Strony

środa, 17 listopada 2021

Rozdział 29


 25.04.2021


Przez dłuższy moment całkowitej ciszy panującej między naszą dwójką, patrzę z niezrozumieniem i całą masą pytań kiełkujących się w mojej głowie na stojącą naprzeciwko mnie tak dobrze znaną rudowłosą dziewczynę, po której od kilku dobrych tygodni nie powinno być tu ani śladu. Byłem przecież całkowicie pewien, że Eileen wyprowadziła się stąd krótko po naszej ostatniej niezbyt miłej rozmowie telefonicznej, kiedy to nie pozostawiłem jej zbyt wielu złudzeń odnośnie naszych dalszych przyjaznych stosunków, czy w ogóle jakiejkolwiek relacji. Nie wyobrażałem sobie dalszego ciągu naszej znajomości. Na pewno nie po tym, czego się z premedytacją dopuściła bez żadnego większego celu z naiwną wiarą, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, a ja będę niczym bezwiedna marionetka w jej rękach, którą może sobie do woli manipulować bez żadnych konsekwencji. Po tamtej niezwykle emocjonalnej rozmowie z Heidi w jednej chwili straciłem do Eileen dosłownie całe zaufanie, a zawód jej osobą wraz z kolejnymi dniami tylko przybierał na sile. Wciąż nie potrafiłem zrozumieć, co takiego kierowało Eileen podczas tych licznych prób skłócenia mnie z Heidi. Dlaczego tak bardzo zależało jej na naszym oddaleniu się od siebie, skoro wiedziała, że Norweżka znaczyła dla mnie tak wiele? Myślałem, że po tym, co się stało, Eileen przynajmniej uszanuje moją decyzję o jej rychłej wyprowadzce stąd. Tymczasem z niewiadomego powodu znajdowała się nadal tutaj. W dodatku w bardzo bliskiej odległości ode mnie całkowicie rozczochrana i w dość kusej piżamie, co było mocno niezręczne, gdy praktycznie się ze sobą stykaliśmy, wciąż zbyt mocno zdezorientowani swoją wzajemną obecnością, aby w ogóle pomyśleć o odsunięciu się na stosowny, a wręcz wymagany dystans. Nie dość, że miałem wszystkiego dość, to niepożądana obecność Eileen w mieszkaniu dodatkowo komplikowała całą tę beznadziejną sytuację, a ja nie miałem dziś zwyczajnie siły na konfrontację z dziewczyną, która była po prostu nieunikniona. Dlaczego cały świat sprzysiągł się akurat przeciw mnie? Czy już niedostatecznie mnie dobił na przestrzeni ostatnich dni? Do dopełnienia tego żałosnego przedstawienia, jakim stało się moje rozsypane życie, brakowało chyba tylko wybuchu apokalipsy, co zresztą nawet specjalnie by mnie nie zdziwiło.



- Eileen?! Co ty tutaj robisz? - otrząsam się z tego wzajemnego zaskoczenia jako pierwszy, odsuwając na stosowną odległość od nadal mocno zaspanej i chyba niezbyt kontaktującej dziewczyny. Widocznie swoim niespodziewanym zjawieniem się, musiałem obudzić Eileen, gdy ta zapewne odsypiała nocną zmianę w pracy.
- A ty? - pyta piskliwym głosem, wyglądając na przerażoną moją kompletnie nieoczekiwaną dla niej obecnością. Przy okazji stara się odpędzić resztki snu z twarzy i zacząć jako tako funkcjonować.
- Mieszkam tutaj jakbyś zapomniała, co jest nawet bardzo możliwe. Widząc po tym, jak się tu na dobre rozgościłaś - odpowiadam jej z przekąsem. Nie siląc się na grzeczność czy uprzejmość. Eileen nie zasługiwała już na żadną z tych rzeczy.
- Tak, oczywiście, że tutaj mieszkasz. Przecież to twoje mieszkanie. Jasne, że mogłeś wrócić. Stefan, ja... - plącze się w słowach, nie wiedząc jak wytłumaczyć swoją obecność w moim mieszkaniu. - Bardzo cię przepraszam, że jeszcze się nie wyprowadziłam. Wiem, że miałam zrobić to dawno temu. Po prostu znalezienie odpowiedniego mieszkania zabrało mi bardzo dużo czasu, a gdy udało mi się w końcu natrafić na to właściwe i dostatecznie tanie, to okazało się, że poprzedni najemca wyprowadzi się i zda klucze dopiero za trzy tygodnie. Pomyślałam dlatego, że przeczekam je tutaj. Nie miałam innego wyjścia. Wiesz, że moja sytuacja nie jest łatwa i nie ma drugiej takiej osoby jak ty, która mogłaby mnie bez żadnych przeszkód przygarnąć. Poza tym byłam pewna, że do tego czasu nie wrócisz z Norwegii, będąc cały czas przy Heidi. Został mi jeszcze tydzień do otrzymania kluczy. Za siedem dni nie znalazłbyś nic, co świadczyłoby o tym, że kiedykolwiek tu mieszkałam, przysięgam - kończy swoje wstydliwe tłumaczenia, starając się za wszelką cenę uniknąć spojrzenia mi w oczy. Widocznie to było dla niej zbyt trudne po tym, jak potoczyła się nasza znajomość i to wyłącznie z jej winy.
- Nie uważasz, że powinnaś mnie o tym fakcie mimo wszystko poinformować? Tak się zwyczajnie nie robi - krzyżuję swoje ramiona, nie zamierzając jej tak łatwo odpuścić. Może gdyby nasze stosunki były w lepszej kondycji, machnąłbym na to ręką, ale w obecnej sytuacji nie byłem do tego ani trochę zobowiązany.
- Wiem o tym. Tylko zdawałam sobie równocześnie sprawę z tego, że przechodzisz przez trudny czas i myślisz wyłącznie o zdrowiu Heidi. To było najważniejsze. Moje problemy nic przy tym nie znaczyły, a przede wszystkim czułam, że nie chcesz mieć ze mną żadnego kontaktu. Dość dosadnie to ostatnio zaznaczyłeś - zbiera się na odwagę i nasze spojrzenia w końcu się spotykają. W oczach Eileen natychmiast zauważam sporą skruchę i poczucie winy. Czy mogłem jednak ufać, że rzeczywiście były szczere? Powoli zaczynało do mnie docierać, że wcale nie znałem tej dziewczyny, a do niedawna jedynie tak mi się tylko wydawało.
- Dziwisz się? Po tym co zrobiłaś, raczej nikt nie chciałby spoufalać się z taką osobą. Nie wiem, co chciałaś osiągnąć, ale to było wyjątkowo podłe z twojej strony. Strasznie się na tobie zawiodłem - wyrzucam jej, mimowolnie przypominając sobie te wszystkie podstępne sytuacje, które doprowadziły do masy nieporozumień między mną a Heidi. Gdyby Eileen rzeczywiście miała szczere intencje wobec mnie, za nic nie posunęłaby się do tak tanich zagrań.
- Wiem, że postąpiłam beznadziejnie i ogromnie cię za to przepraszam. Bardzo tego żałuję, ale ja po prostu chciałam... - urywa, kręcąc przecząco głową z bezradnością. - Chciałam się odwdzięczyć za całą tę pomoc, którą od ciebie otrzymałam, chroniąc cię przed ponownym rozczarowaniem i cierpieniem. Liczyłam, że to pomoże ci trochę przejrzeć na oczy i się otrząsnąć, a przy okazji nic się nie wyda - wydusza po dłuższej chwili z siebie, kompletnie mnie szokując swoim wyznaniem. Zupełnie nic z tego nie rozumiałem.
- Słucham? - mam wrażenie, że się przesłyszałem. Przecież to było kompletnie niedorzeczne. O czym ona mówiła?
- Stefan, uwierz mi, że naprawdę nie chciałam dla ciebie niczego złego. Te wszystkie drobne intrygi nie miały na celu zrobić ci na złość, czy czegokolwiek zepsuć w twoim związku z Heidi. To ty miałeś zdecydować, czy wasza przyszłość ma sens. Ja jedynie próbowałam się upewnić i udowodnić ci, że ona nie jest równie mocno zaangażowana w to wszystko, co ty, bo byłam wprost przekonana, że tak nie jest. Wynikało tak głównie z twoich licznych opowieści na temat tej dziewczyny, a zwłaszcza jej zachowania, gdy się do ciebie wprowadziłam. W mojej opinii nic nie wskazywało na to, że ona odwzajemnia twoje uczucia, rozumiesz? - robi krótką pauzę, a mi wprost odejmuje mowę. Skąd Eileen wytrzasnęła te absurdalne insynuacje. Nie dość, że nie miała do nich prawa, to na dodatek były one zupełną bzdurą. Nie znała Heidi i nie miała żadnego pojęcia o tym kim była ani tym bardziej jaka była. Eileen nie miała żadnych podstaw do oceniania Norweżki, czy też tego, co nas łączy, a raczej łączyło. -  Doskonale wiesz, że to właśnie ty od zawsze w każdej relacji byłeś tą stroną, która się bardziej stara, angażuje i wszystko przeżywa o wiele mocniej. Nieważne czy chodziło o związek, przyjaźń, czy zwykłą znajomość. To ty walczyłeś do końca o każdą relację, a nie ta druga strona. Nie zaprzeczysz, że tak było w każdym twoim związku, o którym wiedziałam. Już od najmłodszych lat szkolnych pozostawało to niezmienne. Ten schemat przerabiałeś z dosłownie każdą jedną dziewczyną, raz po raz wystawiając się na cierpienie. Zaczynając od tej durnej Suzie, a kończąc na Nelle. Gdy Helen mi o niej kilka miesięcy temu opowiadała, wcale nie byłam zdziwiona, że związałeś się z kimś takim. Jakimś cudem zawsze przyciągasz do siebie właśnie takie osoby, które na ciebie nie zasługują, a przez które jedynie w następstwie doznajesz bolesnego rozczarowania, tracąc kawałek po kawałku samego siebie. A teraz jest podobnie z Heidi, która wydawała się tylko brać z waszej relacji, niczego w zamian nie dając. Naprawdę nie dostrzegasz tego, że od samego początku miała ze mną problem i nie potrafiła zaakceptować faktu, że tylko mi pomagasz, mimo że nie stanowiłam dla niej żadnego zagrożenia? Każdy by zauważył, że jesteś w niej ślepo zakochany i za nic nie spojrzysz na inną, ale jej ciągle było mało. To stąd brały się te jej wszystkie wyrzuty o brak dla niej czasu, czy zaniedbywanie. Często zresztą demonstrowane na wyrost. Ona zwyczajnie próbowała mieć cię na całkowitą wyłączność. Dokładnie tak samo, jak każda inna przed nią. Wszystkie cię najpierw okręcały wokół palca, a potem gdy to osiągały, nudziły się i porzucały, zostawiając cię ze złamanym sercem. Wykorzystywały to, że jesteś z tych ludzi, którzy kochają za mocno i do szaleństwa. Od dawna już zasługujesz na kogoś, kto w pełni doceni to, jaki jesteś. Nie rozumiem, czemu do tej pory nikt taki nie stanął na twojej drodze. Dlatego też chciałam ci oszczędzić następnego rozczarowania i pomyłki, ale wszystko potoczyło się nie tak, jak trzeba. Nie udało się, a ty znowu jesteś w rozsypce i to zapewne ma coś wspólnego z Heidi - Eileen próbuje mnie złapać za dłoń w geście pocieszenia, ale gwałtownie się od niej odsuwam. Tego było po prostu za wiele. Tym razem stanowczo przesadziła. Wtrącanie się w moje życie w taki sposób było o jedną przekroczoną granicę za daleko.
- Dziękuję ci za tą jakże błędną psychoanalizę mojej osoby i relacji z innymi osobami, ale była ona zupełnie niepotrzebna. Sam potrafię o siebie zadbać i wiem, co dla mnie dobre. Czas też obalić twoją teorię, bo te wszystkie związki rozpadły się z różnych powodów i uwierz, że niekiedy również z mojej winy. Twoje ingerencja w moje życie nie jest więc nikomu do niczego potrzebna. Tym bardziej w mój związek z kimkolwiek. Nie masz do niej zwyczajnie prawa, rozumiesz? - mimowolnie podnoszę swój głos. - Eileen, posunęłaś się za daleko. To wprost niewybaczalne. Tak samo jak twoje absurdalne wnioski co do mojej osoby i Heidi. Nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz, ile musieliśmy przejść, aby być ze sobą. Nie wiesz nic o Heidi, a niesprawiedliwie ją oceniasz. To wyjątkowo karygodne - kręcę z dezaprobatą głową nad czynami Eileen. Skąd wzięły się u niej takie głupie wnioski, a w konsekwencji pomysły mające na celu rzekomą pomoc mojej osobie.
- Stefan, wyparcie niczego nie zmieni. Prawdy nie da się ukryć. Ty nie dostrzegasz tego, co obiektywna osoba z boku, a skoro inni twoi przyjaciele tego nie widzą, to po prostu musiałam wziąć sprawy w swoje ręce - prycham jedynie ironicznie, nie mogąc tego słuchać. Nie miałem pojęcia, co takiego wstąpiło w Eileen. Zachowywała się tak nieracjonalnie, że to wprost aż niewiarygodne. - Nie zrozum mnie źle. Bardzo współczuję Heidi tego wypadku i życzę jej powrotu do pełni zdrowia oraz odzyskania pamięci, ale czy to możliwe, aby zapomnieć kogoś, kogo się naprawdę kocha? Czy to nie dostateczny dowód, że to nie przy niej masz odnaleźć swoje szczęście? Zastanów się nad tym, zanim znowu za bardzo zagłębisz się w czymś bez żadnej przyszłości - dziewczyna po raz kolejny podważa kwestię uczuć Heidi do mojej osoby, dokładnie jak sama zainteresowana podczas naszej ostatniej rozmowy, co mimowolnie podsyca moje tlące się gdzieś głęboko ukryte wątpliwości, czy to aby przypadkiem nie była prawda. Bardzo szybko je jednak od siebie odrzucam, czując że nie mają one żadnego sensu. Heidi dała mi wystarczająco dużo dowodów na to, że nasza miłość była prawdziwa z obydwu stron.
- Dość tego, Eileen! Nie będę dłużej słuchać tych niepopartych niczym bzdur. Wyobraź sobie, że lekarze dopuszczają taką możliwość, jak zapomnienie ukochanej osoby. Czasami można zapomnieć nawet własną tożsamość. Nikomu nie życzę tego, co spotkało Heidi, bo to jak koszmar na jawie. Zresztą, to nie ma teraz żadnego znaczenia, bo Heidi właśnie zakończyła nasz związek. Możesz być dlatego spokojna, pośrednio osiągnęłaś swój cel i ocaliłaś mnie przed tym domniemanym cierpieniem. Pewnie się z tego cieszysz - ironizuję. 
- Co takiego? Heidi się z tobą naprawdę rozstała? - dziewczyna wydawała się nie dowierzać w otrzymane informacje. - Jakim cudem się na to zdobyła? Myślałam, że będzie się ciebie kurczowo trzymać, zwłaszcza teraz, gdy potrzebuje pomocy.
- Owszem, zdobyła się. Zrobiła to podobno dla mojego dobra, ale wiesz co? Dzięki temu cierpię o wiele bardziej. Najlepiej by było gdyby wszyscy w końcu przestali decydować za mnie i uważać, że wiedzą, co dla mnie najlepsze. To się tyczy przede wszystkim ciebie - wymijam Eileen uważając, że nasza rozmowa jest definitywnie zakończona. Nie miałem jej nic więcej do powiedzenia, a i nie zamierzałem więcej słuchać tych nielogicznych wywodów dziewczyny.
- Rozumiem, że w obecnej sytuacji mam się natychmiast wynieść? - pytanie zadane całkowicie zrezygnowanym głosem, zatrzymuje mnie tuż przy drzwiach prowadzących do sypialni. Biorę głęboki wdech na uspokojenie i odwracam za siebie. Spoglądając na podłamaną i zagubioną Eileen, która chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
- Nie wiem. Rób, co chcesz. Nie mam aktualnie siły na roztrząsanie kwestii twojego domniemanego lokum. Będę u siebie - zdawałem sobie sprawę, że zdecydowana większość osób wyrzuciłaby Eileen po czymś takim i to ze sporym rozmachem. W pełni się to jej należało, ale ta zakorzeniona wewnątrz mnie chęć pomocy innym, za nic mi na to nie pozwalała. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby z mojej winy wylądowała na ulicy i coś się jej stało. Miała jednak ostatni tydzień okresu ochronnego, a jeśli znowu coś stanie na przeszkodzie w wyprowadzce, będzie musiała sobie radzić od tej pory sama.
- Tak bardzo ci dziękuję i jeszcze raz bardzo przepraszam. Nie powinnam była ingerować w cokolwiek. Żałuję tego i chciałabym to cofnąć. To w końcu twoje życie - przeprosiny Eileen niewiele dla mnie znaczą. Wątpiłem, czy kiedykolwiek będę w stanie zapomnieć jej te wszystkie bezsensowne poczynania i zamiary. - Jesteś najlepszym człowiekiem pod słońcem. Obiecuję, że za tydzień stąd znikam, a przez ten czas postaram się nie sprawiać żadnych problemów. Miłego odpoczynku po podróży. Powinieneś się porządnie wyspać - natychmiast się rozpromienia, posyłając mi pełen radości uśmiech. Widząc go, zaczynałem powoli żałować, że zgodziłem się na jej pozostanie. Wolałem dlatego nie komentować tego niewytłumaczalnego entuzjazmu w żaden sposób. Licząc, że przez następne dni rzeczywiście nie będziemy sobie zbytnio wchodzić w drogę i jakoś przetrawimy swoje wzajemne towarzystwo.



Kładę się na łóżku, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo byłem wykończony. Mimo to sen ani myślał nadejść. W ostatnim czasie był dla mnie dobrem luksusowym, które udawało mi się zdobyć niezwykle rzadko i na bardzo krótki czas. Zaczynam więc bezsensownie wpatrywać się w sufit, a nawał myśli staje się jak zwykle praktycznie od razu zbyt przytłaczający. Dodając do tego desperacką tęsknotę za Heidi i brak perspektyw na naszą dalszą przyszłość. Mam niemal ochotę krzyczeć z rozpaczy i niezrozumienia, dlaczego to wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób. Nie było sensu się dalej oszukiwać, znajdowałem się w emocjonalnej rozsypce i nie miałem bladego pojęcia, jak się z niej pozbierać. Jak niby miałem wrócić do normalnego życia i swojego codziennego rytmu, skoro wszystko wydawało się takie puste i pozbawione sensu. Wszystkie dotychczas ważne dla mnie rzeczy, nagle straciły na znaczeniu. Nigdy bym nie przypuszczał, że kilka tygodni może tak bardzo odmienić człowieka i sprawić, że przestaje on traktować dotychczasowe życie, jak swoje własne. Mając wrażenie, że przeżywała je zupełnie inna osoba od tej, którą byłem teraz. 


26.04.2021


Parkuję przed rodzinnym domem. Opierając dłonie na kierownicy, dostrzegam swoje odbicie w lusterku, wyglądające jak siedem nieszczęść. Staram się dlatego wziąć w garść i przynajmniej udawać radzącego sobie z ostatnimi wydarzeniami, które zburzyły całą moją, wydawać by się mogło dość dobrze poukładaną rzeczywistość. Za nic nie chciałem dodatkowo martwić rodziców swoim nie najlepszym stanem. W ostatnim czasie mieli i tak wystarczająco wiele zmartwień na głowie z mojego powodu. Nie potrzebowałem również pustych słów obiecujących, że wszystko jakoś się ułoży, które słyszałem od każdej bliskiej mi osoby. Ja już w to nie wierzyłem. Tak jak w szczęśliwe zakończenie całej tej historii. Jedyną pocieszającą myślą było to, że za chwilę zobaczę Effiego, za którym niezwykle mocno się stęskniłem. Cieszyłem się, że znowu będziemy tworzyć zgrany duet zdany na siebie. Jego nieustanna obecność mogła okazać się dla mnie wyjątkowo zbawienna. Obowiązki związane z opieką nad Effim mogły mi pomóc z powrotem także do innych rutynowych codziennych czynności, na które obecnie nie miałem najmniejszej ochoty.



Próbuję wykrzesać z siebie ostatkiem sił pogodny wyraz twarzy. Mając nadzieję, że dam radę utrzymać tę sztuczną maskaradę przez cały pobyt w rodzinnym domu. Po czym pukam do świetnie znajomych drzwi, przysłuchując się głośnemu i wesołemu szczekaniu, które od razu przywołuje na moje usta szczery uśmiech. Wyglądało na to, że od czasu naszego ostatniego spotkania, Effi zdecydowanie wydoroślał. W końcu zapamiętałem jego próby szczekania jako piskliwe kwilenie, po którym aktualnie nie było żadnego już śladu. Zapewne także mnóstwo innych rzeczy uległo zmianie, a kolejne dni będą świetną okazją do zapoznania się i przyzwyczajenia do nich.


Ledwie moja kochana rodzicielka zdąży uchylić drzwi, a zostaję niemal zwalony z nóg przez całkiem sporego już psiaka w niczym nieprzypominającego tej małej puchatej kulki sprzed kilku tygodni, który wprost szaleje z radości na mój widok. Takiego przywitania nie spodziewałbym się nawet w najśmielszych wyobrażeniach.
- Effi, jak ty wyrosłeś. Chodź tutaj szybko - kucam, biorąc w ramiona swojego kochanego pupila, który od razu zabiera się za przyjazne lizanie mnie po twarzy. Wywołując we mnie głośny śmiech rozbawienia. - Ja też za tobą bardzo tęskniłem. Obiecuję, że więcej nie rozstaniemy się już na tak długo - przytulam go z czułością i niemymi przeprosinami mocno do siebie, a następnie stawiam na podłodze. Zaczynając głaskać jego miękką i niezwykle przyjemną w dotyku sierść, co przyjmuje ze sporym zadowoleniem.
- Twoja obecność to pewnie spełnienie jego największych marzeń. Staraliśmy się z tatą zapewnić mu wszystko, co potrzebne, aby czuł się u nas jak najlepiej. Mimo to nic nie było w stanie w pełni zrekompensować mu nieobecności ukochanych właścicieli - mama obejmuje mnie lekko na powitanie, a ja od razu zaczynam myśleć o Heidi. Byłem pewien, że Effi oszalałby ze szczęścia na jej widok. Łączyła ich przecież wyjątkowo silna więź, którą można było dostrzec już na pierwszy rzut oka.
- Postaram się mu wynagrodzić wszystkie niedogodności w najbliższych dniach. Na pewno niczego mu nie zabraknie - zapewniam mamę.
- Nie wątpię w to. Poza tym cieszę się, że mogę cię nareszcie zobaczyć. Martwiłam się o ciebie - dodaje z troską, gdy przechodzę za nią w głąb domu.


Siadam na niezwykle wygodnej sofie w salonie, która od niepamiętnych czasów była moim ulubionym meblem w tym domu. Z wielką ochotą przyjmując od mamy talerzyk z kawałkiem jej popisowego ciasta. Mogłem nie mieć apetytu, ale nawet to nie było w stanie powstrzymać mnie przed skosztowaniem tej pyszności.
- Jak się w ogóle masz, synku? Radzisz sobie jakoś z całym tym bałaganem, który wywołał ten nieszczęśliwy wypadek? - zdawałem sobie sprawę, że nie ominiemy tego tematu w naszej rozmowie, ale nie sądziłem, że tak szybko zostanie on poruszony.
- Jest znośnie. Wiem, że muszę się pogodzić z decyzją Heidi i wrócić do normalnego funkcjonowania. Trochę mi to pewnie zajmie, ale nie musisz się martwić, poradzę sobie - zapewniam ją, starając się przekonać do tego również siebie. Czas przecież nie stał w miejscu, to cierpienie musiało kiedyś przestać przybierać na sile.
- Wiem, że sobie poradzisz. Jesteś i tak niezwykle dzielny. Wierzę mimo wszystko, że to jeszcze nie koniec historii waszej dwójki. Tak bardzo pragnęłam, aby się wam udało. Żaden twój związek nie wywołał u mnie takiej aprobaty. Heidi to wspaniała dziewczyna. Idealnie do siebie pasujecie - moja rodzicielka wydawała się być bardzo niepocieszona naszym nagłym rozstaniem. - Strasznie jej współczuję tego, przez co musi przejść. Życie czasami bywa tak bardzo niesprawiedliwe - mam wrażenie, że zaczynam dostrzegać w jej oczach łzy, dlatego szybko chwytam ją za dłoń i posyłam pokrzepiający uśmiech. Nie zniósłbym widoku płaczu mamy.


- Ponowne mieszkanie z Eileen jest znośne? - po wymienieniu uwag odnośnie upierdliwego sąsiada mieszkającego obok, wysłuchaniu opowieści o najnowszych dziwactwach cioci Helen i upartości dziadka Harolda odnośnie kontrolnych badań u lekarza. Nasz temat nieoczekiwanie schodzi na moją niezbyt chcianą współlokatorkę.
- Właściwie to się nie widujemy. Od wczoraj mnie wyraźnie unika. Mnie to pasuje - wzruszam ramionami. Przyjąłem z ulgą taką taktykę zastosowaną przez Eileen. Była ona o wiele lepsza od naprawiania na siłę naszych popsutych stosunków. - Ten tydzień minie pewnie w mgnieniu oka i nareszcie zostanę sam z Effim.
- Zapewne jest jej niezręcznie. Helen ostatnio mi mówiła, że żaliła się, jak bardzo jest jej wstyd z powodu czegoś, co zrobiła. Nie znam jednak szczegółów - szczerze dziękowałem cioci, że nie podzieliła się z mamą rewelacjami dotyczącymi Eileen. Im mniej osób wiedziało o jej beznadziejnych teoriach tym lepiej dla niej samej.
- Ja znam je za to doskonale, ale to nieważne. Jakoś to załatwię - uspokajam ją.
- Pamiętaj jednak, że nie jesteś nic winien tej dziewczynie. Nie jesteś wobec niej w żaden sposób zobowiązany - mama patrzy na mnie z niezrozumiałym dla mnie ostrzeżeniem. Jakby wiedziała dużo więcej ode mnie w tej sprawie.


- Będziemy się zbierać - postanawiam dłużej nie przeciągać tej wizyty.
- Już? Myślałam, że zostaniesz na obiad - wydawała się być niepocieszona.
- Innym razem. Nie przejmuj się, niedługo znowu wpadnę. Za nic nie przegapiłbym przecież twoich urodzin - staram się ją udobruchać, zaczynając wołać Effiego z ogrodu, który wyśmienicie się tam bawił.
- Niech będzie. Gdyby jednak wydarzyło się coś istotnego, informuj nas o tym na bieżąco - żąda ode mnie zapewnienia.
- Będę pamiętał. Do zobaczenia, mamo - przytulam ja lekko na pożegnanie. - Idziemy, Effi. Czas wrócić do domu - następne słowa kieruje do swojego podopiecznego, co kwituje pełnym aprobaty merdaniem ogonem.


Zamykam za sobą drzwi, odpinając smycz Effiego. Pozwalając mu wybrać się na wędrówkę po znajomych kątach, do których udaje się z wielką ochotą i zapewne nadzieją, że ktoś jeszcze będzie w nich na niego czekać, tak jak powinno to normalnie wyglądać. Zamiast tego Effi kończy swoją przechadzkę w kuchni, gdzie coś wyjątkowo mocno mu się nie podoba.
- Och, już jesteście. To się nawet świetnie składa. Przygotowałam dla nas obiad, a dla Effiego kupiłam jego ulubione przysmaki - Eileen wita nas w wyśmienitym humorze. Starając się wcisnąć Effiemu małą przekąską, którą przyjmuje dopiero po dłuższym momencie i to ze sporą nieufnością. - Chciałabym, aby się do mnie przekonał. Uwielbiam tego psiaka i tak wiele bym oddała za możliwość zabawy z nim. Siadaj do stołu, Stefan. Za chwilę zacznę nakrywać.
- To nie będzie konieczne. Nie musiałaś się tak fatygować. Sam bym sobie coś przyrządził - staram się wykręcić ze wspólnego posiłku, nie mając na to najmniejszej ochoty. Za to Eileen zachowywała się tak, jakby nic się nie stało i nadal bylibyśmy przyjaciółmi.
- Proszę cię, nie odmawiaj mi. Zrobiłam ten obiad, bo chciałam, abyśmy te kilka następnych dni spędzili mimo wszystko w dobrej atmosferze. Mam zamiar naprawić, to co zepsułam i stopniowo odzyskiwać twoje zaufanie. Za nic nie mogę stracić takiego przyjaciela, jak ty - zaczyna nerwowo bawić się suwakiem od swojej bluzy porządnie poplamionej jakimś sosem. - Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe, ale zamierzam spróbować. Mógłbyś mi to odrobinkę ułatwić? - przybiera proszący wyraz twarzy, a ja zaczynam powoli kapitulować. Niezwykle przyjemne zapachy dochodzące z saganków miały na to decydujący wpływ.
- Dobrze, zjedzmy wspólnie, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele - nie miałem zamiaru osłabiać ani na sekundę swojej czujności. Za grosz nie ufałem Eileen. Miałem jedynie nadzieję, że tym razem to nie była żadna gierka z jej strony i rzeczywiście jedyne czego chciała to naprawienie naszej relacji, na co się jednak w najbliższej przyszłości nie zanosiło. 


💖💖💖


28.04.2021


Opieram się lekko o ścianę, starając opanować swój przyśpieszony oddech i sporą zadyszkę, które pojawiły się po pokonaniu zaledwie kilku schodów, prowadzących tutaj. Zaczynając rozglądać się po tym małym, ale niezwykle przytulnym mieszkanku usytuowanym tuż nad restauracją Sophie, w którym miałam tymczasowo zamieszkać, przynajmniej do zakończenia mojej rekonwalescencji i względnego poukładania rozsypanego w pył życia. O żadnych sprzeciwach z mojej strony, nawet nie mogło być zresztą mowy. Na nic by się nie zdały w starciu z upartością kilku dość dobrze już znanych mi osób, które najchętniej nie spuszczałyby mnie z oka w obawie, że nadal coś może się mi stać, choć cały zespół lekarzy zapewniał niejednokrotnie, że uraz głowy goi się prawidłowo i nic już nie zagraża mojemu życiu. Cudem było, że udało mi się chociaż wywalczyć samodzielne zamieszkanie, a nie przenosiny do Sophie i Halvora, co zakładał ich pierwotny plan. Ogromnie cieszyłam się, że po tych dłużących się niemiłosiernie tygodniach, pozwolono mi nareszcie opuścić mury szpitala i wrócić do choćby pozorów normalnego życia. Liczyłam, że to choć trochę poprawi mój koszmarny nastrój z ostatnich dni, kiedy to nie miałam na nic ochoty, czując się niezwykle mocno sfrustrowana i zagubiona w tej wyjątkowo dziwnej rzeczywistości, niczym z krzywego zwierciadła. Bałam się przyznać przed samą sobą, że najprawdopodobniej przyczyną tego była tęsknota za kimś, za kim nie powinnam była nigdy tęsknić, bo wydawało się to zupełnie nielogiczne i absurdalne. Mimo to brakowało mi Stefana i poczucia, że zawsze jest gdzieś blisko. Mogliśmy nie potrafić ze sobą rozmawiać i czuć niekomfortowo w swoim towarzystwie, ale świadomość jego obecności w jakiś pokręcony sposób napawała mnie dziwnym spokojem, którego teraz odczuwałam zdecydowany brak. Nieustannie przekonywałam jednak samą siebie, że tak jest o wiele lepiej przede wszystkim dla niego. Powrót do dawnego życia był mu już od dawna niezwykle potrzebny, a ja musiałam sama uporać się ze swoimi demonami i stawić czoła tej przeklętej amnezji, która wywróciła wszystko do góry nogami. Nikt za mnie nie odnajdzie właściwej drogi, którą powinnam zacząć teraz podążać, aby odzyskać tak dawno niewidzianą radość z życia.


- Dobrze się czujesz? - Sophie dołącza do mnie, przypatrując się mi ze strachem w oczach, przywracając tym samym gwałtownie do rzeczywistości.
- Nie bój się. Wszystko jest dobrze. Po prostu się zmęczyłam. Moja kondycja jest w fatalnym stanie. Zdecydowanie muszę zacząć nad nią pracować - posyłam jej uspokajający uśmiech.
- Powinnaś odpocząć. Lekarz kazali ci się przez następne dni mocno oszczędzać - przypomina, co kwituję tylko dyskretnym przekręceniem oczami.


- Od dawna nikt tu nie mieszkał, może więc panować lekki zaduch. Przepraszam też, że nie zdążyłam dokładnie posprzątać. W ostatnich dniach miałam trochę na głowie i się nie wyrobiłam - patrzę na Sophie z politowaniem, doskonale wiedząc, że w mieszkaniu panuje nieskazitelny porządek. Jej perfekcjonizm nie pozwoliłby, aby było inaczej.
- To twoja oficjalna wersja, a prawdziwa jest pewnie taka, że sprzątałaś tu cały wczorajszy dzień. Nie dam się nabrać. Zdążyłam cię już trochę ponownie poznać - nie daję się zwieść. - Przypominam ci jednak, że ty również powinnaś uważać na siebie i zbytnio się nie przemęczać. Upominasz mnie, a o sobie w ogóle nie myślisz.
- Nieprawda. Przecież uważam na siebie. Zawsze mogło to jednak lepiej tutaj wyglądać - rozgląda się krytycznie po wnętrzu, zapewne w poszukiwaniu jakiegoś niewidzialnego kłębka kurzu.
- Sophie, przestań! Jest idealnie. Niepotrzebnie się tak fatygowałaś. Sama mogłabym tu stopniowo uprzątnąć. Poza nadrabianiem zaległości na studiach i bieżącą nauką nie będę miała co robić - nadal starałam się przemówić im wszystkim do rozsądku w kwestii tego, że nie muszą mnie we wszystkim wyręczać. Jak na razie odnosiłam spektakularną klęskę.
- Chyba żartujesz! Ty masz w najbliższych dniach wyłącznie leżeć w łóżku i wstawać jedynie, gdy to absolutnie konieczne, a nie sprzątać! Już ja tego dopilnuję - dziewczyna była nieprzejednana. Czasami miałam wrażenie, że jest nawet bardziej uparta ode mnie.
- Niczego innego się nie spodziewam. Na pewno będę miała wasze kontrolne wizyty co kwadrans. Na całe szczęście zdążyłam do nich przywyknąć w szpitalu - śmieję się z ich nadopiekuńczości, zmierzając następnie posłusznie w stronę łóżka, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście powinnam trochę odpocząć. 


- Gdyby czegoś ci brakowało od razu mów. Pamiętaj też o połknięciu popołudniowej dawki leków - kiwam głową na znak zgody. Nie chcąc się dłużej przekomarzać, bo i tak stałam na straconej pozycji.
- Wracaj do pracy. Therese na pewno cię potrzebuje - przypominam uprzejmie Sophie, że nadchodziły godziny, gdzie restauracja będzie tętnic pełnym życiem i zacznie się prawdziwe oblężenie stolików.
- Dobrze. Wpadnę do ciebie później - zaczyna się żegnać, gdy o czymś sobie przypomina. - Zapomniałabym. Na komodzie leżą te albumy ze zdjęciami, o które prosiłaś. Nie jest ich za wiele, ale resztę masz na dysku. Mam ogromną nadzieję, że w czymś pomogą - to był jeden z ostatnich pomysłów mojej byłej już terapeutki, która zakładała, że obrazy zachowane na zdjęciach, mogą przywołać związane z nimi wspomnienia.
- Dziękuję. Na pewno niedługo zacznę je przeglądać. Będę mieć pewnie do nich masę pytań - liczyłam, że Sophie odpowie na wszystkie moje pytania i opowie ze szczegółami historie zdjęć, które się za nimi kryły.
- Możesz na mnie liczyć. W tej kwestii jestem zawsze do usług - macha  mi na pożegnanie w pośpiechu zbiegając ze schodów. Czując zapewne, że w kuchni panował już niezły młyn.


Otwieram swojego laptopa, przeglądając pocztę, na której znajdowała się kolejna porcja notatek przysłanych przez niezawodnych Katinkę i Domenico. Byłam im niezmiernie wdzięczna, że mimo powstałych okoliczności nadal bez żadnego zawahania pomagali mi we wszystkim, o co tylko zostali poproszeni. Zupełnie nie zważając na to, że ich nie pamiętam. Nie miałam nawet pojęcia, jak wyglądają na żywo, co niekiedy mocno bawiło Katinkę i dawało jej powody do sporych żartów. Nikt inny nie umiał lepiej rozładować atmosfery niż ona, gdy tylko zaczynało się robić niekomfortowo. Najbardziej pocieszający był jednak fakt, że uczelnia w Salzburgu ze względu na ten cały wypadek i jego konsekwencje oraz stan mojego zdrowia, w drodze wyjątku zgodziła się dopuścić mnie do końcowych egzaminów bez obowiązku udziału w zajęciach. Dzięki temu, gdy uda mi się wszystko jakimś cudem zdać, uniknę powtarzania roku i bez żadnych przeszkód będę mogła rozpocząć kolejny tutaj w Oslo. To była chyba jedyna rzecz, która nie została całkowicie zniszczona przez ten okropny wypadek. Od jutra miałam dlatego zamiar wziąć się porządnie do nauki, aby zacząć nadrabiać dość spore zaległości. Musiałam zawalczyć i nie stracić przynajmniej swojego ostatniego marzenia o skończeniu wymarzonych studiów. Poza tym po cichu liczyłam, że poświęcenie się nauce i skoncentrowaniu głównie na niej, pomoże mi pozbyć się tych wszystkich męczących myśli, które niekiedy zbyt mocno mnie przytłaczały i dołowały.


Robiąc sobie krótką przerwę w kompletowaniu i porządkowaniu otrzymanych notatek oraz listy niezbędnych mi podręczników do przerobienia. Zabieram się do przejrzenia i rozpakowania, choć części rzeczy ze szpitala. Przypadkowo natrafiając między ubraniami na bransoletkę, której wcześniej nie widziałam na oczy. Nie miałam nawet pojęcia, czy należy ona do mnie. Przyglądam się jej dlatego niezwykle uważnie, dostrzegając wiszące na niej dwie litery i symbol nieskończoności, co niemal doprowadza mnie do płaczu. Doskonale wiedziałam już, że była moja i co takiego symbolizowała. Byłam również prawie pewna, od kogo ją kiedyś dostałam. Zauważając małą plamę krwi na bransoletce, zaczynam powoli rozumieć, że musiałam mieć ją na sobie w dniu wypadku. Widocznie w tamtym życiu przed amnezją, była dla mnie bardzo ważna. Kierowana więc dziwnym przeczuciem, zapinam ją na powrót na swoim lewym nadgarstku z dziwnym poczuciem, że to właśnie było dla niej jedyne właściwe miejsce.


Zamykam notatki dotyczące sztuki XIX wieku. Przecierając zmęczone od ekranu oczy. Zmęczona rewelacjami dzisiejszego dnia, staję się coraz bardziej senna, aż w końcu zasypiam z tą upierdliwą masą wątpliwości i niepewności co do mojej dalszej przyszłości, która nadal była wyjątkowo mocno niepewna i nieznana. 


💖💖💖


30.04.2021


Dzwonię krótko dzwonkiem do drzwi. Cierpliwie czekając, aż któreś z przyjaciół raczy mi otworzyć, choć o wiele bardziej wolałbym, aby tym razem był to gotowy do wyjścia Michael. Wątpiłem, aby Inge ochłonęła już po naszej wczorajszej sprzeczce, podczas której to w niewybrednych słowach wyjaśniła mi, co myśli o mojej zgodzie na zostanie Eileen w moim mieszkaniu przez następne kilka dni. Oczywiście, żebym nie miał za łatwo w progu mieszkania po otwarciu drzwi wita mnie akurat kamienna twarz Inge.


- Cześć, piesku. Jak ty wyrosłeś. Cieszysz się, że zostajesz dziś ze mną? Na pewno tak. W końcu jestem twoją ulubioną opiekunką - blondynka słodzi Effiemu, zupełnie ignorując moją obecność.
- Dziękuję, że zgodziłaś się z nim posiedzieć te parę godzin. Zostawiłbym go w mieszkaniu, gdybyśmy byli sami. W obecnej sytuacji wolałem jednak nie ryzykować - staram się zwrócić na siebie uwagę Inge. Przy okazji przeklinając guzdranie się Michaela, który już dawno powinien naszykować się na trening. Zapewne znowu spóźnimy się przez niego. Dokładnie tak samo, jak miliony razy na przestrzeni ostatnich lat. - Mogę wejść, czy mam za karę stać na zewnątrz? - uśmiecham się przekornie do przyjaciółki, gdy zauważam, jak próbuje zachować wobec mnie oziębłą postawę.
- Doceń moje dobre serce i wchodź. Robię to i tak głównie dla Effiego - przepuszcza mnie w wejściu, zapraszając następnie do kuchni, gdzie niemal całą wyspę kuchenną zajmowały niezbędne do pracy dziewczyny materiały. - Napijesz się kawy? Michaelowi pewnie trochę się jeszcze zejdzie, zanim będzie gotowy do wyjścia - proponuje ku mojemu zdziwieniu. 
- Stefan, za pięć minut wychodzimy, obiecuję. Przepraszam, ale trochę zaspałem - z głębi mieszkania dochodzi do mnie głos przyjaciela. Czy on kiedyś nauczy się punktualności? Ile razy można przerabiać ten sam scenariusz.
- Zakład, że zajmie mu to przynajmniej kwadrans? - Inge szepcze do mnie konspiracyjnie, a ja oddycham z ulgą, że złość na mnie zaczynała jej widocznie powoli mijać. Nie cierpiałem, gdy były między nami jakieś niesnaski.
- Przyjmuję. Obstawiam jednak, że potrzebne mu będzie co najmniej dwadzieścia minut.
- Aż tak nie wierzysz w przyjaciela? - podpuszcza mnie lekko rozbawiona.
- Lata doświadczeń, moja droga - odpowiadam jej z zupełną pewnością. Mimowolnie przypominając sobie, ile to razy wpadaliśmy przez Michaela w kłopoty przez jego brak organizacji czasu. Ja w przeciwieństwie do niego przynajmniej opracowałem ekspresową metodę wychodzenia z domu, gdy już zdarzyło mi się zaspać.


- Inge, proszę cię, nie gniewaj się już na mnie. Ja naprawdę panuję nad sytuacją. Eileen za cztery dni przenosi się do siebie i to będzie raczej zupełny koniec kontaktów między nami. Choćby nie wiem jak chciała niczego u mnie nie ugra - zapewniam ją któryś raz z rzędu. Mając dość tego niepotrzebnego nieporozumienia.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ona tak po prostu się zaraz od ciebie wyprowadzi. Nie po to od początku kombinowała, aby odejść z pustymi rękoma. Stefan, dlaczego ty nie widzisz tego, że ona chce ciebie dla siebie. Nie dość dowodów już na to dostałeś? To jest takie oczywiste - Inge nadal uparcie twierdziła, że Eileen była we mnie ślepo zakochana. Ja natomiast uważałem zgoła inaczej. Wątpiłem, aby te irracjonalne działania były poparte miłością do mnie. Traktowałem to raczej jako nadmierna i niepotrzebna troska lekko zaborczej przyjaciółki. Czy Eileen potrafiłaby aż tak dobrze kryć się z głębszymi uczuciami, aby do tej pory się z nimi nie zdradzić? Szczerze w to wątpiłem.
- Nawet jeśli jakimś cudem okazałoby się to prawdą, to i tak nic z tego, bo ja do niej niczego nie czuję. Od zawsze była dla mnie jak siostra i to się nigdy nie zmieni. Poza tym dla mnie liczy się tylko Heidi i na pewno nie popełnię drugi raz tego samego błędu, jaki zrobiłem gdy poznałem Nelle. Możesz być spokojna. Nie będę szukał zastępstwa swojej prawdziwej miłości po raz kolejny. To nic by nie dało poza niepotrzebnymi problemami. Skończyłoby się identycznie, jak w przypadku Nelle - staram się przekonać dziewczynę do swoich słów, licząc że im zawierzy i mi odpuści.
- Stefan, to nie tak, że nigdy nie zaakceptowałabym innej dziewczyny u twojego boku niż Heidi. Oczywiście wolałabym widzieć was zawsze razem niż osobno, ale to musi być decyzja waszej dwójki i nikogo innego. Obydwoje jesteście moimi przyjaciółmi i najważniejsze jest dla mnie wasze szczęście. Gdyby więc jakaś inna bardziej cię uszczęśliwiła, to droga wolna. Tak samo tyczy się to Heidi. Od samego początku czułam jednak, że Nelle ci go nie zapewni i jestem pewna, że Eileen również. Pamiętaj, że intuicja niezwykle rzadko mnie zawodzi, a do tych dwóch od początku mam same złe przeczucia. Eileen nie ufam tylko o odrobinkę mniej niż Nelle, a to nie wróży za dobrze. Wiem, że to twoja przyjaciółka z  dzieciństwa, ale nic na to nie poradzę.
- Rozumiem, że możesz jej nie ufać. Dała do tego nam ogrom powodów. Obiecuję mimo to, że Eileen nie namiesza w moim życiu - zapewniam z pełną powagę Inge. - Między nami zgoda? - pytam przymilnie, chcąc wykorzystać okazję, jaką była ta szczera rozmowa między nami.
- Zgoda. Wiesz, że nie potrafię się na ciebie długo złościć. Z premedytacją to za każdym razem wykorzystujesz - śmieje się, podając mi kubek z pysznie pachnącą kawą.


- Masz jakieś nowe wieści od Heidi? - dopijając kawę, mimowolnie poruszam ten niezwykle bolesny temat, nie potrafiąc odmówić sobie zdobycia jakichś informacji.
- Bądź spokojny, radzi sobie. Z każdym dniem od wyjścia ze szpitala nabiera coraz więcej sił. Niedługo rozpoczyna również spotkania z nowym terapeutą. Ona naprawdę niezwykle mocno walczy o odzyskanie pamięci. Wiem, że jest gotowa na wszystko, aby sobie tylko cokolwiek przypomnieć - cieszyło mnie, że zdrowie Heidi wraca do równowagi. To było w tym wszystkim najważniejsze. Dalsza możliwość prowadzenia przez nią normalnego życia.


- Możemy już iść - Michael dołącza do nas z prędkością światła dokładnie dwadzieścia jeden minut później od swoich zapewnień, patrząc z niedowierzaniem na zegarek wskazujący niebezpiecznie późną godzinę. - Pośpiesz się, Stefan. Jeśli się spóźnimy, będziemy mieć przechlapane - niemal ciągnie mnie do wyjścia, a ja już w myślach przygotowuję się na porządny wycisk. Wiedziałem, że powrót do formy trochę mi zajmie, ale to był ostatni dzwonek, abym w ogóle myślał o porządnych wynikach w następnym sezonie.
- Ciekawe przez kogo - komentuję pod nosem, mając ochotę głośno się roześmiać z porannej nieporadności Michaela.
- Śniadanie! Czy ty musisz zawsze o wszystkim zapominać? - Inge dogania nas w korytarzu, wręczając mu pudełko z jedzeniem.
- Dziękuję, kochanie. Co ja bym bez ciebie zrobił? - całuje ją czule, kompletnie zapominając, że tak bardzo się jeszcze sekundę temu śpieszył.
- Marnie byś zginął - Norweżka idealnie podsumowuje mojego przyjaciela, gdy tylko się od siebie w końcu odsuwają.
- Michi, nie dorobiłeś się jeszcze żony, a już masz codziennie szykowane śniadanka? Ty to potrafisz się jednak ustawić - żartuję, trochę mu mimo wszystko zazdroszcząc, że ma kto o niego dbać.
- Muszę cię trochę rozczarować, ale Michael wcale nie ma tak słodko. To tylko moja drobna rekompensata za to, że to najczęściej na mnie czeka pyszne śniadanie. Widzisz, Stefan w naszym związku panuje równouprawnienie, jakbyś jeszcze nie wiedział. Codzienne szykowanie przeze mnie śniadań nigdy nie wchodziło w grę - blondynka bardzo szybko mnie ripostuje, pozbawiając większych złudzeń.
- Małżeństwo też będziecie mieli takie nowoczesne? O ile do niego dojdzie. Ustalicie w końcu jakąś datę ślubu? - wybucham głośnym śmiechem, nie mogę się zwyczajnie powstrzymać, widząc ich mordercze miny skierowane w moją stronę.
- Czasami mam wrażenie, że czekasz na niego bardziej od nas - Michael odgryza mi się bez zastanowienia.
- Oczywiście, że tak. Już od dawna planuję wynajęcie kilku fotografów, aby uwiecznili ten wiekopomny moment, gdy mówicie sobie sakramentalne tak i to z każdej możliwej strony. Przecież to będzie cud stulecia, że Inge da się zaobrączkować, a Michael w ogóle stanie przed ołtarzem - swoje żarty przyprawiam dość mocnym uderzeniem Inge w moje ramię. Było jednak warto się poświęcić.
- Czy z twoją głową wszystko na pewno w porządku? Mam co do tego coraz większe wątpliwości - słyszę na odchodne od dziewczyny.
- Bez wątpienia. Zresztą, za to mnie tak uwielbiacie - odpowiadam z udawanym samouwielbieniem.
- Nie wiem, kto ci naopowiadał takich głupot. Czas cię chyba uświadomić, że my ledwo cię tolerujemy - Michael przybija sobie piątkę z Inge. Zadowolony, że miał tym razem ostatnie słowo. Miło było zaczynać dzień w dobrym humorze. Tym bardziej że od dawna mi się to nie zdarzało. 


💖💖💖


10.05.2021


Rozglądam się z niemałym zaciekawieniem i ekscytacją po okolicy, gdy tylko Malcolm znajduje w końcu wolne miejsce i parkuje swój samochód. Gabinet mojego nowego terapeuty, który zbierał same dobre opinie, mieścił się w jednej z najlepszych dzielnic miasta w ogromnym całościowo przeszklonym budynku, który na pewno krył w sobie niezwykle nowoczesny i kosztowny wystrój. Miałam tylko nadzieję, że ten cały splendor i przepych, a w szególności niemały koszt pierwszej sesji, rzeczywiście były czegoś warte i zostanie mi tu udzielona rzetelna i przynosząca jakieś skutki pomoc. Jeśli i tym razem się nie uda, będę musiała nieodwołalnie pogodzić się z niemocą odzyskania pamięci i w konsekwencji bezsensownej straty swoich oszczędności, które aktualnie były niezwykle mocno przydatne. Nie wyobrażałam sobie poradzenia bez tych pieniędzy, skoro o podjęciu jakiejkolwiek pracy na razie mogłam tylko co najwyżej pomarzyć.



- Na pewno chcesz iść sama? - Malcolm próbuje się upewnić.
- Jestem pewna. Pytałeś już o to trzy razy. Naprawdę nie trzeba mnie niańczyć. Jestem dużą dziewczynką - pozbawiam go złudzeń o towarzyszeniu mi, gdy zręcznie odpinam pas.
- W porządku. Zadzwoń więc, jak skończysz.
- Wiesz, że zadzwonię. Za nic nie byłabym jeszcze w stanie sama pokonać takiej trasy - zapewniam go z niezadowoleniem. Wprost marzyłam o kilku godzinach samotności na świeżym powietrzu i całkowitej wolności.


Chrząkam lekko, siedząc na tym niezwykle miękkim fotelu naprzeciwko mężczyzny w podeszłym już wieku, czekając, aż łaskawie zwróci na mnie swoją uwagę, na co się chyba nie zanosiło, mimo upłynięcia ponad pięciu minut od mojego wejścia do gabinetu. Już sam początek tej wizyty nie zwiastował niestety owocnej współpracy między nami. Nie znosiłam takiej ignorancji wobec drugiej osoby.
- Pani Heidi Iversen, zgadza się? - podnosi w końcu swój wzrok znad jakiegoś grubego tomiska z widocznym zadowoleniem. Miałam wrażenie, że zwyczajnie testuje moją cierpliwość.
- Tak, to ja - odpowiadam szybko z wiarą, że nareszcie przejdziemy do rzeczy.
- Muszę przyznać, że stanowi pani niezwykle ciekawy przypadek medyczny i spore wyzwanie, ale im trudniej tym lepiej, prawda? - traktowałam to bardziej jako pytanie retoryczne z jego strony, dlatego darowałam sobie odpowiedź. Dyskusja z tym mężczyzną raczej nie skończyłaby się niczym dobrym. - Na początek muszę poznać powód.
- Powód czego? - dopytuję, nie bardzo rozumiejąc. Ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza, a ja miałam wrażenie, że marnuję wyłącznie swój czas.
- Dlaczego tak naprawdę chce pani odzyskać pamięć? Co jest do tego główną motywacją? Każdy mój pacjent kierował się czymś innym. Bez tego nie zaczniemy, a powód wszystko, czy tak po prostu mnie nie interesują - ponownie pogrąża się w czytaniu tajemniczej dla mnie książki, tracąc mną całkowite zainteresowanie, co doprowadza mnie do irytacji. Tego było za wiele.
- Robię to głównie dlatego, że muszę przypomnieć sobie kogoś, kto prawdopodobnie był mi niezwykle bliski. Chyba dopiero wtedy poczuję się kompletna i na nowo zacznę żyć - po krótkim zastanowieniu, decyduję się powiedzieć prawdę. - Pomoże mi pan, czy będziemy zajmować się bzdurami?
- Chodzi o kogoś, z kim była pani w związku? - potwierdzam, dalej nie wiedząc, w czym rzecz. - A więc miłość. Świetnie, bo to najsilniejsza z możliwych motywacji. Czuję, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Ostrzegam już jednak na wstępie, że to będzie niezwykle trudna, wymagającą i niekiedy bardzo bolesna wędrówka. Na pewno pojawią się chwilę zwątpienia i rezygnacji, ale będzie musiała je pani przetrwać. Odzyskiwanie pełni pamięci może potrwać wiele długich tygodni. Czy jest pani na to gotowa? -   zadaje mi to pytanie z niespotykaną często u nikogo powagą.
- Jestem gotowa na wszystko, co zdoła mi pomóc. Przejdę przez każde piekło, jeśli na jego końcu odzyskam swoje dawne życie - mówię bez śladu zawahania w głosie. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak obudzić się któregoś dnia z wypełnioną po brzegi wspomnieniami głową.
- W takim razie zaczynajmy - terapeuta posyła mi lekko złowieszczy uśmiech, który raczej nie zwiastował dla mnie miłej i radosnej sesji, a to przecież był dopiero początek. 

wtorek, 2 listopada 2021

Rozdział 28

 

23.04.2021


Zaciskam mocno zęby ani myśląc się teraz przypadkiem poddać. Po czym z ogromnym wysiłkiem, ale równocześnie towarzyszącą mu przy tym dozą sporej satysfakcji, stawiam powoli ostatnie kroki dzielące mnie od wyznaczonego celu. Po raz pierwszy od czasu wybudzenia się po wypadku w pełni samodzielnie pokonując niezdobytą dotąd przeze mnie drogę od łóżka do szpitalnego okna. Biorąc głęboki wdech, opieram lekko dłonie na zimnym parapecie, wpatrując się z delikatnym uśmiechem błądzącym mi po twarzy w niezbyt urodziwy krajobraz znajdujący za szybą. Widok dość poważnie zakorkowanej ulicy nie miał dla mnie jednak większego znaczenia. Liczyło się jedynie to, że chodzenie z każdym dniem sprawiało mi coraz mniej trudności. Sukcesywnie nabierałam więcej sił i wracałam jako tako do żywych, ku sporej uciesze osób, dla których wciąż w nie do końca dla mnie wytłumaczalny sposób, stałam się bardzo bliska podczas tego okresu, który stanowił wielką wyrwę w mojej pamięci. Fizyczne skutki upadku oraz dość długiego przebywania w śpiączce, zaczynały z każdym dniem coraz szybciej zanikać, a lekarze z zadowoleniem przyjmowali fakt, że przynajmniej w tej kwestii wszystko odbywało się bez większych komplikacji czy niechcianych powikłań. Żałowałam tylko, że nie szło z tym w parze odzyskiwanie przeze mnie tak wielu utraconych i potrzebnych wspomnień. W tej kwestii wszystko stało w martwym punkcie, mimo mojej usilnej walki o przywrócenie, choćby cząstki pamięci odpowiadającej za wydarzenia z ostatnich miesięcy. To tak wiele by na pewno ułatwiło w kontaktach z tym całkiem pokaźnym gronem osób, które nie odstępowało mnie tutaj praktycznie ani na krok. Wypełniając niemal całe dnie swoimi naprzemiennymi odwiedzinami bez względu na to, że nie mogłam im niczego w zamian zaoferować poza ciągłymi negatywnymi odpowiedziami, odnośnie pytań dotyczących przypomnienia sobie przeze mnie czegokolwiek z ich udziałem.
Powoli uczyłam się przyzwyczajać do ich obecności i poznawać na nowo. Codziennie odkrywając ich nieznane mi cechy charakteru, kształtujące niepowtarzalne i niekiedy mocno odmienne od siebie osobowości. Zaczynałam dostrzegać, że z Sophie czy Inge rozumiemy się praktycznie bez słów, mogąc rozmawiać dosłownie na każdy możliwy temat; że z nikim nie milczy mi się lepiej niż z Michaelem, kiedy dopada mnie przygnębienie i nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. On wydawał się najlepiej to rozumieć i podtrzymywać wtedy na duchu. W żaden sposób nie naciskając na jakieś zwierzenia. Wiedziałam już również, że nikt nie był w stanie rozśmieszyć mnie lepiej od Halvora, z którym czas zawsze mijał w mgnieniu oka, kiedy to akurat wypadała pora jego odwiedzin; czy też to, że z Malcolmem toczyłam najlepsze przyjacielskie sprzeczki, okraszone mnóstwem uwielbianego przez nas sarkazmu, które zawsze kończyły się głośnym wybuchem śmiechu nas obydwojga i mimowolnym rozejmem. Dodając do tego znajomych ze studiów i pracy, którzy przebywali w Austrii; gdzie mimo nadal ogromnego niedowierzania mieszkałam i studiowałam przed wypadkiem; oraz Therese, która dbała o mnie, jak o swój najcenniejszy skarb i pana Rasmusa, który to okazał się dawnym przyjacielem mojej rodzicielki, gdy poznałam go podobno na jej pogrzebie, a teraz dzięki któremu miałam okazję ujrzeć jej inną stronę za pomocą jego opowieści o ich wspólnych przygodach z młodzieńczych lat, co bardzo mocno pomagało mi uporać się z jej drastyczną stratą. Czułam, że nie mogłam nawet marzyć o kimś lepszym niż ci wszyscy ludzie, którzy bez żadnego zastanowienia poświęcali mi cały swój wolny czas, nie oczekując niczego w zamian. Starałam się dlatego na przekór swoim przekonaniom i uporowi obdarzyć ich zaufaniem i dać wiarę opowieściom, które dawały mi przynajmniej minimalną namiastkę utraconych wspomnień. Na pewno bardzo wiele ułatwiał mi fakt, że wszyscy byli na tyle sympatyczni, że nie sposób było ich nie polubić. Z wielką ochotą więc przyjmowałam odwiedziny każdego, z jednym drobnym wyjątkiem, jaki od samego początku stanowił Stefan, który starał się chyba najbardziej ze wszystkich, abym czuła się jak najlepiej i niczego mi nie zabrakło. To jednak nie zmieniało faktu, że reagowałam na niego w przedziwny dla mnie sposób, co było wyjątkowo niezręczne dla nas obojga. Nie potrafiłam ukrywać przed nim, że czułam się w jego towarzystwie bardzo niekomfortowo ze świadomością, że przed wypadkiem byliśmy parą i znał dosłownie każdy aspekt mojej osoby. Nie miałam pojęcia, jak zachowywać się wobec niego, skoro zupełnie go nie znałam. Nie wiedziałam kim jest, ani jaki jest. On za to wiedział o mnie dosłownie wszystko. Czułam się przez to przed nim obnażona do granic możliwości. W dodatku za nic nie umiałam znieść jego przenikliwego spojrzenia, od którego zawsze robiło mi się gorąco, a w następstwie wywoływało jakieś absurdalne pragnienia jego bliskości, choć żadna czułość między nami nie wchodziła absolutnie w grę. Nie potrafiłabym być blisko w ten sposób z kimś aktualnie dla mnie obcym. To byłoby dla mnie czymś nie do przeskoczenia. Sam fakt, że kiedykolwiek odważyłam się stworzyć z kimś związek, był dla mnie wystarczającą abstrakcją. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że bardzo często przyłapywałam się w jego obecności na myśleniu o tym, jak on naprawdę wyglądał. Jacy my w nim byliśmy? Czy byliśmy zgraną parą? Czy chodziliśmy na randki? Czy często się kłóciliśmy? Czy była między nami namiętność? Za nic nie potrafiłam jednak o cokolwiek zapytać Stefana. Po prostu się wstydząc tego, co mogłabym usłyszeć o naszej relacji. Nasze rozmowy przypominały więc stek bezsensownych bzdur ani o gram nas do siebie nie zbliżając, a raczej oddalając. Z każdym dniem napięcie między naszą dwójką rosło, a ja coraz gorzej radziłam sobie z widokiem pogrążającego się w rozpaczy i bezradności Stefana. Mogłam nie znać jego osoby, poglądów, czy zachowań, ale nawet dziecko zauważyłoby, jak bardzo rani go moja oschłość i brak zainteresowania bliższym kontaktem. Stefan mógł robić dobrą minę do złej gry, ale ja doskonale widziałam, że znajdował się na granicy wytrzymałości. Równocześnie nie byłam w stanie zrobić nic, aby przerwać tę spiralę odrzucenia, która ciągnęła go na samo dno. Nie potrafiłam się przemóc i zbliżyć do niego w żaden sposób. Coś mnie przed tym blokowało, a im bardziej starałam się przełamać, tym bardziej go od siebie jeszcze odrzucałam. Czułam się w tym wszystkim tak bardzo zagubiona, że nie wiedziałam co robić. Jednego byłam jednak zupełnie pewna. Nasz związek nie miał dłużej żadnego prawa bytu i za wszelką cenę trzeba było przerwać tę maskaradę między nami jak najszybciej. Stefan musiał się otrząsnąć i wrócić do domu oraz swojego dawnego życia, jakie wiódł przed tym wszystkim. Dość z poświęcaniem się dla mnie, bo za nic na to nie zasługiwałam. Nie mogłam go więcej zwodzić i zadawać zbytecznego cierpienia, bo nie było żadnej szansy na jakąkolwiek poprawę między nami w najbliższym czasie. Nas już nie było. Trzeba było to dlatego uciąć teraz, zanim nie będzie dla niego za późno. Miałam więc ogromną nadzieję, że nasza dzisiejsza rozmowa przebiegnie po mojej myśli, a Stefan przyzna mi rację i zrozumie, że tak będzie dla nas lepiej. Dalsze męki do niczego nie były nam potrzebne. Łatwiej było jednak powiedzieć niż się za to zabrać, skoro na samą myśl o tym, że miałabym przestać go widywać głęboko we mnie, rodził się jakiś niezrozumiały sprzeciw, którego niczym logicznym nie byłam w stanie sobie wytłumaczyć. Te ambiwalentne odczucia w stosunku do niego powoli mnie wykańczały i wprowadzały jeszcze większy mętlik w głowie. To, co podświadomie czułam, nie miało mimo wszystko większego znaczenia. Dobro Stefana było od tego o wiele ważniejsze, a skoro nie byłam w stanie zapewnić mu tego, na co zasługiwał, to musiałam zwrócić mu wolność i pozwolić znaleźć szczęście gdzie indziej. Widocznie tak od samego początku musiało być. Nie byliśmy sobie pisani, a ja nie zasługiwałam na kogoś takiego jak on. Ten wypadek był do tego najlepszym możliwym znakiem. Nie wierzyłam w magiczny powrót mojej pamięci i odzyskanie starego życia. Gdyby miało to nastąpić, to stałoby się to dawno temu. Pozostało mi jedynie odnaleźć się w tej rzeczywistości i zbudować sobie nowe życie z resztek starych elementów, jakie mi pozostały. Zdawałam sobie sprawę, że to będzie niewyobrażalnie trudne, ale nie miałam innego wyjścia. Wspomnień, nabytych doświadczeń, a przede wszystkim uczuć, które żywiłam do poszczególnych osób, nikt mi ot tak nie zwróci.


- Heidi, co ty najlepszego wyprawiasz?! - z tych wszystkich poważnych rozmyślań nad moją dalszą przyszłością wyrywa mnie karcący głos Marthy - najserdeczniejszej pielęgniarki pod słońcem, którą od razu polubiłam najbardziej z medycznego personelu, który się mną zajmował.
- Nareszcie stoję o własnych siłach - odpowiadam jej głupio. - Nie cieszy się pani, że w końcu mi się udało? Przecież lekarze sami zachęcali mnie do większej aktywności.
- Owszem, ale miałaś to robić z naszą pomocą. Nie odzyskałaś jeszcze na tyle sił, aby urządzać sobie takie przebieżki bez żadnej kontroli. W każdej chwili mogłaś upaść i co wtedy? Naprawdę aż tak polubiłaś to miejsce, że nie śpieszy ci się do jego opuszczenia? - strofuje mnie nadal, a ja wiem, że ma trochę racji. Nie powinnam była aż tak ryzykować, ale tak bardzo miałam dość braku samodzielności, że chciałam udowodnić samej sobie, że wciąż potrafię zrobić coś bez niczyjej asysty.
- Dobrze, ma pani rację. W ramach zadośćuczynienia może mi pani pomóc wrócić do łóżka, zgoda? - staram się ją udobruchać. Lepiej było mieć ją po swojej stronie. W dodatku czułam się wyjątkowo mocno zmęczona. Widocznie trochę za mocno przeceniłam swoje siły.
- Jesteś niemożliwa. Jak małe niesforne dziecko, które trzeba pilnować na każdym kroku - kręci z dezaprobatą głową nade mną. Po czym chwyta mnie pod ramię, asekurując w drodze powrotnej do łóżka, którego również miałam serdecznie dość od kilku już dni.


- Gdzie podziali się wszyscy twoi przyjaciele? Zobaczyć cię tutaj samą, to jak jakieś święto - pani Martha zastanawia się mocno zaciekawiona. Faktycznie pusta sala zdarzała się tutaj niezwykle rzadko. W godzinach odwiedzin niemal zawsze ktoś mi towarzyszył. Podejrzewałam nawet, że stworzyli jakiś specjalny grafik, rozdzielając między sobą wszystkie dostępne dni i godziny.
- Przekazałam im, aby wpadli dziś później. Zaraz mam do odbycia miłą pogawędkę z moją przekochaną terapeutką. Pewnie znowu będziemy dyskutować o wizualizacji segregacji wspomnień na odpowiednich półkach w głowie - zdradzam z przekąsem. Na samą wzmiankę o rozpoczętej przeze mnie żmudnej terapii odzyskiwania pamięci, mam ochotę głośno i ironicznie prychnąć. Do tej pory żadna z sesji nie przyniosła nawet najmniejszego rezultatu, co zaczynało mnie mocno frustrować. Nie odzyskałam ani cząstki wspomnienia związanej z kimkolwiek. Miałam przez to dość wykonywania tych wszystkich absurdalnych zadań, które na nic się nie zdawały. Nic nie przynosiło postępów, a ciągłe przypominanie terapeutki o zachowaniu spokoju i cierpliwości, które nie były moimi najmocniejszymi stronami w tym przypadku, przyprawiało mnie wyłącznie o dodatkową irytację. Czasami miałam ogromną ochotę dać sobie spokój z całą tą terapią i zostawić wszystko tak jak jest. Na co mi było kolejne rozczarowanie do kolekcji? Im bardziej się starałam, tym odnosiło to odwrotny skutek do zamierzonego. Może trzeba było sobie odpuścić?
- Faktycznie, to dzisiaj. Zupełnie o tym zapomniałam - pani Martha patrzy na mnie z lekkim współczuciem. Doskonale znając moje nie najlepsze nastawienie do tych spotkań. - Heidi, nie zniechęcaj się tak szybko. Jestem pewna, że coś w końcu przyniesie rezultat i odzyskasz pamięć. Jeśli  ktoś ma tego dokonać, to właśnie ty - stara się mnie pocieszyć.
- Stanowczo za dużo pracy, dlatego pani zapomniała. Powinna pani trochę zwolnić - radzę jej życzliwie, zmieniając zgrabnie temat. Wolałam żadnej z nas nie robić złudnej nadziei.
- Nawet gdybym chciała, to nie mam na to wpływu. Pacjenci sami się sobą nie zajmą - uśmiecha się do mnie lekko. - Wpadnę później. Opowiesz mi, jakie poczyniłaś dziś postępy, zgoda? - zaczyna się ze mną żegnać.
- Na pewno będą spektakularne - mówię sama do siebie, kładąc się na łóżku i zaczynając odliczać minuty do wizyty terapeutki. Z wielką chęcią miałabym już to spotkanie za sobą.


Po kolejnej bezowocnej sesji terapeutycznej, która tym razem doprowadziła mnie niemal do wrzenia i zakończyła się niezbyt miło. Wpatruję się jak zaklęta w ekran blokady swojego telefonu, starając wymyślić setny z rzędu możliwy kod blokady, który byłby akurat tym właściwym. Próbowałam już chyba każdej możliwej kombinacji cyfr, które miały dla mnie jakieś znaczenie. Nic jednak nie pasowało, przez co o dostępie do zawartości telefonu, mogłam sobie tylko pomarzyć. Było dla mnie więc jasne, że odpowiedzią była jakaś ważna data, o której oczywiście nie pamiętałam. Gdybym tylko wiedziała, z czym może się ona wiązać. Nie miałam jednak żadnego punktu zaczepienia, a dostęp do tego przeklętego telefonu mógłby mi tak bardzo pomóc. Byłam pewna, że kryły się w nim jakieś zdjęcia, wiadomości, które być może jakimś cudem naprowadziłyby moją pamięć na właściwe tory. Musiało istnieć coś, co w jakiś sposób ją poruszy i odblokuje dostęp do setek zagubionych wspomnień. Według terapeutki to również mógł być doskonały impuls do naszych dalszych kroków. Oczywiście to się pewnie nie stanie, bo na mojej drodze stanęła kolejna nie do pokonania przeszkoda, tym razem w postaci czterech cholernych cyfr. Miałam zwyczajnie nieziemskiego pecha.


- Cześć, Heidi. Liczę, że jesteś dziś w miarę w znośnym humorze, bo w pakiecie z przepysznym obiadem dla ciebie, wręczono mi towarzystwo najmniej lubianego przez ciebie przyjaciela. Jakby co, to zażalenia składaj do Sophie - pojawienie się rozbawionego Halvora, a za nim Malcolma skutecznie przerywa moje użalanie się nad sobą. Odkładam więc swój bezużyteczny telefon na szafkę przy łóżku. Skupiając całą swoją uwagę na nich. W życiu nie podejrzewając, że ten duet pojawi się akurat w takiej konfiguracji. To zapowiadało dla mnie niemały ubaw.
- Chyba mówisz o sobie, prawda Heidi? -  Malcolm nie pozostaje mu ani trochę dłużny. - Powiedz mu w końcu, że tolerujesz go jedynie ze względu na Sophie. Po co to dalej ukrywać - mruga do mnie żartobliwie.
- Pomarzyć zawsze możesz, Malcolm - Halvor posyła mu przesłodzony uśmieszek. Siadając w pośpiechu na krześle przy moim łóżku. Zmuszając tym samym Malcolma do przyniesienia sobie podobnego z drugiego końca sali. - Jak się dzisiaj masz? - Norweg pyta mnie tym razem z powagą, zupełnie zmieniając swoje podejście.
- W porządku. Z każdym dniem jest lepiej - uspokajam go. Nie chcąc, aby zaczął się niepotrzebnie martwić z powodu moich wewnętrznych rozterek.
- Pewnie czułaby się jeszcze lepiej, gdyby nie musiała znosić twojego nudnego towarzystwa - wtrąca się nad wyraz życzliwie Malcolm. Stawiając swoje krzesło po drugiej stronie łóżka.
- Znowu mówisz o sobie? Nie za dużo tego samouwielbienia, nawet jak na ciebie?
- Czy wy kiedyś zaczniecie ze sobą normalnie rozmawiać? - zastanawiam się na głos mocno rozbawiona dialogiem tej dwójki. Ich dziecinne sprzeczki podobno były już kultowe i w przeszłości zawsze doprowadzały zwłaszcza mnie do łez ze śmiechu. Strasznie żałowałam, że tego nie pamiętałam. To byłoby pewnie lepsze niż jakaś komedia.
- Żartujesz? Prędzej piekło zamarznie niż to się stanie - obydwaj równocześnie się obruszają, jakbym powiedziała coś gorszącego.
- Chyba po raz pierwszy w życiu się z tobą zgadzam - Malcolm kiwa z udawanym uznaniem głową nad słowami Halvora.
- Widocznie nareszcie poszedłeś po rozum do głowy i zacząłeś słuchać mądrzejszych od siebie - Halvor ani myśli zakończyć tej pełnej uszczypliwości konwersacji między nimi.
- Ty i mądrość? Zapomnij. To nigdy nie będzie szło ze sobą w parze - zaczynam chichotać, nie mogąc się zwyczajnie powstrzymać. Obydwaj zachowywali się jak dzieci, ale ja mimo wszystko wiedziałam, że za tymi wszystkimi przytykami kryła się obustronna nić sympatii, choć żaden z nich za nic by się do tego nigdy nie przyznał.


- Dobra, dosyć tego. Pośmialiśmy się, ale na razie wystarczy. Sprzeczać możecie się do woli, jak stąd wyjdziecie, a teraz może zajmiemy się czymś innym? - gdy zaczynają się coraz bardziej rozkręcać, wtrącam się do tej słownej przepychanki, zwracając nareszcie ich uwagę.
- Jasne.
- Oczywiście, co tylko zechcesz - odpowiadają zgodnie. - To, co będziemy robić? - zastanawiają się z nieukrywaną ciekawością.
- Z wielką chęcią posłucham, co interesującego zdarzyło się w marcu zeszłego roku. Mam tylko nadzieję, że macie lepszą pamięć ode mnie i dowiem się czegoś istotnego - żartuję, sięgając po swój notes, w którym od kilku już dni tworzyłam wielką mapę swoich wspomnień, porządkując je chronologicznie miesiąc po miesiącu. Bazując na wszelakich historiach i opowieściach swoich poszczególnych przyjaciół.


Po pożegnaniu z Malcolmem i Halvorem mój nastrój ulega niemal natychmiast drastycznemu pogorszeniu. Głównie ze względu na świadomość, że kolejne odwiedziny nie będą już takie miłe. Lada moment spodziewałam się ujrzeć w drzwiach Inge z Michaelem, zapewne w towarzystwie Stefana, który dzisiejszy dzień miał podobno poświęcić na załatwienie swoich zaniedbanych w ostatnich tygodniach spraw. Usilnie próbował zrobić to zdalnie, broniąc się za wszelką cenę przed powrotem do Austrii. Mimo moich kilkukrotnych zapewnień, że nie stanowi to żadnego problemu i może to w każdej chwili zrobić. Wciąż też nie miałam pojęcia, jak powinnam przeprowadzić między nami tę niezwykle trudną i bolesną rozmowę. Za nic nie mogłam jednak tym razem stchórzyć i tak zbyt długo to odwlekałam. Nadszedł najwyższy czas uporządkować naszą relację, a dokładnie ją zakończyć.


Nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu radości, gdy Inge niemal biegnąc, pokonuje ostatnie dzielące nas od siebie metry. Następnie mocno mnie do siebie przytulając. Jej spontaniczność i wylewność w uczuciach nadal zaskakiwały mnie w wielu momentach.
- Strasznie się za tobą stęskniłam. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Co mówił lekarz? - blondynka trzyma mnie przez dłuższy czas w swoich objęciach, zasypując lawiną pytań.
- Spokojnie, nic złego się nie dzieje. Poza tym nie widziałaś mnie niecały tydzień. Niewiele się od tego czasu zmieniło - przypominam. Inge nie mogła dłużej przekładać terminów swoich zleceń, dlatego z wielką niechęcią wrócili z Michaelem do Austrii, gdzie miała się na powrót oddać swojej ukochanej pracy. Co oczywiście nie powstrzymało ich przed przylotem na weekend. - Powinniście zostać w Austrii i  trochę odpocząć, zamiast znów męczyć się tymi długimi podróżami - nie chciałam, aby dla mnie wysilali się na takie poświęcenia. Tym bardziej że zdecydowanie miał kto dotrzymywać mi towarzystwa. Samotność nie wchodziła w grę.
- Przestań! Dla nas to żadna trudność, prawda Michi? - Austriak w pełni popiera swoją narzeczoną.
- Heidi, znasz przecież Inge. Nawet siłą nikt by jej nie zatrzymał na weekend w Salzburgu - wymieniamy się z Michaelem pełnymi porozumienia uśmiechami. Dobrze wiedząc, że Inge była nie do podrobienia. - Poza tym chcemy mieć na oku również Stefana. Nie jest z nim niestety najlepiej - na twarzy obydwojga pojawia się nuta poważnego zmartwienia i dołującej bezsilności.
- Nie ma go z wami? - pytam lekko zdziwiona jego nieobecnością. Przecież on z własnej woli za nic nie odpuściłby sobie odwiedzin. Zawsze zjawiał się codziennie, czy tego chciałam, czy nie.
- Zasnął półgodziny przed naszym wyjściem. Nie chcieliśmy go budzić. Wyglądał na wykończonego. Podejrzewamy, że znów nie spał całą noc. To ostatnio u niego norma - słuchając o złym stanie Stefana, nabierałam jeszcze większego przekonania, że to musi się jak najszybciej skończyć. Nie miałam zamiaru dopuścić do jakiś większych uszczerbków na jego zdrowiu.
- Porozmawiam z nim. Spróbuję to wyprostować - deklaruję, nie wdając się przy tym w większe szczegóły. Dobrze wiedząc, że Inge za wszelką cenę próbowałaby mi wyperswadować z głowy to, co zamierzałam zrobić.


- Inge, mogłabym mieć do ciebie małą prośbę? - po kilkunastu minutach dyskusji naszej trójki na niezbyt wymagające tematy, uciekam się do lekkiego podstępu, aby zyskać chwilę na rozmowę z Michaelem wyłącznie w cztery oczy.
- Oczywiście. O co chodzi? - dopytuje ochoczo.
- Mogłabyś kupić mi sok w tym sklepiku na dole? Halvor miał to zrobić, ale zapomniał - patrzę na nią prosząco, licząc że nie będzie z tym żadnego problemu.
- Jasne, nie ma sprawy. Zaraz do was wracam - w mgnieniu oka znika za drzwiami.


- To o czym chcesz ze mną porozmawiać? - Michael jako pierwszy przerywa milczenie między nami, gdy nie potrafię dobrać odpowiednich słów, aby rozpocząć naszą rozmowę.
- Skąd wiesz, że chcę? - pytam, zdumiona jego przenikliwością.
- Heidi, mieszkaliśmy ze sobą parę ładnych miesięcy, to naprawdę wystarczająco czasu, aby poznać drugą osobę. Znam tę minę na pamięć - życzliwie mi przypomina. - Domyślam się, że nasza rozmowa będzie mieć związek ze Stefanem, prawda? - kiwam na potwierdzenie głową, zbierając się na odwagę, aby wyartykułować swoją prośbę w jego kierunku.
- Obiecaj mi, że namówisz Stefana na powrót do Austrii w razie gdyby mnie się to nie udało - mówię prosto z mostu, chcąc mieć to już po prostu za sobą.
- Słucham? Dlaczego chcesz go stąd odesłać? - Michael wydawał się być w szoku. - On w życiu na to nie pójdzie. Za nic cię tutaj nie zostawi. To ostatnia rzecz, jaką by zrobił z własnej woli - pewność w jego głosie nie była dla mnie dobrym znakiem.
- Nie będzie miał wyjścia. Michael, on nie może dłużej tak funkcjonować. Ja również widzę, co się z nim dzieje. Ta sytuacja go wykańcza, a ja nie jestem w stanie jej w żaden sposób zmienić. On musi wrócić do domu i skupić się przede wszystkim na sobie. To twój najlepszy przyjaciel na pewno chcesz dla niego jak najlepiej. Pomóż mi, proszę - bez sprzymierzeńca w postaci Michaela byłam na straconej pozycji. Stefan był gotów posłuchać tylko jego.
- Jak mam to niby zrobić? - Austriak nadal nie był przekonany do mojego pomysłu, ale powoli zaczynał się łamać.
- Bądź przy nim, gdy powiem mu, że między nami to koniec. Wspieraj go przez następne tygodnie i nie dopuść do prób powrotu do mnie - ledwo udaje mi się zdradzić swoje zamiary na głos. Dlaczego to musiało być takie trudne?
- Co takiego? Chyba nie mówisz poważnie. Naprawdę chcesz zostawić Stefana i przekreślić wasz związek? - nie dowierza. - Heidi, wiem że nie jest ci łatwo, ale w każdej chwili twoja pamięć może wrócić. Co wtedy zrobisz? Gdy zrozumiesz, ile Stefan dla ciebie znaczy, nie wybaczysz sobie, że go zostawiłaś - próbuje wpłynąć na moją decyzję.
- Nas nie ma już od kilku tygodni i wszyscy o tym dobrze wiecie. Ten związek to wydmuszka. Nie ma niczego, co nas łączyło. Nie pamiętam Stefana i nie zanosi się na to, że kiedykolwiek sobie przypomnę. Dość karmienia go złudzeniami. On na to nie zasługuje. W głębi siebie na pewno się ze mną zgadzasz i wiesz, że to najlepsze rozwiązanie. Tak będzie dla niego lepiej. Ile można żyć pustą nadzieją na poprawę? - kończę w momencie, gdy Inge wraca, co niezmiernie mnie cieszy. Przynajmniej nie musiałam dłużej ciągnąć tej jednej z najtrudniejszych rozmów w moim życiu.


Wczesnym wieczorem kiedy w progu mojej sali pojawia się w końcu, długo wyczekiwany przeze mnie Stefan. Obdarzam go na powitanie szczerym uśmiechem, chcąc aby nasza rozmowa mimo wszystko przebiegła w dobrej atmosferze. Poza tym próbowałam nacieszyć się ostatnimi minutami jego obecności w moim życiu, wiedząc że prawdopodobnie już nigdy więcej nie będę mieć do tego okazji.


- Cześć, miło że wpadłeś - podnoszę się trochę wyżej na łóżku, woląc mieć lepszy widok na jego twarz. Próbując na nowo zapamiętać jej szczegóły.
- Przepraszam, że tak późno, ale miałem multum spraw na głowie, a potem jakimś cudem zasnąłem - zaczyna mi się niepotrzebnie tłumaczyć.
- Spokojnie. Inge z Michaelem wszystko mi już wytłumaczyli. Nic się zresztą nie stało - uspokajam go. Czując, że nieubłaganie nadchodził dla mnie najtrudniejszy moment tego dnia. - Stefan, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. To dosyć ważne.
- W porządku. Wiesz, że zawsze cię wysłucham - w jego oczach pojawia się błysk nadziei, a ja jeszcze bardziej nienawidzę się za to, że będę musiała mu ją ostatecznie odebrać.
- Lekarz prowadzący poinformował mnie rano, że za kilka dni prawdopodobnie mnie stąd wypiszą - zaczynam, bojąc się przejść od razu do sedna sprawy.
- To wspaniała wiadomość. Opuszczenie szpitala na pewno dobrze na ciebie wpłynie. Wszystkim się zajmę. Nie będziesz musiała się o nic martwić. Tak się cieszę, że nareszcie możesz wyjść z tego miejsca - zapewne w głowie Stefana powstawało teraz milion planów, które nigdy nie dojdą do realizacji. Dawno niewidziany błysk radości na jego twarzy tylko to potwierdzał. - Pewnie będziesz wolała na razie zostać w Norwegii, ale to żaden problem. Jakoś to sensownie poukładamy. Poza tym wczoraj trochę poszukałem i znalazłem całkiem interesującego terapeutę, który zajmuje się podobnymi przypadkami do twojego. Może warto byłoby spróbować umówić się z nim na wizytę, skoro nie najlepiej ci idzie z obecną terapeutką? - proponuje. Przy okazji zdradzając, czym znowu zajmował się przez większą część nocy. Stefan na przestrzeni ostatnich tygodni przeczytał chyba wszystko, co dostępne o amnezji i odzyskiwaniu pamięci.
- Przemyślę to, ale na razie wolałabym poruszyć inną kwestię dotyczącą naszej dwójki - ta rozmowa niebezpiecznie zbaczała z odpowiedniego kursu.
- Oczywiście. Zamieniam się w słuch - oddaje mi pole w konwersacji, zupełnie nie przeczuwając tego, co miało za kilka minut nastąpić.
- Stefan, ostatnie tygodnie były dla nas koszmarne i mocno się na nas odbiły. Jestem ci przeogromnie wdzięczna, że przy mnie byłeś i zawsze starałeś się pomóc bez względu na moje humory, fochy czy narzekania. To się jednak musi skończyć. Ja nie mogę cię dłużej wykorzystywać i patrzeć jak dla mnie się poświęcasz. Sądzę, że... - urywam, bo te słowa za nic nie chcą, przejść mi przez gardło. - Powinniśmy się rozstać. Nasz związek i tak właściwie już nie istnieje. Czas, abyś ruszył naprzód bez zbędnego balastu w postaci mojej osoby. Ja nie zapewnię ci szczęścia, na jakie zasługujesz - zamiera niczym zamurowany po usłyszeniu moich zupełnie niespodziewanych słów.
- Heidi, o czym ty mówisz? Nie jesteś dla mnie żadnym balastem. Nie zostawię cię, rozumiesz? To tylko przejściowe przeszkody na naszej drodze. Wkrótce odzyskasz pamięć i wszystko będzie jak dawniej, a do tego momentu jakoś sobie poradzimy. Tak jak do tej pory. Gdy stąd wyjdziesz, opracujemy jakiś kompromis. Określimy i wyznaczymy granice naszej relacji - spodziewałam się, że będzie upierał się przy swoim i niczego mi nie ułatwiał. Był ogromnie zdeterminowany, aby przy mnie nadal trwać. Naprawdę musiałam dla niego bardzo wiele znaczyć.
- Problem w tym, że wcale sobie nie radzimy, a tylko udajemy, że tak jest. To jakiś sztuczny teatrzyk. Dusimy się w swojej obecności. Ja nie czuję się przy tobie swobodnie, a ty walczysz sam ze sobą, bo nawet nie możesz mnie przytulić, choć codziennie tego pragniesz. To się nie uda. Przykro mi, ale nie umiem z tobą być i to się nie zmieni. Dlatego powinieneś wrócić do Austrii z Inge i Michaelem - wyprowadzam kolejny bolesny cios w stronę Stefana.
- Nie mam takiej mowy. Nie zrobię tego. Kochamy się i przejdę przez każde piekło, aby z tobą być. Nie odpuszczę, czy tego chcesz czy nie - stanowczość Stefana była wprost porażająca. Był gotów na wszystko, aby tylko przy mnie zostać. Szczerze wątpiłam, że ja byłabym w stanie zrobić tyle dla drugiej osoby, co on.
- Jesteś pewien, że się kochamy? Może tylko tak ci się wydaje. Stefan, czy kiedykolwiek powiedziałam ci, że cię kocham? Wyznałam ci miłość podczas trwania naszego związku? - zbieram się na odwagę i pytam w końcu o to, co nie dawało mi od samego początku spokoju. Nie wierząc, że byłam kiedykolwiek zdolna do takich wyznań.
- Nie wprost, ale to nie słowa są najważniejsze. Wiem, że mnie kochałaś. Nadal kochasz, tylko musisz to sobie przypomnieć - głos zaczyna się mu łamać. Nie tylko u mnie pojawiały się wątpliwości co do naszej relacji w przeszłości.
- Nie byłabym tego taka pewna. Być może tylko ci się wydawało, że tak jest. Zastanów się przez chwilę i powiedz, czy gdybym cię naprawdę kochała, byłabym w stanie o tobie zapomnieć? Stałbyś się dla mnie obcym człowiekiem? Prawdziwa miłość powinna być silniejsza od wszystkiego, nawet od utraty pamięci - robię krótką pauzę, przygotowując się na wypowiedzenie ostatnich słów, mających przypieczętować nasze rozstanie. - Choćbyśmy i założyli, że naprawdę cię kochałam, to i tak nie ma to teraz znaczenia, bo tamtej dziewczyny już nie ma. Ona odeszła wraz z tymi wszystkimi wspomnieniami, a ta, którą jestem teraz na pewno nic do ciebie nie czuje - cisza jaka zapada między nami, jest wprost nie do zniesienia, a echo ostatnich słów złowieszczo dźwięczy mi w głowie. Podpowiadając, że to najzwyklejsze w świecie kłamstwo. Widziałam jak bardzo zraniłam Stefana, ale musiałam to zrobić. To był jedyny sposób, aby mnie zostawił. Pokazać mu, że nic dla mnie nie znaczy.
- Nie wierzę w to - kręci przecząco głową, ale już bez większego przekonania. Wydawał się pokonany w tej bardzo niesprawiedliwej potyczce.
- To jednak prawda. Dlatego chcę pozwolić ci odejść i odnaleźć swoje szczęście. Zasługujesz na to. Jesteś wspaniałym człowiekiem, który powinien otrzymać wszystko, co najlepsze. Nie jesteś wobec mnie niczym zobowiązany. Daję ci w pełni wolną rękę. Stefan, wróć do domu i zapomnij o mnie. Tak będzie dla nas najlepiej - ze wszystkich sił staram się powstrzymać łzy, napływające mi do oczu. Czułam się potwornie. Jakbym traciła coś najcenniejszego na świecie. Z drugiej strony ta decyzja napawała mnie dziwną ulgą. Koniec z niezręcznością i wyrzutami sumienia.
- Heidi, nie rób nam tego. To można inaczej rozwiązać. Możemy zostać na razie przyjaciółmi, jak kiedyś. Nie musimy być razem. Daj nam szansę się na nowo poznać - stara się mnie przekonać do zmiany zdania. Wątpiłam jednak, że sam wierzył w to co mówił. On w przeciwieństwie do mnie doskonale pamiętał każdy szczegół tego, co się między nami wydarzyło. Niemożliwym było, aby ot tak przeszedł nad tym do porządku dziennego. Nie było szans, abyśmy zostali zwykłymi znajomymi, zbyt wiele nas kiedyś łączyło.
- Nie. To naprawdę koniec. Proszę cię, idź już - wiedziałam, że jeśli nie wyjdzie, za chwilę będzie świadkiem mojego całkowitego rozklejenia.


- Nasze rozstanie nic nie zmieni. Ja i tak nie przestanę cię kochać. Wierzę, że dostaniemy jeszcze jedną szansę. Zawsze będę na ciebie czekał. Pamiętaj o tym - słyszę od niego na pożegnanie.
Gdy tylko drzwi się za nim zamykają, wybucham głośnym i histerycznym płaczem. Miałam wrażenie, że właśnie podjęłam najlepszą, a zarazem najgorszą decyzję w swoim życiu. Z każdą chwilą uświadamiałam sobie powoli, że te dziwne reakcje wobec Stefana rzeczywiście mogły być głęboko pogrzebanymi uczuciami wobec niego. Nie miałam pojęcia, jak wygląda miłość, ale to mogła być ona, bo jak inaczej wytłumaczyć, że już zaczyna mi go brakować, mimo braku większego kontaktu między nami od mojego wybudzenia? Czy rzeczywiście kochałam kogoś z kim nie potrafiłam być? Jeśli tak, to był to prawdziwy chichot losu z naszej dwójki. 


💖💖💖💖


23.04.2021


Z całą masą szalejących we mnie sprzecznych emocji i okropnym szumem w głowie, spowodowanym zapewne nadal trwającym szokiem po usłyszeniu tego drastycznego i kompletnie niespodziewanego postanowienia Heidi, odnośnie naszej dalszej relacji i mojego rzekomego powrotu do domu. Jakimś cudem udaje mi się zmusić do opuszczenia jej sali o własnych siłach i wyjścia na szpitalny korytarz. Za moment jednak opieram się o jego ścianę, starając wziąć głębszy wdech, doskonale wiedząc, że żadne moje prośby czy też błagania o zmianę przez Heidi tej decyzji, nie przyniosą najmniejszego skutku. Miałem wrażenie, że teraz była nawet bardziej uparta i nieprzejednana niż przed wypadkiem, a to tylko pogarszało moją i tak właściwie beznadziejną sytuację w tym skomplikowanym i pełnym niedomówień układzie, w jakim tkwiliśmy od momentu wybudzenia się dziewczyny. Dzień po dniu mimowolnie tworząc między nami coraz większą przepaść, która prowadziła nas nieuchronnie w przeciwne strony. Od samego początku stałem na straconej pozycji. Widziałem przecież jak bardzo Heidi po utracie pamięci, czuje się niezręcznie w moim towarzystwie i stara się, jak najmniej czasu spędzać ze mną sama, ale wolałem się naiwnie łudzić i wszelkimi sposobami zakrzywiać naszą nową rzeczywistość, wmawiając sobie, że to wkrótce minie. Dlaczego byłem taki głupi, myśląc że wszystko samo się jakoś ułoży i będzie między nami jak dawniej? Co niby Heidi miała w tym kierunku zrobić? Udawać? Grać, że nic się między nami nie zmieniło? Albo najlepiej zmusić do ponownego zakochania się we mnie? Jak mogłem w ogóle od niej czegoś podobnego oczekiwać? To nie miało przecież żadnego sensu, a ja wiedziałem o tym od momentu, gdy dowiedziałem się o jej amnezji, ale sam siebie cały czas okłamywałem, aż nastał w końcu ten sądny dzień, który miał raz na zawsze wszystko między nami przekreślić. Właśnie spełniały się moje najgorsze obawy, że doznana przez Heidi utrata pamięci, stanie się początkiem końca naszej dwójki razem. Tej przeszkody nie dało się w żaden sposób pokonać. Nie było żadnego rozwiązania na nasze problemy, co jeszcze bardziej mnie dołowało. Tutaj nie dało się niczego zapomnieć, wybaczyć, czy zacząć od nowa. Tu nie chodziło o utratę zaufania którejś ze stron, naprawienie jakiegoś błędu, czy na nowo rozpalenie przygasającego uczucia. W naszym przypadku nie dało się niczego zrobić, bo stałem się dla Heidi zupełnie obcym człowiekiem, z którym kompletnie nic ją nie łączy. Aktualnie znaczyłem dla niej pewnie tyle, co przeciętny człowiek mijany na ulicy. Ta świadomość niemal rozrywała moje i tak poobijane już serce na kawałki. Chyba nic nie było bardziej bolesne od bycia nikim dla kogoś, kto jest dla ciebie całym światem.


Po dłuższej chwili zbieram się jakimś cudem w sobie i zaczynam iść bez żadnego celu przed siebie, nie mając pojęcia, co mam ze sobą dalej począć. Dokąd pójść? Co zrobić, aby przynajmniej na chwilę zapomnieć najlepiej o całym świecie, a zwłaszcza o tym niedającym się niczym ukoić bólu. Wiedziałem jedynie, że jak najszybciej muszę opuścić to znienawidzone miejsce, które dostarczyło mi ostatnio tyle negatywnych doświadczeń i przejść. Czułem się jak w jakimś amoku, a rozmowa z Heidi raz po raz odbijała się echem od ścian umysłu, zadając kolejne niezwykle bolesne ciosy. Jej pewność i determinacja, z jakimi wypowiadała kolejne słowa, stanowiły niezbity dowód, że była całkowicie przekonana o tym, że do niczego mnie więcej nie potrzebuje i nie chce dłużej w swoim życiu. Byłem wyłącznie uciążliwym elementem jej nowej pogmatwanej rzeczywistości, którego miała po prostu dosyć. Jedyne co mi pozostało, to uszanować jej wybór i wrócić do Austrii, bo o pogodzeniu się z nim nigdy nie będzie najmniejszej mowy. Byłem pewien, że nigdy nie przestanę jej kochać i nie ruszę tak po prostu naprzód bez niej, jak sobie tego życzyła. Nieważne czy minie rok, dziesięć czy pięćdziesiąt lat. To właśnie Heidi była moją miłością życia i na pewno żadna inna dziewczyna nie zajmie jej miejsca. To było coś nie do wyobrażenia sobie przeze mnie. Chciałem jej i tylko jej. Mimo to los postanowił zdecydować w tej kwestii za nas i bardzo skutecznie rozdzielić tym razem być może już na zawsze, po wielu usilnych staraniach, z którymi jakoś sobie dotychczas radziliśmy. Tak ogromnie żałowałem tego feralnego dnia wypadku Heidi. Gdybym tylko ją wtedy zatrzymał...albo od razu powiedział jej o szantażu Nelle, wtedy wszystko na pewno potoczyłoby się inaczej, a my dzisiaj bylibyśmy ze sobą szczęśliwi razem. Oddałbym wszystko, aby móc cofnąć czas i zmienić bieg tych nieszczęsnych wydarzeń, których nigdy sobie nie wybaczę. To była moja wina i mimo że każdy starał się mnie utwierdzać w odmiennym przekonaniu, to ja i tak wiedziałem swoje.


- Stefan, dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś za chwilę miał zemdleć - dopiero znajomy głos dochodzący gdzieś z boku, przywołuje mnie na moment do rzeczywistości i wyrywa z coraz bardziej fatalistycznych myśli.
- Michael? - spoglądam na Austriaka opierającego się o jeden z wielu okiennych parapetów, rozmieszczonych szeregowo na tym niemającym swojego końca korytarzu. - Co ty tutaj jeszcze robisz i to sam? - udaję mi się wykrztusić ze ściśniętego gardła, niewiele z tego rozumiejąc. Byłem przecież pewien, że opuścił szpital wraz z Inge kilkadziesiąt minut temu.
- Podejrzewałem, że będziesz potrzebował wsparcia i jak widać się niestety nie pomyliłem - patrzy na mnie z wyraźnym zmartwieniem, a do mnie zaczyna dochodzić świadomość, że jakimś cudem dowiedział się o wszystkim przede mną.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wiedziałeś co takiego Heidi zamierza zrobić? - pytam z niedającym się niczym powstrzymać wyrzutem. Dlaczego mnie nie ostrzegł? Być może gdybym dowiedział się wcześniej o jej zamiarach, udałoby mi się znaleźć jakiś skuteczny sposób na przekonanie Norweżki, aby dała nam jeszcze, choć kilka dni dłużej na udowodnienie, że wcale nie jesteśmy taką przegraną sprawą i możemy znaleźć jakieś rozwiązanie bez podejmowania aż tak drastycznych kroków. - Czy jak zawsze dowiaduję się o wszystkim ostatni? Zresztą, nieważne. To i tak nie ma już żadnego znaczenia. To koniec. Heidi i mnie już nie ma. Nie ma nas właściwie od tamtego dnia, gdy nie zatrzymałem jej po naszej kłótni, a ona chwilę po tym... - nie jestem w stanie dokończyć zdania, gdy wspomnienia poturbowanego ciała dziewczyny leżącego na tamtych schodach, stają mi przed oczami.
- To żaden koniec, Stefan. Usiądź i ochłoń trochę, a potem zacznij myśleć racjonalnie. Musisz się wziąć w garść - przywołuje mnie do porządku, wskazując na krzesło stojące naprzeciwko, na którym posłusznie siadam, chowając twarz w dłoniach.
-  Cały czas myślę racjonalnie. Bardziej się już nie da, wiesz? Poza tym gdybyś usłyszał, to co Heidi mi przed chwilą powiedziała też bardzo szybko zmieniłbyś zdanie w kwestii dalszej przyszłości naszej dwójki - tonuję jego optymizm biorący się nie wiadomo skąd w tym przypadku.
- Nie wiem, co takiego ci powiedziała, ale jestem pewien, że zrobiła to tylko i wyłącznie ze względu na ciebie. Może i nadal cię nie pamięta, ale to nie zmienia faktu, że podświadomie nadal jesteś dla niej cholernie ważny i przede wszystkim liczy się dla niej twoje dobro - patrzę na przyjaciela jak na wariata. Czy wszyscy dookoła mnie dziś powariowali?
- Sam nie wierzysz, w to co mówisz. Moje dobro nie ma tu żadnego znaczenia, bo aktualnie jestem dla Heidi zupełnie obojętny i nic się w tej kwestii już pewnie nie zmieni. Powiedziała mi, że musi wszystko poukładać sobie od nowa, ale beze mnie, rozumiesz? Ona zwyczajnie nie jest w stanie być z kimś, kogo nie pamięta. Nie mogę jej za to winić. Nawet ją trochę rozumiem, bo nikt nie chciałby dzielić życia z osobą, której nie zna. Sam na jej miejscu pewnie postąpiłbym podobnie. Odnalezienie się w całej tej sytuacji jest dla niej na pewno piekielnie trudne, a ja to tylko od samego początku utrudniałem. Licząc, sam nie wiem na co. Każdy poza mną od początku wiedział, że tak będzie - kręcę ze zrezygnowaniem głową. Być może powinienem był odejść już dawno i nie dostarczać Heidi dodatkowych problemów związanych z naszą relacją. Czy wtedy byłoby jej łatwiej odnaleźć się w tym wszystkim?
- To chyba ty nie wierzysz w te bzdury, które teraz opowiadasz. Wiesz skąd wiedziałem co Heidi zamierza? - wzruszam ramionami, zobojętniały już na wszystko dookoła. - Bo poprosiła mnie, abym przekonał cię do powrotu do Austrii z nami w razie gdyby jej się to nie udało. Powiedziała, że nie chce, abyś dłużej się zamęczał i trwał przy niej bez względu na całą tę sytuację z jej utratą pamięci. Nawet ona dostrzega już, że z dnia na dzień stajesz się wrakiem człowieka, czego nie może znieść. Patrzenie jak się męczysz i wprost giniesz w oczach, sprawia jej zbyt dużo bólu. Obwinia się, że to przez nią i jeszcze bardziej próbuje przypomnieć sobie cokolwiek, co by wiązało się z tobą, aby dać ci, choć promyk nadziei na poprawę jej stanu, co odnosi odwrotny skutek i jeszcze bardziej ją frustruje. Na siłę na pewno nie odzyska pamięci, a cierpliwość, której jej brakuje, jest tutaj kluczem. Czy gdybyś naprawdę był jej obojętny, jak błędnie myślisz, to przejmowałaby się w ogóle twoją osobą? - przedstawia mi zupełnie inną perspektywę tej sytuacji od mojej.
- Uważasz więc, że nasze rozstanie to dobry pomysł? Powinienem się jeszcze może z tego cieszyć, co? - prycham z ironią. Na samą myśl, że mam wrócić do Salzburga bez Heidi, odechciewało mi się wszystkiego.
- Tu nie ma dobrych pomysłów. Wszystkie będą bolesne, ale to jedyne wyjście na chwilę obecną. Obydwoje potrzebujecie zdystansować się trochę od tego, co aktualnie jest między wami. Czasami rozłąka jest o wiele lepsza od trwania w czymś na siłę. Sam widzisz, że to się nie sprawdza. Heidi potrzebuje czasu i spokoju. Ty również. Jestem też pewien, że wkrótce sobie ciebie przypomni i wszystko się jakoś ułoży. Wasz związek przetrwa. Za bardzo się kochacie, aby to się tak po prostu rozpadło - stara się mnie usilnie pocieszyć, ale ja w ostatnich tygodniach straciłem cały optymizm, jaki w sobie od zawsze posiadałem.
- Wątpię w to. Sam wiesz, że z każdym dniem szansę na odzyskanie pamięci przez Heidi spadają. Największa ilość osób odzyskuje ją w pierwszych dniach po wystąpieniu amnezji. Potem jest coraz trudniej - przypominam sobie słowa terapeutki, które padły podczas naszej rozmowy, jeszcze zanim Heidi rozpoczęła z nią pierwsze sesje nieprzynoszące jak dotąd żadnego rezultatu. - Co będzie, jeśli wspomnienia Heidi nigdy nie wrócą? Albo wrócą za kilkanaście lat, gdy ułoży sobie życie z kimś innym? - wypowiadam na głos pytania, których tak bardzo się obawiałem. - Jesteśmy na straconej pozycji, czy nam się to podoba, czy nie.
- Przestań zakładać najgorsze. Uczucia Heidi do ciebie nie zniknęły. One nadal gdzieś tam są. Amnezja wymazała z jej pamięci twoją osobę, ale nie miłość do ciebie, rozumiesz? Trzeba być dobrej myśli, ale najpierw musisz zacząć od siebie. Przede wszystkim najwyższy czas, abyś zaczął spać i jeść. Nie możesz się całymi nocami zadręczać tym, co będzie, jak to robiłeś do tej pory. Wiem, że to trudne, ale zrób to dla Heidi. Ona chce, abyś wrócił do normalności. Wszyscy tego chcemy. Zacznij więc żyć, a nie marnie wegetować - Michael patrzy na mnie z troską, jak na najlepszego przyjaciela przystało, próbując wpłynąć na mój marny stan.
- Problem w tym, że nie wiem, czy w ogóle jeszcze pamiętam, czym jest ta normalność. Ostatnio to ten szpital był moim jedynym życiem - odpowiadam mu zgodnie z prawdą. Ostatnie prawie dwa już miesiące trwały niczym lata, a wszystko inne poza nimi wydawało się takie odległe i jakby przeżyte przez kogoś zupełnie innego niż ja.
- Już ja się postaram, abyś bardzo szybko sobie przypomniał tę właściwą normalność. Wiesz, że zawsze będę cię we wszystkim wspierał. Razem sobie ze wszystkim poradzimy, tak jak zawsze - zapewnia. Dobrze było mieć poczucie, że mimo tego, jak życie dało mi ostatnio w kość, wciąż mam na kogo liczyć. - A najlepszym początkiem będzie zjedzenie wspólnej kolacji. Inge na pewno już na nas czeka.
- Zgoda - wysilam się na wstanie z zajmowanego krzesła i opuszczenie wraz z Michelem szpitala. Starając się nie myśleć o tym, że mogę już nigdy więcej nie spotkać się z Heidi. 


25.04.2021

Przez okno powoli zatrzymującego się samochodu, spoglądam na budynek, w którym od kilku już lat mieściło się moje mieszkanie. Mimo że nie zmienił się od mojego wyjazdu ani o jotę, wyglądał on teraz tak zupełnie obco i ani trochę nie zachęcał do odwiedzin jego wnętrza. W życiu bym nie przypuszczał, że powrotowi do domu może towarzyszyć taka niechęć i smutek. Zawsze przecież tak bardzo się cieszyłem, gdy po powrocie z któregoś z rzędu wyjazdu, mogłem w końcu przekroczyć próg mojego mieszkania i nareszcie zasnąć w tak uwielbianym przeze mnie moim wygodnym łóżku. Tym razem jednak nic nie było takie jak przedtem. Przede wszystkim w swoich wyobrażeniach nie miałem wracać do mieszkania sam, ale one już dawno rozminęły się z przykrą rzeczywistością, w jakiej przyszło mi z jakiegoś powodu tkwić.


- Jesteś pewien, że nie chcesz zatrzymać się u nas na kilka dni? Wiesz, że ugościmy cię z największą przyjemnością - troskliwy głos Inge wyrywa mnie z ponurych rozważań. Nie musiała nic więcej dodawać, abym widział, jak bardzo martwiła się o mnie. Podejrzewałem, że była wręcz przerażona, jak negatywną przemianę przeszedłem w ciągu ostatnich tygodni.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - uprzejmie odmawiam, woląc być najzwyczajniej w świecie sam. - Naprawdę nic mi nie będzie. Obiecuję, że będę dawał wam znaki, że żyję i nie planuję niczego głupiego. Do zobaczenia niedługo - jeszcze raz zapewniam swoich przyjaciół na pożegnanie, że dam sobie radę. Musiałem jakoś dać. Nie miałem innego wyjścia.
- Gdybyś jednak chciał z kimś porozmawiać, dzwoń do nas o każdej porze - Michael życzliwie przypomina. Kiwam głową na znak zgody, a następnie opuszczam ciepłe wnętrze pojazdu, zaczynając mozolnie kierować się ze swoją walizką w stronę zamieszkiwanego budynku. Woląc nawet nie myśleć, ile rzeczy już na samym wstępie przypomni mi o Heidi i jeszcze mocniej podsyci chęć zadzwonienia do niej, mimo danej obietnicy o braku kontaktu.


Szukam nieśpiesznie kluczy od mieszkania w kieszeniach kurtki z myślą, że jak najszybciej powinienem odebrać Effiego od swoich rodziców. Byłem pewien, że mocno za nami tęsknił i był całkowicie zdezorientowany tym, co działo się w jego życiu w ostatnich tygodniach. Musiałem mu jakoś wynagrodzić tę naszą niezwykle długą rozłąkę, tym bardziej że nadal niezwykle mocno będzie odczuwał brak Heidi, z którą był przecież najmocniej związany. Poza tym jego obecność będzie doskonałą motywacją, abym w ogóle wstawał codziennie rano z łóżka. O opuszczeniu mieszkania już nie mówiąc.


Wkładam klucz do zamka w drzwiach, ale ten za nic nie chce się przekręcić. To niemożliwe, aby zaciął się od nieużywania. Przecież Eileen na pewno korzystała z mieszkania jeszcze przez jakiś czas po moim wyjeździe do Norwegii. Lekko zdezorientowany pociągam dlatego za klamkę, która bez żadnego sprzeciwu ustępuje pod moim naporem. Marszczę lekko czoło ze zdziwieniem, przekraczając próg swojego dawno nieodwiedzanego lokum. Wszystko wskazywało na to, że miałem jakiegoś niechcianego gościa albo i gości, co było mi wyjątkowo nie na rękę. Błagałem, aby nie byli to przypadkiem rodzice, bo ich za nic nie pozbyłbym się tak łatwo, a nie potrzebowałem dzisiaj żadnego towarzystwa, a już na pewno nie osoby, z którą prawie się zderzam, gdy chcę skierować swoje kroki do najbliższego pomieszczenia. Przyprawiając ją tym samym o nie lada zdziwienie. Dlaczego już na samym wstępie musiały na mnie czekać takie przykre niespodzianki? Czy los już nie dostatecznie sobie ze mnie zakpił?