Strony

niedziela, 16 sierpnia 2020

Rozdział 18



10.01.2021


Coraz mocniej podirytowany, dosłownie w ostatniej chwili z głośnym piskiem hamulców i nad wyraz niechętnie zatrzymuję się na kolejnym czerwonym świetle z rzędu. Powstrzymując ze sporym trudem olbrzymią ochotę na jego zignorowanie i złamanie przepisów. Obecnie nawet przesadnie by mnie to nie obeszło, a przynajmniej ktoś miałby do opisania kolejną tanią sensację z moim udziałem. Tym razem jednak prawdziwą i faktycznie godną potępienia, a nie tak jak ten artykuł zawierający sam stek bzdur rozpisujących się na temat moich rzekomych wybryków, których nigdy nie popełniłem. Mimo że starałem się nie brać tego wszystkiego do siebie, to wcale nie było to takie łatwe, jak sobie wyobrażałem. O ile dobrze wiedziałem, jak radzić sobie z wszechobecną i codzienną krytyką wynikającą z faktu wykonywanego zawodu, która zawsze będzie mi towarzyszyć w większym, czy mniejszym stopniu, o tyle ta bezpodstawna i stworzona z wyjątkową premedytacją była czymś całkowicie innym. Przez co nie do końca miałem rozeznanie, jak powinienem na nią zareagować. Nie rozumiałem, dlaczego to akurat mnie musiało spotkać coś takiego.


Z westchnieniem sporego niezadowolenia wystukuję jakiś przypadkowy rytm palcami na kierownicy, ze zniecierpliwieniem oczekując na zmianę tego upierdliwego światła. Mając wrażenie, że cały świat dosłownie sprzysiągł się dziś przeciw mnie, nawet tak błaha rzecz, jak sygnalizacja świetlna wraz z ruchem na drodze, który jak na niedzielny poranek, był aż nad wyraz wzmożony, postanowiły wystawić mnie na poważną próbę nerwów. Uniemożliwiając tym samym szybkie dotarcie pod adres Nelle, z którą bezzwłocznie chciałem sobie wszystko raz na zawsze wyjaśnić. Z nadzieją, że przemówię jej do rozsądku i dotrę do tej racjonalnej strony, z której od samego początku dała się mi doskonale poznać. Nie wierzyłem, że chęć zemsty okaże się ważniejsza od jej zawodowych aspiracji, a przecież to właśnie na nich w głównej mierze odbiją się konsekwencje tego przeklętego artykułu, który wywołał ogromne zamieszanie. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, a wtedy to po prostu nie będzie mogło się dla niej bezkarnie zakończyć. Musiałem jedynie dosadnie uświadomić to Nelle, która zaślepiona złością i poczuciem odrzucenia, kompletnie przestała panować nad tym, co robi i jak bardzo jej czyny mogą okazać się dla wielu osób krzywdzące.


Miałem serdecznie dość jej bezsensownych gierek i nieustannych prób zaszkodzenia mojej osobie. Tego było po prostu za wiele. Ludzie w końcu codziennie się rozstawali, to jednak nie był powód, aby w następstwie robić sobie takie świństwa. Zwłaszcza że w końcowym rezultacie i tak niczego one nie zmieniały w zakończonej relacji. Doskonale również wiedziałem, że jeśli naprawdę chciałem stworzyć coś poważnego z Heidi, Nelle po prostu musiała zacząć stanowić wyłącznie zamknięty rozdział w moim życiu. W innym przypadku nie mieliśmy większych szans na udaną wspólną przyszłość z Norweżką. Heidi zasługiwała na spokojne i szczęśliwe życie po tylu latach cierpienia i zmagania się z przeróżnymi problemami, a nie na towarzyszący mu nieustannie na każdym kroku strach, co takiego jeszcze może wymyślić moja była dziewczyna. Im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej żałowałem, że ktoś taki jak Nelle w ogóle stanął na mojej drodze. A fakt, że mogłem obdarzyć taką osobę jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami, wydawał się aktualnie wyjątkowo kiepskim żartem i jakimś kompletnym absurdem. Do tej pory nie mogłem sobie wydarować, że dałem się tak bardzo zaślepić Nelle, a co więcej, że praktycznie bez żadnego większego problemu zerwałem dla naszego związku swoje relacje z Heidi, całkowicie ignorując uczucia, które już wtedy do niej żywiłem. Uważając je za coś ulotnego i niemającego szansy się ziścić. Codziennie powinienem dziękować swojej ukochanej Norweżce, że w ogóle zechciała ze mną rozmawiać po czymś takim, a o innych kwestiach nawet nie mówiąc.


Po niemającej dla mnie swojego końca drodze. Docieram nareszcie pod ten już z daleka świecący swoim bogactwem budynek, w którym zamieszkiwała Nelle. Z nadzieją, że rzeczywiście znajduje się w swoim mieszkaniu, a nie gdzieś w mieście w obecności swojego snobistycznego towarzystwa, z którym mogła świętować ubiegłej nocy zemstę na mnie, podczas trwania jakiejś szpanerskiej imprezy, które tak bardzo przecież uwielbiała. Mogła też znajdować się w swoim rodzinnym domu wraz ze swoimi egoistycznymi rodzicami na wspomnienie, których ogarnia mnie jedynie spora dawka niesmaku i bezsilnej złości. Ci ludzie od samego początku nie przypadli mi do gustu, zresztą ze wcale nieukrywaną wzajemnością. Dla dobra Nelle starałem się jednak jakoś z nimi porozumieć. Właściwie, gdyby dłużej się zastanowić, to robiłem dla niej setki rzecz wbrew sobie, czego z każdą chwilą coraz bardziej żałowałem. Byłem kompletnym kretynem, uważając że Nelle jest zupełnie inna od osób, które ją wychowały. Teraz już doskonale wiedziałem, w jak wielkim znajdowałem się w błędzie. Panna Lisberg okazała się jeszcze gorsza od swoich rodziców, zapatrzonych wyłącznie w swoje astronomiczne kwoty, jakie tkwiły na ich niezliczonych kontach bankowych.


Pukam głośno do doskonale mi znanych drzwi, których próg w ostatnich miesiącach przekraczałem wiele razy. Nadal nie czując się w tym miejscu zbyt komfortowo. Biorę głęboki wdech, przygotowując się na niezbyt miłą pogawędkę z Nelle, która na pewno nie będzie chciała tak łatwo zacząć ze mną współpracować. To by było po prostu zbyt łatwe i tak zupełnie nie w jej stylu. Brunetka uwielbiała sprawować władzę i mieć kontrolę dosłownie nad każdą sytuacją, w której brała udział. Wolałem się dlatego nawet nie łudzić, że akurat tym razem postanowi zrobić wyjątek. Na pewno nie zrobi go dla mnie po tym, jak postanowiłem ją zostawić.


Sekundy jednak mijały, a Nelle nadal nie otwierała. Ponawiam dlatego swoją poprzednią czynność, przy okazji słysząc mocno stłumione głosy należące do dwójki osób dobiegające z mieszkania. Widocznie ktoś zdążył mnie ubiec i brunetka miała już jakiegoś gościa. Zaciekawiony tym, kto mógłby złożyć jej wizytę o tej nadal wczesnej porze, raczej nie sprzyjającej przyjacielskim odwiedzinom. Niewiele myśląc, naciskam delikatnie na klamkę, licząc na łut szczęścia i niezamknięcie ich przez Nelle na klucz. Gdy niespodziewanie ustępują pod moim naporem. Na usta wpływa mi delikatny uśmiech satysfakcji i zadowolenia. Podświadomie czułem, że w założeniu niewinne przysłuchanie się tej konwersacji, może mi dostarczyć ciekawych informacji, które będę mógł następnie wykorzystać przeciwko swojej byłej dziewczynie. Skoro ona grała tak nieczysto i perfidnie, ja również nie miałem zamiaru mieć dłużej skrupułów względem jej egoistycznej i wyjątkowo próżnej osoby.


Robię kilka niepewnych i wyjątkowo cichych kroków w głąb mieszkania Nelle. Opierając się następnie o ścianę tuż obok salonu, z którego dochodził wyraźnie podniesiony ton rozmowy. To na pewno nie była miła wymiana zdań. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Wyglądało na to, że moja była dziewczyna w ostatnim czasie zaszła za skórę nie tylko mnie i narobiła sobie dużo większej ilości wrogów.


- Nelle, czy ty zwariowałaś? Co ci przyszło do głowy z tym cholernym artykułem? Wiesz, jak to może nam zaszkodzić? Przecież to jakiś niedorzeczny nonsens. W życiu nie uwierzę w prawdziwość tego czegoś, rozumiesz? Jeśli myślisz, że tak wygląda profesjonalne dziennikarstwo, to grubo się mylisz. Nie miałaś prawa zrobić czegoś takiego. Naraziłaś całą naszą redakcję na utratę rzetelności i ogromne straty. Wiesz, co się stanie, gdy w konsekwencji dojdzie do procesu? - mocno zdenerwowany i dobrze znajomy głos Chrisa dociera do moich uszu. Widocznie, mimo że był przyjacielem Nelle i współpracownikiem, nie popierał jej zachowania. Miło było mieć świadomość, że Nelle wcale nie posiadała wielu sojuszników w tej niesprawiedliwej walce ze mną. To dawało sporą nadzieję, że tę sprawę da się jeszcze rozwiązać polubownie.
- Nam? Mój drogi nawet nie wiesz, w jak wielkim jesteś błędzie. Ja nic nie zrobiłam. To nie ja napisałam ten artykuł, a już na pewno nikt mi tego nie udowodni. Odpowiednio się zawczasu zabezpieczyłam. Nie jestem głupia w przeciwieństwie niestety do ciebie, bo z tego, co mi wiadomo, to ty odpowiadasz za to, co trafia do publikacji z naszego działu, prawda? - wychylam się lekko, dostrzegając uśmieszek satysfakcji na ustach brunetki. Niczego z tego nie rozumiałem. Dlaczego Nelle chciałaby zaszkodzić Chrisowi, który podobno był jej najlepszym przyjacielem? W dodatku do niedawna była w niego wpatrzona w jak jakiś obrazek. O co tu do cholery chodziło? - Mogłeś bardziej nas pilnować, zamiast bezgranicznie ufać i wymigiwać się od swoich obowiązków, a już na pewno trzeba było kontrolować Davida, który od dawna je mi z ręki i zrobi wszystko, o co go tylko poproszę. Wystarczyła rzewna historyjka o złamanym sercu i był cały mój. To było jak bułka z masłem. Ostrzegałam cię jednak wielokrotnie, że tak tego nie zostawię i upokorzę cię tak, jak ty mnie. Mnie się nie lekceważy, a to dopiero początek. Masz to, czego chciałeś - śmieje się prześmiewczo, ogromnie zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Nie wierzę, że posunęłaś się do czegoś takiego! W dodatku wciągnęłaś w to niewinnego Stefana. Jak mogłaś poświęcić bliską ci osobę, aby tylko mi zaszkodzić? Po co to robisz? Dobrze wiesz, że i tak niczego już nie zmienisz. Tym sposobem unieszczęśliwiasz wyłącznie samą siebie. Sama przecież mówiłaś, jak jesteś szczęśliwa ze Stefanem, a teraz to przekreślasz w imię zemsty na mnie? To chore - Chris kręci z niedowierzaniem głową. Sam byłem zresztą w niewiele lepszym stanie. Czegoś takiego w życiu bym się nie spodziewał. Byłem przecież pewien, że chodziło tu wyłącznie o mnie i Heidi. Tymczasem cała ta sprawa miała drugie i to wyjątkowo niespodziewane dno.
- Jesteś taki żałosny i głupi! Naprawdę myślisz, że cokolwiek straciłam przez ten artykuł albo, że go żałuję? Wyprowadzę cię więc z błędu. Zrobiłam to z łatwością i ogromną przyjemnością, bo Stefan nic dla mnie nie znaczy, rozumiesz! Nigdy nie był ważny. Nie kocham go i nigdy nie kochałam. Byłam z nim jedynie po to, aby dotarło w końcu do ciebie, co takiego tracisz tkwiąc w małżeństwie z tą żałosną Melindą, podczas gdy masz mnie na wyciągnięcie ręki. Miałam serdecznie dość oglądania was razem, udawanej przyjaźni z nią i wszystkiego, co się z wami wiązało. Też chciałam w końcu poczuć się kochaną i dla kogoś najważniejszą. Dokonałam jednak fatalnego wyboru, bo ten idiota jest dokładnie taki sam, jak ty. Wiesz, że wolał inną i mnie zostawił? I to jeszcze dla kogo. Pożałuje więc tak samo, jak ty swoich wyborów - zamieram, mając wrażenie, że się przesłyszałem. To nie mogła być prawda. Nelle nie mogła przez cały czas udawać swojej miłość i traktować mnie wyłącznie jako środka do celu. Przecież to był jakiś niekończący się koszmar. - Kiedy obydwaj doprowadziliście mnie do ostateczności. Postanowiłam zemścić się na was obu za jednym zamachem. Stefan straci teraz swój świetny wizerunek i sielankę z tą swoją wywłoką, a ty możesz się dzięki temu żegnać powoli z pracą. Biedna Melinda, ciekawe jak jej wytłumaczysz, że wasze dziecko jednak nie będzie miało wszystkiego, co sobie wymarzycie, bo nie będzie was na to stać. Myślisz, że twoje pierwsze dziecko będzie zadowolone, gdy dowie się, że tatuś jest skończonym nieudacznikiem? - Nelle coraz lepiej sobie poczynała, raz po raz wyprowadzając niezwykle celne ciosy w stosunku do Chrisa, który prawdopodobnie był jej jedyną prawdziwą miłością. O ile ona w ogóle wiedziała, co znaczy kogoś kochać. Już dawno powinienem się był tego domyślić. Miałem w końcu tyle poszlak i dowodów. Wolałem jednak udawać, że nic się nie dzieje.
- Kim ty w ogóle jesteś? Zachowujesz się jak wariatka! Tysiące razy ci powtarzałem, że przyjaźń, to jedyne co mogę ci zaoferować. Wszystko od samego początku było między nami jasne. Nie moja wina, że coś sobie ubzdurałaś - próbuje się bronić przed jej oskarżeniami, co jednak nie wywołuje większego wrażenia na Nelle. To ona trzymała w ręku wszystkie asy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Jasne? Tamtej nocy w Wiedniu też wszystko było między nami jasne? Ciekawe, czy myślałeś o Melindzie, gdy się wtedy ze mną pieprzyłeś. Zapewniając, że z żadną inną nie było ci nigdy lepiej. Zaprzeczysz też, że istnieje między nami wyraźny pociąg? Dlaczego aż tak się temu opierałeś, co? Wszystko mogło być inaczej. To ja mogłam nosić teraz twoje dziecko, a nie Melinda. Mogliśmy stworzyć szczęśliwą rodzinę, ale ty wolałeś wszystko zniszczyć. Nienawidzę cię, Chris! - im dłużej przysłuchiwałem się tej rozmowie, tym większe miałem wrażenie, że dosłownie tracę grunt pod nogami. Nie dość, że Nelle mnie okłamywała, wykorzystywała, to jeszcze zdradzała, a ja niczego przez tyle czasu nie dostrzegałem. Bezgranicznie jej we wszystko wierząc. Byłem skończonym naiwniakiem, gorszym niż małe dziecko. I to jeszcze ona zarzucała mi zdradę i śmiała robić wyrzuty. Hipokryzja tej dziewczyny przeszła dosłownie wszelkie granice.
- To był okropny błąd i doskonale o tym wiesz. Tysiące razy ci to mówiłem. Za dużo wtedy wypiłem i stało się. Nie ma jednak dnia, abym tego nie żałował, bo to Melindę kocham, a nie ciebie. Tak było zawsze i nic tego nie zmieni. Seks, czy wzajemne przyciąganie, to nie wszystko. W miłości liczy się przede wszystkim, aby ta druga osoba była twoją bratnią duszą, wsparciem, przyjacielem, czy powiernikiem. Kimś z kim spędzanie wspólnego czasu jest największą przyjemnością. Ale też, aby ta osoba była z tobą na dobre i na złe bez względu na to, jakie przeciwności staną na drodze. Tym kimś dla mnie jest właśnie Melinda. To dlatego się z nią ożeniłem i to z nią chcę wychować nasze dzieci, tworząc prawdziwą i szczęśliwą rodzinę. Możesz robić, co chcesz, ale tego nam nigdy nie odbierzesz, rozumiesz? - Chris patrzy na Nelle z niezachwianą pewnością, a ja po raz pierwszy musiałem się z nim w pełni zgodzić. Jego słowa o miłości idealnie zdefiniowały to najważniejsze w życiu uczucie. Zaczynałem nawet trochę mu współczuć. Owszem, popełnił ogromny błąd, ale równocześnie widziałem, że naprawdę kochał swoją żonę, a teraz na własne życzenie może ją bezpowrotnie stracić.
- To się jeszcze okaże. Ciekawe, czy Melinda nadal będzie cię tak bezgranicznie kochać, gdy dowie się o twojej zdradzie. Myślisz, że nie zażąda rozwodu? Znam ją i wiem, że zdrada jest dla niej niewybaczalna. To najgorsze, co mogłeś zrobić. Dlatego z prawdziwą przyjemnością opowiem jej o naszej upojnej nocy - Nelle ani myślała odpuścić. Opracowała swój plan w najmniejszych szczegółowych, a teraz realizowała go krok po kroku z zamiarem zniszczenia po drodze kilku żyć w imię chorej satysfakcji. Określenie, że dąży po trupach do celu, pasowało do niej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- To bez znaczenia, co zrobisz i co jej powiesz. Ja i tak będę się starał o odzyskanie zaufania Melindy i wybaczenie. Choćby do upadłego, ale będę walczył o uratowanie naszego małżeństwa - odpowiada jej twardo i bezkompromisowo. Nie dając się złamać, co wyjątkowo mnie cieszyło. Dość łatwego wygrywania Nelle, która myślała, że jest pępkiem świata. - Za to ty wkrótce poniesiesz konsekwencje tego wszystkiego, przekonasz się. Ta afera pogrąży wszystkich w tym między innymi ciebie. Myślisz, że ktokolwiek będzie chciał współpracować z naszym portalem po czymś takim? Nikt nam nie zaufa. Stracimy wszelkie kontakty i dojścia. Może mnie zwolnią, ale ty również pójdziesz z nami na samo dno.
- Przykro mi, ale znowu się mylisz, skarbie. Nadal mnie nie doceniasz. Tak się składa, że porzucam ten tonący pokład i od przyszłego miesiąca będę pracować gdzie indziej i to na dużo lepszym stanowisku. Zniszczenie konkurencji jest tam wyjątkowo mocno cenione - Chris zaciska dłonie w pięści, znajdując się pewnie na granicy wytrzymałości. Nelle rzeczywiście pomyślała dosłownie o wszystkim. Heidi miała rację, że odpowiednio zadbała o siebie, zanim rozpętała to piekło. - Przykro mi, ale takie jest życie. Trzeba nauczyć się walczyć o swoje. W innym przypadku kończy się właśnie tak, jak ty w tym momencie.


Nie będąc w stanie dłużej wytrzymać biernego obserwowania i słuchania tego zmieniającego tak wiele dialogu. Postanawiam ujawnić swoją obecność. Wchodzę do salonu z ironicznymi oklaskami dla swojej byłej dziewczyny, która pokazała dziś nam swoje prawdziwe i wyjątkowo paskudne oblicze. Zapominając o próbie polubownego załatwienia sprawy tego artykułu, czy jakichkolwiek innych kwestii.


- Oto cała i w pełni prawdziwa Nelle Lisberg. Gratuluję przebiegłości i gry aktorskiej podczas trwania naszego związku. Powiem ci, że byłaś nad wyraz przekonująca - zaczynam ironicznie, wzbudzając spore zdziwienie u Nelle i Chrisa swoją obecnością.
- Stefan? Co ty tutaj robisz? Nie wiesz, że nie wchodzi się do czyjegoś mieszkania bez zaproszenia? Towarzystwo kelnereczki tak szybko pozbawiło cię dobrych manier? - Nelle od razu przystępuje do ataku. Nic sobie nie robiąc z faktu, że poznałem całą prawdę o niej. Dla niej było to bez żadnego znaczenia.
- Pukałem, ale byłaś zajęta kłótnią ze swoim ukochanym, a raczej byłym ukochanym. Muszę przyznać, że ostatnio palisz za sobą sporą mostów - odpowiadam jej w podobnym tonie, spoglądając przy okazji na Chrisa, który unika mojego wzroku.
- Mam tego dość. Wychodzę. Nie myśl sobie jednak Nelle, że tak to zostawię - sekundę później opuszcza mieszkanie. Widocznie tego było dla niego za wiele. Nie mogłem się jednak mu dziwić. Za nic nie chciałbym znaleźć się na jego miejscu. To, co mnie spotkało ze strony brunetki, to zwykły pikuś w porównaniu z tym, jakie piekło urządziła jemu.
- Droga wolna. Obydwaj nie jesteście warci mojego zainteresowania. Zadowalacie się pospólstwem, którym sami zresztą jesteście - macha lekceważąco ręką, uważając się za dużo lepszą od nas.


- W takim razie, po co ze mną byłaś przez tyle czasu? Chciałaś wzbudzić w Chrisie zazdrość? Coś ci się chyba jednak nie udało. Melinda nadal jest dla niego tą najważniejszą - śmieję się szyderczo, a złość wprost we mnie buzuje. To, czego Nelle się dopuściła, było wprost nie do pomyślenia. Jak mogła uknuć tak podłą intrygę i skrzywdzić po drodze tyle bezbronnych osób?
- Nie chodziło mi tylko o Chrisa, a przynajmniej nie później. Okazało się, że związek z tobą niesie za sobą spore korzyści. Aż żal było z nich nie skorzystać. Te kilka miesięcy było świetną przepustką do wcześniej zamkniętych dla mnie drzwi. Opłacało się trochę z tobą pomęczyć. Gdyby nie ta przeklęta Norweżka, osiągnęłabym jeszcze więcej. Robiłeś przecież dla mnie wszystko - podchodzi bliżej, ciskając niemal gromami w moim kierunku. - Skoro już jednak wszystko wiesz. Po prostu stąd wyjdź! Nie mam czasu na rozmowy z tobą. Muszę podzielić się jeszcze małą rewelacją ze swoją byłą przyjaciółką - wskazuje mi na drzwi, sięgając bez cienia zawahania po swój telefon.


- Naprawdę chcesz narazić na taki stres kobietę w ciąży? Wiesz, jak to się może odbić na dziecku? Czy ty nie masz w sobie żadnych skrupułów? - staram się na nią jakąś wpłynąć. Chcąc oszczędzić Melindzie takiego przykrego doświadczenia. Niczym sobie na nie nie zasłużyła, a już na pewno nie teraz, gdy znajdowała się w błogosławionym stanie.
- Co mnie obchodzi ten bachor? To już jej problem. Mogła lepiej pilnować swojego mężusia. Poza tym chyba lepiej, żeby wiedziała, z jakim człowiekiem dzieli swoje życie - patrzę na Nelle z jawnym potępieniem. Nie wierząc, że można być, aż tak na wskroś złym człowiekiem. To wprost coś niewiarygodnego.
- Jesteś chora. Potrzebujesz pomocy jakiegoś specjalisty. Ta twoja wygórowana ambicja i przekonanie o swojej wyjątkowości doprowadzi cię w końcu do zguby. Zostaniesz sama i to bardzo niedługo, bo nikt nie zniesie kogoś takiego, jak ty - ostrzegam ją, co kwituje wyłącznie głośnym wybuchem ironicznego śmiechu. Nic do niej nie docierało. Zachowywała się jak obłąkana.
- Radziłabym ci lepiej dobierać słowa, bo za chwilę gorzko tego pożałujesz. Tak się składa, że moi rodzice nawiązali ostatnio bardzo dobre kontakty z właścicielem takiego jednego plotkarskiego pisemka, które z wielką chęcią przybliżyłoby życie twojej nowej wybranki. To w końcu temat na czasie. Jak myślisz, ile kosztowałby wywiad z mamusią alkoholiczką tej twojej ladacznicy? Za ile sprzedałaby wszystkie brudne tajemnice swojej ukochanej córeczki i dodała jeszcze trochę od siebie? - zastanawia się z niewinną miną, a mi wprost odejmuje mowę. Przecież po czymś takim Heidi by się na pewno załamała. Nie mogłem do czegoś takiego dopuścić pod żadnym pozorem. Doskonale wiedząc, że jej rodzicielka za odpowiednią sumę mogła być zdolna dosłownie do wszystkiego.
- Nie zrobisz tego. W innym przypadku to ja zniszczę twoje życie, rozumiesz? Zostaw Heidi w spokoju - łapię ją za nadgarstek z jawnym ostrzeżeniem. Spokój Heidi był dla mnie najważniejszy. Za jego cenę byłbym w stanie zrobić wszystko.


- Puść mnie! - wyrywa swoją rękę. - Nie zrobię tego tylko pod jednym warunkiem. Skończysz z nią i to raz na zawsze bez wyjawiania prawdziwego powodu, jasne? Wtedy dam wam święty spokój - wypowiedziane słowa rozbrzmiewają echem w mojej głowie raz po raz, zupełnie do mnie nie docierając.
- Słucham? - mam wrażenie, że się po prostu przesłyszałem.
- Koniec waszej znajomości za cenę spokoju. Decyzja należy do ciebie. Nigdy nie pozwolę, aby ktoś taki jak ona ze mną wygrała. Nie dopuszczę do tego, choćby nie wiem co.
- Nie dam ci się szantażować, Nelle. Nie zostawię Heidi - sama myśl, że mógłbym jej nigdy więcej nie przytulić, nie zobaczyć tego wyjątkowego uśmiechu, czy nie wdać w kolejną fascynującą rozmowę jest nie do zniesienia.
- Jak chcesz. W takim razie przekaż jej, że niedługo stanie się wyjątkowo sławna, a podziękować za to będzie mogła wyłącznie tobie. A teraz wyjdź i to natychmiast. Inaczej w tej chwili spełnię swoją groźbę i jeszcze dziś ktoś pofatyguje się do tej cholernej Norwegii. Nie myśl sobie jednak, że to koniec. Jeszcze mnie popamiętacie - wzburzona Nelle popycha mnie w stronę drzwi. Niezadowolona, że od razu nie przystałem na jej żałosny szantaż. Nie miałem jednak żadnej pewności, czy przypadkiem wkrótce nie będę musiał na niego przystać, gdy nie znajdę innego sposobu na ochronę Heidi przed rzuceniem jej na pożarcie dziennikarskim hienom.


Z szalejącymi wewnątrz mnie negatywnymi emocjami. Wychodzę na świeże powietrze, niemal zderzając się ze świetnie znanym mi mężczyzną. Co on jeszcze tutaj w ogóle robił?
- Możemy chwilę porozmawiać? - Chris pyta się mnie niepewnie. Zaciągając się mocniej palonym przez siebie papierosem.
- Nie wiem, czy mamy o czym. Wszystko jest dostatecznie jasne - wzruszam obojętnie ramionami. Opierając się ze zrezygnowaniem o ścianę budynku.


- Przepraszam, Stefan za wszystko, co cię przeze mnie spotkało. Naprawdę tego nie chciałem. Wiem, że jestem skończonym draniem i to inni cierpią za moje winy - wyglądał na kompletnie załamanego. - Obiecuję, że osobiście dopilnuję, aby ten artykuł zniknął jak najszybciej. Pojawią się też na pewno przeprosiny i sprostowanie. Nie zostawię tego w takim stanie- zapewnia.
- Przynajmniej tyle dobrego - obecnie nie potrafiłem się z tego cieszyć. Wiedząc, że nad głową Heidi zawisły wyjątkowo ciemne chmury. Co ja miałem z tym teraz zrobić?
- Wiem też, że nie miałem prawa przespać się z Nelle. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję. Gdybym mógł tylko cofnąć czas - spuszcza swój wzrok na ziemię, wykończony tym wszystkim.
- To już nie ma dla mnie znaczenia. Rozstałem się z Nelle. Za to ty powinieneś powiedzieć Melindzie, zanim zrobi to, sam wiesz kto. Ona nie odpuści, dopóki nie pozbawi nas wszystkiego, na czym nam najbardziej zależy - radzę mu życzliwie.
- Zrobię to, gdy tylko wrócę do domu. Najwyższy czas ponieść konsekwencje swoich czynów. Za to ty nie uginaj się przed Nelle. Cokolwiek by nie zrobiła, walcz z nią. Tylko tak można się od niej uwolnić. Jesteś porządnym człowiekiem i zasługujesz na szczęście. Niech ktoś taki, jak ona ci go nie odbierze - wyciąga w moim kierunku dłoń, którą po krótkim zawahaniu ściskam. Dochodząc do wniosku, że Chris był tylko jeszcze jedną ofiarą podłych manipulacji i obsesji Nelle.
- Dziękuję i powodzenia z uratowaniem małżeństwa. Mam nadzieję, że wam się uda - kiwam mu lekko głową na pożegnanie, po czym zmierzam do samochodu. Przez cały czas zastanawiając się, jak rozwiązać sprawę szantażu Nelle. 


Zatrzaskuję drzwi od mieszkania, rzucając klucze na pobliską komodę, gdzie zostawiam również dzwoniący nieustannie telefon. Nie miałem aktualnie najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Gdy pierwszy szok minął, zaczynało do mnie wszystko dochodzić i to z podwójną mocą. Moja łatwowierność, zbytnia ufność komu tylko popadnie, brak umiejętności poznania się na ludziach, czy świadomość, że byłem zwykłą marionetką w rękach Nelle, która nawet teraz próbowała sterować moim życiem i decydować o tym z kim mógłbym się związać. Zrezygnowany siadam przy kuchennym stole, chowając twarz w dłonie. Czując się tym wszystkim wykończony i taki bezsilny. Jedyne czego byłem pewien podczas tego koszmarnego dnia to to, że kocham Heidi i jej szczęście jest dla mnie najważniejsze. Choćbym miał na jego rzecz poświęcić nawet swoje własne. 


💗💗💗💗


10.01.2021


Dość późnym już popołudniem, gdy za oknami powoli zaczynał zapadać zmrok, kolejny raz wybieram numer Stefana. Wsłuchując się w doskonale znane mi sygnały oczekującego połączenia z nadzieją, że w końcu odbierze i zapewni, że wszystko jest z nim, w jak najlepszym porządku. Oczywiście znowu się porządnie rozczarowując, gdy moje starania pozostają bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Od kilku dobrych godzin Stefan nie dawał żadnego znaku życia, przez co coraz bardziej się o niego martwiłam. Wiedziałam, że jego rozmowa i spotkanie z Nelle to był fatalny pomysł i nie skończy się niczym dobrym. Z tą dziewczyną nie było mowy o żadnych negocjacjach, a już na pewno nie dało się dojść do jakiegokolwiek sensownego kompromisu. Zaczynałam żałować, że w ogóle mu na to pozwoliłam, zamiast być przy nim i otoczyć należytym wsparciem, którego bez wątpienia dzisiejszego dnia niezwykle potrzebował.


Z rezygnacją odrzucam telefon na łóżko, wyzbywając się resztek złudzeń, że w ten sposób uda mi się skontaktować z Austriakiem. Stefan mógł sobie udawać, że ten beznadziejny artykuł w ogóle do nie dotknął, ale ja i tak byłam pewna, że to nieprawda. Nikt nie potrafiłby przejść obojętnie wobec czegoś tak podłego i niesprawiedliwego. Najgorsze było to, że on niczym sobie na to nie zasłużył, a chora zemsta Nelle była kompletnie bezpodstawna. Nie miałam pojęcia, co to dziewczyna chciała osiągnąć i dlaczego nie potrafiła w końcu odpuścić. Przecież to była droga prowadząca do nikąd, która mogła jej przynieść wyłącznie marną i krótkotrwałą satysfakcję.


Od rana nieustannie starałam się też wmawiać samej sobie, że całe to absurdalne zamieszanie nie jest moją winą, ale gdzieś w głębi siebie dobrze wiedziałam, że było zupełnie inaczej. W końcu, gdybyśmy nie odnowili znajomości, Stefan nie byłby dzisiaj na świeczniku większości austriackich mediów. To ja ostatnio przynosiłam mu wyjątkowego pecha i dostarczałam niemałych problemów, a mimo to on nadal uparcie walczył o danie nam przeze mnie szansy na związek. W dodatku za każdym razem w takich przypadkach, jak ten z Nelle martwił się najpierw o moją osobę, siebie spychając na dalszy plan. To było coś wprost niewiarygodnego. Tak samo, jak jego determinacja w walce o nasze, wciąż nie do końca pewne uczucia i pozbycie się wszystkich moich uprzedzeń względem wspólnej przyszłości. Naprawdę chciałam spróbować, ale jak miałam się odważyć, gdy na każdym kroku spotykało nas coś takiego? Oddałabym naprawdę wiele, aby to wszystko między nami okazało się czymś dużo łatwiejszym.


Nie mogąc dłużej wytrzymać tej trwającej od samego rana niepewności i braku jakichś nowych wieści. Wychodzę ze swojego pokoju, kierując się mimowolnie do salonu, gdzie znajdowali się Inge z Michaelem, którzy wcale nie byli mniej zdenerwowani ode mnie. Obydwoje tak samo, jak ja przejmowali się tym wszystkim. Chcąc dla swojego przyjaciela jak najlepiej.


- Stefan od was też nie odbiera? - pytam, siadając zmęczona całym tym stresem na kanapie, licząc że może mają dla mnie jakieś dobre wiadomości.
- Niestety nie. Nie wiem, co on sobie myśli, ale to ignorowanie zaczyna doprowadzać mnie do szału. Chce nas wpędzić do grobu, czy co - Inge kręci z irytacją głową. - Mógłby chociaż dać jakiś znak, że żyje. Wyszedł stąd przecież mocno zdenerwowany. To na pewno nie sprzyja jeździe samochodem.
- Nie popadajmy w jakieś skrajności. Na pewno nic mu nie jest - Michael jak zawsze stanowił nasz głos rozsądku i nie pozwalał wpadać w jakąś niepotrzebną i niczym niepopartą panikę.
- Michi, sam jednak wiesz, że takie zachowanie nie jest w jego stylu. On nie zwykł nikogo ignorować i znikać bez słowa. Coś się musiało stać - Inge nie odpuszcza, a ja w pełni się z nią zgadzałam. Stefan zawsze odbierał telefon albo przynajmniej niedługo potem oddzwaniał. W dodatku sam obiecał do mnie zadzwonić po rozmowie z Nelle.
- Czasami każdy chce pobyć przez chwilę sam z daleka od wszystkich i wszystkiego. Same też dobrze o tym wiecie - obydwie patrzymy na niego z nieukrywaną wątpliwością. Mówiliśmy w końcu o największej gadule świata, która bez względu na swój nastrój i tak zawsze szukała kogoś do rozmowy. Stefan nie cierpiał samotności. - Zgoda. W tym przypadku faktycznie trwa to trochę za długo. Pojadę do niego i sprawdzę, co się z nim dzieje - kapituluje ku radości swojej narzeczonej, która nagradza go za to całusem w policzek.
- A może ja mogłabym to zrobić? - oferuję nieśmiało. Dobrze wiedząc, że nie zniosę kolejnych godzin trwania w takiej niewiedzy i domysłach. Wystarczająco już czekałam.
- Jeśli tylko chcesz. Tak chyba będzie zresztą najlepiej. Masz na niego największy wpływ z nasz wszystkich - Michael zgadza się bez większych problemów, a ja bez żadnego wahania zmierzam w stronę niewielkiego korytarza, zaczynając się w pośpiechu ubierać. Nie chciałam tracić więcej ani minuty.


- Zadzwoń, gdybyś go jednak nie zastała. Poszukamy go wtedy razem - Austriak prosi na pożegnanie.
- Zgoda. Na pewno was od razu poinformuję, gdy tylko się czegoś dowiem - obiecuję. Mając zamiar dotrzymać słowa.
- I przekaż mu, aby się odezwał, bo inaczej tego pożałuje - dodaje Inge, która sądząc po jej minie, najchętniej wybrała się razem ze mną.


Dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania raz po raz. Nie mając zamiaru odpuścić. Dobrze wiedząc, że tego właśnie oczekiwał jego właściciel. Niestety się rozczaruje, bo na pewno nie odejdę stąd z pustymi rękoma. Musiałam się najpierw upewnić, że Stefanowi nic nie jest. Sądząc po jego zachowaniu, można było jednak przypuszczać, że posiadany przez niego nastrój niestety odbiega daleko od ideału. Nie miałam tylko pojęcia, co takiego Nelle zrobiła, że doprowadziła go do takiego fatalnego stanu. Cokolwiek to było musiało go wyjątkowo mocno zaboleć.


- Proszę cię, otwórz. Porozmawiaj ze mną. Wiem, że tam jesteś - mówię, równocześnie głośno pukając. Chcąc zmusić go tym do jakiejś reakcji. - Stefan, to naprawdę nie jest zabawne. Martwię się o ciebie, słyszysz?
- Niby skąd wiedziałaś, że jestem w środku? - odzywa się w końcu ledwo dla mnie słyszalnie po trwającym wieczność oczekiwaniu. Nie kwapiąc się jednak do wpuszczenia mnie do środka.
- Masz zapalone światła, geniuszu. Widać je już z daleka, jakbyś nie wiedział - odpowiadam mu z wyraźnym przekąsem, słysząc po chwili tak upragniony dźwięk otwierania drzwi. Zanim jednak przekroczę próg mieszkania i się spostrzegę, Stefan znika we wnętrzu. Ani myśląc się ze mną przywitać. To dawało mi jasny sygnał, że było gorzej niż myślałam. Ściągam dlatego w pośpiechu swoją kurtkę, odwieszając ją niedbale na wieszak, a następnie ruszam z determinacją na jego poszukiwania. Musiałam znaleźć sposób na wyrwanie Stefana z tego dziwnego otępienia i kto wie czego jeszcze. On nie mógł się w żadnym wypadku załamać. Na pewno nie przez kogoś takiego jak Nelle.


Odnajduję go dosyć szybko siedzącego przy kuchennym stole w towarzystwie jakiejś butelki mocnego alkoholu, co wprawia mnie w spore zdumienie i ogromne niezadowolenie. Nienawidziłam, gdy ktokolwiek z moich bliskich próbował rozwiązywać swoje problemy za pomocą alkoholu.
- Burbon? Serio? - biorę butelkę do ręki, przyglądając się jej z uwagą i sporym niesmakiem. Starając zwrócić na siebie uwagę Stefana, błądzącego swoimi myślami daleko stąd.
- Nic innego nie miałem pod ręką, a wizyta w sklepie jakoś się mi nie uśmiechała - odpowiada mi z obojętnością. Nie miałam pojęcia, co się z nim stało. Zachowywał się jak nie on. Miałam wrażenie, jakby go ktoś podmienił i to na wyjątkowo marudnego oraz pozbawionego radości z życia gbura.
- Alkohol nie jest żadnym rozwiązaniem, a ja mam dość patrzenia, jak ktoś dla mnie ważny topi w nim swoje niepowodzenia. Tym bardziej, gdy jutro czekają na niego obowiązki. Lepiej porozmawiajmy. To o wiele lepszy pomysł - staram się przemówić mu do rozsądku z nadzieją, że mnie posłucha. Jak najszybciej chciałam też odzyskać swojego Stefana, a nie patrzeć na tę marną imitację, którą miałam przed sobą.
- Nikt nie każe ci patrzeć. Możesz sobie iść. Tak zresztą będzie najlepiej. Chcę być sam. Moglibyście to uszanować - ignoruję lekkie ukłucie w sercu, które wywołały wypowiedziane przez niego słowa, starając się nie brać ich przesadnie do siebie. Chciałam wierzyć w to, że w normalnym stanie na pewno by tak nie powiedział. Może rzeczywiście powinnam dać mu dzisiaj spokój i poczekać?
- Jak sobie chcesz. Chciałam, tylko żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy? Niezbyt cię to chyba jednak interesuje. Najlepiej bezsensownie się upić, ale to już nie moja sprawa - kręcę zrezygnowana głową, zmierzając powoli w stronę wyjścia. Nie chcąc dopuścić do jakiejś większej sprzeczki między nami. Czasami najlepiej było po prostu odpuścić.
- Heidi, zaczekaj. Przepraszam cię. Zostań - niespodziewanie dogania mnie w kilku krokach, mocno do siebie przytulając. Od razu odwzajemniam jego uścisk. Uśmiechając się pod nosem. Nie będąc się w stanie na niego gniewać.
- Porozmawiamy? - ponawiam swoją propozycję, na którą tym razem niemal od razu przystaje.


- Co się stało? Co ta cholerna Nelle znowu narobiła? - dopytuję, wylewając do zlewu pokaźną zawartość szklanki stojącej na stole, a butelkę z alkoholem odstawiam poza zasięg jego wzroku. Lepiej było nie kusić losu.
- Nic nowego. Pokazała jedynie, jak bardzo naiwny jestem. Można mi wcisnąć każdą bajeczkę, a ja się na nią nabiorę. Udawać, że jest się we mnie na zabój zakochaną, a potem zdradzać z przyjacielem i wykorzystywać za plecami. Dzień jak co dzień - mówi z goryczą, uśmiechając się smutno. Zaczynając opowiadać ze szczegółami, czego dowiedział się dzięki podsłuchanej rozmowie, a ja mam w tym momencie nieodpartą ochotę wybrać się do Nelle i wszystko jej wygarnąć. Jak ona mogła dopuścić się tak podłych rzeczy, a potem jeszcze udawać pokrzywdzoną. To wprost nie mieściło się mi w głowie. Kto przy zdrowych zmysłach zachowywałby się w taki sposób i dopuszczał takiej zabawy uczuciami innych? - Jestem beznadziejny i taki ślepy. Nic dziwnego, że potem dostaję za swoje i taka Nelle bez skrupułów mnie wykorzystuje. Może gdybym był podłym draniem, wszystko byłoby prostsze i nie czułbym się teraz jak największy idiota pod słońcem? Jak mogłem niczego nie zacząć wcześniej podejrzewać?
- Stefan, wcale nie jesteś beznadziejny. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Jednym z najlepszych, jakich miałam okazję poznać. Wszyscy cię uwielbiamy. Nawet nie próbuj myśleć o sobie inaczej. To Nelle powinna się wstydzić za swoje perfidne czyny, a nie ty - siadam obok niego, kładąc swoją dłoń na jego w geście pocieszenia.
- Heidi, ale to ja jej na to pozwoliłem. Robiłem wszystko, czego tylko chciała. Zaniedbywałem rodzinę, przyjaciół, a z tobą zerwałem kontakt. I to w imię czego? Nieistniejących uczuć i związku który nigdy nie miał racji bytu - mówi z jawną kpiną i niedowierzaniem.
- To już bez znaczenia. Nelle i jej czyny to przeszłość, a ty musisz pójść na przód - staram się przemówić mu do rozsądku i zmusić do trzeźwego osądu sytuacji.
- Nie byłbym tego taki pewien. Ten artykuł to raczej nie koniec. Ona nie odpuści i zrobi wszystko, aby nas ze sobą rozdzielić. Nelle nie może patrzeć na szczęście innych. To doprowadza ją do szału - Stefan patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. A ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest jeszcze coś, czym się martwi, a co uparcie postanowił przemilczeć.
- Niech więc próbuje. Zobaczymy, czy się jej uda. Zapamiętaj, że jesteśmy w tym razem. Cokolwiek by się nie stało, ja zawsze będę przy tobie - ściskam mocniej należącą do niego dłoń. Gotowa zaryzykować i rzucić się w nieznane. On był tego zdecydowanie warty.


- Razem? - Stefan spogląda na nasze splecione ze sobą dłonie, jakby nie dowierzając w wypowiedziane przeze mnie przed momentem słowa.
- Tak, razem. Długo o tym wszystkim dzisiaj myślałam i zrozumiałam, że przez całe życie ze strachu, bez żadnej walki rezygnowałam ze wszystkiego, co miało dla mnie znaczenie. Uważając, że na to nie zasługuję. Z ciebie jednak nie potrafię zrezygnować. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Dlatego chcę bez zbytniego pośpiechu spróbować kontynuować, to co jest między nami. Dajmy się temu toczyć samoistnie. Dość uciekania i zaprzeczania, że jest między nami coś wyjątkowego. Nie wiem, co z tego wyjdzie i czy w ogóle się uda, ale ten jeden raz mam zamiar zaryzykować. Chodźmy więc dalej na te randki i róbmy wszystko, co się z nimi łączy. Stefan, naucz mnie bycia z drugą osobą - przesiadam się odważnie na jego kolana, dzieląc się z nim z delikatnym uśmiechem swoim postanowieniem, które wprawia go w totalne niedowierzanie. Byłam pewna, że kompletnie się czegoś takiego nie spodziewał.
- Mówisz poważnie? - próbuje się upewnić, zapewne sądząc, że to jakiś żart z mojej strony.
- Jak najbardziej - zniżam swój głos do szeptu, a potem tak po prostu łącze nasze usta w delikatnym pocałunku, nie mogąc się zwyczajnie powstrzymać. Zmarnowałam już wystarczająco dużo czasu na tłumienie swoich prawdziwych pragnień. Kolejnych nie zamierzam.


- Coś nie tak? - pytam niepewnie, gdy niespodziewanie przerywa w mojej ocenie zdecydowanie za szybko nasz pocałunek, aby mnie najzwyczajniej w świecie przytulić.
- Nie. Po prostu nadal nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś. Myślałem, że przekonanie cię będzie o wiele trudniejsze. To chyba jakiś sen - uśmiecha się promiennie. Znowu zaczynając powoli przypominać siebie. I choć przepełniała mnie ogromna radość, coś nadal nie dawało mi spokoju. Ten dziwny niepokój czający się w oczach Stefana. Wolałam jednak na razie na niego nie naciskać i poczekać, aż sam zechce się ze mną podzielić tym dręczącym go problemem.
- Wczoraj skutecznie mnie przekonałeś. Po takim wieczorze raczej żadna nie potrafiłaby się ci oprzeć - śmieję się, wspominając wspólnie spędzone chwile, które przypominały najprawdziwszą magię. - A teraz koniec smucenia i myślenia o wrednej Nelle, przynajmniej do jutra. Zgoda?
- Postaram się specjalnie dla ciebie.


Na całe szczęście naprawdę udaje mi się skutecznie poprawić humor Stefanowi i odciągnąć, choćby częściowo jego myśli od Nelle i wszystkiego, co z nią związane. Starałam się za wszelką cenę wciągać go nieustannie w rozmowę na same lekkie tematy, czy też skutecznie zająć pomocą w przygotowaniu dla nas posiłku, gdy okazało się, że przez cały dzień nie miał nic w ustach, które sprawiają nam mnóstwo frajdy. W nagrodę otrzymując coraz częściej widniejący uśmiech na jego twarzy. O co od samego początku właśnie mi chodziło.


- Wspólne gotowanie to kolejna rzecz, którą możemy odhaczyć na liście tych zrobionych razem po raz pierwszy, a które mamy już za sobą - Stefan przyciąga mnie lekko do siebie, gdy kończę zmywać naczynia, mimo jego protestów, abym zostawiła to w spokoju.
- Nie wiedziałam, że prowadzisz taką specjalną listę - droczę się z nim, uśmiechając w jego stronę z przekorą. - To, co będzie następne?
- Nie wiem. Może wspólnie spędzona noc? Jest już późno i tak sobie pomyślałem, że może byś została? Byłoby mi bardzo miło. W innym przypadku będę musiał cię odprowadzić, bo na pewno nie wypuszczę cię stąd samej - nieoczekiwanie wystosowuje zaproszenie, na które nie mam bladego pojęcia, jak zareagować. W ogóle się go nie spodziewając.
- Wiesz, że jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać? Chodzenie po ulicach wieczorem nie jest mi straszne. Poza tym, gdybyś zapomniał, to wspólną noc mamy już za sobą i to się nie liczy do naszej listy - unoszę sugestywnie brew do góry. - Mieliśmy się też z niczym przesadnie nie spieszyć. No i od niedawna wyznaję kodeks dziesięciu pierwszych randek, także musisz uzbroić się w sporą cierpliwość w kwestii pewnych spraw - dodaję, śmiejąc się głośno na widok jego lekko zażenowanej miny. Chyba trochę przesadziłam w tych przekazanych mu rewelacjach.
- Małpko, ale mi chodziło jedynie o nocowanie. Odstąpię ci nawet swoje łóżku, jeśli tylko chcesz i sądzisz, że wspólne podkreślam od razu tylko spanie, to na razie za wiele - szybko się mityguje, co tym razem powoduje u mnie spore zawstydzenie. - Ale że kodeks iluś tam randek? Skąd ty to wzięłaś? - dopytuje ani myśląc odpuścić. Wyraźnie będąc tym mocno zaciekawionym.
- Z takiego jednego filmu - wzruszam ramionami, gdy kwituje moją odpowiedź wybuchem śmiechu. - Śmiej się śmiej. Ja to sobie zapamiętam. Będziesz bardzo biedny, gdy zacznę go rzeczywiście przestrzegać - rzucam ostrzegawczo.
- Heidi, ja jestem tylko ciekawy. Opowiesz mi o nim coś więcej? Powinien chyba wiedzieć, skoro mnie również to dotyczy - dalej sobie ze mnie żartuje. Nic sobie nie robiąc z moich ostrzeżeń.
- Z wielką chęcią. Mianowicie następny pocałunek będziesz mógł spróbować mi skraść za minimum cztery randki. Wróć, za pięć w ramach kary za złamanie zasad już na pierwszej - kłamię bez mrugnięcia okiem.
- Teraz to już na pewno sobie żartujesz - minka wyjątkowo szybko mu rzednie.
- Przykro mi, ale nie - staram się zachować powagę.
- W takim razie będziemy musieli poważnie przedyskutować te beznadziejne zasady i poddać im lekkim negocjacjom. Kompromisy są najważniejsze - zbliża się coraz bardziej do mnie, a ja nie mam nic przeciwko temu.
- One nie podlegają negocjacjom - mówię z udawanym uporem, gdy nasze usta prawie się ze sobą stykają.
- Wszystko podlega, a już na pewno kwestia tego - odpowiada mi, a potem bezkarnie wpija się gwałtownie w moje wargi, przyprawiając o szybkie bicie serca. Choć to był dopiero sam początek, to już doskonale wiedziałam, że jego pocałunki nigdy mi się nie znudzą.


Po wyrażeniu zgody na nocowanie i wspólnym spędzeniu niezwykle udanego wieczoru. Układam się niepewnie na samym brzegu łóżka należącego do Stefana. Czekając, aż sam zjawi się w sypialni. Od razu wyczuwając zapach jego doskonale znanych mi perfum, którymi przesiąknięta była pościel. Nie do końca potrafiąc odnaleźć w tej niespodziewanej i całkowicie nowej dla mnie sytuacji. Nie przywykłam do dzielenia z kimś łóżka wyłącznie w celu wydawać by się mogło tak prozaicznej czynności, jak zwykły sen, który dla mnie stanowił jednak coś o wiele bardziej intymnego od chociażby przypadkowego seksu. Zawsze uważałam, że abym mogła dzielić z kimś swój największy azyl, potrzebne było między nami zaangażowanie, jakaś emocjonalna więź, czy przede wszystkim zaufanie. Nawet podczas tego dziwnego tworu, bo związkiem nie dało się tego nazwać, jakim była moja beznadziejna relacja z Leo, nigdy nie pozwoliłam sobie przy nim zasnąć. Obawiając się, że właśnie wtedy zaatakują mnie koszmary, będące wciąż żywą projekcją wspomnień z dzieciństwa, które po dzień dzisiejszy mnie niekiedy atakowały. Wątpiłam, że byłby w stanie to zrozumieć. Jedyną osobą stanowiącą wyjątek w kwestii wspólnego spania był właśnie Stefan. Jakimś paradoksem było, że jemu potrafiłam zaufać zaledwie po kilku godzinach znajomości, o czym inni faceci mogli sobie tylko pomarzyć, nawet po latach znajomości ze mną.


- Dobranoc, Stefan - uśmiecham się lekko w jego stronę. Życząc dobrej nocy. Odwracając się następnie do niego plecami. Uważając, że tak będzie najbezpieczniej.
- Dobranoc. Śpij dobrze - odpowiada mi w podobnym tonie, gasząc niewielką lampkę, stojącą na szafce nocnej po jego stronie. Przez następne minuty leżę sztywno na samym krańcu mebla. Zważając na każdy nawet najmniejszy ruch, czy oddech. Coraz bardziej sfrustrowana swoją absurdalną niezręcznością i brakiem poczucia komfortu. Jak miałam nauczyć się egzystować we dwójkę i podjąć próbę stworzenia normalnego związku, skoro zwykłe spanie obok drugiej osoby sprawiało mi tyle problemów? Czy poczucie bliskości drugiej osoby już zawsze będzie dla mnie takie problematyczne i powodujące prawdziwy mętlik w głowie?


- Chodź tutaj, bo zaraz jeszcze mi w końcu spadniesz - nieoczekiwanie Stefan obejmuje mnie w talii i przysuwa do siebie. Zamykając w swoim szczelnym uścisku, który wywołuje u mnie sporą dozę przyjemności, a nie negatywne emocje, które z góry zakładałam. To było wyjątkowo miłe zaskoczenie. Może jednak nie było ze mną, aż tak źle? - Lepiej? - pyta cicho, całując mnie lekko w skroń, co pomaga mi się ostatecznie odprężyć.
- O wiele. Dziękuję - opieram swoją rękę na tej należącej do niego, która oplatała moją talię. Zamykając z uśmiechem oczy. Niedługo potem nawet nie wiem dokładnie kiedy, odpływam w głęboki i wyjątkowo spokojny sen. Czując się tak po prostu szczęśliwą. Czasami trzeba było tak niewiele do osiągnięcia tego stanu.


11.01.2021

Szybkim krokiem skręcam w ulicę, na której znajdowała się kawiarnia. Już byłam spóźniona do pracy o dobre pięć minut. Przez nieplanowane wcześniej zostanie na noc u Stefana i wspólny poranek, podczas którego opóźniał moje wyjście kilkukrotnie, nie potrafiąc się ze mną rozstać, a następnie przymus wrócenia do mieszkania przyjaciół w celu przebrania się i zabrania materiałów potrzebnych mi na popołudniowe wykłady. Całe to logistyczne przedsięwzięcie zajęło mi zdecydowanie więcej czasu, niż planowałam. Miałam tylko nadzieję, że pani Anne nie będzie mi miała za złe tego drobnego spóźnienia, a Louisa znajdowała się w dobrym humorze mimo poniedziałkowego poranka.


Ostatnie dzielące mnie metry od celu pokonuję praktycznie biegnąc, próbując w ten sposób zminimalizować swoje opóźnienie. Coś jednak bardzo szybko zmusza mnie do gwałtownego wyhamowania. Stojące dwa policyjne radiowozy i zbita witryna kawiarni, dosadnie sugerowały mi, że stała się tutaj wyjątkowa niedobra rzecz. Niemal cała trzęsąc się z nerwów, wchodzę niepewnie do kawiarni, której wnętrze przypominało istne pobojowisko. Praktycznie od razu wpadając na wyjątkowo roztrzęsioną Louisę.


- Całe szczęście, że już jesteś. To jakiś koszmar - patrzy na mnie, niemal ze łzami w oczach. Siedząca przy jednym z ostatnich nadających się do czegoś stolików pani Anne wcale nie wyglądała zresztą lepiej od swojej córki. Sama również miałam ochotę się rozpłakać, patrząc na to wszystko. Kto mógł zrobić coś tak okropnego?
- Co tu się w ogóle stało? - dopytuję, wciąż będąc oszołomiona.


- Pani Heidi Iversen? - zza pleców dobiega mnie poważny i ostry głos policjanta, w stronę którego gwałtownie się obracam.
- To ja - mówię zgodnie z prawdą. Patrząc na niego z mocno niepewną miną.
- Poproszę jakiś dokument potwierdzający tożsamość, a potem chciałbym zadać pani kilka istotnych pytań - od razu spełniam posłusznie jego żądanie, sięgając do torby po portfel. Niczego z tego nie rozumiejąc. - Dobrze, w takim razie możemy zaczynać. Na początku proszę powiedzieć mi wszystko, co pani wie o Maxie Jensenie i Matthiasie Krauze. Jeden z nich to pański chłopak, prawda? - zamieram w zaszokowaniu. Czując jak świat dookoła, zaczyna wirować mi przed oczami. Miałam nieodparte wrażenie, że to był dopiero początek moich problemów. 

wtorek, 4 sierpnia 2020

Rozdział 17


09.01.2021



Za pomocą lokówki zręcznie zakręcam ostatnie kosmyki swoich długich włosów w delikatne fale. Uznając, że nie wyglądają wcale najgorzej, a co więcej, że posiadają nawet lekką nutę elegancji, o której osiągnięcie od samego początku mi właśnie chodziło. Przy okazji po raz kolejny obiecuję sobie, że znajdę w końcu czas na wizytę u jakiegoś fryzjera i porządną metamorfozę długości swoich włosów, co zresztą już dawno powinnam była zrobić, bo były stanowczo za długie i przyprawiały mnie codziennie rano o sporą dozę irytacji i niewiedzy, co z nimi zrobić, aby zanadto mi nie przeszkadzały w codziennych czynnościach, a równocześnie jako tako się przy tym prezentowały. Następnie wpatruję się dosyć niepewnie i ze sporą dozą krytycyzmu w swoje odbicie w łazienkowym lusterku, zastanawiając czy rzeczywiście mój starannie wykonywany przez długie minuty makijaż wygląda dostatecznie dobrze, a przede wszystkim odpowiednio na dzisiejszy wielkimi krokami nadchodzący wieczór, który wciąż stanowił dla mnie sporą zagadkę.


Gdybym tylko wiedziała, że dla Stefana szczegóły naszego spotkania, a raczej randki, jak to uwielbiał podkreślać na każdym możliwym kroku, którymi zgodnie z obietnicą miał się ze mną podzielić, będą dotyczyć jedynie godziny i niczego poza tym, to na pewno tak łatwo bym się na to wszystko nie zgodziła. Tymczasem teraz czekał na mnie wieczór pełen nieznanego i zapewne wielu zaskakujących niespodzianek. Przez co moje zdenerwowanie z każdą minutą tylko przybierało na sile, co doskonale zdradzał, choćby mój niepewny wyraz twarzy.


Podczas ostatnich minionych dni, które minęły mi wprost w mgnieniu oka, starałam się jak najmniej myśleć o naszej randce i całym tym nieoczekiwanym galimatiasie oraz zamieszaniu, które pojawiły się w naszej relacji ze Stefanem. Skupiałam się więc wyłącznie na pracy w kawiarni, a wolny czas przeznaczałam na długie rozmowy z Inge oraz spotkania z Louisą, czy też na powolne kompletowanie notatek, które miały się mi niezwykle mocno przydać do nadchodzących wielkimi krokami egzaminów podczas sesji zimowej, co też zaczynało powoli mi spędzać niestety sen z powiek. Strasznie obawiałam się, że przez spore natężenie obowiązków i zaprzątanie sobie myśli kwestiami osobistymi, coś zawalę i zawiodę pokładane we mnie nadzieje. Rozczarowując najbardziej w ten sposób samą siebie.


Doskonale wiedząc, że nie zostało mi już zbyt wiele czasu do pojawienia się Stefana. Otrząsam się z tych niezbyt optymistycznych rozmyślań. Opuszczam łazienkę, wracając do swojego pokoju, który miałam wrażenie, że przypominał krajobraz, jak po przejściu jakiegoś porządnego tornado. Porozrzucane ubrania znajdowały się dosłownie w każdym możliwym miejscu, a ja mimo to nadal się wahałam, co powinnam ostatecznie włożyć na to wiekopomne wydarzenie, jakim była pierwsza oficjalna randka w moim życiu. Dlatego też na łóżku leżały obok siebie ta słynna sukienka, której zakup wymusiła na mnie Katinka oraz drugi komplet całkowicie się od niej różniący, składający się ze zwykłych spodni i swetra, w których czułam się najlepiej i najswobodniej. Niezdecydowana błądziłam dlatego wzrokiem po obydwu strojach, coraz bardziej skłaniając się jednak ku swojemu standardowemu wyglądowi. To w końcu nie była właściwie taka prawdziwa randka, skoro z góry zakładałam, że powinniśmy zostać ze Stefanem wyłącznie przy przyjaźni. Nie chciałam się znacząco angażować w ten wieczór, aby nie robić sobie ani Stefanowi złudnej nadziei, że coś z tego może się kiedykolwiek udać, a to oznaczało, że cukierkowa sukienka zdecydowanie mogła sobie jeszcze poczekać na swoją kolej.


- Nie, nie i jeszcze raz nie. Zapomnij, Heidi, że pozwolimy ci wyjść w czymś innym niż w tej sukience. Ona jest wprost idealna dla ciebie, a w dodatku wyglądasz w niej prześlicznie - Inge i Louisa która, gdy tylko dowiedziała się, że czekają mnie dzisiaj przygotowania do randki, stwierdziła, że nie może sobie odpusić czegoś tak niespotykanego w moim wykonaniu. Nie czekając na żadne zaproszenie z mojej strony, wchodzą do pokoju, patrząc na mnie spojrzeniami niedopuszczającymi przypadkiem żadnego sprzeciwu.
- Dajcie spokój. Dobrze wiecie, że nie czuję się za dobrze w sukienkach, a już zwłaszcza takich. To nie jest zupełnie w moim stylu - staram się wybić im ten w ich mniemaniu genialny pomysł z głowy. - Poza tym to tylko zwykłe wyjście ze Stefanem, którego na pewno nie interesują moje ubrania - wzruszam ramionami na pokaz, bagatelizując całą tę niepotrzebną otoczkę zbliżających się godzin, choć w środku stresowałam się niemal jak przed najważniejszymi decyzjami w moim życiu.
- Chyba sobie żartujesz. To wasza pierwsza randka i ma być w każdym calu wspaniała, bo na pewno zapamiętacie ją na zawsze. Nie chcę też więcej słyszeć, że będzie ostatnią, bo gwarantuję ci, że na pewno się tak nie stanie. Wspomnisz jeszcze niedługo moje słowa. Dlatego szybko włóż tę sukienkę i to bez żadnej dyskusji. Już i tak jesteś przegłosowana. Katinka i Sophie również podzielają nasze zdanie, a ja mam idealne buty, które będą doskonale do niej pasować. Zmykaj z powrotem do łazienki. Nie zostało ci już dużo czasu - Inge włącza swój autorytarny ton, którego wszyscy zdecydowanie woleliśmy unikać, a Louisa jej tylko w tym wtóruje. Widocznie znęcanie się nade mną sprawiało im dzisiaj mnóstwo frajdy.
- Czy jest na tym świecie ktoś, kto jeszcze nie wie o tej randce? W ciągu ostatniego tygodnia wtajemniczyłyście chyba wszystkich - marudzę, biorąc jednak posłusznie do ręki sukienkę. Opór i tak był daremny w starciu z tak zdeterminowaną Inge.
- Znalazło by się może parę osób, ale pewnie niewiele - Louisa wzrusza obojętnie ramionami, uśmiechając się do mnie z pełnym zadowoleniem. - Katinka i tak nie może sobie wydarować, że wraca dopiero jutro i ominie ją coś takiego. Ty i randka? Przecież to niczym, jak zaćmienie słońca albo przelot komety Halleya - gromię ją tylko wzrokiem, będąc w duchu wdzięczna za nieobecność Węgierki. Do kompletu tych szalonych modowych trendsetterek tylko jej by mi tu brakowało. Wtedy na pewno świeciłabym się jak choinka na Boże Narodzenie. One już by mnie wystroiły, nie okazując przy tym nawet grama litości.


Spoglądam ze sporą dozą niezadowolenia na swoją sylwetkę okrytą tą landrynkową sukienką, starając się ją nieustannie pociągnąć zdecydowanie w dół. Uważając, że jest stanowczo za krótka i jeszcze ten rzucający się w oczy kolor. W dodatku jej fason był tak kompletnie w nie moim stylu, że czułam się niczym przebrana jak na jakieś Halloween. To zdecydowanie był fatalny pomysł z założeniem akurat tego ubrania.
- Zadowolone? - pytam swoje drogie przyjaciółki, gdy tylko opuszczam bezpieczne pomieszczenie łazienki. Zwyczajnie nie mogąc się w nim dłużej ukrywać. To i tak nic by nie dało.
- Bardzo. Wyglądasz wspaniale i strasznie uroczo - Inge kiwa z aprobatą głową. W pełni usatysfakcjonowana.
- Jakby ktoś stworzył ją idealnie dla ciebie - Louisa obdarza mnie następnym komplementem. Ja jednak wcale nie podzielałam jej zachwytów nad swoją osobą.
- Heidi...? Wyglądasz tak inaczej niż na co dzień. Ale jest bardzo ładnie, naprawdę - nawet Michael postanowił się pofatygować do nas z salonu, gdzie do tej pory w świętym spokoju oglądał sobie telewizję. Niczym się zupełnie nie przejmując. Czego ogromie mu zazdrościłam. W przeciwieństwie do niego czułam się przez ostatnie minuty niczym jak na wybiegu w zoo albo w jakimś innym cyrku.


Głośny dzwonek do drzwi mieszkania na całe szczęście przerywa paplaninę dziewczyn, które były o wiele bardziej podekscytowane tym wszystkim niż ja. Oddycham dlatego z olbrzymią ulgą, że czas ich porad na temat randek i tego, co powinno się na nich robić, dobiega nareszcie końca. Głowa od tego mi już niemal pękała.


- Pójdę otworzyć, to pewnie Stefan - udaję się w stronę drzwi, zanim ktoś inny wpadnie na ten pomysł. Po chwili stając już z nim twarzą w twarz. Chłopak lustruje mnie nieśpiesznie od stóp do głów, kończąc ten niespodziewany przegląd pełnym zachwytu wzrokiem na mojej twarzy. W życiu bym nie przypuszczała, że wywrę na nim takie wrażenie za pomocą tak niecodziennego dla mnie stroju.
- Miałem rację, że prędzej czy później zobaczę cię w tej sukience. W końcu się doczekałem. Prześlicznie wyglądasz. Zresztą to żadna nowość, bo zawsze prezentujesz się pięknie - wita się ze mną pocałunkiem w policzek, wręczając przy tym ogromny bukiet czerwonych róż, którym już na samym początku mnie rozczula.
- Dziękuję. Są przepiękne - patrzę przez dłuższą chwilę na swój nieoczekiwany podarunek, a następnie zapraszam Stefana do środka, gdzie czekał już na niego całkiem spory komitet powitalny, którego pewnie podświadomie się od początku spodziewał. Tutaj nie mogło być przecież spokojnie i normalnie. Wita się mimo wszystko przyjaźnie i z pełną swobodą z całą trójką. Nie dało się po nim poznać ani grama zdenerwowania, czego za nic nie mogłam zrozumieć. Jakim cudem Stefan mógł być tak spokojny, podczas gdy ja niemal cała trząsłam się z nerwów?


- To, dokąd się wybieracie? - Inge próbuje się dowiedzieć czegoś istotnego od Austriaka, ale on ani myślał cokolwiek przy mnie zdradzić. Był w tym przypadku nieprzejednany.
- Z wielką chęcią bym ci powiedział, ale zepsułoby to komuś niespodziankę - patrzy na mnie sugestywnie. - Właściwie to powinniśmy się zbierać, jeśli nie chcemy się spóźnić - z wielką ochotą na to przystaję.
- Jestem gotowa. Możemy już iść - sięgam jedynie po swoją torebkę przygotowaną na ten wieczór, a następnie wkładam na siebie ciepły płaszcz.
- Udanego wieczoru - słyszymy jeszcze na pożegnanie od Inge i Louisy, które przypatrywały się naszej dwójce razem z nieukrywaną radością.
- Stefan, tylko odwieź Heidi o jakiejś cywilizowanej godzinie i bądźcie grzeczni. Masz szansę wykazać się tą swoją misterną odpowiedzialnością - Michael patrzy na swojego przyjaciela z zadziwiającą jak na niego powagą. Tego się po nim akurat nie spodziewałam.
- Tak jest, tato - Stefan w mig mu się odgryza wyraźnie rozśmieszony taką postawą blondyna. - Obiecuję, że Heidi będzie ze mną bezpieczna. Nie musicie się dlatego bawić w nadopiekuńczych rodziców. Ze mną włos jej z głowy nie spadnie - dodaje, po czym porządnie rozbawieni opuszczamy mieszkanie. Wolałam nawet nie myśleć, co musiałby przejść z moimi przyjaciółmi jakiś całkiem obcy chłopak, który zaprosiłby mnie kiedykolwiek na randkę. Skoro nawet Stefan nie uniknął lekkiego ostrzeżenia.


Droga do nadal tajemniczego dla mnie miejsca upływa nam w zadziwiająco przyjemnej i bezstresowej atmosferze. Całe moje zdenerwowanie, które towarzyszyło mi przez cały dzień, mimowolnie gdzieś wyparowuje, gdy tylko pogrążamy się w zwyczajowej dla nas rozmowie, choćby o tym, jak minął nam dzień. To pozwala mi się dostatecznie odprężyć i dać po prostu porwać temu, co Stefan dla nas zaplanował. Ten jeden raz postanowiłam przestać wszystko analizować i cieszyć się po prostu trwającą chwilą. Zwłaszcza że podobne do niej mogły się już więcej nie powtórzyć.


Gdy po blisko kwadransie ku mojemu zadowoleniu docieramy w dość znajome mi już rejony Salzburga. Na mojej twarzy zaczyna gościć olbrzymi wyraz podekscytowania i wyczekiwania. Jeśli rzeczywiście wybieraliśmy się tam, gdzie myślałam, to Stefan już na samym starcie ogromnie mi zaimponował. Więcej nawet nie musiał robić.
- DomQuartier, naprawdę? - chcę się ostatecznie upewnić. Mając ochotę zacząć skakać do góry. Towarzyszyła mi przy tym najprawdziwsza dziecięca radość. - Skąd wiedziałeś, że od dawna marzyłam o zobaczeniu tego kompleksu muzealnego? I jak udało ci się zdobyć bilety wstępu? Ostatnio, gdy sprawdzałam, najbliższy wolny termin był dopiero na marzec - od kiedy tylko zamieszkałam w Salzburgu, chciałam zwiedzić to wyjątkowe miejsce, o którym wiele się naczytałam, ale ze względu na olbrzymie zainteresowanie i prawdziwe tłumy odwiedzających przewijające się każdego dnia przez jego liczne budynki i korytarze, musiałam uzbroić się w sporą cierpliwość i grzecznie poczekać na swoją kolej.
- Mam swoje magiczne sposoby. Muszę jednak opanować lekko twój zapał, bo nie zwiedzimy niestety całości, a jedynie Galerie Obrazów, gdzie odbywa się aktualnie wystawa dzieł współczesnych Surrealistów. Pomyślałem, że pewnie chciałabyś je zobaczyć. Może być? - nie miałam pojęcia, jak on to robił, że za każdym razem tak idealnie trafiał w moje gusta. Przecież o lepszym zaproszeniu nawet nie mogłabym marzyć.
- Jeszcze pytasz? Dziękuję ci za to. Jesteś taki kochany w tym wszystkim, co dla mnie robisz - w ramach podziękowań całuję go lekko w policzek, co przyjmuje ze sporym zadowoleniem.
- To przecież nic takiego. Poza tym zaraziłaś mnie na tyle miłością do minionych epok, że odwiedzam teraz muzea z czystą przyjemnością. Liczę też, że być może tym razem uda mi się zrozumieć, o co w ogóle chodzi w tym pokręconym nurcie Surealizmu i dlaczego, aż tak go uwielbiasz. - chwytam ufnie za jego ramię, które życzliwie oferuje. Podążając w stronę przepięknie oświetlonego budynku. Gdzie zebrała się już pokaźna liczba osób, która zdecydowała się spędzić swój czas w ten sam sposób, co my.
- Przede wszystkim kocham go właśnie za to, że jest tak pokręcony i brak w nim jednoznacznych interpretacji. To niemal jak w prawdziwym życiu, nie sądzisz? - czynię wstęp do naszej dłuższej dyskusji, która towarzyszy nam jeszcze na długo po tym, jak przekraczamy drzwi tego czarującego swoją wyjątkowością i kunsztem muzeum. 


Galeria obrazów już od pierwszej chwili sprawia, że zagłębiam się w tak kochany przeze mnie świat mojej największej pasji, jaką bez wątpienia była sztuka i możliwość jej nieustannego poznawania oraz odkrywania na nowo. W dodatku dodatkową frajdę sprawiało mi to, że teraz mogłam to wszystko dzielić z drugą osobą. To była jedna z rzeczy, jaką najbardziej lubiłam w naszej relacji. Możliwość uczenia się od siebie nawzajem całkiem nowych rzeczy i poszerzanie przy tym naszych horyzontów w aspektach, o jakie nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. 


Stefan ku mojemu zdumieniu naprawdę angażował się w podziwianie tej wystawy, wcale nie mniej ode mnie. Z wielką ochotą komentował poszczególne obrazy, wymieniał się ze mną, a także innymi osobami, które poznaliśmy opiniami, a nawet pokusił się o szczegółowe interpretacje, czym wprawił mnie w niemy zachwyt nad swoją osobą. Czasami Stefan przypominał mi chodzący ideał, który powstał jak gdyby specjalnie dla mnie. Kogoś, kto zwyczajnie nie miał prawa istnieć w tym popapranym świecie. A już na pewno nie miał prawa być zainteresowany kimś takim jak ja. To było czymś tak niewiarygodnym, że niekiedy miałam wrażenie, że zwyczajnie śnię.


Byłam tak bardzo zaoferowana tym miejscem, obrazami, panującą atmosferą i wszystkim innym, że nawet ręka Stefana obejmująca od któregoś momentu niezwykle pewnie moją talię, przestała być dla mnie czymś stresującym, czy powodującym większe spięcie. Tutaj było to dla mnie tak naturalnym gestem, jakbyśmy byli ze sobą od bardzo dawna. W tym miejscu i przez te kilka ulotnych momentów to mogło rzeczywiście zaistnieć. Kiedy znajdowaliśmy się z dala od naszych prawdziwych żyć, wszystko wydawało się takie proste i bezproblemowe.


- Jaka to przyjemność widzieć młode osoby w takim miejscu i to na dodatek w sobotni wieczór. To doprawdy dziś prawdziwa rzadkość - przy jednym z podziwianych przez nas obrazów, spotykamy pogodną starszą panią, która patrzyła na nas z ogromną radością i zadowoleniem. - Pięknie razem wyglądacie. Tacy młodzi i bezgranicznie w sobie zakochani, że aż łapie mnie ogromna tęsknota za moją młodością. Ile bym oddała, aby cofnąć czas.
- Dziękujemy - Stefan wyręcza mnie w odpowiedzi, gdyż ja byłam zbyt mocno poruszona słowami tej przemiłej staruszki. Ani myśląc wyprowadzać ją z błędnego przekonania.
- Absolutnie nie macie za co. Życzę wam mnóstwo szczęścia. Walczcie o to, co jest między wami, nieważne jak trudne by to było i nie pozwólcie, aby ktokolwiek wam to odebrał - posyła nam ostatni serdeczny uśmiech, po czym znika tak szybko, jak się pojawiła. Być może to była zawoalowana rada od losu specjalnie dla mnie, abym nie zmarnowała tej niepowtarzalnej szansy przez zwykły strach, albo tylko tak mi się jedynie wydawało.


Po opuszczeniu wystawy, z którą niezwykle trudno było się mi pożegnać. Ze splecionymi ze sobą w mocnym uścisku dłońmi, co nam obydwojgu nieoczekiwanie sprawiało mnóstwo przyjemności. Przemierzamy z uśmiechami pełnymi zadowolenia nieśpiesznie chodnik jednej z najczęściej uczęszczanych ulic, znajdującej się w samym centrum Salzburga. Rozglądam się z ciekawością dookoła, podziewając kolejne szyldy i wystawy eleganckich restauracji, kawiarni, czy butików. Zastanawiając, gdzie będzie nasz kolejny przystanek tego wieczoru. Po cichu liczyłam, że to tajemnicze miejsce okaże się równie wspaniałe, jak DomQuartier i będzie miłym przedłużeniem naszej niezwykle dobrej zabawy.
Nieoczekiwanie dla mnie, Stefan zatrzymuje się obok ekskluzywnej restauracji z francuską kuchnią z samej najwyższej półki, co przyprawia mnie o spore zaskoczenie.


- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to tutaj zmierzaliśmy? - spoglądam to na niego, to na szyld lokalu o przedziwnej nazwie, której za nic nie potrafiłabym wymówić. Stefan przecież doskonale wiedział, że nie znosiłam takich miejsc i czułabym się tutaj przez cały czas wyjątkowo niekomfortowo pośród tych wszystkich eleganckich nakryć i kryształowych kieliszków.
- A jeśli tak? Każda prawdziwa randka powinna mieć swój przystanek właśnie w takim miejscu. Heidi, chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo. Szkoda, że mi się nie udało. Przepraszam - patrzy na mnie z lekkim zawodem i jawnym rozczarowaniem, że nie trafił w mój gust, przez co robi mi się głupio, że nie doceniam jego niezwykłego trudu, który włożył w organizację tego wieczoru, tylko ciągle narzekam i marudzę. Byłam po prostu okropna. Przecież samo zdobycie wolnego stolika w tym miejscu w sobotni wieczór, musiało być nie lada wyczynem.
- Stefan, to nie tak. To miejsce jest na pewno świetne i dziękuję za takie wyróżnienie, tylko... - zaczynam się pokrętnie wykręcać. Na co Austriak wybucha głośnym śmiechem. Wprawiając mnie tym samym w niemałe zdezorientowanie.
- Tylko żartowałem. W życiu bym cię tutaj nie zabrał bez twojej wcześniejszej zgody. Przecież wiem, że nie znosisz takiego przepychu. Muszę jednak przyznać, że strasznie uroczo się tłumaczysz - śmieje się ze mnie, zadowolony że dałam się nabrać.
- Głupek! Wiesz, jak mnie przestraszyłeś? - uderzam go lekko w ramię. Sama zaczynając się z tego śmiać.
- Może i głupek, ale przynajmniej cały twój - rumienię się na to kompletnie nieoczekiwane wyznanie z jego strony. Zupełnie nie wiedząc, jak mam na nie zareagować. Powiedzieć coś, czy lepiej udawać, że to nie miało miejsca? - Chodźmy, to już naprawdę niedaleko - na całe szczęście Stefan sam zmienia temat i ponownie łącząc ze sobą nasze dłonie, rusza żwawo przed siebie.


Od momentu dosłownie przekroczenia progu Bistro de Marquez, które okazało się rodzinną knajpką prowadzoną przez wspaniałą właścicielkę, specjalizującą się w dotychczas zupełnie nieznanej mi kolumbijskiej kuchni, nie mogę się powstrzymać od słów pełnych zachwytu nad tym pełnym koloru, ciepła i cudownych zapachów miejscem. Które od samego początku w pełni mnie oczarowuje swoim klimatem i swobodną atmosferą. Każdy, kto się tu zjawiał od razu mógł poczuć się niemal jak w domu.
- Mam nadzieję, że ci się tutaj podoba - Stefan patrzy na mnie z wyczekiwaniem, gdy zajmujemy miejsce przy stoliku pokrytym ręcznie wyszywanym kolorowym obrusem. Takie dekoracje idealnie wpasowywały się w charakter tego lokalu.
- Czy podoba? Tutaj jest genialnie! Lepszego miejsca na kolację nie mogłabym sobie chyba wymarzyć - odpowiadam mu zgodnie z prawdą i ogromnym entuzjazmem.
- Cieszę się, że to słyszę. Zawsze najważniejszym jest dla mnie, abyś to ty była zadowolona - patrzy na moją osobę z błyskiem w oku, który towarzyszył mu od samego początku naszego dzisiejszego spotkania.
- A co z tobą? Nie możesz patrzeć tylko na moją wygodę. Obydwoje powinniśmy czerpać przyjemność z tego wieczoru. W innym przypadku to będzie nie fair - protestuję. Nie chcąc, aby wszystko kręciło się wyłącznie wokół mojej osoby.
- Ja zawsze będę szczęśliwy i zadowolony, gdy tylko ty będziesz się tak czuła - odpowiada mi z niezachwianą pewnością. Gładząc delikatnie moją dłoń leżącą na stoliku, przez co przez całe moje ciało przebiega przyjemny dreszcz. Co dobitnie mi uświadamia, że z nikim innym poza Stefanem nie chciałabym dzielić tych wspaniałych chwil, które właśnie przeżywaliśmy.


Naszą dalszą rozmowę przerywa pojawienie się niezwykle uprzejmej kelnerki, która przyjmuje nasze zamówienia na tradycyjne dania kuchni kolumbijskiej, której byłam niezwykle ciekawa. Życząc nam przy tym udanego wieczoru.
- Skąd w ogóle znasz takie miejsce? Nigdy mi nie mówiłeś, że jesteś fanem latynoskiej kuchni - zastanawiam się z ciekawością, podpytując go.
- Kiedyś przypadkiem trafiłem na nie ze znajomymi i od razu się po prostu zakochałem. Poza tym przypomniałem sobie, jak ostatnio mówiłaś, że chciałaś spróbować czegoś nowego. Jedzenie jest wprost wyborne, przekonasz się - obiecuje. Przez co z jeszcze większą niecierpliwością wyczekuję na to zupełnie nowe kulinarne doznanie. Zwłaszcza że od zawsze wprost kochałam poznawanie nieodkrytych i całkiem innych od dotychczas mi znanych smaków.


Dalsze minuty umilamy sobie ze Stefanem rozmowami dotyczącymi najprzeróżniejszych tematów. Dyskutujemy o miejscach, które chcielibyśmy odwiedzić, o ulubionych i fascynujących nas krajach, czy kulturach, a niespodziewanie kończymy na wymienianiu opinii o najnowszym sezonie wspólnie oglądanego przez nas serialu. Uwielbiałam tę lekkość i swobodę, które towarzyszyły naszym pogawędkom oraz to, że czas przy nich płynął dla nas kompletnie niezauważalnie. Dlatego nawet się nie spostrzegam, kiedy na naszym stoliku lądują wyborne Arepas, których nie mogę się przestać nachwalić, czy Plato del dia con frijoles, a na deser zostaje nam zaserwowana istna rozkosz dla podniebienia, czyli Brigadeiro będące na pozór zwyczajnym ciastem z mleka i czekolady wraz z sokiem z trzciny cukrowej na ochłodę. Każde następne danie było dosłownie lepsze od poprzedniego, a kuchnia kolumbijska może być pewna, że po tym wieczorze zyskała we mnie jedną z najwierniejszych fanek.


- Jejku, jakie to było dobre. Chyba się naprawdę zakochałam - dzielę się swoimi odczuciami z moim przyjacielem, choć może teraz to już było niewłaściwe dla niego określenie? Przecież Stefan od dawna był dla mnie kimś zdecydowanie dużo ważniejszym.
- Uważaj, bo jeszcze zrobię się zazdrosny. Przegrana o twoje względy z jedzeniem to wyjątkowo marny początek w moim wykonaniu - wybucham głośnym śmiechem, nie mogąc się po prostu powstrzymać w reakcji na tę uwagę.
- Nie martw się. Może nie będzie tak źle - pocieszam go żartobliwie. Mimowolnie zaczynając wpatrywać się w niewielki parkiet, gdzie inni goście restauracji, tańczyli bez żadnego zawahania w rytm energetycznych latynoskich przebojów.
- Zatańczymy? - Stefan proponuje zaskakująco, jakby czytając mi tym samym w myślach.
- No nie wiem. Przypominam ci, że jestem Norweżką i takie rytmy dla mnie, to może być za duże wyzwanie. Nie wiesz, że podobno jesteśmy wyjątkowo sztywni i oziębli? - śmieję się na samo wspomnienie o tych częstych przytykach ze strony Nelle pod moim i Inge adresem. Dzisiaj wydawały mi się już one zwyczajnie śmieszne.
- Mimo wszystko zaryzykuję. Zresztą, chyba nikt inny nie wie tak dobrze, jak ja, co tak naprawdę potrafisz wyczyniać na parkiecie. Jesteś rewelacyjną partnerką do tańca - łapie mnie za dłoń, ciągnąć za sobą w stronę parkietu. Ja jednak nie zamierzałam w żadnym wypadku protestować. Dzięki czemu przez następne kilkanaście minut zatracamy się we wspólnym tańcu, doskonale przy tym bawiąc. A ja mogłam bezkarnie pobyć w ramionach Stefana, które były dla mnie jednym z najlepszych miejsc na świecie. 


Po opuszczeniu restauracji, którą żegnałam z lekkim niedosytem z powodu tego, że spędzony w niej czas tak szybko nam upłynął. Stefan namawia mnie na dodatkowy krótki spacer, a nogi same nas niosą nad dobrze nam już znany most Makartsteg, który w nocnym świetle prezentował się jeszcze piękniej niż za dnia. Po raz kolejny odurzając mnie swoim pięknem i niepowtarzalnością. Idziemy obok siebie w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach, a do mnie nieubłaganie dochodzi świadomość, że nasz wspólny czas dobiega niestety końca i wkrótce będę musiała podzielić się z nim swoją decyzją odnośnie przyszłości naszej relacji, która na pewno będzie odmienna od tej, którą tak bardzo oczekiwał. Za nic nie chciałam nam psuć tego niezwykle udanego wieczoru, ale równocześnie, wciąż zbyt mocno bałam się zaryzykować i rzucić na głęboką wodę pełną nieznanego.


- Idealna randka nie mogłaby się obejść bez wizyty tutaj, prawda? - pytam go z lekką przekorą, starając się odciągnąć swoje myśli od tych nie najlepszych rozmyślań dotyczących naszej dwójki.
- Prawda. Sama w końcu kiedyś powiedziałaś, że to niezwykle romantyczne miejsce. Aż żal byłoby go sobie dlatego odpuścić - odpowiada mi z radością i lekkim rozmarzeniem. Oddałabym wiele, aby Stefan już zawsze był taki beztroski i szczęśliwy, jak w aktualnie trwającej chwili.


- Heidi, co powiesz na to, abyśmy uczcili ten wieczór w należyty sposób? - Stefan opiera się o jedną z barierek mostu, wyciągając niespodziewanie z kieszeni małą, niepozorną czerwoną kłódkę. Wprawiając mnie tym samym w spore zdumienie.
- Z chęcią, ale coś ci się chyba lekko pomyliło. Najpierw powinniśmy zostać parą, aby dopiero potem starać się czymś przypieczętować nasze uczucie. Nie uważasz? - życzliwie mu uświadamiam, na co przekręcą tylko w niezadowoleniu oczami.
- Czy zawsze musimy trzymać się takich szczegółów? Możemy zresztą zamanifestować w ten sposób naszą przyjaźń. Chyba że nie chcesz? - markotnieje, obracając w dłoniach kłódkę z wyczekiwaniem.
- Jasne, że chcę. Musimy tylko znaleźć dla niej jakieś ładne miejsce w tym niekończącym się gąszczu - rozglądam się w poszukiwaniach. - Albo najpierw w ogóle jakieś znaleźć - szybko tracę swój zapał, gdy przypatruję się zaczepionym jednej na drugiej kłódkom, które nie dawały już ani grama wolnego miejsca.
- Tutaj będzie dobrze - Stefan wskazuje mi na miejsce położone niemal naprzeciwko nas. Starając się skutecznie umieścić tam symbol naszej wyjątkowej znajomości. - Powinniśmy przymocować ją wspólnie, inaczej nie będzie miała w sobie tej potrzebnej magii - zgadzam się z nim, dlatego we dwoje zapinamy kłódkę do barierki, patrząc sobie przy tym przez cały czas w oczy.
- Jeszcze tylko wyrzucimy kluczyk do wody i gotowe. Na trzy? - stara się upewnić.
- Na trzy - kiwam głową na potwierdzenie. Zaczynając wspólnie odliczać, a następnie patrzę, jak Austriak rzuca przed siebie malutki metalowy kluczyk, który wpada do wody z cichym chlupnięciem. Następnie tak po prostu bez żadnego słowa wtulam się mocno w Stefana, czując ogarniający mnie spokój i nieoczekiwane poczucie szczęścia. Dochodząc do wniosku, że ta noc mogłaby trwać wiecznie i najlepiej jeszcze dzień dłużej.


- Powinniśmy wracać. Zmarzłaś - pociera delikatnie moje ramiona w celu ich lepszego ogrzania.
- Jeszcze chwila - proszę, oplatając go przy okazji mocniej swoimi ramionami. Chcąc się nacieszyć tymi ostatnimi danymi nam chwilami bliskości, doskonale wiedząc, że w najbliższym czasie raczej powinniśmy unikać podobnych gestów, jeśli chcieliśmy utrzymać naszą przyjaźń w takim samym stanie, co na pewno będzie ogromnie trudne, skoro do gry weszły już uczucia i to z obydwu stron, których za nic nie dało się niczym powstrzymać.


Kiedy blisko przed północą docieramy nareszcie wraz ze Stefanem, który uparł się, że odprowadzi mnie do samego końca, pod drzwi mieszkania Inge i Michaela. Opieram się delikatnie o ścianę obok nich, posyłając mu szeroki i wyrażający ogrom szczęścia uśmiech, który natychmiast bez zastanowienia odwzajemnia, przybliżając się przy okazji lekko do mnie. Obydwoje znajdowaliśmy się w rewelacyjnym nastroju, co można było dostrzec choćby na pierwszy rzut oka. Na takie randki mogłabym chodzić niemal codziennie i na pewno by mi się to szybko nie znudziło. A może nawet i nigdy, gdyby za każdym razem towarzyszył mi w nich ten Austriak, któremu jako jedynemu udało się ożywić moje pokryte grubym lodem serce i tak skutecznie namieszać w wydawać by się mogło ostatnio dosyć poukładanej głowie. Przy nim mimowolnie stawałam się zupełnie inną osobą. Odważniejszą, o wiele bardziej otwartą, a przede wszystkim z przychylniejszym nastawieniem do świata, którego nie uważałam już za swojego największego wroga. Życie, od kiedy był przy mnie Stefan, stało się o wiele bardziej znośne i pogodniejsze. To był niezaprzeczalny fakt.


Sama przed sobą musiałam przyznać, że dawno już nie spędziłam tak wspaniałego wieczoru, jak ten, którego aż żal było zwyczajnie kończyć. Te kilka wyśmienitych godzin spędzonych wspólnie ze Stefanem po raz kolejny udowodniło mi, jak doskonale się rozumiemy i, że z nikim innym nie spędza mi się lepiej czasu. Coraz częściej zaczynałam wierzyć, że los rzeczywiście nieprzypadkowo przeciął ze sobą nasze tak zupełnie odmienne od siebie drogi oraz w to, że naprawdę do siebie pasujemy i przy splocie innych okoliczności, to mogłoby się rzeczywiście udać. Jednakże w obecnej sytuacji raczej nie mogłam dopuścić, aby nasza relacja nadal zmierzała w kierunku czegoś, co choćby przypominałoby coś tak poważnego, jak związek. Czym z ogromnym żalem musiałam w końcu podzielić się ze stojącym naprzeciw mnie i pełnym nadziei brunetem.


- Mam nadzieję, że tym wieczorem skutecznie udało się mi przekonać cię do tego, że doskonale do siebie pasujemy - Stefan jako pierwszy przerywa panujące między nami milczenie z ogromną wiarą, że udało się mu wpłynąć na zmianę mojego zdania odnośnie kształtu naszej dalszej znajomości. Czym jeszcze bardziej utrudniał mi to, co miałam mu do przekazania. - To kiedy mogę liczyć na kolejną randkę?
- Stefan, od początku była mowa o tylko jednej randce, pamiętasz? Potem miałeś odpuścić. Na dzisiejszym wieczorze zdecydowanie powinniśmy poprzestać - mówię niemal wbrew sobie. Tak bardzo pragnęłam zapomnieć o wszystkich targających mną wątpliwościach i dać się po prostu porwać temu, co się między nami tak nieoczekiwanie narodziło.
- Heidi, dlaczego tak bardzo się upierasz? Zaprzeczysz, że świetnie się ze sobą bawiliśmy? Że rozumiemy się jak nikt inny? Albo, że uzupełniamy się pod każdym możliwym względem? Naprawdę nie chciałabyś tego kontynuować? - kolejne pytanie wypływa z jego ust wraz z następnym krokiem w moją stronę. Jeszcze chwila i nie będzie między nami nawet centymetra wolnej przestrzeni. Coś jednak nie pozwalało mi się odsunąć i przerwać tego wszystkiego.
- Oczywiście, że bym chciała. Było cudownie - zapewniam go zgodnie ze swoimi odczuciami. Nie potrafiąc zwyczajnie zaprzeczyć.
- Więc w czym rzecz? Czego się, aż tak boisz? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać - dłonie Stefana tym razem lądują na mojej talii, a ja znowu wstrzymuję oddech, jak za pierwszym razem, gdy odważył się na ten gest podczas tego wieczoru. Nie potrafiąc zwyczajnie przejść obojętnie obok jakiejkolwiek formy jego bliskości, która jak zawsze z ogromną mocą na mnie oddziaływała. 


- Ale nie wiem, czy mogę ufać samej sobie. Dobrze wiesz, że nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Nie wiem, jak to jest. Nie znam sposobu ani jakiejś dobrej instrukcji na funkcjonowanie w takim układzie. Ja nawet nie wiem, czy potrafię dzielić swoje życie z drugą osobą. Zmienić tok myślenia z ja na my, rozumiesz? Wciąż też uważam, że zasługujesz na kogoś o wiele lepszego ode mnie. To nie ma szansy się udać. Ty i ja to coś niemożliwego - dzielę się z nim swoimi największymi obawami, które od kilku już dobrych dni nie dawały mi ani na moment wytchnienia.
- Czyli na kogo zasługuję? Przecież to niedorzeczne. Dla mnie nie ma nikogo lepszego od ciebie. To ty jesteś dla mnie najmądrzejsza, najodważniejsza, najlepsza, najładniejsza, idealna. Chcę ciebie i tylko ciebie. Tak było właściwie od momentu, gdy się poznaliśmy. Tylko zrozumienie tego trochę mi zajęło - mimowolnie uśmiechamy się do siebie, a w mojej głowie nadal rozbrzmiewają jego komplementy, którymi niespodziewanie obdarzył moją osobą. - Nie musimy się z niczym spieszyć. Możemy przejść przez wszystko krok po kroku. Zacząć od najprostszych rzeczy. Mamy na to przecież mnóstwo czasu. Powiedz jedynie, że dajesz nam szansę - zachęca mnie, przedstawiając argumenty, których nie sposób mi odeprzeć. Czy naprawdę to wszystko mogło być takie proste do ułożenia? Czy tak upragnione przeze mnie szczęście rzeczywiście mogło znajdować się na wyciągnięcie ręki?
- Stefan...ja - kręci przecząco głową niedającym mi dokończyć, a pragnienia nadal mieszały się w mojej głowie z obawami przed możliwą potępiającą nas oceną przez postronne osoby.


- Poczekaj. Nie zrobiłem jeszcze jednej rzeczy, która zdecydowanie pomoże ci podjąć właściwą decyzję - zanim w ogóle pomyślę nad tym, aby zastanowić się, o co Stefanowi mogło chodzić. Czuję jego usta na swoich, które łączą się w dosyć gwałtownym i utęsknionym przez nas od dawna pocałunku. Kompletnie różniącym się od tego ostatniego na skoczni. Ten jest o wiele odważniejszy i zdecydowanie nie przypomina w niczym niewinnego całusa dwojga niepewnych swoich uczuć osób. Zawiera w sobie na to zbyt wiele zachłanności i namiętności przyprawionej sporą dawką tak długo skrywanego i uśpionego pożądania, które z każdą sekundą tylko przybierało na sile. Przypominając mi dobitnie wszystkie wspomnienia z tamtej magicznej dla nas nocy sprzed ponad już roku.


W jednej chwili zapominam o wszystkim, co do tej pory mnie przed tym powstrzymywało. Nie obchodzi mnie już ani cholerna Nelle, ani inni, a nawet to, że znajdujemy się w absolutnie nieodpowiednim miejscu do takiego całowania. Liczył się tylko ten wyjątkowy moment i to jak dobrze się czułam w jego ramionach, oddając z pełnym zaangażowaniem i chęcią każdy następny pocałunek. Z westchnieniem zadowolenia samoistnie wciskam się jeszcze bardziej w ścianę, przy której się znajdowałam, przyciągając Stefana jeszcze bliżej siebie i zarzucając mu ręce na szyję, uznając że te kilka centymetrów, które nas od siebie dzieliło, to nadal stanowczo za duża odległość. Teraz było o wiele lepiej. A gdy jego usta stykają się z moją niezwykle wrażliwą i rozgrzaną skórą na szyi zupełnie już tracę zdolność logicznego myślenia. Aktualnie zgodziłabym się na wszystko, o co Stefan by tylko mnie poprosił, byleby nie zaprzestawał swoich pieszczot, którymi sprawiał, że zapominałam o istnieniu dosłownie całego świata. Nie miałam pojęcia, co on ze mną najlepszego wyprawiał i jak mu się to udawało, ale chciałam więcej i więcej. To było jak uzależnienie, któremu za nic nie dało się oprzeć. Pragnęłam go całą sobą i dłużej nie było sensu temu zaprzeczać.


Dopiero głośny dźwięk zatrzaśnięcia drzwi na jednym z niższych pięter, przywraca nas nieubłaganie do rzeczywistości. Sprawiając, że odsuwamy się od siebie niczym poparzeni i z przyśpieszonymi oddechami, jak po solidnej dawce wysiłku fizycznego.
- Wow, to było...
- Coś absolutnie wyjątkowego, cudownego, fantastycznego, nieziemskiego i kapitalnego - kończę za niego z uśmiechem i szczęściem na pewno wprost wypisanym w oczach.
- Dokładnie to chciałem powiedzieć - kiwa głową z uznaniem. - Zaraz, czy ty przypadkiem nie chcesz mi przez to powiedzieć, że ostatecznie cię tym przekonałem? - mruga do mnie, co kwituję jedynie głośnym i szczerym śmiechem. Wcale nie mając zamiaru tak łatwo zdradzić mu odpowiedzi na to najważniejsze pytanie. Aby się tego dowiedzieć, będzie się musiał jeszcze porządnie postarać. Nie chciałam również składać żadnych deklaracji pod wpływem emocji. Musiałam to wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć. Rozważyć wszystkie za i przeciw. Ostatecznie zdecydować, co będzie dla nas lepsze, a przede wszystkim, czy rzeczywiście jesteśmy gotowi na wszystkie te wyrzeczenia, jakie niosłoby za sobą nasze bycie razem. 


- Dobranoc, Stefan - wymijam go z zamiarem otworzenia drzwi od mieszkania. Wprawiając tym samym w spore oszołomienie. - Ochłoń trochę, zanim się weźmiesz za prowadzenie samochodu. Chcę, abyś dotarł do siebie w jednym kawałku, a w obecnym stanie to może być trudne - radzę życzliwie, uśmiechając się z nutką przekory. Obydwoje wciąż znajdowaliśmy się pod znacznym wpływem euforii, której dostarczył nam ten nieoczekiwany wybuch uczuć przed momentem.
- A co z odpowiedzią na moje pytanie? Heidi, nie możesz mnie zostawić bez żadnego słowa. Oszaleję z tej niepewności - nieodpuszcza, czekając z wyczekiwaniem na moją decyzję.
- Kiedyś słyszałam, że prawdziwe damy nie od razu odkrywają swoje wszystkie karty, a na ich serce trzeba sobie zasłużyć. Tak poza tym liczę też na kolejną taką wspaniałą randkę. Więc będziesz miał dużo większą motywację, aby ją zorganizować, gdy dzisiaj nie poznasz odpowiedzi - kierowana jakąś niespodziewaną odwagą podchodzę z powrotem do niego, szepcząc mu swoje małe postanowienie do ucha. - Jeszcze raz dobranoc. Miłych snów - składam lekki pocałunek na jego policzku, celowo tuż obok samego kącika ust.
- Jesteś po prostu niemożliwa - kręci z niedowierzaniem głową na moje niespodziewane i pewnie wytrącające z równowagi poczynania.
- Taki już mój podobno urok - odpowiadam z zadziwiającą pewnością siebie, puszczając mu swawolnie oczko.
- Między innymi za to cię właśnie uwielbiam. Dobranoc, Heidi - żegna się w końcu niechętnie ze mną. Na co w odpowiedzi macham mu tylko lekko, uważając że dodatkowe słowa są zwyczajnie zbędne.


Wchodzę do mieszkania z rozanielonym uśmiechem na twarzy. Opierając się o drzwi, dotykam niepewnie swoich ust, jakby chcąc się upewnić, że kilka minut przedtem naprawdę były połączone z tymi należącymi do Stefana. Zdecydowanie zachowywałam się jak niepoprawna zakochana nastolatka, ale skoro w tamtym okresie nie miałam okazji doświadczać takich przeżyć, to teraz miałam pełne prawo to nadrobić.


Najciszej jak tylko potrafię, staram się przemknąć do swojego pokoju. Nie chcąc obudzić Inge i Michaela. Będąc pewną, że zdążyli już na pewno zasnąć, o czym świadczyła cisza panująca dookoła. Mijając jednak salon, ktoś bardzo szybko udaremnia mój mały plan. Przyprawiając mnie przy okazji o gwałtowne bicie serca.


- Nareszcie wróciłaś! Nie mogłam się ciebie doczekać. Opowiadaj jak było - rozentuzjazmowana Inge w piżamie i z kubkiem gorącej czekolady w ręku staje przede mną, oczekując jakichś szczegółów.
- Przestraszyłaś mnie! - zarzucam jej, co zbywa jedynie machnięciem ręki. Nic sobie z tego nie robiąc.
- Heidi, zdradź coś w końcu, bo oszaleję z ciekawości. Gdzie Stefan cię zabrał? - niecierpliwi się. Postanawiam się dlatego dłużej nad nią nie znęcać i zaczynam opowiadać wszystko od początku. Na nowo wracając do tych wyjątkowych chwil.
- Wystawa, kolacja, a potem spacer po moście? Jak romantycznie - zachwyca się. - A co było potem? Musiało się coś wydarzyć. Nie ma innej opcji - dopytuje, a ja na samo wspomnienie o naszym pożegnaniu ze Stefanem cała się zawstydzam. - Rumienisz się, a to oznacza tylko jedno. Całowaliście się! Powiedz, że tak! - domaga się potwierdzenia.
- A nawet jeśli to co? - wzruszam ramionami, czując porządne uderzenie gorąca na samo wspomnienie tych odurzających pocałunków.
- Wiedziałam! Tak się cieszę! - Inge niemal piszczy z radości, co przyprawia mnie samą o szczery wybuch śmiechu.
- Ciszej, bo obudzimy w końcu Michaela - przywołuję nas do porządku.
- I bardzo dobrze. Może wtedy coś w końcu do niego dotrze. Nie pamiętam już, kiedy on zaprosił mnie na jakąś randkę. Ostatnio zero w nim romantyzmu. Pewnie uważa, że jak razem mieszkamy i się oświadczył, to już nie musi się starać. Żeby się jeszcze kiedyś nie przeliczył - dziewczyna krzyżuje swoje ramiona, skarżąc się na swojego ukochanego z grymasem niezadowolenia.


- Kochanie, skoro tak brakuje ci naszych randek, to trzeba było powiedzieć. Jeśli chcesz, możemy się na jakąś wybrać nawet jutro. Nie widzę w tym żadnego problemu - nieoczekiwanie Michael staje w progu salonu ze sporym rozbawieniem. Dając nam jasno do zrozumienia, że wszystko słyszał.
- A sam nie mogłeś się domyśleć, że od czasu do czasu nadal tego potrzebujemy? - dogryza mu, co kwituję cichym chichotem. Uwielbiałam po prostu te ich dziecinne sprzeczki.
- Czy ja zawsze muszę się wszystkiego domyślać? Nie jestem jasnowidzem, wiesz? - Michael wyraźnie przekomarza się z blondynką. - Poza tym z tego, co pamiętam, to zawsze mówiłaś, że nie cierpisz tego przesłodzonego romantyzmu, jak w jakimś tanim romansie. Misiów, kwiatuszków i innych oklepanych frazesów. Coś się zmieniło? Gdzie tak w ogóle podziała się twoja feministyczna postawa?
- Jeszcze słowo, a obiecuję ci, że zaprzyjaźnisz się na bardzo długo z tą kanapą. Chyba byś tego nie chciał - Inge wystosowuje swoją standardową groźbę w jego kierunku. Rozśmieszając mnie jeszcze bardziej. Zachowywali się jak stare dobre małżeństwo. Ten duet był po prostu nie do podrobienia.
- Ty również raczej nie byłabyś z tego zadowolona. Do kogoś byś się wtedy przytulała? - odpowiada jej z zupełną pewnością. Czując, że stoi na wygranej pozycji.
- Pff, jakoś bym sobie poradziła. Nie jesteś w końcu niezastąpiony - blondynka posyła mu złośliwy uśmieszek.
- Tego już za wiele! Przepraszam, Heidi, ale muszę ci porwać moją ukochaną złośnicę i uświadomić jej, co by straciła, gdyby rzeczywiście spełniła tę straszną groźbę, bo chyba już zapomniała. Jutro wieczorem masz też całe mieszkanie tylko dla siebie. My wychodzimy - Michael mruga do mnie porozumiewawczo, a potem bierze na ręce Inge, mimo jej głośnych protestów i w mgnieniu oka znikają za drzwiami swojej sypialni. Ostatnim, co słyszę, zanim przekroczę drzwi swojego pokoju, to głośny śmiech mojej przyjaciółki. Przy okazji uświadamiam sobie kolejną ważną rzecz, a mianowicie, że nie miałabym nic przeciwko, gdybym i ja odnalazła w końcu podobny do nich rodzaj szczęścia u boku osoby, którą szczerze i naprawdę kocham.


💗💗💗💗

10.01.2021


Głośne i irytujące wprost do granic możliwości dzwonienie telefonu, wyrywa mnie gwałtownie z głębokiego i niezwykle przyjemnego snu, z którego nie miałem najmniejszej ochoty się wybudzać, a już na pewno nie w ciągu kilku najbliższych godzin. Ktoś jednak postanowił brutalnie pokrzyżować moje plany, za co powinien smażyć się w piekle. Miałem mu to zresztą zamiar dobitnie za chwilę uświadomić i na powrót zasnąć. Zupełnie będąc niezainteresowanym tym, co ten ktoś będzie miał do powiedzenia. Kto by to nie był, na pewno nie miał żadnej pilnej sprawy, która nie mogłaby poczekać do zdecydowanie bardziej cywilizowanej godziny.


Nie mając wyjścia z westchnieniem ogromnego niezadowolenia, nieprzytomnym wzrokiem rozglądam się po łóżku i szafce stojącej obok niego, poszukując tego znienawidzonego przeze mnie w tym momencie urządzenia. Starając się przy okazji opanować szaleńcze bicie serca wywołanego tą nagłą pobudką. Przeklinam swoje zapominalstwo i niewyciszenie telefonu, zanim to położyłem się spać. Wciąż nie miałem także pojęcia, kto wpadł na genialny pomysł szukania kontaktu ze mną w niedzielę i to przed siódmą rano! Jak zdążyłem zauważyć na stojącym nieopodal zegarku. Przecież to było po prostu karygodne. Jedyną osobą, której mógłbym wybaczyć ten haniebny czyn była Heidi, ale szczerze wątpiłem, aby to ona okazała się moim rozmówcom. Dobrze w końcu wiedziała, że nienawidziłem rano wstawać, a już na pewno nie wtedy, gdy mogłem sobie bezkarnie pozwolić na zostanie dłużej w łóżku, co nie zdarzało się za często w czasie trwania sezonu. Norweżka w przeciwieństwie do mnie na pewno więc nadal smacznie sobie spała. Jej na pewno nikt tak gwałtownie nie pozbawił przyjemności snu.


Gdy po nie mających dla mnie końca poszukiwaniach, odnajduję swój zagubiony telefon pod jedną z poduszek i dostrzegam na jego ekranie imię najlepszego przyjaciela. Mam ochotę coś mu zrobić. Michael miał po prostu przechlapane i nic mu tym razem nie pomoże. Zapewne zrobił to specjalnie. Od zawsze złoszczenie mnie sprawiało mu przecież wielką frajdę.


- Michi, czy ty do reszty oszalałeś? Dlaczego budzisz mnie o tak potwornej godzinie? - zaczynam, nie siląc się na żadne powitanie. Przy okazji układam się ponownie wygodnie na łóżku i przymykam oczy. - Jeśli nie chcesz mi przekazać wiadomości o końcu świata, to się rozłączam. Z każdym innym problemem zadzwoń później, gdy będę już w stanie logicznie myśleć - dodaję, czując jak znowu zaczynam błądzić na granicy jawy i snu.
- Czyli o niczym jeszcze nie wiesz? Tak myślałem - odpowiada mi z wyraźną nutą zmartwienia w głosie, która natychmiast mnie porządnie rozbudza. To było o wiele lepsze od kubła lodowatej wody. Czułem, że stało się coś naprawdę poważnego. Michael na pewno nie przejmowałby się aż tak, jakąś nieznaczącą błahostką.
- Niby o czym nie wiem? Co się dzieje? Z Heidi wszystko w porządku? - próbuję się dowiedzieć jakichś szczegółów, zaczynając się naprawdę obawiać. Zwłaszcza że do głowy jako pierwsze przychodzą mi czarne scenariusze z moją ukochaną brunetką w roli głównej. Staram się jednak opanować i porzucić to pesymistyczne myślenie. Heidi na pewno była cała i zdrowa. Wszystko po prostu musiało być z nią w jak najlepszym porządku. Nie mogło być inaczej.
- Spokojnie, nic jej nie jest. Pewnie jeszcze śpi. Chodzi o coś zupełnie innego, co niestety ma tym razem związek z Nelle. Wygląda na to, że rozpoczęła całkiem perfidną wendetę za porzucenie jej przez twoją osobę - Michael mówi ogródkami, jakby bał się przekazać mi wprost tę najważniejszą wiadomość. Sam fakt, że zamieszana w to była moja była dziewczyna, nie zapowiadał dla mnie pewnie niczego dobrego.
- Możesz mówić trochę jaśniej? Najlepiej od razu przejdź do rzeczy i nie trzymaj mnie dłużej w tej niepewności - denerwuję się, woląc wiedzieć, na czym stoję i z czym będę musiał się tym razem zmierzyć.
- Stefan, bo jakby ci to powiedzieć... - urywa, co ktoś w tle kwituje prychnięciem sporej irytacji. Zapewne Inge tak samo, jak ja miała dość ociągania się Michaela.
- Och, daj mi ten telefon. Sama mu o wszystkim powiem - przez kilka sekund słyszę same szmery, co wyraźnie świadczyło o walce o telefon, z której zwycięsko wychodzi oczywiście Inge. - Cześć, Stefan. Przepraszam, że psujemy ci ten dzień, ale nasza wspaniała Nelle albo ktoś za jej namową stworzył pewien bzdurny artykuł o tobie, który jest delikatnie mówiąc niezbyt pochlebny i aktualnie znajduje się na stronie głównej ich beznadziejnego portalu. W dodatku inne media zaczynają go powoli powielać i rozkładać na czynniki pierwsze. Najpóźniej do południa zrobi się pewnie z tego powodu spory młyn. Zwłaszcza że dopiero co zwyciężyłeś w turnieju i twoja osoba jest teraz dosyć chwytliwym tematem. Tego w żadnym wypadku nie można dlatego tak zostawić. Ona musi ponieść konsekwencje tego, co zrobiła - dziewczyna przekazuje mi te szokujące rewelacje, przyprawiając mnie o spore niedowierzanie i zwątpienie. Nie mogłem uwierzyć, że Nelle mogłaby posunąć się do czegoś tak absurdalnego i bezsensownego. Ryzykując przy tym swoją dobrą opinią w środowisku dziennikarskim, a być może w konsekwencji nawet posadą. Widocznie po raz kolejny postanowiła mi pokazać, jak słabo ją znam i, że jest całkowicie nieprzewidywalna. To był po prostu jakiś koszmar. Musiałem się tylko z niego obudzić.


- Nie martw się jednak na zapas. Na pewno nikt nie uwierzy w te brednie i wszyscy zaraz o tym zapomną, skupiając się na jakiejś innej osobie - Michael stara się mnie pocieszyć, samemu będąc jednak niezbyt do tego przekonanym.
- Chyba sam w to nie wierzysz. Dobrze wiesz, że niektórzy tylko czekają na takie tanie sensacje - byłem pewien, że wiele osób będzie próbowało to na przeróżne sposoby wykorzystać i zrobić wszystko, aby przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Skandale sprzedawały się przecież najlepiej. - Nelle bardzo mnie obsmarowała? - dopytuję, chcąc dowiedzieć się, jak źle jest. Na samą myśl, że będę musiał się przed wszystkimi tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiłem, ogarniała mnie olbrzymia złość. Nelle tym razem posunęła się stanowczo za daleko.
- Najlepiej będzie, jak sam to przeczytasz i ocenisz. Na pewno nie jest to jednak miła lektura - radzi mi przyjaciel, co jasno sugerowało, że było o wiele gorzej, niż myślałem.
- Nie, nawet się nie waż tego teraz czytać - Inge się natychmiast sprzeciwia. - Najpierw powinieneś przyjechać do nas. Przyjaciele będą ci teraz na pewno bardzo potrzebni. Wspólnie powinniśmy się zastanowić, co dalej. Poradzić się kogoś, kto się tym zajmuje, jak to wszystko można odkręcić. Powinieneś też porozmawiać jak najszybciej z Heidi, zanim sama przeczyta ten stek bzdur wyssanych z palca. Jej też to po części na nieszczęście dotyczy - na samo wspomnienie o zamieszaniu w tę sprawę Norweżki, mój nastrój dodatkowo się tylko pogarsza, osiągając niemal samo dno. W końcu Heidi od samego początku właśnie tego się bała i przed tym mnie tysiące razy ostrzegała, gdy upierałem się, że nikogo nie interesuje moje prywatne życie ani to z kim się spotykam. Dlaczego tu musiało stać się właśnie teraz, gdy udało mi się ją prawie przekonać, aby dała szansę naszym uczuciom? Byłem pewien, że po tym cholernym artykule znowu cofniemy się do puntu wyjścia, a o jakiejkolwiek szansie z jej strony będę sobie mógł tylko pomarzyć. Heidi na pewno obwini się o całą tę sytuację i starając się mnie chronić, odsunie się od mojej osoby. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego los nieustannie rzucał naszej dwójce kłody pod nogi i robił wszystko, aby nas ze sobą poróżnić i od siebie skutecznie oddalić.


- O niczym jej przypadkiem nie mówcie. Sam to zrobię. Niedługo u was będę - proszę ich. Podrywając się w pośpiechu z łóżka. Musiałem jakoś przekonać dziewczynę, że ten artykuł nie może zaważyć na naszej dalszej relacji. Nie mogliśmy dać Nelle satysfakcji. Poza tym na pewno znajdę jakiś sposób na jego natychmiastowe sprostowanie. Nelle jeszcze się przekona, że nie wszystko uchodzi jej na sucho, a przede wszystkim, że zadarła tym razem z niewłaściwą osobą, która na pewno się przed nią nie ugnie.
- W porządku. Tylko się pośpiesz. Heidi pewnie niedługo się obudzi - słyszę na pożegnanie od Michaela. Po czym nasze połączenie zostaje przerwane. Zostawiając mnie w przytłaczającej ciszy i niedającym się niczym opanować potwornym mętlikiem w głowie. W co ta Nelle sobie ze mną pogrywała? Liczyła, że czymś takim zmusi mnie do powrotu do niej? A może uważała, że zniszczy mi w ten sposób skutecznie życie?


Zbierając się do wyjścia, ciekawość okazuje się silniejsza ode mnie, dlatego mimowolnie sięgam po telefon i wpisuję w przeglądarkę adres portalu, w którym zatrudniona była Nelle. Już na samym wstępie zostając przytłoczony ogromnym i wprost krzyczącym nagłówkiem do każdego, kto tylko pojawi się na tej stronie. 


"Prawdziwe oblicze lidera kadry austriackiej w skokach narciarskich! Tylko u nas - kim tak naprawdę jest Stefan Kraft!" 


Okazuje się, że ulubieniec austriackich fanów skoków narciarskich i świeżo upieczony zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni ma tak naprawdę dwa oblicza. Tylko nam udało się dotrzeć do bliskiej osoby z jego otoczenia, która z całkowitą szczerością i szczegółami opowiedziała nam o tej prywatnej i zdecydowanie gorszej stronie Stefana Krafta...


Rzucam okiem jedynie na pierwsze linijki tekstu, ale tyle mi wystarcza, aby dowiedzieć się, że jestem egoistycznym, rozkapryszonym i z rozdmuchanym ego gwiazdorem, którego wszyscy dookoła mają już dość. Wliczając w to rodzinę i najbliższych przyjaciół. Co więcej, poza zbytnim zachwyceniem się swoimi sukcesami i rzekomym prowadzeniem bujnego trybu życia towarzyskiego oraz brakiem umiejętności dotrzymania wierności. Ostatnio podobno wpadłem w wyjątkowo złe towarzystwo, które odciąga mnie od tego, co powinno być dla mnie najważniejsze i sprowadza na wyjątkowo złe tory. Pomagając jedynie w moralnyn upadku mojej osoby. Doskonale wiedziałem, że to akurat był znaczący przytyk w stronę Heidi, czego na pewno nie przepuszczę Nelle. O ile oszczerstwa w moją stronę byłem jeszcze w stanie zrozumieć, o tyle nadszarpnięcie dobrego imienia Norweżki było po prostu niewybaczalne. Poza tym te wszystkie brednie były tak absurdalne, że w innych okolicznościach nawet by mnie śmieszyły. Aktualnie jednak stanowiło to wyjątkowo poważną sprawę, którą czym prędzej trzeba było wyjaśnić.


Przez całą drogę do mieszkania przyjaciół mój telefon ani na chwilę myślał umilknąć. Co chwilę rozbrzmiewał z informacją o próbie połączenia się ze mną przez rodziców, menedżera, znajomych i kto wie kogo jeszcze. Dochodził do tego jeszcze stos wiadomości i powiadomień z portali społecznościowych. Wyglądało na to, że wszyscy dowiedzieli się już o najnowszym zawodowym sukcesie Nelle. Miałem tylko nadzieję, że Heidi nie należała jeszcze do tego grona osób. W tym momencie to ona była dla mnie najważniejsza. Wytłumaczenie innym tej całej afery mogło poczekać.


- Naprawdę bardzo mi przykro, że spotkało cię coś takiego. Ta wstrętna wiedźma jeszcze za to wszystko słono zapłaci. Karma prędzej czy później ją dopadnie - Inge przytula mnie przyjaźnie na przywitanie, gdy docieram w końcu do ich mieszkania. - Jak się w ogóle czujesz? - spogląda na mnie ze sporym zmartwieniem w oczach.
- Nie najgorzej. Nic mi nie będzie. Dużo bardziej martwię się o reakcję Heidi - zdradzam blondynce swoje największe obawy związane z całym tym absurdalnym zamieszaniem wywołanym przez szanowną pannę Lisberg.
- Jestem pewna, że zrozumie. Przetrwacie to. Głupi artykuł nie zniszczy tego, co jest między wami, bo jest coś wyjątkowo, prawda? - stara się mnie pocieszyć, ale ja wcale nie byłem już tego taki pewien. Niczego właściwie nie byłem.
- Sam już nie wiem, Inge. Wczoraj było cudownie. Przy nikim nigdy się lepiej nie czułem. Heidi jednoznacznie mi jednak nie odpowiedziała, co dalej się z nami stanie. Była pełna wątpliwości. A teraz jeszcze ten kolejny wybryk Nelle - czułem się tym wszystkim przytłoczony i najzwyczajniej w świecie wykończony. Tego było po prostu za wiele.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Chodź do środka, tam na spokojnie porozmawiamy - zaprasza mnie w głąb mieszkania, gdzie witam się również z Michaelem, który tak samo, jak jego narzeczona stara się mnie pocieszyć i natchnąć wiary w to, że cała ta sprawa zakończyć się szybciej niż rozpoczęła oraz przeminie bez większego echa.


- Napijesz się kawy? - Inge patrzy na mnie z zapytaniem, gdy staramy się znaleźć jakiś sposób na opanowanie tego medialnego szumu, który z każdą chwilą coraz bardziej się rozkręcał. Strach więc było nawet myśleć, co będzie się działo za kilka godzin albo jutro. Ironią losu było, że jedna żądna zemsty osoba mogła dokonać takiego bałaganu.
- Z chęcią - posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech. Ciesząc, że przynajmniej mogłem liczyć na swoich przyjaciół, którzy bez względu na wszystko zawsze stali po mojej stronie.
- A tyle razy cię ostrzegałem, abyś nie wiązał się z dziennikarką i to jeszcze taką, która dąży po trupach do celu. Takie połączenia zazwyczaj nie kończą się dobrze, a potem są z tego same problemy - Michael patrzy na mnie niczym surowy rodzic na swoje niesforne dziecko. - Gdyby to jeszcze było tego wszystkiego warte. Wasz związek od samego początku miał się z celem, a ty doskonale o tym wiedziałeś.
- Teraz zdaję sobie z tego sprawę. Dostałem nauczkę na całe życie, aby tak ślepo nie ufać innym ludziom - przyznaję mu rację. Wiedząc, że aktualnie ponoszę jedynie konsekwencje swoich nieprzemyślanych i pochopnych decyzji. - Dobrze, że przynajmniej Heidi zaangażowana jest w zupełnie inną sferę zawodową. To dobrze wróży na przyszłość - obydwaj zaczynamy się mimowolnie śmiać, co było wyjątkowo miłą odmianą tego poranka.


- Powinieneś jak najszybciej wystosować odpowiednie pismo z żądaniem sprostowania przez ten portal tych bzdur. Nie ma na co czekać. Najpóźniej jutro powinien się pojawić kolejny artykuł. Tym razem z porządnymi przeprosinami - Inge motywuje mnie do jakiegoś działania. Ani myśląc o przepuszczeniu tego Nelle płazem. 
- Bez obaw. Na pewno tego tak nie zostawię. Może jednak na razie nie powinniśmy mówić o niczym Heidi? Przynajmniej do czasu, gdy nie poczynię jakiś kroków, aby to naprawić. Po co ją niepotrzebnie denerwować? Wiecie, jak się wszystkim za bardzo przejmuje - im dłużej o tym myślałem, tym nabierałem większego przekonania, że na chwilę obecną to będzie najlepsze rozwiązanie. Naiwnie przy tym licząc, że sama nie natknie się gdzieś na ten artykuł. 


- O czym niby macie mi nie mówić? I co ty tak właściwie tutaj robisz, Stefan? - odwracam się gwałtownie za siebie, natrafiając na ostrzegawczy wzrok zaspanej Norweżki, która pojawiła się w salonie bezszelestnie, niczym jakiś duch.
- To nic takiego - zaczynam niepewnie, zastanawiając jak to teraz rozegrać. Wszystko już na starcie zaczynało się sypać.
- Nelle zamieniła swoje miejsce pracy w portal plotkarski i obsmarowała Stefana, bo nie radzi sobie z tym, że jej nie chciał - to akurat jak zawsze bezpośrednia Inge opowiada jej wszystko prosto z mostu. - Przepraszam, Stefan, ale niczego nie będziemy ukrywać. Tajemnice nigdy nie kończą się dobrze, a już na pewno nie takie.
- Ja się nie wtrącam - dodaje Michael, wyciągając przed siebie dłonie w obronnym geście. Co kwituję tylko spojrzeniem pełnym wyrzutów w jego kierunku.
- Co takiego? Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Mówiłam ci - Heidi kręci tylko ze zrezygnowaniem głową, po czym zostawia nas samych i wraca do swojego pokoju.
- Poczekaj, Inge. Lepiej będzie, jak ja z nią porozmawiam - zatrzymuję Norweżkę, która chciała do niej pójść. Wiedząc, że to ja powinienem jej wszystko wyjaśnić. Ta sprawa dotyczyła w końcu mojej osoby i miała wpływ na naszą relację.


Pukam niepewnie do drzwi od pokoju Heidi, po czym naciskam pewnie na klamkę i przekraczam próg jej małego królestwa. Spoglądam niepewnie na dziewczynę siedzącą na łóżku z laptopem, w którego zawzięcie się wpatrywała.
- Naprawdę zamierzałeś to przede mną zataić? Stefan, a gdzie nasza obietnica, że zawsze będziemy ze sobą szczerzy? - pyta z jawnym rozczarowaniem w głosie moją postawą. - Czytałeś to w ogóle? - wskazuje na ekran laptopa z otwartym artykułem zapewne autorstwa Nelle.
- Pobieżnie. Mało mnie jednak interesuje, co jest w nim zawarte - wzruszam ramionami, podchodząc bliżej brunetki.
- A mnie wręcz przeciwnie, bo doskonale wiem, że to przeze mnie zostałeś przedstawiony z jak najgorzej strony. To przeze mnie Nelle chce ci zaszkodzić - Heidi zgodnie z moimi przewidywaniami zaczyna się obwiniać. Właśnie tego tak bardzo chciałem jej oszczędzić.
- Nieprawda. Nelle mści się, bo z nią zerwałem. Twoja osoba nie ma tu nic do rzeczy - siadam obok niej na łóżku, dotykając niepewnie jej dłoni, której ku mojemu zdziwieniu nie zabiera. Może jednak wcale nie będzie tak źle?
- Pytanie tylko, dlaczego z nią zerwałeś? Wszyscy doskonale wiemy, że gdybym się tutaj nie pojawiła, wszystko byłoby teraz inaczej. Nadal bylibyście pewnie szczęśliwą parą. To ja odpowiadam za cały ten powstały chaos - miałem wrażenie, że słowom Heidi dotyczącymi mojego związku z Nelle towarzyszy lekka nutka zazdrości. Mimo że była na to zupełnie nieodpowiednia chwila, to i tak ogromnie mnie to cieszyło.
- Nawet jeśli, to tylko i wyłącznie na pozór. Poza tym nikt nie ma pewności, że i tak bym się z nią nie rozstał. Przestań się dlatego obwiniać, bo nie masz o co. Zrozum w końcu, że nie jesteś winna całemu złu tego świata - przyciągam ją do siebie bliżej, mocno przytulając.
- Niby wiem o tym. Czasami jednak myślę, że gdybym została w Norwegii, byłoby po prostu dla niektórych o wiele lepiej - wtula się we mnie jeszcze bardziej. Swój głos ściszając do szeptu.
- Żałujesz, że tu jesteś? - zastanawiam się, patrząc wprost w jej lekko zaszklone oczy.
- Oczywiście, że nie. Odzyskanie cię to jedna z najlepszych rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu. Wiesz jednak, jak Nelle takimi wyssanymi z palca bzdurami może zaszkodzić twojemu wizerunkowi? To na pewno dopiero początek, a sam masz najlepszą świadomość, że jest gotowa posunąć się do wszystkiego. Po prostu nie chcę, abyś musiał przez coś takiego przechodzić. Nie zasługujesz na to - opiera swoją głowę na moim ramieniu, wpatrując się na powrót z odrazą w tekst źródła mojego obecnego największego zmartwienia.


- Zapewniam cię, że mój wizerunek w żadnym stopniu nie ucierpi, bo Nelle to wszystko odkręci i to bardzo szybko. Już ja tego dopilnuję - nagle wpadam na najprostszy pomysł zwyczajnej rozmowy ze sprawczynią tego wszystkiego.
- Niby jak chcesz to osiągnąć? Dobrze wiesz, że ona nie jest skłonna chodzić na żadne kompromisy, a już na pewno nie z kimś, komu chce zaszkodzić - Heidi wydawała się być o wiele mniej skłonna uwierzyć, że Nelle będzie chciała ze mną współpracować.
- Będzie musiała się w takim razie tego nauczyć. Sukces zawodowy jest dla Nelle najważniejszy. Nawet dla chęci zemsty nie zaryzykuje swoją pozycją. W końcu dobrze wie, że nie ma żadnych szans na obronę rzetelności tego, co stworzyła. Albo więc to wszystko odkręci, albo pożegna się z pracą i to natychmiast. Jej procodawca na pewno nie zaryzykuje swoim dobrym imieniem wyłącznie dla niej. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze- uśmiecham się lekko w jej kierunku. Wierząc, że mój plan odniesie powodzenie.
- Obyś rzeczywiście miał rację. Nie wydaje mi się jednak, aby Nelle aż tak ryzykowała w ciemno bez żadnego zabezpieczenia. Tu musi być jakiś haczyk - Heidi wydała się być dużo bardziej sceptyczna ode mnie. Jej chłodna racjonalność za wszelką cenę starała się stonować mój przesadny optymizm.
- Niedługo się przekonamy. Pójdę do niej i raz na zawsze między nami wszystko wyjaśnię. Nelle nie będzie nam więcej sprawiać problemów. Załatwię to - całuję dziewczynę lekko w policzek na pożegnanie, po czym przystępuję z nową energią do działania. Dosyć biernego przeglądania się temu, jak Nelle bezpodstawnie próbuje zrujnować moje życie. - Później do ciebie zadzwonię. Nie martw się. Wszystko się ułoży - gdybym tylko wiedział, jak bardzo się tym razem przeliczyłem, dając tę obietnicę Heidi.