Strony

poniedziałek, 20 lipca 2020

Rozdział 16


03.01.2021



Sekundy mijały nieubłaganie jedna za drugą, a ja nadal tkwiłem w jednym miejscu, nie potrafiąc otrząsnąć się z szoku i wykrztusić z siebie, choćby jednego słowa oraz odpowiedzieć tym samym na nieprawdziwe oskarżenia Nelle, która teraz już wprost kipiała ze złości i poczucia zranienia moimi nie do końca przemyślanymi poczynaniami. Czego dowodem były, choćby jej mocno zaciśnięte usta i grymas prawdziwej dezaprobaty, w jaką układały się jej niezwykle surowe w tym momencie rysy twarzy.


Austriaczka przypatrywała się zwłaszcza Heidi z olbrzymią nienawiścią i w nawet najmniejszym stopniu niczym nieukrywaną pogardą w oczach. Doskonale wiedziałem, że w każdej chwili była zdolna do kolejnego, pewnie dosyć przykrego i niesprawiedliwego ataku słownego na niczemu winną w tej sytuacji dziewczynę. W końcu jedyną osobą, do której Nelle mogła mieć jakiekolwiek pretensje, byłem ja. To wyłącznie mnie mogła winić, ale ona wydawała się kompletnie tego nie zauważać, dając mi niepotrzebną taryfę ulgową. Wyciągając własne niezwykle błędne wnioski z tego, czego przed momentem była naocznym świadkiem.


Wciąż byłem jednak na tyle oszołomiony, że nie umiałem wyprowadzić jej z tego błędnego przekonania i jak ostatni kretyn pozwalałem na wyładowania jej ogromnej złości na stojącej obok mnie Norweżce, która nie miała pojęcia, gdzie ma podziać swój pełen zawstydzenia i poczucia winy wzrok. Heidi sprawiała wrażenie, jakby kompletnie nie radziła sobie z wyrzutami sumienia z powodu naszego pocałunku i miała ochotę uciec daleko stąd. Zapewne marzyła, aby znaleźć się z dala od Nelle, ale również i mojej osoby, o czym świadczyły jej pełne obojętności i ignorancji reakcje na mnie, kiedy próbowałem nawiązać z nią, choćby wzrokowe porozumienie, które w założeniu miało dodać jej otuchy i wsparcia. Gdybym tylko wiedział, że cała ta sytuacja przybierze właśnie taki obrót, nie wahałbym się ani sekundy i zakończył swój związek z Nelle podczas naszej rozmowy odbytej przed kilkoma godzinami. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze, a obecne zdarzenie w ogóle nie miałoby miejsca. Niestety na to było już za późno, a czasu nie dało się w żaden sposób cofnąć.


- Powiedz mi dziewczyno, czy ty masz w sobie choćby krztę moralności? Naprawdę nie wstyd ci romansować z kimś będącym w szczęśliwym związku? Bawi cię niszczenie czyjegoś życia? Zresztą, po co ja w ogóle pytam, ktoś taki jak ty na pewno nie ma w sobie ani za grosz przyzwoitości. Pewnie nawet nie znasz znaczenia tego słowa. Taki był twój plan na pobyt tutaj? Uwieść go i zapewnić sobie wygodne i dostanie życie bez żadnego wysiłku? To po to tak się od samego początku do niego wdzięczyłaś? W końcu to twój jedyny atut. Nikomu nie możesz zaoferować niczego więcej poza swoim ciałem. Nadajesz się tylko do jednego - Nelle zbliża się niebezpiecznie do Heidi, a ja instynktownie staję przed nią, starając się w marny sposób ochronić przed gniewem mojej niestety jeszcze dziewczyny. - Dlaczego tak milczysz? Mowę ci odjęło, a może masz tak ubogi zasób słów, że nie umiesz mi odpowiedzieć w żaden sposób. Kochana mamusia była tak zajęta upijaniem się każdego dnia na umór, że nie nauczyła swojej córeczki podstaw wysławiania? - zaczyna bez żadnych skrupułów szydzić z przesłodzonym uśmieszkiem na ustach z sytuacji rodzinnej Heidi, trafiając w jeden z najbardziej czułych punktów Norweżki, który od zawsze był dla niej niezwykle mocno bolesny i trudny do zaakceptowania. Tego było po prostu za wiele.


- Nelle, natychmiast przestań! Jeśli chcesz się na kimś wyżyć, to na mnie, ale Heidi zostaw w spokoju. Ona nie jest niczemu winna - staram się przywołać ją do porządku i powstrzymać od dalszego podłego obrażania brunetki.
- Na twoim miejscu bym milczała i nawet nie próbowała się odzywać. Nigdy nie wybaczę ci tego upokorzenia, rozumiesz? Na pewno nie z takim czymś, jak ona! - wskazuje na Heidi, która zachowywała spokój ostatkiem swoich sił.
- Do twojej wiadomości nie jestem czymś, a kimś. Każdy człowiek zasługuje na szacunek z samego faktu swojego istnienia. Nieważne kim by był. Ktoś taki jak ty powinien o tym wiedzieć najlepiej. Masz się za kogoś wyjątkowego, a jedyne co potrafisz, to wszystkimi pomiatać. Poza tym są pewne granice, których się nie przekracza. Zostaw więc w spokoju moją matkę, bo ja nie mieszam twoich rodziców w nasz konflikt - słyszę wyjątkowo zimny i bezuczuciowy głos Norweżki, która ani myślała dłużej biernie przystawać na ataki Nelle. Jednak każdy, kto znał ją trochę lepiej, od razu dostrzegłby, że ta pozorna obojętność i niewzruszalność, to jedynie wyjątkowo krucha maska, za którą skrywała się prawdziwa burza negatywnych emocji i przeolbrzymi smutek wymieszany z rezygnacją.
- I kto tu mówi o granicach? Sami przed chwilą wszystkie przekroczyliście. Naprawdę masz niezły tupet. Jak długo trwa już ten wasz żałosny romans, co? - Nelle pyta mocno podniesionym głosem, żądając szczegółowej odpowiedzi.
- Nie mamy ze sobą żadnego romansu. To był tylko ten jeden pocałunek. Zamiast więc rzucać na prawo i lewo tymi nieprawdziwymi oskarżeniami na spokojnie porozmawiajmy - chciałem wyjaśnić sobie wszystko z Nelle i rozstać się jak cywilizowani ludzie. Takie sceny, jak obecnie nie były nam do niczego potrzebne.
- Masz mnie za jakąś totalną kretynkę? Myślisz, że ci w to kiedykolwiek uwierzę - wybucha głośnym i ironicznym śmiechem. - Mimo wszystko spodziewałam się, że masz lepszy gust. Nie stać cię było na kogoś niepochodzącego z samego dna społecznego? Aż tak jesteś znudony tym, co masz, że postanowiłeś poszukać wrażeń z osobą, której poziom sięga niżej niż sam Rów Mariański? Stefan, takiej osobie jak ty coś takiego, aż nie wypada. Myślisz, że jak wszyscy w naszym środowisku by cię postrzegali, gdyby dowiedzieli się, że prowadzasz się z taką patologią? Jaki przykład dajesz innym? Powinieneś się wstydzić - zaciskam dłonie w pięści, starając nie dać się wyprowadzić z równowagi, choć było to niezwykle trudne. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Nelle była tak podła i cały czas uderzała w Heidi. Co chciała dzięki temu osiągnąć?


- Za to ty kochaniutka, musisz się umieć naprawdę dobrze pieprzyć, skoro masz takie chody u naszego Stefana, a on woli robić to z tobą niż ze mną. Cóż, widocznie na tym polu nie mam z tobą większych szans. Masz przewagę w samych latach doświadczenia. W końcu na pewno zaczęłaś bardzo wcześnie. Na życie jakoś trzeba było przecież zarobić. Mamusia przynajmniej jednej rzeczy dobrze cię nauczyła. Podziękuj jej za to - Nelle kiwa głową z udawanym uznaniem. Przekraczając swoimi słowami dosłownie każdą możliwą granicę. To, co powiedziała, było po prostu niedopuszczalne.
- Dość tego! Tym razem posunęłaś się o krok za daleko. Masz natychmiast to wszystko odwołać, rozumiesz? Nie masz prawa obrażać w ten sposób kogokolwiek, a już na pewno nie będziesz tego robiła w stosunku do Heidi. Nigdy ci na to nie pozwolę - po raz pierwszy w życiu podnoszę głos na Nelle, co wprawia ją w spore zdumienie i lekką dezorientację. Trwa to jednak jedynie kilka wyjątkowo krótkich sekund.
- Chyba w twoich snach. Nikogo nie będę przepraszać za prawdę. Twoja cudowna Heidi sama zrobiła z siebie pierwszą lepszą, godząc się na zostanie twoją kochanką. Cała nasza trójka wie, że potrzebujesz jej jedynie do łóżka i niczego więcej. Może jeszcze zaprzeczysz, że jest inaczej? - w pełni odzyskuje rezon. - Jeśli ktoś jest zwykłą dziwką, to niech nie oczekuje innego traktowania. Ma to, na co w pełni zasługuje - obok tych słów Heidi nie jest już w stanie przejść obojętnie. Tego było dla niej zwyczajnie za wiele. Najpierw z prawdziwym cierpieniem wypisanym na twarzy mnie wymija, a następnie bez słowa w szybkim tempie opuszcza taras. Zostawiając mnie samego z Nelle. Przeczuwałem, że całe to zajście mocno odbije się na naszej relacji. Przecież to ja w głównej mierze je sprowokowałem.


- Heidi, zaczekaj! - bez zastanowienia biegnę za nią. Nie mogąc zostawić w takim stanie. W dodatku bałem się, że mogłaby uwierzyć w którąś z tych bzdur usłyszanych od Nelle i zrobić przez to coś wyjątkowo głupiego. Jej krucha psychika i brak pewności siebie w starciu z takimi obelgami mogły doprowadzić do strasznych konsekwencji. - Przepraszam cię. Tak strasznie cię za wszystko przepraszam. Niczym sobie na to nie zasłużyłaś - doganiam ją w końcu, odwracając w swoją stronę. Od razu zauważając łzy płynące po jej policzkach.
- Właśnie, że zasłużyłam. Nie miałam prawa odwzajemniać tego pocałunku. Wiedziałam, że jesteś związany z inną. Nie wiem, co ja głupia sobie myślałam - szlocha, zaczynając się niepotrzebnie obwiniać.
- Ale to ja go zacząłem i wcale tego nie żałuję. Od dawna już chciałem to zrobić - zapewniam ją. Chcąc, aby wiedziała, że nic się przypadkiem między nami nie zmieniło i nadal chciałem zawalczyć o naszą wspólną przyszłość. Tylko ona się dla mnie liczyła.
- Stefan, to nie powinno było się wydarzyć. To nie miało żadnej racji bytu. My też nigdy byśmy jej nie mieli. Nelle miała rację. Pomyśl tylko ty i ja? Przecież to jakiś kompletny absurd. Nie pasuję do twojego świata i nigdy nie będę pasować. Tacy ludzie jak ona na okrągło mi to uświadamiają. Moje miejsce jest zupełnie gdzie indziej - ociera swoje mokre policzki, patrząc mi prosto w oczy. Stanowczość, z jaką mówi te wszystkie słowa, niemal mnie poraża. - Zapomnijmy o tym pocałunku i więcej do tego nie wracajmy. Przyjaźń to jedyne, co powinno nas łączyć. A i to być może jest czymś zbyt zażyłym, jeśli chodzi o naszą dwójkę. Sam w głębi siebie również doskonale o tym wiesz.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Przecież kilka minut temu sama obiecałaś, że wrócimy do rozmowy o nas, gdy rozstanę się z Nelle - niczego z tego nie rozumiałem. Dlaczego Heidi, aż tak łatwo odpuszczała? - Wiem też, że chciałaś tego pocałunku równie mocno, co ja. Czułem to i nie wyprzesz się tego, choćbyś nie wiem, jak się starała. Łączy nas coś wyjątkowego i obydwoje doskonale o tym wiemy.


- Wróć do Nelle i wyjaśnij sobie z nią wszystko. Nie powinieneś tak tego zostawić. Nawet ona ma prawo wiedzieć, na czym stoi - pozostaje głucha na moje poprzednie słowa, zmieniając temat na taki, który kompletnie mnie aktualnie nie interesuje.
- Najpierw my wyjaśnimy sobie pewne kwestie. Heidi, musisz zrozumieć, że ja naprawdę się w tobie...
- Przestań! Nie chcę tego słuchać - kręci z dezaprobatą głową, nie pozwalając mi dokończyć. - Przepraszam, ale chcę zostać sama. Muszę ochłonąć. Mam także sporo spraw do przemyślenia - nawet nie daje mi dojść do słowa, gdy oddala się ode mnie z oczami ponownie pełnymi łez.
- Heidi, proszę cię - staram się ją zatrzymać, ale zupełnie ignoruje moje błagania. Rozpłakując się tym razem na dobre. Miałem wrażenie, że jej płacz pełen bólu i cierpienia niósł się echem po całej skoczni. Nie mogłem sobie wydarować, że to moja osoba po raz kolejny po części doprowadziła ją do takiego fatalnego stanu.


- Czyżby twój brudny romansik się sypał? Tak mi przykro - szyderczy i pełen kpiny chichot Nelle dobiega zza moich pleców. Widocznie te bezsensowne przepychanki jeszcze się jej nie znudziły.
- Skończ! Przeszłaś dziś dosłownie samą siebie. Rozumiem, że miałaś prawo być wściekła, gdy zobaczyłaś mnie z Heidi, ale nawet to cię nie usprawiedliwia. Zachowałaś się skandalicznie - postanawiam wyładować na niej swoje frustracje. Należało się jej za to, czego się dopuściła względem Heidi.
- Ja? Mów lepiej za siebie. Przypominam, że to ty mnie zdradzałeś z tą wywłoką. Aż łapie mnie obrzydzenie, gdy tylko sobie o tym pomyślę - krzywi się. - Jak mogłeś zrobić mi coś takiego? Tak sobie ze mnie zakpić i ośmieszyć? Co ja ci takiego zrobiłam?
- Ile razy mam ci jeszcze powiedzieć, że nie mamy ze sobą żadnego romansu. To był tylko ten jeden pocałunek. Nigdy nie wdałbym się z nikim w romans, będąc w związku. To od zawsze było dla mnie czymś niedopuszczalnym. Tyle razy o tym rozmawialiśmy. Powinnaś więc o tym wiedzieć najlepiej - bronię się. Nie mając zamiaru dać sobie wmówić czegoś, czego nie zrobiłem.
- Musiałabym chyba nie mieć mózgu, aby ci w to uwierzyć. Rozumiem jednak, że mogłeś pobłądzić. Facetom często się to zdarza. Ja ostatnio trochę cię zaniedbałam, mieliśmy lekki kryzys, pogubiliśmy się. To mogło cię popchnąć do poszukania odskoczni od naszego związku, do którego mimowolnie wdarła się rutyna. Dlatego jestem skłonna ci to za jakiś czas wybaczyć i spróbować jeszcze raz zaufać. Nie będzie łatwo, ale się postaram. Wszystko można między nami jeszcze naprawić, gdy tylko obydwoje będziemy tego równie mocno chcieli. Warunek jest jednak oczywisty. Od teraz kończysz definitywny kontakt z tą dziewuchą, a także ograniczasz swoją przyjaźń z Michaelem i tą jego Inge do absolutnego minimum. Masz zakaz wizyt w ich mieszkaniu z oczywistego powodu. Mam również prawo do wglądu w twój telefon, laptop i cokolwiek jeszcze zechcę. W innym przypadku zapomnij o jakimkolwiek pogodzeniu - moją jedyną odpowiedzią na te absurdalne żądania Nelle jest głośny wybuch śmiechu. - Nie rozumiem, co cię tak śmieszy - moja reakcja wprawia ją w prawdziwą konsternację i niedowierzanie, że mógłbym tak zlekceważyć te postawione przez nią warunki.


- Skąd przyszło ci w ogóle do głowy, że chcę naszego pogodzenia i kontynuowania tego związku? - pytam, gdy udaje mi się opanować. Absolutnie nie rozumiejąc toku jej myślenia.
- A nie chcesz? Przecież to wydaje się oczywiste i rozumie samo przez się. Jesteśmy idealnie do siebie dobrani. Tyle nas ze sobą łączy. Obydwoje jesteśmy ambitni, osiągamy spore sukcesy zawodowe, mamy odpowiednią pozycję i doskonale wiemy, czego chcemy. Poza tym nie takie pary jak my mają za sobą jakiś skok w bok. Moi rodzice jakoś sobie poradzili, gdy mama się pogubiła i popełniła błąd. Stefan, najważniejsze jest to, że nadal się kochamy - Nelle wydawała się być stuprocentowo o tym przekonana. To po prostu nie mieściło się mi w głowie.
- Niestety, ale tym razem się grubo mylisz. Nasza rozmowa z przedpołudnia naprawdę nie dała ci do myślenia, ostatnie tygodnie również? Przecież nas od dawna nie ma. Żyjemy osobno i nic nas praktycznie nie łączy. Już od dawna chce wszystko między nami zakończyć - mówię otwarcie, nie widząc sensu dalszego udawania, czy zaprzeczania oczywistościom. Wprawiając tym samym dziewczynę w ogromny szok.
- Co takiego? Stefan, czy ty zwariowałeś? Chcesz mnie zostawić? Ty nie możesz tego zrobić - Nelle nie dopuszczała mojej decyzji do wiadomości. - Obydwoje popełniliśmy większe, czy mniejsze błędy. Możemy jednak zacząć od nowa. Kocham cię. Kocham, słyszysz? - łączy ze sobą nasze dłonie w pełnym desperacji geście, ale ja błyskawicznie zabieram swoją.
- Problem w tym, że to ja ciebie nie kocham. W moim sercu już od dawna jest miejsce dla kogoś innego. Przykro mi - nie było mi łatwo jej tego przekazać, ale dalsze granie na zwłokę nie miało najmniejszego sensu.
- To niemożliwe. To nie może być prawda. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że rzucasz mnie dla tej ladacznicy - w Nelle znowu zaczyna narastać wściekłość.
- Ona ma na imię Heidi i jest najcudowniejszą dziewczyną pod słońcem. Kocham ją i nic tego nie zmieni - zdradzam otwarcie Austriaczce, doprowadzając ją tym niemal do wrzenia.


- Nie daruje ci tego! Zamiast ciebie mogłam mieć na pęczki innych mężczyzn i to o wiele lepszych niż ty. Mimo to wybrałam ciebie, a ty mi się tak teraz odpłacasz? Gorzko tego pożałujesz. Jeśli też myślisz, że uda ci się stworzyć sielankowy związek na moim nieszczęściu, to bardzo się rozczarujesz. Już ja tego dopilnuję - grozi mi. Obdarzając wyjątkowo piorunującyn spojrzeniem. - Dlatego dobrze się zastanów nad moją propozycją, bo masz ostatnią szansę. Więcej ich nie będzie.
- Nie mam nad czym się zastanawiać. To koniec, Nelle. Nie musimy się jednak rozstawać w takich okolicznościach i stawać chodzącymi wrogami. Nie wszystko w naszym związku było złe. Zdarzały się też dobre chwile i wolałbym tylko je zapamiętać. Ty też powinnaś - próbuję przemówić jej do rozsądku.
- Błagam cię. Tylko nie wyskakuj mi z tym nic niewartym frazesem o zostaniu przyjaciółmi. Obejdzie się bez twojej wspaniałomyślności - ironizuje, krzyżując swoje ramiona w geście jawnego niezadowolenia.
- Jak sobie chcesz. Nie będę na ciebie nalegał - wzruszam ramionami. Znajomość z taką wersją Nelle, jaką w chwili obecnej się stała, nie była mi do niczego potrzebna.


- To już? Teraz tak po prostu rozejdziemy się w swoje strony i będziemy udawać, że ostatnie wspólne miesiące nie miały miejsca? Tego właśnie oczekujesz? - zastanawia się z mocno zaszklonymi oczami i drżącym od emocji głosem.
- Tak chyba wyglądają rozstania. Raczej nic innego nie mogę ci zaproponować - miałem nadzieję na jak najszybsze zakończenie tej rozmowy i udanie się na poszukiwania Heidi. Musiałem ją jakoś przekonać, aby nie próbowała nas skreślać już na samym starcie.
- Jesteś żałosny Stefan. Nie znam nikogo bardziej godnego politowania od ciebie. Nienawidzę cię! - zanim w ogóle się zorientuję w sytuacji. Nelle wymierza mi siarczysty policzek, po czym zaczyna głośno płakać. - Życzę ci wszystkiego najgorszego. Tobie i tej podłej manipulantce. Wkrótce jeszcze za mną zatęsknisz, przekonasz się - zostawia mnie w końcu samego z poczuciem ulgi, ale i sporych wyrzutów sumienia, które tylko potęgowała lekko obolała od uderzenia twarz. Być może mogłem potraktować Nelle trochę delikatniej i rozwiązać to inaczej, jednak złość na nią za to, jak zachowała się po raz kolejny w stosunku Heidi, okazała się o wiele silniesza od tych wszystkich wcześniejszych postanowień, czy szczerych chęci.


Przemierzając nieśpiesznie teren skoczni w poszukiwaniu Heidi, usilnie licząc, że jeszcze gdzieś się tutaj znajduje. Wewnątrz siebie odczuwam prawdziwą lawinę sprzecznych emocji. Z jednej strony cieszyłem się, że znów byłem wolny i nic nie stało mi na przeszkodzie do walki o zrealizowanie moich największych marzeń, którymi była wspólna i szczęśliwa przyszłość z Heidi. Z drugiej natomiast odczuwałem spore poczucie żalu z powodu zmarnowanego czasu, który poświęciłem na związek z Nelle. Będący zupełną pomyłką. Nadal nie mogłem uwierzyć, że tak późno odkryłem jej prawdziwe oblicze i poznałem się na jej osobie. Przecież ta dziewczyna zupełnie nie przypominała osoby, którą na początku przede mną grała. Tamta była niemal chodzącym ideałem, tymczasem okazało się, że to tylko pozory, a pod tą fałszywą powłoką kryje się ktoś wyjątkowo perfidny i bezduszny. Poznanie Nelle było jeszcze jedną nauczką otrzymaną od życia i bolesnym uświadomieniem sobie, że mimo sporej ilości przeżytych już lat, wciąż wyjątkowo kiepsko znałem się na ludziach i często miałem tendencję do ufanie tym niewłaściwym osobom.


- Widzieliście gdzieś Heidi? - gdy powoli traciłem nadzieję, że Norweżka nadal znajdowała się gdzieś w pobliżu. Udaje mi się dogonić rodziców, którzy byli coraz bliżsi opuszczenia terenu skoczni.
- Poszła przed paroma minutami z Helen i twoim dziadkiem na obiecaną wcześniej herbatę. Wiesz, że za kilka godzin ma on stąd lot powrotny do domu - informują mnie dzięki czemu, oddycham z wyraźną ulgą. - Coś się stało? Heidi wyglądała na mocno zdenerwowaną i rozkojarzoną. Stefan, chyba się nie pokłóciliście? Ty też nie najlepiej wyglądasz - jak zawsze niczego nie dało się ukryć przed moją mamą, która bez większego wahania postawiła mnie w ogniu dosyć niewygodnych pytań.
- Oczywiście, że nie. Chodzi o coś zupełnie innego. To jednak długa i skomplikowana historia. Istotną kwestią jest tylko, że przed momentem zerwałem z Nelle - zdradzam im. Nie czując potrzeby ukrywania tego faktu. Rodzice przypatrują się mi z niemałym zaskoczeniem. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro do mnie również nie do końca to jeszcze docierało.
- Rozumiem. Pewnie nie jest ci z tym łatwo. Czasami mimo wszystko lepiej jednak coś skończyć niż bezsensownie ciągnąć na siłę. Myślę, że dla waszej dwójki, to najlepsze co mogliście zrobić. Biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie - tata bez zastanowienia staje po mojej stronie i w pełni popiera decyzję o zakończeniu mojego dotychczasowego związku.
- Szkoda tylko, że Nelle myśli inaczej. Odnoszę wrażenie, że nasze zerwanie mocno ją dotknęło - Austriaczka wydawała się być dogłębnie zraniona, co powoli wywoływało we mnie spore poczucie winy. Gdy negatywne emocje zaczynały opadać, wszystko stawało się o wiele bardziej skomplikowane i trudniejsze do przyswojenia.
- Jestem pewna, że niedługo też dojdzie do podobnych wniosków. Nie wyszło wam, ale to jeszcze nie koniec świata. Widocznie nie byliście sobie pisani. Poza tym jesteście młodzi i macie mnóstwo czasu na znalezienie swojej drugiej połówki - mama stara się mnie pocieszyć. Wiedziałem też, że w głębi siebie cieszyła się z takiego obrotu sprawy, choć nigdy by się do tego oczywiście nie przyznała.


- Wiecie, gdzie dokładnie znajduje się ta kawiarnia, do której się wybrali? Muszę jak najszybciej porozmawiać z Heidi - próbuję zdobyć upragniony adres miejsca. Nie wyobrażając sobie, że mógłbym wybrać się do Bischofshofen i zostawić to wszystko w takim beznadziejnym stanie między nami. Ja po prostu musiałem wiedzieć, na czym stoję.
- Synku, to nie jest najlepszy pomysł. Nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale sądzę, że powinniście trochę ochłonąć. Obydwoje macie sporo do przemyślenia i poukładania w głowie. Dopiero co zakończyłeś też kilkumiesięczny związek, a Nelle mimo wszystko na pewno była dla ciebie kimś ważnym. To nie minie cię bez żadnego echa. Dlatego wróć do hotelu i zastanów się na spokojnie nad tym wszystkim. Pośpiech jest złym doradcą, a na pewno już w międzyludzkich relacjach. Zaufaj mi - mimo że nie podobała mi się perspektywa zwlekania, to musiałem przyznać, że rada mojej rodzicielki była nadwyraz trafna.
- Dobrze, tak chyba rzeczywiście będzie najlepiej. Pójdę już i tak powinienem być od dawna w hotelu. Do zobaczenia niedługo - żegnam się z rodzicami z wymuszonym uśmiechem. Po moim dobrym humorze nie było już żadnego śladu, a co więcej marzyłem jedynie o jak najszybszym końcu tego niezbyt udanego dnia.


Idąc za radą rodziców, wracam posłusznie do hotelu, myślami jednak nadal trwając przy wydarzeniach, które miały miejsce przed kilkunastoma minutami, a przede wszystkim przy ostatnich słowach Heidi, która wydawała się być wyjątkowo mocno zdeterminowana w swoim postanowieniu o nieprzekraczaniu między nami granic przyjaźni.


Sfrustrowany tym wszystkim przekraczam próg pokoju, bez słowa rzucając się na łóżko. Spoglądam jeszcze ze złudną nadzieją na telefon, licząc że być może ujrzę jakąś wiadomość od Norweżki, co oczywiście się nie wydarza. Dołując mnie jeszcze mocniej. Obawiałem się, że Heidi zacznie mnie teraz unikać i stronić od wspólnego spędzania czasu. Znałem ją w końcu na tyle dobrze, że świetnie już wiedziałem, jak reagowała w takich przerastających ją sytuacjach. Uważając, że najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka i udawanie, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku.


- Nareszcie raczyłeś się zjawić. Gdzie ty się w ogóle tyle czasu podziewałeś? - Michael przygląda się mi w oczekiwaniu na jakieś wyjaśnienia. - Co się znowu stało? Sądząc po twojej minie pewnie nic dobrego.
- Brawo, jasnowidzu. Jak zawsze trafiłeś idealnie w dziesiątkę. Do twojej wiadomości, to rozpoczynałem pewne rozdziały w życiu, a inne zamykałem. Szkoda, że nie do końca mi to wyszło - odpowiadam enigmatycznie, tylko go tym złoszcząc.
- Stefan, może mógłbyś mówić jaśniej? Co znowu odczyniłeś? Zostawić cię samego na chwilę, to zawsze się w coś wpakujesz - wzdycham tylko z niezadowoleniem, a następnie opowiadam mu wszystko ze szczegółami. Musząc to jakoś z siebie wyrzucić. Zaczynam od pocałunku z Heidi, a kończę na dość gwałtownym zerwaniu z Nelle. Moja lekko chaotyczna opowieść wprawia go w sporą dezorientację i zdumienie. Chyba nikt nie spodziewał się, że to popołudnie przybierze dla mnie tak fatalny obrót.


- Ostrzegałem cię, że Nelle tak łatwo nie odpuści i rozstanie z nią wcale nie będzie czymś przyjemnym. Ty jednak myślałeś zupełnie na odwrót. Mogłeś chociaż raz mnie posłuchać - Michael przypomina mi z satysfakcją, że dawno temu przewidział taki obrót zdarzeń.
- Dobrze, twoja była racja. Możesz się cieszyć - chowam twarz w poduszkę. Z okropnym mętlikiem panującym w mojej głowie. - Najgorsze jest to, że Nelle nagadała tyle bzdur i okropności Heidi, w które ona chyba uwierzyła. A tak już było dobrze.
- Wcale mnie to nie dziwi. Nelle za wszelką cenę chciała utrzymać wasz związek. Widocznie miała w tym jakiś cel, a ty byłeś jej do czegoś niezwykle potrzebny. Nigdy nie uwierzę, że naprawdę cię kochała - to już nie pierwszy raz, gdy przyjaciel próbował mnie przekonać do tego, że rzekome uczucia ze strony Nelle do mnie były niczym innym jak wyrachowaną grą z jej strony. Jeśli rzeczywiście było tak, jak mówił, to okazałem się największym naiwniakiem pod słońcem. Wolałem dlatego nawet o tym nie myśleć.


- Michi, co ja mam teraz zrobić? Jak mam przekonać Heidi, żeby dała mi szansę? - szukam jakiejś porady i cudownego środka na rozwiązanie tego galimatiasu.
- To chyba ty powinieneś wiedzieć to najlepiej. Nikt nie zna jej lepiej od ciebie. Po prostu z nią szczerze i otwarcie porozmawiaj. To chyba nie jest znowu, aż takie trudne - patrzę na niego z politowaniem. Serdecznie dziękując za taką poradę.
- Może i nie jest, jeśli twoim rozmówcom nie jest Heidi. Dobrze wiesz, jaki z niej uparciuch i z jaką alergią podchodzi do rozmów o uczuciach - mimowolnie uśmiecham się na wspomnienie tych wszystkich momentów, gdy chwytała się przeróżnych uników na poruszane przeze mnie tematy dotyczące naszej relacji. Bojąc się ich niczym ognia.
- Między innymi za to ją właśnie kochasz. Przyznaj to w końcu - śmieje się, gdy patrzę na niego z wyraźnym ostrzeżeniem.
- Dobrze, przyznaję. Kocham Heidi, zadowolony? - nie miałem zamiaru dłużej ani sobie, ani nikomu innemu w tej kwestii zaprzeczać. Robiłem to już i tak wystarczająco długo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie można było tak od razu? Oszczędzilibyśmy sobie tylu niepotrzebnych nerwów - wytyka mi, za co obrywa trzymaną przeze mnie poduszką.


Biorę głęboki wdech na uspokojenie, po czym pukam głośno w drzwi prowadzące do pokoju Heidi i Inge. Po otrzymaniu od Michaela nazwy hotelu i numeru od pokoju, w którym zatrzymały się dziewczyny. Nie wahałem się ani sekundy tylko czym prędzej wybrałem się pod wskazane miejsce, na nic nie zważając. Dłużej już nie byłem w stanie się powstrzymywać przed spotkaniem z Heidi. Ja po prostu musiałem ją zobaczyć i porozmawiać z nią, nawet jeśli po raz kolejny miałbym od niej usłyszeć, że jestem wyłącznie jej przyjacielem i to się nigdy nie zmieni.


💗💗💗💗


03.01.2021


Od kilku dobrych minut nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w nadal nietkniętą filiżankę z zamówioną już jakiś czas temu herbatą. Błądząc myślami daleko od tej kawiarni z wyjątkowo ładnym i przytulnym wnętrzem, a przede wszystkim gwarnej rozmowy, która toczyła się przy zajmowanym przeze mnie stoliku. Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam aktywnie uczestniczyć w wymianie zdań z panią Helen i panem Haroldem, którzy jak na ojca i córkę przystało, przekomarzali się w doskonale mi już znanym dla nich stylu. Niestety, jedyne na czym ja byłam w stanie się skupić, to wspominanie kolejnego potoku krzywdzących słów usłyszanych dziś od Nelle oraz jej pełnego nienawiści wzroku, jakim obdarzała mnie przez całą naszą wyjątkowo nieprzyjemną rozmowę. Czułam jednak, że tym razem w pełni sobie na to zasłużyłam. Nie miałam żadnego prawa dopuścić do takiej sytuacji między mną a Stefanem. To nigdy nie powinno mieć między nami miejsca. To było po prostu niedopuszczalne i obydwoje mieliśmy tego doskonałą świadomość.


Mimo tego dręczącego mnie poczucia winy. Na ustach, wciąż wyczuwałam dotyk i smak tych należących do Stefana. Tym jednym krótkim i wydawać by się mogło wyjątkowo niewinnym pocałunkiem, obudził we mnie uczucia, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Jedynie lekkim muśnięciem ust sprawił, że na te kilka sekund cały świat sprowadził się wyłącznie do jego osoby, a ja w końcu zrozumiałam, o co tyle szumu z tymi pocałunkami i zachwytów nad nimi, które wielokrotnie słyszałam z opowieści innych osób. Dzięki temu nareszcie pojęłam, że bliskość drugiego człowieka ma o wiele większy sens i znaczenie, gdy podparta jest prawdziwymi uczuciami, a nie jedynie pragnieniem zaspokojenia żądzy i pospolitej fizycznej bliskości.


Szkoda tylko, że to wszystko miało się skończyć, zanim w ogóle otrzymałoby szansę się rozpocząć. Byłam głupia i naiwna, że przez jeden krótki moment pomyślałam, iż coś takiego mogłoby się udać. Nigdy nie było żadnej mowy o Stefanie i mnie. Nasze uczucia nie miały w tej kwestii nic do powiedzenia. Pochodziliśmy ze zbyt odmiennych światów, a ludzie pokroju Nelle na każdym kroku by mi o tym dobitnie przypominali. Takie wydarzenia, jak dzisiejsze zdarzałyby się na porządku dziennym. Byłam pewna, że już ona by się postarała, aby ktoś bardzo szybko doszukał się informacji o mojej rodzinie, czy przeszłości. Wybuchłby wtedy ogromny skandal, z którym nie dałabym rady sobie poradzić. Nie zniosłabym tych wszystkich pełnych politowania i odrazy spojrzeń. Tych insynuacji, że wykorzystuję Stefana. Szczerze również wątpiłam, że jego rodzina nadal patrzyłaby na mnie przychylnie po poznaniu prawdy o tym, jaka byłam kiedyś. Do czego potrafiłam się posunąć, aby tylko zapomnieć o swoim beznadziejnym życiu. Po czymś takim na pewno przestałabym być ich ulubienicą. Teraz zresztą także na to nie zasługiwałam. Znali w końcu mnie tylko od tej jednej i to w dodatku dużo lepszej strony. Czasami czułam się przez to wobec nich ogromnie nie w porządku. Zwłaszcza że z każdym następnym spotkaniem, dawałam im mylny obraz swojej osoby. Dziewczyny pozbawionej większych wad, czy skaz, które przecież nieustannie we mnie tkwiły i pewnie tylko czekały, aż znowu pozwolę im wyjść na światło dzienne.


Nie wierzyłam też, że Stefan naprawdę byłby w stanie pokochać kogoś takiego, jak ja. Być może tylko mu się tak wydawało albo posiadał wyjątkowo mylne wyobrażenie o mnie. Przecież ja nie miałam mu nic do zaoferowania w porównaniu, chociażby z taką Nelle. Byłam we wszystkim kompletną przeciętniaczką, niewyróżniającą się niczym z tłumu. Mającą zerowe pojęcie o byciu w związku i tych wszystkich kwestiach, które się z nim wiązały. Zapewne jego uczucia wynikały z kryzysu w aktualnym związku i były co najwyżej ulotnym zauroczeniem, które zniknęłoby szybciej, niż się pojawiło.


- Heidi, dobrze się czujesz? Jesteś strasznie nieobecna - zmartwiony głos pani Helen przywołuje mnie do rzeczywistości z tych wyjątkowo pesymistycznych rozważań.
- Tak. Przepraszam, ale lekko się zamyśliłam. O czym mówimy? - uśmiecham się sztucznie, starając się odzyskać wątek rozmowy. Najchętniej chciałabym pobyć teraz w samotności, ale nie chciałam nikomu sprawiać przykrości. Wszyscy byli dla mnie w końcu tacy mili, że wprost nie mogłam im odmówić przyjścia tutaj.
- Nieważne. Powiedz nam lepiej, co ten nasz Stefan nawyprawiał, że tak się zamartwiasz? - pan Harold patrzy na mnie swoim niezwykle przenikliwym spojrzeniem, które niemal przeszywało na wskroś. Bardzo szybko się domyślając, że nic tak naprawdę nie jest w porządku.
- Dokładnie. Mój siostrzeniec chyba nadal nie nauczył się, jak powinno się postępować z kobietami - mruga do mnie porozumiewawczo. Będąc pewną, że za mój fatalny stan odpowiada Stefan, co przecież nie było w żadnym wypadku prawdą.
- To nie jego wina - staram się wyprowadzić kobietę z błędu. - Po prostu spotkaliśmy Nelle i zrobiło się dosyć nieprzyjemnie - zdradzam szczątki tego, co się naprawdę wydarzyło. Woląc jednak nie wdawać się w większe szczegóły.
- Ta pannica dalej nie przestała mieszać? Jej chyba naprawdę trzeba dosadnie uświadomić pewne kwestie - ciocię Stefana dopada spora złość, a nawet nie znała połowy prawdy z jej dzisiejszego przedstawienia. - Kiedy ta wstrętna pijawka da w końcu Stefanowi spokój? Przecież ona wysysa z niego całą pozytywną energię.
- Helen, spokojnie. Obiecaliśmy się nie mieszać. Są dorośli i sami muszą sobie poradzić. To sprawa między Stefanem a nią - pan Harold próbuje wpłynąć na córkę, która czasami, a dokładniej mówiąc bardzo często, wpadała na dosyć szalone pomysły.
- Właśnie. Nikt nie powinien się do tego mieszać. Możemy zmienić temat? - proszę. Mając serdecznie dość myślenia i rozmów o tej podłej dziewczynie. Na całe szczęście moi towarzysze bez żadnego problemu na to przystają, a mi udaje się nawet skupić na czymś innym niż cały ten uczuciowy bałagan. Niezaprzeczalną prawdą było jednak, że moje życie było o wiele spokojniejsze, gdy miłość była dla mnie jedynie abstrakcją i zupełnie obcym pojęciem.


Po dość wylewnym pożegnaniu się z dziadkiem Stefana i panią Helen i obietnicy, że na pewno wkrótce się zobaczymy. Postanawiam udać się na wyjątkowo długi spacer ulicami Innsbrucka, który oczarowuje mnie nie mniej niż Salzburg. Próbuję w ten sposób wyciszyć swoje emocje i znaleźć tak potrzebne mi teraz ukojenie. Podziwiając architektoniczne detale, które wprawiają mnie w niemy zachwyt. Staram się nie myśleć o Stefanie ani tym, co teraz się z nami stanie. Znając jego upartość, będzie za wszelką cenę próbował namawiać mnie na zmianę zdania w kwestii poprzestania jedynie na przyjaźni. Na co w żadnym wypadku nie mogłam się zgodzić dla jego własnego dobra.


- W końcu wróciłaś! Dlaczego nie odbierałaś telefonu? Martwiłam się o ciebie. Słyszałam, co się stało. Tak mi przykro - gdy wczesnym wieczorem znajduję się na powrót w pokoju, który dzieliłam z Inge. Blondynka już niemal od samego progu wita mnie ze sporym wyrazem ulgi i przyjacielskim uściskiem. Byłam zaskoczona jej obecnością. Myślałam, że o tej porze będzie z Michaelem, a nie tutaj. - Nie daruję tego tej wstrętnej jędzy. Niech ja ją tylko spotkam. Wytargam ją za tej perfekcyjnie ułożone kłaki, przysięgam. Jedyny pozytyw, że Stefan się z nią w końcu raz na zawsze rozstał - zaskakują mnie usłyszane słowa. Byłam niemal pewna, że Nelle uda się namówić mojego przyjaciela na ratowanie ich relacji. Tak jak to było poprzednim razem.
- To naprawdę koniec między nimi? - chcę się upewnić, na co Inge kiwa jedynie potakująco głową.
- Teraz już nic nie stoi wam na przeszkodzie, aby spróbować czegoś poważniejszego. Trzymam za was mocno kciuki - nawet w najmniejszym stopniu nie podzielałam jej entuzjazmu.
- Mylisz się, Inge. Nas nigdy nie będzie. To coś niemożliwego do zrealizowania - siadam ze zrezygnowaniem na łóżku, dzieląc się z nią swoimi dogłębnie szczerymi przemyśleniami i postanowieniem. Przypłacając to łzami pełnymi goryczy i pretensji do losu. Mimo że sama byłam sobie winna. Mogłam w końcu nie zakochiwać się w nieosiągalnym dla mnie mężczyźnie.


- Heidi, nie przekreślaj was już na samym starcie, tylko dlatego, że jacyś absolutnie bez znaczenia ludzie coś sobie mogą pomyśleć. Liczy się to, czego wy chcecie, a nie inni. Takie opinie w ogóle nie powinny cię interesować. Zresztą, ty nie masz czego się wstydzić. Tyle razy ci to już mówiłam - Inge stara się pokazać mi całą tę sytuację z innej perspektywy, ale ja i tak swoje wiedziałam. - Lepiej spróbować niż żałować potem całe życie, że się tego nie zrobiło. Zaufaj mi, bo wiem, co mówię. Ja też się do pewnego momentu bałam zaryzykować, przez co o mało nie straciłam Michaela.


- Chciałabym zaryzykować i to bardzo, ale ja tak nie potrafię. Nigdy nie radziłam sobie z tym, jak postrzegają mnie inni ludzie. Od zawsze byłam za wszystko krytykowana i po prostu wiem, że kolejny raz bym sobie z tym nie poradziła. Jestem za słaba, aby znieść coś takiego. W dodatku Stefan zasługuje na kogoś lepszego ode mnie i prędzej czy później to zrozumie - szlocham, wtulając się mocniej w poduszkę. Dlaczego ta świadomość musiała, aż tak okropnie boleć?
- Co za bzdura. Kto niby byłby lepszy od ciebie? Jesteś wspaniałą dziewczyną i nikomu w niczym nie ustępujesz, rozumiesz? Przestań uważać się za gorszą od kogokolwiek, bo w żadnym wypadku tak nie jest - naprawdę chciałam wierzyć Inge. Chciałam też pewnego ranka obudzić się jako pewna siebie dziewczyna, znająca w pełni swoją wartość, choć dobrze wiedziałam, że raczej to się w najbliższej przyszłości nie stanie.


- Dziękuję, Inge za to, że przy mnie jesteś - byłam jej niezwykle wdzięczna za zaofiarowaną przyjaźń. Bez niej już dawno bym tutaj zginęła.
- Zawsze do usług. A teraz zdradź mi, co mam zrobić, aby poprawić ci humor? Nie mogę patrzeć, jak się smucisz - mimowolnie zaczynam się śmiać, widząc jej śmieszną minę.
- Masz może jakąś zapasową tabliczkę czekolady? To powinno na razie w zupełności wystarczyć - teraz już obydwie się głośno śmiejemy.
- No wiesz co? Ja bym nie miała? - wyciąga z walizki tak upragnioną przeze mnie w tym momencie porcję cukru, który od razu dostarcza mi sporej porcji szczęścia i poprawia zdecydowanie nastrój. 


Nieoczekiwanie, gdy w pełni skupiamy się na oglądaniu filmu, słyszymy głośne i natarczywe pukanie do drzwi pokoju, które wprawia nas w spore zaskoczenie.
- Kto to może być? - zastanawiam się, na co Inge wzrusza tylko ramionami.
- Zaraz się przekonamy - szybko kieruje się w kierunku drzwi, a ja jeszcze szczelniej oplatam się kołdrą. Tak długi spacer po mieście chyba nie był najlepszym pomysłem. - Ktoś do ciebie - dziewczyna wraca moment później, uśmiechając się w moim kierunku radośnie.
- Niby kto? - pytam, choć doskonale znałam już odpowiedź. To mogła być tylko jedna osoba.
- Stefan.
- Inge, powiedz mu, że źle się czuję albo że śpię. Proszę cię - staram się ją namówić. Nie czując się na siłach na przeprowadzenie jakiejkolwiek rozmowy z nim.
- Za późno. Heidi, jemu naprawdę bardzo zależy na rozmowie z tobą. Powinniście szczerze porozmawiać. Odwlekanie tego nie ma większego sensu - przekręcam tylko oczami. Po czym nie mając innego wyjścia, opuszczam swoje cieplutkie i wygodne łóżko, wychodząc pełna wątpliwości na hotelowy korytarz. Niemal wpadając na mocno zdenerwowanego Austriaka.


- Przepraszam, że cię nachodzę o tej dosyć późnej porze, ale musimy porozmawiać. To naprawdę ważne - Stefan spogląda na mnie tym samym spojrzeniem, które towarzyszyło mu tuż przed naszym pocałunkiem, a to nie wróżyło niczego dobrego.
- Mieliśmy do tego nie wracać. Przecież cię prosiłam. Jesteśmy przyjaciółmi i wszystko inne jest jasne - opieram się o ścianę, spuszczając wzrok, nie będąc w stanie spojrzeć na niego.
- Heidi, ale doskonale już wiesz, że ja nie chcę być tylko twoim przyjacielem. To od dawna przestało mi wystarczać. Skończyłem z Nelle i mam zamiar o ciebie zawalczyć, czy ci się to podoba, czy nie - podchodzi do mnie bliżej, dotykając niepewnie dłoni. Splatając ją ze swoją.
- Nie zawsze dostajemy jednak to, czego chcemy. Powinieneś już to wiedzieć - ze wszystkich sił silę się na obojętność, mimo że wewnątrz mnie panowała prawdziwa burza sprzecznych ze sobą emocji. Serce walczyło z rozumem, powodując ogromne rozdarcie.


- Daj spokój. Przecież dobrze wiem, że ty również tego chcesz. Chociaż spróbujmy, proszę - Stefan zmusza mnie, abym na niego spojrzała. Jego oczy wyrażały ogrom determinacji i nadziei, że uda się mu przekonać mnie do zmiany zdania.
- Przepraszam, ale nie mogę - kręcę ze zrezygnowaniem głową, choć w głębi siebie pragnęłam powiedzieć coś zupełnie innego.


- Zrobimy więc inaczej. Umówisz się ze mną? Powiedzmy w następną sobotę? Turniej akurat się skończy i będziemy mieć wolny weekend od startów - w mgnieniu oka zmienia swoje nastawienie. Niczego już z tego nie rozumiałam.
- Nie musisz być taki oficjalny w tym zaproszeniu. Często gdzieś razem wychodzimy i przecież wiesz, że ci nie odmówię - uśmiecham się nikle w jego stronę.
- Ale to nie będzie nasze zwyczajne spotkanie. Chcę, abyśmy poszli na randkę - mruga do mnie porozumiewawczo, a mi wprost odejmuje mowę. Czy on mówił poważnie?
- Randkę? Stefan, przyjaciele nie chodzą ze sobą na żadne randki. Nie komplikujmy tego wszystkiego i tak zrobiło się wystarczająco niezręcznie - byłam wyjątkowo sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.


- Heidi, zgódź się. Tylko ta jedna randka. Pozwól mi ciebie przekonać, że możemy stworzyć razem coś wyjątkowo. Jeśli mi się nie uda, obiecuję że odpuszczę i zgodzę się pozostać wyłącznie przy przyjaźni. To chyba uczciwa propozycja? - przez dłuższy moment rozważam w myślach usłyszane słowa. Uznając, że to całkiem uczciwe rozwiązanie.
- Ale na pewno wtedy odpuścisz i wrócimy do tego, co dawniej? - dopytuję, aby ostatecznie się upewnić.
- Przysięgam. Liczę jednak, że wcale nie będę musiał tego robić - zbliża swoją twarz niebezpiecznie blisko do mojej. Ostatnio zrobił się w pewnych kwestiach, aż zanadto odważny.
- Dobrze, niech ci będzie. Nie obiecuj sobie jednak zbyt wiele, a teraz wracaj do siebie i odpoczywaj z łaski swojej. Ten dzień był wyjątkowo męczący, a ty masz w następnych dniach jeszcze sporo do zrobienia - kapituluję, co wprawia go niemal w euforię.
- Świetnie! Tak się cieszę. Niedługo odezwę się jeszcze ze szczegółami dotyczącymi naszej randki. Nie mogę się już doczekać soboty. Dobranoc, małpko. Udanej drogi powrotnej do domu - całuje mnie w policzek, po czym w podskokach oddala się ode mnie. Czasami miałam wrażenie, że mam do czynienia z małym dzieckiem.


Wracając do pokoju, nieoczekiwanie dochodzi do mnie świadomość, że mam teraz na głowie kolejne niemałe zmartwienie. Nigdy w końcu nie byłam na randce! Żaden z mężczyzn, z którymi się spotykałam, nie wysilił się na taki gest. Przeczuwałam dlatego, że po raz kolejny pomoc Inge okaże się nieoceniona. 

sobota, 11 lipca 2020

Rozdział 15


31.12.2020


Kiedy na kawiarnianym zegarze wybija tak wyczekiwana przeze mnie niemal od samego rana upragniona godzina czternasta. Ze sporym uśmiechem przekręcam klucz w drzwiach frontowych oraz zawieszkę informującą o zamknięciu, nawet dziś tak niezwykle chętnie odwiedzanego przez wiele osób lokalu. Następnie zabieram się ze sporym entuzjazmem do dokładnego sprzątania stolików po ostatnich klientach, którzy przed momentem opuścili wnętrze kawiarni. Chcąc mieć to jak najszybciej za sobą i z czystym sumieniem opuścić miejsce pracy, aby tak jak miliardy innych osób na całym świecie rozpocząć dzisiejsze huczne świętowanie pożegnania starego roku i przywitać z radością i ogromnymi nadziejami nowy. Niosący za sobą sporo nowych wyzwań i pokładanych przeze mnie w nadchodzące miesiące nadziei. Głęboko wierzyłam w to, że będzie jeszcze lepszy niż ten, który właśnie powoli odchodzi nieubłaganie w zapomnienie.


Choć może określenie hucznym naszego wspólnego wieczoru z Inge spędzonego zwyczajnie w mieszkaniu, było trochę nad wyraz przesadzone. Obydwie jednak zgodnie stwierdziłyśmy już dużo wcześniej, że nie mamy przesadnej ochoty na jakieś wyjścia do klubu, których w Salzburgu nie brakowało, czy też na inne szaleństwa dzisiejszej nocy, ku wyraźnej uldze jej świeżo upieczonego narzeczonego, który tradycyjnie o tej porze znajdował się z dala od domu, walcząc o jak najlepszy wynik w jedynym z najbardziej prestiżowych turniejów. Tak samo zresztą, jak niemal wszyscy inni nasi bliscy, czy przyjaciele porozrzucani aktualnie po przeróżnych częściach Starego Kontynentu, z którymi mogłybyśmy spędzić tego Sylwestra. Mimo wszystko wcale nie czułam rozczarowania, a nawet cieszyłam się z takiej spokojnej formy powitania Nowego Roku. Dobrze wiedząc, że i tak będzie ona jedną z najlepszych w moim życiu. Z dala od matki i tych okropnych imprez w naszym mieszkaniu, które trwały niekiedy jeszcze tydzień po Sylwestrze oraz otoczenia, w którym przyszło mi spędzić tak wiele długich i pełnych beznadziei lat.


Dzisiejszy dzień miał być dlatego miłą odmianą od swoich corocznych poprzedników, tak jak to było również z całym Bożym Narodzeniem spędzonym z cudowną i pełną dobroci rodziną Stefana na wspomnienie, o czym od razu na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech radości i szczęścia. Wystarczyły zaledwie dwa dni spędzone w towarzystwie tak wspaniałych osób, abym zaznała przynajmniej na moment złudnego poczucia posiadania tak upragnionej przeze mnie od zawsze rodziny oraz niosącego przez nią ciepła. Za co już zawsze będę niezwykle wdzięczna Stefanowi, który tym zaproszeniem zafundował mi jedną z najlepszych niespodzianek pod słońcem.


Jedyną niepokojącą kwestią, jaka z tego wszystkiego wynikła był fakt, że podczas tych wspólnie spędzonych dni niekiedy zapominałam o tym, że Stafan jest nadal w związku z Nelle. Pozwalając sobie przy tym dosyć często na zbyt dużą zażyłość i czułość w stosunku do niego. Bezsprzecznie podczas obecności w jego rodzinnym domu, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, a co gorsza miałam wrażenie, że nasza relacja powoli znowu zaczynała się mi wymykać spod kontroli, czego konsekwencje mogły być niezwykle dotkliwe. Choć wiedziałam, że jak najszybciej to się powinno definitywnie skończyć i naszym obowiązkiem było wrócić do stosownego dystansu między nami, to nie potrafiłam zapanować nad swoimi uczuciami w stosunku do niego, które odczuwałam po raz pierwszy w życiu do drugiej osoby i nie mogłam dłużej ich istnieniu zaprzeczać, czy wypierać jak próbowałam to robić podczas minionych miesięcy. To przez nie chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, a gdy to było niemożliwe, od razu odczuwałam sporą tęsknotę za nim. Za to szczęście Stefana było dla mnie często ważniejsze od własnego. Jego dobro stawiałam na pierwszym miejscu, co było całkiem nowym doświadczeniem po tym, jak przez większość część życia skupiałam się w głównej mierze na sobie. Jakby tego było mało, coraz trudniejszym stawało się powstrzymywanie nasilającego się z każdym dniem pragnienia jego bliskości. Podejrzewałam, że gdybyśmy spędzili ze sobą jeszcze kilka dni więcej, moja silna wola do reszty by osłabła i zrobiłabym coś zakazanego, co przekreśliłoby całą naszą przyjaźń i dosadnie uświadomiło mu, że nie jest dla mnie jedynie przyjacielem. A tego bym zwyczajnie nie zniosła. Przecież Stefan nigdy nie mógł się o tym dowiedzieć. To sprawiłoby, że straciłabym go nieodwołalnie na zawsze.


Nie dość, że to była dla mnie całkiem nowa sytuacja, z którą niekoniecznie sobie radziłam, to w dodatku już na starcie stałam na straconej pozycji. Chyba tylko ja mogłam być taka głupia i obdarzyć kogoś będącego w związku tym czymś, bo słowo zakochanie, czy miłość nawet nie chciały przejść mi przez myśl. Byłam na tyle żałosna, że bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Zupełnie nie wiedząc, co miałabym z tym faktem niby zrobić. Los za to jeszcze raz postanowił sobie ze mnie zakpić, pozwalając, abym otworzyła swoje serce dla kogoś z kim nie miałam praktycznie żadnych szans stworzyć wspólnej przyszłości. Stefan zdecydowanie zasługiwał na kogoś o wiele lepszego ode mnie, jak i również niestety Nelle. Kogoś pełnego dobroci, empatii, umiejącego go docenić. Kogoś, kto mógłby mu dorównać. Mimowolnie spoglądam na otrzymaną ostatnio od niego bransoletkę, obiecując samej sobie, że poradzę sobie jakoś ze stłamszeniem tych uczuć w zarodku. W końcu byłam w tym od zawsze mistrzynią. To zresztą wcale nie mogło być przesadnie trudne, skoro do niedawna jeszcze myślałam, że byłam niezdolna do odczuwania jakiejkolwiek formy miłości. 


- Jak mam być spokojna, skoro ona też będzie na tej waszej imprezie? Na pewno nie będę udawać, że jestem z tego powodu zadowolona. Domenico to twoja była dziewczyna. Jak ty byś się czuł, gdybym powiedziała ci, że będę się bawić w towarzystwie jednego z moich ex chłopaków? Może powinnam to zrobić? Będziemy wtedy przynajmniej kwita - po wykonaniu wszystkich przydzielonych mi obowiązków. Wchodzę na zaplecze, gdzie Louisa miała zająć się liczeniem naszego dzisiejszego utargu, chcąc sprawdzić, czy już skończyła. Natykam się jednak na dość prywatną rozmowę z jej chłopakiem, a moim przyjacielem. - Świetnie! Ciekawe, czy wieczorem też będziesz pamiętał, że kochasz tylko mnie. Rób sobie, co chcesz. Cześć - rozłącza się ze złością. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej wściekłej, a to nie zapowiadało niczego dobrego.


- Wszystko w porządku? - pytam niepewnie po kilku sekundach. Zmartwiona tą sprzeczką z Domenico. Po początkowych wątpliwościach co do ich związku, zaczęłam im szczerze kibicować, zauważając że naprawdę świetnie do siebie pasują i doskonale uzupełniają. Byli ze sobą ogromnie szczęśliwi i dostrzegał to chyba każdy, kto tylko na nich spojrzał. Przez co jeszcze bardziej nie chciałam, aby to się przypadkiem zepsuło przez jakąś w ogóle niewartą tego błahostkę.
- Nic nie jest w porządku. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Od wyjazdu Domenico do domu na Święta, nie mogę się na niczym skupić. Niemal szaleję z tęsknoty za nim, a nie widzimy się od zaledwie kilku dni. To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło - siada bezradnie przy niewielkim biurku. - W dodatku wybiera się dziś na imprezę ze znajomymi, na której ma być jego była dziewczyna. Była, rozumiesz? - Louisa kręci głową z niedowierzaniem, a jej twarz wyraża jedynie czystą i najprawdziwszą zazdrość. Widocznie nie tylko ja po raz pierwszy doświadczałam ostatnio niektórych uczuć, czy emocji w stosunku do drugiej osoby.
- Właśnie, była dziewczyna. Louisa, naprawdę nie musisz się niczego obawiać. Domenico świata poza tobą nie widzi. W przerwie między zajęciami niemal za każdym razem mówi tylko o tobie. Ostatnio potrafił przyćmić nawet Katinkę, a to nie lada wyczyn. Żadna inna nie jest dlatego dla ciebie zagrożeniem. Jestem tego więcej niż pewna - staram się ją pocieszyć, a przede wszystkim uspokoić. Nie chcąc, aby psuła sobie ten specjalny dzień niepotrzebnym zamartwianiem.
- Żartujesz? Była dziewczyna jest zawsze zagrożeniem. Zapamiętaj to sobie do końca życia. Nie ma chyba niczego gorszego od takiego spotkania. Zaraz zaczną się wspominki, odżyją dawne uczucia. Teraźniejszość w mig straci na znaczeniu, a ja pójdę w odstawkę - upiera się przy swoim.
- Na pewno nie jest tak w tym przypadku. Oni rozstali się ze sobą ponad rok temu. W dodatku to ona zostawiła Domenico, a teraz jest w związku z innym. On za to jest ogromnie szczęśliwy z tobą. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze - przekazuję jej to, co sama wiem na temat zawodu miłosnego, o którym chłopak kiedyś mi opowiadał. Byłam też pewna, że nigdy nie zrobiłby niczego, co zraniłoby Louise. Za bardzo ją kochał, aby być do tego zdolnym.


- Sama już nie wiem. Może masz rację i rzeczywiście zareagowałam zbyt gwałtownie. To jest jednak silniejsze ode mnie. Na nikim innym mi tak nie zależało, jak na Domenico. Przy nim jestem w końcu naprawdę szczęśliwa. Dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić - zdradza mi z delikatnym uśmiechem i lekkim rozmarzeniem w oczach.
- Po raz pierwszy się po prostu naprawdę zakochałaś. Stąd pewnie te wszystkie nowe i niekiedy dziwne odczucia. To jednak nic złego - gdyby ktokolwiek kiedyś mi powiedział, że będę doradzać ludziom w kwestii uczuć, czy związku. Wyśmiałabym go i kazała się iść leczyć. To jednak aktualnie właśnie się działo. Ostatecznie potwierdzając, jak bardzo się zmieniłam na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. - Powinnaś do niego jeszcze raz zadzwonić i na spokojnie porozmawiać. Wyjaśnijcie sobie wszystko. Powiedz, co ci się nie podoba, ale i wysłuchaj argumentów tej drugiej strony. Lepiej znaleźć jakiś kompromis i nie wchodzić w Nowy Rok pokłóconym.
- Chyba muszę się z tobą zgodzić. Tak będzie najlepiej. Zadzwonię, gdy tylko wrócę do domu. Muszę się nauczyć mu bardziej ufać - zapewnia ku mojemu zadowoleniu. - Heidi, myślisz że wyszłam na straszną zołzę? - Louisa pyta po chwili z zawstydzeniem, z czego obydwie zaczynamy się głośno śmiać.
- Może nie na straszną, ale na zołzę już troszeczkę tak - odpowiadam, wciąż się śmiejąc. - Daj, pomogę ci liczyć te pieniądze. We dwie pójdzie nam znacznie szybciej. Szkoda marnować czasu na siedzenie tutaj - oferuję się. Nie chcąc zostawiać dziewczyny z tym samej.
- Dziękuję za wszystko. Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. Jesteś najlepsza - Louisa patrzy na mnie z prawdziwą wdzięcznością.
- Bez przesady. Nie zrobiłam przecież nic specjalnego - wzruszam ramionami, uważając że od tego ma się właśnie przyjaciół.


- Twoje plany na dzisiejszy wieczór są nadal aktualne? - dopytuję z ciekawości, gdy nareszcie opuszczamy z Louisą kawiarnię. Przypominając sobie, że miała się wybrać na domówkę do swojej koleżanki.
- Raczej tak. Elie mi raczej nie odpuści, choć nie mam na to przesadnej ochoty. Jakoś straciłam humor do zabawy. Najchętniej spędziłabym ten wieczór z rodzicami przed telewizorem - odpowiada bez zbytniego entuzjazmu.
- Daj spokój. Masz iść i dobrze się bawić. Tęsknota za Domenico nie może ci popsuć wszystkich planów. Gdzie podziała się ta twoja szalona strona? Ewentualnie możesz zawsze też wpaść do nas. Najwyżej ponudzimy się razem - proponuję. Nie widząc do tego żadnych przeszkód. Inge na pewno również nie miałaby nic przeciwko.
- Moje szaleństwo, wciąż jest na swoim miejscu - odpowiada mi z pewnością. - Dzięki też za zaproszenie. Jeszcze nad tym pomyślę. Może rzeczywiście wpadnę. Inge na pewno dałaby się namówić na rozmowę o zbliżających się wyprzedażach - natychmiast się ożywia, gdy tylko pojawia się temat zakupów.
- O nie, tylko nie to - przekręcam oczami z westchnieniem niezadowolenia, ale dziewczyna oczywiście nic sobie z tego nie robi. Zaczynając z pamięci recytować listę wymarzonych rzeczy, które miała zamiar niedługo kupić. 

- Szczęśliwego Nowego Roku, Heidi. Życzę ci też udanej zabawy w Innsbrucku - Louisa przytula mnie do siebie na pożegnanie. Przypominając przy okazji o zbliżającym się wielkimi krokami wyjeździe, do którego nadal nie byłam do końca przekonana i wahałam się, czy rzeczywiście powinnam opuszczać Salzburg.
- Szczęśliwego Nowego Roku - odwzajemniam jej przyjazny uścisk. - Masz się też w końcu rozchmurzyć. Domenico za kilka dni wróci i znowu będziesz miała go przy sobie, a teraz ciesz się tą chwilą wytchnienia, zamiast niepotrzebnie się zamartwiać. Do zobaczenia - dodaję. Po czym macham jej na pożegnanie. Gdy tylko Louisa znika z zasięgu mojego wzroku, wyciągam swój telefon i dzwonię do pewnego Włocha, któremu miałam zamiar po przyjacielsku uświadomić tak na wszelki wypadek pewne kwestie i przypomnieć, co powinno być dla niego najważniejsze, aby przypadkiem o tym nie zapomniał.


- Już jestem! - wpadam do mieszkania niczym burza, porządnie zdyszana, gdyż ostatni odcinek drogi pokonałam w błyskawicznym tempie, licząc że zdążyłam chociażby na końcówkę transmisji z kwalifikacji do noworocznego konkursu rozgrywanego w Garmisch-Partenkirchen. Ściągam więc tylko w pośpiechu z siebie kurtkę i buty. Przekraczając próg salonu z czapką na głowie i szalikiem zaplątanym na szyi, co przyprawia Inge o spore rozbawienie, które zbywam jedynie machnięciem ręki.
- I jak im poszło? - dopytuję, siadając obok blondynki i zaczynając wpatrywać się z zainteresowaniem w telewizor. Rozbierając się równocześnie do końca.
- Na razie zadowalająco. Wszyscy, za których trzymany kciuki plasują się w ścisłej czołówce - mówi ze sporym uśmiechem zadowolenia, uspokajając przy okazji także mnie.
- A Stefan? - pytam z lekką niepewnością, chcąc poznać więcej szczegółów. Miałam nadzieję, że po zwycięstwie w Oberstdorfie i tym razem podtrzyma świetną formę. Przy okazji w końcu przełamując swoją niemoc w ostatnich latach na tej skoczni.
- Zaraz się przekonamy. Zdążyłaś akurat na jego skok. Ty to masz jednak wyczucie czasu - patrzy na mnie z uznaniem, a ja zaciskam z całej siły kciuki, wstrzymując mimowolnie oddech, gdy Austriak oddaje swój skok na imponującą odległość, pozwalającą zająć mu ostatecznie drugie miejsce.


- Oby jutro udało mu się powtórzyć ten wynik. To byłoby wspaniałe. Miałby też olbrzymią szansę na zwycięstwo w całym turnieju - po zakończeniu kwalifikacji dzielę się z Inge swoimi przemyśleniami.
- To żaden problem. Wystarczy, że odpowiednio go zmotywujesz, a Nelle nie wyprowadzi go zanadto z równowagi swoją obecnością - wzrusza lekko ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Przy okazji przypominając mi o dziewczynie Stefana, która w związku ze swoją pracą miała być obecna na każdych zawodach Turnieju Czterech Skoczni. Byłam też niemal pewna, że dzięki temu będzie próbowała na nowo się do niego zbliżyć i odbudować ich ostatnio niezwykle burzliwe relacje. Co podświadomie niekoniecznie mi się podobało, choć miałam świadomość, że to absolutnie nie była moja sprawa.
- Może to jednak jest właśnie na odwrót i obecność Nelle go motywuje? Kto wie, czy nie doszli ze sobą do porozumienia. Minęło trochę czasu, emocje zdążyły opaść. To doskonały moment do pogodzenia - wypowiadam na głos to, co nie dawało mi spokoju od samego wyjazdu Stefana. Najzwyczajniej w świecie bałam się tego, co Nelle może wymyślić. Dobrze już przecież wiedziałam, że była zdolna do wszystkiego.
- Chyba sama w to nie wierzysz. Heidi, proszę cię, nawet tak nie myśl. Michael mówił mi, że Stefan zamienił z nią ostatnio może raptem parę słów. Oni się unikają i robią wszystko, aby tylko nie przebywać w swoim towarzystwie. Ich związek to zwykła mrzonka. Jestem pewna, że wkrótce nasz przyjaciel znowu będzie do wzięcia - mruga do mnie porozumiewawczo, na co przekręcam tylko oczami z politowaniem.
- Przekaż to jego fankom. Na pewno się ucieszą, bo mnie nic do tego - staram się brzmieć przekonująco, choć obydwie wiedziałyśmy, że to totalna bzdura. Za nic bym się jednak do tego nie przyznała.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Ktoś tu jest małą kłamczuszką - Inge dogryza mi. Śmiejąc się głośno z moich usilnych zaprzeczeń. Przypłacając to rozpoczętą przeze mnie bitwą na poduszki leżącymi na kanapie. 


- Wolisz muffinki z malinowym dżemem, czy czekoladowe ciasto? Na co masz większą ochotę? - Inge pozwala mi wybrać wypiek, który miałyśmy wspólnie przygotować. Ostatnio dziewczyna odkryła w sobie duszę cukiernika i niemal nieustannie rozpieszczała mnie kolejnymi słodkościami, których przygotowywanie sprawiało jej mnóstwo frajdy. - A może upieczemy i ciasto i babeczki? - proponuje, zastanawiając się.
- Jeszcze kilka tygodni kosztowania tych twoich ciast, ciasteczek i babeczek, a będą musiała, przejść na mocno rygorystyczną dietę - mimowolnie spoglądam krytycznym wzrokiem na swoją sylwetkę, która zawsze stanowiła dla mnie jeden z największych kompleksów i brak samoakceptacji. Niski wzrost wcale nie poprawiał w tym przypadku sytuacji.
- Ty? Absolutnie ci to nie grozi. Nadal jesteś straszną chudzinką. Mimo mojego podkarmiania słodyczami - dziewczyna ani myśli przyznać mi racji. - Więc, jak będzie? Pieczemy to i to?
- Niech ci już będzie, łasuchu - przystaję na to, przegrywając z pokusą, a następnie zabieramy się do przygotowań, które sprawiają nam mnóstwo zabawy i wywołują prawdziwe salwy ponownego śmiechu.


Nasze cukiernicze szaleństwo przerywa dopiero głośny dzwonek do drzwi mieszkania, który odrywa nas od bitwy ze sporym udziałem mąki.
- To pewnie nasza pizza. Nareszcie raczyli kogoś z nią wysłać. Pójdę otworzyć. Zaraz wracam, a ty możesz już wstawiać babeczki do piekarnika - otrzepuje się w pośpiechu z białego pyłu, podążając następnie w stronę drzwi. Moment później dobiega do mnie głośny pisk radości Inge, wprawiający mnie w totalne zdezorientowanie, przez które o mało nie wypuszczam blachy z rąk. Czy widok pizzy naprawdę mógłby, aż tak ją ucieszyć? Zaciekawiona podążam w stronę korytarza z zamiarem sprawdzenia tego, a zastany widok sprawia, że wtóruję Inge w jej wyrażeniu niespodziewanej radości i z mojego gardła również wydobywa się przeciągły pisk podekscytowania.


- Sophie, co ty tutaj robisz? - w kilku krokach pokonuję dystans dzielący mnie od niej i Inge. Dołączając do ich mocnego uścisku. Miałam ochotę niemal skakać z radości z powodu niezapowiedzianej obecności brunetki, której ostatnio zaczęło mi ogromnie brakować.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę i przywitać razem Nowy Rok. Sądząc po tym, że za chwilę mnie udusicie, to chyba się mi udało - mówi ze śmiechem, a Inge wraz ze mną zdecydowanie dajemy jej więcej przestrzeni. Orientując, że faktycznie lekko przesadziłyśmy. - Nie mogłabym też osobiście nie pogratulować ci zaręczyn. Tak ogromnie cieszę się z waszego szczęścia. Pokaż to cudeńko, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda - Sophie łapie za dłoń blondynkę, przyglądając się z wyraźnym zadowoleniem pierścionkowi, który z dumą mienił się do nas. Jasno wyrażając, że jej serce jest już nieodwołalnie zajęte.
- Nic dziwnego, skoro do mnie też to jeszcze nie dotarło. Nigdy bym nie pomyślała, że oświadczyny mogą nieść za sobą taką ilość szczęścia - Inge na samo wspomnienie o nich cała się rozpromienia. Nie musiała nawet nic więcej mówić, abyśmy wiedziały, że jest bezgranicznie szczęśliwa.
- Mówiłam ci kiedyś, że tak będzie. To kiedy możemy liczyć na ślub? - dopytuje o to, co każdy z nas ostatnio.
- Nie mam pojęcia, ale pewnie nieprędko. Nawet jeszcze nie rozmawialiśmy o tym z Michaelem. Poza tym nie będziemy się z niczym spieszyć. Mamy czas - studzi nasz zapał. To zresztą byłoby za piękne, gdyby Inge z dnia na dzień stała się fanatyczną miłośniczką ślubów i przygotowań do nich.


- Wiecie, jak ja się za wami stęskniłam? Mogłyście się wyprowadzić jeszcze dalej ode mnie - Sophie zarzuca nam, gdy siada w końcu przy wyspie kuchennej z kubkiem kawy po naszym niekończącym się przywitaniu, przyglądając się z lekkim niedowierzaniem bałaganowi, jaki zostawiłyśmy z Inge.
- My za tobą też. Opowiadaj dlatego szybko, co ciekawego słychać. Przede wszystkim, czy ze zdrowiem wszystko w porządku? Jak też restauracja sobie radzi? - pytam z ogromną ciekawością. Kawiarnia, w której aktulanie pracowałam była świetnym miejscem, ale i tak brakowało mi tego niepowtarzalnego klimatu, jaki posiadała restauracja, którą wprost uwielbiałam.
- Właśnie, chcemy wiedzieć wszystko i to z najdrobniejszmi szczegółami. Bez żadnego kręcenia i zatajania informacji - dodaje Inge, nie spuszczając swojego wzroku z przyjaciółki.
- Wszystko jest porządku z moim zdrowiem. Ostatnie kontrolne badania wyszły pozytywnie. Leki działają i dopóki tak będzie, nic mi nie grozi. Lekarz za każdym razem zapewnia, że przede mną jeszcze bardzo wiele lat życia - oddychamy wraz z Inge z olbrzymią ulgą. Mimo że choroba Sophie od wielu miesięcy znajdowała się w odwrocie, to chyba już zawsze będzie nam towarzyszył cień strachu o nią. - W restauracji też nie mam na co narzekać. Niemal każdego dnia mamy komplet gości. Brakuje nam tylko najlepszej kelnerki i wiernej klientki - mruga do nas porozumiewawczo.
- Bez obaw. Niedługo do was wracam. Ktoś w końcu musi ustawić Malcolma do pionu, bo pewnie ostatnio za bardzo się rozleniwił - we trzy wybuchamy głośnym śmiechem na wspomnienie o tej niekiedy strasznej marudzie, za którą jednak mimo wszystko tęskniłam.
- On też nie może się ciebie doczekać. Ostatnio stwierdził, że woli już nawet znosić twoje złośliwości niż naprawiać kardynalne błędy kolejnych zatrudnionych osób - widocznie faktycznie musiał mieć urwanie głowy, skoro brakowało mu nawet moich żartobliwych docinek, których nigdy sobie nie żałowałam pod jego adresem.
- Nadal nikt nie ostał się na dłuższy czas? - dziwię się. To przecież była niemal praca marzeń w swojej kategorii.
- Niestety. Mamy ostatnio strasznego pecha w kwestii zatrudnienia właściwej osoby.
- Widocznie ta posada jest przeznaczona dla mnie - świadomość, że po powrocie do Norwegii mam od razu zapewnioną pracę i to jeszcze taką, do której od zawsze chodziłam z przyjemnością, była niezwykle pocieszająca.


- A jak tam w małżeństwie, idealna żono? Nadal nudna sielanka? - Inge zaczyna teatralnie ziewać.
- Oczywiście. Taka sama jak od pierwszego dnia. Chyba nie spodziewałaś się czegoś innego - Sophie odpowiada bez najmniejszego zawahania z błogim wyrazem twarzy. Bezsprzecznie była z Halvorem szczęśliwa. Uczucia tej dwójki nic nie było w stanie zniszczyć. Byłam o tym wprost przekonana.
- Szkoda liczyłam na jakieś smaczne kąski i szansę na lekkie poznęcanie się przez to na twoim mężu przy najbliższej okazji, która wydarzy się za kilka dni. Czy wy naprawdę nigdy się ze sobą nie kłócicie? - blondynka nie dowierza.
- Tak na poważnie, to nie. Nie mamy do tego na szczęście powodów - wzrusza ramionami. - Za to zastanawiam się, jak często tutaj latają przysłowiowe talerze. Znając charakterek naszej Inge, pewnie macie ciekawie. Heidi, zdradzisz mi ten sekret? - zwraca się do mnie z konspiracyjnym szeptem.
- Chyba nie chcesz wiedzieć. Michael czasami jest naprawdę wyjątkowo biedny - wzdycham tylko, starając się ukryć swoje rozbawienie.
- I jeszcze ty przeciwko mnie? Ja się tak nie bawię - Inge mierzy nas gniewnym spojrzeniem, co kwitujemy jedynie śmiechem. - Jesteście strasznymi jędzami. Dobrze, że chociaż Michael potrafi mnie mimo wszystko docenić.


- Heidi, rozmawiałaś ostatnio ze swoją mamą? - słyszę nieoczekiwane pytanie od Sophie, gdy cała nasza trójka zabiera się do przygotowania przekąsek na zbliżający się wieczór. Nasza przyjaciółka nie byłaby w końcu sobą, gdyby potrafiła trzymać się z dala od kuchni, choćby przez kilka godzin.
- Ostatnio niestety nie. Od dłuższego już czasu nie odbiera ode mnie telefonu. Zapewne gra obrażoną. To u niej żadna nowość - zwierzam się otwarcie z tego dość męczącego mnie ostatnio faktu.
- Rozumiem. Pytam, bo tuż przed samymi Świętami przyszła do restuaracji - wraz z Inge wpatrujemy się z nią z niemałym szokiem.
- Co takiego? Czego od ciebie chciała? - w mig dopada mnie olbrzymie poczucie wstydu. Widocznie była tak zdesperowana, że musiała jakimś cudem odnaleźć adres restauracji w resztce pozostawionych przeze mnie rzeczy i postanowiła tam spróbować swojego szczęścia ze znalezieniem potrzebnych jej na alkohol funduszy.
- Najpierw pieniędzy, ale gdy zrozumiała, że nie dam ich jej. Przyjęła propozycję obiadu oraz niewielkie zakupy, które dla niej zrobiłam. Posiedziała przy stoliku z godzinę, a potem Malcolm ją odwiózł do mieszkania - wprost nie mogłam uwierzyć, że moja rodzicielka była zdolna posunąć się do czegoś takiego. To było dla mnie takie poniżające. - Porozmawiałyśmy nawet ze sobą chwilę. Pytała o ciebie. Jak sobie radzisz i czy wszystko u ciebie jest na pewno w porządku. Wykazywała naprawdę spore zainteresowanie - prycham jedynie z irytacją. Zupełnie w to nie wierząc.
- Jakby nie mogła spytać o to wszystko osobiście mnie. Była chociaż trzeźwa? - wątpiłam, że bez pomocy alkoholu odegrałaby takie przedstawienie. Chociaż desperacja niekiedy popychała ją i do znacznie gorszych czynów.
- Wydaje mi się, że tak. Nie wyglądała jednak najlepiej. Miałam wrażenie, że coś jej dolega. Była strasznie blada, osłabiona i zmarznięta. Powiedziałam jej, że gdyby czegoś potrzebowała, zawsze może do mnie przyjść, ale więcej się nie pojawiła - kolejne słowa Sophie wzbudzają u mnie spore zmartwienie. Wyglądało na to, że brak płacenia rachunków, zostało przypłacone utratą ogrzewania, a może i nawet prądu w naszym mieszkaniu. Zaczynam przez to ogromnie żałować, że nie wysłałam jej tych cholernych pieniędzy, gdy o nie ostatnio prosiła.
- To moja wina. Nie powinnam była zostawiać jej samej i całkowicie odcinać od pieniędzy. Wiedziałam w końcu, że sama sobie w życiu nie poradzi - zaczynam się obwiniać. To było po prostu silniejsze ode mnie.
- Heidi, to w żadnym wypadku nie jest twoja wina. Twoja mama jest dorosła i gdyby tylko chciała, uzyskałaby potrzebną pomoc - Inge próbuje na mnie wpłynąć. Widząc, co się ze mną dzieje.
- To prawda. Nie możesz się obwiniać o jej wybory, czy o to, jak postępuje - dodaje Sophie.
- Wiem, ale to jednak moja mama. Chciałabym, aby jej los był mi obojętny. Obiecywałam sobie tysiące razy, że zerwę z nią kontakt. Powinnam ją nienawidzić za to wszystko, co mi zrobiła, ale nie potrafię - do oczu napływają mi łzy bezradności. Tak bardzo pragnęłam, aby wyszła ona na prostą. Do tej pory naiwnie marzyłam, że przestanie pić i tym samym odzyskam chociaż jednego rodzica.
- Obiecuję, że po powrocie, sprawdzę co się z nią dzieje. Nie martw się - Sophie przytula mnie mocno do siebie, a ja rozklejam się wtedy na dobre. Dlaczego to wszystko musiało tak okropnie boleć?
- Dziękuję. Nie wiem, co ja bym bez was zrobiła - szlocham. Czując, jak wspomnienia przeszłości próbują się wedrzeć do mojej głowy i zaatakować ze zdwojoną siłą. Przypominając o wszystkich złych rzeczach, których przyszło mi doświadczyć.


Wieczorem, gdy moim dwóm wspaniałym i niezastąpionym przyjaciółkom udaje się poprawić mi humor. Wspólnie zamieniamy salon w idealne miejsce do uczczenia przez nas powitania Nowego Roku. Stolik niemal uginał się od różnorodnych słodkości, które wprost kusiły do spróbowania. W tle rozbrzmiewały najbardziej znane imprezowe przeboje, a kanapa stanowiła najwygodniejsze miejsce pod słońcem, gdzie to poświęcałyśmy czas na niekończącą się rozmowę na każdy możliwy interesujący nas temat. Nie brakowało przy tym śmiechu, czy żartów z siebie nawzajem. Możliwości spędzenia czasu w takim towarzystwie nie oddałabym za nic innego. Przy nikim nie czułam się bardziej swobodnie. 


- Skoro więc obydwie odnaleźliśmy swoje drugie połówki. Musimy jeszcze postarać się, aby Heidi również spotkało to szczęście - mimowolnie zostaje poruszony temat, którego wolałabym uniknąć za wszelką cenę. - Z kim by tu ją można było zeswatać? - Inge patrzy porozumiewawczo na Sophie. Byłam pewna, że obydwie właśnie pomyślały o tym samym.
- Błagam, tylko nie to. Ja nikogo nie potrzebuję do szczęścia. Samej jest mi idealnie - upieram się z nadzieją, że mi odpuszczą i skierują rozmowę na zupełnie inny tor.
- Czyżby? - spoglądają na mnie z politowaniem. Absolutnie nie dając się nabrać na moje usilne przekonywanie. - Naprawdę nie chciałabyś mieć poczucia, że zawsze masz na kogo liczyć? Albo, że cokolwiek by się nie stało, ten ktoś zawsze będzie po twojej stronie? - zasypują mnie dobrze znanymi frazesami.
- Nawet gdybym chciała, to i tak nikt taki jeszcze nie stanął na mojej drodze - staram się je przekonać. Oczywiście bezskutecznie.
- Nie? A taki jeden Austriak, który dosyć często tu wpada. Wiesz, ten dosyć niski brunet, z którym to spędzasz mnóstwo czasu - Inge próbuje zmusić mnie do przyznania się do uczuć, jakie żywiłam do Stefana, z których wydawała się doskonale zdawać sprawę.
- Ten Austriak ma już dziewczynę. Więc nawet gdybym się w nim czysto hipotetycznie zakochała, to i tak byłoby to wyłącznie jednostronne uczucie - prawda płynąca z tych słów nieoczekiwanie mocno mnie dołuje.
- To się niedługo okaże - Inge posyła nam nieodgadniony uśmieszek, a ja zaczynam się bać, że niektórzy znowu coś knują za moimi plecami.


Kiedy nadchodzi tak długo wyczekiwany przez nas moment, a wskazówki zegara wskazują praktycznie północ. Moim jedynym życzeniem na nadchodzący rok jest prośba, aby te wszystkie osoby, które mnie ostatnio otaczały, nadal były obecne w moim życiu. Niczego więcej poza nimi już nie potrzebowałam.


- Trzy, Dwa, Jeden. Szczęśliwego Nowego Roku - wypowiadamy równocześnie, a korek od bezalkoholowego szampana, którego w ostatniej chwili jakimś cudem udało nam się znaleźć w okoliczym sklepie ze względu na przyjmowane przez Sophie leki, wystrzeliwuje z głośnym hukiem. Po czym składamy sobie nawzajem szczere życzenia, pochodzące wprost z głębi serca.


Wychodzę na niewielki balkon. Wybierając doskonale mi znany numer w akompaniamencie głośnego wystrzeliwania fajerwerków, które podziwiam ze sporym uznaniem. Czekając cierpliwie, aż usłyszę tak uwielbiany przeze mnie głos. Z ogromną nadzieją, że Stefan mimo wszystko nie dzieli tej magicznej chwili z Nelle.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Heidi. Oby przyniósł ci same sukcesy i szczęśliwe dni - zaczyna jako pierwszy, gdy tylko odbiera. Wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech, który gościł zresztą dzisiaj na niej, niemal nieustannie.
- Szczęśliwego Nowego Roku. Niech spełnią się wszystkie twoje marzenia - życzę mu szczerze. Trochę żałując, że nie mogę powiedzieć mu tego prosto w oczy. - Jak nastrój przed jutrzejszym dniem? Michael cię tym razem dobrze pilnuje? - chichoczę, nie mogąc sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości pod jego adresem.
- Wypraszam sobie. Nikt nie musi mnie pilnować - obrusza się.
- Jesteś tego pewien? - odpowiadam mu z przekorą. Drocząc się z nim.
- Jestem. W tym roku żadnych sylwestrowych szaleństw. Zaraz idę spać. Tym razem nie przestanę się liczyć w walce już po konkursie noworocznym. Czas przełamać tę fatalną passę. Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy - Stefan był wyjątkowo zdeterminowany, aby po raz drugi osiągnąć tak od dawna upragniony cel, który raz za razem wymykał się mu ostatnio z rąk.
- Mogę ci tylko życzyć powodzenia i trzymać kciuki. Stefan, po prostu zapomnij, że to Turniej Czterech Skoczni. Potraktuj to jak zwyczajne zawody. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie narzucaj na siebie zbyt wielkiej presji. Ty już nie musisz niczego udowadniać. A dla mnie bez względu na wszystko i tak będziesz najlepszy. Nieważne, czy jutro wygrasz, czy będziesz ostatni - zapewniam. Dla mnie nigdy nie liczyło się to, ile wygrał konkursów, czy ile ma medali z przeróżnych imprez, a to jakim był człowiekiem. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
- Dziękuję za wiarę i te słowa otuchy. Wiesz, że też jesteś najlepsza? - byłam pewna, że właśnie się uśmiechał w ten charakterystyczny sposób.
- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Razem tworzymy duet najlepszych osób pod słońcem. Nikt nigdy nie będzie w stanie nam dorównać - żartuję, co obydwoje kwitujemy głośnym śmiechem. - Nie będę ci dłużej zajmować czasu. Na pewno chcesz odpocząć. Dobranoc - zaczynam się z nim żegnać, choć robię to z niechęcią. Z wielką przyjemnością rozmawiałabym z nim nawet całą noc.
- Udanej dalszej zabawy z dziewczynami. Mam też nadzieję, że widzimy się w Innsbrucku.
- Raczej tak. Przynajmniej na razie wszystko jest aktualne. Inge na pewno mi i tak nie odpuści. Do usłyszenia - rozłączam się. Zaczynając rozmyślać o zbliżającym się wielkimi krokami wyjeździe. Nie byłam przekonana, czy byłam gotowa na kolejne możliwe starcie z Nelle. Czego się jednak nie robiło dla osoby, którą się prawdopodobnie kochało.


Korzystając z okazji i mając na uwadze to, czego dowiedziałam się dzisiaj od Sophie. Próbuję się skontaktować ze swoją rodzicielką, jednak tak jak w ostatnim czasie bez większego rezultatu. Po kilku sygnałach zgłasza się tylko poczta głosowa, której głos znałam już na pamięć. Nie rozumiałam, dlaczego kompletnie ignorowała każdą próbę kontaktu z mojej strony. Czy naprawdę była, aż tak obrażona za to, że nie wysłałam jej tych pieniędzy, gdy ostatnim razem o nie prosiła?


Wracam do środka, starając się dłużej nie roztrząsać dziwnego zachowania mojej matki oraz nie dopuścić do głosu wyrzutów sumienia z powodu postawienia się jej w tak stanowczy sposób po raz pierwszy w życiu. Mając nadzieję, że mimo wszystko jakoś sobie radzi i rzeczywiście nic złego się jej nie dzieje. 


💗💗💗💗

03.01.2021


Budzę się w doskonałym humorze, będąc przekonanym, że to będzie kolejny dobry dzień. Do konkursu, który miał odbyć się za kilka godzin, również podchodziłem z niezwykłym entuzjazmem, ale i przekonaniem, że znajduję w naprawdę dobrej formie, z którą mam olbrzymią szansę na końcowy triumf w całym turnieju. Po pokonaniu w przyzwoitym stylu największej dla mnie przeszkody, który stanowił również mój najgorszy koszmar od wielu sezonów i zajęciu trzeciego miejsca. Droga do upragnionego sukcesu stała otworem, a co więcej wszystko było w moich rękach. Kolejnym niezwykle radosnym faktem była obecność Heidi, która miała podziwiać dzisiejszy konkurs na żywo. Nie mogłem się już doczekać spotkania z nią. Mimo że nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni. Zdążyłem się za nią niewyobrażalnie mocno stęsknić. Byłem też pewien, że jej wsparcie i świadomość, że znajduje się blisko mnie, doda mi tylko jeszcze większej motywacji i pozwoli wykrzesać z siebie jeszcze więcej determinacji.


- Widzę, że masz wyśmienity humor - słyszę od Michaela, gdy tylko wraca w końcu do pokoju po śniadaniu, które ja zdążyłem zjeść już dobry kwadrans temu i znudziłem się czekaniem na niego.
- A ty nie? Zobaczysz się przecież niedługo z Inge. Jeszcze wczoraj nie mogłeś się tego doczekać. Poza tym wszystko wprost doskonale się nam na razie układa - uśmiech ani myśli zejść mi z twarzy.
- Uważaj, abyś nie powiedział tego w złą godzinę. Nelle czeka na ciebie koło recepcji. Podobno to pilne. Była jak zawsze milutka, gdy mi to przekazywała w postaci wydania rozkazu, który nie dopuszcza sprzeciwu - krzywi się na samo wspomnienie o dziewczynie. Ta rozmowa rzeczywiście mogła zdecydowanie zburzyć mój pozytywny nastrój. - Jak to w ogóle między wami jest, bo już się pogubiłem? Jesteście razem, czy nie? - wcale nie dziwiłem się Michaelowi, bo sam tak do końca nie umiałem tego wytłumaczyć.
- Nijak. Wiesz, że praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. Nasze rozstanie to czysta formalność, bo już teraz żyjemy osobno. Ciągnięcie tego nie ma absolutnie żadnego sensu - mówię zgodnie z prawdą.
- Obyś rzeczywiście miał rację i Nelle myślała podobnie. W innym przypadku będziesz miał nie lada problem - mój przyjaciel wcale nie wydawał się być taki pewien, że rozstanę się z dziewczyną w zgodzie i bez większych konfliktów.
- Pójdę sprawdzić, co takiego skłoniło ją do pofatygowania się tutaj. Niedługo wracam.
- Powodzenia - nie mając wyjścia, opuszczam pokój z towarzyszącą mi nadzieją, że Nelle nie miała zamiaru rozpoczynać między nami kolejnej kłótni. Żadne z nas tego do niczego nie potrzebowało.


Spoglądam na siedzącą na jednej z kanap dziewczynę, nie odczuwając właściwie niczego w stosunku do jej osoby. Nelle nawet nie wiem, kiedy stała się mi zupełnie obojętna. Zachwyt nią bezpowrotnie minął. Brak pójścia na jakikolwiek kompromis i notoryczne skandaliczne zachowania względem innych osób, zrobiły niestety swoje. Ukazanie przez Nelle jej prawdziwego oblicza spowodowało, że utraciłem wobec niej wszystkie pozytywne odczucia.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać. Nie mam całego dnia, wiesz? - zaczyna nieprzyjemnie, a ja zastanawiam się, jakim cudem mogłem w ogóle związać się z kimś takim. Co mnie opętało, że byłem gotów poświęcić znajomość z Heidi na rzecz kogoś takiego.
- O co więc chodzi? - pytam niewzruszony z chęcią jak najszybszego powrotu na górę.
- Nie sądzisz, że czas najwyższy zakończyć to dziecinne obrażanie się na siebie i pogodzić? Obydwoje zawiniliśmy, ale zapomnijmy o tym i zacznijmy od nowa. Doskonale wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. Brakuje mi ciebie - Nelle coraz bardziej się do mnie zbliża z zamiarem pewnie przytulenia, ale jej na to nie pozwalam.
- Słucham? Z tego, co pamiętam, to ty postawiłaś mi ultimatum o zakończeniu znajomości z Heidi, a nie ja tobie - nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna próbowała się kolejny raz wybielić. To wprost nie mieściło się mi w głowie.
- Ale to ty zadawałeś się z tą dziewuchą, a od tego wszystko się zaczęło. To ona ponosi winę za całą tę sytuację między nami. Gdyby została w tej swojej Norwegii, nadal bylibyśmy szczęśliwą parą. Zmarnowaliśmy przez nią tyle czasu - znowu zaczynało się to samo, ale nie zamierzałem tego tym razem słuchać.
- Dosyć! Nie zaczynaj od nowa tego samego, bo i tak mnie nie przekonasz. To nie jest czas ani miejsce na rozmowę o nas, czy naszym związku - choć najchętniej powiedziałbym już teraz Nelle, że to definitywny koniec. Nie chciałem robić tego w taki sposób. Mimo wszystko nawet ona nie zasługiwała na coś takiego.
- Niby więc kiedy będzie czas? Ile jeszcze mam czekać, aż w końcu się zdeklarujesz? - patrzy na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
- Umówimy się po zakończeniu Turnieju. Wtedy na spokojnie wszystko sobie wyjaśnimy. Do tego czasu niech wszystko zostanie tak, jak jest - proponuję najbardziej korzystne dla wszystkich rozwiązanie.
- Niech ci będzie. Pamiętaj jednak, że bardzo cię kocham. Mam nadzieję, że dzisiaj wygrasz. Liczę też potem na porządny wywiad. Masz mi wiele do wynagrodzenia - szepcze mi do ucha, a potem składa lekki pocałunek na policzku. - Do zobaczenia na skoczni, skarbie - żegna mnie, wprawiając w zupełne osłupienie. Wyglądało na to, że Nelle znowu odwrotnie zinterpretowała moje zamiary względem naszej dalszej przyszłości. Za kilka dni spotka ją pewnie przez to olbrzymie rozczarowanie, ale w żaden sposób nie dało się tego uniknąć. 


Po przyjęciu szczerych i wyjątkowo wylewnych gratulacji od rodziny, która była ze mnie tym razem, aż nad wyraz dumna. Co sprawiało mi ogrom radości. Mogącej się w zupełności równać z tą, jaką poczułem przed kilkunastoma minutami, gdy wygrałem. Spoglądam na stojącą obok mamy Heidi, która z szerokim uśmiechem przysłuchiwała się od kilku już minut naszym standardowym rozmowom o wszystkim i niczym. Od czasu do czasu dzieląc się także swoimi opiniami albo odczuciami, czując coraz swobodniej w tej lekko zwariowanej gromadce, jaką stanowiła moja rodzina. Cierpliwie też tłumaczyła mojej babci wszelkie niejasności związane z dzisiejszym konkursem, do czego inni się przesadnie nie kwapili. W przeciwieństwie do nich dziewczyna nie miała z tym żadnego problemu, a co więcej miałem wrażenie, że nie robiła tego z poczucia zwykłego obowiązku i sprawiało jej to naprawdę mnóstwo przyjemności. Byłem też wprost zdumiony tym, jak świetny kontakt posiadała z niemal każdym członkiem mojej rodziny w przeciwieństwie do Nelle, która mimo swojej obecności na skoczni, nawet nie pofatygowała się do przywitania, chociażby z moimi rodzicami. Nie miało to już jednak dla mnie większego znaczenia. Nasz związek i tak za kilka dni miał definitywnie się skończyć, na co byłem w stu procentach zdecydowany. Dobrze wiedząc, że rozstanie będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem i przyniesie za sobą jedynie upragnioną ulgę. Już teraz żyliśmy osobno, a przeprowadzenie takiej rozmowy bez względu na protesty dziewczyny miało być zwykłą formalnością, a przynajmniej na to liczyłem.


- Przepraszamy was na moment, ale obiecałem Heidi, że coś jej pokażę. Niedługo wrócimy - niewiele myśląc, łapię delikatnie dziewczynę za rękę. Zaczynając ciągnąć za sobą. Doskonale wiedząc, że to jedyny sposób na rozmowę z nią.
- Tylko wracajcie szybko, bo mamy jeszcze sporo do obgadania z Heidi, prawda? - babcia mruga do niej ze śmiechem. Jeszcze trochę i byłem pewien, że stracę pozycję ulubionego wnuczka.
- Oczywiście. Zaraz wracam, proszę pani - zapewnia.
- Mamy taką nadzieję. Obiecałaś w końcu, że wybierzesz się z nami na kubek gorącej herbaty. W pobliżu serwują jedną z najlepszych w mieście - dodaje dziadek Harold, który wprost uwielbiał toczyć niekończące się rozmowy z Norweżką dotyczące ich wspólnej pasji. W obecności dziewczyny jego zapał do historii na nowo odżywał, a myśli o utraconej żonie  i przeszłości przestawały być tymi dominującymi. 


- Nie przypominam sobie, że miałeś mi cokolwiek pokazać - Heidi patrzy na mnie lekko rozbawiona, gdy coraz bardziej oddalamy się od moich bliskich. Domyślając, że posunąłem się do niewinnego kłamstewka.
- To była jedyna możliwość na pobycie przez chwilę wyłącznie z tobą. Jesteś tak rozchwytywana przez moją rodzinę, że w życiu nie daliby mi spokojnie z tobą przy nich porozmawiać. Poza tym stęskniłem się - mówię szczerze, ściskając pewniej jej dłoń, która nadal była spleciona z moją. Żadnemu z nas to jednak w ogóle nie przeszkadzało.
- Ja za tobą też się trochę stęskniłam. W moim życiu zrobiło się ostatnio zbyt spokojnie. Nie ma kto mnie denerwować - przyznaje się po chwilowej ciszy, jaka między zapanowała. Oczywiście nie odmawiając sobie dodatkowego komentarza który był w jej standardowym stylu. - Gdzie ty mnie w ogóle prowadzisz? - zastanawia się, gdy podążam znaną mi na pamięć drogą. Po terenie tej skoczni mógłbym chodzić niemal z zamkniętymi oczami. Znałem dosłownie każdy jej zakamarek.
- Tam, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Zaraz zobaczysz. Jeszcze chwila cierpliwości - nie zdradzam Heidi naszego celu, co przyjmuje ze sporym niezadowoleniem i zniecierpliwieniem.


- Piękny widok. Czy mi w ogóle wolno jednak tutaj przebywać? - gdy docieramy w końcu na opustoszały teraz taras widokowy. Zapatrujemy się przez moment na rozpościerające przed nami widoki. Po czym spoglądam na Heidi, która również patrzyła wprost na mnie. Nasze spojrzenia się dzięki temu spotykają, a ja bez reszty tonę w jej przepięknych brązowo-czarnych oczach. Zapominając o całym świecie.
- Ze mną masz prawo przebywać wszędzie. Kto w końcu zabroni czegoś dzisiejszemu zwycięzcy? - mówię z udawaną przechwałką, co wywołuje w niej jedynie głośny wybuch śmiechu.
- Czyżby? Komuś tu chyba urosło zbyt duże ego po dzisiejszym zwycięstwie i ostatnich dobrych występach - kręci głową z dezaprobatą, starając się zachować przy tym wymuszoną powagę. - Tak już jednak na poważnie, to chciałam ci szczerze pogratulować. Jestem z ciebie bardzo dumna - przytula się do mnie, a ja bez słowa zamykam ją w szczelnym uścisku, starając nacieszyć tym momentem bliskości. Najchętniej w ogóle bym się od niej nie odsuwał. Trwamy więc tak przez dłuższą chwilę, a ja doskonale wiem, że poza nią nie potrzebuję już niczego innego do szczęścia.
- Jak w ogóle podobał ci się dzisiejszy konkurs? - przerywam tę niezwykłą chwilę między nami, odsuwając się lekko i odzywając jako pierwszy, chcąc poznać towarzyszące jej dzisiaj emocje.
- A jak myślisz? - przekręca lekko głowę na bok z uśmiechem. - Było naprawdę genialnie. Z wielką chęcią to jeszcze kiedyś powtórzę - deklaruje z wypisaną na twarzy ekscytacją i błyszczącymi z radości oczami. Co niczym jak magnes przyciąga mnie ponownie do niej bliżej. Odgarniam delikatnie z jej twarzy kosmyk włosów, który wydostał się spod czapki, co wyraźnie paraliżuje Heidi. Atmosfera między nami gwałtownie gęstnieje, a napięcie wprost wzrasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Chyba jeszcze nigdy tak mocno nie pragnąłem jej pocałować, jak w tym momencie. Zapomnieć o wszystkim i skupić wyłącznie na tym, co tu i teraz.


- Mówił ci już ktoś kiedyś, że masz przepiękne oczy? - pytam, dotykając niepewnie dłońmi jej zmarzniętych i zaróżowionych policzków.
- Nie. Jesteś pierwszy. Tak samo zresztą, jak w wielu innych kwestiach - mówi niemal szeptem. Przyglądając się z ogromną niepewnością i zaskoczeniem moim poczynaniom. 
Po czym do reszty tracę nad sobą panowanie i stawiam wszystko na jedną kartę, mimo doskonałej wiedzy, iż natychmiast powinienem się odsunąć i nie przekraczać pewnych granic. Nie w taki sposób, gdy wciąż byłem z Nelle. Zamiast tego niweluję jednak tę resztę odległości, jaka dzieliła nasze usta od siebie, łącząc je ze sobą w delikatnym i ledwie wyczuwalnym pocałunku. Nie potrafiąc dłużej powstrzymywać ani swoich uczuć, ani tym bardziej pragnień. Rozsądek zostaje przez nie skutecznie pokonany. Nawet świadomość, że popełniam spory błąd, nie była w stanie mnie powstrzymać. Heidi za to najpierw zamiera z zaszokowania, stojąc niczym zamurowana, ale gdy po tych kilku pełnych wyczekiwania dla mnie sekundach i niewiedzy, jak zareaguje, z lekkim zawahaniem zaczyna odwzajemniać ten pełen czułości, ale również masy wątpliwości i wyrzutów sumienia pocałunek. Mam ochotę wprost szaleć ze szczęścia, ponieważ dawał mi nadzieję, że wcale nie stoję na przegranej pozycji w kwestii szans u niej. 


- Nie możemy. To się nigdy nie powinno wydarzyć. Przepraszam - gdy mamy już zamiar się bez reszty zatracić. Heidi gwałtownie się ode mnie odsuwa, kręcąc nerwowo głową. Spuszczając swój wzrok na ziemię. Odbierając mi tym samym całą chwilową euforię. - Stefan, jesteś w związku z Nelle. To się nie może powtórzyć. Nie mamy prawa, rozumiesz? To był okropny błąd.
- Nelle za chwilę będzie wyłącznie moją przeszłością. Rozstanę się z nią, gdy tylko wrócę do domu. Nie kocham jej i ciągnięcie tej fikcji od dawna nie ma sensu - zwierzam się z podjętej decyzji, mając nadzieję, że rzeczywiście mi uwierzy.
- Co takiego? Ale jak to? Jesteś tego pewien? Wiem, że ostatnio przechodzicie kryzys, nie oznacza to mimo wszystko, że nie da się nic z tym zrobić. Może ci się tylko wydaje, że już jej nie kochasz - szuka potwierdzenia z nieukrywanym zaskoczeniem w oczach. Wyglądała tak, jakby za nic nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłem podjąć taką decyzję.
- Już od dawna niczego nie jestem bardziej pewien - zapewniam, przytulając ją ponownie do siebie. - Chciałbym jednak wiedzieć, czy kiedy się z nią rozstanę, mamy szansę na powrót do tego, co wydarzyło się przed chwilą? - zadaję pytanie, które nie dawało mi spokoju od bardzo długiego czasu. Musząc nareszcie wiedzieć na czym stoję.
- Heidi, ja chyba... Nie, na pewno się...
- Stop! Nie kończ tego. Nie tutaj i nie teraz. Najpierw uporządkuj wszystkie swoje sprawy. Dopiero wtedy wrócimy do tej rozmowy. Bez tego nie da się pójść naprzód. Nie musisz się jednak w żadnym wypadku z niczym spieszyć. Ja nigdzie przecież nie uciekam - odpowiada wymijająco i z nutą tajemniczości, która odbiera mi w wiarę w nasze szczęśliwe zakończenie. To nie wyglądało optymistycznie, a bardziej jak przeciągnięcie w czasie rozmowy, w której pozbawi mnie reszty złudzeń i potwierdzi moje domysły, że co najwyżej może mi zaoferować przyjaźń. Po chwili jednak robi coś, co całkowicie zmienia postać rzeczy. Coś, co było najlepszą motywacją do jak najszybszego rozwiązania kwestii mojego związku z Nelle. Heidi tak po prostu przybliża się do mnie i lekko całuje. Wprawiając mnie tym samym w olbrzymie zadowolenie. - To powinno być na razie dla ciebie najlepszą odpowiedzią na twoje wszystkie pytania i odpowiednią zachętą - uśmiecha się promiennie, kiedy zgrabnie wymyka się z moich objęć, gdy tylko chcę pogłębić zainicjowany przez nią pocałunek.


- Wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że masz z nią romans! To było takie oczywiste. Nie daruję ci tego! - dobiega mnie zza pleców głos wściekłej Nelle, która pojawiła się tutaj znikąd. Odwracam się do niej zszokowany jej obecnością, natrafiając na mordercze spojrzenie, jakim mierzy mnie i Heidi. Norweżka wyglądała za to, jakby chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu i poczucia winy, a ja przeklinam w myślach swoją głupotę. To wszystko nie mogło się po prostu gorzej potoczyć. Musiałem teraz w pełni ponieść konsekwencje swoich pochopnych czynów, a przy okazji obronić Heidi przed niesprawiedliwymi oskarżeniami mojej niestety wciąż aktualnej dziewczyny. W głębi siebie wiedziałem mimo wszystko, że było warto i niczego na pewno nie żałowałem. - Obydwoje gorzko tego pożałujecie. Zwłaszcza ty, podła ladacznico.

piątek, 3 lipca 2020

Rozdział 14


24.12.2020

Jeszcze zanim się nawet na dobre nie rozbudzę, wciąż lekko błądząc na granicy jawy i dosyć przyjemnego snu. Czuję już rozpierającą mnie od środka ogromną radość i ekscytację z powodu nadejścia w końcu tego upragnionego dnia, na który od dłuższego czasu czekałem z nieukrywanym wyczekiwaniem i narastającą we mnie coraz bardziej niecierpliwością. Od kilku ostatnich tygodni wprost nie mogłem doczekać się tego wymarzonego dwudziestego czwartego grudnia, który niemal rok w rok był dla mnie tak samo wyjątkowy i niepowtarzalny. Wierzyłem również, że ten dzisiejszy będzie jednym z najlepszych na przestrzeni ostatnich lat i naprawdę godnym zapamiętania za sprawą obecności, jeszcze jednej wyjątkowo bliskiej mi osoby, która była dla mnie tak samo ważna, jak rodzina. Miałem dlatego nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i zgodnie z dokładnie przemyślanym w najmniejszych szczegółach wcześniej planem. W żadnym wypadku nie dopuszczałem do siebie myśli o jego, choćby najmniejszym niepowodzeniu. Mimo że wyzwanie, które przede mną stało było naprawdę trudne, a dla niektórych mogłoby wydawać się wprost niemożliwe do realizacji. Chciałem jednak usilnie wierzyć, że magia Świąt tym razem zadziała zdecydowanie na moją korzyść i przekonam jedną z chyba najbardziej upartych osób na świecie do przyjęcia mojego zaproszenia do wspólnego spędzenia nadchodzących dni. Zapowiadających się jak zawsze wspaniale.


Od kiedy tylko pamiętam, uwielbiałem święta Bożego Narodzenia i tę niepowtarzalną rodzinną atmosferę, którą zawsze za sobą niezmiennie niosły. Lubiłem ten towarzyszący Świętom gwar, który nieodłącznie panował w naszym, często przesadnie przystrojonym różnorakimi, niekiedy nawet kiczowatymi ozdobami, które znajdowały się niemal w każdym kącie domu. Choinkę, którą dzień przed Wigilią zawsze ubieraliśmy wspólnie z rodzicami, mając przy tym mnóstwo zabawy oraz śmiechu. Czy możliwość zobaczenia się z niekiedy dawno niewidzianymi dziadkami i wsłuchiwanie w ich fascynujące i niemające końca opowieści sprzed lat, które nigdy się mi nie nudziły. Z utęsknieniem czekałem też na te wszystkie przezabawne utarczki słowne mamy z jej ukochaną, ale również lekko ekscentryczną siostrą, których absolutnie przy takich rodzinnych spotkaniach nie brakowało, albo na narzekanie taty, że jak zwykle stół ugina się od przesadnej ilości jedzenia, którego nie bylibyśmy w stanie zjeść przynajmniej przez tydzień. To wszystko definiowało właśnie nasz własny sposób celebrowania Bożego Narodzenia, którego nie zamieniłbym na nic innego.


Przede wszystkim ceniłem sobie jednak ten wyjątkowy okres w roku za możliwość zwyczajnego pobycia z rodziną bez towarzyszącego mi na co dzień pośpiechu i częstego braku czasu. Żadne zagraniczne wyjazdy nie mogłyby dorównać takiemu wspólnemu spotkaniu. Szkoda tylko, że Nelle nie chciała tego nadal zrozumieć. Powoli traciłem już pomysły, a przede wszystkim chęci do zmiany jej zdania w tym niezwykle ważnym dla mnie aspekcie. Zwłaszcza że sprawa naszego związku utknęła w martwym punkcie, a ja miałem coraz większe przekonanie, że wielkimi krokami nadchodzi jego definitywny koniec. O czym byłem z nią zdecydowany porozmawiać zaraz po Nowym Roku, nie widząc sensu dalszego przeciągania wyjaśnienia sobie między nami tej kwestii.


Gdy w końcu postanawiam wstać z wygodnego, jak nigdy łóżka i zejść na dół, aby zaoferować swoją pomoc rodzicom w przygotowaniach do wielkimi krokami zbliżającej się kolacji. Już na schodach dobiega mnie obłędny zapach gotującego się jedzenia dochodzący z kuchni. Co było doskonałą zapowiedzią na wieczór, gdzie zostaną nam pewnie zaserwowane popisowe i jak zawsze mistrzowsko wykonane dania autorstwa mamy, która za każdym razem wkładała całe swoje serce w przygotowywanie jedzenia dla swoich bliskich. Możliwości skosztowania tych wszystkich pyszności, także nie zamieniłbym na nic innego, chociażby proponowano mi najbardziej wykwintne dania z ekskluzywnych i sławnych na cały świat restauracji. Nic w końcu nie mogło się równać z domową kuchnią niezastąpionej mamy.


- Dzień dobry - wchodzę z uśmiechem do kuchni, po której tak jak się spodziewałem, energicznie krzątała się moja rodzicielka. Pochłonięta do reszty w kulinarnych przygotowaniach.
- Dzień dobry, synku. Już wstałeś? To do ciebie niepodobne, aby być na nogach o tak wczesnej porze, gdy nie musisz tego robić - przygląda się mi ze sporym zdziwieniem i zastanowieniem.
- Szkoda marnować tak wyjątkowego dnia. Poza tym na pewno przyda się wam jakaś pomoc. Doskonale wiem, ile wysiłku kosztuje przygotowanie kolacji dla tylu osób. Może więc na coś się przydam - deklaruję się z rozpierającą mnie energią. Chcąc się czymś zająć, aby czas, który pozostał mi do wybrania się po naszego ostatniego gościa, dużo szybciej przeminął. - Gdzie tak w ogóle jest tata? - zastanawiam się, zdziwiony że nie zajmował swojego stałego miejsca o poranku przy kuchennym stole z kubkiem ulubionej kawy.
- Chyba w garażu. Szykuje się powoli do odebrania dziadków z dworca, a potem czeka go jeszcze wycieczka na lotnisko, bo twój drugi dziadek, a mój wspaniały ojciec znowu musiał zrobić po swojemu i zdecydował się na lot, choć wcześniej ustaliliśmy, że przyjedzie pociągiem. W dodatku Helen nie odbiera od rana telefonu i kto wie, co się z nią dzieje i o której raczy się łaskawie zjawić. Ja kiedyś po prostu oszaleję z tą rodziną! Czy tu choć raz nie może być wszystko zrobione z głową? - staram się ukryć swoje rozbawienie, gdy mama standardowo, jak co roku narzeka na brak zorganizowania naszych bliskich, zamiast się do tego po prostu dawno temu przyzwyczaić.


- Spokojnie. Ciocia na pewno wkrótce się pojawi. Pewnie jest w swojej misternej szklarni i wybiera te dziwne roślinki, jakimi nas zawsze obdarowuje. Na pewno więc po prostu nie słyszała, że do niej dzwoniłaś. Zawsze traci w niej przecież poczucie czasu - uśmiecham się lekko na wspomnienie zadomowego ogródka, w którym nasza niezastąpiona ciotunia hodowała swoje przeróżne lecznicze i podobno oczyszczające aurę zioła, potrzebne do jej dziwacznych rytuałów i chyba tylko ona wie, do czego jeszcze. - Poza tym ja z chęcią odbiorę dziadka z lotniska. Tak będzie dla wszystkich szybciej i zdecydowanie wygodniej - zgłaszam się na ochotnika. Nie widząc do tego żadnych przeciwwskazań. Uwielbiałem dziadka Harolda. Z nim po prostu nie dało się nudzić. Zawsze potrafił wszystkim świetnie umilić czas, choćby podczas najbardziej sztywnego rodzinnego spotkania.
- Jesteś pewien? Sądziłam, że pojedziesz zaraz po Heidi. Myślę, że czułaby się o wiele lepiej, gdyby miała okazję trochę oswoić się z nami przed kolacją - sugeruje życzliwie. - Mam nadzieję, że jej obecność jest nadal aktualna, prawda? - dopytuje z nieukrywanym wyczekiwaniem, czekając na moje potwierdzenie. Od kiedy tylko przedstawiłem rodzicom swój pomysł na zaproszenie Norweżki. Nie mogli się jeszcze bardziej doczekać poznania jej osoby, na co czekali już od naprawdę długiego czasu.
- Oczywiście, że aktualny. Przekonam ją do spędzenia z nami Świąt, choćby nie wiem co. Na pewno nie zostawię jej samej. Łatwiej mi jednak będzie, gdy postawię Heidi przed faktem dokonanym. Dlatego musisz uzbroić się w cierpliwość, bo wybiorę się do niej tuż przed samą kolacją. Tak jak to było od samego początku zaplanowane - zdradzam swoje zamiary pełen entuzjazmu. Dobrze wiedząc, że Heidi od dawna skrycie marzyła o takich prawdziwych Świętach spędzonych z rodziną, a ja chciałem teraz spełnić, choćby namiastkę tego marzenia.


- Nie jestem przekonana, że to dobre posunięcie. Ja na pewno nie byłabym zadowolona, gdyby ktoś nagle wpadł i oznajmił mi bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi, że mam rzucić wszystko i udać się na święta do obcych mi osób. W dodatku przez ograniczony czas będziesz miał mało pola do manewru - ostrzega mnie, będąc sceptycznie nastawiona do całego planu.
- Mamo, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Heidi też pewnie na początku będzie wściekła i to bardzo. Czasami bywa straszną złośnicą. Zaufaj mi jednak. Dobrze ją znam i wiem, że to najlepszy sposób, aby się w ogóle zgodziła - zapewniam usilnie, że mam rację. Przemilczam jedynie fakt o zamiarze drobnego szantażu, do którego będę zmuszony się posunąć, gdyby Norweżka usilnie upierała się przy negatywnej odpowiedzi na moje zaproszenie.
- Niech ci już będzie. Obyś tylko się nie mylił i Heidi rzeczywiście się tutaj dziś pojawiła - przystaje w końcu na mój plan z lekkim wahaniem. - Nie próbuj też podjadać tego ciasta. To na święta! - karci mnie od razu, gdy tylko chcę podkraść malutki kawałeczek. Nie miałem pojęcia, jakim cudem mnie nakryła, skoro była odwrócona do stołu plecami. Czyżby naprawdę wszystkie mamy miały oczy dokoła głowy?
- To, o której dziadek ma dokładnie przylecieć? - pytam, aby dowiedzieć się dokładnych szczegółów. Wciąż patrząc z utęsknieniem na blachę z przepysznie prezentujacym się wypiekiem. Nie mogłem  się już doczekać, aż bezkarnie będę mógł sobie pozwolić na zjedzenie kawałka albo najlepiej kilku. W końcu święta Bożego Narodzenia są tylko raz w roku.


Czekając cierpliwie na lotnisku, gdzie miał pojawić się dziadek, którego lot opóźniał się o dobry już kwadrans. Zauważam, że moi ulubieni wspólnicy uknutej przez nas małej intrygi, próbują się ze mną skontaktować.


- Cześć, Inge. Miło cię słyszeć - witam się radośnie z Norweżką. - Ciebie Michael też, mimo że się nie odzywasz - dodaję ze śmiechem, będąc pewnym, że Inge włączyła funkcję głośnomówiącą.
- Przyjemność również po naszej stronie - mówią niemal równocześnie. Czasami ich synchronizacja i niemal czytanie sobie w myślach bywało lekko przerażające. - Dzwonię, aby cię poinformować, że jesteśmy już w drodze. Heidi oczywiście uparła się zostać sama. Teraz więc wszystko już tylko w twoich rękach. Obyś ją naprawdę przekonał. W innym przypadku wszystko na nic. Nadal uważam jednak, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby, gdybyśmy we trójkę spędzili Wigilię w naszym mieszkaniu. Na to przystałaby najszybciej. Ty się jednak uparłeś - Inge starała się do ostatnich chwil forsować ten pomysł. To jednak na wstępie udaremniłoby cały zamiar oświadczyn Michaela o czym, wciąż nie miała nawet najmniejszego pojęcia, a także pozbawiłoby mnie możliwości nacieszenia się towarzystwem Heidi, z którą najchętniej w ogóle bym się nie rozstawał. Liczyłem, że mimo niezdecydowania i targającymi przyjacielem wątpliwościami te oświadczyny dojdą rzeczywiście do skutku i odważy się on dzisiaj wieczorem zadać Inge to jedno z najważniejszych pytań w życiu. Ogromnie szkoda byłoby zmarnować taką niepowtarzalną okazję.


- Mam nadzieję, że Heidi niczego nie podejrzewa - stram się upewnić. Każdy z nas doskonale wiedział, że Norweżka była ogromnie bystra i spostrzegawcza, a to mogło tym razem wyjątkowo pokrzyżować moje zamiary.
- Raczej nie. Wydaje mi się, że myśli, iż odpuściliśmy i postawiła tym razem na swoim. Widać było, że ogromnie się z tego cieszyła, gdy się żegnałyśmy. W dodatku postanowiła spędzić dzisiejszy dzień z książką, dlatego uważaj, bo może być w wyjątkowo buntowniczym nastroju. Heidi wprost nienawidzi, gdy ktoś odrywa ją od czytania, zwłaszcza gdy jakaś historia naprawdę ją zainteresuje - zdradza mi kolejny dosyć istotny fakt z życia dziewczyny, o którym jeszcze nie wiedziałem. - W dodatku na pewno na samym już wstępie ją ogromnie rozsierdzisz, gdy tylko przedstawisz swój pomysł. To, co zaplanowaliśmy, pewnie się jej wyjątkowo nie spodoba.
- Nie martwcie się. Już ja mam swoje sposoby na poskromienie jej złości - miałem nadzieję, że spora słabość Heidi do mojej osoby i nieumiejętność złoszczenia się na mnie zbyt długo, znowu okażą się zbawienne i wybawią z możliwej opresji, w jaką się wpakuję, gdy tylko przedstawię jej wizję wspólnych świąt.
- Oszczędź nam szczegółów. Wolę chyba lepiej nie wiedzieć, jakie to sposoby - wtrąca Michael ze śmiechem i jawną insynuacją swoich dziwnych podejrzeń, co do naszej relacji.
- Michi, widzę że jak zawsze żart się ciebie świetnie trzyma - odgryzam się mu. - Skup się lepiej na drodze i swoim własnym celu - specjalnie akcentuję ostanie słowo, nawiązując tym samym do oświadczyn. - Życzę wam Wesołych Świąt - zaczynam się żegnać. Widząc, że pasażerowie lotu, na który od kilkunastu minut czekałem powoli zaczynają się pojawiać.
- Wesołych Świąt i powodzenia. Do zobaczenia niedługo - słyszę, zanim połączenie nie zostanie zakończone.


- Stefan, jak ja się cieszę, że to właśnie ty mnie odbierasz. Strasznie stęskniłem się za swoim ulubionym wnuczkiem. Ile to już się nie widzieliśmy? Pół roku, czy więcej? - witam się z dziadkiem Haroldem krótkim uściskiem. Od ostatniej wizyty nie zmienił się praktycznie nic a nic. Nadal był tym samym wysokim, postawnym i zawsze uśmiechniętym starszym panem, który wyglądał o wiele młodziej, niż wskazywałby na to prawdziwy wiek.
- Dziękuję za takie wyróżnienie, ale raczej nie masz zbyt wielkiego wyboru w kategorii ulubionych wnucząt - życzliwie przypominam ze śmiechem. Byłem w końcu jego jedynym wnuczkiem.
- Po co wchodzić w takie szczegóły? - wzrusza ramionami. - Opowiadaj lepiej, co u ciebie? Poproszę tylko o informację ze sfery prywatnej, bo inne śledzę na bieżąco albo sprawdzę sobie później w internecie - jak zawsze żywo interesuje się wydarzeniami z mojego życia. - Twoja mama ostatnio mi mówiła, że zmagasz się z jakimiś uczuciowymi kłopotami. To prawda? - w tej rodzinie chyba niczego nie można było ukryć.
- Wszystko jest w porządku. Poza tym, że mój związek z Nelle wisi na włosku - zdradzam mu. Dobrze wiedząc, że i tak w mgnieniu oka dowiedziałby się od kogoś innego tych rewelacji.
- To faktycznie w porządku - patrzy na mnie ze zmartwieniem. - Poznam chyba jednak w końcu tę dziewczynę, prawda? Już ja utnę sobie z nią krótką pogawędkę o życiu - dziadek również był wyraźnie niezbyt przychylnie nastawiony do mojej obecnej dziewczyny. Mogła się więc cieszyć, że aktualnie znajdowała się setki kilometrów od niego.
- Niestety nie. Nelle nie spędzi z nami świąt. Prawdopodobnie poznasz jednak moją przyjaciółkę Heidi. Jestem już teraz pewien, że się polubicie. Obydwoje tak samo mocno kochacie historię - zaczynałem się nawet lekko obawiać, że spotkanie historyka, który pracował w swoim życiu w najprzeróżniejszych muzeach świata i tak pełnej zapału studentki historii sztuki, sprawi że rozmowy przy wigilijnym stole będą dotyczyć tylko tematów zamierzchłych i dawno minionych epok.
- Przyjaciółkę? - patrzy na mnie z ogromnym zainteresowaniem. Zapominając od razu o Nelle. - Wiesz, że twoja babcia też najpierw była tylko moją przyjaciółką? To często się właśnie tak zaczyna - podnosi sugestywnie swoją brew do góry. - Szkoda tylko, że tak przedwcześnie odeszła. Gdyby tu z nami była na pewno z wielką chęcią o wszystkim by ci opowiedziała. Kochała dzielić się z innymi wspomnieniami naszej młodości - na kilka sekund jego oczy zasnuwają się smutkiem. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Strata ukochanej osoby bardzo wiele go kosztowała i wciąż nie do końca sobie z nią radził. Czas może i goił rany, ale w żaden sposób nie był w stanie zastąpić pustki, która zostawała po najbliższej osobie.


- Opowiedz mi trochę więcej o tej przyjaciółce. To, że jest bardzo mądra już wiem, a piękna jest równie mocno? - w drodze do domu dziadek dopytuje mnie nieustannie o Heidi. W dodatku jedynie się śmieje, gdy widzi moją zażenowaną minę. Nic sobie z tego nie robiąc.
- Dziadku, proszę cię. Daj już temu spokój - wolałem uniknąć takich pytań. Bojąc się, że odkryłbym w nich wiele prawdy, którą niekoniecznie chyba chciałem znać.
- Dobrze, już przestaję. Sam się wieczorem przekonam - postanawia w końcu odpuścić. Dzięki czemu przez resztę drogi pogrążamy się w dużo mniej wymagającej rozmowie między innymi o jego ostatniej wycieczce do Wiednia.


Kończę pomagać w przenoszeniu używanej tylko na specjalne okazje zastawy stołowej do jadalni. Po czym spoglądam ze zdziwieniem na zegarek, orientując się, że nieubłaganie nadszedł czas zmierzenia się przeze mnie z najtrudniejszym dzisiejszym wyzwaniem. 


- Na mnie już pora. Czas dostarczyć ostatniego gościa - informuję rodziców o swoim zamiarze wyjścia i udania się po Heidi. Nie mogąc się tego wprost doczekać.
- Tylko pośpieszcie się w miarę możliwości, dobrze? Wiesz, że dla babci kolacja musi się rozpocząć punktualnie. Ona nie uznaje żadnych obsunięć - kiwam głową na zgodę.
- I żadnych postojów po drodze w jakimś ustronnym miejscu - ciocia Helen mruga do mnie żartobliwie na pożegnanie. Wprowadzając mnie po raz kilkunasty podczas dzisiejszego dnia w ogromne zażenowanie.
- Czy wy się wszyscy dzisiaj zmówiliście na te dziwne insynuacje? Mam tylko nadzieję, że oszczędzicie ich sobie przy Heidi. Przypominam wszystkim, że to tylko moja przyjaciółka, a ja nadal jestem w związku - chciałem, aby dziewczyna czuła się tutaj komfortowo, ale moja specyficzna rodzinka może to bardzo szybko udaremnić właśnie takimi komentarzami, jak przed chwilą.
- Jasne. Uważaj, bo ci uwierzę. W kartach widziałam coś zupełnie innego! Jedź już. Nie mogę się doczekać poznania tej dziewczyny - ciocia niemal wypycha mnie siłą z domu. Była po prostu niemożliwa. Ona i te jej wróżby Tarota.


Dzwonię dzwonkiem do mieszkania przyjaciół. Czekając, aż Heidi zechce mi otworzyć. Przy okazji biorę głęboki wdech, starając się opanować spore zdenerwowanie, które nieoczekiwanie mną zawładnęło. Gdy w końcu po niekończącym oczekiwaniu drzwi się powoli otwierają, patrzę z uśmiechem na ogromnie zaskoczoną Heidi, która miała minę, jakby właśnie zobaczyła jakiegoś ducha.


- Stefan? Co ty tutaj robisz? O tej porze? - pyta z niedowierzaniem, że naprawdę stoję właśnie przed nią, zamiast znajdować się zupełnie gdzie indziej.
- Przyjechałem po ciebie, aby zabrać cię do domu moich rodziców, gdzie wspólnie spędzimy święta - mówię prosto z mostu, wchodząc do mieszkania. Wyrzucając z głowy wszystkie wcześniej ustalone przemowy i stawiając na zwykłą spontaniczność.
- Słucham? Czy ty postradałeś rozum? To jakiś żart? - patrzy na mnie z ogromnym niezrozumieniem. Absolutnie nie dopuszczając do siebie myśli, że mógłbym mówić poważnie.
- A wyglądam, jakbym żartował? - odpowiadam jej na serio. Na co mruży jedynie gniewnie oczy. Biorę dlatego głęboki oddech, dobrze wiedząc, co takiego się święci. Jej wybuch złości był po prostu nieunikniony.


- Nie ma nawet takiej mowy! Nigdzie się stąd nie ruszam! Dziękuję za dobre chęci i fatygę, ale moja odpowiedź brzmi stanowcze nie. Jakby to w ogóle wyglądało? To Nelle powinna tam z tobą być, a nie ja - krzyżuje swoje ramiona, przybierając bezkompromisowy wyraz twarzy. Zapowiadało się na nie lada przeprawę.
- Daj spokój. Chyba nie myślałaś, że naprawdę pozwolimy ci spędzić te święta w samotności. Heidi, darujmy sobie te dziecinne przekomarzanki. Idź lepiej spakować jakieś najpotrzebniejsze rzeczy. Szkoda marnować czasu, którego i tak nie mamy zbyt wiele. Moja rodzina nie może się ciebie doczekać, a Nelle w ogóle się nie przejmuj. Poza tym wszystkim wyjaśniłem, kim dla siebie jesteśmy - zachęcam ją do zmiany zdania, co odnosi jednak odwrotny skutek do zamierzonego i tylko dodatkowo ją rozsierdza.
- Powiedziałam nie! Wracaj do rodziny, a ja zostaję tutaj. Mam wszystko, czego mi potrzeba - siada na kanapie, ostentacyjnie wracając sobie do czytania. Kompletnie mnie przy tym ignorując.


- Świetnie! Skoro tak stawiasz sprawę, to ja zostaję tutaj z tobą - siadam obok niej, nie mając najmniejszego zamiaru ustąpić. Zobaczymy, komu pierwszemu się znudzi. - Co ciekawego czytasz? - po kilku minutach milczenia, staram się zmusić w jakiś sposób Heidi do rozmowy. Ona jednak bez słowa odwraca jedynie okładkę książki w moją stronę. Nadal całkowicie mnie ignorując. Czas uciekał, a ja wciąż byłem w punkcie początkowym w kwestii przekonania tego uparciucha do swojej propozycji.


- Stefan, naprawdę powinieneś już iść. Przestań się wygłupiać. Rodzina na ciebie czeka, a ja i tak nie zmienię zdania. Tracisz tylko czas - po następnych kilku minutach nareszcie się do mnie odzywa. Towarzyszy jej jednak przy tym spora frustracja.
- Powiedziałem, że nie wyjdę stąd bez ciebie. I tak spędzimy tę Wigilię razem. W taki czy inny sposób. Na pewno masz w lodówce wystarczająco jedzenia, a rodzice zrozumieją, dlaczego nie mogłem być z nimi. Za rok też zresztą będzie Boże Narodzenie - uciekam się do wcześniej już zaplanowanego w założeniu niewinnego szantażu. Wierząc, że Heidi nie przejdzie obok niego obojętnie.
- Nie zrobisz tego - odpowiada mi niezbyt przekonująco. Nie będąc tego nawet w połowie pewną.
- A chcesz się założyć? - gram dalej, a na potwierdzenie swoich słów udaję się do kuchni. Otwieram lodówkę i przyglądam się jej zawartości. - Tak jak myślałem. Jedzenia nam w zupełności wystarczy. Mamy nawet ciasto. Zrobimy sobie prawdziwą ucztę. 


- Wiesz, że to wyjątkowo nie fair zagranie z twojej strony? Stosujesz na mnie zwyczajny emocjonalny szantaż. Dobrze wiedząc, że nie dopuszczę do tego, abyś spędził ten wyjątkowy dzień w roku z dala od rodziny - Heidi dołącza niechętnie do mnie, opierając się o blat szafki z wyraźnym sfrustrowaniem. Widziałem, że zaczynała się powoli łamać, a to było wyjątkowo dobrym znakiem. Zdecydowanie byłem na dobrej drodze.
- Nazywaj to sobie, jak tylko chcesz. Ważne jest jedynie, aby odniosło zamierzony skutek - posyłam jej niewinny uśmieszek.
- Czasami naprawdę cię nie cierpię i zastanawiam, dlaczego ja się w ogóle z tobą przyjaźnię - kręci ze zrezygnowaniem głową.
- Zobaczysz, że jeszcze mi za to niedługo podziękujesz - odpowiadam jej tylko. Czując, że jestem bardzo blisko osiągnięcia upragnionego celu.


- To jak będzie? Mam nakrywać dla nas do stołu, czy pójdziesz się grzecznie przebrać i spakować na najbliższe dwa dni? - pytam, gdy przez dłuższy moment bez słowa mierzymy się spojrzeniami. - Mogę też zrobić to za ciebie, ale wtedy nie przyjmuję żadnych reklamacji, że nie wziąłem ci tego, co potrzeba.
- Dobrze, zgoda. Pojadę z tobą, ale nie myśl sobie, że tak łatwo ci to wszystko odpuszczę. Oficjalnie jestem na ciebie obrażona - kapituluje w końcu z niechęcią. Udając się z westchnieniem głośnego niezadowolenia do swojego pokoju, a ja ze śmiechem siadam ponownie na kanapie. Ciesząc, że mimo wszystko poszło zdecydowanie łatwiej, niż się spodziewałem.
- Heidi, tylko się pośpiesz. Nie zostało nam zbyt wiele czasu, a musimy jeszcze dojechać na miejsce. Dobrze, że nie lubisz się przesadnie i zbyt długo stroić. W innym przypadku bylibyśmy zgubieni - odkrzykuję jej jeszcze, mimo świadomości, że mogę ją tym wyłącznie dodatkowo rozzłościć.
- Stefan! Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że wyrzucę cię przez balkon. Nawet fakt, że dziś Wigilia ci nie pomoże. Jestem na granicy wytrzymałości - ostrzega mnie tuż przed tym, jak znika z ubraniami w łazience. 


- Przydaj się na coś i powiedz mi, czy wyglądam dostatecznie dobrze? - Heidi staje przede mną z niepewną miną, prezentując się wprost oszołamiająco w swojej granatowej sukience z białym kołnierzykiem i pokrytą delikatną koronką na rękawach, która wraz z jej długimi rozpuszczonymi włosami i delikatnym, ledwie widocznym makijażem, który coraz częściej zaczynał gościć na jej twarzy, komponowała się w idealny sposób. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro dziewczyna nawet bez jakichkolwiek upiększaczy zachwycała swoją urodą.
- Jest ślicznie. Liczyłem jednak, że założysz tę różową sukienkę - nawiązuję mimowolnie do jej ostatniego zakupu. Nie zamierzając jednak narzekać.
- Przykro mi, ale to nie ta okazja. Tamta jest na randkę. Mój widok w niej przejdzie ci więc koło nosa - odgryza się mi z przekąsem. Robiąc to na pewno specjalnie w ramach zemsty za wywołane przeze mnie zamieszanie. Czasami była po prostu niemożliwa, a ja nie miałem pojęcia, skąd brały się we mnie takie pokłady nieskończonej cierpliwości do tej złośnicy. - Możemy już iść? - pyta z lekkim grymasem. Marząc najpewniej o zostaniu w mieszkaniu.
- Oczywiście. Zobaczysz, że nie będziesz żałować - chwytam za rączkę od jej niewielkiej walizki, podążając w stronę wyjścia. Z ogromem wewnętrznej satysfakcji i radości, że Heidi mi towarzyszy, a co więcej, że spędzimy ze sobą tyle wspólnego czasu. Święta zapowiadały się w iście rewelacyjny sposób.


💗💗💗💗


24.12.2020


Patrzę ze sporym zdenerwowaniem szalejącym wewnątrz mnie na mijane przez nas mocno opustoszałe ulice, które w coraz szybszym tempie zaczynały pokrywać się lekką pokrywą śnieżną. Nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, co się aktualnie dzieje. Jeszcze przed momentem moim jedynym zmartwieniem była coraz szybciej zmniejszająca się ilość stron książki, jakie zostały mi do przeczytania, a teraz jechałam w nieznane, aby spędzić Wigilię w gronie nieznajomych mi osób. Miałam wrażenie, że śnię, a to wszystko to jakaś kompletna abstrakcja. Przecież pomysł spędzenia Świąt z rodziną Stefana był istnym szaleństwem. Tylko on mógł wpaść na coś tak absurdalnego i wyjątkowo nieprzemyślanego. Co on sobie w ogóle myślał? Byłam dla jego bliskich zupełnie obcą osobą w dodatku z dość mocno burzliwą przeszłością. Dlatego też ogromnie obawiałam się reakcji rodziny Austriaka na moją osobę. Doskonale wiedząc, że z reguły nie sprawiałam dobrego pierwszego wrażenia na nowo poznanych, którzy zwykle oceniali mnie w dość jednoznaczny sposób.


- Sam wpadłeś na pomysł realizacji tego szaleństwa, czy ktoś ci w tym pomógł? - patrzę na Stefana z zapytaniem. Odzywając się po raz pierwszy od opuszczenia przez nas mieszkania. Wciąż będąc na niego po prostu wściekłą za wymuszenie na mnie zgody za pomocą tak niesprawiedliwego i chytrego posunięcia, jakim była groźba zostania przez niego ze mną przez całe Święta. Znając możliwości Stefana, gdybym uparła się zostać, mógł to bez żadnego zawahania zrealizować. Nie bacząc przy tym na konsekwencje.
- Pomysłów było kilka, ale mój okazał się najlepszy. Potem zajęliśmy się już wspólnie z pewnymi osobami, którym bardzo na tobie zależy dopracowaniem szczegółów - nawet nie musiał wymieniać, kto mu pomagał. Już ja sobie porozmawiam z pewną przebiegłą czwórką, gdy tylko wrócę. - Doskonale wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej - dodaje, spoglądając na mnie z wyraźną troską.
- Dlatego próbujcie mnie uszczęśliwić na siłę? Mimo że to było zupełnie niepotrzebne? - choć zabrzmiało to dużo bardziej wrednie, niż zamierzałam, nie miałam zamiaru się poprawiać.
- Czasami trzeba, gdy ktoś na własne życzenie pozbawia się tego szczęścia. Od tego ma się przyjaciół - Stefan ani myślał się zrażać moim marudzeniem, czy jawnymi wyrazami niezadowolenia. Pozostając na nie całkowicie niezwruszonym. Niekiedy zastanawiałam się, skąd on czerpał takie pokłady cierpliwości do mojej osoby. Miałam przecież doskonałą świadomość, że bywałam niekiedy nieznośna.
- Wspaniale. Ciekawe, czy ty byłbyś zadowolony, gdybyśmy wycieli taki numer tobie - odwracam się ponownie w stronę okna. Starając się przygotować na to, co miało mnie za chwilę czekać.
- Jeśli byłbym dzięki temu szczęśliwy, to nie miałbym nic przeciwko - odpowiada mi, a potem obydwoje pogrążamy się we własnych myślach. Przez co do samego końca jazdy nie pada między nami ani jedno słowo więcej. 


W momencie, gdy Stefan parkuje przed niezbyt dużym, ale już na pierwszy rzut oka bardzo ładnie wyglądającym piętrowym domem, ozdobionym bożonarodzeniowymi ozdobami w niezwykle staranny sposób, w co ktoś na pewno musiał włożyć wiele wysiłku i pracy. Mam ogromną ochotę uciec, jak najdalej stąd z nieodpartym wrażeniem, że absolutnie tutaj nie pasuję i nigdy nie będę pasować. To nie było miejsce dla kogoś takiego jak ja. Na wycofanie się było już jednak zdecydowanie za późno.


- Przepiękny dom - mówię z podziwem, gdy zmierzamy ze Stefanem w stronę drzwi po kamiennej ścieżce, przechodzącej przez ogród, który w lecie musiał prezentować się w iście niebiański sposób.
- To prawda. Mnie także od zawsze się bardzo podobał - odpowiada z lekką nostalgią, zapewne wracając wspomnieniami do czasów swojego szczęśliwego dzieciństwa. Im dłużej przyglądałam się temu miejscu, odkrywając kolejne kryjące się w nim szczegóły, tym mocniej uświadamiałam sobie, jak bardzo moje i Stefana życie różniło się od siebie. Jak odmienne było nasze dorastanie, a przede wszystkim, jak wiele brakowało mi do ludzi z takim statusem jak on, czy też jego rodzice. To nie był mój poziom i nie było sensu się oszukiwać.


- Poczekaj. Co ja mam powiedzieć twojej rodzinie, gdy zapytają o powód nie spędzania świąt przeze mnie z własnymi bliskimi? - zastanawiam się, gdy pokonujemy ostatni schodek i docieramy tuż pod drzwi domu. Będącymi ostatnim bastionem chroniącym mnie od poddania się ocenie znajdującym w budynku osób.
- Nikt nie będzie o to pytał, a nawet jeśli to sama zdecydujesz, czy chcesz o tym rozmawiać. Na pewno nie będziemy wywierać na tobie żadnej presji. Heidi, przestań się denerwować, bo naprawdę nie masz czym. Wszystko będzie dobrze - Stefan łączy niespodziewanie ze sobą nasze dłonie, a następnie przekracza próg domu z uśmiechem. Nie dając mi nawet chwili na oswojenie się ze świadomością, że za kilkanaście sekund poznam jego najbliższą rodzinę.


- Już jesteśmy - mówi głośno z zadowoleniem, gdy pomaga mi zdjąć płaszcz. Moment później pojawia się przy nas zwarta grupa sześciu osób, przypatrujących się mi z ogromnym zainteresowaniem. Czuję się przez to ogromnie przytłoczona i nie wiem, gdzie mam podziać wzrok. Nigdy nie lubiłam znajdować się w centrum uwagi w takich krępujących sytuacjach.
- Heidi, jak miło nam cię w końcu poznać. Tyle o tobie słyszeliśmy, że nie mogliśmy się ciebie wprost doczekać - jako pierwsza podchodzi do mnie mama Stefana, którą rozpoznaję bez najmniejszego trudu. Byli do siebie bardzo podobni. Obdarza mnie życzliwym uśmiechem, a następnie tak po prostu do siebie przytula, co ogromnie mnie zaskakuje. W życiu nie spodziewałabym się tak miłego powitania.
- To ja ogromnie dziękuję za państwa zaproszenie. To wyjątkowo miły gest z państwa strony - odwzajemniam jej zaraźliwy uśmiech.
- Absolutnie nie masz za co nam dziękować. To dla nas czysta przyjemność, że możemy cię tutaj gościć. Nasz dom jest zawsze otwarty dla przyjaciół Stefana - zapewnia, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Następnie przesuwa się lekko w bok, robiąc miejsce dla innych, którzy ochoczo chcieli zamienić ze mną, przynajmniej kilka zdań.


Witam się uprzejmie z kolejnymi osobami. Poznając w ten sposób pana Rene, dziadków Stefana w tym niezwykle przemiłego pana Harolda, czy też panią Helen, będącą podobno tą słynną ciotką zafiksowaną na punkcie astrologii i zielarstwa, o której tak wiele słyszałam. Wszyscy bez wyjątku okazują się wyjątkowo przychylnie do mnie nastawieni. Ani przez moment nie dając mi odczuć, że uważają mnie za niechcianego gościa, czy też kogoś niegodnego do przebywania w ich towarzystwie. Traktowali mnie jak równą sobie. Dzięki czemu poczułam się niczym pełnoprawny członek tej rodziny.


- Przejdźmy lepiej do jadalni. Tam jest o wiele więcej miejsca - zarządza pani Margot po krótkim zapoznaniu się wszystkich ze mną. W drodze do wyznaczonego przez nią pomieszczenia rozglądam się z ciekawością po wnętrzu domu. Oddychając z olbrzymią ulgą z powodu tak pełnego entuzjazmu powitania, po czym tak po prostu zostaję wciągnięta w przyjazną rozmowę z panią Helen. Zaczynając czuć się tutaj zadziwiająco dobrze, a przede wszystkim w pełni swobodnie. Odczuwany stres niemal w całości ze mnie ulatuje.


Gdy nadchodzi czas tak długo wyczekiwanej przez wszystkich kolacji Wigilijnej. Po uprzednim złożeniu sobie pełnych szczerej życzliwości życzeń dotykających niemal każdej sfery życiowej, które wydawały się nie mieć praktycznie końca. Wspólnie zasiadamy do idealnie nakrytego stołu, który wprost uginał się od stojącego na nim jedzenia. Wyglądało ono przepysznie i ogromnie kusiło do skosztowania dosłownie każdej możliwej potrawy. Samo to było dla mnie czymś wyjątkowym. W całym swoim dotychczasowym życiu nie widziałam tak wystawnie zastawionego świątecznego stołu.


- Heidi, przepraszam że nie przygotowałam żadnej tradycyjnej norweskiej potrawy, ale Stefan nie wiedział, jakie najbardziej lubisz. Nie chciał też cię wypytywać, aby nie zepsuć przypadkiem niespodzianki - pani Margot wyrzuca sobie niepotrzebnie, gdy delektuję się wybornie smakującą rybą jej autorstwa.
- Nie ma pani za co. Nic się nie stało. Nie jestem przesadną tradycjonalistką, a te dania przebijają dosłownie wszystkie, jakie królują na naszych stołach. Wspaniale pani gotuje - szczerze chwalę umiejętności mamy Stefana. Następnie ponownie włączając się do rozmowy z samym Austriakiem i jego dziadkiem, która dotyczyła krótkiego okresu pracy pana Harolda w Luwrze, co dla mnie byłoby spełnieniem największych marzeń.


- Dziękuję za twoją upartość i zaproszenie. Dawno już nie spędziłam z nikim tak miło czasu. Właściwie to chyba nigdy. Twoja rodzina jest przecudowna - gdy ta pełna ciepła i gwaru kolacja, podczas której miałam okazję porozmawiać z każdym na mnóstwo niezwykle interesujących tematów, poczynając od sztuki, a kończąc na polityce, powoli dobiega końca. Kieruję szeptem swoje pełne wdzięczności słowa do Stefana siedzącego obok mnie. Ogromnie ciesząc, że mogłam na własnej skórze poczuć tak utęsknioną od zawsze rodzinną atmosferę i wziąć w niej czynnie udział.
- To drobiazg. Poza tym święta spędzone w twoim towarzystwie to dla mnie najlepsza nagroda - posyła mi pełen radości uśmiech. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go bardziej szczęśliwego jak w tym trwającym momencie. 


Naszą dalszą rozmowę przerywają dość głośne dźwięki naszych telefonów, które niemal równocześnie informują o nadejściu wiadomości. Sięgam po swój ze sporą ciekawością, zauważając że jej nadawcą jest Inge, a treść zawiera zdjęcie dłoni dziewczyny z dobrze mi już znanym pierścionkiem oraz dwa słowa "Powiedziałam tak". Co wyrażało więcej niż tysiąc innych. Nie mogłam się już doczekać, aż poznam dosłownie każdy szczegół tych na pewno wspaniałych zaręczyn.


- Wygrałam zakład - informuję Stefana z satysfakcją i ogromną radością ze szczęścia naszych przyjaciół. - To ja wybieram film, gdy następnym razem wybierzemy się do kina - przypominam mu o jego porażce.
- Muszę przyznać, że nie doceniłem Michaela. Nie sądziłem, że już teraz się na to odważy. Po powrocie szczerze go przeproszę za to, że w niego zwątpiłem - kiwa z uznaniem głową. - Przed nami więc szykuje się kolejne wesele. Już nie mogę doczekać się wspólnej zabawy - mruga do mnie porozumiewawczo, a ja niemal krztuszę się pitym przez siebie sokiem na wspomnienie dnia naszego poznania. Potem, jak gdyby nigdy nic dzieli się radosną wiadomością od Inge z całą swoją rodziną, którą przyjmują z wielką aprobatą.


- Mówię ci, że ta dziewczyna go po prostu wykorzystuje. Gdzie ten Stefan ma do diabła oczy? Po co on w to w ogóle dalej brnie? - gdy znajduję się blisko kuchni z zamiarem odniesienia do niej porcelanowej zastawy ze stołu, chcąc w ten sposób jakoś pomóc w sprzątaniu. Mimowolnie dobiegają do mnie głosy mamy Stefana i jej siostry. Byłam wprost przekonana, że to o mnie rozmawiają, przez co robi mi się niezwykle przykro. Mogłam się jednak spodziewać, że to wszystko właśnie tak będzie postrzegane przez innych.
- Nie wiem. Może nie umie znaleźć sposobu na rozwiązanie tej sytuacji. Czuję jednak, że on wcale nie kocha Nelle. Może nigdy jej tak naprawdę nie kochał, tylko tak mu się wydawało. Wiem jedno. Ona nie zasługuje na żadne uczucia z jego strony - nieoczekiwanie słyszę imię dziewczyny Stefana. Czy to możliwe, aby ta rozmowa dotyczyła właśnie jej?
- Tym bardziej nie powinien ciągnąć dłużej tego związku. Nie, gdy ma przy sobie taką wspaniałą dziewczynę, jak Heidi. Dawno już nie widziałam tak dojrzale myślącej młodej osoby, a jaka jest obeznana w świecie. W dodatku słucha z zapartym tchem tych nudnych pogawędek naszego ojca. To po prostu jakiś chodzący ideał. Najważniejsze jednak, że Stefan jest przy niej sobą, a nie jak w towarzystwie Nelle, gdy zachowuje się jakby połknął kij od szczotki - pani Helen chwali mnie nad wyraz przesadnie. Dawno już nie słyszałam od nikogo tak miłych słów pod swoim adresem.
- Nie musisz mi tego mówić. Sama też to świetnie widzę. Mam ogromną nadzieję, że mój syn także to dostrzega - nie chcąc dłużej niekulturalnie podsłuchiwać tej dosyć prywatnej rozmowy. Zaczynam udawanie głośno kasłać, przekraczając próg kuchni, jak gdybym niczego nie słyszała.
- Nie musiałaś się fatygować z tymi talerzami. My byśmy to posprzątały. Jesteś naszym gościem - pani Margot upiera się przy swoim.
- To żaden problem. Z chęcią się na coś przydam. Przynajmniej w ten sposób mogę spróbować się za wszystko odwdzięczyć - nie miałam zamiaru pozwolić, aby ktokolwiek mi usługiwał przez cały mój pobyt w tym miejscu.
- Nie ma mowy. Wracaj do reszty i zapomnij o jakimkolwiek sprzątaniu - obydwie kobiety równicześnie wskazują w stronę salonu. Nie chcąc nawet słuchać moich dalszych protestów.


W momencie, gdy nadchodzi dla niektórych tak długo wyczekiwany moment otwarcia prezentów, które piętrzyły się w wysokich stosikach pod przepiękną choinką. Przypatruję się temu wszystkiemu ze sporym rozczuleniem. Marząc, aby kiedyś móc doświadczać takich świąt, co roku z liczną rodziną we własnym domu z kominkiem.


- Stop. Najpierw kolęda. Zapomnieliście? - babcia Stefana powstrzymuje go przed rozpoczęciem rozdawania podarunków. Na co przekręca on tylko oczami z niezadowoleniem. - Najmłodsi tradycyjnie zaczynają.
- Chodź, Heidi. Pomożesz mi zaśpiewać pierwsze wersy. Przynajmniej choć raz się nie skompromituję - ciągnie mnie za sobą na środek salonu. Podsuwając oryginalny tekst znanej na całym świecie kolędy, która powstała właśnie w Austrii. Mimo początkowo towarzyszącej mi tremy, zaczynamy w końcu wspólnie śpiewać, doskonale się przy tym bawiąc. Nie zauważamy przez to, nawet gdy inni również do nas dołączają. Tworzymy tym samym pokaźny chórek. Może i nikt z nas nie miał przesadnego talentu wokalnego, ale w tamtej chwili nie miało to absolutnie żadnego znaczenia.


Przypatruję się z uśmiechem, ale i lekką obawą Stefanowi, który rozpakowuje w końcu prezent ode mnie. Miałam nieodparte wrażenie, że celowo zostawił go sobie na sam koniec, aby tylko przedłużyć moją niepewność, czy odpowiednio trafiłam ze swoim podarunkiem. Widzę, jak z błyskiem w oku wpatruję się w śnieżną kulę z imitacją zakochanej pary w towarzystwie renifera w środku oraz wykonaną przeze mnie własnoręcznie Księgę naszej przyjaźni będącą połączeniem albumu ze zdjęciami, ważnych dla nas cytatów, używanych przez nas często charakterystycznych powiedzonek, czy też mapki Salzburga z zaznaczonymi na niej odwiedzonymi przez nas wspólnie miejscami.
- To coś genialnego. Naprawdę sama to zrobiłaś? - pyta mnie z niedowierzaniem, przekręcając kolejne strony. Na co kiwam tylko głową. - Jesteś niesamowita. Dziękuję - zachwyca się ku mojej uciesze i poczuciu, że było warto poświęcić kilka dobrych wieczorów na wykonanie tego wszystkiego, aby zobaczyć ten wyjątkowy uśmiech na jego twarzy. 


- A to Święty Mikołaj zostawił dla ciebie - na sam koniec Stefan wręcza mi niespodziewany podarunek. Ze sporym zdziwieniem spoglądam na otrzymany od niego prezent. Zaczynając go delikatnie rozpakowywać. Po czym moim oczom ukazuje się upragniony świąteczny sweter z reniferem i kolejne niewielkie pudełeczko z prześliczną bransoletką w środku. Przyglądam się jej ze sporym zachwytem, a zwłaszcza jej zawieszkom w kształcie litery H i S oraz symbolu nieskończoności. - Wesołych Świąt, Heidi. Mam nadzieję, że ci się podoba - siada obok mnie z lekką niepewnością, wyczekując mojej reakcji.
- Jest po prostu przepiękna. Lepszego prezentu nie mogłabym sobie wymarzyć. Wesołych Świąt, Stefan - pomaga mi zapiąć bransoletkę, a ja w ramach podziękowań za wszystko, kompletnie się zapominam i bez zastanowienia całuję go lekko w policzek, co pan Harold zauważa, kwitując to pełnym aprobaty uśmiechem. Szybko jednak wraca do oglądania swojego prezentu, gdy tylko nasze spojrzenia się spotykają. - To najlepsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu - już teraz nie miałam co do tego żadnych złudzeń.
- Nieprawda. Najlepsze są dopiero przed tobą. Kiedyś sama stworzysz z kimś taką rodzinę. Przekonasz się - Stefan mnie poprawia, a ja chyba niczego aktualnie bardziej nie chciałam niż tego, aby tym razem również miał rację.


Po całym tym dosyć szalonym i kompletnie niespodziewanym przeze mnie przebiegu wigilijnego wieczoru, który na pewno zapamiętam na bardzo długi czas w formie niezwykle przemiłych wspomnień i pewnie nigdy niedoścignionego wzoru na przyszłość tego, jak powinno wyglądać prawdziwe Boże Narodzenie. Uśmiech ani myśli zejść mi z twarzy. Dawno już nie przeżyłam czegoś bardziej obfitującego w tak pozytywne emocje oraz dostarczającego masy radosnych doświadczeń i przeżyć. Przywracając tym samym mojej osobie skutecznie wiarę w bezinteresowną ludzką życzliwość, a przede wszystkim dobroć, jakich właściwie na każdym kroku miałam okazję doznawać w rodzinnym domu Stefana. Zaledwie te kilka godzin, które spędziłam w tym miejscu, pokazało mi jak nic innego, co tak naprawdę znaczy mieć prawdziwą rodzinę i jak wiele szczęścia to za sobą niesie. Posiadanie świadomości, że w każdej sytuacji można liczyć na wsparcie najbliższych, nie mogło się równać z niczym innym. Nic nie mogło być cenniejsze w starciu z takim skarbem. Oddałabym chyba wszystko, aby również posiadać taką rodziną, jak ta należąca do mojego przyjaciela.


Pukam w końcu lekko w drzwi prowadzące do jego pokoju, pod którymi stałam już od dłuższej chwili z zamiarem wspólnego obejrzenia wybranego przeze mnie filmu, który miał uczynić mojej własnej tradycji zadość. Zgodnie z naszymi wcześniejszymi ustaleniami. Przy okazji chciałam mu jeszcze raz ogromnie podziękować za możliwość przeżycia świąt z tak cudownymi osobami, które stanowiły jego rodzinę.


- Wejdź, zapraszam - otwiera mi drzwi z uśmiechem. Wpuszczając bez najmnieszego zawahania do środka. - Ładna piżamka - kiwa z uznaniem głową, śmiejąc się i przyglądając ze sporą uwagą mojemu aktualnemu ciepłemu kompletowi ubrań z uroczymi misiami. Nic nie mogłam poradzić na to, że miałam ogromną słabość do takich, uważanych pewnie przez niektórych, dziecinnych wersji piżam.
- Jeśli spodziewałeś się, że sypiam w jakichś satynowych kusych wdziankach, które mogłyby pobudzić twoją wyobraźnię, to niestety muszę cię rozczarować, ale czegoś takiego w mojej szafie nie znajdziesz - mówię, zanim zdążę się ugryźć w język i pomyśleć nad tym, że takie słowa mogły być mocno niestosowne w układzie, w jakim się obecnie znajdowaliśmy. Stefan był w związku z inną i powinnam o tym przez cały czas pamiętać.
- Nawet na to nie liczyłem. Swoją drogą jakbyś może zapomniała, to tak właściwie już kiedyś nie pozostawiłaś jej zbyt wielkiego pola do popisu, prawda? - przybliża się do mnie, rzucając dwuznacznością, która przyprawia mnie o spore rumieńce zawstydzenia. Doskonale wiedziałam, że nawiązywał nią do samego początku naszej znajomości i tamtej nocy. Nie rozumiałam jednak, co go napadło, że w ogóle odważył się w jakikolwiek sposób poruszyć ten dotychczas temat tabu między nami.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie - wytrzymuję jego przenikające mnie na wskroś spojrzenie, choć przychodzi mi to z niezwykłym trudem. Co my w ogóle najlepszego wyprawialiśmy? Taka rozmowa między przyjaciółmi absolutnie nie powinna mieć nigdy miejsca. Tak samo, jak przeszłe wydarzenie, które ją w ogóle sprowokowało. Nasza relacja stanowczo źle się zaczęła i teraz mieliśmy tego bardzo widoczne konsekwencje. - Możemy zacząć oglądać? Jest dosyć późno. Gdzie masz laptop? - staram się, jak najszybciej zmienić temat i pozbyć tego napięcia, które się między nami nieoczekiwanie wytworzyło, zanim doprowadzi ono do czegoś, czego obydwoje będziemy gorzko żałować.


Czekając, aż Stefan włączy tak ogromnie przeze mnie lubiany typowo świąteczny film. Przysiadam na brzegu jego łóżka, wpatrując w śnieżną kulę stojącą na szafce, którą ode mnie dzisiaj otrzymał.
- Prezent naprawdę ci się spodobał, czy chcesz się tylko mi przypodobać zostawieniem go na widoku? - pytam ze śmiechem, biorąc podarunek ostrożnie do ręki.
- A jak myślisz? Jest naprawdę przepiękna. Dawno już nie dostałem niczego lepszego - odpowiada mi niemal od razu. Brzmiąc zaskakująco szczerze.
- Nie podarowałam ci jej jednak wyłącznie ze względu na ładny wygląd. Chciałabym przede wszystkim, aby o czymś istotnym również tobie przypominała. Mianowicie o tym, że nasze życie jest na pewien sposób do niej bardzo podobne. Czasami też coś lub ktoś nim nieoczekiwanie wstrząsa i przez jakiś czas panuje jedynie prawdziwa zamieć, ale kiedyś wszystko się musi w końcu uspokoić. Tak, jak w tej śnieżnej kuli. Zawsze uważałam ją za taką namacalną metaforę - potrząsam nią lekko, przyglądając się jej ze wspomnieniami dzieciństwa przed oczami, kiedy to niemal codziennie bawiłam się własną, otrzymaną  wraz z tym przekazem od niestety zmarłej dawno temu babci, starając wmówić, że tak samo będzie z moim życiem. Po części się to nawet ostatnio zaczęło sprawdzać. Mozolnie zaczynałam w końcu osiągać tak upragnioną od zawsze stabilizację i odbijać się od dna.


- Pewnie uważasz to za totalną głupotę - milczenie i nieodgadniony wzrok Stefana, którym aktualnie wpatrywał się we mnie, podsuwają mi do głowy taką interpretację.
- Oczywiście, że nie. Po prostu jestem pod wrażeniem, że nawet w takim przedmiocie, potrafisz odnaleźć głębszy sens. Na pewno będę o tym pamiętał. Jeszcze raz dziękuję za nią i za tę naszą Księgę przyjaźni również. Musimy tylko zdecydowanie powiększyć ilość naszych wspólnych zdjęć, aby mieć czym ją zapełnić - kręcę przecząco głową ani myśląc na to przystać. Uważając, że byłam wyjątkowo niefotogeniczna.
- Zapomij. Możemy co najwyżej fotografować miejsca, które odwiedzimy. A teraz włącz w końcu ten film, bo powoli dochodzi północ i przez ciebie popsuję sobie tradycję - pośpieszam go.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju, naprawdę. Chyba tylko ty mogłaś wybrać akurat ten film na swój wigilijny rytuał - odpowiada mi. Posłusznie włączając w końcu tak wyczekiwany przeze mnie obraz.


Przekręcam lekko głowę, starając się lepiej widzieć wydarzenia rozgrywane na niezbyt dużym ekranie, co wcale nie było najłatwiejsze. Biorąc pod uwagę moją siedzącą pozycję i laptopa, który znajdował się aktualnie na kolanach leżącego Stefana. Nie miałam jednak zamiaru narzekać na niedogodności. Starając się skupić jedynie na oglądaniu poszczególnych scen, zwłaszcza tych z udziałem Grincha, które znałam od dawna niemal na pamięć.
- No chodź tutaj, przecież nie gryzę - Stefan widząc mój brak znalezienia dogodnej pozycji. Zachęca mnie do położenia się obok niego. Po krótkim zawahaniu w końcu na to przystaję. Jednak, gdy nasze ciała przypadkiem się ze sobą stykają, przechodzi mnie lekki dreszcz i spore uderzenie gorąca, co w żadnym wypadku nie powinno mieć miejsca i doskonale o tym wiedziałam. Dlatego też staram się za wszelką cenę zignorować swoje nieoczekiwane reakcje na jego bliskość. One nie przyniosłyby mi nic dobrego, a co najwyżej rozczarowanie. Na całe szczęście kolejny głośny wybuch śmiechu Austriaka, sprowadza mnie na właściwe tory. Pozwalając skoncentrować moją uwagę wyłącznie na właściwym celu, jakim był oglądany przez nas film.


Kolejne minuty upływają mi w mgnieniu oka. Bez reszty zatracam się w świecie Ktosiowa i jego mieszkańców, niemal co chwilę głośno się śmiejąc i wypowiadając równo z bohaterami ich kwestie. Gdy na ekranie w mojej opinii zdecydowanie za szybko pojawiają się napisy końcowe, czuję lekki niedosyt. Postanawiam dlatego wymienić się uwagami i opiniami z moim towarzyszem. Mając nadzieję, że na to przystanie.


- I jak? Nadal uważasz, że to nic specjalnego, czy twoje zdanie po powtórnym obejrzeniu się zmieniło? - pytam Stefana, ale odpowiada mi jedynie cisza. Spoglądam więc na niego, zauważając że po prostu w którymś momencie zasnął. Mimowolnie uśmiecham się na ten widok, po czym wstaję po cichu z łóżka. Odkładam delikatnie laptop w bezpieczne miejsce, a następnie przykrywam śpiącego Austriaka. Przypatrując przez moment bez słowa jego spokojnemu i odprężonemu wyrazowi twarzy.


- Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo to doceniam. Bez ciebie moje życie byłoby o wiele mniej barwne - mówię coś, co w normalnej rozmowie między nami dużo trudniej byłoby mi z siebie wyartykułować. - Dobranoc. Śpij dobrze - nachylam się nad nim, całując lekko w policzek na pożegnanie.
- Dobrze...Tak zrobię - odpowiada niezbyt wyraźnie przez sen. Przekręcając się na bok. - Kocham cię... - będąc już prawie przy drzwiach. Gwałtownie zatrzymuję się w miejscu z zaszokowaniem i galopującym biciem serca. Odwracam się za siebie, zauważając że Stefan nadal był pogrążony we śnie. Oczywistym więc było, że pomylił mnie z Nelle albo kimś innym. To wyznanie na pewno nie mogło być skierowane do mojej osoby. To było zwyczajnie niemożliwe. Mimo to usłyszenie czegoś takiego z jego ust było ogromnie miłym doświadczeniem. W końcu nigdy dotąd nikt nie skierował tych dwóch słów bezpośrednio w moim kierunku. Nieważne było nawet, że nie był tego świadomy, a jego adresatką była zupełnie inna osoba.


Ze względu na dość późną porę, najciszej jak tylko potrafię, otwieram drzwi, wychodząc na korytarz. Nie chcąc, aby ktokolwiek przypadkiem mnie zobaczył i wysnuł z tego wszystkiego jakieś błędne wnioski. Sekundę później, jak na złość z kimś dość mocno się zderzam. Gorzej być chyba nie mogło.


- Jak ja kochałam kiedyś takie nocne schadzki. Też byłam mistrzynią w bezgłośnym skradaniu - dobiega do mnie rozbawiony głos pani Helen, a ja mam ochotę najzwyczajniej w świecie zapaść się pod ziemię.
- To wcale nie tak. My po prostu oglądaliśmy razem ze Stefanem film, a potem on zasnął. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej nas nie łączy - mimowolnie zaczynam się zawstydzona tłumaczyć. Nie chcąc, aby ktokolwiek myślał sobie, że próbuję rozbić czyjś związek.
- Naprawdę nie musisz się mi z niczego spowiadać. Znam dobrze życie i wiem, że nie zawsze wszystko jest czarne albo białe. Nikogo na pewno nie będę oceniać - uśmiecha się do mnie życzliwie. Dobrze jednak wiedziałam, że kobieta była święcie przekonana, że wcale nie oglądaliśmy jedynie filmu.


- Ale my naprawdę jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi, proszę pani - staram się ją usilnie przekonać.
- Żadna pani. Prosiłam, abyś mówiła mi po imieniu. I tak czuję się już wystarczająco staro - przypomina mi o swojej prośbie. - Poza tym znam swojego siostrzeńca doskonale i gwarantuję ci, że na pewno nie jesteś dla niego jedynie przyjaciółką. On też w końcu to wkrótce zrozumie. Może nawet już zrozumiał, ale nie potrafi się do tego przyznać. Od samego początku wiedziałam, że jego związek z Nelle nie wyjdzie. Ostrzegałam go, że są do siebie numerologicznie fatalnie dobrani, to nie chciał słuchać. Ale wy to już na całe szczęście zupełnie coś innego w tej kwestii - zdradza entuzjastycznie, a mi wprost odbiera mowę. Zaczynałam już też rozumieć, dlaczego chciała poznać datę mojego urodzenia.
- Może i gwiazdy nie popierają ich związku, ale Stefan mimo wszystko kocha Nelle. Wiem, że nie ma tu jej przesadnych zwolenników. Sama też nie cierpię tej dziewczyny, ale skoro ona daje mu szczęście, to musimy się nauczyć ją tolerować - tonuję zapał pani Helene, która z wielką chęcią pewnie, choćby teraz rzuciłaby na Nelle jakąś klątwę.
- To bzdura. Stefan nie kocha Nelle. - to była już kolejna osoba, która miała co do tego zupełną pewność. Moja opinia pozostawała jednak zupełnie odmienna. W końcu, gdyby było inaczej, dawno już by się z nią rozstał. - Zaufaj mi, Heidi. Wiem, co mówię. Teraz jednak powinnyśmy odpocząć. Jest strasznie późno. Dobranoc - żegna się ze mną, przytulając uprzednio do siebie. - Gdybyś jednak chciała poznać swoją przyszłość zapisaną w kartach. Moje drzwi są zawsze otwarte - zachęca po raz kolejny, zanim nie zniknie w zajmowanym przez nią pokoju.


Przekraczając próg wyznaczonej mi gościnnie sypialni, kręcę tylko ze śmiechem głową. Pani Helene była naprawdę specyficzną i lekko oderwaną od rzeczywistości osobą, to jednak nie powstrzymało mnie od natychmiastowego obdarzenia jej ogromem sympatii. Miałam dlatego nadzieję, że te święta nie są ostatnim razem, kiedy dane będzie mi ją spotkać.


Kładę się w końcu do wygodnego łóżka poważnie zmęczona. Okrywam się ciepłą kołdrą, zamykając oczy. W myślach natomiast natychmiast pojawia się wyznanie Stefana, które usłyszałam przed kilkoma minutami. Żadne inne słowa z jego ust nie brzmiały lepiej od tych dwóch. Nieustanne rozbrzmiewanie ich w mojej głowie, jak w jakiejś pętli, skutecznie utula mnie do snu. Zasypiam spokojna i przepłniona nieoczekiwaną radością wraz z gdzieś w oddali plączącą się myślą, że Stefan był chyba jedynym mężczyzną, któremu mogłabym kiedykolwiek spróbować odpowiedzieć w podobny sposób na takie wyznanie.



25.12.2020


- Wstawaj, Śpiochu. Gorąca czekolada już stygnie i na nas czeka - z przyjemnego snu, wyrywa mnie doskonale znany głos należący do osoby, która stała teraz nade mną i próbowała zabrać kołdrę.
- Idź sobie. Daj mi jeszcze, przynajmniej kwadrans - nakrywam głowę poduszką ani myśląc się na dobre obudzić. Potrzebowałam zdecydowanie większej ilości snu.
- Przykro mi, ale wszyscy już na nas czekają. To taka nasza mała tradycja, że zawsze w pierwszy dzień świąt wspólnie pijemy o poranku gorącą czekoladę - Stefan nie zamierzał odpuścić.
- Mogłeś powiedzieć mi o tym wczoraj, wiesz? Położyłabym się wtedy dużo wcześniej. Która jest w ogóle godzina? - otwieram niechętnie oczy. Będąc pewną, że jest wyjątkowo wczesny poranek.
- Dochodzi dziesiąta - odpowiada mi ze śmiechem. Co wprawia mnie w sporą konsternację. Jakim cudem spałam do tak późnej godziny?
- Żartujesz? Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej? - podrywam się z prędkością światła z łóżka. Przypominając, że na tę godzinę było przecież zaplanowane wspólne śniadanie. - Nie zdążę się nawet ubrać - zaczynam panikować. Nie chcąc się przypadkiem spóźnić i sprawić, aby każdy czekał specjalnie na mnie.
- Nie musisz. Tutaj żaden Dress code nie obowiązuje. Wszyscy najczęściej jemy śniadanie właśnie w takich strojach - uspokaja mnie. Samemu także wciąż będąc w ubraniach, w których wczoraj spał. - Przebierzesz się dopiero na ten spacer po okolicy, który ci wczoraj obiecałem.
- Na pewno? - staram się mimo wszystko upewnić. Woląc uniknąć jakiejś gafy.
- Na pewno. Chodź i przestań się tak wszystkim niepotrzebnie spinać. Tyle razy już ci mówiłem, abyś czuła się, jak u siebie - wyciąga w moim kierunku dłoń, za którą ufnie chwytam. Po czym wspólnie podążamy na dół, skąd dochodził nas już wesoły gwar rozmów. Zapowiadał się kolejny wspaniały dzień spędzony w doborowym towarzystwie, czego wprost nie mogłam się już doczekać.