31.12.2020
Kiedy na kawiarnianym zegarze wybija tak wyczekiwana przeze mnie niemal od samego rana upragniona godzina czternasta. Ze sporym uśmiechem przekręcam klucz w drzwiach frontowych oraz zawieszkę informującą o zamknięciu, nawet dziś tak niezwykle chętnie odwiedzanego przez wiele osób lokalu. Następnie zabieram się ze sporym entuzjazmem do dokładnego sprzątania stolików po ostatnich klientach, którzy przed momentem opuścili wnętrze kawiarni. Chcąc mieć to jak najszybciej za sobą i z czystym sumieniem opuścić miejsce pracy, aby tak jak miliardy innych osób na całym świecie rozpocząć dzisiejsze huczne świętowanie pożegnania starego roku i przywitać z radością i ogromnymi nadziejami nowy. Niosący za sobą sporo nowych wyzwań i pokładanych przeze mnie w nadchodzące miesiące nadziei. Głęboko wierzyłam w to, że będzie jeszcze lepszy niż ten, który właśnie powoli odchodzi nieubłaganie w zapomnienie.
Choć może określenie hucznym naszego wspólnego wieczoru z Inge spędzonego zwyczajnie w mieszkaniu, było trochę nad wyraz przesadzone. Obydwie jednak zgodnie stwierdziłyśmy już dużo wcześniej, że nie mamy przesadnej ochoty na jakieś wyjścia do klubu, których w Salzburgu nie brakowało, czy też na inne szaleństwa dzisiejszej nocy, ku wyraźnej uldze jej świeżo upieczonego narzeczonego, który tradycyjnie o tej porze znajdował się z dala od domu, walcząc o jak najlepszy wynik w jedynym z najbardziej prestiżowych turniejów. Tak samo zresztą, jak niemal wszyscy inni nasi bliscy, czy przyjaciele porozrzucani aktualnie po przeróżnych częściach Starego Kontynentu, z którymi mogłybyśmy spędzić tego Sylwestra. Mimo wszystko wcale nie czułam rozczarowania, a nawet cieszyłam się z takiej spokojnej formy powitania Nowego Roku. Dobrze wiedząc, że i tak będzie ona jedną z najlepszych w moim życiu. Z dala od matki i tych okropnych imprez w naszym mieszkaniu, które trwały niekiedy jeszcze tydzień po Sylwestrze oraz otoczenia, w którym przyszło mi spędzić tak wiele długich i pełnych beznadziei lat.
Dzisiejszy dzień miał być dlatego miłą odmianą od swoich corocznych poprzedników, tak jak to było również z całym Bożym Narodzeniem spędzonym z cudowną i pełną dobroci rodziną Stefana na wspomnienie, o czym od razu na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech radości i szczęścia. Wystarczyły zaledwie dwa dni spędzone w towarzystwie tak wspaniałych osób, abym zaznała przynajmniej na moment złudnego poczucia posiadania tak upragnionej przeze mnie od zawsze rodziny oraz niosącego przez nią ciepła. Za co już zawsze będę niezwykle wdzięczna Stefanowi, który tym zaproszeniem zafundował mi jedną z najlepszych niespodzianek pod słońcem.
Jedyną niepokojącą kwestią, jaka z tego wszystkiego wynikła był fakt, że podczas tych wspólnie spędzonych dni niekiedy zapominałam o tym, że Stafan jest nadal w związku z Nelle. Pozwalając sobie przy tym dosyć często na zbyt dużą zażyłość i czułość w stosunku do niego. Bezsprzecznie podczas obecności w jego rodzinnym domu, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, a co gorsza miałam wrażenie, że nasza relacja powoli znowu zaczynała się mi wymykać spod kontroli, czego konsekwencje mogły być niezwykle dotkliwe. Choć wiedziałam, że jak najszybciej to się powinno definitywnie skończyć i naszym obowiązkiem było wrócić do stosownego dystansu między nami, to nie potrafiłam zapanować nad swoimi uczuciami w stosunku do niego, które odczuwałam po raz pierwszy w życiu do drugiej osoby i nie mogłam dłużej ich istnieniu zaprzeczać, czy wypierać jak próbowałam to robić podczas minionych miesięcy. To przez nie chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, a gdy to było niemożliwe, od razu odczuwałam sporą tęsknotę za nim. Za to szczęście Stefana było dla mnie często ważniejsze od własnego. Jego dobro stawiałam na pierwszym miejscu, co było całkiem nowym doświadczeniem po tym, jak przez większość część życia skupiałam się w głównej mierze na sobie. Jakby tego było mało, coraz trudniejszym stawało się powstrzymywanie nasilającego się z każdym dniem pragnienia jego bliskości. Podejrzewałam, że gdybyśmy spędzili ze sobą jeszcze kilka dni więcej, moja silna wola do reszty by osłabła i zrobiłabym coś zakazanego, co przekreśliłoby całą naszą przyjaźń i dosadnie uświadomiło mu, że nie jest dla mnie jedynie przyjacielem. A tego bym zwyczajnie nie zniosła. Przecież Stefan nigdy nie mógł się o tym dowiedzieć. To sprawiłoby, że straciłabym go nieodwołalnie na zawsze.
Nie dość, że to była dla mnie całkiem nowa sytuacja, z którą niekoniecznie sobie radziłam, to w dodatku już na starcie stałam na straconej pozycji. Chyba tylko ja mogłam być taka głupia i obdarzyć kogoś będącego w związku tym czymś, bo słowo zakochanie, czy miłość nawet nie chciały przejść mi przez myśl. Byłam na tyle żałosna, że bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Zupełnie nie wiedząc, co miałabym z tym faktem niby zrobić. Los za to jeszcze raz postanowił sobie ze mnie zakpić, pozwalając, abym otworzyła swoje serce dla kogoś z kim nie miałam praktycznie żadnych szans stworzyć wspólnej przyszłości. Stefan zdecydowanie zasługiwał na kogoś o wiele lepszego ode mnie, jak i również niestety Nelle. Kogoś pełnego dobroci, empatii, umiejącego go docenić. Kogoś, kto mógłby mu dorównać. Mimowolnie spoglądam na otrzymaną ostatnio od niego bransoletkę, obiecując samej sobie, że poradzę sobie jakoś ze stłamszeniem tych uczuć w zarodku. W końcu byłam w tym od zawsze mistrzynią. To zresztą wcale nie mogło być przesadnie trudne, skoro do niedawna jeszcze myślałam, że byłam niezdolna do odczuwania jakiejkolwiek formy miłości.
Choć może określenie hucznym naszego wspólnego wieczoru z Inge spędzonego zwyczajnie w mieszkaniu, było trochę nad wyraz przesadzone. Obydwie jednak zgodnie stwierdziłyśmy już dużo wcześniej, że nie mamy przesadnej ochoty na jakieś wyjścia do klubu, których w Salzburgu nie brakowało, czy też na inne szaleństwa dzisiejszej nocy, ku wyraźnej uldze jej świeżo upieczonego narzeczonego, który tradycyjnie o tej porze znajdował się z dala od domu, walcząc o jak najlepszy wynik w jedynym z najbardziej prestiżowych turniejów. Tak samo zresztą, jak niemal wszyscy inni nasi bliscy, czy przyjaciele porozrzucani aktualnie po przeróżnych częściach Starego Kontynentu, z którymi mogłybyśmy spędzić tego Sylwestra. Mimo wszystko wcale nie czułam rozczarowania, a nawet cieszyłam się z takiej spokojnej formy powitania Nowego Roku. Dobrze wiedząc, że i tak będzie ona jedną z najlepszych w moim życiu. Z dala od matki i tych okropnych imprez w naszym mieszkaniu, które trwały niekiedy jeszcze tydzień po Sylwestrze oraz otoczenia, w którym przyszło mi spędzić tak wiele długich i pełnych beznadziei lat.
Dzisiejszy dzień miał być dlatego miłą odmianą od swoich corocznych poprzedników, tak jak to było również z całym Bożym Narodzeniem spędzonym z cudowną i pełną dobroci rodziną Stefana na wspomnienie, o czym od razu na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech radości i szczęścia. Wystarczyły zaledwie dwa dni spędzone w towarzystwie tak wspaniałych osób, abym zaznała przynajmniej na moment złudnego poczucia posiadania tak upragnionej przeze mnie od zawsze rodziny oraz niosącego przez nią ciepła. Za co już zawsze będę niezwykle wdzięczna Stefanowi, który tym zaproszeniem zafundował mi jedną z najlepszych niespodzianek pod słońcem.
Jedyną niepokojącą kwestią, jaka z tego wszystkiego wynikła był fakt, że podczas tych wspólnie spędzonych dni niekiedy zapominałam o tym, że Stafan jest nadal w związku z Nelle. Pozwalając sobie przy tym dosyć często na zbyt dużą zażyłość i czułość w stosunku do niego. Bezsprzecznie podczas obecności w jego rodzinnym domu, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, a co gorsza miałam wrażenie, że nasza relacja powoli znowu zaczynała się mi wymykać spod kontroli, czego konsekwencje mogły być niezwykle dotkliwe. Choć wiedziałam, że jak najszybciej to się powinno definitywnie skończyć i naszym obowiązkiem było wrócić do stosownego dystansu między nami, to nie potrafiłam zapanować nad swoimi uczuciami w stosunku do niego, które odczuwałam po raz pierwszy w życiu do drugiej osoby i nie mogłam dłużej ich istnieniu zaprzeczać, czy wypierać jak próbowałam to robić podczas minionych miesięcy. To przez nie chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, a gdy to było niemożliwe, od razu odczuwałam sporą tęsknotę za nim. Za to szczęście Stefana było dla mnie często ważniejsze od własnego. Jego dobro stawiałam na pierwszym miejscu, co było całkiem nowym doświadczeniem po tym, jak przez większość część życia skupiałam się w głównej mierze na sobie. Jakby tego było mało, coraz trudniejszym stawało się powstrzymywanie nasilającego się z każdym dniem pragnienia jego bliskości. Podejrzewałam, że gdybyśmy spędzili ze sobą jeszcze kilka dni więcej, moja silna wola do reszty by osłabła i zrobiłabym coś zakazanego, co przekreśliłoby całą naszą przyjaźń i dosadnie uświadomiło mu, że nie jest dla mnie jedynie przyjacielem. A tego bym zwyczajnie nie zniosła. Przecież Stefan nigdy nie mógł się o tym dowiedzieć. To sprawiłoby, że straciłabym go nieodwołalnie na zawsze.
Nie dość, że to była dla mnie całkiem nowa sytuacja, z którą niekoniecznie sobie radziłam, to w dodatku już na starcie stałam na straconej pozycji. Chyba tylko ja mogłam być taka głupia i obdarzyć kogoś będącego w związku tym czymś, bo słowo zakochanie, czy miłość nawet nie chciały przejść mi przez myśl. Byłam na tyle żałosna, że bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Zupełnie nie wiedząc, co miałabym z tym faktem niby zrobić. Los za to jeszcze raz postanowił sobie ze mnie zakpić, pozwalając, abym otworzyła swoje serce dla kogoś z kim nie miałam praktycznie żadnych szans stworzyć wspólnej przyszłości. Stefan zdecydowanie zasługiwał na kogoś o wiele lepszego ode mnie, jak i również niestety Nelle. Kogoś pełnego dobroci, empatii, umiejącego go docenić. Kogoś, kto mógłby mu dorównać. Mimowolnie spoglądam na otrzymaną ostatnio od niego bransoletkę, obiecując samej sobie, że poradzę sobie jakoś ze stłamszeniem tych uczuć w zarodku. W końcu byłam w tym od zawsze mistrzynią. To zresztą wcale nie mogło być przesadnie trudne, skoro do niedawna jeszcze myślałam, że byłam niezdolna do odczuwania jakiejkolwiek formy miłości.
- Jak mam być spokojna, skoro ona też będzie na tej waszej imprezie? Na pewno nie będę udawać, że jestem z tego powodu zadowolona. Domenico to twoja była dziewczyna. Jak ty byś się czuł, gdybym powiedziała ci, że będę się bawić w towarzystwie jednego z moich ex chłopaków? Może powinnam to zrobić? Będziemy wtedy przynajmniej kwita - po wykonaniu wszystkich przydzielonych mi obowiązków. Wchodzę na zaplecze, gdzie Louisa miała zająć się liczeniem naszego dzisiejszego utargu, chcąc sprawdzić, czy już skończyła. Natykam się jednak na dość prywatną rozmowę z jej chłopakiem, a moim przyjacielem. - Świetnie! Ciekawe, czy wieczorem też będziesz pamiętał, że kochasz tylko mnie. Rób sobie, co chcesz. Cześć - rozłącza się ze złością. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej wściekłej, a to nie zapowiadało niczego dobrego.
- Wszystko w porządku? - pytam niepewnie po kilku sekundach. Zmartwiona tą sprzeczką z Domenico. Po początkowych wątpliwościach co do ich związku, zaczęłam im szczerze kibicować, zauważając że naprawdę świetnie do siebie pasują i doskonale uzupełniają. Byli ze sobą ogromnie szczęśliwi i dostrzegał to chyba każdy, kto tylko na nich spojrzał. Przez co jeszcze bardziej nie chciałam, aby to się przypadkiem zepsuło przez jakąś w ogóle niewartą tego błahostkę.
- Nic nie jest w porządku. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Od wyjazdu Domenico do domu na Święta, nie mogę się na niczym skupić. Niemal szaleję z tęsknoty za nim, a nie widzimy się od zaledwie kilku dni. To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło - siada bezradnie przy niewielkim biurku. - W dodatku wybiera się dziś na imprezę ze znajomymi, na której ma być jego była dziewczyna. Była, rozumiesz? - Louisa kręci głową z niedowierzaniem, a jej twarz wyraża jedynie czystą i najprawdziwszą zazdrość. Widocznie nie tylko ja po raz pierwszy doświadczałam ostatnio niektórych uczuć, czy emocji w stosunku do drugiej osoby.
- Właśnie, była dziewczyna. Louisa, naprawdę nie musisz się niczego obawiać. Domenico świata poza tobą nie widzi. W przerwie między zajęciami niemal za każdym razem mówi tylko o tobie. Ostatnio potrafił przyćmić nawet Katinkę, a to nie lada wyczyn. Żadna inna nie jest dlatego dla ciebie zagrożeniem. Jestem tego więcej niż pewna - staram się ją pocieszyć, a przede wszystkim uspokoić. Nie chcąc, aby psuła sobie ten specjalny dzień niepotrzebnym zamartwianiem.
- Żartujesz? Była dziewczyna jest zawsze zagrożeniem. Zapamiętaj to sobie do końca życia. Nie ma chyba niczego gorszego od takiego spotkania. Zaraz zaczną się wspominki, odżyją dawne uczucia. Teraźniejszość w mig straci na znaczeniu, a ja pójdę w odstawkę - upiera się przy swoim.
- Na pewno nie jest tak w tym przypadku. Oni rozstali się ze sobą ponad rok temu. W dodatku to ona zostawiła Domenico, a teraz jest w związku z innym. On za to jest ogromnie szczęśliwy z tobą. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze - przekazuję jej to, co sama wiem na temat zawodu miłosnego, o którym chłopak kiedyś mi opowiadał. Byłam też pewna, że nigdy nie zrobiłby niczego, co zraniłoby Louise. Za bardzo ją kochał, aby być do tego zdolnym.
- Sama już nie wiem. Może masz rację i rzeczywiście zareagowałam zbyt gwałtownie. To jest jednak silniejsze ode mnie. Na nikim innym mi tak nie zależało, jak na Domenico. Przy nim jestem w końcu naprawdę szczęśliwa. Dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić - zdradza mi z delikatnym uśmiechem i lekkim rozmarzeniem w oczach.
- Po raz pierwszy się po prostu naprawdę zakochałaś. Stąd pewnie te wszystkie nowe i niekiedy dziwne odczucia. To jednak nic złego - gdyby ktokolwiek kiedyś mi powiedział, że będę doradzać ludziom w kwestii uczuć, czy związku. Wyśmiałabym go i kazała się iść leczyć. To jednak aktualnie właśnie się działo. Ostatecznie potwierdzając, jak bardzo się zmieniłam na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. - Powinnaś do niego jeszcze raz zadzwonić i na spokojnie porozmawiać. Wyjaśnijcie sobie wszystko. Powiedz, co ci się nie podoba, ale i wysłuchaj argumentów tej drugiej strony. Lepiej znaleźć jakiś kompromis i nie wchodzić w Nowy Rok pokłóconym.
- Chyba muszę się z tobą zgodzić. Tak będzie najlepiej. Zadzwonię, gdy tylko wrócę do domu. Muszę się nauczyć mu bardziej ufać - zapewnia ku mojemu zadowoleniu. - Heidi, myślisz że wyszłam na straszną zołzę? - Louisa pyta po chwili z zawstydzeniem, z czego obydwie zaczynamy się głośno śmiać.
- Może nie na straszną, ale na zołzę już troszeczkę tak - odpowiadam, wciąż się śmiejąc. - Daj, pomogę ci liczyć te pieniądze. We dwie pójdzie nam znacznie szybciej. Szkoda marnować czasu na siedzenie tutaj - oferuję się. Nie chcąc zostawiać dziewczyny z tym samej.
- Dziękuję za wszystko. Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. Jesteś najlepsza - Louisa patrzy na mnie z prawdziwą wdzięcznością.
- Bez przesady. Nie zrobiłam przecież nic specjalnego - wzruszam ramionami, uważając że od tego ma się właśnie przyjaciół.
- Twoje plany na dzisiejszy wieczór są nadal aktualne? - dopytuję z ciekawości, gdy nareszcie opuszczamy z Louisą kawiarnię. Przypominając sobie, że miała się wybrać na domówkę do swojej koleżanki.
- Raczej tak. Elie mi raczej nie odpuści, choć nie mam na to przesadnej ochoty. Jakoś straciłam humor do zabawy. Najchętniej spędziłabym ten wieczór z rodzicami przed telewizorem - odpowiada bez zbytniego entuzjazmu.
- Daj spokój. Masz iść i dobrze się bawić. Tęsknota za Domenico nie może ci popsuć wszystkich planów. Gdzie podziała się ta twoja szalona strona? Ewentualnie możesz zawsze też wpaść do nas. Najwyżej ponudzimy się razem - proponuję. Nie widząc do tego żadnych przeszkód. Inge na pewno również nie miałaby nic przeciwko.
- Moje szaleństwo, wciąż jest na swoim miejscu - odpowiada mi z pewnością. - Dzięki też za zaproszenie. Jeszcze nad tym pomyślę. Może rzeczywiście wpadnę. Inge na pewno dałaby się namówić na rozmowę o zbliżających się wyprzedażach - natychmiast się ożywia, gdy tylko pojawia się temat zakupów.
- O nie, tylko nie to - przekręcam oczami z westchnieniem niezadowolenia, ale dziewczyna oczywiście nic sobie z tego nie robi. Zaczynając z pamięci recytować listę wymarzonych rzeczy, które miała zamiar niedługo kupić.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Heidi. Życzę ci też udanej zabawy w Innsbrucku - Louisa przytula mnie do siebie na pożegnanie. Przypominając przy okazji o zbliżającym się wielkimi krokami wyjeździe, do którego nadal nie byłam do końca przekonana i wahałam się, czy rzeczywiście powinnam opuszczać Salzburg.
- Szczęśliwego Nowego Roku - odwzajemniam jej przyjazny uścisk. - Masz się też w końcu rozchmurzyć. Domenico za kilka dni wróci i znowu będziesz miała go przy sobie, a teraz ciesz się tą chwilą wytchnienia, zamiast niepotrzebnie się zamartwiać. Do zobaczenia - dodaję. Po czym macham jej na pożegnanie. Gdy tylko Louisa znika z zasięgu mojego wzroku, wyciągam swój telefon i dzwonię do pewnego Włocha, któremu miałam zamiar po przyjacielsku uświadomić tak na wszelki wypadek pewne kwestie i przypomnieć, co powinno być dla niego najważniejsze, aby przypadkiem o tym nie zapomniał.
- Już jestem! - wpadam do mieszkania niczym burza, porządnie zdyszana, gdyż ostatni odcinek drogi pokonałam w błyskawicznym tempie, licząc że zdążyłam chociażby na końcówkę transmisji z kwalifikacji do noworocznego konkursu rozgrywanego w Garmisch-Partenkirchen. Ściągam więc tylko w pośpiechu z siebie kurtkę i buty. Przekraczając próg salonu z czapką na głowie i szalikiem zaplątanym na szyi, co przyprawia Inge o spore rozbawienie, które zbywam jedynie machnięciem ręki.
- I jak im poszło? - dopytuję, siadając obok blondynki i zaczynając wpatrywać się z zainteresowaniem w telewizor. Rozbierając się równocześnie do końca.
- Na razie zadowalająco. Wszyscy, za których trzymany kciuki plasują się w ścisłej czołówce - mówi ze sporym uśmiechem zadowolenia, uspokajając przy okazji także mnie.
- A Stefan? - pytam z lekką niepewnością, chcąc poznać więcej szczegółów. Miałam nadzieję, że po zwycięstwie w Oberstdorfie i tym razem podtrzyma świetną formę. Przy okazji w końcu przełamując swoją niemoc w ostatnich latach na tej skoczni.
- Zaraz się przekonamy. Zdążyłaś akurat na jego skok. Ty to masz jednak wyczucie czasu - patrzy na mnie z uznaniem, a ja zaciskam z całej siły kciuki, wstrzymując mimowolnie oddech, gdy Austriak oddaje swój skok na imponującą odległość, pozwalającą zająć mu ostatecznie drugie miejsce.
- Oby jutro udało mu się powtórzyć ten wynik. To byłoby wspaniałe. Miałby też olbrzymią szansę na zwycięstwo w całym turnieju - po zakończeniu kwalifikacji dzielę się z Inge swoimi przemyśleniami.
- To żaden problem. Wystarczy, że odpowiednio go zmotywujesz, a Nelle nie wyprowadzi go zanadto z równowagi swoją obecnością - wzrusza lekko ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Przy okazji przypominając mi o dziewczynie Stefana, która w związku ze swoją pracą miała być obecna na każdych zawodach Turnieju Czterech Skoczni. Byłam też niemal pewna, że dzięki temu będzie próbowała na nowo się do niego zbliżyć i odbudować ich ostatnio niezwykle burzliwe relacje. Co podświadomie niekoniecznie mi się podobało, choć miałam świadomość, że to absolutnie nie była moja sprawa.
- Może to jednak jest właśnie na odwrót i obecność Nelle go motywuje? Kto wie, czy nie doszli ze sobą do porozumienia. Minęło trochę czasu, emocje zdążyły opaść. To doskonały moment do pogodzenia - wypowiadam na głos to, co nie dawało mi spokoju od samego wyjazdu Stefana. Najzwyczajniej w świecie bałam się tego, co Nelle może wymyślić. Dobrze już przecież wiedziałam, że była zdolna do wszystkiego.
- Chyba sama w to nie wierzysz. Heidi, proszę cię, nawet tak nie myśl. Michael mówił mi, że Stefan zamienił z nią ostatnio może raptem parę słów. Oni się unikają i robią wszystko, aby tylko nie przebywać w swoim towarzystwie. Ich związek to zwykła mrzonka. Jestem pewna, że wkrótce nasz przyjaciel znowu będzie do wzięcia - mruga do mnie porozumiewawczo, na co przekręcam tylko oczami z politowaniem.
- Przekaż to jego fankom. Na pewno się ucieszą, bo mnie nic do tego - staram się brzmieć przekonująco, choć obydwie wiedziałyśmy, że to totalna bzdura. Za nic bym się jednak do tego nie przyznała.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Ktoś tu jest małą kłamczuszką - Inge dogryza mi. Śmiejąc się głośno z moich usilnych zaprzeczeń. Przypłacając to rozpoczętą przeze mnie bitwą na poduszki leżącymi na kanapie.
- Szczęśliwego Nowego Roku - odwzajemniam jej przyjazny uścisk. - Masz się też w końcu rozchmurzyć. Domenico za kilka dni wróci i znowu będziesz miała go przy sobie, a teraz ciesz się tą chwilą wytchnienia, zamiast niepotrzebnie się zamartwiać. Do zobaczenia - dodaję. Po czym macham jej na pożegnanie. Gdy tylko Louisa znika z zasięgu mojego wzroku, wyciągam swój telefon i dzwonię do pewnego Włocha, któremu miałam zamiar po przyjacielsku uświadomić tak na wszelki wypadek pewne kwestie i przypomnieć, co powinno być dla niego najważniejsze, aby przypadkiem o tym nie zapomniał.
- Już jestem! - wpadam do mieszkania niczym burza, porządnie zdyszana, gdyż ostatni odcinek drogi pokonałam w błyskawicznym tempie, licząc że zdążyłam chociażby na końcówkę transmisji z kwalifikacji do noworocznego konkursu rozgrywanego w Garmisch-Partenkirchen. Ściągam więc tylko w pośpiechu z siebie kurtkę i buty. Przekraczając próg salonu z czapką na głowie i szalikiem zaplątanym na szyi, co przyprawia Inge o spore rozbawienie, które zbywam jedynie machnięciem ręki.
- I jak im poszło? - dopytuję, siadając obok blondynki i zaczynając wpatrywać się z zainteresowaniem w telewizor. Rozbierając się równocześnie do końca.
- Na razie zadowalająco. Wszyscy, za których trzymany kciuki plasują się w ścisłej czołówce - mówi ze sporym uśmiechem zadowolenia, uspokajając przy okazji także mnie.
- A Stefan? - pytam z lekką niepewnością, chcąc poznać więcej szczegółów. Miałam nadzieję, że po zwycięstwie w Oberstdorfie i tym razem podtrzyma świetną formę. Przy okazji w końcu przełamując swoją niemoc w ostatnich latach na tej skoczni.
- Zaraz się przekonamy. Zdążyłaś akurat na jego skok. Ty to masz jednak wyczucie czasu - patrzy na mnie z uznaniem, a ja zaciskam z całej siły kciuki, wstrzymując mimowolnie oddech, gdy Austriak oddaje swój skok na imponującą odległość, pozwalającą zająć mu ostatecznie drugie miejsce.
- Oby jutro udało mu się powtórzyć ten wynik. To byłoby wspaniałe. Miałby też olbrzymią szansę na zwycięstwo w całym turnieju - po zakończeniu kwalifikacji dzielę się z Inge swoimi przemyśleniami.
- To żaden problem. Wystarczy, że odpowiednio go zmotywujesz, a Nelle nie wyprowadzi go zanadto z równowagi swoją obecnością - wzrusza lekko ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Przy okazji przypominając mi o dziewczynie Stefana, która w związku ze swoją pracą miała być obecna na każdych zawodach Turnieju Czterech Skoczni. Byłam też niemal pewna, że dzięki temu będzie próbowała na nowo się do niego zbliżyć i odbudować ich ostatnio niezwykle burzliwe relacje. Co podświadomie niekoniecznie mi się podobało, choć miałam świadomość, że to absolutnie nie była moja sprawa.
- Może to jednak jest właśnie na odwrót i obecność Nelle go motywuje? Kto wie, czy nie doszli ze sobą do porozumienia. Minęło trochę czasu, emocje zdążyły opaść. To doskonały moment do pogodzenia - wypowiadam na głos to, co nie dawało mi spokoju od samego wyjazdu Stefana. Najzwyczajniej w świecie bałam się tego, co Nelle może wymyślić. Dobrze już przecież wiedziałam, że była zdolna do wszystkiego.
- Chyba sama w to nie wierzysz. Heidi, proszę cię, nawet tak nie myśl. Michael mówił mi, że Stefan zamienił z nią ostatnio może raptem parę słów. Oni się unikają i robią wszystko, aby tylko nie przebywać w swoim towarzystwie. Ich związek to zwykła mrzonka. Jestem pewna, że wkrótce nasz przyjaciel znowu będzie do wzięcia - mruga do mnie porozumiewawczo, na co przekręcam tylko oczami z politowaniem.
- Przekaż to jego fankom. Na pewno się ucieszą, bo mnie nic do tego - staram się brzmieć przekonująco, choć obydwie wiedziałyśmy, że to totalna bzdura. Za nic bym się jednak do tego nie przyznała.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Ktoś tu jest małą kłamczuszką - Inge dogryza mi. Śmiejąc się głośno z moich usilnych zaprzeczeń. Przypłacając to rozpoczętą przeze mnie bitwą na poduszki leżącymi na kanapie.
- Wolisz muffinki z malinowym dżemem, czy czekoladowe ciasto? Na co masz większą ochotę? - Inge pozwala mi wybrać wypiek, który miałyśmy wspólnie przygotować. Ostatnio dziewczyna odkryła w sobie duszę cukiernika i niemal nieustannie rozpieszczała mnie kolejnymi słodkościami, których przygotowywanie sprawiało jej mnóstwo frajdy. - A może upieczemy i ciasto i babeczki? - proponuje, zastanawiając się.
- Jeszcze kilka tygodni kosztowania tych twoich ciast, ciasteczek i babeczek, a będą musiała, przejść na mocno rygorystyczną dietę - mimowolnie spoglądam krytycznym wzrokiem na swoją sylwetkę, która zawsze stanowiła dla mnie jeden z największych kompleksów i brak samoakceptacji. Niski wzrost wcale nie poprawiał w tym przypadku sytuacji.
- Ty? Absolutnie ci to nie grozi. Nadal jesteś straszną chudzinką. Mimo mojego podkarmiania słodyczami - dziewczyna ani myśli przyznać mi racji. - Więc, jak będzie? Pieczemy to i to?
- Niech ci już będzie, łasuchu - przystaję na to, przegrywając z pokusą, a następnie zabieramy się do przygotowań, które sprawiają nam mnóstwo zabawy i wywołują prawdziwe salwy ponownego śmiechu.
Nasze cukiernicze szaleństwo przerywa dopiero głośny dzwonek do drzwi mieszkania, który odrywa nas od bitwy ze sporym udziałem mąki.
- To pewnie nasza pizza. Nareszcie raczyli kogoś z nią wysłać. Pójdę otworzyć. Zaraz wracam, a ty możesz już wstawiać babeczki do piekarnika - otrzepuje się w pośpiechu z białego pyłu, podążając następnie w stronę drzwi. Moment później dobiega do mnie głośny pisk radości Inge, wprawiający mnie w totalne zdezorientowanie, przez które o mało nie wypuszczam blachy z rąk. Czy widok pizzy naprawdę mógłby, aż tak ją ucieszyć? Zaciekawiona podążam w stronę korytarza z zamiarem sprawdzenia tego, a zastany widok sprawia, że wtóruję Inge w jej wyrażeniu niespodziewanej radości i z mojego gardła również wydobywa się przeciągły pisk podekscytowania.
- Sophie, co ty tutaj robisz? - w kilku krokach pokonuję dystans dzielący mnie od niej i Inge. Dołączając do ich mocnego uścisku. Miałam ochotę niemal skakać z radości z powodu niezapowiedzianej obecności brunetki, której ostatnio zaczęło mi ogromnie brakować.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę i przywitać razem Nowy Rok. Sądząc po tym, że za chwilę mnie udusicie, to chyba się mi udało - mówi ze śmiechem, a Inge wraz ze mną zdecydowanie dajemy jej więcej przestrzeni. Orientując, że faktycznie lekko przesadziłyśmy. - Nie mogłabym też osobiście nie pogratulować ci zaręczyn. Tak ogromnie cieszę się z waszego szczęścia. Pokaż to cudeńko, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda - Sophie łapie za dłoń blondynkę, przyglądając się z wyraźnym zadowoleniem pierścionkowi, który z dumą mienił się do nas. Jasno wyrażając, że jej serce jest już nieodwołalnie zajęte.
- Nic dziwnego, skoro do mnie też to jeszcze nie dotarło. Nigdy bym nie pomyślała, że oświadczyny mogą nieść za sobą taką ilość szczęścia - Inge na samo wspomnienie o nich cała się rozpromienia. Nie musiała nawet nic więcej mówić, abyśmy wiedziały, że jest bezgranicznie szczęśliwa.
- Mówiłam ci kiedyś, że tak będzie. To kiedy możemy liczyć na ślub? - dopytuje o to, co każdy z nas ostatnio.
- Nie mam pojęcia, ale pewnie nieprędko. Nawet jeszcze nie rozmawialiśmy o tym z Michaelem. Poza tym nie będziemy się z niczym spieszyć. Mamy czas - studzi nasz zapał. To zresztą byłoby za piękne, gdyby Inge z dnia na dzień stała się fanatyczną miłośniczką ślubów i przygotowań do nich.
- Wiecie, jak ja się za wami stęskniłam? Mogłyście się wyprowadzić jeszcze dalej ode mnie - Sophie zarzuca nam, gdy siada w końcu przy wyspie kuchennej z kubkiem kawy po naszym niekończącym się przywitaniu, przyglądając się z lekkim niedowierzaniem bałaganowi, jaki zostawiłyśmy z Inge.
- My za tobą też. Opowiadaj dlatego szybko, co ciekawego słychać. Przede wszystkim, czy ze zdrowiem wszystko w porządku? Jak też restauracja sobie radzi? - pytam z ogromną ciekawością. Kawiarnia, w której aktulanie pracowałam była świetnym miejscem, ale i tak brakowało mi tego niepowtarzalnego klimatu, jaki posiadała restauracja, którą wprost uwielbiałam.
- Właśnie, chcemy wiedzieć wszystko i to z najdrobniejszmi szczegółami. Bez żadnego kręcenia i zatajania informacji - dodaje Inge, nie spuszczając swojego wzroku z przyjaciółki.
- Wszystko jest porządku z moim zdrowiem. Ostatnie kontrolne badania wyszły pozytywnie. Leki działają i dopóki tak będzie, nic mi nie grozi. Lekarz za każdym razem zapewnia, że przede mną jeszcze bardzo wiele lat życia - oddychamy wraz z Inge z olbrzymią ulgą. Mimo że choroba Sophie od wielu miesięcy znajdowała się w odwrocie, to chyba już zawsze będzie nam towarzyszył cień strachu o nią. - W restauracji też nie mam na co narzekać. Niemal każdego dnia mamy komplet gości. Brakuje nam tylko najlepszej kelnerki i wiernej klientki - mruga do nas porozumiewawczo.
- Bez obaw. Niedługo do was wracam. Ktoś w końcu musi ustawić Malcolma do pionu, bo pewnie ostatnio za bardzo się rozleniwił - we trzy wybuchamy głośnym śmiechem na wspomnienie o tej niekiedy strasznej marudzie, za którą jednak mimo wszystko tęskniłam.
- On też nie może się ciebie doczekać. Ostatnio stwierdził, że woli już nawet znosić twoje złośliwości niż naprawiać kardynalne błędy kolejnych zatrudnionych osób - widocznie faktycznie musiał mieć urwanie głowy, skoro brakowało mu nawet moich żartobliwych docinek, których nigdy sobie nie żałowałam pod jego adresem.
- Nadal nikt nie ostał się na dłuższy czas? - dziwię się. To przecież była niemal praca marzeń w swojej kategorii.
- Niestety. Mamy ostatnio strasznego pecha w kwestii zatrudnienia właściwej osoby.
- Widocznie ta posada jest przeznaczona dla mnie - świadomość, że po powrocie do Norwegii mam od razu zapewnioną pracę i to jeszcze taką, do której od zawsze chodziłam z przyjemnością, była niezwykle pocieszająca.
- A jak tam w małżeństwie, idealna żono? Nadal nudna sielanka? - Inge zaczyna teatralnie ziewać.
- Oczywiście. Taka sama jak od pierwszego dnia. Chyba nie spodziewałaś się czegoś innego - Sophie odpowiada bez najmniejszego zawahania z błogim wyrazem twarzy. Bezsprzecznie była z Halvorem szczęśliwa. Uczucia tej dwójki nic nie było w stanie zniszczyć. Byłam o tym wprost przekonana.
- Szkoda liczyłam na jakieś smaczne kąski i szansę na lekkie poznęcanie się przez to na twoim mężu przy najbliższej okazji, która wydarzy się za kilka dni. Czy wy naprawdę nigdy się ze sobą nie kłócicie? - blondynka nie dowierza.
- Tak na poważnie, to nie. Nie mamy do tego na szczęście powodów - wzrusza ramionami. - Za to zastanawiam się, jak często tutaj latają przysłowiowe talerze. Znając charakterek naszej Inge, pewnie macie ciekawie. Heidi, zdradzisz mi ten sekret? - zwraca się do mnie z konspiracyjnym szeptem.
- Chyba nie chcesz wiedzieć. Michael czasami jest naprawdę wyjątkowo biedny - wzdycham tylko, starając się ukryć swoje rozbawienie.
- I jeszcze ty przeciwko mnie? Ja się tak nie bawię - Inge mierzy nas gniewnym spojrzeniem, co kwitujemy jedynie śmiechem. - Jesteście strasznymi jędzami. Dobrze, że chociaż Michael potrafi mnie mimo wszystko docenić.
- Heidi, rozmawiałaś ostatnio ze swoją mamą? - słyszę nieoczekiwane pytanie od Sophie, gdy cała nasza trójka zabiera się do przygotowania przekąsek na zbliżający się wieczór. Nasza przyjaciółka nie byłaby w końcu sobą, gdyby potrafiła trzymać się z dala od kuchni, choćby przez kilka godzin.
- Ostatnio niestety nie. Od dłuższego już czasu nie odbiera ode mnie telefonu. Zapewne gra obrażoną. To u niej żadna nowość - zwierzam się otwarcie z tego dość męczącego mnie ostatnio faktu.
- Rozumiem. Pytam, bo tuż przed samymi Świętami przyszła do restuaracji - wraz z Inge wpatrujemy się z nią z niemałym szokiem.
- Co takiego? Czego od ciebie chciała? - w mig dopada mnie olbrzymie poczucie wstydu. Widocznie była tak zdesperowana, że musiała jakimś cudem odnaleźć adres restauracji w resztce pozostawionych przeze mnie rzeczy i postanowiła tam spróbować swojego szczęścia ze znalezieniem potrzebnych jej na alkohol funduszy.
- Najpierw pieniędzy, ale gdy zrozumiała, że nie dam ich jej. Przyjęła propozycję obiadu oraz niewielkie zakupy, które dla niej zrobiłam. Posiedziała przy stoliku z godzinę, a potem Malcolm ją odwiózł do mieszkania - wprost nie mogłam uwierzyć, że moja rodzicielka była zdolna posunąć się do czegoś takiego. To było dla mnie takie poniżające. - Porozmawiałyśmy nawet ze sobą chwilę. Pytała o ciebie. Jak sobie radzisz i czy wszystko u ciebie jest na pewno w porządku. Wykazywała naprawdę spore zainteresowanie - prycham jedynie z irytacją. Zupełnie w to nie wierząc.
- Jakby nie mogła spytać o to wszystko osobiście mnie. Była chociaż trzeźwa? - wątpiłam, że bez pomocy alkoholu odegrałaby takie przedstawienie. Chociaż desperacja niekiedy popychała ją i do znacznie gorszych czynów.
- Wydaje mi się, że tak. Nie wyglądała jednak najlepiej. Miałam wrażenie, że coś jej dolega. Była strasznie blada, osłabiona i zmarznięta. Powiedziałam jej, że gdyby czegoś potrzebowała, zawsze może do mnie przyjść, ale więcej się nie pojawiła - kolejne słowa Sophie wzbudzają u mnie spore zmartwienie. Wyglądało na to, że brak płacenia rachunków, zostało przypłacone utratą ogrzewania, a może i nawet prądu w naszym mieszkaniu. Zaczynam przez to ogromnie żałować, że nie wysłałam jej tych cholernych pieniędzy, gdy o nie ostatnio prosiła.
- To moja wina. Nie powinnam była zostawiać jej samej i całkowicie odcinać od pieniędzy. Wiedziałam w końcu, że sama sobie w życiu nie poradzi - zaczynam się obwiniać. To było po prostu silniejsze ode mnie.
- Heidi, to w żadnym wypadku nie jest twoja wina. Twoja mama jest dorosła i gdyby tylko chciała, uzyskałaby potrzebną pomoc - Inge próbuje na mnie wpłynąć. Widząc, co się ze mną dzieje.
- To prawda. Nie możesz się obwiniać o jej wybory, czy o to, jak postępuje - dodaje Sophie.
- Wiem, ale to jednak moja mama. Chciałabym, aby jej los był mi obojętny. Obiecywałam sobie tysiące razy, że zerwę z nią kontakt. Powinnam ją nienawidzić za to wszystko, co mi zrobiła, ale nie potrafię - do oczu napływają mi łzy bezradności. Tak bardzo pragnęłam, aby wyszła ona na prostą. Do tej pory naiwnie marzyłam, że przestanie pić i tym samym odzyskam chociaż jednego rodzica.
- Obiecuję, że po powrocie, sprawdzę co się z nią dzieje. Nie martw się - Sophie przytula mnie mocno do siebie, a ja rozklejam się wtedy na dobre. Dlaczego to wszystko musiało tak okropnie boleć?
- Dziękuję. Nie wiem, co ja bym bez was zrobiła - szlocham. Czując, jak wspomnienia przeszłości próbują się wedrzeć do mojej głowy i zaatakować ze zdwojoną siłą. Przypominając o wszystkich złych rzeczach, których przyszło mi doświadczyć.
Wieczorem, gdy moim dwóm wspaniałym i niezastąpionym przyjaciółkom udaje się poprawić mi humor. Wspólnie zamieniamy salon w idealne miejsce do uczczenia przez nas powitania Nowego Roku. Stolik niemal uginał się od różnorodnych słodkości, które wprost kusiły do spróbowania. W tle rozbrzmiewały najbardziej znane imprezowe przeboje, a kanapa stanowiła najwygodniejsze miejsce pod słońcem, gdzie to poświęcałyśmy czas na niekończącą się rozmowę na każdy możliwy interesujący nas temat. Nie brakowało przy tym śmiechu, czy żartów z siebie nawzajem. Możliwości spędzenia czasu w takim towarzystwie nie oddałabym za nic innego. Przy nikim nie czułam się bardziej swobodnie.
- Skoro więc obydwie odnaleźliśmy swoje drugie połówki. Musimy jeszcze postarać się, aby Heidi również spotkało to szczęście - mimowolnie zostaje poruszony temat, którego wolałabym uniknąć za wszelką cenę. - Z kim by tu ją można było zeswatać? - Inge patrzy porozumiewawczo na Sophie. Byłam pewna, że obydwie właśnie pomyślały o tym samym.
- Błagam, tylko nie to. Ja nikogo nie potrzebuję do szczęścia. Samej jest mi idealnie - upieram się z nadzieją, że mi odpuszczą i skierują rozmowę na zupełnie inny tor.
- Czyżby? - spoglądają na mnie z politowaniem. Absolutnie nie dając się nabrać na moje usilne przekonywanie. - Naprawdę nie chciałabyś mieć poczucia, że zawsze masz na kogo liczyć? Albo, że cokolwiek by się nie stało, ten ktoś zawsze będzie po twojej stronie? - zasypują mnie dobrze znanymi frazesami.
- Nawet gdybym chciała, to i tak nikt taki jeszcze nie stanął na mojej drodze - staram się je przekonać. Oczywiście bezskutecznie.
- Nie? A taki jeden Austriak, który dosyć często tu wpada. Wiesz, ten dosyć niski brunet, z którym to spędzasz mnóstwo czasu - Inge próbuje zmusić mnie do przyznania się do uczuć, jakie żywiłam do Stefana, z których wydawała się doskonale zdawać sprawę.
- Ten Austriak ma już dziewczynę. Więc nawet gdybym się w nim czysto hipotetycznie zakochała, to i tak byłoby to wyłącznie jednostronne uczucie - prawda płynąca z tych słów nieoczekiwanie mocno mnie dołuje.
- To się niedługo okaże - Inge posyła nam nieodgadniony uśmieszek, a ja zaczynam się bać, że niektórzy znowu coś knują za moimi plecami.
Kiedy nadchodzi tak długo wyczekiwany przez nas moment, a wskazówki zegara wskazują praktycznie północ. Moim jedynym życzeniem na nadchodzący rok jest prośba, aby te wszystkie osoby, które mnie ostatnio otaczały, nadal były obecne w moim życiu. Niczego więcej poza nimi już nie potrzebowałam.
- Trzy, Dwa, Jeden. Szczęśliwego Nowego Roku - wypowiadamy równocześnie, a korek od bezalkoholowego szampana, którego w ostatniej chwili jakimś cudem udało nam się znaleźć w okoliczym sklepie ze względu na przyjmowane przez Sophie leki, wystrzeliwuje z głośnym hukiem. Po czym składamy sobie nawzajem szczere życzenia, pochodzące wprost z głębi serca.
Wychodzę na niewielki balkon. Wybierając doskonale mi znany numer w akompaniamencie głośnego wystrzeliwania fajerwerków, które podziwiam ze sporym uznaniem. Czekając cierpliwie, aż usłyszę tak uwielbiany przeze mnie głos. Z ogromną nadzieją, że Stefan mimo wszystko nie dzieli tej magicznej chwili z Nelle.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Heidi. Oby przyniósł ci same sukcesy i szczęśliwe dni - zaczyna jako pierwszy, gdy tylko odbiera. Wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech, który gościł zresztą dzisiaj na niej, niemal nieustannie.
- Szczęśliwego Nowego Roku. Niech spełnią się wszystkie twoje marzenia - życzę mu szczerze. Trochę żałując, że nie mogę powiedzieć mu tego prosto w oczy. - Jak nastrój przed jutrzejszym dniem? Michael cię tym razem dobrze pilnuje? - chichoczę, nie mogąc sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości pod jego adresem.
- Wypraszam sobie. Nikt nie musi mnie pilnować - obrusza się.
- Jesteś tego pewien? - odpowiadam mu z przekorą. Drocząc się z nim.
- Jestem. W tym roku żadnych sylwestrowych szaleństw. Zaraz idę spać. Tym razem nie przestanę się liczyć w walce już po konkursie noworocznym. Czas przełamać tę fatalną passę. Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy - Stefan był wyjątkowo zdeterminowany, aby po raz drugi osiągnąć tak od dawna upragniony cel, który raz za razem wymykał się mu ostatnio z rąk.
- Mogę ci tylko życzyć powodzenia i trzymać kciuki. Stefan, po prostu zapomnij, że to Turniej Czterech Skoczni. Potraktuj to jak zwyczajne zawody. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie narzucaj na siebie zbyt wielkiej presji. Ty już nie musisz niczego udowadniać. A dla mnie bez względu na wszystko i tak będziesz najlepszy. Nieważne, czy jutro wygrasz, czy będziesz ostatni - zapewniam. Dla mnie nigdy nie liczyło się to, ile wygrał konkursów, czy ile ma medali z przeróżnych imprez, a to jakim był człowiekiem. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
- Dziękuję za wiarę i te słowa otuchy. Wiesz, że też jesteś najlepsza? - byłam pewna, że właśnie się uśmiechał w ten charakterystyczny sposób.
- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Razem tworzymy duet najlepszych osób pod słońcem. Nikt nigdy nie będzie w stanie nam dorównać - żartuję, co obydwoje kwitujemy głośnym śmiechem. - Nie będę ci dłużej zajmować czasu. Na pewno chcesz odpocząć. Dobranoc - zaczynam się z nim żegnać, choć robię to z niechęcią. Z wielką przyjemnością rozmawiałabym z nim nawet całą noc.
- Udanej dalszej zabawy z dziewczynami. Mam też nadzieję, że widzimy się w Innsbrucku.
- Raczej tak. Przynajmniej na razie wszystko jest aktualne. Inge na pewno mi i tak nie odpuści. Do usłyszenia - rozłączam się. Zaczynając rozmyślać o zbliżającym się wielkimi krokami wyjeździe. Nie byłam przekonana, czy byłam gotowa na kolejne możliwe starcie z Nelle. Czego się jednak nie robiło dla osoby, którą się prawdopodobnie kochało.
Korzystając z okazji i mając na uwadze to, czego dowiedziałam się dzisiaj od Sophie. Próbuję się skontaktować ze swoją rodzicielką, jednak tak jak w ostatnim czasie bez większego rezultatu. Po kilku sygnałach zgłasza się tylko poczta głosowa, której głos znałam już na pamięć. Nie rozumiałam, dlaczego kompletnie ignorowała każdą próbę kontaktu z mojej strony. Czy naprawdę była, aż tak obrażona za to, że nie wysłałam jej tych pieniędzy, gdy ostatnim razem o nie prosiła?
Wracam do środka, starając się dłużej nie roztrząsać dziwnego zachowania mojej matki oraz nie dopuścić do głosu wyrzutów sumienia z powodu postawienia się jej w tak stanowczy sposób po raz pierwszy w życiu. Mając nadzieję, że mimo wszystko jakoś sobie radzi i rzeczywiście nic złego się jej nie dzieje.
- Błagam, tylko nie to. Ja nikogo nie potrzebuję do szczęścia. Samej jest mi idealnie - upieram się z nadzieją, że mi odpuszczą i skierują rozmowę na zupełnie inny tor.
- Czyżby? - spoglądają na mnie z politowaniem. Absolutnie nie dając się nabrać na moje usilne przekonywanie. - Naprawdę nie chciałabyś mieć poczucia, że zawsze masz na kogo liczyć? Albo, że cokolwiek by się nie stało, ten ktoś zawsze będzie po twojej stronie? - zasypują mnie dobrze znanymi frazesami.
- Nawet gdybym chciała, to i tak nikt taki jeszcze nie stanął na mojej drodze - staram się je przekonać. Oczywiście bezskutecznie.
- Nie? A taki jeden Austriak, który dosyć często tu wpada. Wiesz, ten dosyć niski brunet, z którym to spędzasz mnóstwo czasu - Inge próbuje zmusić mnie do przyznania się do uczuć, jakie żywiłam do Stefana, z których wydawała się doskonale zdawać sprawę.
- Ten Austriak ma już dziewczynę. Więc nawet gdybym się w nim czysto hipotetycznie zakochała, to i tak byłoby to wyłącznie jednostronne uczucie - prawda płynąca z tych słów nieoczekiwanie mocno mnie dołuje.
- To się niedługo okaże - Inge posyła nam nieodgadniony uśmieszek, a ja zaczynam się bać, że niektórzy znowu coś knują za moimi plecami.
Kiedy nadchodzi tak długo wyczekiwany przez nas moment, a wskazówki zegara wskazują praktycznie północ. Moim jedynym życzeniem na nadchodzący rok jest prośba, aby te wszystkie osoby, które mnie ostatnio otaczały, nadal były obecne w moim życiu. Niczego więcej poza nimi już nie potrzebowałam.
- Trzy, Dwa, Jeden. Szczęśliwego Nowego Roku - wypowiadamy równocześnie, a korek od bezalkoholowego szampana, którego w ostatniej chwili jakimś cudem udało nam się znaleźć w okoliczym sklepie ze względu na przyjmowane przez Sophie leki, wystrzeliwuje z głośnym hukiem. Po czym składamy sobie nawzajem szczere życzenia, pochodzące wprost z głębi serca.
Wychodzę na niewielki balkon. Wybierając doskonale mi znany numer w akompaniamencie głośnego wystrzeliwania fajerwerków, które podziwiam ze sporym uznaniem. Czekając cierpliwie, aż usłyszę tak uwielbiany przeze mnie głos. Z ogromną nadzieją, że Stefan mimo wszystko nie dzieli tej magicznej chwili z Nelle.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Heidi. Oby przyniósł ci same sukcesy i szczęśliwe dni - zaczyna jako pierwszy, gdy tylko odbiera. Wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech, który gościł zresztą dzisiaj na niej, niemal nieustannie.
- Szczęśliwego Nowego Roku. Niech spełnią się wszystkie twoje marzenia - życzę mu szczerze. Trochę żałując, że nie mogę powiedzieć mu tego prosto w oczy. - Jak nastrój przed jutrzejszym dniem? Michael cię tym razem dobrze pilnuje? - chichoczę, nie mogąc sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości pod jego adresem.
- Wypraszam sobie. Nikt nie musi mnie pilnować - obrusza się.
- Jesteś tego pewien? - odpowiadam mu z przekorą. Drocząc się z nim.
- Jestem. W tym roku żadnych sylwestrowych szaleństw. Zaraz idę spać. Tym razem nie przestanę się liczyć w walce już po konkursie noworocznym. Czas przełamać tę fatalną passę. Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy - Stefan był wyjątkowo zdeterminowany, aby po raz drugi osiągnąć tak od dawna upragniony cel, który raz za razem wymykał się mu ostatnio z rąk.
- Mogę ci tylko życzyć powodzenia i trzymać kciuki. Stefan, po prostu zapomnij, że to Turniej Czterech Skoczni. Potraktuj to jak zwyczajne zawody. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie narzucaj na siebie zbyt wielkiej presji. Ty już nie musisz niczego udowadniać. A dla mnie bez względu na wszystko i tak będziesz najlepszy. Nieważne, czy jutro wygrasz, czy będziesz ostatni - zapewniam. Dla mnie nigdy nie liczyło się to, ile wygrał konkursów, czy ile ma medali z przeróżnych imprez, a to jakim był człowiekiem. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
- Dziękuję za wiarę i te słowa otuchy. Wiesz, że też jesteś najlepsza? - byłam pewna, że właśnie się uśmiechał w ten charakterystyczny sposób.
- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Razem tworzymy duet najlepszych osób pod słońcem. Nikt nigdy nie będzie w stanie nam dorównać - żartuję, co obydwoje kwitujemy głośnym śmiechem. - Nie będę ci dłużej zajmować czasu. Na pewno chcesz odpocząć. Dobranoc - zaczynam się z nim żegnać, choć robię to z niechęcią. Z wielką przyjemnością rozmawiałabym z nim nawet całą noc.
- Udanej dalszej zabawy z dziewczynami. Mam też nadzieję, że widzimy się w Innsbrucku.
- Raczej tak. Przynajmniej na razie wszystko jest aktualne. Inge na pewno mi i tak nie odpuści. Do usłyszenia - rozłączam się. Zaczynając rozmyślać o zbliżającym się wielkimi krokami wyjeździe. Nie byłam przekonana, czy byłam gotowa na kolejne możliwe starcie z Nelle. Czego się jednak nie robiło dla osoby, którą się prawdopodobnie kochało.
Korzystając z okazji i mając na uwadze to, czego dowiedziałam się dzisiaj od Sophie. Próbuję się skontaktować ze swoją rodzicielką, jednak tak jak w ostatnim czasie bez większego rezultatu. Po kilku sygnałach zgłasza się tylko poczta głosowa, której głos znałam już na pamięć. Nie rozumiałam, dlaczego kompletnie ignorowała każdą próbę kontaktu z mojej strony. Czy naprawdę była, aż tak obrażona za to, że nie wysłałam jej tych pieniędzy, gdy ostatnim razem o nie prosiła?
Wracam do środka, starając się dłużej nie roztrząsać dziwnego zachowania mojej matki oraz nie dopuścić do głosu wyrzutów sumienia z powodu postawienia się jej w tak stanowczy sposób po raz pierwszy w życiu. Mając nadzieję, że mimo wszystko jakoś sobie radzi i rzeczywiście nic złego się jej nie dzieje.
💗💗💗💗
03.01.2021
Budzę się w doskonałym humorze, będąc przekonanym, że to będzie kolejny dobry dzień. Do konkursu, który miał odbyć się za kilka godzin, również podchodziłem z niezwykłym entuzjazmem, ale i przekonaniem, że znajduję w naprawdę dobrej formie, z którą mam olbrzymią szansę na końcowy triumf w całym turnieju. Po pokonaniu w przyzwoitym stylu największej dla mnie przeszkody, który stanowił również mój najgorszy koszmar od wielu sezonów i zajęciu trzeciego miejsca. Droga do upragnionego sukcesu stała otworem, a co więcej wszystko było w moich rękach. Kolejnym niezwykle radosnym faktem była obecność Heidi, która miała podziwiać dzisiejszy konkurs na żywo. Nie mogłem się już doczekać spotkania z nią. Mimo że nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni. Zdążyłem się za nią niewyobrażalnie mocno stęsknić. Byłem też pewien, że jej wsparcie i świadomość, że znajduje się blisko mnie, doda mi tylko jeszcze większej motywacji i pozwoli wykrzesać z siebie jeszcze więcej determinacji.
- Widzę, że masz wyśmienity humor - słyszę od Michaela, gdy tylko wraca w końcu do pokoju po śniadaniu, które ja zdążyłem zjeść już dobry kwadrans temu i znudziłem się czekaniem na niego.
- A ty nie? Zobaczysz się przecież niedługo z Inge. Jeszcze wczoraj nie mogłeś się tego doczekać. Poza tym wszystko wprost doskonale się nam na razie układa - uśmiech ani myśli zejść mi z twarzy.
- Uważaj, abyś nie powiedział tego w złą godzinę. Nelle czeka na ciebie koło recepcji. Podobno to pilne. Była jak zawsze milutka, gdy mi to przekazywała w postaci wydania rozkazu, który nie dopuszcza sprzeciwu - krzywi się na samo wspomnienie o dziewczynie. Ta rozmowa rzeczywiście mogła zdecydowanie zburzyć mój pozytywny nastrój. - Jak to w ogóle między wami jest, bo już się pogubiłem? Jesteście razem, czy nie? - wcale nie dziwiłem się Michaelowi, bo sam tak do końca nie umiałem tego wytłumaczyć.
- Nijak. Wiesz, że praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. Nasze rozstanie to czysta formalność, bo już teraz żyjemy osobno. Ciągnięcie tego nie ma absolutnie żadnego sensu - mówię zgodnie z prawdą.
- Obyś rzeczywiście miał rację i Nelle myślała podobnie. W innym przypadku będziesz miał nie lada problem - mój przyjaciel wcale nie wydawał się być taki pewien, że rozstanę się z dziewczyną w zgodzie i bez większych konfliktów.
- Pójdę sprawdzić, co takiego skłoniło ją do pofatygowania się tutaj. Niedługo wracam.
- Powodzenia - nie mając wyjścia, opuszczam pokój z towarzyszącą mi nadzieją, że Nelle nie miała zamiaru rozpoczynać między nami kolejnej kłótni. Żadne z nas tego do niczego nie potrzebowało.
Spoglądam na siedzącą na jednej z kanap dziewczynę, nie odczuwając właściwie niczego w stosunku do jej osoby. Nelle nawet nie wiem, kiedy stała się mi zupełnie obojętna. Zachwyt nią bezpowrotnie minął. Brak pójścia na jakikolwiek kompromis i notoryczne skandaliczne zachowania względem innych osób, zrobiły niestety swoje. Ukazanie przez Nelle jej prawdziwego oblicza spowodowało, że utraciłem wobec niej wszystkie pozytywne odczucia.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać. Nie mam całego dnia, wiesz? - zaczyna nieprzyjemnie, a ja zastanawiam się, jakim cudem mogłem w ogóle związać się z kimś takim. Co mnie opętało, że byłem gotów poświęcić znajomość z Heidi na rzecz kogoś takiego.
- O co więc chodzi? - pytam niewzruszony z chęcią jak najszybszego powrotu na górę.
- Nie sądzisz, że czas najwyższy zakończyć to dziecinne obrażanie się na siebie i pogodzić? Obydwoje zawiniliśmy, ale zapomnijmy o tym i zacznijmy od nowa. Doskonale wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. Brakuje mi ciebie - Nelle coraz bardziej się do mnie zbliża z zamiarem pewnie przytulenia, ale jej na to nie pozwalam.
- Słucham? Z tego, co pamiętam, to ty postawiłaś mi ultimatum o zakończeniu znajomości z Heidi, a nie ja tobie - nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna próbowała się kolejny raz wybielić. To wprost nie mieściło się mi w głowie.
- Ale to ty zadawałeś się z tą dziewuchą, a od tego wszystko się zaczęło. To ona ponosi winę za całą tę sytuację między nami. Gdyby została w tej swojej Norwegii, nadal bylibyśmy szczęśliwą parą. Zmarnowaliśmy przez nią tyle czasu - znowu zaczynało się to samo, ale nie zamierzałem tego tym razem słuchać.
- Dosyć! Nie zaczynaj od nowa tego samego, bo i tak mnie nie przekonasz. To nie jest czas ani miejsce na rozmowę o nas, czy naszym związku - choć najchętniej powiedziałbym już teraz Nelle, że to definitywny koniec. Nie chciałem robić tego w taki sposób. Mimo wszystko nawet ona nie zasługiwała na coś takiego.
- Niby więc kiedy będzie czas? Ile jeszcze mam czekać, aż w końcu się zdeklarujesz? - patrzy na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
- Umówimy się po zakończeniu Turnieju. Wtedy na spokojnie wszystko sobie wyjaśnimy. Do tego czasu niech wszystko zostanie tak, jak jest - proponuję najbardziej korzystne dla wszystkich rozwiązanie.
- Niech ci będzie. Pamiętaj jednak, że bardzo cię kocham. Mam nadzieję, że dzisiaj wygrasz. Liczę też potem na porządny wywiad. Masz mi wiele do wynagrodzenia - szepcze mi do ucha, a potem składa lekki pocałunek na policzku. - Do zobaczenia na skoczni, skarbie - żegna mnie, wprawiając w zupełne osłupienie. Wyglądało na to, że Nelle znowu odwrotnie zinterpretowała moje zamiary względem naszej dalszej przyszłości. Za kilka dni spotka ją pewnie przez to olbrzymie rozczarowanie, ale w żaden sposób nie dało się tego uniknąć.
- Widzę, że masz wyśmienity humor - słyszę od Michaela, gdy tylko wraca w końcu do pokoju po śniadaniu, które ja zdążyłem zjeść już dobry kwadrans temu i znudziłem się czekaniem na niego.
- A ty nie? Zobaczysz się przecież niedługo z Inge. Jeszcze wczoraj nie mogłeś się tego doczekać. Poza tym wszystko wprost doskonale się nam na razie układa - uśmiech ani myśli zejść mi z twarzy.
- Uważaj, abyś nie powiedział tego w złą godzinę. Nelle czeka na ciebie koło recepcji. Podobno to pilne. Była jak zawsze milutka, gdy mi to przekazywała w postaci wydania rozkazu, który nie dopuszcza sprzeciwu - krzywi się na samo wspomnienie o dziewczynie. Ta rozmowa rzeczywiście mogła zdecydowanie zburzyć mój pozytywny nastrój. - Jak to w ogóle między wami jest, bo już się pogubiłem? Jesteście razem, czy nie? - wcale nie dziwiłem się Michaelowi, bo sam tak do końca nie umiałem tego wytłumaczyć.
- Nijak. Wiesz, że praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. Nasze rozstanie to czysta formalność, bo już teraz żyjemy osobno. Ciągnięcie tego nie ma absolutnie żadnego sensu - mówię zgodnie z prawdą.
- Obyś rzeczywiście miał rację i Nelle myślała podobnie. W innym przypadku będziesz miał nie lada problem - mój przyjaciel wcale nie wydawał się być taki pewien, że rozstanę się z dziewczyną w zgodzie i bez większych konfliktów.
- Pójdę sprawdzić, co takiego skłoniło ją do pofatygowania się tutaj. Niedługo wracam.
- Powodzenia - nie mając wyjścia, opuszczam pokój z towarzyszącą mi nadzieją, że Nelle nie miała zamiaru rozpoczynać między nami kolejnej kłótni. Żadne z nas tego do niczego nie potrzebowało.
Spoglądam na siedzącą na jednej z kanap dziewczynę, nie odczuwając właściwie niczego w stosunku do jej osoby. Nelle nawet nie wiem, kiedy stała się mi zupełnie obojętna. Zachwyt nią bezpowrotnie minął. Brak pójścia na jakikolwiek kompromis i notoryczne skandaliczne zachowania względem innych osób, zrobiły niestety swoje. Ukazanie przez Nelle jej prawdziwego oblicza spowodowało, że utraciłem wobec niej wszystkie pozytywne odczucia.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać. Nie mam całego dnia, wiesz? - zaczyna nieprzyjemnie, a ja zastanawiam się, jakim cudem mogłem w ogóle związać się z kimś takim. Co mnie opętało, że byłem gotów poświęcić znajomość z Heidi na rzecz kogoś takiego.
- O co więc chodzi? - pytam niewzruszony z chęcią jak najszybszego powrotu na górę.
- Nie sądzisz, że czas najwyższy zakończyć to dziecinne obrażanie się na siebie i pogodzić? Obydwoje zawiniliśmy, ale zapomnijmy o tym i zacznijmy od nowa. Doskonale wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. Brakuje mi ciebie - Nelle coraz bardziej się do mnie zbliża z zamiarem pewnie przytulenia, ale jej na to nie pozwalam.
- Słucham? Z tego, co pamiętam, to ty postawiłaś mi ultimatum o zakończeniu znajomości z Heidi, a nie ja tobie - nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna próbowała się kolejny raz wybielić. To wprost nie mieściło się mi w głowie.
- Ale to ty zadawałeś się z tą dziewuchą, a od tego wszystko się zaczęło. To ona ponosi winę za całą tę sytuację między nami. Gdyby została w tej swojej Norwegii, nadal bylibyśmy szczęśliwą parą. Zmarnowaliśmy przez nią tyle czasu - znowu zaczynało się to samo, ale nie zamierzałem tego tym razem słuchać.
- Dosyć! Nie zaczynaj od nowa tego samego, bo i tak mnie nie przekonasz. To nie jest czas ani miejsce na rozmowę o nas, czy naszym związku - choć najchętniej powiedziałbym już teraz Nelle, że to definitywny koniec. Nie chciałem robić tego w taki sposób. Mimo wszystko nawet ona nie zasługiwała na coś takiego.
- Niby więc kiedy będzie czas? Ile jeszcze mam czekać, aż w końcu się zdeklarujesz? - patrzy na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
- Umówimy się po zakończeniu Turnieju. Wtedy na spokojnie wszystko sobie wyjaśnimy. Do tego czasu niech wszystko zostanie tak, jak jest - proponuję najbardziej korzystne dla wszystkich rozwiązanie.
- Niech ci będzie. Pamiętaj jednak, że bardzo cię kocham. Mam nadzieję, że dzisiaj wygrasz. Liczę też potem na porządny wywiad. Masz mi wiele do wynagrodzenia - szepcze mi do ucha, a potem składa lekki pocałunek na policzku. - Do zobaczenia na skoczni, skarbie - żegna mnie, wprawiając w zupełne osłupienie. Wyglądało na to, że Nelle znowu odwrotnie zinterpretowała moje zamiary względem naszej dalszej przyszłości. Za kilka dni spotka ją pewnie przez to olbrzymie rozczarowanie, ale w żaden sposób nie dało się tego uniknąć.
Po przyjęciu szczerych i wyjątkowo wylewnych gratulacji od rodziny, która była ze mnie tym razem, aż nad wyraz dumna. Co sprawiało mi ogrom radości. Mogącej się w zupełności równać z tą, jaką poczułem przed kilkunastoma minutami, gdy wygrałem. Spoglądam na stojącą obok mamy Heidi, która z szerokim uśmiechem przysłuchiwała się od kilku już minut naszym standardowym rozmowom o wszystkim i niczym. Od czasu do czasu dzieląc się także swoimi opiniami albo odczuciami, czując coraz swobodniej w tej lekko zwariowanej gromadce, jaką stanowiła moja rodzina. Cierpliwie też tłumaczyła mojej babci wszelkie niejasności związane z dzisiejszym konkursem, do czego inni się przesadnie nie kwapili. W przeciwieństwie do nich dziewczyna nie miała z tym żadnego problemu, a co więcej miałem wrażenie, że nie robiła tego z poczucia zwykłego obowiązku i sprawiało jej to naprawdę mnóstwo przyjemności. Byłem też wprost zdumiony tym, jak świetny kontakt posiadała z niemal każdym członkiem mojej rodziny w przeciwieństwie do Nelle, która mimo swojej obecności na skoczni, nawet nie pofatygowała się do przywitania, chociażby z moimi rodzicami. Nie miało to już jednak dla mnie większego znaczenia. Nasz związek i tak za kilka dni miał definitywnie się skończyć, na co byłem w stu procentach zdecydowany. Dobrze wiedząc, że rozstanie będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem i przyniesie za sobą jedynie upragnioną ulgę. Już teraz żyliśmy osobno, a przeprowadzenie takiej rozmowy bez względu na protesty dziewczyny miało być zwykłą formalnością, a przynajmniej na to liczyłem.
- Przepraszamy was na moment, ale obiecałem Heidi, że coś jej pokażę. Niedługo wrócimy - niewiele myśląc, łapię delikatnie dziewczynę za rękę. Zaczynając ciągnąć za sobą. Doskonale wiedząc, że to jedyny sposób na rozmowę z nią.
- Tylko wracajcie szybko, bo mamy jeszcze sporo do obgadania z Heidi, prawda? - babcia mruga do niej ze śmiechem. Jeszcze trochę i byłem pewien, że stracę pozycję ulubionego wnuczka.
- Oczywiście. Zaraz wracam, proszę pani - zapewnia.
- Mamy taką nadzieję. Obiecałaś w końcu, że wybierzesz się z nami na kubek gorącej herbaty. W pobliżu serwują jedną z najlepszych w mieście - dodaje dziadek Harold, który wprost uwielbiał toczyć niekończące się rozmowy z Norweżką dotyczące ich wspólnej pasji. W obecności dziewczyny jego zapał do historii na nowo odżywał, a myśli o utraconej żonie i przeszłości przestawały być tymi dominującymi.
- Nie przypominam sobie, że miałeś mi cokolwiek pokazać - Heidi patrzy na mnie lekko rozbawiona, gdy coraz bardziej oddalamy się od moich bliskich. Domyślając, że posunąłem się do niewinnego kłamstewka.
- To była jedyna możliwość na pobycie przez chwilę wyłącznie z tobą. Jesteś tak rozchwytywana przez moją rodzinę, że w życiu nie daliby mi spokojnie z tobą przy nich porozmawiać. Poza tym stęskniłem się - mówię szczerze, ściskając pewniej jej dłoń, która nadal była spleciona z moją. Żadnemu z nas to jednak w ogóle nie przeszkadzało.
- Ja za tobą też się trochę stęskniłam. W moim życiu zrobiło się ostatnio zbyt spokojnie. Nie ma kto mnie denerwować - przyznaje się po chwilowej ciszy, jaka między zapanowała. Oczywiście nie odmawiając sobie dodatkowego komentarza który był w jej standardowym stylu. - Gdzie ty mnie w ogóle prowadzisz? - zastanawia się, gdy podążam znaną mi na pamięć drogą. Po terenie tej skoczni mógłbym chodzić niemal z zamkniętymi oczami. Znałem dosłownie każdy jej zakamarek.
- Tam, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Zaraz zobaczysz. Jeszcze chwila cierpliwości - nie zdradzam Heidi naszego celu, co przyjmuje ze sporym niezadowoleniem i zniecierpliwieniem.
- Piękny widok. Czy mi w ogóle wolno jednak tutaj przebywać? - gdy docieramy w końcu na opustoszały teraz taras widokowy. Zapatrujemy się przez moment na rozpościerające przed nami widoki. Po czym spoglądam na Heidi, która również patrzyła wprost na mnie. Nasze spojrzenia się dzięki temu spotykają, a ja bez reszty tonę w jej przepięknych brązowo-czarnych oczach. Zapominając o całym świecie.
- Ze mną masz prawo przebywać wszędzie. Kto w końcu zabroni czegoś dzisiejszemu zwycięzcy? - mówię z udawaną przechwałką, co wywołuje w niej jedynie głośny wybuch śmiechu.
- Czyżby? Komuś tu chyba urosło zbyt duże ego po dzisiejszym zwycięstwie i ostatnich dobrych występach - kręci głową z dezaprobatą, starając się zachować przy tym wymuszoną powagę. - Tak już jednak na poważnie, to chciałam ci szczerze pogratulować. Jestem z ciebie bardzo dumna - przytula się do mnie, a ja bez słowa zamykam ją w szczelnym uścisku, starając nacieszyć tym momentem bliskości. Najchętniej w ogóle bym się od niej nie odsuwał. Trwamy więc tak przez dłuższą chwilę, a ja doskonale wiem, że poza nią nie potrzebuję już niczego innego do szczęścia.
- Jak w ogóle podobał ci się dzisiejszy konkurs? - przerywam tę niezwykłą chwilę między nami, odsuwając się lekko i odzywając jako pierwszy, chcąc poznać towarzyszące jej dzisiaj emocje.
- A jak myślisz? - przekręca lekko głowę na bok z uśmiechem. - Było naprawdę genialnie. Z wielką chęcią to jeszcze kiedyś powtórzę - deklaruje z wypisaną na twarzy ekscytacją i błyszczącymi z radości oczami. Co niczym jak magnes przyciąga mnie ponownie do niej bliżej. Odgarniam delikatnie z jej twarzy kosmyk włosów, który wydostał się spod czapki, co wyraźnie paraliżuje Heidi. Atmosfera między nami gwałtownie gęstnieje, a napięcie wprost wzrasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Chyba jeszcze nigdy tak mocno nie pragnąłem jej pocałować, jak w tym momencie. Zapomnieć o wszystkim i skupić wyłącznie na tym, co tu i teraz.
- Mówił ci już ktoś kiedyś, że masz przepiękne oczy? - pytam, dotykając niepewnie dłońmi jej zmarzniętych i zaróżowionych policzków.
- Nie. Jesteś pierwszy. Tak samo zresztą, jak w wielu innych kwestiach - mówi niemal szeptem. Przyglądając się z ogromną niepewnością i zaskoczeniem moim poczynaniom. Po czym do reszty tracę nad sobą panowanie i stawiam wszystko na jedną kartę, mimo doskonałej wiedzy, iż natychmiast powinienem się odsunąć i nie przekraczać pewnych granic. Nie w taki sposób, gdy wciąż byłem z Nelle. Zamiast tego niweluję jednak tę resztę odległości, jaka dzieliła nasze usta od siebie, łącząc je ze sobą w delikatnym i ledwie wyczuwalnym pocałunku. Nie potrafiąc dłużej powstrzymywać ani swoich uczuć, ani tym bardziej pragnień. Rozsądek zostaje przez nie skutecznie pokonany. Nawet świadomość, że popełniam spory błąd, nie była w stanie mnie powstrzymać. Heidi za to najpierw zamiera z zaszokowania, stojąc niczym zamurowana, ale gdy po tych kilku pełnych wyczekiwania dla mnie sekundach i niewiedzy, jak zareaguje, z lekkim zawahaniem zaczyna odwzajemniać ten pełen czułości, ale również masy wątpliwości i wyrzutów sumienia pocałunek. Mam ochotę wprost szaleć ze szczęścia, ponieważ dawał mi nadzieję, że wcale nie stoję na przegranej pozycji w kwestii szans u niej.
- Nie możemy. To się nigdy nie powinno wydarzyć. Przepraszam - gdy mamy już zamiar się bez reszty zatracić. Heidi gwałtownie się ode mnie odsuwa, kręcąc nerwowo głową. Spuszczając swój wzrok na ziemię. Odbierając mi tym samym całą chwilową euforię. - Stefan, jesteś w związku z Nelle. To się nie może powtórzyć. Nie mamy prawa, rozumiesz? To był okropny błąd.
- Nelle za chwilę będzie wyłącznie moją przeszłością. Rozstanę się z nią, gdy tylko wrócę do domu. Nie kocham jej i ciągnięcie tej fikcji od dawna nie ma sensu - zwierzam się z podjętej decyzji, mając nadzieję, że rzeczywiście mi uwierzy.
- Co takiego? Ale jak to? Jesteś tego pewien? Wiem, że ostatnio przechodzicie kryzys, nie oznacza to mimo wszystko, że nie da się nic z tym zrobić. Może ci się tylko wydaje, że już jej nie kochasz - szuka potwierdzenia z nieukrywanym zaskoczeniem w oczach. Wyglądała tak, jakby za nic nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłem podjąć taką decyzję.
- Już od dawna niczego nie jestem bardziej pewien - zapewniam, przytulając ją ponownie do siebie. - Chciałbym jednak wiedzieć, czy kiedy się z nią rozstanę, mamy szansę na powrót do tego, co wydarzyło się przed chwilą? - zadaję pytanie, które nie dawało mi spokoju od bardzo długiego czasu. Musząc nareszcie wiedzieć na czym stoję.
- Heidi, ja chyba... Nie, na pewno się...
- Stop! Nie kończ tego. Nie tutaj i nie teraz. Najpierw uporządkuj wszystkie swoje sprawy. Dopiero wtedy wrócimy do tej rozmowy. Bez tego nie da się pójść naprzód. Nie musisz się jednak w żadnym wypadku z niczym spieszyć. Ja nigdzie przecież nie uciekam - odpowiada wymijająco i z nutą tajemniczości, która odbiera mi w wiarę w nasze szczęśliwe zakończenie. To nie wyglądało optymistycznie, a bardziej jak przeciągnięcie w czasie rozmowy, w której pozbawi mnie reszty złudzeń i potwierdzi moje domysły, że co najwyżej może mi zaoferować przyjaźń. Po chwili jednak robi coś, co całkowicie zmienia postać rzeczy. Coś, co było najlepszą motywacją do jak najszybszego rozwiązania kwestii mojego związku z Nelle. Heidi tak po prostu przybliża się do mnie i lekko całuje. Wprawiając mnie tym samym w olbrzymie zadowolenie. - To powinno być na razie dla ciebie najlepszą odpowiedzią na twoje wszystkie pytania i odpowiednią zachętą - uśmiecha się promiennie, kiedy zgrabnie wymyka się z moich objęć, gdy tylko chcę pogłębić zainicjowany przez nią pocałunek.
- Wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że masz z nią romans! To było takie oczywiste. Nie daruję ci tego! - dobiega mnie zza pleców głos wściekłej Nelle, która pojawiła się tutaj znikąd. Odwracam się do niej zszokowany jej obecnością, natrafiając na mordercze spojrzenie, jakim mierzy mnie i Heidi. Norweżka wyglądała za to, jakby chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu i poczucia winy, a ja przeklinam w myślach swoją głupotę. To wszystko nie mogło się po prostu gorzej potoczyć. Musiałem teraz w pełni ponieść konsekwencje swoich pochopnych czynów, a przy okazji obronić Heidi przed niesprawiedliwymi oskarżeniami mojej niestety wciąż aktualnej dziewczyny. W głębi siebie wiedziałem mimo wszystko, że było warto i niczego na pewno nie żałowałem. - Obydwoje gorzko tego pożałujecie. Zwłaszcza ty, podła ladacznico.