Kilkanaście miesięcy wcześniej
Z głośnym śmiechem podążam za tobą przez kolejny korytarz, trzymając się kurczowo twojej dłoni. Jeszcze mocniej splatając ze sobą nasze palce. Byłam niemal do łez rozbawiona twoim kolejnym potknięciem się na prostej drodze. Obydwoje byliśmy już porządnie wstawieni po wypiciu sporej ilości różnorakiego alkoholu, ale w zadziwiający sposób, to i tak ja znajdowałam się w o wiele lepszym stanie od ciebie. Widocznie moje nastoletnie niezwykle buntownicze lata z mocno zakrapianymi imprezami na coś się w końcu przydały, wyrabiając sporą tolerancję na wypite procenty. Przynajmniej stałam teraz prosto na nogach bez żadnego większego problemu. Choć nie miałam zamiaru ukrywać, że odczuwałam coraz większe zmęczenie naszymi wyczynami na parkiecie, z którego nie schodziliśmy przez długie godziny oraz niewygodnymi butami na obcasie, których wprost nienawidziłam. Ogromnie tęskniąc za swoimi ulubionymi trampkami.
Musiałam jednak przyznać przed samą sobą, że dawno się już tak dobrze nie bawiłam, jak podczas tego dobiegającego końca wesela. Wieczór spędzony w twoim niespodziewanym towarzystwie był najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła od dnia, gdy Sophie tak po prostu zatrudniła mnie w swojej restauracji, ratując tym samym od przymusowej eksmisji z tej ponurej nory zwącej się ukochanym domem, gdyż moją wspaniałą mamusię zupełnie to nie obchodziło.
Musiałam jednak przyznać przed samą sobą, że dawno się już tak dobrze nie bawiłam, jak podczas tego dobiegającego końca wesela. Wieczór spędzony w twoim niespodziewanym towarzystwie był najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła od dnia, gdy Sophie tak po prostu zatrudniła mnie w swojej restauracji, ratując tym samym od przymusowej eksmisji z tej ponurej nory zwącej się ukochanym domem, gdyż moją wspaniałą mamusię zupełnie to nie obchodziło.
- Może wejdziesz? - proponujesz ledwo zrozumiale, gdy w końcu stajemy przed twoim pokojem z zamiarem pożegnania się ze sobą.
- Chyba nie powinnam - ostatnie resztki zdrowego rozsądku przebijają się przez opary alkoholu skutecznie atakujące mój rozum.
- Daj spokój. Michael i tak nie wróci do rana. Zapewne urządzą sobie z Inge całonocny maraton pogodzenia - patrzy na mnie sugestywnie. Po czym obydwoje wybuchamy głośnym śmiechem. Wciąż nie mogłam uwierzyć w ich pokręconą historię, ale najważniejsze, że miłość zatriumfowała. Nawet jeśli zupełnie nie rozumiałam, co znaczy kogoś naprawdę kochać. - Chodź, Heidi. Nie chcę być dzisiaj sam - patrzysz mi głęboko w oczy, oczekując zgody. Po czym łapiesz za rękę, a przez całe moje ciało zupełnie nieoczekiwanie przechodzi potężny dreszcz tak dawno nieodczuwanego przeze mnie podniecenia. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Przecież ty nawet nie byłeś w moim typie. Nigdy nie podobali się mi ułożeni i grzeczni faceci z dobrego domu. Dobrze wiedziałam, że to nie moja liga i nigdy żaden z nich nie zainteresowałby się mną na poważnie. Dlatego wolałam skreślać ich na samym starcie. Tym razem mimo to, jak w jakimś transie, podążam za tobą przekraczając próg pokoju. Nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje tego wyboru. Po prostu tego chciałam i to było w zupełności dla mnie wystarczające. Wychodziłam z założenia, że trzeba żyć trwającą chwilą, zamiast potem żałować, że czegoś się nie zrobiło.
Opieram się o głośno zatrzaśnięte za nami drzwi, oddychając ciężko. Czując jak atmosfera między nami gwałtownie gęstieje. Wystarczył mi krótki rzut oka na ciebie, aby mieć pewność, że myślimy doķładnie o tym samym. Sekundę później czuję już twoje usta na swoich. Bez żadnego zawahania odwzajemniam ten gwałtowny pocałunek pełen zachłanności i pożądania. Daję się w pełni porwać ogarniającej nas żądzy. Przyciągając cię jeszcze bliżej siebie, zaczynam nierówną walkę z guzikami od twojej koszuli. Zrzucając to wszystko na wypity przez nas alkohol.
- To tylko ta jedna noc. Rano o tym zapominamy, jasne? - wyszeptuję pomiędzy kolejnymi pomrukami wyrażającymi odczuwanie coraz większej przyjemności przeze mnie. Dobrze wiedząc, że inne rozwiązanie nawet nie wchodziło w grę. Nie było więc sensu robić sobie jakiejś złudnej nadziei.
- To przecież oczywiste - zapewniasz niezwykle trzeźwo, odrywając się na chwilę od całowania mojej szyi i poszukiwania zamka od sukienki. Przez sekundę czuję lekkie ukłucie niewytłumaczalnego żalu. Być może naiwnie liczyłam, że zaprzeczysz moim słowom. Co przecież było niedorzecznością stulecia. Zupełnie się nie znaliśmy. Byliśmy sobie całkowicie obcy i tak miało już pozostać.
- Skoro więc wszystko mamy wyjaśnione, to przejdźmy nareszcie do rzeczy. Nie chcę dłużej czekać. Zobaczmy, co takiego potrafisz - dwa razy nie trzeba ci tego było powtarzać. Przyjmujesz moje zaczepne wyzwanie. W mgnieniu oka przenosząc nas na łóżko. W pośpiechu próbujemy się pozbyć reszty naszych zbędnych w tym momencie ubrań, coraz bardziej się przy tym niecierpliwiąc. A potem, gdy już się nam to udaje, jest tylko zaskakujące porozumienie, zwykle nieprzytrafiająca mi się namiętność i obopólna rozkosz, która przysłania wszystko inne. Zabierając mnie wprost do raju, wywołującego prawdziwą ekstazę, gdzie jeszcze nigdy z nikim innym nie byłam. Choć za żadne skarby nie przyznałabym się nigdy nikomu do tego, że to był najlepszy seks w moim życiu. A już na pewno nie tobie.
Po wszystkim z szerokim uśmiechem zasypiam w twoich ramionach. Obdarzając cię całusem w policzek na dobranoc. Po raz pierwszy czując się przy kimś tak właściwie i dobrze, a przede wszystkim bezpiecznie. Cieszyłam się panującą dookoła ciszą. Wiedziałam też, że przy tobie nic mi nie grozi. Szkoda tylko, że miało to potrwać zaledwie kilka godzin. Dlatego staram się wykorzystać to do maksimum i zapadam w tak zbawienny dla mnie głęboki i spokojny sen, którego od bardzo dawna nie doświadczyłam. Skrycie marząc, aby ta chwilowa bańka szczęścia nie kończyła się wraz z nadejściem poranka, gdzie czekała na mnie ponura rzeczywistość mojego beznadziejnego życia z marnymi perspektywami na przyszłość.