wtorek, 4 sierpnia 2020

Rozdział 17


09.01.2021



Za pomocą lokówki zręcznie zakręcam ostatnie kosmyki swoich długich włosów w delikatne fale. Uznając, że nie wyglądają wcale najgorzej, a co więcej, że posiadają nawet lekką nutę elegancji, o której osiągnięcie od samego początku mi właśnie chodziło. Przy okazji po raz kolejny obiecuję sobie, że znajdę w końcu czas na wizytę u jakiegoś fryzjera i porządną metamorfozę długości swoich włosów, co zresztą już dawno powinnam była zrobić, bo były stanowczo za długie i przyprawiały mnie codziennie rano o sporą dozę irytacji i niewiedzy, co z nimi zrobić, aby zanadto mi nie przeszkadzały w codziennych czynnościach, a równocześnie jako tako się przy tym prezentowały. Następnie wpatruję się dosyć niepewnie i ze sporą dozą krytycyzmu w swoje odbicie w łazienkowym lusterku, zastanawiając czy rzeczywiście mój starannie wykonywany przez długie minuty makijaż wygląda dostatecznie dobrze, a przede wszystkim odpowiednio na dzisiejszy wielkimi krokami nadchodzący wieczór, który wciąż stanowił dla mnie sporą zagadkę.


Gdybym tylko wiedziała, że dla Stefana szczegóły naszego spotkania, a raczej randki, jak to uwielbiał podkreślać na każdym możliwym kroku, którymi zgodnie z obietnicą miał się ze mną podzielić, będą dotyczyć jedynie godziny i niczego poza tym, to na pewno tak łatwo bym się na to wszystko nie zgodziła. Tymczasem teraz czekał na mnie wieczór pełen nieznanego i zapewne wielu zaskakujących niespodzianek. Przez co moje zdenerwowanie z każdą minutą tylko przybierało na sile, co doskonale zdradzał, choćby mój niepewny wyraz twarzy.


Podczas ostatnich minionych dni, które minęły mi wprost w mgnieniu oka, starałam się jak najmniej myśleć o naszej randce i całym tym nieoczekiwanym galimatiasie oraz zamieszaniu, które pojawiły się w naszej relacji ze Stefanem. Skupiałam się więc wyłącznie na pracy w kawiarni, a wolny czas przeznaczałam na długie rozmowy z Inge oraz spotkania z Louisą, czy też na powolne kompletowanie notatek, które miały się mi niezwykle mocno przydać do nadchodzących wielkimi krokami egzaminów podczas sesji zimowej, co też zaczynało powoli mi spędzać niestety sen z powiek. Strasznie obawiałam się, że przez spore natężenie obowiązków i zaprzątanie sobie myśli kwestiami osobistymi, coś zawalę i zawiodę pokładane we mnie nadzieje. Rozczarowując najbardziej w ten sposób samą siebie.


Doskonale wiedząc, że nie zostało mi już zbyt wiele czasu do pojawienia się Stefana. Otrząsam się z tych niezbyt optymistycznych rozmyślań. Opuszczam łazienkę, wracając do swojego pokoju, który miałam wrażenie, że przypominał krajobraz, jak po przejściu jakiegoś porządnego tornado. Porozrzucane ubrania znajdowały się dosłownie w każdym możliwym miejscu, a ja mimo to nadal się wahałam, co powinnam ostatecznie włożyć na to wiekopomne wydarzenie, jakim była pierwsza oficjalna randka w moim życiu. Dlatego też na łóżku leżały obok siebie ta słynna sukienka, której zakup wymusiła na mnie Katinka oraz drugi komplet całkowicie się od niej różniący, składający się ze zwykłych spodni i swetra, w których czułam się najlepiej i najswobodniej. Niezdecydowana błądziłam dlatego wzrokiem po obydwu strojach, coraz bardziej skłaniając się jednak ku swojemu standardowemu wyglądowi. To w końcu nie była właściwie taka prawdziwa randka, skoro z góry zakładałam, że powinniśmy zostać ze Stefanem wyłącznie przy przyjaźni. Nie chciałam się znacząco angażować w ten wieczór, aby nie robić sobie ani Stefanowi złudnej nadziei, że coś z tego może się kiedykolwiek udać, a to oznaczało, że cukierkowa sukienka zdecydowanie mogła sobie jeszcze poczekać na swoją kolej.


- Nie, nie i jeszcze raz nie. Zapomnij, Heidi, że pozwolimy ci wyjść w czymś innym niż w tej sukience. Ona jest wprost idealna dla ciebie, a w dodatku wyglądasz w niej prześlicznie - Inge i Louisa która, gdy tylko dowiedziała się, że czekają mnie dzisiaj przygotowania do randki, stwierdziła, że nie może sobie odpusić czegoś tak niespotykanego w moim wykonaniu. Nie czekając na żadne zaproszenie z mojej strony, wchodzą do pokoju, patrząc na mnie spojrzeniami niedopuszczającymi przypadkiem żadnego sprzeciwu.
- Dajcie spokój. Dobrze wiecie, że nie czuję się za dobrze w sukienkach, a już zwłaszcza takich. To nie jest zupełnie w moim stylu - staram się wybić im ten w ich mniemaniu genialny pomysł z głowy. - Poza tym to tylko zwykłe wyjście ze Stefanem, którego na pewno nie interesują moje ubrania - wzruszam ramionami na pokaz, bagatelizując całą tę niepotrzebną otoczkę zbliżających się godzin, choć w środku stresowałam się niemal jak przed najważniejszymi decyzjami w moim życiu.
- Chyba sobie żartujesz. To wasza pierwsza randka i ma być w każdym calu wspaniała, bo na pewno zapamiętacie ją na zawsze. Nie chcę też więcej słyszeć, że będzie ostatnią, bo gwarantuję ci, że na pewno się tak nie stanie. Wspomnisz jeszcze niedługo moje słowa. Dlatego szybko włóż tę sukienkę i to bez żadnej dyskusji. Już i tak jesteś przegłosowana. Katinka i Sophie również podzielają nasze zdanie, a ja mam idealne buty, które będą doskonale do niej pasować. Zmykaj z powrotem do łazienki. Nie zostało ci już dużo czasu - Inge włącza swój autorytarny ton, którego wszyscy zdecydowanie woleliśmy unikać, a Louisa jej tylko w tym wtóruje. Widocznie znęcanie się nade mną sprawiało im dzisiaj mnóstwo frajdy.
- Czy jest na tym świecie ktoś, kto jeszcze nie wie o tej randce? W ciągu ostatniego tygodnia wtajemniczyłyście chyba wszystkich - marudzę, biorąc jednak posłusznie do ręki sukienkę. Opór i tak był daremny w starciu z tak zdeterminowaną Inge.
- Znalazło by się może parę osób, ale pewnie niewiele - Louisa wzrusza obojętnie ramionami, uśmiechając się do mnie z pełnym zadowoleniem. - Katinka i tak nie może sobie wydarować, że wraca dopiero jutro i ominie ją coś takiego. Ty i randka? Przecież to niczym, jak zaćmienie słońca albo przelot komety Halleya - gromię ją tylko wzrokiem, będąc w duchu wdzięczna za nieobecność Węgierki. Do kompletu tych szalonych modowych trendsetterek tylko jej by mi tu brakowało. Wtedy na pewno świeciłabym się jak choinka na Boże Narodzenie. One już by mnie wystroiły, nie okazując przy tym nawet grama litości.


Spoglądam ze sporą dozą niezadowolenia na swoją sylwetkę okrytą tą landrynkową sukienką, starając się ją nieustannie pociągnąć zdecydowanie w dół. Uważając, że jest stanowczo za krótka i jeszcze ten rzucający się w oczy kolor. W dodatku jej fason był tak kompletnie w nie moim stylu, że czułam się niczym przebrana jak na jakieś Halloween. To zdecydowanie był fatalny pomysł z założeniem akurat tego ubrania.
- Zadowolone? - pytam swoje drogie przyjaciółki, gdy tylko opuszczam bezpieczne pomieszczenie łazienki. Zwyczajnie nie mogąc się w nim dłużej ukrywać. To i tak nic by nie dało.
- Bardzo. Wyglądasz wspaniale i strasznie uroczo - Inge kiwa z aprobatą głową. W pełni usatysfakcjonowana.
- Jakby ktoś stworzył ją idealnie dla ciebie - Louisa obdarza mnie następnym komplementem. Ja jednak wcale nie podzielałam jej zachwytów nad swoją osobą.
- Heidi...? Wyglądasz tak inaczej niż na co dzień. Ale jest bardzo ładnie, naprawdę - nawet Michael postanowił się pofatygować do nas z salonu, gdzie do tej pory w świętym spokoju oglądał sobie telewizję. Niczym się zupełnie nie przejmując. Czego ogromie mu zazdrościłam. W przeciwieństwie do niego czułam się przez ostatnie minuty niczym jak na wybiegu w zoo albo w jakimś innym cyrku.


Głośny dzwonek do drzwi mieszkania na całe szczęście przerywa paplaninę dziewczyn, które były o wiele bardziej podekscytowane tym wszystkim niż ja. Oddycham dlatego z olbrzymią ulgą, że czas ich porad na temat randek i tego, co powinno się na nich robić, dobiega nareszcie końca. Głowa od tego mi już niemal pękała.


- Pójdę otworzyć, to pewnie Stefan - udaję się w stronę drzwi, zanim ktoś inny wpadnie na ten pomysł. Po chwili stając już z nim twarzą w twarz. Chłopak lustruje mnie nieśpiesznie od stóp do głów, kończąc ten niespodziewany przegląd pełnym zachwytu wzrokiem na mojej twarzy. W życiu bym nie przypuszczała, że wywrę na nim takie wrażenie za pomocą tak niecodziennego dla mnie stroju.
- Miałem rację, że prędzej czy później zobaczę cię w tej sukience. W końcu się doczekałem. Prześlicznie wyglądasz. Zresztą to żadna nowość, bo zawsze prezentujesz się pięknie - wita się ze mną pocałunkiem w policzek, wręczając przy tym ogromny bukiet czerwonych róż, którym już na samym początku mnie rozczula.
- Dziękuję. Są przepiękne - patrzę przez dłuższą chwilę na swój nieoczekiwany podarunek, a następnie zapraszam Stefana do środka, gdzie czekał już na niego całkiem spory komitet powitalny, którego pewnie podświadomie się od początku spodziewał. Tutaj nie mogło być przecież spokojnie i normalnie. Wita się mimo wszystko przyjaźnie i z pełną swobodą z całą trójką. Nie dało się po nim poznać ani grama zdenerwowania, czego za nic nie mogłam zrozumieć. Jakim cudem Stefan mógł być tak spokojny, podczas gdy ja niemal cała trząsłam się z nerwów?


- To, dokąd się wybieracie? - Inge próbuje się dowiedzieć czegoś istotnego od Austriaka, ale on ani myślał cokolwiek przy mnie zdradzić. Był w tym przypadku nieprzejednany.
- Z wielką chęcią bym ci powiedział, ale zepsułoby to komuś niespodziankę - patrzy na mnie sugestywnie. - Właściwie to powinniśmy się zbierać, jeśli nie chcemy się spóźnić - z wielką ochotą na to przystaję.
- Jestem gotowa. Możemy już iść - sięgam jedynie po swoją torebkę przygotowaną na ten wieczór, a następnie wkładam na siebie ciepły płaszcz.
- Udanego wieczoru - słyszymy jeszcze na pożegnanie od Inge i Louisy, które przypatrywały się naszej dwójce razem z nieukrywaną radością.
- Stefan, tylko odwieź Heidi o jakiejś cywilizowanej godzinie i bądźcie grzeczni. Masz szansę wykazać się tą swoją misterną odpowiedzialnością - Michael patrzy na swojego przyjaciela z zadziwiającą jak na niego powagą. Tego się po nim akurat nie spodziewałam.
- Tak jest, tato - Stefan w mig mu się odgryza wyraźnie rozśmieszony taką postawą blondyna. - Obiecuję, że Heidi będzie ze mną bezpieczna. Nie musicie się dlatego bawić w nadopiekuńczych rodziców. Ze mną włos jej z głowy nie spadnie - dodaje, po czym porządnie rozbawieni opuszczamy mieszkanie. Wolałam nawet nie myśleć, co musiałby przejść z moimi przyjaciółmi jakiś całkiem obcy chłopak, który zaprosiłby mnie kiedykolwiek na randkę. Skoro nawet Stefan nie uniknął lekkiego ostrzeżenia.


Droga do nadal tajemniczego dla mnie miejsca upływa nam w zadziwiająco przyjemnej i bezstresowej atmosferze. Całe moje zdenerwowanie, które towarzyszyło mi przez cały dzień, mimowolnie gdzieś wyparowuje, gdy tylko pogrążamy się w zwyczajowej dla nas rozmowie, choćby o tym, jak minął nam dzień. To pozwala mi się dostatecznie odprężyć i dać po prostu porwać temu, co Stefan dla nas zaplanował. Ten jeden raz postanowiłam przestać wszystko analizować i cieszyć się po prostu trwającą chwilą. Zwłaszcza że podobne do niej mogły się już więcej nie powtórzyć.


Gdy po blisko kwadransie ku mojemu zadowoleniu docieramy w dość znajome mi już rejony Salzburga. Na mojej twarzy zaczyna gościć olbrzymi wyraz podekscytowania i wyczekiwania. Jeśli rzeczywiście wybieraliśmy się tam, gdzie myślałam, to Stefan już na samym starcie ogromnie mi zaimponował. Więcej nawet nie musiał robić.
- DomQuartier, naprawdę? - chcę się ostatecznie upewnić. Mając ochotę zacząć skakać do góry. Towarzyszyła mi przy tym najprawdziwsza dziecięca radość. - Skąd wiedziałeś, że od dawna marzyłam o zobaczeniu tego kompleksu muzealnego? I jak udało ci się zdobyć bilety wstępu? Ostatnio, gdy sprawdzałam, najbliższy wolny termin był dopiero na marzec - od kiedy tylko zamieszkałam w Salzburgu, chciałam zwiedzić to wyjątkowe miejsce, o którym wiele się naczytałam, ale ze względu na olbrzymie zainteresowanie i prawdziwe tłumy odwiedzających przewijające się każdego dnia przez jego liczne budynki i korytarze, musiałam uzbroić się w sporą cierpliwość i grzecznie poczekać na swoją kolej.
- Mam swoje magiczne sposoby. Muszę jednak opanować lekko twój zapał, bo nie zwiedzimy niestety całości, a jedynie Galerie Obrazów, gdzie odbywa się aktualnie wystawa dzieł współczesnych Surrealistów. Pomyślałem, że pewnie chciałabyś je zobaczyć. Może być? - nie miałam pojęcia, jak on to robił, że za każdym razem tak idealnie trafiał w moje gusta. Przecież o lepszym zaproszeniu nawet nie mogłabym marzyć.
- Jeszcze pytasz? Dziękuję ci za to. Jesteś taki kochany w tym wszystkim, co dla mnie robisz - w ramach podziękowań całuję go lekko w policzek, co przyjmuje ze sporym zadowoleniem.
- To przecież nic takiego. Poza tym zaraziłaś mnie na tyle miłością do minionych epok, że odwiedzam teraz muzea z czystą przyjemnością. Liczę też, że być może tym razem uda mi się zrozumieć, o co w ogóle chodzi w tym pokręconym nurcie Surealizmu i dlaczego, aż tak go uwielbiasz. - chwytam ufnie za jego ramię, które życzliwie oferuje. Podążając w stronę przepięknie oświetlonego budynku. Gdzie zebrała się już pokaźna liczba osób, która zdecydowała się spędzić swój czas w ten sam sposób, co my.
- Przede wszystkim kocham go właśnie za to, że jest tak pokręcony i brak w nim jednoznacznych interpretacji. To niemal jak w prawdziwym życiu, nie sądzisz? - czynię wstęp do naszej dłuższej dyskusji, która towarzyszy nam jeszcze na długo po tym, jak przekraczamy drzwi tego czarującego swoją wyjątkowością i kunsztem muzeum. 


Galeria obrazów już od pierwszej chwili sprawia, że zagłębiam się w tak kochany przeze mnie świat mojej największej pasji, jaką bez wątpienia była sztuka i możliwość jej nieustannego poznawania oraz odkrywania na nowo. W dodatku dodatkową frajdę sprawiało mi to, że teraz mogłam to wszystko dzielić z drugą osobą. To była jedna z rzeczy, jaką najbardziej lubiłam w naszej relacji. Możliwość uczenia się od siebie nawzajem całkiem nowych rzeczy i poszerzanie przy tym naszych horyzontów w aspektach, o jakie nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. 


Stefan ku mojemu zdumieniu naprawdę angażował się w podziwianie tej wystawy, wcale nie mniej ode mnie. Z wielką ochotą komentował poszczególne obrazy, wymieniał się ze mną, a także innymi osobami, które poznaliśmy opiniami, a nawet pokusił się o szczegółowe interpretacje, czym wprawił mnie w niemy zachwyt nad swoją osobą. Czasami Stefan przypominał mi chodzący ideał, który powstał jak gdyby specjalnie dla mnie. Kogoś, kto zwyczajnie nie miał prawa istnieć w tym popapranym świecie. A już na pewno nie miał prawa być zainteresowany kimś takim jak ja. To było czymś tak niewiarygodnym, że niekiedy miałam wrażenie, że zwyczajnie śnię.


Byłam tak bardzo zaoferowana tym miejscem, obrazami, panującą atmosferą i wszystkim innym, że nawet ręka Stefana obejmująca od któregoś momentu niezwykle pewnie moją talię, przestała być dla mnie czymś stresującym, czy powodującym większe spięcie. Tutaj było to dla mnie tak naturalnym gestem, jakbyśmy byli ze sobą od bardzo dawna. W tym miejscu i przez te kilka ulotnych momentów to mogło rzeczywiście zaistnieć. Kiedy znajdowaliśmy się z dala od naszych prawdziwych żyć, wszystko wydawało się takie proste i bezproblemowe.


- Jaka to przyjemność widzieć młode osoby w takim miejscu i to na dodatek w sobotni wieczór. To doprawdy dziś prawdziwa rzadkość - przy jednym z podziwianych przez nas obrazów, spotykamy pogodną starszą panią, która patrzyła na nas z ogromną radością i zadowoleniem. - Pięknie razem wyglądacie. Tacy młodzi i bezgranicznie w sobie zakochani, że aż łapie mnie ogromna tęsknota za moją młodością. Ile bym oddała, aby cofnąć czas.
- Dziękujemy - Stefan wyręcza mnie w odpowiedzi, gdyż ja byłam zbyt mocno poruszona słowami tej przemiłej staruszki. Ani myśląc wyprowadzać ją z błędnego przekonania.
- Absolutnie nie macie za co. Życzę wam mnóstwo szczęścia. Walczcie o to, co jest między wami, nieważne jak trudne by to było i nie pozwólcie, aby ktokolwiek wam to odebrał - posyła nam ostatni serdeczny uśmiech, po czym znika tak szybko, jak się pojawiła. Być może to była zawoalowana rada od losu specjalnie dla mnie, abym nie zmarnowała tej niepowtarzalnej szansy przez zwykły strach, albo tylko tak mi się jedynie wydawało.


Po opuszczeniu wystawy, z którą niezwykle trudno było się mi pożegnać. Ze splecionymi ze sobą w mocnym uścisku dłońmi, co nam obydwojgu nieoczekiwanie sprawiało mnóstwo przyjemności. Przemierzamy z uśmiechami pełnymi zadowolenia nieśpiesznie chodnik jednej z najczęściej uczęszczanych ulic, znajdującej się w samym centrum Salzburga. Rozglądam się z ciekawością dookoła, podziewając kolejne szyldy i wystawy eleganckich restauracji, kawiarni, czy butików. Zastanawiając, gdzie będzie nasz kolejny przystanek tego wieczoru. Po cichu liczyłam, że to tajemnicze miejsce okaże się równie wspaniałe, jak DomQuartier i będzie miłym przedłużeniem naszej niezwykle dobrej zabawy.
Nieoczekiwanie dla mnie, Stefan zatrzymuje się obok ekskluzywnej restauracji z francuską kuchnią z samej najwyższej półki, co przyprawia mnie o spore zaskoczenie.


- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to tutaj zmierzaliśmy? - spoglądam to na niego, to na szyld lokalu o przedziwnej nazwie, której za nic nie potrafiłabym wymówić. Stefan przecież doskonale wiedział, że nie znosiłam takich miejsc i czułabym się tutaj przez cały czas wyjątkowo niekomfortowo pośród tych wszystkich eleganckich nakryć i kryształowych kieliszków.
- A jeśli tak? Każda prawdziwa randka powinna mieć swój przystanek właśnie w takim miejscu. Heidi, chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo. Szkoda, że mi się nie udało. Przepraszam - patrzy na mnie z lekkim zawodem i jawnym rozczarowaniem, że nie trafił w mój gust, przez co robi mi się głupio, że nie doceniam jego niezwykłego trudu, który włożył w organizację tego wieczoru, tylko ciągle narzekam i marudzę. Byłam po prostu okropna. Przecież samo zdobycie wolnego stolika w tym miejscu w sobotni wieczór, musiało być nie lada wyczynem.
- Stefan, to nie tak. To miejsce jest na pewno świetne i dziękuję za takie wyróżnienie, tylko... - zaczynam się pokrętnie wykręcać. Na co Austriak wybucha głośnym śmiechem. Wprawiając mnie tym samym w niemałe zdezorientowanie.
- Tylko żartowałem. W życiu bym cię tutaj nie zabrał bez twojej wcześniejszej zgody. Przecież wiem, że nie znosisz takiego przepychu. Muszę jednak przyznać, że strasznie uroczo się tłumaczysz - śmieje się ze mnie, zadowolony że dałam się nabrać.
- Głupek! Wiesz, jak mnie przestraszyłeś? - uderzam go lekko w ramię. Sama zaczynając się z tego śmiać.
- Może i głupek, ale przynajmniej cały twój - rumienię się na to kompletnie nieoczekiwane wyznanie z jego strony. Zupełnie nie wiedząc, jak mam na nie zareagować. Powiedzieć coś, czy lepiej udawać, że to nie miało miejsca? - Chodźmy, to już naprawdę niedaleko - na całe szczęście Stefan sam zmienia temat i ponownie łącząc ze sobą nasze dłonie, rusza żwawo przed siebie.


Od momentu dosłownie przekroczenia progu Bistro de Marquez, które okazało się rodzinną knajpką prowadzoną przez wspaniałą właścicielkę, specjalizującą się w dotychczas zupełnie nieznanej mi kolumbijskiej kuchni, nie mogę się powstrzymać od słów pełnych zachwytu nad tym pełnym koloru, ciepła i cudownych zapachów miejscem. Które od samego początku w pełni mnie oczarowuje swoim klimatem i swobodną atmosferą. Każdy, kto się tu zjawiał od razu mógł poczuć się niemal jak w domu.
- Mam nadzieję, że ci się tutaj podoba - Stefan patrzy na mnie z wyczekiwaniem, gdy zajmujemy miejsce przy stoliku pokrytym ręcznie wyszywanym kolorowym obrusem. Takie dekoracje idealnie wpasowywały się w charakter tego lokalu.
- Czy podoba? Tutaj jest genialnie! Lepszego miejsca na kolację nie mogłabym sobie chyba wymarzyć - odpowiadam mu zgodnie z prawdą i ogromnym entuzjazmem.
- Cieszę się, że to słyszę. Zawsze najważniejszym jest dla mnie, abyś to ty była zadowolona - patrzy na moją osobę z błyskiem w oku, który towarzyszył mu od samego początku naszego dzisiejszego spotkania.
- A co z tobą? Nie możesz patrzeć tylko na moją wygodę. Obydwoje powinniśmy czerpać przyjemność z tego wieczoru. W innym przypadku to będzie nie fair - protestuję. Nie chcąc, aby wszystko kręciło się wyłącznie wokół mojej osoby.
- Ja zawsze będę szczęśliwy i zadowolony, gdy tylko ty będziesz się tak czuła - odpowiada mi z niezachwianą pewnością. Gładząc delikatnie moją dłoń leżącą na stoliku, przez co przez całe moje ciało przebiega przyjemny dreszcz. Co dobitnie mi uświadamia, że z nikim innym poza Stefanem nie chciałabym dzielić tych wspaniałych chwil, które właśnie przeżywaliśmy.


Naszą dalszą rozmowę przerywa pojawienie się niezwykle uprzejmej kelnerki, która przyjmuje nasze zamówienia na tradycyjne dania kuchni kolumbijskiej, której byłam niezwykle ciekawa. Życząc nam przy tym udanego wieczoru.
- Skąd w ogóle znasz takie miejsce? Nigdy mi nie mówiłeś, że jesteś fanem latynoskiej kuchni - zastanawiam się z ciekawością, podpytując go.
- Kiedyś przypadkiem trafiłem na nie ze znajomymi i od razu się po prostu zakochałem. Poza tym przypomniałem sobie, jak ostatnio mówiłaś, że chciałaś spróbować czegoś nowego. Jedzenie jest wprost wyborne, przekonasz się - obiecuje. Przez co z jeszcze większą niecierpliwością wyczekuję na to zupełnie nowe kulinarne doznanie. Zwłaszcza że od zawsze wprost kochałam poznawanie nieodkrytych i całkiem innych od dotychczas mi znanych smaków.


Dalsze minuty umilamy sobie ze Stefanem rozmowami dotyczącymi najprzeróżniejszych tematów. Dyskutujemy o miejscach, które chcielibyśmy odwiedzić, o ulubionych i fascynujących nas krajach, czy kulturach, a niespodziewanie kończymy na wymienianiu opinii o najnowszym sezonie wspólnie oglądanego przez nas serialu. Uwielbiałam tę lekkość i swobodę, które towarzyszyły naszym pogawędkom oraz to, że czas przy nich płynął dla nas kompletnie niezauważalnie. Dlatego nawet się nie spostrzegam, kiedy na naszym stoliku lądują wyborne Arepas, których nie mogę się przestać nachwalić, czy Plato del dia con frijoles, a na deser zostaje nam zaserwowana istna rozkosz dla podniebienia, czyli Brigadeiro będące na pozór zwyczajnym ciastem z mleka i czekolady wraz z sokiem z trzciny cukrowej na ochłodę. Każde następne danie było dosłownie lepsze od poprzedniego, a kuchnia kolumbijska może być pewna, że po tym wieczorze zyskała we mnie jedną z najwierniejszych fanek.


- Jejku, jakie to było dobre. Chyba się naprawdę zakochałam - dzielę się swoimi odczuciami z moim przyjacielem, choć może teraz to już było niewłaściwe dla niego określenie? Przecież Stefan od dawna był dla mnie kimś zdecydowanie dużo ważniejszym.
- Uważaj, bo jeszcze zrobię się zazdrosny. Przegrana o twoje względy z jedzeniem to wyjątkowo marny początek w moim wykonaniu - wybucham głośnym śmiechem, nie mogąc się po prostu powstrzymać w reakcji na tę uwagę.
- Nie martw się. Może nie będzie tak źle - pocieszam go żartobliwie. Mimowolnie zaczynając wpatrywać się w niewielki parkiet, gdzie inni goście restauracji, tańczyli bez żadnego zawahania w rytm energetycznych latynoskich przebojów.
- Zatańczymy? - Stefan proponuje zaskakująco, jakby czytając mi tym samym w myślach.
- No nie wiem. Przypominam ci, że jestem Norweżką i takie rytmy dla mnie, to może być za duże wyzwanie. Nie wiesz, że podobno jesteśmy wyjątkowo sztywni i oziębli? - śmieję się na samo wspomnienie o tych częstych przytykach ze strony Nelle pod moim i Inge adresem. Dzisiaj wydawały mi się już one zwyczajnie śmieszne.
- Mimo wszystko zaryzykuję. Zresztą, chyba nikt inny nie wie tak dobrze, jak ja, co tak naprawdę potrafisz wyczyniać na parkiecie. Jesteś rewelacyjną partnerką do tańca - łapie mnie za dłoń, ciągnąć za sobą w stronę parkietu. Ja jednak nie zamierzałam w żadnym wypadku protestować. Dzięki czemu przez następne kilkanaście minut zatracamy się we wspólnym tańcu, doskonale przy tym bawiąc. A ja mogłam bezkarnie pobyć w ramionach Stefana, które były dla mnie jednym z najlepszych miejsc na świecie. 


Po opuszczeniu restauracji, którą żegnałam z lekkim niedosytem z powodu tego, że spędzony w niej czas tak szybko nam upłynął. Stefan namawia mnie na dodatkowy krótki spacer, a nogi same nas niosą nad dobrze nam już znany most Makartsteg, który w nocnym świetle prezentował się jeszcze piękniej niż za dnia. Po raz kolejny odurzając mnie swoim pięknem i niepowtarzalnością. Idziemy obok siebie w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach, a do mnie nieubłaganie dochodzi świadomość, że nasz wspólny czas dobiega niestety końca i wkrótce będę musiała podzielić się z nim swoją decyzją odnośnie przyszłości naszej relacji, która na pewno będzie odmienna od tej, którą tak bardzo oczekiwał. Za nic nie chciałam nam psuć tego niezwykle udanego wieczoru, ale równocześnie, wciąż zbyt mocno bałam się zaryzykować i rzucić na głęboką wodę pełną nieznanego.


- Idealna randka nie mogłaby się obejść bez wizyty tutaj, prawda? - pytam go z lekką przekorą, starając się odciągnąć swoje myśli od tych nie najlepszych rozmyślań dotyczących naszej dwójki.
- Prawda. Sama w końcu kiedyś powiedziałaś, że to niezwykle romantyczne miejsce. Aż żal byłoby go sobie dlatego odpuścić - odpowiada mi z radością i lekkim rozmarzeniem. Oddałabym wiele, aby Stefan już zawsze był taki beztroski i szczęśliwy, jak w aktualnie trwającej chwili.


- Heidi, co powiesz na to, abyśmy uczcili ten wieczór w należyty sposób? - Stefan opiera się o jedną z barierek mostu, wyciągając niespodziewanie z kieszeni małą, niepozorną czerwoną kłódkę. Wprawiając mnie tym samym w spore zdumienie.
- Z chęcią, ale coś ci się chyba lekko pomyliło. Najpierw powinniśmy zostać parą, aby dopiero potem starać się czymś przypieczętować nasze uczucie. Nie uważasz? - życzliwie mu uświadamiam, na co przekręcą tylko w niezadowoleniu oczami.
- Czy zawsze musimy trzymać się takich szczegółów? Możemy zresztą zamanifestować w ten sposób naszą przyjaźń. Chyba że nie chcesz? - markotnieje, obracając w dłoniach kłódkę z wyczekiwaniem.
- Jasne, że chcę. Musimy tylko znaleźć dla niej jakieś ładne miejsce w tym niekończącym się gąszczu - rozglądam się w poszukiwaniach. - Albo najpierw w ogóle jakieś znaleźć - szybko tracę swój zapał, gdy przypatruję się zaczepionym jednej na drugiej kłódkom, które nie dawały już ani grama wolnego miejsca.
- Tutaj będzie dobrze - Stefan wskazuje mi na miejsce położone niemal naprzeciwko nas. Starając się skutecznie umieścić tam symbol naszej wyjątkowej znajomości. - Powinniśmy przymocować ją wspólnie, inaczej nie będzie miała w sobie tej potrzebnej magii - zgadzam się z nim, dlatego we dwoje zapinamy kłódkę do barierki, patrząc sobie przy tym przez cały czas w oczy.
- Jeszcze tylko wyrzucimy kluczyk do wody i gotowe. Na trzy? - stara się upewnić.
- Na trzy - kiwam głową na potwierdzenie. Zaczynając wspólnie odliczać, a następnie patrzę, jak Austriak rzuca przed siebie malutki metalowy kluczyk, który wpada do wody z cichym chlupnięciem. Następnie tak po prostu bez żadnego słowa wtulam się mocno w Stefana, czując ogarniający mnie spokój i nieoczekiwane poczucie szczęścia. Dochodząc do wniosku, że ta noc mogłaby trwać wiecznie i najlepiej jeszcze dzień dłużej.


- Powinniśmy wracać. Zmarzłaś - pociera delikatnie moje ramiona w celu ich lepszego ogrzania.
- Jeszcze chwila - proszę, oplatając go przy okazji mocniej swoimi ramionami. Chcąc się nacieszyć tymi ostatnimi danymi nam chwilami bliskości, doskonale wiedząc, że w najbliższym czasie raczej powinniśmy unikać podobnych gestów, jeśli chcieliśmy utrzymać naszą przyjaźń w takim samym stanie, co na pewno będzie ogromnie trudne, skoro do gry weszły już uczucia i to z obydwu stron, których za nic nie dało się niczym powstrzymać.


Kiedy blisko przed północą docieramy nareszcie wraz ze Stefanem, który uparł się, że odprowadzi mnie do samego końca, pod drzwi mieszkania Inge i Michaela. Opieram się delikatnie o ścianę obok nich, posyłając mu szeroki i wyrażający ogrom szczęścia uśmiech, który natychmiast bez zastanowienia odwzajemnia, przybliżając się przy okazji lekko do mnie. Obydwoje znajdowaliśmy się w rewelacyjnym nastroju, co można było dostrzec choćby na pierwszy rzut oka. Na takie randki mogłabym chodzić niemal codziennie i na pewno by mi się to szybko nie znudziło. A może nawet i nigdy, gdyby za każdym razem towarzyszył mi w nich ten Austriak, któremu jako jedynemu udało się ożywić moje pokryte grubym lodem serce i tak skutecznie namieszać w wydawać by się mogło ostatnio dosyć poukładanej głowie. Przy nim mimowolnie stawałam się zupełnie inną osobą. Odważniejszą, o wiele bardziej otwartą, a przede wszystkim z przychylniejszym nastawieniem do świata, którego nie uważałam już za swojego największego wroga. Życie, od kiedy był przy mnie Stefan, stało się o wiele bardziej znośne i pogodniejsze. To był niezaprzeczalny fakt.


Sama przed sobą musiałam przyznać, że dawno już nie spędziłam tak wspaniałego wieczoru, jak ten, którego aż żal było zwyczajnie kończyć. Te kilka wyśmienitych godzin spędzonych wspólnie ze Stefanem po raz kolejny udowodniło mi, jak doskonale się rozumiemy i, że z nikim innym nie spędza mi się lepiej czasu. Coraz częściej zaczynałam wierzyć, że los rzeczywiście nieprzypadkowo przeciął ze sobą nasze tak zupełnie odmienne od siebie drogi oraz w to, że naprawdę do siebie pasujemy i przy splocie innych okoliczności, to mogłoby się rzeczywiście udać. Jednakże w obecnej sytuacji raczej nie mogłam dopuścić, aby nasza relacja nadal zmierzała w kierunku czegoś, co choćby przypominałoby coś tak poważnego, jak związek. Czym z ogromnym żalem musiałam w końcu podzielić się ze stojącym naprzeciw mnie i pełnym nadziei brunetem.


- Mam nadzieję, że tym wieczorem skutecznie udało się mi przekonać cię do tego, że doskonale do siebie pasujemy - Stefan jako pierwszy przerywa panujące między nami milczenie z ogromną wiarą, że udało się mu wpłynąć na zmianę mojego zdania odnośnie kształtu naszej dalszej znajomości. Czym jeszcze bardziej utrudniał mi to, co miałam mu do przekazania. - To kiedy mogę liczyć na kolejną randkę?
- Stefan, od początku była mowa o tylko jednej randce, pamiętasz? Potem miałeś odpuścić. Na dzisiejszym wieczorze zdecydowanie powinniśmy poprzestać - mówię niemal wbrew sobie. Tak bardzo pragnęłam zapomnieć o wszystkich targających mną wątpliwościach i dać się po prostu porwać temu, co się między nami tak nieoczekiwanie narodziło.
- Heidi, dlaczego tak bardzo się upierasz? Zaprzeczysz, że świetnie się ze sobą bawiliśmy? Że rozumiemy się jak nikt inny? Albo, że uzupełniamy się pod każdym możliwym względem? Naprawdę nie chciałabyś tego kontynuować? - kolejne pytanie wypływa z jego ust wraz z następnym krokiem w moją stronę. Jeszcze chwila i nie będzie między nami nawet centymetra wolnej przestrzeni. Coś jednak nie pozwalało mi się odsunąć i przerwać tego wszystkiego.
- Oczywiście, że bym chciała. Było cudownie - zapewniam go zgodnie ze swoimi odczuciami. Nie potrafiąc zwyczajnie zaprzeczyć.
- Więc w czym rzecz? Czego się, aż tak boisz? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać - dłonie Stefana tym razem lądują na mojej talii, a ja znowu wstrzymuję oddech, jak za pierwszym razem, gdy odważył się na ten gest podczas tego wieczoru. Nie potrafiąc zwyczajnie przejść obojętnie obok jakiejkolwiek formy jego bliskości, która jak zawsze z ogromną mocą na mnie oddziaływała. 


- Ale nie wiem, czy mogę ufać samej sobie. Dobrze wiesz, że nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Nie wiem, jak to jest. Nie znam sposobu ani jakiejś dobrej instrukcji na funkcjonowanie w takim układzie. Ja nawet nie wiem, czy potrafię dzielić swoje życie z drugą osobą. Zmienić tok myślenia z ja na my, rozumiesz? Wciąż też uważam, że zasługujesz na kogoś o wiele lepszego ode mnie. To nie ma szansy się udać. Ty i ja to coś niemożliwego - dzielę się z nim swoimi największymi obawami, które od kilku już dobrych dni nie dawały mi ani na moment wytchnienia.
- Czyli na kogo zasługuję? Przecież to niedorzeczne. Dla mnie nie ma nikogo lepszego od ciebie. To ty jesteś dla mnie najmądrzejsza, najodważniejsza, najlepsza, najładniejsza, idealna. Chcę ciebie i tylko ciebie. Tak było właściwie od momentu, gdy się poznaliśmy. Tylko zrozumienie tego trochę mi zajęło - mimowolnie uśmiechamy się do siebie, a w mojej głowie nadal rozbrzmiewają jego komplementy, którymi niespodziewanie obdarzył moją osobą. - Nie musimy się z niczym spieszyć. Możemy przejść przez wszystko krok po kroku. Zacząć od najprostszych rzeczy. Mamy na to przecież mnóstwo czasu. Powiedz jedynie, że dajesz nam szansę - zachęca mnie, przedstawiając argumenty, których nie sposób mi odeprzeć. Czy naprawdę to wszystko mogło być takie proste do ułożenia? Czy tak upragnione przeze mnie szczęście rzeczywiście mogło znajdować się na wyciągnięcie ręki?
- Stefan...ja - kręci przecząco głową niedającym mi dokończyć, a pragnienia nadal mieszały się w mojej głowie z obawami przed możliwą potępiającą nas oceną przez postronne osoby.


- Poczekaj. Nie zrobiłem jeszcze jednej rzeczy, która zdecydowanie pomoże ci podjąć właściwą decyzję - zanim w ogóle pomyślę nad tym, aby zastanowić się, o co Stefanowi mogło chodzić. Czuję jego usta na swoich, które łączą się w dosyć gwałtownym i utęsknionym przez nas od dawna pocałunku. Kompletnie różniącym się od tego ostatniego na skoczni. Ten jest o wiele odważniejszy i zdecydowanie nie przypomina w niczym niewinnego całusa dwojga niepewnych swoich uczuć osób. Zawiera w sobie na to zbyt wiele zachłanności i namiętności przyprawionej sporą dawką tak długo skrywanego i uśpionego pożądania, które z każdą sekundą tylko przybierało na sile. Przypominając mi dobitnie wszystkie wspomnienia z tamtej magicznej dla nas nocy sprzed ponad już roku.


W jednej chwili zapominam o wszystkim, co do tej pory mnie przed tym powstrzymywało. Nie obchodzi mnie już ani cholerna Nelle, ani inni, a nawet to, że znajdujemy się w absolutnie nieodpowiednim miejscu do takiego całowania. Liczył się tylko ten wyjątkowy moment i to jak dobrze się czułam w jego ramionach, oddając z pełnym zaangażowaniem i chęcią każdy następny pocałunek. Z westchnieniem zadowolenia samoistnie wciskam się jeszcze bardziej w ścianę, przy której się znajdowałam, przyciągając Stefana jeszcze bliżej siebie i zarzucając mu ręce na szyję, uznając że te kilka centymetrów, które nas od siebie dzieliło, to nadal stanowczo za duża odległość. Teraz było o wiele lepiej. A gdy jego usta stykają się z moją niezwykle wrażliwą i rozgrzaną skórą na szyi zupełnie już tracę zdolność logicznego myślenia. Aktualnie zgodziłabym się na wszystko, o co Stefan by tylko mnie poprosił, byleby nie zaprzestawał swoich pieszczot, którymi sprawiał, że zapominałam o istnieniu dosłownie całego świata. Nie miałam pojęcia, co on ze mną najlepszego wyprawiał i jak mu się to udawało, ale chciałam więcej i więcej. To było jak uzależnienie, któremu za nic nie dało się oprzeć. Pragnęłam go całą sobą i dłużej nie było sensu temu zaprzeczać.


Dopiero głośny dźwięk zatrzaśnięcia drzwi na jednym z niższych pięter, przywraca nas nieubłaganie do rzeczywistości. Sprawiając, że odsuwamy się od siebie niczym poparzeni i z przyśpieszonymi oddechami, jak po solidnej dawce wysiłku fizycznego.
- Wow, to było...
- Coś absolutnie wyjątkowego, cudownego, fantastycznego, nieziemskiego i kapitalnego - kończę za niego z uśmiechem i szczęściem na pewno wprost wypisanym w oczach.
- Dokładnie to chciałem powiedzieć - kiwa głową z uznaniem. - Zaraz, czy ty przypadkiem nie chcesz mi przez to powiedzieć, że ostatecznie cię tym przekonałem? - mruga do mnie, co kwituję jedynie głośnym i szczerym śmiechem. Wcale nie mając zamiaru tak łatwo zdradzić mu odpowiedzi na to najważniejsze pytanie. Aby się tego dowiedzieć, będzie się musiał jeszcze porządnie postarać. Nie chciałam również składać żadnych deklaracji pod wpływem emocji. Musiałam to wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć. Rozważyć wszystkie za i przeciw. Ostatecznie zdecydować, co będzie dla nas lepsze, a przede wszystkim, czy rzeczywiście jesteśmy gotowi na wszystkie te wyrzeczenia, jakie niosłoby za sobą nasze bycie razem. 


- Dobranoc, Stefan - wymijam go z zamiarem otworzenia drzwi od mieszkania. Wprawiając tym samym w spore oszołomienie. - Ochłoń trochę, zanim się weźmiesz za prowadzenie samochodu. Chcę, abyś dotarł do siebie w jednym kawałku, a w obecnym stanie to może być trudne - radzę życzliwie, uśmiechając się z nutką przekory. Obydwoje wciąż znajdowaliśmy się pod znacznym wpływem euforii, której dostarczył nam ten nieoczekiwany wybuch uczuć przed momentem.
- A co z odpowiedzią na moje pytanie? Heidi, nie możesz mnie zostawić bez żadnego słowa. Oszaleję z tej niepewności - nieodpuszcza, czekając z wyczekiwaniem na moją decyzję.
- Kiedyś słyszałam, że prawdziwe damy nie od razu odkrywają swoje wszystkie karty, a na ich serce trzeba sobie zasłużyć. Tak poza tym liczę też na kolejną taką wspaniałą randkę. Więc będziesz miał dużo większą motywację, aby ją zorganizować, gdy dzisiaj nie poznasz odpowiedzi - kierowana jakąś niespodziewaną odwagą podchodzę z powrotem do niego, szepcząc mu swoje małe postanowienie do ucha. - Jeszcze raz dobranoc. Miłych snów - składam lekki pocałunek na jego policzku, celowo tuż obok samego kącika ust.
- Jesteś po prostu niemożliwa - kręci z niedowierzaniem głową na moje niespodziewane i pewnie wytrącające z równowagi poczynania.
- Taki już mój podobno urok - odpowiadam z zadziwiającą pewnością siebie, puszczając mu swawolnie oczko.
- Między innymi za to cię właśnie uwielbiam. Dobranoc, Heidi - żegna się w końcu niechętnie ze mną. Na co w odpowiedzi macham mu tylko lekko, uważając że dodatkowe słowa są zwyczajnie zbędne.


Wchodzę do mieszkania z rozanielonym uśmiechem na twarzy. Opierając się o drzwi, dotykam niepewnie swoich ust, jakby chcąc się upewnić, że kilka minut przedtem naprawdę były połączone z tymi należącymi do Stefana. Zdecydowanie zachowywałam się jak niepoprawna zakochana nastolatka, ale skoro w tamtym okresie nie miałam okazji doświadczać takich przeżyć, to teraz miałam pełne prawo to nadrobić.


Najciszej jak tylko potrafię, staram się przemknąć do swojego pokoju. Nie chcąc obudzić Inge i Michaela. Będąc pewną, że zdążyli już na pewno zasnąć, o czym świadczyła cisza panująca dookoła. Mijając jednak salon, ktoś bardzo szybko udaremnia mój mały plan. Przyprawiając mnie przy okazji o gwałtowne bicie serca.


- Nareszcie wróciłaś! Nie mogłam się ciebie doczekać. Opowiadaj jak było - rozentuzjazmowana Inge w piżamie i z kubkiem gorącej czekolady w ręku staje przede mną, oczekując jakichś szczegółów.
- Przestraszyłaś mnie! - zarzucam jej, co zbywa jedynie machnięciem ręki. Nic sobie z tego nie robiąc.
- Heidi, zdradź coś w końcu, bo oszaleję z ciekawości. Gdzie Stefan cię zabrał? - niecierpliwi się. Postanawiam się dlatego dłużej nad nią nie znęcać i zaczynam opowiadać wszystko od początku. Na nowo wracając do tych wyjątkowych chwil.
- Wystawa, kolacja, a potem spacer po moście? Jak romantycznie - zachwyca się. - A co było potem? Musiało się coś wydarzyć. Nie ma innej opcji - dopytuje, a ja na samo wspomnienie o naszym pożegnaniu ze Stefanem cała się zawstydzam. - Rumienisz się, a to oznacza tylko jedno. Całowaliście się! Powiedz, że tak! - domaga się potwierdzenia.
- A nawet jeśli to co? - wzruszam ramionami, czując porządne uderzenie gorąca na samo wspomnienie tych odurzających pocałunków.
- Wiedziałam! Tak się cieszę! - Inge niemal piszczy z radości, co przyprawia mnie samą o szczery wybuch śmiechu.
- Ciszej, bo obudzimy w końcu Michaela - przywołuję nas do porządku.
- I bardzo dobrze. Może wtedy coś w końcu do niego dotrze. Nie pamiętam już, kiedy on zaprosił mnie na jakąś randkę. Ostatnio zero w nim romantyzmu. Pewnie uważa, że jak razem mieszkamy i się oświadczył, to już nie musi się starać. Żeby się jeszcze kiedyś nie przeliczył - dziewczyna krzyżuje swoje ramiona, skarżąc się na swojego ukochanego z grymasem niezadowolenia.


- Kochanie, skoro tak brakuje ci naszych randek, to trzeba było powiedzieć. Jeśli chcesz, możemy się na jakąś wybrać nawet jutro. Nie widzę w tym żadnego problemu - nieoczekiwanie Michael staje w progu salonu ze sporym rozbawieniem. Dając nam jasno do zrozumienia, że wszystko słyszał.
- A sam nie mogłeś się domyśleć, że od czasu do czasu nadal tego potrzebujemy? - dogryza mu, co kwituję cichym chichotem. Uwielbiałam po prostu te ich dziecinne sprzeczki.
- Czy ja zawsze muszę się wszystkiego domyślać? Nie jestem jasnowidzem, wiesz? - Michael wyraźnie przekomarza się z blondynką. - Poza tym z tego, co pamiętam, to zawsze mówiłaś, że nie cierpisz tego przesłodzonego romantyzmu, jak w jakimś tanim romansie. Misiów, kwiatuszków i innych oklepanych frazesów. Coś się zmieniło? Gdzie tak w ogóle podziała się twoja feministyczna postawa?
- Jeszcze słowo, a obiecuję ci, że zaprzyjaźnisz się na bardzo długo z tą kanapą. Chyba byś tego nie chciał - Inge wystosowuje swoją standardową groźbę w jego kierunku. Rozśmieszając mnie jeszcze bardziej. Zachowywali się jak stare dobre małżeństwo. Ten duet był po prostu nie do podrobienia.
- Ty również raczej nie byłabyś z tego zadowolona. Do kogoś byś się wtedy przytulała? - odpowiada jej z zupełną pewnością. Czując, że stoi na wygranej pozycji.
- Pff, jakoś bym sobie poradziła. Nie jesteś w końcu niezastąpiony - blondynka posyła mu złośliwy uśmieszek.
- Tego już za wiele! Przepraszam, Heidi, ale muszę ci porwać moją ukochaną złośnicę i uświadomić jej, co by straciła, gdyby rzeczywiście spełniła tę straszną groźbę, bo chyba już zapomniała. Jutro wieczorem masz też całe mieszkanie tylko dla siebie. My wychodzimy - Michael mruga do mnie porozumiewawczo, a potem bierze na ręce Inge, mimo jej głośnych protestów i w mgnieniu oka znikają za drzwiami swojej sypialni. Ostatnim, co słyszę, zanim przekroczę drzwi swojego pokoju, to głośny śmiech mojej przyjaciółki. Przy okazji uświadamiam sobie kolejną ważną rzecz, a mianowicie, że nie miałabym nic przeciwko, gdybym i ja odnalazła w końcu podobny do nich rodzaj szczęścia u boku osoby, którą szczerze i naprawdę kocham.


💗💗💗💗

10.01.2021


Głośne i irytujące wprost do granic możliwości dzwonienie telefonu, wyrywa mnie gwałtownie z głębokiego i niezwykle przyjemnego snu, z którego nie miałem najmniejszej ochoty się wybudzać, a już na pewno nie w ciągu kilku najbliższych godzin. Ktoś jednak postanowił brutalnie pokrzyżować moje plany, za co powinien smażyć się w piekle. Miałem mu to zresztą zamiar dobitnie za chwilę uświadomić i na powrót zasnąć. Zupełnie będąc niezainteresowanym tym, co ten ktoś będzie miał do powiedzenia. Kto by to nie był, na pewno nie miał żadnej pilnej sprawy, która nie mogłaby poczekać do zdecydowanie bardziej cywilizowanej godziny.


Nie mając wyjścia z westchnieniem ogromnego niezadowolenia, nieprzytomnym wzrokiem rozglądam się po łóżku i szafce stojącej obok niego, poszukując tego znienawidzonego przeze mnie w tym momencie urządzenia. Starając się przy okazji opanować szaleńcze bicie serca wywołanego tą nagłą pobudką. Przeklinam swoje zapominalstwo i niewyciszenie telefonu, zanim to położyłem się spać. Wciąż nie miałem także pojęcia, kto wpadł na genialny pomysł szukania kontaktu ze mną w niedzielę i to przed siódmą rano! Jak zdążyłem zauważyć na stojącym nieopodal zegarku. Przecież to było po prostu karygodne. Jedyną osobą, której mógłbym wybaczyć ten haniebny czyn była Heidi, ale szczerze wątpiłem, aby to ona okazała się moim rozmówcom. Dobrze w końcu wiedziała, że nienawidziłem rano wstawać, a już na pewno nie wtedy, gdy mogłem sobie bezkarnie pozwolić na zostanie dłużej w łóżku, co nie zdarzało się za często w czasie trwania sezonu. Norweżka w przeciwieństwie do mnie na pewno więc nadal smacznie sobie spała. Jej na pewno nikt tak gwałtownie nie pozbawił przyjemności snu.


Gdy po nie mających dla mnie końca poszukiwaniach, odnajduję swój zagubiony telefon pod jedną z poduszek i dostrzegam na jego ekranie imię najlepszego przyjaciela. Mam ochotę coś mu zrobić. Michael miał po prostu przechlapane i nic mu tym razem nie pomoże. Zapewne zrobił to specjalnie. Od zawsze złoszczenie mnie sprawiało mu przecież wielką frajdę.


- Michi, czy ty do reszty oszalałeś? Dlaczego budzisz mnie o tak potwornej godzinie? - zaczynam, nie siląc się na żadne powitanie. Przy okazji układam się ponownie wygodnie na łóżku i przymykam oczy. - Jeśli nie chcesz mi przekazać wiadomości o końcu świata, to się rozłączam. Z każdym innym problemem zadzwoń później, gdy będę już w stanie logicznie myśleć - dodaję, czując jak znowu zaczynam błądzić na granicy jawy i snu.
- Czyli o niczym jeszcze nie wiesz? Tak myślałem - odpowiada mi z wyraźną nutą zmartwienia w głosie, która natychmiast mnie porządnie rozbudza. To było o wiele lepsze od kubła lodowatej wody. Czułem, że stało się coś naprawdę poważnego. Michael na pewno nie przejmowałby się aż tak, jakąś nieznaczącą błahostką.
- Niby o czym nie wiem? Co się dzieje? Z Heidi wszystko w porządku? - próbuję się dowiedzieć jakichś szczegółów, zaczynając się naprawdę obawiać. Zwłaszcza że do głowy jako pierwsze przychodzą mi czarne scenariusze z moją ukochaną brunetką w roli głównej. Staram się jednak opanować i porzucić to pesymistyczne myślenie. Heidi na pewno była cała i zdrowa. Wszystko po prostu musiało być z nią w jak najlepszym porządku. Nie mogło być inaczej.
- Spokojnie, nic jej nie jest. Pewnie jeszcze śpi. Chodzi o coś zupełnie innego, co niestety ma tym razem związek z Nelle. Wygląda na to, że rozpoczęła całkiem perfidną wendetę za porzucenie jej przez twoją osobę - Michael mówi ogródkami, jakby bał się przekazać mi wprost tę najważniejszą wiadomość. Sam fakt, że zamieszana w to była moja była dziewczyna, nie zapowiadał dla mnie pewnie niczego dobrego.
- Możesz mówić trochę jaśniej? Najlepiej od razu przejdź do rzeczy i nie trzymaj mnie dłużej w tej niepewności - denerwuję się, woląc wiedzieć, na czym stoję i z czym będę musiał się tym razem zmierzyć.
- Stefan, bo jakby ci to powiedzieć... - urywa, co ktoś w tle kwituje prychnięciem sporej irytacji. Zapewne Inge tak samo, jak ja miała dość ociągania się Michaela.
- Och, daj mi ten telefon. Sama mu o wszystkim powiem - przez kilka sekund słyszę same szmery, co wyraźnie świadczyło o walce o telefon, z której zwycięsko wychodzi oczywiście Inge. - Cześć, Stefan. Przepraszam, że psujemy ci ten dzień, ale nasza wspaniała Nelle albo ktoś za jej namową stworzył pewien bzdurny artykuł o tobie, który jest delikatnie mówiąc niezbyt pochlebny i aktualnie znajduje się na stronie głównej ich beznadziejnego portalu. W dodatku inne media zaczynają go powoli powielać i rozkładać na czynniki pierwsze. Najpóźniej do południa zrobi się pewnie z tego powodu spory młyn. Zwłaszcza że dopiero co zwyciężyłeś w turnieju i twoja osoba jest teraz dosyć chwytliwym tematem. Tego w żadnym wypadku nie można dlatego tak zostawić. Ona musi ponieść konsekwencje tego, co zrobiła - dziewczyna przekazuje mi te szokujące rewelacje, przyprawiając mnie o spore niedowierzanie i zwątpienie. Nie mogłem uwierzyć, że Nelle mogłaby posunąć się do czegoś tak absurdalnego i bezsensownego. Ryzykując przy tym swoją dobrą opinią w środowisku dziennikarskim, a być może w konsekwencji nawet posadą. Widocznie po raz kolejny postanowiła mi pokazać, jak słabo ją znam i, że jest całkowicie nieprzewidywalna. To był po prostu jakiś koszmar. Musiałem się tylko z niego obudzić.


- Nie martw się jednak na zapas. Na pewno nikt nie uwierzy w te brednie i wszyscy zaraz o tym zapomną, skupiając się na jakiejś innej osobie - Michael stara się mnie pocieszyć, samemu będąc jednak niezbyt do tego przekonanym.
- Chyba sam w to nie wierzysz. Dobrze wiesz, że niektórzy tylko czekają na takie tanie sensacje - byłem pewien, że wiele osób będzie próbowało to na przeróżne sposoby wykorzystać i zrobić wszystko, aby przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Skandale sprzedawały się przecież najlepiej. - Nelle bardzo mnie obsmarowała? - dopytuję, chcąc dowiedzieć się, jak źle jest. Na samą myśl, że będę musiał się przed wszystkimi tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiłem, ogarniała mnie olbrzymia złość. Nelle tym razem posunęła się stanowczo za daleko.
- Najlepiej będzie, jak sam to przeczytasz i ocenisz. Na pewno nie jest to jednak miła lektura - radzi mi przyjaciel, co jasno sugerowało, że było o wiele gorzej, niż myślałem.
- Nie, nawet się nie waż tego teraz czytać - Inge się natychmiast sprzeciwia. - Najpierw powinieneś przyjechać do nas. Przyjaciele będą ci teraz na pewno bardzo potrzebni. Wspólnie powinniśmy się zastanowić, co dalej. Poradzić się kogoś, kto się tym zajmuje, jak to wszystko można odkręcić. Powinieneś też porozmawiać jak najszybciej z Heidi, zanim sama przeczyta ten stek bzdur wyssanych z palca. Jej też to po części na nieszczęście dotyczy - na samo wspomnienie o zamieszaniu w tę sprawę Norweżki, mój nastrój dodatkowo się tylko pogarsza, osiągając niemal samo dno. W końcu Heidi od samego początku właśnie tego się bała i przed tym mnie tysiące razy ostrzegała, gdy upierałem się, że nikogo nie interesuje moje prywatne życie ani to z kim się spotykam. Dlaczego tu musiało stać się właśnie teraz, gdy udało mi się ją prawie przekonać, aby dała szansę naszym uczuciom? Byłem pewien, że po tym cholernym artykule znowu cofniemy się do puntu wyjścia, a o jakiejkolwiek szansie z jej strony będę sobie mógł tylko pomarzyć. Heidi na pewno obwini się o całą tę sytuację i starając się mnie chronić, odsunie się od mojej osoby. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego los nieustannie rzucał naszej dwójce kłody pod nogi i robił wszystko, aby nas ze sobą poróżnić i od siebie skutecznie oddalić.


- O niczym jej przypadkiem nie mówcie. Sam to zrobię. Niedługo u was będę - proszę ich. Podrywając się w pośpiechu z łóżka. Musiałem jakoś przekonać dziewczynę, że ten artykuł nie może zaważyć na naszej dalszej relacji. Nie mogliśmy dać Nelle satysfakcji. Poza tym na pewno znajdę jakiś sposób na jego natychmiastowe sprostowanie. Nelle jeszcze się przekona, że nie wszystko uchodzi jej na sucho, a przede wszystkim, że zadarła tym razem z niewłaściwą osobą, która na pewno się przed nią nie ugnie.
- W porządku. Tylko się pośpiesz. Heidi pewnie niedługo się obudzi - słyszę na pożegnanie od Michaela. Po czym nasze połączenie zostaje przerwane. Zostawiając mnie w przytłaczającej ciszy i niedającym się niczym opanować potwornym mętlikiem w głowie. W co ta Nelle sobie ze mną pogrywała? Liczyła, że czymś takim zmusi mnie do powrotu do niej? A może uważała, że zniszczy mi w ten sposób skutecznie życie?


Zbierając się do wyjścia, ciekawość okazuje się silniejsza ode mnie, dlatego mimowolnie sięgam po telefon i wpisuję w przeglądarkę adres portalu, w którym zatrudniona była Nelle. Już na samym wstępie zostając przytłoczony ogromnym i wprost krzyczącym nagłówkiem do każdego, kto tylko pojawi się na tej stronie. 


"Prawdziwe oblicze lidera kadry austriackiej w skokach narciarskich! Tylko u nas - kim tak naprawdę jest Stefan Kraft!" 


Okazuje się, że ulubieniec austriackich fanów skoków narciarskich i świeżo upieczony zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni ma tak naprawdę dwa oblicza. Tylko nam udało się dotrzeć do bliskiej osoby z jego otoczenia, która z całkowitą szczerością i szczegółami opowiedziała nam o tej prywatnej i zdecydowanie gorszej stronie Stefana Krafta...


Rzucam okiem jedynie na pierwsze linijki tekstu, ale tyle mi wystarcza, aby dowiedzieć się, że jestem egoistycznym, rozkapryszonym i z rozdmuchanym ego gwiazdorem, którego wszyscy dookoła mają już dość. Wliczając w to rodzinę i najbliższych przyjaciół. Co więcej, poza zbytnim zachwyceniem się swoimi sukcesami i rzekomym prowadzeniem bujnego trybu życia towarzyskiego oraz brakiem umiejętności dotrzymania wierności. Ostatnio podobno wpadłem w wyjątkowo złe towarzystwo, które odciąga mnie od tego, co powinno być dla mnie najważniejsze i sprowadza na wyjątkowo złe tory. Pomagając jedynie w moralnyn upadku mojej osoby. Doskonale wiedziałem, że to akurat był znaczący przytyk w stronę Heidi, czego na pewno nie przepuszczę Nelle. O ile oszczerstwa w moją stronę byłem jeszcze w stanie zrozumieć, o tyle nadszarpnięcie dobrego imienia Norweżki było po prostu niewybaczalne. Poza tym te wszystkie brednie były tak absurdalne, że w innych okolicznościach nawet by mnie śmieszyły. Aktualnie jednak stanowiło to wyjątkowo poważną sprawę, którą czym prędzej trzeba było wyjaśnić.


Przez całą drogę do mieszkania przyjaciół mój telefon ani na chwilę myślał umilknąć. Co chwilę rozbrzmiewał z informacją o próbie połączenia się ze mną przez rodziców, menedżera, znajomych i kto wie kogo jeszcze. Dochodził do tego jeszcze stos wiadomości i powiadomień z portali społecznościowych. Wyglądało na to, że wszyscy dowiedzieli się już o najnowszym zawodowym sukcesie Nelle. Miałem tylko nadzieję, że Heidi nie należała jeszcze do tego grona osób. W tym momencie to ona była dla mnie najważniejsza. Wytłumaczenie innym tej całej afery mogło poczekać.


- Naprawdę bardzo mi przykro, że spotkało cię coś takiego. Ta wstrętna wiedźma jeszcze za to wszystko słono zapłaci. Karma prędzej czy później ją dopadnie - Inge przytula mnie przyjaźnie na przywitanie, gdy docieram w końcu do ich mieszkania. - Jak się w ogóle czujesz? - spogląda na mnie ze sporym zmartwieniem w oczach.
- Nie najgorzej. Nic mi nie będzie. Dużo bardziej martwię się o reakcję Heidi - zdradzam blondynce swoje największe obawy związane z całym tym absurdalnym zamieszaniem wywołanym przez szanowną pannę Lisberg.
- Jestem pewna, że zrozumie. Przetrwacie to. Głupi artykuł nie zniszczy tego, co jest między wami, bo jest coś wyjątkowo, prawda? - stara się mnie pocieszyć, ale ja wcale nie byłem już tego taki pewien. Niczego właściwie nie byłem.
- Sam już nie wiem, Inge. Wczoraj było cudownie. Przy nikim nigdy się lepiej nie czułem. Heidi jednoznacznie mi jednak nie odpowiedziała, co dalej się z nami stanie. Była pełna wątpliwości. A teraz jeszcze ten kolejny wybryk Nelle - czułem się tym wszystkim przytłoczony i najzwyczajniej w świecie wykończony. Tego było po prostu za wiele.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Chodź do środka, tam na spokojnie porozmawiamy - zaprasza mnie w głąb mieszkania, gdzie witam się również z Michaelem, który tak samo, jak jego narzeczona stara się mnie pocieszyć i natchnąć wiary w to, że cała ta sprawa zakończyć się szybciej niż rozpoczęła oraz przeminie bez większego echa.


- Napijesz się kawy? - Inge patrzy na mnie z zapytaniem, gdy staramy się znaleźć jakiś sposób na opanowanie tego medialnego szumu, który z każdą chwilą coraz bardziej się rozkręcał. Strach więc było nawet myśleć, co będzie się działo za kilka godzin albo jutro. Ironią losu było, że jedna żądna zemsty osoba mogła dokonać takiego bałaganu.
- Z chęcią - posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech. Ciesząc, że przynajmniej mogłem liczyć na swoich przyjaciół, którzy bez względu na wszystko zawsze stali po mojej stronie.
- A tyle razy cię ostrzegałem, abyś nie wiązał się z dziennikarką i to jeszcze taką, która dąży po trupach do celu. Takie połączenia zazwyczaj nie kończą się dobrze, a potem są z tego same problemy - Michael patrzy na mnie niczym surowy rodzic na swoje niesforne dziecko. - Gdyby to jeszcze było tego wszystkiego warte. Wasz związek od samego początku miał się z celem, a ty doskonale o tym wiedziałeś.
- Teraz zdaję sobie z tego sprawę. Dostałem nauczkę na całe życie, aby tak ślepo nie ufać innym ludziom - przyznaję mu rację. Wiedząc, że aktualnie ponoszę jedynie konsekwencje swoich nieprzemyślanych i pochopnych decyzji. - Dobrze, że przynajmniej Heidi zaangażowana jest w zupełnie inną sferę zawodową. To dobrze wróży na przyszłość - obydwaj zaczynamy się mimowolnie śmiać, co było wyjątkowo miłą odmianą tego poranka.


- Powinieneś jak najszybciej wystosować odpowiednie pismo z żądaniem sprostowania przez ten portal tych bzdur. Nie ma na co czekać. Najpóźniej jutro powinien się pojawić kolejny artykuł. Tym razem z porządnymi przeprosinami - Inge motywuje mnie do jakiegoś działania. Ani myśląc o przepuszczeniu tego Nelle płazem. 
- Bez obaw. Na pewno tego tak nie zostawię. Może jednak na razie nie powinniśmy mówić o niczym Heidi? Przynajmniej do czasu, gdy nie poczynię jakiś kroków, aby to naprawić. Po co ją niepotrzebnie denerwować? Wiecie, jak się wszystkim za bardzo przejmuje - im dłużej o tym myślałem, tym nabierałem większego przekonania, że na chwilę obecną to będzie najlepsze rozwiązanie. Naiwnie przy tym licząc, że sama nie natknie się gdzieś na ten artykuł. 


- O czym niby macie mi nie mówić? I co ty tak właściwie tutaj robisz, Stefan? - odwracam się gwałtownie za siebie, natrafiając na ostrzegawczy wzrok zaspanej Norweżki, która pojawiła się w salonie bezszelestnie, niczym jakiś duch.
- To nic takiego - zaczynam niepewnie, zastanawiając jak to teraz rozegrać. Wszystko już na starcie zaczynało się sypać.
- Nelle zamieniła swoje miejsce pracy w portal plotkarski i obsmarowała Stefana, bo nie radzi sobie z tym, że jej nie chciał - to akurat jak zawsze bezpośrednia Inge opowiada jej wszystko prosto z mostu. - Przepraszam, Stefan, ale niczego nie będziemy ukrywać. Tajemnice nigdy nie kończą się dobrze, a już na pewno nie takie.
- Ja się nie wtrącam - dodaje Michael, wyciągając przed siebie dłonie w obronnym geście. Co kwituję tylko spojrzeniem pełnym wyrzutów w jego kierunku.
- Co takiego? Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Mówiłam ci - Heidi kręci tylko ze zrezygnowaniem głową, po czym zostawia nas samych i wraca do swojego pokoju.
- Poczekaj, Inge. Lepiej będzie, jak ja z nią porozmawiam - zatrzymuję Norweżkę, która chciała do niej pójść. Wiedząc, że to ja powinienem jej wszystko wyjaśnić. Ta sprawa dotyczyła w końcu mojej osoby i miała wpływ na naszą relację.


Pukam niepewnie do drzwi od pokoju Heidi, po czym naciskam pewnie na klamkę i przekraczam próg jej małego królestwa. Spoglądam niepewnie na dziewczynę siedzącą na łóżku z laptopem, w którego zawzięcie się wpatrywała.
- Naprawdę zamierzałeś to przede mną zataić? Stefan, a gdzie nasza obietnica, że zawsze będziemy ze sobą szczerzy? - pyta z jawnym rozczarowaniem w głosie moją postawą. - Czytałeś to w ogóle? - wskazuje na ekran laptopa z otwartym artykułem zapewne autorstwa Nelle.
- Pobieżnie. Mało mnie jednak interesuje, co jest w nim zawarte - wzruszam ramionami, podchodząc bliżej brunetki.
- A mnie wręcz przeciwnie, bo doskonale wiem, że to przeze mnie zostałeś przedstawiony z jak najgorzej strony. To przeze mnie Nelle chce ci zaszkodzić - Heidi zgodnie z moimi przewidywaniami zaczyna się obwiniać. Właśnie tego tak bardzo chciałem jej oszczędzić.
- Nieprawda. Nelle mści się, bo z nią zerwałem. Twoja osoba nie ma tu nic do rzeczy - siadam obok niej na łóżku, dotykając niepewnie jej dłoni, której ku mojemu zdziwieniu nie zabiera. Może jednak wcale nie będzie tak źle?
- Pytanie tylko, dlaczego z nią zerwałeś? Wszyscy doskonale wiemy, że gdybym się tutaj nie pojawiła, wszystko byłoby teraz inaczej. Nadal bylibyście pewnie szczęśliwą parą. To ja odpowiadam za cały ten powstały chaos - miałem wrażenie, że słowom Heidi dotyczącymi mojego związku z Nelle towarzyszy lekka nutka zazdrości. Mimo że była na to zupełnie nieodpowiednia chwila, to i tak ogromnie mnie to cieszyło.
- Nawet jeśli, to tylko i wyłącznie na pozór. Poza tym nikt nie ma pewności, że i tak bym się z nią nie rozstał. Przestań się dlatego obwiniać, bo nie masz o co. Zrozum w końcu, że nie jesteś winna całemu złu tego świata - przyciągam ją do siebie bliżej, mocno przytulając.
- Niby wiem o tym. Czasami jednak myślę, że gdybym została w Norwegii, byłoby po prostu dla niektórych o wiele lepiej - wtula się we mnie jeszcze bardziej. Swój głos ściszając do szeptu.
- Żałujesz, że tu jesteś? - zastanawiam się, patrząc wprost w jej lekko zaszklone oczy.
- Oczywiście, że nie. Odzyskanie cię to jedna z najlepszych rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu. Wiesz jednak, jak Nelle takimi wyssanymi z palca bzdurami może zaszkodzić twojemu wizerunkowi? To na pewno dopiero początek, a sam masz najlepszą świadomość, że jest gotowa posunąć się do wszystkiego. Po prostu nie chcę, abyś musiał przez coś takiego przechodzić. Nie zasługujesz na to - opiera swoją głowę na moim ramieniu, wpatrując się na powrót z odrazą w tekst źródła mojego obecnego największego zmartwienia.


- Zapewniam cię, że mój wizerunek w żadnym stopniu nie ucierpi, bo Nelle to wszystko odkręci i to bardzo szybko. Już ja tego dopilnuję - nagle wpadam na najprostszy pomysł zwyczajnej rozmowy ze sprawczynią tego wszystkiego.
- Niby jak chcesz to osiągnąć? Dobrze wiesz, że ona nie jest skłonna chodzić na żadne kompromisy, a już na pewno nie z kimś, komu chce zaszkodzić - Heidi wydawała się być o wiele mniej skłonna uwierzyć, że Nelle będzie chciała ze mną współpracować.
- Będzie musiała się w takim razie tego nauczyć. Sukces zawodowy jest dla Nelle najważniejszy. Nawet dla chęci zemsty nie zaryzykuje swoją pozycją. W końcu dobrze wie, że nie ma żadnych szans na obronę rzetelności tego, co stworzyła. Albo więc to wszystko odkręci, albo pożegna się z pracą i to natychmiast. Jej procodawca na pewno nie zaryzykuje swoim dobrym imieniem wyłącznie dla niej. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze- uśmiecham się lekko w jej kierunku. Wierząc, że mój plan odniesie powodzenie.
- Obyś rzeczywiście miał rację. Nie wydaje mi się jednak, aby Nelle aż tak ryzykowała w ciemno bez żadnego zabezpieczenia. Tu musi być jakiś haczyk - Heidi wydała się być dużo bardziej sceptyczna ode mnie. Jej chłodna racjonalność za wszelką cenę starała się stonować mój przesadny optymizm.
- Niedługo się przekonamy. Pójdę do niej i raz na zawsze między nami wszystko wyjaśnię. Nelle nie będzie nam więcej sprawiać problemów. Załatwię to - całuję dziewczynę lekko w policzek na pożegnanie, po czym przystępuję z nową energią do działania. Dosyć biernego przeglądania się temu, jak Nelle bezpodstawnie próbuje zrujnować moje życie. - Później do ciebie zadzwonię. Nie martw się. Wszystko się ułoży - gdybym tylko wiedział, jak bardzo się tym razem przeliczyłem, dając tę obietnicę Heidi.