17.10.2020
To sobotnie dość wczesne i leniwe przedpołudnie, kiedy to niemal zawsze w kawiarni panował znikomy ruch. Otaczając jej wnętrze dość przyjemną ciszą, zakłócaną lekko jedynie przez cicho grającą muzykę z radia. Spędzam standardowo za ladą kawiarni, poświęcając czas oczekiwania na pojawienie się jakichś klientów na dokładne czytanie swoich notatek z ostatniego tygodnia zajęć i przygotowanie wstępnego zarysu eseju, który musiałam niedługo napisać na jeden z obowiązkowych przedmiotów w tym semestrze. Od samego początku chciałam być ze wszystkim na bieżąco i przykładnie wywiązywać się ze wszystkich zadanych nam prac, aby nie zawieść tym samym pokładanych we mnie nadziei osób, dzięki którym w ogóle mogłam się tutaj znaleźć.
Umilałam sobie ten naukowy obowiązek przerwami na wymienianie się wiadomościami z Katinką, strasznie narzekającą na przytłaczającą ją podczas dzisiejszego dnia nudę oraz Inge, która już wczoraj wybrała się z Michaelem w odwiedziny do jego rodziców. Chcącą upewnić się, że wszystko u mnie było na pewno w porządku. Jako jedna z nielicznych osób dobrze w końcu wiedziała, że zostawanie na noc samej w pustym mieszkaniu, przyprawiało mnie często o irracjonalny i bezpodstawny lęk powodujący niemal za każdym razem bezsenność. Podejrzewałam, że wiązał się on zapewne z moim dość traumatycznym dzieciństwem, gdy moja wspaniała matka wielokrotnie zostawiała mnie samą na całe noce z okropnymi awanturami dochodzącymi zza ściany mieszkania obok, które mocno mnie przerażały i pogłębiały brak poczucia bezpieczeństwa. Mieszkanie przez tyle lat w tamtym potwornym miejscu, mimo usilnej walki i starań, odcisnęło na mnie niestety spore piętno i to na wielu płaszczyznach obecnego dorosłego życia.
Odrzucam od siebie przykre wspomnienia, dobrze wiedząc, że powrót do nich niczego mi nie da. Czasu nie dało się przecież żadnym sposobem cofnąć. Po czym odpisuję Inge zgodnie z prawdą, że zadziwiającym trafem przespałam całą ubiegłą noc i to nad wyraz spokojnie. Następnie skupiam się ponownie na uważnym czytaniu pierwszych rozdziałów podręcznika dotyczącego odpowiednich metod konserwacji i renowacji obrazów w zależności od czasu ich powstania, co pochłania mnie bez reszty i całkowicie odrywa od rzeczywistości.
- Heidi, jak myślisz, mam kupić tę torebkę, czy może jednak tamtą? - Louisa odrywa mnie nieoczekiwanie od nauki, podając swój telefon, na którym ukazują się zdjęcia dwóch od dawna upatrzonych przez nią cacek. Jej miłość do posiadania niezliczonej ilości różnorakich torebek była znana chyba już wszystkim pracownikom kawiarni. Podejrzewałam też, że Louisa posiadała ich już przynajmniej setkę w swojej garderobie.
- Obydwie są bardzo ładne. Kupiłabym jednak tę drugą. Jej morski kolor dodaje tego czegoś. Na pewno będzie świetnym dodatkiem - radzę dziewczynie, choć to zdecydowanie ona dużo bardziej znała się na rzeczy. Moda była podobno przecież jej wielką pasją.
- Też tak myślę, a więc postanowione - w sekundę podejmuje decyzję. - W związku z tym miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Mogłabym na chwilę wyskoczyć do tego centrum handlowego, które jest niedaleko? Dzisiaj ten sklep, który ją posiada w swoim asortymencie ma podobno sporą wyprzedaż. Może udałoby mi się zaoszczędzić trochę pieniędzy. Proszę, zgódź się. To zajmie mi dosłownie chwilkę - patrzy na mnie proszącym wzrokiem, który bardzo szybko mnie zmiękcza. Louisa miała w sobie coś takiego, że nikt nigdy nie potrafił jej odmawiać.
- Idź, tylko wracaj szybko. Za niedługo zacznie się tutaj pewnie prawdziwe szaleństwo. Sama w życiu tego nie ogarnę - dobrze już wiedziałam, że po chwilowym przestoju w rannych godzinach, zawsze dostawałyśmy potem spory nawał pracy i czasami nawet dwie osoby ledwie się wyrabiały.
- Dziękuję, jesteś najlepsza - posyła mi pełen wdzięczności uśmiech. Po czym w mgnieniu oka wkłada na siebie swój płaszcz i opuszcza ciepłe wnętrze lokalu na rzecz spaceru do centrum handlowego, pośród skąpanych w deszczu salzburdzkich ulic. Czego się jednak nie robiło dla zakupu nowej torebki.
Głośny dźwięk dzwoneczków zawieszonych nad drzwiami kawiarni informuje mnie o czyimś zjawieniu. Od razu kieruję swój wzrok w tamtym kierunku, niemal zastygając z szoku i niedowierzania na widok dwóch kobiet. Jedna z nich była mi już niestety bardzo dobrze znana. Wprost nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Czy naprawdę Nelle i jej nieznana mi jeszcze towarzyszka musiały wybrać spośród setek dostępnych kawiarni w mieście akurat tę? Przeklinam fakt, że zgodziłam się na wyjście przed kilkoma minutami Louisy, przez co byłam teraz zmuszona sama obsłużyć stolik zajęty w połowie przez jędzowatą dziewczynę Stefana, która ze sporym zainteresowaniem i zniecierpliwieniem rozglądała się dookoła. Jakby czegoś, a może kogoś szukała. Byłam pewna, że nasze spotkanie nie skończy się niczym dobrym.
Dobrze wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę udać się do tego przeklętego stolika. Nelle była taką samą klientką, jak wszyscy inni i moim nadrzędnym obowiązkiem było ją obsłużyć. Osobiste antypatie nie miały w tej kwestii żadnego znaczenia. Dlatego też biorę głęboki uspokajający wdech i z głośno bijącym sercem, podążam w stronę roześmianej dwójki dziewczyn żywo o czymś dyskutujących.
- Dzień dobry. Mogę już przyjąć zamówienie? - zaczynam uprzejmie. Zmuszając się do życzliwego uśmiechu, co przychodzi mi naprawdę ze sporym trudem.
- Nareszcie! Myślałam, że już się na nikogo nie doczekamy. Zawsze tak wolno obsługujecie swoich gości? - słyszę jawny przytyk od Nelle, choć nie minęła nawet minuta od ich pojawienia się w tym miejscu. Jej koleżanka wydawała się być również zaskoczona usłyszanymi słowami. - Heidi? Cóż za zbieg okoliczności. W życiu bym się nie spodziewała, że tutaj pracujesz - mityguje się z udawanym zaskoczeniem. Obdarzając mnie fałszywym uśmieszkiem. Tyle mi wystarczyło, aby zrozumieć, że to nie był żaden zbieg okoliczności, a Nelle celowo wybrała to miejsce. Zapewne w jakiś sposób musiała się dowiedzieć, że jestem tutaj zatrudniona i postanowiła po raz kolejny uprzykrzyć mi życie.
- Mnie także miło cię widzieć - odpowiadam jej z ironią, od której nie dałam rady się powstrzymać. To było dużo silniejsze od chęci zachowania pełnego profesjonalizmu. - Zdecydowałyście się więc na coś? - ponawiam swoją próbę przyjęcia zamówienia. Stukając lekko długopisem w trzymany przeze mnie notesik w oczekiwaniu na ich decyzję.
- Poproszę tylko orzechowe Latte - druga dziewczyna w końcu się odzywa. Posyłając w moją stronę zaskakująco sympatyczny uśmiech, co było miłą odmianą. Widocznie Nelle nie miała za przyjaciół samych wiedźm jej pokroju.
- Dla mnie za to niech będzie Flat white - byłam pewna, że Nelle celowo wybrała jedną z najmniej popularnych w naszym menu kaw. Być może liczyła, że nie będę miała pojęcia, czym to w ogóle jest, albo jak ją odpowiednio przyrządzić. - Ale z odtłuszczonym mlekiem i najlepiej bez laktozy. Chyba macie tutaj takie? - pyta z wyniosłością, jakby przebywanie w tej kawiarni w czymkolwiek jej umniejszało. Arogancja tej dziewczyny czasami wykraczała poza wszelką możliwą skalę.
- Oczywiście. Za chwilę zamówienie będzie gotowe - odchodzę od stolika z kamienną miną, nie mając zamiaru tym razem dać się wyprowadzić z równowagi. Drugi raz nie dam jej tej satysfakcji.
Z niezwykłą starannością próbuję przyrządzić zamówione ciepłe napoje. Nie chcąc, aby którakolwiek mogła się do czegoś przyczepić. Odwracam się od ekspresu z zamiarem postawienia filiżanki na tacy, gdy zauważam Nelle stojącą tuż przy ladzie. Widocznie za wszelką cenę próbowała wystawić moją cierpliwość na poważną próbę.
- W czymś jeszcze mogę pomóc? - pytam. W myślach błagając o szybki powrót Louisy i przejęcie przez nią obsługi tej dwójki.
- Właściwie to chciałabym się tylko dowiedzieć, jak można być taką naiwną i głupią, aby uwierzyć, że ktoś taki jak Stefan mógłby zainteresować się na poważnie jakąkolwiek relacją z podrzędną kelnerką i to w dodatku pochodzącą wprost z samych nizin społecznych. Mającą patologiczną niepełną rodzinę - dziewczyna patrzy na mnie z jawnym rozbawieniem, a mi wprost odejmuje z szoku mowę. Czegoś takiego za nic nie spodziewałabym się nigdy od niej usłyszeć. To był jakiś koszmar. Skąd Nelle w ogóle o tym wszystkim wiedziała?
- Słucham? Nie mam pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz. Nie mam żadnej relacji ze Stefanem i nigdy nie miałam - staram się grać obojętną, choć każde wypowiedziane przez nią słowo było niczym sztylet idealnie trafiający w moje serce. Dawno już nic tak bardzo mnie nie zabolało, jak jej krzywdzące, ale mimo wszystko niezwykle też trafne określenia mojej osoby. W końcu właśnie tym kimś byłam. Zwykłą kelnerką z matką alkoholiczką.
- Przestań bezczelnie udawać, bo wiem o wszystkim. Stefan dokładnie mi nie tak dawno opowiedział, jak to znajomość z tobą była doskonałym sposobem na jego nudę, przynajmniej dopóki mnie nie poznał. Na początku umilałaś mu czas, niczym żywa zabawka, która była zawsze pod ręką, gdy tylko tego potrzebował. Przez jakiś czas się mu to nawet podobało, ale wszystko ma swoje granice i z każdym tygodniem coraz bardziej robił się tobą zmęczony, jeszcze na długo przed rozpoczęciem naszego związku. Chciał się w jakiś sposób wykręcić od dalszych nic nieznaczącyh dla niego kontaktów z tobą. Gdyby nie moja osoba kwestią czasu byłby i tak wasz koniec, ale dzięki mnie przynajmniej znalazł dobry pretekst. Zjawiłaś się jednak tutaj, co wprawiło go w ogromną niezręczność. Zrobiło się mu głupio i z litości teraz udaje, że cokolwiek dla niego znaczysz. Mówię ci o tym z czystej życzliwości, abyś nie robiła sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Czas zejść na ziemię, kelnereczko - wypowiedziane przez nią słowa raz po raz od nowa niczym echo rozbrzmiewają w mojej głowie. Nie mogłam tego wprost znieść, że okazałam się ofiarą takiej perfidnej intrygi. Nelle miała rację. Byłam taka głupia i żałosna. Przecież to miało w sobie mnóstwo sensu. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłam pomyśleć, że taka gwiazda jak Stefan chciałaby zadawać się akurat ze mną. Od samego początku powinno dać mi to do myślenia. Jakby tego było mało, ostatnio prawie mu uwierzyłam, że naprawdę żałuje zerwania ze mną kontaktu. Naiwniaczka stulecia to nic w porównaniu ze mną. Najgorsze było chyba jednak to, że Stefan bez najmniejszych skrupułów chwalił się tym teraz wszystkim na prawo i lewo. Nelle w końcu musiała dowiedzieć się od niego. Znała zbyt wiele szczegółów naszej znajomości, aby to wszystko sobie po prostu zmyślić. Nie było sensu się nawet łudzić.
- Ja już od dawna nie mam z nim nic wspólnego i nawet nie chcę mieć. Jest cały twój i od samego początku zapewniam, że był. Chcesz czegoś jeszcze ode mnie? - staram się powstrzymać swój głos od drżenia. Austriaczka miała już i tak wystarczającą satysfakcję z mojego ogromnego upokorzenia. Więcej nie potrzebowałam.
- Kawałek jakiegoś ciasta, jeśli łaskawie można - mówi jak gdyby nigdy nic. Zaciskam lekko dłonie w pięści, wiedząc że muszę to wytrzymać. W innym przypadku stracę tę pracę. - Trzymam cię też za słowo, że naprawdę będziesz się trzymała od Stefana z daleka. Nie życzę sobie, abyś się przy nim kręciła. Inaczej zamienię twoje beznadziejne życie w jeszcze większe piekło, przysięgam. Taka znajomość to za wysokie progi, jak na ciebie - nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Odchodzi dostojnym krokiem do swojego stolika. Zostawiając mnie w całkowitej rozsypce. Ten dzień był już teraz jednym z najgorszych, jakie dane było mi przeżyć, a nie dotrwałam choćby do południa.
Z tacą, którą trzymałam w drżących od nerwów dłoniach. Staję przy stoliku zajmowanym przez Nelle i jej znajomą. Starając się jakoś składnie podać zamówione przez nie wcześniej kawy. Zauważając, że blondynka posyła mi dość zaniepokojone spojrzenie. Zapewne orientując, że znajduję się w fatalnym stanie. Nelle na pewno we wszystko ją już wtajemniczyła. W jakimś celu z nią tu w końcu przyszła.
- Mogę prosić o cukier trzcinowy, a nie biały? - Nelle wskazuje na cukierniczkę ani myśląc przestać się nade mną po prostu znęcać.
- Oczywiście. Zaraz przyniosę - odpowiadam, znajdując się na granicy płaczu. Czułam się jak zwykła służąca, zresztą pewnie tylko na tyle było mnie stać.
Umilałam sobie ten naukowy obowiązek przerwami na wymienianie się wiadomościami z Katinką, strasznie narzekającą na przytłaczającą ją podczas dzisiejszego dnia nudę oraz Inge, która już wczoraj wybrała się z Michaelem w odwiedziny do jego rodziców. Chcącą upewnić się, że wszystko u mnie było na pewno w porządku. Jako jedna z nielicznych osób dobrze w końcu wiedziała, że zostawanie na noc samej w pustym mieszkaniu, przyprawiało mnie często o irracjonalny i bezpodstawny lęk powodujący niemal za każdym razem bezsenność. Podejrzewałam, że wiązał się on zapewne z moim dość traumatycznym dzieciństwem, gdy moja wspaniała matka wielokrotnie zostawiała mnie samą na całe noce z okropnymi awanturami dochodzącymi zza ściany mieszkania obok, które mocno mnie przerażały i pogłębiały brak poczucia bezpieczeństwa. Mieszkanie przez tyle lat w tamtym potwornym miejscu, mimo usilnej walki i starań, odcisnęło na mnie niestety spore piętno i to na wielu płaszczyznach obecnego dorosłego życia.
Odrzucam od siebie przykre wspomnienia, dobrze wiedząc, że powrót do nich niczego mi nie da. Czasu nie dało się przecież żadnym sposobem cofnąć. Po czym odpisuję Inge zgodnie z prawdą, że zadziwiającym trafem przespałam całą ubiegłą noc i to nad wyraz spokojnie. Następnie skupiam się ponownie na uważnym czytaniu pierwszych rozdziałów podręcznika dotyczącego odpowiednich metod konserwacji i renowacji obrazów w zależności od czasu ich powstania, co pochłania mnie bez reszty i całkowicie odrywa od rzeczywistości.
- Heidi, jak myślisz, mam kupić tę torebkę, czy może jednak tamtą? - Louisa odrywa mnie nieoczekiwanie od nauki, podając swój telefon, na którym ukazują się zdjęcia dwóch od dawna upatrzonych przez nią cacek. Jej miłość do posiadania niezliczonej ilości różnorakich torebek była znana chyba już wszystkim pracownikom kawiarni. Podejrzewałam też, że Louisa posiadała ich już przynajmniej setkę w swojej garderobie.
- Obydwie są bardzo ładne. Kupiłabym jednak tę drugą. Jej morski kolor dodaje tego czegoś. Na pewno będzie świetnym dodatkiem - radzę dziewczynie, choć to zdecydowanie ona dużo bardziej znała się na rzeczy. Moda była podobno przecież jej wielką pasją.
- Też tak myślę, a więc postanowione - w sekundę podejmuje decyzję. - W związku z tym miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Mogłabym na chwilę wyskoczyć do tego centrum handlowego, które jest niedaleko? Dzisiaj ten sklep, który ją posiada w swoim asortymencie ma podobno sporą wyprzedaż. Może udałoby mi się zaoszczędzić trochę pieniędzy. Proszę, zgódź się. To zajmie mi dosłownie chwilkę - patrzy na mnie proszącym wzrokiem, który bardzo szybko mnie zmiękcza. Louisa miała w sobie coś takiego, że nikt nigdy nie potrafił jej odmawiać.
- Idź, tylko wracaj szybko. Za niedługo zacznie się tutaj pewnie prawdziwe szaleństwo. Sama w życiu tego nie ogarnę - dobrze już wiedziałam, że po chwilowym przestoju w rannych godzinach, zawsze dostawałyśmy potem spory nawał pracy i czasami nawet dwie osoby ledwie się wyrabiały.
- Dziękuję, jesteś najlepsza - posyła mi pełen wdzięczności uśmiech. Po czym w mgnieniu oka wkłada na siebie swój płaszcz i opuszcza ciepłe wnętrze lokalu na rzecz spaceru do centrum handlowego, pośród skąpanych w deszczu salzburdzkich ulic. Czego się jednak nie robiło dla zakupu nowej torebki.
Głośny dźwięk dzwoneczków zawieszonych nad drzwiami kawiarni informuje mnie o czyimś zjawieniu. Od razu kieruję swój wzrok w tamtym kierunku, niemal zastygając z szoku i niedowierzania na widok dwóch kobiet. Jedna z nich była mi już niestety bardzo dobrze znana. Wprost nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Czy naprawdę Nelle i jej nieznana mi jeszcze towarzyszka musiały wybrać spośród setek dostępnych kawiarni w mieście akurat tę? Przeklinam fakt, że zgodziłam się na wyjście przed kilkoma minutami Louisy, przez co byłam teraz zmuszona sama obsłużyć stolik zajęty w połowie przez jędzowatą dziewczynę Stefana, która ze sporym zainteresowaniem i zniecierpliwieniem rozglądała się dookoła. Jakby czegoś, a może kogoś szukała. Byłam pewna, że nasze spotkanie nie skończy się niczym dobrym.
Dobrze wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę udać się do tego przeklętego stolika. Nelle była taką samą klientką, jak wszyscy inni i moim nadrzędnym obowiązkiem było ją obsłużyć. Osobiste antypatie nie miały w tej kwestii żadnego znaczenia. Dlatego też biorę głęboki uspokajający wdech i z głośno bijącym sercem, podążam w stronę roześmianej dwójki dziewczyn żywo o czymś dyskutujących.
- Dzień dobry. Mogę już przyjąć zamówienie? - zaczynam uprzejmie. Zmuszając się do życzliwego uśmiechu, co przychodzi mi naprawdę ze sporym trudem.
- Nareszcie! Myślałam, że już się na nikogo nie doczekamy. Zawsze tak wolno obsługujecie swoich gości? - słyszę jawny przytyk od Nelle, choć nie minęła nawet minuta od ich pojawienia się w tym miejscu. Jej koleżanka wydawała się być również zaskoczona usłyszanymi słowami. - Heidi? Cóż za zbieg okoliczności. W życiu bym się nie spodziewała, że tutaj pracujesz - mityguje się z udawanym zaskoczeniem. Obdarzając mnie fałszywym uśmieszkiem. Tyle mi wystarczyło, aby zrozumieć, że to nie był żaden zbieg okoliczności, a Nelle celowo wybrała to miejsce. Zapewne w jakiś sposób musiała się dowiedzieć, że jestem tutaj zatrudniona i postanowiła po raz kolejny uprzykrzyć mi życie.
- Mnie także miło cię widzieć - odpowiadam jej z ironią, od której nie dałam rady się powstrzymać. To było dużo silniejsze od chęci zachowania pełnego profesjonalizmu. - Zdecydowałyście się więc na coś? - ponawiam swoją próbę przyjęcia zamówienia. Stukając lekko długopisem w trzymany przeze mnie notesik w oczekiwaniu na ich decyzję.
- Poproszę tylko orzechowe Latte - druga dziewczyna w końcu się odzywa. Posyłając w moją stronę zaskakująco sympatyczny uśmiech, co było miłą odmianą. Widocznie Nelle nie miała za przyjaciół samych wiedźm jej pokroju.
- Dla mnie za to niech będzie Flat white - byłam pewna, że Nelle celowo wybrała jedną z najmniej popularnych w naszym menu kaw. Być może liczyła, że nie będę miała pojęcia, czym to w ogóle jest, albo jak ją odpowiednio przyrządzić. - Ale z odtłuszczonym mlekiem i najlepiej bez laktozy. Chyba macie tutaj takie? - pyta z wyniosłością, jakby przebywanie w tej kawiarni w czymkolwiek jej umniejszało. Arogancja tej dziewczyny czasami wykraczała poza wszelką możliwą skalę.
- Oczywiście. Za chwilę zamówienie będzie gotowe - odchodzę od stolika z kamienną miną, nie mając zamiaru tym razem dać się wyprowadzić z równowagi. Drugi raz nie dam jej tej satysfakcji.
Z niezwykłą starannością próbuję przyrządzić zamówione ciepłe napoje. Nie chcąc, aby którakolwiek mogła się do czegoś przyczepić. Odwracam się od ekspresu z zamiarem postawienia filiżanki na tacy, gdy zauważam Nelle stojącą tuż przy ladzie. Widocznie za wszelką cenę próbowała wystawić moją cierpliwość na poważną próbę.
- W czymś jeszcze mogę pomóc? - pytam. W myślach błagając o szybki powrót Louisy i przejęcie przez nią obsługi tej dwójki.
- Właściwie to chciałabym się tylko dowiedzieć, jak można być taką naiwną i głupią, aby uwierzyć, że ktoś taki jak Stefan mógłby zainteresować się na poważnie jakąkolwiek relacją z podrzędną kelnerką i to w dodatku pochodzącą wprost z samych nizin społecznych. Mającą patologiczną niepełną rodzinę - dziewczyna patrzy na mnie z jawnym rozbawieniem, a mi wprost odejmuje z szoku mowę. Czegoś takiego za nic nie spodziewałabym się nigdy od niej usłyszeć. To był jakiś koszmar. Skąd Nelle w ogóle o tym wszystkim wiedziała?
- Słucham? Nie mam pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz. Nie mam żadnej relacji ze Stefanem i nigdy nie miałam - staram się grać obojętną, choć każde wypowiedziane przez nią słowo było niczym sztylet idealnie trafiający w moje serce. Dawno już nic tak bardzo mnie nie zabolało, jak jej krzywdzące, ale mimo wszystko niezwykle też trafne określenia mojej osoby. W końcu właśnie tym kimś byłam. Zwykłą kelnerką z matką alkoholiczką.
- Przestań bezczelnie udawać, bo wiem o wszystkim. Stefan dokładnie mi nie tak dawno opowiedział, jak to znajomość z tobą była doskonałym sposobem na jego nudę, przynajmniej dopóki mnie nie poznał. Na początku umilałaś mu czas, niczym żywa zabawka, która była zawsze pod ręką, gdy tylko tego potrzebował. Przez jakiś czas się mu to nawet podobało, ale wszystko ma swoje granice i z każdym tygodniem coraz bardziej robił się tobą zmęczony, jeszcze na długo przed rozpoczęciem naszego związku. Chciał się w jakiś sposób wykręcić od dalszych nic nieznaczącyh dla niego kontaktów z tobą. Gdyby nie moja osoba kwestią czasu byłby i tak wasz koniec, ale dzięki mnie przynajmniej znalazł dobry pretekst. Zjawiłaś się jednak tutaj, co wprawiło go w ogromną niezręczność. Zrobiło się mu głupio i z litości teraz udaje, że cokolwiek dla niego znaczysz. Mówię ci o tym z czystej życzliwości, abyś nie robiła sobie niepotrzebnej nadziei nie wiadomo na co. Czas zejść na ziemię, kelnereczko - wypowiedziane przez nią słowa raz po raz od nowa niczym echo rozbrzmiewają w mojej głowie. Nie mogłam tego wprost znieść, że okazałam się ofiarą takiej perfidnej intrygi. Nelle miała rację. Byłam taka głupia i żałosna. Przecież to miało w sobie mnóstwo sensu. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłam pomyśleć, że taka gwiazda jak Stefan chciałaby zadawać się akurat ze mną. Od samego początku powinno dać mi to do myślenia. Jakby tego było mało, ostatnio prawie mu uwierzyłam, że naprawdę żałuje zerwania ze mną kontaktu. Naiwniaczka stulecia to nic w porównaniu ze mną. Najgorsze było chyba jednak to, że Stefan bez najmniejszych skrupułów chwalił się tym teraz wszystkim na prawo i lewo. Nelle w końcu musiała dowiedzieć się od niego. Znała zbyt wiele szczegółów naszej znajomości, aby to wszystko sobie po prostu zmyślić. Nie było sensu się nawet łudzić.
- Ja już od dawna nie mam z nim nic wspólnego i nawet nie chcę mieć. Jest cały twój i od samego początku zapewniam, że był. Chcesz czegoś jeszcze ode mnie? - staram się powstrzymać swój głos od drżenia. Austriaczka miała już i tak wystarczającą satysfakcję z mojego ogromnego upokorzenia. Więcej nie potrzebowałam.
- Kawałek jakiegoś ciasta, jeśli łaskawie można - mówi jak gdyby nigdy nic. Zaciskam lekko dłonie w pięści, wiedząc że muszę to wytrzymać. W innym przypadku stracę tę pracę. - Trzymam cię też za słowo, że naprawdę będziesz się trzymała od Stefana z daleka. Nie życzę sobie, abyś się przy nim kręciła. Inaczej zamienię twoje beznadziejne życie w jeszcze większe piekło, przysięgam. Taka znajomość to za wysokie progi, jak na ciebie - nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Odchodzi dostojnym krokiem do swojego stolika. Zostawiając mnie w całkowitej rozsypce. Ten dzień był już teraz jednym z najgorszych, jakie dane było mi przeżyć, a nie dotrwałam choćby do południa.
Z tacą, którą trzymałam w drżących od nerwów dłoniach. Staję przy stoliku zajmowanym przez Nelle i jej znajomą. Starając się jakoś składnie podać zamówione przez nie wcześniej kawy. Zauważając, że blondynka posyła mi dość zaniepokojone spojrzenie. Zapewne orientując, że znajduję się w fatalnym stanie. Nelle na pewno we wszystko ją już wtajemniczyła. W jakimś celu z nią tu w końcu przyszła.
- Mogę prosić o cukier trzcinowy, a nie biały? - Nelle wskazuje na cukierniczkę ani myśląc przestać się nade mną po prostu znęcać.
- Oczywiście. Zaraz przyniosę - odpowiadam, znajdując się na granicy płaczu. Czułam się jak zwykła służąca, zresztą pewnie tylko na tyle było mnie stać.
Wracam z cukierniczką, do której wsypałam ten cholerny brązowy cukier, podając ją bez słowa Nelle. Nie marzyłam o niczym więcej niż tylko o jej natychmiastowym zniknięciu z kawiarni. Swoją obecnością z każdą minutą tylko pogarszała moją wiarę w siebie samą i swoje umiejętności. Czułam się przy niej, jak nic nieznacząca popsuta rzecz, którą można było wyrzucić na śmietnik przy pierwszej lepszej okazji.
Nie zdążam zrobić więcej niż pięciu kroków, gdy słyszę głośny huk spotkania się szklanych naczyń z podłogą. Odwracam się gwałtownie za siebie, widząc że filiżanka z kawą Nelle znajduje się w kawałkach rozsypanych po sporej powierzchni parkietu kawiarni, taki sam los spotkał zresztą podaną przed momentem przeze mnie cukierniczkę. Wylana kawa i rozsypany cukier stanowiły koszmarny widok.
- Ups, straszna niezdara ze mnie - panna Lisberg patrzy na mnie z jawną prowokacją. Licząc, że tym razem na pewno wybuchnę. Jak można było być tak podłą osobą?
- Nelle, co ty do cholery jasnej wyprawiasz? Zwariowałaś? - jej towarzyszka patrzy na nią z jawnym potępieniem. Widocznie również miała dość dzisiejszych wybryków swojej koleżanki.
- Melinda, to był zwykły wypadek. Sama przecież widziałaś - wzrusza tylko ramionami. Nic sobie nie robiąc z upomnień.
- Wcale nie. Zrobiłaś to celowo - kręci z dezaprobatą głową. Mocno zdenerwowana. - Bardzo przepraszam za przyjaciółkę. Zupełnie nie wiem, co się z nią dzisiaj dzieje. Mogłabym prosić o jakąś ścierkę? Posprzątam to - oferuje się, co ogromnie mnie zaskakuje. Dlaczego ktoś taki w ogóle zadawał się z Nelle?
- Nie trzeba. Poradzę sobie - odmawiam. Jedyne czego chcąc, to aby sobie stąd nareszcie poszły.
- Trzeba, ale posprząta to ta druga pani, która celowo narobiła tego bałaganu - Louisa staje przy moim boku ze skrzyżowanymi ramionami. Od kilku minut znajdowałam się w takim szoku, że nawet nie zauważyłam, iż już zdążyła wrócić.
- Raczej wątpię. Musimy już iść. Żegnam - Nelle wstaje z zajmowanego przez siebie miejsca. Kierując się wprost do wyjścia. Nie zważając przy tym na żadne protesty wściekłej Louisy. Dając tym samym pokaz kompletnego braku kultury.
- Naprawdę bardzo za nią przepraszam. Przykro mi - Melinda była wyraźnie zawstydzona. Na odchodne wciska mi banknot o pokaźnym nominale, który zdecydowanie przeważał swoją wartością nad zamówionymi przez nie rzeczami. Zapewne próbowała nam tym zrekompensować wszystkie nieprzyjemności. Słów usłyszanych od Nelle nie dało się jednak niczym wynagrodzić.
- Co za wariatka! Co to w ogóle miało znaczyć? Heidi, znasz te kobiety? - Louisa wprost nie mogła uwierzyć w wydarzenia, które miały miejsce przed momentem.
- Jedną z nich miałam niestety przyjemność poznać - patrzę na nią z lekko załzawionymi oczami. Znajdowałam się na granicy załamania.
- To dlaczego jej od razu stąd nie wyprosiłaś? Pozwalając, aby cię tak okropnie potraktowała - dziwi mi się.
- Louisa, ona była klientką jak każdy inny i należał się jej odpowiedni szacunek - wzruszam ramionami.
- Słucham? Jak możesz okazywać szacunek komuś, kto nie ma go do ciebie? Heidi, tak po prostu nie można. Musisz się nauczyć walczyć o siebie. Nikt nie ma prawa tobą pomiatać, rozumiesz?
- Posprzątam ten bałagan - próbuję zająć się czymkolwiek, aby się tylko na dobre nie rozkleić.
- Ja to zrobię, a ty idź trochę ochłonąć. Zajmę się też klientami - wskazuje dyskretnie na stolik, który zajęła młoda para przed dosłownie kilkoma sekundami.
- Dziękuję - Louisa w odpowiedzi posyła mi tylko pełne troski i zmartwienia spojrzenie.
W łazience pozwalam sobie na kilkuminutowy bezgłośny płacz. Czując się wykorzystana i zraniona, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie rozumiałam, jak Stefan mógł mi zrobić coś takiego. Dlaczego tak podle zabawił się moimi uczuciami. W dodatku jeszcze ten ostatni nasz niedoszły pocałunek na samo wspomnienie, o którym cała niemal wrzałam ze złości i upokorzenia. Co on chciał tym osiągnąć? Udowodnić samemu sobie, że może mieć każdą? Z Nelle dobrali się po prostu idealnie. Obydwoje byli tak samo podli i zupełnie nieliczący się z drugą osobą. Zakłamani, egoistyczni, myślący że wszystko im wolno. Życie mimo wszystko to ich stawiało w uprzywilejowanej pozycji. To oni mieli wszystkich po swojej stronie. Ktoś taki jak ja w ogóle nie miał znaczenia. Mogłabym dziś zniknąć, a nikt nawet by się tym specjalnie nie przejął. Byłam tylko zbędnym i nikomu niepotrzebnym elementem tego świata. Balastem dla kogoś takiego jak Sophie czy Inge.
Spoglądam na swoje żałosne odbicie w lusterku. Zaczynając wierzyć w to, że moja matka i wszyscy jej pokroju mieli zupełną rację, gdy wyśmiewali się z moich prób odbicia od dna i osiągnięcia czegoś znaczącego. Takie osoby, jak ja powinny tam na zawsze zostać, a nie próbować głową przebić szklany sufit. Nie pasowałam do normalnego życia. Nie byłam go warta i nadszedł najwyższy czas się z tym pogodzić. Jedyne co wzbudzałam u ludzi, którym chciałam dorównać to zwykła litość.
Osuwam się po ścianie na podłogę, czując jak wewnątrz mnie coś pęka. Wpędzając mnie tym w prawdziwą falę histerii. Dochodzi do mnie świadomość, że nigdy nie powinnam była tu przyjeżdżać. Nigdy nie powinnam była starać się o to przeklęte stypendium. Tak samo, jak nie powinnam była w ogóle starać się o przyjęcie na studia. Trzeba było zadowolić się pracą sprzątaczki albo kasjerki w supermarkecie jak inne sąsiadki. To w końcu od samego początku było moje miejsce. Tylko na to zasługiwałam i to właśnie powinno być szczytem moich marzeń. Nikt nie sprowadzałby mnie wtedy raz po raz boleśnie na ziemię.
Niewiele pamiętam z reszty godzin swojej pracy. Byłam jak jakiś chodzący robot, wykonujący automatycznie kolejne czynności. Wcale ich zresztą nie było za wiele, ponieważ Louisa widząc, w jakim stanie się znajdowałam, przejęła bez słowa większość obowiązków ku mojej ogromnej wdzięczności. Bez niej za nic nie dałabym rady wytrwać do końca.
Gdy tylko opuszczam kawiarnię, od razu wybieram numer Maxa z zamiarem zgodzenia się na towarzyszenie mu na tej imprezie, na którą się dzisiaj wybierał i nalegał na moją zgodę na nią od wczoraj. Do tej pory wolałam unikać takich wyjść, dobrze wiedząc, że Max bawił się identycznie, jak ja w nastoletnich latach, gdzie często przekraczałam wszelkie granice. Kiedy to swoją nienawiść do alkoholu i całego życia, leczyłam jak ostatnia kretynka właśnie alkoholem i znajomościami z niewłaściwymi osobami. Jeszcze do dzisiaj nie chciałam do tego zwyczajnie wracać. Teraz było mi to już jednak obojętne. Nic nie miało większego znaczenia. Jedyne czego chciałam to się porządnie znieczulić i zapomnieć o całym tym popieprzonym świecie.
Bez najmniejszych skrupułów wkładam na siebie czarną obcisłą sukienkę na cieniutkich ramiączkach, sięgającą mi z ledwością do połowy uda, której od dawna nie miałam na sobie i właściwie chyba tylko przez przypadek, wciąż ją posiadałam, zamiast wyrzucić do kosza przy okazji jakichś porządków. Miałam gdzieś, że wyglądam w niej niezwykle wyzywająco. Skoro i tak od zawsze brano mnie za puszczalską i taką, którą może mieć każdy, to niech teraz mają przynajmniej do tego powód. Całość swojego wyglądu doprawiam mocnym makijażem i butami na platformie. Ogromnie się ciesząc, że Inge i Michaela nie ma. Byłam pewna, że dziewczyna zrobiłaby wszystko, aby mnie zatrzymać i nigdzie nie wypuścić w takiej rozsypce emocjonalnej. Z drugiej strony pewnie wyżalenie się jej byłoby dużo rozsądniejsze od topnienia swoich smutków w alkoholu w jakimś podejrzanym miejscu. Na wycofanie się było już jednak za późno.
- Proszę, proszę, jak ty wspaniale wyglądasz - Max obdarza mnie pełnym pożądania spojrzeniem, co jawnie mi sugeruje, że w pełni trafiłam w jego gust swoim dzisiejszym strojem. - Od początku podejrzewałem, że gdzieś w środku kryje się w tobie niemała diablica. Ostatnio zaczynałem już jednak myśleć, że się jednak pomyliłem. Przez cały czas byłaś taka grzeczna i ułożona. Niemal mdła - przyciąga mnie mocno do siebie. Zaczynając namiętnie całować i bezczelnie ściskać moje pośladki niemal na środku chodnika, a ja się temu po prostu poddaję. Przestając nawet walczyć z jawnym uprzedmiotowianiem mojej osoby przez Maxa, co tak ogromnie mnie od początku naszej znajomości irytowało. Widocznie każdy mężczyzna uważał, że na nic innego nie zasługuję, niż na zostanie co najwyżej jego chwilową zabawką.
- Jedziemy? - odrywam się od niego, pytając z wyczekiwaniem i wymuszonym uśmiechem zadowolenia, że cieszę się na ten wspólnie spędzony wieczór.
Gdy tylko przekraczamy próg klubu, a raczej podrzędnego baru. Od razu orientuję się, że to nie za ciekawe miejsce. Tak samo, jak osoby w nim przebywające. Pełno tu było podejrzanych typów, wyglądających na zwyczajnych osiłków i dziewczyn ubranych w podobny sposób do mnie. Chichoczących po kątach i wszelkimi sposobami próbujących zwrócić na siebie uwagę facetów. Przynajmniej mogłam się dzięki temu wtopić w tłum. Powinnam się też nareszcie przyzwyczaić, że to było właśnie moje środowisko. W niczym nie byłam w końcu lepsza od innych przebywających tu osób.
Max obejmuje mnie mocniej w talii, gdy stajemy przed barową ladą, czekając na swoją kolej obsłużenia.
- Czego się napijesz? - pyta z wyraźną radością, że naprawdę tu z nim jestem i sprawiam wrażenie podekscytowanej.
- Obojętnie, byle było naprawdę mocne - chciałam już dostać tak potrzebną mi w tym momencie dawkę procentów. Mającą pomóc mi zapomnieć o wszystkich słowach Nelle, cholernym Stefanie, czy zwyczajnie przetrwać w tym miejscu w towarzystwie Maxa i reszty jego znajomych.
Za jednym zamachem wypijam swój i Maxa shot, a potem niemal od razu chwytam za szklankę ze swoim drinkiem, zaczynając go łapczywie sączyć. Czując w gardle tak dobrze mi znane i pamiętne pieczenie po wypiciu mocnego alkoholu. To wciąż jednak było za mało, aby chociaż zaszumiało mi w głowie. Potrzebowałam do tego znacznie więcej.
- Heidi, wszystko z tobą w porządku? - Max przygląda mi się przez chwilę ze sporym zdziwieniem.
- Oczywiście. Mamy się przecież dziś bawić. To gdzie są ci twoi znajomi? - patrzę na niego z ponagleniem, aby nas w końcu ze sobą poznał i zamówił kolejny alkohol.
Kolejne minuty, a może już godziny spędzam, siedząc przy stoliku ze znajomymi Maxa. Słuchając głównie w milczeniu ich beznadziejnych i przygłupich wywodów o wszystkim i niczym, racząc się kolejnymi drinkami, których skutki zaczynałam powoli coraz wyraźniej odczuwać. W normalnych okolicznościach na pewno nie zniosłabym tego towarzystwa, a już na pewno nie na trzeźwo. Ale w obecnej sytuacji było mi wszystko jedno. Ignorowałam ich, tak samo, jak dłoń Maxa zaciśniętą na moim kolanie i jego palce od czasu do czasu wkradające się pod materiał mojej przykrótkiej sukienki. Zaznaczając tym samym, że należę tylko do niego.
Kręciło mi się porządnie w głowie, wszystko wydawało śmieszne, a co więcej myśli zaczynały się łączyć w jedną wielką plątaninę, z której nie dało się niczego racjonalnego wywnioskować. Straciłam logiczną zdolność oceny faktów i słów, które do mnie kierowano. O taki efekt mi w zresztą od początku chodziło. Dławiący mnie jednak od środka ból ani myślał zostać stłumionym. Nic na niego nie działało. Tkwił więc sobie wewnątrz i zachęcał do popełniania coraz większych głupstw. Mających na celu poniżanie samej siebie.
- Zatańczymy? - proszę Maxa, zaczynając się nudzić w tym nieciekawym i ohydnym towarzystwie jego kumpli, którzy byli jeszcze gorsi od niego. Czego towarzyszące im dziewczyny ani myślały dostrzec.
- Jasne. Dla ciebie wszystko, mała - łapie mnie za dłoń. Pociągając za sobą w stronę prowizorycznego parkietu, gdzie niektórzy pląsali w rytm żałośnie dudniącej w uszach fatalnej muzyki.
- Heidi, przystopuj trochę z tym alkoholem. Już jesteś pijana, a ja naprawdę chcę się tobą dzisiaj wreszcie nacieszyć. Nie mogę się doczekać, aż w końcu znajdziemy się u mnie i zedrę z ciebie tę sukienkę. Wyglądasz w niej tak seksownie i kusząco - Max niemal krzyczy mi do ucha, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Przyciskając mnie do siebie mocniej, choć i tak stykaliśmy się już niemal całymi ciałami w tym dość nieprzyzwoitym wspólnym tańcu. Po czym niemal przyssywa się do mojej szyi, co przyprawia mnie o cichy jęk bólu wymieszanego z lekką przyjemnością.
- Po co więc czekać? Nie możemy iść już teraz? Zróbmy to w końcu, Max - nie miałam zamiaru dłużej zwlekać z daniem mu tego, czego tak bardzo od dawna pragnął. To i tak było bez żadnego sensu. Zresztą, do niewielu rzeczy poza tym się przecież nadawałam. Max był cholernym draniem, ale dzisiaj dosadnie zrozumiałam, że o nikim lepszym nie powinnam nawet marzyć.
- Z chęcią, ale Matthias chciał o czymś ze mną porozmawiać. Z innymi znajomymi też nie spędzam ostatnio za wiele czasu. To jedna z niewielu takich okazji. Wytrwasz jeszcze trochę? - kiwam głową z niezadowoleniem. Zaczynając bez powodu głośno chichotać. Zaraz też zapominam, o co w ogóle prosiłam Maxa. Skupiając się jedynie na obserwowaniu tańczących do kolejnej piosenki osób.
- Świetnie. Zamów więc sobie coś bezalkoholowego i wróć do nas, dobrze ? - prosi mnie, gdy po raz kolejny zmierzam w kierunku baru, a brunet w stronę naszego stolika.
- Jasne, kochanie - kłamię bez najmniejszego zawahania. Prosząc barmana o kolejnego z rzędu drinka. Nie mając bladego pojęcia, ile ich już wcześniej było. Byłam tylko pewna, że stanowczo zbyt mało.
Opieram się o drzwi obskurnej łazienki, starając zapanować nad zawrotami głowy, czując się naprawdę wyjątkowo fatalnie. Byłam okropnie zmęczona i taka bezsilna. Nachylam się nad umywalką i ochlapuję lekko twarz zimną wodą. Po czym przymykam na chwilę oczy. Starając wziąć w garść. Następnie kierowana przypływem odwagi za sprawą ogromnej ilości wypitego alkoholu, wybieram numer, który nawet teraz pamiętam bez najmniejszego problemu z zamiarem wygarnięcia jego właścicielowi, jaką jest podłą i ohydną kanalią. Licząc, że dzięki temu, choć trochę mi w końcu ulży i przestanę się czuć taka bezwartościowa i pusta w środku, niczym jakaś wydmuszka.
💗💗💗💗
17.10.2020
Przykrywam lekko kocem, opierającą się na moim ramieniu śpiącą Nelle. Ściszając znacząco telewizor, na którego ekranie, wciąż rozgrywała się akcja filmu, który mieliśmy wspólnie obejrzeć. Nie chciałem jej czymkolwiek przypadkiem obudzić. Dobrze wiedząc, że obecnie sen był dla niej zbawieniem. Patrzyłem z ulgą na odprężoną twarz kochanej przeze mnie dziewczyny, ciesząc, że udało się jej w końcu uspokoić. Nigdy wcześniej nie widziałem, aby była tak roztrzęsiona, jak przed kilkoma godzinami, gdy przyszła wprost do mnie po spotkaniu z Melindą, z którą podobno okropnie się pokłóciła. Za nic nie chciała jednak zdradzić mi powodu jej nieporozumienia z najlepszą przyjaciółką. Zapewniając, że jedynym czego teraz potrzebuje, to moja obecność przy niej. Miałem tylko nadzieję, że konflikt z Melindą zostanie szybko przez nich zażegany. Nie chciałem, aby Nelle musiała zmagać się z jakimikolwiek zmartwieniami, a już na pewno nie tymi dotyczącymi jej najlepszych przyjaciół. Wystarczyło już, że z naszej dwójki, to ja zmagałem się z lekkim kryzysem w relacji z moimi i wiedziałem, jak niekiedy bywa to nieprzyjemne, a nawet mocno bolesne.
Wzdrygam się lekko, słysząc mój głośno dzwoniący telefon, leżący na szklanym stoliku obok kanapy. Biorę go do ręki, ze zdziwieniem zauważając, że to właśnie Heidi próbuje się ze mną skontaktować. Była chyba ostatnią osobą, którą spodziewałbym się dzisiaj usłyszeć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze ostatnie fatalne stosunki, a właściwie ich nieistnienie. Podnoszę się delikatnie z kanapy, podkładając poduszkę pod głowę Nelle. Po czym odbieram w pośpiechu połączenie w drodze do sypialni, gdzie mogłem w spokoju porozmawiać z dziewczyną.
- Halo - zaczynam, ale po drugiej stronie nie słyszę niczego innego poza głośną muzyką. - Heidi, jesteś tam? - pytam, zaczynając się powoli martwić.
- Jestem. Witam wielkiego pana gwiazdora, to niemal zaszczyt rozmawiać z kimś takim jak ty - mówi ledwie dla mnie zrozumiale, zaczynając się ironicznie śmiać. Wprawiając mnie w lekkie osłupienie. Brzmiała na kompletnie pijaną, co było przecież do niej zupełnie niepodobne. Dobrze w końcu wiedziałem, że w ostatnich latach niezwykle rzadko sięgała po alkohol. Nie wspominając już o samym chodzeniu na imprezy. Wielokrotnie twierdziła, że zdążyła się już w pełni wybawić w okresie młodzieńczego buntu.
- Co takiego? Gdzie ty w ogóle jesteś? - próbuję się dowiedzieć. Chcąc upewnić, że jest na pewno w pełni bezpieczna.
- Nie twój interes. Dzwonię właściwie tylko po to, aby powiedzieć ci, jak żałosnym i tchórzliwym jest wysługiwanie się własną dziewczyną w rozwiązywaniu swoich problemów. Nie miałeś nawet odwagi, aby powiedzieć mi tego wszystkiego prosto w twarz? Dobrze się w ogóle bawiłeś? Spotykałam na swojej drodze różnych podłych typków, ale ty jesteś gorszy od nich wszystkich razem wziętych, bo po nich przynajmniej wiedziałam, czego mogę się spodziewać, a ty od samego początku bezczelnie grałeś. Udając, że rzeczywiście ci na mnie zależy. Nienawidzę cię, Stefan, jak nikogo innego, rozumiesz? - zaczyna płakać, a ja kompletnie nic z tego nie rozumiem. Skąd się jej w ogóle wzięły te bezpodstawne oskarżenia i co Nelle miała do tego wszystkiego?
- Heidi, o czym ty w ogóle mówisz? Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie niezwykle ważna i od samego początku byłaś. Proszę cię, powiedz mi, gdzie jesteś. Spotkajmy się i porozmawiajmy spokojnie w cztery oczy - proponuję. Zaczynając się o nią cholernie bać. W dodatku przypominam sobie, że jak na złość Inge i Michaela nie było w mieście, a to oznaczało, że także jej nie pomogą.
- Przestań w końcu kłamać! - niemal już krzyczy. - Chcę tylko, żebyś raz na zawsze zniknął z mojego życia. Ty i ta twoja cholerna Nelle. Jesteście siebie warci - szlocha. Była załamana, a ja wciąż nie miałem najmniejszego pojęcia z jakiego powodu. Czułem się przez to okropnie bezradny. Nie wiedząc, jak mógłbym jej chociaż spróbować pomóc.
- Spotkaj się ze mną. Wtedy wszystko sobie na spokojnie wyjaśnimy. Zdradzisz mi miejsce, w którym teraz jesteś? - próbuję na nią wpłynąć. Wypowiadając słowa spokojnym i zachęcającym tonem głosu.
- Nie ma mowy. Świetnie się bawię i do niczego cię nie potrzebuję. Nigdy nie potrzebowałam. Max się mną odpowiednio zaopiekuje. Mam zamiar spędzić z nim dzisiejszą noc i wiesz co? Jestem na tysiąc procent pewna, że będzie o wiele lepsza od tej spędzonej z tobą - śmieje się prześmiewczo. Chcąc mnie wyraźnie sprowokować. Tym bardziej musiałem ją jak najszybciej odnaleźć. Nie mając zamiaru pozwolić, aby zrobiła coś, czego będzie potem żałować.
- Albo w tej chwili powiesz mi, gdzie jesteś, albo się rozłączę i zadzwonię do Inge lub Michaela. Powiem im w jakim stanie się teraz znajdujesz. Myślisz, że nadal będą ci ufać czy że będą chcieli, abyś z nimi w ogóle mieszkała? Z kimś, kto upija się na umór i zadaje z podejrzanym towarzystwem? - uciekam się do szantażu, którego i tak nigdy bym nie zrealizował. Licząc, że groźba dużo lepiej podziała na Heidi niż nawet najbardziej błagalne prośby z mojej strony.
- Słucham? Nie zrobisz tego - odpowiada mi stanowczo, ale już bez przesadnej pewności. Na całe szczęście nie było z nią tak źle, skoro wciąż zależało jej na opinii naszych przyjaciół. Coś wciąż miało dla niej znaczenie.
- Chcesz się przekonać? - gram dalej. Modląc się, aby to rzeczywiście podziałało.
- Jesteś skończonym dupkiem! I tak nie będę z tobą rozmawiać! Stracisz tylko swój czas na przyjazd tutaj - myśli, że mnie skutecznie czymś takim zniechęci. Ja jednak nie miałem zamiaru z nią dzisiaj rozmawiać, a jedynie zadbać, aby znalazła się bezpiecznie w swoim łóżku. Po kilku dodatkowych przekomarzaniach w końcu podaje mi ten upragniony adres. Natychmiast się po tym rozłączając.
Biorę kluczyki od samochodu z zamiarem jak najszybszego zobaczenia się z Heidi. Dobrze wiedząc, że każda minuta była niezwykle cenna. Nawet nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że mogłem nie zdążyć i ten przeklęty Max zabierze Heidi w tylko sobie znane miejsce. W takim stanie ona przecież zrobi wszystko, o co ten idiota ją tylko poprosi. Jak on w ogóle mógł pozwolić się jej tak urządzić? Od początku wiedziałem, że z tej znajomości nie wyniknie dla Heidi nic dobrego.
- Stefan, co ty wyprawiasz? Wybierasz się gdzieś? - na nieszczęście Nelle zdążyła się obudzić. Jeszcze tylko tego brakowało.
- Muszę coś załatwić - patrzę na nią z podejrzliwością, przypominając sobie słowa Heidi. Coś musiało być na rzeczy. Norweżka na pewno tego wszystkiego sobie nie wymyśliła.
- O tej porze? Co takiego niby jest ważniejsze ode mnie? Dobrze wiesz, że miałam fatalny dzień - zaczyna się denerwować i dziecinnie obrażać.
- Nieważne. Później ci wszystko wyjaśnię - wymijam ją, dobrze wiedząc, że nie mam czasu na nasze dalsze przekomarzanie.
- Cudownie! Nie wiem tylko, czy będziesz miał jeszcze okazję. Mam dość, że zawsze wszystko jest ważniejsze ode mnie. To ja powinnam być dla ciebie najważniejsza w każdej kwestii, a jest wprost na odwrót! - ignoruję jej słowa. Po prostu wychodząc z mieszkania.
Niecałe dwadzieścia minut później, wchodzę do dość mocno podejrzanego lokalu, znajdującego się w jednej z gorszych dzielnic Salzburga, a lęk o Heidi tylko we mnie wzrasta. To absolutnie nie było miejsce dla niej. Zaczynam z ogromną uwagą przyglądać się każdej napotkanej dziewczynie. Chcąc jak najszybciej ją znaleźć i przede wszystkim zabrać daleko stąd. Będąc już na granicy rezygnacji, dostrzegam ją w końcu na parkiecie w towarzystwie jakiegoś wysokiego faceta, który wprost zaborczo trzymał ją blisko przy sobie, co ogromnie mi się nie podobało. Dlaczego pozwalała w ogóle na takie traktowanie?
- Heidi, idziemy. Odwiozę cię do mieszkania. Słyszysz? - podchodzę do nich w pośpiechu. Starając dotrzeć do dziewczyny, która wydawała się być pogrążona w swoim własnym świecie. - Heidi, to ja - nie zważając na towarzyszącego jej typa. Łapię ją delikatnie za rękę. Starając zwrócić na siebie uwagę.
- Koleś, odpieprz się od niej! To moja panna. Znajdź sobie własną. Chętnych tutaj nie brakuje - towarzyszący jej, jak podejrzewałem Max, patrzy na mnie z jawnym ostrzeżeniem. Miałem to jednak gdzieś. Liczyła się tylko Heidi.
- To lepiej ty zważaj na słowa, koleś. Ona ma imię - byłem wściekły na to, z jakim brakiem szacunku mówił o Heidi. Co tylko dodatkowo mnie utwierdzało, że powinna trzymać się od niego z daleka.
- Będę mówił o niej, jak tylko się mi podoba. Jest moja - patrzy lubieżnie na jej ciało, okryte zdecydowanie zbyt krótką sukienką. Doprowadzając mnie tym samym do ostateczności.
- Trzymaj się od niej z daleka! - nie zastanawiając się ani chwili nad konsekwencjami, czy też faktem, że ten kretyn był dwa razy wyższy ode mnie. Popycham go na stolik stojący nieopodal, a wypity przez niego alkohol tylko mi w tym pomaga. Huk potłuczonego szkła zwraca na nas uwagę sporej ilości osób. Także Heidi w końcu wraca, przynajmniej na moment do rzeczywistości.
- Stefan? - pyta ze sporym niedowierzaniem. Patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Pożałujesz tego! - nie zdążam jej odpowiedzieć, gdy Max z całym impetem probuje się na mnie rzucić. W ostatniej chwili ktoś go jednak powstrzymuje.
- Daj spokój, Max. Niepotrzebne ci są kłopoty. Ta laska nie jest tego warta, rozumiesz? - jakiś facet próbował przemówić mu do rozsądku. Ja mimo wszystko byłem przygotowany na otrzymanie w każdej chwili jakiegoś ciosu. Na pewno nie miałem jednak zamiaru uciekać.
- Może i nie jest, ale nikt nie będzie próbował mi sprzątnąć sprzed nosa mojej zdobyczy. Wystarczająco już czekałem na przelecenie jej. Dlatego nie wtrącaj się, Matthias - odpycha go od siebie. Co pozwala mi na wymierzenie Maxowi idealnego uderzenia prosto w twarz. Na które w pełni sobie zasłużył wypowiedzianymi słowami i sposobem, w jaki chciał potraktować Norweżkę.
- Już nie żyjesz! - próbuje mi oddać, ale robię zgrabny unik, a Max ląduje na przypadkowym mężczyźnie, któremu bardzo się to nie podoba. Przez co zaczynają się nieudolnie ze sobą szarpać. Byłem dlatego pewien, że jest zbyt pijany, aby cokolwiek groziło mi z jego strony.
- Heidi, chodźmy - korzystając z zamieszania, wyciągam dłoń w kierunku dziewczyny. Chcąc ją stąd jak najszybciej zabrać. Zanim konflikt jeszcze bardziej się nie zaogni. Nie mogłem dopuścić, aby cokolwiek jej się stało.
- Niech sama zdecyduje, z kim chce iść. Nie wiem, co ty za jeden i skąd się tutaj wziąłeś, ale niech wybiera - przeklinam w myślach Maxa, który znowu postanowił się wtrącić. - Kochanie, pamiętasz że mieliśmy jechać do mnie? Już czas - mówi do brunetki z udawaną słodkością. Przez co miałem nieodpartą ochotę znowu się na niego rzucić. Dobrze wiedziałem, że stałem na przegranej pozycji. Przecież Heidi na pewno wybierze jego. Zwłaszcza po tym, że z jakiegoś powodu uważała, że nasza znajomość była zwykłą grą z mojej strony. W dodatku wyglądała jakby zupełnie nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje. Musiałem i tak jakoś ją powstrzymać od wyjścia z tym nie mającym ani za grosz do niej szacunku bydlakiem, który był zdolny do zrobienia jej krzywdy, nawet bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko spróbowała odmówić spełnienia jakiejś jego chorej żądzy.
- Odwieź mnie. Jestem zmęczona i chcę spać - nieoczekiwanie Norweżka kieruje swoje słowa do mnie. Szokując nimi chyba wszystkich zainteresowanych. Nikt się tego nie spodziewał, a już na pewno nie ja. Tym bardziej dziękowałem opatrzności czuwającej nad nami.
- Co takiego. Mieliśmy przecież plany - Max nie mógł się pogodzić z doznaną porażką.
- Chyba słyszałeś, co powiedziała - wyręczam Heidi w odpowiedzi. Instynktownie zasłaniając ją sobą. Widząc, że patrzy na nią z szalejącą w oczach wściekłością.
- Weź ją sobie i tak jest bezużyteczna. Nie licz dlatego na żaden numerek, bo jedyne co ona potrafi, to zgrywać cnotkę. Na już znajdę sobie setki lepszych od niej. Co za chodząca porażka - macha lekceważąco dłonią, znikając w pośpiechu w tłumie. Co ogromnie mnie cieszy, bo tego już na pewno bym mu nie darował.
- Już nie żyjesz! - próbuje mi oddać, ale robię zgrabny unik, a Max ląduje na przypadkowym mężczyźnie, któremu bardzo się to nie podoba. Przez co zaczynają się nieudolnie ze sobą szarpać. Byłem dlatego pewien, że jest zbyt pijany, aby cokolwiek groziło mi z jego strony.
- Heidi, chodźmy - korzystając z zamieszania, wyciągam dłoń w kierunku dziewczyny. Chcąc ją stąd jak najszybciej zabrać. Zanim konflikt jeszcze bardziej się nie zaogni. Nie mogłem dopuścić, aby cokolwiek jej się stało.
- Niech sama zdecyduje, z kim chce iść. Nie wiem, co ty za jeden i skąd się tutaj wziąłeś, ale niech wybiera - przeklinam w myślach Maxa, który znowu postanowił się wtrącić. - Kochanie, pamiętasz że mieliśmy jechać do mnie? Już czas - mówi do brunetki z udawaną słodkością. Przez co miałem nieodpartą ochotę znowu się na niego rzucić. Dobrze wiedziałem, że stałem na przegranej pozycji. Przecież Heidi na pewno wybierze jego. Zwłaszcza po tym, że z jakiegoś powodu uważała, że nasza znajomość była zwykłą grą z mojej strony. W dodatku wyglądała jakby zupełnie nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje. Musiałem i tak jakoś ją powstrzymać od wyjścia z tym nie mającym ani za grosz do niej szacunku bydlakiem, który był zdolny do zrobienia jej krzywdy, nawet bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko spróbowała odmówić spełnienia jakiejś jego chorej żądzy.
- Odwieź mnie. Jestem zmęczona i chcę spać - nieoczekiwanie Norweżka kieruje swoje słowa do mnie. Szokując nimi chyba wszystkich zainteresowanych. Nikt się tego nie spodziewał, a już na pewno nie ja. Tym bardziej dziękowałem opatrzności czuwającej nad nami.
- Co takiego. Mieliśmy przecież plany - Max nie mógł się pogodzić z doznaną porażką.
- Chyba słyszałeś, co powiedziała - wyręczam Heidi w odpowiedzi. Instynktownie zasłaniając ją sobą. Widząc, że patrzy na nią z szalejącą w oczach wściekłością.
- Weź ją sobie i tak jest bezużyteczna. Nie licz dlatego na żaden numerek, bo jedyne co ona potrafi, to zgrywać cnotkę. Na już znajdę sobie setki lepszych od niej. Co za chodząca porażka - macha lekceważąco dłonią, znikając w pośpiechu w tłumie. Co ogromnie mnie cieszy, bo tego już na pewno bym mu nie darował.
Spoglądam na Heidi, której łzy spływają po policzkach. Rozmazując calutki makijaż. Bez zastanowienia więc mocno ją do siebie przytulam. Nie mogąc patrzeć, jak znowu cierpi.
- Zostaw mnie. Wcale nie jesteś lepszy od niego. Wszyscy jesteście tacy sami - szlocha, wyrywając się mi. Widocznie przypomniała sobie o tajemniczym powodzie, który sprawił, że do reszty mnie znienawidziła.
- Zabiorę cię stąd, dobrze? - miałem nadzieję, że nic się jej nie odwidziało. Na szczęście nie protestuje. - Gdzie masz swoje rzeczy? - pytam, na co wzrusza tylko ramionami. Wzdycham głośno, a następnie zaczynam przeszukiwać stoliki w poszukiwaniu jej torebki i kurtki. Przy okazji podtrzymując dziewczynę i pomagając utrzymać jako taką równowagę. Gorzej nie mogła się chyba urządzić. Odnajduję w końcu zguby pod jednym ze stolików. Po czym w szybkim tempie kieruję się w stronę wyjścia z tej speluny. Z ogromnym poczuciem ulgi, że Heidi jest razem ze mną.
Droga do mieszkania Inge i Michaela upływa nam w przytłaczającej ciszy. Przerywanej jedynie cichym szlochaniem Heidi, odwróconej w stronę okna. Wyglądała, jak jedna wielka chodząca kupka nieszczęścia, co wprost łamało mi serce. Nie dopuszczałem dlatego nawet do siebie myśli, że Nelle mogła mieć jakikolwiek wpływ na obecny stan Norweżki. Gdyby okazało się to jednak prawdą, nie miałem najmniejszego pojęcia, co z tym w konsekwencji zrobić.
Nigdy chyba nie żałowałem bardziej, że Michael zdecydował się na zakup mieszkania na tak wysokim piętrze i to w dodatku w budynku bez cholernej windy. Prowadzenie Heidi po tych niekończących się schodach było karkołomnym wyzwaniem, biorąc pod uwagę jej buty i ciągłe usilne odpychanie mnie od siebie. Ze stwierdzeniem, że sama sobie świetnie poradzi, choć chwiała się przy każdym, nawet najmniejszym kroku.
- Daj te klucze. Otworzę - proszę ją, gdy odnajduje je po dłuższych poszukiwaniach w tej niemającej dna torebce.
- Sama mogę to zrobić. Po co tu jeszcze w ogóle jesteś? Idź sobie! Nie chcę, żebyś tu był - znowu próbuje się mnie pozbyć. Ani myślałem jednak zostawić ją w takim stanie. Sekundę później klucze lądują na podłodze zamiast w zamku. Bez słowa podnoszę je, otwierając następnie drzwi. Ogromnie ciesząc, że znajdowaliśmy się już tak blisko celu. Zapalam światło, rozpraszając tym samym panujące w mieszkaniu ciemności. Odwieszam torebkę Heidi i kurtkę, którą uprzednio pomagam jej zdjąć z zamiarem odprowadzenia dziewczyny do pokoju i położenia spać. Nie mogło być jednak tak łatwo, jak sobie zakładałem.
- Niedobrze mi - łapie się nagle za brzuch z grymasem bólu na twarzy.
- Nic dziwnego - mówię w drodze do łazienki, gdzie następnie Heidi przez dłuższą chwilę pozbywa się treści swojego żołądka. W akompaniamencie ponownego płaczu i jęków bólu. Opieram się lekko o ścianę, przyglądając jak uważnie, szczotkuje swoje zęby. Wyglądała na kompletnie wykończoną i załamaną. Rozmazany makijaż, z którym nie potrafiła sobie poradzić, jeszcze bardziej to uwydatniał. Zaczynałem się obawiać, że to wcale nie był kilkugodzinny stan, a jej emocjonalny dołek może trwać nawet po jutrzejszym obudzeniu. Musiała dziś otrzymać prawdziwy cios, który tak nią wstrząsnął. Nie było innej możliwości. Heidi nigdy w końcu nie załamywała się nad jakimiś błahostkami, a już na pewno nie w taki sposób.
- Powinnaś się przebrać - wątpiłem, aby było jej wygodnie spać w tej mocno przylegającej sukience.
- Daj mi spokój. Nie mam na to siły. Chcę tylko zasnąć - protestuje. Siadając z impetem na swoim łóżku.
- Pomogę ci - bez zastanowienia otwieram jej szafę w poszukiwaniu jakiejś piżamy. Przyglądając się następnie, jak nieudolnie próbuje się jednak pozbyć swojego ubrania. Przekręcam tylko oczami, po czym sam zabieram się za jego zdjęcie. Starając następnie nie zwracać uwagi na to, że Heidi znajdowała się teraz w samej wyjątkowo zmysłowej koronkowej czarnej bieliźnie. Prezentowała się w niej niesamowicie, nawet w jej obecnym stanie. Szybko odrzucam od siebie te niestosowne myśli, skupiając na czymś zupełnie innym.
- Nie udawaj takiego dżentelmeńskiego zawstydzenia. Widziałeś już w końcu o wiele więcej. Miałeś mnie wtedy całą, trzeba było korzystać, bo teraz możesz sobie co najwyżej popatrzeć - gdy zakładam na nią koszulkę ze śmieszną podobizną małpki, stara się mnie kolejny raz sprowokować i wyprowadzić z równowagi. Sprawiało jej to widocznie olbrzymią satysfakcję. - Będziesz tak milczał? - reaguje z niezadowoleniem na brak odpowiedzi z mojej strony na te zaczepki.
- Porozmawiamy rano, jak wytrzeźwiejesz. Aktualnie nie ma to żadnego sensu - na całe szczęście sama przebiera się już w spodenki. Prezentując o wiele lepiej w tym stroju niż w tamtej sukience nie pozostawiającej zbyt wiele miejsca dla wyobraźni. Przynajmniej zaczynała powoli przypominać siebie.
W mgnieniu oka kładzie się posłusznie do łóżka i przykrywa kołdrą po samą szyję. Wtulając mocno w otrzymaną ode mnie maskotkę. Sam za to siadam na jego brzegu, wpatrując w Heidi, która powoli zaczyna zasypiać ku mojej olbrzymiej radości i uldze. Dawno żaden wieczór mnie tak nie wykończył, jak ten. Norweżka jak niewiele innych znanych mi osób potrafiła dać porządnie popalić.
- Dlaczego, Stefan? Co ja ci takiego zrobiłam, że tak sobie ze mnie zakpiłeś? - gdy jestem pewien, że już śpi. Słyszę jej pełne rozpaczy pytanie wypowiedziane na granicy jawy i snu. Będąc już zupełnie pewnym, że zaszło jakieś ogromne nieporozumienie. Nie było innego wytłumaczenia na to wszystko.
- Dobranoc, Heidi. Śpij dobrze - nachylam się nad nią. Odgarniając jej włosy z twarzy i całując lekko w czoło. Rano czekała nas niezwykle poważna rozmowa. Musiałem naprostować te bzdury, w które z jakiegoś powodu uwierzyła. Mając nadzieję, że mi zaufa i wszystko się jakoś wyjaśni.
Ostatni raz spoglądam na śpiącą dziewczynę i jej pokój. Dobrze wiedząc, że to tutaj zawiera się prawda o niej. To ta kolorowa pościel, równe stosiki książek i notatników na biurku, ogólny ład i porządek, czy przeróżne dodatki nadającemu temu miejscu indywidualnego charakteru, definiowały jej osobę. To była prawdziwa Heidi, a nie ta stworzona przez nią postać, którą próbowała grać podczas dzisiejszego wieczoru. Dlaczego tylko za wszelką cenę chciała sobie umniejszyć i wręcz robiła wszystko, aby się upodlić? Myślałem, że tendencję do ranienia siebie samej miała już za sobą i pokonała tkwiące w niej demony, które usilnie próbowały prowadzić ją do autodestrukcji. Podsycając w niej nieustannie irracjonalne wątpliwości, czy naprawdę zasługuje na normalne życie.
Kładę się na kanapie w salonie przyjaciół. Opierając głowę na dekoracyjnej poduszce i okrywając się leżącym nieopodal kocem. Nie chcąc, aby Heidi została sama, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej dolegliwości, które wywołał wypity przez nią alkohol. Nie czułem się też na siłach, aby widzieć się teraz z Nelle, czy choćby z nią rozmawiać. Dlatego ignoruję jej wszystkie nieodebrane połączenia. Dobrze wiedząc, że jeśli maczała palce w tym, co stało się dzisiaj z Heidi, to na pewno nie przepuszczę jej tego płazem. Zrobienie czegoś takiego było po prostu karygodne. Nikt nie miał najmniejszego prawa zrobić czegoś tak potwornego. Nawet moja wyrozumiałość w stosunku do Nelle miała swoje granice w takim przypadku, jak ten.