się w większości zgadzałem.
Wystarczył mi jednak widok błysku szczęścia w oczach Nelle, gdy otwiera otrzymany ode mnie prezent, aby zostały mi wynagrodzone wszystkie dzisiejsze niedogodności. Dla takiego widoku było warto się poświęcić.
- Nie wierzę! To ten naszyjnik i bransoletka, które tak bardzo mi się podobały. Jesteś cudowny - całuje mnie w policzek. Łącząc nasze dłonie ze sobą. Jej radość rekompensuje mi nawet fakt, że ta biżuteria była naprawdę holendarnie droga i w normalnych warunkach w życiu bym za nią tyle nie zapłacił. Urodziny ma się jednak tylko raz do roku, a moja kochana Nelle była tego warta.
- Jesteś prawdziwą szczęściarą, Nelle - Melinda również jest zachwycona podarowanym przeze mnie prezentem.
- Wiem o tym doskonale - brunetka przytula się do mnie, opierając lekko głowę na ramieniu z nieschodzącym z jej ust uśmiechem.
- To jednak nie koniec dobrych wiadomości. Ostatnio z Chrisem zaczęliśmy starać się o dziecko. Mam dlatego nadzieję, że niedługo znowu będziemy mieli podobną okazję do świętowania jak ta dzisiaj - przyjaciółka Nelle dzieli się z nami tą radosną nowiną ze sporą ekscytacją i szczęściem.
- To wspaniale - szczerze im gratuluję. Lekko zdziwiony, że Nelle jako pierwsza tego nie zrobiła. Zamiast tego wyglądała na mocno skonsternowaną i patrzyła zamyślona w tylko sobie znany punkt przed sobą.
- Tak, wspaniale. Mam nadzieję, że będziecie świetnymi rodzicami - odzywa się w końcu, ale bez zbytniego entuzjazmu. Chris także nie wydawał się skakać ze szczęścia, co było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. W końcu posiadanie dzieci powinno być wspólną i w pełni przemyślaną decyzją. W żadnym wypadku nie można było tego traktować jak zabawę. To w końcu zmieniało całe życie.
- Na pewno się o to postaramy. Możecie być pewni - Chris przytula do siebie Melindę. Całując ją w policzek. Wyglądali na naprawdę zgrane małżeństwo, ale nie miałem pełnego przekonania, czy rzeczywiście tak było.
Przez resztę wieczoru Nelle wydaje się być przygaszona, a nawet lekko zdenerwowana. Domyślałem się, że to z powodu zaserwowanych przez Melindę rewelacji, co było wyjątkowo dziwne. Przecież już na samym wstępie naszego związku Nelle jasno zaznaczyła, że nie planuje posiadania dzieci w najbliższych latach. Nie mogła więc zazdrościć tego przyjaciołom. To było raczej niemożliwe. Czy naprawdę mogłoby się w tej kwestii coś tak szybko zmienić?
- Kochanie, co się dzieje? - pytam, gdy tylko przekraczamy próg mojego mieszkania.
- Nic. Jestem tylko zmęczona. To był długi dzień - próbuje mnie przekonać, na co jednak nie daję się nabrać.
- Nieprawda. Chodzi o Melindę i Chrisa, prawda? To wiadomość o ich starniu się o zajście przez nią w ciążę tak cię wyprowadziła z równowagi? - widząc jej minę, dobrze już wiem, że trafiłem w samo sedno.
- Masz rację. Po prostu myślałam, że Melinda najpierw podzieli się takimi zmianami w ich życiu ze mną. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami, a ona trzymała to tyle czasu w sekrecie - żali się. Widocznie rzeczywiście mocno ją to dotknęło.
- Pewnie nie pomyślała, że chciałbyś wiedzieć pierwsza. Z tego powodu nie powinnaś w żadnym wypadku psuć sobie swoich urodzin. Dlatego w tej chwili masz się rozchmurzyć - przyciągam ją do siebie, dotykając z czułością jej lekko zarumienionych policzków.
- Zgoda. Czasami chyba przesadnie wszystko wyolbrzymiam. To w końcu nic takiego. Co ja bym bez ciebie zrobiła? - pyta ze śmiechem. Pozbywając mnie tego piekielnego krawata.
- Miałabyś strasznie nudne życie - odpowiadam, biorąc ją na ręce i zanosząc do sypialni. Gdzie zdecydowanie poprawiam jej humor i pozbywam z głowy wszelkich niepotrzebnych zmartwień.
Liczyłem w końcu na spędzenie tego wieczoru albo tylko we dwoje, albo na jakąś kameralną imprezę w gronie naszych najbliższych znajomych. Nelle nie chciała jednak nawet słyszeć o zaproszeniu Inge z Michaelem, upierając się że to jej dzień i sama zdecyduje, z kim go spędzi. Jej niechęć do moich przyjaciół była coraz bardziej widoczna, co przyprawiało mnie o spory ból głowy. W końcu nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że takie wzajemne przepychanki między nimi staną się naszą codziennością, a ja będę zmuszony do nieustannego wyboru między przyjaźnią a miłością. Coś takiego na dłuższą metę stałoby się po prostu nie do zniesienia. Nie zamierzałem jednak rezygnować z żadnej z ważnych dla mnie osób. Choćbym musiał ich kiedyś zamknąć w jednym miejscu i zmusić do jakiegoś kompromisu.
- Stefan, mówiłam ci, abyś założył ten drugi krawat. Prezentujesz się w nim o wiele lepiej - Nelle pojawia się przy mnie w swojej długiej czerwonej sukni, w której wyglądała rewelacyjnie, patrząc na mnie ze sporą dezaprobatą.
- Czy naprawdę komuś to zrobi różnicę? Obydwa są i tak czarne - zupełnie nie rozumiałem w czym rzecz. Były niemal identyczne. - To zresztą na pewno nie jest najważniejsza rzecz podczas dzisiejszego wieczoru.
- Właśnie przez takie podejście nigdy nie staniesz się bardziej rozpoznawalny. Zamiast pójść za ciosem i wykorzystać swój najlepszy czas, choćby po to, aby przyciągnąć do siebie potencjalnych reklamodawców. Ty wolisz się upierać głupio przy swoim. Marnujesz swój cały potencjał, a wystarczyłyby niewielkie zmiany wizerunkowe i odrobina dobrej woli - patrzę na dziewczynę z niedowierzaniem. Mając wrażenie, że to jakiś kiepski żart. Próżno było jednak szukać na jej twarzy, choćby cienia uśmiechu.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Przypominam ci, że skupiam się na karierze sportowej, a nie modela, czy jakiegoś podrzędnego aktora. To w sporcie mam zamiar wykorzystywać swój potencjał - nie miałem zamiaru udawać, że kiedykolwiek było inaczej. Nelle od samego początku świetnie o tym wiedziała.
- Rozumiem doskonale. Nie oznacza to jednak, że nie można wykorzystać nadarzających się okazji, choćby aby pozyskać dodatkowych sponsorów. Kariera w końcu przeminie, ale można się zawsze odpowiednio zabezpieczyć. Powinieneś to sobie przemyśleć. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - upiera się i zamienia mój krawat na ten wybrany przez siebie, po czym idealnie go zawiązuje.
- Nie będę nad niczym myślał. W zupełności wystarczy mi to, co aktualnie posiadam. Nie mam zamiaru zamieniać się w jakiegoś kiepskiego celebrytę i marnować czasu na bzdury - nie pozostawiam Nelle złudzeń. Nie rozumiałem też, skąd u niej w ogóle wziął się taki pomysł.
- Jak sobie chcesz, to była tylko luźna propozycja. Przestań się dlatego niepotrzebnie na mnie złościć, dobrze? To twoje życie i sam decydujesz - całuje mnie lekko, a mi przed oczami natychmiast staje niedoszły pocałunek z Heidi. Gdyby nie zdrowy rozsądek Norweżki na pewno by do niego doszło. Ja za nic nie potrafiłbym się powstrzymać, to było zwyczajnie silniejsze ode mnie. Przez co moje wyrzuty sumienia z każdym dniem tylko przybierały na sile. Nie powinienem w końcu do czegoś takiego dopuścić, będąc w związku. Jak najszybciej musiałem się nauczyć nad sobą panować.
- Nie rozmawiajmy już dzisiaj na takie tematy, dobrze? To nie jest odpowiedni moment. Chodźmy. Taksówka pewnie już czeka - łączę ze sobą nasze dłonie. Po czym obydwoje podążamy w stronę wyjścia z mieszkania. Miałem nadzieję, że ten wieczór okaże się naprawdę udanym i nic go nam nie zepsuje.
Witam się uprzejmie z Melindą i Chrisem, którzy nie zwracają na mnie specjalnej uwagi. Skupiając się niemal tylko i wyłącznie na Nelle. Zasypując ją ogromem urodzinowych życzeń nie mających końca i prezentami. Po czym zajmujemy z brunetką miejsce przy wspólnym stoliku, a jedynym tematem rozmów przez następne minuty okazuje się coraz prężniej rozwijająca redakcja, w której pracowali Nelle z Chrisem. W głównej mierze dlatego milczę, nie bardzo mając jak włączyć się w toczoną dyskusję. Od czasu do czasu dodatkowo zastanawiając się, co ja w ogóle tutaj robię. To absolutnie nie były moje towarzyskie kręgi. Powoli traciłem też nadzieję, że kiedykolwiek będę w stanie się do nich dopasować. W końcu Melinda nigdy nie zrozumie mojego poczucia humoru i zawsze będzie patrzeć na mnie ze zdegustowaniem po kolejnym w jej mniemaniu bezsensownym żarciku. Nie wybuchnie śmiechem jak Inge, nawet gdy inni będą na nas patrzeć z kompletną niewiedzą, o co mi chodziło. Chrisa za to w żadnym wypadku nie obdarzę takim zaufaniem jak Michaela. Nie było o tym najmniejszej mowy. Mało tego ja w ogóle mu nie ufałem, a już na pewno nie w momentach, gdy patrzył na Nelle jak na ósmy cud świata, myśląc że nikt tego nie widzi. Coraz mniej zaczynało mi się to podobać.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak, że bez większego problemu mógłbym wyobrazić sobie Heidi na miejscu mojej ukochanej. Choć Norweżka na pewno najpierw wyśmiałaby cały ten przepych tego miejsca, a potem czym prędzej namówiła na zmianę lokalu, choćby na jakąś pizzerię. Uważając, że takie lokale to czyste marnotractwo pieniędzy, z czym nawet się w większości zgadzałem.
Wystarczył mi jednak widok błysku szczęścia w oczach Nelle, gdy otwiera otrzymany ode mnie prezent, aby zostały mi wynagrodzone wszystkie dzisiejsze niedogodności. Dla takiego widoku było warto się poświęcić.
- Nie wierzę! To ten naszyjnik i bransoletka, które tak bardzo mi się podobały. Jesteś cudowny - całuje mnie w policzek. Łącząc nasze dłonie ze sobą. Jej radość rekompensuje mi nawet fakt, że ta biżuteria była naprawdę holendarnie droga i w normalnych warunkach w życiu bym za nią tyle nie zapłacił. Urodziny ma się jednak tylko raz do roku, a moja kochana Nelle była tego warta.
- Jesteś prawdziwą szczęściarą, Nelle - Melinda również jest zachwycona podarowanym przeze mnie prezentem.
- Wiem o tym doskonale - brunetka przytula się do mnie, opierając lekko głowę na ramieniu z nieschodzącym z jej ust uśmiechem.
- To jednak nie koniec dobrych wiadomości. Ostatnio z Chrisem zaczęliśmy starać się o dziecko. Mam dlatego nadzieję, że niedługo znowu będziemy mieli podobną okazję do świętowania jak ta dzisiaj - przyjaciółka Nelle dzieli się z nami tą radosną nowiną ze sporą ekscytacją i szczęściem.
- To wspaniale - szczerze im gratuluję. Lekko zdziwiony, że Nelle jako pierwsza tego nie zrobiła. Zamiast tego wyglądała na mocno skonsternowaną i patrzyła zamyślona w tylko sobie znany punkt przed sobą.
- Tak, wspaniale. Mam nadzieję, że będziecie świetnymi rodzicami - odzywa się w końcu, ale bez zbytniego entuzjazmu. Chris także nie wydawał się skakać ze szczęścia, co było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. W końcu posiadanie dzieci powinno być wspólną i w pełni przemyślaną decyzją. W żadnym wypadku nie można było tego traktować jak zabawę. To w końcu zmieniało całe życie.
- Na pewno się o to postaramy. Możecie być pewni - Chris przytula do siebie Melindę. Całując ją w policzek. Wyglądali na naprawdę zgrane małżeństwo, ale nie miałem pełnego przekonania, czy rzeczywiście tak było.
Przez resztę wieczoru Nelle wydaje się być przygaszona, a nawet lekko zdenerwowana. Domyślałem się, że to z powodu zaserwowanych przez Melindę rewelacji, co było wyjątkowo dziwne. Przecież już na samym wstępie naszego związku Nelle jasno zaznaczyła, że nie planuje posiadania dzieci w najbliższych latach. Nie mogła więc zazdrościć tego przyjaciołom. To było raczej niemożliwe. Czy naprawdę mogłoby się w tej kwestii coś tak szybko zmienić?
- Kochanie, co się dzieje? - pytam, gdy tylko przekraczamy próg mojego mieszkania.
- Nic. Jestem tylko zmęczona. To był długi dzień - próbuje mnie przekonać, na co jednak nie daję się nabrać.
- Nieprawda. Chodzi o Melindę i Chrisa, prawda? To wiadomość o ich starniu się o zajście przez nią w ciążę tak cię wyprowadziła z równowagi? - widząc jej minę, dobrze już wiem, że trafiłem w samo sedno.
- Masz rację. Po prostu myślałam, że Melinda najpierw podzieli się takimi zmianami w ich życiu ze mną. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami, a ona trzymała to tyle czasu w sekrecie - żali się. Widocznie rzeczywiście mocno ją to dotknęło.
- Pewnie nie pomyślała, że chciałbyś wiedzieć pierwsza. Z tego powodu nie powinnaś w żadnym wypadku psuć sobie swoich urodzin. Dlatego w tej chwili masz się rozchmurzyć - przyciągam ją do siebie, dotykając z czułością jej lekko zarumienionych policzków.
- Zgoda. Czasami chyba przesadnie wszystko wyolbrzymiam. To w końcu nic takiego. Co ja bym bez ciebie zrobiła? - pyta ze śmiechem. Pozbywając mnie tego piekielnego krawata.
- Miałabyś strasznie nudne życie - odpowiadam, biorąc ją na ręce i zanosząc do sypialni. Gdzie zdecydowanie poprawiam jej humor i pozbywam z głowy wszelkich niepotrzebnych zmartwień.
28.09.2020
- Będę za tobą bardzo tęsknił. Wracaj do mnie szybko - przytulam mocno do siebie Nelle. Składając na jej ustach czuły pocałunek. - Nie znoszę się z tobą na tak długo rozstawać.
- To tylko tydzień. Nawet się nie zorientujesz, a będę z powrotem - nie mogłem się już tego doczekać, a zwłaszcza tych kilku wolnych dni, które dziewczyna miała otrzymać po powrocie.
- Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu, abym nie musiał się martwić. Miłej i owocnej pracy, choć na pewno taka będzie. Jesteś w końcu najlepsza - chciałem, aby jej wyjazd do Wiednia okazał się naprawdę udany. Od ponad tygodnia nie mogła się w końcu doczekać pracy nad tym, wciąż dla mnie tajemniczym materiałem w stolicy naszego kraju, który mógł się okazać przełomowym dla jej dalszej dziennikarskiej kariery i wznieść ją na zdecydowanie wyższy poziom. - Bardzo cię kocham, Nelle.
- Stefan, muszę już naprawdę iść. Inaczej pociąg jeszcze odjedzie beze mnie - stara się lekko wyswobodzić z moich objęć. - Do zobaczenia niedługo - macha mi na pożegnanie z uśmiechem podekscytowania. Znikając niedługo potem we wnętrzu rzekoma najwygodniejszego dla niej środka transportu.
- To tylko tydzień. Nawet się nie zorientujesz, a będę z powrotem - nie mogłem się już tego doczekać, a zwłaszcza tych kilku wolnych dni, które dziewczyna miała otrzymać po powrocie.
- Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu, abym nie musiał się martwić. Miłej i owocnej pracy, choć na pewno taka będzie. Jesteś w końcu najlepsza - chciałem, aby jej wyjazd do Wiednia okazał się naprawdę udany. Od ponad tygodnia nie mogła się w końcu doczekać pracy nad tym, wciąż dla mnie tajemniczym materiałem w stolicy naszego kraju, który mógł się okazać przełomowym dla jej dalszej dziennikarskiej kariery i wznieść ją na zdecydowanie wyższy poziom. - Bardzo cię kocham, Nelle.
- Stefan, muszę już naprawdę iść. Inaczej pociąg jeszcze odjedzie beze mnie - stara się lekko wyswobodzić z moich objęć. - Do zobaczenia niedługo - macha mi na pożegnanie z uśmiechem podekscytowania. Znikając niedługo potem we wnętrzu rzekoma najwygodniejszego dla niej środka transportu.