poniedziałek, 4 maja 2020

Rozdział 5


11.09.2020

Na oślep sięgam po swój telefon, leżący na szafce obok łóżka, co zaczynało powoli stanowić rutynę i moją pierwszą wykonywaną codziennie czynność tuż po obudzeniu. Patrzyłem na ekran tak samo, jak każdego poprzedniego dnia podczas minionego tygodnia z ogromną nadzieją, że ujrzę jakąś wiadomość od Heidi albo przynajmniej jakieś przegapione nieodebrane połączenie od niej. Boleśnie się przy tym po raz kolejny rozczarowując. Od momentu tej mającej katastrofalny finał kolacji na wszelkie możliwe sposoby próbowałem dotrzeć do dziewczyny i wszystko między nami uczciwie wyjaśnić oraz przeprosić, że tak mocno ją skrzywdziłem swoim nieprzemyślanym do końca zachowaniem i podjętym pod wpływem chwili beznadziejnym wyborem końca naszej znajomości. Wierzyłem w to, że jeszcze nie jest za późno na uratowanie, przynajmniej części naszej relacji. Nieustannie więc do niej pisałem, dzwoniłem, odważyłem się nawet przyjść do mieszkania naszych przyjaciół pod nieobecność nadal wściekłej na mnie Inge, ale żadna z tych prób nie zakończyła się sukcesem. Heidi pozostawała nieugięta i ignorowała mnie tak samo, jak ja ją podczas ostatnich minionych miesięcy. Sowicie się teraz za wszystko odpłacając tą bezwzględną obojętnością. Norweżka była nieprzejednana i jasno dawała mi do zrozumienia, że nie jest zainteresowana żadnym kontaktem ze mną. Przez co na własnej skórze przekonywałem się, co tak naprawdę jej zrobiłem i jak mocno nieprzyjemne jest to doświadczenie, gdy bliska ci osoba kompletnie traci tobą zainteresowanie.


W ciągu tych paru dni dosadnie zrozumiałem, że starając się nie zranić Heidi, zrobiłem to niestety podwójnie. Przez mój genialny pomysł nie dość, że poczuła się odrzucona, to jeszcze oszukana i wykorzystana. Zostawiłem ją samą, choć obiecałem, że zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Nieważne w jakiej sprawie. Byłem przecież dla niej kimś, kogo obdarzyła niemal bezgranicznym zaufaniem. Przed kim odważyła się stopniowo otworzyć i przestać stwarzać pozory bezuczuciowej i odpornej na wszystko. Do tej pory nie miałem pojęcia, co ja sobie wtedy myślałem, gdy decydowałem się na taki radykalny krok. Czy euforia związana z zakochaniem się w Nelle, aż do tego stopnia mnie otumaniła, że przestałem zwracać uwagę na uczucia innych osób dookoła? Czy też na to, jakie konsekwencje odczują z tytułu moich nieprzemyślanych i podjętych na szybko wyborów.


Doskonale wiedziałem, że żadne przeprosiny nie wynagrodzą tego, co już się wydarzyło. Nie cofnę czasu i nie zwrócę Norweżce tych wszystkich miesięcy, gdy próbowała zrozumieć, co takiego zrobiła, że przestałem się do niej odzywać. Zawiodłem Heidi tak samo, jak tysiące innych osób w przeszłości, którzy obiecywali jej coś zupełnie innego, niż potem zrobili. Mimo wszystko nie mogłem tak po prostu tego zostawić. Heidi nadal była dla mnie niezwykle ważną osobą i zamierzałem jej to udowodnić za wszelką cenę. Musiałem znaleźć sposób na naprawę swoich błędów i odbudowę jej zaufania wobec mnie.


- Dzień dobry. Wyspałeś się? - Nelle staje w drzwiach sypialni z radosnym uśmiechem. Starając się zapiąć na nadgarstku swój ulubiony zegarek, z którym właściwie nigdy się nie rozstawała. Odrywając tym samym skutecznie moje myśli od znalezienia sposobu na posprzątanie bałaganu, którego narobiłem swoim pochopnym i beznadziejnym zachowaniem. Dziewczyna była już niemal gotowa do wyjścia. Jak zawsze prezentując się elegancko i perfekcyjnie w każdym calu. Cieszyłem się, że po naszej ostatniej dość gwałtownej sprzeczce znowu zapanowała między nami zgoda. W dodatku miałem wrażenie, że Nelle w ciągu ostatnich dni zdecydowanie bardziej zaczęła angażować się w nasze wspólne spędzanie czasu, próbując tym samym wynagrodzić mi tamten incydent z Heidi i Inge. Najpierw tak jak obiecała, przepraszając je, a potem między innymi zaczęła zdecydowanie częściej u mnie nocować. Przestając zasłaniać się tym, że od siebie ma zdecydowanie bliżej do pracy.


- Oczywiście, ale to tylko dlatego, że ty byłaś obok - odpowiadam, odkładając swój telefon niepostrzeżenie na miejsce. - Chodź tutaj - proszę dziewczynę, chcąc się z nią porządnie przywitać. Po czym obdarzam ją czułym pocałunkiem, który sprawia, że zapominam przynajmniej na moment o wszystkich moich zmartwieniach związanych z osobą Heidi.
- Wystarczy, bo zaraz rozmażesz mi całą szminkę - odsuwa się ode mnie ze śmiechem. - Wstawaj lepiej na śniadanie. Mam nadzieję, że je docenisz, bo się nad nim porządnie napracowałam. Poza tym jest już dosyć późno. Jeszcze trochę i spóźnisz się na trening. Kiedy ty w końcu nauczysz się przynajmniej minimalnego zorganizowania? - wytyka mi moją chyba największą wadę, która od samego początku ogromnie ją irytowała wraz ze skłonnością do robienia wszystkiego na ostatnią chwilę, co zwykle nie mieściło się jej zwyczajnie w głowie.
- Naprawdę zrobiłaś nam śniadanie? Przecież ty nigdy tak wcześnie nie jadasz - dziwię się. Do tej pory coś takiego jeszcze nie miało miejsca. Zwłaszcza że kuchnia najczęściej służyła Nelle wyłącznie do zaparzenia sobie uwielbianej przez nią mocnej kawy. Wychodziła z założenia, że jedzenie zawsze można zamówić albo zjeść w restauracji.
- Zrobiłam je dla ciebie, głuptasie. Ktoś w końcu musi o ciebie porządnie dbać. Dla mnie na razie wystarczy kawa. Zjem coś w pracy. Jak się jednak pośpieszysz, to zdążymy ją wypić razem - mobilizuje mnie do zdecydowanie szybszego wstania z łóżka, niż zakładałem.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to daj mi minutę. Zaraz do ciebie dołączę - obiecuję, podnosząc się w mgnieniu oka i kierując w stronę łazienki.
- Trzymam cię za słowo - słyszę od niej, zanim na powrót opuszcza sypialnię.


- O której dziś będziesz? - pytam ciekawy, gdy siadam w końcu przy stole. Mając nadzieję, że nie będzie musiała zostać dłużej w pracy. - Może masz ochotę gdzieś wyjść wieczorem? Nie musimy przecież spędzać każdego wieczoru w mieszkaniu - proponuję. Dobrze wiedząc, że Nelle nigdy nie należała do typu domatorki. Od zawsze uwielbiała spędzać wolny czas w przeróżnych miejscach. Restauracje, kawiarnie, kluby, czy inne zatłoczone lokale, gdzie tylko miała do czynienia z innymi ludźmi, sprawiały że była w swoim żywiole. Nelle wprost kochała przebywać między nimi. To dodawało jej mnóstwa energii i zapału podczas kolejnego wyczerpującego dnia w pracy.
- Z chęcią, ale niestety nie dam rady. Po chwilowym spokoju znowu się zaczął prawdziwy nawał. Wieczorem mam do przeprowadzenia wywiad z tą kobietą od rekordowej liczby startów w maratonach, o której ci ostatnio odpowiadałam. Nie mogę tego przełożyć, bo dzisiejszy termin i tak udało się ustalić niemal z cudem. Chris wykonał kawał świetnej roboty z przekonaniem jej. Jest po prostu genialny - pozbawia mnie złudzeń co do planów na wspólnie spędzony wieczór.
- Obiecaj przynajmniej, że wrócisz tu, gdy wszystko już skończysz - nalegam. Niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Zwłaszcza że świetnie zdawałem sobie sprawę, iż już niedługo znalezienie czasu tylko dla nas będzie niezwykle trudne ze względu na start nowego sezonu i moje życie na walizkach.


- Stefan, to bez sensu. Ta kobieta mieszka dobre kilkanaście kilometrów od Salzburga. Wrócimy pewnie dopiero po północy, a jutro też mam urwanie głowy. Czekają mnie trzy wywiady i napisanie kilku artykułów. Prześpię się u siebie - stara się mnie usilnie przekonać. Co wcale mi się nie podobało. Dlaczego, aż tak bardzo jej na tym zależało, aby spędzić noc właśnie w swoim mieszkaniu?
- Wrócimy? - łapię ją za słówko lekko zirytowany tą informacją.
- Chris ma mnie zawieźć. Wiesz, że nadal nie mam prawa jazdy. To zresztą nasz wspólny projekt. Jego doświadczenie jest dla mnie bezcenne. Gdyby nie pomoc, jaką mi zaofiarował, na pewno nie nauczyłabym się aż tyle w tak krótkim czasie - wzrusza ramionami. Nie wiedząc w tym niczego złego. W przeciwieństwie do mnie.
- Spędzacie ze sobą strasznie dużo czasu. Dużo więcej niż my, a podobno jesteśmy razem - nie potrafię pozbyć się lekkiej nutki zazdrości z głosu.
- Stefan, o co ci chodzi? Pracujemy razem, więc to chyba normalne, że widuję się z nim codziennie. Błagam, tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosny - Nelle patrzy na mnie z politowaniem.
- Nawet jeśli, to mam do tego prawo. Ty byś nie była na moim miejscu?
- Oczywiście, że nie. Przestań zachowywać się jak dzieciak. Chris nie widzi świata poza Melindą, a ja jestem z tobą. Jedyne co nas łączy to przyjaźń i wspólna pasja. Skończmy dlatego ten wyjątkowo głupi temat. Czasami naprawdę potrafisz zepsuć nastrój - odpowiada mi stanowczo i z błyskiem złości w oczach. - Muszę już iść. Inaczej się jeszcze spóźnię. Do zobaczenia jutro - całuje mnie lekko w policzek na pożegnanie. Po czym w pośpiechu opuszcza moje mieszkanie z dzwoniącym telefonem w dłoni. Nawet nie czekając na jakiekolwiek słowa z mojej strony. Czasami miałem wrażenie, że Nelle jest co najwyżej moją współlokatorką i to taką z doskoku, a nie ukochaną. Jej częste zmiany nastrojów z minuty na minutę bywały też niekiedy mocno męczące. Nigdy nie mogłem być do końca pewien, czego tak naprawdę mogę się po niej spodziewać.


Mając już samemu wychodzić z mieszkania, dosłownie w ostatnim momencie przypominam sobie o wzięciu czegoś niezwykle ważnego. Wracam się więc do salonu i wyciągam z szuflady komody ozdobną torebkę prezentową z dość ciężką zawartością. Mając nadzieję, że Michael pomoże mi w dostarczeniu tego prezentu prawowitej właścicielce, a ona nie wyrzuci go do kosza przy pierwszej możliwej okazji, co było najprawdopodobniejszą reakcją.


- Michi, czy Inge ma zamiar jeszcze w tym stuleciu odebrać ode mnie w ogóle telefon? Ile można się gniewać? - zaczynam na powitanie z przyjacielem. Będąc mocno niepocieszonym z powodu zawziętości blondynki.
- Dobrze wiesz, że jest okropnie uparta i pamiętliwa. Nic ci na to nie poradzę. Zwłaszcza że porządnie ją ostatnio wyprowadziłeś z równowagi. Jesteś w tym nawet lepszy ode mnie - wzrusza ramionami, starając się powstrzymać swoje rozbawienie.
- To nie jest śmieszne. Poza tym, co ja takiego złego zrobiłem? Grzecznie tylko siedziałem przy stole - byłem pewien, że gdy Nelle szczerze przeprosiła dziewczyny. Wszystko wróci między nami do normy. Dni jednak mijają a Inge nadal ani myśli zacząć ze mną normalnie rozmawiać.
- W tym właśnie rzecz, że nic nie zrobiłeś. Inge o wiele bardziej zabolała twoja bierność na całą tę sytuację niż słowa Nelle. Miała zresztą pełną rację. Powinieneś był zupełnie inaczej wtedy postąpić. Wpłynąć jakoś na Nelle - tłumaczy mi punkt widzenia swojej ukochanej. - Pocieszę cię jednak. Inge powoli zaczyna się lekko łamać w twojej sprawie. Może więc za jakiś rok ci wybaczy - śmieje się. Klepiąc mnie pocieszająco po plecach.
- Dzięki za świetne słowa otuchy. Ogromnie mi pomogłeś, naprawdę - wymijam go obrażony, co tylko jeszcze bardziej go rozśmiesza. Nie ma to, jak wsparcie najlepszego przyjaciela.


- Jak Heidi sobie radzi? Dobrze się tutaj w ogóle czuje? - podczas krótkiej przerwy w treningu, siadam obok Michaela z butelką wody. Starając się czegoś nowego dowiedzieć. Jak na razie był on moim jedynym źródłem informacji.
- Na początku wszystko układało się świetnie. Była pełna entuzjazmu i zapału. Miała sporo planów. Zaczęła się nawet dużo częściej uśmiechać, niż to miała dotychczas w zwyczaju. Od tej nieszczęsnej kolacji jednak praktycznie nie wychodzi z pokoju. Coś niedobrego się z nią stało. Nawet Inge nie potrafi do niej dotrzeć - był wyraźnie zmartwiony, a to tylko potwierdzało, że było jeszcze gorzej, niż myślałem.
- Może mógłbym spróbować jeszcze raz z nią porozmawiać? Na przykład dzisiaj? - łudziłem się, że emocje Heidi opadły już na tyle, że byłaby w stanie przystać na krótką rozmowę ze mną.
- Stefan, to nie jest najlepszy pomysł. Ogromnie ją zawiodłeś i twoja kolejna wizyta mogłaby tylko pogorszyć sprawę. Sam najlepiej wiesz, jak łatwo sprawić, aby po raz kolejny zamknęła się w sobie przed całym światem. Musisz dać jej dlatego trochę czasu, aby to wszystko sobie jakoś poukładała. Heidi naprawdę nie ma łatwo. Znalazła się w nowym miejscu. Poza nami nikogo tutaj jeszcze nie zna, a w dodatku dowiedziała się o twoim związku z Nelle. To do reszty pogrzebało jej zaufanie wobec ciebie - Michael nie pozostawia mi złudzeń. Mimo swoich szczerych chęci musiałem mu jednak przyznać rację. Powinienem na razie trzymać się z daleka. Tak będzie dla niej najlepiej, a aktualnie chodziło wyłącznie o dobro Heidi. Moje zachcianki zupełnie się nie liczyły.
- Jasne, rozumiem. Może tak rzeczywiście trzeba - popieram go bez przesadnego entuzjazmu. Po czym wracam do zleconych mi ćwiczeń. Próbując skupić na czymś, co skutecznie odwróci moją uwagę od całego tego mętliku, który panował w mojej głowie.


- Michael, poczekaj! - krzyczę w stronę przyjaciela. Starając się go dogonić, zanim odjedzie z parkingu. Przeklinając w myślach własne zapominalstwo. Miałem go przecież poprosić o ważną przysługę. Jak mogło mi to w ogóle umknąć?
- Już się za mną stęskniłeś? Pożegnaliśmy się raptem pięć minut temu - odwraca się w moją stronę, opierając z wyczekiwaniem o swój samochód. Nie mając pojęcia, o co może mi znowu chodzić.
- Heidi ma pojutrze urodziny - informuję go na wstępie, choć pewnie była to dla niego oczywistość.
- Wiem o tym. Nie rozumiem jednak, co ma to w ogóle do rzeczy - patrzy na mnie z jawnym niezrozumieniem.
- Chciałbym, abyś jej to ode mnie po prostu przekazał - podaję mu trzymany przez siebie prezent, którego kompletację rozpocząłem już dobre kilka miesięcy temu. - Proszę, zrób to. To dla mnie niezwykle ważne.
- Co to jest? - Michael nie potrafi powstrzymać swojej ciekawości i zagląda do środka stworzonego przeze mnie podarunku. Wyciągając po kolei kolejne rzeczy, na co przekręcam tylko oczami. - Biografia Dalego, maskotka w kształcie pandy i owocowe landrynki? Czy to jakiś wasz tajny kod, którego nikt inny ma nie zrozumieć? - zastanawia się kompletnie zdezorientowany tą kombinacją na pozór zupełnie niepasujących do siebie rzeczy.
- Żaden kod. Po prostu Salvador Dali to ulubiony artysta Heidi. Landrynki uwielbia za to od zawsze. Zwłaszcza pomarańczowe. Wiesz, że bez nich nigdy nie zaczyna nauki do egzaminów? A pandy to jej najukochańsze zwierzęta - mówię zgodnie z prawdą, przemilczając jedynie mocno osobisty fakt z życia Norweżki. Dotyczący tego, że ulubiona maskotka dziewczyny z dzieciństwa również była pandą i nie rozstawała się z nią do momentu, aż jej matka w akcie napadu bezpodstawnej złości, które podobno zdarzyły się dosyć często, pewnego dnia tak po prostu ją zabrała i wyrzuciła do kosza. Co ogromnie mocno przeżyła.
- Jestem pod wrażeniem tego, ile masz szczegółowych informacji na jej temat. Wątpię, aby nawet Inge i Sophie razem wzięte aż tyle wiedziały o Heidi.
- To żaden wyczyn. Trzeba ją wyłącznie dobrze słuchać - nie uważałem swojej wiedzy za jakąś niezwykłą. Każdy mógł się tego dowiedzieć. Wystarczyło tylko trochę dłużej z nią porozmawiać.
- Ale nakłonienie Heidi do takich wyznań już jest ogromnym wyczynem. Przecież ona niezwykle rzadko mówi o sobie. Zawsze unika tego tematu na wszelkie możliwe sposoby - Michael nadal nie mógł wyjść z podziwu. - Z prezentem dla Nelle też się tak postarałeś? - przypomina mi o również zbliżających się urodzinach mojej dziewczyny, które przypadały za półtora tygodnia. Jeśli cokolwiek łączyło Nelle z Heidi, to chyba właśnie miesiąc urodzin.


- Myślałem o jakimś komplecie biżuterii. Niedawno mi nawet taki jeden pokazywała, który bardzo się jej spodobał. Mam zresztą jeszcze trochę czasu do zastanowienia - byłem pewien, że jakaś nowa błyskotka najbardziej ją uszczęśliwi.
- Stefan, a dlaczego nie sprezentujesz jej czegoś podobnego do tego? - wskazuje na prezent dla Heidi. Jakby za wszelką cenę próbując mi coś udowodnić.
- Ponieważ Nelle jest niezwykle praktyczna i ani za grosz sentymentalna. Jej na pewno nie ucieszyłaby książka, a już na pewno nie maskotka - odpowiadam bez najmniejszego zawahania. Poza tym przez swoją pracę nie miała zbyt wiele czasu na rozwijanie jakichkolwiek pasji. Dlatego prezent związany bezpośrednio z jakąś też już na wstępie odpadał.
- A może po prostu wcale tak dobrze się nie znacie, jak ty z Heidi? - stara się mnie podejść, na co jednak nie daję się złapać.
- Mylisz się. Wiem o Nelle wszystko, co potrzebuję. Poza tym to nie o niej mieliśmy rozmawiać. Przekażesz to Heidi, czy mam znaleźć inny sposób? - chcę się upewnić, że mogę na niego liczyć.
- Spróbuję. Nie obiecuję jednak, że to przyjmie - choć była na to bardzo mała szansa, to mimo wszystko wierzyłem w powodzenie. Licząc, że przynajmniej na moment ten prezent poprawi jej humor i wywoła szczery uśmiech na ustach. Na niczym innym mi bardziej nie zależało.
- Daj mi potem znać, jak ci poszło - Michael kiwa głową na zgodę. Po czym ponownie się żegnamy.


Gdy zostaję na parkingu sam, staram się znaleźć jakiś sensowny pomysł na wypełnienie reszty tego dnia. W starej rzeczywistości pewnie właśnie rozpoczynałbym kolejną wielogodzinną rozmowę z Heidi na jeden z miliona interesujących nas tematów albo z niecierpliwością czekał na skończenie przez nią pracy. Na własne życzenie się jednak tego pozbawiłem. Gdyby nie moja bezmyślna głupota teraz moglibyśmy zrobić razem tyle wspólnych rzeczy, które na pewno dostarczyłyby nam mnóstwa radości. 



💗💗💗💗



Znowu leżałam na łóżku, wpatrując się bezsensownie w sufit, co od ponad tygodnia było właściwie jedyną rzeczą, jaką robiłam. Wyjątkowa pochmurna pogoda, jeszcze tylko dodatkowo pogłębiała mój depresyjny nastrój, którego mimo usilnych chęci nie potrafiłam się pozbyć. Kolejny dzień z rzędu rozczarowywałam samą siebie. Zamiast korzystać z wolnego czasu, bawić się, zwiedzać, poznawać nowych ludzi, cieszyć nowym etapem w swoim życiu, który nie był już naznaczony nałogiem mojej matki. Jedyne co robiłam, to użalałam się nad samą sobą i jadłam tonę słodyczy coraz bardziej opróżniając tym samym zapasy Inge. Nie potrafiąc tak po prostu pogodzić z pewnymi wydarzeniami i przejść nad nimi do porządku dziennego. Katowałam się więc nieustannie myślami o Nelle i Stefanie, czy też o tym, co powiedziała mi dziewczyna podczas naszego pierwszego spotkania. Udowadniając, jak wiele mi brakuje do takich osób jak ona. Męczyły mnie także wspomnienia, które uporczywie przypominały, że mimo tego całego bagna, w którym tkwiłam. W pewnych momentach potrafiłam być naprawdę szczęśliwa i to za sprawą jednego Austriaka, przez którego równocześnie teraz cierpiałam. Nie mogłam znieść poczucia, że uszczęśliwiało mnie coś, co dla niego nie miało żadnego znaczenia. Trudno było się pogodzić z tym, że dostarczałam mu jedynie rozrywki, gdy był znudzony swoim stabilnym życiem. Tego nie zamierzałam nigdy wybaczyć Stefanowi. Nie chciałam mieć też z nim już nic wspólnego, dlatego ani myślałam reagować na jego usilne próby kontaktów ze mną. Mając ogromną nadzieję, że wkrótce sobie odpuści. Jakby tego wszystkiego było mało, dołował mnie także brak pracy dającej się pogodzić ze studiami, której wciąż usilnie szukałam. Na razie bez większych rezultatów. Byłam pewna, że gdybym miała jakieś zajęcie, dużo szybciej otrząsnęłabym się z tego dziwnego stanu, w którym tkwiłam. 



Słysząc mój dzwoniący telefon, mam już zamiar go zignorować. Będąc pewną, że to znowu Stefan próbował oczyścić swoje sumienie. Uważając pewnie, że głupie i nieszczere przeprosiny na pewno do tego wystarczą. Zauważam jednak, że to wcale nie on próbował się ze mną skontaktować. Bez wahania postanawiam dlatego odebrać.

- Sophie, jak ja strasznie za wami tęsknię - zaczynam na powitanie z całkowitą szczerością. Z każdym dniem coraz bardziej brakowało mi bliskich dla mnie osób, pracy w restauracji, czy choćby znajomych miejsc i ojczystego kraju. 

- My za tobą też. To chyba jednak nie jest powód, aby zamykać się w pokoju przed całym światem. Co się dzieje? - wyglądało na to, że Inge nie wiedząc jak wyrwać mnie z tego marazmu, postanowiła poszukać pomocy u Sophie. 

- Nic. Dopadła mnie chyba jesienna chandra - staram się brzmieć przekonująco, ale odnosi to marny skutek. 

- Na pewno w to uwierzę, Heidi. Wysiliłabyś się bardziej. Tak na marginesie przypominam, że wciąż trwa jeszcze lato - nie daje się nabrać na moją marną wymówkę. - Chodzi o tą całą Nelle, prawda? Dołujesz się tymi bzdurami, które ci zarzuciła - trafia bezbłędnie w część prawdy. Ta druga część była jednak o wiele bardziej bolesna. 

- Może jednak ona ma rację? Nie dość, że nie mogę pochwalić się ani ciekawą osobowością, ani przesadną mądrością, to jeszcze brzydka na zewnątrz. Jestem do niczego - mówię z całkowitym przekonaniem. Nie wiedząc w sobie niczego pozytwnego. 
- Jeszcze słowo, a przysięgam, że przylecę pierwszym możliwym lotem i własnoręcznie wybiję ci te wszystkie głupoty z głowy. Dlaczego, aż tak w siebie nie wierzysz? Jesteś ogromnie wartościową i śliczną młodą kobietą. Musisz w końcu to zauważyć i docenić samą siebie - Sophie próbuje mnie za wszelką cenę pocieszyć. - Niech ta Nelle lepiej nigdy nie stanie mi na drodze, bo nie ręczę za siebie. Jak Stefan w ogóle mógł związać się z kimś takim? - dziwi się niemal tak samo, jak większość bliskich mu osób. Ja jednak doskonale potrafiłam to zrozumieć. 
- Pasują do siebie - słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. 
- W tym tkwi chyba największy problem, prawda? Heidi, nie chcę być wścibska, ale od dawna podejrzewam, że miałaś bliski kontakt ze Stefanem. Powiedz, jeśli się mylę - odejmuje mi mowę. W życiu bym się nie spodziewała, że Sophie mógłby o czymkolwiek wiedzieć. Widocznie o mojej naiwności dowiedzą się też inni poza Michaelem. Co za upokorzenie. 
- Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać - staram się uciąć temat. Nie będąc gotowa na jakiekolwiek zwierzenia nawet przed nią. 
- Rozumiem. Możesz jednak na mnie liczyć. Obiecuję, że zawsze cię wysłucham, gdy tylko będziesz tego chciała. 
- Będę pamiętać - uśmiecham się lekko sama do siebie.


Na całe szczęście resztę naszej rozmowy pochłaniają dużo mniej poważne tematy. Słuchając o perypetiach z zatrudniem nowej kelnerki lub kelnera i załamaniu Malcolma dotyczącym umiejętności co poniektórych. Mój nastrój zdecydowanie się poprawia. Dzięki Sophie udaje się mi nawet kilka razy zaśmiać, a to był już ogromny w tym tygodniu wyczyn z mojej strony. Dobry nastrój nie opuszcza mnie nawet na kilka minut po rozłączeniu. W dodatku byłam tak zaoferowana naszą konwersacją, że nie słyszałam, iż ktokolwiek wrócił do mieszkania. Dopiero głośne pukanie do drzwi od mojego pokoju, uświadamia mi, że nie jestem już sama. 


- Mogę? - Michael niepewnie zagląda do środka. 
- Jasne, wchodź - zapraszam go. Ciekawa, o co może chodzić. 
- Jak się dziś czujesz? - pyta, siadając na brzegu łóżka. Przyglądając mojej osobie z niezwykłą uwagą. 
- W porządku - wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru dodawać nikomu powodów do zmartwień z mojego powodu. - Nie patrz tak na mnie. Naprawdę nic mi nie jest - staram się go przekonać.
- Heidi, obydwoje z Inge chcemy, abyś dobrze się tutaj czuła. Jeśli jest coś, co możemy dla ciebie zrobić. Po prostu powiedz - czułam się strasznie głupio z powodu tego, że moje zachowanie aż tak się na nich odbijało. To się musiało jak najszybciej skończyć. 
- Zrobiliście już wystarczająco. Jestem wam za wszystko ogromnie wdzięczna. Dzięki wam mam nawet o wiele więcej nie potrzebowałam. Obiecuję, że od jutra zacznę wychodzić do ludzi. To nie ma najmniejszego sensu, co teraz robię. Dość już czasu zmarnowałam - wiedziałam, że nadszedł moment na skończenie z zamulaniem. Ono tylko pogarszało sytuację. 
- Cieszę się, że to słyszę. W dodatku mam coś, co może ciebie też ucieszy - nieoczekiwanie podaje mi torebkę prezentową, której wcześniej nie zauważyłam. Wprawiając tym w niemały szok. 
- Bardzo dziękuję, ale chyba trochę się pośpieszyłeś. Urodziny mam dopiero pojutrze - dziwię się. W dodatku wcale nie byłam zadowolona z ich nadejścia. Nigdy nie znosiłam tego dnia, ponieważ zawsze jeszcze bardziej uwydatniał, jak bardzo życie innych różni się od mojego. Kiedy innym rodzina przygotowywała wymyślne torty i obdarowywała górą prezentów. Ja nie doczekiwałam się nawet życzeń, spędzając ten dzień w dołującej samotności. 
- Wiem i właśnie wtedy dostaniesz prezenty od nas. Komuś jednak bardzo zależało, abyś ten otrzymała już dziś - w sekundę domyślam się, o kim mówi. Przez co znowu zaczynam odczuwać spore pokłady złości. Stefan ma naprawdę niezły tupet. 
- W takim razie nie chcę tego. Niczego od niego nie potrzebuję. Oddaj mu to przy pierwszej możliwej okazji - próbuję oddać Michaelowi podarunek, ale kręci jedynie przecząco głową. 
- Stefan, nie chce zwrotu. Dlatego to tu zostawię, a ty zrobisz z tym, co tylko zechcesz. - odkłada torebkę na łóżko. - Heidi, wiem że postąpił wobec ciebie okropnie, ale on sam się w tym wszystkim w pewnym momencie pogubił. To naprawdę nie było dla niego łatwe. Widziałem, jak za tobą tęsknił i aktualnie też dostrzegam, że chce to wszystko naprawić. Stefan naprawdę nie jest złym człowiekiem i jestem pewien, że nigdy nie chciał cię w żaden sposób zranić - pozostaję głucha na usłyszane słowa, mimo że doskonale wiedziałam, że zawierają w sobie mnóstwo prawdy. Złość na Stefana była jednak silniejsza od racjonalnego myślenia. Przez co nie docierały do mnie żadne argumenty. Dlatego bez żadnego słowa patrzę, jak Michael opuszcza pokój, chcąc zapewne dać mi trochę czasu na przemyślenia. Zostawiając mnie w towarzystwie natłoku myśli i prezentu, który ogromnie kusił sprawdzeniem swojej zawartości. 


Dobrze wiedziałam, że powinnam schować ten prezent na samo dno szafy i nigdy więcej do niego nie zaglądać, a najlepiej w tym momencie wyrzucić go do kosza. Ciekawość okazuje się jednak o wiele silniejsza. Dlatego też po kilkunastu minutach walki z samą sobą, przyciągam do siebie dość ciężką torebkę, spoglądając do jej środka, które wprawia mnie w niemałe zdumienie. Najpierw sięgam po masywną książkę, która okazuje się limitowanym wydaniem biografii Salvadora Dalego po norwesku w twardej oprawie, które wydawało się być nie do zdobycia. Nie miałam pojęcia, jak Stefanowi udało się je dostać. Na pewno musiał zadać sobie niemało trudu w poszukiwaniach, a ja wprost nie mogłam uwierzyć, że jestem w posiadaniu tego cudeńka. To było niemal jak wygranie losu na loterii. Zachwycona niezwykle dokładnym wykonaniem książki niepewnie ją otwieram. Zauważając dedykację, która wywołuje na mojej twarzy olbrzymi uśmiech.


"Od wariata różni mnie tylko to, że ja nim nie jestem". - Dla ogromnie zdolnej studentki historii sztuki, która wciąż usilnie próbuje zarazić wszystkich miłością do Surrealizmu".


Nie wierzyłam, że naprawdę pamiętał. W końcu to właśnie tym cytatem posłużyłam się na samym początku naszej znajomości, gdy poprosił, abym powiedziała mu coś o sobie. Do tej pory też szczerze wątpiłam, że rzeczywiście uważnie mnie słuchał, gdy opowiadałam o swoich ulubionych twórcach lub nurtach w sztuce. Miałam już jednak dowód, że byłam w sporym błędzie. 


Z należytą czcią odkładam książkę na niewielkie biurko. Przerzucając całą swoją uwagę na łudząco podobną do tej z dzieciństwa maskotkę, która wywołuje we mnie masę ciepłych uczuć i przyprawia o kilka łez wzruszenia. Chyba tylko Stefan wiedział, jak ogromnie odczułam stratę poprzedniej. Niewiele myśląc, przytulam pluszaka mocno do siebie, czując jakby właśnie zwrócono mi cząstkę siebie, którą bardzo dawno temu utraciłam. Po czym maskotka zajmuje honorowe miejsce na moim łóżku. Na koniec zostawiam sobie landrynki, które przyprawiają mnie o szczery i beztroski śmiech. Nigdy jeszcze nikt tak idealnie nie trafił w moje gusta, jak Stefan tym cudownym prezentem. Mimo że wciąż byłam na niego wściekła do granic możliwości i zraniona, to było mi zdecydowanie lżej na sercu. Teraz miałam już pewność, że przynajmniej do momentu poznania Nelle, byłam dla niego ważną osobą. Gdyby było inaczej, w życiu nie dostałabym od niego tych rzeczy. To była bardzo pocieszająca świadomość. 


Pod wpływem lekkiej euforii, która nadal gościła w moim wnętrzu. Decyduję się na napisanie Stefanowi jednego słowa: "Dziękuję". Na nic innego nie było mnie na razie stać. Wciąż było stanowczo za wcześnie na jakąkolwiek rozmowę. Nie czułam się na nią zwyczajnie gotowa. Najpierw musiałam uporać się z natłokiem nieznanych mi do tej pory uczuć, które odczuwałam podczas każdej myśli o Austriaku. Dopóki się ich nie pozbędę, nie było mowy o jakimkolwiek kontakcie między nami. To by mnie najzwyczajniej w świecie zniszczyło. 


- Powinnaś mu odpuścić. W końcu przyjęłaś tak samo, jak ja przeprosiny Nelle - radzę Inge, gdy widzę, jak walczy sama ze sobą powstrzymując po raz kolejny przed odebraniem telefonu od Stefana. - On już swoje odpokutował - zachęcam ją. Ich przyjaźń nie powinna cierpieć przez inne osoby i ich zaszłości. 
- Heidi ma rację. Zakończymy definitywnie ten bezsensowny konflikt - Michael dołącza do mojego namawiania. - Nie dajmy tej satysfakcji Nelle. Przecież jej pewnie właśnie o to chodziło, aby nas od siebie oddalić. 
- Macie rację. Zaraz do niego oddzwonię - Inge w końcu kapituluje, ku sporej radości Michaela. - Powiedzcie mi tylko, czy ktokolwiek z was wierzy, że ona rzeczywiście szczerze nas przeprosiła? - patrzymy po sobie, a potem cała nasza trójka wybucha śmiechem, który był jednoznaczną odpowiedzią. Żadne z nas nie nabrało się na ten skruszony wyraz twarzy i sztuczny uśmiech, kiedy Nelle nieoczekiwanie postanowiła złożyć nam pojednawczą wizytę. Znikając następnie stąd szybciej, niż w ogóle się pojawiła. 
- Jesteśmy okropni - mówię, gdy udaje się nam uspokoić. 
- To ona jest okropna. Cholerna Miss Doskonałości - Inge krzywi się na samo wspomnienie o Nelle. Widocznie raz na zawsze porzucając jakiekolwiek chęci nawiązania z nią bliższej relacji. - Gdybym wiedziała, że to właśnie ona pojawi się w życiu Stefana. Za nic nie życzyłabym mu, czy to na święta, czy na inne okazje znalezienia prawdziwej miłości. Los naprawdę ma poczucie humoru, że dobrał ze sobą takie osoby. 
- Dopóki Stefan jest z nią szczęśliwy, nam nic do tego - Michael jak zawsze stara się być bezstronny najbardziej jak to tylko możliwe. Nie zazdrościłam mu jednak sytuacji, w jakiej się znajdował. Był w końcu rozdarty między antypatią swojej ukochanej a lojalnością wobec przyjaciela. 
- Wiem i to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze - Inge posyła nam cierpki uśmiech. Nie mogąc się z tym po prostu pogodzić.