25.04.2021
Przez dłuższy moment całkowitej ciszy panującej między naszą dwójką, patrzę z niezrozumieniem i całą masą pytań kiełkujących się w mojej głowie na stojącą naprzeciwko mnie tak dobrze znaną rudowłosą dziewczynę, po której od kilku dobrych tygodni nie powinno być tu ani śladu. Byłem przecież całkowicie pewien, że Eileen wyprowadziła się stąd krótko po naszej ostatniej niezbyt miłej rozmowie telefonicznej, kiedy to nie pozostawiłem jej zbyt wielu złudzeń odnośnie naszych dalszych przyjaznych stosunków, czy w ogóle jakiejkolwiek relacji. Nie wyobrażałem sobie dalszego ciągu naszej znajomości. Na pewno nie po tym, czego się z premedytacją dopuściła bez żadnego większego celu z naiwną wiarą, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, a ja będę niczym bezwiedna marionetka w jej rękach, którą może sobie do woli manipulować bez żadnych konsekwencji. Po tamtej niezwykle emocjonalnej rozmowie z Heidi w jednej chwili straciłem do Eileen dosłownie całe zaufanie, a zawód jej osobą wraz z kolejnymi dniami tylko przybierał na sile. Wciąż nie potrafiłem zrozumieć, co takiego kierowało Eileen podczas tych licznych prób skłócenia mnie z Heidi. Dlaczego tak bardzo zależało jej na naszym oddaleniu się od siebie, skoro wiedziała, że Norweżka znaczyła dla mnie tak wiele? Myślałem, że po tym, co się stało, Eileen przynajmniej uszanuje moją decyzję o jej rychłej wyprowadzce stąd. Tymczasem z niewiadomego powodu znajdowała się nadal tutaj. W dodatku w bardzo bliskiej odległości ode mnie całkowicie rozczochrana i w dość kusej piżamie, co było mocno niezręczne, gdy praktycznie się ze sobą stykaliśmy, wciąż zbyt mocno zdezorientowani swoją wzajemną obecnością, aby w ogóle pomyśleć o odsunięciu się na stosowny, a wręcz wymagany dystans. Nie dość, że miałem wszystkiego dość, to niepożądana obecność Eileen w mieszkaniu dodatkowo komplikowała całą tę beznadziejną sytuację, a ja nie miałem dziś zwyczajnie siły na konfrontację z dziewczyną, która była po prostu nieunikniona. Dlaczego cały świat sprzysiągł się akurat przeciw mnie? Czy już niedostatecznie mnie dobił na przestrzeni ostatnich dni? Do dopełnienia tego żałosnego przedstawienia, jakim stało się moje rozsypane życie, brakowało chyba tylko wybuchu apokalipsy, co zresztą nawet specjalnie by mnie nie zdziwiło.
- Eileen?! Co ty tutaj robisz? - otrząsam się z tego wzajemnego zaskoczenia jako pierwszy, odsuwając na stosowną odległość od nadal mocno zaspanej i chyba niezbyt kontaktującej dziewczyny. Widocznie swoim niespodziewanym zjawieniem się, musiałem obudzić Eileen, gdy ta zapewne odsypiała nocną zmianę w pracy.
- A ty? - pyta piskliwym głosem, wyglądając na przerażoną moją kompletnie nieoczekiwaną dla niej obecnością. Przy okazji stara się odpędzić resztki snu z twarzy i zacząć jako tako funkcjonować.
- Mieszkam tutaj jakbyś zapomniała, co jest nawet bardzo możliwe. Widząc po tym, jak się tu na dobre rozgościłaś - odpowiadam jej z przekąsem. Nie siląc się na grzeczność czy uprzejmość. Eileen nie zasługiwała już na żadną z tych rzeczy.
- Tak, oczywiście, że tutaj mieszkasz. Przecież to twoje mieszkanie. Jasne, że mogłeś wrócić. Stefan, ja... - plącze się w słowach, nie wiedząc jak wytłumaczyć swoją obecność w moim mieszkaniu. - Bardzo cię przepraszam, że jeszcze się nie wyprowadziłam. Wiem, że miałam zrobić to dawno temu. Po prostu znalezienie odpowiedniego mieszkania zabrało mi bardzo dużo czasu, a gdy udało mi się w końcu natrafić na to właściwe i dostatecznie tanie, to okazało się, że poprzedni najemca wyprowadzi się i zda klucze dopiero za trzy tygodnie. Pomyślałam dlatego, że przeczekam je tutaj. Nie miałam innego wyjścia. Wiesz, że moja sytuacja nie jest łatwa i nie ma drugiej takiej osoby jak ty, która mogłaby mnie bez żadnych przeszkód przygarnąć. Poza tym byłam pewna, że do tego czasu nie wrócisz z Norwegii, będąc cały czas przy Heidi. Został mi jeszcze tydzień do otrzymania kluczy. Za siedem dni nie znalazłbyś nic, co świadczyłoby o tym, że kiedykolwiek tu mieszkałam, przysięgam - kończy swoje wstydliwe tłumaczenia, starając się za wszelką cenę uniknąć spojrzenia mi w oczy. Widocznie to było dla niej zbyt trudne po tym, jak potoczyła się nasza znajomość i to wyłącznie z jej winy.
- Nie uważasz, że powinnaś mnie o tym fakcie mimo wszystko poinformować? Tak się zwyczajnie nie robi - krzyżuję swoje ramiona, nie zamierzając jej tak łatwo odpuścić. Może gdyby nasze stosunki były w lepszej kondycji, machnąłbym na to ręką, ale w obecnej sytuacji nie byłem do tego ani trochę zobowiązany.
- Wiem o tym. Tylko zdawałam sobie równocześnie sprawę z tego, że przechodzisz przez trudny czas i myślisz wyłącznie o zdrowiu Heidi. To było najważniejsze. Moje problemy nic przy tym nie znaczyły, a przede wszystkim czułam, że nie chcesz mieć ze mną żadnego kontaktu. Dość dosadnie to ostatnio zaznaczyłeś - zbiera się na odwagę i nasze spojrzenia w końcu się spotykają. W oczach Eileen natychmiast zauważam sporą skruchę i poczucie winy. Czy mogłem jednak ufać, że rzeczywiście były szczere? Powoli zaczynało do mnie docierać, że wcale nie znałem tej dziewczyny, a do niedawna jedynie tak mi się tylko wydawało.
- Dziwisz się? Po tym co zrobiłaś, raczej nikt nie chciałby spoufalać się z taką osobą. Nie wiem, co chciałaś osiągnąć, ale to było wyjątkowo podłe z twojej strony. Strasznie się na tobie zawiodłem - wyrzucam jej, mimowolnie przypominając sobie te wszystkie podstępne sytuacje, które doprowadziły do masy nieporozumień między mną a Heidi. Gdyby Eileen rzeczywiście miała szczere intencje wobec mnie, za nic nie posunęłaby się do tak tanich zagrań.
- Wiem, że postąpiłam beznadziejnie i ogromnie cię za to przepraszam. Bardzo tego żałuję, ale ja po prostu chciałam... - urywa, kręcąc przecząco głową z bezradnością. - Chciałam się odwdzięczyć za całą tę pomoc, którą od ciebie otrzymałam, chroniąc cię przed ponownym rozczarowaniem i cierpieniem. Liczyłam, że to pomoże ci trochę przejrzeć na oczy i się otrząsnąć, a przy okazji nic się nie wyda - wydusza po dłuższej chwili z siebie, kompletnie mnie szokując swoim wyznaniem. Zupełnie nic z tego nie rozumiałem.
- Słucham? - mam wrażenie, że się przesłyszałem. Przecież to było kompletnie niedorzeczne. O czym ona mówiła?
- Stefan, uwierz mi, że naprawdę nie chciałam dla ciebie niczego złego. Te wszystkie drobne intrygi nie miały na celu zrobić ci na złość, czy czegokolwiek zepsuć w twoim związku z Heidi. To ty miałeś zdecydować, czy wasza przyszłość ma sens. Ja jedynie próbowałam się upewnić i udowodnić ci, że ona nie jest równie mocno zaangażowana w to wszystko, co ty, bo byłam wprost przekonana, że tak nie jest. Wynikało tak głównie z twoich licznych opowieści na temat tej dziewczyny, a zwłaszcza jej zachowania, gdy się do ciebie wprowadziłam. W mojej opinii nic nie wskazywało na to, że ona odwzajemnia twoje uczucia, rozumiesz? - robi krótką pauzę, a mi wprost odejmuje mowę. Skąd Eileen wytrzasnęła te absurdalne insynuacje. Nie dość, że nie miała do nich prawa, to na dodatek były one zupełną bzdurą. Nie znała Heidi i nie miała żadnego pojęcia o tym kim była ani tym bardziej jaka była. Eileen nie miała żadnych podstaw do oceniania Norweżki, czy też tego, co nas łączy, a raczej łączyło. - Doskonale wiesz, że to właśnie ty od zawsze w każdej relacji byłeś tą stroną, która się bardziej stara, angażuje i wszystko przeżywa o wiele mocniej. Nieważne czy chodziło o związek, przyjaźń, czy zwykłą znajomość. To ty walczyłeś do końca o każdą relację, a nie ta druga strona. Nie zaprzeczysz, że tak było w każdym twoim związku, o którym wiedziałam. Już od najmłodszych lat szkolnych pozostawało to niezmienne. Ten schemat przerabiałeś z dosłownie każdą jedną dziewczyną, raz po raz wystawiając się na cierpienie. Zaczynając od tej durnej Suzie, a kończąc na Nelle. Gdy Helen mi o niej kilka miesięcy temu opowiadała, wcale nie byłam zdziwiona, że związałeś się z kimś takim. Jakimś cudem zawsze przyciągasz do siebie właśnie takie osoby, które na ciebie nie zasługują, a przez które jedynie w następstwie doznajesz bolesnego rozczarowania, tracąc kawałek po kawałku samego siebie. A teraz jest podobnie z Heidi, która wydawała się tylko brać z waszej relacji, niczego w zamian nie dając. Naprawdę nie dostrzegasz tego, że od samego początku miała ze mną problem i nie potrafiła zaakceptować faktu, że tylko mi pomagasz, mimo że nie stanowiłam dla niej żadnego zagrożenia? Każdy by zauważył, że jesteś w niej ślepo zakochany i za nic nie spojrzysz na inną, ale jej ciągle było mało. To stąd brały się te jej wszystkie wyrzuty o brak dla niej czasu, czy zaniedbywanie. Często zresztą demonstrowane na wyrost. Ona zwyczajnie próbowała mieć cię na całkowitą wyłączność. Dokładnie tak samo, jak każda inna przed nią. Wszystkie cię najpierw okręcały wokół palca, a potem gdy to osiągały, nudziły się i porzucały, zostawiając cię ze złamanym sercem. Wykorzystywały to, że jesteś z tych ludzi, którzy kochają za mocno i do szaleństwa. Od dawna już zasługujesz na kogoś, kto w pełni doceni to, jaki jesteś. Nie rozumiem, czemu do tej pory nikt taki nie stanął na twojej drodze. Dlatego też chciałam ci oszczędzić następnego rozczarowania i pomyłki, ale wszystko potoczyło się nie tak, jak trzeba. Nie udało się, a ty znowu jesteś w rozsypce i to zapewne ma coś wspólnego z Heidi - Eileen próbuje mnie złapać za dłoń w geście pocieszenia, ale gwałtownie się od niej odsuwam. Tego było po prostu za wiele. Tym razem stanowczo przesadziła. Wtrącanie się w moje życie w taki sposób było o jedną przekroczoną granicę za daleko.
- Dziękuję ci za tą jakże błędną psychoanalizę mojej osoby i relacji z innymi osobami, ale była ona zupełnie niepotrzebna. Sam potrafię o siebie zadbać i wiem, co dla mnie dobre. Czas też obalić twoją teorię, bo te wszystkie związki rozpadły się z różnych powodów i uwierz, że niekiedy również z mojej winy. Twoje ingerencja w moje życie nie jest więc nikomu do niczego potrzebna. Tym bardziej w mój związek z kimkolwiek. Nie masz do niej zwyczajnie prawa, rozumiesz? - mimowolnie podnoszę swój głos. - Eileen, posunęłaś się za daleko. To wprost niewybaczalne. Tak samo jak twoje absurdalne wnioski co do mojej osoby i Heidi. Nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz, ile musieliśmy przejść, aby być ze sobą. Nie wiesz nic o Heidi, a niesprawiedliwie ją oceniasz. To wyjątkowo karygodne - kręcę z dezaprobatą głową nad czynami Eileen. Skąd wzięły się u niej takie głupie wnioski, a w konsekwencji pomysły mające na celu rzekomą pomoc mojej osobie.
- Stefan, wyparcie niczego nie zmieni. Prawdy nie da się ukryć. Ty nie dostrzegasz tego, co obiektywna osoba z boku, a skoro inni twoi przyjaciele tego nie widzą, to po prostu musiałam wziąć sprawy w swoje ręce - prycham jedynie ironicznie, nie mogąc tego słuchać. Nie miałem pojęcia, co takiego wstąpiło w Eileen. Zachowywała się tak nieracjonalnie, że to wprost aż niewiarygodne. - Nie zrozum mnie źle. Bardzo współczuję Heidi tego wypadku i życzę jej powrotu do pełni zdrowia oraz odzyskania pamięci, ale czy to możliwe, aby zapomnieć kogoś, kogo się naprawdę kocha? Czy to nie dostateczny dowód, że to nie przy niej masz odnaleźć swoje szczęście? Zastanów się nad tym, zanim znowu za bardzo zagłębisz się w czymś bez żadnej przyszłości - dziewczyna po raz kolejny podważa kwestię uczuć Heidi do mojej osoby, dokładnie jak sama zainteresowana podczas naszej ostatniej rozmowy, co mimowolnie podsyca moje tlące się gdzieś głęboko ukryte wątpliwości, czy to aby przypadkiem nie była prawda. Bardzo szybko je jednak od siebie odrzucam, czując że nie mają one żadnego sensu. Heidi dała mi wystarczająco dużo dowodów na to, że nasza miłość była prawdziwa z obydwu stron.
- Dość tego, Eileen! Nie będę dłużej słuchać tych niepopartych niczym bzdur. Wyobraź sobie, że lekarze dopuszczają taką możliwość, jak zapomnienie ukochanej osoby. Czasami można zapomnieć nawet własną tożsamość. Nikomu nie życzę tego, co spotkało Heidi, bo to jak koszmar na jawie. Zresztą, to nie ma teraz żadnego znaczenia, bo Heidi właśnie zakończyła nasz związek. Możesz być dlatego spokojna, pośrednio osiągnęłaś swój cel i ocaliłaś mnie przed tym domniemanym cierpieniem. Pewnie się z tego cieszysz - ironizuję.
- Co takiego? Heidi się z tobą naprawdę rozstała? - dziewczyna wydawała się nie dowierzać w otrzymane informacje. - Jakim cudem się na to zdobyła? Myślałam, że będzie się ciebie kurczowo trzymać, zwłaszcza teraz, gdy potrzebuje pomocy.
- Owszem, zdobyła się. Zrobiła to podobno dla mojego dobra, ale wiesz co? Dzięki temu cierpię o wiele bardziej. Najlepiej by było gdyby wszyscy w końcu przestali decydować za mnie i uważać, że wiedzą, co dla mnie najlepsze. To się tyczy przede wszystkim ciebie - wymijam Eileen uważając, że nasza rozmowa jest definitywnie zakończona. Nie miałem jej nic więcej do powiedzenia, a i nie zamierzałem więcej słuchać tych nielogicznych wywodów dziewczyny.
- Rozumiem, że w obecnej sytuacji mam się natychmiast wynieść? - pytanie zadane całkowicie zrezygnowanym głosem, zatrzymuje mnie tuż przy drzwiach prowadzących do sypialni. Biorę głęboki wdech na uspokojenie i odwracam za siebie. Spoglądając na podłamaną i zagubioną Eileen, która chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
- Nie wiem. Rób, co chcesz. Nie mam aktualnie siły na roztrząsanie kwestii twojego domniemanego lokum. Będę u siebie - zdawałem sobie sprawę, że zdecydowana większość osób wyrzuciłaby Eileen po czymś takim i to ze sporym rozmachem. W pełni się to jej należało, ale ta zakorzeniona wewnątrz mnie chęć pomocy innym, za nic mi na to nie pozwalała. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby z mojej winy wylądowała na ulicy i coś się jej stało. Miała jednak ostatni tydzień okresu ochronnego, a jeśli znowu coś stanie na przeszkodzie w wyprowadzce, będzie musiała sobie radzić od tej pory sama.
- Tak bardzo ci dziękuję i jeszcze raz bardzo przepraszam. Nie powinnam była ingerować w cokolwiek. Żałuję tego i chciałabym to cofnąć. To w końcu twoje życie - przeprosiny Eileen niewiele dla mnie znaczą. Wątpiłem, czy kiedykolwiek będę w stanie zapomnieć jej te wszystkie bezsensowne poczynania i zamiary. - Jesteś najlepszym człowiekiem pod słońcem. Obiecuję, że za tydzień stąd znikam, a przez ten czas postaram się nie sprawiać żadnych problemów. Miłego odpoczynku po podróży. Powinieneś się porządnie wyspać - natychmiast się rozpromienia, posyłając mi pełen radości uśmiech. Widząc go, zaczynałem powoli żałować, że zgodziłem się na jej pozostanie. Wolałem dlatego nie komentować tego niewytłumaczalnego entuzjazmu w żaden sposób. Licząc, że przez następne dni rzeczywiście nie będziemy sobie zbytnio wchodzić w drogę i jakoś przetrawimy swoje wzajemne towarzystwo.
Kładę się na łóżku, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo byłem wykończony. Mimo to sen ani myślał nadejść. W ostatnim czasie był dla mnie dobrem luksusowym, które udawało mi się zdobyć niezwykle rzadko i na bardzo krótki czas. Zaczynam więc bezsensownie wpatrywać się w sufit, a nawał myśli staje się jak zwykle praktycznie od razu zbyt przytłaczający. Dodając do tego desperacką tęsknotę za Heidi i brak perspektyw na naszą dalszą przyszłość. Mam niemal ochotę krzyczeć z rozpaczy i niezrozumienia, dlaczego to wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób. Nie było sensu się dalej oszukiwać, znajdowałem się w emocjonalnej rozsypce i nie miałem bladego pojęcia, jak się z niej pozbierać. Jak niby miałem wrócić do normalnego życia i swojego codziennego rytmu, skoro wszystko wydawało się takie puste i pozbawione sensu. Wszystkie dotychczas ważne dla mnie rzeczy, nagle straciły na znaczeniu. Nigdy bym nie przypuszczał, że kilka tygodni może tak bardzo odmienić człowieka i sprawić, że przestaje on traktować dotychczasowe życie, jak swoje własne. Mając wrażenie, że przeżywała je zupełnie inna osoba od tej, którą byłem teraz.
26.04.2021
Parkuję przed rodzinnym domem. Opierając dłonie na kierownicy, dostrzegam swoje odbicie w lusterku, wyglądające jak siedem nieszczęść. Staram się dlatego wziąć w garść i przynajmniej udawać radzącego sobie z ostatnimi wydarzeniami, które zburzyły całą moją, wydawać by się mogło dość dobrze poukładaną rzeczywistość. Za nic nie chciałem dodatkowo martwić rodziców swoim nie najlepszym stanem. W ostatnim czasie mieli i tak wystarczająco wiele zmartwień na głowie z mojego powodu. Nie potrzebowałem również pustych słów obiecujących, że wszystko jakoś się ułoży, które słyszałem od każdej bliskiej mi osoby. Ja już w to nie wierzyłem. Tak jak w szczęśliwe zakończenie całej tej historii. Jedyną pocieszającą myślą było to, że za chwilę zobaczę Effiego, za którym niezwykle mocno się stęskniłem. Cieszyłem się, że znowu będziemy tworzyć zgrany duet zdany na siebie. Jego nieustanna obecność mogła okazać się dla mnie wyjątkowo zbawienna. Obowiązki związane z opieką nad Effim mogły mi pomóc z powrotem także do innych rutynowych codziennych czynności, na które obecnie nie miałem najmniejszej ochoty.
Próbuję wykrzesać z siebie ostatkiem sił pogodny wyraz twarzy. Mając nadzieję, że dam radę utrzymać tę sztuczną maskaradę przez cały pobyt w rodzinnym domu. Po czym pukam do świetnie znajomych drzwi, przysłuchując się głośnemu i wesołemu szczekaniu, które od razu przywołuje na moje usta szczery uśmiech. Wyglądało na to, że od czasu naszego ostatniego spotkania, Effi zdecydowanie wydoroślał. W końcu zapamiętałem jego próby szczekania jako piskliwe kwilenie, po którym aktualnie nie było żadnego już śladu. Zapewne także mnóstwo innych rzeczy uległo zmianie, a kolejne dni będą świetną okazją do zapoznania się i przyzwyczajenia do nich.
Ledwie moja kochana rodzicielka zdąży uchylić drzwi, a zostaję niemal zwalony z nóg przez całkiem sporego już psiaka w niczym nieprzypominającego tej małej puchatej kulki sprzed kilku tygodni, który wprost szaleje z radości na mój widok. Takiego przywitania nie spodziewałbym się nawet w najśmielszych wyobrażeniach.
- Effi, jak ty wyrosłeś. Chodź tutaj szybko - kucam, biorąc w ramiona swojego kochanego pupila, który od razu zabiera się za przyjazne lizanie mnie po twarzy. Wywołując we mnie głośny śmiech rozbawienia. - Ja też za tobą bardzo tęskniłem. Obiecuję, że więcej nie rozstaniemy się już na tak długo - przytulam go z czułością i niemymi przeprosinami mocno do siebie, a następnie stawiam na podłodze. Zaczynając głaskać jego miękką i niezwykle przyjemną w dotyku sierść, co przyjmuje ze sporym zadowoleniem.
- Twoja obecność to pewnie spełnienie jego największych marzeń. Staraliśmy się z tatą zapewnić mu wszystko, co potrzebne, aby czuł się u nas jak najlepiej. Mimo to nic nie było w stanie w pełni zrekompensować mu nieobecności ukochanych właścicieli - mama obejmuje mnie lekko na powitanie, a ja od razu zaczynam myśleć o Heidi. Byłem pewien, że Effi oszalałby ze szczęścia na jej widok. Łączyła ich przecież wyjątkowo silna więź, którą można było dostrzec już na pierwszy rzut oka.
- Postaram się mu wynagrodzić wszystkie niedogodności w najbliższych dniach. Na pewno niczego mu nie zabraknie - zapewniam mamę.
- Nie wątpię w to. Poza tym cieszę się, że mogę cię nareszcie zobaczyć. Martwiłam się o ciebie - dodaje z troską, gdy przechodzę za nią w głąb domu.
Siadam na niezwykle wygodnej sofie w salonie, która od niepamiętnych czasów była moim ulubionym meblem w tym domu. Z wielką ochotą przyjmując od mamy talerzyk z kawałkiem jej popisowego ciasta. Mogłem nie mieć apetytu, ale nawet to nie było w stanie powstrzymać mnie przed skosztowaniem tej pyszności.
- Jak się w ogóle masz, synku? Radzisz sobie jakoś z całym tym bałaganem, który wywołał ten nieszczęśliwy wypadek? - zdawałem sobie sprawę, że nie ominiemy tego tematu w naszej rozmowie, ale nie sądziłem, że tak szybko zostanie on poruszony.
- Jest znośnie. Wiem, że muszę się pogodzić z decyzją Heidi i wrócić do normalnego funkcjonowania. Trochę mi to pewnie zajmie, ale nie musisz się martwić, poradzę sobie - zapewniam ją, starając się przekonać do tego również siebie. Czas przecież nie stał w miejscu, to cierpienie musiało kiedyś przestać przybierać na sile.
- Wiem, że sobie poradzisz. Jesteś i tak niezwykle dzielny. Wierzę mimo wszystko, że to jeszcze nie koniec historii waszej dwójki. Tak bardzo pragnęłam, aby się wam udało. Żaden twój związek nie wywołał u mnie takiej aprobaty. Heidi to wspaniała dziewczyna. Idealnie do siebie pasujecie - moja rodzicielka wydawała się być bardzo niepocieszona naszym nagłym rozstaniem. - Strasznie jej współczuję tego, przez co musi przejść. Życie czasami bywa tak bardzo niesprawiedliwe - mam wrażenie, że zaczynam dostrzegać w jej oczach łzy, dlatego szybko chwytam ją za dłoń i posyłam pokrzepiający uśmiech. Nie zniósłbym widoku płaczu mamy.
- Ponowne mieszkanie z Eileen jest znośne? - po wymienieniu uwag odnośnie upierdliwego sąsiada mieszkającego obok, wysłuchaniu opowieści o najnowszych dziwactwach cioci Helen i upartości dziadka Harolda odnośnie kontrolnych badań u lekarza. Nasz temat nieoczekiwanie schodzi na moją niezbyt chcianą współlokatorkę.
- Właściwie to się nie widujemy. Od wczoraj mnie wyraźnie unika. Mnie to pasuje - wzruszam ramionami. Przyjąłem z ulgą taką taktykę zastosowaną przez Eileen. Była ona o wiele lepsza od naprawiania na siłę naszych popsutych stosunków. - Ten tydzień minie pewnie w mgnieniu oka i nareszcie zostanę sam z Effim.
- Zapewne jest jej niezręcznie. Helen ostatnio mi mówiła, że żaliła się, jak bardzo jest jej wstyd z powodu czegoś, co zrobiła. Nie znam jednak szczegółów - szczerze dziękowałem cioci, że nie podzieliła się z mamą rewelacjami dotyczącymi Eileen. Im mniej osób wiedziało o jej beznadziejnych teoriach tym lepiej dla niej samej.
- Ja znam je za to doskonale, ale to nieważne. Jakoś to załatwię - uspokajam ją.
- Pamiętaj jednak, że nie jesteś nic winien tej dziewczynie. Nie jesteś wobec niej w żaden sposób zobowiązany - mama patrzy na mnie z niezrozumiałym dla mnie ostrzeżeniem. Jakby wiedziała dużo więcej ode mnie w tej sprawie.
- Będziemy się zbierać - postanawiam dłużej nie przeciągać tej wizyty.
- Już? Myślałam, że zostaniesz na obiad - wydawała się być niepocieszona.
- Innym razem. Nie przejmuj się, niedługo znowu wpadnę. Za nic nie przegapiłbym przecież twoich urodzin - staram się ją udobruchać, zaczynając wołać Effiego z ogrodu, który wyśmienicie się tam bawił.
- Niech będzie. Gdyby jednak wydarzyło się coś istotnego, informuj nas o tym na bieżąco - żąda ode mnie zapewnienia.
- Będę pamiętał. Do zobaczenia, mamo - przytulam ja lekko na pożegnanie. - Idziemy, Effi. Czas wrócić do domu - następne słowa kieruje do swojego podopiecznego, co kwituje pełnym aprobaty merdaniem ogonem.
Zamykam za sobą drzwi, odpinając smycz Effiego. Pozwalając mu wybrać się na wędrówkę po znajomych kątach, do których udaje się z wielką ochotą i zapewne nadzieją, że ktoś jeszcze będzie w nich na niego czekać, tak jak powinno to normalnie wyglądać. Zamiast tego Effi kończy swoją przechadzkę w kuchni, gdzie coś wyjątkowo mocno mu się nie podoba.
- Och, już jesteście. To się nawet świetnie składa. Przygotowałam dla nas obiad, a dla Effiego kupiłam jego ulubione przysmaki - Eileen wita nas w wyśmienitym humorze. Starając się wcisnąć Effiemu małą przekąską, którą przyjmuje dopiero po dłuższym momencie i to ze sporą nieufnością. - Chciałabym, aby się do mnie przekonał. Uwielbiam tego psiaka i tak wiele bym oddała za możliwość zabawy z nim. Siadaj do stołu, Stefan. Za chwilę zacznę nakrywać.
- To nie będzie konieczne. Nie musiałaś się tak fatygować. Sam bym sobie coś przyrządził - staram się wykręcić ze wspólnego posiłku, nie mając na to najmniejszej ochoty. Za to Eileen zachowywała się tak, jakby nic się nie stało i nadal bylibyśmy przyjaciółmi.
- Proszę cię, nie odmawiaj mi. Zrobiłam ten obiad, bo chciałam, abyśmy te kilka następnych dni spędzili mimo wszystko w dobrej atmosferze. Mam zamiar naprawić, to co zepsułam i stopniowo odzyskiwać twoje zaufanie. Za nic nie mogę stracić takiego przyjaciela, jak ty - zaczyna nerwowo bawić się suwakiem od swojej bluzy porządnie poplamionej jakimś sosem. - Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe, ale zamierzam spróbować. Mógłbyś mi to odrobinkę ułatwić? - przybiera proszący wyraz twarzy, a ja zaczynam powoli kapitulować. Niezwykle przyjemne zapachy dochodzące z saganków miały na to decydujący wpływ.
- Dobrze, zjedzmy wspólnie, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele - nie miałem zamiaru osłabiać ani na sekundę swojej czujności. Za grosz nie ufałem Eileen. Miałem jedynie nadzieję, że tym razem to nie była żadna gierka z jej strony i rzeczywiście jedyne czego chciała to naprawienie naszej relacji, na co się jednak w najbliższej przyszłości nie zanosiło.
💖💖💖
28.04.2021
Opieram się lekko o ścianę, starając opanować swój przyśpieszony oddech i sporą zadyszkę, które pojawiły się po pokonaniu zaledwie kilku schodów, prowadzących tutaj. Zaczynając rozglądać się po tym małym, ale niezwykle przytulnym mieszkanku usytuowanym tuż nad restauracją Sophie, w którym miałam tymczasowo zamieszkać, przynajmniej do zakończenia mojej rekonwalescencji i względnego poukładania rozsypanego w pył życia. O żadnych sprzeciwach z mojej strony, nawet nie mogło być zresztą mowy. Na nic by się nie zdały w starciu z upartością kilku dość dobrze już znanych mi osób, które najchętniej nie spuszczałyby mnie z oka w obawie, że nadal coś może się mi stać, choć cały zespół lekarzy zapewniał niejednokrotnie, że uraz głowy goi się prawidłowo i nic już nie zagraża mojemu życiu. Cudem było, że udało mi się chociaż wywalczyć samodzielne zamieszkanie, a nie przenosiny do Sophie i Halvora, co zakładał ich pierwotny plan. Ogromnie cieszyłam się, że po tych dłużących się niemiłosiernie tygodniach, pozwolono mi nareszcie opuścić mury szpitala i wrócić do choćby pozorów normalnego życia. Liczyłam, że to choć trochę poprawi mój koszmarny nastrój z ostatnich dni, kiedy to nie miałam na nic ochoty, czując się niezwykle mocno sfrustrowana i zagubiona w tej wyjątkowo dziwnej rzeczywistości, niczym z krzywego zwierciadła. Bałam się przyznać przed samą sobą, że najprawdopodobniej przyczyną tego była tęsknota za kimś, za kim nie powinnam była nigdy tęsknić, bo wydawało się to zupełnie nielogiczne i absurdalne. Mimo to brakowało mi Stefana i poczucia, że zawsze jest gdzieś blisko. Mogliśmy nie potrafić ze sobą rozmawiać i czuć niekomfortowo w swoim towarzystwie, ale świadomość jego obecności w jakiś pokręcony sposób napawała mnie dziwnym spokojem, którego teraz odczuwałam zdecydowany brak. Nieustannie przekonywałam jednak samą siebie, że tak jest o wiele lepiej przede wszystkim dla niego. Powrót do dawnego życia był mu już od dawna niezwykle potrzebny, a ja musiałam sama uporać się ze swoimi demonami i stawić czoła tej przeklętej amnezji, która wywróciła wszystko do góry nogami. Nikt za mnie nie odnajdzie właściwej drogi, którą powinnam zacząć teraz podążać, aby odzyskać tak dawno niewidzianą radość z życia.
- Dobrze się czujesz? - Sophie dołącza do mnie, przypatrując się mi ze strachem w oczach, przywracając tym samym gwałtownie do rzeczywistości.
- Nie bój się. Wszystko jest dobrze. Po prostu się zmęczyłam. Moja kondycja jest w fatalnym stanie. Zdecydowanie muszę zacząć nad nią pracować - posyłam jej uspokajający uśmiech.
- Powinnaś odpocząć. Lekarz kazali ci się przez następne dni mocno oszczędzać - przypomina, co kwituję tylko dyskretnym przekręceniem oczami.
- Od dawna nikt tu nie mieszkał, może więc panować lekki zaduch. Przepraszam też, że nie zdążyłam dokładnie posprzątać. W ostatnich dniach miałam trochę na głowie i się nie wyrobiłam - patrzę na Sophie z politowaniem, doskonale wiedząc, że w mieszkaniu panuje nieskazitelny porządek. Jej perfekcjonizm nie pozwoliłby, aby było inaczej.
- To twoja oficjalna wersja, a prawdziwa jest pewnie taka, że sprzątałaś tu cały wczorajszy dzień. Nie dam się nabrać. Zdążyłam cię już trochę ponownie poznać - nie daję się zwieść. - Przypominam ci jednak, że ty również powinnaś uważać na siebie i zbytnio się nie przemęczać. Upominasz mnie, a o sobie w ogóle nie myślisz.
- Nieprawda. Przecież uważam na siebie. Zawsze mogło to jednak lepiej tutaj wyglądać - rozgląda się krytycznie po wnętrzu, zapewne w poszukiwaniu jakiegoś niewidzialnego kłębka kurzu.
- Sophie, przestań! Jest idealnie. Niepotrzebnie się tak fatygowałaś. Sama mogłabym tu stopniowo uprzątnąć. Poza nadrabianiem zaległości na studiach i bieżącą nauką nie będę miała co robić - nadal starałam się przemówić im wszystkim do rozsądku w kwestii tego, że nie muszą mnie we wszystkim wyręczać. Jak na razie odnosiłam spektakularną klęskę.
- Chyba żartujesz! Ty masz w najbliższych dniach wyłącznie leżeć w łóżku i wstawać jedynie, gdy to absolutnie konieczne, a nie sprzątać! Już ja tego dopilnuję - dziewczyna była nieprzejednana. Czasami miałam wrażenie, że jest nawet bardziej uparta ode mnie.
- Niczego innego się nie spodziewam. Na pewno będę miała wasze kontrolne wizyty co kwadrans. Na całe szczęście zdążyłam do nich przywyknąć w szpitalu - śmieję się z ich nadopiekuńczości, zmierzając następnie posłusznie w stronę łóżka, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście powinnam trochę odpocząć.
- Gdyby czegoś ci brakowało od razu mów. Pamiętaj też o połknięciu popołudniowej dawki leków - kiwam głową na znak zgody. Nie chcąc się dłużej przekomarzać, bo i tak stałam na straconej pozycji.
- Wracaj do pracy. Therese na pewno cię potrzebuje - przypominam uprzejmie Sophie, że nadchodziły godziny, gdzie restauracja będzie tętnic pełnym życiem i zacznie się prawdziwe oblężenie stolików.
- Dobrze. Wpadnę do ciebie później - zaczyna się żegnać, gdy o czymś sobie przypomina. - Zapomniałabym. Na komodzie leżą te albumy ze zdjęciami, o które prosiłaś. Nie jest ich za wiele, ale resztę masz na dysku. Mam ogromną nadzieję, że w czymś pomogą - to był jeden z ostatnich pomysłów mojej byłej już terapeutki, która zakładała, że obrazy zachowane na zdjęciach, mogą przywołać związane z nimi wspomnienia.
- Dziękuję. Na pewno niedługo zacznę je przeglądać. Będę mieć pewnie do nich masę pytań - liczyłam, że Sophie odpowie na wszystkie moje pytania i opowie ze szczegółami historie zdjęć, które się za nimi kryły.
- Możesz na mnie liczyć. W tej kwestii jestem zawsze do usług - macha mi na pożegnanie w pośpiechu zbiegając ze schodów. Czując zapewne, że w kuchni panował już niezły młyn.
Otwieram swojego laptopa, przeglądając pocztę, na której znajdowała się kolejna porcja notatek przysłanych przez niezawodnych Katinkę i Domenico. Byłam im niezmiernie wdzięczna, że mimo powstałych okoliczności nadal bez żadnego zawahania pomagali mi we wszystkim, o co tylko zostali poproszeni. Zupełnie nie zważając na to, że ich nie pamiętam. Nie miałam nawet pojęcia, jak wyglądają na żywo, co niekiedy mocno bawiło Katinkę i dawało jej powody do sporych żartów. Nikt inny nie umiał lepiej rozładować atmosfery niż ona, gdy tylko zaczynało się robić niekomfortowo. Najbardziej pocieszający był jednak fakt, że uczelnia w Salzburgu ze względu na ten cały wypadek i jego konsekwencje oraz stan mojego zdrowia, w drodze wyjątku zgodziła się dopuścić mnie do końcowych egzaminów bez obowiązku udziału w zajęciach. Dzięki temu, gdy uda mi się wszystko jakimś cudem zdać, uniknę powtarzania roku i bez żadnych przeszkód będę mogła rozpocząć kolejny tutaj w Oslo. To była chyba jedyna rzecz, która nie została całkowicie zniszczona przez ten okropny wypadek. Od jutra miałam dlatego zamiar wziąć się porządnie do nauki, aby zacząć nadrabiać dość spore zaległości. Musiałam zawalczyć i nie stracić przynajmniej swojego ostatniego marzenia o skończeniu wymarzonych studiów. Poza tym po cichu liczyłam, że poświęcenie się nauce i skoncentrowaniu głównie na niej, pomoże mi pozbyć się tych wszystkich męczących myśli, które niekiedy zbyt mocno mnie przytłaczały i dołowały.
Robiąc sobie krótką przerwę w kompletowaniu i porządkowaniu otrzymanych notatek oraz listy niezbędnych mi podręczników do przerobienia. Zabieram się do przejrzenia i rozpakowania, choć części rzeczy ze szpitala. Przypadkowo natrafiając między ubraniami na bransoletkę, której wcześniej nie widziałam na oczy. Nie miałam nawet pojęcia, czy należy ona do mnie. Przyglądam się jej dlatego niezwykle uważnie, dostrzegając wiszące na niej dwie litery i symbol nieskończoności, co niemal doprowadza mnie do płaczu. Doskonale wiedziałam już, że była moja i co takiego symbolizowała. Byłam również prawie pewna, od kogo ją kiedyś dostałam. Zauważając małą plamę krwi na bransoletce, zaczynam powoli rozumieć, że musiałam mieć ją na sobie w dniu wypadku. Widocznie w tamtym życiu przed amnezją, była dla mnie bardzo ważna. Kierowana więc dziwnym przeczuciem, zapinam ją na powrót na swoim lewym nadgarstku z dziwnym poczuciem, że to właśnie było dla niej jedyne właściwe miejsce.
Zamykam notatki dotyczące sztuki XIX wieku. Przecierając zmęczone od ekranu oczy. Zmęczona rewelacjami dzisiejszego dnia, staję się coraz bardziej senna, aż w końcu zasypiam z tą upierdliwą masą wątpliwości i niepewności co do mojej dalszej przyszłości, która nadal była wyjątkowo mocno niepewna i nieznana.
💖💖💖
30.04.2021
Dzwonię krótko dzwonkiem do drzwi. Cierpliwie czekając, aż któreś z przyjaciół raczy mi otworzyć, choć o wiele bardziej wolałbym, aby tym razem był to gotowy do wyjścia Michael. Wątpiłem, aby Inge ochłonęła już po naszej wczorajszej sprzeczce, podczas której to w niewybrednych słowach wyjaśniła mi, co myśli o mojej zgodzie na zostanie Eileen w moim mieszkaniu przez następne kilka dni. Oczywiście, żebym nie miał za łatwo w progu mieszkania po otwarciu drzwi wita mnie akurat kamienna twarz Inge.
- Cześć, piesku. Jak ty wyrosłeś. Cieszysz się, że zostajesz dziś ze mną? Na pewno tak. W końcu jestem twoją ulubioną opiekunką - blondynka słodzi Effiemu, zupełnie ignorując moją obecność.
- Dziękuję, że zgodziłaś się z nim posiedzieć te parę godzin. Zostawiłbym go w mieszkaniu, gdybyśmy byli sami. W obecnej sytuacji wolałem jednak nie ryzykować - staram się zwrócić na siebie uwagę Inge. Przy okazji przeklinając guzdranie się Michaela, który już dawno powinien naszykować się na trening. Zapewne znowu spóźnimy się przez niego. Dokładnie tak samo, jak miliony razy na przestrzeni ostatnich lat. - Mogę wejść, czy mam za karę stać na zewnątrz? - uśmiecham się przekornie do przyjaciółki, gdy zauważam, jak próbuje zachować wobec mnie oziębłą postawę.
- Doceń moje dobre serce i wchodź. Robię to i tak głównie dla Effiego - przepuszcza mnie w wejściu, zapraszając następnie do kuchni, gdzie niemal całą wyspę kuchenną zajmowały niezbędne do pracy dziewczyny materiały. - Napijesz się kawy? Michaelowi pewnie trochę się jeszcze zejdzie, zanim będzie gotowy do wyjścia - proponuje ku mojemu zdziwieniu.
- Stefan, za pięć minut wychodzimy, obiecuję. Przepraszam, ale trochę zaspałem - z głębi mieszkania dochodzi do mnie głos przyjaciela. Czy on kiedyś nauczy się punktualności? Ile razy można przerabiać ten sam scenariusz.
- Zakład, że zajmie mu to przynajmniej kwadrans? - Inge szepcze do mnie konspiracyjnie, a ja oddycham z ulgą, że złość na mnie zaczynała jej widocznie powoli mijać. Nie cierpiałem, gdy były między nami jakieś niesnaski.
- Przyjmuję. Obstawiam jednak, że potrzebne mu będzie co najmniej dwadzieścia minut.
- Aż tak nie wierzysz w przyjaciela? - podpuszcza mnie lekko rozbawiona.
- Lata doświadczeń, moja droga - odpowiadam jej z zupełną pewnością. Mimowolnie przypominając sobie, ile to razy wpadaliśmy przez Michaela w kłopoty przez jego brak organizacji czasu. Ja w przeciwieństwie do niego przynajmniej opracowałem ekspresową metodę wychodzenia z domu, gdy już zdarzyło mi się zaspać.
- Inge, proszę cię, nie gniewaj się już na mnie. Ja naprawdę panuję nad sytuacją. Eileen za cztery dni przenosi się do siebie i to będzie raczej zupełny koniec kontaktów między nami. Choćby nie wiem jak chciała niczego u mnie nie ugra - zapewniam ją któryś raz z rzędu. Mając dość tego niepotrzebnego nieporozumienia.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ona tak po prostu się zaraz od ciebie wyprowadzi. Nie po to od początku kombinowała, aby odejść z pustymi rękoma. Stefan, dlaczego ty nie widzisz tego, że ona chce ciebie dla siebie. Nie dość dowodów już na to dostałeś? To jest takie oczywiste - Inge nadal uparcie twierdziła, że Eileen była we mnie ślepo zakochana. Ja natomiast uważałem zgoła inaczej. Wątpiłem, aby te irracjonalne działania były poparte miłością do mnie. Traktowałem to raczej jako nadmierna i niepotrzebna troska lekko zaborczej przyjaciółki. Czy Eileen potrafiłaby aż tak dobrze kryć się z głębszymi uczuciami, aby do tej pory się z nimi nie zdradzić? Szczerze w to wątpiłem.
- Nawet jeśli jakimś cudem okazałoby się to prawdą, to i tak nic z tego, bo ja do niej niczego nie czuję. Od zawsze była dla mnie jak siostra i to się nigdy nie zmieni. Poza tym dla mnie liczy się tylko Heidi i na pewno nie popełnię drugi raz tego samego błędu, jaki zrobiłem gdy poznałem Nelle. Możesz być spokojna. Nie będę szukał zastępstwa swojej prawdziwej miłości po raz kolejny. To nic by nie dało poza niepotrzebnymi problemami. Skończyłoby się identycznie, jak w przypadku Nelle - staram się przekonać dziewczynę do swoich słów, licząc że im zawierzy i mi odpuści.
- Stefan, to nie tak, że nigdy nie zaakceptowałabym innej dziewczyny u twojego boku niż Heidi. Oczywiście wolałabym widzieć was zawsze razem niż osobno, ale to musi być decyzja waszej dwójki i nikogo innego. Obydwoje jesteście moimi przyjaciółmi i najważniejsze jest dla mnie wasze szczęście. Gdyby więc jakaś inna bardziej cię uszczęśliwiła, to droga wolna. Tak samo tyczy się to Heidi. Od samego początku czułam jednak, że Nelle ci go nie zapewni i jestem pewna, że Eileen również. Pamiętaj, że intuicja niezwykle rzadko mnie zawodzi, a do tych dwóch od początku mam same złe przeczucia. Eileen nie ufam tylko o odrobinkę mniej niż Nelle, a to nie wróży za dobrze. Wiem, że to twoja przyjaciółka z dzieciństwa, ale nic na to nie poradzę.
- Rozumiem, że możesz jej nie ufać. Dała do tego nam ogrom powodów. Obiecuję mimo to, że Eileen nie namiesza w moim życiu - zapewniam z pełną powagę Inge. - Między nami zgoda? - pytam przymilnie, chcąc wykorzystać okazję, jaką była ta szczera rozmowa między nami.
- Zgoda. Wiesz, że nie potrafię się na ciebie długo złościć. Z premedytacją to za każdym razem wykorzystujesz - śmieje się, podając mi kubek z pysznie pachnącą kawą.
- Masz jakieś nowe wieści od Heidi? - dopijając kawę, mimowolnie poruszam ten niezwykle bolesny temat, nie potrafiąc odmówić sobie zdobycia jakichś informacji.
- Bądź spokojny, radzi sobie. Z każdym dniem od wyjścia ze szpitala nabiera coraz więcej sił. Niedługo rozpoczyna również spotkania z nowym terapeutą. Ona naprawdę niezwykle mocno walczy o odzyskanie pamięci. Wiem, że jest gotowa na wszystko, aby sobie tylko cokolwiek przypomnieć - cieszyło mnie, że zdrowie Heidi wraca do równowagi. To było w tym wszystkim najważniejsze. Dalsza możliwość prowadzenia przez nią normalnego życia.
- Możemy już iść - Michael dołącza do nas z prędkością światła dokładnie dwadzieścia jeden minut później od swoich zapewnień, patrząc z niedowierzaniem na zegarek wskazujący niebezpiecznie późną godzinę. - Pośpiesz się, Stefan. Jeśli się spóźnimy, będziemy mieć przechlapane - niemal ciągnie mnie do wyjścia, a ja już w myślach przygotowuję się na porządny wycisk. Wiedziałem, że powrót do formy trochę mi zajmie, ale to był ostatni dzwonek, abym w ogóle myślał o porządnych wynikach w następnym sezonie.
- Ciekawe przez kogo - komentuję pod nosem, mając ochotę głośno się roześmiać z porannej nieporadności Michaela.
- Śniadanie! Czy ty musisz zawsze o wszystkim zapominać? - Inge dogania nas w korytarzu, wręczając mu pudełko z jedzeniem.
- Dziękuję, kochanie. Co ja bym bez ciebie zrobił? - całuje ją czule, kompletnie zapominając, że tak bardzo się jeszcze sekundę temu śpieszył.
- Marnie byś zginął - Norweżka idealnie podsumowuje mojego przyjaciela, gdy tylko się od siebie w końcu odsuwają.
- Michi, nie dorobiłeś się jeszcze żony, a już masz codziennie szykowane śniadanka? Ty to potrafisz się jednak ustawić - żartuję, trochę mu mimo wszystko zazdroszcząc, że ma kto o niego dbać.
- Muszę cię trochę rozczarować, ale Michael wcale nie ma tak słodko. To tylko moja drobna rekompensata za to, że to najczęściej na mnie czeka pyszne śniadanie. Widzisz, Stefan w naszym związku panuje równouprawnienie, jakbyś jeszcze nie wiedział. Codzienne szykowanie przeze mnie śniadań nigdy nie wchodziło w grę - blondynka bardzo szybko mnie ripostuje, pozbawiając większych złudzeń.
- Małżeństwo też będziecie mieli takie nowoczesne? O ile do niego dojdzie. Ustalicie w końcu jakąś datę ślubu? - wybucham głośnym śmiechem, nie mogę się zwyczajnie powstrzymać, widząc ich mordercze miny skierowane w moją stronę.
- Czasami mam wrażenie, że czekasz na niego bardziej od nas - Michael odgryza mi się bez zastanowienia.
- Oczywiście, że tak. Już od dawna planuję wynajęcie kilku fotografów, aby uwiecznili ten wiekopomny moment, gdy mówicie sobie sakramentalne tak i to z każdej możliwej strony. Przecież to będzie cud stulecia, że Inge da się zaobrączkować, a Michael w ogóle stanie przed ołtarzem - swoje żarty przyprawiam dość mocnym uderzeniem Inge w moje ramię. Było jednak warto się poświęcić.
- Czy z twoją głową wszystko na pewno w porządku? Mam co do tego coraz większe wątpliwości - słyszę na odchodne od dziewczyny.
- Bez wątpienia. Zresztą, za to mnie tak uwielbiacie - odpowiadam z udawanym samouwielbieniem.
- Nie wiem, kto ci naopowiadał takich głupot. Czas cię chyba uświadomić, że my ledwo cię tolerujemy - Michael przybija sobie piątkę z Inge. Zadowolony, że miał tym razem ostatnie słowo. Miło było zaczynać dzień w dobrym humorze. Tym bardziej że od dawna mi się to nie zdarzało.
💖💖💖
10.05.2021
Rozglądam się z niemałym zaciekawieniem i ekscytacją po okolicy, gdy tylko Malcolm znajduje w końcu wolne miejsce i parkuje swój samochód. Gabinet mojego nowego terapeuty, który zbierał same dobre opinie, mieścił się w jednej z najlepszych dzielnic miasta w ogromnym całościowo przeszklonym budynku, który na pewno krył w sobie niezwykle nowoczesny i kosztowny wystrój. Miałam tylko nadzieję, że ten cały splendor i przepych, a w szególności niemały koszt pierwszej sesji, rzeczywiście były czegoś warte i zostanie mi tu udzielona rzetelna i przynosząca jakieś skutki pomoc. Jeśli i tym razem się nie uda, będę musiała nieodwołalnie pogodzić się z niemocą odzyskania pamięci i w konsekwencji bezsensownej straty swoich oszczędności, które aktualnie były niezwykle mocno przydatne. Nie wyobrażałam sobie poradzenia bez tych pieniędzy, skoro o podjęciu jakiejkolwiek pracy na razie mogłam tylko co najwyżej pomarzyć.
- Na pewno chcesz iść sama? - Malcolm próbuje się upewnić.
- Jestem pewna. Pytałeś już o to trzy razy. Naprawdę nie trzeba mnie niańczyć. Jestem dużą dziewczynką - pozbawiam go złudzeń o towarzyszeniu mi, gdy zręcznie odpinam pas.
- W porządku. Zadzwoń więc, jak skończysz.
- Wiesz, że zadzwonię. Za nic nie byłabym jeszcze w stanie sama pokonać takiej trasy - zapewniam go z niezadowoleniem. Wprost marzyłam o kilku godzinach samotności na świeżym powietrzu i całkowitej wolności.
Chrząkam lekko, siedząc na tym niezwykle miękkim fotelu naprzeciwko mężczyzny w podeszłym już wieku, czekając, aż łaskawie zwróci na mnie swoją uwagę, na co się chyba nie zanosiło, mimo upłynięcia ponad pięciu minut od mojego wejścia do gabinetu. Już sam początek tej wizyty nie zwiastował niestety owocnej współpracy między nami. Nie znosiłam takiej ignorancji wobec drugiej osoby.
- Pani Heidi Iversen, zgadza się? - podnosi w końcu swój wzrok znad jakiegoś grubego tomiska z widocznym zadowoleniem. Miałam wrażenie, że zwyczajnie testuje moją cierpliwość.
- Tak, to ja - odpowiadam szybko z wiarą, że nareszcie przejdziemy do rzeczy.
- Muszę przyznać, że stanowi pani niezwykle ciekawy przypadek medyczny i spore wyzwanie, ale im trudniej tym lepiej, prawda? - traktowałam to bardziej jako pytanie retoryczne z jego strony, dlatego darowałam sobie odpowiedź. Dyskusja z tym mężczyzną raczej nie skończyłaby się niczym dobrym. - Na początek muszę poznać powód.
- Powód czego? - dopytuję, nie bardzo rozumiejąc. Ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza, a ja miałam wrażenie, że marnuję wyłącznie swój czas.
- Dlaczego tak naprawdę chce pani odzyskać pamięć? Co jest do tego główną motywacją? Każdy mój pacjent kierował się czymś innym. Bez tego nie zaczniemy, a powód wszystko, czy tak po prostu mnie nie interesują - ponownie pogrąża się w czytaniu tajemniczej dla mnie książki, tracąc mną całkowite zainteresowanie, co doprowadza mnie do irytacji. Tego było za wiele.
- Robię to głównie dlatego, że muszę przypomnieć sobie kogoś, kto prawdopodobnie był mi niezwykle bliski. Chyba dopiero wtedy poczuję się kompletna i na nowo zacznę żyć - po krótkim zastanowieniu, decyduję się powiedzieć prawdę. - Pomoże mi pan, czy będziemy zajmować się bzdurami?
- Chodzi o kogoś, z kim była pani w związku? - potwierdzam, dalej nie wiedząc, w czym rzecz. - A więc miłość. Świetnie, bo to najsilniejsza z możliwych motywacji. Czuję, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Ostrzegam już jednak na wstępie, że to będzie niezwykle trudna, wymagającą i niekiedy bardzo bolesna wędrówka. Na pewno pojawią się chwilę zwątpienia i rezygnacji, ale będzie musiała je pani przetrwać. Odzyskiwanie pełni pamięci może potrwać wiele długich tygodni. Czy jest pani na to gotowa? - zadaje mi to pytanie z niespotykaną często u nikogo powagą.
- Jestem gotowa na wszystko, co zdoła mi pomóc. Przejdę przez każde piekło, jeśli na jego końcu odzyskam swoje dawne życie - mówię bez śladu zawahania w głosie. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak obudzić się któregoś dnia z wypełnioną po brzegi wspomnieniami głową.
- W takim razie zaczynajmy - terapeuta posyła mi lekko złowieszczy uśmiech, który raczej nie zwiastował dla mnie miłej i radosnej sesji, a to przecież był dopiero początek.