12.06.2021
Wertuję kolejne strony albumu ze zdjęciami, doszukując się na nich nawet najmniejszych szczegółów, wytężając swój umysł niemal do granic możliwości. Sprawdzając naiwnie tym samym, czy czegoś mi przypadkiem nie przypominały. W przerwach od niezwykle intensywnej nauki, którą ciągnęłam niemal na okrągło przez kilka ostatnich dni, właściwie nie robiłam niczego innego. Od momentu powrotu wspomnień związanych z Carlą od czasu do czasu zdarzało mi się jeszcze natrafiać w swojej głowie na jakieś pojedyncze zupełnie przypadkowe i niełączące się ze sobą wspomnienia z okresu ostatnich dwóch lat, ale nie było to nic istotnego. W dodatku całkowicie pozbawione ładu i składu. Wszystkie te, które miałyby dla mnie jakieś większe znaczenie, wciąż pozostawały poza moim zasięgiem, co wprost doprowadzało mnie do szału. Dlaczego choć raz los nie mógł mi sprzyjać i czegoś ułatwić? Z jednej strony byłam tak blisko odzyskania pamięci, a z drugiej miałam wrażenie, że dzieliło mnie od niej lata świetlne i zabraknie mi zwyczajnie życia, aby się do niej w ogóle zbliżyć. Tak bardzo potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienia i dalszej motywacji do kontynuowania tej piekielnie wyczerpującej terapii. Poza tym za niecałe dwa tygodnie miałam się znowu znaleźć w Salzburgu i przystąpić do najcięższej w życiu sesji egzaminacyjnej, na którą w ogóle nie czułam się gotowa. Nie wyobrażałam sobie udać się do Austrii z pustą od wspomnień głową. Mijać ulubione i znajome miejsca, które będą dla mnie zupełnie obce, czy spotkać się z osobami, których nie będę za nic pamiętać. Już teraz przeczuwałam, że będzie to dla mnie istne piekło na ziemi. Dodając do tego możliwość przypadkowego zobaczenia się ze Stefanem, zapowiadał się dla mnie istny emocjonalny rollercoaster, z którym szczerze wątpiłam, że sobie poradzę. Co miałabym mu niby powiedzieć, gdybym stanęła z nim ponownie twarzą w twarz? Jak wytłumaczyć swoje uczucia, których sama absolutnie nie rozumiałam.
Nieoczekiwanie mój telefon zaczyna dzwonić, co wywołuje na mojej twarzy szczery uśmiech zadowolenia, gdy zauważam, kto chce się ze mną skontaktować. Taka chwila rozmowy z kimkolwiek była mi naprawdę mocno potrzebna.
- Cześć, Katinka. Miło, że dzwonisz - zaczynam na powitanie Węgierki. Ciesząc się, że mimo moich pamięciowych ułomności, dziewczyna nadal chciała ze mną utrzymać kontakt.
- Cześć, panno zapominalska. Jak ci idzie nauka? Umiesz już wszystko na piątki? - śmieje się, jak zawsze będąc w radosnym nastroju. Jej optymizm chyba nigdy się nie kończył.
- Chciałabym, ale o piątkach mogę tym razem tylko sobie pomarzyć - dobre oceny raczej powinnam włożyć między bajki w tym roku.
- Na pewno ci uwierzę. Zawsze tak mówicie razem z Domenico, a potem macie najlepsze wyniki ze wszystkich. Nie wiem, dlaczego zaprzyjaźniłam się akurat z największymi kujonami na roku. Przez was czuję się jeszcze głupsza niż jestem - skarży się z udawanym wyrzutem.
- Nie tym razem, a ty wcale nie jesteś głupia - o tym byłam akurat przekonana. Dowody stanowiły, chociażby jej notatki, które były jednymi z najlepszych, jakie widziałam na oczy.
- Jasne. Dość jednak o mnie. Jak się w ogóle czujesz? - pyta z dobrze wyczuwalną troską w głosie.
- Jest znośnie. Jakoś się trzymam - nie miałam zamiaru jej okłamywać i udawać, że jest cudownie.
- Będzie lepiej. Musi być. Jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam. Poradzisz sobie nawet z czymś tak pokręconym - dodaje mi wiary w samą siebie. - Poza tym nie możemy się doczekać spotkania z tobą. Louisa już odlicza dni do twojego przylotu. Strasznie się za tobą wszyscy stęskniliśmy. Nawet ten gbur Domenico ostatnio to przyznał, a to wielkie osiągnięcie - pragnęłam odpowiedzieć jej tym samym. Poczuć, że również za nimi niezmiernie mocno tęsknię, ale nadal nie pamiętałam nikogo poznanego podczas pobytu w Austrii. Choć ostatnio miałam wrażenie, że zaczynam sobie przypominać moment poznania Katinki i Domenico albo wyłącznie to sobie wyobraziłam. Czasami gubiłam się w tym, co było prawdą, a co jedynie wytworem mojego umysłu. Szczególnie gdy śniłam o zdarzeniach, które mogły być wspomnieniami z przeszłości. To również stanowiło dla mnie niebagatelny problem. Oddzielenie realizmu od fikcji, które raz po raz przenikały się ze sobą w moim roztrojonym mózgu.
- W takim razie do zobaczenia wkrótce i owocnej nauki - życzę jej szczerze. Doskonale wiedząc, że zaliczenie tego roku było wcale nie takim łatwym zadaniem dla każdego z nas.
- Do zobaczenia i pamiętaj, że na pewno zdasz wszystko śpiewająco, geniuszu.
Z westchnieniem sporego niezadowolenia sięgam po paczkę swoich ulubionych landrynek, a następnie na powrót pogrążam się w notatkach. Raczej jeszcze nigdy nie czekałam z takim utęsknieniem na przyjście upragnionych wakacji i zaznania podczas nich chwili wytchnienia.
- Ja też za nią tęsknię. Widziałyśmy się tylko kilka razy, a mam wrażenie jakbyśmy znały się długie lata - głos cioci Helen dobiega zza moich pleców. Zjawiła się tutaj niczym duch.
- Skąd wiesz, że akurat myślę o Heidi? - odwracam się w jej stronę z lekką przekorą w oczach.
- Stefan, znam cię od zawsze. Tak łatwo mnie nie zwiedziesz - posyła mi lekki uśmiech. - I tak jestem dumna, że tak dobrze sobie z tym wszystkim radzisz. Bałam się, że będzie o wiele gorzej.
- Bo było - ogarnia mnie spore poczucie wstydu, gdy tylko przypominam sobie o tamtym wieczorze u Eileen, który mógł być katastrofalny w skutkach. - Zrozumiałem jednak, że takie życie nie ma najmniejszego sensu. To nic mi nie da. Czasem lepiej pogodzić się z rzeczywistością niż bezsensownie o coś walczyć.
- Zaufaj mi. Heidi niedługo do nas wróci. Wasze linie życia są na stałe ze sobą splecione. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Niedawno sprawdzałam - patrzę na kobietę z lekkim politowaniem.
- Ciociu, błagam cię. Nie zaczynaj znowu o tych mistycznych głupotach. Wiesz, że absolutnie w to nie wierzę - kręcę z dezaprobatą głową.
- Wkrótce się przekonasz, że byłeś w błędzie. Poza tym ostatnio Tarot wywróżył wam dwójkę wspaniałych dzieci. Uspokoiłam więc twoich rodziców, że nie muszą się już zamartwiać o to, czy doczekają się kiedyś wnucząt - wybucham głośnym śmiechem za nic nie mogąc się opanować, gdy słyszę te rewelacje. To brzmiało zbyt absurdalnie nawet, jak na ciocię Helen. - Śmiej się śmiej, ale jeszcze kiedyś mi podziękujesz, gdy za kilka lat przekonasz się, że miałam rację.
- Bez wątpienia tak będzie. Karty nie zdradziły ci jeszcze może przypadkiem ich daty urodzenia i koloru oczu? - żartuję sobie w najlepsze, drażniąc się z ciocią, jak to robiłem od niepamiętnych lat.
- Nie, ale wiem za to, że będzie to dziewczynka i chłopiec - upiera się przy swoim.
- To naprawdę niezmiernie ciekawe - oczy mam niemal pełne od łez rozbawienia. Dawno już nic mnie tak nie rozśmieszyło. - Ten twój Tarot i inne wróżby... Co my byśmy bez nich zrobili? - lekko kpię.
- Uważaj, bo za chwilę stracisz pozycję mojego ulubionego siostrzeńca. Nie śmieje się ze starszych od siebie - mruży lekko oczy, udając powagę.
- Zapomniałaś chyba, że innego nie masz - dalej się z nią w najlepsze droczę.
- Stefan, natychmiast marsz do domu, bo twoja mama już wcześniej kazała cię zawołać na tort - wskazuje ręka drzwi, a ja posłusznie spełniam jej rozkaz. Dołączając z wielką ochotą do rodzinnej dyskusji. Kiedy myślałem, że ciocia Helen już niczym nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, za każdym razem przechodziła dosłownie samą siebie.
- Nieładnie się tak spóźniać na umówione spotkanie. Gdzie twoje dobre maniery? - Thomas wita się ze mną z rozbawieniem, ani myśląc, przejść obojętnie wobec mojej drobnej niepunktualności.
- I kto to mówi. Ty spóźniasz się wszędzie nieustannie - przytykam mu, siadając naprzeciw niego.
- Nie zapominaj, że mnie wybacza się więcej, słonko - pyszni się dumnie.
- Ta twoja pewność siebie kiedyś cię wyjątkowo mocno zgubi - ostrzegam go ze śmiechem.
- Mimo wszystko zaryzykuję - był po prostu niereformowalny. - Skoro cię nie było, to pozwoliłem sobie za ciebie zamówić - wskazuje na stojące na blacie dwie filiżanki. Jedna zawierała jakąś wymyślną kawę, a druga moją ukochaną herbatę, co przyjmuję z niemałą aprobatą.
- Pamiętałeś - byłam pod sporym wrażeniem. Thomas nigdy nie wydawał się przywiązywać szczegółów do takich rzeczy, jak czyjeś preferencje.
- Oczywiście. Dla ważnych dla mnie osób jestem gotów się poświęcić - puszcza mi oczko.
- Skończ już z tym kokietowaniem, bo to nic ci nie da. Ja się nie nabiorę. Od samego początku cię przejrzałam, flirciarzu - obydwoje zaczynamy się śmiać. Traktowałam Thomasa jak dobrego kolegę, ale nic więcej. Na całe szczęście chłopak wydawał się jednak zdawać z tego świetnie sprawę i w pełni to akceptować.
- Jak nastawienie przed wizytą u mojego ojca? - pyta niby niewinnie, starając się wybadać mój nastrój. Rzadko poruszaliśmy temat terapii, bo ja najzwyczajniej w świecie nie lubiłam o niej mówić.
- Takie samo jak zawsze. Znowu pewnie urządzi maraton wytrzymałościowy dla mojego upartego mózgu, który i tak nic nie da poza pozbawieniem mnie resztek sił. Dzień jak co dzień - biorąc niewielki łyk herbaty, staram się udawać, że nie przejmuję się przesadnie brakiem postępów w odwracaniu amnezji.
- Jestem pewny, że wasza praca niedługo zaowocuje. Jesteś za silna, aby się teraz poddać. Zbyt dużo już osiągnęłaś - ściska moją dłoń w geście otuchy, patrząc głęboko w oczy. Zachowując przy tym całkowitą powagę, co przecież nie zdarzało się mu za często.
- Wydaje mi się, że czasami wierzysz we mnie bardziej niż ja sama - łączę lekko nasze dłonie z delikatnym uśmiechem błąkającym się mi po twarzy.
- Ktoś musi, kruszynko.
- Jak mnie nazwałeś? - oburzam się z jawnej kpiny na mój dość niski wzrost.
Następne minuty upływają nam już w zdecydowanie mniej poważnym tonie. Z wielką przyjemnością słucham relacji Thomasa z ostatnich zajęć na uczelni, trochę mu tego nawet zazdroszcząc. Strasznie brakowało mi ostatnio tej całej otoczki studiowania, z której tak nagle wypadłam. Dobrze by było znowu zacząć chodzić na wykłady, robić notatki i spędzać przerwy ze znajomymi. Miałam jedynie nadzieję, że od października to wszystko znowu stanie się częścią mojego życia.
- Heidi, a jak się mają twoje wspomnienia z tajemniczym Panem S? - nieoczekiwanie Thomas nagle zmienia temat, spoglądając ukradkiem na moją bransoletkę, z którą nie rozstawałam się od dłuższego czasu. - Nadal żadnych postępów?
- To nie jest żaden tajemniczy Pan S tylko Stefan - patrzę na niego z wyraźnym ostrzeżeniem.
- Przecież wiem, ale tak brzmi fajniej. Poza tym tak po prawdzie to przecież on, jak na razie jest dla ciebie nadal chodzącą zagadką. To pod pewnym względem może być nawet ekscytujące - podnosi ręce w obronnym geście, a ja nie potrafię się długo na niego złościć.
- Wiesz już jednak, co zrobisz, gdy te wspomnienia wrócą? - dopytuje, czekając z wyczekiwaniem na moją odpowiedź, jakby zależało od tego co najmniej jego dalsze życie.
- Nie mam pojęcia. To ważne, co będą one zawierać. Jakie uczucia będą za sobą niosły - wymiguję się od jednoznacznej odpowiedzi. Nigdy nie potrafiłam rozmawiać z kimkolwiek o swoich prawdziwych uczuciach i Thomas nie był w tym żadnym wyjątkiem.
- Mnie się jednak wydaję, że doskonale już wiesz. Twoje uczucia do niego są wciąż żywe, mimo niepamięci. Widać to na każdym kroku, gdy o nim wspominasz - te słowa raz po raz rozbrzmiewają w mojej głowie niczym echo, a ja dochodzę do wniosku, że Thomas może mieć dużo racji.
- Muszę lecieć. Wiesz, jak twój tata nie znosi spóźnień - po wypiciu herbaty, szukam w portfelu pieniędzy, aby zapłacić za nią. Zdając sobie sprawę, że i tak zbyt długo przeciągnęłam to spotkanie.
- Ani mi się waż. Ja zaprosiłem i ja stawiam. Może daleko mi do dżentelmena, ale nie pozwolę, abyś za siebie płaciła - jest nieprzejednany. - Odprowadzę cię, dobrze?
- Heidi, może wybrałabyś się dzisiaj wieczorem ze mną i moimi znajomymi do klubu? Gwarantuję dobrą zabawę - Thomas składa mi niespodziewaną propozycję, gdy docieramy pod ten znajomy przeszklony budynek, w którym spędzam ostatnio mnóstwo czasu.
- To miłe z twojej strony, ale nie. Muszę się uczyć. Wiesz, że mam zaraz egzaminy i nadal masę zaległości - odmawiam. Nie miałam ochoty na żadne imprezy. Zwłaszcza z nieznanymi osobami.
- Błagam cię, nie samą nauką człowiek żyje. Ja też zaraz zaczynam sesję, ale od czasu do czasu trzeba się zrelaksować. Zwłaszcza ty powinnaś. Jesteś ostatnio strasznie spięta, a skoro najlepszy sposób na relaks na razie u ciebie odpada, to chodź, chociaż z nami.
- Thomas! Czasami mam ci ochotę coś zrobić za te głupie podteksty! - uderzam go lekko w ramię. Co za niepoprawny człowiek.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że mam rację. Nic tak nie relaksuje jak... - nie pozwalam mu dokończyć. Woląc nie słuchać o jego seksualnych doświadczeniach.
- Wchodzę do środka. Do zobaczenia kiedyś - zbliżam się w stronę drzwi. Nie czekając na dalsze kontynuowanie przez niego rozmowy.
- Nie kiedyś, a wieczorem. Nie odpuszczę ci. Szczegóły prześlę ci później. Miłej wizyty u mojego staruszka. Pa - całuje mnie lekko w policzek, a następnie odchodzi w tylko sobie znaną stronę z głośnym śmiechem zadowolenia, że po raz kolejny udało się mu mnie zawstydzić.
Siadam na swoim ulubionym granatowym fotelu, który mieścił się w tym gustownym i niezwykle eleganckim gabinecie doktora Andersena. Czekając, aż łaskawie zwróci na mnie swoją uwagę. Zdążyłam już przywyknąć do jego ekscentrycznych zagrywek i wykazywać się wobec nich nadspodziewaną u mnie cierpliwością. Innego sposobu na niego i tak zresztą nie było.
- Jak się dziś miewasz? - skupia nareszcie się na mnie, odrywając nagle od ekranu komputera.
- Tak samo jak ostatnio. Nic się nie zmieniło - zapatruję się na dyplomy wiszące na ścianie, udzielając szybkiej odpowiedzi.
- Rozumiem. A co ze wspomnieniami. Pojawiły się jakieś nowe? - przenoszę na doktora swój wzrok, prychając lekko pod nosem.
- Oczywiście, że tak. Pamiętam dosłownie wszystko, nie widać? - ironizuję pod wpływem nieoczekiwanej złości, za którą za chwilę strasznie mi wstyd. Nie powinnam była przenosić swoich negatywnych emocji na innych.
- Milutka jak zawsze - szepcze ukradkiem pod nosem.
- Przepraszam, że się uniosłam, ale powoli mam tego dosyć. Dni mijają, a ja nadal stoję w tym samym miejscu - mityguję się.
- Heidi, ostrzegałem cię, że proces odzyskiwania pamięci jest niezwykle żmudny i trudny. Ty i tak wyróżniasz się ponad przeciętnych pacjentów, bo w tak krótkim czasie zaczęły się pojawiać u ciebie jakieś wspomnienia. Mówiłem ci już ostatnio, że to ogromny sukces - doktor Andersen stara się mnie przekonać do swoich racji.
- Pamiętam, ale to strasznie frustrujące. Dlaczego nie mogę przypomnieć sobie czegoś istotnego? Czy ja tak dużo chcę? - pytam głupio, niczym małe uparte dziecko.
- Wiesz, że do tego najczęściej potrzeba jakiegoś bodźca. Często jest to jakieś ulubione miejsce, odpowiednie słowa, niekiedy nawet piosenka. Coś, co ma dla pacjenta duże znaczenie i łączy się bezpośrednio ze wspomnieniem. Poza tym, aby cała pamięć wróciła, najpierw musi powrócić jakieś wyjątkowo silne wydarzenie, które pociągnie za sobą kolejne i całkowicie odblokuje pamięć. To musi być coś, co będzie wprost nasycone emocjami. Widocznie nadal nic cię na takie nie nakierowało - tłumaczy mi powoli i spokojnie, ale to wcale nie napawa mnie większym optymizmem. Nadal nic w tym procesie nie będzie zależało ode mnie, a zostanie zdane jedynie na zwyczajny przypadek losu.
- Do tej pory myślałam, że pracujemy nad moją pamięcią, a nie próbą wyczarowania Patronusa - komentuję jego słowa lekko sarkastycznie.
- Przynajmniej już za to wiemy, w którym domu w Hogwarcie byś była. Ślizgońską naturę masz chyba we krwi - doktor Andersen po raz pierwszy podczas naszych sesji głośno się roześmiewa. To było coś iście spektakularnego.
- Jakby pan zgadł. To od zawsze był mój ulubiony dom - mimowolnie wraca u mnie dobry humor.
- Możemy zacząć naszą właściwą pracę? Czas zaczyna nam uciekać - doktor Andersen w końcu poważnieje i przechodzi do rzeczy.
- W porządku. Jestem gotowa - przygotowuję się mentalnie na kolejny porządny umysłowy wycisk.
Zbliżam się do grupki stworzonej z pięciu osób, z której dochodzi do mnie jak zawsze rozbawiony czymś głos Thomasa. Niezbyt pewnie podchodzę bliżej z zamiarem przywitania, odczuwając dość spore zestresowanie. Nadal brakowało mi pewności siebie w takich momentach, a przede wszystkim bałam się oceny swojej osoby przez innych.
- Heidi, jednak przyszłaś! Doskonała decyzja. Niezmiernie się cieszę - Thomas przytula mnie lekko na przywitanie, dzięki czemu od razu czuję się pewniej. - Poznajcie się. To Tea, Lea, Alex i Emil, a to jest właśnie Heidi, o której wam mówiłem - przedstawia nas sobie po czym od razu zostaję wciągnięta w toczącą się między nimi dyskusję. Co pozwala poczuć się mi nadzwyczaj swobodnie w ich towarzystwie. Musiałam przyznać, że było to wyjątkowo miłym doznaniem.
- Chodźmy do środka. Czas się w końcu trochę wyluzować - zarządza Alex, któremu wtóruje oczywiście Thomas. Następnie przez całą drogę do środka wymieniam się uwagami z Teą, z którą jak na razie złapałam najlepszy kontakt.
Zajmujemy miejsca przy dość dużym stoliku, a ja staram się przyzwyczaić do głośnej i dudniącej muzyki, która zaprowadza dość spory mętlik w mojej głowie. Przez co muszę zużyć ogrom siły na zachowanie koncentracji, jak to bywało ostatnio we wszystkich hałaśliwych miejscach. To była jeszcze jedna pamiątka po urazie głowy, która nadal nie znikła. Emil zbiera od nas zamówienia, wybierając się do baru, przy okazji obdarzając mnie tak przeszywającym spojrzeniem, że w sekundę robi mi się od tego gorąco. Nie umyka to uwadze Thomasa, któremu wyraźnie się to nie podobało.
- Uważaj na niego. To mój przyjaciel, ale i paskudny uwodziciel. Przygody na jedną noc traktuje, jak swoje hobby. Myśli, że może mieć każdą. Trzeba dać mu od razu stanowczego kosza, wtedy się odczepi - szepcze mi na ucho przyjacielskie ostrzeżenie.
- Dziękuję za dobrą radę, ale nawet bez niej nie miałby na co liczyć - nie interesowały mnie żadne bliższe znajomości z kimkolwiek, a już na pewno jednonocne. W obecnym stanie wolałam się trzymać z daleka od jakichkolwiek emocjonalnych komplikacji. Poza tym podświadomie czułam, że miejsce w moim sercu jest przez kogoś wciąż zajęte. Szkoda tylko, że nie potrafiłam przy tym z tobą osobą być.
- Niczego innego nie spodziewałem się usłyszeć, ale ze mną chyba zatańczysz? - spogląda na mnie prosząco.
- Może później, jak zasłużysz. Na razie idź poszukaj szczęścia gdzie indziej - śmieję się z jego zawiedzionej miny.
- Jak sobie chcesz. Obyś tylko później nie żałowała i nie zazdrościła innej mojej wybrance - żartuje, a następnie dołączamy do rozmowy reszty osób.
Sączę powoli swojego wyjątkowo smacznego drinka, który miał być prawdopodobnie jedynym wypitym przeze mnie tego wieczoru, a mój nastrój zaczyna się stopniowo poprawiać. Byłam wdzięczna Thomasowi za to zaproszenie. Taki wieczór odskoczni od rzeczywistości był mi naprawdę niezwykle mocno potrzebny.
- Przepraszam państwa, ale idę poszukać kogoś bardziej rozrywkowego od was nudziarze. Niedługo wracam - Thomas żartobliwie nam salutuje, dołączając do Lei i Alexa, którzy wspólnie przepadli na parkiecie już dawno temu.
- Idę zamówić sobie jeszcze jednego drinka. Wziąć też tobie? - Tea patrzy na mnie z zapytaniem.
- Nie, dziękuję. Ten mi na razie wystarczy - kiwa głową ze zrozumieniem, powoli odchodząc, a ja dopiero wtedy orientuję się, że zostałam z Emilem sama. Przeklinam samą siebie w myślach. Mogłam pójść z Teą.
- W końcu zostaliśmy sami i mamy okazję bliżej się poznać - chłopak siada obok mnie z zadowoleniem. Wyjątkowo szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. - Co powiesz na wspólny taniec? W przeciwieństwie do Thomasa wiem, jak zadbać o dobre samopoczucie i dostarczenie wrażeń takiej ślicznotce, jak ty - przekręcam jedynie oczami z dezaprobatą nad tymi kiepskimi słowami.
- Wybacz, ale raczej nie skorzystam - grzecznie odmawiam, licząc że sobie odpuści.
- Dlaczego? Przecież to tylko taniec. Nie wiem, co za bzdur nagadał ci Thomas, ale w nic mu nie wierz - stara się mnie usilnie przekonać. - Co mam zrobić, abyś się zgodziła? - dotyka lekko mojej dłoni.
- Odpowiedz na jedno łatwe pytanie. Gdzie znajduje się obraz "Oszust z asem karo"? To powinno być dla ciebie proste. W końcu łączy się z kierunkiem twoich studiów - zabieram od niego swoją dłoń, wykorzystując sprawdzony sposób na spławienie jakiegoś nachalnego faceta, choć tym razem wiele ryzykowałam. Emil studiował na wydziale sztuk pięknych, mógł dlatego doskonale znać tę odpowiedź. Miałabym wtedy niemały problem.
- Nigdy nie słyszałem o tym obrazie - oddycham z lekką ulgą. - Ale może uda mi się zgadnąć. Chodzi o Museum of Modern Art? - strzela w jedno z popularniejszych miejsc, co było wyjątkowo mądrym posunięciem z jego strony.
- Pudło. Wygląda na to, że to nie jest twój szczęśliwy dzień - wzruszam lekko ramionami, nieoczekiwanie zaczynając odczuwać raptowny i dość spory ból głowy, który był wyjątkowo niepokojący.
- Trudno. Jakoś to przeboleję - pulsowanie zaczyna narastać, a mój oddech przyspieszać. Czułam, że działo się ze mną coś bardzo złego.
- Idę do łazienki - podnoszę się, a w głowie zaczyna mi mocno wirować. Za to ból stawał się niemal nie do wytrzymania. Przed oczami natomiast miałam jedynie wygląd wspomnianego przed chwilą obrazu, który wydawał mi się z jakiegoś powodu niezwykle istotny. Lekko się zataczając z całkowicie nieodgadnionych przyczyn, wchodzę do na całe szczęście pustej łazienki. Zaczynając się bać, że mój raptownie pogarszający się stan, to wynik jakichś powikłań po wypadku. Syczę cicho z bólu, łapiąc się za głowę, mając wrażenie, że za chwilę coś rozsadzi moją czaszkę od środka, a następnie mój wyjątkowo zdradliwy umysł, zabiera mnie w gwałtowną wycieczkę w przeszłość. Szokując tym do tego stopnia, że prawie tracę oddech, gdy przed oczami zaczyna majaczyć mi jedno z najszczęśliwszych wspomnień w moim życiu.
- Inge zgodziła się chyba porozmawiać z Michelem, bo razem wychodzą. To dobry znak. Oby tylko tego czymś znowu nie spaprał, bo go zabiję - głos siedzącego naprzeciw bruneta przywołuje mnie do rzeczywistości. Dopiero wtedy na powrót przypominam sobie w ogóle o jego obecności. On i chyba jego przyjaciel tworzyli dzisiaj naprawdę komiczny duet. Nie rozumiałam jedynie, jakim cudem chodziło tutaj o ratowanie związku jednego z nich z Inge. Wiedziałam, że dziewczyna przechodziła ostatnio nie najlepszy okres, ale czyżby rzeczywiście miało to związek z zawodem miłosnym? Do tej pory sądziłam, że Inge raczej w sporej większości popiera moje poglądy i również nie jest przekonana do całej tej miłosnej otoczki oraz nie zawraca sobie nią zbytnio głowy.
- Tę dwójkę naprawdę coś ze sobą łączyło? - nie dowierzam. Na pierwszy rzut oka to wydawało się czymś nierealnym. Oni byli całkowicie od siebie różni, ale już dawno zostało udowodnione, że byłam kompletną ignorantką, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Najlepszym dowodem był choćby związek organizatorów tego wesela. Do tej pory pamiętam jaki dysonans poznawczy przeżyłam, gdy spotkałam w końcu Halvora, którego za nic nie wskazałabym wcześniej na tego, za którym to właśnie akurat Sophie nie widziała świata, gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy. Dopiero z czasem zrozumiałam, że ich odmienne charaktery wcale nie były wadą, a sporą zaletą ich związku.
- Oczywiście. Są w sobie na zabój zakochani, ale przy tym tak głupio uparci, że wszystko skomplikowali do niewyobrażalnych rozmiarów. Przez to musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i nareszcie doprowadzić do ich spotkania - przejęcie w głosie sugerowało, że był wyjątkowo mocno zaangażowany w tę sprawę. - Oni muszą się ze sobą pogodzić. Dość jednak tego analizowania. Masz może ochotę zatańczyć? Muszę się czymś zająć, a ty wyglądasz na znudzoną. Umilmy więc sobie ten czas nawzajem - wystosowuje w moją stronę śmiałą propozycję, którą zbywam głośnym i ironicznym prychnięciem.
- Zapomnij - odpowiadam z niezachwianą pewnością, patrząc mu prosto w oczy. Następnie wracam do grania w jakąś nudną grę na swoim telefonie. Mając nadzieję, że skutecznie go tym zniechęcę do dalszej rozmowy ze mną. Nie znosiłam pogawędek o niczym z nieznajomymi osobami. To była dla mnie zupełna strata czasu.
- Dlaczego nie? Przecież na weselach głównie się tańczy i bawi. Po co innego miałabyś tu być? - nie odpuszcza, co wprawia mnie w lekką irytację. Czemu to właśnie ja musiałam dzielić z nim ten stolik? Przecież ten typek był najgorszą gadułą pod słońcem. Jak ktokolwiek był z nim w stanie wytrzymać na co dzień? To musiał być jakiś koszmar.
- Może po to, aby tacy jak ty mieli zagadkę do rozwiązania? Albo być może jestem tu za karę? Jest tysiące możliwych rozwiązań. Nie znasz mnie i lepiej nawet nie próbuj poznawać. To ci się nie opłaci - ostrzegam go, posyłając mu kpiący uśmieszek. To jednak ani trochę go nie zraża. Widocznie lubił igrać z ogniem.
- Nie daj się prosić, Heidi. Zapewniam, że w miarę znośnie potrafię tańczyć i na pewno cię nie podepczę - wypowiada moje imię z zadziwiającą miękkością i sympatią w głosie. Uśmiech również nadal nie schodził mu z twarzy. Z tym człowiek zdecydowanie było coś nie tak. - Powinnaś też wiedzieć, że nie odpuszczam tak łatwo i uparcie dążę do celu. Tak łatwo mnie do siebie nie zrazisz.
- Czyżby? Zaraz się przekonamy. Zatańczę z tobą, ale pod jednym malutkim warunkiem, Stefanie - celowo akcentuję jego imię przesłodzonym głosem. - Powiesz mi, w którym muzeum na świecie znajduje się obraz "Oszust z asem karo", zgoda? - uciekam się do stosowanej od lat niezawodnej zagrywki na zbycie nachalnych natrętów, którzy czegoś ode mnie chcieli. Jeszcze żaden spotkany na mojej drodze, nie znał poprawnej odpowiedzi. Najczęściej nie wiedzieli nawet, o co mi chodzi, uznając za jakąś nienormalną i odpuszczali. Dzięki temu uniknęłam kilku niepożądanych zaproszeń na pseudo randkę, czy wspólnej zabawy podczas jakichś imprez, na których jeszcze do niedawna bywałam dość często. W tym przypadku nie mogło być inaczej. Byłam pewna, że Stefan za nic nie odgadnie rezydencji jednego z moich ulubionych, ale niezbyt popularnych obrazów, które nie były akurat autorstwa Salvadora Dali i da mi nareszcie święty spokój.
- Tego akurat się nie spodziewałem. Nigdy bym nie przypuszczał, że lubujesz się akurat w sztuce. Jesteś niezwykle intrygującą zagadką, ale to mi się podoba - marszczę lekko brwi, bo on nadal wcale nie wyglądał na pogodzonego z przegraną w stworzonej przez mnie tak nagle grze.
- Wiele razy już słyszałam, że lubię zaskakiwać. Za to ty powinieneś iść poszukać jakiejś innej towarzyszki do tańca, bo tym razem nie osiągniesz swojego założonego celu. Nie martw się jednak porażki zdarzają się każdemu. Miłej reszty wesela - odpowiadam mu lekko triumfalnie. Ciesząc, że mam go z głowy. Za moment będę mogła znowu oddać się samotnemu złorzeczeniu na swoje marne życie.
- Chwila, nie wyprzedzajmy tak szybko faktów. Wcale nie powiedziałem, że nie znam odpowiedzi, bo tak się składa, że wiem, gdzie ten obraz się znajduje. To Luwr, mam rację? - przechyla lekko głowę z udawanym zastanowieniem, a mi wprost odbiera mowę. Jakim cudem odgadł, że chodziło właśnie o to miejsce! To było przecież niemożliwe! Miałam wrażenie, że to jakiś kiepski sen, z którego zaraz się obudzę.
- Skąd...? - urywam, kręcąc z niedowierzaniem głową, będąc zwyczajnie w szoku.
- Miałem po prostu spore szczęście. Tak się składa, że mój dziadek pracował kiedyś przez krótki czas w Luwrze, a ten obraz należał do jednych z ulubionych mojej babci. Nie jestem fanem sztuki, czy częstym gościem muzeów, ale setki razy słyszałem od dziadka anegdotki właśnie o Luwrze, a zwłaszcza o tym konkretnym obrazie. To chyba jakieś przeznaczenie, że wybrałaś akurat ten. Widocznie los chce, abyśmy razem zatańczyli - śmieje się ukradkiem z mojej miny, a ja nadal nie mogę pogodzić się z doznaną porażką. Czemu musiałam mieć dzisiaj takiego pecha? Czy sama obecność tu nie była już wystarczająca?
- W porządku. Wygrałeś, więc miejmy to już za sobą. Jeden taniec i na nic więcej nie licz - wstaję z zamiarem udania się honorowo na parkiet, ciesząc że grany był akurat dość szybki utwór. Przynajmniej nie była to jakaś romantyczna ballada. Wolny taniec byłby dla mnie wprost nie do zniesienia.
- Nie tak szybko. Wygrałem, dlatego to ja wybiorę, do czego zatańczymy i kiedy. Na razie może po prostu się lepiej poznamy? Tak byłoby najlepiej. Poza tym jestem niezmiernie ciekawy, co takiego jeszcze w sobie kryjesz - obdarzam go morderczym spojrzeniem. W co on sobie ze mną pogrywał?
- Raczej nie jestem zainteresowana - krzyżuję swoje ramiona od nowa zajmując miejsce na krześle.
- Straszny uparciuch z ciebie, wiesz? - dogryza mi.
- Za to ty jesteś okropnie namolny - nie pozostaję mu dłużna.
- To jak będzie? Zagramy w dziesięć pytań? Ładnie cię proszę - zupełnie ignoruje mój przytyk. Wracając do swojej wcześniejszej propozycji. Przez co zaczynam się szczerze śmiać z tego wszystkiego, czym zaskakuję nawet samą siebie. - O wiele lepiej. Z uśmiechem zdecydowanie ci do twarzy - niespodziewanie komplementuje moją osobę, co mocno mnie deprymuje. Nie przywykłam do otrzymywania miłych komentarzy na swój temat.
- Za to tobie przydałaby się, choćby minutowa przerwa od niego, a może dostałeś już szczękościsku i to dlatego ciągle masz ten uśmiech przyklejony do twarzy? - tym razem to Stefan wybucha głośnym śmiechem, a ja niewiele później do niego dołączam. Przynajmniej kiepskie poczucie humoru mieliśmy do siebie podobne.
- Jak masz na drugie imię? - pyta niespodziewanie po krótkim momencie ciszy między nami, co wprawia mnie w spore zdziwienie.
- Serio? To jest twoje pierwsze pytanie? Co ta wiedza ma do wzajemnego poznawania się i dlaczego tak w ogóle to ty pierwszy zadajesz pytanie? - buntuję się. Wolałam, aby to on poszedł na pierwszy ogień. Tak byłoby mi łatwiej.
- Zadaję jako pierwszy, bo to ja wpadłem na pomysł, abyśmy w nie zagrali. Poza tym znajomość drugiego imienia jest bardzo ważna. Nie wiedziałaś o tym? - mruga do mnie żartobliwie.
- Jesteś nienormalny i nie mam drugiego imienia. Zmarnowałeś jedynie pytanie - śmieję się cicho z niego. - Za to mnie ciekawi, jak twoi bliscy radzą sobie z takim upierdliwcem, jak ty? To w ogóle możliwe? - staram się zachować powagę, gdy gromi mnie wzrokiem. Może ta noc jednak nie będzie taka zła? Jakimś cudem towarzystwo Stefana z każdą minutą okazywało się coraz przyjemniejsze, co jeszcze pół godziny temu byłoby dla mnie czymś nie do pomyślenia. Czasami miło się było jednak tak bardzo czymś zaskoczyć.
Szybko zapominam jednak o piosence, która od tego dnia zostaje zresztą na stałe dodana do mojej playlisty i wszystkim innym w momencie, gdy nasze spojrzenia spotykają się w tym powolnym i pełnym bliskości tańcu, a ja po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę atrakcyjna w czyichś oczach. To było tak nowe i zniewalające uczucie, że niemal zapierało mi dech. Nie miałam bladego pojęcia, co się ze mną działo i jak to powstrzymać. Najgorsze jednak było, że mimo wewnętrznych ostrzeżeń chciałam w to brnąć dalej i przekonać się, do czego nas ostatecznie doprowadzi, choć miałam przy tym pełną świadomość, że coś takiego nigdy nie powinno mieć między nami miejsca i nie skończy się niczym dobrym. Oczywiście wbrew mojej wcześniejszej obietnicy nie poprzestało na tym jednym wspólnym tańcu, a było ich znacznie więcej. W kilkanaście minut ten wieczór z koszmarnego zamienił się w jeden z najlepszych w moim życiu.
Kolejne tak ważne dla mnie zdarzenie dobiega końca, a następnie czuję, że wspomnienia jedno po drugim niczym tsunami zalewają moją głowę. Kilkusekundowe migawki zapomnianych zdarzeń przelatują mi przed oczami w formie jak gdyby filmu, wracając na odpowiednie miejsca w pamięci wraz z towarzyszącymi im uczuciami i osobami, które je tworzyły. Cały ten proces niemal zwala mnie z nóg. Byłam pewna, że za chwilę albo zemdleję, albo eksploduje mi głowa od nadmiaru nieustannie otrzymywanych informacji. To była istna męczarnia. Mimo to biorę głęboki oddech, starając się przetrwać najgorsze. Musiałam przez to przejść, bo nagroda była zbyt cenna, aby ją stracić. Byłam już tak blisko, że w żadnym razie nie mogłam się teraz poddać. Jakimś cudem amnezja całkowicie u mnie ustępowała, a moje największe marzenie ostatnich miesięcy, stawało się faktem.
Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie udaje mi się odzyskać ostrość widzenia i znów stanąć pewnie na nogach. Mimo ogólnego wyczerpania wykorzystuję ten moment poprawy swojego stanu, podchodząc do umywalki, wpatrując w wyjątkowo marnie wyglądające odbicie w lustrze. Mając nieodparte wrażenie, że jakaś zagubiona część mojej osobowości wróciła po długim czasie na swoje miejsce. To jednak wcale nie było najprzyjemniejsze uczucie. Czułam się obco w swoim własnym ciele, a zalewające mnie raz po raz uczucia były niemal przerażające. Byłam całkowicie rozchwiana emocjonalnie. Nie radziłam sobie z taką kumulacją głęboko ukrytych przez wiele długich tygodni odczuć. Radość mieszała się ze smutkiem. Szczęście z tęsknotą. Euforia z przygnębieniem. Najgorszy był jednak ten olbrzymi strach, gdy dociera do mnie z całą mocą, co takiego na własne życzenie straciłam. Kilka łez mimowolnie natychmiast zaczyna spływać po moich policzkach, gdy dochodzę do swojego ostatniego zapomnianego wspomnienia. Tej tak bardzo niepotrzebnej kłótni ze Stefanem i szarpaniny z Leo, która zniszczyła wszystko. Wściekłość i poczucie niesprawiedliwości zaczyna we mnie niemal wrzeć, gdy przypominam sobie moment upadku. Przeklęty Leo! Jednym pełnym nienawiści ruchem zrujnował całe moje życie. W dodatku nie ponosząc za to do tej pory najmniejszej kary.
- Stefan...- wypowiadam cichym szeptem to najważniejsze dla mnie imię, dokładnie pamiętając już każdy szczegół z nim związany. Niczego bardziej nie pragnęłam niż tego, aby był teraz przy mnie i pomógł poradzić z tak gwałtownym odzyskaniem pamięci. Tęsknota za nim była niemal nie do zniesienia. - Co ja najlepszego narobiłam? - zaczynam głośno płakać na wspomnienie tego, jak zdruzgotany był w tamtym momencie, gdy na dobre opuszczał moją szpitalną salę.
Gdy uspokajam się na tyle, że jestem w stanie, choć trochę skupić się na rzeczywistości. Cała się trzęsąc, w pośpiechu opuszczam łazienkę, zmierzając do wyjścia z klubu wprost na wyjątkowo chłodną noc. Drżącymi dłońmi dzwonię po taksówkę, a następnie wysyłam Thomasowi krótką wiadomość, aby się nie martwił. Nie wdając przy tym w żadne większe szczegóły. Walczę sama ze sobą, błagając w myślach o jak najszybsze znalezienie się w bezpiecznych ścianach zamieszkiwanego przez mnie mieszkania.
W ciepłym wnętrzu pojazdu staram się nieudolnie wziąć w garść. Wybieram w telefonie doskonale mi już znany numer przyjaciółki, mając nadzieję, że mimo późnej pory odbierze.
- Heidi, coś się stało? - ulga, jakiej doświadczam po usłyszeniu jej zaspanego głosu po kilku niezmiernie długich sygnałach, jest wprost nie do opisania.
- Sophie, mogłabyś do mnie teraz przyjechać, proszę. Potrzebuję cię - mówię wykończona. Czułam się jak kiepski komputer, któremu wgrano zbyt wielką ilość plików na raz i za nic nie potrafi sobie z nią poradzić.
- Zaraz będę - słyszę tylko, zanim się rozłącza. To była właśnie cała Sophie, jaką na nowo pamiętałam.
Niemal biegnę do drzwi, gdy po trwającym całą wieczność oczekiwaniu, słyszę upragnione pukanie. Stając twarzą w twarz z Sophie na nowo się rozpłakuję. To było silniejsze od wszystkiego innego.
- Heidi, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? - przytula mnie mocno do siebie, a ja wtulam się w nią z całej siły, głośno szlochając. Nie radząc sobie sama ze sobą. - Ktoś cię skrzywdził? - dopytuje poważnie zmartwiona, na co kręcę jedynie głową.
- Sophie, ja pamiętam - wyszeptuję przez ściśnięte od płaczu gardło.
- Co takiego? Przypomniałaś sobie coś przykrego albo krzywdzącego? - odsuwa się lekko ode mnie, wpatrując z uwagą w moją twarz. - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, a ja zawsze spróbuję pomóc.
- Wiem o tym, bo przecież setki razy tak już bywało i nigdy mnie nie zawiodłaś. Chodzi mi o to, że pamiętam wszystko. Trochę ponad godzinę temu odzyskałam, jak mi się wydaję całą pamięć - tłumaczę dziewczynie, wprawiając ją w niemały szok. Za nic nie spodziewała się tego usłyszeć.
- Naprawdę? - nie dowierza. - Przecież to wspaniała wiadomość! Tak długo wszyscy na to czekaliśmy - radość wprost z niej emanowała w przeciwieństwie do mnie.
- Również myślałam, że będę skakać pod sufit ze szczęścia, gdy w końcu ta chwila nadejdzie, ale wcale tak nie jest - kolejna porcja łez wypływa z moich oczu. - Czuję się taka pogubiona i zdezorientowana. W dodatku, gdy uświadomię sobie, ile straciłam... to wprost nie do zniesienia - zwierzam się jej, ufając bezgranicznie, jak dawniej.
- Heidi, to nic dziwnego, że tak się czujesz. Każdy na twoim miejscu byłby zagubiony i oszołomiony. Masz do tego pełne prawo. Potrzebujesz kilku dni, aby to sobie od nowa poukładać i oswoić z powrotem tak wielu wspomnień. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - stara się mnie pocieszyć.
- Wcale nie, bo na pewno nie odzyskam już najważniejszego - ocieram łzy, siadając bezsilnie na łóżku.
- Chodzi o Stefana? - Sophie dołącza do mnie, trafiając idealnie w sedno.
- To jak go potraktowałam, jest niewybaczalne. Nie usprawiedliwia mnie nawet amnezja - co ja sobie najlepszego myślałam, kiedy definitywnie kończyłam naszą relację. Mogłam to przecież rozwiązać na tyle innych sposobów.
- To nieprawda. W tamtym momencie nie było właściwie innego rozwiązania dla was. Każdy o tym wiedział - nie zgadzałam się z jej zdaniem.
- Było. Rozstaliśmy się, ale nie musiałam całkowicie zrywać z nim kontaktu. Przecież mnie prosił. To był dla niego na pewno cios nie do zniesienia i to po tym, ile dla mnie zrobił. Michael miał rację, że nigdy sobie tego nie wybaczę, gdy odzyskam pamięć. Dlaczego go nie posłuchałam? - kręcę z rezygnacją głową, pomstując nad własną głupotą.
- Heidi, spokojnie. To wciąż można bardzo łatwo naprawić. Teraz już nic nie stoi temu na przeszkodzie, abyście do siebie wrócili - nie rozumiałam, dlaczego dla niej było to takie łatwe.
- Sophie, jak ty to sobie wyobrażasz? Mam zapukać do jego drzwi jak gdyby nigdy nic i powiedzieć: Cześć, odzyskałam pamięć. Będziemy znowu razem? To byłby szczyt bezczelności z mojej strony - wiedziałam, że nigdy nie zasługiwałam na życie u boku Stefana, ale ostatnie wydarzenia jeszcze mocniej to uwypukliły. Powinnam raz na zawsze zostawić go w spokoju, ale szczerze wątpiłam, czy będę potrafiła tego dokonać. - Tylko ja mogłam skrzywdzić w tak paskudny sposób kochaną przez siebie osobę. Z dnia na dzień pozbyłam się go, jakby nigdy nic dla mnie nie znaczył, mimo że przez cały czas czułam, że wcale tak nie jest.
- On rozumiał, dlaczego to zrobiłaś i zaakceptował. Jestem też pewna, że na nic nie czeka bardziej, jak na twój powrót. Musicie tylko otwarcie i szczerze ze sobą porozmawiać. Przecież się kochacie, a to najważniejsze - za wszelką cenę stara się przedstawić beznadziejną dla mnie sytuację z pozytywnej strony.
- A może Stefan już wcale mnie nie kocha i dał sobie ze mną święty spokój? Powinien to zrobić. Należałaby mi się taka nauczka - tego obawiałam się najbardziej. Otrzymania wiadomości, że nie chce mieć ze mną więcej niczego wspólnego albo co gorsza, że znalazł sobie kogoś, kto na niego w pełni zasługuje. Miał do tego pełne prawo, sama mu to przecież powiedziałam podczas naszej ostatniej rozmowy.
- Na pewno tak nie jest - Sophie natychmiast zaprzecza, ale cień niepewności na sekundę gości w jej oczach. To mi wystarcza.
- Wiesz coś więcej na ten temat, prawda? Jest coś, czego mi wszyscy nie mówicie - byłam o tym przekonana.
- To nic takiego. Po prostu po powrocie do Austrii Stefan nadal mieszkał z Eileen - na samo wspomnienie imienia dziewczyny, zaczynam odczuwać paskudny przypływ zazdrości. To w końcu ona doprowadziła do masy nieporozumień między nami. - Jestem pewna, że to nic i tak nie zmienia w kwestii dotyczącej was. Na razie jednak powinnaś odpocząć i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Wrócimy do tego tematu najwcześniej jutro, dobrze? Tego wszystkiego na raz jest stanowczo za dużo. Nie możesz aż tak nadwyrężać swojego umysłu - zgadzałam się z Sophie w tej kwestii, dlatego odpuszczam.
- W porządku, ale jutro rano opowiesz mi o wszystkim, co działo się na przestrzeni ostatnich tygodni, a w co nie byłam wtajemniczona.
- Mogłabym cię o coś prosić? - pytam, gdy za jej namową kładę się do łóżka.
- Jasne, o co chodzi? - czeka, aż zacznę mówić, podając mi kubek z moją ulubioną gorącą herbatą.
- Chciałabym, abyś na razie nikomu nie mówiła, że wszystko sobie przypomniałam. Potrzebuję kilku spokojnych dni na oswojenie się z tym i poukładanie wszystkiego w głowie - spuszczam zawstydzona wzrok. Powinnam to w końcu zrobić od razu. Należało się to tym wszystkim osobom, które każdego dnia mnie wspierały.
- To twoja decyzja, kiedy zechcesz im powiedzieć. Obiecuję, że do tego czasu, będę milczeć jak grób - posyła mi porozumiewawczy uśmiech.
- Dziękuję. Chciałabym też, abyś ze mną dzisiaj została. Mogłabyś? - za nic nie byłabym w stanie być tej nocy sama.
- Oczywiście, że zostanę. Zrobiłabym to nawet gdybyś nie chciała - byłam jej niezmiernie wdzięczna. - Tak bardzo się cieszę, że znowu wszystko pamiętasz. Strasznie tęskniłam za twoją pełną wersją.
- Ja też. Dopiero teraz mam wrażenie, że znowu powoli zaczynam być w pełni sobą - z każdą minutą czułam się coraz lepiej, a blokująca mnie pustka zaczynała na dobre znikać. Miałam nadzieję, że od tego momentu będzie tylko lepiej i jakoś poradzę sobie ze wszystkimi nadal czekającymi na mnie przeszkodami, prowadzącymi do pełni szczęścia. Pamięć już odzyskałam, nadchodził więc czas na odzyskanie dawnego życia, które tak bardzo pokochałam przed jego gwałtowną utratą.
- Powiesz mi w końcu, co się stało? - zaczynam naszą rozmowę jako pierwszy. Wiedząc, że Michael zwlekałby jeszcze z tym nie wiadomo ile.
- Dlaczego uważasz, że od razu coś się stało? Nie mogłem wpaść tak po prostu, aby spędzić z tobą trochę czasu? - udaje głupiego.
- Za dobrze cię znam, aby w to uwierzyć. Ta mina, którą teraz masz nigdy nie zwiastuje niczego dobrego - nie miałem złudzeń. Za chwilę pewnie dowiem się czegoś, co zrujnuje mój pozorny spokój.
- Dobrze, niech ci już będzie. Heidi dzisiaj dzwoniła. Przylatuje w przyszłą niedzielę, a od poniedziałku rozpoczyna egzaminy - wstrzymuję na chwilę oddech. Świadomość, że Norweżka będzie znowu w Salzburgu wydawała się tak nierealna, że ciężko było mi w to uwierzyć.
- Sama? Czy może ze swoim nowym adoratorem? - ironia wprost wylewa się z mojego ostatniego słowa. Za nic nie umiałem nadal opanować swojej zazdrości.
- Oczywiście, że sama. Stefan, mówiłem ci już tyle razy, że to tylko zwyczajny znajomy. Nic ich ze sobą nie łączy - Michael jak zawsze powtarza jedno i to samo.
- Dlatego próbowaliście ukryć przede mną jego istnienie? - nadal miałem to za złe przyjaciołom. Gdybym wtedy przypadkiem się o nim nie dowiedział, wciąż żyłbym w błogiej nieświadomości.
- Chcieliśmy to zrobić, aby uniknąć właśnie takiej reakcji z twojej strony. Dlaczego do ciebie nie dociera, to co mówię? - mój przyjaciel wydawał się zmęczony ciągnięciem w kółko tego tematu.
- Ponieważ znam Heidi. Ona nigdy nie dopuściłaby do siebie kogoś, kto nic by dla niej nie znaczył. Jestem pewien, że prędzej czy później coś poważniejszego z tego wyniknie - starałem się odpychać od siebie takie myśli, ale były one po prostu silniejsze.
- Mylisz się. Najlepiej zresztą będzie, jak spotkasz się z Heidi i usłyszysz to od niej. Nie sądzisz, że jej przyjazd, to doskonała okazja, abyście na nowo zaczęli budować swoją relację? - wpada na iście genialny pomysł.
- Michi, nic z tego, bo nie będzie mnie wtedy w mieście. W przyszłą sobotę wybieram się z dziadkiem na kilkudniową wyprawę w góry. Już od dawna to wspólnie planowaliśmy - zdradzam mu swoje plany, które niemal go szokują.
- Czy ty zwariowałeś? Dlaczego marnujesz taką niepowtarzalną szansę i po prostu uciekasz? - zupełnie nie rozumie mojej decyzji. - Poddawanie się bez walki jest zupełnie nie w twoim stylu.
- Nie uciekam, a jedynie ułatwiam Heidi i sobie jej pobyt tutaj. Ona na pewno nie chciałaby się ze mną spotykać, a ja wiem, że gdybym tu wtedy został, nie powstrzymałbym się przed zobaczeniem z nią. Nie chcę jej dodawać niepotrzebnego stresu. Przez te egzaminy i tak będzie pewnie kłębkiem nerwów. Obiecałem, że nie będę wywierać na nią żadnego wpływu i słowa dotrzymam. Jeśli mamy mieć ze sobą jakąkolwiek relację, to inicjatywa musi wyjść od niej. Ja na pewno nie będę do niczego jej zmuszał - to było najlepsze rozwiązanie w naszej sprawie. Z drugiej strony byłem wprost przekonany, że dziewczyna na pewno nie wykaże w najbliższej przyszłości ochoty na jakąkolwiek znajomość ze mną. Po co miałaby tego chcieć, skoro przestałem dla niej cokolwiek znaczyć.
- Popełniasz błąd. Stefan, przemyśl to sobie jeszcze raz dokładnie. Zastanów się, bo kiedyś będziesz tego gorzko żałował - Michael nie odpuszcza. Czasami był nad wyraz upierdliwy.
- Ja już wszystko sobie przemyślałem. Decyzja zapadła i na pewno jej nie zmienię - byłem nieugięty. Uważając, że tak będzie dla nas po prostu lepiej. Kolejnego rozczarowania zwyczajnie bym nie zniósł.