Strony

poniedziałek, 7 lutego 2022

Rozdział 32

 

24.06.2021


Popycham lekko zardzewiałą i skrzypiącą furtkę, trzymając niepewnie w dłoni bukiet złożony z białych pięknie pachnących róż, zakupionych w okolicznej kwiaciarni. Następnie wchodzę na jak zawsze melancholijny i niemal złowieszczo milczący teren cmentarza z całą masą przeciwstawnych uczuć, które tylko powiększają mój strach przed odwiedzinami tego miejsca, jakie widziałam po raz ostatni w tym okropnym dniu pogrzebu, znajdując się przy tym wtedy w całkowitej rozpaczy i apatii. Od kilku już dni bałam się ponownej wizyty na grobie swojej rodzicielki, a przede wszystkim tego, co miało za chwilę w związku z tym nastąpić. Za nic nie mogłabym jednak przegapić jej urodzin, choć serce niemal ściskało mi się z żalu, że musiałam je uczcić w takim kompletnie nieodpowiednim do tego miejscu, a przede wszystkim bez niej. Wciąż nie potrafiłam się ostatecznie pogodzić z jej śmiercią i świadomością, że nie dało się zrobić niczego więcej, aby chociaż spróbować ją uratować. Nie mogłam sobie wydarować, że nie poznałam prawdy o chorobie mamy wcześniej i nie zainterweniowałam, gdy był jeszcze na to odpowiedni czas. Mimo naszej nie najlepszej przeszłości i całej masy krzywd, cierpień i upokorzeń, które od najmłodszych lat mi zadawała, brakowało mi jej obecności i każdego dnia mocno za nią tęskniłam. Przez całe życie ani razu nie doświadczyłam prawdziwej matczynej miłości, a teraz utraciłam na nią bezpowrotnie szansę, co było wyjątkowo przykrą i przygnębiającą świadomością. Już nigdy nie poczuję, co to znaczy mieć kochającą mamę, która bez względu na wszystko zawsze będzie przy tobie, gotowa wspierać dosłownie w każdej sprawie i pocieszać po popełnionych błędach. Jedyne, na co miałam nadzieję to, że mama jest teraz w o wiele lepszym miejscu i odzyskała upragniony spokój. Wolna od poczucia zawodu oraz tego niemającego końca cierpienia, jakie położyło cień na kilkanaście ostatnich lat jej życia, kiedy to całkowicie się w nim pogubiła, popełniając błąd za błędem. Sukcesywnie sprowadzając się na samo dno.


Po krótkich poszukiwaniach odnajduję właściwą alejkę, która miała zaprowadzić mnie do miejsca, gdzie znajdował się grób. Mimowolnie wracam przy tym myślami do tej pełnej niepewności, czy rzeczywiście dobrze robię wizyty na komisariacie, którą odbyłam przed przyjściem tutaj. Próbowałam ostatecznie przekonać samą siebie, że dobrze zrobiłam, informując służby o tym, że to Leo był tym podejrzanym, którego szukali w dotychczas zawieszonym z braku dowodów śledztwie dotyczącym mojego wypadku i długotrwałego roztrojenia zdrowia. Bez wątpienia Leo zasłużył na poniesienie konsekwencji swojego paskudnego i pełnego premedytacji czynu. Równocześnie zdawałam sobie doskonale sprawę, że to głównie przez moje zeznania trafi pewnie w bardzo niedługim czasie do więzienia, z czym wcale nie czułam się za dobrze. Nawet dla niego nie chciałam takiego przykrego końca, choć już dawno zniszczył sobie życie na własne życzenie i sukcesywnie dążył do takiego obrotu sprawy. To prędzej czy później musiało się tak skończyć z takiego, czy innego powodu. Leo od dawna łamał na wszelakie możliwe sposoby prawo, aż w końcu się doigrał. Mimo to nadal czułam jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia względem niego, mając wrażenie, że za wszystko w głównej mierze odpowiadam. Często zastawiałam się, co było gdybym zachowała wtedy spokój i zignorowała jego oszczerstwa. Być może do niczego by nie doszło. Z drugiej strony doskonale wiedziałam, że gdybym pozwoliła, aby ten czyn uszedł mu na sucho, poczułby się do reszty bezkarnie i kto wie, czy nie skrzywdziłby następnej osoby w podobny sposób co mnie, gdyby tylko coś poszło nie po jego myśli. Wtedy zapewne czułabym się jeszcze gorzej, że nie powstrzymałam tego na czas i miałabym kogoś na sumieniu.


Staram się wyrzucić z głowy myśli o Leo, próbując definitywnie zamknąć rozdział związany z jego osobą. Z głęboką wiarą, że już nigdy więcej nasze drogi w żaden sposób się nie przetną. Od momentu odzyskania pamięci, jak najszybciej próbowałam wyprostować wszelkie sprawy, które leżały odłogiem przez ostatnie miesiące mojej nieświadomości. Codziennie skrupulatnie uporządkowywałam swoje życie oraz naprawiałam nadszarpnięte przez amnezję relację z bliskimi mi osobami, co zaskakująco nawet dobrze mi wychodziło, jak na osobę, która niezbyt dobrze potrafi okazywać emocje i uczucia. Coraz lepiej radziłam sobie także z przystosowaniem do rzeczywistości, w której znowu wszystko pamiętam. Oswajałam się na nowo z samą sobą oraz wspomnieniami, które z każdą kolejną dobą stawały się coraz bardziej integralną częścią mnie. Już nie miałam poczucia, że są czymś odrębnym i jakby nienależącym do mnie. To znowu ja i moje uczucia je stanowiły, co było wyjątkowo miłym doznaniem. Z każdym dniem również coraz więcej osób dowiadywało się o moim powrocie do normalności. Zmianę w moim zachowaniu zauważyli niemal od razu po odzyskaniu przeze mnie pamięci. Widocznie zbyt dobrze mnie znali, abym potrafiła przed nimi ukrywać powrót wspomnień. Czego nawet nie chciałam już zresztą robić. Widok ich wzruszenia i zadowolenia był zdecydowanie tego warty. Czułam się bardziej niż gotowa na tworzenie z nimi kolejnych wspomnień. Wsparcie bliskich i panująca dookoła radość, że znowu wszystko pamiętam, dodawały mi sił w walce o przywrócenie swojego życia do stanu sprzed wypadku, a wizyta tutaj i spotkanie z moim ojcem miało być do tego następnym dużym i przełomowym krokiem. Obawiałam się naszej zapewne dość trudnej rozmowy, ale parłam dzielnie naprzód, zatrzymując się dopiero kilka metrów przed grobem mojej rodzicielki, gdzie czekał już na mnie, tak jak go o to wczoraj poprosiłam. Wpatrując się z niezwykłym skupieniem w wyryte na tablicy nagrobnej litery. Ten dzień również dla niego wydawał się być niezwykle trudny pod względem emocjonalnym. Podejrzewałam, że ciążące mu od lat wyrzuty sumienia jedynie przybierały na sile w takich momentach, jak ten. Z dołującą świadomością, że niczego nie można było już cofnąć albo naprawić.


- Cześć..., tato - staję tuż za jego plecami ogromnie zestresowana. Po raz pierwszy w życiu nazywając kogokolwiek w ten sposób, co wprawia go w dziwną mieszankę strachu, zaszokowania, niepokoju, zdziwienia, a na końcu i lekkiej radości, gdy dochodzi do niego fakt, co takiego się wydarzyło w związku z moją pamięcią.
- Heidi, ty... pamiętasz? Naprawdę pamiętasz... To cudowna wiadomość. Ogromnie się z tego cieszę... - zadowolenie szybko zmienia się jednak u niego w niepewność. - Ja... bardzo przepraszam, że cię okłamałem, ale nie znalazłem innego sposobu, aby wytłumaczyć ci moją obecność w twoim życiu po tym straszliwym wypadku i twoim wybudzeniu. Chciałem być przy tobie w tych trudnych chwilach, a prawda za nic nie wchodziła w grę, gdy dowiedzieliśmy się, że doznałaś amnezji. Wiedziałem, że zareagowałabyś na nią jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Miałaś już i tak wystarczający mętlik w głowie, a takie rewelacje wyłącznie by go pogłębiły i wszystko doszczętnie pogorszyły. Wtedy wpadłem więc na pomysł, że byłem jedynie przyjacielem twojej mamy, a potem nie miałem zwyczajnie odwagi tego odkręcić. Tak było prościej - zaczyna się nerwowo tłumaczyć, zapewne obawiając, że za chwilę urządzę mu karczemną awanturę, jak w momencie, kiedy wyznał, że jest moim ojcem. - Wiem, że czasu nie cofnę, ale naprawdę bardzo chcę, abyśmy nawiązali ze sobą, choćby poprawne stosunki. Jesteś moją córką i zależy mi na kontakcie z tobą, jak na niczym innym. Te ostatnie tygodnie i nasze wspólne rozmowy były najlepszym, co mnie od lat spotkało. Dawno już nie czułem się lepiej. Proszę cię, nie przekreślaj mnie. Pozwól mi być obecnym w twoim życiu.
- Spokojnie. Obiecuję, że tym razem nie będzie tak wybuchowo, jak podczas naszego pierwszego spotkania - posyłam mu lekki uśmiech, na widok którego wyraźnie się odpręża. - Nie cierpię kłamstw, ale za to jestem ci akurat bardzo wdzięczna. Dzięki niemu miałam okazję dużo lepiej cię poznać, co w normalnych okolicznościach na pewno byłoby o wiele trudniejsze do wykonania. Poza tym twoje opowieści o mamie bardzo mi pomogły oswoić się po raz drugi z jej śmiercią. Gdyby nie ty przeżyłabym to o wiele bardziej. Dziękuję ci za to - spoglądam na niego ukradkiem, zauważając, że jest jeszcze bardziej zaskoczony. Widocznie za nic nie spodziewał się usłyszeć ode mnie takich pozytywnych słów.
- To drobiazg. Nie zrobiłem niczego specjalnego. Wspomnienia o Trine również mnie przyniosły wiele radości i pomogły przetrwać ten trudny czas. Zapewniam cię, że miesiące spędzone z twoją mamą były najcudowniejszym okresem w moim życiu. Najlepszym dowodem jesteś zresztą ty. Sprowadziliśmy na świat tak wspaniałą osobę. Szkoda tylko, że potem nie potrafiliśmy się tobą właściwie zająć. Heidi, tak bardzo cię przepraszam, że zniszczyliśmy ci dzieciństwo i tyle wycierpiałaś. Czuję się tak bardzo winny, że to przeze mnie Trine się zatraciła, a ty zebrałaś tego największe żniwo. Przysięgam, że gdybym tylko wcześniej wiedział o twoim istnieniu... - urywa, a po policzkach spływają mu najprawdziwsze łzy. Głos za to drży i się łamie. - Zrobiłbym wszystko, aby zapewnić ci, co tylko byś potrzebowała. Nigdy nie pozwoliłbym, aby stała ci się jakakolwiek krzywda. Oddałbym wszystko, żeby móc to naprawić, ale nie mogę. Nie da się przecież cofnąć do przeszłości - kręci ze zrezygnowaniem głową. To wyznanie kosztowało go tak wiele. Widziałam, że szczerze żałował swoich wyborów. Już dawno też zrozumiałam, że był po prostu dobrym człowiekiem, który jak my wszyscy popełniał błędy w młodości i o ile większości uchodziły one na sucho, on za swoje zapłacił najwyższą cenę, tracąc przy tym niepowtarzalną szansę na posiadanie pełnej i szczęśliwej rodziny.
- Przeszłość jest za nami i powinna tam na zawsze pozostać. Ona jest już nieważna. Ja się z nią pogodziłam, a ty również powinieneś zrobić to samo. Dość z wyrzutami, oskarżeniami, czy przeprosinami. Nie wiem, czy będziemy w stanie, ale chcę przynajmniej spróbować nadrobić te wspólne stracone lata. Chciałabym, abyśmy spróbowali nawiązać więź, jaka powinna wiązać dziecko z rodzicem. Jednego rodzica już bezpowrotnie straciłam. Nie dopuszczę, aby stało się to samo z drugim - również zaczynam płakać, ale szybko ocieram swoje łzy z twarzy. - Jeśli więc chcesz przyznać się światu do takiej córki jak ja, to droga wolna - śmiech zaczyna się mieszać z moim płaczem.
- Zrobię to z największą przyjemnością. Jesteś wprost chodzącym powodem do dumy, córeczko. Dziękuję za zaufanie i danie mi tej szansy. Nigdy ci się za to nie odwdzięczę - w sekundę staje się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a jego twarz rozjaśnia szeroki uśmiech, który jeszcze bardziej uwydatnia nasze podobieństwo. - Czy mógłbym cię przytulić? - pyta niepewnie, bojąc się mojej reakcji na tę prośbę. Po krótkim zastanowieniu kiwam głową na zgodę. Kilka sekund później tonąc w opiekuńczych i bezpiecznych ramionach swojego rodzica. Tej chwili i towarzyszących jej odczuć nie dało się wprost wyrazić słowami. Czułam jakby jeszcze jeden element układanki, właśnie wskoczył na odpowiednie miejsce.
- Uważaj, bo wkrótce na pewno twój entuzjazm, co do roli mojego ojca zdecydowanie przygaśnie. Wcale nie jestem takim chodzącym aniołkiem, jak ci się wydaje. Swoje za uszami mam i to naprawdę niemało - ostrzegam go zawczasu, aby nie poczuł się potem rozczarowany, gdy moje liczne grzeszki wyjdą na wierzch.
- Na nic innego nie liczę. Obydwoje z twoją mamą mieliśmy niełatwe charakterki w twoim wieku. Co innego mogłaś więc po nas odziedziczyć? - zaczynamy się równocześnie głośno śmiać, co ostatecznie oczyszcza między nami atmosferę. Zdawałam sobie sprawę, że nasza relacja dopiero się rodziła i czekała nas niemała przeprawa, aby okazała się mocna oraz trwała, ale byłam gotowa stawić temu czoła. Pragnęłam przekonać się w końcu po tylu latach życia, jak to jest mieć prawdziwego ojca.


- Myślisz, że mama cieszy się, widząc nas razem? - zastanawiam się niemal szeptem, gdy kładę bukiet kwiatów na jej grobie.
- Jestem o tym przekonany. Gdyby tego nie chciała, nie przyszłaby wtedy do mnie i nie ujawniła twojego istnienia. Szkoda, że nie zdążyłem jej za to podziękować, a zwłaszcza przeprosić za to jak bardzo ją kiedyś skrzywdziłem. Tak naprawdę nigdy tego nie zrobiłem, czego nie wybaczę sobie chyba do końca życia - patrzy w górę, wprost na bezchmurne niebo.
- Może zrób to teraz. Nie możesz całe życie zadręczać się wyrzutami sumienia. Jestem pewna, że gdyby mama usłyszała to samo, co ja i zobaczyła, jak bardzo żałujesz, przynajmniej spróbowałaby ci wybaczyć - próbuję go pocieszyć. - Wiem, że nie miałyśmy najlepszych relacji. Właściwie to żyłyśmy osobnymi życiami, ale czasami tak jak teraz bardzo mi jej brakuje - zwierzam się ze swoich prawdziwych odczuć, co przychodzi mi o wiele łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Uwierz, że mi też bardzo brakuje twojej mamy. Cała nasza trójka powinna mieć okazję na drugą szansę. Ona również na nią zasługiwała - obydwoje zapatrujemy się mimowolnie w dal. Byłam jednak przekonana, że nasze myśli podążały dokładnie w to samo miejsce.


- Może wybralibyśmy się na lody w ramach poprawy humoru? Zrobiło się zdecydowanie za bardzo dramatycznie i przygnębiająco - tata przywołuje mnie do rzeczywistości po kilku minutach ciszy.
- Wypad na lody? Wiesz, że od dawna nie jestem już małą dziewczynką? - przekomarzam się z nim lekko.
- Przepraszam. Wciąż zapominam, że mam do czynienia z młodą, ale już bardzo dojrzałą kobietą. Pewnie trochę czasu jeszcze zajmie mi oswojenie się z tym - interpretuje moje słowa całkowicie poważnie.
- Spokojnie, tylko żartowałam. Zdecydowanie musimy popracować nad twoją interpretacją mojego poczucia humoru - śmieję się lekko. - Z wielką chęcią skuszę się na dużą porcję truskawkowych. To moje ulubione - wyprowadzam go szybko z błędu.
- Naprawdę? To też mój ulubiony smak. Widocznie mamy jednak ze sobą coś wspólnego - liczyłam, że wkrótce odkryjemy więcej takich podobieństw. Wprost czekałam na nie.
- W takim razie chodźmy - zgodnie, a przede wszystkim wspólnie podążamy w kierunku wyjścia z cmentarza, pogrążając się w niezwykle ciekawej rozmowie.


26.06.2021


Pakuję swoje ostatnie rzeczy do walizki, gdy słyszę dość głośne pukanie do drzwi. Na mojej twarzy od razu pojawia się szeroki uśmiech zadowolenia z powodu przybycia mojego gościa i to zaskakująco o czasie. Cieszyłam się, że ten ostatni wieczór przed wylotem do Austrii spędzę w miły i odprężający sposób, co na pewno okaże się bardzo przydatne w kontekście nadchodzących niezwykle trudnych dla mnie dni, gdzie będę musiała zmierzyć się nie tylko z wyjątkowo wymagającymi egzaminami, ale również przede wszystkim z niezwykle zawiłymi sprawami dotyczącymi sfery uczuciowej, które nadal stanowiły dla mnie największą bolączkę. Dni mijały, a ja wciąż nie miałam nawet grama pomysłu, jak chociażby zabrać się do spróbowania odbudowania swojej relacji ze Stefanem, którą zniszczyłam doszczętnie na własne życzenie. Niczego chyba nie bałam się bardziej, jak spotkania z nim, a równocześnie z każdą sekundą tęskniłam za nim coraz bardziej. Ta tęsknota była wprost wykańczająca i nie raz już kusiła, abym sięgnęła po telefon i wybrała jego numer. To wydawało się takie proste, ale za każdym razem tchórzyłam, nie mogąc się zwyczajnie przemóc. Byłam niemal rozpaczliwie spragniona jego ponownej obecności w moim życiu, a równocześnie przerażona tym, jak może potoczyć się nasza dalsza znajomość i czy w ogóle mogę jeszcze liczyć na kontynuowanie jej w jakikolwiek sposób po tym wszystkim, co się między nami stało. Czy Stefan będzie w stanie ponownie mi zaufać i dać jeszcze jedną szansę? Od jego decyzji zależało tak wiele, a ja miałam coraz mniej wiary w to, że może być ona taka, na jaką skrycie liczyłam. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo go zraniłam i szczerze wątpiłam, czy takie coś można w jakikolwiek sposób komuś wynagrodzić.


- Cześć, Heidi. Jak bardzo stęskniłaś się za swoim najlepszym przyjacielem? - Thomas wita się ze mną lekkim uściskiem, jak zawsze znajdując się w wyśmienitym humorze. Zazdrościłam mu tego wrodzonego optymizmu i że z taką beztroską podchodził do życia. Jemu żadne problemy nie były straszne, bo zwyczajnie się nimi nie przejmował.
- Nie pomyliło ci się coś? Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek awansował cię do takiej wysokiej rangi. Na takie miano trzeba sobie zasłużyć, mój drogi, a tobie do tego dosyć daleko - śmieję się z niego, na co przekręca tylko lekceważąco oczami.
- Jasne, ja i tak swoje wiem. Uwielbiasz mnie od dnia kiedy się poznaliśmy. Jestem pewien, że śnisz o mnie po nocach - szturcha mnie lekko w bok, kierując się w głąb mieszkania bez zaproszenia. - Gotowa na jutro? Czy może potrzebujesz pomocy z pakowaniem? - unosi lekko brwi, zaglądając do wciąż otwartej walizki leżącej na łóżku, zaczynając przeglądać jej zawartość, za co gromię go wzrokiem. Następnie szczelnie ją zamykam i stawiam pod ścianą. Z daleka od niego.
- Twojej? Obejdzie się - prycham lekko, niwecząc jego chytre zamiary. - Dobrze wiem, co takiego chodzi ci po głowie, głupku. Nadal liczysz, że zobaczysz, w czym sypiam, co nigdy się nie wydarzy, jak już wczoraj zaznaczyłam, zapomniałeś? - wracam do naszej wczorajszej żartobliwej wymiany wiadomości, która zahaczyła niespodziewanie o ten dość niespodziewany i chyba nawet lekko niestosowny temat. Thomas uwielbiał bawić się głupimi podtekstami od samego początku naszej znajomości i na nic zdawały się moje protesty.
- Jesteś niesprawiedliwa! Przyjaciela się wstydzisz? Nie dość, że nie chcesz spędzić ze mną swojej ostatniej nocy, to jeszcze teraz to. Chyba wolałem cię sprzed odzyskania pamięci. Byłaś wtedy milsza i przystępniejsza - obrywa od mnie notatnikiem leżącym na stoliku. - To bolało! - skarży się.
- Bo miało! Ostrzegałam, że będziesz obrywał za każdą taką głupią insynuację. Sam się prosisz - wzruszam jedynie ramionami, kierując do malutkiego aneksu kuchennego i wyciągając z lodówki sok.
- Inne moje przyjaciółki jakoś nie narzekają. Mało tego one wprost uwielbiają, gdy wykazuję nimi takie zainteresowanie - podąża za mną, rozmasowując teatralnie swoje ramię.
- Ale ja nie jestem, jak one. Poza tym większość z nich to równocześnie twoje byłe dziewczyny albo przyjaciółki z korzyściami czyż nie, Casanovo? - patrzę na niego z udawanym zastanowieniem, znając doskonale odpowiedź. Życie miłosne Thomasa pozostawało bardzo wiele do życzenia, ale był dorosły i mógł robić, co tylko chciał. Mnie było nic do tego.
- Jakaś ty przemądrzała. Poza tym, dopóki jesteś singielką, chyba mogę próbować swoich szans, prawda? Zawsze istnieje jeden procent, że mi się uda i szaleńczo się we mnie zakochasz - pochyla się lekko nade mną z flirciarskim uśmiechem, na co wybucham głośnym śmiechem.
- Nie masz na to nawet pół procenta szans. Nie gustuję w uwodzicielskich artystach, przykro mi - nie pozostawiam mu złudzeń, nalewając nam soku do szklanek.
- Łamiesz moje serce - łapie się za nie ze śmiechem.
- Nie pierwsze i pewnie nie ostatnie. Jakoś przeżyjesz - klepię go pocieszająco po ramieniu. - Dosyć tych żartów, Thomas. Wybierz nam lepiej jakiś film. Tylko żadnych komedii romantycznych - przypominam mu ze śmiechem, że ich nie znoszę. Dobrze wiedząc, że jest ich skrytym fanem.


- Heidi, po swoich egzaminach zostajesz w Austrii na stałe, prawda? - w połowie filmu, słyszę od Thomasa całkowicie poważne pytanie.
- Nie wiem. Zależy to od bardzo wielu czynników. Nadal nie mam gwarancji, czy Uniwersytet w Salzburgu zaakceptuje moje podanie o przyjęcie na ostatni rok studiów. Jest też mnóstwo innych rzeczy, które mogą pójść nie tak - odpowiadam zdawkowo. Woląc nie wdawać się w szczegóły, a zwłaszcza w uczuciowe wątpliwości.
- Ja jednak sądzę, że zależy to wyłącznie od jednego czynnika. Tego, czy wrócicie do siebie ze Stefanem - Thomas po raz kolejny udowadnia, jak świetnie mnie zna. Bezbłędnie odczytując moje myśli.
- Masz rację. To będzie miało decydujący wpływ. Kocham Salzburg, ale nie wyobrażam sobie życia w tym mieście bez Stefana. Na twoim miejscu szykowałabym się więc na mój powrót w niedługim czasie z podkulonym ogonem do Norwegii - sięgam po garść popcornu, aby czymkolwiek się zająć. Nie chcąc dopuścić do swojej głowy tej wyjątkowo pesymistycznej perspektywy. - Wątpliwe jest, czy chciałby znowu wchodzić do tej samej rzeki, skoro tak się na mnie zawiódł.
- Nie wierzę w to. Ten twój Stefan musiałby być kompletnym kretynem, aby pozwolić ci odejść. Nikt mądry nie wypuściłby z rąk takiego skarbu, jak ty - lekko markotnieje, ale szybko maskuje to uśmiechem.
- To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Nasza historia ze Stefanem jest dość skomplikowana. Wiele musieliśmy przejść, aby być ze sobą. Obydwoje popełnialiśmy błędy. Los wiecznie rzucał nam kłody pod nogi. To wykończyłoby nawet najsilniejszych ludzi. Nie wiem dlatego, czy mamy dość sił, aby ten jeszcze raz zaryzykować. Zwłaszcza czy on ma. Czasami sama miłość to za mało, aby wieść szczęśliwe życie - zdawałam sobie sprawę, że Stefan musiał w ostatnich miesiącach przechodzić przez istne piekło. Za nic nie chciałabym zamienić się z nim rolami, bo na pewno nie dałabym sobie z tym wszystkim rady. Za to fakt, że to ja zafundowałam mu coś takiego, był wprost nie do zaakceptowania przeze mnie.
- Pamiętaj, że gdyby twój plan A zawiódł, w Norwegii też czeka na ciebie wiele dobrych perspektyw. Tu również masz wiele osób, którym na tobie zależy - przypomina przytomnie. - W razie czego otworzymy tę galerię sztuki. Ja będę wystawiał swoje obrazy, a ty o nich opowiadać zwiedzającym. Ze mną na pewno nie zginiesz - śmiejemy się z tego szalonego pomysłu, na który kiedyś wspólnie wpadliśmy.
- To się nazywa plan - kiwam z udawanym uznaniem głową, niemal do łez rozbawiona.


- Wiesz, że będę za tobą bardzo tęsknił? - słyszę na pożegnanie od Thomasa, gdy blisko zbliżającej się północy stoimy przy drzwiach. - Dawno już nie spędzało mi się tak dobrze czasu z żadną dziewczyną. Będzie mi tego brakować.
- Widocznie źle szukałeś. Poza tym nie martw się, nie wyjeżdżam przecież na zawsze. Nawet gdy zostanę w Austrii, to na pewno będę często zjawiać się w Norwegii. To w końcu mój dom i mam tutaj wiele bliskich osób. Obiecuję też, że cały czas będziemy w kontakcie. Zawsze również to ty możesz mnie odwiedzić. Z wielką chęcią oprowadzę cię po Salzburgu - pocieszam go. Doskonale wiedząc, że będę próbowała utrzymać naszą znajomość. Lubiłam Thomasa i zawsze będę mu niezmiernie wdzięczna, że pomógł mi w najtrudniejszym okresie mojego dotychczasowego życia. O czymś takim się nie zapomina.
- Trzymam cię w takim razie za słowo. Z wielką chęcią wybiorę się kiedyś na wycieczkę do Austrii - wymieniamy się pełnymi porozumienia uśmiechami.
- Kiedy tylko będziesz chciał - deklaruję. - Pozdrów też ode mnie swojego tatę. Muszę przyznać, że trochę brakuje mi naszych spotkań - bez pomocy doktora Andersena na pewno byłoby mi o wiele trudniej w walce z amnezją. Być może byłoby to nawet niemożliwe.
- Na pewno pozdrowię. Trafiłaś w końcu na listę jego ulubionych pacjentów, dzięki którym mógł zapisać następny sukces na swoim koncie - zdradza mi.
- Naprawdę? - do tej pory myślałam, że byłam dla doktora Andersena jedynie utrapieniem.
- Oczywiście. On wprost uwielbia osoby z takim charakterkiem, jak twój - śmieje się na widok mojej lekko zażenowanej miny. - Powodzenia w walce o swojego księcia. Daj znać, jak ci się uda. Jak się nie uda to tym bardziej. Wtedy przylecę pierwszym samolotem i upijemy się w pierwszy lepszym barze, świętując twoją wolność - puszcza mi na odchodne swawolnie oczko.
- Nie dziękuję - liczyłam, że moi przyjaciele rzeczywiście będą mieli rację i mamy jeszcze szansę na szczęśliwe zakończenie ze Stefanem. Tej drugiej perspektywy nawet nie brałam pod uwagę. 


27.06.2021


Stawiam pierwsze kroki na lotnisku w Salzburgu, ciągnąć za sobą dość porządnie wypakowaną walizkę. Nie przejmując się ani zmęczeniem po podróży, ani innymi niedogodnościami związanymi z lotem. Rozglądam się z ciekawością po znajomych miejscach, ciesząc że nic się tutaj nie zmieniło. Chłonąc całą sobą widoki zwyczajnego lotniska, które dla mnie znaczyły jednak bardzo wiele. Wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętałam. Tak dobrze było wrócić do znajomych miejsc tego miasta, w których czułam się po prostu najlepiej. Kierując się powoli w omówione miejsce z wielkim podekscytowaniem czekałam na spotkanie z Inge i Michaelem, którzy mieli mnie planowo odebrać z lotniska. Czułam się przy tym, jakby historia właśnie zataczała koło. Znów znajdowałam się w tym samym miejscu z tymi samymi perspektywami i równoczesnym brakiem Stefana. Znowu dzielił nas mur nieporozumień i braku kontaktu od długich miesięcy. Oby tylko tym razem spotkało mnie równie dobre rozwinięcie i zakończenie naszej historii. Inaczej to wszystko nie będzie miało zwyczajnie sensu.


Na samą myśl, że już prawdopodobnie dzisiaj zobaczę się ze Stefanem, czułam zarówno ekscytację, jak i najzwyklejszy w świecie strach, że było już za późno na odzyskanie tego, co mieliśmy przed moim wypadkiem. Byłam jednak gotowa stawić temu czoła. Zbyt mocno brakowało mi widoku Stefana, abym była w stanie dłużej zwlekać i uciekać od nieuniknionego. Codziennie śniłam o jego silnych objęciach, cudownych pocałunkach, które odbierały oddech, czy o najzwyklejszej w świecie rozmowie, która od zawsze tak świetnie nam wychodziła i była podstawą naszej relacji. Moje serce nieustannie rwało się do niego z całą swoją miłością i chęcią wyznania mu w końcu swoich uczuć. Marzyłam, aby on też powiedział, że nadal mnie bezgranicznie kocha i wciąż jestem dla niego najważniejsza. Niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia, jak jego obecności przy mnie. To on był dla mnie najważniejszy i jedynym, który mógł mnie uszczęśliwić.


Lekko zdezorientowana wpatruję się w główne wejście lotniska, czekając z niecierpliwością na pojawienie się przyjaciół, którzy w  zadziwiający sposób się spóźniali. Byłam przekonana, że musiało zatrzymać ich coś ważnego i dlatego nie przybyli na czas. Po blisko kwadransie oczekiwania w końcu ich zauważam, mając ochotę głośno się roześmiać na ten widok. To było istne deja vu. Inge jak za pierwszym razem zostawia Michaela daleko w tyle, biegnąc w moją stronę, a następnie zamyka w swoich objęciach. Ściskając dosłownie z całej siły.



- Przepraszam, Heidi, że musiałaś tyle czekać. Przeklęte korki nie miały końca. Myślałam, że oszaleję, gdy ten sznur samochodów stał w miejscu - tłumaczy się zupełnie niepotrzebnie. - Ostrzegałam Michaela, że tak się to skończy o tej porze, ale on jak zawsze chciał być mądrzejszy, zamiast wyjechać wcześniej.
- Nic się nie stało. Dzięki temu miałam okazję trochę powspominać swoje pierwsze odwiedziny tego lotniska. Mam też coś dla ciebie - uśmiecham się lekko z tabliczką czekolady w dłoni. Naprowadzając ją, mam nadzieję na właściwy trop, co do powrotu mojej pamięci, którego pewnie za nic się nie spodziewała.
- Właśnie, że stało. Ta podróż na pewno była dla ciebie stresująca w obecnej sytuacji i... Zaraz, zaraz, o czym ty mówisz? Czy ty...? Niemożliwe - zatyka lekko swoje usta dłonią w wyraźnym szoku. Za to ja kiwam tylko głową na potwierdzenie z uśmiechem. Inge zaczyna niemal podskakiwać do góry ze szczęścia na dowód swojego zadowolenia. - Całe szczęście. Tak bardzo się bałam, że już się tego nie doczekamy - ponownie mnie do siebie przytula z taką mocą, że niemal nie mogę prawie oddychać. Skąd brało się w niej tyle siły? - Kiedy to się stało? Dlaczego ja nic o tym do tej pory nie wiedziałam?
- Niedawno. Zaledwie kilka dni temu - mówię dość ogólnikowo. Na szczegóły nadejdzie jeszcze właściwy czas.
- Czy coś ważnego mnie ominęło? - Michael w końcu dołącza do nas, będąc wyraźnie zdezorientowany naszą nadspodziewaną wylewnością. Obejmuje mnie lekko na powitanie, czekając na jakieś większe wyjaśnienia z naszej strony.
- Nawet nie masz pojęcia, jak wiele. Heidi jest znowu naszą Heidi, a my dowiadujemy się o tym ostatni. Wyobrażasz sobie? To wprost nie do pomyślenia - Inge dość szybko odzyskuje rezon, relacjonując Austriakowi przebieg wydarzeń z udawanym wyrzutem.
- Naprawdę? To wspaniała wiadomość - Michael cofnięcie się mojej amnezji, przyjmuje z nie mniejszym entuzjazmem niż jego narzeczona. - Tęskniliśmy za tobą i to nie tylko my. Brakowało cię bardzo wielu osobom.
- Przepraszam, że wcześniej wam nie powiedziałam, ale to nie była rozmowa na telefon. Macie też dzięki temu teraz większą niespodziankę - liczyłam, że nie będą mieli mi tego za złe.
- I to jaką. Lepszej chyba nie mogłaś nam zrobić. Wspanialszej wiadomości nie mogłaś nam raczej przekazać - obydwoje zgodnie stwierdzają. - Chodźmy stąd. Opowiesz nam więcej po drodze. Na pewno jesteś zmęczona.


Droga do mieszkania przyjaciół upływa mi na podziwianiu przez szyby samochodu znanych i tak uwielbianych miejsc, które tak wiele razy dostarczyły mi wielu niezapomnianych chwil oraz niezwykle przyjemnej rozmowie, która w mig mi przypomina, dlaczego tak bardzo uwielbiałam tę dwójkę. Nasza konwersacja była znowu tak samo naturalna i swobodna jak przedtem. Cieszyłam się, że nic nie uległo w tej kwestii zmianie i obydwoje nadal traktują mnie jak swoją przyjaciółkę. Gdy jesteśmy prawie na miejscu, mimowolnie poruszam niezręczny temat, który w niepokojący dla mnie sposób omijali dotychczas na wszelkie możliwe sposoby, choć spodziewałam się, że od razu zasypią mnie informacjami na temat tak dobrze znanego nam Austriaka.


- Czy myślicie, że Stefan mógłby się ze mną dzisiaj spotkać? - zgodnie milkną, gdy tylko pada jego imię z moich ust. - Chciałabym go zobaczyć. Tęsknię za nim. Poza tym on również zasługuje na dowiedzenie się o powrocie moich wspomnień.
- Przykro mi, ale to raczej nie będzie na razie możliwe - zamieram niewiele z tego rozumiejąc. Bałam się również, że stało się mu coś złego. - Stefana nie ma w mieście. Wybrał się z dziadkiem w góry - Michael stara się przekazać to w delikatny sposób, lekko mnie uspokajając, ale na niewiele się to zdaje. W sekundę tracę swój dobry nastrój i nadzieję, że mogę cokolwiek jeszcze naprawić. Byłam pewna, że Stefan celowo wyjechał, aby się ze mną przypadkiem nie spotkać. Widocznie nie chciał mieć ze mną niczego wspólnego. Czego innego powinnam się zresztą spodziewać po tym, co mu zafundowałam. Najpierw odchodził od zmysłów, czy w ogóle przeżyję, a potem z dnia na dzień odtrąciłam go od siebie, wyrzucając ze swojego życia, jak obcego człowieka.
- Rozumiem - staram się przy nich nie rozkleić, ale łzy same cisnęły się mi do oczu. Dlaczego to musiało być takie trudne? Czy ja w ogóle powinnam jeszcze mieć prawo mieszać mu po raz kolejny w życiu?
- Heidi, on się w tym wszystkim pogubił. Cała ta sytuacja go przerosła. Stefan jest w zupełnej rozsypce i nie potrafi się pozbierać. To dlatego wyjechał. Chciał, aby było wam łatwiej - Inge odwraca się do mnie z bezradnością w oczach, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czułam się okropnie z faktem, że to ja doprowadziłam Stefana do takiego stanu. Było mi tak bardzo wstyd.
- Nie chciałam tego, naprawdę - staram się usprawiedliwić. - Gdybym wiedziała, że tak to przeżyje, za nic nie kazałabym mu wyjeżdżać z Norwegii. Wtedy jednak myślałam, że tak będzie dla niego najlepiej. Nie pamiętałam go i uważałam, że to jest w tym wszystkim najważniejsze, a wcale tak nie było. Powinnam najpierw pomyśleć o jego uczuciach - marnie się tłumaczę. Na takie wnioski było już stanowczo za późno. Powinnam się nad nimi zastanowić tamtego dnia, gdy rozmawialiśmy ze Stefanem po raz ostatni.
- To nie twoja wina. Jestem też pewna, że teraz wszystko już jakoś się ułoży. Odzyskałaś pamięć i wyłącznie to się liczy, rozumiesz. Reszta ułoży się sama - Inge posyła mi pocieszający uśmiech.
- Wcale nie byłabym tego taka pewna - odpowiadam jej, czując jak pierwsza łza spływa mi po policzku.


Michael otwiera drzwi od mieszkania, zapraszając mnie ochoczo do środka, gdzie wita mnie znajomy kwiatowy zapach. Odstawiam walizkę, a następnie dochodzi do mnie głośny tupot i ostrzegawcze szczekanie. Po chwili niemal znikąd pojawia się przy nas najukochańsze stworzenie pod słońcem, które również niewyobrażalnie mocno skrzywdziłam swoją tak długą nieobecnością.
- Effi, piesku - klękam na podłodze, rozpłakując się na dobre, gdy rozpoznaje mnie i rzuca się na mnie z szaleńczą radością, liżąc po twarzy i skacząc dookoła. Nie mogąc się nacieszyć na mój widok. - Tak bardzo przepraszam, że cię zostawiłam. Przysięgam, że już nigdy więcej tego nie zrobię - przytulam go mocno do siebie, głaszcząc po niezwykle miękkiej sierści. Nie mogąc się nadziwić, że tak bardzo wyrósł, co jeszcze bardziej mnie uświadamia w tym, ile mnie ominęło w życiu bliskich dla mnie osób.
- Wygląda na to, że wszystko wraca na swoje właściwe tory - słyszę zza siebie, gdzie Inge z Michaelem stali, przyglądając się tej scenie z nie mniejszym wzruszeniem niż moje.


Późnym wieczorem kładę się do dobrze znajomego łóżka, śmiejąc cicho, gdy widzę, że Effi zajmuje jego zdecydowanie większą część. Przez cały czas nie odstępował mnie niemal na krok, pilnując, abym przypadkiem znowu gdzieś nie zniknęła.
- To łóżko jest zdecydowanie za małe dla naszej dwójki - chichoczę, starając się go przesunąć, na co jedynie mruczy niezadowolony ani myśląc oddać mi skrawka wolnej przestrzeni. - Jesteś strasznie rozpieszczony. Tak się kończy zostawianie cię pod opieką samego Stefana - wzdycham cicho, kładąc się niemal na samym brzegu łóżka, przytulając do ukochanego pupila. Ogromnie ciesząc, że znowu mam go przy sobie. Do kompletu układanki mojego życia brakowało jeszcze jedynie jednego elementu, szkoda że tego najważniejszego.


💖💖💖


28.06.2021


Biorę ostatni łyk kawy ze swojego termicznego kubka, wpatrując z tarasu schroniska górskiego w górujące nad nami w oddali szczyty Alp, które podziwiałem od najmłodszych lat życia. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad horyzont, a ja wprost nie mogłem się doczekać wyruszenia na kolejny wyznaczony na dziś kilkunasto kilometrowy odcinek górskiej trasy, którą dzielnie i niezwykle sprawnie pokonywaliśmy z dziadkiem w ciągu ostatnich kilku już dni. Ciesząc się przy tym wyjątkowymi urokami natury, położonej z daleka od zgiełku miasta i wszelakich problemów w nim pozostawionych oraz swoim wzajemnym towarzystwem, które zawsze miało na nas dwóch bardzo dobry wpływ. Dzięki celowi do osiągnięcia, jakim było pokonanie przez nas wymagającego szlaku Lechtaler i dotarcie w konsekwencji na szczyt Feuerspitze, z którego można było podziwiać nieziemskie widoki, łatwiej było mi nie myśleć o moim uczuciowym zawodzie oraz świadomości, że Heidi znajdowała się od wczoraj w Salzburgu. Cieszyłem się z dzielącej nas odległości i braku pokusy zobaczenia się z dziewczyną. Nasze spotkanie na pewno nie przyniosłoby za sobą niczego dobrego i jeszcze bardziej wszystko pogorszyło. Miałem również nadzieję, że ta wyprawa pomoże mi ostatecznie pogodzić się z pewnymi wydarzeniami i poukładać jakoś sensownie cały ten chaos panujący w mojej głowie od dobrych kilku miesięcy.



- Stefan, już jesteś na nogach? Myślałem, że takie ranne wstawanie, to raczej domena osób w moim wieku - dziadek Harold wita się ze mną troskliwym spojrzeniem. Zapewne domyślając już, że w ostatnim czasie miewałem spore kłopoty ze snem.
- Szkoda marnować dnia. Poza tym czeka nas dziś wymagająca przeprawa i lepiej wyruszyć wcześniej. Z każdym dniem będzie coraz trudniej - staram się zmienić temat, nie chcąc rozmawiać o swoim samopoczuciu. Miałem dość użalania się nad sobą i martwienia swoich bliskich moim paskudnym stanem emocjonalnym. Kiedy już wydawało mi się, że jest lepiej, zawsze nadchodził taki dzień, który cofał mnie do punktu wyjścia. Od jakiegoś już czasu nie przerabiałem innego scenariusza. Przez co byłem tym jeszcze bardziej zmęczony.
- Boisz się, że nie podołasz i staruszek okaże się od ciebie lepszy? - żartuje, choć w niektórych momentach naszej wędrówki dziadek Harold naprawdę radził sobie lepiej ode mnie.
- Zawsze byłeś lepszy - kłaniam się przed nim z uznaniem. Podziwiałem dziadka za jego postawę życiową i umiejętność zachowania optymizmu w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. On radził sobie o wiele lepiej z życiowymi przeciwnościami ode mnie. Gdyby był na moim miejscu, na pewno już dawno poradził sobie z doznanym rozczarowaniem.
- Zdecydowanie mnie przeceniasz. Musisz bardziej w siebie wierzyć. Ostatnio ci tego brakuje - obdarza mnie pełnym otuchy spojrzeniem. - A teraz przepraszam, ale pilnie potrzebuję porządnego zastrzyku kofeiny. Idziesz ze mną na dół? - proponuje zachęcająco. Chcąc mnie pewnie oderwać od pogrążenia się w otchłani beznadziei.
- Zostanę jeszcze chwilę - wolałem pobyć jeszcze przez parę minut w samotności. Sam czułem się zdecydowanie lepiej.
- W porządku. Pamiętaj jednak, że niedługo wyruszamy - kiwam lekko głową na zgodę, wracając do kontemplacji tych przepięknych widoków.


- Powiesz mi w końcu, co takiego, aż tak bardzo cię dzisiaj gryzie? Jesteś całkowicie nieobecny - wczesnym popołudniem, gdy idziemy wyjątkowo wąską i stromą drogą, słyszę zaskakujące pytanie dziadka, idącego kilka metrów przede mną. Przed nim naprawdę nic nie mogło się ukryć.
- To nic takiego - staram się wykręcić, ale patrzy na mnie z politowaniem.
- Nic takiego? To dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść i błądzisz myślami nie wiadomo gdzie? - pod czujnym wzrokiem dziadka Harolda nie dało się wymigać od zwierzeń. On zwyczajnie zbyt dobrze mnie znał.
- Dobrze, niech już będzie, powiem ci. Heidi jest od wczoraj w Salzburgu - zdradzam mu. Nie miałem pojęcia, dlaczego akurat dzisiaj nie potrafiłem przestać o tym myśleć, a wspomnienia o Norweżce pochłaniały całą moją uwagę. Nie koncentrowałem się na niczym innym poza jej osobą.
- Och, rozumiem. A ty, zamiast walczyć o kobietę swojego życia, chowasz się w górach. Cóż za genialna taktyka. Na pewno zapewni ci powodzenie w dalszym życiu - kiwa głową z udawaną aprobatą, zwyczajnie sobie ze mnie kpiąc.
- Dziadku, proszę cię. Przecież wiesz, jak jest. Gdybym został w Salzburgu, nic by to nie zmieniło. Heidi do mnie nie wróci, bo mnie nie pamięta - przypominam mu. Dla wszystkich wydawało się to takie proste, ale nie byli na moim miejscu. To nie oni doznali z dnia na dzień takiego szoku.
- Ale już raz się w tobie zakochała. Gdybyś się tylko wysilił, mogłoby stać się to po raz drugi. Poza tym, co zrobisz, gdy jednak sobie ciebie przypomni? - zadaje mi pytanie, na które sam nie znałem odpowiedzi.
- Nie wiem. Odzyskanie pamięci to jedno, a jej uczucia to drugie. Być może już pokochała kogoś innego. Przegrałem i mam tego pełną świadomość - opieram się o pień drzewa, unikając spojrzenia na dziadka. Woląc nie widzieć jego rozczarowania moją osobą.
- Stefan, ostatnio zbyt szybko się poddajesz. Odpuszczasz bez walki najważniejszą dla siebie osobę. Gdybym był na twoim miejscu i chodziłoby o twoją babcię, walczyłbym do upadłego. Jak możesz tak po prostu oddawać pole? - nie rozumie mojego postępowania, wyraźnie je krytykując. Był o wiele silniejszy ode mnie.
- Jeśli się kogoś kocha, czasami należy pozwolić mu odejść. Dałem wolność Heidi, bo tego chciała. Niech przynajmniej ona będzie szczęśliwa. Widocznie tak musiało być - na samo wyobrażenie dziewczyny z innym mężczyzną, mam ochotę coś zniszczyć. Nie miałem już jednak najmniejszego wpływu na jej wybory. Mogła robić, co tylko chciała, a mnie nie było nic do tego.
- Stałeś się zbyt bardzo rozgoryczony i cyniczny. Nie takiego cię pamiętam. Poza tym skąd wiesz, że Heidi rzeczywiście chciała odejść, skoro ani razu nie zawalczyłeś, aby została? Jesteś zupełnie pewien, że tak to musiało się potoczyć? - kończy naszą rozmowę, ruszając w dalszą drogę. Zasiewając w mojej głowie tylko kolejne wątpliwości, które z każdą minutą się rozrastają i nie opuszczają mnie już do samego końca dnia. 


💖💖💖


28.06.2021


Niemal w podskokach pokonuję ostatnie metry dzielące mnie od kawiarni, nie mogąc się wprost doczekać, aż nareszcie znajdę się w środku i na nowo poczuję tę tak bardzo uwielbianą przeze mnie atmosferę tego miejsca, która była po prostu niepowtarzalna i niezwykle rodzinna. Uśmiech ani myślał zejść mi od chwili obudzenia z twarzy. Nie przejmowałam się nawet tak bardzo, czekającym mnie już za kilka godzin pierwszym egzaminem, będąc w wyjątkowo dobrym humorze. Z wielkim wyczekiwaniem czekałam na zobaczenie się z przyjaciółmi, za którymi niewyobrażalnie mocno się stęskniłam, co teraz mogłam już przyznać z absolutną pewnością. Byłam przekonana, że ogromnie się ucieszą, gdy w końcu dowiedzą o tym, iż znowu ich pamiętam oraz wszystkie przeżyte wspólnie momenty. Podobnie zresztą, jak wszyscy przed nimi, którzy reagowali na tę informację niemal identycznie. To jeszcze bardziej mi pokazywało, jak wielkie szczęście miałam, że takie cudowne osoby stanęły w pewnym momencie na mojej życiowej drodze. Pobyt w Salzburgu zdecydowanie mi służył. Czułam się tutaj lepiej niż gdziekolwiek indziej, co jeszcze mocniej przekonywało mnie do tego, że to właśnie tu było moje miejsce na ziemi.


Już przez witrynę kawiarni zauważam czekającą na mnie trójkę przyjaciół, którzy żywo między sobą o czymś dyskutowali. Jak zawsze to Katinka wiodła prym w rozmowie, co wcale mnie zresztą nie dziwiło. Ten chodzący wulkan energii za nic nie dałby się zepchnąć na drugi plan. Przekraczając próg tak dobrze znanego mi miejsca, w którym praca w niezbyt odległej przeszłości była niemal czystą przyjemnością. Mój wzrok praktycznie od razu spotyka się z tymi należącymi do moich przyjaciół. Dostrzegam lekki stres na ich twarzach i niepewność w spojrzeniach. Zapewne nie wiedzieli, jak mają się ze mną obchodzić. Zbyt wiele razy widziałam podobne wyrazy twarzy bliskich mi osób podczas mojej amnezji. Więcej już nie chciałam. Przez co z prędkością światła pokonuję drogę do zajmowanego przez nich stolika.


- Tak się cieszę, że was widzę. Nie macie nawet pojęcia, jak bardzo mi was brakowało, gdy już uświadomiłam sobie, ile dla mnie znaczycie - wzruszam się po raz kolejny w ciągu ostatnich dni, a Louisa, która jako pierwsza łączy ze sobą fakty, niemal piszczy z radości i ekscytacji na tę niespodziewaną dla nich wieść.
- Nie może być! Nareszcie! Nasza Heidi wróciła. Wiedziałam, że kto jak kto, ale ty to przezwyciężysz. Wiesz, jak pusto było tutaj bez ciebie? - do rozentuzjazmowanej Louisy dołącza po chwili Katinka, a sekundę później tonę w ich mocnych uściskach, które niemal pozbawiają mnie tchu.
- Popieram Louise. Bez ciebie byliśmy niekompletni - Węgierka jeszcze mocniej tuli mnie do siebie. - Mam ci tak wiele do opowiedzenia.
- Puśćcie ją i dajcie oddychać z łaski swojej. Za chwilę ją udusicie - Domenico jako nasz zwyczajowy głos rozsądku przywołuje dziewczyny do porządku. - Dobrze, że jesteś, Heidi. Bez ciebie one mnie niemal wykończyły. Nareszcie wróciła tutaj jakaś ostoja normalności. Siadaj - wskazuje na krzesło stojące przy swoim, obdarzając mnie przyjacielskim uśmiechem. Akurat on nie musiał nic mówić, wszystko co chciał mi przekazać, malowało się w jego wyrazie twarzy.
- Nie zapominaj, że mówisz o swojej ukochanej i przyjaciółce. Jeszcze się obrażą - szepczę do niego konspiracyjnie.
- Właśnie - Louisa marszczy czoło, krzyżując swoje ramiona. - Jak tak bardzo źle ci ze mną, to może znajdź sobie lepszą, która mnie zastąpi - Domenico patrzy na mnie błagalnie, a ja mam ochotę się głośno roześmiać.
- Jak widzę nic się tutaj nie zmieniło - mówię z zadowoleniem. Wiedząc, że nie zamieniłabym ich na nikogo innego.


Kolejne minuty to już tylko swobodna rozmowa pomiędzy nami i próba jak największego nadrobienia przeze mnie wszystkiego, co mnie ominęło. Dowiaduję się dzięki temu o nowych obiektach westchnień Katinki, które i tak najpóźniej za tydzień się zmienią. Wspólnym i wyjątkowo udanym zamieszkiwaniu razem Louisy i Domenico oraz o ich kwitnącym wciąż uczuciu, z czego niezwykle mocno się cieszyłam. Chociaż na początku absolutnie nie wierzyłam, że ich związek mógł się udać. Dodatkowo słucham o najnowszych plotkach krążących u nas na roku i wszystkich innych mniej istotnych sprawach, doskonale się przy tym bawiąc.


- To trzeba jakoś uczcić. Niecodziennie przyjaciółka odzyskuje pamięć. Szampan, piwo, czy wino będą lepsze? - Katinka rzuca pomysłem, który bulwersuje Domenico.
- Przypominam ci, że za dwie godziny piszemy jeden z najtrudniejszych egzaminów w życiu - upomina dziewczynę, która już chce zaprotestować.
- Tym razem w pełni zgadzam się z Domenico. Najpierw egzamin, a potem zabawa - staję po stronie chłopaka.
- Nie umiecie się bawić, nudziarze - Katinka żartobliwie się obraża. - A już myślałam, że ta amnezja dodała ci trochę większego szaleństwa, Heidi.
- Od czego mamy wieczór? - staram się wypracować kompromis między nami.
- To mi się już zdecydowanie bardziej podoba - pomysł zyskuje aprobatę Katinki i Louisy, a nawet Domenico po krótkim zawahaniu. Zapowiadał się więc wieczór pełny wrażeń dla całej naszej czwórki. - A teraz w ramach rekompensaty pomożecie mi przypomnieć sobie najważniejsze zagadnienia, kujony. Bez tego pewnie obleję, zawalę rok i rodzice mnie wydziedziczą, gdy tylko się o tym dowiedzą - Węgierka dramatyzuje, a wszyscy wybuchamy głośnym śmiechem. Dawno już nie czułam się lepiej, jak w tym trwającym momencie. 


02.07.2021


Ze sporym znużeniem przekręcam następną stronę ciężkiego jak cegła podręcznika, mrużąc lekko oczy pod wpływem wpadających na balkon promieni słonecznych. Starając się przygotować najlepiej jak potrafię do ostatniego sprawdzianu mojej wiedzy w tym roku akademickim. Robiłam to z jeszcze większym zacięciem, zachęcona zaskakująco pozytywnymi wynikami z poprzednich egzaminów. Byłam już tak blisko osiągnięcia swojego celu, że za nic nie mogłam teraz odpuścić. To zwyczajnie nie wchodziło w grę. Musiałam zaliczyć ten ostatni piekielnie trudny ustny egzamin u jednego z najsurowszych profesorów, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię.


- Co powiesz na chwilę przerwy? - Inge wychyla się zza drzwi balkonowych, dołączając do mnie ze szklanką wody w ręce.
-  Z przyjemnością, inaczej mózg mi się za chwilę pewnie usmaży - przyjmuję od niej z wdzięcznością napój, zwilżając lekko swoje usta. Upał panujący niemal od wczesnych godzin, niczego mi nie ułatwiał.
- Powinnaś trochę odpocząć. Uczysz się od rana - blondynka patrzy na mnie z delikatnym ostrzeżeniem.
- Chciałabym, ale nie mogę. Wiesz, że od tego egzaminu zależy moja dalsza przyszłość - nie mogłam zawieść samej siebie na ostatniej prostej. Zbyt wiele poświęciłam, aby teraz sobie odpuścić. - Jeśli nie zdam, na pewno nie przyjmą mnie tutaj na kolejny rok. Zostanie mi wtedy tylko powrót do Norwegii - lubiłam swoją dawną uczelnię, ale Uniwersytet w Salzburgu podobał mi się o wiele bardziej i to na nim chciałam dokończyć swoje studia.
- Na pewno nie zrezygnują z takiej zdolnej studentki, jak ty. Musieliby być ślepi, żeby nie docenić twojego intelektu. Jeśli już jednak o przyszłości mowa. Postanowiłaś, co zrobisz w związku ze Stefanem? - Inge stara się najdelikatniej jak może poruszyć ten wyjątkowo drażliwy w ostatnich dniach dla nas temat.
- Zawalczę o niego, choćby i wbrew jemu samemu. Do tej pory to zawsze on o nas walczył. Nadszedł więc czas, abym teraz to ja to zrobiła, choćby ten jeden jedyny raz. Jeśli się nie uda, trudno. Przynajmniej nie będę żałowała, że nie spróbowałam. Potrzebuję jedynie do tego waszej drobnej pomocy - byłam zdeterminowana, aby doprowadzić do naszego spotkania i to jak najszybciej. Powoli układałam nawet lekko przebiegły plan, licząc że uda się mi go zrealizować.
- Zawsze jestem do usług - ochoczo zapewnia, ciesząc się z usłyszanych ode mnie słów. - Jestem też pewna, że Stefan oszaleje ze szczęścia, gdy tylko cię zobaczy - chciałabym posiadać taki entuzjazm, jak Inge w tej kwestii.
- Obyś miała rację - martwiłam się, że moja przyszłość ze Stefanem wcale nie będzie taka kolorowa, jak wszyscy uparcie uważali.
- Heidi, ja zawsze mam rację, zapomniałaś? - mruga do mnie żartobliwie, jak zawsze wiedząc co zrobić, aby rozładować napiętą atmosferę i odesłać moje zmartwienia daleko stąd. 


💖💖💖


04.07.2021


Biorę głęboki oddech, czując jak z każdą następną sekundą, zaczynam się coraz bardziej spinać, gdy tylko most Makartsteg zaczyna jawić się na horyzoncie, a wraz z nim gwałtowna lawina tak bardzo niechcianych teraz przeze mnie pełnych beztroski i radości wspomnień, które nadal zbyt mocno bolały, abym potrafił do nich w najbliższym czasie w jakikolwiek sposób wracać myślami. Nieubłaganie krok za krokiem zbliżałem się do ostatniego miejsca w Salzburgu, które chciałbym dzisiaj odwiedzić. To w końcu ten most był jeszcze niedawno świadkiem tak wielu przełomowych chwil w mojej relacji z Heidi. Tyle razy spacerowaliśmy po nim razem, rozmawiając na miliony tematów albo zwyczajnie się wygłupiając, nie zważając przy tym na innych i całkowicie tracąc poczucie czasu. Uwielbiałem te nasze pełne beztroski momenty, kiedy liczyliśmy się tylko my, a wszystkie problemy traciły na znaczeniu. To tutaj postanowiłem sobie, że o nią zawalczę i ostatecznie uświadomiłem, że jest dla mnie tą jedyną, z którą chcę iść przez życie. To właśnie tutaj pewnego razu śmiała się ze mnie na cały głos, gdy przyznałem się jej, że w przeciwieństwie do niej wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, po czym wysłuchałem kilkunastu argumentów Norweżki, że to totalna głupota, a przede wszystkim to tu miała swój finał nasza pierwsza randka, która rozpoczęła ten krótki, ale zarazem najszczęśliwszy okres w moim życiu, jaki niestety doczekał się tak nagle brutalnego i zupełnie nieprzewidywalnego końca. Wiele miejsc łączyło się w tym mieście z Norweżką, ale to było w tej kwestii po prostu wyjątkowe. Choć aktualnie miałem wrażenie, że straciło bez niej całkowicie swoją magię. Psując jedynie swoim widokiem mój tak ciężko wypracowany stan względnej równowagi emocjonalnej, o który od dłuższego czasu walczyłem.



Między innymi dlatego też kompletnie nie rozumiałem, dlaczego Inge i Michael wybrali akurat ten nieszczęsny most na nasze spotkanie i odebranie przeze mnie od nich Effiego, zamiast moich zwyczajnych odwiedzin w ich mieszkaniu. To był chyba najgorszy wybór, jakiego mogli dokonać, za nic nie dało się jednak ich od niego odwieść z zapewnieniem, że na pewno go nie pożałuję, co wydawało się być zupełnym absurdem. Uważałem, że to miejsce zdecydowanie niosło za sobą zbyt wiele wspomnień z Heidi, co wyłącznie pogłębiało moją tęsknotę za dziewczyną i żal, że straciłem ją w tak pozbawiony zupełnego sensu sposób. Tygodnie mijały, a ja nadal nie potrafiłem pogodzić się z naszym końcem, mimo usilnych pragnień. Równocześnie nie miałem siły do dalszej walki z góry skazanej zresztą na porażkę. Żyłem więc z dnia na dzień, starając się jakoś funkcjonować, ale to wszystko było tak odległe od tego, kiedy naprawdę czułem się szczęśliwy. Wątpiłem, że jeszcze kiedykolwiek będę potrafił poczuć się tak bezgranicznie przepełniony radością i szczęściem, jak wtedy kiedy Norweżka była przy mnie. Miałem jedynie nadzieję, że przynajmniej ona radzi sobie dużo lepiej ode mnie i ten kilkudniowy pobyt w Austrii zakończony dzisiejszego poranka, nie wpłynął na nią w negatywny sposób. Byłem przekonany, że właśnie witała się teraz na nowo ze swoimi bliskimi w Norwegii, ciesząc z dobrze zdanych egzaminów i zapewne długo wyczekiwanych wakacji. Gdzieś głęboko odczuwałem lekkie rozczarowanie z powodu tego, że świadomie przegapiłem być może ostatnią szansę na zobaczenie się z nią. Szczerze wątpiąc, że dziewczyna w najbliższym czasie zdecyduje się ponownie zawitać w te strony. Nadal jednak sądziłem, że tak było o wiele łatwiej i mniej boleśnie zarówno dla niej, jak i przede wszystkim dla mnie. Doskonale w końcu wiedziałem, co takiego bym od niej usłyszał, gdybyśmy ponownie stanęli ze sobą twarzą w twarz. Nasza relacja nie miała żadnej racji bytu do momentu, gdy będę dla Heidi obcym człowiekiem na zmianę czego się zresztą w najbliższej przyszłości nie zanosiło. To było chyba w tym wszystkim najgorsze. Świadomość, że nie straciłem jedynie ukochanej, ale również przyjaciółkę, która zawsze stała po mojej stronie i otaczała bezgranicznym wsparciem za każdym razem, gdy tylko tego potrzebowałem. Nasza relacja nie kończyła się jedynie na romantycznych uczuciach, a sięgała o wiele dalej, o czym aktualnie niezwykle trudno było zapomnieć.


Wchodzę niepewnie na ten przepełniony jak zawsze turystami most, starając się ignorować ludzi dookoła mnie, a zwłaszcza te wszystkie zakochane pary, których w pobliżu na moje nieszczęście nie brakowało. Zazdrościłem im, że los okazał się dla nich o wiele łaskawszy niż dla mnie i wciąż pozwalał na cieszenie się tym uczuciem, które ich z jakiegoś powodu połączyło. Z westchnieniem sporej dezaprobaty opieram się o jedną z początkowych barierek, zapatrując na niewielki port, który mieścił w sobie kilka akurat zacumowanych turystycznych statków, a następnie na panoramę miasta, która mimo wszystko nadal zachwycała stąd swoim pięknem. Za wszelką cenę starałem się skupić na tych widokach, aby tylko mój wzrok nie podążył w stronę tej części mostu, na której powinna nadal być zawieszona moja i Heidi kłódka. Na samo jej wspomnienie mam ochotę głośno prychnąć, zdając sobie sprawę, jak bezużytecznym symbolem się stała.


Coraz mocniej zniecierpliwiony oczekiwaniem na przyjaciół, wyciągam swój telefon, zaczynając do nich dzwonić, chcąc jak najszybciej oddalić się stąd jak najdalej i zapomnieć o wszystkich tych chwilach, które się już nie powtórzą. Żadne z jakiegoś powodu jednak nie odbierało, co wprawia mnie w sporą frustrację i złość. Zaczynałem się nawet lekko obawiać, czy nie uknuli przypadkiem jakiejś bezsensownej intrygi za moimi plecami. Szybko odrzucam mimo to tę myśl od siebie, doskonale wiedząc, że Heidi na pewno nie dałaby się im w coś takiego wciągnąć. Nie teraz, kiedy nie była w pełni sobą. Nasze spotkanie nie miałoby żadnego sensu z tą wielką wyrwą w pamięci, która nieustannie jej towarzyszyła. W sekundę zrobiłoby się między nami niezręcznie, a ponowne zobaczenie zakończyłoby się katastrofą. Jeśli już to zaplanowali pewnie coś zupełnie innego, co również na pewno mocno nie przypadnie mi do gustu.


Kiedy mijają kolejne minuty, a Inge i Michael nadal się nie pojawiają, staję się jeszcze bardziej zdezorientowany. Niczego z tego już nie rozumiałem. Przecież Inge w przeciwieństwie do Michaela nienawidziła się spóźniać i zawsze starała się być na czas na każde umówione spotkanie. To była po prostu mistrzyni punktualności. Dlaczego tym razem postanowiła zrobić od tego wyjątek?


- Nie miej za złe Inge i Michaelowi, że nie przyjdą, ale to ze mną miałeś się tutaj od samego początku spotkać - zamieram, gdy zza pleców dochodzi mnie znany i tak uwielbiany głos, który poznałbym zawsze i wszędzie. To nie mogła być prawda! Jej tu nie mogło być. Odwracam się za siebie z niemal galopującym biciem serca, przekonany że to jakieś omamy wywołane tym miejscem i wspomnieniami albo zwyczajny sen. Ona jednak stoi naprzeciw mnie, ubrana w białą zwiewną sukienkę, w której wygląda po prostu obłędnie. Przez co zapominam niemal o oddychaniu, zachwycony na nowo jej pięknem. Czuję się niczym sparaliżowany, gdy moje spojrzenie spotyka się w końcu z tym należącym do Heidi. Otoczona blaskiem gorących promieni słonecznych wydawała się niemal promieniować. Dodając do tego ten zniewalający uśmiech, jakim nieprzerwanie mnie obdarzała i błysk w jej oczach, jakiego nie widziałem od momentu tego przeklętego wypadku. Zwyczajnie tracę zdolność mowy, nie potrafiąc wykrztusić z siebie nawet słowa. Byłem w totalnym szoku i naprawdę mocno wątpiłem, że w najbliższych minutach uda mi się z niego otrząsnąć. - Porozmawiamy? Mam ci naprawdę wiele do powiedzenia i chciałabym, abyś mnie wysłuchał - prosi, zmniejszając jeszcze bardziej dystans między nami, jakby jej wyjątkowo przeszkadzał. Wydawała się być taka znajoma. W dodatku miałem wrażenie, że cały chłód i niepewność, jakie pojawiły się między nami po utracie przez Heidi pamięci teraz całkowicie wyparowały. Znowu patrzyła na mnie z bezgranicznym uczuciem i pełnym zaufaniem, co pewnie było jedynie wyjątkowo mylnym wrażeniem z mojej strony i za chwilę zostanę sprowadzony kolejny raz boleśnie na ziemię, gdy usłyszę, co takiego chciała mi zakomunikować. Żaden cud się na pewno nie wydarzył, aby Heidi tak drastycznie zmieniła do mnie swoje nastawienie. To spotkanie pewnie miało ostatecznie przypieczętować nasz koniec. Jeszcze raz łamiąc doszczętnie moje serce.


____________

Wielkimi krokami zbliżamy się w końcu do zakończenia. Wszystko zaczyna się układać, ale czy na pewno...? :D