Strony

poniedziałek, 7 lutego 2022

Rozdział 32

 

24.06.2021


Popycham lekko zardzewiałą i skrzypiącą furtkę, trzymając niepewnie w dłoni bukiet złożony z białych pięknie pachnących róż, zakupionych w okolicznej kwiaciarni. Następnie wchodzę na jak zawsze melancholijny i niemal złowieszczo milczący teren cmentarza z całą masą przeciwstawnych uczuć, które tylko powiększają mój strach przed odwiedzinami tego miejsca, jakie widziałam po raz ostatni w tym okropnym dniu pogrzebu, znajdując się przy tym wtedy w całkowitej rozpaczy i apatii. Od kilku już dni bałam się ponownej wizyty na grobie swojej rodzicielki, a przede wszystkim tego, co miało za chwilę w związku z tym nastąpić. Za nic nie mogłabym jednak przegapić jej urodzin, choć serce niemal ściskało mi się z żalu, że musiałam je uczcić w takim kompletnie nieodpowiednim do tego miejscu, a przede wszystkim bez niej. Wciąż nie potrafiłam się ostatecznie pogodzić z jej śmiercią i świadomością, że nie dało się zrobić niczego więcej, aby chociaż spróbować ją uratować. Nie mogłam sobie wydarować, że nie poznałam prawdy o chorobie mamy wcześniej i nie zainterweniowałam, gdy był jeszcze na to odpowiedni czas. Mimo naszej nie najlepszej przeszłości i całej masy krzywd, cierpień i upokorzeń, które od najmłodszych lat mi zadawała, brakowało mi jej obecności i każdego dnia mocno za nią tęskniłam. Przez całe życie ani razu nie doświadczyłam prawdziwej matczynej miłości, a teraz utraciłam na nią bezpowrotnie szansę, co było wyjątkowo przykrą i przygnębiającą świadomością. Już nigdy nie poczuję, co to znaczy mieć kochającą mamę, która bez względu na wszystko zawsze będzie przy tobie, gotowa wspierać dosłownie w każdej sprawie i pocieszać po popełnionych błędach. Jedyne, na co miałam nadzieję to, że mama jest teraz w o wiele lepszym miejscu i odzyskała upragniony spokój. Wolna od poczucia zawodu oraz tego niemającego końca cierpienia, jakie położyło cień na kilkanaście ostatnich lat jej życia, kiedy to całkowicie się w nim pogubiła, popełniając błąd za błędem. Sukcesywnie sprowadzając się na samo dno.


Po krótkich poszukiwaniach odnajduję właściwą alejkę, która miała zaprowadzić mnie do miejsca, gdzie znajdował się grób. Mimowolnie wracam przy tym myślami do tej pełnej niepewności, czy rzeczywiście dobrze robię wizyty na komisariacie, którą odbyłam przed przyjściem tutaj. Próbowałam ostatecznie przekonać samą siebie, że dobrze zrobiłam, informując służby o tym, że to Leo był tym podejrzanym, którego szukali w dotychczas zawieszonym z braku dowodów śledztwie dotyczącym mojego wypadku i długotrwałego roztrojenia zdrowia. Bez wątpienia Leo zasłużył na poniesienie konsekwencji swojego paskudnego i pełnego premedytacji czynu. Równocześnie zdawałam sobie doskonale sprawę, że to głównie przez moje zeznania trafi pewnie w bardzo niedługim czasie do więzienia, z czym wcale nie czułam się za dobrze. Nawet dla niego nie chciałam takiego przykrego końca, choć już dawno zniszczył sobie życie na własne życzenie i sukcesywnie dążył do takiego obrotu sprawy. To prędzej czy później musiało się tak skończyć z takiego, czy innego powodu. Leo od dawna łamał na wszelakie możliwe sposoby prawo, aż w końcu się doigrał. Mimo to nadal czułam jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia względem niego, mając wrażenie, że za wszystko w głównej mierze odpowiadam. Często zastawiałam się, co było gdybym zachowała wtedy spokój i zignorowała jego oszczerstwa. Być może do niczego by nie doszło. Z drugiej strony doskonale wiedziałam, że gdybym pozwoliła, aby ten czyn uszedł mu na sucho, poczułby się do reszty bezkarnie i kto wie, czy nie skrzywdziłby następnej osoby w podobny sposób co mnie, gdyby tylko coś poszło nie po jego myśli. Wtedy zapewne czułabym się jeszcze gorzej, że nie powstrzymałam tego na czas i miałabym kogoś na sumieniu.


Staram się wyrzucić z głowy myśli o Leo, próbując definitywnie zamknąć rozdział związany z jego osobą. Z głęboką wiarą, że już nigdy więcej nasze drogi w żaden sposób się nie przetną. Od momentu odzyskania pamięci, jak najszybciej próbowałam wyprostować wszelkie sprawy, które leżały odłogiem przez ostatnie miesiące mojej nieświadomości. Codziennie skrupulatnie uporządkowywałam swoje życie oraz naprawiałam nadszarpnięte przez amnezję relację z bliskimi mi osobami, co zaskakująco nawet dobrze mi wychodziło, jak na osobę, która niezbyt dobrze potrafi okazywać emocje i uczucia. Coraz lepiej radziłam sobie także z przystosowaniem do rzeczywistości, w której znowu wszystko pamiętam. Oswajałam się na nowo z samą sobą oraz wspomnieniami, które z każdą kolejną dobą stawały się coraz bardziej integralną częścią mnie. Już nie miałam poczucia, że są czymś odrębnym i jakby nienależącym do mnie. To znowu ja i moje uczucia je stanowiły, co było wyjątkowo miłym doznaniem. Z każdym dniem również coraz więcej osób dowiadywało się o moim powrocie do normalności. Zmianę w moim zachowaniu zauważyli niemal od razu po odzyskaniu przeze mnie pamięci. Widocznie zbyt dobrze mnie znali, abym potrafiła przed nimi ukrywać powrót wspomnień. Czego nawet nie chciałam już zresztą robić. Widok ich wzruszenia i zadowolenia był zdecydowanie tego warty. Czułam się bardziej niż gotowa na tworzenie z nimi kolejnych wspomnień. Wsparcie bliskich i panująca dookoła radość, że znowu wszystko pamiętam, dodawały mi sił w walce o przywrócenie swojego życia do stanu sprzed wypadku, a wizyta tutaj i spotkanie z moim ojcem miało być do tego następnym dużym i przełomowym krokiem. Obawiałam się naszej zapewne dość trudnej rozmowy, ale parłam dzielnie naprzód, zatrzymując się dopiero kilka metrów przed grobem mojej rodzicielki, gdzie czekał już na mnie, tak jak go o to wczoraj poprosiłam. Wpatrując się z niezwykłym skupieniem w wyryte na tablicy nagrobnej litery. Ten dzień również dla niego wydawał się być niezwykle trudny pod względem emocjonalnym. Podejrzewałam, że ciążące mu od lat wyrzuty sumienia jedynie przybierały na sile w takich momentach, jak ten. Z dołującą świadomością, że niczego nie można było już cofnąć albo naprawić.


- Cześć..., tato - staję tuż za jego plecami ogromnie zestresowana. Po raz pierwszy w życiu nazywając kogokolwiek w ten sposób, co wprawia go w dziwną mieszankę strachu, zaszokowania, niepokoju, zdziwienia, a na końcu i lekkiej radości, gdy dochodzi do niego fakt, co takiego się wydarzyło w związku z moją pamięcią.
- Heidi, ty... pamiętasz? Naprawdę pamiętasz... To cudowna wiadomość. Ogromnie się z tego cieszę... - zadowolenie szybko zmienia się jednak u niego w niepewność. - Ja... bardzo przepraszam, że cię okłamałem, ale nie znalazłem innego sposobu, aby wytłumaczyć ci moją obecność w twoim życiu po tym straszliwym wypadku i twoim wybudzeniu. Chciałem być przy tobie w tych trudnych chwilach, a prawda za nic nie wchodziła w grę, gdy dowiedzieliśmy się, że doznałaś amnezji. Wiedziałem, że zareagowałabyś na nią jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Miałaś już i tak wystarczający mętlik w głowie, a takie rewelacje wyłącznie by go pogłębiły i wszystko doszczętnie pogorszyły. Wtedy wpadłem więc na pomysł, że byłem jedynie przyjacielem twojej mamy, a potem nie miałem zwyczajnie odwagi tego odkręcić. Tak było prościej - zaczyna się nerwowo tłumaczyć, zapewne obawiając, że za chwilę urządzę mu karczemną awanturę, jak w momencie, kiedy wyznał, że jest moim ojcem. - Wiem, że czasu nie cofnę, ale naprawdę bardzo chcę, abyśmy nawiązali ze sobą, choćby poprawne stosunki. Jesteś moją córką i zależy mi na kontakcie z tobą, jak na niczym innym. Te ostatnie tygodnie i nasze wspólne rozmowy były najlepszym, co mnie od lat spotkało. Dawno już nie czułem się lepiej. Proszę cię, nie przekreślaj mnie. Pozwól mi być obecnym w twoim życiu.
- Spokojnie. Obiecuję, że tym razem nie będzie tak wybuchowo, jak podczas naszego pierwszego spotkania - posyłam mu lekki uśmiech, na widok którego wyraźnie się odpręża. - Nie cierpię kłamstw, ale za to jestem ci akurat bardzo wdzięczna. Dzięki niemu miałam okazję dużo lepiej cię poznać, co w normalnych okolicznościach na pewno byłoby o wiele trudniejsze do wykonania. Poza tym twoje opowieści o mamie bardzo mi pomogły oswoić się po raz drugi z jej śmiercią. Gdyby nie ty przeżyłabym to o wiele bardziej. Dziękuję ci za to - spoglądam na niego ukradkiem, zauważając, że jest jeszcze bardziej zaskoczony. Widocznie za nic nie spodziewał się usłyszeć ode mnie takich pozytywnych słów.
- To drobiazg. Nie zrobiłem niczego specjalnego. Wspomnienia o Trine również mnie przyniosły wiele radości i pomogły przetrwać ten trudny czas. Zapewniam cię, że miesiące spędzone z twoją mamą były najcudowniejszym okresem w moim życiu. Najlepszym dowodem jesteś zresztą ty. Sprowadziliśmy na świat tak wspaniałą osobę. Szkoda tylko, że potem nie potrafiliśmy się tobą właściwie zająć. Heidi, tak bardzo cię przepraszam, że zniszczyliśmy ci dzieciństwo i tyle wycierpiałaś. Czuję się tak bardzo winny, że to przeze mnie Trine się zatraciła, a ty zebrałaś tego największe żniwo. Przysięgam, że gdybym tylko wcześniej wiedział o twoim istnieniu... - urywa, a po policzkach spływają mu najprawdziwsze łzy. Głos za to drży i się łamie. - Zrobiłbym wszystko, aby zapewnić ci, co tylko byś potrzebowała. Nigdy nie pozwoliłbym, aby stała ci się jakakolwiek krzywda. Oddałbym wszystko, żeby móc to naprawić, ale nie mogę. Nie da się przecież cofnąć do przeszłości - kręci ze zrezygnowaniem głową. To wyznanie kosztowało go tak wiele. Widziałam, że szczerze żałował swoich wyborów. Już dawno też zrozumiałam, że był po prostu dobrym człowiekiem, który jak my wszyscy popełniał błędy w młodości i o ile większości uchodziły one na sucho, on za swoje zapłacił najwyższą cenę, tracąc przy tym niepowtarzalną szansę na posiadanie pełnej i szczęśliwej rodziny.
- Przeszłość jest za nami i powinna tam na zawsze pozostać. Ona jest już nieważna. Ja się z nią pogodziłam, a ty również powinieneś zrobić to samo. Dość z wyrzutami, oskarżeniami, czy przeprosinami. Nie wiem, czy będziemy w stanie, ale chcę przynajmniej spróbować nadrobić te wspólne stracone lata. Chciałabym, abyśmy spróbowali nawiązać więź, jaka powinna wiązać dziecko z rodzicem. Jednego rodzica już bezpowrotnie straciłam. Nie dopuszczę, aby stało się to samo z drugim - również zaczynam płakać, ale szybko ocieram swoje łzy z twarzy. - Jeśli więc chcesz przyznać się światu do takiej córki jak ja, to droga wolna - śmiech zaczyna się mieszać z moim płaczem.
- Zrobię to z największą przyjemnością. Jesteś wprost chodzącym powodem do dumy, córeczko. Dziękuję za zaufanie i danie mi tej szansy. Nigdy ci się za to nie odwdzięczę - w sekundę staje się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a jego twarz rozjaśnia szeroki uśmiech, który jeszcze bardziej uwydatnia nasze podobieństwo. - Czy mógłbym cię przytulić? - pyta niepewnie, bojąc się mojej reakcji na tę prośbę. Po krótkim zastanowieniu kiwam głową na zgodę. Kilka sekund później tonąc w opiekuńczych i bezpiecznych ramionach swojego rodzica. Tej chwili i towarzyszących jej odczuć nie dało się wprost wyrazić słowami. Czułam jakby jeszcze jeden element układanki, właśnie wskoczył na odpowiednie miejsce.
- Uważaj, bo wkrótce na pewno twój entuzjazm, co do roli mojego ojca zdecydowanie przygaśnie. Wcale nie jestem takim chodzącym aniołkiem, jak ci się wydaje. Swoje za uszami mam i to naprawdę niemało - ostrzegam go zawczasu, aby nie poczuł się potem rozczarowany, gdy moje liczne grzeszki wyjdą na wierzch.
- Na nic innego nie liczę. Obydwoje z twoją mamą mieliśmy niełatwe charakterki w twoim wieku. Co innego mogłaś więc po nas odziedziczyć? - zaczynamy się równocześnie głośno śmiać, co ostatecznie oczyszcza między nami atmosferę. Zdawałam sobie sprawę, że nasza relacja dopiero się rodziła i czekała nas niemała przeprawa, aby okazała się mocna oraz trwała, ale byłam gotowa stawić temu czoła. Pragnęłam przekonać się w końcu po tylu latach życia, jak to jest mieć prawdziwego ojca.


- Myślisz, że mama cieszy się, widząc nas razem? - zastanawiam się niemal szeptem, gdy kładę bukiet kwiatów na jej grobie.
- Jestem o tym przekonany. Gdyby tego nie chciała, nie przyszłaby wtedy do mnie i nie ujawniła twojego istnienia. Szkoda, że nie zdążyłem jej za to podziękować, a zwłaszcza przeprosić za to jak bardzo ją kiedyś skrzywdziłem. Tak naprawdę nigdy tego nie zrobiłem, czego nie wybaczę sobie chyba do końca życia - patrzy w górę, wprost na bezchmurne niebo.
- Może zrób to teraz. Nie możesz całe życie zadręczać się wyrzutami sumienia. Jestem pewna, że gdyby mama usłyszała to samo, co ja i zobaczyła, jak bardzo żałujesz, przynajmniej spróbowałaby ci wybaczyć - próbuję go pocieszyć. - Wiem, że nie miałyśmy najlepszych relacji. Właściwie to żyłyśmy osobnymi życiami, ale czasami tak jak teraz bardzo mi jej brakuje - zwierzam się ze swoich prawdziwych odczuć, co przychodzi mi o wiele łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Uwierz, że mi też bardzo brakuje twojej mamy. Cała nasza trójka powinna mieć okazję na drugą szansę. Ona również na nią zasługiwała - obydwoje zapatrujemy się mimowolnie w dal. Byłam jednak przekonana, że nasze myśli podążały dokładnie w to samo miejsce.


- Może wybralibyśmy się na lody w ramach poprawy humoru? Zrobiło się zdecydowanie za bardzo dramatycznie i przygnębiająco - tata przywołuje mnie do rzeczywistości po kilku minutach ciszy.
- Wypad na lody? Wiesz, że od dawna nie jestem już małą dziewczynką? - przekomarzam się z nim lekko.
- Przepraszam. Wciąż zapominam, że mam do czynienia z młodą, ale już bardzo dojrzałą kobietą. Pewnie trochę czasu jeszcze zajmie mi oswojenie się z tym - interpretuje moje słowa całkowicie poważnie.
- Spokojnie, tylko żartowałam. Zdecydowanie musimy popracować nad twoją interpretacją mojego poczucia humoru - śmieję się lekko. - Z wielką chęcią skuszę się na dużą porcję truskawkowych. To moje ulubione - wyprowadzam go szybko z błędu.
- Naprawdę? To też mój ulubiony smak. Widocznie mamy jednak ze sobą coś wspólnego - liczyłam, że wkrótce odkryjemy więcej takich podobieństw. Wprost czekałam na nie.
- W takim razie chodźmy - zgodnie, a przede wszystkim wspólnie podążamy w kierunku wyjścia z cmentarza, pogrążając się w niezwykle ciekawej rozmowie.


26.06.2021


Pakuję swoje ostatnie rzeczy do walizki, gdy słyszę dość głośne pukanie do drzwi. Na mojej twarzy od razu pojawia się szeroki uśmiech zadowolenia z powodu przybycia mojego gościa i to zaskakująco o czasie. Cieszyłam się, że ten ostatni wieczór przed wylotem do Austrii spędzę w miły i odprężający sposób, co na pewno okaże się bardzo przydatne w kontekście nadchodzących niezwykle trudnych dla mnie dni, gdzie będę musiała zmierzyć się nie tylko z wyjątkowo wymagającymi egzaminami, ale również przede wszystkim z niezwykle zawiłymi sprawami dotyczącymi sfery uczuciowej, które nadal stanowiły dla mnie największą bolączkę. Dni mijały, a ja wciąż nie miałam nawet grama pomysłu, jak chociażby zabrać się do spróbowania odbudowania swojej relacji ze Stefanem, którą zniszczyłam doszczętnie na własne życzenie. Niczego chyba nie bałam się bardziej, jak spotkania z nim, a równocześnie z każdą sekundą tęskniłam za nim coraz bardziej. Ta tęsknota była wprost wykańczająca i nie raz już kusiła, abym sięgnęła po telefon i wybrała jego numer. To wydawało się takie proste, ale za każdym razem tchórzyłam, nie mogąc się zwyczajnie przemóc. Byłam niemal rozpaczliwie spragniona jego ponownej obecności w moim życiu, a równocześnie przerażona tym, jak może potoczyć się nasza dalsza znajomość i czy w ogóle mogę jeszcze liczyć na kontynuowanie jej w jakikolwiek sposób po tym wszystkim, co się między nami stało. Czy Stefan będzie w stanie ponownie mi zaufać i dać jeszcze jedną szansę? Od jego decyzji zależało tak wiele, a ja miałam coraz mniej wiary w to, że może być ona taka, na jaką skrycie liczyłam. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo go zraniłam i szczerze wątpiłam, czy takie coś można w jakikolwiek sposób komuś wynagrodzić.


- Cześć, Heidi. Jak bardzo stęskniłaś się za swoim najlepszym przyjacielem? - Thomas wita się ze mną lekkim uściskiem, jak zawsze znajdując się w wyśmienitym humorze. Zazdrościłam mu tego wrodzonego optymizmu i że z taką beztroską podchodził do życia. Jemu żadne problemy nie były straszne, bo zwyczajnie się nimi nie przejmował.
- Nie pomyliło ci się coś? Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek awansował cię do takiej wysokiej rangi. Na takie miano trzeba sobie zasłużyć, mój drogi, a tobie do tego dosyć daleko - śmieję się z niego, na co przekręca tylko lekceważąco oczami.
- Jasne, ja i tak swoje wiem. Uwielbiasz mnie od dnia kiedy się poznaliśmy. Jestem pewien, że śnisz o mnie po nocach - szturcha mnie lekko w bok, kierując się w głąb mieszkania bez zaproszenia. - Gotowa na jutro? Czy może potrzebujesz pomocy z pakowaniem? - unosi lekko brwi, zaglądając do wciąż otwartej walizki leżącej na łóżku, zaczynając przeglądać jej zawartość, za co gromię go wzrokiem. Następnie szczelnie ją zamykam i stawiam pod ścianą. Z daleka od niego.
- Twojej? Obejdzie się - prycham lekko, niwecząc jego chytre zamiary. - Dobrze wiem, co takiego chodzi ci po głowie, głupku. Nadal liczysz, że zobaczysz, w czym sypiam, co nigdy się nie wydarzy, jak już wczoraj zaznaczyłam, zapomniałeś? - wracam do naszej wczorajszej żartobliwej wymiany wiadomości, która zahaczyła niespodziewanie o ten dość niespodziewany i chyba nawet lekko niestosowny temat. Thomas uwielbiał bawić się głupimi podtekstami od samego początku naszej znajomości i na nic zdawały się moje protesty.
- Jesteś niesprawiedliwa! Przyjaciela się wstydzisz? Nie dość, że nie chcesz spędzić ze mną swojej ostatniej nocy, to jeszcze teraz to. Chyba wolałem cię sprzed odzyskania pamięci. Byłaś wtedy milsza i przystępniejsza - obrywa od mnie notatnikiem leżącym na stoliku. - To bolało! - skarży się.
- Bo miało! Ostrzegałam, że będziesz obrywał za każdą taką głupią insynuację. Sam się prosisz - wzruszam jedynie ramionami, kierując do malutkiego aneksu kuchennego i wyciągając z lodówki sok.
- Inne moje przyjaciółki jakoś nie narzekają. Mało tego one wprost uwielbiają, gdy wykazuję nimi takie zainteresowanie - podąża za mną, rozmasowując teatralnie swoje ramię.
- Ale ja nie jestem, jak one. Poza tym większość z nich to równocześnie twoje byłe dziewczyny albo przyjaciółki z korzyściami czyż nie, Casanovo? - patrzę na niego z udawanym zastanowieniem, znając doskonale odpowiedź. Życie miłosne Thomasa pozostawało bardzo wiele do życzenia, ale był dorosły i mógł robić, co tylko chciał. Mnie było nic do tego.
- Jakaś ty przemądrzała. Poza tym, dopóki jesteś singielką, chyba mogę próbować swoich szans, prawda? Zawsze istnieje jeden procent, że mi się uda i szaleńczo się we mnie zakochasz - pochyla się lekko nade mną z flirciarskim uśmiechem, na co wybucham głośnym śmiechem.
- Nie masz na to nawet pół procenta szans. Nie gustuję w uwodzicielskich artystach, przykro mi - nie pozostawiam mu złudzeń, nalewając nam soku do szklanek.
- Łamiesz moje serce - łapie się za nie ze śmiechem.
- Nie pierwsze i pewnie nie ostatnie. Jakoś przeżyjesz - klepię go pocieszająco po ramieniu. - Dosyć tych żartów, Thomas. Wybierz nam lepiej jakiś film. Tylko żadnych komedii romantycznych - przypominam mu ze śmiechem, że ich nie znoszę. Dobrze wiedząc, że jest ich skrytym fanem.


- Heidi, po swoich egzaminach zostajesz w Austrii na stałe, prawda? - w połowie filmu, słyszę od Thomasa całkowicie poważne pytanie.
- Nie wiem. Zależy to od bardzo wielu czynników. Nadal nie mam gwarancji, czy Uniwersytet w Salzburgu zaakceptuje moje podanie o przyjęcie na ostatni rok studiów. Jest też mnóstwo innych rzeczy, które mogą pójść nie tak - odpowiadam zdawkowo. Woląc nie wdawać się w szczegóły, a zwłaszcza w uczuciowe wątpliwości.
- Ja jednak sądzę, że zależy to wyłącznie od jednego czynnika. Tego, czy wrócicie do siebie ze Stefanem - Thomas po raz kolejny udowadnia, jak świetnie mnie zna. Bezbłędnie odczytując moje myśli.
- Masz rację. To będzie miało decydujący wpływ. Kocham Salzburg, ale nie wyobrażam sobie życia w tym mieście bez Stefana. Na twoim miejscu szykowałabym się więc na mój powrót w niedługim czasie z podkulonym ogonem do Norwegii - sięgam po garść popcornu, aby czymkolwiek się zająć. Nie chcąc dopuścić do swojej głowy tej wyjątkowo pesymistycznej perspektywy. - Wątpliwe jest, czy chciałby znowu wchodzić do tej samej rzeki, skoro tak się na mnie zawiódł.
- Nie wierzę w to. Ten twój Stefan musiałby być kompletnym kretynem, aby pozwolić ci odejść. Nikt mądry nie wypuściłby z rąk takiego skarbu, jak ty - lekko markotnieje, ale szybko maskuje to uśmiechem.
- To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Nasza historia ze Stefanem jest dość skomplikowana. Wiele musieliśmy przejść, aby być ze sobą. Obydwoje popełnialiśmy błędy. Los wiecznie rzucał nam kłody pod nogi. To wykończyłoby nawet najsilniejszych ludzi. Nie wiem dlatego, czy mamy dość sił, aby ten jeszcze raz zaryzykować. Zwłaszcza czy on ma. Czasami sama miłość to za mało, aby wieść szczęśliwe życie - zdawałam sobie sprawę, że Stefan musiał w ostatnich miesiącach przechodzić przez istne piekło. Za nic nie chciałabym zamienić się z nim rolami, bo na pewno nie dałabym sobie z tym wszystkim rady. Za to fakt, że to ja zafundowałam mu coś takiego, był wprost nie do zaakceptowania przeze mnie.
- Pamiętaj, że gdyby twój plan A zawiódł, w Norwegii też czeka na ciebie wiele dobrych perspektyw. Tu również masz wiele osób, którym na tobie zależy - przypomina przytomnie. - W razie czego otworzymy tę galerię sztuki. Ja będę wystawiał swoje obrazy, a ty o nich opowiadać zwiedzającym. Ze mną na pewno nie zginiesz - śmiejemy się z tego szalonego pomysłu, na który kiedyś wspólnie wpadliśmy.
- To się nazywa plan - kiwam z udawanym uznaniem głową, niemal do łez rozbawiona.


- Wiesz, że będę za tobą bardzo tęsknił? - słyszę na pożegnanie od Thomasa, gdy blisko zbliżającej się północy stoimy przy drzwiach. - Dawno już nie spędzało mi się tak dobrze czasu z żadną dziewczyną. Będzie mi tego brakować.
- Widocznie źle szukałeś. Poza tym nie martw się, nie wyjeżdżam przecież na zawsze. Nawet gdy zostanę w Austrii, to na pewno będę często zjawiać się w Norwegii. To w końcu mój dom i mam tutaj wiele bliskich osób. Obiecuję też, że cały czas będziemy w kontakcie. Zawsze również to ty możesz mnie odwiedzić. Z wielką chęcią oprowadzę cię po Salzburgu - pocieszam go. Doskonale wiedząc, że będę próbowała utrzymać naszą znajomość. Lubiłam Thomasa i zawsze będę mu niezmiernie wdzięczna, że pomógł mi w najtrudniejszym okresie mojego dotychczasowego życia. O czymś takim się nie zapomina.
- Trzymam cię w takim razie za słowo. Z wielką chęcią wybiorę się kiedyś na wycieczkę do Austrii - wymieniamy się pełnymi porozumienia uśmiechami.
- Kiedy tylko będziesz chciał - deklaruję. - Pozdrów też ode mnie swojego tatę. Muszę przyznać, że trochę brakuje mi naszych spotkań - bez pomocy doktora Andersena na pewno byłoby mi o wiele trudniej w walce z amnezją. Być może byłoby to nawet niemożliwe.
- Na pewno pozdrowię. Trafiłaś w końcu na listę jego ulubionych pacjentów, dzięki którym mógł zapisać następny sukces na swoim koncie - zdradza mi.
- Naprawdę? - do tej pory myślałam, że byłam dla doktora Andersena jedynie utrapieniem.
- Oczywiście. On wprost uwielbia osoby z takim charakterkiem, jak twój - śmieje się na widok mojej lekko zażenowanej miny. - Powodzenia w walce o swojego księcia. Daj znać, jak ci się uda. Jak się nie uda to tym bardziej. Wtedy przylecę pierwszym samolotem i upijemy się w pierwszy lepszym barze, świętując twoją wolność - puszcza mi na odchodne swawolnie oczko.
- Nie dziękuję - liczyłam, że moi przyjaciele rzeczywiście będą mieli rację i mamy jeszcze szansę na szczęśliwe zakończenie ze Stefanem. Tej drugiej perspektywy nawet nie brałam pod uwagę. 


27.06.2021


Stawiam pierwsze kroki na lotnisku w Salzburgu, ciągnąć za sobą dość porządnie wypakowaną walizkę. Nie przejmując się ani zmęczeniem po podróży, ani innymi niedogodnościami związanymi z lotem. Rozglądam się z ciekawością po znajomych miejscach, ciesząc że nic się tutaj nie zmieniło. Chłonąc całą sobą widoki zwyczajnego lotniska, które dla mnie znaczyły jednak bardzo wiele. Wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętałam. Tak dobrze było wrócić do znajomych miejsc tego miasta, w których czułam się po prostu najlepiej. Kierując się powoli w omówione miejsce z wielkim podekscytowaniem czekałam na spotkanie z Inge i Michaelem, którzy mieli mnie planowo odebrać z lotniska. Czułam się przy tym, jakby historia właśnie zataczała koło. Znów znajdowałam się w tym samym miejscu z tymi samymi perspektywami i równoczesnym brakiem Stefana. Znowu dzielił nas mur nieporozumień i braku kontaktu od długich miesięcy. Oby tylko tym razem spotkało mnie równie dobre rozwinięcie i zakończenie naszej historii. Inaczej to wszystko nie będzie miało zwyczajnie sensu.


Na samą myśl, że już prawdopodobnie dzisiaj zobaczę się ze Stefanem, czułam zarówno ekscytację, jak i najzwyklejszy w świecie strach, że było już za późno na odzyskanie tego, co mieliśmy przed moim wypadkiem. Byłam jednak gotowa stawić temu czoła. Zbyt mocno brakowało mi widoku Stefana, abym była w stanie dłużej zwlekać i uciekać od nieuniknionego. Codziennie śniłam o jego silnych objęciach, cudownych pocałunkach, które odbierały oddech, czy o najzwyklejszej w świecie rozmowie, która od zawsze tak świetnie nam wychodziła i była podstawą naszej relacji. Moje serce nieustannie rwało się do niego z całą swoją miłością i chęcią wyznania mu w końcu swoich uczuć. Marzyłam, aby on też powiedział, że nadal mnie bezgranicznie kocha i wciąż jestem dla niego najważniejsza. Niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia, jak jego obecności przy mnie. To on był dla mnie najważniejszy i jedynym, który mógł mnie uszczęśliwić.


Lekko zdezorientowana wpatruję się w główne wejście lotniska, czekając z niecierpliwością na pojawienie się przyjaciół, którzy w  zadziwiający sposób się spóźniali. Byłam przekonana, że musiało zatrzymać ich coś ważnego i dlatego nie przybyli na czas. Po blisko kwadransie oczekiwania w końcu ich zauważam, mając ochotę głośno się roześmiać na ten widok. To było istne deja vu. Inge jak za pierwszym razem zostawia Michaela daleko w tyle, biegnąc w moją stronę, a następnie zamyka w swoich objęciach. Ściskając dosłownie z całej siły.



- Przepraszam, Heidi, że musiałaś tyle czekać. Przeklęte korki nie miały końca. Myślałam, że oszaleję, gdy ten sznur samochodów stał w miejscu - tłumaczy się zupełnie niepotrzebnie. - Ostrzegałam Michaela, że tak się to skończy o tej porze, ale on jak zawsze chciał być mądrzejszy, zamiast wyjechać wcześniej.
- Nic się nie stało. Dzięki temu miałam okazję trochę powspominać swoje pierwsze odwiedziny tego lotniska. Mam też coś dla ciebie - uśmiecham się lekko z tabliczką czekolady w dłoni. Naprowadzając ją, mam nadzieję na właściwy trop, co do powrotu mojej pamięci, którego pewnie za nic się nie spodziewała.
- Właśnie, że stało. Ta podróż na pewno była dla ciebie stresująca w obecnej sytuacji i... Zaraz, zaraz, o czym ty mówisz? Czy ty...? Niemożliwe - zatyka lekko swoje usta dłonią w wyraźnym szoku. Za to ja kiwam tylko głową na potwierdzenie z uśmiechem. Inge zaczyna niemal podskakiwać do góry ze szczęścia na dowód swojego zadowolenia. - Całe szczęście. Tak bardzo się bałam, że już się tego nie doczekamy - ponownie mnie do siebie przytula z taką mocą, że niemal nie mogę prawie oddychać. Skąd brało się w niej tyle siły? - Kiedy to się stało? Dlaczego ja nic o tym do tej pory nie wiedziałam?
- Niedawno. Zaledwie kilka dni temu - mówię dość ogólnikowo. Na szczegóły nadejdzie jeszcze właściwy czas.
- Czy coś ważnego mnie ominęło? - Michael w końcu dołącza do nas, będąc wyraźnie zdezorientowany naszą nadspodziewaną wylewnością. Obejmuje mnie lekko na powitanie, czekając na jakieś większe wyjaśnienia z naszej strony.
- Nawet nie masz pojęcia, jak wiele. Heidi jest znowu naszą Heidi, a my dowiadujemy się o tym ostatni. Wyobrażasz sobie? To wprost nie do pomyślenia - Inge dość szybko odzyskuje rezon, relacjonując Austriakowi przebieg wydarzeń z udawanym wyrzutem.
- Naprawdę? To wspaniała wiadomość - Michael cofnięcie się mojej amnezji, przyjmuje z nie mniejszym entuzjazmem niż jego narzeczona. - Tęskniliśmy za tobą i to nie tylko my. Brakowało cię bardzo wielu osobom.
- Przepraszam, że wcześniej wam nie powiedziałam, ale to nie była rozmowa na telefon. Macie też dzięki temu teraz większą niespodziankę - liczyłam, że nie będą mieli mi tego za złe.
- I to jaką. Lepszej chyba nie mogłaś nam zrobić. Wspanialszej wiadomości nie mogłaś nam raczej przekazać - obydwoje zgodnie stwierdzają. - Chodźmy stąd. Opowiesz nam więcej po drodze. Na pewno jesteś zmęczona.


Droga do mieszkania przyjaciół upływa mi na podziwianiu przez szyby samochodu znanych i tak uwielbianych miejsc, które tak wiele razy dostarczyły mi wielu niezapomnianych chwil oraz niezwykle przyjemnej rozmowie, która w mig mi przypomina, dlaczego tak bardzo uwielbiałam tę dwójkę. Nasza konwersacja była znowu tak samo naturalna i swobodna jak przedtem. Cieszyłam się, że nic nie uległo w tej kwestii zmianie i obydwoje nadal traktują mnie jak swoją przyjaciółkę. Gdy jesteśmy prawie na miejscu, mimowolnie poruszam niezręczny temat, który w niepokojący dla mnie sposób omijali dotychczas na wszelkie możliwe sposoby, choć spodziewałam się, że od razu zasypią mnie informacjami na temat tak dobrze znanego nam Austriaka.


- Czy myślicie, że Stefan mógłby się ze mną dzisiaj spotkać? - zgodnie milkną, gdy tylko pada jego imię z moich ust. - Chciałabym go zobaczyć. Tęsknię za nim. Poza tym on również zasługuje na dowiedzenie się o powrocie moich wspomnień.
- Przykro mi, ale to raczej nie będzie na razie możliwe - zamieram niewiele z tego rozumiejąc. Bałam się również, że stało się mu coś złego. - Stefana nie ma w mieście. Wybrał się z dziadkiem w góry - Michael stara się przekazać to w delikatny sposób, lekko mnie uspokajając, ale na niewiele się to zdaje. W sekundę tracę swój dobry nastrój i nadzieję, że mogę cokolwiek jeszcze naprawić. Byłam pewna, że Stefan celowo wyjechał, aby się ze mną przypadkiem nie spotkać. Widocznie nie chciał mieć ze mną niczego wspólnego. Czego innego powinnam się zresztą spodziewać po tym, co mu zafundowałam. Najpierw odchodził od zmysłów, czy w ogóle przeżyję, a potem z dnia na dzień odtrąciłam go od siebie, wyrzucając ze swojego życia, jak obcego człowieka.
- Rozumiem - staram się przy nich nie rozkleić, ale łzy same cisnęły się mi do oczu. Dlaczego to musiało być takie trudne? Czy ja w ogóle powinnam jeszcze mieć prawo mieszać mu po raz kolejny w życiu?
- Heidi, on się w tym wszystkim pogubił. Cała ta sytuacja go przerosła. Stefan jest w zupełnej rozsypce i nie potrafi się pozbierać. To dlatego wyjechał. Chciał, aby było wam łatwiej - Inge odwraca się do mnie z bezradnością w oczach, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czułam się okropnie z faktem, że to ja doprowadziłam Stefana do takiego stanu. Było mi tak bardzo wstyd.
- Nie chciałam tego, naprawdę - staram się usprawiedliwić. - Gdybym wiedziała, że tak to przeżyje, za nic nie kazałabym mu wyjeżdżać z Norwegii. Wtedy jednak myślałam, że tak będzie dla niego najlepiej. Nie pamiętałam go i uważałam, że to jest w tym wszystkim najważniejsze, a wcale tak nie było. Powinnam najpierw pomyśleć o jego uczuciach - marnie się tłumaczę. Na takie wnioski było już stanowczo za późno. Powinnam się nad nimi zastanowić tamtego dnia, gdy rozmawialiśmy ze Stefanem po raz ostatni.
- To nie twoja wina. Jestem też pewna, że teraz wszystko już jakoś się ułoży. Odzyskałaś pamięć i wyłącznie to się liczy, rozumiesz. Reszta ułoży się sama - Inge posyła mi pocieszający uśmiech.
- Wcale nie byłabym tego taka pewna - odpowiadam jej, czując jak pierwsza łza spływa mi po policzku.


Michael otwiera drzwi od mieszkania, zapraszając mnie ochoczo do środka, gdzie wita mnie znajomy kwiatowy zapach. Odstawiam walizkę, a następnie dochodzi do mnie głośny tupot i ostrzegawcze szczekanie. Po chwili niemal znikąd pojawia się przy nas najukochańsze stworzenie pod słońcem, które również niewyobrażalnie mocno skrzywdziłam swoją tak długą nieobecnością.
- Effi, piesku - klękam na podłodze, rozpłakując się na dobre, gdy rozpoznaje mnie i rzuca się na mnie z szaleńczą radością, liżąc po twarzy i skacząc dookoła. Nie mogąc się nacieszyć na mój widok. - Tak bardzo przepraszam, że cię zostawiłam. Przysięgam, że już nigdy więcej tego nie zrobię - przytulam go mocno do siebie, głaszcząc po niezwykle miękkiej sierści. Nie mogąc się nadziwić, że tak bardzo wyrósł, co jeszcze bardziej mnie uświadamia w tym, ile mnie ominęło w życiu bliskich dla mnie osób.
- Wygląda na to, że wszystko wraca na swoje właściwe tory - słyszę zza siebie, gdzie Inge z Michaelem stali, przyglądając się tej scenie z nie mniejszym wzruszeniem niż moje.


Późnym wieczorem kładę się do dobrze znajomego łóżka, śmiejąc cicho, gdy widzę, że Effi zajmuje jego zdecydowanie większą część. Przez cały czas nie odstępował mnie niemal na krok, pilnując, abym przypadkiem znowu gdzieś nie zniknęła.
- To łóżko jest zdecydowanie za małe dla naszej dwójki - chichoczę, starając się go przesunąć, na co jedynie mruczy niezadowolony ani myśląc oddać mi skrawka wolnej przestrzeni. - Jesteś strasznie rozpieszczony. Tak się kończy zostawianie cię pod opieką samego Stefana - wzdycham cicho, kładąc się niemal na samym brzegu łóżka, przytulając do ukochanego pupila. Ogromnie ciesząc, że znowu mam go przy sobie. Do kompletu układanki mojego życia brakowało jeszcze jedynie jednego elementu, szkoda że tego najważniejszego.


💖💖💖


28.06.2021


Biorę ostatni łyk kawy ze swojego termicznego kubka, wpatrując z tarasu schroniska górskiego w górujące nad nami w oddali szczyty Alp, które podziwiałem od najmłodszych lat życia. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad horyzont, a ja wprost nie mogłem się doczekać wyruszenia na kolejny wyznaczony na dziś kilkunasto kilometrowy odcinek górskiej trasy, którą dzielnie i niezwykle sprawnie pokonywaliśmy z dziadkiem w ciągu ostatnich kilku już dni. Ciesząc się przy tym wyjątkowymi urokami natury, położonej z daleka od zgiełku miasta i wszelakich problemów w nim pozostawionych oraz swoim wzajemnym towarzystwem, które zawsze miało na nas dwóch bardzo dobry wpływ. Dzięki celowi do osiągnięcia, jakim było pokonanie przez nas wymagającego szlaku Lechtaler i dotarcie w konsekwencji na szczyt Feuerspitze, z którego można było podziwiać nieziemskie widoki, łatwiej było mi nie myśleć o moim uczuciowym zawodzie oraz świadomości, że Heidi znajdowała się od wczoraj w Salzburgu. Cieszyłem się z dzielącej nas odległości i braku pokusy zobaczenia się z dziewczyną. Nasze spotkanie na pewno nie przyniosłoby za sobą niczego dobrego i jeszcze bardziej wszystko pogorszyło. Miałem również nadzieję, że ta wyprawa pomoże mi ostatecznie pogodzić się z pewnymi wydarzeniami i poukładać jakoś sensownie cały ten chaos panujący w mojej głowie od dobrych kilku miesięcy.



- Stefan, już jesteś na nogach? Myślałem, że takie ranne wstawanie, to raczej domena osób w moim wieku - dziadek Harold wita się ze mną troskliwym spojrzeniem. Zapewne domyślając już, że w ostatnim czasie miewałem spore kłopoty ze snem.
- Szkoda marnować dnia. Poza tym czeka nas dziś wymagająca przeprawa i lepiej wyruszyć wcześniej. Z każdym dniem będzie coraz trudniej - staram się zmienić temat, nie chcąc rozmawiać o swoim samopoczuciu. Miałem dość użalania się nad sobą i martwienia swoich bliskich moim paskudnym stanem emocjonalnym. Kiedy już wydawało mi się, że jest lepiej, zawsze nadchodził taki dzień, który cofał mnie do punktu wyjścia. Od jakiegoś już czasu nie przerabiałem innego scenariusza. Przez co byłem tym jeszcze bardziej zmęczony.
- Boisz się, że nie podołasz i staruszek okaże się od ciebie lepszy? - żartuje, choć w niektórych momentach naszej wędrówki dziadek Harold naprawdę radził sobie lepiej ode mnie.
- Zawsze byłeś lepszy - kłaniam się przed nim z uznaniem. Podziwiałem dziadka za jego postawę życiową i umiejętność zachowania optymizmu w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. On radził sobie o wiele lepiej z życiowymi przeciwnościami ode mnie. Gdyby był na moim miejscu, na pewno już dawno poradził sobie z doznanym rozczarowaniem.
- Zdecydowanie mnie przeceniasz. Musisz bardziej w siebie wierzyć. Ostatnio ci tego brakuje - obdarza mnie pełnym otuchy spojrzeniem. - A teraz przepraszam, ale pilnie potrzebuję porządnego zastrzyku kofeiny. Idziesz ze mną na dół? - proponuje zachęcająco. Chcąc mnie pewnie oderwać od pogrążenia się w otchłani beznadziei.
- Zostanę jeszcze chwilę - wolałem pobyć jeszcze przez parę minut w samotności. Sam czułem się zdecydowanie lepiej.
- W porządku. Pamiętaj jednak, że niedługo wyruszamy - kiwam lekko głową na zgodę, wracając do kontemplacji tych przepięknych widoków.


- Powiesz mi w końcu, co takiego, aż tak bardzo cię dzisiaj gryzie? Jesteś całkowicie nieobecny - wczesnym popołudniem, gdy idziemy wyjątkowo wąską i stromą drogą, słyszę zaskakujące pytanie dziadka, idącego kilka metrów przede mną. Przed nim naprawdę nic nie mogło się ukryć.
- To nic takiego - staram się wykręcić, ale patrzy na mnie z politowaniem.
- Nic takiego? To dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść i błądzisz myślami nie wiadomo gdzie? - pod czujnym wzrokiem dziadka Harolda nie dało się wymigać od zwierzeń. On zwyczajnie zbyt dobrze mnie znał.
- Dobrze, niech już będzie, powiem ci. Heidi jest od wczoraj w Salzburgu - zdradzam mu. Nie miałem pojęcia, dlaczego akurat dzisiaj nie potrafiłem przestać o tym myśleć, a wspomnienia o Norweżce pochłaniały całą moją uwagę. Nie koncentrowałem się na niczym innym poza jej osobą.
- Och, rozumiem. A ty, zamiast walczyć o kobietę swojego życia, chowasz się w górach. Cóż za genialna taktyka. Na pewno zapewni ci powodzenie w dalszym życiu - kiwa głową z udawaną aprobatą, zwyczajnie sobie ze mnie kpiąc.
- Dziadku, proszę cię. Przecież wiesz, jak jest. Gdybym został w Salzburgu, nic by to nie zmieniło. Heidi do mnie nie wróci, bo mnie nie pamięta - przypominam mu. Dla wszystkich wydawało się to takie proste, ale nie byli na moim miejscu. To nie oni doznali z dnia na dzień takiego szoku.
- Ale już raz się w tobie zakochała. Gdybyś się tylko wysilił, mogłoby stać się to po raz drugi. Poza tym, co zrobisz, gdy jednak sobie ciebie przypomni? - zadaje mi pytanie, na które sam nie znałem odpowiedzi.
- Nie wiem. Odzyskanie pamięci to jedno, a jej uczucia to drugie. Być może już pokochała kogoś innego. Przegrałem i mam tego pełną świadomość - opieram się o pień drzewa, unikając spojrzenia na dziadka. Woląc nie widzieć jego rozczarowania moją osobą.
- Stefan, ostatnio zbyt szybko się poddajesz. Odpuszczasz bez walki najważniejszą dla siebie osobę. Gdybym był na twoim miejscu i chodziłoby o twoją babcię, walczyłbym do upadłego. Jak możesz tak po prostu oddawać pole? - nie rozumie mojego postępowania, wyraźnie je krytykując. Był o wiele silniejszy ode mnie.
- Jeśli się kogoś kocha, czasami należy pozwolić mu odejść. Dałem wolność Heidi, bo tego chciała. Niech przynajmniej ona będzie szczęśliwa. Widocznie tak musiało być - na samo wyobrażenie dziewczyny z innym mężczyzną, mam ochotę coś zniszczyć. Nie miałem już jednak najmniejszego wpływu na jej wybory. Mogła robić, co tylko chciała, a mnie nie było nic do tego.
- Stałeś się zbyt bardzo rozgoryczony i cyniczny. Nie takiego cię pamiętam. Poza tym skąd wiesz, że Heidi rzeczywiście chciała odejść, skoro ani razu nie zawalczyłeś, aby została? Jesteś zupełnie pewien, że tak to musiało się potoczyć? - kończy naszą rozmowę, ruszając w dalszą drogę. Zasiewając w mojej głowie tylko kolejne wątpliwości, które z każdą minutą się rozrastają i nie opuszczają mnie już do samego końca dnia. 


💖💖💖


28.06.2021


Niemal w podskokach pokonuję ostatnie metry dzielące mnie od kawiarni, nie mogąc się wprost doczekać, aż nareszcie znajdę się w środku i na nowo poczuję tę tak bardzo uwielbianą przeze mnie atmosferę tego miejsca, która była po prostu niepowtarzalna i niezwykle rodzinna. Uśmiech ani myślał zejść mi od chwili obudzenia z twarzy. Nie przejmowałam się nawet tak bardzo, czekającym mnie już za kilka godzin pierwszym egzaminem, będąc w wyjątkowo dobrym humorze. Z wielkim wyczekiwaniem czekałam na zobaczenie się z przyjaciółmi, za którymi niewyobrażalnie mocno się stęskniłam, co teraz mogłam już przyznać z absolutną pewnością. Byłam przekonana, że ogromnie się ucieszą, gdy w końcu dowiedzą o tym, iż znowu ich pamiętam oraz wszystkie przeżyte wspólnie momenty. Podobnie zresztą, jak wszyscy przed nimi, którzy reagowali na tę informację niemal identycznie. To jeszcze bardziej mi pokazywało, jak wielkie szczęście miałam, że takie cudowne osoby stanęły w pewnym momencie na mojej życiowej drodze. Pobyt w Salzburgu zdecydowanie mi służył. Czułam się tutaj lepiej niż gdziekolwiek indziej, co jeszcze mocniej przekonywało mnie do tego, że to właśnie tu było moje miejsce na ziemi.


Już przez witrynę kawiarni zauważam czekającą na mnie trójkę przyjaciół, którzy żywo między sobą o czymś dyskutowali. Jak zawsze to Katinka wiodła prym w rozmowie, co wcale mnie zresztą nie dziwiło. Ten chodzący wulkan energii za nic nie dałby się zepchnąć na drugi plan. Przekraczając próg tak dobrze znanego mi miejsca, w którym praca w niezbyt odległej przeszłości była niemal czystą przyjemnością. Mój wzrok praktycznie od razu spotyka się z tymi należącymi do moich przyjaciół. Dostrzegam lekki stres na ich twarzach i niepewność w spojrzeniach. Zapewne nie wiedzieli, jak mają się ze mną obchodzić. Zbyt wiele razy widziałam podobne wyrazy twarzy bliskich mi osób podczas mojej amnezji. Więcej już nie chciałam. Przez co z prędkością światła pokonuję drogę do zajmowanego przez nich stolika.


- Tak się cieszę, że was widzę. Nie macie nawet pojęcia, jak bardzo mi was brakowało, gdy już uświadomiłam sobie, ile dla mnie znaczycie - wzruszam się po raz kolejny w ciągu ostatnich dni, a Louisa, która jako pierwsza łączy ze sobą fakty, niemal piszczy z radości i ekscytacji na tę niespodziewaną dla nich wieść.
- Nie może być! Nareszcie! Nasza Heidi wróciła. Wiedziałam, że kto jak kto, ale ty to przezwyciężysz. Wiesz, jak pusto było tutaj bez ciebie? - do rozentuzjazmowanej Louisy dołącza po chwili Katinka, a sekundę później tonę w ich mocnych uściskach, które niemal pozbawiają mnie tchu.
- Popieram Louise. Bez ciebie byliśmy niekompletni - Węgierka jeszcze mocniej tuli mnie do siebie. - Mam ci tak wiele do opowiedzenia.
- Puśćcie ją i dajcie oddychać z łaski swojej. Za chwilę ją udusicie - Domenico jako nasz zwyczajowy głos rozsądku przywołuje dziewczyny do porządku. - Dobrze, że jesteś, Heidi. Bez ciebie one mnie niemal wykończyły. Nareszcie wróciła tutaj jakaś ostoja normalności. Siadaj - wskazuje na krzesło stojące przy swoim, obdarzając mnie przyjacielskim uśmiechem. Akurat on nie musiał nic mówić, wszystko co chciał mi przekazać, malowało się w jego wyrazie twarzy.
- Nie zapominaj, że mówisz o swojej ukochanej i przyjaciółce. Jeszcze się obrażą - szepczę do niego konspiracyjnie.
- Właśnie - Louisa marszczy czoło, krzyżując swoje ramiona. - Jak tak bardzo źle ci ze mną, to może znajdź sobie lepszą, która mnie zastąpi - Domenico patrzy na mnie błagalnie, a ja mam ochotę się głośno roześmiać.
- Jak widzę nic się tutaj nie zmieniło - mówię z zadowoleniem. Wiedząc, że nie zamieniłabym ich na nikogo innego.


Kolejne minuty to już tylko swobodna rozmowa pomiędzy nami i próba jak największego nadrobienia przeze mnie wszystkiego, co mnie ominęło. Dowiaduję się dzięki temu o nowych obiektach westchnień Katinki, które i tak najpóźniej za tydzień się zmienią. Wspólnym i wyjątkowo udanym zamieszkiwaniu razem Louisy i Domenico oraz o ich kwitnącym wciąż uczuciu, z czego niezwykle mocno się cieszyłam. Chociaż na początku absolutnie nie wierzyłam, że ich związek mógł się udać. Dodatkowo słucham o najnowszych plotkach krążących u nas na roku i wszystkich innych mniej istotnych sprawach, doskonale się przy tym bawiąc.


- To trzeba jakoś uczcić. Niecodziennie przyjaciółka odzyskuje pamięć. Szampan, piwo, czy wino będą lepsze? - Katinka rzuca pomysłem, który bulwersuje Domenico.
- Przypominam ci, że za dwie godziny piszemy jeden z najtrudniejszych egzaminów w życiu - upomina dziewczynę, która już chce zaprotestować.
- Tym razem w pełni zgadzam się z Domenico. Najpierw egzamin, a potem zabawa - staję po stronie chłopaka.
- Nie umiecie się bawić, nudziarze - Katinka żartobliwie się obraża. - A już myślałam, że ta amnezja dodała ci trochę większego szaleństwa, Heidi.
- Od czego mamy wieczór? - staram się wypracować kompromis między nami.
- To mi się już zdecydowanie bardziej podoba - pomysł zyskuje aprobatę Katinki i Louisy, a nawet Domenico po krótkim zawahaniu. Zapowiadał się więc wieczór pełny wrażeń dla całej naszej czwórki. - A teraz w ramach rekompensaty pomożecie mi przypomnieć sobie najważniejsze zagadnienia, kujony. Bez tego pewnie obleję, zawalę rok i rodzice mnie wydziedziczą, gdy tylko się o tym dowiedzą - Węgierka dramatyzuje, a wszyscy wybuchamy głośnym śmiechem. Dawno już nie czułam się lepiej, jak w tym trwającym momencie. 


02.07.2021


Ze sporym znużeniem przekręcam następną stronę ciężkiego jak cegła podręcznika, mrużąc lekko oczy pod wpływem wpadających na balkon promieni słonecznych. Starając się przygotować najlepiej jak potrafię do ostatniego sprawdzianu mojej wiedzy w tym roku akademickim. Robiłam to z jeszcze większym zacięciem, zachęcona zaskakująco pozytywnymi wynikami z poprzednich egzaminów. Byłam już tak blisko osiągnięcia swojego celu, że za nic nie mogłam teraz odpuścić. To zwyczajnie nie wchodziło w grę. Musiałam zaliczyć ten ostatni piekielnie trudny ustny egzamin u jednego z najsurowszych profesorów, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię.


- Co powiesz na chwilę przerwy? - Inge wychyla się zza drzwi balkonowych, dołączając do mnie ze szklanką wody w ręce.
-  Z przyjemnością, inaczej mózg mi się za chwilę pewnie usmaży - przyjmuję od niej z wdzięcznością napój, zwilżając lekko swoje usta. Upał panujący niemal od wczesnych godzin, niczego mi nie ułatwiał.
- Powinnaś trochę odpocząć. Uczysz się od rana - blondynka patrzy na mnie z delikatnym ostrzeżeniem.
- Chciałabym, ale nie mogę. Wiesz, że od tego egzaminu zależy moja dalsza przyszłość - nie mogłam zawieść samej siebie na ostatniej prostej. Zbyt wiele poświęciłam, aby teraz sobie odpuścić. - Jeśli nie zdam, na pewno nie przyjmą mnie tutaj na kolejny rok. Zostanie mi wtedy tylko powrót do Norwegii - lubiłam swoją dawną uczelnię, ale Uniwersytet w Salzburgu podobał mi się o wiele bardziej i to na nim chciałam dokończyć swoje studia.
- Na pewno nie zrezygnują z takiej zdolnej studentki, jak ty. Musieliby być ślepi, żeby nie docenić twojego intelektu. Jeśli już jednak o przyszłości mowa. Postanowiłaś, co zrobisz w związku ze Stefanem? - Inge stara się najdelikatniej jak może poruszyć ten wyjątkowo drażliwy w ostatnich dniach dla nas temat.
- Zawalczę o niego, choćby i wbrew jemu samemu. Do tej pory to zawsze on o nas walczył. Nadszedł więc czas, abym teraz to ja to zrobiła, choćby ten jeden jedyny raz. Jeśli się nie uda, trudno. Przynajmniej nie będę żałowała, że nie spróbowałam. Potrzebuję jedynie do tego waszej drobnej pomocy - byłam zdeterminowana, aby doprowadzić do naszego spotkania i to jak najszybciej. Powoli układałam nawet lekko przebiegły plan, licząc że uda się mi go zrealizować.
- Zawsze jestem do usług - ochoczo zapewnia, ciesząc się z usłyszanych ode mnie słów. - Jestem też pewna, że Stefan oszaleje ze szczęścia, gdy tylko cię zobaczy - chciałabym posiadać taki entuzjazm, jak Inge w tej kwestii.
- Obyś miała rację - martwiłam się, że moja przyszłość ze Stefanem wcale nie będzie taka kolorowa, jak wszyscy uparcie uważali.
- Heidi, ja zawsze mam rację, zapomniałaś? - mruga do mnie żartobliwie, jak zawsze wiedząc co zrobić, aby rozładować napiętą atmosferę i odesłać moje zmartwienia daleko stąd. 


💖💖💖


04.07.2021


Biorę głęboki oddech, czując jak z każdą następną sekundą, zaczynam się coraz bardziej spinać, gdy tylko most Makartsteg zaczyna jawić się na horyzoncie, a wraz z nim gwałtowna lawina tak bardzo niechcianych teraz przeze mnie pełnych beztroski i radości wspomnień, które nadal zbyt mocno bolały, abym potrafił do nich w najbliższym czasie w jakikolwiek sposób wracać myślami. Nieubłaganie krok za krokiem zbliżałem się do ostatniego miejsca w Salzburgu, które chciałbym dzisiaj odwiedzić. To w końcu ten most był jeszcze niedawno świadkiem tak wielu przełomowych chwil w mojej relacji z Heidi. Tyle razy spacerowaliśmy po nim razem, rozmawiając na miliony tematów albo zwyczajnie się wygłupiając, nie zważając przy tym na innych i całkowicie tracąc poczucie czasu. Uwielbiałem te nasze pełne beztroski momenty, kiedy liczyliśmy się tylko my, a wszystkie problemy traciły na znaczeniu. To tutaj postanowiłem sobie, że o nią zawalczę i ostatecznie uświadomiłem, że jest dla mnie tą jedyną, z którą chcę iść przez życie. To właśnie tutaj pewnego razu śmiała się ze mnie na cały głos, gdy przyznałem się jej, że w przeciwieństwie do niej wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, po czym wysłuchałem kilkunastu argumentów Norweżki, że to totalna głupota, a przede wszystkim to tu miała swój finał nasza pierwsza randka, która rozpoczęła ten krótki, ale zarazem najszczęśliwszy okres w moim życiu, jaki niestety doczekał się tak nagle brutalnego i zupełnie nieprzewidywalnego końca. Wiele miejsc łączyło się w tym mieście z Norweżką, ale to było w tej kwestii po prostu wyjątkowe. Choć aktualnie miałem wrażenie, że straciło bez niej całkowicie swoją magię. Psując jedynie swoim widokiem mój tak ciężko wypracowany stan względnej równowagi emocjonalnej, o który od dłuższego czasu walczyłem.



Między innymi dlatego też kompletnie nie rozumiałem, dlaczego Inge i Michael wybrali akurat ten nieszczęsny most na nasze spotkanie i odebranie przeze mnie od nich Effiego, zamiast moich zwyczajnych odwiedzin w ich mieszkaniu. To był chyba najgorszy wybór, jakiego mogli dokonać, za nic nie dało się jednak ich od niego odwieść z zapewnieniem, że na pewno go nie pożałuję, co wydawało się być zupełnym absurdem. Uważałem, że to miejsce zdecydowanie niosło za sobą zbyt wiele wspomnień z Heidi, co wyłącznie pogłębiało moją tęsknotę za dziewczyną i żal, że straciłem ją w tak pozbawiony zupełnego sensu sposób. Tygodnie mijały, a ja nadal nie potrafiłem pogodzić się z naszym końcem, mimo usilnych pragnień. Równocześnie nie miałem siły do dalszej walki z góry skazanej zresztą na porażkę. Żyłem więc z dnia na dzień, starając się jakoś funkcjonować, ale to wszystko było tak odległe od tego, kiedy naprawdę czułem się szczęśliwy. Wątpiłem, że jeszcze kiedykolwiek będę potrafił poczuć się tak bezgranicznie przepełniony radością i szczęściem, jak wtedy kiedy Norweżka była przy mnie. Miałem jedynie nadzieję, że przynajmniej ona radzi sobie dużo lepiej ode mnie i ten kilkudniowy pobyt w Austrii zakończony dzisiejszego poranka, nie wpłynął na nią w negatywny sposób. Byłem przekonany, że właśnie witała się teraz na nowo ze swoimi bliskimi w Norwegii, ciesząc z dobrze zdanych egzaminów i zapewne długo wyczekiwanych wakacji. Gdzieś głęboko odczuwałem lekkie rozczarowanie z powodu tego, że świadomie przegapiłem być może ostatnią szansę na zobaczenie się z nią. Szczerze wątpiąc, że dziewczyna w najbliższym czasie zdecyduje się ponownie zawitać w te strony. Nadal jednak sądziłem, że tak było o wiele łatwiej i mniej boleśnie zarówno dla niej, jak i przede wszystkim dla mnie. Doskonale w końcu wiedziałem, co takiego bym od niej usłyszał, gdybyśmy ponownie stanęli ze sobą twarzą w twarz. Nasza relacja nie miała żadnej racji bytu do momentu, gdy będę dla Heidi obcym człowiekiem na zmianę czego się zresztą w najbliższej przyszłości nie zanosiło. To było chyba w tym wszystkim najgorsze. Świadomość, że nie straciłem jedynie ukochanej, ale również przyjaciółkę, która zawsze stała po mojej stronie i otaczała bezgranicznym wsparciem za każdym razem, gdy tylko tego potrzebowałem. Nasza relacja nie kończyła się jedynie na romantycznych uczuciach, a sięgała o wiele dalej, o czym aktualnie niezwykle trudno było zapomnieć.


Wchodzę niepewnie na ten przepełniony jak zawsze turystami most, starając się ignorować ludzi dookoła mnie, a zwłaszcza te wszystkie zakochane pary, których w pobliżu na moje nieszczęście nie brakowało. Zazdrościłem im, że los okazał się dla nich o wiele łaskawszy niż dla mnie i wciąż pozwalał na cieszenie się tym uczuciem, które ich z jakiegoś powodu połączyło. Z westchnieniem sporej dezaprobaty opieram się o jedną z początkowych barierek, zapatrując na niewielki port, który mieścił w sobie kilka akurat zacumowanych turystycznych statków, a następnie na panoramę miasta, która mimo wszystko nadal zachwycała stąd swoim pięknem. Za wszelką cenę starałem się skupić na tych widokach, aby tylko mój wzrok nie podążył w stronę tej części mostu, na której powinna nadal być zawieszona moja i Heidi kłódka. Na samo jej wspomnienie mam ochotę głośno prychnąć, zdając sobie sprawę, jak bezużytecznym symbolem się stała.


Coraz mocniej zniecierpliwiony oczekiwaniem na przyjaciół, wyciągam swój telefon, zaczynając do nich dzwonić, chcąc jak najszybciej oddalić się stąd jak najdalej i zapomnieć o wszystkich tych chwilach, które się już nie powtórzą. Żadne z jakiegoś powodu jednak nie odbierało, co wprawia mnie w sporą frustrację i złość. Zaczynałem się nawet lekko obawiać, czy nie uknuli przypadkiem jakiejś bezsensownej intrygi za moimi plecami. Szybko odrzucam mimo to tę myśl od siebie, doskonale wiedząc, że Heidi na pewno nie dałaby się im w coś takiego wciągnąć. Nie teraz, kiedy nie była w pełni sobą. Nasze spotkanie nie miałoby żadnego sensu z tą wielką wyrwą w pamięci, która nieustannie jej towarzyszyła. W sekundę zrobiłoby się między nami niezręcznie, a ponowne zobaczenie zakończyłoby się katastrofą. Jeśli już to zaplanowali pewnie coś zupełnie innego, co również na pewno mocno nie przypadnie mi do gustu.


Kiedy mijają kolejne minuty, a Inge i Michael nadal się nie pojawiają, staję się jeszcze bardziej zdezorientowany. Niczego z tego już nie rozumiałem. Przecież Inge w przeciwieństwie do Michaela nienawidziła się spóźniać i zawsze starała się być na czas na każde umówione spotkanie. To była po prostu mistrzyni punktualności. Dlaczego tym razem postanowiła zrobić od tego wyjątek?


- Nie miej za złe Inge i Michaelowi, że nie przyjdą, ale to ze mną miałeś się tutaj od samego początku spotkać - zamieram, gdy zza pleców dochodzi mnie znany i tak uwielbiany głos, który poznałbym zawsze i wszędzie. To nie mogła być prawda! Jej tu nie mogło być. Odwracam się za siebie z niemal galopującym biciem serca, przekonany że to jakieś omamy wywołane tym miejscem i wspomnieniami albo zwyczajny sen. Ona jednak stoi naprzeciw mnie, ubrana w białą zwiewną sukienkę, w której wygląda po prostu obłędnie. Przez co zapominam niemal o oddychaniu, zachwycony na nowo jej pięknem. Czuję się niczym sparaliżowany, gdy moje spojrzenie spotyka się w końcu z tym należącym do Heidi. Otoczona blaskiem gorących promieni słonecznych wydawała się niemal promieniować. Dodając do tego ten zniewalający uśmiech, jakim nieprzerwanie mnie obdarzała i błysk w jej oczach, jakiego nie widziałem od momentu tego przeklętego wypadku. Zwyczajnie tracę zdolność mowy, nie potrafiąc wykrztusić z siebie nawet słowa. Byłem w totalnym szoku i naprawdę mocno wątpiłem, że w najbliższych minutach uda mi się z niego otrząsnąć. - Porozmawiamy? Mam ci naprawdę wiele do powiedzenia i chciałabym, abyś mnie wysłuchał - prosi, zmniejszając jeszcze bardziej dystans między nami, jakby jej wyjątkowo przeszkadzał. Wydawała się być taka znajoma. W dodatku miałem wrażenie, że cały chłód i niepewność, jakie pojawiły się między nami po utracie przez Heidi pamięci teraz całkowicie wyparowały. Znowu patrzyła na mnie z bezgranicznym uczuciem i pełnym zaufaniem, co pewnie było jedynie wyjątkowo mylnym wrażeniem z mojej strony i za chwilę zostanę sprowadzony kolejny raz boleśnie na ziemię, gdy usłyszę, co takiego chciała mi zakomunikować. Żaden cud się na pewno nie wydarzył, aby Heidi tak drastycznie zmieniła do mnie swoje nastawienie. To spotkanie pewnie miało ostatecznie przypieczętować nasz koniec. Jeszcze raz łamiąc doszczętnie moje serce.


____________

Wielkimi krokami zbliżamy się w końcu do zakończenia. Wszystko zaczyna się układać, ale czy na pewno...? :D

czwartek, 13 stycznia 2022

Rozdział 31

 

12.06.2021


Wertuję kolejne strony albumu ze zdjęciami, doszukując się na nich nawet najmniejszych szczegółów, wytężając swój umysł niemal do granic możliwości. Sprawdzając naiwnie tym samym, czy czegoś mi przypadkiem nie przypominały. W przerwach od niezwykle intensywnej nauki, którą ciągnęłam niemal na okrągło przez kilka ostatnich dni, właściwie nie robiłam niczego innego. Od momentu powrotu wspomnień związanych z Carlą od czasu do czasu zdarzało mi się jeszcze natrafiać w swojej głowie na jakieś pojedyncze zupełnie przypadkowe i niełączące się ze sobą wspomnienia z okresu ostatnich dwóch lat, ale nie było to nic istotnego. W dodatku całkowicie pozbawione ładu i składu. Wszystkie te, które miałyby dla mnie jakieś większe znaczenie, wciąż pozostawały poza moim zasięgiem, co wprost doprowadzało mnie do szału. Dlaczego choć raz los nie mógł mi sprzyjać i czegoś ułatwić? Z jednej strony byłam tak blisko odzyskania pamięci, a z drugiej miałam wrażenie, że dzieliło mnie od niej lata świetlne i zabraknie mi zwyczajnie życia, aby się do niej w ogóle zbliżyć. Tak bardzo potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienia i dalszej motywacji do kontynuowania tej piekielnie wyczerpującej terapii. Poza tym za niecałe dwa tygodnie miałam się znowu znaleźć w Salzburgu i przystąpić do najcięższej w życiu sesji egzaminacyjnej, na którą w ogóle nie czułam się gotowa. Nie wyobrażałam sobie udać się do Austrii z pustą od wspomnień głową. Mijać ulubione i znajome miejsca, które będą dla mnie zupełnie obce, czy spotkać się z osobami, których nie będę za nic pamiętać. Już teraz przeczuwałam, że będzie to dla mnie istne piekło na ziemi. Dodając do tego możliwość przypadkowego zobaczenia się ze Stefanem, zapowiadał się dla mnie istny emocjonalny rollercoaster, z którym szczerze wątpiłam, że sobie poradzę. Co miałabym mu niby powiedzieć, gdybym stanęła z nim ponownie twarzą w twarz? Jak wytłumaczyć swoje uczucia, których sama absolutnie nie rozumiałam.


Nieoczekiwanie mój telefon zaczyna dzwonić, co wywołuje na mojej twarzy szczery uśmiech zadowolenia, gdy zauważam, kto chce się ze mną skontaktować. Taka chwila rozmowy z kimkolwiek była mi naprawdę mocno potrzebna.
- Cześć, Katinka. Miło, że dzwonisz - zaczynam na powitanie Węgierki. Ciesząc się, że mimo moich pamięciowych ułomności, dziewczyna nadal chciała ze mną utrzymać kontakt.
- Cześć, panno zapominalska. Jak ci idzie nauka? Umiesz już wszystko na piątki? - śmieje się, jak zawsze będąc w radosnym nastroju. Jej optymizm chyba nigdy się nie kończył.
- Chciałabym, ale o piątkach mogę tym razem tylko sobie pomarzyć - dobre oceny raczej powinnam włożyć między bajki w tym roku.
- Na pewno ci uwierzę. Zawsze tak mówicie razem z Domenico, a potem macie najlepsze wyniki ze wszystkich. Nie wiem, dlaczego zaprzyjaźniłam się akurat z największymi kujonami na roku. Przez was czuję się jeszcze głupsza niż jestem - skarży się z udawanym wyrzutem.
- Nie tym razem, a ty wcale nie jesteś głupia - o tym byłam akurat przekonana. Dowody stanowiły, chociażby jej notatki, które były jednymi z najlepszych, jakie widziałam na oczy.
- Jasne. Dość jednak o mnie. Jak się w ogóle czujesz? - pyta z dobrze wyczuwalną troską w głosie.
- Jest znośnie. Jakoś się trzymam - nie miałam zamiaru jej okłamywać i udawać, że jest cudownie.
- Będzie lepiej. Musi być. Jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam. Poradzisz sobie nawet z czymś tak pokręconym - dodaje mi wiary w samą siebie. - Poza tym nie możemy się doczekać spotkania z tobą. Louisa już odlicza dni do twojego przylotu. Strasznie się za tobą wszyscy stęskniliśmy. Nawet ten gbur Domenico ostatnio to przyznał, a to wielkie osiągnięcie - pragnęłam odpowiedzieć jej tym samym. Poczuć, że również za nimi niezmiernie mocno tęsknię, ale nadal nie pamiętałam nikogo poznanego podczas pobytu w Austrii. Choć ostatnio miałam wrażenie, że zaczynam sobie przypominać moment poznania Katinki i Domenico albo wyłącznie to sobie wyobraziłam. Czasami gubiłam się w tym, co było prawdą, a co jedynie wytworem mojego umysłu. Szczególnie gdy śniłam o zdarzeniach, które mogły być wspomnieniami z przeszłości. To również stanowiło dla mnie niebagatelny problem. Oddzielenie realizmu od fikcji, które raz po raz przenikały się ze sobą w moim roztrojonym mózgu.
- W takim razie do zobaczenia wkrótce i owocnej nauki - życzę jej szczerze. Doskonale wiedząc, że zaliczenie tego roku było wcale nie takim łatwym zadaniem dla każdego z nas.
- Do zobaczenia i pamiętaj, że na pewno zdasz wszystko śpiewająco, geniuszu.


Z westchnieniem sporego niezadowolenia sięgam po paczkę swoich ulubionych landrynek, a następnie na powrót pogrążam się w notatkach. Raczej jeszcze nigdy nie czekałam z takim utęsknieniem na przyjście upragnionych wakacji i zaznania podczas nich chwili wytchnienia.


💖💖💖

13.06.2021

Z zadowoleniem przyglądam się z tarasu domu niezwykle udanej zabawie Effiego w ogrodzie moich rodziców, który dzięki mojej rodzicielce był tak samo piękny, jak co roku, a następnie zapatruję się w dal. Lato rozkwitało w pełni, dostarczając nam wszystkim wcale nie gorszych widoków niż w zimie. Lubiłem tę porę roku, bo zawsze kojarzyła mi się z nadzieją i nowym początkiem. Liczyłem dlatego, że w moim przypadku również tym razem tak będzie. Tym bardziej że z każdym dniem zaczynałem sobie coraz lepiej radzić i powoli godzić z wydarzeniami ostatnich miesięcy. Gwar głośnych rozmów dochodzących z salonu, wprawiał mnie dodatkowo w sporą radość. Cieszyłem się na to rodzinne spotkanie z okazji urodzin mamy. Dzięki niemu miałem okazję spotkać się ponownie z dawno niewidzianymi członkami rodziny i choć na kilka godzin zaznać odskoczni od swojej obecnej dość nudnej i monotonnej rzeczywistości, choć z tyłu głowy chyba każdego z nas tutaj dzisiaj obecnych, plątała się myśl, że wolne krzesło stojące obok mojego, powinno być zajęte przez pewną brunetkę, która zawsze dodawała sporego kolorytu naszym spotkaniom. Nikt nie chciał mimo to poruszać tego tematu, za co byłem im niezmiernie wdzięczny.


- Ja też za nią tęsknię. Widziałyśmy się tylko kilka razy, a mam wrażenie jakbyśmy znały się długie lata - głos cioci Helen dobiega zza moich pleców. Zjawiła się tutaj niczym duch.
- Skąd wiesz, że akurat myślę o Heidi? - odwracam się w jej stronę z lekką przekorą w oczach.
- Stefan, znam cię od zawsze. Tak łatwo mnie nie zwiedziesz - posyła mi lekki uśmiech. - I tak jestem dumna, że tak dobrze sobie z tym wszystkim radzisz. Bałam się, że będzie o wiele gorzej.
- Bo było - ogarnia mnie spore poczucie wstydu, gdy tylko przypominam sobie o tamtym wieczorze u Eileen, który mógł być katastrofalny w skutkach. - Zrozumiałem jednak, że takie życie nie ma najmniejszego sensu. To nic mi nie da. Czasem lepiej pogodzić się z rzeczywistością niż bezsensownie o coś walczyć.
- Zaufaj mi. Heidi niedługo do nas wróci. Wasze linie życia są na stałe ze sobą splecione. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Niedawno sprawdzałam - patrzę na kobietę z lekkim politowaniem.
- Ciociu, błagam cię. Nie zaczynaj znowu o tych mistycznych głupotach. Wiesz, że absolutnie w to nie wierzę - kręcę z dezaprobatą głową.
- Wkrótce się przekonasz, że byłeś w błędzie. Poza tym ostatnio Tarot wywróżył wam dwójkę wspaniałych dzieci. Uspokoiłam więc twoich rodziców, że nie muszą się już zamartwiać o to, czy doczekają się kiedyś wnucząt - wybucham głośnym śmiechem za nic nie mogąc się opanować, gdy słyszę te rewelacje. To brzmiało zbyt absurdalnie nawet, jak na ciocię Helen. - Śmiej się śmiej, ale jeszcze kiedyś mi podziękujesz, gdy za kilka lat przekonasz się, że miałam rację.
- Bez wątpienia tak będzie. Karty nie zdradziły ci jeszcze może przypadkiem ich daty urodzenia i koloru oczu? - żartuję sobie w najlepsze, drażniąc się z ciocią, jak to robiłem od niepamiętnych lat.
- Nie, ale wiem za to, że będzie to dziewczynka i chłopiec - upiera się przy swoim.
- To naprawdę niezmiernie ciekawe - oczy mam niemal pełne od łez rozbawienia. Dawno już nic mnie tak nie rozśmieszyło. - Ten twój Tarot i inne wróżby... Co my byśmy bez nich zrobili? - lekko kpię.
- Uważaj, bo za chwilę stracisz pozycję mojego ulubionego siostrzeńca. Nie śmieje się ze starszych od siebie - mruży lekko oczy, udając powagę.
- Zapomniałaś chyba, że innego nie masz - dalej się z nią w najlepsze droczę.
- Stefan, natychmiast marsz do domu, bo twoja mama już wcześniej kazała cię zawołać na tort - wskazuje ręka drzwi, a ja posłusznie spełniam jej rozkaz. Dołączając z wielką ochotą do rodzinnej dyskusji. Kiedy myślałem, że ciocia Helen już niczym nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, za każdym razem przechodziła dosłownie samą siebie.


💖💖💖

17.06.2021


Lekko spóźniona przekraczam próg dobrze znajomej mi już kawiarni, usytuowanej niedaleko kliniki, gdzie za niedługo miałam rozpocząć swoją kolejną sesję terapeutyczną w tym tygodniu. Rozglądam się uważnie po zajętych stolikach za swoim towarzyszem, dostrzegając go siedzącego przy jednym położonym w rogu sali. Bez zastanowienia podążam w tamtym kierunku, naprawdę ciesząc się z tego spotkania, które na pewno pomoże mi optymistycznie nastawić się przed kolejną godziną pracy nad własnym umysłem zapewne nieprzynoszącej większych rezultatów.

- Nieładnie się tak spóźniać na umówione spotkanie. Gdzie twoje dobre maniery? - Thomas wita się ze mną z rozbawieniem, ani myśląc, przejść obojętnie wobec mojej drobnej niepunktualności.
- I kto to mówi. Ty spóźniasz się wszędzie nieustannie - przytykam mu, siadając naprzeciw niego.
- Nie zapominaj, że mnie wybacza się więcej, słonko - pyszni się dumnie.
- Ta twoja pewność siebie kiedyś cię wyjątkowo mocno zgubi - ostrzegam go ze śmiechem.
- Mimo wszystko zaryzykuję - był po prostu niereformowalny. - Skoro cię nie było, to pozwoliłem sobie za ciebie zamówić - wskazuje na stojące na blacie dwie filiżanki. Jedna zawierała jakąś wymyślną kawę, a druga moją ukochaną herbatę, co przyjmuję z niemałą aprobatą.
- Pamiętałeś - byłam pod sporym wrażeniem. Thomas nigdy nie wydawał się przywiązywać szczegółów do takich rzeczy, jak czyjeś preferencje.
- Oczywiście. Dla ważnych dla mnie osób jestem gotów się poświęcić - puszcza mi oczko.
- Skończ już z tym kokietowaniem, bo to nic ci nie da. Ja się nie nabiorę. Od samego początku cię przejrzałam, flirciarzu - obydwoje zaczynamy się śmiać. Traktowałam Thomasa jak dobrego kolegę, ale nic więcej. Na całe szczęście chłopak wydawał się jednak zdawać z tego świetnie sprawę i w pełni to akceptować.


- Jak nastawienie przed wizytą u mojego ojca? - pyta niby niewinnie, starając się wybadać mój nastrój. Rzadko poruszaliśmy temat terapii, bo ja najzwyczajniej w świecie nie lubiłam o niej mówić.
- Takie samo jak zawsze. Znowu pewnie urządzi maraton wytrzymałościowy dla mojego upartego mózgu, który i tak nic nie da poza pozbawieniem mnie resztek sił. Dzień jak co dzień - biorąc niewielki łyk herbaty, staram się udawać, że nie przejmuję się przesadnie brakiem postępów w odwracaniu amnezji.
- Jestem pewny, że wasza praca niedługo zaowocuje. Jesteś za silna, aby się teraz poddać. Zbyt dużo już osiągnęłaś - ściska moją dłoń w geście otuchy, patrząc głęboko w oczy. Zachowując przy tym całkowitą powagę, co przecież nie zdarzało się mu za często.
- Wydaje mi się, że czasami wierzysz we mnie bardziej niż ja sama - łączę lekko nasze dłonie z delikatnym uśmiechem błąkającym się mi po twarzy.
- Ktoś musi, kruszynko.
- Jak mnie nazwałeś? - oburzam się z jawnej kpiny na mój dość niski wzrost.


Następne minuty upływają nam już w zdecydowanie mniej poważnym tonie. Z wielką przyjemnością słucham relacji Thomasa z ostatnich zajęć na uczelni, trochę mu tego nawet zazdroszcząc. Strasznie brakowało mi ostatnio tej całej otoczki studiowania, z której tak nagle wypadłam. Dobrze by było znowu zacząć chodzić na wykłady, robić notatki i spędzać przerwy ze znajomymi. Miałam jedynie nadzieję, że od października to wszystko znowu stanie się częścią mojego życia.


- Heidi, a jak się mają twoje wspomnienia z tajemniczym Panem S? - nieoczekiwanie Thomas nagle zmienia temat, spoglądając ukradkiem na moją bransoletkę, z którą nie rozstawałam się od dłuższego czasu. - Nadal żadnych postępów?
- To nie jest żaden tajemniczy Pan S tylko Stefan - patrzę na niego z wyraźnym ostrzeżeniem.
- Przecież wiem, ale tak brzmi fajniej. Poza tym tak po prawdzie to przecież on, jak na razie jest dla ciebie nadal chodzącą zagadką. 
To pod pewnym względem może być nawet ekscytujące - podnosi ręce w obronnym geście, a ja nie potrafię się długo na niego złościć.
- Straszny głupek z ciebie, ale odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, to jak na razie niczego sobie związanego z nim niestety nie przypomniałam - chyba to mnie najbardziej frustrowało. Być może, gdybym pamiętała Stefana, ta cała amnezja nie wywołałaby, aż takiego spustoszenia w moim życiu i radziłabym sobie z nią o wiele lepiej.
- Wiesz już jednak, co zrobisz, gdy te wspomnienia wrócą? - dopytuje, czekając z wyczekiwaniem na moją odpowiedź, jakby zależało od tego co najmniej jego dalsze życie.
- Nie mam pojęcia. To ważne, co będą one zawierać. Jakie uczucia będą za sobą niosły - wymiguję się od jednoznacznej odpowiedzi. Nigdy nie potrafiłam rozmawiać z kimkolwiek o swoich prawdziwych uczuciach i Thomas nie był w tym żadnym wyjątkiem.
- Mnie się jednak wydaję, że doskonale już wiesz. Twoje uczucia do niego są wciąż żywe, mimo niepamięci. Widać to na każdym kroku, gdy o nim wspominasz - te słowa raz po raz rozbrzmiewają w mojej głowie niczym echo, a ja dochodzę do wniosku, że Thomas może mieć dużo racji.


- Muszę lecieć. Wiesz, jak twój tata nie znosi spóźnień - po wypiciu herbaty, szukam w portfelu pieniędzy, aby zapłacić za nią. Zdając sobie sprawę, że i tak zbyt długo przeciągnęłam to spotkanie.
- Ani mi się waż. Ja zaprosiłem i ja stawiam. Może daleko mi do dżentelmena, ale nie pozwolę, abyś za siebie płaciła - jest nieprzejednany. - Odprowadzę cię, dobrze?


- Heidi, może wybrałabyś się dzisiaj wieczorem ze mną i moimi znajomymi do klubu? Gwarantuję dobrą zabawę - Thomas składa mi niespodziewaną propozycję, gdy docieramy pod ten znajomy przeszklony budynek, w którym spędzam ostatnio mnóstwo czasu.
- To miłe z twojej strony, ale nie. Muszę się uczyć. Wiesz, że mam zaraz egzaminy i nadal masę zaległości - odmawiam. Nie miałam ochoty na żadne imprezy. Zwłaszcza z nieznanymi osobami.
- Błagam cię, nie samą nauką człowiek żyje. Ja też zaraz zaczynam sesję, ale od czasu do czasu trzeba się zrelaksować. Zwłaszcza ty powinnaś. Jesteś ostatnio strasznie spięta, a skoro najlepszy sposób na relaks na razie u ciebie odpada, to chodź, chociaż z nami.
- Thomas! Czasami mam ci ochotę coś zrobić za te głupie podteksty! - uderzam go lekko w ramię. Co za niepoprawny człowiek.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że mam rację. Nic tak nie relaksuje jak... - nie pozwalam mu dokończyć. Woląc nie słuchać o jego seksualnych doświadczeniach.
- Wchodzę do środka. Do zobaczenia kiedyś - zbliżam się w stronę drzwi. Nie czekając na dalsze kontynuowanie przez niego rozmowy.
- Nie kiedyś, a wieczorem. Nie odpuszczę ci. Szczegóły prześlę ci później. Miłej wizyty u mojego staruszka. Pa - całuje mnie lekko w policzek, a następnie odchodzi w tylko sobie znaną stronę z głośnym śmiechem zadowolenia, że po raz kolejny udało się mu mnie zawstydzić.


Siadam na swoim ulubionym granatowym fotelu, który mieścił się w tym gustownym i niezwykle eleganckim gabinecie doktora Andersena. Czekając, aż łaskawie zwróci na mnie swoją uwagę. Zdążyłam już przywyknąć do jego ekscentrycznych zagrywek i wykazywać się wobec nich nadspodziewaną u mnie cierpliwością. Innego sposobu na niego i tak zresztą nie było.
- Jak się dziś miewasz? - skupia nareszcie się na mnie, odrywając nagle od ekranu komputera.
- Tak samo jak ostatnio. Nic się nie zmieniło - zapatruję się na dyplomy wiszące na ścianie, udzielając szybkiej odpowiedzi.
- Rozumiem. A co ze wspomnieniami. Pojawiły się jakieś nowe? - przenoszę na doktora swój wzrok, prychając lekko pod nosem.
- Oczywiście, że tak. Pamiętam dosłownie wszystko, nie widać? - ironizuję pod wpływem nieoczekiwanej złości, za którą za chwilę strasznie mi wstyd. Nie powinnam była przenosić swoich negatywnych emocji na innych.
- Milutka jak zawsze - szepcze ukradkiem pod nosem.
- Przepraszam, że się uniosłam, ale powoli mam tego dosyć. Dni mijają, a ja nadal stoję w tym samym miejscu - mityguję się.
- Heidi, ostrzegałem cię, że proces odzyskiwania pamięci jest niezwykle żmudny i trudny. Ty i tak wyróżniasz się ponad przeciętnych pacjentów, bo w tak krótkim czasie zaczęły się pojawiać u ciebie jakieś wspomnienia. Mówiłem ci już ostatnio, że to ogromny sukces - doktor Andersen stara się mnie przekonać do swoich racji.
- Pamiętam, ale to strasznie frustrujące. Dlaczego nie mogę przypomnieć sobie czegoś istotnego? Czy ja tak dużo chcę? - pytam głupio, niczym małe uparte dziecko.
- Wiesz, że do tego najczęściej potrzeba jakiegoś bodźca. Często jest to jakieś ulubione miejsce, odpowiednie słowa, niekiedy nawet piosenka. Coś, co ma dla pacjenta duże znaczenie i łączy się bezpośrednio ze wspomnieniem. Poza tym, aby cała pamięć wróciła, najpierw musi powrócić jakieś wyjątkowo silne wydarzenie, które pociągnie za sobą kolejne i  całkowicie odblokuje pamięć. To musi być coś, co będzie wprost nasycone emocjami. Widocznie nadal nic cię na takie nie nakierowało - tłumaczy mi powoli i spokojnie, ale to wcale nie napawa mnie większym optymizmem. Nadal nic w tym procesie nie będzie zależało ode mnie, a zostanie zdane jedynie na zwyczajny przypadek losu. 
- Do tej pory myślałam, że pracujemy nad moją pamięcią, a nie próbą wyczarowania Patronusa - komentuję jego słowa lekko sarkastycznie.
- Przynajmniej już za to wiemy, w którym domu w Hogwarcie byś była. Ślizgońską naturę masz chyba we krwi - doktor Andersen po raz pierwszy podczas naszych sesji głośno się roześmiewa. To było coś iście spektakularnego.
- Jakby pan zgadł. To od zawsze był mój ulubiony dom - mimowolnie wraca u mnie dobry humor.
- Możemy zacząć naszą właściwą pracę? Czas zaczyna nam uciekać - doktor Andersen w końcu poważnieje i przechodzi do rzeczy.
- W porządku. Jestem gotowa - przygotowuję się mentalnie na kolejny porządny umysłowy wycisk.  


Przeglądam się w lustrze, oceniając końcowy efekt swojego wyglądu, dochodząc do wniosku, że nie jest tak całkowicie najgorzej. Przy okazji nadal mocno się waham, czy wieczorne wyjście z Thomasem i jego znajomymi do jednego z tych popularnych klubów w mieście, to na pewno dobry pomysł. Nie miałam zbyt dobrych skojarzeń z takimi miejscami ze względu na dość nieprzyjemne doświadczenia z przeszłości, do których wolałam od dawna już nie wracać. Tym razem miało być jednak inaczej. Może więc był to dobry moment na przełamanie i stworzenie nowych pozytywnych wspomnień i udowodnienie sobie, że potrafię się zrelaksować i bawić w zdrowy oraz normalny sposób. Ostatni raz spoglądam na zegarek, po czym chwytam za torebkę i opuszczam mieszkanie. Decyzja została podjęta. Liczyłam jedynie, że nie będę jej za kilka godzin przypadkiem żałować, a nowo poznane osoby okażą się przychylnie do mnie nastawione.


Zbliżam się do grupki stworzonej z pięciu osób, z której dochodzi do mnie jak zawsze rozbawiony czymś głos Thomasa. Niezbyt pewnie podchodzę bliżej z zamiarem przywitania, odczuwając dość spore zestresowanie. Nadal brakowało mi pewności siebie w takich momentach, a przede wszystkim bałam się oceny swojej osoby przez innych.


- Heidi, jednak przyszłaś! Doskonała decyzja. Niezmiernie się cieszę - Thomas przytula mnie lekko na przywitanie, dzięki czemu od razu czuję się pewniej. - Poznajcie się. To Tea, Lea, Alex i Emil, a to jest właśnie Heidi, o której wam mówiłem - przedstawia nas sobie po czym od razu zostaję wciągnięta w toczącą się między nimi dyskusję. Co pozwala poczuć się mi nadzwyczaj swobodnie w ich towarzystwie. Musiałam przyznać, że było to wyjątkowo miłym doznaniem.
- Chodźmy do środka. Czas się w końcu trochę wyluzować - zarządza Alex, któremu wtóruje oczywiście Thomas. Następnie przez całą drogę do środka wymieniam się uwagami z Teą, z którą jak na razie złapałam najlepszy kontakt.


Zajmujemy miejsca przy dość dużym stoliku, a ja staram się przyzwyczaić do głośnej i dudniącej muzyki, która zaprowadza dość spory mętlik w mojej głowie. Przez co muszę zużyć ogrom siły na zachowanie koncentracji, jak to bywało ostatnio we wszystkich hałaśliwych miejscach. To była jeszcze jedna pamiątka po urazie głowy, która nadal nie znikła. Emil zbiera od nas zamówienia, wybierając się do baru, przy okazji obdarzając mnie tak przeszywającym spojrzeniem, że w sekundę robi mi się od tego gorąco. Nie umyka to uwadze Thomasa, któremu wyraźnie się to nie podobało.


- Uważaj na niego. To mój przyjaciel, ale i paskudny uwodziciel. Przygody na jedną noc traktuje, jak swoje hobby. Myśli, że może mieć każdą. Trzeba dać mu od razu stanowczego kosza, wtedy się odczepi - szepcze mi na ucho przyjacielskie ostrzeżenie.
- Dziękuję za dobrą radę, ale nawet bez niej nie miałby na co liczyć - nie interesowały mnie żadne bliższe znajomości z kimkolwiek, a już na pewno jednonocne. W obecnym stanie wolałam się trzymać z daleka od jakichkolwiek emocjonalnych komplikacji. Poza tym podświadomie czułam, że miejsce w moim sercu jest przez kogoś wciąż zajęte. Szkoda tylko, że nie potrafiłam przy tym z tobą osobą być.
- Niczego innego nie spodziewałem się usłyszeć, ale ze mną chyba zatańczysz? - spogląda na mnie prosząco.
- Może później, jak zasłużysz. Na razie idź poszukaj szczęścia gdzie indziej - śmieję się z jego zawiedzionej miny.
- Jak sobie chcesz. Obyś tylko później nie żałowała i nie zazdrościła innej mojej wybrance - żartuje, a następnie dołączamy do rozmowy reszty osób.


Sączę powoli swojego wyjątkowo smacznego drinka, który miał być prawdopodobnie jedynym wypitym przeze mnie tego wieczoru, a mój nastrój zaczyna się stopniowo poprawiać. Byłam wdzięczna Thomasowi za to zaproszenie. Taki wieczór odskoczni od rzeczywistości był mi naprawdę niezwykle mocno potrzebny.
- Przepraszam państwa, ale idę poszukać kogoś bardziej rozrywkowego od was nudziarze. Niedługo wracam - Thomas żartobliwie nam salutuje, dołączając do Lei i Alexa, którzy wspólnie przepadli na parkiecie już dawno temu.
- Idę zamówić sobie jeszcze jednego drinka. Wziąć też tobie? - Tea patrzy na mnie z zapytaniem.
- Nie, dziękuję. Ten mi na razie wystarczy - kiwa głową ze zrozumieniem, powoli odchodząc, a ja dopiero wtedy orientuję się, że zostałam z Emilem sama. Przeklinam samą siebie w myślach. Mogłam pójść z Teą.


- W końcu zostaliśmy sami i mamy okazję bliżej się poznać - chłopak siada obok mnie z zadowoleniem. Wyjątkowo szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. - Co powiesz na wspólny taniec? W przeciwieństwie do Thomasa wiem, jak zadbać o dobre samopoczucie i dostarczenie wrażeń takiej ślicznotce, jak ty - przekręcam jedynie oczami z dezaprobatą nad tymi kiepskimi słowami.
- Wybacz, ale raczej nie skorzystam - grzecznie odmawiam, licząc że sobie odpuści.
- Dlaczego? Przecież to tylko taniec. Nie wiem, co za bzdur nagadał ci Thomas, ale w nic mu nie wierz - stara się mnie usilnie przekonać. - Co mam zrobić, abyś się zgodziła? - dotyka lekko mojej dłoni.
- Odpowiedz na jedno łatwe pytanie. Gdzie znajduje się obraz "Oszust z asem karo"? To powinno być dla ciebie proste. W końcu łączy się z kierunkiem twoich studiów - zabieram od niego swoją dłoń, wykorzystując sprawdzony sposób na spławienie jakiegoś nachalnego faceta, choć tym razem wiele ryzykowałam. Emil studiował na wydziale sztuk pięknych, mógł dlatego doskonale znać tę odpowiedź. Miałabym wtedy niemały problem.
- Nigdy nie słyszałem o tym obrazie - oddycham z lekką ulgą. - Ale może uda mi się zgadnąć. Chodzi o Museum of Modern Art? - strzela w jedno z popularniejszych miejsc, co było wyjątkowo mądrym posunięciem z jego strony.
- Pudło. Wygląda na to, że to nie jest twój szczęśliwy dzień - wzruszam lekko ramionami, nieoczekiwanie zaczynając odczuwać raptowny i dość spory ból głowy, który był wyjątkowo niepokojący.
- Trudno. Jakoś to przeboleję - pulsowanie zaczyna narastać, a mój oddech przyspieszać. Czułam, że działo się ze mną coś bardzo złego.
- Idę do łazienki - podnoszę się, a w głowie zaczyna mi mocno wirować. Za to ból stawał się niemal nie do wytrzymania. Przed oczami natomiast miałam jedynie wygląd wspomnianego przed chwilą obrazu, który wydawał mi się z jakiegoś powodu niezwykle istotny. Lekko się zataczając z całkowicie nieodgadnionych przyczyn, wchodzę do na całe szczęście pustej łazienki. Zaczynając się bać, że mój raptownie pogarszający się stan, to wynik jakichś powikłań po wypadku. Syczę cicho z bólu, łapiąc się za głowę, mając wrażenie, że za chwilę coś rozsadzi moją czaszkę od środka, a następnie mój wyjątkowo zdradliwy umysł, zabiera mnie w gwałtowną wycieczkę w przeszłość. Szokując tym do tego stopnia, że prawie tracę oddech, gdy przed oczami zaczyna majaczyć mi jedno z najszczęśliwszych wspomnień w moim życiu. 



Po całej tej kuriozalnej wymianie zdań sprzed chwili i dość niezdarnym opuszczeniu stolika przez Michaela w celu rozmowy z Inge, o ile w ogóle dobrze zapamiętałam jego imię. Z niezbyt dużym zainteresowaniem rozglądam się nieśpiesznie po tej naprawdę przepięknie przyozdobionej weselnej sali, będąc coraz bardziej znudzona. Od samego początku wesela miałam wrażenie, że czas dosłownie stoi w miejscu i kpi sobie ze mnie w najlepsze za każdym razem, gdy tylko spoglądałam na zegarek. Przez co od kilkudziesięciu już minut nie marzyłam o niczym innym, jak o dyskretnym i jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca, gdzie czułam się nadzwyczaj niekomfortowo. Miałam dość otaczającego mnie gwaru, twarzy praktycznie nieznanych mi osób, muzyki całkowicie w nie moim guście, a przede wszystkim tych piekielnie niewygodnych szpilek, które przeszkadzały mi nawet przy siedzeniu i sukienki w paskudnym liliowym kolorze, bo przecież mój ukochany czarny nie wchodził dziś w grę. Czułam, że zupełnie tutaj nie pasuję i mocno negatywnie wyróżniam się na tle innych ze swoją skwaszoną miną i niemal mordem w oczach, którym obdarzałam każdego zdesperowanego śmiałka, który choćby pomyślał o zaproszeniu mnie do tańca, gdy pewnie odmówiły mu uprzednio wszystkie inne dużo ładniejsze ode mnie kobiety. Na całe szczęście takich desperatów nie było zbyt wielu. Widocznie woleli przesiedzieć całe wesele przy swoich stolikach niż ryzykować starcie z taką wiedźmą, jak ja. Głównie dlatego od zawsze wprost nienawidziłam takich uroczystości i całej tej aury, jaką za sobą niosły. To zdecydowanie nie było miejsce dla kogoś takiego jak ja. Wiecznie zbuntowanej pesymistki z całą masą problemów, absolutnie niepojmującej fenomenu miłości i wiązania się z drugą osobą na całe życie. Dla mnie było to czymś nie do wyobrażenia. Jedyne co powstrzymało mnie przed natychmiastową ucieczką stąd, była świadomość, że Sophie i Halvor za nic nie darowaliby mi tego. Z jakiegoś całkowicie niezrozumiałego dla mnie powodu wprost uparli się, abym tu dzisiaj była. Żadna moja wymówka, którą zaserwowałam im na przestrzeni ostatnich dni, nie przekonała ich do odpuszczenia mojej osobie i pozwolenia na spędzenie tego wieczoru w rutynowej samotności, którą tak bardzo sobie ceniłam. Nadal nie wiedziałam również, dlaczego świeżo upieczone małżeństwo obdarzyło mnie już jakiś czas temu tak dużą sympatią, zaczynając traktować jak wyjątkowo bliską sobie osobę i bez żadnego wahania wpuściło do swojego życia. Nigdy nie byłam przecież zbyt lubiana, co zresztą wcale mnie nie dziwiło, bo nie miałam nic ciekawego do zaoferowania poza swoim trudnym i często paskudnym charakterem. Mimo to oni oraz kilka innych osób z ich kręgu znajomych dostrzegli we mnie coś, czego nie widziałam nawet ja sama. Obawiałam się jedynie, że wkrótce i oni przejrzą na oczy, rozumiejąc że zdecydowanie mnie przecenili. Rozczarowując się mną dogłębnie. Egzystowanie z moją osobą nadal było w końcu nie lada przeprawą, mimo moich usilnych starań na przynajmniej, choćby najmniejsze otworzenie się na świat, a przede wszystkim stonowanie swojego ciętego języka i wiecznego sarkazmu, które wielokrotnie sprawiły innym przykrość.


- Inge zgodziła się chyba porozmawiać z Michelem, bo razem wychodzą. To dobry znak. Oby tylko tego czymś znowu nie spaprał, bo go zabiję - głos siedzącego naprzeciw bruneta przywołuje mnie do rzeczywistości. Dopiero wtedy na powrót przypominam sobie w ogóle o jego obecności. On i chyba jego przyjaciel tworzyli dzisiaj naprawdę komiczny duet. Nie rozumiałam jedynie, jakim cudem chodziło tutaj o ratowanie związku jednego z nich z Inge. Wiedziałam, że dziewczyna przechodziła ostatnio nie najlepszy okres, ale czyżby rzeczywiście miało to związek z zawodem miłosnym? Do tej pory sądziłam, że Inge raczej w sporej większości popiera moje poglądy i również nie jest przekonana do całej tej miłosnej otoczki oraz nie zawraca sobie nią zbytnio głowy.
- Tę dwójkę naprawdę coś ze sobą łączyło? - nie dowierzam. Na pierwszy rzut oka to wydawało się czymś nierealnym. Oni byli całkowicie od siebie różni, ale już dawno zostało udowodnione, że byłam kompletną ignorantką, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Najlepszym dowodem był choćby związek organizatorów tego wesela. Do tej pory pamiętam jaki dysonans poznawczy przeżyłam, gdy spotkałam w końcu Halvora, którego za nic nie wskazałabym wcześniej na tego, za którym to właśnie akurat Sophie nie widziała świata, gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy. Dopiero z czasem zrozumiałam, że ich odmienne charaktery wcale nie były wadą, a sporą zaletą ich związku.
- Oczywiście. Są w sobie na zabój zakochani, ale przy tym tak głupio uparci, że wszystko skomplikowali do niewyobrażalnych rozmiarów. Przez to musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i nareszcie doprowadzić do ich spotkania - przejęcie w głosie sugerowało, że był wyjątkowo mocno zaangażowany w tę sprawę. - Oni muszą się ze sobą pogodzić. Dość jednak tego analizowania. Masz może ochotę zatańczyć? Muszę się czymś zająć, a ty wyglądasz na znudzoną. Umilmy więc sobie ten czas nawzajem - wystosowuje w moją stronę śmiałą propozycję, którą zbywam głośnym i ironicznym prychnięciem.
- Zapomnij - odpowiadam z niezachwianą pewnością, patrząc mu prosto w oczy. Następnie wracam do grania w jakąś nudną grę na swoim telefonie. Mając nadzieję, że skutecznie go tym zniechęcę do dalszej rozmowy ze mną. Nie znosiłam pogawędek o niczym z nieznajomymi osobami. To była dla mnie zupełna strata czasu.
- Dlaczego nie? Przecież na weselach głównie się tańczy i bawi. Po co innego miałabyś tu być? - nie odpuszcza, co wprawia mnie w lekką irytację. Czemu to właśnie ja musiałam dzielić z nim ten stolik? Przecież ten typek był najgorszą gadułą pod słońcem. Jak ktokolwiek był z nim w stanie wytrzymać na co dzień? To musiał być jakiś koszmar.
- Może po to, aby tacy jak ty mieli zagadkę do rozwiązania? Albo być może jestem tu za karę? Jest tysiące możliwych rozwiązań. Nie znasz mnie i lepiej nawet nie próbuj poznawać. To ci się nie opłaci - ostrzegam go, posyłając mu kpiący uśmieszek. To jednak ani trochę go nie zraża. Widocznie lubił igrać z ogniem.
- Nie daj się prosić, Heidi. Zapewniam, że w miarę znośnie potrafię tańczyć i na pewno cię nie podepczę - wypowiada moje imię z zadziwiającą miękkością i sympatią w głosie. Uśmiech również nadal nie schodził mu z twarzy. Z tym człowiek zdecydowanie było coś nie tak. - Powinnaś też wiedzieć, że nie odpuszczam tak łatwo i uparcie dążę do celu. Tak łatwo mnie do siebie nie zrazisz.
- Czyżby? Zaraz się przekonamy. Zatańczę z tobą, ale pod jednym malutkim warunkiem, Stefanie - celowo akcentuję jego imię przesłodzonym głosem. - Powiesz mi, w którym muzeum na świecie znajduje się obraz "Oszust z asem karo", zgoda? - uciekam się do stosowanej od lat niezawodnej zagrywki na zbycie nachalnych natrętów, którzy czegoś ode mnie chcieli. Jeszcze żaden spotkany na mojej drodze, nie znał poprawnej odpowiedzi. Najczęściej nie wiedzieli nawet, o co mi chodzi, uznając za jakąś nienormalną i odpuszczali. Dzięki temu uniknęłam kilku niepożądanych zaproszeń na pseudo randkę, czy wspólnej zabawy podczas jakichś imprez, na których jeszcze do niedawna bywałam dość często. W tym przypadku nie mogło być inaczej. Byłam pewna, że Stefan za nic nie odgadnie rezydencji jednego z moich ulubionych, ale niezbyt popularnych obrazów, które nie były akurat autorstwa Salvadora Dali i da mi nareszcie święty spokój.
- Tego akurat się nie spodziewałem. Nigdy bym nie przypuszczał, że lubujesz się akurat w sztuce. Jesteś niezwykle intrygującą zagadką, ale to mi się podoba - marszczę lekko brwi, bo on nadal wcale nie wyglądał na pogodzonego z przegraną w stworzonej przez mnie tak nagle grze.
- Wiele razy już słyszałam, że lubię zaskakiwać. Za to ty powinieneś iść poszukać jakiejś innej towarzyszki do tańca, bo tym razem nie osiągniesz swojego założonego celu. Nie martw się jednak porażki zdarzają się każdemu. Miłej reszty wesela - odpowiadam mu lekko triumfalnie. Ciesząc, że mam go z głowy. Za moment będę mogła znowu oddać się samotnemu złorzeczeniu na swoje marne życie.
- Chwila, nie wyprzedzajmy tak szybko faktów. Wcale nie powiedziałem, że nie znam odpowiedzi, bo tak się składa, że wiem, gdzie ten obraz się znajduje. To Luwr, mam rację? - przechyla lekko głowę z udawanym zastanowieniem, a mi wprost odbiera mowę. Jakim cudem odgadł, że chodziło właśnie o to miejsce! To było przecież niemożliwe! Miałam wrażenie, że to jakiś kiepski sen, z którego zaraz się obudzę.
- Skąd...? - urywam, kręcąc z niedowierzaniem głową, będąc zwyczajnie w szoku.
- Miałem po prostu spore szczęście. Tak się składa, że mój dziadek pracował kiedyś przez krótki czas w Luwrze, a ten obraz należał do jednych z ulubionych mojej babci. Nie jestem fanem sztuki, czy częstym gościem muzeów, ale setki razy słyszałem od dziadka anegdotki właśnie o Luwrze, a zwłaszcza o tym konkretnym obrazie. To chyba jakieś przeznaczenie, że wybrałaś akurat ten. Widocznie los chce, abyśmy razem zatańczyli - śmieje się ukradkiem z mojej miny, a ja nadal nie mogę pogodzić się z doznaną porażką. Czemu musiałam mieć dzisiaj takiego pecha? Czy sama obecność tu nie była już wystarczająca?
- W porządku. Wygrałeś, więc miejmy to już za sobą. Jeden taniec i na nic więcej nie licz - wstaję z zamiarem udania się honorowo na parkiet, ciesząc że grany był akurat dość szybki utwór. Przynajmniej nie była to jakaś romantyczna ballada. Wolny taniec byłby dla mnie wprost nie do zniesienia.
- Nie tak szybko. Wygrałem, dlatego to ja wybiorę, do czego zatańczymy i kiedy. Na razie może po prostu się lepiej poznamy? Tak byłoby najlepiej. Poza tym jestem niezmiernie ciekawy, co takiego jeszcze w sobie kryjesz - obdarzam go morderczym spojrzeniem. W co on sobie ze mną pogrywał?
- Raczej nie jestem zainteresowana - krzyżuję swoje ramiona od nowa zajmując miejsce na krześle.
- Straszny uparciuch z ciebie, wiesz? - dogryza mi.
- Za to ty jesteś okropnie namolny - nie pozostaję mu dłużna.
- To jak będzie? Zagramy w dziesięć pytań? Ładnie cię proszę - zupełnie ignoruje mój przytyk. Wracając do swojej wcześniejszej propozycji. Przez co zaczynam się szczerze śmiać z tego wszystkiego, czym zaskakuję nawet samą siebie. - O wiele lepiej. Z uśmiechem zdecydowanie ci do twarzy - niespodziewanie komplementuje moją osobę, co mocno mnie deprymuje. Nie przywykłam do otrzymywania miłych komentarzy na swój temat.
- Za to tobie przydałaby się, choćby minutowa przerwa od niego, a może dostałeś już szczękościsku i to dlatego ciągle masz ten uśmiech przyklejony do twarzy? - tym razem to Stefan wybucha głośnym śmiechem, a ja niewiele później do niego dołączam. Przynajmniej kiepskie poczucie humoru mieliśmy do siebie podobne.


- Jak masz na drugie imię? - pyta niespodziewanie po krótkim momencie ciszy między nami, co wprawia mnie w spore zdziwienie.
- Serio? To jest twoje pierwsze pytanie? Co ta wiedza ma do wzajemnego poznawania się i dlaczego tak w ogóle to ty pierwszy zadajesz pytanie? - buntuję się. Wolałam, aby to on poszedł na pierwszy ogień. Tak byłoby mi łatwiej.
- Zadaję jako pierwszy, bo to ja wpadłem na pomysł, abyśmy w nie zagrali. Poza tym znajomość drugiego imienia jest bardzo ważna. Nie wiedziałaś o tym? - mruga do mnie żartobliwie.
- Jesteś nienormalny i nie mam drugiego imienia. Zmarnowałeś jedynie pytanie - śmieję się cicho z niego. - Za to mnie ciekawi, jak twoi bliscy radzą sobie z takim upierdliwcem, jak ty? To w ogóle możliwe? - staram się zachować powagę, gdy gromi mnie wzrokiem. Może ta noc jednak nie będzie taka zła? Jakimś cudem towarzystwo Stefana z każdą minutą okazywało się coraz przyjemniejsze, co jeszcze pół godziny temu byłoby dla mnie czymś nie do pomyślenia. Czasami miło się było jednak tak bardzo czymś zaskoczyć. 


Opieram się mocniej o ścianę łazienki, gdy ból głowy się wzmaga, a wspomnienie, które miałam jak żywe przed oczami, zmienia się w kolejne. Tym razem tańczyłam ze Stefanem ten tak bardzo wywalczony przez niego taniec do kultowej piosenki " The Lady in Red", którą miałam wrażenie, że z premedytacją wybrał, aby tylko mnie jeszcze bardziej zezłościć po tym, jak mimowolnie zdradziłam mu, że wprost nie znoszę romantycznych ballad. Nie rozumiałam, dlaczego jako jednej z nielicznych poznanych w moim życiu osób, pozwalałam mu na takie igranie ze mną. Co takiego w sobie miał, że bez żadnego problemu przedzierał się przez wszystkie budowane przeze mnie od lat wyjątkowo szczelne i wysokie mury?
Szybko zapominam jednak o piosence, która od tego dnia zostaje zresztą na stałe dodana do mojej playlisty i wszystkim innym w momencie, gdy nasze spojrzenia spotykają się w tym powolnym i pełnym bliskości tańcu, a ja po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę atrakcyjna w czyichś oczach. To było tak nowe i zniewalające uczucie, że niemal zapierało mi dech. Nie miałam bladego pojęcia, co się ze mną działo i jak to powstrzymać. Najgorsze jednak było, że mimo wewnętrznych ostrzeżeń chciałam w to brnąć dalej i przekonać się, do czego nas ostatecznie doprowadzi, choć miałam przy tym pełną świadomość, że coś takiego nigdy nie powinno mieć między nami miejsca i nie skończy się niczym dobrym. Oczywiście wbrew mojej wcześniejszej obietnicy nie poprzestało na tym jednym wspólnym tańcu, a było ich znacznie więcej. W kilkanaście minut ten wieczór z koszmarnego zamienił się w jeden z najlepszych w moim życiu.


Kolejne tak ważne dla mnie zdarzenie dobiega końca, a następnie czuję, że wspomnienia jedno po drugim niczym tsunami zalewają moją głowę. Kilkusekundowe migawki zapomnianych zdarzeń przelatują mi przed oczami w formie jak gdyby filmu, wracając na odpowiednie miejsca w pamięci wraz z towarzyszącymi im uczuciami i osobami, które je tworzyły. Cały ten proces niemal zwala mnie z nóg. Byłam pewna, że za chwilę albo zemdleję, albo eksploduje mi głowa od nadmiaru nieustannie otrzymywanych informacji. To była istna męczarnia. Mimo to biorę głęboki oddech, starając się przetrwać najgorsze. Musiałam przez to przejść, bo nagroda była zbyt cenna, aby ją stracić. Byłam już tak blisko, że w żadnym razie nie mogłam się teraz poddać. Jakimś cudem amnezja całkowicie u mnie ustępowała, a moje największe marzenie ostatnich miesięcy, stawało się faktem.


Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie udaje mi się odzyskać ostrość widzenia i znów stanąć pewnie na nogach. Mimo ogólnego wyczerpania wykorzystuję ten moment poprawy swojego stanu, podchodząc do umywalki, wpatrując w wyjątkowo marnie wyglądające odbicie w lustrze. Mając nieodparte wrażenie, że jakaś zagubiona część mojej osobowości wróciła po długim czasie na swoje miejsce. To jednak wcale nie było najprzyjemniejsze uczucie. Czułam się obco w swoim własnym ciele, a zalewające mnie raz po raz uczucia były niemal przerażające. Byłam całkowicie rozchwiana emocjonalnie. Nie radziłam sobie z taką kumulacją głęboko ukrytych przez wiele długich tygodni odczuć. Radość mieszała się ze smutkiem. Szczęście z tęsknotą. Euforia z przygnębieniem. Najgorszy był jednak ten olbrzymi strach, gdy dociera do mnie z całą mocą, co takiego na własne życzenie straciłam. Kilka łez mimowolnie natychmiast zaczyna spływać po moich policzkach, gdy dochodzę do swojego ostatniego zapomnianego wspomnienia. Tej tak bardzo niepotrzebnej kłótni ze Stefanem i szarpaniny z Leo, która zniszczyła wszystko. Wściekłość i poczucie niesprawiedliwości zaczyna we mnie niemal wrzeć, gdy przypominam sobie moment upadku. Przeklęty Leo! Jednym pełnym nienawiści ruchem zrujnował całe moje życie. W dodatku nie ponosząc za to do tej pory najmniejszej kary.
- Stefan...- wypowiadam cichym szeptem to najważniejsze dla mnie imię, dokładnie pamiętając już każdy szczegół z nim związany. Niczego bardziej nie pragnęłam niż tego, aby był teraz przy mnie i pomógł poradzić z tak gwałtownym odzyskaniem pamięci. Tęsknota za nim była niemal nie do zniesienia. - Co ja najlepszego narobiłam? - zaczynam głośno płakać na wspomnienie tego, jak zdruzgotany był w tamtym momencie, gdy na dobre opuszczał moją szpitalną salę.


Gdy uspokajam się na tyle, że jestem w stanie, choć trochę skupić się na rzeczywistości. Cała się trzęsąc, w pośpiechu opuszczam łazienkę, zmierzając do wyjścia z klubu wprost na wyjątkowo chłodną noc. Drżącymi dłońmi dzwonię po taksówkę, a następnie wysyłam Thomasowi krótką wiadomość, aby się nie martwił. Nie wdając przy tym w żadne większe szczegóły. Walczę sama ze sobą, błagając w myślach o jak najszybsze znalezienie się w bezpiecznych ścianach zamieszkiwanego przez mnie mieszkania.


W ciepłym wnętrzu pojazdu staram się nieudolnie wziąć w garść. Wybieram w telefonie doskonale mi już znany numer przyjaciółki, mając nadzieję, że mimo późnej pory odbierze.
- Heidi, coś się stało? - ulga, jakiej doświadczam po usłyszeniu jej zaspanego głosu po kilku niezmiernie długich sygnałach, jest wprost nie do opisania.
- Sophie, mogłabyś do mnie teraz przyjechać, proszę. Potrzebuję cię - mówię wykończona. Czułam się jak kiepski komputer, któremu wgrano zbyt wielką ilość plików na raz i za nic nie potrafi sobie z nią poradzić.
- Zaraz będę - słyszę tylko, zanim się rozłącza. To była właśnie cała Sophie, jaką na nowo pamiętałam.


Niemal biegnę do drzwi, gdy po trwającym całą wieczność oczekiwaniu, słyszę upragnione pukanie. Stając twarzą w twarz z Sophie na nowo się rozpłakuję. To było silniejsze od wszystkiego innego.
- Heidi, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? - przytula mnie mocno do siebie, a ja wtulam się w nią z całej siły, głośno szlochając. Nie radząc sobie sama ze sobą. - Ktoś cię skrzywdził? - dopytuje poważnie zmartwiona, na co kręcę jedynie głową.
- Sophie, ja pamiętam - wyszeptuję przez ściśnięte od płaczu gardło.
- Co takiego? Przypomniałaś sobie coś przykrego albo krzywdzącego? - odsuwa się lekko ode mnie, wpatrując z uwagą w moją twarz. - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, a ja zawsze spróbuję pomóc.
- Wiem o tym, bo przecież setki razy tak już bywało i nigdy mnie nie zawiodłaś. Chodzi mi o to, że pamiętam wszystko. Trochę ponad godzinę temu odzyskałam, jak mi się wydaję całą pamięć - tłumaczę dziewczynie, wprawiając ją w niemały szok. Za nic nie spodziewała się tego usłyszeć.
- Naprawdę? - nie dowierza. - Przecież to wspaniała wiadomość! Tak długo wszyscy na to czekaliśmy - radość wprost z niej emanowała w przeciwieństwie do mnie.
- Również myślałam, że będę skakać pod sufit ze szczęścia, gdy w końcu ta chwila nadejdzie, ale wcale tak nie jest - kolejna porcja łez wypływa z moich oczu. - Czuję się taka pogubiona i zdezorientowana. W dodatku, gdy uświadomię sobie, ile straciłam... to wprost nie do zniesienia - zwierzam się jej, ufając bezgranicznie, jak dawniej.
- Heidi, to nic dziwnego, że tak się czujesz. Każdy na twoim miejscu byłby zagubiony i oszołomiony. Masz do tego pełne prawo. Potrzebujesz kilku dni, aby to sobie od nowa poukładać i oswoić z powrotem tak wielu wspomnień. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - stara się mnie pocieszyć.
- Wcale nie, bo na pewno nie odzyskam już najważniejszego - ocieram łzy, siadając bezsilnie na łóżku.
- Chodzi o Stefana? - Sophie dołącza do mnie, trafiając idealnie w sedno.
- To jak go potraktowałam, jest niewybaczalne. Nie usprawiedliwia mnie nawet amnezja - co ja sobie najlepszego myślałam, kiedy definitywnie kończyłam naszą relację. Mogłam to przecież rozwiązać na tyle innych sposobów.
- To nieprawda. W tamtym momencie nie było właściwie innego rozwiązania dla was. Każdy o tym wiedział - nie zgadzałam się z jej zdaniem.
- Było. Rozstaliśmy się, ale nie musiałam całkowicie zrywać z nim kontaktu. Przecież mnie prosił. To był dla niego na pewno cios nie do zniesienia i to po tym, ile dla mnie zrobił. Michael miał rację, że nigdy sobie tego nie wybaczę, gdy odzyskam pamięć. Dlaczego go nie posłuchałam? - kręcę z rezygnacją głową, pomstując nad własną głupotą.
- Heidi, spokojnie. To wciąż można bardzo łatwo naprawić. Teraz już nic nie stoi temu na przeszkodzie, abyście do siebie wrócili - nie rozumiałam, dlaczego dla niej było to takie łatwe.
- Sophie, jak ty to sobie wyobrażasz? Mam zapukać do jego drzwi jak gdyby nigdy nic i powiedzieć: Cześć, odzyskałam pamięć. Będziemy znowu razem? To byłby szczyt bezczelności z mojej strony - wiedziałam, że nigdy nie zasługiwałam na życie u boku Stefana, ale ostatnie wydarzenia jeszcze mocniej to uwypukliły. Powinnam raz na zawsze zostawić go w spokoju, ale szczerze wątpiłam, czy będę potrafiła tego dokonać. - Tylko ja mogłam skrzywdzić w tak paskudny sposób kochaną przez siebie osobę. Z dnia na dzień pozbyłam się go, jakby nigdy nic dla mnie nie znaczył, mimo że przez cały czas czułam, że wcale tak nie jest.
- On rozumiał, dlaczego to zrobiłaś i zaakceptował. Jestem też pewna, że na nic nie czeka bardziej, jak na twój powrót. Musicie tylko otwarcie i szczerze ze sobą porozmawiać. Przecież się kochacie, a to najważniejsze - za wszelką cenę stara się przedstawić beznadziejną dla mnie sytuację z pozytywnej strony.
- A może Stefan już wcale mnie nie kocha i dał sobie ze mną święty spokój? Powinien to zrobić. Należałaby mi się taka nauczka - tego obawiałam się najbardziej. Otrzymania wiadomości, że nie chce mieć ze mną więcej niczego wspólnego albo co gorsza, że znalazł sobie kogoś, kto na niego w pełni zasługuje. Miał do tego pełne prawo, sama mu to przecież powiedziałam podczas naszej ostatniej rozmowy.
- Na pewno tak nie jest - Sophie natychmiast zaprzecza, ale cień niepewności na sekundę gości w jej oczach. To mi wystarcza.
- Wiesz coś więcej na ten temat, prawda? Jest coś, czego mi wszyscy nie mówicie - byłam o tym przekonana.
- To nic takiego. Po prostu po powrocie do Austrii Stefan nadal mieszkał z Eileen - na samo wspomnienie imienia dziewczyny, zaczynam odczuwać paskudny przypływ zazdrości. To w końcu ona doprowadziła do masy nieporozumień między nami. - Jestem pewna, że to nic i tak nie zmienia w kwestii dotyczącej was. Na razie jednak powinnaś odpocząć i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Wrócimy do tego tematu najwcześniej jutro, dobrze? Tego wszystkiego na raz jest stanowczo za dużo. Nie możesz aż tak nadwyrężać swojego umysłu - zgadzałam się z Sophie w tej kwestii, dlatego odpuszczam.
- W porządku, ale jutro rano opowiesz mi o wszystkim, co działo się na przestrzeni ostatnich tygodni, a w co nie byłam wtajemniczona.


- Mogłabym cię o coś prosić? - pytam, gdy za jej namową kładę się do łóżka.
- Jasne, o co chodzi? - czeka, aż zacznę mówić, podając mi kubek z moją ulubioną gorącą herbatą.
- Chciałabym, abyś na razie nikomu nie mówiła, że wszystko sobie przypomniałam. Potrzebuję kilku spokojnych dni na oswojenie się z tym i poukładanie wszystkiego w głowie - spuszczam zawstydzona wzrok. Powinnam to w końcu zrobić od razu. Należało się to tym wszystkim osobom, które każdego dnia mnie wspierały.
- To twoja decyzja, kiedy zechcesz im powiedzieć. Obiecuję, że do tego czasu, będę milczeć jak grób - posyła mi porozumiewawczy uśmiech.
- Dziękuję. Chciałabym też, abyś ze mną dzisiaj została. Mogłabyś? - za nic nie byłabym w stanie być tej nocy sama.
- Oczywiście, że zostanę. Zrobiłabym to nawet gdybyś nie chciała - byłam jej niezmiernie wdzięczna. - Tak bardzo się cieszę, że znowu wszystko pamiętasz. Strasznie tęskniłam za twoją pełną wersją.
- Ja też. Dopiero teraz mam wrażenie, że znowu powoli zaczynam być w pełni sobą - z każdą minutą czułam się coraz lepiej, a blokująca mnie pustka zaczynała na dobre znikać. Miałam nadzieję, że od tego momentu będzie tylko lepiej i jakoś poradzę sobie ze wszystkimi nadal czekającymi na mnie przeszkodami, prowadzącymi do pełni szczęścia. Pamięć już odzyskałam, nadchodził więc czas na odzyskanie dawnego życia, które tak bardzo pokochałam przed jego gwałtowną utratą. 


💖💖💖

20.06.2021

Siadam na kanapie obok Michaela, który postanowił złożyć mi niezapowiedzianą wizytę, zastanawiając, co takiego może być jej powodem. Ostatnio raczej nie miał żadnych problemów, aby korzystać z moich rad, czy szukać pocieszenia.
- Powiesz mi w końcu, co się stało? - zaczynam naszą rozmowę jako pierwszy. Wiedząc, że Michael zwlekałby jeszcze z tym  nie wiadomo ile.
- Dlaczego uważasz, że od razu coś się stało? Nie mogłem wpaść tak po prostu, aby spędzić z tobą trochę czasu? - udaje głupiego.
- Za dobrze cię znam, aby w to uwierzyć. Ta mina, którą teraz masz nigdy nie zwiastuje niczego dobrego - nie miałem złudzeń. Za chwilę pewnie dowiem się czegoś, co zrujnuje mój pozorny spokój.
- Dobrze, niech ci już będzie. Heidi dzisiaj dzwoniła. Przylatuje w przyszłą niedzielę, a od poniedziałku rozpoczyna egzaminy - wstrzymuję na chwilę oddech. Świadomość, że Norweżka będzie znowu w Salzburgu wydawała się tak nierealna, że ciężko było mi w to uwierzyć.
- Sama? Czy może ze swoim nowym adoratorem? - ironia wprost wylewa się z mojego ostatniego słowa. Za nic nie umiałem nadal opanować swojej zazdrości.
- Oczywiście, że sama. Stefan, mówiłem ci już tyle razy, że to tylko zwyczajny znajomy. Nic ich ze sobą nie łączy - Michael jak zawsze powtarza jedno i to samo.
- Dlatego próbowaliście ukryć przede mną jego istnienie? - nadal miałem to za złe przyjaciołom. Gdybym wtedy przypadkiem się o nim nie dowiedział, wciąż żyłbym w błogiej nieświadomości.
- Chcieliśmy to zrobić, aby uniknąć właśnie takiej reakcji z twojej strony. Dlaczego do ciebie nie dociera, to co mówię? - mój przyjaciel wydawał się zmęczony ciągnięciem w kółko tego tematu.
- Ponieważ znam Heidi. Ona nigdy nie dopuściłaby do siebie kogoś, kto nic by dla niej nie znaczył. Jestem pewien, że prędzej czy później coś poważniejszego z tego wyniknie - starałem się odpychać od siebie takie myśli, ale były one po prostu silniejsze.
- Mylisz się. Najlepiej zresztą będzie, jak spotkasz się z Heidi i usłyszysz to od niej. Nie sądzisz, że jej przyjazd, to doskonała okazja, abyście na nowo zaczęli budować swoją relację? - wpada na iście genialny pomysł.
- Michi, nic z tego, bo nie będzie mnie wtedy w mieście. W przyszłą sobotę wybieram się z dziadkiem na kilkudniową wyprawę w góry. Już od dawna to wspólnie planowaliśmy - zdradzam mu swoje plany, które niemal go szokują.
- Czy ty zwariowałeś? Dlaczego marnujesz taką niepowtarzalną szansę i po prostu uciekasz? - zupełnie nie rozumie mojej decyzji. - Poddawanie się bez walki jest zupełnie nie w twoim stylu.
- Nie uciekam, a jedynie ułatwiam Heidi i sobie jej pobyt tutaj. Ona na pewno nie chciałaby się ze mną spotykać, a ja wiem, że gdybym tu wtedy został, nie powstrzymałbym się przed zobaczeniem z nią. Nie chcę jej dodawać niepotrzebnego stresu. Przez te egzaminy i tak będzie pewnie kłębkiem nerwów. Obiecałem, że nie będę wywierać na nią żadnego wpływu i słowa dotrzymam. Jeśli mamy mieć ze sobą jakąkolwiek relację, to inicjatywa musi wyjść od niej. Ja na pewno nie będę do niczego jej zmuszał - to było najlepsze rozwiązanie w naszej sprawie. Z drugiej strony byłem wprost przekonany, że dziewczyna na pewno nie wykaże w najbliższej przyszłości ochoty na jakąkolwiek znajomość ze mną. Po co miałaby tego chcieć, skoro przestałem dla niej cokolwiek znaczyć.
- Popełniasz błąd. Stefan, przemyśl to sobie jeszcze raz dokładnie. Zastanów się, bo kiedyś będziesz tego gorzko żałował - Michael nie odpuszcza. Czasami był nad wyraz upierdliwy.
- Ja już wszystko sobie przemyślałem. Decyzja zapadła i na pewno jej nie zmienię - byłem nieugięty. Uważając, że tak będzie dla nas po prostu lepiej. Kolejnego rozczarowania zwyczajnie bym nie zniósł.