21.12.2020
Dość późnym popołudniem, które można było właściwie bez zbędnej przesady nazwać już wyjątkowo mroźnym wieczorem. Skąpanym pod osłoną ciemności i tym razem zaskakująco czystym niebem z tysiącem gwiazd rozpostartymi na nim. Siadam w końcu wygodnie na kanapie w salonie, pozwalając swoim plecom na chwilę tak potrzebnego im teraz wytchnienia, pośród tych wszystkich niezwykle miękkich poduszek, które od samego początku były jednymi z moich ulubionych rzeczy w całym mieszkaniu. Zwłaszcza po takim dość męczącym dniu, kiedy to w kawiarni panował prawdziwy młyn i obydwie z Louisą przez całą naszą zmianę, nie wiedziałyśmy, w co mamy włożyć ręce. Wprost tonąc pod niezliczoną ilością zamówień, z przygotowaniem których ledwo nadążałyśmy. Okres przedświąteczny naprawdę dawał nam niezwykle mocno w kość, a kawiarnię każdego dnia odwiedzały prawdziwe tłumy. Miałam wrażenie, że wszyscy z powodu zbliżającego się Bożego Narodzenia, masowo chcieli spotykać się ze swoimi znajomymi. Dzieląc opowieściami o gorączkowych przygotowaniach albo własnych planach na spędzenie tych kilku, niemal dla każdego magicznych dni w roku. Często widziałam też, jak składali sobie również przedwczesne życzenia, czy obdarowywali niewielkimi podarunkami. Podkreślając tym samym swoją wzajemną sympatię.
Mimo tych wszystkich niedogodności nie miałam zamiaru w żadnym wypadku narzekać na zmęczenie, czy cokolwiek innego. Dobrze wiedząc, że ta praca była dla mnie niezwykle ważna. Stanowiła przecież nieocenioną pomoc w osiągnięciu założonych sobie dawno temu celów. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że w myślach mimo wszystko odliczałam dni do wielkimi krokami zbliżających się świąt. Ogromnie marząc o tych paru momentach wytchnienia od pracy i studiów, na które miałam wrócić dopiero w drugim tygodniu stycznia, ku radości chyba każdego studenta, a już na pewno tych, którzy wracali do swoich domów, jak choćby Katinka i Domenico. Obydwoje wprost nie mogli się już doczekać spotkania z dawno niewidzianymi rodzinami, a im bliżej tego było, tym ich tęsknota za bliskimi była coraz bardziej widoczna. W takich momentach jeszcze mocniej żałowałam, że ja właściwie nie miałam za kim ze swojej rodziny tęsknić, a już na pewno nikt z niej nie czekałby na mnie z otwartymi ramionami, gdybym postanowiła się zjawić w domu. Jak to na pewno będzie miało miejsce w przypadku moich przyjaciół.
Obejmuję kubek z ciepłą herbatą dłońmi, próbując je lekko przy tym rozgrzać. Od powrotu do mieszkania były cały czas skostniałe, a w dotyku przypominały żywy lód. Co było jedną z najbardziej charakterystycznych dla mnie przypadłości. Niezależnie od pory roku królującej za oknami. Przyglądam się ze sporym uśmiechem niezwykle starannym instrukcjom wydawanym przez Inge, dotyczących ubrania sięgającej niemal do samego sufitu salonu choinki, które kierowała do Michaela. Byłam pełna uznania dla Inge, która od kilku już dni w wolnych chwilach ze sporym poczuciem stylu i bez zbędnego przepychu ozdabiała całe mieszkanie najprzeróżniejszymi świątecznymi ozdobami, doskonale się zresztą przy tym bawiąc. Dzięki czemu to miejsce powoli zmieniało się w prawdziwie bajkową zimowo-świąteczną krainę, która nawet we mnie wywoływała masę dziecięcej radości i po raz pierwszy dawała okazję na poczucie na własnej skórze magii, jaką niosło za sobą Boże Narodzenie, którego moja matka, od kiedy tylko pamiętam, szczerze nienawidziła i nigdy tak właściwie nie obchodziła, odbierając tym sposobem również mnie taką możliwość. Bez mrugnięcia okiem pozbawiła mnie pielęgnowania tej mającej znaczenie dla milionów osób tradycji, zresztą tak samo, jak masy innych rzeczy, które według niej nie miały żadnego znaczenia.
- Michi, przewieś tamtą bombkę trochę niżej, a tę umieść na jej miejscu - Inge czujnym okiem zauważa coś, co w jej mniemaniu psuło idealność tworzonej od długich już minut przez nią układanki. Jej ukochany kwituje to wyłącznie głośnym westchnięciem niezadowolenia. Po czym nie mając wyjścia, po raz kilkunasty wchodzi na niewielką drabinę. Zamieniając ze sobą miejscami kolorowe szklane ozdoby.
- Skarbie, wiesz że nikomu nie zrobi większej różnicy, jeśli te bombki będą sobie wisiały w zupełnie przypadkowy sposób? I tak będzie ładnie - Austriak podobnie do mnie kompletnie nie rozumiał, dlaczego Inge, aż z taką czasami wprost przesadną dokładnością dbała o dosłownie każdy szczegół.
- Nieprawda. Mnie to zrobi ogromną różnicę. To nasza pierwsza tak prawdziwie wspólna choinka i ma być idealna. Tak samo, jak całe święta. Zrobię wszystko, aby nic nam ich nie zepsuło - dziewczyna uśmiecha się do nas ze sporym szczęściem wypisanym w oczach. Wieszając na jednej z wolnych gałązek kolejną bombkę. Wiedziałam, że blondynka od zawsze wprost kochała Boże Narodzenie, a teraz, gdy wszystko w jej życiu się w pełni ustabilizowało, entuzjazm wobec tych świąt wyłącznie jeszcze wzrósł.
- Będą takie. Wszyscy się o to na pewno postarają - zapewniam ją, a Michael mi w tym wtóruje. Przytulając następnie Inge lekko do siebie z tajemniczym uśmiechem błąkającym się mu ukradkiem po ustach. Co jasno mi sugerowało, że planował dla niej jakąś wyjątkową niespodziankę.
- Heidi, dasz się nam w końcu namówić na spędzenie, przynajmniej Wigilii u rodziców Michaela? Nie bądź taka uparta i po prostu się zgódź. Proszę - Norweżka jak praktycznie codziennie porusza temat, będący ostatnio sporą kością niezgody między nami. - To w końcu mają być idealne święta, prawda? A na pewno takie nie będą, gdy zostaniesz tutaj sama - stara się mnie podejść tym razem od tej strony, ale ja zamierzałam trzymać się konsekwentnie swojej decyzji. Uznając ją za najlepszą z możliwych dla nas wszystkich. Absolutnie nie chcąc zostać niechcianym gościem przy stole należącym do kogokolwiek.
- Mówiłam wam już, że serdecznie dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę go przyjąć. Nikt nie czułby się w takim układzie komfortowo - od dawna miałam świadomość, że Inge i Michael nie chcieli dopuścić, abym spędziła te święta sama, ale ja byłam już zdecydowana. Lata temu przyzwyczaiłam się do samotnego przeżywania podobnych wydarzeń. Nie byłam nawet pewna, czy potrafiłabym spędzić te dni w tak zupełnie inny od tego sposób, który mi usilnie wciąż proponowali. Poza tym towarzystwo zupełnie obcych mi osób, którzy na pewno zadawaliby pytania, odnośnie powodu nie spędzania świąt przeze mnie z moją rodziną wszystko by popsuły. Nikt nie miałby pewnie ochoty słuchać przy wigilijnym stole, o tym kim jest moja matka i jak się zachowuje, a ja spaliłabym się przy tym chyba ze wstydu.
- To nieprawda. Moja rodzina z wielką chęcią cię ugości. Mama zawsze wychodzi z założenia, że im nas więcej tym lepiej - tym razem to Michael stara się na mnie wpłynąć. Pozbawiając najważniejszego argumentu. - W dodatku wszyscy chcą cię bardzo poznać. W końcu słyszeli od nas o tobie wiele dobrego.
- Nie próbujcie mnie znowu przekonywać, proszę. Ja naprawdę lubię być sama i spędzać święta tylko w swoim towarzystwie. Nic mi dlatego nie będzie. Nie martwcie się o mnie - staram się ich przekonać. Mając ogromną nadzieję, że w końcu postanowią dać sobie spokój i zaakceptują moją decyzję.
- W Boże Narodzenie nikt nie powinien być sam. O to między innymi właśnie w tym wszystkim chodzi - Inge ani myślała odpuścić i pogodzić z moim postanowieniem. Była na to po prostu za bardzo uparta.
- Przynajmniej przełóżmy więc ten temat na inny dzień. Aktualnie jest na to zdecydowanie zbyt miło. Nie psujmy sobie tego - próbuję zmienić taktykę i odciągać w czasie prowadzenie tej rozmowy najdłużej jak to tylko możliwe. Licząc, że tak będzie mi łatwiej postawić na swoim w starciu z niezwykle zdeterminowanymi przyjaciółmi.
- Niech ci będzie, ale w zamian za to nam teraz pomożesz. To w końcu nasza wspólna choinka - Inge ze śmiechem ściąga mnie niemal siłą z kanapy, wręczając do ręki figurkę szklanego aniołka. Nic sobie nie robiąc z moich protestów, czy narzekań.
- To będzie naprawdę długi wieczór - Michael posyła mi współczujące spojrzenie. Następnie posłusznie wraca do dekoracji góry drzewka, gdzie wyłącznie on miał szansę sięgnąć. A ja ze szczerym uśmiechem również daję się porwać tej otaczającej nas dookoła iście rodzinnej atmosferze. Zaczynając ze sporym zaangażowaniem wyciągać kolejne świecidełka z pudełka w rytm doskonale nam znanych świątecznych przebojów, rozbrzmiewających w tle.
Nieoczekiwanie do całej naszej trójki dobiega niezwykle głośne pukanie do drzwi, które wzbudza w nas spore zdziwienie. Niezapowiedziane odwiedziny o takiej porze, raczej nikogo z nas nie cieszyły. Patrzymy po sobie, czekając aż ktoś pierwszy zdecyduje się pofatygować, aby sprawdzić kto to. Choć nikt z nas nie miał na to przesadnej ochoty.
- Dobrze, ja pójdę otworzyć. Pewnie znowu ktoś pomylił numer mieszkania. Od kiedy obok wprowadziło się to młode małżeństwo, nieustannie się to zdarza. Zaraz będę z powrotem - Inge podnosi się z dywanu, gdzie była otoczona plątaniną bombek i łańcuchów choinkowych, których rozwieszenie miało stanowić ostatnią część naszej pełnej zaangażowania pracy w ostatnich godzinach. Miałam ogromną nadzieję, że to rzeczywiście jakaś pomyłka, bo powtórne pukanie, przypominające już niemal walenie do drzwi, zaczynało napawać mnie jakimś nieuzasadnionym niepokojem.
Zastanawiam się, gdzie umieścić imitację uroczo wyglądającego bałwanka, gdy Inge z mocno zmartwioną miną pojawia się ponownie przy nas.
- Heidi, ktoś do ciebie - przekazuje mi informację, która wprawia mnie w spore zdezorientowanie.
- Do mnie? Niby kto? - pytam z niezrozumieniem. Rzadko kto mnie w ogóle tutaj odwiedzał, a już na pewno nie bez zapowiedzi.
- Max - dziewczyna wypowiada jego imię ze sporą dozą odrazy. Dobrze w końcu wiedziała, co to był za podły typek. A ja wprost nie mogę uwierzyć, że był na tyle bezczelny, aby odważyć się tutaj przyjść.
- Mam z nim porozmawiać? - Michael patrzy na mnie ze sporą troską. Gotowy w każdej chwili pozbyć się stąd natrętnego Austriaka. Wystarczyło tylko jedno moje słowo.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - posyłam mu lekki uśmiech wdzięczności. Doskonale wiedząc, że sama musiałam sobie poradzić z problemem, jaki niewątpliwie stanowił Max. - Zaraz wracam. Dajcie mi maksymalnie kwadrans. Nie zapalajcie przypadkiem beze mnie lampek - udaję się pośpiesznie w stronę wyjścia z mieszkania. Z zamiarem definitywnego rozprawienia się z moim niedoszłym chłopakiem. Po drodze biorąc z wieszaka kurtkę. Miałam serdecznie dość, że bez żadnego pozwolenia nadal pałętał się w moim życiu.
Otwieram ze sporym impetem drzwi, stając naprzeciw ogromnie zadowolonego z siebie bruneta, przypatrującego się mi z niemałą satysfakcją.
- Heidi, jak miło cię widzieć. Nie masz nawet pojęcia, jak się za tobą stęskniłem, kochana - lustruje mnie od góry do dołu. Zapewne poddając wewnętrznej ocenie mój dzisiejszy wygląd. To powierzchowne traktowanie jeszcze powiększa moją wściekłość na niego. - Nie zaprosisz mnie? - zastanawia się zdziwiony. Jakby był tu niemal stałym gościem, choć nigdy nie przekroczył nawet progu. Naprawdę miał niezły tupet.
- Oczywiście, że nie. Wychodzimy na zewnątrz. Natychmiast - nie zważając na Maxa, w błyskawicznym tempie zbiegam na dół, a następnie wychodzę przed budynek, opierając się o jego ścianę. Czekając, aż mój rozmówca raczy do mnie dołączyć.
- Czego znowu ode mnie chcesz? Ostatnio sobie chyba wszystko wyjaśniliśmy - zaczynam ze złością, patrząc na niego z jawną dezaprobatą. Czy tak trudno mu było zaakceptować czyjąś decyzję o końcu znajomości?
- Pamiętam tylko, że próbowałaś zdecydować za nas oboje. Chociaż ostrzegałem, że na pewno tak łatwo się nie poddam - podchodzi do mnie bliżej, co wcale mi się nie podoba. - Heidi proszę, skończmy te dziecinne przepychanki i wróć do mnie. Doskonale wiem, że też tego chcesz. Na pewno tęsknisz za mną równie mocno, jak ja za tobą - zniża lekko swój głos, przejeżdżając nieśpiesznie opuszkami palców po moim policzku. Natychmiast się jednak od niego odsuwam. Nie życząc sobie jego bliskości w jakiejkolwiek formie.
- Wrócić do ciebie? Max coś ci się chyba pomyliło, bo my nigdy nie byliśmy ze sobą - przypominam mu dosadnie, niszcząc jego dalsze plany na tę rozmowę.
- Od teraz jednak możemy. Jestem gotowy się w pełni zaangażować. Tym razem wszystko będzie inaczej. Uwierz mi - deklaruje się, usilnie pewnie licząc, że mnie na to nabierze. - Jesteś pierwszą dziewczyną, jaką spotkałem, która naprawdę myśli poważnie o życiu. Inne chciały się ze mną wyłącznie bawić, ale przy tobie mógłbym się zmienić, stać w końcu kimś. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - patrzy na mnie błagalnie. Pewnie, gdybym cokolwiek do niego czuła, dałabym się złapać na tę nieoczekiwaną zmianę. Max miał jednak pecha, bo praktycznie od samego początku był mi zupełnie obojętny.
- Jeśli naprawdę chcesz się zmienić, to możesz tego dokonać sam. Wystarczą jedynie dobre chęci. Nikt ci nie jest do tego potrzebny - radzę mu. - Życzę ci powodzenia, ale na mnie niestety nie licz. To by się nie udało. Między nami nie ma żadnych uczuć i obydwoje doskonale o tym wiemy - wypowiedziane przeze mnie słowa, sprawiają że oczy Maxa wyraźnie ciemnieją, a twarz cała się spina. Powoli zaczynał przestawać nad sobą panować, przez co ogarnia mnie lekkie poczucie strachu.
- A kto tu mówi o uczuciach? Związek bez nich też może być udany. Wystarczy, że będzie nam dobrze ze sobą w łóżku, a gdy już ze sobą zamieszkamy w prowadzeniu codziennego życia, znajdziemy jakieś minimalne porozumienie. Połączenie przyjemnego z pożytecznym często wychodzi o wiele lepiej od relacji, gdzie do głosu dochodzą uczucia - kręcę z niedowierzaniem głową, słuchając tych rewelacji, które udowadniały, że Max miał jeszcze mniejsze pojęcie o związkach ode mnie, co wydawało się wprost czymś niemożliwym.
- Wiesz, co sobie myślę? Ty wcale nie szukasz swojej drugiej połówki, a niańki, która się tobą zajmie i będzie rozwiązywała za ciebie wszystkie problemy, abyś mógł się dalej beztrosko bawić. Trafiłeś jednak pod zły adres, bo ja na pewno nią nie zostanę - patrzę z niezachwianą pewnością wprost w jego oczy. Dobitnie mu po raz kolejny uświadamiając, że nie zamierzam się przed nim ugiąć.
- Za kogo ty się masz? Myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy i umiesz czytać mi w myślach? - złość Maxa jedynie potwierdzała, że niestety trafiłam w dziesiątkę. Od samego początku naszej znajomości chciał mnie jedynie wykorzystać i to dosłownie pod każdym możliwym względem.
- Nie muszę. Sam się ze wszystkim zdradzasz, a podobno jesteś inteligentny. Jak to zawsze się chwaliłeś - uśmiecham się do niego ironicznie. Mając coraz bardziej dość jego towarzystwa i tej bezsensownej rozmowy.
- Uważaj sobie i posłuchaj mnie teraz uważnie - ściska z ogromną siłą moje ramię, co przyprawia mnie o głośny jęk bólu. - Mnie się nie odrzuca, a już tym bardziej nie lekceważy, rozumiesz? To ja decyduję, że z kimś kończę, a nie na odwrót. Inne wprost by błagały, aby być na twoim miejscu i żebym na nie chociaż spojrzał. Tym bardziej twoja niewdzięczność zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, a ja nie będę się dłużej przed tobą płaszczyć. Naprawdę nie rozumiesz, że i tak będziesz moja? Zawsze prędzej czy później dostaję, to czego chcę, a im coś jest bardziej niedostępne, tym jeszcze mocniej się nakręcam - śmieje się głośno, zaciskając swoją rękę na moim ramieniu jeszcze bardziej. Będąc pewnym, że ma nade mną całkowitą władzę. Następnie wpija się gwałtownie w moje usta, mimo moich głośnych protestów. Z całych sił staram się mu wyrwać, co jakimś cudem w końcu się mi udaje ku jego wyraźnemu niezadowoleniu.
- Nie jestem jakąś rzeczą, którą możesz sobie zdobyć. Nigdy ci nie ulegnę. Choćbyś był ostatnim facetem na ziemi. Brzydzę się tobą, słyszysz? - wykrzykuję mu prosto w twarz. Niech sobie nie myśli, że może mnie zastraszyć. W swoim życiu miałam do czynienia już z dużo gorszymi ludźmi od niego. Nie mając zamiaru dłużej z nim dyskutować, otwieram drzwi z zamiarem wejścia do środka.
- To się jeszcze okaże. Obyś wkrótce nie przekonała się, że mogą cię spotkać o wiele gorsze rzeczy od związku ze mną - na odchodne Max uracza mnie w założeniu niewinną wizją przyszłości. Czułam jednak, że za tymi słowami kryła się groźba. Mimo to wątpiłam szczerze, że była realna. Bardziej traktowałam ją, jako czcze gadanie Maxa, w którym był po prostu mistrzem.
- Nie boję się ciebie - informuję go odważnie. Traktuje to jednak prześmiewczo. Zupełnie nie przyjmując do wiadomości.
- Do zobaczenia niedługo, kwiatuszku - żegna się ze mną w wyjątkowo ironiczny sposób. Idąc następnie przed siebie w tylko sobie znanym kierunku.
Zatrzaskuję za sobą z niezwykłą dokładnością drzwi, aby żadna nieuprawniona osoba nie mogła przypadkiem znowu przemknąć do środka. Zaczynam wspinać się do góry po schodach, starając przy tym uspokoić. Nie chcąc martwić Inge i Michaela. Max był problemem, który na własne życzenie sobie stworzyłam i teraz sama musiałam znaleźć sposób na jego rozwiązanie. To była jeszcze jedna nauczka, aby w przyszłości o wiele lepiej dobierać sobie znajomych, a przede wszystkim kolejny dowód, że w żadnym wypadku nie powinnam się zadawać z osobami pokroju Maxa. Może i wywodziliśmy się z podobnych środowisk, ale byliśmy od siebie kompletnie różni. Podczas gdy ja starałam się odbić od dna, on robił wszystko, aby na nim pozostać, a nawet spaść jeszcze niżej.
- Wszystko w porządku? - gdy wracam do mieszkania. Inge przygląda mi się ze zmartwieniem, jakby przeczuwała, że moja rozmowa z Maxem była wyjątkowo nieprzyjemna.
- Jasne - mówię z lekko wymuszonym uśmiechem.
- Na pewno? - dopytuje, widocznie nie do końca mi wierząc. Na co kiwam jedynie potwierdzająco głową.
- Możemy rozpocząć nasz mały pokaz iluminacji? - staram się odwrócić od siebie uwagę, wskazując na w pełni już ubraną choinkę. Mając olbrzymią ochotę zobaczyć efekt końcowy z zapalonymi lampkami, który okazuje się wprost powalający. Przez długie minuty nie mogę oderwać wzroku od wspaniale prezentującego się drzewka. Skupiając na podziwianiu niemal każdego jego elementu. Zapominam przy tym nawet o nieprzyjemnej scysji z Maxem i wszystkim innym, co z nim związane. Będąc do reszty pochłonięta magiczną atmosferą, jaką wyczuwałam dosłownie na każdym kroku.
Mimo tych wszystkich niedogodności nie miałam zamiaru w żadnym wypadku narzekać na zmęczenie, czy cokolwiek innego. Dobrze wiedząc, że ta praca była dla mnie niezwykle ważna. Stanowiła przecież nieocenioną pomoc w osiągnięciu założonych sobie dawno temu celów. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że w myślach mimo wszystko odliczałam dni do wielkimi krokami zbliżających się świąt. Ogromnie marząc o tych paru momentach wytchnienia od pracy i studiów, na które miałam wrócić dopiero w drugim tygodniu stycznia, ku radości chyba każdego studenta, a już na pewno tych, którzy wracali do swoich domów, jak choćby Katinka i Domenico. Obydwoje wprost nie mogli się już doczekać spotkania z dawno niewidzianymi rodzinami, a im bliżej tego było, tym ich tęsknota za bliskimi była coraz bardziej widoczna. W takich momentach jeszcze mocniej żałowałam, że ja właściwie nie miałam za kim ze swojej rodziny tęsknić, a już na pewno nikt z niej nie czekałby na mnie z otwartymi ramionami, gdybym postanowiła się zjawić w domu. Jak to na pewno będzie miało miejsce w przypadku moich przyjaciół.
Obejmuję kubek z ciepłą herbatą dłońmi, próbując je lekko przy tym rozgrzać. Od powrotu do mieszkania były cały czas skostniałe, a w dotyku przypominały żywy lód. Co było jedną z najbardziej charakterystycznych dla mnie przypadłości. Niezależnie od pory roku królującej za oknami. Przyglądam się ze sporym uśmiechem niezwykle starannym instrukcjom wydawanym przez Inge, dotyczących ubrania sięgającej niemal do samego sufitu salonu choinki, które kierowała do Michaela. Byłam pełna uznania dla Inge, która od kilku już dni w wolnych chwilach ze sporym poczuciem stylu i bez zbędnego przepychu ozdabiała całe mieszkanie najprzeróżniejszymi świątecznymi ozdobami, doskonale się zresztą przy tym bawiąc. Dzięki czemu to miejsce powoli zmieniało się w prawdziwie bajkową zimowo-świąteczną krainę, która nawet we mnie wywoływała masę dziecięcej radości i po raz pierwszy dawała okazję na poczucie na własnej skórze magii, jaką niosło za sobą Boże Narodzenie, którego moja matka, od kiedy tylko pamiętam, szczerze nienawidziła i nigdy tak właściwie nie obchodziła, odbierając tym sposobem również mnie taką możliwość. Bez mrugnięcia okiem pozbawiła mnie pielęgnowania tej mającej znaczenie dla milionów osób tradycji, zresztą tak samo, jak masy innych rzeczy, które według niej nie miały żadnego znaczenia.
- Michi, przewieś tamtą bombkę trochę niżej, a tę umieść na jej miejscu - Inge czujnym okiem zauważa coś, co w jej mniemaniu psuło idealność tworzonej od długich już minut przez nią układanki. Jej ukochany kwituje to wyłącznie głośnym westchnięciem niezadowolenia. Po czym nie mając wyjścia, po raz kilkunasty wchodzi na niewielką drabinę. Zamieniając ze sobą miejscami kolorowe szklane ozdoby.
- Skarbie, wiesz że nikomu nie zrobi większej różnicy, jeśli te bombki będą sobie wisiały w zupełnie przypadkowy sposób? I tak będzie ładnie - Austriak podobnie do mnie kompletnie nie rozumiał, dlaczego Inge, aż z taką czasami wprost przesadną dokładnością dbała o dosłownie każdy szczegół.
- Nieprawda. Mnie to zrobi ogromną różnicę. To nasza pierwsza tak prawdziwie wspólna choinka i ma być idealna. Tak samo, jak całe święta. Zrobię wszystko, aby nic nam ich nie zepsuło - dziewczyna uśmiecha się do nas ze sporym szczęściem wypisanym w oczach. Wieszając na jednej z wolnych gałązek kolejną bombkę. Wiedziałam, że blondynka od zawsze wprost kochała Boże Narodzenie, a teraz, gdy wszystko w jej życiu się w pełni ustabilizowało, entuzjazm wobec tych świąt wyłącznie jeszcze wzrósł.
- Będą takie. Wszyscy się o to na pewno postarają - zapewniam ją, a Michael mi w tym wtóruje. Przytulając następnie Inge lekko do siebie z tajemniczym uśmiechem błąkającym się mu ukradkiem po ustach. Co jasno mi sugerowało, że planował dla niej jakąś wyjątkową niespodziankę.
- Heidi, dasz się nam w końcu namówić na spędzenie, przynajmniej Wigilii u rodziców Michaela? Nie bądź taka uparta i po prostu się zgódź. Proszę - Norweżka jak praktycznie codziennie porusza temat, będący ostatnio sporą kością niezgody między nami. - To w końcu mają być idealne święta, prawda? A na pewno takie nie będą, gdy zostaniesz tutaj sama - stara się mnie podejść tym razem od tej strony, ale ja zamierzałam trzymać się konsekwentnie swojej decyzji. Uznając ją za najlepszą z możliwych dla nas wszystkich. Absolutnie nie chcąc zostać niechcianym gościem przy stole należącym do kogokolwiek.
- Mówiłam wam już, że serdecznie dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę go przyjąć. Nikt nie czułby się w takim układzie komfortowo - od dawna miałam świadomość, że Inge i Michael nie chcieli dopuścić, abym spędziła te święta sama, ale ja byłam już zdecydowana. Lata temu przyzwyczaiłam się do samotnego przeżywania podobnych wydarzeń. Nie byłam nawet pewna, czy potrafiłabym spędzić te dni w tak zupełnie inny od tego sposób, który mi usilnie wciąż proponowali. Poza tym towarzystwo zupełnie obcych mi osób, którzy na pewno zadawaliby pytania, odnośnie powodu nie spędzania świąt przeze mnie z moją rodziną wszystko by popsuły. Nikt nie miałby pewnie ochoty słuchać przy wigilijnym stole, o tym kim jest moja matka i jak się zachowuje, a ja spaliłabym się przy tym chyba ze wstydu.
- To nieprawda. Moja rodzina z wielką chęcią cię ugości. Mama zawsze wychodzi z założenia, że im nas więcej tym lepiej - tym razem to Michael stara się na mnie wpłynąć. Pozbawiając najważniejszego argumentu. - W dodatku wszyscy chcą cię bardzo poznać. W końcu słyszeli od nas o tobie wiele dobrego.
- Nie próbujcie mnie znowu przekonywać, proszę. Ja naprawdę lubię być sama i spędzać święta tylko w swoim towarzystwie. Nic mi dlatego nie będzie. Nie martwcie się o mnie - staram się ich przekonać. Mając ogromną nadzieję, że w końcu postanowią dać sobie spokój i zaakceptują moją decyzję.
- W Boże Narodzenie nikt nie powinien być sam. O to między innymi właśnie w tym wszystkim chodzi - Inge ani myślała odpuścić i pogodzić z moim postanowieniem. Była na to po prostu za bardzo uparta.
- Przynajmniej przełóżmy więc ten temat na inny dzień. Aktualnie jest na to zdecydowanie zbyt miło. Nie psujmy sobie tego - próbuję zmienić taktykę i odciągać w czasie prowadzenie tej rozmowy najdłużej jak to tylko możliwe. Licząc, że tak będzie mi łatwiej postawić na swoim w starciu z niezwykle zdeterminowanymi przyjaciółmi.
- Niech ci będzie, ale w zamian za to nam teraz pomożesz. To w końcu nasza wspólna choinka - Inge ze śmiechem ściąga mnie niemal siłą z kanapy, wręczając do ręki figurkę szklanego aniołka. Nic sobie nie robiąc z moich protestów, czy narzekań.
- To będzie naprawdę długi wieczór - Michael posyła mi współczujące spojrzenie. Następnie posłusznie wraca do dekoracji góry drzewka, gdzie wyłącznie on miał szansę sięgnąć. A ja ze szczerym uśmiechem również daję się porwać tej otaczającej nas dookoła iście rodzinnej atmosferze. Zaczynając ze sporym zaangażowaniem wyciągać kolejne świecidełka z pudełka w rytm doskonale nam znanych świątecznych przebojów, rozbrzmiewających w tle.
Nieoczekiwanie do całej naszej trójki dobiega niezwykle głośne pukanie do drzwi, które wzbudza w nas spore zdziwienie. Niezapowiedziane odwiedziny o takiej porze, raczej nikogo z nas nie cieszyły. Patrzymy po sobie, czekając aż ktoś pierwszy zdecyduje się pofatygować, aby sprawdzić kto to. Choć nikt z nas nie miał na to przesadnej ochoty.
- Dobrze, ja pójdę otworzyć. Pewnie znowu ktoś pomylił numer mieszkania. Od kiedy obok wprowadziło się to młode małżeństwo, nieustannie się to zdarza. Zaraz będę z powrotem - Inge podnosi się z dywanu, gdzie była otoczona plątaniną bombek i łańcuchów choinkowych, których rozwieszenie miało stanowić ostatnią część naszej pełnej zaangażowania pracy w ostatnich godzinach. Miałam ogromną nadzieję, że to rzeczywiście jakaś pomyłka, bo powtórne pukanie, przypominające już niemal walenie do drzwi, zaczynało napawać mnie jakimś nieuzasadnionym niepokojem.
Zastanawiam się, gdzie umieścić imitację uroczo wyglądającego bałwanka, gdy Inge z mocno zmartwioną miną pojawia się ponownie przy nas.
- Heidi, ktoś do ciebie - przekazuje mi informację, która wprawia mnie w spore zdezorientowanie.
- Do mnie? Niby kto? - pytam z niezrozumieniem. Rzadko kto mnie w ogóle tutaj odwiedzał, a już na pewno nie bez zapowiedzi.
- Max - dziewczyna wypowiada jego imię ze sporą dozą odrazy. Dobrze w końcu wiedziała, co to był za podły typek. A ja wprost nie mogę uwierzyć, że był na tyle bezczelny, aby odważyć się tutaj przyjść.
- Mam z nim porozmawiać? - Michael patrzy na mnie ze sporą troską. Gotowy w każdej chwili pozbyć się stąd natrętnego Austriaka. Wystarczyło tylko jedno moje słowo.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - posyłam mu lekki uśmiech wdzięczności. Doskonale wiedząc, że sama musiałam sobie poradzić z problemem, jaki niewątpliwie stanowił Max. - Zaraz wracam. Dajcie mi maksymalnie kwadrans. Nie zapalajcie przypadkiem beze mnie lampek - udaję się pośpiesznie w stronę wyjścia z mieszkania. Z zamiarem definitywnego rozprawienia się z moim niedoszłym chłopakiem. Po drodze biorąc z wieszaka kurtkę. Miałam serdecznie dość, że bez żadnego pozwolenia nadal pałętał się w moim życiu.
Otwieram ze sporym impetem drzwi, stając naprzeciw ogromnie zadowolonego z siebie bruneta, przypatrującego się mi z niemałą satysfakcją.
- Heidi, jak miło cię widzieć. Nie masz nawet pojęcia, jak się za tobą stęskniłem, kochana - lustruje mnie od góry do dołu. Zapewne poddając wewnętrznej ocenie mój dzisiejszy wygląd. To powierzchowne traktowanie jeszcze powiększa moją wściekłość na niego. - Nie zaprosisz mnie? - zastanawia się zdziwiony. Jakby był tu niemal stałym gościem, choć nigdy nie przekroczył nawet progu. Naprawdę miał niezły tupet.
- Oczywiście, że nie. Wychodzimy na zewnątrz. Natychmiast - nie zważając na Maxa, w błyskawicznym tempie zbiegam na dół, a następnie wychodzę przed budynek, opierając się o jego ścianę. Czekając, aż mój rozmówca raczy do mnie dołączyć.
- Czego znowu ode mnie chcesz? Ostatnio sobie chyba wszystko wyjaśniliśmy - zaczynam ze złością, patrząc na niego z jawną dezaprobatą. Czy tak trudno mu było zaakceptować czyjąś decyzję o końcu znajomości?
- Pamiętam tylko, że próbowałaś zdecydować za nas oboje. Chociaż ostrzegałem, że na pewno tak łatwo się nie poddam - podchodzi do mnie bliżej, co wcale mi się nie podoba. - Heidi proszę, skończmy te dziecinne przepychanki i wróć do mnie. Doskonale wiem, że też tego chcesz. Na pewno tęsknisz za mną równie mocno, jak ja za tobą - zniża lekko swój głos, przejeżdżając nieśpiesznie opuszkami palców po moim policzku. Natychmiast się jednak od niego odsuwam. Nie życząc sobie jego bliskości w jakiejkolwiek formie.
- Wrócić do ciebie? Max coś ci się chyba pomyliło, bo my nigdy nie byliśmy ze sobą - przypominam mu dosadnie, niszcząc jego dalsze plany na tę rozmowę.
- Od teraz jednak możemy. Jestem gotowy się w pełni zaangażować. Tym razem wszystko będzie inaczej. Uwierz mi - deklaruje się, usilnie pewnie licząc, że mnie na to nabierze. - Jesteś pierwszą dziewczyną, jaką spotkałem, która naprawdę myśli poważnie o życiu. Inne chciały się ze mną wyłącznie bawić, ale przy tobie mógłbym się zmienić, stać w końcu kimś. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - patrzy na mnie błagalnie. Pewnie, gdybym cokolwiek do niego czuła, dałabym się złapać na tę nieoczekiwaną zmianę. Max miał jednak pecha, bo praktycznie od samego początku był mi zupełnie obojętny.
- Jeśli naprawdę chcesz się zmienić, to możesz tego dokonać sam. Wystarczą jedynie dobre chęci. Nikt ci nie jest do tego potrzebny - radzę mu. - Życzę ci powodzenia, ale na mnie niestety nie licz. To by się nie udało. Między nami nie ma żadnych uczuć i obydwoje doskonale o tym wiemy - wypowiedziane przeze mnie słowa, sprawiają że oczy Maxa wyraźnie ciemnieją, a twarz cała się spina. Powoli zaczynał przestawać nad sobą panować, przez co ogarnia mnie lekkie poczucie strachu.
- A kto tu mówi o uczuciach? Związek bez nich też może być udany. Wystarczy, że będzie nam dobrze ze sobą w łóżku, a gdy już ze sobą zamieszkamy w prowadzeniu codziennego życia, znajdziemy jakieś minimalne porozumienie. Połączenie przyjemnego z pożytecznym często wychodzi o wiele lepiej od relacji, gdzie do głosu dochodzą uczucia - kręcę z niedowierzaniem głową, słuchając tych rewelacji, które udowadniały, że Max miał jeszcze mniejsze pojęcie o związkach ode mnie, co wydawało się wprost czymś niemożliwym.
- Wiesz, co sobie myślę? Ty wcale nie szukasz swojej drugiej połówki, a niańki, która się tobą zajmie i będzie rozwiązywała za ciebie wszystkie problemy, abyś mógł się dalej beztrosko bawić. Trafiłeś jednak pod zły adres, bo ja na pewno nią nie zostanę - patrzę z niezachwianą pewnością wprost w jego oczy. Dobitnie mu po raz kolejny uświadamiając, że nie zamierzam się przed nim ugiąć.
- Za kogo ty się masz? Myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy i umiesz czytać mi w myślach? - złość Maxa jedynie potwierdzała, że niestety trafiłam w dziesiątkę. Od samego początku naszej znajomości chciał mnie jedynie wykorzystać i to dosłownie pod każdym możliwym względem.
- Nie muszę. Sam się ze wszystkim zdradzasz, a podobno jesteś inteligentny. Jak to zawsze się chwaliłeś - uśmiecham się do niego ironicznie. Mając coraz bardziej dość jego towarzystwa i tej bezsensownej rozmowy.
- Uważaj sobie i posłuchaj mnie teraz uważnie - ściska z ogromną siłą moje ramię, co przyprawia mnie o głośny jęk bólu. - Mnie się nie odrzuca, a już tym bardziej nie lekceważy, rozumiesz? To ja decyduję, że z kimś kończę, a nie na odwrót. Inne wprost by błagały, aby być na twoim miejscu i żebym na nie chociaż spojrzał. Tym bardziej twoja niewdzięczność zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, a ja nie będę się dłużej przed tobą płaszczyć. Naprawdę nie rozumiesz, że i tak będziesz moja? Zawsze prędzej czy później dostaję, to czego chcę, a im coś jest bardziej niedostępne, tym jeszcze mocniej się nakręcam - śmieje się głośno, zaciskając swoją rękę na moim ramieniu jeszcze bardziej. Będąc pewnym, że ma nade mną całkowitą władzę. Następnie wpija się gwałtownie w moje usta, mimo moich głośnych protestów. Z całych sił staram się mu wyrwać, co jakimś cudem w końcu się mi udaje ku jego wyraźnemu niezadowoleniu.
- Nie jestem jakąś rzeczą, którą możesz sobie zdobyć. Nigdy ci nie ulegnę. Choćbyś był ostatnim facetem na ziemi. Brzydzę się tobą, słyszysz? - wykrzykuję mu prosto w twarz. Niech sobie nie myśli, że może mnie zastraszyć. W swoim życiu miałam do czynienia już z dużo gorszymi ludźmi od niego. Nie mając zamiaru dłużej z nim dyskutować, otwieram drzwi z zamiarem wejścia do środka.
- To się jeszcze okaże. Obyś wkrótce nie przekonała się, że mogą cię spotkać o wiele gorsze rzeczy od związku ze mną - na odchodne Max uracza mnie w założeniu niewinną wizją przyszłości. Czułam jednak, że za tymi słowami kryła się groźba. Mimo to wątpiłam szczerze, że była realna. Bardziej traktowałam ją, jako czcze gadanie Maxa, w którym był po prostu mistrzem.
- Nie boję się ciebie - informuję go odważnie. Traktuje to jednak prześmiewczo. Zupełnie nie przyjmując do wiadomości.
- Do zobaczenia niedługo, kwiatuszku - żegna się ze mną w wyjątkowo ironiczny sposób. Idąc następnie przed siebie w tylko sobie znanym kierunku.
Zatrzaskuję za sobą z niezwykłą dokładnością drzwi, aby żadna nieuprawniona osoba nie mogła przypadkiem znowu przemknąć do środka. Zaczynam wspinać się do góry po schodach, starając przy tym uspokoić. Nie chcąc martwić Inge i Michaela. Max był problemem, który na własne życzenie sobie stworzyłam i teraz sama musiałam znaleźć sposób na jego rozwiązanie. To była jeszcze jedna nauczka, aby w przyszłości o wiele lepiej dobierać sobie znajomych, a przede wszystkim kolejny dowód, że w żadnym wypadku nie powinnam się zadawać z osobami pokroju Maxa. Może i wywodziliśmy się z podobnych środowisk, ale byliśmy od siebie kompletnie różni. Podczas gdy ja starałam się odbić od dna, on robił wszystko, aby na nim pozostać, a nawet spaść jeszcze niżej.
- Wszystko w porządku? - gdy wracam do mieszkania. Inge przygląda mi się ze zmartwieniem, jakby przeczuwała, że moja rozmowa z Maxem była wyjątkowo nieprzyjemna.
- Jasne - mówię z lekko wymuszonym uśmiechem.
- Na pewno? - dopytuje, widocznie nie do końca mi wierząc. Na co kiwam jedynie potwierdzająco głową.
- Możemy rozpocząć nasz mały pokaz iluminacji? - staram się odwrócić od siebie uwagę, wskazując na w pełni już ubraną choinkę. Mając olbrzymią ochotę zobaczyć efekt końcowy z zapalonymi lampkami, który okazuje się wprost powalający. Przez długie minuty nie mogę oderwać wzroku od wspaniale prezentującego się drzewka. Skupiając na podziwianiu niemal każdego jego elementu. Zapominam przy tym nawet o nieprzyjemnej scysji z Maxem i wszystkim innym, co z nim związane. Będąc do reszty pochłonięta magiczną atmosferą, jaką wyczuwałam dosłownie na każdym kroku.
22.12.2020
Po dłuższym spacerze w to słoneczne i dość mroźne popołudnie, opieram się w końcu lekko o barierkę mostu Makartsteg, zapatrując z niemałym podziwem na widoki rozpostarte przede mną. Wspaniale prezentujące się w oddali Alpy, doskonale znane mi już najsłynniejsze budowle Salzburga, czy też na zamarzniętą taflę rzeki Salzach, która w tej formie prezentowała się jeszcze lepiej. To było kolejne przepiękne miejsce, które miałam właśnie okazję odkrywać. Już teraz nie mając wątpliwości, że dołączy do listy moich ulubionych, które jeszcze nie raz odwiedzę w najbliższych miesiącach. Stefan niemal jak zawsze doskonale trafił w mój gust w wyborze lokalizacji naszego spotkania. Nie przykładałam dlatego nawet większej wagi do tego, że spóźniał się już od paru dobrych minut. Za takie widoki byłam mu w stanie wszystko wybaczyć.
Kiedy myślałam, że mój przyjaciel już niczym nie będzie w stanie mnie zaskoczyć podczas naszej małej zabawy w wybieranie przez nas na przemian innego miejsca na nasze spotkanie. Za każdym razem wyciągał asa z rękawa w postaci czegoś takiego, jak na przykład ten most zakochanych, który od lat służył im do manifestacji swojego uczucia w postaci tysięcy kłódek, którymi był obwieszony od początku do samego końca i to z obydwu stron. Kłódki o najprzeróżniejszym wykonaniu i kolorach mieniły się w słońcu, będąc namacalnym symbolem potęgi miłości i przypomnieniem, że każdy ma szansę na jej doświadczenie. Jeszcze kilka miesięcy temu coś takiego wzbudziłoby we mnie jedynie rozbawienie, ale dziś patrzyłam na cały ten most z sentymentem i nadzieją, że może i dla mojej osoby nie jest jeszcze za późno i nadejdzie taki moment, gdy nauczę się kochać tę właściwą i przeznaczoną właśnie mnie osobę.
- Widzę, że ci się podoba. Kolejny punkt dla mnie - Stefan pojawia się niespodziewanie przy mnie. Całując w policzek i obdarzając jak zawsze swoim szerokim uśmiechem, a ja bez żadnego słowa wtulam się mocno w jego ramiona. Odczuwając ten doskonale mi znany przypływ szczęścia, który zawsze pojawiał się wyłącznie przy nim. Jeszcze mocniej uświadamiając, jak bardzo się za nim stęskniłam. Nie widzieliśmy się na żywo zaledwie tydzień, a ja miałam wrażenie, że minęły całe wieki.
- Spóźniłeś się - wypominam mu, kiedy z niechęcią się w końcu od niego odsuwam. Ze świadomością, że nasze powitanie i tak trwało zbyt długo i zawierało w sobie za dużo czułości.
- Przepraszam, ale wszystko się trochę przeciągnęło. Ta cała masa formalności doprowadza mnie niekiedy do szału - krzywi się na samo wspomnienie o spotkaniu z przedstawicielami jednego ze swoich sponsorów. - Na całe szczęście na dłuższy czas znowu mam spokój.
- Przejdziemy się? - proponuję. Zastanawiając, czy z drugiej strony mostu też jest tak świetny widok.
- Z chęcią - zgadza się od razu, a potem ramię w ramię ruszamy przed siebie. Pogrążając jak zawsze w niekończącej się rozmowie, której nigdy nie mieliśmy dość.
- Cieszę się, że jak na razie dzielnie dotrzymujesz obietnicy - z uśmiechem zadowolenia wskazuję na szalik zaplątany na jego szyi. Ten sam, który otrzymał ode mnie.
- Powiedzmy, że mam motywację. W końcu zaraz zaczyna się Turniej Czterech Skoczni. Muszę być w pełni zdrów. Tym razem naprawdę chcę powalczyć o zwycięstwo - Stefan był wyraźnie zdeterminowany, aby powetować sobie minione lata, kiedy to zawsze coś stawało na przeszkodzie jego włączeniu się do walki o Złotego Orła.
- Na pewno będę trzymać mocno za ciebie kciuki - zapewiam. - Pamiętaj też, że niezależnie od końcowego wyniku i tak będę z ciebie dumna - dodaję.
- Nawet jeśli w Nowy Rok standardowo wszystko popsuję? - przez sekundę dostrzegam w jego oczach zwątpienie i cień rezygnacji.
- Nawet. Chyba że wyniknie to z powodu zbyt hucznego świętowania w Sylwestra. Wtedy to zdecydowanie zmieni postać rzeczy - ostrzegam go zawczasu. - Obydwoje wiemy, że masz słabą głowę. Dlatego lepiej trzymaj się tym razem na baczności - widząc jego groźną minę. Wybucham głośnym śmiechem rozbawienia.
- I kto to mówi, Szalona Imprezowiczko? - wypomina mi moją ostatnią dość kompromitującą wpadkę. Za co nagradzam go solidnym kuksańcem w bok.
- To jedno z moich ulubionych miejsc w tym mieście - zdradza mi, gdy przystajemy na chwilę, co wzbudza we mnie lekkie zdziwienie. Sama raczej w życiu bym na to nie wpadła.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk. Nelle była pewnie wniebowzięta, gdy ją tutaj po raz pierwszy zabrałeś. Wasza kłódka też gdzieś tu jest? - pytam z nieukrywaną ciekawością, starając się zapanować nad swoim nieoczekiwanym lekkim uczuciem zazdrości. W końcu nie można sobie było wymarzyć bardziej romantycznego miejsca na jedną z pierwszych randek.
- Nigdy tu razem nie byliśmy. Nelle nie znosi tego miejsca. W dodatku uważa, że powinno się zabronić wieszania tych kłódek, bo tylko oszpecają most i to czysty wandalizm. Uwierzysz, że właściwie nigdy nie byliśmy ze sobą na takiej prawdziwej randce? Czasami mam wrażenie, że nie ma w niej za grosz romantyzmu - żali się mimowolnie, a mnie ogarnia spory smutek. Nie mogłam zrozumieć, jak Nelle mogła nie doceniać, że jest z kimś takim jak Stefan. Co takiego jej jeszcze brakowało, że wiecznie chodziła niezadowolona?
- Zaczęło się wam przynajmniej lepiej układać? - naprawdę liczyłam, że tak się stało. Zwłaszcza że ostatnie problemy, jakie mieli wynikały głównie przeze mnie.
- Nie i raczej się już to nie zmieni. Praktycznie się ze sobą nie widujemy. Rozmowa też się nam specjalnie ze sobą nie klei - Stefan spuszcza głowę, jakby pogodzony, że między nimi nie dało się już niczego uratować.
- Przykro mi. Może jednak jeszcze nie jest za późno i da się wszystko naprawić. Jeśli naprawdę się kochacie, to jest to jak najbardziej możliwe - ściskam lekko jego dłoń w geście pocieszenia. Nie chcąc, aby się smucił. Szczęście Stefana było dla mnie równie ważne, jak moje własne. - Zaraz Wigilia. To będzie doskonała okazja do waszego pojednania.
- Wątpię. Nie spędzamy świąt razem. Nelle jutro tradycyjnie wyjeżdża z rodzicami na narty do Włoch. O Wigilii w gronie mojej rodziny nawet nie chciała słyszeć - ogarnia mnie niemal wściekłość na tę egoistyczną dziewczynę. Czy ona naprawdę nie rozumiała, jak ważna dla Stefana jest jego rodzina? Ten jeden raz mogła się poświęcić i spędzić Boże Narodzenie razem z nim, zamiast znowu wybrać własne potrzeby i zachcianki.
- Koniec tematu Nelle. Lepiej nie psujmy sobie humoru - zarządzam. - Kto pierwszy dobiegnie do końca mostu, ten wybiera, gdzie spędzimy resztę naszego spotkania - zaczynam biec już, zanim skończę mówić, aby zyskać trochę przewagi. Dobrze wiedząc, że w uczciwym pojedynku ze Stefanem nie miałam żadnych szans. Staram się wykrzesać z siebie maksimum energii i skupiać wyłącznie na coraz bardziej zbliżającym się celu. Nie odnoszę jednak sukcesu.
- Dałbym ci tym razem fory, ale stawka jest zbyt duża. Nie zaciągniesz mnie znowu do herbaciarni. Nie ma nawet takiej mowy - ku mojemu niezadowoleniu, wyprzedza mnie bez najmniejszego trudu dosłownie na ostatnich metrach. Krzyżując tym samym w całości mój mały plan, który jakimś cudem przejrzał. Cieszył się z tego niczym, jak gdyby zdobył właśnie olimpijski złoty medal. - Wygrałem. Jakakolwiek kawiarnio czekaj na nas - wznosi ręce ku niebu. Na co wybucham głośnym śmiechem. Przynajmniej nastrój zdecydowanie się mu poprawił.
Czekając na realizację naszego zamówienia. Postanawiam w końcu wręczyć mu świąteczny prezent, który stanowił główny cel naszego spotkania. Wątpiłam, abyśmy mieli okazję się jeszcze przed Nowym Rokiem zobaczyć. Dlatego to była praktycznie ostatnia do tego okazja. Chyba z wyborem żadnego innego podarunku nie miałam większego problemu, choć szukanie ich dla bliskich mi osób dawno nie sprawiało mi, aż tak dużej frajdy. Liczyłam dlatego, że Stefan również będzie zadowolony. Zwłaszcza że w przygotowanie jednej z rzeczy włożyłam mnóstwo serca i zaangażowania.
- To dla ciebie. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, choć pewnie powiemy to sobie jeszcze z jakieś tysiąc razy - przesuwam w jego stronę średniej wielkości pudełko, starannie przeze mnie zapakowane w śliski srebrny papier ozdobny z przesłodkimi reniferami.
- Dziękuję. Ostatnio strasznie mnie rozpieszczasz - chce już zabrać się do otwierania prezentu, gdy go powtrzymuje.
- Masz go otworzyć dopiero po Wigilii. W innym przypadku nie będzie już tak wyjątkowy i niczym nie będzie się różnił od zwykłych prezentów, jakie dostajesz na co dzień - miałam nadzieję, że zastosuje się do mojej prośby.
- Niech będzie, chociaż nie będzie mi łatwo powstrzymać ciekawości. Co to może być? - potrząsa lekko pudełkiem, a ja tylko wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru naprowadzić go nawet na najmniejszy trop.
Jak zawsze w swoim towarzystwie standardowo tracimy poczucie czasu. Nie zauważając mimowolnie upływających godzin. Gdy jednak za oknami kawiarni dostrzegamy, że powoli zaczyna zapadać zmrok. Obydwoje dobrze wiemy, że nieubłaganie nadchodzi czas naszego pożegnania i to najprawdopodobniej na długie dni, co już teraz wywoływało we mnie ogromną tęsknotę. Przez drogę do mieszkania Inge i Michaela niewiele ze sobą dlatego rozmawiamy. Obydwoje byliśmy pogrążeni we własnych myślach, choć moje mimo usilnych chęci skupienia się na czymś innym i tak w całości zdominowane były przez osobę siedzącą obok.
- Do zobaczenia niedługo. Będziemy w kontakcie - w przeciwieństwie do mnie Stefan nie wyglądał na takiego, który przejmowałby się zbytnio brakiem możliwości naszego spotkania w najbliższym czasie. Widocznie nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Do zobaczenia - całuję go lekko w policzek. Po czym opuszczam ciepłe wnętrze samochodu. Z poczuciem lekkiego zawodu, który na dobrą sprawę wcale nie powinien się pojawić. Żaden przyjaciel nie będzie przecież z powodu braku mojego widoku umierać z tęsknoty. To byłoby niedorzeczne.
Kiedy myślałam, że mój przyjaciel już niczym nie będzie w stanie mnie zaskoczyć podczas naszej małej zabawy w wybieranie przez nas na przemian innego miejsca na nasze spotkanie. Za każdym razem wyciągał asa z rękawa w postaci czegoś takiego, jak na przykład ten most zakochanych, który od lat służył im do manifestacji swojego uczucia w postaci tysięcy kłódek, którymi był obwieszony od początku do samego końca i to z obydwu stron. Kłódki o najprzeróżniejszym wykonaniu i kolorach mieniły się w słońcu, będąc namacalnym symbolem potęgi miłości i przypomnieniem, że każdy ma szansę na jej doświadczenie. Jeszcze kilka miesięcy temu coś takiego wzbudziłoby we mnie jedynie rozbawienie, ale dziś patrzyłam na cały ten most z sentymentem i nadzieją, że może i dla mojej osoby nie jest jeszcze za późno i nadejdzie taki moment, gdy nauczę się kochać tę właściwą i przeznaczoną właśnie mnie osobę.
- Widzę, że ci się podoba. Kolejny punkt dla mnie - Stefan pojawia się niespodziewanie przy mnie. Całując w policzek i obdarzając jak zawsze swoim szerokim uśmiechem, a ja bez żadnego słowa wtulam się mocno w jego ramiona. Odczuwając ten doskonale mi znany przypływ szczęścia, który zawsze pojawiał się wyłącznie przy nim. Jeszcze mocniej uświadamiając, jak bardzo się za nim stęskniłam. Nie widzieliśmy się na żywo zaledwie tydzień, a ja miałam wrażenie, że minęły całe wieki.
- Spóźniłeś się - wypominam mu, kiedy z niechęcią się w końcu od niego odsuwam. Ze świadomością, że nasze powitanie i tak trwało zbyt długo i zawierało w sobie za dużo czułości.
- Przepraszam, ale wszystko się trochę przeciągnęło. Ta cała masa formalności doprowadza mnie niekiedy do szału - krzywi się na samo wspomnienie o spotkaniu z przedstawicielami jednego ze swoich sponsorów. - Na całe szczęście na dłuższy czas znowu mam spokój.
- Przejdziemy się? - proponuję. Zastanawiając, czy z drugiej strony mostu też jest tak świetny widok.
- Z chęcią - zgadza się od razu, a potem ramię w ramię ruszamy przed siebie. Pogrążając jak zawsze w niekończącej się rozmowie, której nigdy nie mieliśmy dość.
- Cieszę się, że jak na razie dzielnie dotrzymujesz obietnicy - z uśmiechem zadowolenia wskazuję na szalik zaplątany na jego szyi. Ten sam, który otrzymał ode mnie.
- Powiedzmy, że mam motywację. W końcu zaraz zaczyna się Turniej Czterech Skoczni. Muszę być w pełni zdrów. Tym razem naprawdę chcę powalczyć o zwycięstwo - Stefan był wyraźnie zdeterminowany, aby powetować sobie minione lata, kiedy to zawsze coś stawało na przeszkodzie jego włączeniu się do walki o Złotego Orła.
- Na pewno będę trzymać mocno za ciebie kciuki - zapewiam. - Pamiętaj też, że niezależnie od końcowego wyniku i tak będę z ciebie dumna - dodaję.
- Nawet jeśli w Nowy Rok standardowo wszystko popsuję? - przez sekundę dostrzegam w jego oczach zwątpienie i cień rezygnacji.
- Nawet. Chyba że wyniknie to z powodu zbyt hucznego świętowania w Sylwestra. Wtedy to zdecydowanie zmieni postać rzeczy - ostrzegam go zawczasu. - Obydwoje wiemy, że masz słabą głowę. Dlatego lepiej trzymaj się tym razem na baczności - widząc jego groźną minę. Wybucham głośnym śmiechem rozbawienia.
- I kto to mówi, Szalona Imprezowiczko? - wypomina mi moją ostatnią dość kompromitującą wpadkę. Za co nagradzam go solidnym kuksańcem w bok.
- To jedno z moich ulubionych miejsc w tym mieście - zdradza mi, gdy przystajemy na chwilę, co wzbudza we mnie lekkie zdziwienie. Sama raczej w życiu bym na to nie wpadła.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk. Nelle była pewnie wniebowzięta, gdy ją tutaj po raz pierwszy zabrałeś. Wasza kłódka też gdzieś tu jest? - pytam z nieukrywaną ciekawością, starając się zapanować nad swoim nieoczekiwanym lekkim uczuciem zazdrości. W końcu nie można sobie było wymarzyć bardziej romantycznego miejsca na jedną z pierwszych randek.
- Nigdy tu razem nie byliśmy. Nelle nie znosi tego miejsca. W dodatku uważa, że powinno się zabronić wieszania tych kłódek, bo tylko oszpecają most i to czysty wandalizm. Uwierzysz, że właściwie nigdy nie byliśmy ze sobą na takiej prawdziwej randce? Czasami mam wrażenie, że nie ma w niej za grosz romantyzmu - żali się mimowolnie, a mnie ogarnia spory smutek. Nie mogłam zrozumieć, jak Nelle mogła nie doceniać, że jest z kimś takim jak Stefan. Co takiego jej jeszcze brakowało, że wiecznie chodziła niezadowolona?
- Zaczęło się wam przynajmniej lepiej układać? - naprawdę liczyłam, że tak się stało. Zwłaszcza że ostatnie problemy, jakie mieli wynikały głównie przeze mnie.
- Nie i raczej się już to nie zmieni. Praktycznie się ze sobą nie widujemy. Rozmowa też się nam specjalnie ze sobą nie klei - Stefan spuszcza głowę, jakby pogodzony, że między nimi nie dało się już niczego uratować.
- Przykro mi. Może jednak jeszcze nie jest za późno i da się wszystko naprawić. Jeśli naprawdę się kochacie, to jest to jak najbardziej możliwe - ściskam lekko jego dłoń w geście pocieszenia. Nie chcąc, aby się smucił. Szczęście Stefana było dla mnie równie ważne, jak moje własne. - Zaraz Wigilia. To będzie doskonała okazja do waszego pojednania.
- Wątpię. Nie spędzamy świąt razem. Nelle jutro tradycyjnie wyjeżdża z rodzicami na narty do Włoch. O Wigilii w gronie mojej rodziny nawet nie chciała słyszeć - ogarnia mnie niemal wściekłość na tę egoistyczną dziewczynę. Czy ona naprawdę nie rozumiała, jak ważna dla Stefana jest jego rodzina? Ten jeden raz mogła się poświęcić i spędzić Boże Narodzenie razem z nim, zamiast znowu wybrać własne potrzeby i zachcianki.
- Koniec tematu Nelle. Lepiej nie psujmy sobie humoru - zarządzam. - Kto pierwszy dobiegnie do końca mostu, ten wybiera, gdzie spędzimy resztę naszego spotkania - zaczynam biec już, zanim skończę mówić, aby zyskać trochę przewagi. Dobrze wiedząc, że w uczciwym pojedynku ze Stefanem nie miałam żadnych szans. Staram się wykrzesać z siebie maksimum energii i skupiać wyłącznie na coraz bardziej zbliżającym się celu. Nie odnoszę jednak sukcesu.
- Dałbym ci tym razem fory, ale stawka jest zbyt duża. Nie zaciągniesz mnie znowu do herbaciarni. Nie ma nawet takiej mowy - ku mojemu niezadowoleniu, wyprzedza mnie bez najmniejszego trudu dosłownie na ostatnich metrach. Krzyżując tym samym w całości mój mały plan, który jakimś cudem przejrzał. Cieszył się z tego niczym, jak gdyby zdobył właśnie olimpijski złoty medal. - Wygrałem. Jakakolwiek kawiarnio czekaj na nas - wznosi ręce ku niebu. Na co wybucham głośnym śmiechem. Przynajmniej nastrój zdecydowanie się mu poprawił.
Czekając na realizację naszego zamówienia. Postanawiam w końcu wręczyć mu świąteczny prezent, który stanowił główny cel naszego spotkania. Wątpiłam, abyśmy mieli okazję się jeszcze przed Nowym Rokiem zobaczyć. Dlatego to była praktycznie ostatnia do tego okazja. Chyba z wyborem żadnego innego podarunku nie miałam większego problemu, choć szukanie ich dla bliskich mi osób dawno nie sprawiało mi, aż tak dużej frajdy. Liczyłam dlatego, że Stefan również będzie zadowolony. Zwłaszcza że w przygotowanie jednej z rzeczy włożyłam mnóstwo serca i zaangażowania.
- To dla ciebie. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, choć pewnie powiemy to sobie jeszcze z jakieś tysiąc razy - przesuwam w jego stronę średniej wielkości pudełko, starannie przeze mnie zapakowane w śliski srebrny papier ozdobny z przesłodkimi reniferami.
- Dziękuję. Ostatnio strasznie mnie rozpieszczasz - chce już zabrać się do otwierania prezentu, gdy go powtrzymuje.
- Masz go otworzyć dopiero po Wigilii. W innym przypadku nie będzie już tak wyjątkowy i niczym nie będzie się różnił od zwykłych prezentów, jakie dostajesz na co dzień - miałam nadzieję, że zastosuje się do mojej prośby.
- Niech będzie, chociaż nie będzie mi łatwo powstrzymać ciekawości. Co to może być? - potrząsa lekko pudełkiem, a ja tylko wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru naprowadzić go nawet na najmniejszy trop.
Jak zawsze w swoim towarzystwie standardowo tracimy poczucie czasu. Nie zauważając mimowolnie upływających godzin. Gdy jednak za oknami kawiarni dostrzegamy, że powoli zaczyna zapadać zmrok. Obydwoje dobrze wiemy, że nieubłaganie nadchodzi czas naszego pożegnania i to najprawdopodobniej na długie dni, co już teraz wywoływało we mnie ogromną tęsknotę. Przez drogę do mieszkania Inge i Michaela niewiele ze sobą dlatego rozmawiamy. Obydwoje byliśmy pogrążeni we własnych myślach, choć moje mimo usilnych chęci skupienia się na czymś innym i tak w całości zdominowane były przez osobę siedzącą obok.
- Do zobaczenia niedługo. Będziemy w kontakcie - w przeciwieństwie do mnie Stefan nie wyglądał na takiego, który przejmowałby się zbytnio brakiem możliwości naszego spotkania w najbliższym czasie. Widocznie nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Do zobaczenia - całuję go lekko w policzek. Po czym opuszczam ciepłe wnętrze samochodu. Z poczuciem lekkiego zawodu, który na dobrą sprawę wcale nie powinien się pojawić. Żaden przyjaciel nie będzie przecież z powodu braku mojego widoku umierać z tęsknoty. To byłoby niedorzeczne.
Z tych absurdalnych rozważań wyrywa mnie mój telefon, który informował o nadejściu połączenia. Zatrzymuję się dlatego na chodniku, uśmiechając sama do siebie. Przeczuwając już, co będzie głównym tematem tej rozmowy.
- Cześć, Sophie - zaczynam na powitanie. - Od wczoraj naprawdę nic się nie zmieniło. Nie przylecę do Norwegii, bo to zupełnie nieopłacalne, a wy macie spędzić święta tradycyjnie z rodziną Halvora. Na pewno nie zmienicie w ostatniej chwili swoich planów przeze mnie. Therese też ma się wybrać do swojej córki - nie daję przyjaciółce nawet dojść do głosu. Doskonale wiedząc, że znowu próbowałyby mnie przekonać do przyjazdu na święta. Od kiedy Sophie dowiedziała się, że stanowczo odmawiam Inge i Michaelowi w kwestii wybrania się z nimi do jego rodziny. Robiła wszystko, aby namówić mnie na Boże Narodzenie w Norwegii. Gotowa była nawet sama wszystko przygotować, abyśmy spędzili te święta wyłącznie we trójkę. Ewentualnie Therese mogła mnie przygarnąć, jak już to zadeklarowała. Nie mogłam jednak dopuścić, aby ktokolwiek czuł się przeze mnie pokrzywdzony.
- Heidi, musisz być taka uparta? Przecież to jest świetny pomysł. Stęskniliśmy się wszyscy za tobą. Te kilka dni razem na pewno by się nam przydały - upiera się niemal tak samo, jak Inge.
- Będę miała przerwę zimową po sesji. Wtedy ostatecznie wpadnę w odwiedziny. Poza tym za kilka miesięcy będziecie mieć mnie z powrotem. Jeszcze zdążę się wam znudzić - przypominam. Wielkimi krokami zbliżałam się w końcu do połowy trwania mojego stypendium.
- Czyli cię nie przekonam? - Sophie pyta z doskonale słyszalnym zrezygnowaniem w głosie.
- Nie tym razem. Tak naprawdę będzie dla wszystkich lepiej, a tobie przyda się kilka dni odpoczynku od kuchni. Therese również. Mną się nie przejmujcie - zaangażowanie jacy wszyscy wkładali w to, abym przystała, na któreś z ich licznych zaproszeń, było naprawdę godne podziwu. To tylko pokazywało mi, jak z jakiegoś niezrozumiałego do końca dla mnie powodu ważna się dla nich stałam.
- Jak mamy się nie przejmować? Jesteś naszą rodziną, czy ci się to podoba, czy nie - Sophie mówi to z taką oczywistością, że oczy, aż zaczynają się mi szklić ze wzruszenia. Przynajmniej raz miałam naprawdę niewiarygodne szczęście, że na mojej drodze stanęły takie osoby, jak między innymi ona. - Na pewno się tak łatwo nie poddamy. Gwarantuję ci, że nie spędzisz tych świąt sama. Nigdy na to nie pójdę. Już ja się postaram, abyś zaniemówiła z wrażenia - ten jeden, jedyny raz chciałam, aby Sophie okazała się być niesłowna.
Wchodzę nieśpiesznie do mieszkania, w którym panuje absolutna cisza. Widocznie musiałam wrócić jako pierwsza. Udaję się dlatego do kuchni z postanowieniem przygotowania dla naszej trójki jakiejś obiadokolacji, gdzie natykam się jednak na Michaela, który był czymś tak zaoferowany, że nawet mnie nie zauważył.
- Co tam chowasz? - podchodzę bliżej z zapytaniem, na co cały się wzdryga, a trzymana przez niego rzecz upada na kuchenną podłogę.
- Heidi, dlaczego skradasz się jak duch? - wzruszam tylko ramionami z niewinnym uśmiechem. Swój wzrok kierując na niewielkie pudełeczko pokryte czerwoną satyną. Jego zawartością mogła być tylko jedna rzecz. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce.
- Czy to jest to, o czym ja myślę? - wskazuję z ekscytacją na wciąż leżące na podłodze pudełeczko. Jako pierwsza po nie sięgając.
- Jeśli masz na myśli pierścionek zaręczynowy, to tak - uśmiecha się z dumą.
- Tak się cieszę. Inge na pewno oszaleje ze szczęścia. Mogę zobaczyć? - Michael kiwa lekko głową na zgodę. Podnoszę wieczko do góry, a moim oczom ukazuje się przepiękny pierścionek z niewielkim szmaragdem. Ulubionym kamieniem szlachetnym Inge. - Jest przepiękny - chwalę jego wybór. Lepszego chyba nie mógł dokonać.
- Myślisz, że się jej spodoba? - Michael wydawał się być nie do końca przekonany. - Może powinienem jednak wybrać taki z tradycyjnym diamentem? Sam już nie wiem.
- Ten jest idealny. Nie próbuj dlatego niczego zmieniać. Zaufaj mi. Inge będzie zachwycona - byłam pewna, że żaden inny pierścionek nie pasowałby lepiej do Norweżki.
- To kiedy zamierzasz się oświadczyć? - dopytuję. Już nie mogąc się doczekać tej wyjątkowej dla nich chwili.
- Myślałem o nadchodzących świętach. Inge od zawsze mówiła, że jeśli miałaby kiedyś doczekać się oświadczyn, to jedynie w Boże Narodzenie. Nie wiem tylko, czy aby nie jest na to jeszcze za wcześnie - patrzę na niego z politowaniem. Nie miałam pojęcia, skąd brały się u niego takie absurdalne wątpliwości.
- Oczywiście, że nie jest. Obydwoje świata poza sobą od dawna nie widzicie. Na co więc czekać? Szkoda marnować czasu - zupełnie nie rozumiałam niepotrzebnego wahania Michaela.
- A co jeśli Inge się nie zgodzi? Obydwoje dobrze wiemy, że jest zagorzałą przeciwniczką instytucji małżeństwa. Jeszcze pomyśli, że tymi zaręczynami chcę ją ograniczyć albo kto wie, co jeszcze wymyśli - zaczynam się cicho śmiać na samo wspomnienie o tych wszystkich tyradach Inge na temat tego, że nigdy nie da się zaobrączkować, czy komukolwiek w jakiś sposób podporządkować, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu nieustannie nam wszystkim serwowała.
- Była zagorzałą przeciwniczką, ale za twoją sprawą się to jakiś czas temu zmieniło. Jej poglądy w wielu kwestiach ostatnio zdecydowanie złagodniały. Poza tym nie masz nic do stracenia - zachęcam go, aby przypadkiem nie zrezygnował z tych oświadczyn wyłącznie z tak błahego powodu. Byłam święcie przekonana, że odpowiedź Inge może być w tym przypadku tylko jedna.
Naszą dalszą rozmowę przerywa powrót Inge, a ja w ostatniej chwili orientuję się, że pierścionek nadal znajdował się na blacie jednej z szafek. Jeszcze moment i cały plan zaręczyn zostanie udaremniony.
- Schowaj to. Biegiem - wciskam pudełko z pierścionkiem w dłoń Michaela, a on nie wiedząc co z nim zrobić. Chowa go do pobliskiego piekarnika, co przyprawia mnie o głośny wybuch śmiechu. Co to w ogóle była za kryjówka? Miałam wrażenie, że zaraz popłaczę się ze śmiechu.
- Co to za śmiechy? Przeciw komu dziś spiskujemy? - Inge sekundę po zamknięciu przez nas drzwiczek od piekarnika, pojawia się w progu pomieszczenia. Wyraźnie z czegoś zadowolona. Witając się z nami serdecznie. - Heidi muszę ci coś koniecznie pokazać. Kupiłam w końcu te buty, o których ci tyle opowiadałam. Są po prostu prześliczne. Chodź. Dokupiłam też ostatnie prezenty. Pomożesz mi je ładnie zapakować? - ciągnie mnie za sobą w stronę sypialni, co nawet było nam z Michaelem bardzo na rękę. Przynajmniej będzie miał trochę czasu na schowanie przed Inge pierścionka, którego absolutnie nie mogła zobaczyć przed oświadczynami.
- Cześć, Sophie - zaczynam na powitanie. - Od wczoraj naprawdę nic się nie zmieniło. Nie przylecę do Norwegii, bo to zupełnie nieopłacalne, a wy macie spędzić święta tradycyjnie z rodziną Halvora. Na pewno nie zmienicie w ostatniej chwili swoich planów przeze mnie. Therese też ma się wybrać do swojej córki - nie daję przyjaciółce nawet dojść do głosu. Doskonale wiedząc, że znowu próbowałyby mnie przekonać do przyjazdu na święta. Od kiedy Sophie dowiedziała się, że stanowczo odmawiam Inge i Michaelowi w kwestii wybrania się z nimi do jego rodziny. Robiła wszystko, aby namówić mnie na Boże Narodzenie w Norwegii. Gotowa była nawet sama wszystko przygotować, abyśmy spędzili te święta wyłącznie we trójkę. Ewentualnie Therese mogła mnie przygarnąć, jak już to zadeklarowała. Nie mogłam jednak dopuścić, aby ktokolwiek czuł się przeze mnie pokrzywdzony.
- Heidi, musisz być taka uparta? Przecież to jest świetny pomysł. Stęskniliśmy się wszyscy za tobą. Te kilka dni razem na pewno by się nam przydały - upiera się niemal tak samo, jak Inge.
- Będę miała przerwę zimową po sesji. Wtedy ostatecznie wpadnę w odwiedziny. Poza tym za kilka miesięcy będziecie mieć mnie z powrotem. Jeszcze zdążę się wam znudzić - przypominam. Wielkimi krokami zbliżałam się w końcu do połowy trwania mojego stypendium.
- Czyli cię nie przekonam? - Sophie pyta z doskonale słyszalnym zrezygnowaniem w głosie.
- Nie tym razem. Tak naprawdę będzie dla wszystkich lepiej, a tobie przyda się kilka dni odpoczynku od kuchni. Therese również. Mną się nie przejmujcie - zaangażowanie jacy wszyscy wkładali w to, abym przystała, na któreś z ich licznych zaproszeń, było naprawdę godne podziwu. To tylko pokazywało mi, jak z jakiegoś niezrozumiałego do końca dla mnie powodu ważna się dla nich stałam.
- Jak mamy się nie przejmować? Jesteś naszą rodziną, czy ci się to podoba, czy nie - Sophie mówi to z taką oczywistością, że oczy, aż zaczynają się mi szklić ze wzruszenia. Przynajmniej raz miałam naprawdę niewiarygodne szczęście, że na mojej drodze stanęły takie osoby, jak między innymi ona. - Na pewno się tak łatwo nie poddamy. Gwarantuję ci, że nie spędzisz tych świąt sama. Nigdy na to nie pójdę. Już ja się postaram, abyś zaniemówiła z wrażenia - ten jeden, jedyny raz chciałam, aby Sophie okazała się być niesłowna.
Wchodzę nieśpiesznie do mieszkania, w którym panuje absolutna cisza. Widocznie musiałam wrócić jako pierwsza. Udaję się dlatego do kuchni z postanowieniem przygotowania dla naszej trójki jakiejś obiadokolacji, gdzie natykam się jednak na Michaela, który był czymś tak zaoferowany, że nawet mnie nie zauważył.
- Co tam chowasz? - podchodzę bliżej z zapytaniem, na co cały się wzdryga, a trzymana przez niego rzecz upada na kuchenną podłogę.
- Heidi, dlaczego skradasz się jak duch? - wzruszam tylko ramionami z niewinnym uśmiechem. Swój wzrok kierując na niewielkie pudełeczko pokryte czerwoną satyną. Jego zawartością mogła być tylko jedna rzecz. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce.
- Czy to jest to, o czym ja myślę? - wskazuję z ekscytacją na wciąż leżące na podłodze pudełeczko. Jako pierwsza po nie sięgając.
- Jeśli masz na myśli pierścionek zaręczynowy, to tak - uśmiecha się z dumą.
- Tak się cieszę. Inge na pewno oszaleje ze szczęścia. Mogę zobaczyć? - Michael kiwa lekko głową na zgodę. Podnoszę wieczko do góry, a moim oczom ukazuje się przepiękny pierścionek z niewielkim szmaragdem. Ulubionym kamieniem szlachetnym Inge. - Jest przepiękny - chwalę jego wybór. Lepszego chyba nie mógł dokonać.
- Myślisz, że się jej spodoba? - Michael wydawał się być nie do końca przekonany. - Może powinienem jednak wybrać taki z tradycyjnym diamentem? Sam już nie wiem.
- Ten jest idealny. Nie próbuj dlatego niczego zmieniać. Zaufaj mi. Inge będzie zachwycona - byłam pewna, że żaden inny pierścionek nie pasowałby lepiej do Norweżki.
- To kiedy zamierzasz się oświadczyć? - dopytuję. Już nie mogąc się doczekać tej wyjątkowej dla nich chwili.
- Myślałem o nadchodzących świętach. Inge od zawsze mówiła, że jeśli miałaby kiedyś doczekać się oświadczyn, to jedynie w Boże Narodzenie. Nie wiem tylko, czy aby nie jest na to jeszcze za wcześnie - patrzę na niego z politowaniem. Nie miałam pojęcia, skąd brały się u niego takie absurdalne wątpliwości.
- Oczywiście, że nie jest. Obydwoje świata poza sobą od dawna nie widzicie. Na co więc czekać? Szkoda marnować czasu - zupełnie nie rozumiałam niepotrzebnego wahania Michaela.
- A co jeśli Inge się nie zgodzi? Obydwoje dobrze wiemy, że jest zagorzałą przeciwniczką instytucji małżeństwa. Jeszcze pomyśli, że tymi zaręczynami chcę ją ograniczyć albo kto wie, co jeszcze wymyśli - zaczynam się cicho śmiać na samo wspomnienie o tych wszystkich tyradach Inge na temat tego, że nigdy nie da się zaobrączkować, czy komukolwiek w jakiś sposób podporządkować, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu nieustannie nam wszystkim serwowała.
- Była zagorzałą przeciwniczką, ale za twoją sprawą się to jakiś czas temu zmieniło. Jej poglądy w wielu kwestiach ostatnio zdecydowanie złagodniały. Poza tym nie masz nic do stracenia - zachęcam go, aby przypadkiem nie zrezygnował z tych oświadczyn wyłącznie z tak błahego powodu. Byłam święcie przekonana, że odpowiedź Inge może być w tym przypadku tylko jedna.
Naszą dalszą rozmowę przerywa powrót Inge, a ja w ostatniej chwili orientuję się, że pierścionek nadal znajdował się na blacie jednej z szafek. Jeszcze moment i cały plan zaręczyn zostanie udaremniony.
- Schowaj to. Biegiem - wciskam pudełko z pierścionkiem w dłoń Michaela, a on nie wiedząc co z nim zrobić. Chowa go do pobliskiego piekarnika, co przyprawia mnie o głośny wybuch śmiechu. Co to w ogóle była za kryjówka? Miałam wrażenie, że zaraz popłaczę się ze śmiechu.
- Co to za śmiechy? Przeciw komu dziś spiskujemy? - Inge sekundę po zamknięciu przez nas drzwiczek od piekarnika, pojawia się w progu pomieszczenia. Wyraźnie z czegoś zadowolona. Witając się z nami serdecznie. - Heidi muszę ci coś koniecznie pokazać. Kupiłam w końcu te buty, o których ci tyle opowiadałam. Są po prostu prześliczne. Chodź. Dokupiłam też ostatnie prezenty. Pomożesz mi je ładnie zapakować? - ciągnie mnie za sobą w stronę sypialni, co nawet było nam z Michaelem bardzo na rękę. Przynajmniej będzie miał trochę czasu na schowanie przed Inge pierścionka, którego absolutnie nie mogła zobaczyć przed oświadczynami.
24.12.2020
Kładę na stolik obok kubka z gorącą czekoladą, jedną z najnowszych książek Stephena Kinga, którego wprost uwielbiałam, zwłaszcza za stworzenie "Lśnienia", które po dzisiejszy dzień ubóstwiałam. Doskonale wiedząc, że ta książka na zawsze pozostanie na szczycie moich ulubionych literackich pozycji. Następnie przykrywam się szczelnie mięciutkim kocem w gwiazdki z zamiarem spędzenia pod nim reszty dnia na czytaniu. Przerwanym jedynie na obowiązkowe wieczorne obejrzenie Grincha, co było moją coroczną wigilijną tradycją. Bez której absolutnie nie mogłam się również w tym roku obejść.
- Będziemy się powoli zbierać. Heidi, czy ty na pewno chcesz zostać? - Inge postanawia się ostatecznie upewnić.
- Na pewno. Nawet już wszystko sobie dokładnie zaplanowałam - wskazuję na stolik i kanapę będące moim dzisiejszym punktem dowodzenia.
- W porządku. Niech już ci będzie. Prezenty od nas masz pod choinką. Tylko odtwórz je dopiero wieczorem, zgoda? - kiwam posłusznie głową. Mając zamiar się do tego zastosować.
- Udanej podróży - przytulam lekko blondynkę do siebie. Postanawiając odprowadzić ją do drzwi. Ciesząc, że w dosyć zaskakujący dla mnie sposób, postanowiła odpuścić naleganie na zabranie się z nimi. Być może magia świąt rzeczywiście zaczęła już działać.
- Widzimy się pojutrze. W lodówce masz swoje ulubione ciasto. - zdradza mi, co wywołuje we mnie spore zadowolenie. - Wieczorem zadzwonimy z życzeniami. Trzymaj się.
- Dziękuję. Jesteś kochana.
- Powiedzenia. Liczę, że wrócicie tutaj już jako narzeczeni. Pamiętaj, że nie masz czego się bać - ostatni raz motywuję Michaela, gdy Inge jako pierwsza opuszcza mieszkanie.
- Dzięki za słowa otuchy. Obyś miała rację. Do zobaczenia pojutrze - żegna się ze mną.
- Na razie - zamykam za nim dokładnie drzwi. Z uśmiechem podążając z powrotem na wygodną kanapę. Po drodze jeszcze włączając choinkowe lampki. Teraz mogłam już bez żadnych przeszkód zacząć świętować po swojemu.
Następne godziny upływają mi na czytaniu. Bez reszty zatracam się w wykreowanym świecie oraz problemach, z którymi borykali się bohaterowie czy zagadkami, jakie mieli do rozwiązania. Będąc w połowie tego wyjątkowo opasłego tomiska. Nieoczekiwanie słyszę dzwonek do drzwi mieszkania, który wprawia mnie w niemałą konsternację i rozdrażnienie. Spoglądam na zegarek, który miałam na nadgarstku pokazujący kilkanaście minut przed siedemnastą. O tej porze wszyscy powoli powinni siadać do wspólnej kolacji. Byłam dlatego wprost przekonana, że to jacyś spóźnieni goście, którzy się pomylili z trafieniem w odpowiednie miejsce. Niechętnie podążam w kierunku korytarza, aby jak najszybciej wyjaśnić tę pomyłkę i wrócić do czytania. Jednakże po otwarciu drzwi wprost zamieram z zaszokowania na widok mojego gościa, który był ostatnią osobą, jaką spodziewałabym się ujrzeć.
Boże Narodzenie *o* Aż miło przeczytać o takich mroźnych dniach, kiedy na zewnątrz jest taka duchota haha :D Ale! Aż mi się Świąt zachciało <3 Pewnie zleci jak co roku ^^
OdpowiedzUsuńHeidi z utęsknieniem czekała na tę przerwę świąteczną i absolutnie jej się nie dziwię. W końcu potrzebowała solidnego odpoczynku od pracy, w której w tym przedświątecznym okresie roiło się od klientów oraz od nauki i studiów :) Z wytchnieniem i ulgą obserwowała Inge, która przestawiała Michaela po kątach hahaha :D Ale skoro musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, to ją rozumiem :) Dziewczyna ma rękę i smykałkę do takich rzeczy, więc mieszkanie na pewno było udekorowane z rozmysłem :) Wszystko było na swoim miejscu i tylko czekało na podziwianie ^^ Para próbowała przekonać Heidi do spędzenia wspólnych świąt, jednak Norweżka pozostawała nieugięta. Heidi przywykła do zwykłych, niczym nie wyróżniających się świąt, dlatego nie chciała nikogo stawiać w kłopotliwej sytuacji. Jestem jednak przekonana, że rodzina Michaela przywitałaby ją z otwartymi ramionami :) W końcu spędzanie tego magicznego czasu w samotności nie jest niczym przyjemnym... Heidi jednak (jak na razie) postawiła na swoim. Tę radosną atmosferę niestety przerwało niespodziewane pojawienie się Maxa. Jak ten człowiek mi działa na nerwy! Nie potrafi zrozumieć, że Heidi go nie chce, że nie jest nim zainteresowana, tylko za wszelką cenę próbuje ją zdobyć i przekonuje, że się zmieni. Dobre sobie! Heidi nie jest głupia i doskonale go przejrzała. Zresztą, później sam otwarcie powiedział, czego oczekuje. Ten koleś jest żałosny myśląc, że każda go chce. Jasne, Heidi na początku trochę się pogubiła, ale szybko otworzyła oczy i wyplątała się z tej chorej relacji. Max jednak nie przyjmuje tego do wiadomości i usilnie chce ją zdobyć. Mam głęboką nadzieję, że jego groźby to faktycznie czcze gadanie i nie narobi Norweżce problemów, albo co gorsza, nie będzie usiłował jej skrzywdzić.
Stefan po raz kolejny udowodnił, jak dobrze zna Heidi :) Miejsce, które wybrał na ich kolejne spotkanie było po prostu bajkowe i zwaliło dziewczynę z nóg! Ma szczęście, bo przez to nawet się nie złościła za to drobne spóźnienie :D Oni są dla siebie stworzeni, naprawdę. Znakomicie i swobodnie czują się w swoim towarzystwie, nie brakuje im tematów do rozmów i są niezwykle uroczy <3 Nie to co Nelle! Ona by w życiu nie doceniła takiego gestu Stefana. Zresztą sam się przyznał, że Nelle nie jest zbytnio romantyczna, a o randkach z nią można tylko pomarzyć. Serio, ona jest skrajnie irytująca. Według niej liczy się tylko ona i nic więcej. Nawet świąt nie chciała spędzić z rodziną chłopaka, co dobitnie pokazuje, że ma to wszystko gdzieś. Niech ten Stefan jak najszybciej przejrzy na oczy, bo później może być za późno... To Heidi jest tą jedyną!
Inge i Michael wyjechali na święta i jestem przekonana, że wrócą z nich jako narzeczeni <3 Żadne za wcześnie! Ogromnie się cieszę, że Michi podjął taką decyzję :) Inge mogła sobie mówić, co chce :) Ten blondas całkowicie zmienił jej punkt widzenia :) Ten pierścionek w piekarniku hahahaha, dobrze że przez przypadek nikt nie chciał w nim piec, bo to mogłoby się skończyć katastrofą :D
Heidi została sama w mieszkaniu, z książką i ciepłym kocykiem <3 Dla niej to są idealne święta i do pewnego momentu cieszyła się tą chwilą sam na sam. Przyznam się, że po tym dość mało wylewnym pożegnaniu Stefana, czułam, że może coś knuć... Bo to on jest tym gościem, prawda? ^^ Powiedz, że tak! ^^ Gdzie on by pozwolił, by jego Heidi była sama :) I zżera mnie ciekawość, jakim prezentem go obdarowała :)
Czekam na nowość z niecierpliwością!
Pozdrawiam ;*
Nie ma to jak magiczny Bożonarodzeniowy czas, który jest jedyny w swoim rodzaju :) Ludzie wydają się być wtedy o wiele lepsi, a może to nas pochałania ta świąteczna atmosfera dobroci i spoglądamy na wszystko przez różowe okulary. Możemy choć przez chwilę poczuć podekscytowanie godne małego dziecka :) Inge za punkt honoru obrała sobie, aby jej pierwsze święta z ukochanym blondynem były po prostu idealne. A pierwszym krokiem ku temu jest idealna choinka! Nie rozumiem marudzenie Austriaka, przecież to najważniejsza rzecz xD Ale mimo faktu, że perfekcjonizm Inge daje się mu we znaki, nie wyobraża sobie życia bez swojej idealnej dziewczyny. A zaplanowane oświadczyny są tego niezbitym dowodem! Ogromnie się cieszę z tego powodu i tak samo jak Heidi uważam iż Inge będzie wprost skakać ze szczęścia. Te zaręczyny idealnie pasują do jej wizji idealnego Bożego Narodzenia :)
OdpowiedzUsuńHeidi postanowiła spędzić święta sama i z jednej strony niekoniecznie się jej dziwię. Nigdy tak na prawdę nie miała szansy, aby poczuć co to znaczy magia świąt. Nikt nigdy jej tego nie pokazała i ona po prostu tego nie rozumie. Oczywiście przyjaciele kompletnie nie wyobrażali sobie, aby mogła zostać sama pośród czterech ścian. I to było oczywiste, że coś zaplanowali za jej plecami ^^ A raczej ktoś i jestem pewna kto jest tym ktosiem! Jestem pewna, że Stefan nie pozwoli, aby Heidi spędziła święta samotnie i poinformował o tym Inge oraz Sophie ^^ Ok ... jak tak bardziej o tym pomyślę to mogę się mylić haha. Ostatnia osoba którą by ujrzała? Błagam, tylko nie Nelle ^^ aż mnie ciekawość rozbraja i mam nadzieję, że najbardziej rozsądna opcja jest tą prawdziwą haha.
Uwielbiam randki Stefana i Heidi :) Tak, randki! Bo to są randki i niech mi ktoś nie mówi iż jest inaczej ^^ Z Nelle nasz mały Kraft nigdy nie spędził tak romantycznych chwil. Zresztą, jego słowa o niej i jej postępowaniu są dowodem na to, że pomiędzy nimi nie ma miłości. Czas pokazał, że są przeciwnościami, które nie potrafią zaakceptować zainteresowań czy opinii na świat drugiej osoby. A przecież o to chodzi w związku. I o ile Stefan nie miałby z tym problemu, o tyle Nelle chciałaby, aby patrzył na świat jej oczami. A to nudne jest! Ja rozumiem, że ona może czegoś nie lubić, ale to nie oznacza że jest to śmieszne, skoro jest ważne dla "kochanej" przez nią osoby. Myślę, ze ciągnięcie dalej tej relacji jest pozbawione sensu. Widać żadnej ze stron nie zależy tak bardzo na tym związku. Stefan większość czasu spędzałby z Heidi, co jest dość wymowne, a Nelle w swoim perfekcyjnym świecie z wyższych sfer. To zrozumiałe iż chciałaby spędzić Boże Narodzenie ze swoją rodziną. Ale gdyby zależało im tak bardzo na sobie to zaplanowali by ten czas inaczej. Tak, aby mogli wspólnie przeżyć tą magiczną porę. Sama pod sobą dołki kopie o czym wielokrotnie wspominałam.
Nie podoba mi się fakt iż Max nadal kręci się obok Heidi i bezczelnie przychodzi do mieszakania jej przyjaciół. Jeszcze jakby coś do niej czuł to bym to zrozumiała, ale ewidentnie coś podejrzanego jest tu na rzeczy. Nawet gdzieś tam z tyłu głowy pojawiła mi się myśl iż Nelle macza tu palce, ale o raczej niemożliwe, prawda? ^^ Czekam na moment gdy Stefan znów pokaże mu gdzie raki zimują :D
Podrawiam :)
Inge i ubieranie choinki to dokładnie ja 😃 wszystko musi być na swoim miejscu 😃
OdpowiedzUsuńW ogóle czytając o tym , normalnie czułam tą cudowną atmosferę i magię świąt.
Tylko pi jaką cholerę pojawił się tam Max. I zniszczył to wszystko.
Normalnie w głowie mi się nie mieści to jak można być takim dupkiem.
Dlaczego nie możemy już go stąd usunąć?
Kurczę mam źle przeczucie , że on nam tutaj jeszcze namiesza.
Pomysł Michaela z oświadczynami w Boże Narodzenie jest idealny. Jestem pewna, że jego obawy są bezpodstawne A Inge będzie przeszczęśliwa.
Ogólnie to nie dziwię się Heidi , że nie chcę spędzać świat z rodziną Michaela. Tez czułabym się nieswojo ba jej miejscu.
I błagam Cię, powiedz że za drzwiami jej mieszkania stoi Stefan? Bo przecież nie zepsujesz jej świąt?😉
Stefan i Nowy Rok😃 parsknęłam głośnym śmiechem na samo wspomnienie jego noworocznych konkursów. I sylwestrowych szaleństw. Choć w tym sezonie było już zdecydowanie lepiej😉
Przepraszam , za chaotyczny komentarz. Ale cierpię na brak czasu ostatnio. Pozdrawiam cieplutko 😊 I jak zawsze czekam na nowy rozdział z niecierpliwością.
Proszę oby to Stefan przyszedł do Heidi 😍 i spędzi z nią romantyczne święta, albo zabierze do siebie, proszeeeeeee
OdpowiedzUsuńBtw uwielbiam święta Bożego Narodzenia,są najlepsze ❤!!! Aż mam ochote tak jak Inge ubrac choinke, w ogóle przykro mi się zrobiło na myśl, że Heidi zostanie sama w ten magiczny czas...
Ten Max to ja nie wiem, co za namolny typ, jest drugi w rankingu najgorszych kreatur, bo pierwsza of kors jest Nelle 😛 wkurzył mnie tą swoją gadka "ja zawsze dostaje to co chce", niech spada głupek jeden!
A Stefan i Heidi...kiedy oni w końcu będa razem, na razie mają takie podchody, ale oni powinni byc parą! Są dla siebie idealni! Muszą, muszą, muszą sobie wyznać uczucia, która są dla nich obecnie troche niejasne, ale wkrotce (na to liczę) wszystjo stanie się dla nich jasne 🤩
Pozdrawiam
N