18.10.2020
Budzi mnie potworny ból głowy i lekkie mdłości, które męczyły mnie chyba przez większość nocy, a przynajmniej tak podejrzewałam po jakiś mglistych przebłyskach wspomnień znad samego już rana, powoli pojawiających się w mojej nadal fatalnie pracującej głowie. W ustach za to czułam wyłącznie obrzydliwy smak kwaśnego i piekącego alkoholu. Miałam nieodparte wrażenie, że po prostu umieram i to ostatnie minuty mojego życia. Byłam wyczerpana i bolały mnie dosłownie wszystkie wnętrzności. Nigdy dotąd nie znajdowałam się raczej w gorszym stanie. Żadnej imprezy sprzed lat nie przypłaciłam takim fatalnym samopoczuciem o poranku, a przede wszystkim tak ogromnym moralnym kacem i cholernymi wyrzutami sumienia. Dobrze też wiedziałam, że wyłącznie na własne życzenie urządziłam sobie przeżywanie tego obecnego fizycznego i mentalnego piekła. Do nikogo innego poza sobą nie mogłam mieć żadnych pretensji.
Zdecydowanie wczoraj przesadziłam z ilością wypitych drinków, shotów i kto wie czego jeszcze. Po co mi to w ogóle było? Teraz gdy emocje po wczorajszym spotkaniu z przeklętą Nelle lekko opadły, zaczynałam żałować swojej próby szukania pocieszenia w alkoholu i towarzystwie Maxa, które i tak nic mi w konsekwencji nie dały. Usłyszane od niej słowa, wciąż bolały identycznie, jak za pierwszym razem. Osłabiając skutecznie moją i tak nikłą wiarę w samą siebie. Nic nie było w stanie zmienić tego, że czułam się gorsza od takich osób, jak na przykład, chociażby właśnie ona. Mających pozycję i szacunek wśród wszystkich znanych im osób. Nie miałam też wpływu na to, że Stefan okazał się zupełnie kimś innym, niż dotychczas myślałam. Nie mogłam żadnego z tych faktów zmienić, a swoim zachowaniem tylko potwierdzałam, że Nelle miała niestety rację i rzeczywiście jestem dziewczyną z najgorszych nizin społecznych. Żadna szanująca się kobieta nie poniżyłaby się tak, jak ja przed paroma godzinami. Co ja w ogóle chciałam przez to osiągnąć?
Kierowana jednak niedającym się niczym powstrzymać amokiem, w który wpadłam przez Nelle. Nie myślałam racjonalnie, co w konsekwencji doprowadziło mnie do popełnienia olbrzymiego błędu i to pewnie nie jednego. Na samą myśl o tym, co wczoraj zapewne wyczyniałam, znając moje możliwości, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Niczego nie ułatwiał też fakt, że od pewnego momentu wieczoru niewiele pamiętałam z toczących się wydarzeń. Wszystko mi się mieszało i zlewało w jedną nieskładną plątaninę obrazów i słów, których nie mogłam do niczego logicznie dopasować. To był po prostu jakiś koszmar! Nie miałam pojęcia, jak spojrzę samej sobie w oczy po czymś takim. Złamałam w końcu wszystkie dane sobie dawno temu obietnice dotyczące tego, że już nigdy w życiu nie będę poniżać swojej osoby i sprowadzać jej z premedytacją na samo dno. Nic jednak z tego nie wyszło i znowu w iście spektakularny sposób się na nim znalazłam. Wielkie brawa dla mnie i moich nieskończonych pokładów głupoty. Byłam najbardziej żałosną osobą pod słońcem. Nie umiejącą wyciągnąć żadnych wniosków z popełnianych przez siebie nieustannie jednych i tych samych błędów.
Przekręcam się na wznak, panicznie wprost bojąc otworzyć oczu. Byłam pewna, że gdy tylko to zrobię, ujrzę obce sobie i w dodatku pewnie zapuszczone mieszkanie oraz Maxa leżącego obok mnie, albo znajdującego się gdzieś w pobliżu. Z jego dorywczymi pracami i lenistwem nie mogłam liczyć na nic innego. Akurat to, że obiecałam mu nareszcie ulec w kwestii naszego współżycia ze sobą, pamiętałam jak na ironię doskonale. Na pewno więc skorzystał z tej możliwości i ubiegłej nocy dostał to, czego od dawana tak bardzo ode mnie pragnął. Zastanawiałam się, czy fakt, że absolutnie nic z tego nie pamiętam, nawet nie jest dla mnie w obecnej sytuacji lepszy. Przynajmniej łatwiej mi będzie o tym nie myśleć, mimo że już okropnie żałowałam, iż w ogóle do czegoś takiego dopuściłam. Przecież wcale tego nie chciałam, a już na pewno nie z nim. Głównie dlatego, że w pewnym momencie swojego życia nareszcie zrozumiałam, że coś takiego nie ma żadnego sensu bez jakichkolwiek uczuć, czułości, czy przede wszystkim zaufania.
Od zawsze jednak w chwilach załamania i największego zwątpienia robiłam rzeczy, których normalnie się brzydziłam albo gorliwie wyrzekałam. W ten sposób próbując udowodnić samej sobie, jak bezwartościowa i słaba jestem oraz przede wszystkim, że nie zasługuję na lepsze życie od tego, które wiodła moja matka. W niczym się od niej w końcu w takich momentach nie różniłam. Byłyśmy wtedy niemal identyczne. Tak samo upojone alkoholem, bez jakichkolwiek zahamowań, większych skrupułów, bezwzględne, a przy tym łatwe i zadowalające się jednonocnymi przygodami z kim tylko popadnie. Na całe szczęście to ostatnie zdarzało mi się najrzadziej i dotychczas spotkało tylko raz dawno temu. Wyłącznie to choć trochę mnie od mojej rodzicielki rozróżniało. Szkoda tylko, że nie tym razem przez cholernego Maxa. Co mnie w ogóle podkusiło, aby wplątywać się w jakąkolwiek znajomość z nim? Czy już zawsze będę wbrew swoim przekonaniom i poglądom zadawać z takimi osobami jak właśnie on? Zdecydowanie było ze mną coś nie tak. Byłam najzwyczajniej w świecie totalnie szurnięta.
Najczęściej po takim, czy innym incydencie brałam się natychmiast w garść i zaczynałam wszystko od nowa. Z olbrzymią wiarą, że to już był naprawdę ostatni raz. Starałam się potem jeszcze uparciej dążyć do osiągnięcia postawionych sobie celów i normalności. Trwało to tylko jednak do kolejnego punktu zapalnego, który prowadził w konsekwencji do podobnego wieczoru, jak ten poprzedni. To było jak błędne koło, z którego nadal nie potrafiłam się uwolnić. Mimo że jeszcze do wczoraj byłam przekonana, że to już od dawna za mną i nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobię. Wmawiałam sobie, iż wystarczająco się zmieniłam, aby do czegoś takiego więcej nie dopuścić. Chciałam być ponadto, a upływ czasu dawał mi do tego nadzieję. W końcu od prawie dwóch lat jakoś sobie radziłam i ani razu nie dałam się złamać jakiemuś przykremu wydarzeniu, aż nadszedł wczorajszy przeklęty dzień. Przez co mój zawód samą sobą był większy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaprzepaściłam tak niepowtarzalną szansę na definitywne poradzenie sobie ze swoją najgorszą słabością, jakim były takie bezsensowne i wyjątkowo wstydliwe występki, pojawiające się w momentach, gdy nie mogłam sobie poradzić z szalejącymi we mnie negatywnymi emocjami.
Zbieram się w końcu na odwagę i podnoszę powieki do góry. Przeżywając niemały szok, gdy zauważam, że znajduję się w swoim pokoju, ubrana grzecznie w piżamę, a wszystko dookoła mnie wygląda normalnie. Jakim cudem się w nim znalazłam? Czyżby ten wieczór jednak nie skończył się tak katastrofalnie, jak do tej pory myślałam? Oddycham chwilowo z niewyobrażalną ulgą. Po czym z delikatnym uśmiechem nakrywam twarz poduszką, starając cokolwiek przypomnieć. Zaczynając rozważać przeróżne opcje mojego dotarcia tutaj. Czy w przypływie jakiegoś chwilowego logicznego myślenia zrobiłam to sama? A może Inge z Michaelem wrócili wcześniej i mnie jakimś cudem odnaleźli? Byłam gotowa znieść nawet fakt, że ich okropnie zawiodłam, jeśli tylko powstrzymało mnie to przed wspólną nocą z niedawno poznanym Austriakiem. Musiałam zakładać też niestety najgorszą opcję, że to z Maxem wróciłam i wciąż, gdzieś tu się pałęta. Czego absolutnie sobie nie życzyłam. Nieoczekiwanie przed oczami stają mi też krótkie migawki z osobą Stefana w roli głównej. Jakieś zamieszanie w barze, w którym brał chyba udział, czy jak prowadzi mnie po schodach do mieszkania. To jednak było niemożliwe i pewnie tylko się mi przyśniło. Wprost modliłam się, aby tak było. Po tym, czego się o nim dowiedziałam, nie chciałam mieć z nim więcej niczego wspólnego. Bardzo szybko przestaję zresztą prowadzić te rozważania, czując że głowa zaczyna jeszcze mocniej mnie od tego boleć. Bez pomocy przeciwbólowych tabletek na pewno się dziś nie obejdzie. Na całe szczęście na tę niedzielę przypadał mój wolny dzień w kawiarni, bo za nic nie dałabym rady się w niej pojawić w aktualnym stanie.
Kierowana niedającą mi spokoju niepewnością, kto tak naprawdę znajduje się jeszcze w mieszkaniu oprócz mnie. Po kilku minutach zmuszam się do wstania z łóżka, aby rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Miałam wrażenie, że każdy postawiony przeze mnie krok przypominał ekstremalny wysiłek. Kara za moją wczorajszą głupotę chyba nie mogła okazać się większa. Otwieram po cichu drzwi od pokoju, nasłuchując jakichś podejrzanych odgłosów. Towarzyszy mi jednak zupełna cisza, sugerująca że jestem sama, co wprawia mnie w lekkie odprężenie i coraz bardziej utwierdza w przekonaniu, że minionej nocy nie zrobiłam niczego gorszego od upojenia się alkoholem, co było wyjątkowo mocno pocieszającą wiadomością.
Kieruję swoje kroki do kuchni z zamiarem napicia się wody i znalezienia potrzebnych mi tabletek przeciwbólowych. Mina bardzo szybko mi jednak rzednie, gdy zauważam krzątającego się po jej wnętrzu Stefana. Dosadnie mi tym uświadamiając, że wydarzenia z jego udziałem, wcale nie były zwykłym snem. Zatrzymuję się gwałtownie w progu, nie mając pojęcia, jak w ogóle powinnam się zachować. Dlaczego to właśnie on musiał być świadkiem mojego jednego z największych moralnych upadków? Dałam mu tylko tym sposobem kolejne powody do prześmiewczego traktowania mojej osoby.
- Witam wśród żywych, Szalona Imprezowiczko - odwraca się do mnie z poważnym wyrazem twarzy. Zupełnie niepasującym do wypowiedzianych słów. - Jak się czujesz? - pyta z udawaną troską. Czy on naprawdę myślał, że cokolwiek tym ugra?
- Czułabym się o wiele lepiej, gdybym nie musiała patrzeć na ciebie - mrużę gniewnie oczy, nie zamierzając udawać miłej. Niczym sobie na to nie zasłużył.
- Przykro mi, ale będziesz musiała się w takim razie trochę przemęczyć, bo nie wyjdę stąd, dopóki ze sobą normalnie nie porozmawiamy - informuje mnie z niespotykaną często u niego determinacją.
- My nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Wszystko jest jasne. Nelle wczoraj rozwiała wszelkie moje złudzenia odnośnie ciebie. Więcej już mnie nie omamisz - sięgam po butelkę z wodą, zaczynając łapczywie pić, a poczucie zranienia znowu daje o sobie porządnie znać. Naprawdę nie rozumiałam, jak można było być tak podłym człowiekiem, aby bez żadnych skrupułów bawić się uczuciami innej osoby.
- Widziałaś się wczoraj z Nelle? - dziwi się. - Heidi, zaszła jakaś ogromna pomyłka. Co takiego ci ona powiedziała, że wprost mnie nienawidzisz? - próbuje się usilnie dowiedzieć. Zapewne obawiając, że poznałam prawdę, która miała pozostać pewnie ich małą tajemnicą.
- Nic wielkiego. Opowiedziała wyłącznie o tym, czym dla ciebie była nasza relacja. Kim ja dla ciebie byłam, a potem upokorzyła do granic wszelkich możliwości, bo przecież tylko na to zasługuje podrzędna kelnerka z patologicznej rodziny - streszczam pokrótce, zaczynając następnie opowiadać wszystko z najmniejszymi szczegółami. Wprawiając Stefana raz po raz w prawdziwy szok. Kończę mówić drżącym z emocji głosem i ze łzami w oczach, które mimowolnie się pojawiły po powrocie do tego niezwykle bolesnego wydarzenia.
- To niemożliwe. Nelle nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Ona się tak nie zachowuje. Co w nią do cholery wstąpiło? Jak mogła tak okropnie postąpić? - kręci przecząco głową, starając się usilnie zaprzeczać samemu sobie. - Heidi, mogę przysiąc ci na wszystko, co tylko zechcesz, że nic z tego, co powiedziała, nie jest prawdą. Nigdy jej nie opowiadałem o naszej relacji. Tak samo nigdy bym cię nie wykorzystał. Od naszego pierwszego spotkania, zależało mi na tobie. Jesteś dla mnie ważna i nie mogę znieść tego, że przez moją jedną głupią decyzję, wszystko między nami jest teraz w takim stanie. Musisz mi uwierzyć. To się nie może tak skończyć - podchodzi do mnie bliżej, wyglądając na niezwykle poruszonego. Brzmiał naprawdę szczerze, ale ja tym razem nie miałam zamiaru się nabrać. Dobrze wiedząc, że tak po prawdzie w ogóle nie znałam człowieka stojącego naprzeciw mnie. Mógł znowu wczuć się po prostu w rolę, którą przede mną od początku odgrywał.
- Skąd więc Nelle tyle wiedziała? Gdybyś nic jej nie powiedział, zwyczajnie nie mogłaby znać takich szczegółów z mojego życia. Dlaczego nawet teraz kłamiesz? To wyjątkowo podłe z twojej strony - przypominam sobie o tym dość istotnym fakcie, patrząc na Stefana oskarżycielsko. Austriaczka nie mogła sobie tego wszystkiego zwyczajnie zmyślić. Jedynie, co najwyżej lekko podkoloryzować pewne kwestie. Tylko w to mogłam ostatecznie uwierzyć przy wyjątkowo dobrych chęciach.
- Wiadomości. Jestem skończonym kretynem - uderza się lekko w czoło w geście politowania dla swojej osoby. Ja jednak nic z tego zupełnie nie rozumiałam.
- Słucham? - żądam jakichś sensownych wyjaśnień. - Jeśli to znowu jakaś gierka z twojej strony, to sobie daruj - zaczynam się coraz bardziej denerwować.
- Nelle musiała się o wszystkim dowiedzieć z naszych wiadomości. Ostatnio przyłapałem ją dwukrotnie z moim telefonem w ręku. Pewnie szukała w nim czegoś na potwierdzenie swoich przypuszczeń odnośnie tego, że coś nas ze sobą jednak łączy - tłumaczy ze wstydem i złością na Nelle czającą się w jego oczach. Rzucając nowe światło na ostatnie zdarzenie. - Jak mogłem być taki głupi i na to wcześniej nie wpaść?
- Chcesz mi powiedzieć, że przez tyle czasu się ich nie pozbyłeś? Ile w ogóle zachowałeś tych wiadomości? - byłam pewna, że wraz z naszym urwanym kontaktem, pozbył się wszystkiego, co ze mną związane. Dlatego byłam teraz wyjątkowo mocno zaskoczona.
- Wszystkie. Są dla mnie zbyt cenne, aby się ich pozbyć - uśmiecha się nikle w moim kierunku, a ja mam ochotę po raz kolejny zapaść się pod ziemię. Nelle dzięki temu odkryciu wiedziała o każdej mojej słabości. Często wolałam się w końcu zwierzać Stefanowi w formie pisemnej. Wtedy było mi o wiele łatwiej się przed nim otworzyć. Zaczynałam już rozumieć, dlaczego wczoraj doskonale wiedziała, gdzie uderzyć, aby zabolało mnie najmocniej.
- Świetnie! Po prostu wspaniale! Twoja cudowna dziewczyna zna więc każdy aspekt mojego życia, jeśli rzeczywiście nie kłamiesz i naprawdę je przeczytała. Boże, przecież ja pisałam w nich o wszystkim - zaczynam robić mu wyrzuty, choć mój telefon również zawierał każdą naszą wymianę zdań. Nie potrafiłam tego po prostu skasować. Zwłaszcza że od czasu do czasu lubiłam wracać do tych wiadomości. To jednak nie zmieniało tego, że czułam się okropnie z faktem, że zostałam obnażona przed Nelle z nawet najbardziej intymnych przemyśleń.
- Przepraszam. Nigdy bym nie przypuszczał, że Nelle jest zdolna do czegoś takiego - Stefan wyglądał na ogromnie zagubionego i bezradnego. Przez co, moja złość na niego powoli zaczynała się przekształcać w zwykłe współczucie. Kochał kogoś, o kim tak naprawdę niczego nie wiedział. To na pewno musiało być niezwykle trudne.
Zdecydowanie wczoraj przesadziłam z ilością wypitych drinków, shotów i kto wie czego jeszcze. Po co mi to w ogóle było? Teraz gdy emocje po wczorajszym spotkaniu z przeklętą Nelle lekko opadły, zaczynałam żałować swojej próby szukania pocieszenia w alkoholu i towarzystwie Maxa, które i tak nic mi w konsekwencji nie dały. Usłyszane od niej słowa, wciąż bolały identycznie, jak za pierwszym razem. Osłabiając skutecznie moją i tak nikłą wiarę w samą siebie. Nic nie było w stanie zmienić tego, że czułam się gorsza od takich osób, jak na przykład, chociażby właśnie ona. Mających pozycję i szacunek wśród wszystkich znanych im osób. Nie miałam też wpływu na to, że Stefan okazał się zupełnie kimś innym, niż dotychczas myślałam. Nie mogłam żadnego z tych faktów zmienić, a swoim zachowaniem tylko potwierdzałam, że Nelle miała niestety rację i rzeczywiście jestem dziewczyną z najgorszych nizin społecznych. Żadna szanująca się kobieta nie poniżyłaby się tak, jak ja przed paroma godzinami. Co ja w ogóle chciałam przez to osiągnąć?
Kierowana jednak niedającym się niczym powstrzymać amokiem, w który wpadłam przez Nelle. Nie myślałam racjonalnie, co w konsekwencji doprowadziło mnie do popełnienia olbrzymiego błędu i to pewnie nie jednego. Na samą myśl o tym, co wczoraj zapewne wyczyniałam, znając moje możliwości, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Niczego nie ułatwiał też fakt, że od pewnego momentu wieczoru niewiele pamiętałam z toczących się wydarzeń. Wszystko mi się mieszało i zlewało w jedną nieskładną plątaninę obrazów i słów, których nie mogłam do niczego logicznie dopasować. To był po prostu jakiś koszmar! Nie miałam pojęcia, jak spojrzę samej sobie w oczy po czymś takim. Złamałam w końcu wszystkie dane sobie dawno temu obietnice dotyczące tego, że już nigdy w życiu nie będę poniżać swojej osoby i sprowadzać jej z premedytacją na samo dno. Nic jednak z tego nie wyszło i znowu w iście spektakularny sposób się na nim znalazłam. Wielkie brawa dla mnie i moich nieskończonych pokładów głupoty. Byłam najbardziej żałosną osobą pod słońcem. Nie umiejącą wyciągnąć żadnych wniosków z popełnianych przez siebie nieustannie jednych i tych samych błędów.
Przekręcam się na wznak, panicznie wprost bojąc otworzyć oczu. Byłam pewna, że gdy tylko to zrobię, ujrzę obce sobie i w dodatku pewnie zapuszczone mieszkanie oraz Maxa leżącego obok mnie, albo znajdującego się gdzieś w pobliżu. Z jego dorywczymi pracami i lenistwem nie mogłam liczyć na nic innego. Akurat to, że obiecałam mu nareszcie ulec w kwestii naszego współżycia ze sobą, pamiętałam jak na ironię doskonale. Na pewno więc skorzystał z tej możliwości i ubiegłej nocy dostał to, czego od dawana tak bardzo ode mnie pragnął. Zastanawiałam się, czy fakt, że absolutnie nic z tego nie pamiętam, nawet nie jest dla mnie w obecnej sytuacji lepszy. Przynajmniej łatwiej mi będzie o tym nie myśleć, mimo że już okropnie żałowałam, iż w ogóle do czegoś takiego dopuściłam. Przecież wcale tego nie chciałam, a już na pewno nie z nim. Głównie dlatego, że w pewnym momencie swojego życia nareszcie zrozumiałam, że coś takiego nie ma żadnego sensu bez jakichkolwiek uczuć, czułości, czy przede wszystkim zaufania.
Od zawsze jednak w chwilach załamania i największego zwątpienia robiłam rzeczy, których normalnie się brzydziłam albo gorliwie wyrzekałam. W ten sposób próbując udowodnić samej sobie, jak bezwartościowa i słaba jestem oraz przede wszystkim, że nie zasługuję na lepsze życie od tego, które wiodła moja matka. W niczym się od niej w końcu w takich momentach nie różniłam. Byłyśmy wtedy niemal identyczne. Tak samo upojone alkoholem, bez jakichkolwiek zahamowań, większych skrupułów, bezwzględne, a przy tym łatwe i zadowalające się jednonocnymi przygodami z kim tylko popadnie. Na całe szczęście to ostatnie zdarzało mi się najrzadziej i dotychczas spotkało tylko raz dawno temu. Wyłącznie to choć trochę mnie od mojej rodzicielki rozróżniało. Szkoda tylko, że nie tym razem przez cholernego Maxa. Co mnie w ogóle podkusiło, aby wplątywać się w jakąkolwiek znajomość z nim? Czy już zawsze będę wbrew swoim przekonaniom i poglądom zadawać z takimi osobami jak właśnie on? Zdecydowanie było ze mną coś nie tak. Byłam najzwyczajniej w świecie totalnie szurnięta.
Najczęściej po takim, czy innym incydencie brałam się natychmiast w garść i zaczynałam wszystko od nowa. Z olbrzymią wiarą, że to już był naprawdę ostatni raz. Starałam się potem jeszcze uparciej dążyć do osiągnięcia postawionych sobie celów i normalności. Trwało to tylko jednak do kolejnego punktu zapalnego, który prowadził w konsekwencji do podobnego wieczoru, jak ten poprzedni. To było jak błędne koło, z którego nadal nie potrafiłam się uwolnić. Mimo że jeszcze do wczoraj byłam przekonana, że to już od dawna za mną i nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobię. Wmawiałam sobie, iż wystarczająco się zmieniłam, aby do czegoś takiego więcej nie dopuścić. Chciałam być ponadto, a upływ czasu dawał mi do tego nadzieję. W końcu od prawie dwóch lat jakoś sobie radziłam i ani razu nie dałam się złamać jakiemuś przykremu wydarzeniu, aż nadszedł wczorajszy przeklęty dzień. Przez co mój zawód samą sobą był większy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaprzepaściłam tak niepowtarzalną szansę na definitywne poradzenie sobie ze swoją najgorszą słabością, jakim były takie bezsensowne i wyjątkowo wstydliwe występki, pojawiające się w momentach, gdy nie mogłam sobie poradzić z szalejącymi we mnie negatywnymi emocjami.
Zbieram się w końcu na odwagę i podnoszę powieki do góry. Przeżywając niemały szok, gdy zauważam, że znajduję się w swoim pokoju, ubrana grzecznie w piżamę, a wszystko dookoła mnie wygląda normalnie. Jakim cudem się w nim znalazłam? Czyżby ten wieczór jednak nie skończył się tak katastrofalnie, jak do tej pory myślałam? Oddycham chwilowo z niewyobrażalną ulgą. Po czym z delikatnym uśmiechem nakrywam twarz poduszką, starając cokolwiek przypomnieć. Zaczynając rozważać przeróżne opcje mojego dotarcia tutaj. Czy w przypływie jakiegoś chwilowego logicznego myślenia zrobiłam to sama? A może Inge z Michaelem wrócili wcześniej i mnie jakimś cudem odnaleźli? Byłam gotowa znieść nawet fakt, że ich okropnie zawiodłam, jeśli tylko powstrzymało mnie to przed wspólną nocą z niedawno poznanym Austriakiem. Musiałam zakładać też niestety najgorszą opcję, że to z Maxem wróciłam i wciąż, gdzieś tu się pałęta. Czego absolutnie sobie nie życzyłam. Nieoczekiwanie przed oczami stają mi też krótkie migawki z osobą Stefana w roli głównej. Jakieś zamieszanie w barze, w którym brał chyba udział, czy jak prowadzi mnie po schodach do mieszkania. To jednak było niemożliwe i pewnie tylko się mi przyśniło. Wprost modliłam się, aby tak było. Po tym, czego się o nim dowiedziałam, nie chciałam mieć z nim więcej niczego wspólnego. Bardzo szybko przestaję zresztą prowadzić te rozważania, czując że głowa zaczyna jeszcze mocniej mnie od tego boleć. Bez pomocy przeciwbólowych tabletek na pewno się dziś nie obejdzie. Na całe szczęście na tę niedzielę przypadał mój wolny dzień w kawiarni, bo za nic nie dałabym rady się w niej pojawić w aktualnym stanie.
Kierowana niedającą mi spokoju niepewnością, kto tak naprawdę znajduje się jeszcze w mieszkaniu oprócz mnie. Po kilku minutach zmuszam się do wstania z łóżka, aby rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Miałam wrażenie, że każdy postawiony przeze mnie krok przypominał ekstremalny wysiłek. Kara za moją wczorajszą głupotę chyba nie mogła okazać się większa. Otwieram po cichu drzwi od pokoju, nasłuchując jakichś podejrzanych odgłosów. Towarzyszy mi jednak zupełna cisza, sugerująca że jestem sama, co wprawia mnie w lekkie odprężenie i coraz bardziej utwierdza w przekonaniu, że minionej nocy nie zrobiłam niczego gorszego od upojenia się alkoholem, co było wyjątkowo mocno pocieszającą wiadomością.
Kieruję swoje kroki do kuchni z zamiarem napicia się wody i znalezienia potrzebnych mi tabletek przeciwbólowych. Mina bardzo szybko mi jednak rzednie, gdy zauważam krzątającego się po jej wnętrzu Stefana. Dosadnie mi tym uświadamiając, że wydarzenia z jego udziałem, wcale nie były zwykłym snem. Zatrzymuję się gwałtownie w progu, nie mając pojęcia, jak w ogóle powinnam się zachować. Dlaczego to właśnie on musiał być świadkiem mojego jednego z największych moralnych upadków? Dałam mu tylko tym sposobem kolejne powody do prześmiewczego traktowania mojej osoby.
- Witam wśród żywych, Szalona Imprezowiczko - odwraca się do mnie z poważnym wyrazem twarzy. Zupełnie niepasującym do wypowiedzianych słów. - Jak się czujesz? - pyta z udawaną troską. Czy on naprawdę myślał, że cokolwiek tym ugra?
- Czułabym się o wiele lepiej, gdybym nie musiała patrzeć na ciebie - mrużę gniewnie oczy, nie zamierzając udawać miłej. Niczym sobie na to nie zasłużył.
- Przykro mi, ale będziesz musiała się w takim razie trochę przemęczyć, bo nie wyjdę stąd, dopóki ze sobą normalnie nie porozmawiamy - informuje mnie z niespotykaną często u niego determinacją.
- My nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Wszystko jest jasne. Nelle wczoraj rozwiała wszelkie moje złudzenia odnośnie ciebie. Więcej już mnie nie omamisz - sięgam po butelkę z wodą, zaczynając łapczywie pić, a poczucie zranienia znowu daje o sobie porządnie znać. Naprawdę nie rozumiałam, jak można było być tak podłym człowiekiem, aby bez żadnych skrupułów bawić się uczuciami innej osoby.
- Widziałaś się wczoraj z Nelle? - dziwi się. - Heidi, zaszła jakaś ogromna pomyłka. Co takiego ci ona powiedziała, że wprost mnie nienawidzisz? - próbuje się usilnie dowiedzieć. Zapewne obawiając, że poznałam prawdę, która miała pozostać pewnie ich małą tajemnicą.
- Nic wielkiego. Opowiedziała wyłącznie o tym, czym dla ciebie była nasza relacja. Kim ja dla ciebie byłam, a potem upokorzyła do granic wszelkich możliwości, bo przecież tylko na to zasługuje podrzędna kelnerka z patologicznej rodziny - streszczam pokrótce, zaczynając następnie opowiadać wszystko z najmniejszymi szczegółami. Wprawiając Stefana raz po raz w prawdziwy szok. Kończę mówić drżącym z emocji głosem i ze łzami w oczach, które mimowolnie się pojawiły po powrocie do tego niezwykle bolesnego wydarzenia.
- To niemożliwe. Nelle nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Ona się tak nie zachowuje. Co w nią do cholery wstąpiło? Jak mogła tak okropnie postąpić? - kręci przecząco głową, starając się usilnie zaprzeczać samemu sobie. - Heidi, mogę przysiąc ci na wszystko, co tylko zechcesz, że nic z tego, co powiedziała, nie jest prawdą. Nigdy jej nie opowiadałem o naszej relacji. Tak samo nigdy bym cię nie wykorzystał. Od naszego pierwszego spotkania, zależało mi na tobie. Jesteś dla mnie ważna i nie mogę znieść tego, że przez moją jedną głupią decyzję, wszystko między nami jest teraz w takim stanie. Musisz mi uwierzyć. To się nie może tak skończyć - podchodzi do mnie bliżej, wyglądając na niezwykle poruszonego. Brzmiał naprawdę szczerze, ale ja tym razem nie miałam zamiaru się nabrać. Dobrze wiedząc, że tak po prawdzie w ogóle nie znałam człowieka stojącego naprzeciw mnie. Mógł znowu wczuć się po prostu w rolę, którą przede mną od początku odgrywał.
- Skąd więc Nelle tyle wiedziała? Gdybyś nic jej nie powiedział, zwyczajnie nie mogłaby znać takich szczegółów z mojego życia. Dlaczego nawet teraz kłamiesz? To wyjątkowo podłe z twojej strony - przypominam sobie o tym dość istotnym fakcie, patrząc na Stefana oskarżycielsko. Austriaczka nie mogła sobie tego wszystkiego zwyczajnie zmyślić. Jedynie, co najwyżej lekko podkoloryzować pewne kwestie. Tylko w to mogłam ostatecznie uwierzyć przy wyjątkowo dobrych chęciach.
- Wiadomości. Jestem skończonym kretynem - uderza się lekko w czoło w geście politowania dla swojej osoby. Ja jednak nic z tego zupełnie nie rozumiałam.
- Słucham? - żądam jakichś sensownych wyjaśnień. - Jeśli to znowu jakaś gierka z twojej strony, to sobie daruj - zaczynam się coraz bardziej denerwować.
- Nelle musiała się o wszystkim dowiedzieć z naszych wiadomości. Ostatnio przyłapałem ją dwukrotnie z moim telefonem w ręku. Pewnie szukała w nim czegoś na potwierdzenie swoich przypuszczeń odnośnie tego, że coś nas ze sobą jednak łączy - tłumaczy ze wstydem i złością na Nelle czającą się w jego oczach. Rzucając nowe światło na ostatnie zdarzenie. - Jak mogłem być taki głupi i na to wcześniej nie wpaść?
- Chcesz mi powiedzieć, że przez tyle czasu się ich nie pozbyłeś? Ile w ogóle zachowałeś tych wiadomości? - byłam pewna, że wraz z naszym urwanym kontaktem, pozbył się wszystkiego, co ze mną związane. Dlatego byłam teraz wyjątkowo mocno zaskoczona.
- Wszystkie. Są dla mnie zbyt cenne, aby się ich pozbyć - uśmiecha się nikle w moim kierunku, a ja mam ochotę po raz kolejny zapaść się pod ziemię. Nelle dzięki temu odkryciu wiedziała o każdej mojej słabości. Często wolałam się w końcu zwierzać Stefanowi w formie pisemnej. Wtedy było mi o wiele łatwiej się przed nim otworzyć. Zaczynałam już rozumieć, dlaczego wczoraj doskonale wiedziała, gdzie uderzyć, aby zabolało mnie najmocniej.
- Świetnie! Po prostu wspaniale! Twoja cudowna dziewczyna zna więc każdy aspekt mojego życia, jeśli rzeczywiście nie kłamiesz i naprawdę je przeczytała. Boże, przecież ja pisałam w nich o wszystkim - zaczynam robić mu wyrzuty, choć mój telefon również zawierał każdą naszą wymianę zdań. Nie potrafiłam tego po prostu skasować. Zwłaszcza że od czasu do czasu lubiłam wracać do tych wiadomości. To jednak nie zmieniało tego, że czułam się okropnie z faktem, że zostałam obnażona przed Nelle z nawet najbardziej intymnych przemyśleń.
- Przepraszam. Nigdy bym nie przypuszczał, że Nelle jest zdolna do czegoś takiego - Stefan wyglądał na ogromnie zagubionego i bezradnego. Przez co, moja złość na niego powoli zaczynała się przekształcać w zwykłe współczucie. Kochał kogoś, o kim tak naprawdę niczego nie wiedział. To na pewno musiało być niezwykle trudne.
- Uwierz mi, że naprawdę tego wszystkiego nie chciałem. Ostatnią rzeczą, jaką mógłbym pragnąć, jest twoje cierpienie. Wczoraj wprost nie mogłem patrzeć na to, co się z tobą działo. To było coś okropnego. Heidi, zrobię wszystko, aby odzyskać naszą przyjaźń. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - dotyka niepewnie mojej dłoni. Patrząc głęboko w oczy. Ja jednak szczerze wątpiłam, że potrafię mu jeszcze raz zaufać.
- Stefan, jak mam uwierzyć w twoje szczere intencje, skoro już raz z dnia na dzień zerwałeś ze mną kontakt? Wiesz, jak się wtedy poczułam? Jak mam ci zaufać, że nigdy więcej tego nie zrobisz? Ja nie mam nawet stuprocentowej pewności, że Nelle nie mówiła wczoraj prawdy i rzeczywiście nie jestem dla ciebie tylko zwykłą zabawką - odzieram go ze złudzeń. Nie potrafiąc inaczej.
- Udowodnię ci, że wszystkie jej słowa to zwykłe brednie - zapewnia. - Niczego też bardziej nie żałuję jak zerwania z tobą kontaktu. Ale to wszystko przeze to, że na początku nie wiedziałem, jak mam ci powiedzieć, że się z nią spotykam i w niej zakochałem. A potem zrobiłem to, bo chciałem być w porządku w stosunku do Nelle. Myślałem też, że tak będzie dla nas łatwiej. Nie chciałem cię skrzywdzić. Wybacz mi - spuszcza swój wzrok na nasze dłonie, które wciąż były ze sobą lekko złączone.
- Łatwiej? Wiesz, jak się poczułam, gdy po kilku miesiącach naszej niezwykle zażyłej znajomości przestałeś się odzywać? Tysiące razy zastanawiałam, co takiego zrobiłam, że nie chcesz mieć ze mną więcej nic wspólnego. Nie mogłam spać, nieustannie szukając tego jednego cholernego powodu, a każdy dźwięk mojego telefonu wiązał się ze złudną nadzieją, że to ty się odezwałeś. Stefan, byłeś jedną z najbliższych mi osób. Chyba nikomu tak nie ufałam, jak tobie, a ty mimo to zrobiłeś coś takiego - głos zaczyna mi się lekko łamać. A potem rozpłakuje się jak małe dziecko. Chcąc w ten sposób wyrzucić z siebie cały ból, który tkwił tam od tylu już miesięcy. - Próbowałam sobie wmówić, że cię nie potrzebuję. Myślałam, że sobie świetnie bez ciebie poradzę, ale to nieprawda, bo nikt nie potrafi mnie zrozumieć, tak jak ty - mówię w końcu szczerze. Mając dość udawania i zgrywania twardej. Nie miałam już na to siły.
- Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko, a przede wszystkim za to, że jestem totalnym kretynem - Stefan przyciąga mnie do siebie. Zamykając w swoich silnych objęciach, pozwalając się w nich do końca wypłakać. Łzy smutku, cierpienia, czy powolnego ukojenia tych wszystkich wątpliwości, z którymi się dotychczas zmagałam, mieszały się ze sobą. Przynosząc tak upragnioną od dawna ulgę.
- Może pocieszę cię trochę tym, że spotykałam już gorszych kretynów na swojej drodze - śmieję się cicho. Za chwilę jednak tego żałując, bo ból głowy ponownie daje mocno o sobie znać.
- Faktycznie, lekko mi ulżyło - dołącza do mnie, również wybuchając śmiechem. Następnie przez dłuższą chwilę nie potrafimy się opanować. Zdecydowanie obydwoje byliśmy równie mocno pokręceni. Może to właśnie dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. - Heidi, zaufasz mi jeszcze raz? Tęsknię za tobą i naszą przyjaźnią. Chcę, aby było, choć trochę jak dawniej - prosi ze sporą powagą malującą się na jego twarzy.
- Spróbuję ci zaufać, ale jeśli znowu mnie zawiedziesz, to nie ręczę za siebie - po dłuższym zastanowieniu, postanawiam zaryzykować, choć dobrze wiedziałam, że to wcale nie będzie łatwe ze względu na moje dziwne odczucia, co do jego osoby. Wolałam jednak mieć go znowu jako przyjaciela niż w ogóle. To było po prostu silniejsze ode mnie.
- Na pewno drugi raz do tego nie dopuszczę - obiecuje, a ja miałam nadzieję, że tym razem rzeczywiście dotrzyma słowa.
- Co powiesz na jakieś śniadanie? - Stefan oferuje, gdy siadam przy wyspie kuchennej. Opierając swoją obolałą głowę na dłoni. Licząc, że tabletki zaczną szybko działać.
- To chyba ja powinnam zaproponować je tobie - mówię, przymykając lekko oczy. Czując się okropnie zmęczona. - Poza tym dziękuję, ale wciąż mi niedobrze i na pewno niczego teraz nie przełknę. Umieram. Nigdy już nie tknę alkoholu - zarzekam się.
- O tym też chciałem z tobą porozmawiać, ale najpierw wypij to - podaje mi kubek z dziwnie pachnącym gęstym naparem.
- Co to jest? Chcesz mnie otruć? - krzywię się, odsuwając kubek z podejrzaną substancją daleko od siebie.
- Przejrzałaś mnie. Co ja teraz zrobię? - żartuje. - Pij, mdłości powinny ci po tym szybko minąć. To sprawdzona od wielu lat mikstura mojej ciotki. Zawsze działa, przynajmniej na mnie - nalega, co w końcu mnie przekonuje. Po czym ze sporymi trudnościami wypijam to ohydztwo. Z nadzieją, że faktycznie pomoże.
- Heidi, ile pamiętasz z wczorajszego wieczoru? - Stefan siada obok mnie, zaczynając niepewnie, co wzbudza u mnie sporą nerwowość. Czyżbym jednak zrobiła coś kompromitującego?
- Sporo, ale pewne zdarzenia są jakby za mgłą i trochę się mi mieszają. Wiem, że bawiłam się z Maxem. Pamiętam też, że do ciebie dzwoniłam, a potem jak kłóciłeś się o coś z nim. Pomogłeś mi chyba także z położeniem się do łóżka, prawda? - potwierdza skinięciem głowy. Przez co było mi strasznie głupio. - Przepraszam, jeśli plotłam jakieś głupoty, ale byłam tak wściekła i załamana, że nie kontrolowałam tego.
- Nie martw się. Mogło być dużo gorzej. Głównie chodzi mi jednak o to, czy pamiętasz zachowanie Maxa względem ciebie? Wiesz, że jemu chodzi wyłącznie o jedno, prawda? Chce cię jedynie wykorzystać. To nie jest ktoś odpowiedni dla ciebie. Zasługujesz na kogoś dużo lepszego od tego prostaka - widziałam zaciętą minę Stefana, gdy tylko wspominał o drugim Austriaku. Nawet się mu zresztą przesadnie nie dziwiłam. Max rzadko kiedy wzbudzał sympatię u kogokolwiek.
- A co, jeśli właśnie nie zasługuję? Może ktoś taki, jak on powinien być szczyt moich marzeń? - zwierzam mu się otwarcie ze swoich wątpliwości.
- Żartujesz? Heidi, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Jesteś piekielnie inteligentna. Przynajmniej z dziesięć razy bardziej ode mnie. W dodatku mądra, oczytana, zaradna, samodzielna, dobra, miła, kulturalna, wyrozumiała, życzliwa, piękna. Mam wymieniać dalej? - kręcę przecząco głową z uśmiechem. Miło było posłuchać czegoś takiego o sobie, zamiast nieustannej krytyki czy wyśmiewania. - Dlaczego tak bardzo w siebie nie wierzysz? Jesteś przecież wspaniałym człowiekiem - wzruszam ramionami, sama tak do końca tego nie wiedząc. Od najmłodszych lat tkwiłam jednak w przekonaniu, że wszyscy są lepsi ode mnie.
- Gdybyś tak samo, jak ja codziennie przez wiele lat słuchał, że jesteś do niczego i na starcie praktycznie wszyscy by cię skreślali. Co byś o sobie myślał? - zadaję pytanie, na które obydwoje świetnie znaliśmy odpowiedź.
- Jednak nie jesteś do niczego. Zobacz, czego już teraz dokonałaś. Sama wszystko sobie wywalczyłaś albo zdobyłaś ciężką pracą. Niczego nie miałaś podane na tacy jak tysiące innych osób. Prowadzisz samodzielne życie, studiujesz na jednej z lepszych uczelni w Europie, a świetlana przyszłość stoi przed tobą otworem. Czy naprawdę uważasz, że ktoś taki jak Max jest ci do czegoś w ogóle potrzebny? - pyta z niedowierzaniem, że w ogóle mogłabym kiedykolwiek tak pomyśleć.
- Nie jest i obiecuję, że z nim skończę. Taki wieczór jak ten wczorajszy, także już się nie powtórzy - daję słowo Stefanowi, a zwłaszcza samej sobie.
- Cieszę się, to słysząc, Małpko - zwraca się tak dawno niesłyszanym przeze mnie pieszczotliwym określeniem mojej osoby. - A skoro trudne tematy mamy już omówione, to teraz lepiej mi opowiedz, jak w ogóle ci się tutaj podoba? Austria już okazała się lepsza od Norwegii? - śmieje się. Nawiązując do naszych dawnych przekomarzań.
- Chyba w twoich snach - szturcham go lekko w bok. Po czym zamienia się w słuch, gdy zaczynam dzielić się z nim swoimi odczuciami odnośnie Salzburga, Uniwersytetu, czy mojej pracy. Z łatwością wracamy na świetnie znajome nam tory naszych pogawędek. Czego tak bardzo nam brakowało.
W mgnieniu oka tracimy ze Stefanem poczucie czasu. Tocząc niekończące się dyskusje na mnóstwo ważnych dla nas tematów. Dzięki czemu zapominam nawet o swoim złym samopoczuciu. Staramy się odzyskać stracone miesiące i nauczyć na nowo odnaleźć w tej relacji. Tym razem pamiętając o zachowaniu stosownego dystansu w niektórych kwestiach przymusowo wynikającego z jego związku z Nelle. Nie cierpiałam tej dziewczyny i zupełnie nie rozumiałam, co Stefan w niej widzi, ale nie zamierzałam nigdy ingerować w ich relację, skoro był z nią szczęśliwy. W dodatku na jakiś sposób byłam jej wdzięczna. W końcu, gdyby nie jej podła intryga nie pogodziłabym się ze Stefanem. Jej działania przyniosły odwrotny skutek do zamierzonego, co sprawiało mi obecnie ogrom satysfakcji.
- Wciąż nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego Nelle urządziła to przedstawienie? - kompletnie nie umiałam pojąć motywacji tej dziewczyny.
- To akurat proste. Kierowała nią czysta zazdrość. Od tamtej kolacji była pewna, że nie mówię jej całej prawdy odnośnie znajomości z tobą. Potem przeczytała wiadomości, które mogła bardzo różnie zinterpretować. To po części więc także moja wina. Mogłem już wcześniej wszystko jej wytłumaczyć - próbuje się niepotrzebnie obwiniać. Choć to w mojej ocenie, wyłącznie Nelle była wszystkiemu winna.
- A miała powód być o mnie w ogóle kiedykolwiek zazdrosna? - pytam prosto z mostu. Ogromnie ciekawa odpowiedzi, na którą się niestety nie doczekuję z powodu dosyć zaskakującego odgłosu otwierania drzwi od mieszkania.
- Cholera. To pewnie Inge i Michael - zaczynam panikować. Dobrze wiedząc, że nadal nie znajdowałam się w najlepszym stanie. W dodatku, jak wytłumaczymy im obecność Stefana? - Co oni tutaj robią? Mieli przecież wrócić dopiero po południu. Błagam, tylko nie mów im nic o moim wczorajszym wybryku - proszę go. Nie chcąc, aby zaczęli o mnie przez to źle myśleć albo co gorsza stracili do mnie zaufanie.
- Spokojnie. Nie zrobię tego - zapewnia. Siadając po drugiej stronie wyspy kuchennej. Byłam mu ogromnie za wszystko wdzięczna. - Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
- Heidi? Gdzie jesteś? - słyszę mocno zmartwiony głos Inge, pojawiającej się kilka sekund później w zasięgu mojego wzroku. - Całe szczęście - podchodzi do mnie w pośpiechu, mocno do siebie przytulając.
- Wszystko w porządku? - pytam zdziwiona jej reakcją i przesadnie wylewnym powitaniem.
- Od wczorajszego popołudnia nie odbierałaś telefonu i nie odpisywałaś na wiadomości, a dzisiaj od samego rana jest wyłączony. Bałam się po prostu, że coś się stało. - czułam się okropnie z tym że dałam jej tyle niepotrzebnych powodów do zmartwień w ciągu ostatnich godzin. - Stefan? Co ty tutaj robisz? - pyta ogromnie zaskoczona, gdy tylko go dostrzega. Michael też wyglądał na zdziwionego widokiem swojego najlepszego przyjaciela. Nawet nie chciałam dlatego przypuszczać, co takiego mógł sobie teraz pomyśleć.
- Chciałem się z wami zobaczyć. Byłem przekonany, że wróciliście wczoraj. Heidi ugościła mnie więc śniadaniem, które akurat przygotowywała i się trochę zasiedzieliśmy - Stefan kłamie z lekkim trudem. Wskazując na talerze i jedzenie, które sam przygotował. Miałam tylko nadzieję, że nikt poza mną nie zauważył jego niezręczności i zakłopotania.
- Widzisz, Inge. Mówiłem, że na pewno wszystko jest w porządku i nie masz czym się martwić - Michael przytula blondynkę, która wyraźnie zaczyna się w końcu uspokajać.
- Heidi, dlaczego przez tyle czasu nie odbierałaś? - Inge drąży temat. Zadając mi niewygodne pytanie, na które musiałam niestety skłamać. - Dobrze się w ogóle czujesz? Nie najlepiej wyglądasz.
- Zostawiłam przez przypadek telefon w kawiarni. Chyba też lekko się przeziębiłam. Wczoraj było strasznie zimno i trochę zmokłam - wymyślam na poczekaniu. Nie mając pojęcia, gdzie w ogóle mam telefon i czy znajduję się jeszcze w jego posiadaniu. Liczyłam, że prawda odnośnie wczorajszego dnia nigdy nie wyjdzie na jaw. To miało być też ostatnie kłamstwo wobec moich przyjaciół. Nie zamierzałam nigdy więcej ich już okłamywać. - Przepraszam, że popsułam wam plany - dodaję po chwili ze sporymi wyrzutami sumienia.
- Nic się nie stało. To nie twoja wina. Każdemu może się zdarzyć czegoś zapomnieć - obydwoje z Michaelem mnie uspokajają, przez co zaczynam czuć się jeszcze gorzej ze swoim wczorajszym postępowaniem.
- Ktoś chce kawy? - ożywiam się w końcu. Podchodząc do kuchennej szafki. Próbując, jak najszybciej zmienić tok naszej rozmowy.
- Ja z chęcią poproszę. Wyruszyliśmy bladym świtem i strasznie się nie wyspałem - Michael zaczyna ostentacyjnie ziewać, na co Inge przekręca tylko oczami w jawnym politowaniu.
- Ja za to będę się zbierał. Nelle pewnie na mnie już czeka - Stefan próbuje się ulotnić, a ja mimowolnie zaciskam mocniej dłoń na trzymanej przez siebie łyżeczce, słysząc o jego dziewczynie. Wiedząc, że będę musiała, jak najszybciej oduczyć się takich reakcji i przyzwyczaić, że ona zawsze będzie obecna w jego życiu.
- Już? Zostań jeszcze chociaż chwilkę - Inge go zachęca, a ja do niej dołączam, co ostatecznie go przekonuje. Dzięki czemu po raz pierwszy we czwórkę spędzamy tak miło czas, a ja stopniowo zaczynam odzyskiwać wewnętrzną równowagę, która została ogromnie mocno zachwiana podczas ostatnich kilkunastu godzin.
- Telefon masz w torebce, która wisi pod kurtką. Zadzwonię później, sprawdzić jak się masz - gdy odprowadzam Stefana do drzwi, szepcze do mnie cicho na pożegnanie mocno pocieszającą informację.
- Dziękuję ci. Za wszystko - uśmiecham się szczerze w jego kierunku.
- Idziesz? - Michael, który uparł się, że odprowadzi swojego przyjaciela do samochodu, zagląda ponownie do mieszkania. Wyraźnie go pośpieszając.
- Idę - Stefan przekręca lekko oczami. - Do zobaczenia niedługo - przytula mnie do siebie, wcale nie mając tak samo, jak ja przesadnej ochoty się jeszcze rozstawać.
- Do zobaczenia - zamykam w końcu za nim drzwi. Zauważając, że dawno nie czułam się bardziej radosna. Chciałam też wierzyć, że nic ani tym bardziej nikt nie popsuje już mojej odnowionej relacji ze Stefanem, mimo że byłam pewna, iż Nelle zrobi wszystko, aby właśnie tego dokonać.
💗💗💗💗
18.10.2020
Niemal w podskokach, zbiegam po schodach opuszczanego przez siebie budynku. Wprost uradowany z przebiegu dzisiejszego poranka i tego, że Heidi postanowiła dać jeszcze jedną szansę naszej przyjaźni. Tak długo na to czekałem i powoli nawet traciłem wiarę, że uda mi się przekonać tę niezwykle upartą Norweżkę do ponownego zaufania mojej osobie. Ku mojej radości stało się jednak inaczej, co napełniało mnie wyjątkowo pozytywną energią. Jedyną rysą na tym odczuwanym przeze mnie szczęściu była świadomość, że to Nelle odpowiadała za stan, w który Heidi się wczoraj wprawiła, ku mojemu przerażeniu. Nigdy dotąd nie byłem taki zły i rozczarowany zachowaniem mojej dziewczyny. Zwłaszcza że dochodził jeszcze fakt czytania przez nią tych wyjątkowo osobistych wiadomości, co było całkowitym brakiem poszanowania przez nią mojej, ale również i Heidi prywatności. Czekała nas przez to niezwykle poważna i pewnie niezbyt miła rozmowa, której wyniku nawet teraz nie byłem w stanie przewidzieć. Obawiając się niestety samych najgorszych rzeczy.
- Stefan, proszę cię. Powiedz mi tylko, że nie zrobiliście z Heidi niczego głupiego - Michael patrzy na mnie mocno podejrzliwym wzrokiem, gdy w końcu go doganiam. Wprawiając tym samym w sporą konsternację.
- Michi, o czym ty w ogóle mówisz? - niczego z tego nie rozumiałem.
- Daj spokój. Dobrze widziałem, jak na siebie z Heidi patrzyliście, albo te wasze uśmieszki. Podejrzewam też, że spędziłeś z nią ubiegłą noc w naszym mieszkaniu i to przez to Heidi zapomniała nawet o braku swojego telefonu. Może się mylę? - wykazuje się niemałą spostrzegawczością. Co niestety dobrze nie wróżyło zachowaniu w sekrecie tego, co naprawdę się wydarzyło.
- Mylisz. Przyszedłem dzisiaj rano, bo chciałem wykorzystać szansę na normalną rozmowę z Heidi. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko i pogodziliśmy. Ot, cała historia. Do niczego między nami jednak w żadnym wypadku nie doszło. Mam dziewczynę do cholery! - bronię się. Lekko modyfikując prawdziwą wersję wydarzeń. Nie mogłem jednak inaczej. W końcu obiecałem Heidi. Miałem tylko nadzieję, że zaraz znowu nie posprzeczamy się z Michaelem o jakąś głupotę. Dopiero co doszliśmy przecież do jako takiego porozumienia po ostatniej kłótni związanej z Nelle.
- Dobrze. Wierzę ci - podnosi ręce w obronnym geście. - Naprawdę udało ci się przekonać Heidi? - wyglądał na ogromnie zaskoczonego.
- Oczywiście. Nie było łatwo, ale się na szczęście udało - na samo wspomnienie o tym, uśmiech ciśnie mi się na usta.
- To wspaniale. Gratuluję. Więc, jak to teraz będzie wyglądać? Wasza relacja wcześniej była w końcu mocno specyficzna - usilnie docieka.
- Normalnie. Znowu będziemy się z Heidi po prostu przyjaźnić, bo właśnie tylko i wyłącznie to od zawsze nas łączyło - nie uważałem, że cokolwiek innego się w jakiejkolwiek kwestii zmieni.
- A Nelle? Myślisz, że ci na to pozwoli? - na wspomnienie o mojej dziewczynie, tracę kolejny ułamek dobrego humoru.
- Nie będzie miała wyjścia - odpowiadam mu zdawkowo. Nie chcąc wdawać się w szczegóły.
- Stefan, naprawdę myślisz, że to będzie takie bezproblemowe do pogodzenia? - Michael szczerze wątpił w moje wyobrażenia o jednoczesnych relacjach z obiema dziewczynami. - Przecież obydwaj wiemy, że masz do Heidi sporą słabość. Kiedyś pokusa może stać się nie do opanowania. Co wtedy zrobisz? - ostrzega mnie życzliwie zawczasu. Z czego też zdawałem sobie doskonale sprawę. Wierzyłem jednak w swoje samoopanowanie i w to, że pociąg do Heidi sam z siebie w końcu zniknie, gdy nie będzie niczym podsycany.
- Dam radę. Może zresztą nie będzie tak źle. Czas pokaże. Do zobaczenia jutro, Michi - żegnam się. Starając jeszcze przekonać Michaela do swoich racji, gdy wsiadam do samochodu. Nie wydawał się jednak ani trochę uspokojony. Miałem jednak nadzieję, że tym razem jego obawy okażą się stworzone lekko na wyrost i nigdy nie znajdą swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
- Stefan, proszę cię. Powiedz mi tylko, że nie zrobiliście z Heidi niczego głupiego - Michael patrzy na mnie mocno podejrzliwym wzrokiem, gdy w końcu go doganiam. Wprawiając tym samym w sporą konsternację.
- Michi, o czym ty w ogóle mówisz? - niczego z tego nie rozumiałem.
- Daj spokój. Dobrze widziałem, jak na siebie z Heidi patrzyliście, albo te wasze uśmieszki. Podejrzewam też, że spędziłeś z nią ubiegłą noc w naszym mieszkaniu i to przez to Heidi zapomniała nawet o braku swojego telefonu. Może się mylę? - wykazuje się niemałą spostrzegawczością. Co niestety dobrze nie wróżyło zachowaniu w sekrecie tego, co naprawdę się wydarzyło.
- Mylisz. Przyszedłem dzisiaj rano, bo chciałem wykorzystać szansę na normalną rozmowę z Heidi. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko i pogodziliśmy. Ot, cała historia. Do niczego między nami jednak w żadnym wypadku nie doszło. Mam dziewczynę do cholery! - bronię się. Lekko modyfikując prawdziwą wersję wydarzeń. Nie mogłem jednak inaczej. W końcu obiecałem Heidi. Miałem tylko nadzieję, że zaraz znowu nie posprzeczamy się z Michaelem o jakąś głupotę. Dopiero co doszliśmy przecież do jako takiego porozumienia po ostatniej kłótni związanej z Nelle.
- Dobrze. Wierzę ci - podnosi ręce w obronnym geście. - Naprawdę udało ci się przekonać Heidi? - wyglądał na ogromnie zaskoczonego.
- Oczywiście. Nie było łatwo, ale się na szczęście udało - na samo wspomnienie o tym, uśmiech ciśnie mi się na usta.
- To wspaniale. Gratuluję. Więc, jak to teraz będzie wyglądać? Wasza relacja wcześniej była w końcu mocno specyficzna - usilnie docieka.
- Normalnie. Znowu będziemy się z Heidi po prostu przyjaźnić, bo właśnie tylko i wyłącznie to od zawsze nas łączyło - nie uważałem, że cokolwiek innego się w jakiejkolwiek kwestii zmieni.
- A Nelle? Myślisz, że ci na to pozwoli? - na wspomnienie o mojej dziewczynie, tracę kolejny ułamek dobrego humoru.
- Nie będzie miała wyjścia - odpowiadam mu zdawkowo. Nie chcąc wdawać się w szczegóły.
- Stefan, naprawdę myślisz, że to będzie takie bezproblemowe do pogodzenia? - Michael szczerze wątpił w moje wyobrażenia o jednoczesnych relacjach z obiema dziewczynami. - Przecież obydwaj wiemy, że masz do Heidi sporą słabość. Kiedyś pokusa może stać się nie do opanowania. Co wtedy zrobisz? - ostrzega mnie życzliwie zawczasu. Z czego też zdawałem sobie doskonale sprawę. Wierzyłem jednak w swoje samoopanowanie i w to, że pociąg do Heidi sam z siebie w końcu zniknie, gdy nie będzie niczym podsycany.
- Dam radę. Może zresztą nie będzie tak źle. Czas pokaże. Do zobaczenia jutro, Michi - żegnam się. Starając jeszcze przekonać Michaela do swoich racji, gdy wsiadam do samochodu. Nie wydawał się jednak ani trochę uspokojony. Miałem jednak nadzieję, że tym razem jego obawy okażą się stworzone lekko na wyrost i nigdy nie znajdą swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Wracam do swojego mieszkania ze sporym zdenerwowaniem, które z każdą minutą coraz bardziej tylko narastało. Jakby tego było mało. Nie zdążam nawet zamknąć za sobą dobrze drzwi, gdy natrafiam na wzburzoną do granic możliwości Nelle.
- Gdzie byłeś przez całą noc? Dobrze się bawiłeś? - podnosi głos, zaczynając robić mi niemałe wyrzuty.
- Wspaniale, wiesz? Zwłaszcza gdy szukałem Heidi w jakimś podejrzanym miejscu, bo swoim potwornym zachowaniem doprowadziłaś ją niemal na sam skraj załamania. Co ty sobie w ogóle myślałaś? - nie pozostaję jej dłużny. Zasypując licznymi oskarżeniami.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Nie wiem, co ta dziewucha ci nagadała, ale nieźle cię wkręciła. Naprawdę ma niezły tupet - Nelle kłamie bez mrugnięcia okiem, co jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi. Dlaczego nie miała odwagi przyznać się do swoich błędów?
- Czyżby? Nie byłaś więc wczoraj z Melindą w kawiarni, w której pracuje? Nie pokłóciłaś się ze swoją przyjaciółką, właśnie o swoje podłe i karygodne zachowanie w tym miejscu? I przede wszystkim chcesz mi powiedzieć, że nie czytałaś moich wiadomości? - po raz pierwszy w życiu widzę, jak Nelle odejmuje mowę. Przez dłuższy moment naprawdę nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć. Widocznie nie była na to zupełnie przygotowana i brakowało jej pomysłu, jak teraz z tego wybrnąć. Jej plan nie przewidywał zapewne, że czegokolwiek się kiedyś dowiem.
- Stefan, to nie tak. Heidi wszystko wyolbrzymiła. Ja tylko chciałam z nią spokojnie porozmawiać i upewnić, że niczego przypadkiem do ciebie nie czuje. Przepraszam też, że przeczytałam twoje wiadomości, ale ty nie chciałeś mi niczego powiedzieć. Musiałam więc znaleźć inny sposób. - nieporadnie się tłumaczy. - Ona robi to wszystko specjalnie, aby nas ze sobą skłócić i ponownie się do ciebie zbliżyć. Nie widzisz tego? Udaje ofiarę i świetnie jej to wychodzi. Zobacz, ile już dokonała. Spędziłeś z nią całą noc - stara się mnie usilnie przekonać. Ukazując po raz kolejny, jak wszelkie kłamstwa przychodziły jej z olbrzymią łatwością. Co zaczyna dawać mi do myślenia. Ile razy wcześniej Nelle mogła mnie już okłamać?
- Nie wierzę ci, Nelle. Heidi nie robi z siebie ofiary i niczego nie wyolbrzymia. Na własne oczy widziałem, jak bardzo twoje słowa były dla niej krzywdzące - mówię wprost, co doprowadza ją do wściekłości.
- Wspaniale! Nie ma to, jak zaufanie w związku. Lepiej wierzyć obcej osobie niż swojej dziewczynie - oburza się.
- Przypominam, że to ty sama je ostatnio wielokrotnie nadszarpnęłaś. Najpierw kłótnią z Inge na tej kolacji, potem ten artykuł, a teraz jeszcze to. Czasami mam wrażenie, że w ogóle cię nie znam - zaczynałem mieć coraz większą pewność, że wszystko między nami potoczyło się zdecydowanie za szybko. Od razu rzuciliśmy się na głęboką wodę, jaką był poważny związek, zamiast dokładnie się poznać. Tak samo, jak wszystkie swoje zalety i wady. Być może, gdybyśmy się tak nie śpieszyli, nie dochodziłoby aktualnie do takich sytuacji, jak ta.
- Stefan, każdy posiada wady. Ja również. Nikt nie jest idealny. Wszyscy popełniamy błędy. To jednak nie może rzutować na przyszłości naszego związku. Przepraszam za to, co wczoraj zrobiłam. Owszem, może lekko przesadziłam. Nie chciałam jednak niczego złego. Przysięgam, że to się więcej nie powtórzy - podchodzi do mnie bliżej, starając pocałować, ale się odsuwam. Nie potrafiąc jej od razu wybaczyć. Nie po tym, gdy widziałem, w jakim stanie była Heidi. - Cudownie. Najlepiej obraź się teraz na mnie na wieczność. To wszystko przez tę cholerną Norweżkę. Od kiedy tylko się zjawiła, między nami zaczęło się psuć. Masz się z nią nie widywać. Nie życzę sobie tego, rozumiesz? - rozczarowanie moim odrzuceniem, stara się powetować sobie atakiem na niczemu winną w tym przypadku dziewczynę.
- Nie zabronisz mi tego, Nelle. To moja przyjaciółka i będę się z nią widywał oraz kontaktował, kiedy tylko będę chciał. Już raz popełniłem błąd. Drugiego na pewno nie zrobię. Oczekuję także, że ją przeprosisz i to tym razem naprawdę szczerze, a potem zostawisz nareszcie w spokoju i nigdy więcej nie będziesz próbowała w jakikolwiek sposób uprzykrzać życia - nie pozostawiam jej żadnych złudzeń. Po czym wymijam zszokowaną moimi słowami dziewczynę i udaję się do salonu.
- Więc co teraz niby z nami będzie? - idzie za mną ani myśląc odpuścić i pozwolić, aby nasze emocje trochę opadły.
- Nie wiem. Powinniśmy chyba zrobić sobie krótką przerwę. Zastanowić się w spokoju nad nami i przede wszystkim naszym związkiem. Przemyśleć niektóre kwestie. Znaleźć jakiś kompromis na pogodzenie ze sobą pewnych spraw. To nie może dłużej tak wyglądać - proponuję jej to, o czym myślałem od wczorajszego wieczoru, gdy tylko Heidi zasnęła.
- Co takiego? Jaka przerwa? Stefan, zwariowałeś do reszty? Kochasz mnie jeszcze w ogóle? - zasypuje mnie pytaniami, a oczy zaczynają się jej lekko szklić.
- Nelle, oczywiście że kocham. Nie wiem tylko, czy kocham ciebie, czy mylne wyobrażenie o tobie - odpowiadam jej zgodnie z prawdą. Mając w głowie mnóstwo wątpliwości i okropny mętlik.
- Wiesz co? Ja chyba też nie wiem, bo myślałam, że jesteś kimś zupełnie innym. Rzeczywiście kilka dni odpoczynku od siebie dobrze nam zrobią - wyraźnie zraniona, zaczyna zbierać swoje rzeczy w pośpiechu. Raz po raz ocierając łzy, spływające jej po policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie mogę na to patrzeć - nie chciałem, aby cierpiała. Mimo tego, do czego się ostatnio posunęła.
- Sam do tego doprowadziłeś. Przemyśl sobie wszystko dokładnie, Stefan. A przede wszystkim zastanów, czy znajomość z twoją pseudo przyjaciółką jest ważniejsza od naszego związku, bo jeśli tak, to nic z tego nam nigdy nie wyjdzie - wyrzuca mi, a potem po prostu wychodzi. Na do widzenia rzucając klucze od mojego mieszkania na pobliską komodę. Choć wiedziałem, że postąpiłem w jedyny słuszny sposób, mogący być najlepszym ratunkiem dla naszego związku, to wciąż było to ogromnie bolesne. Nelle w końcu nadal była dla mnie niezwykle ważna i nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją stracić. Liczyłem dlatego, że w końcu się opamięta i zrozumie swoje błędy, stając na powrót tą samą dziewczyną, jaką była, gdy się poznaliśmy.
Dość późnym już popołudniem z ponurych rozmyślań na temat mojego związku i kryzysu, jaki teraz przechodził oraz tępego wpatrywania w telewizor. Odrywa mnie dźwięk nadejścia wiadomości, która powoduje, że od razu się porządnie rozchmurzam.
"Miałeś zadzwonić... Wszystko w porządku? Dziękuję też za ten potwornie smakujący napar. Dzięki niemu czuję się już o wiele lepiej".
"Cieszę się. Przepraszam, że się nie odezwałem, ale miałem dość trudną rozmowę z Nelle i nie jestem w najlepszym nastroju" - żalę się mimowolnie Heidi.
"Przykro mi, naprawdę. Nie chciałam przyczynić się do waszego konfliktu" - odpisuje niemal natychmiast.
"To w żadnym wypadku nie twoja wina" - zapewniam ją. Po czym bez zastanowienia wybieram numer Norweżki. Będąc pewnym, że rozmowa z nią jest właśnie tym, czego teraz najbardziej potrzebuję. Tylko ona mogła mi pomóc zapomnieć chwilowo o Nelle i naszych nieoczekiwanych problemach.