niedziela, 17 maja 2020

Rozdział 7


05.10.2020


Szybkim krokiem przemierzam kolejne korytarze Salzburdzkiego Uniwersytetu, szukając właściwej auli, w której miał się rozpocząć mój pierwszy wykład w tym sprawiającym naprawdę ogromnie pozytywne wrażenie miejscu. Co gorsza, miał on dotyczyć genezy impresjonizmu w sztuce, który nigdy nie był lubianym przeze mnie nurtem i zawsze sprawiał mi ogrom problemów. Za nic nie chciałam się dlatego spóźnić na te zajęcia i już na samym początku czymś komukolwiek podpaść. Zwłaszcza że od zawsze nienawidziłam, gdy znajdowałam się pod ostrzałem spojrzeń wszystkich już wcześniej zgromadzonych studentów, a przede wszystkim jakiegoś zirytowanego wykładowcy, który nie znosił nawet najmniejszych spóźnień, jakich to osobistości przynajmniej w Oslo nigdy nie brakowało. Czułam się wtedy ogromnie niezręcznie i dosłownie z każdej strony oceniana. Za każdym razem miałam w takich momentach nieodparte wrażenie, że jestem wyjątkowo niepasującym puzzlem do całej tej akademickiej układanki.


Dlatego też niczym burza pokonywałam kolejne korytarze tego mające setki lat zabytkowego gmachu wykonanego z niezwykle trwałego i niemal niezniszczalnego muru wraz z porozmieszczanymi w nim w równych odstępach barokowymi oknami, które pewnie nigdy dotąd nie były wymieniane, co tylko dodawało sporego uroku i należytej powagi, na które to miejsce w pełni sobie zasługiwało. Dosadnie każdemu przypominając, jak wiele przeróżnych wydarzeń miało tu miejsce na przestrzeni, choćby ostatnich dziesięcioleci. To samo tyczyło się zresztą porozwieszanych portretów zasłużonych profesorów, które jasno wskazywały na prestiż tego miejsca, nawet jeśli gdzieniegdzie wymieszane były z nowymi tablicami informacyjnymi. Z każdą następną sekundą coraz bardziej się mi tutaj podobało, co utwierdzało mnie wyłącznie w przekonaniu, że ten rok naprawdę będzie udany. Miałam jednak nadzieję, że nie tylko pod względem edukacyjnym. Chciałam zabrać stąd ze sobą
do Norwegii jedne z najlepszych wspomnień w życiu. 


Będąc już niemal zrezygnowaną i pogodzoną z tym że sama w życiu nie znajdę poszukiwanej sali wykładowej. Niemal zderzam się z prowadzącymi do niej drzwiami. Uśmiecham się tylko pod nosem z politowaniem dla samej siebie, dobrze wiedząc, że mijałam to miejsce już minimum trzy razy. Po czym bez wahania wchodzę do środka, zaczynając od razu szukać wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca, gdzie mogłabym wtopić się w bez większych przeszkód w tłum. Od razu zauważając, że jedną część sali zajmują tutejsi studenci tworzący między sobą liczne kilkuosobowe grupki a drugą ci z wymiany, którzy stanowili znakomitą mieszankę i przekrój najróżniejszych osób z całego świata. Podążam więc mimowolnie w ich kierunku, zajmując miejsce obok dość kolorowo ubranej rudej dziewczyny oraz elegancko wyglądającego chłopaka w identycznym swetrze niczym studenci z najlepszych światowych uczelni, którzy aktualnie nad czymś entuzjastycznie dyskutowali. Posyłam tej dwójce lekko przyjazny uśmiech, wyciągając z torby swój nowiutki kolorowy zeszyt, który miał mi porządnie służyć w nadchodzących miesiącach do tworzenia odręcznych notatek, których od dawna byłam wierną zwolenniczką. Z takich lubiłam się też najbardziej uczyć.


- Cześć. Jestem Katinka, a ten mruk siedzący obok mnie to Domenico - nieoczekiwanie dziewczyna wychodzi z inicjatywą. Przedstawiając się z szerokim uśmiechem. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że z ogromnym optymizmem podchodzi do życia i do wszystkiego ma spory dystans, a już na pewno do swojej osoby.
- Heidi. Miło mi was poznać - odwzajemiam jej zaraźliwy uśmiech. Kiwając lekko głową w stronę chłopaka, który widocznie nie był zbyt rozmowny z nowo poznanymi osobami.
- Wzajemnie. Skąd jesteś, bo ja z Węgier, a mój kochany Domenico z Włoch, mimo że wcale na takiego nie wygląda - szturcha go lekko łokciem w bok. Zapewne, aby zmusić do jakiejś żywszej reakcji.
- W żadnym wypadku nie jestem twoim kochanym. Znamy się ledwie tydzień i to w dodatku ty się do mnie z niewiadomego powodu przyczepiłaś. Uważaj, Heidi, bo ciebie spotka teraz pewnie to samo - brunet odzywa się w końcu lekko nieskładnym angielskim i z jawnym zawstydzeniem. Podejrzewałam, że to właśnie z powodu nieśmiałości jest tak małomówny.
- Wypraszam sobie. Gdyby nie ja już dawno byś tutaj zginął. Potrzebujesz mnie, więc okazałbyś trochę wdzięczności, drogi przyjacielu - Katinka obraża się żartobliwie. - To skąd pochodzisz? - ponawia swoje pytanie w moim kierunku.
- Z Norwegii - odpowiadam zgodnie z prawdą. Wzbudzając tym samym u dziewczyny jeszcze większe zainteresowanie.
- Świetnie! Nasza trójka stanowi więc idealny przekrój całej Europy. Północ, środek i południe. Na pewno od razu idealnie się ze sobą zgramy. Takiej paczki znajomych, każdy będzie nam mógł tylko pozazdrościć. Będziemy jedyni w swoim rodzaju - była ogromnie podekscytowana, nawet z tak błahego powodu.
- Skandynawka, przedstawicielka środka Europy i Włoch mają rozumieć się bez słów, będąc na dodatek w Austrii? Skąd ty bierzesz te pomysły? - Domenico marszczy lekko czoło, patrząc z politowaniem na Katinkę, która zbywa go jedynie machnięciem ręki. Była wprost niemożliwa. Nie dało się jednak nie obdarzyć jej nutką sympatii już nawet przy pierwszym kontakcie.
- Nie znasz się, więc się nie odzywaj. Jeszcze się jednak przekonasz, że mam rację, a wtedy mi podziękujesz - Węgierka upiera się przy swoim. - Heidi, powiedz mi, czy u was naprawdę wszędzie jest tak piekielnie zimno i nawet w lecie macie śnieg? - pyta z pełną powagą, co wyjątkowo mnie rozbawia.
- Nie przejmuj się tymi głupotami Katinki. Mnie zapytała, czy każdego dnia jemy pizzę albo spaghetti na obiad - wtrąca Domenico, przekręcając dodatkowo lekko oczami.
- Bez przesady. To nie biegun północny. Da się bez problemu wytrzymać w zimę, a latem jest naprawdę ciepło - rozwiewam wątpliwości Katinki ze śmiechem. Czasami stereotypy o naszym regionie były przezabawne. Nie miałam pojęcia, skąd ludzie je w ogóle brali.
- Cudownie! Z chęcią więc kiedyś się tam wybiorę. Zawsze chciałam zwiedzić północ Europy. Wiecie, że decyzja o studiowaniu tutaj była chyba najlepszą w moim życiu? Za jednym zamachem mogę poznać przedstawicieli kilkudziesięciu krajów i jeszcze tyle się dowiedzieć. To na pewno będzie wspaniała zabawa!
- Bez wątpienia - dodaje z przekąsem nasz towarzysz, co jeszcze dodatkowo mnie rozśmiesza. Zdecydowanie już polubiłam tę dwójkę. Byłam też pewna, że dostarczą mi oni w tym roku nie lada rozrywki.


- Jakie ekstra tatuaże! - Katinka przygląda się z nieukrywanym zachwytem mojej ręce z podwiniętym lekko rękawem swetra. - Sama też zawsze chciałam sobie jakiś zrobić, ale panicznie boję się igieł. Dlatego już teraz cię podziwiam - wzdryga się na samo ich wspomnienie, a pojawienie się w końcu wykładowcy, skutecznie przerywa naszą dalszą konwersację. Następnie jedynym co przyciąga bez reszty naszą uwagę przez następne minuty, są informacje dotyczące wymagań profesora wobec nas i nawet dość interesująca pogawędka o początkach występowania impresjonizmu na świecie, która wciągnęła także moją osobę.


Podczas przerwy między kolejnymi czekającymi nas jeszcze tego dnia wykładami. We trójkę z moimi nowymi znajomymi wybieram się do uczelnianej kawiarni. Z zamiarem wykorzystania tych kilkunastu wolnych minut na lepsze poznanie siebie nawzajem. Nawet jeśli to Katinka miała skraść swoją osobą ponad trzy czwarte czasu, co na pewno się stanie. Innej możliwości po prostu nie było.


- Heidi, prawda że Francuzi są cholernie przystojni? Wyobraź sobie mieć jednego z nich za męża. To byłoby coś! Jeszcze ten ich boski akcent - Katinka robi maślane oczy do dwójki chłopaków z państwa Napoleona siedzących nieopodal naszego stolika. Nie podzielałam jednak gustu mojej koleżanki. Żaden nie był w moim typie. Kochałam Francję, ale na pewno nigdy nie wzdychałabym po kątach do jej mieszkańców.
- Cóż, rzeczywiście są niczego sobie - odpowiadam dyplomatycznie.
- Błagam, czy nie możemy porozmawiać na jakiś normalny temat? - Domenico patrzy na mnie błagalnie. Licząc, że uda się nam skutecznie zmienić temat.
- Z Katinką, to chyba raczej niemożliwe - wybucham głośnym śmiechem. Dopijając powoli swoją zamówioną kawę.
- Wiecie co? Jesteście okropni i zaraz znajdę sobie milszych znajomych od was - oburza się, niedługo potem sama zaczynając się z tego wszystkiego śmiać.


Wczesnym popołudniem po skończeniu na dziś wszystkich zaplanowanych dla nas zajęć. Całą trójką opuszczamy uniwersytet w doskonałych humorach. W pełni zadowoleni i usatysfakcjonowani z dzisiejszego dnia spędzonego ze sobą w tym miejscu.
- Mamy w planach iść dziś wieczorem do kina. Może chcesz się wybrać z nami? - gdy mamy się już żegnać, Katinka proponuje wspólne wyjście, które ze sporą przykrością musiałam niestety odrzucić.
- Z chęcią, ale innym razem. Dzisiaj akurat pracuję. Właściwie to już jestem prawie spóźniona. Muszę iść. Do jutra - macham im na pożegnanie, udając się szybkim krokiem w kierunku kawiarni, w której z każdym dniem czułam się coraz pewniej na stanowisku jednej z kelnerek.
- Do zobaczenia, Heidi - odkrzykują mi. Cieszyłam się, że tak szybko udało mi się nawiązać nowe znajomości z tak przemiłymi osobami. Tutaj było to o wiele łatwiejsze niż w Norwegii, gdzie na każdym kroku musiałam się mierzyć ze swoją nieciekawą sytuacją rodzinną, która znacząco mnie często ograniczała.


- Przepraszam za spóźnienie, ale ostatnie zajęcia się trochę przyciągnęły - zaczynam, gdy tylko wchodzę na zaplecze kawiarni. Z zamiarem przygotowania do swojej zmiany.
- Jesteś nareszcie! Widzisz, mamo mogę spokojnie już iść do domu i przygotować się do czekającej mnie randki - Louisa od razu się rozpromienia. Zapewne ciesząc się, że będzie miała okazję na spotkanie z kolejnym facetem z portalu randkowego. To się jej chyba nigdy nie znudzi. Co i rusz znajdowała kolejnego potencjalnego księcia z bajki, a potem rezygnowała z niego po pierwszym spotkaniu.
- Znowu masz randkę? Przecież w tym tygodniu byłaś już na przynajmniej dwóch - dziwię się. Kompletnie nie rozumiejąc podejścia Louisy do szukania swojego życiowego wybranka. To przecież nie miało żadnego sensu.
- Popatrz, dziecko nawet Heidi uważa za dziwne, to co robisz, a jest niewiele od ciebie starsza. To wcale nie są uprzedzenia starszego pokolenia. Czy ty się kiedyś w ogóle zamierzasz ustatkować? - pani Anne po raz kolejny pomstuje nad poczynaniami swojej najmłodszej córki.
- Mamo, ja tylko prowadzę rekonesans w terenie. Chyba nie chcesz za zięcia jakiegoś nieudacznika? Trzeba sprawdzić wszystkie opcje, skoro jest na to taka okazja - próbuje przekonać ją do swojego zdania. - Muszę lecieć, bo inaczej się spóźnię, a to nie będzie za dobrze wyglądać. Nie czekaj na mnie. Kocham cię, pa - Louisa całuje swoją mamę w policzek. - Na razie, Heidi. Prawie bym zapomniała, trzeba wyczyścić ekspres do kawy - uśmiecha się do mnie niewinnie. Po czym rzuca fartuszkiem w moją stronę. Czasami miałam ochotę coś jej zrobić. Zawsze robiła tak, aby zrzucić na innych najgorszą robotę.


- Nie mam siły do tej dziewczyny. Jest po prostu nie do wytrzymania- pani Anne kręci z dezaprobatą głową, wzdychając ciężko. - Ona się chyba nigdy nie zmieni. Gdzie ja popełniłam błąd?
- Kiedyś na pewno dorośnie. Nic jej zresztą nie będzie. To mądra i mimo wszystko rozsądna osoba. Jestem pewna, że ktoś za jakiś czas zmieni jej podejście - pocieszam ją. Dobrze wiedząc, że Louisa miała głowę na karku i tylko sprawiała wrażenie takiej roztrzepanej. Przy bliższym poznaniu niezwykle wiele zyskiwała.
- Oby tak rzeczywiście było. Dość już jednak o niej. Powiedz lepiej, jak tam pierwszy dzień na uczelni? - pyta z prawdziwym zainteresowaniem, co było dla mnie niezwykle miłe. Pani Anne była naprawdę świetną szefową, a o lepszej nawet nie miałabym śmiałości marzyć.


Następne godziny upływają mi w mgnieniu oka. Byłam zupełnie skupiona na powierzonej pracy. Przygotowywanie różnego rodzaju kaw, herbat, czy też przyjmowanie kolejnych zamówień od klientów z uśmiechem, pochłania mnie bez reszty. Mimo że pracowałam tu zaledwie od kilku tygodni, to zdążyłam się już na dobre zadomowić w tym miejscu. Lubiłam swoich współpracowników oraz panującą dookoła przyjazną atmosferę. Za każdym razem przychodziłam tutaj z prawdziwą przyjemnością. Zadowolona, że aż tak mi się poszczęściło. Cieszyłam się również, że na nowo wpadałam w znajomy sobie rytm dnia, w którym miałam dokładnie zaplanowany każdy moment, co nie pozwalało mi zagłębiać się w rozważania na temat spraw, które od czasu do czasu jedynie późną nocą nie dawały mi spokoju. Studia, praca, czy spotkania z Maxem pozwalały mi nie myśleć tak często o Stefanie, a już tym bardziej o tych dziwnych uczuciach, jakie wobec niego wciąż próbowałam usilnie stłumić. Nadal nie będąc tak do końca pewną, czym one naprawdę są. Czy tylko sporą sympatią i zwykłym pociągiem, czy też tym cholernym czymś, czego ani myślałam kiedykolwiek więcej rozważać.


Kilka minut po dwudziestej mocno zmęczona zamykam w końcu opustoszałą kawiarnię, sprawdzając przy tym kilkukrotnie, czy na pewno wszystko jest w porządku. Nie lubiłam, kiedy przypadała moja kolej na ten obowiązek, na którym ciążyła olbrzymia odpowiedzialność. Zwłaszcza teraz, gdy panująca od kilku już godzin ciemność, porządnie opustoszyła wszystkie pobliskie ulice, zostawiając po sobie jedynie przytłaczającą ciszę.


Chowam klucze do torby, oplatając się szczelniej ciepłym szalem, czując jak zimny powiew wiatru, przeszywa mnie na wskroś. Po czym kieruję się w stronę skrzyżowania z zamiarem rozpoczęcia powolnego spaceru w stronę mieszkania. Marząc aktualnie wyłącznie o ciepłym kubku herbaty i swoim wygodnym łóżku.


- Może życzy sobie pani podwiezienie do domu? - niemal podskakuję ze strachu, gdy słyszę za sobą głos Maxa, którego za nic bym się tutaj nie spodziewała. Nie byliśmy przecież umówieni.
- Wystraszyłeś mnie! Musisz zawsze skradać się jak duch? - odwracam się do niego mimo wszystko z lekkim uśmiechem błąkającym się mi po ustach.
- Taki już mój urok, skarbie. Stęskniłaś się choć trochę za mną, bo ja za tobą ogromnie - przyciąga mnie do siebie, obdarzając następnie gwałtownym pocałunkiem, który mimowolnie odwzajemniam. Choć nie wywołuje on we mnie większych emocji. Tak po prawdzie nigdy nie potrzebowałam żadnej większej czułości od Maxa. Była mi ona zupełnie obojętna, tak samo, jak ta Leo w przeszłości. Zgadzałam się na nią, bo on tego chciał i od samego początku naszej znajomości liczył na coś więcej niż koleżeństwo czy przyjaźń. O żadnej romantyczności nie było tu jednak mowy. Max nie należał do takich mężczyzn. Dla niego liczyła się zabawa i brak większych zobowiązań, a mi to również pasowało. Tak może już musiało być. Czasami podejrzewałam, że po prostu nie byłam w stanie odczuwać głębszych uczuć w stosunku do kogokolwiek. Być może nawet urodziłam się już taka, biorąc pod uwagę bezuczuciowość mojej matki. Ojciec, którego nigdy nie poznałam i nawet nie wiedziałam, kim on jest pewnie też wcale nie był lepszy od niej. Z takimi genami musiałam być po prostu wybrakowana. - Heidi, słuchasz mnie w ogóle? - Max przywraca mnie do rzeczywistości. Patrząc z lekką irytacją. Nie znosił być w końcu ignorowanym, a już na pewno nie przeze mnie.
- Przepraszam, po prostu jestem zmęczona. To był długi i wykańczający dzień - próbuję się tłumaczyć. Sama nie wiedząc do końca po co. Skoro on z niczego mi się nigdy nie spowiadał.
- Może więc pojedziemy do mnie? Na pewno pomógłbym ci się odpowiednio zrelaksować - szepcze mi zachęcająco do ucha. Co wywołuje u mnie tylko delikatną niechęć. Znowu zaczynało się to samo.
- Nie mogę. Jutro od samego rana mam zajęcia, a potem muszę zastąpić Louisę w pracy - grzecznie odmawiam. Nie mając na to najmnieszej ochoty. Z niewiadomego powodu unikałam naszego zbliżenia jak ognia, na które Max niestety coraz bardziej naciskał. Czułam jednak jakąś aktualnie nie do przeskoczenia barierę między nami, która skutecznie powstrzymywała mnie przed pójściem z nim na całość.
- Jasne, rozumiem. Ile każesz mi jednak jeszcze czekać? Spotykamy się przecież od kilku tygodni. Heidi, nie jesteśmy nastolatkami, aby czekać z tym nie wiadomo ile. To przecież tylko zwykła i obopólna przyjemność - delikatnie mi wyrzuca. Pogłębiając wyłącznie moją niepewność, co do jego osoby. Może nasza relacja nie miała żadnego sensu i wcale nie powinnam była jej zaczynać? Na początku przynajmniej dobrze się nam rozmawiało, ale obecnie nawet już na to nie mogłam tak często liczyć.
- Max, przestań tak nachalnie nalegać, dobrze? My nawet nie jesteśmy tak do końca parą. Seks to nie wszystko, wiesz? - bronię się. Mając dość, że wszystkie nasze ostatnie rozmowy kluczyły wyłącznie wokół jednego. Stawało się to powoli niezwykle męczące i jeszcze bardziej drażniące.
- Przepraszam, nie chciałem. Też po prostu miałem ciężki dzień. Zapomnijmy o tym. Poczekam, ile będziesz chciała - przytula mnie lekko do siebie. - Odwiozę cię, dobrze? - kiwam głową na zgodę. Chcąc nareszcie znaleźć się w ciepłym wnętrzu mieszkania przyjaciół.


Przez całą drogę nie odzywamy się do siebie z Maxem ani słowem. Atmosfera między nami była na to zbyt gęsta. Zastanawiałam się dlatego, czy już do końca życia będę tkwić właśnie w takich bezuczuciowych relacjach, jak ta. Przez to, że panicznie bałam się samotności. 
Czy rzeczywiście tak trudno było nauczyć się mi kogoś szczerze kochać albo przynajmniej poczuć namiastkę tego uczucia? Dlaczego to akurat ja musiałam mieć z tym tak duży problem? W końcu, gdybym potrafiła obdarzyć Maxa dużo cieplejszymi uczuciami, wszystko byłoby między nami o wiele łatwiejsze.  



💗💗💗💗


10.10.2020

Spoglądam na zegarek coraz bardziej zniecierpliwiony i znudzony do granic niekończącym się oczekiwaniem. Zauważając, że Michael spóźniał się już dobre piętnaście minut. Nie dość, że podstępnie wrobił mnie w prowadzenie samochodu do samego Hinzenbach, to teraz jeszcze ani myślał się pojawić, czy też poinformować mnie o swoim późniejszym łaskawym zjawieniu. Czasami nie miałem już do niego po prostu siły. Nigdy nie trzymał się ustalonej wcześniej godziny, choć to przecież ja zawsze uchodziłem w oczach wszystkich za tego, który wiecznie się gdzieś spóźnia albo jest dosłownie na ostatnią chwilę. Z naszego duetu z niewiadomego dla mnie powodu od samego początku, to właśnie Michael był uważany za tego dużo dojrzalszego i odpowiedzialnego, co często nijak miało się do rzeczywistości. Takich przypadków jak ten dzisiejszy była wprost nieskończona ilość. 


Z westchnieniem sporego niezadowolenia odwracam się lekko w bok, spoglądając na powoli otwierające drzwi budynku, w którym mój przyjaciel zamieszkiwał z nadzieją, że ujrzę w nich jego osobę, co oczywiście się nie wydarza, wyłącznie pogłębiając tym samym moją frustrację. Następnie mimowolnie podnoszę swój wzrok na wyższe piętra. Patrząc prawdopodobnie wprost na okno znajdujące się w pokoju Heidi, a poczucie bezsilności i rezygnacji z ostatnich kilkunastu dni wraca do mnie z potężnym uderzeniem.


Nie potrafiłem tak po prostu pogodzić się z tym, że od czasu naszego niedoszłego pocałunku zaczęła mnie jeszcze bardziej ignorować i robić wszystko, aby tylko się ze mną gdzieś przypadkiem nie spotkać. Byłem przez to wściekły na samego siebie i swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Zamiast poczynić zdecydowane kroki do przodu w naprawie naszej relacji i naprowadzić ją ponownie na właściwe i znajome nam tory przez swoje nieprzemyślane poczynania tylko się cofałem. Skutecznie coraz bardziej zniechęcając tym samym Heidi do siebie. Nic jednak nie mogłem na to poradzić, że w obecności dziewczyny zupełnie traciłem głowę i zapominałem o logicznym, a przede wszystkim trzeźwym myśleniu. Co gorsza, w takich sytuacjach, jak ta ostatnia, która miała miejsce między nami, potrafiłem nawet zapomnieć na krótki moment o Nelle i naszym związku, a to było po prostu czymś niedopuszczalnym i ogromnie nie w porządku. Przecież to w końcu ona powinna być dla mnie najważniejsza. Od kilku dobrych miesięcy w moim sercu powinno być miejsce tylko dla niej. Nie rozumiałem dlatego samego siebie i swoich uczuć w stosunku do Heidi. Jeszcze do niedawna byłem niemal pewien, że zauroczenie nią dawno minęło i pozostał jedynie sentyment do tych paru momentów, gdy nasza relacja znajdowała się na granicy przekroczenia przyjaźni. Wystarczyło jednak, że ponownie ją spotkałem, a nic nie było już tak oczywiste, co dołowało mnie jeszcze bardziej i stawiało w bardzo niekomfortowym położeniu. 


Chciałem być fair w stosunku do Nelle i w żadnym wypadku jej nie skrzywdzić, a równocześnie nie potrafiłem trzymać się z daleka od Heidi, co pewnie byłoby najlepszym rozwiązaniem dla nas wszystkich, a już na pewno najuczciwszym wobec Nelle. Potrzebowałem jednak jej obecności w moim życiu, naszych dawnych niezwykle szczerych rozmów i poczucia, że czegokolwiek bym nie zrobił, ona zawsze będzie po mojej stronie. Wspierając mnie w każdej sytuacji. Z każdym dniem tęskniłem za nią coraz mocniej i pragnąłem, aby między nami wszystko było jak dawniej, zanim tak okrutnie jej nie skrzywdziłem, bo nic nie było w stanie zastąpić mi naszej relacji z Heidi, nawet dość udany związek z Nelle. Choć Austriaczka była najbliższą mi osobą, nigdy nie potrafiła tak dobrze mnie zrozumieć, jak właśnie dziewczyna, która mieszkała na trzecim piętrze tego wysokiego budynku, w który wpatrywałem się niczym skończony idiota. 


Przez cały ten chaos, który gromadził się w mojej głowie. Ogromnie cieszyłem się z nadejścia następnych letnich zawodów, które miały mi pomóc nabrać tak potrzebnej chwili wytchnienia i pomóc skupić jedynie na oddaniu jak najlepszych skoków oraz zajęciu dobrego miejsca w zbliżającym się konkursie. Miałem nadzieję, że ten weekend będzie wytchnieniem od tego, co ostatnio działo się ze mną na co dzień i otrząsnę się z tego nieustannego błądzenia oraz szukania rozwiązania na odzyskanie, a następnie pogodzenie mojej znajomości z Heidi oraz związku z kochaną Nelle. 


Nieoczekiwanie moje natrętne rozmyślania przerywa widok Heidi, która w pośpiechu opuszcza zamieszkiwany budynek, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Musiałem wykorzystać tę sytuację i spróbować z nią porozmawiać. W końcu taka okazja mogła się już długo nie nadarzyć. Dlatego bez żadnego wahania w szybkim tempie podążam za nią. 


- Heidi, poczekaj! - doganiam ją, łapiąc lekko za rękę i odwracając w swoją stronę. Od razu zauważając na jej twarzy grymas sporego niezadowolenia. Widocznie wcale nie była zadowolona z mojego widoku. Na nic innego zresztą nie powinienem liczyć. Głupia nadzieja znowu była jednak silniejsza od zdrowego rozsądku. 
- Michael zaraz zejdzie. Spóźnia się, bo nie może się po prostu rozstać z Inge - informuje mnie z ledwie zauważalnym uśmiechem, wynikającym zapewne z lekkiego rozczulenia nad związkiem naszych przyjaciół. Od dawna dobrze wiedziałem, że w Norweżce tkwiła dusza sporej romantyczki, choć za nic by się do tego nikomu nie przyznała. 
- U nich to od dawna normalne. Poczekaj, aż nadejdzie sezon zimowy. Wtedy się dopiero zacznie prawdziwy melodramat pożegnań - informuję na przyszłość ze śmiechem. Dobrze już wiedząc, do czego są w takich momentach zdolni. Dla nich kilka dni bez siebie było ostatnio niczym lata. Czasami nawet lekko żałowałem, że mój związek z Nelle nie jest, aż na takim poziomie zaangażowania jak ten Inge i Michaela. My nigdy nie mieliśmy większego problemu z pożegnaniem się na jakiś czas. Nigdy też nie były one, aż tak wylewne i czułe. 


- Muszę iść. Naprawdę się śpieszę - brunetka próbuje mnie zbyć. Nie mając najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę ze mną. 
- Dlaczego mnie unikasz? - pytam wprost. Mimo że doskonale znałem odpowiedź na to banalne pytanie. 
- Nie unikam cię, Stefan. Po prostu ty masz swoje życie, a ja swoje. W dodatku, jak już pewnie zauważyłeś, nie mają one ze sobą zbyt wiele wspólnego. Jesteśmy od siebie kompletnie różni - odpowiada mi wyjątkowo gorzkim tonem, który nie często u niej słyszałem. 
- Obydwoje wiemy, że to nieprawda i chodzi o coś zupełnie innego. Heidi, tamten incydent był ogromnym błędem i bardzo za niego przepraszam. Obiecuję także, że więcej się już nie powtórzy - zapewniam, mając nadzieję, że to trochę wszystko załagodzi. 
- Idealnie to ująłeś. To tylko głupi i nic nieznaczący błąd. Dokładnie tak samo zresztą, jak cała nasza relacja - Heidi gwałtownie ode mnie odchodzi. Na koniec zauważam jeszcze tylko w jej oczach żal i smutek. Widocznie moje słowa ogromnie ją zabolały, co wydawało mi się czymś niemożliwym, ponieważ oznaczałoby to, że chciała tego pocałunku równie mocno, jak ja. Szybko odrzucam jednak od siebie tę absurdalną myśl. Nie wierzyłem, że Heidi kiedykolwiek czuła do mnie coś więcej poza zwykłą sympatią. To byłoby czymś niedorzecznym. Przez tyle miesięcy nie dała mi do takich podejrzeń, nawet jednego najmniejszego znaku. Nie mogłaby też, aż tak świetnie się z tym do tej pory kryć. 


- Kolejna próba przeproszenia Heidi nie wyszła? Która to już będzie? - słyszę za sobą głos Michaela, który pojawił się nie widomo skąd. Jeszcze tylko tego mi brakowało, aby był świadkiem mojej kolejnej kompromitacji. 
- Daj spokój. Znowu wszystko jeszcze bardziej popsułem. Chyba naprawdę powinienem zostawić ją w spokoju. To nie ma żadnego sensu - ostatnią rzeczą, jaką chciałem, było cierpienie Norweżki, a już zwłaszcza z mojego powodu. Dałem jej do niego i tak za dużo powodów w ostatnim czasie. 
- Źle się do tego po prostu zabierasz. Przede wszystkim, dopóki sam nie będziesz wiedział, czego tak naprawdę chcesz, niczego nie uda ci się naprawić - posyłam Michaelowi pełne złości spojrzenie. Mając dość słuchania w kółko tego samego. Przecież ja już od dawna byłem pewien dokonanych przez siebie wyborów. 
- Skończ! Właśnie, że doskonale wiem, czego chcę - upieram się przy swoim. Chodziło mi przecież jedynie o dobre stosunki z Heidi i szczęśliwe życie u boku Nelle. Czy to naprawdę musiało być takie skomplikowane i trudne do pogodzenia?
- Oczywiście. Ty zawsze wiesz wszystko najlepiej. Jakby mogło być inaczej - odpowiada mi kpiąco, wsiadając do samochodu po uprzednim zapakowaniu swojego bagażu. 


- Tak właściwie to gdzie Heidi się śpieszyła z samego rana? - zastanawiam się, nie mogąc opanować swojej ciekawości. Mimo kilku usilnych prób. 
- Do pracy, bo chce z niej dziś wcześniej wyjść. Podobno jest umówiona z Maxem. Przynajmniej tak powiedziała Inge - odwracam gwałtownie głowę w stronę Michaela. Nie mając pojęcia, o czym on w ogóle do mnie mówi. 
- Z jakim znowu Maxem? - żądam jakichś wyjaśnień. Czując, że bardzo mi się one nie spodobają. 
- Takim jednym facetem, z którym się niedawno przypadkiem poznała. Niewiele o nim wiem poza tym, że jest sporo od niej starszy. Heidi niezwykle rzadko o nim wspomina - zaciskam mocniej dłonie na kierownicy. Czując ogromną zazdrość, która dobrze wiedziałem, że absolutnie nie powinna mieć nigdy miejsca. Za nic nie umiałem się jej jednak pozbyć. Na samą myśl, że Heidi spędzała czas w towarzystwie jakiegoś podejrzanego typa, aż się we mnie gotowało. 
- I mówisz o tym tak spokojnie? Dlaczego w ogóle jej na to pozwalacie? Czemu też ja nic o tym nie wiem? - zaczynam robić wyrzuty przyjacielowi, nie mogąc się opanować. Złość przejęła nade mną całkowitą kontrolę. 
- Uspokój się. Heidi jest dorosła i może się spotykać, z kim tylko chce, a my nie jesteśmy jej rodzicami, żeby czegokolwiek jej zabraniać. Za to ciebie w ogóle to nie dotyczy, a ja nie jestem twoim informatorem w sprawie Heidi tylko przyjacielem, a to spora różnica - sprowadza mnie gwałtownie na ziemię. - Stefan, weź się w garść. Nie masz prawa być zazdrosnym, skoro jesteś zakochany w Nelle. Sam tego chciałeś. Nie licz dlatego, że Heidi będzie teraz do końca życia sama. 
- Nie jestem zazdrosny. Ja tylko się o nią martwię. Nie chcę, aby ktokolwiek ją skrzywdził. Wystarczająco się już wycierpiała - zaprzeczam żałośnie. Dobrze wiedząc, że i tak mi nie uwierzył. 
- Zatrzymaj się. Lepiej ja poprowadzę, bo jeszcze nas pozabijasz w takim stanie, w jakim teraz jesteś - bez zastanowienia na to przystaję, zatrzymując się na poboczu. Uznając, że Michael ma rację. Musiałem się jak najszybciej uspokoić. Dobrze też wiedziałem, że nici z moich planów dotyczących spokojnego i poświęconemu tylko skokom weekendu. Wieść o tym tajemniczym Maxie skutecznie wyprowadziła mnie po raz kolejny z równowagi. 


Oddycham z ulgą, gdy po zakończeniu kwalifikacji, w których zająłem wcale niezadowalające mnie miejsce przez to, że na niczym nie potrafiłem się skupić, a następnie indywidualnej rozmowie z trenerem, który nie mógł uwierzyć, że podczas odbicia popełniłem tyle niemal dziecinnych błędów. Mogłem nareszcie wrócić do pokoju z zamiarem spędzenia spokojnego wieczoru w towarzystwie wyłącznie najlepszego przyjaciela. Cieszyłem się, że będziemy mieli okazję spędzić trochę wspólnego czasu, jak dawniej, co w ostatnich miesiącach miało miejsce niezwykle rzadko z takich, czy też innych powodów. 


Po przekroczeniu progu pokoju od razu zaczynam jednak wątpić, że moje plany będą mogły się zrealizować. Michael już na wstępie obdarza mnie pełnym wyrzutów i niemej nagany spojrzeniem, a ja nie mam bladego pojęcia, o co tym razem może chodzić. Nie przypominałem sobie, abym w ostatnich godzinach zrobił coś, co mogło go doprowadzić do takiego stanu. Dlaczego cały świat sprzysiągł się dziś akurat przeciw mnie? 


- Stefan, wytłumaczysz mi, co to do cholery jest? - Michael podsuwa mi niemal pod nos swojego otwartego laptopa. 
- Artykuł na portalu internetowym, gdzie zatrudniona jest Nelle - mówię głupio. Domyślając się już, co takiego jest powodem jego złości. 
- Brawo, geniuszu! Powiesz mi tylko, dlaczego treść tego artykułu zawiera informacje o zmianach w naszym sztabie szkoleniowym, o których media miały dowiedzieć się dopiero w przyszłym tygodniu? - rzuca oskarżycielsko w moim kierunku. Bardzo szybko łącząc ze sobą wszystkie fakty. 
- Nie wiem. Pewnie jakimś cudem dowiedzieli się wcześniej. Wiesz, jacy są dziennikarze. Zawsze znajdą dostęp do jakichś przecieków - staram się grać na zwłokę. Licząc, że Michael mi uwierzy. 
- A może to Nelle znalazła ten przeciek i chyba nawet wiem, kto nim był. Co ty najlepszego wyprawiasz? - był ogromnie rozczarowany. Mimo że nie pozwolił mi nawet dojść do głosu i wszystkiego wyjaśnić. Z góry zakładając, że z premedytacją przekazałem te informacje mojej dziewczynie. 
- Michael, to wcale nie tak, jak pewnie sobie umyśliłeś. Po prostu kilka dni temu podczas rozmowy z Nelle przez przypadek się mi to wymsknęło. Przecież to nic złego. Ty też na pewno rozmawiasz z Inge o wszystkim i wcale nie kontrolujesz tego, co do niej mówisz - próbuję się bronić. Nie uważając, że zrobiłem coś godnego potępienia. 
- Oczywiście. Inge jednak nie pisze po tym na ten temat artykułów. To się po prostu nie mieści w głowie. Jak Nelle mogła coś takiego wykorzystać - Michael jawnie krytykuje moją dziewczynę. 
- Inge nie robi tego, bo nie jest dziennikarką! Skąd wiesz, jakby to wyglądało gdyby nią była? - podnoszę mimowolnie głos. Stając w obronie Nelle. - Wiem, że nie zachowała się do końca w porządku, ale jej ostatni materiał z Wiednia nie przypadł do gustu przełożonym i chciała się jakoś zrehabilitować. Ta praca jest dla niej ogromnie ważna i każdym o tym wie. To się już zresztą nigdy więcej nie powtórzy, a drobna jednorazowa pomoc nikomu w niczym jeszcze nie zaszkodziła.
- Naprawdę tak myślisz? Nie dość, że to jawna faworyzacja i brak jakiegokolwiek profesjonalizmu z waszej strony. To w dodatku znając Nelle zaraz okaze się, że to dopiero początek. Teraz będzie chciała więcej i więcej. Przecież to najprostsza droga do awansu. Po co się w ogóle wysilać? - kręci z dezaprobatą głową. Będąc nieprzejdnanym. - Może niech każdy z nas zacznie pomagać swoim dziewczynom, żonom, czy dalszej rodzinie? Ktoś w końcu jest dziennikarką, ktoś fotografem, a ktoś inny prowadzi sklep, czy pracuje w szpitalu. Zacznijmy promować wszystkich, tak jak ty obecnie robisz to z Nelle. Niech oni wszyscy mają równe szanse. 


- Gdyby na miejscu Nelle był ktoś inny, na pewno nie robiłbyś teraz takiej afery. Jestem coraz bardziej zmęczony tym, że jej nie akceptujesz i nie potrafisz zrozumieć, że jestem z nią szczęśliwy. Jak ona ma się do was przekonać, skoro ani ty, ani Inge nie wykazujecie nawet odrobiny dobrej woli. Z góry się do niej uprzedzając - nie wytrzymuję i wyrzucam z siebie wszystko, co nie dawało mi spokoju już od dłuższego czasu. 
- My nie wykazujemy? Zacznij może lepiej od swojej wspaniałej dziewczyny, która szuka konfliktów na każdym możliwym kroku. Nie widzisz, co już zrobiła? Oddaliła cię od wszystkich przyjaciół, rodziny, znajomych. Tolerowałem to, licząc że w końcu się opamiętasz, ale mam już serdecznie dość twojego zaślepienia. Nelle jedyne co robi, to cię jawnie wykorzystuje, a ty jesteś albo tak głupi, albo tak zakochany, że tego nie widzisz - nie mogłem wprost słuchać tych bredni. 
- Mam co do tego inne zdanie. Poza tym to moje życie i przeżyję je, z kim tylko będę chciał i jak chciał. Uważam też, że nasza dalsza rozmowa nie ma aktualnie zupełnie żadnego sensu. Obydwaj powinniśmy trochę ochłonąć - nie czekając na jego odpowiedź. Po prostu wychodzę z pokoju, trzaskając głośno drzwiami. 
- Zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak, ale jak sobie chcesz - dobiega mnie głos Michaela zza drzwi. Dawno się już tak ze sobą nie pokłóciliśmy. Właściwie chyba od czasu, gdy wyznałem mu prawdę o tym cholernym incydencie z Lisą. Jak na ironię losu teraz to on nie znosił Nelle, jak ja lata temu jego ówczesnej dziewczyny. 


11.10.2020



Po zakończeniu zawodów, w których udało mi się nawet wedrzeć na najniższe miejsce na podium, mimo koncertowo zepsutego w pierwszej serii konkursu skoku. Udaję się powoli w miejsce, gdzie miała się odbyć dekoracja. Kiedy nieoczekiwanie słyszę tak przekochany i ogromnie potrzebnej mi w tym momencie głos osoby. 


- Gratuluję, kochanie. Chociaż to trzecie miejsce, to dla mnie jesteś najlepszy - z olbrzymią radością zamykam w swoich objęciach uśmiechniętą Nelle. Nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jest teraz przy mnie. 
- Co ty tutaj w ogóle robisz? - pytam, wciąż będąc ogromnie zaskoczonym jej obecnością. 
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Trochę to kosztowało, aby akurat mnie tutaj wysłali, ale dla sprawienia ci przyjemności było naprawdę warto - obdarza mnie słodkim pocałunkiem, nie zważając na tłum dookoła, co było do niej niepodobne. Zwykle nie okazywała mi żadnej czułości przy postronnych osobach. Tym razem postanowiła mnie jednak miło zaskoczyć. 
- Chyba czytasz mi w myślach. Strasznie dzisiaj potrzebowałem twojej obecności - ponownie ją do siebie przytulam. Czując spore pokłady szczęścia. 
- Dlatego jestem. Od tego mnie w końcu masz, abym cię wspierała - uśmiecha się promiennie. - Czekają na ciebie. Idź odebrać swoją zasłużoną nagrodę, a ja tutaj grzecznie poczekam - zapewnia, popychając mnie lekko do przodu. 
- Kocham cię, Nelle - odwracam się za siebie, czując sporą potrzebę zapewnienia jej o swoich uczuciach. 
- Wiem o tym. Nie musisz mi tego codziennie powtarzać - śmieje się. Posyłając mi całusa w powietrzu. 


Wieczór postanawiamy spędzić z Nelle w przytulnej knajpce. Zadowoleni z chwili tylko dla siebie i kameralnej atmosfery panującej we wnętrzu lokalu. Po zamówieniu przez nas czegoś do picia. Spoglądam na brunetkę, która mocno zamyślona wyglądała przez okno.


- Wszystko w porządku? - pytam lekko zmartwiony. Mając wrażenie, że zmagała się z jakimś problemem. 
- Oczywiście - zapewnia z nikłym uśmiechem, który miał pewnie mnie uspokoić. - Michael nie miał nic przeciwko, że swoim pojawieniem pewnie pokrzyżowałam wasze plany?
- Jasne, że nie - w sekundę tracę swój dobry nastrój. Od naszej wczorajszej kłótni z blondynem. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Obydwaj byliśmy zbyt uparci, aby wyciągnąć do siebie rękę na zgodę. 
- To dobrze. Co się więc dzieje? Jesteś dziś strasznie ponury. Stało się coś? - Nelle na nieszczęście zauważa, że nie byłem w najlepszym nastroju. Zresztą obydwoje raczej nie byliśmy. 
- Nic takiego. Nie masz się czym martwić - nie chciałem, aby wiedziała, że stała się przyczyną konfliktu z moim najlepszym przyjacielem. Tym bardziej nie mógłbym się jej przyznać, że dołują mnie także inne zmartwienia związane tym razem z Heidi, na którą reagowała wprost alergicznie. 
- Skoro tak mówisz - wzrusza ramionami. Nie mając zamiaru dłużej drążyć. - Powiedz mi w takim razie, czy rozmawiałeś już z kimś z drużyny odnośnie tego wywiadu na wyłączność? Naprawdę ogromnie mi na tym zależy. To by mi niezwykle mocno pomogło - przypominam sobie o prośbie Nelle sprzed kilku dni, dotyczące tej w jej mniemaniu niewinnej przysługi. 
- Nie było do tego jeszcze okazji - odpowiadam zdawkowo. Nie mając pojęcia, jak ktokolwiek z naszej drużyny zareagowałaby na coś takiego. Sądząc jednak po reakcji Michaela, nie byłem w tej kwestii przesadnym optymistą. To w końcu na kilometr pachniało jawną faworyzacją i pójściem na zwykłą łatwiznę. 
- Rozumiem. Mógłbyś jednak postarać się to załatwić w najbliższych dniach? Redaktor naczelny nie będzie czekał w nieskończoność. Proszę - nalega, ani myśląc odpuścić. 
- Spróbuję zrobić wszystko, co w mojej mocy - obiecuję bez przesadnego entuzjazmu. Nie wiedząc, jak się do tego zabrać i do kogo udać się w pierwszej kolejności. - Zaraz wracam. Pójdę tylko sprawdzić, co z naszym zamówieniem. Ile można czekać? - rozpaczliwie szukam wymówki i sposobu na zmianę tego dość niezręcznego dla mnie tematu. 


Niecałe dziesięć minut później wracam do naszego stolika z zamówionymi wcześniej napojami. Zauważając, że Nelle przegląda coś nerwowo w moim telefonie, który nieopatrznie zostawiłem na blacie. Po czym z prędkością światła odkłada go na miejsce, gdy tylko mnie dostrzega. 
- Musiałam coś sprawdzić w internecie, a mój telefon się rozładował - zaczyna się nerwowo tłumaczyć. - Nie chcę, żebyś sobie przypadkiem pomyślał, że cię kontroluję - podnosi ręce w obronnym geście. 
- Spokojnie. Przez myśl mi to nawet nie przeszło - ufałem Nelle i byłem przekonany, że obydwoje w pełni trzymamy się zasady o prywatności naszych telefonów, którą zresztą sama na początku ustaliła. 


Na całe szczęście reszta wieczoru spędzonego z Nelle pomaga mi się trochę rozluźnić i zdecydowanie poprawić humor. Przysłaniając tym samym fatalną całość ostatnich dni, kiedy wszystko sypało się mi jedno po drugim. Miałem nadzieję, że to jakiś przełom i od teraz będzie już tylko lepiej.