01.12.2020
Opieram się lekko o ścianę znajdującą dokładnie naprzeciwko przymierzalni w jednym z niezliczonych sklepów mieszczących się w tym centrum handlowym, do którego Katinka niemal siłą zaciągnęła mnie tuż po zakończeniu naszych dzisiejszych zajęć trwających od samego rana do późnego popołudnia. Upierając się, że jak najszybciej musi uzupełnić w jej mniemaniu pokaźne braki w swojej garderobie i zdecydowanie ją odświeżyć. Jakby już teraz nie miała mnóstwa rzeczy, które i tak podobno stanowiły tylko niewielką część jej prawdziwej ilości ubrań pozostawionych w rodzinnym domu na Węgrzech, za którymi nieustannie ogromnie tęskniła. Pomstując przy tym na okrągło, że nie mogła ich wszystkich ze sobą zabrać.
Spoglądam ze znudzeniem na drzwi, za którymi dziewczyna przed momentem zniknęła z pokaźną liczbą kolorowych bluzek, sukienek, swetrów i kto wie czego jeszcze. Mając ogromną nadzieję, że kupiła już na tyle, iż zbliżamy się do końca tych wyjątkowo spontanicznych zakupów, które zdążyły mnie porządnie zmęczyć. Nigdy nie byłam przesadną fanką chodzenia po sklepach, a gdy już się w nich pojawiałam, to jedynie dla zakupu absolutnie niezbędnych dla mnie rzeczy. Wiedziałam, że wynikało to po części z nieustannego braku pieniędzy, który towarzyszył mi od najmłodszych lat życia i przekonania, że powinnam się liczyć nawet z najdrobniejszą wydaną kwotą, która o wiele bardziej mogła się mi przydać w przyszłości. Nawet teraz starałam się jak najwięcej zaoszczędzić ze swojej wypłaty za pracę w kawiarni. Ograniczając się do niezbędbego minimum. Dobrze wiedząc, że gdy moje stypendium dobiegnie końca i nastanie czas powrotu do Norwegii, będę potrzebowała sporej ilości gotówki, jeśli naprawdę chciałam raz na zawsze odciąć się od mojej matki i życia, jakie dotychczas wiodła ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu. Musiałam być w pełni przygotowana na prowadzenie całkowicie samodzielnego życia i wszystkich kosztów, jakie się z tym wiązały.
Mimowolnie po raz kolejny podczas tego dnia moje myśli podążają w stronę niezbyt miłej porannej rozmowy telefonicznej z rodzicielką, która raczyła odezwać się do mnie po raz pierwszy od mojego wyjazdu i to tylko wyłącznie z roszczeniami o przesłanie jej przeze mnie jakichś pieniędzy, których podobno niezwykle pilnie potrzebowała na zapłacenie rachunków. W co szczerze wątpiłam, doskonale wiedząc, że i tak w głównej mierze przeznaczyłaby je na alkohol, robiąc tym samym kolejne zaległości w opłatach. Była zbyt słaba, aby potrafić się oprzeć takiej pokusie. Dlatego też tym bardziej nie miałam zamiaru jej tym razem ulec, choć sporo mnie to kosztowało. Zamierzałam jednak raz na zawsze skończyć z pomaganiem jej i ułatwianiem trwania w tym niszczącym od zawsze nasze życie nałogu. To nie miało żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wysiliła się, choćby o zapytanie, jak w ogóle sobie radzę. Udowadniając dobitnie, że zupełnie nic jej to nie obchodzi. Byłam dla niej całkowicie obojętna i mimo że to niezwykle bolesne uczucie, musiałam nauczyć się z nim w końcu żyć oraz przestać zadręczać poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zasłużyłam sobie na to bezwarunkowe uczucie, jakim każda matka powinna darzyć swoje dziecko od chwili narodzin. Coraz częściej zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje podejście do tego świata, gdybym wychowywała się w normalnej i kochającej rodzinie, jaką mieli otaczające mnie osoby. Uważałam również, że byli ogromnymi szczęściarzami i powinni być wdzięczni za taki dar od losu.
- I jak? - z ponurych rozmyślań na temat moich relacji z rodzicielką, odrywa mnie Katinka, która pojawia się w drzwiach przymierzalni w sukience w kwiatowe wzory, która leżała na niej wprost idealnie. Wspaniale się komponując z jej długimi włosami w ognistym kolorze.
- Bardzo ładnie. Zresztą ładnej osobie pasuje wszystko i dobrze o tym wiesz - Węgierka absolutnie nie mogła narzekać na swoją urodę.
- W takim razie ją wezmę. A ty właśnie dlatego przymierzysz tę sukienkę - próbuje wręczyć mi miękki i przyjemny w dotyku materiał w kolorze pudrowego różu.
- Nie ma mowy. To absolutnie nie jest mój styl i jeszcze ten kolor - kręcę przecząco głową. - Poza tym nie przyszłam tutaj z zamiarem kupowania dla siebie ubrań. Mój miesięczny budżet mógłby tego nie wytrzymać, a muszę jeszcze zainwestować w nowe okulary, które są dla mnie zbawieniem przy czytaniu.
- Nie daj się prosić. Heidi, wykrzesz z siebie, choć odrobinę entuzjazmu. Jesteśmy na zakupach, a ty wyglądasz, jakbym stosowała na tobie jakieś tortury. Poza tym trochę koloru w twojej szafie nikomu nie zaszkodzi - nalega z dobrze mi znaną upartością.
- A to nie jest kolorowe? - wskazuję na swój musztardowy sweter, do zakupu którego parę tygodni temu namówiła mnie Inge, która w kwestii zakupów idealnie dogadałaby się z Katinką. Obydwie wprost je po prostu kochały i mogłyby chodzić po sklepach niemal codziennie. Dodając do nich jeszcze Louisę i mielibyśmy trio marzeń w kwestii opróżniania kont bankowych do zera.
- To tylko niewielki wyjątek potwierdzający regułę. Wiem, że jesteś królową czerni i granatu, ale czasami warto coś zmienić - ani myśli mi odpuścić. - No weź ją. Przymierzenie nic cię przecież nie kosztuje. Zrób to dla mnie - wzdycham głośno z niezadowoleniem, po czym dla świętego spokoju zgadzam się włożyć na siebie tę cukierkową sukienkę. Niemal identyczną jak ta, którą miała moja ulubiona lalka z dzieciństwa.
- Heidi, jak ty ślicznie wyglądasz. Wiedziałam, że ta sukienka będzie na ciebie idealnie pasować. Moje czujne oko mnie tym razem także nie zawiodło. Musisz ją wziąć. Nie ma innej opcji - słucham zachwytów Katinki nad moim wyglądem, których absolutnie nie podzielałam. Uważałam, że jak zawsze wyglądam przeciętnie. Może jedynie odrobinę bardziej dziewczęco.
- I po co mi ona? Wątpię, aby w najbliższej przyszłości nadarzyła się mi okazja na jej założenie - protestuję. Uważając, że byłby to zupełnie nieprzydatny zakup, zajmujący jedynie zbędne miejsce w szafie.
- Na pewno przyda ci się, chociażby na randkę z twoim idealnym Stefanem - rozmarza się, gdy tylko wspomina o Austriaku, który wywarł na niej ostatnio ogromne wrażenie.
- On nie jest mój i nigdy nie będzie. O żadnej randce nie ma więc mowy. Przypominam też, że ma dziewczynę, którą ja na pewno nie jestem - przekręcam tylko oczami nad tymi absurdalnymi insynuacjami Katinki.
- Może i jest w związku z inną, ale to nie przeszkadza mu w traktowaniu ciebie jak prawdziwej księżniczki. Mnie jakoś przyjaciele nigdy nie odsuwają krzesła, gdy siadam do stolika, albo nie czekają, aż pierwsza złożę zamówienie. Nie mówiąc już o masie innych rzeczy - nawiązuje do naszego ostatniego spotkania w jednej z kawiarni przy Uniwersytecie, gdzie to Stefan poznał się w końcu z Katinką i Domenico. Wprawiając przy tym Węgierkę w zachwyt nad swoją osobą.
- Jest po prostu dobrze wychowany. To wszystko. Wielkie mi rzeczy - bagatelizuję jej zachwyty, mimo że sama także byłam pod olbrzymim wrażeniem takiego szarmanckiego traktowania przez niego mojej osoby.
- Heidi, przestań. To wcale nie chodzi jedynie o dobre maniery - stara się mnie przekonać do swojego zdania.
- Możemy skończyć ten bezsensowny temat? - wolałam nie zagłębiać się w głębszą analizę zachowania Stefana, aby nie robić sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Oferowana przez niego przyjaźń powinna być dla mnie szczytem marzeń i doskonale o tym wiedziałam.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że kupisz tę sukienkę. Zobaczysz, że prędzej czy później założysz ją na randkę z miłością swojego życia. Niech to będzie taki talizman i zapowiedź szczęścia - znowu zaczyna mnie namawiać, a ja w końcu kapituluję. Sukienka była w dosyć rozsądnej cenie, którą warto było zapłacić za zakończenie nalegań i niekończącego się marudzenia Katinki.
- Pewnego dnia naprawdę z tobą nie wytrzymam - ostrzegam ją, gdy kieruję się do kasy, co kwituje wyłącznie głośnym śmiechem.
- Domenico wrócił już z obiadu w domu Louisy. Koniecznie musimy pójść do niego i zmusić do zdania relacji z tego wydarzenia - gdy ku mojej sporej radości opuszczamy nareszcie centrum handlowe. Katinka po raz kolejny ogromnie się ożywia. Nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości. Ja natomiast nadal nie mogłam wyjść z podziwu, że Louisa rzeczywiście postanowiła przedstawić Domenico swoim rodzicom i zaprosić go do ich domu. Pani Anne przez kilka dni nie mogła wyjść z szoku, gdy jej córka zapodziewała wizytę tak niespodziewanego gościa. Zwłaszcza że taka sytuacja do tej pory nigdy nie miała miejsca.
- Z chęcią, ale obiecałam już Stefanowi, że do niego wpadnę. Jest okropnie przeziębiony i ledwo żyje. Do tego strasznie się mu podobno dziś nudzi. Ktoś zresztą musi postawić go na nogi, bo Nelle woli na razie go nie odwiedzać, aby się przypadkiem nie zarazić - zdradzam jej mimowolnie swoje plany na resztę tego wieczoru. Kompletnie nie rozumiejąc dziewczyny Stefana. Na jej miejscu na pewno nie przejmowałabym się czymś takim jak minimalne ryzyko nabawienia się kataru. Kto jednak zrozumie tok myślenia tej złośliwej jędzy.
- I to nie jest miłość? - pyta niewinnie.
- Katinka! Jeszcze słowo - ostrzegam ją, starając się zachować powagę, co wyjątkowo marnie mi wychodzi. Po czym obydwie wybuchamy głośnym śmiechem. - Idź lepiej pomęczyć Domenico. Ja już swoje dzisiaj z tobą wycierpiałam - mówię żartobliwie na pożegnanie.
- Jesteś okropna. Mam nadzieję, że o tym wiesz - w odpowiedzi macham jej tylko lekko, przechodząc na drugą stronę ulicy.
Dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania. Po czym czekam niemal całą wieczność, aż jego właściciel raczy mi łaskawie otworzyć. Kiedy tylko staje naprzeciwko mnie z widocznym na twarzy zmęczeniem i grymasem udręczenia dostrzegalnym w oczach. Zaczynam mu nawet lekko współczuć. Szybko jednak przypominam sobie, że sam jest sobie winny obecnego stanu.
- Nieźle się urządziłeś. Trzeba było do tej Finlandii wyprawić się w jeszcze cieńszych ubraniach. Przecież tam jest gorąco jak na jakichś Karaibach, prawda? Kiedy ty w końcu trochę zmądrzejesz? - kręcę z dezaprobatą głową nad jego nieodpowiedzialnym zachowaniem.
- Cześć. Mnie też miło cię widzieć - odpowiada mi okropnie zachrypniętym głosem, a następnie przyglądam się porządnemu atakowi kaszlu, z którym walczy. - Heidi, chyba umieram. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek gorzej się czuł - narzeka, gdy w końcu wchodzę do środka. Zachowywał się dosłownie jak każdy facet, który był przeziębiony i miał choćby lekką gorączkę. W tej kwestii nie był niestety żadnym wyjątkiem.
- Testament już spisałeś? - pytam z lekką ironią. Nie mogąc się powstrzymać.
- To wcale nie jest zabawne - broni się. Przytulając mnie lekko do siebie, czego nie potrafię nie odwzajemnić.
- Oczywiście, że nie jest. Dlatego daj mi chwilę i pełny dostęp do kuchni, a obiecuję, że w mig poczujesz się o wiele lepiej - oferuję się. Nie mogąc patrzeć na to, jak marnie wygląda.
- Czuj się jak u siebie - zaprasza mnie bez żadnego zawahania w głąb mieszkania, gdzie podążam z zakupionymi wcześniej potrzebnymi mi zakupami. Z zamiarem przyrządzenia mu jakiegoś porządnego jedzenia i sprawdzonego domowego lekarstwa Therese, które nie raz nas wszystkich w Norwegii uratowało od piekielnego bólu gardła. Miałam dlatego nadzieję, że i Stefanowi pomoże.
- Jakie to jest pyszne. Warto było się nawet przemęczyć z tą obrzydliwą płukanką na gardło i kolejną porcją leków - krzywi się na samo wspomnienie. Wprost zajadając ciepłą zupą, którą przed momentem skończyłam gotować.
- Widocznie mam nieodkryty talent kulinarny - odpowiadam mu na ten niespodziewany komplement. - Przynajmniej wrócił ci normalny głos. Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie - sięgam po niewielki podarunek. Następnie mu go wręczając, przez co Stefan cieszy się jak małe dziecko z powodu otrzymania tego niespodziewanego prezentu.
- Szalik? - dopytuje ze zdziwieniem. - Dziękuję, ale wiesz, że mam ich całe mnóstwo?
- Szkoda tylko, że żadnego nie nosisz, a skoro ten jest ode mnie, to będziesz miał dużo większą motywację, aby go zakładać - wskazuję na granatowy kawałek materiału, nad wyborem którego spędziłam dziś naprawdę długie minuty. Nie mogąc się zdecydować na żaden kolor, który najlepiej by do niego pasował. - Powinieneś dużo bardziej dbać o swoje zdrowie. A zacząć mógłbyś od położenia się do łóżka, zamiast siedzenia tutaj - przekręcam oczami nad jego nieposłuszeńtwem i uparciem się, że będzie mi towarzyszył podczas gotowania.
- Obiecuję, że nie będę wychodził bez niego z domu, jeśli to ma cię zadowolić. Zgoda? - zapewnia, ku mojej uciesze. - Do łóżka jednak nie pójdę, bo już się wystarczająco wyleżałem. Chyba, że chcesz mi potowarzyszyć, wtedy może zmienię zdanie - droczy się ze mną, za co obrywa jabłkiem leżącym na blacie.
- To też dla mnie? - nieoczekiwanie sięga po torbę z zakupioną przeze mnie sukienką. Zaglądając do środka, zanim zdążę go przed tym powstrzymać.
- Jesteś stanowczo za bardzo ciekawski, wiesz? - mówię, gdy przygląda się ubraniu ze sporym zdziwieniem. Całe szczęście, że to była tylko sukienka.
- Bardzo ładna. Kiedy będę mógł cię w niej zobaczyć? Szykuje się jakaś okazja, o której nie wiem? - dopytuje. Chcąc poznać jakieś większe szczegóły.
- To na randkę - zaczynam się śmiać na widok jego miny po usłyszeniu moich słów.
- Jaką znowu randkę? Heidi, chyba nie dałaś się przeprosić temu kretynowi Maxowi? - pytam z jawnym niezadowoleniem i obawą.
- Oczywiście, że nie. To już dawno skończone - uspokajam go. Nie mając jednak zamiaru od razu zdradzać mu wszystkiego.
- Więc kto cię zaprosił? Poznałaś kogoś nowego? Kim on jest? - Stefan niespodziewanie wcale nie wyglądał na ucieszonego z tej perspektywy, co mocno mnie zaskakuje. Myślałam, że cieszyłby się, gdybym kogoś sobie znalazła.
- Stafan, to na przyszłą randkę z moim potencjalnym ideałem i kandydatem na tego jedynego. To taki głupi żart Katinki. Zresztą nieważne - postanawiam go dłużej nie męczyć i wyjawiam prawdę, która go wyraźnie uspokaja. - Ta sukienka na pewno powisi sobie w szafie przez bardzo długi czas. Jest kompletnie niepraktyczna.
- To się jeszcze okaże. Kto wie, czy niespodziewanie nie nadarzy się okazja do jej założenia. Zawsze trzeba być dobrej myśli - ponownie się rozwesela.
- To jakie cechy musi mieć ten twój ideał? - nieoczekiwanie nasza rozmowa znowu schodzi na temat poruszony przez nas mimowolnie przed kilkunastoma minutami.
- Nie wiem tak do końca. Chcę tylko, aby był dobrym człowiekiem. Kimś w kim będę miała zawsze wsparcie i przy kim będę czuła się po prostu szczęśliwa. To chyba tyle - wzruszam ramionami. Starając się wyrzucić z myśli odpowiedź, która cisnęła się mi na usta, że to właśnie Stefan mógłby być moim ideałem. Czego absolutnie nie mogłam mu przecież powiedzieć.
- To chyba niezbyt wielkie wymagania - dziwi się.
- Czy ja wiem? Znalezienie na tym świecie dobrych ludzi, wcale nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać, a przynajmniej na mojej drodze nie stawali oni zbyt często - uśmiecham się smutno w jego kierunku.
Spoglądam ze znudzeniem na drzwi, za którymi dziewczyna przed momentem zniknęła z pokaźną liczbą kolorowych bluzek, sukienek, swetrów i kto wie czego jeszcze. Mając ogromną nadzieję, że kupiła już na tyle, iż zbliżamy się do końca tych wyjątkowo spontanicznych zakupów, które zdążyły mnie porządnie zmęczyć. Nigdy nie byłam przesadną fanką chodzenia po sklepach, a gdy już się w nich pojawiałam, to jedynie dla zakupu absolutnie niezbędnych dla mnie rzeczy. Wiedziałam, że wynikało to po części z nieustannego braku pieniędzy, który towarzyszył mi od najmłodszych lat życia i przekonania, że powinnam się liczyć nawet z najdrobniejszą wydaną kwotą, która o wiele bardziej mogła się mi przydać w przyszłości. Nawet teraz starałam się jak najwięcej zaoszczędzić ze swojej wypłaty za pracę w kawiarni. Ograniczając się do niezbędbego minimum. Dobrze wiedząc, że gdy moje stypendium dobiegnie końca i nastanie czas powrotu do Norwegii, będę potrzebowała sporej ilości gotówki, jeśli naprawdę chciałam raz na zawsze odciąć się od mojej matki i życia, jakie dotychczas wiodła ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu. Musiałam być w pełni przygotowana na prowadzenie całkowicie samodzielnego życia i wszystkich kosztów, jakie się z tym wiązały.
Mimowolnie po raz kolejny podczas tego dnia moje myśli podążają w stronę niezbyt miłej porannej rozmowy telefonicznej z rodzicielką, która raczyła odezwać się do mnie po raz pierwszy od mojego wyjazdu i to tylko wyłącznie z roszczeniami o przesłanie jej przeze mnie jakichś pieniędzy, których podobno niezwykle pilnie potrzebowała na zapłacenie rachunków. W co szczerze wątpiłam, doskonale wiedząc, że i tak w głównej mierze przeznaczyłaby je na alkohol, robiąc tym samym kolejne zaległości w opłatach. Była zbyt słaba, aby potrafić się oprzeć takiej pokusie. Dlatego też tym bardziej nie miałam zamiaru jej tym razem ulec, choć sporo mnie to kosztowało. Zamierzałam jednak raz na zawsze skończyć z pomaganiem jej i ułatwianiem trwania w tym niszczącym od zawsze nasze życie nałogu. To nie miało żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wysiliła się, choćby o zapytanie, jak w ogóle sobie radzę. Udowadniając dobitnie, że zupełnie nic jej to nie obchodzi. Byłam dla niej całkowicie obojętna i mimo że to niezwykle bolesne uczucie, musiałam nauczyć się z nim w końcu żyć oraz przestać zadręczać poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zasłużyłam sobie na to bezwarunkowe uczucie, jakim każda matka powinna darzyć swoje dziecko od chwili narodzin. Coraz częściej zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje podejście do tego świata, gdybym wychowywała się w normalnej i kochającej rodzinie, jaką mieli otaczające mnie osoby. Uważałam również, że byli ogromnymi szczęściarzami i powinni być wdzięczni za taki dar od losu.
- I jak? - z ponurych rozmyślań na temat moich relacji z rodzicielką, odrywa mnie Katinka, która pojawia się w drzwiach przymierzalni w sukience w kwiatowe wzory, która leżała na niej wprost idealnie. Wspaniale się komponując z jej długimi włosami w ognistym kolorze.
- Bardzo ładnie. Zresztą ładnej osobie pasuje wszystko i dobrze o tym wiesz - Węgierka absolutnie nie mogła narzekać na swoją urodę.
- W takim razie ją wezmę. A ty właśnie dlatego przymierzysz tę sukienkę - próbuje wręczyć mi miękki i przyjemny w dotyku materiał w kolorze pudrowego różu.
- Nie ma mowy. To absolutnie nie jest mój styl i jeszcze ten kolor - kręcę przecząco głową. - Poza tym nie przyszłam tutaj z zamiarem kupowania dla siebie ubrań. Mój miesięczny budżet mógłby tego nie wytrzymać, a muszę jeszcze zainwestować w nowe okulary, które są dla mnie zbawieniem przy czytaniu.
- Nie daj się prosić. Heidi, wykrzesz z siebie, choć odrobinę entuzjazmu. Jesteśmy na zakupach, a ty wyglądasz, jakbym stosowała na tobie jakieś tortury. Poza tym trochę koloru w twojej szafie nikomu nie zaszkodzi - nalega z dobrze mi znaną upartością.
- A to nie jest kolorowe? - wskazuję na swój musztardowy sweter, do zakupu którego parę tygodni temu namówiła mnie Inge, która w kwestii zakupów idealnie dogadałaby się z Katinką. Obydwie wprost je po prostu kochały i mogłyby chodzić po sklepach niemal codziennie. Dodając do nich jeszcze Louisę i mielibyśmy trio marzeń w kwestii opróżniania kont bankowych do zera.
- To tylko niewielki wyjątek potwierdzający regułę. Wiem, że jesteś królową czerni i granatu, ale czasami warto coś zmienić - ani myśli mi odpuścić. - No weź ją. Przymierzenie nic cię przecież nie kosztuje. Zrób to dla mnie - wzdycham głośno z niezadowoleniem, po czym dla świętego spokoju zgadzam się włożyć na siebie tę cukierkową sukienkę. Niemal identyczną jak ta, którą miała moja ulubiona lalka z dzieciństwa.
- Heidi, jak ty ślicznie wyglądasz. Wiedziałam, że ta sukienka będzie na ciebie idealnie pasować. Moje czujne oko mnie tym razem także nie zawiodło. Musisz ją wziąć. Nie ma innej opcji - słucham zachwytów Katinki nad moim wyglądem, których absolutnie nie podzielałam. Uważałam, że jak zawsze wyglądam przeciętnie. Może jedynie odrobinę bardziej dziewczęco.
- I po co mi ona? Wątpię, aby w najbliższej przyszłości nadarzyła się mi okazja na jej założenie - protestuję. Uważając, że byłby to zupełnie nieprzydatny zakup, zajmujący jedynie zbędne miejsce w szafie.
- Na pewno przyda ci się, chociażby na randkę z twoim idealnym Stefanem - rozmarza się, gdy tylko wspomina o Austriaku, który wywarł na niej ostatnio ogromne wrażenie.
- On nie jest mój i nigdy nie będzie. O żadnej randce nie ma więc mowy. Przypominam też, że ma dziewczynę, którą ja na pewno nie jestem - przekręcam tylko oczami nad tymi absurdalnymi insynuacjami Katinki.
- Może i jest w związku z inną, ale to nie przeszkadza mu w traktowaniu ciebie jak prawdziwej księżniczki. Mnie jakoś przyjaciele nigdy nie odsuwają krzesła, gdy siadam do stolika, albo nie czekają, aż pierwsza złożę zamówienie. Nie mówiąc już o masie innych rzeczy - nawiązuje do naszego ostatniego spotkania w jednej z kawiarni przy Uniwersytecie, gdzie to Stefan poznał się w końcu z Katinką i Domenico. Wprawiając przy tym Węgierkę w zachwyt nad swoją osobą.
- Jest po prostu dobrze wychowany. To wszystko. Wielkie mi rzeczy - bagatelizuję jej zachwyty, mimo że sama także byłam pod olbrzymim wrażeniem takiego szarmanckiego traktowania przez niego mojej osoby.
- Heidi, przestań. To wcale nie chodzi jedynie o dobre maniery - stara się mnie przekonać do swojego zdania.
- Możemy skończyć ten bezsensowny temat? - wolałam nie zagłębiać się w głębszą analizę zachowania Stefana, aby nie robić sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Oferowana przez niego przyjaźń powinna być dla mnie szczytem marzeń i doskonale o tym wiedziałam.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że kupisz tę sukienkę. Zobaczysz, że prędzej czy później założysz ją na randkę z miłością swojego życia. Niech to będzie taki talizman i zapowiedź szczęścia - znowu zaczyna mnie namawiać, a ja w końcu kapituluję. Sukienka była w dosyć rozsądnej cenie, którą warto było zapłacić za zakończenie nalegań i niekończącego się marudzenia Katinki.
- Pewnego dnia naprawdę z tobą nie wytrzymam - ostrzegam ją, gdy kieruję się do kasy, co kwituje wyłącznie głośnym śmiechem.
- Domenico wrócił już z obiadu w domu Louisy. Koniecznie musimy pójść do niego i zmusić do zdania relacji z tego wydarzenia - gdy ku mojej sporej radości opuszczamy nareszcie centrum handlowe. Katinka po raz kolejny ogromnie się ożywia. Nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości. Ja natomiast nadal nie mogłam wyjść z podziwu, że Louisa rzeczywiście postanowiła przedstawić Domenico swoim rodzicom i zaprosić go do ich domu. Pani Anne przez kilka dni nie mogła wyjść z szoku, gdy jej córka zapodziewała wizytę tak niespodziewanego gościa. Zwłaszcza że taka sytuacja do tej pory nigdy nie miała miejsca.
- Z chęcią, ale obiecałam już Stefanowi, że do niego wpadnę. Jest okropnie przeziębiony i ledwo żyje. Do tego strasznie się mu podobno dziś nudzi. Ktoś zresztą musi postawić go na nogi, bo Nelle woli na razie go nie odwiedzać, aby się przypadkiem nie zarazić - zdradzam jej mimowolnie swoje plany na resztę tego wieczoru. Kompletnie nie rozumiejąc dziewczyny Stefana. Na jej miejscu na pewno nie przejmowałabym się czymś takim jak minimalne ryzyko nabawienia się kataru. Kto jednak zrozumie tok myślenia tej złośliwej jędzy.
- I to nie jest miłość? - pyta niewinnie.
- Katinka! Jeszcze słowo - ostrzegam ją, starając się zachować powagę, co wyjątkowo marnie mi wychodzi. Po czym obydwie wybuchamy głośnym śmiechem. - Idź lepiej pomęczyć Domenico. Ja już swoje dzisiaj z tobą wycierpiałam - mówię żartobliwie na pożegnanie.
- Jesteś okropna. Mam nadzieję, że o tym wiesz - w odpowiedzi macham jej tylko lekko, przechodząc na drugą stronę ulicy.
Dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania. Po czym czekam niemal całą wieczność, aż jego właściciel raczy mi łaskawie otworzyć. Kiedy tylko staje naprzeciwko mnie z widocznym na twarzy zmęczeniem i grymasem udręczenia dostrzegalnym w oczach. Zaczynam mu nawet lekko współczuć. Szybko jednak przypominam sobie, że sam jest sobie winny obecnego stanu.
- Nieźle się urządziłeś. Trzeba było do tej Finlandii wyprawić się w jeszcze cieńszych ubraniach. Przecież tam jest gorąco jak na jakichś Karaibach, prawda? Kiedy ty w końcu trochę zmądrzejesz? - kręcę z dezaprobatą głową nad jego nieodpowiedzialnym zachowaniem.
- Cześć. Mnie też miło cię widzieć - odpowiada mi okropnie zachrypniętym głosem, a następnie przyglądam się porządnemu atakowi kaszlu, z którym walczy. - Heidi, chyba umieram. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek gorzej się czuł - narzeka, gdy w końcu wchodzę do środka. Zachowywał się dosłownie jak każdy facet, który był przeziębiony i miał choćby lekką gorączkę. W tej kwestii nie był niestety żadnym wyjątkiem.
- Testament już spisałeś? - pytam z lekką ironią. Nie mogąc się powstrzymać.
- To wcale nie jest zabawne - broni się. Przytulając mnie lekko do siebie, czego nie potrafię nie odwzajemnić.
- Oczywiście, że nie jest. Dlatego daj mi chwilę i pełny dostęp do kuchni, a obiecuję, że w mig poczujesz się o wiele lepiej - oferuję się. Nie mogąc patrzeć na to, jak marnie wygląda.
- Czuj się jak u siebie - zaprasza mnie bez żadnego zawahania w głąb mieszkania, gdzie podążam z zakupionymi wcześniej potrzebnymi mi zakupami. Z zamiarem przyrządzenia mu jakiegoś porządnego jedzenia i sprawdzonego domowego lekarstwa Therese, które nie raz nas wszystkich w Norwegii uratowało od piekielnego bólu gardła. Miałam dlatego nadzieję, że i Stefanowi pomoże.
- Jakie to jest pyszne. Warto było się nawet przemęczyć z tą obrzydliwą płukanką na gardło i kolejną porcją leków - krzywi się na samo wspomnienie. Wprost zajadając ciepłą zupą, którą przed momentem skończyłam gotować.
- Widocznie mam nieodkryty talent kulinarny - odpowiadam mu na ten niespodziewany komplement. - Przynajmniej wrócił ci normalny głos. Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie - sięgam po niewielki podarunek. Następnie mu go wręczając, przez co Stefan cieszy się jak małe dziecko z powodu otrzymania tego niespodziewanego prezentu.
- Szalik? - dopytuje ze zdziwieniem. - Dziękuję, ale wiesz, że mam ich całe mnóstwo?
- Szkoda tylko, że żadnego nie nosisz, a skoro ten jest ode mnie, to będziesz miał dużo większą motywację, aby go zakładać - wskazuję na granatowy kawałek materiału, nad wyborem którego spędziłam dziś naprawdę długie minuty. Nie mogąc się zdecydować na żaden kolor, który najlepiej by do niego pasował. - Powinieneś dużo bardziej dbać o swoje zdrowie. A zacząć mógłbyś od położenia się do łóżka, zamiast siedzenia tutaj - przekręcam oczami nad jego nieposłuszeńtwem i uparciem się, że będzie mi towarzyszył podczas gotowania.
- Obiecuję, że nie będę wychodził bez niego z domu, jeśli to ma cię zadowolić. Zgoda? - zapewnia, ku mojej uciesze. - Do łóżka jednak nie pójdę, bo już się wystarczająco wyleżałem. Chyba, że chcesz mi potowarzyszyć, wtedy może zmienię zdanie - droczy się ze mną, za co obrywa jabłkiem leżącym na blacie.
- To też dla mnie? - nieoczekiwanie sięga po torbę z zakupioną przeze mnie sukienką. Zaglądając do środka, zanim zdążę go przed tym powstrzymać.
- Jesteś stanowczo za bardzo ciekawski, wiesz? - mówię, gdy przygląda się ubraniu ze sporym zdziwieniem. Całe szczęście, że to była tylko sukienka.
- Bardzo ładna. Kiedy będę mógł cię w niej zobaczyć? Szykuje się jakaś okazja, o której nie wiem? - dopytuje. Chcąc poznać jakieś większe szczegóły.
- To na randkę - zaczynam się śmiać na widok jego miny po usłyszeniu moich słów.
- Jaką znowu randkę? Heidi, chyba nie dałaś się przeprosić temu kretynowi Maxowi? - pytam z jawnym niezadowoleniem i obawą.
- Oczywiście, że nie. To już dawno skończone - uspokajam go. Nie mając jednak zamiaru od razu zdradzać mu wszystkiego.
- Więc kto cię zaprosił? Poznałaś kogoś nowego? Kim on jest? - Stefan niespodziewanie wcale nie wyglądał na ucieszonego z tej perspektywy, co mocno mnie zaskakuje. Myślałam, że cieszyłby się, gdybym kogoś sobie znalazła.
- Stafan, to na przyszłą randkę z moim potencjalnym ideałem i kandydatem na tego jedynego. To taki głupi żart Katinki. Zresztą nieważne - postanawiam go dłużej nie męczyć i wyjawiam prawdę, która go wyraźnie uspokaja. - Ta sukienka na pewno powisi sobie w szafie przez bardzo długi czas. Jest kompletnie niepraktyczna.
- To się jeszcze okaże. Kto wie, czy niespodziewanie nie nadarzy się okazja do jej założenia. Zawsze trzeba być dobrej myśli - ponownie się rozwesela.
- To jakie cechy musi mieć ten twój ideał? - nieoczekiwanie nasza rozmowa znowu schodzi na temat poruszony przez nas mimowolnie przed kilkunastoma minutami.
- Nie wiem tak do końca. Chcę tylko, aby był dobrym człowiekiem. Kimś w kim będę miała zawsze wsparcie i przy kim będę czuła się po prostu szczęśliwa. To chyba tyle - wzruszam ramionami. Starając się wyrzucić z myśli odpowiedź, która cisnęła się mi na usta, że to właśnie Stefan mógłby być moim ideałem. Czego absolutnie nie mogłam mu przecież powiedzieć.
- To chyba niezbyt wielkie wymagania - dziwi się.
- Czy ja wiem? Znalezienie na tym świecie dobrych ludzi, wcale nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać, a przynajmniej na mojej drodze nie stawali oni zbyt często - uśmiecham się smutno w jego kierunku.
Po namowach Stefana na zostanie przeze mnie u niego trochę dłużej, czego nie potrafiłam mu za bardzo odmówić. Zwłaszcza ze względu na jego chorobę. Resztę wieczoru postanawiamy poświęcić na obejrzenie jakiegoś filmu i swobodną rozmowę, czy tak lubiane przez nas przyjazne przekomarzanki. Mogliśmy spędzać ze sobą czas godzinami, a i tak wzajemne towarzystwo ani na chwilę się nam nie nudziło. Lubiłam to, że tak dobrze się uzupełnialiśmy i zawsze liczyliśmy się ze zdaniem tego drugiego. Dzięki czemu łączyła nas nić porozumienia, która nie zdarzała się między dwoma osobami zbyt często.
Nieoczekiwanie naszą rozmowę dotyczącą wydarzeń rozgrywanych na ekranie telewizora, przerywa ponowny dzwonek do drzwi. Obydwoje patrzymy na siebie zdziwieni. Dobrze wiedząc, że to nie była właściwa pora na żadne odwiedziny.
- Spodziewałeś się kogoś? - pytam Stefana, który wydawał się nie mniej zdezorientowany ode mnie.
- Raczej sobie nie przypominam. Otworzysz? Ja raczej nie prezentuje się najlepiej - prosi na co się zgadzam. Podążając pośpiesznie w stronę drzwi wejściowych.
- Muszę w końcu wziąć z powrotem od ciebie te klucze - słyszę tak znienawidzony przez siebie głos, gdy tylko otwieram drzwi. - Co ty tutaj do cholery robisz? - Nelle patrzy na mnie z nieukrywaną odrazą, żądając natychmiastowych wyjaśnień. Zapowiadało się na kolejną nieprzyjemną rozmowę między nami.
- Dotrzymuję towarzystwa Stefanowi, bo ty nie masz na to chyba czasu - odpowiadam jej odważnie. Patrząc wprost w oczy, które zionęły w moją stronę prawdziwą nienawiścią.
- Słucham? To są po prostu jakieś kpiny. Naprawdę masz niezły tupet. Czego ostatnio nie zrozumiałaś, gdy kazałam ci się od niego trzymać z daleka? - pyta wściekła. Nie mogąc się pogodzić z tym, że nie zastosowałam się do jej rozkazów.
- To Stefan decyduje, z kim chce się zadawać, a nie ty. Musisz się z tym pogodzić. Przykro mi - uśmiecham się do niej z udawaną słodkością.
- Pożałujesz jeszcze tego, kelnereczko - grozi mi, ale ja tym razem nie miałam zamiaru dać się zastraszyć. - Gdzie on w ogóle jest? - Nelle próbuje mnie wyminąć.
- Heidi, kto to? - Stefan w końcu pojawia się przy nas. Ogromnie zaskoczony widokiem swojej dziewczyny. - Nelle, co ty tutaj robisz? - nie wydawał się specjalnie ucieszony jej widokiem.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Zająć się tobą, ale widzę, że świetnie się bawisz w towarzystwie kogoś takiego, jak ona - spogląda na mnie z pogardą. - Czy ja ostatnio nie wyraziłam się dostatecznie jasno, że masz zakończyć tę znajomość? - zarzuca Stefanowi. Przy okazji dobitnie mi uświadamiając, że on także doskonale wiedział, że Nelle nie życzy sobie naszych kontaktów, a mimo wszystko postępował wbrew jej.
- A ja powiedziałem, że tego nie zrobię - odpowiada jej z niespotykaną u niego często stanowczością.
- Pójdę już sobie. Zrobiło się dosyć późno - czułam się strasznie niekomfortowo, będąc świadkiem ich sprzeczki. Nie chciałam się też w to w żadnym wypadku mieszać.
- Tak będzie najlepiej. Mam też nadzieję, że więcej nie zaszczycisz nas swoją obecnością - Austriaczka znowu daje popis swojej wredności i bezczelności.
- Nelle! W tym momencie przestań! To moje mieszkanie i będę w nim gościł, kogo tylko będę chciał - Stefan staje w mojej obronie. - Heidi, zostań - prosi mnie, gdy zaczynam zbierać się w pośpiechu do wyjścia.
- Nie powinnam. Musicie sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. Ja będę tylko przeszkadzać - nie wyobrażałam siebie przebywać w towarzystwie Nelle ani minuty dłużej.
- Teraz dopiero odkryłaś, że przeszkadzasz? Bawi cię niszczenie czyjegoś związku? Czego ja zresztą mogłam się spodziewać po takiej patologii - na do widzenia słyszę kolejne przykre słowa pod swoim adresem od dziewczyny. Po czym zaczynam niemal zbiegać po schodach. Za wszelką cenę starając powstrzymać od płaczu. Obiecałam w końcu samej sobie, że już nigdy nie dam tej podłej wiedźmie satysfakcji. Nie mogłam jednak zrozumieć, co takiego jej zrobiłam, że aż tak mnie nienawidziła.
💗💗💗💗
01.12.2020
Gdy tylko Heidi wychodzi. Czując się na pewno fatalnie po usłyszeniu kolejnych niesprawiedliwych i krzywdzących słów pod swoim adresem z ust mojej dziewczyny. Nie zważając ani przez moment na oburzoną Nelle, która posyłała w moją stronę niemal mordercze spojrzenia z powodu tego, że stanąłem po stronie Heidi. Czy też na to, iż w obecnym stanie, jeśli chciałem szybko wyzdrowieć absolutnie nie powinienem wychodzić na zewnątrz, gdzie temperatura i siąpiący deszcz wcale nie zachęcały do opuszczenia ciepłego wnętrza. Bez słowa wkładam niedbale na siebie jedynie kurtkę, opuszczając następnie w pośpiechu mieszkanie z zamiarem jak najszybszego dogonienia Norweżki. Nie mogąc tak tego wszystkiego między nami po prostu zostawiać. Nie miałem zamiaru pozwolić, aby Nelle po raz kolejny spowodowała u dziewczyny jakieś absurdalne poczucie, że jest od nas w czymkolwiek gorsza, albo aby zaczęła się niepotrzebnie obwiniać o nasze sprzeczki, co przecież absolutnie nie było jej winą, nawet w najmniejszym stopniu. Ogromnie obawiałem się również, że dzisiejsza nieprzyjemna scysja z Nelle w konsekwencji doprowadzi ją do podobnego stanu, co poprzednio. Czułem się także ogromnie winny, że to głównie ze względu na moją osobę spotykają ją ostatnio same nieprzyjemności i przykre sytuacje. To pośrednio ja od samego początku pobytu dziewczyny w Austrii, przyczyniałem się do wszystkich jej cierpień. Co było wyjątkowo podłym uczuciem.
- Heidi, zaczekaj - doganiam ją w końcu, gdy w wyjątkowo szybkim tempie zamierza przed siebie, ku jej kompletnemu zaszokowaniu i wyraźnemu niezadowoleniu na moje niezbyt rozsądne zachowanie.
- Stefan, czy ty zwariowałeś? Kto ci w ogóle pozwolił wyjść z gorączką? Chcesz się jeszcze bardziej doprawić i nabawić zapalenia oskrzeli albo i płuc? - karci mnie gorzej niż nadopiekuńczy rodzic, co jednak wyłącznie mnie rozczula. To w końcu był kolejny dowód, że naprawdę mocno jej na mnie zależy. W innym przypadku na pewno, aż tak by się nie martwiła. - Nie po to starałam się przyśpieszyć stawianie cię na nogi, abyś wszystko tylko teraz pogorszył. Naprawdę jesteś czasami gorszy niż małe dziecko! - złości się. Kręcąc z dezaprobatą głową nade mną.
- Wybacz, ale musiałem to zrobić, aby cię przeprosić. Nelle nie miała żadnego prawa znowu cię tak paskudnie potraktować. Strasznie mi przykro - zaczynam się ze wstydem tłumaczyć za swoją dziewczynę. Czując się do tego zobowiązany, bo ona na pewno się na to nigdy nie zdobędzie. Nie miałem już co do tego większych złudzeń.
- Nie musisz przepraszać, bo nie masz za co. Zdążyłam już do tego przywyknąć, że ma o mnie takie, a nie inne zdanie. Każde nasze spotkanie z nią kończy się w taki sam sposób i nic pewnie tego nie zmieni - wzrusza ramionami z obojętnością. Dobrze jednak wiedziałem, że to tylko pozory, bo w jej oczach był wyraźnie widoczny ból. - Ona nigdy nie zaakceptuje naszej przyjaźni. Nie mamy po co się nawet łudzić - dodaje po chwili ze sporą rezygnacją. Jak gdyby pogodzona z przegraną.
- Nikt jej nie każe. Nasza relacja to wyłącznie sprawa między tobą a mną - zapewniam ją ani myśląc ulec w tej kwestii Nelle. Drugi raz na pewno nie zrezygnuję ze znajomości z Heidi, aby tylko sprawić jej tym jakąś chorą przyjemność odniesienia wygranej w tym absurdalnym pojedynku.
- Nieprawda. Jesteście razem i wasz związek będzie nieustannie cierpiał przez takie wydarzenia jak przed chwilą. Będziesz musiał na okrągło dokonywać między nami wyboru. To się nigdy nie uda. Dlatego myślę, że powinniśmy ograniczyć nasz kontakt. To jedyne dobre rozwiązanie dla nas wszystkich - bardzo nie podobały mi się usłyszane od Heidi słowa. W żadnym wypadku nie zamierzałem też na nie przystać. To było przecież niedorzeczne.
- Co takiego? Nie ma nawet takiej mowy. Nie stracę cię znowu - upieram się, ściskając lekko jej zimną dłoń. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że mógłbym z nią więcej nie rozmawiać, nie widzieć jej uśmiechu, czy ot tak przestać się spotykać. Nie zniósłbym czegoś takiego. Bez obecności Heidi w moim życiu, nie umiałem już normalnie funkcjonować.
- Chcę, abyś był szczęśliwy, a na pewno tak się nie stanie, gdy przeze mnie, wciąż będziesz się kłócić z Nelle. Kochasz ją, a wasz związek jest o wiele ważniejszy od naszej przyjaźni i ja to doskonale rozumiem. Na pewno nie będę więc miała do ciebie żadnych pretensji, jeśli nie będziemy się już mogli widywać. Stefan, nie pozwolę ci czegokolwiek dla mnie poświęcać, rozumiesz? - spuszcza swój wzrok. Będąc gotową, choćby na nasze ostateczne pożegnanie. W tym momencie zaakceptowałaby pewnie każdą moją decyzję. Za to Nelle w przeciwieństwie do niej nigdy by się na coś takiego nie zdobyła. To była kolejna cecha, która ich od siebie znacząco różniła.
- Heidi, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? Bez twojej obecności w moim życiu nigdy nie będę w pełni szczęśliwy. Potrzebuję cię i nic ani tym bardziej nikt tego nie zmieni. Jesteś dla mnie zbyt ważna, abym potrafił z dnia na dzień o tobie zapomnieć. Już raz próbowałem i niewiele z tego wyszło - bez zastanowienia mocno ją do siebie przytulam. Mając nadzieję, że zmienię jej zdanie w kwestii naszej dalszej znajomości.
- Ja też cię potrzebuję, ale sam widzisz, do czego to prowadzi. Nie wiem, jak mamy to pogodzić, aby wszyscy byli zadowoleni - odsuwa się ode mnie z lekko zaszklonymi oczami. Wyraźnie zmęczona całą tą sytuacją z Nelle, która z każdym dniem coraz bardziej się komplikowała.
- Obiecuję, że coś wymyślę, dobrze? - niezbyt przekonana kiwa w końcu głową. Po czym na powrót przygarniam ją do siebie. Zamykając szczelnie w swoich objęciach. Nic poza nią nie miało dla mnie w tym momencie znaczenia. Świat mógł się skończyć, a ja byłbym i tak szczęśliwy, że mimo wszystko to właśnie przy niej się znajdowałem. Nie mam pojęcia, przez ile czasu tkwimy bez słowa w swoich objęciach, pogrążeni we własnych często ogromnie skomplikowanych myślach. Chłonąć jedynie tak potrzebną nam teraz swoją wzajemną obecność.
- Pójdę już, a ty masz natychmiast wracać do mieszkania i najlepiej położyć się do łóżka - Heidi jako pierwsza wraca do rzeczywistości i zdrowego rozsądku.
- Dobrze, tak zrobię. Obiecaj jednak, że napiszesz, jak tylko dotrzesz do domu - nalegam. - Nie powinnaś o tej porze wracać sama.
- Poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką, a to podobno bezpieczne miasto - uśmiecha się lekko w moim kierunku. - Zdrowiej szybko i chyba do zobaczenia? - mówi z lekkim zapytaniem w głosie.
- Bez żadnych wątpliwości. Do zobaczenia niedługo, Małpko. Przestań się też zadręczać sprawami, na które nie masz wpływu - całuje ją lekko w policzek. Walcząc z wprost nieodpartą ochotą, aby zamiast tego złożyć pocałunek na jej idealnie skrojonych ustach, które kusiły mnie od dłuższego już czasu. Niemo zachęcając do ich posmakowania. Jednak świadomość, że nadal pozostawałem w związku z inną, okazuje się od tego silniejsza. Taki pocałunek mógłby wszystko wyłącznie skomplikować do niewyobrażalnych rozmiarów. Nie chciałem też łamać swoich wewnętrznych przekonań i dopuszczać się czegoś tak niewybaczalnego, jak zdrady. Choćby w tak niewinnej postaci. To nie byłoby w porządku ani wobec Nelle, ani też Heidi. Ona zasługiwała na o wiele więcej niż jakieś ulotne chwile, trzymane przed całym światem w tajemnicy.
Zamykam za sobą nieśpiesznie drzwi od mieszkania. Czując, jak przechodzi mnie spory dreszcz z zimna, a upierdliwy kaszel znowu daje o sobie znać. W myślach przygotowuje się za to na kolejną porcję wyrzutów Nelle, których na pewno sobie nie odmówi. To w końcu w żadnym wypadku nie było w jej stylu, a taryfa ulgowa w postaci takiej choroby dla niej absolutnie nie wchodziła w grę. Dla Nelle przeziębienie nie było czymś poważnym i ani myślała się nade mną przez nią litować.
- Ugłaskałeś już swoją kochaną przyjaciółeczkę? - pyta z jawną ironią, nawet nie odrywając się od swojego telefonu. - A może przyciągnąłeś ją za sobą? Zawsze możemy spędzić uroczy wieczór we trójkę, prawda? - rozgląda się ostentacyjnie dookoła w udawanym poszukiwaniu Norweżki. Z wprost wylewającą się z jej ust zazdrością.
- Daruj sobie to przedstawienie, dobrze? Jak mogłaś znowu się tak podle zachować? Na co były te twoje wszystkie ostatnie obietnice o zmianie? - oczekuję jakichś wyjaśnień od Nelle. Będąc coraz bardziej zmęczony jej nagannym zachowaniem.
- Słucham? Niewystarczająco się ostatnio staram? Robię wszystko, aby tylko cię zadowolić, ale tobie wciąż mało. Na wszystko, co zrobię dobrze, reagujesz z obojętnością, a ja mam dosyć chodzenia na paluszkach i znoszenia twojego ośmieszającego mnie zachowania z pokorą. Nie jestem twoją służącą, czy opiekunką, a partnerką i oczekuję należnego mi szacunku. Podczas gdy ty nie potrafisz być nawet wdzięczny - wyrzuca. - Jeśli uważasz, że kiedykolwiek zaakceptuję tę twoją chorą relację z tą prostaczką, to jesteś w wielkim błędzie. Nikt by czegoś takiego nie zaakceptował - podnosi znacząco głos. Zaczynając na dodatek obrażać Heidi, czego absolutnie nie zamierzałem tolerować.
- Nie masz prawa się o niej w taki sposób wyrażać. Tyle razy ci już to mówiłem. Kompletnie jej nie znasz, a takie ocenianie z góry nie przystoi komuś takiemu jak ty - upominam ją. Nic sobie jednak z tego nie robi.
- Będę mówić, co tylko mi się podoba. Myślisz, że nie potrafię rozróżnić hołoty od normalnych ludzi? Otóż doskonale potrafię, a ona właśnie do niej należy. Naprawdę tego nie widzisz? - odpowiada mi prowokacyjnie.
- Nie, Nelle. Właśnie, że nie będziesz. Coś sobie chyba też ustaliliśmy. Nie mieszamy się w relacje, jakie mamy ze swoimi przyjaciółmi - przypominam jej. - Ja toleruję twoje spotkania z Chrisem, więc ty naucz się akceptować moją znajomość z Heidi. Mieliśmy nauczyć się chodzić na kompromis, zapomniałaś? - silę się na spokój. Dobrze wiedząc, że krzyki i kłótnie nie rozwiążą naszych problemów.
- Jak w ogóle możesz porównywać to ze sobą? To są dwie odmienne kwestie. Nie moja wina, że Melinda nie chce się ze mną przyjaźnić i spotykam się dlatego tylko z Chrisem. Przypominam ci jednak, że on jest żonaty. Za chwilę zostanie pewnie ojcem. A twoja wspaniała Heidi jest sama i w dodatku obrała sobie ciebie za wyraźny cel. Naprawdę jesteś tak ślepy i tego nie widzisz? Przecież to dla niej idealna szansa. Dzięki tobie wybije się, zdobędzie pieniądze i będzie wieść życie, jak w bajce. Właśnie na tym zależy takim jak jej osoba. Ona tylko udaje takie niewiniątko przed wami wszystkimi, a w rzeczywistości ma jasno ustalony plan działania. Nie sądziłam jednak, że ty masz taki kiepski gust i zadowalasz się kimś pochodzących z samych nizin społecznych - śmieje się prześmiewczo. Przekraczając swoją bezczelnością wszelkie granice.
- Dość tego, Nelle. Nie mogę słuchać tych bredni i bezpodstawnych oskarżeń wobec Heidi. Do twojej wiadomości ona jest ostatnią osobą, jaką znam, którą interesowałyby czyjeś pieniądze. Czego nie mogę powiedzieć, chociażby niestety o tobie - staram się przywołać ją do porządku.
- To nie są żadne brednie! Ona jest o wiele sprytniejsza, niż myślisz. Omotała cię, abyś robił, co tylko zechce. Masz coś w ogóle w zamian? - patrzy na mnie z prawdziwą wściekłością i nieukrywaną podejrzliwością. - Po co ja w ogóle pytam. Przecież to oczywiste. Takie jak ona nadają się tylko do jednego. Jak śmiesz mnie też w ogóle obrażać? Spójrz najpierw na siebie.
- Powiedziałem, abyś przestała. Powinnaś zdecydowanie ochłonąć - w obecnym stanie nie było nawet najmnieszej szansy na dojście z Nelle do jakiegokolwiek porozumienia.
- Ochłonę, gdy w końcu zakończysz znajomość z tą dziewuchą, która już prawie zniszczyła nasz związek. Naprawdę chcesz mnie stracić na rzecz kogoś takiego? - dziwi się.
- Nie zrobię tego i doskonale o tym wiesz. Żaden szantaż z twojej strony tego nie zmieni - odpowiadam jej stanowczo. Nie mając zamiaru pozwolić sobą dłużej manipulować. Nelle musiała się w końcu nauczyć, że jej zachcianki nie będą za każdym razem spełniane.
- To się jeszcze okaże - grozi, podążając z jawną obrazą do wyjścia. Zapewne licząc, że będę próbował ją zatrzymać. Czego oczywiście nie robię. Chcąc właśnie, aby sobie poszła. Dłuższe przebywanie w swoim towarzystwie, nie skończyłoby się dla nas niczym dobrym. - Najlepiej zaproś sobie swoją cudowną przyjaciółkę na noc. Na pewno odpowiednio się tobą zajmie, bo przecież moją chęć pomocy masz gdzieś. To, co robisz jest po prostu żałosne. Kiedyś jeszcze będziesz tego gorzko żałował - wykrzykuje mi na pożegnanie. Po czym opuszcza moje mieszkania z głośnym hukiem trzaśnięcia drzwiami, którego echo towarzyszy mi przez kilka dobrych sekund. To by było na tyle, jeśli chodzi o chęć odbudowania naszego związku, a przede wszystkim zaufania.
Z każdą kolejną kłótnią z Nelle, których w ostatnim czasie niestety nie brakowało. Utwierdzałem się tylko w przekonaniu, że popełniłem ogromny błąd, dając jej drugą szansę. Nie dość, że nabierałem coraz większego przekonania, że wcale już jej nie kocham, to na dodatek ona pokazywała się z jak najgorszej strony. Ukazując swoje prawdziwe oblicze zupełnie innej osoby, niż ta za jaką ją na samym początku naszej znajomości miałem.
Nie miałem tylko najmniejszego pojęcia, jak teraz to wszystko odkręcić. Wizja rozstania z Nelle wydawała się być z każdym dniem coraz bliższa. To było praktycznie jedyne racjonalne rozwiązanie dla naszej relacji. Obawiałem się jedynie, że to wszystko wcale nie będzie takie łatwe i bezproblemowe, a Nelle tak łatwo na pewno nie odpuści. W końcu niczego bardziej nie znosiła od doznania jakiejś porażki. Nieważne na jakiej płaszczyźnie życiowej.
03.12.2020
Przemierzam nieśpiesznie lotnisko. Ogromnie się ciesząc, że wczoraj dostałem ostateczną zgodę na udział w najbliższych zawodach i nie musiałem uznać zbliżającego się weekendu za stracony. Na całe szczęście czułem się już o wiele lepiej niż w ciągu ostatnich dni. Choroba praktycznie ustąpiła, pozostawiając po sobie jedynie lekki ból gardła. Żałowałem tylko, że wraz z nią nie odeszły, także inne moje problemy, czy zmartwienia, a miałem wrażenie, że jedynie nabawiłem się nowych. Nie dość, że Nelle najpierw nieprzestanie grała pokrzywdzoną i obrażoną, strojąc niezliczoną ilość fochów, które dzielnie ignorowałem, a potem postanowiła zmienić taktykę i starała się mnie przepraszać. Licząc, że to przyniesie zamierzony skutek. Zapewniając przy tym o swojej ogromnej miłości do mojej osoby. To jakby tego było mało, Heidi zaczęła mnie unikać i stronić od naszych kontaktów, tłumacząc się mnóstwem nauki oraz brakiem czasu, co wcale do mnie specjalnie nie przemawiało. Obawiałem się, że postanowiła po prostu wcielić swój plan w życie i usunąć w cień, aby Nelle przestała mieć powody do wywoływania kolejnych sprzeczek ze mną. Przez co zaczynałem strasznie za nią tęsknić. Jak nigdy potrzebowałem jej wsparcia. Tylko ona potrafiła odciągnąć myśli od wszystkiego, co złe i nieukładające się ostatnio w moim życiu.
- Stefan, na pewno dobrze się czujesz? Coś niewyraźnie wyglądasz - Michael również się w końcu zjawia. Zajmuje miejsce obok i przypatruje się mi z jawnym zmartwieniem.
- Nic mi nie jest - odpowiadam zgodnie z prawdą. Fizycznie nic mi już praktycznie nie dolegało. - Powiedz mi lepiej, czy u Heidi na pewno wszystko w porządku? - próbuję się czegoś konkretnego dowiedzieć.
- Chyba tak. Dlaczego pytasz? - zastanawia się. - Powinieneś być chyba najlepiej poinformowany z nas wszystkich.
- Byłem, ale od kilku dni Heidi wyraźnie unika ze mną wszelkich kontaktów. Udaje, że niby wszystko jest bezzmian i nie ma jedynie czasu, ale ja jestem pewien, że coś jest na rzeczy - zwierzam się mu. Licząc, że znajdę u niego jakieś wsparcie i radę.
- Czyli jednak zdecydowała się to zrobić - mówi jak gdyby do siebie. Wprowadzając mnie w niemałą konsternację.
- Co takiego? - dopytuję. Chcąc nareszcie poznać prawdę.
- Ostatnio przypadkiem usłyszałem, jak Heidi żaliła się Inge na jej ostatnie spotkanie z Nelle. Powiedziała też, że nie będzie jej łatwo, ale powinna się od ciebie trochę zdystansować. Dla waszego dobra - przymykam na chwilę oczy. Było niestety tak jak podejrzewałem. Po powrocie musiałem, jak najszybciej się z nią z tego powodu zobaczyć i wybić jej z głowy te wszystkie głupoty, przy których się tak usilnie upierała. - Mówiłem ci, że połączenie związku z Nelle i przyjaźni z Heidi nie wyjdzie. Oczywiście ty się upierałeś jak zawsze przy swoim.
- Czy to naprawdę musi być takie skomplikowane? - chowam twarz w dłonie, powoli wykończony powinnościami wobec Nelle i niewiedzą, kim tak naprawdę jest dla mnie Heidi. Nie miałem pewności, czy to tylko sympatia, zauroczenie, a może prawdziwa miłość. Obawiałem się, że być może to po prostu powtórka ze związku z Austriaczką. W niej też byłem przecież pewien, że jestem do pewnego momentu zakochany.
- Takie relacje międzyludzkie nigdy nie są łatwe. Chyba że patrzy się na nie z boku. Tyle razy ci to mówiłem, gdy sam błądziłem jak we mgle na początku znajomości z Inge. Wtedy miałeś jednak na wszystko gotową odpowiedź - wypomina mi moje liczne umoralnianie jego osoby.
- To było co innego. U was wszystko było jasne i proste - przypominam sobie z cichym śmiechem.
- Czyżby? W takim razie w twoim przypadku też jest. Zakończ związek z Nelle i powiedz Heidi, że ją kochasz. Co w tym trudnego? - odpłaca mi się z nawiązką za poprzedni w jego opinii wkurzający komentarz.
- Michi, gdzie podziała się twoja empatia?
- Wciąż jest na swoim miejscu, dlatego się poświęcę i wysłucham od początku do końca wszystkiego, co cię gnębi. Może czas trwania lotu na to wystarczy, a ja jakoś to przeżyję - mówi z udawanym poświęceniem, gdy wraz z resztą stajemy w kolejce do odprawy.
- Świetny z ciebie przyjaciel, naprawdę. O lepszym nie mógłbym nawet sobie pomarzyć - narzekam, co kwituje jedynie śmiechem.
- Stefan, nikt inny i tak by z tobą nie wytrzymał. Chyba że Heidi.
04.12.2020
Po zwycięskich dla mnie kwalifikacjach, które były doskonałą zapowiedzią na resztę weekendu i nadzieją na osiągnięcie kolejnego dobrego wyniku. Kładę się nareszcie porządnie zmęczony na łóżku z zamiarem wyłącznie odpoczynku. Krzywię się przy okazji z bólu, gdy sięgam po telefon i urażam się w swój lekko stłuczony nadgarstek, stanowiący pamiątkę po upadku w treningu przed paroma godzinami. Następnie zauważam lakoniczną wiadomość od Nelle, w której pytała, czy na pewno wszystko ze mną w porządku i że liczy na powtórkę dzisiejszego wyniku w jutrzejszych zawodach. Ledwo zdążam odpowiedzieć jej w podobnym stylu, że nic poważnego mi nie dolega, a na ekranie wyświetla się oczekujące połączenie od Heidi, co przyprawia mnie o spory uśmiech radości. Cieszyłem się, że mimo swojego postanowienia postanowiła odezwać się do mnie jako pierwsza.
- Stafan, na pewno nic ci nie jest? Ten nadgarstek powinno się jak najszybciej prześwietlić. To nie są żarty - dopytuje przerażonym i mocno zdenerwowanym głosem. - Wiedziałam, że powinieneś odpuścić sobie te zawody i dojść w pełni do siebie. Na pewno nadal jesteś osłabiony. To się mogło skończyć tragicznie.
- Spokojnie, wszystko ze mną jest w jak najlepszym porządku. Jestem cały. Gdyby było inaczej, nie wystartowałbym w tych kwalifikachach, a już na pewno bym w nich nie zwyciężył - uspokajam ją. Nie chcąc, aby się niepotrzebnie martwiła.
- Więc na pewno dobrze się czujesz? - próbuje się kolejny raz upewnić.
- Przysięgam, że tak. Czułbym się zresztą jeszcze lepiej, gdybyś przestała unikać kontaktu ze mną - mimowolnie poruszam ten niezręczny temat.
- Wcale cię nie...
- Heidi, obydwoje wiemy, że unikasz i nie próbuj zaprzeczać. Brak czasu to tylko marna wymówka - nie pozwalam jej dokończyć i brnąć w te absurdalne tłumaczenia. - A coś mi przecież obiecałaś - przypominam.
- Wiem, przepraszam. Ja tylko myślałam, że tak będzie lepiej - była wyraźnie zawstydzona.
- Ale wcale nie jest. Dlatego widzimy się po moim powrocie i wszystko sobie wyjaśnimy, dobrze? - nie miałem zamiaru odpuścić.
- Zgoda. Niech będzie - po chwilowym wahaniu przystaje na moją propozycję.
- Nie mogę się już doczekać - uśmiecham się sam do siebie. Po czym na szczęście zaczynamy ze sobą swobodnie rozmawiać, a ja w mgnieniu oka zapominam o całym zmęczeniu. Głos Heidi jak zawsze miał na mnie niezwykle kojący wpływ.