niedziela, 2 stycznia 2022

Rozdział 30


29.05.2021


 Ze sporym poczuciem ulgi, staram się szybko i sprawnie pokonać ostatnie wyjątkowo wąskie schody tej mocno wiekowej już kamienicy, położonej w jednej z tych kilku obrzeżnych i bardzo malowniczych, aczkolwiek dość niechętnie unowocześnianych dzielnic Salzburga, gdzie winda w takim budynku jak ten, które można było tutaj spotkać na każdym kroku, była wyłącznie luksusowym marzeniem jego mieszkańców, niestety niemożliwym w żaden sposób do spełnienia. Szczerze podziwiałem i zarazem współczułem każdemu, kto musiał mierzyć się z tym sporym wyzwaniem na co dzień i to po kilka razy. To musiał być istny koszmar, w którym za nic nie chciałbym brać udziału. Uśmiecham się dlatego sam do siebie z niemałą satysfakcją, kiedy znajduję się nareszcie na szczycie tych upiornych i kompletnie niefunkcjonalnych schodów. Kończąc tym samym tę porządną i dość wymagającą wspinaczkę przez sześć wyjątkowo długich pięter z piekielnie ciężką walizką Eileen, którą kilka minut temu ochoczo zobowiązałem się wnieść, nie wiedząc jeszcze, co dzięki temu mnie czeka. Nie miałem pojęcia, co takiego zostało tam przez dziewczynę wcześniej spakowane, że ten bagaż ważył teraz niemal tonę. Sprawiając mi w niektórych momentach nie lada problem oraz poważnie męcząc, o czym świadczyła, chociażby posiadana przeze mnie spora zadyszka. Ta w pierwotnych założeniach niewinna przebieżka, dała mi lepszy wycisk niż niejeden dość wymagający spacer z Effim albo rozgrzewka przed skokiem, co wyłącznie utwierdzało mnie w przekonaniu, że moja fizyczna forma nadal odbiegała daleko od ideału. Tak samo zresztą jak codzienny nastrój, który potrafił kilka razy na dzień zaliczać spektakularne wahania, to w jedną to w drugą stronę. Często nie poznawałem przez to samego siebie, a to wyjątkowo mi się nie podobało i było przyczyną głównych frustracji. Równocześnie kompletnie nie wiedziałem, jak miałbym nad tym niby zapanować, skoro moje rozchwianie mogłaby naprawić tylko jedna osoba, aktualnie zupełnie niepamiętająca mojej osoby i niechcąca mieć ze mną niczego wspólnego. Szybko przestaję dlatego myśleć o swoim nie najlepszym stanie, nie mając zamiaru znowu zaczynać się nad sobą użalać. Na pewno nie teraz, gdy ledwie dochodziło południe i miałem jeszcze coś do zrobienia.



Po licznych perturbacjach, przeciągającej się w nieskończoność wyprowadzce poprzedniego lokatora oraz całej innej masie problemów, które mogły spotkać tylko Eileen. Wczoraj ku mojemu ogromnemu zdziwieniu w końcu naprawdę otrzymała klucze do maleńkiego mieszkanka na ostatnim piętrze tej kamienicy, które miało od teraz stanowić jej nowy dach nad głową. Z czego dziewczyna wydawała się być wyjątkowo zadowolona i szczerze cieszyć tym, że przestanie mieszkać u mnie kątem. Jak najszybciej chciała się przez to tutaj przeprowadzić i dłużej nie wykorzystywać mojej gościnności, która i tak dość mocno się po raz kolejny przeciągnęła, co nieoczekiwanie wprowadziło mnie w spore roztrojenie, gdy dziś rano doszła do mnie świadomość, że znowu zostanę sam ze sobą w pustym i cichym mieszkaniu.


W ciągu ostatnich kilkunastu dni mimowolnie spędzałem z Eileen dość sporo wspólnego czasu, mimo swoich początkowych wewnętrznych zarzekań, że tej relacji nie dało się już uratować. Ona jednak robiła wszystko, aby odzyskać moje zaufanie i naszą przyjaźń, a ja powoli zaczynałem na nowo wierzyć w szczerość jej intencji i dawać wiarę przeprosinom oraz słowom dziewczyny, że rzeczywiście żałuje swojego zachowania, które narobiło wyjątkowo dużo szkód w moim związku z Heidi. Oczywiście nadal nie do końca ufałem Eileen, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego do końca powodu nie potrafiłem definitywnie przekreślić naszej znajomości i wyzbyć się wszelkiej posiadanej do niej od lat sympatii. Zwłaszcza teraz, gdy była praktycznie jedyną osobą, przy której, choć na chwilę moje myśli nie skupiały się wyłącznie na utracie Heidi. Towarzystwo Eileen i jej nieustanna paplanina, gdy tylko znajdowałem się w pobliżu, były dla mnie na pewien sposób zbawienne. Zajmowanie mojej uwagi dyskusjami na często dość błahe, a niekiedy i absurdalne tematy nieoczekiwanie okazało się świetnym sposobem na poprawę mojego kiepskiego humoru. Poza tym lekkie dziwactwa i ta nieustanna niezdarność Eileen, jak nic innego wywoływało na mojej twarzy, przynajmniej chwilowy uśmiech rozbawienia, za co byłem dziewczynie bardzo wdzięczny. Nigdy bym nie przypuszczał, że to właśnie dzięki Eileen zacznę się żmudnie wygrzebywać z największego emocjonalnego dołka w swoim dotychczasowym życiu.


- Jesteś nareszcie! Widzę, że trochę ci zajęła wspinaczka do mojego nowego królestwa - Eileen śmieje się ze mnie, gdy tylko udaje mi się przekroczyć próg jej upragnionego własnego lokum.
- Śmiej się. Przypominam jednak, że od dzisiaj to ty będziesz musiała zmagać się codziennie z tymi schodami. Zobaczymy, kiedy będziesz miała serdecznie dość. Obstawiam tydzień i zatęsknisz za moim mieszkaniem na drugim piętrze - dogryzam jej, ale dziewczyna miała tak wyśmienity nastrój, że nawet taka niedogodność, jak wspinaczka na szóste piętro nie była w stanie tego zmienić.
- Przeżyję. Widoki z okna są tego warte. Tylko popatrz - ciągnie mnie za sobą, wyglądając przez otwarte na oścież okno. Zachwycając się bez końca nową okolicą. Musiałem przyznać, że podziwianie jej z tej wysokości miało swój niewątpliwy urok. Szkoda tylko, że wystrój mieszkania nie szedł z tym w parze. Wnętrze tego niewielkiego metrażu, prezentowało się lekko mówiąc niezbyt ciekawie. Eileen wydawało się to jednak nie przeszkadzać.


- Zdecydowałaś już, jak to wszystko tutaj urządzisz? - pytam ciekawy. Zdając sobie sprawę, że czekało ją w najbliższych dniach mnóstwo pracy. Poprzedni mieszkaniec nie kwapił się do posprzątania po sobie, gdy opuszczał to miejsce.
- Mam już jakiś pomysł. Na początku zacznę od gruntownego sprzątania i przemalowania ścian. Farbę już mam. Potem zrobię też porządne przemeblowanie i pozbędę się niektórych mebli - planuje, mając przy tym mnóstwo zapału. Dawno już nie widziałem w Eileen tyle energii i optymizmu. - Wiem, że nie powinnam prosić cię o kolejną przysługę, bo wyświadczyłeś mi już ostatnio setki takich, ale miałbyś dziś trochę czasu i pomógłbyś mi z przestawieniem tych najcięższych mebli? Bez tego nie uda mi się dokładnie pomalować ścian - patrzy na mnie z wypisaną na twarzy prośbą. Licząc, że udzielę pozytywnej odpowiedzi.
- Z chęcią. Z malowaniem też ci pomogę, przynajmniej zajmę czymś pożytecznym czas - zgadzam się praktycznie od razu. Skupienie się na pomocy Eileen, było o wiele lepszym pomysłem na spędzenie soboty od bezczynnego leżenia i patrzenia się w sufit.
- Dziękuję, jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem. W takim razie bierzmy się do pracy, bo mamy jej niemało - zarządza, zaczynając rozdzielać nam zadania, przez co następne godziny upływają nam na wytężonych działaniach, aby nadać temu mieszkaniu zupełnie nowy i o wiele lepszy charakter.


- Powoli zaczyna to coraz lepiej wyglądać. Świetnie się spisaliśmy - słyszę od Eileen, gdy siada obok mnie przy oknie, podając butelkę z wodą i podziwiając nowy błękitny kolor na ścianach.
- To się nazywa mistrzowska współpraca - przybijam jej piątkę, a sekundę później telefon dziewczyny zaczyna głośno dzwonić. 
- Nie odbierzesz? - zastanawiam się, gdy go ignoruje i chowa z powrotem do kieszeni, jak gdyby nigdy nic.
- Nie, bo to moja mama. Dzwoni na zmianę z ojcem co tydzień - krzywi się, tracąc sporo ze swojej dzisiejszej radości. Temat rodziców był dla Eileen od dawna niezwykle drażliwy. Ich kontakty praktycznie nie istniały i nie zanosiło się, aby niedługo miało się coś w tej kwestii zmienić.
- Od jak dawna ze sobą całkowicie nie rozmawiacie? - dopytuję, wkraczając na niebezpieczny grunt.
- Nie pamiętam dokładnie, ale przynajmniej dwa lata, a powinno ich być o wiele więcej. Już dawno mogłam się od nich zupełnie odciąć i zapomnieć o ich istnieniu. Na nic innego nie zasługują - determinacja towarzysząca słowom dziewczyny była niezwykle porażająca.
- Eileen, może nie powinnaś ich tak definitywnie przekreślać? Sama widzisz, że nadal dzwonią mimo braku reakcji z twojej strony, a to znaczy, że zależy im na tobie. Skąd wiesz, że nie zrozumieli swoich błędów i nie chcą ich naprawić? Nowe mieszkanie to wprost doskonały pomysł, aby nawiązać ponowny kontakt. Mogłabyś ich tutaj zaprosić i pokazać, jak świetnie sama sobie radzisz. Udowodnić im, że nie mieli racji. To przecież twoi rodzice - chciałem pokazać tę sytuację z innej perspektywy, czując że mimo wszystko brakuje jej obecności rodziny w niektórych momentach.
- Za nic tego nie zrobię. Oni nigdy więcej nie dowiedzą się, gdzie aktualnie mieszkam! - natychmiast odrzuca od siebie taką możliwość. - Gdybym znowu ich do siebie dopuściła, w mig zaczęliby kontrolować każdy aspekt mojego życia i zrobiliby wszystko, abym żyła pod ich dyktando. Tylko o to im od zawsze chodziło, ale koniec z tym. Nie dam sobą nigdy więcej rządzić. To moje życie - buntuje się, stając wyjątkowo poddenerwowana.
- W porządku. Zrobisz jak uważasz. To była tylko lekka sugestia - uspokajam ją, nie mając zamiaru dłużej nalegać. - Po prostu nie wyobrażam sobie, że mógłbym całkowicie zerwać kontakt ze swoją rodziną. To dla mnie nie do pomyślenia.
- Stefan, twoja rodzina jest cudowna i wiele osób może ci jej tylko pozazdrościć. Uwierz mi jednak, że gdybyś miał taką jak moja, uciekałbyś jak najdalej od niej - uśmiecha się smutno, a mi robi się nadzwyczaj żal dziewczyny. Eileen nie zasłużyła sobie na taką samotność i zdanie praktycznie wyłącznie na siebie. To powinno zupełnie inaczej wyglądać. - Najlepiej zmieńmy temat, bo zaczyna się robić nieprzyjemnie. Moi kochani rodzice nawet na odległość potrafią zepsuć atmosferę. To się nazywa talent - po kilku sekundach niezręcznego milczenia, wybuchamy głośnym śmiechem, nie mogąc się opanować. Zachowywaliśmy się jak nienormalni.


- Muszę już iść. Effi powinien wyjść na wieczorny spacer dobre półgodziny temu - gdy spoglądam na zegarek, uświadamiam sobie, że całkowicie straciłem poczucie czasu. Kiedy ten cały dzień zdążył minąć?
- Rozumiem. Już i tak wystarczająco mi pomogłeś. Obiecaj mi tylko, że wpadniesz na małą parapetówkę za tydzień w piątek. Poznasz moich znajomych z pracy. Jestem pewna, że się polubicie i będziemy się dobrze bawić - Eileen nalega, abym się zgodził.
- Jeszcze zobaczymy, ale postaram się - nie udzielam jej jednoznacznej odpowiedzi, samemu nie będąc przekonanym, czy to dobry pomysł. Jakiekolwiek imprezy, to ostanie, na co miałem na tym etapie życia ochotę.
- Nie odpuszczę ci tego. W takim dniu nie mogłoby zabraknąć mojego najlepszego przyjaciela - przytula mnie przyjaźnie na odchodne i całuje lekko w policzek.
- Dobranoc. Udanej pierwszej nocy w mieszkaniu - życzę Eileen.
- Będzie taka, jeśli mi się nie przyśnisz - żartuje ze śmiechem, zamykając za mną szczelnie drzwi.


Opuszczam kamienicę, zaczynając powoli iść chodnikiem w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu, gdy zupełnie nieoczekiwanie wpadam na dwójkę dość dobrze znajomych mi osób, których za nic nie spodziewałbym się ujrzeć w tym miejscu.
- Melinda? Chris? - spoglądam ze zdumieniem na małżeństwo, którego nie widziałem od kilku dobrych miesięcy. Mimo wszystko ciesząc się, że nadal są razem, co po licznych intrygach Nelle i zdradzie Chrisa wcale nie było takie oczywiste. - Co wy tutaj robicie?
- O to samo chciałam spytać ciebie - Melinda przypatruje się mi z ciekawością, gładząc dłońmi swój zaawansowany ciążowy brzuszek.
- Moja znajoma tutaj mieszka - zdradzam im zgodnie z prawdą.
- To tak samo, jak my. Niedawno się tutaj niedaleko przeprowadziliśmy. Chcieliśmy zacząć wszystko od nowa dla dziecka. Nie było łatwo, ale z każdym dniem jest coraz lepiej - tym razem to Chris mi odpowiada, łącząc swoją dłoń z tą należącą do jego żony. Wydawał się wprost promieniować szczęściem.
- Dobrze, że wam się udało przetrwać. Nelle nie zniszczyła przynajmniej tego - na samo wspomnienie o mojej byłej dziewczynie na twarzach naszej trójki pojawia się zaciętość i złość.
- Za nic nie dałabym tej żmii satysfakcji. Nie odbierze mojemu kochanemu synkowi ojca, a mnie męża. Za wysokie progi na tak niskie standardy, które sobą reprezentuje. Od naszej wspólnej znajomej wiem, że uciekła stąd w popłochu do Wiednia i znalazła sobie podobno kolejną ofiarę. Tym razem to syn jednego z dość popularnych w kraju dziennikarzy. Widocznie nadal stara się robić karierę po trupach. Oby tylko jak najdalej od nas - przez Melindę przemawiała niemal żywa nienawiść do Nelle. Chyba nikt nie zaszedł jej w życiu tak za skórę, jak właśnie ona.
- Więc spodziewacie się chłopczyka? - staram się zmienić temat na dużo przyjemniejszy. Nelle nie zasługiwała na wspominanie o niej. To był zamknięty rozdział dla nas wszystkich.
- Tak powiedział lekarz. Za niecały miesiąc będzie już nareszcie z nami - od razu widać było, że nie mogli się doczekać narodzin swojego pierwszego dziecka. 
- Jeszcze raz gratuluję i życzę wam dużo szczęścia - uśmiecham się szczerze w ich stronę. W gruncie rzeczy Melinda i Chris to byli dobrzy ludzie i zasługiwali na spokojne oraz godne życie.
- Tobie również niech się szczęści. Przepraszam też za całą tę sprawę z Nelle. Okropnie wyszło - Chris wciąż musiał mieć spore wyrzuty sumienia związane ze zdradą.
- Było minęło. To już nieważne. Liczy się tylko to,  że wszystko dobrze się dla nas skończyło - nie chowałem do niego żadnej urazy. Doskonale wiedząc, że dał się zmanipulować Nelle, identycznie jak ja. - Do zobaczenia kiedyś, Stefan.
- Do zobaczenia - żegnamy się ze sobą przyjaznymi uśmiechami, ruszając w przeciwne strony. 


💖💖💖


31.05.2021

Ignorując dość spory gwar panujący w poczekalni przed świetnie mi już znanym gabinetem, gdzie oczekiwałam na kolejną sesję ze swoim ekscentrycznym i nieodgadnionym terapeutą. Staram się skupić na czytanym przez siebie tekście z podręcznika, zapamiętując najważniejsze dla mnie informacje. Od tygodni poświęcałam swój niemal cały wolny czas na naukę, aby tylko skutecznie nadrobić olbrzymie zaległości z tego semestru, jednak to ciągle było za mało. Dni przybliżające mnie do końcowych egzaminów, mijały w zastraszającym tempie, a ja nadal miałam wrażenie, że jestem na samym początku drogi. Stos nieprzerobionych notatek i podręczników z każdym dniem tylko przybierał na swojej objętości, coraz bardziej mnie przerażając i dołując. Pojawiał się stres, przez co nie radziłam sobie najlepiej z koncentracją podczas przyswajania wiedzy, błądząc przy tym myślami bardzo daleko. Bałam się, że nie zaliczę tego roku i wszystkie moje plany całkowicie legną w gruzach, a ta porażka ostatecznie mnie dobije. Dobitnie pokazując, jak beznadziejna się stałam. Od dłuższego czasu starałam się jakoś oswoić i nauczyć żyć z wielką wyrwą w pamięci, ale to wcale nie było takie łatwe. Codziennie natrafiałam na kolejne problemy, wynikające z tej przypadłości i czułam się tym coraz bardziej zmęczona. Miałam serdecznie dość tego, że nie pamiętam przyjaciół albo poznanych niedługo przed wypadkiem osób. Irytowałam się brakiem wspomnień odwiedzonych miejsc, czy znajomości tak wielu potrzebnych mi wspomnień, o których ktoś w danej chwili wspominał. Przez to chodziłam nieustannie poirytowana i wyładowywałam swoje frustracje na niczemu winnych przyjaciołach, za co miałam czasami ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu i swojego braku wdzięczności za wszystko, co dla mnie zrobili. Dodając do tego wrodzoną nieufność i pesymizm, byłam tykającą bombą, która lada dzień mogła wybuchnąć i narobić niemałych szkód.


Nie mogłam się również pogodzić z tym, że mimo odbywania niezwykle intensywnej terapii, nadal niczego sobie nie przypomniałam. Amnezja miała się u mnie w najlepsze, a ja tylko niepotrzebnie zużywałam siły na stosowanie tych wszystkich przeklętych mnemotechnik i pobudzanie swoich synaps, które odpowiadały za pamięć wsteczną, zamiast spożytkować je na naukę. Z każdej sesji z doktorem Andersenem wychodziłam wykończona i niemal zasypiałam na stojąco. Poligon jaki serwował mojemu umysłowi trzy razy w tygodniu, był dla niego niemal zabójczy. Podczas sesji nie odpuszczał mi nawet na sekundę, zmuszając mój mózg do pracy na najwyższych obrotach. Zarzekając się, że wkrótce przyniesie to oczekiwane przez nas efekty, a tama trzymająca moje wspomnienia z dala od mojego zasięgu, zacznie się powoli rozszczelniać. Chciałam w to głęboko wierzyć, ale z każdym następnym tygodniem mój entuzjazm zaczynał słabnąć. Coraz częściej pojawiały się u mnie chwile zwątpienia i pogodzenia z tym że nigdy nie odzyskam pełni pamięci. To trwało zwyczajnie zbyt długo, a mi zaczynało powoli brakować sił do walki. Pojawiała się we mnie powolna akceptacja takiego stanu rzeczy i świadomość, że nie wrócę do dawnego życia, bo jego już nie da się odzyskać. Czas płynął nieubłaganie i nie stanie dla mnie w miejscu. Tak samo ludzie, którzy żyli dalej. To było w tym wszystkim chyba najgorsze. Nie dający się niczym ukoić żal, że straciłam szansę na szczęście u boku kogoś, kto być może był miłością mojego życia. Starałam się jak najmniej myśleć o Stefanie i naszej zakończonej relacji. Wciąż nie wiedząc, czym ona tak naprawdę dla mnie kiedyś była. Kochałam go, czy może tylko tak mi się jedynie wtedy wydawało? Czy naprawdę byłam zdolna kogoś pokochać i pojąć coś tak na nowo mi obcego, jak miłość? A jeśli drugi raz już nie uda mi się tego nauczyć?


- Wiele w życiu już widziałem, ale za nic bym nie przypuszczał, że pod gabinetem mojego ojca spotkam fascynatkę historii sztuki - nieznajomy głos odrywa mnie gwałtownie od czytania i rozmyślania nad swoją obecną sytuacją. Spoglądam na wysokiego blondyna o niemal posągowej twarzy modela, który przyglądał się mi z nieukrywanym zaciekawieniem, jakbym była jakimś okazem w zoo.
- Chcesz mi powiedzieć, że też nim jesteś? Nie powinieneś raczej szaleć na punkcie medycyny, jak twój tata? - pytam, przypatrując się dokładniej jego twarzy, dostrzegając lekkie podobieństwo z tą należącą do doktora Andersena.
- Niestety wdałem się całkowicie w mamę. Staruszek nadal nie może się do końca pogodzić z tym, że wybrałem malarstwo, a nie lekarski kitel. Dwóch artystów w rodzinie, to dla niego chyba trochę za dużo - szepcze konspiracyjnie, zaczynając się po chwili śmiać. - Tak w ogóle jestem Thomas. Thomas Andersen przyszły wybitny malarz.
- Nie wiem jak z talentem, ale pewności siebie, to ci na pewno nie brakuje - śmieję się z niego. - Jestem Heidi i mimo wszystko miło mi cię poznać - witam się z nim lekkim uściskiem dłoni.
- Ładne imię, ale nie mogło być inaczej - patrzy głęboko w moje oczy, lekko mnie tym pesząc. Zuchwałość i przekonanie o swojej wartości wprost z niego emanowała.
- Dziękuję - wypowiadam lekko się rumieniąc w momencie, gdy drzwi od gabinetu się otwierają.
- Thomas? Co ty tutaj robisz? Byliśmy chyba umówieni na szesnastą, prawda? Mam jeszcze jedną pacjentkę - doktor Andersen wpatrywał się w syna z lekką konsternacją.
- Zgadza się, ale skończyłem wcześniej zajęcia. Nie martw się, poczekam aż wasza sesja dobiegnie końca. Najwyżej porozmawiam przez ten czas ze Stiną - mruga do mnie porozumiewawczo.
- Jak chcesz. Zapraszam - ostanie słowa doktor kieruje do mnie, znikając następnie we wnętrzu gabinetu.
- Owocnej wizyty. Nie wiem, z czym się zmagasz, ale jestem pewien, że mój staruszek ci w tym pomoże. On zdecydowanie zna się na swoim fachu. Zaufaj mi, wiem co mówię - Thomas obdarza mnie ostatnim rozbrajającym uśmiechem, aby następnie udać się w stronę recepcji. Ten chłopak był po prostu niemożliwy. Inaczej nie dało się go po prostu opisać.


Po ponad godzinie opuszczam w końcu gabinet z towarzyszącą mi migreną i ogólnym wyczerpaniem. Marzyłam jedynie o długim i spokojnym śnie. Chyba już nigdy nie przyzwyczaję się do intensywności tych sesji. Za każdym razem miałam wrażenie, że przesuwam granicę swojej psychicznej wytrzymałości, a i tak po skończeniu czułam, że zamiast mózgu mam gotującą się papkę. Udając się korytarzem do wyjścia, zauważam na krześle swój podręcznik, który musiałam tu zostawić przez to całe zamieszanie tuż przed sesją. Podnoszę go, dostrzegając że wystaje z niego jakaś kartka, której wcześniej tam na pewno nie było. Biorę ją zaintrygowana do ręki, a na moich ustach pojawia się spory uśmiech rozbawienia.


Gdybyś chciała z kimś kiedyś podyskutować o sztuce przy dobrej kawie, zadzwoń. Jestem zawsze otwarty na nowe opinie i spostrzeżenia. Pamiętaj, że rozmowom o sztuce i pięknym kobietom nigdy nie mówię nie.
P.s. To wcale nie jest kiepski podryw, zwłaszcza że nawet hipotetycznie nie wiem, czy jesteś wolna.

Twoja nowa bratnia dusza, Thomas.


Kręcę z niedowierzaniem głową, chowając karteczkę do torebki. Nic dziwnego, że to miejsce przez wiele osób było uważane za dziwne, skoro całkowitym przypadkiem miało się w nim okazję na spotkanie na przykład kogoś takiego jak Thomas. Wychodząc na zewnątrz, musiałam jednak przyznać przed samą sobą, że jakimś cudem obdarzyłam tego chłopaka maleńką nutką sympatii. Kto wie, czy to rzeczywiście nie była szansa na nową niezwykle interesującą znajomość.


💖💖💖

04.06.2021


Ostatni raz spoglądam na wysoko położone okna, należące do mieszkania Eileen, przechodząc nieśpiesznie przez ulicę. Ostatecznie decydując, że pojawię się na organizowanej przez nią dzisiejszego wieczoru parapetówce. Cały tydzień wahałem się, czy to, aby na pewno stosowne w mojej obecnej sytuacji, w której tkwiłem i czy w ogóle wypadało mi dalej ciągnąć znajomość z Eileen wbrew ostrzeżeniom i poradom najbliższych, ale od kilku godzin było to już bez żadnego znaczenia. Od teraz nie miałem już w sumie nic do stracenia. Mój parszywy humor i tak nie mógł być gorszy bez względu na to, co się jeszcze dzisiaj wydarzy. Ewentualnie popsuje go więc znajomym Eileen, gdy pokażę, że mój nastrój nadaje się o wiele bardziej na stypę niż imprezę, ale miałem to gdzieś. Wydarzenia z porannych godzin skutecznie odebrały mi resztkę chęci do życia i pozbawiły ostatecznej nadziei, że kiedykolwiek odzyskam Heidi. Podsłuchana przypadkiem rozmowa Inge i Michaela, z której to dowiedziałem się, że Heidi poznała niedawno jakiegoś chłopaka, a co więcej spędza z nim coraz więcej czasu, świetnie się przy tym bawiąc, ostatecznie mnie dobiła. Byłem również wściekły na przyjaciół, że postanowili to przede mną zataić, aby mnie jeszcze bardziej nie dołować i grali przede mną, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Najgorsza w tym wszystkim była chyba jednak ta niedająca się niczym ugasić olbrzymia zazdrość, że ktoś inny może zająć moje miejsce u boku Heidi. Choć ona miała przecież pełne prawo ułożyć sobie życie na nowo po tym, jak zakończyła nasz związek przed kilkoma tygodniami. Nas nie było, czego nadal nie przyjąłem do wiadomości. To wszystko było tak pogmatwane i skomplikowane, że już dawno przestałem cokolwiek z tego rozumieć. Dlatego uznałem, że najlepszym pomysłem będzie porządne znieczulenie i zapomnienie o całym otaczającym mnie świecie za pomocą pokaźnej ilości alkoholu, którego u Eileen na pewno dzisiaj nie zabraknie.


Pukam do drzwi mieszkania swojej przyjaciółki, wiedząc że jestem już porządnie spóźniony. Walka z samym sobą o podjęcie decyzji co do przyjścia tutaj, zajęła mi stanowczo zbyt dużo czasu.
- Jednak przyszedłeś. Myślałam, że ty również zrezygnowałeś - Eileen po dość długiej chwili oczekiwania, otwiera mi w końcu drzwi. Jeden rzut oka na nią mi wystarczył, aby dostrzec, że niedawno z jakiegoś powodu płakała.
- Co się stało? Gdzie tak w ogóle są wszyscy? - szukam odpowiedzi, rozglądając się po jej pustym mieszkaniu. Zupełnie nie tego spodziewałem się tutaj zastać.
- Nie przyjdą. Okazało się, że jedna z moich rzekomych koleżanek postanowiła wyprawić urodziny w tym samym dniu, ale zapomniała mnie o tym jakimś cudem poinformować. Wszyscy oczywiście wybrali jej imprezę, a mnie zostawili. Popatrz - podaje mi swój telefon z licznymi wiadomościami z przeprosinami i stosem wymówek, a potem zdjęcie sporej grupki osób przy urodzinowym torcie. - Dlaczego ludzie tak bardzo mnie lekceważą i ignorują? Czy ja już nigdy nie znajdę osób, które mnie szczerze polubią? Jestem taka beznadziejna? - łzy znowu zaczynają jej płynąć po policzkach. Nie mając pojęcia, co w tej sytuacji zrobić, po prostu ją do siebie przytulam.
- Nie płacz, wcale nie jesteś beznadziejna. Ja cię lubię i jednak przyszedłem, a cała reszta nie jest nam do niczego potrzebna. We dwoje urządzimy sobie o wiele lepszą imprezę, zobaczysz - próbuję ją pocieszyć.
- Tak myślisz? - Eileen nie wydawała się, co do tego przekonana.
- Jestem pewny. Obydwoje mamy za sobą fatalny dzień. Zasługujemy więc na choćby jeden miły akcent na koniec. Co powiesz na Twistera? - biorę do ręki pudełko z grą, uśmiechając się do Eileen zachęcająco.
- Zgoda, ale jeśli powiesz mi, dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść. Co się stało? - dziewczyna domaga się jakichś szczegółów.
- Nie chcę na razie o tym mówić, ale jeśli wygrasz, to może się zastanowię - staram się zgrabnie wymigać od opowieści o tym, czego się dzisiaj dowiedziałem.
- Wygrać z tobą w Twistera? To nierealne, ale rozumiem. Porozmawiamy, gdy będziesz chciał - cieszyłem się, że Eileen postanowiła na mnie nie naciskać.
- W takim razie zaczynajmy.


Rozmowa z Eileen niezwykle dobrze się nam kleiła, przez co nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi na to, że piliśmy kieliszek za kieliszkiem tego niezwykle dobrze smakującego wina, opróżniając tym samym w wyjątkowo szybkim tempie butelkę za butelką, które były przygotowane dla zdecydowanie większej ilości osób, doskonale się mimo to przy tym bawiąc. Nie przejmowaliśmy się takimi szczegółami, jak nasz coraz częstszy i głośniejszy śmiech z dość kiepskich żartów, czy ogarniające nas bardziej z każdą sekundą niezwykle błogie poczucie rozluźnienia, które jasno sugerowały, że stan obydwojga zaczynał być mocno nietrzeźwy. Wspaniale bawiliśmy się w swoim towarzystwie i nikt inny nie był nam do niczego potrzebny. Nie liczył się dlatego ten niemal drastycznie zmniejszający dystans między nami na kanapie, którą zajmowaliśmy od kilku dobrych godzin, a co więcej praktycznie stykanie się ze sobą ramionami, zaczynało się mi nawet podobać. Słodki zapach perfum Eileen, który unosił się dookoła, stał się dla mnie z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nadzwyczaj przyjemny, co wcześniej byłoby czymś nie do pomyślenia. Teraz nie miało już dla mnie nawet znaczenia, że tak bardzo różnił się od tego kwiatowego, który uwielbiałem, gdy gościł na pościeli w mojej sypialni, a który najchętniej wymazałbym raz na zawsze z pamięci wraz z jego właścicielką, aby tylko to wszystko przestało tak bardzo ranić. Krążące w moim organizmie wypite procenty i to beznadziejne poczucie bezradności w związku z rewelacjami, które dziś przypadkiem podsłuchałem z rozmowy przyjaciół, spowodowały że przestałem się przejmować czymkolwiek. Stałem się zupełnie zobojętniały na swoje wszelkie zasady, uczucia, czy złożone obietnice. Na co mi one były, skoro niosły za sobą jedynie rozpacz i rozczarowanie? Po co miałem dalej się starać i katować wspomnieniami, które już nigdy nie wrócą? Co da mi czekanie na coś, co nigdy już nie stanie się upragnioną rzeczywistością? Heidi i ja to przeszłość, czy mi się to podobało, czy nie. Musiałem to nareszcie zrozumieć i zaakceptować. Sama miłość to czasami za mało do szczęśliwego zakończenia. Nam właśnie zabrakło tej odrobiny szczęścia i przychylności losu, aby wieść wspólne życie.


Powoli budząca się niewidziana od bardzo dawna, głęboko uśpiona egoistyczna i bezwzględna część mnie, której wprost nienawidziłem, sprawia że nie obchodzi mnie nic poza Eileen i jej błyszczącym spojrzeniem, wpatrującym się w moją osobę, gdy słuchała mnie z ani na moment niesłabnącą uwagą. Z nią wszystko byłoby pewnie proste i łatwe, a na pewno mniej bolesne. Może to właśnie takiej relacji potrzebowałem w swoim dalszym życiu? Być może to, co miało mi przynieść tak potrzebne ukojenie i zapomnienie leżało tuż na wyciągnięcie ręki?


Kiedy więc w końcu zapada między nami niespodziewana cisza. Spoglądam głęboko w zielone oczy dziewczyny, próbując mocą wyobraźni zmienić ich kolor na ten właściwy, po czym niewiele myśląc, łączę nasze usta w dość gwałtownym i porywczym pocałunku, ignorując wszelkie znaki ostrzegawcze rozbrzmiewające w mojej głowie. Spycham je w głąb wraz z tym znienawidzonym wyobrażeniem widoku Heidi w towarzystwie jej nowego obiektu fascynacji. Za wszelką cenę chcąc je wyrzucić ze swoich myśli. Tak samo zresztą jak świadomość, że popełniam nieodwracalny błąd. Jedyne czego chciałem, to znów poczuć czyjąś bliskość. Poczuć się dla kogoś kimś ważnym i chcianym. Szukałem czegoś, co wypełni tę okropną pustkę, codziennie coraz bardziej niszczącą mnie od środka. To właśnie głównie dlatego posuwam się o krok dalej i pogłębiam ten pocałunek, zaczynając błądzić dłońmi po plecach Eileen, starając się oszukać przy tym samego siebie, chociaż wewnątrz zdawałem sobie świetnie sprawę, że nasze usta nie potrafią się ze sobą zgrać, zderzając się ze sobą w niedopasowanym tempie. Wiedziałem również, że te należące do dziewczyny były tak bardzo inne od tych, których nadal podświadomie pragnąłem. Brnąłem w to jednak dalej na przekór wszystkiemu, nie licząc się z konsekwencjami, czy przede wszystkim uczuciami Eileen. Perfidnie ją wykorzystywałem, aby sobie ulżyć i zapomnieć, jak bezsensowne stało się to wszystko. Stawałem się najgorszym sortem człowieka, ale już nawet to nie było w stanie mnie powstrzymać.


- Stefan, nie! - nieoczekiwanie Eileen gwałtownie mnie od siebie odpycha, wstając z prędkością światła z kanapy i podchodząc do okna. Zaczynając w milczeniu wpatrywać się w powoli zapadający zmierzch.
- Zrobiłem coś nie tak? - pytam głupio, całkowicie zdezorientowany, podchodząc powoli do niej. Nadal oszołomiony wydarzeniami między nami.
- Wszystko. To przed chwilą nie powinno mieć nigdy między nami miejsca. Przepraszam, że nie przerwałam tego wcześniej i w ogóle do tego dopuściłam. Miałam być mądrzejsza - szokuje mnie wypowiedzianymi przez siebie słowami. - Alkohol to był fatalny pomysł, zwłaszcza że widziałam przecież, w jak złym jesteś stanie.
- Przepraszam. Myślałem, że tego chcesz - byłem tego więcej niż pewien. Gdyby było inaczej, nie odwzajemniłaby przecież pocałunku z takim zaangażowaniem i ochotą. Od kilku dobrych dni miałem podejrzenia graniczące z pewnością, że Inge miała rację co do uczuć żywionych do mnie przez Eileen. Ona wcale nie traktowała mnie jedynie jak swojego przyjaciela, a ten pocałunek tylko to ostatecznie potwierdzał. Wszyscy odkryli to dawno temu. Szkoda, że poza mną.
- To nie ma nic do rzeczy, bo ty tego nie chciałeś i nigdy nie będziesz chciał. To nie ja miałam być adresatką tych pocałunków i obydwoje o tym doskonale wiemy - staram się uniknąć spojrzenia Eileen, aby nie wyczytała z moich oczu, że ma zupełną rację. Dawno już nie było mi tak bardzo wstyd. Co ja sobie myślałem? Nie miałem prawa korzystać ze słabości, którą do mnie posiadała, jeśli nie mogłem zaoferować niczego w zamian. - Wiem, że kochasz Heidi i pewnie tak będzie już do końca życia. To ona jest ci przeznaczona, a nie ja, czy jakakolwiek inna dziewczyna. Ostatnie tygodnie wyłącznie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Ten niepowtarzalny błysk w oczach, kiedy o niej wspominasz albo uśmiech. Gdybyś tylko siebie wtedy widział. Tak właśnie działa prawdziwa miłość. To niczym magia. - kręci głową z delikatnym uśmiechem aprobaty.
- Wybacz, ale nie bardzo rozumiem, Eileen. Przecież byłaś przeciwna mojemu związkowi z Heidi. Uważałaś, że ona mnie tylko wykorzystuje i wcale nie kocha, pamiętasz? - przypominam jej nasz największy powód kłótni. Dawno już nie byłem tak skołowany. Skąd nagle tak drastyczna zmiana zdania u niej?  Sądziłem, że Eileen to ostatnia osoba, która mogłaby kibicować naszemu związkowi.
- Chyba chciałam tak myśleć, aby nie dopuścić oczywistej prawdy do siebie. Jeszcze raz cię bardzo za to przepraszam, nie powinnam była tego w żadnym wypadku robić. Zachowałam się wtedy strasznie egoistycznie, chcąc ugrać coś dla siebie, mimo że dobrze od dawna wiedziałam, iż przyjaźń to jedyne, co możesz mi zaoferować. Poza tym ostatnio przy sprzątaniu twojego salonu przypadkiem natknęłam się na coś, co również powinieneś zobaczyć, a raczej przeczytać. To dosadnie mnie przekonało, że Heidi niczego nigdy nie udawała. Ona cię naprawdę bardzo kocha tak samo, jak ty ją - tłumaczy spokojnie, czując się z tym w pełni pogodzona.
- Raczej kochała - odpowiadam jej gorzko. Byłem pewien, że w niedalekiej przyszłości, to ktoś inny zajmie moje miejsce. Ten facet miał nade mną największą przewagę pod słońcem, bo jego Heidi nie musiała sobie przypominać. On nie stał się dla niej z dnia na dzień obcym człowiekiem.
- Kocha nadal, Stefan. Jestem tego pewna. Zobaczysz, że wkrótce sobie ciebie przypomni. Musisz tylko cierpliwie zaczekać i nie robić więcej takich głupstw, jak przed momentem. Nie szukaj pocieszenia ani zastępstwa Heidi, bo to na dłuższą metę i tak nie zda rezultatu. Popełnisz tylko nieodwracalny błąd, którego nigdy sobie nie wybaczysz- ściska delikatnie moją dłoń w geście otuchy. Nigdy bym się nie spodziewał, usłyszeć czegoś takiego akurat od Eileen.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Eileen? - mimowolnie żartuję, wprowadzając trochę lżejszą atmosferę w ten ponury nastrój.
- To pewnie to wino przeze mnie przemawia - śmieje się cicho. -  A tak na poważnie od tego są chyba przyjaciele, aby czasami naprowadzić nas na właściwą ścieżkę, prawda? Ja naprawdę chcę, abyś był szczęśliwy i trzymam za to mocno kciuki. Podobno im trudniej na początku, tym potem lepsza nagroda. Pamiętaj o tym i nie rezygnuj tak łatwo.


- Powinienem się zbierać, a ty położyć spać - gdy udaje mi się trochę ochłonąć i poukładać minimalnie myśli, zaczynam odczuwać olbrzymie pokłady winy z powodu tego, co chciałem zrobić. Czułem się fatalnie względem Eileen, a przede wszystkim Heidi. Choć dała mi ona wolną rękę, to przecież obiecałem jej coś zupełnie innego. Miałem na nią zaczekać, nieważne ile. Tymczasem niemal dopuściłem się przed chwilą zdrady. Gdyby Eileen tego nie powstrzymała, ja na pewno bym tego nie zrobił. Brzydziłem się samym sobą, stając dziś kimś, kim za nic nigdy nie chciałem być.
- Zamówię ci taksówkę - oferuje, ale od razu odmawiam. Potrzebowałem otrzeźwiającego długiego spaceru. Miałem mnóstwo spraw do przemyślenia.
- Wolę się przejść - kiwa głową ze zrozumieniem. - Eileen, jeszcze raz przepraszam za to wszystko. To było strasznie głupie z mojej strony. Obiecuję, że już nigdy czegoś takiego nie zrobię. Dziękuję też, że mnie powstrzymałaś.
- Daj spokój. Ja już nic nie pamiętam, a ty? - cieszyłem się, że dziewczyna tak dobrze to mimo wszystko znosiła. Byłem pod ogromnym wrażeniem jej postawy.
- Chciałbym - czułem, że najgorsze dopiero przede mną. Rano gdy całkowicie wytrzeźwieję wyrzuty sumienia, staną się pewnie nie do zniesienia. Co ja najlepszego narobiłem? Byłem skończonym kretynem.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Po powrocie do mieszkania powinieneś za to zajrzeć na ostatnią stronę tej ładnej książki, która stoi na górnej półce w salonie. To na pewno poprawi ci humor i przyda na następne dni - radzi, a ja szybko wnioskuję, że chodzi o ostatni świąteczny prezent od Heidi. Co takiego mogło się w nim kryć? - Mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo? - stara się upewnić na pożegnanie, czy nic się między nami nie zmieniło.
- Oczywiście, że tak. Będziemy w kontakcie. Dobranoc, Eileen - żegnam się.
- Dobranoc, Stefan - słyszę, gdy zaczynam przygotowywać się na pierwszą karę, jaką było zejście z tych piekielnych schodów, a to był dopiero początek mojej męki.


Wchodzę do mieszkania, rzucając z niechęcią klucze na komodę. Witając się następnie z uradowanym z mojego powrotu Effim. Jak dobrze, że przynajmniej jego nadal miałem. Po czym mimowolnie od razu kieruję swoje kroki do salonu, sięgając po upragniony od kilkudziesięciu już minut przedmiot. Siadam na puszystym salonowym dywanie, głaszcząc lekko swojego ukochanego pupila. Zwyczajnie bojąc się otworzyć ten wyjątkowy podarunek od Heidi na tej właściwej stronie. Nie podejrzewając kompletnie, czego mogę się tam spodziewać. Zaczynam więc od przejrzenia tych początkowych stron, zawierających nasze zdjęcia i odwiedzonych przez nas wspólnie miejsc, bilety do kina z tytułami obejrzanych razem premier, czy ważnymi dla nas cytatami, o które często się ze sobą przekomarzaliśmy. Przywołuję tym samym masę radosnych wspomnień, za którymi tak bardzo teraz tęskniłem. Tak bardzo brakowało mi nowych. W końcu zbieram się na odwagę i otwieram ostatnią stronę, którą pokrywa identyczne jak zapamiętałem ładne i wyraźne pismo Heidi. Jednak to kryjąca się za nim treść jest w tym wszystkim najważniejsza. Treść, która gwałtownie przyśpiesza bicie mojego serca i sprawia, że mam ochotę zapaść się pod ziemię z powodu tego, do czego chciałem się dzisiaj z premedytacją posunąć. Jak ja mogłem, chociaż o tym pomyśleć? Za nic nie spojrzałbym po czymś takim Heidi w oczy. Już teraz zresztą miałbym z tym nie lada problem.


Na wypadek gdybym nie odważyła Ci się wyznać tego przed zapełnieniem tych wszystkich stron. (Co jest bardzo możliwe, biorąc pod uwagę mój kompletny brak umiejętności odpowiedniego wyrażania uczuć). Chcę, abyś wiedział, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Moim początkiem i końcem. Moją największą motywacją i ostoją w trudnych chwilach. Moim najlepszym przyjacielem i powiernikiem nawet najbardziej wstydliwych sekretów, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Moją nadzieją na lepsze jutro i wiarą, że marzenia mogą się spełniać. Moją nutką optymizmu i radości. Moim największym szczęściem i powodem, dla którego uwierzyłam w miłość. Jesteś tym na punkcie, którego jakimś cudem oszalałam. (Wiesz, że powinieneś uznać to za swój największy sukces?).
Przechodząc jednak do sedna czas, abyś w końcu dowiedział się, że jestem w tobie nieodwołalnie zakochana, czego już pewnie i tak się domyślasz. Kocham cię, Stefan. Kocham cię nawet wtedy, gdy tego kompletnie nie widać. Zawsze o tym pamiętaj i nigdy w to nie wątp, choćby życie rzucało nam największe kłody pod nogi. Jestem pewna, że przetrwamy każdą przeciwność, jeśli tylko będziemy trzymać się razem. Jakby nie było, jesteśmy najlepszym duetem pod słońcem, prawda?

   Twoja najlepsza przyjaciółka, a teraz i dziewczyna. (Widzisz, jak to dziwnie brzmi? Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję).

P.s. To prawdopodobnie najbardziej romantyczna rzecz, na jaką zdobyłam się w swoim życiu, więc liczę, że łaskawie to docenisz. Mógłbyś też wrócić szybciej niż dopiero pojutrze, bo strasznie za Tobą tęsknię i przez to zaczynam pisać takie głupoty, jak te na górze. Popatrz, do czego mnie doprowadziłeś. Przez Ciebie posuwam się do tak strasznych czynów. Nasz "eksperyment" ma na mnie zdecydowanie zły wpływ.


Wybucham głośnym śmiechem, czytając ostatni dopisek. To była właśnie moja Heidi w całej okazałości. Tylko ona potrafiła wyznawać wzruszająco swoje uczucia, aby za chwilę zacząć z tego żartować. Byłem pewien, że gdyby tylko miała okazję to teraz przeczytać, spojrzałaby na naszą relację z zupełnie innej strony i nie przekreśliłaby jej tak łatwo, mimo swojej niepamięci. To był w końcu ten tak usilnie poszukiwany przez nią dowód, że nasz związek, to nie była jedynie chwilowa zabawa i obydwoje byliśmy w niego równie mocno zaangażowani.


Oddałbym naprawdę wszystko, aby dziewczyna było tutaj ze mną, a nie tysiące kilometrów dalej z nowym adoratorem u boku. Gdzieś tam głęboko we mnie rozpaliła się jednak mała nadzieja, że to jednak  nie jest jeszcze nasz definitywny koniec, a tylko następna przeszkoda na drodze, tak jak kiedyś napisała. Od teraz zamierzałem się tego w pełni trzymać. Skoro wszyscy wierzyli, że Heidi nadal mnie kocha, to nadszedł najwyższy czas, abym ja również w to uwierzył. Jeśli tak rzeczywiście było, to prędzej czy później znajdziemy do siebie drogę. Bez względu na to, czy dziewczyna odzyska pamięć, czy nie. Musiałem się dlatego od jutra wziąć na poważnie w garść i przestać być wrakiem człowieka. To do niczego mnie nie zaprowadzi poza autodestrukcją. Wystarczająco głupstw już narobiłem, więcej nie było mi do niczego potrzebne.


💖💖💖

09.06.2021



Schodzę po schodach prowadzących z mieszkania do restauracji w wyśmienitym nastroju, śmiejąc się pod nosem z otrzymanej przed momentem od Thomasa wiadomości. Od kilku dobrych dni i naszego niezwykle udanego spotkania przy faktycznie wybornej kawie, którą serwowali w niezwykle urokliwej kawiarni, do której się wybraliśmy. Wymienialiśmy się ze sobą zabawnymi smsami coraz lepiej się przy tym poznając. Uwielbiałam poczucie humoru tego chłopaka, które potrafiło poprawić w sekundę mój nastrój. Jego żarty nie raz już doprowadziły mnie do łez rozbawienia.


Dzięki Thomasowi jakimś cudem zaczęłam się ostatnio dużo częściej uśmiechać i przestać zamartwiać wszystkim dookoła, co nie umknęło uwadze moich przyjaciół, chcących poznać każdy szczegół mojej nowej znajomości. Przede wszystkim czułam się jednak przy Thomasie niezwykle swobodnie, co wynikało z tego, że nie miałam z nim żadnych utraconych wspomnień, a to bardzo wiele ułatwiało. W dodatku mogłam z nim w pełni dzielić się swoją pasją, jaką niezmiennie było zamiłowanie do sztuki i historii, co w kontaktach z innymi osobami nie zdarzało się niestety zbyt często. Thomas faktycznie wydawał się być moją bratnią duszą, przez co na przekór swoim uprzedzeniom, zaczynałam mu powoli ufać i coraz bardziej się przed nim otwierać. Gdy zdradziłam mu prawdę na temat swojej amnezji, wydawał się być mocno poruszony, ale kiedy tylko zrobiło się trochę z tego powodu niezręcznie, bardzo szybko obrócił wszystko w żart. Ani przez moment nie żałowałam, że go poznałam, bo czułam, że dzięki niemu zaczynam się powoli otrząsać z tego nieszczęśliwego wypadku i wszystkich innych złych rzeczy, które za sobą niósł. Odczuwałam nawet pierwsze oznaki radości z życia i próbowałam znowu cieszyć z małych rzeczy. Uczyłam się doceniać, że nadal tu jestem i tłumaczyłam samej sobie, że ten upadek mógł skończyć się o wiele gorzej niż tylko utrata pamięci.


Z radością wchodzę do restauracyjnej sali, rozglądając się za Malcolmem. Zdziwiona, że jeszcze go nie ma. Od kilku już dni w miarę swoich możliwości pomagałam mu w przygotowaniach do otwarcia restauracji, dobrze się przy tym bawiąc. Lubiłam spędzać czas na tej sali, czując się tutaj w pełni swobodnie i bezpiecznie. Podświadomie pewnie wyczuwałam, że kiedyś znałam to miejsce na wylot. Liczyłam więc, że być może jakimś cudem coś sobie tutaj wkrótce przypomnę. Doktor Andersen również uważał, że przebywanie w takich miejscach, pomoże mi w walce z amnezją. Poza tym chciałam się też powoli wdrażać na nowo w stare obowiązki. Mając ogromną nadzieję, że Sophie znajdzie dla mnie tutaj miejsce. Musiałam gdzieś pracować, a to miejsce wydawało się na razie do tego idealne.


- Widziałaś gdzieś Malcolma? Szukałam go chyba wszędzie - pytam Sophie, zaglądając do restauracyjnej kuchni. Zwabiona cudownym zapachem gotujących się potraw.
- Spóźni się. Ma podobno jakiś nagły wypadek w domu - zdradza, nie odrywając się od swojej pracy.
- Rozumiem. Nie ma jednak żadnego problemu. Sama poradzę sobie z przygotowaniami - chciałam się wykazać i udowodnić przede wszystkim samej sobie, że wracam do pełni sił.
- Jesteś pewna, że dasz radę? Nie powinnaś się jeszcze przemęczać - Sophie wpatruje się we mnie z troską. Jak zawsze bojąc, że coś mi się stanie.
- Nie martw się. Naprawdę sobie poradzę. Z każdym dniem mam coraz więcej energii. W razie czego cię zawołam - posyłam jej uspokajający uśmiech, zabierając się następnie ochoczo za nakrywanie pierwszych stolików.


Kiedy wszystko jest prawie gotowe. Do restauracji wpada zdyszany Malcolm ze swoją ukochaną córeczką na rękach.
- Heidi, jesteś naszą ostatnią nadzieją. Zajmiesz się dzisiaj Carlą? Opiekunka zachorowała i nie miał kto z nią zostać, a Marie ma dzisiaj ważne zajęcia na uczelni od rana i nie da rady się wyrwać. Proszę cię, zgódź się. Nikt inny mi nie został - patrzy na mnie błagalnie.
- Oczywiście, że się zgadzam. Przecież to dla mnie będzie czysta przyjemność. Dobrze wiesz, że uwielbiam spędzać czas z Carlą. Po co w ogóle o to pytasz?
- Chodź do cioci - przejmuję dziewczynkę od Malcolma, co wywołuje u niej pełnie zadowolenia.
- Dajmy tatusiowi trochę popracować, a same może obejrzymy na początek Kopciuszka? To w końcu twoja ulubiona bajka - nie raz już ją wspólnie oglądałyśmy, gdy Carla była pod moją opieką. To była nasza mała tradycja.
- Tak! Ciociu, ciem bajkę - wtula się we mnie mocniej.
- Będziemy w takim razie na górze - informuję Malcolma, ale mnie niespodziewanie zatrzymuje.
- Heidi, ty pamiętasz - mówi z olbrzymią radością. - Pamiętasz, że opiekowałaś się już nie raz Carlą i która bajka jest jej ulubioną.
- Malcolm, dobrze się czujesz? Dlaczego niby miałabym tego nie... - urywam, gdy i do mnie dochodzi ta porażająca świadomość. Nie powinnam była tego przecież pamiętać, bo te wspomnienia pochodziły z okresu objętego amnezją. Ta rewelacja niemal zwala mnie z nóg. - Nie wierzę. Naprawdę coś sobie w końcu przypomniałam. To chyba jakiś cud - miałam ochotę wprost skakać ze szczęścia. Gdy już prawie traciłam nadzieję, dostałam najlepszą motywację do dalszej walki i jeszcze cięższej pracy. Jeśli udało mi się odzyskać wspomnienia związane z Carlą, to jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkie. Terapia naprawdę działała i zaczynała przynosić upragnione od dawna efekty.
- Wiedziałem, że ci się uda. Zobaczysz, wkrótce odzyskasz całą pamięć, to teraz tylko kwestia czasu, aż wspomnienia wrócą na odpowiednie miejsce układanki - Malcolm wydawał się być nie mniej szczęśliwy z tego powodu ode mnie, a ja miałam zamiar trzymać go za słowo w tej kwestii. Zrobiłam dziś pierwszy krok w pełnym powrocie do normalności i szczerze liczyłam, że niedługo będzie ich o wiele więcej.

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że Eileen w końcu postanowiła wyprowadzić się od Stefana. Siedziała mu na głowie wystarczająco długo. Myślałam, że Stefan będzie chciał szybciej się od niej uwolnić, ale znalazł się w takim stanie, że wszystko było dla niego obojętne. I mimo ostrzeżeń ze strony bliskich postanowił zaryzykować i dać dziewczynie jeszcze jedną szansę na zdobycie jego zaufania, z której Eileen skorzystała. Sama do końca nie wiem, co o tym sądzić. Przyznam się szczerze, że gdy przeczytałam o tym, że w sąsiedztwie jej nowego lokum mieszkają Melina i Chris to pomyślałam, że to jakaś kolejna sztuczka na przeciągnięcie Stefana na swoją stronę. Ale na szczęście nic na to nie wskazuje! Dobrze że małżeństwo po wszystkich perturbacjach spowodowanych intrygami Nelle postanowiło zostawić przeszłość za sobą i spróbować żyć dalej, ze sobą, tworząc prawdziwą rodzinę. Teraz niepotrzebne im są dodatkowe stresy. Niech w spokoju oczekują przyjścia na świat wymarzonego synka :) Nelle się nigdy nie zmieni i mam nadzieję, że już nie pojawi się w życiu skoczka. Dość już namieszała.
    Heidi w mozolnym tempie próbuje przywołać utracone wspomnienia, ale każda terapia kończy się jedynie rozczarowaniem i ogromnym mętlikiem, który przechodzi w ból. To musi być dla niej frustrujące. Chce jak najszybciej odzyskać pamięć, a wydaje się, że to wszystko dalej jest takie odległe. Heidi wie, że potrzeba czasu, ale... Ile? No właśnie. Dziewczyna w każdej wolnej chwili próbuje nadrobić zaległości ze studiów, przy okazji wyrzucając sobie, że czasami jest nieprzyjemna dla przyjaciół. Jestem jednak pewna, że oni ją rozumieją i wspierają na każdym kroku. A nauka choć na moment odrywa jej myśli i pozwala się skupić na czymś innym. Pojawiła się nowa postać. Thomas wydaje się być w porządku. Zainteresował się Heidi i mało tego! Oboje mają wspólną pasję, o której mogą ze sobą rozmawiać godzinami. Bardzo jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
    Stefan o nowym znajomym Heidi dowiedział się przez przypadek, ale to wystarczyło, by zupełnie się załamał. Zazdrości Thomasowi chwil spędzonych z Heidi i dręczy go to, że dziewczyna dalej nie pamięta o tym, co ich łączyło. Ta bezradność spowodowała, że jednak poszedł na parapetówkę do Eileen. Znowu zapaliła mi się w głowie lampka ostrzegawcza, gdy dziewczyna powiedziała, że nikt nie przyszedł, ale później totalnie mnie zaskoczyła. Stefan za sprawą wypitego alkoholu kompletnie stracił głowę i postawił wszystko na jedną kartę. Był obojętny wobec wszystkiego. Pragnął kobiety, chciał choć na chwilę zapomnieć o Heidi, ale... Całując Eileen ciągle myślał o Norweżce. I Eileen doskonale to wiedziała, dlatego przerwała pocałunek. Nie spodziewałam się tego po niej! Myślałam, że wykorzysta okazję, ale jednak odepchnęła Stefana. Jestem mile zaskoczona jej zachowaniem. Stefan miałby wyrzuty sumienia do końca życia, gdyby "zdradził" Heidi. Nie są już razem, niby może robić wszystko, ale sama świadomość by go zniszczyła. Może faktycznie Eileen dojrzała? Pewne sprawy na pewno zrozumiała. Cieszę się, że naprowadziła Stefana do książki w salonie i do listu Heidi. Na pewno odetchnął i wstąpiła w niego nadzieja, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Ma w ręku namacalny dowód miłości Heidi. Musi walczyć! :)
    Końcówka rozdziału spowodowała szeroki uśmiech na mojej twarzy. W końcu! Po tylu próbach, po tylu wyrzeczeniach do Heidi zaczynają wracać wspomnienia. I pamięć. Coś pięknego! Zrobiła pierwszy krok i wierzę, że teraz będzie już tylko łatwiej :)
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Eileen niesamowicie zaskoczyła mnie w tym rozdziale, choć muszę przyznać, że z początku byłam nieufna jej działaniom. Już samo wynajęcie przez nią mieszkania po takim czasie zwlekania było podejrzane. I to jeszcze na szóstym piętrze i bez windy! Cieszy mnie, że dziewczyna poszła po rozum do głowy i zrozumiała sama wiele rzeczy. Zawsze była i będzie dla Stefana tylko i wyłącznie przyjaciółką i w tej roli sprawdza się na prawdę perfekcyjnie :) Dzięki jej towarzystwu chłopak mógł choć na chwilę przenieść swoje myśli na inny tor, a nawet zaczął się uśmiechać. Taka odskocznia od problemów jest na prawdę potrzebna. Dzięki jego pomocy urządziła swoje mieszkanie i nareszcie stanęła na nogi. Przykro mi się jednak zrobiło gdy koledzy nie przyszli na jej parapetówkę. Mogli to rozwiązać w inny sposób, nie sprawiając jej przykrości. Widać Eileen ma na prawdę pod górkę jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Może i jest trochę roztrzepana, ale ma to w sobie trochę uroku :) Sądzę jednak że nie powinna na siłę się komuś przypodobać. Taki Stefan lubi ją jaką jest. A rodzice? Takiej osobowości jaką ona posiada nie da się kontrolować. Taka osoba powinna sama znaleźć dla siebie miejsce i przeznaczenie. Mam nadzieję, że i oni to kiedyś zrozumieją i dadzą swojej córce żyć po swojemu godząc się z nią. Bo nie wierzę, że za nią nie tęsknią. Dochodzimy jednak do finału parapetówki. Nie będę oburzona zachowaniem Stefana bo go rozumiem. Nie dość, że Heidi z nim zerwała to jeszcze dowiedział się, że zaczyna spotykać się z innym chłopakiem. Potrzebował zapomnienia i bliskości drugiego człowieka, alkohol jedynie popuścił hamulce. Dobrze, że chociaż Eileen się opamiętała i przerwała wszystko. Rankiem Stefan miałby ogromne wyrzuty sumienia. Przy okazji dziewczyna naprowadziła go na skarb, który na pewno będzie pielęgnował, a który jest wyznaniem Heidi :) To było takie romantyczne i wzruszające! I takie w jej stylu :) Stefan powinien jej to pokazać! Oh, nie zapominajmy o przypadkowym spotkaniu Chrisa i Melindy. Widać para się pogodziła i postanowiła dać sobie szansę ze względu na dziecko. Podziwiam Melindę, nie wiem czy miałabym w sobie tyle siły. Nelle we Wiedniu? I bardzo dobrze. Niech się tu już nawet nie pojawia i nie podnosi mi ciśnienia!
    Heidi co jakiś czas dopada irytacja związana z bezsilnością czemu nie koniecznie się dziwię. Wszyscy wokół wydają się być lepiej poinformowaniu o jej życiu niż ona sama. Nieciekawe doświadczenie, a ludzie trwają w takiej próżni przez lata. Oczywiście wiadomym było, że na efekty trzeba trochę poczekać i powoli, małymi kroczkami, cała pamięć zacznie powracać. Już sam fakt, że pamięta szczegóły z opieki nad córką Malcolma jest tego dowodem :) Również nie dziwię się, że tak dobrze dogaduje się z nowym znajomym. Thomas to nowa czysta kartka, na której można zacząć pisać. Po za tym mają ze sobą wiele wspólnego. Chłopak wydaje się być w porządku, ale gdzieś tam z tyłu głowy Heidi nadal myśli o osobie Stefana i o tym czy czasami czegoś ważnego nie traci. Ugh, oby jej pamięć dotycząca chłopaka zaczęła powracać!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń